I will be 14
Ja,
który dołączyłem do twego westchnięcia
To
hipokryzja czy miłość?
Swallowtail
on the Death Valley
Mieliśmy nieco
leniwie, niedzielne popołudnie. Yuu większość poranka przeleżał na kanapie,
robiąc to, co zawsze mu wychodziło najlepiej – śpiąc. Sachiko również była
jakaś niemrawa. Siedziała u siebie w pokoju i bawiła się sama ze sobą i tylko
od czasu do czasu przychodziła, by się spytać kiedy obiad albo czy dostanie coś
do picia. Sam też nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Niby mieliśmy iść do kina i
spędzić ten dzień jak przykładna rodzina, ale nawet i mnie jakoś nie chciało
się nigdzie ruszać. Było dosyć ciepło. Była wiosna, końcówka marca. Wiśnie już
kwitły, Yuu mówił, że pójdziemy też dzisiaj do parku oraz na plac zabaw,
chociaż zdawało się, że o tym zapomniał. Przysiadłem tak obok swojego
narzeczonego, kiedy on leżał rozłożony na kanapie, drzemiąc, po czym
pocałowałem go w policzek. Uchylił lekko powieki.
− Nie idziemy
nigdzie? – spytałem, próbując się położyć obok niego. Bezskutecznie, prawie
spadłem na podłogę. Dlatego po prostu przysiadłem tak przy nim, lekko gładząc
go po włosach. Nie było mowy o tym, by te leniwa kluska chociaż ruszyła dupę i
zrobiła mi nieco więcej miejsca.
− A chcesz?
− Jest ładna
pogoda, świeci słoneczko… Możemy w końcu to wykorzystać. No i wiesz, że Kagome
i Akira przychodzą wieczorem. Fajnie by było, jakbyśmy gdzieś się chociaż
przeszli.
− Spytaj Sachi
czy gdzieś idziemy – wymamrotał, zakrywając twarz poduszką.
− Oj, Yuu –
jęknąłem, przedłużając głoskę w jego imieniu. Uparty byłem, więc się na nim
położyłem, by to mi ten mały gad zrobił nieco miejsca. Stęknął jedynie
cierpiętniczo, narzekając, że ważę tyle co zawodnik sumo.
− Grubasie,
złaź.
− Sam jesteś
grubasem – burknąłem, całując go w usta. – Ale ty jesteś dzisiaj marudny i
leniwy. Jak cholera.
− Zaraz złamiesz
mi kręgosłup…
Przekonałem go w
końcu, by wyjść do parku. Wzięliśmy więc Sachiko i poszliśmy się przejść we
trójkę. Sachi z początku sprzeciwiała się pomysłowi pójścia gdziekolwiek i aż
zaczęła płakać, no ale kto by się nie dał przekonać lodami i huśtawką. Nawet
Yuu się rozochocił, gdy wspomniałem mu o lodach.
− W sensie, że
zrobisz mi loda? – spytał, ubierając buty. Pomagałem akurat założyć Sachiko jej
płaszczyk. Spojrzałem na Shiroyamę, jakbym miał przed sobą kompletnego debila.
− Nie przy
dziecku chociaż.
− Daj spokój.
Wyszliśmy na
dwór i niemal od razu skierowaliśmy się na plac zabaw. Sachiko radośnie biegała
po podwórku, piszcząc i skacząc. Natychmiast zaskarbiła sobie kompanów w
postaci dwóch chłopców i jednej dziewczynki. Wszyscy byli mniej więcej w jej
wieku. Yuu poszedł po lody, kiedy ja siedziałem na ławce i patrzyłem, jak nasza
córka wesoło hasa wraz z innymi dziećmi. Przysiadła się do mnie kobieta. Była
chyba nieco młodsza niż ja. Uśmiechnęła się do mnie lekko, odwzajemniłem gest.
Popatrzyłem tak na nią z uśmiechem i coś mnie nagle ruszyło. Rany, to była
naprawdę piękna kobieta. Przez dłuższy czas nie mogłem oderwać od niej wzroku.
W końcu jednak musiałem spojrzeć na swoje dziecko. Mała bawiła się w najlepsze
na karuzeli.
− Ładna pogoda –
wymamrotała nieśmiało.
− Faktycznie –
przytaknąłem jej. – Nie pada.
Jak nie ma o
czym mówić, to się mówi o pogodzie czy coś w tym guście. Zerknąłem na swą
towarzyszkę. Była to drobna kobieta o niecodziennej urodzie, nieco chińskiej.
Jednakże, co mnie jednak najbardziej zaintrygowało, jedno oko miała niebieskie.
Nie chciałem się na nią zbyt długo patrzeć i nie być natrętnym, dlatego szybko
odwróciłem wzrok i zauważyłem, że Sachiko jest ciągnięta przez jakiegoś chłopca
za włosy. W tym momencie ja oraz ta kobieta krzyknęliśmy niemal jednocześnie:
− Sachiko!
− Liangde!
Zerwałem się z miejsca,
by pomóc swojej córce, to samo uczyniła kobieta o chińskiej urodzie, co mnie
zaskoczyło. W dodatku krzyknęła do swojego dziecka coś po chińsku, co mnie już
kompletnie rozbroiło. Pierwsza podbiegła do szarpiących się dzieciaków, po czym
z niemałą siłą pociągnęła chłopca do siebie. Zaczęła energicznie coś mówić po
chińsku. Sachiko pobiegła do mnie z płaczem. Przytuliłem do siebie córkę,
kucając przy niej. Niespodziewanie pojawił się przy nas Yuu, co mnie zupełnie
zbiło z tropu. Nawet nie zauważyłem, kiedy podchodził. Kucnął przy nas i dał
zapłakanej Sachiko loda.
− No już, nie
płacz – westchnąłem, gładząc ją po główce.
− Następnym
razem, jak ktoś cię będzie zaczepiać albo jak będzie cię bił, to mu oddaj –
powiedział Yuu.
− Shiro!! – mało
nie wyszedłem z siebie. – Tak nie można.
− Daj spokój.
Mała ma się bronić, a nie się dawać.
− Jest
dziewczyną, nie chłopcem, żeby się rozbijać.
− No i co? Tym
bardziej ma się umieć postawić, nie mam racji? Sachi, dziewczynki rządzą, co
nie? – Shiro uśmiechnął się do niej szeroko. Mała odwzajemniła gest, starając
się zapanować nad łzami. Pokiwała energicznie głową.
− Tak!
− No ja w was
nie wierzę – jęknąłem, załamując ręce.
− Um…
przepraszam – usłyszeliśmy nad sobą. Podniosłem głowę, patrząc na Chinkę, która
trzymała swojego syna na nadgarstek. Pochylała się nad nami ze skruchą w swoich
wielokolorowych oczach. Zauważyłem, że Yuu rozświetliło się spojrzenie na jej
widok. Zdaje się, że jego również uderzyła jej niecodzienna oraz pociągająca
uroda. – Bardzo mi przykro za to, co zrobił mój siostrzeniec. Strasznie
przepraszam. Bardzo cię boli? – zwróciła się do Sachiko. Nasza córka jednak
chyba się jej wystraszyła. Schowała się za mną, mało nie upuszczając loda.
− Hej,
odpowiedz, jak się pani pyta – powiedziałem nieco już zirytowany tym wszystkim.
Yuu wstał, poszedłem w jego ślady. Sachiko schowała się za moimi nogami,
chwytając mnie mocno za nogawki spodni. – Sachiko! – podniosłem głos.
Shiroyama
spojrzał na mnie, unosząc brwi ze zdziwieniem. Nigdy nie podnosiłem głosu na
nasze dziecko. Z jakiegoś powodu po prostu ta sytuacja naprawdę mnie
zdenerwowała.
− Chyba nic jej
nie jest. Jest nieco wstydliwa – odpowiedział Yuu Chince, widząc, że mała nie
ma ochoty na poznawanie nowych osób, a ja naprawdę się zezłościłem, gdyż Sachi
ubrudziła mi spodnie lodem.
− Jeszcze raz
bardzo przepraszam – jęknęła ze skruchą kobieta. – Oby małej nic nie było.
− Może ubyło jej
parę włosów z głosy – roześmiał się Yuu. – Nie ma co się martwić, dzieci tak
mają. Mogło zdarzyć się coś o wiele gorszego.
Zaraz wróciliśmy
do domu. Yuu od razu stwierdził, że jestem coś nie w sosie. Faktycznie,
zdenerwowałem się i to chyba bardziej niż powinienem. Całe to nasze spokojnie,
niedzielne popołudnie zmieniło się w jeden wielki bajzel.
Do czasu aż
przyszli w końcu do nas Kagome oraz Akira.
Wpadli razem, co
jakoś mnie nie zdziwiło. Otworzył im Yuu, który trzymał naszego brzdąca na
rękach. Mała Sachiko radośnie pisnęła na widok tej dwójki.
− Wujek, ciocia!
– niemal wyrwała się Yuu, chcąc przytulić się do Kagome oraz Akiego. Patrzyłem
tak na to wszystko, stojąc z boku. Czułem, że zeswatanie tej dwójki pójdzie mi
całkiem dobrze.
Wieczór w sporej
mierze zleciał nam na zajmowaniu się Sachiko. Dziewczynka była strasznie
podekscytowana tym, że wujek i ciocia do niej wpadli. W końcu jednak nadeszła
pora kąpieli. Yuu wziął ją i kazał się ze wszystkimi pożegnać. Sachiko
pomachała wszystkim i mój partner poszedł z nią do łazienki.
− Żywe srebro –
skwitował Aki, gdy tylko drzwi od salonu zamknęły się za Yuu i Sachi.
Przyjaciel wziął łyk piwa, w końcu mogąc się nim nacieszyć. – To ile ona już w
tym roku kończy?
− Pięć lat –
odparłem z westchnięciem.
− Jak ten czas biegnie
– oznajmiła Kagome. – A jeszcze nie tak dawno przyszłam z nią do ciebie i do
Yuu po raz pierwszy. Była taka nieufna, a teraz nie widzi świata poza wami!
− Dobrzy z nas
rodzice – zaśmiałem się, również biorąc piwo. – To jak? Oglądamy Kill Billa?
Przyjaciele
przytaknęli na mój pomysł. Chociaż skończyło się na tym, że bardziej niż na
oglądaniu skupiliśmy się na rozmowie. Głównie wspominaliśmy stare dobre czasy
gimnazjalne oraz licealne. Nie powiem, ogarnęła mnie swoista nostalgia na
wspomnienie tych cudnych czasów młodości. Ja i Akira byliśmy nieletnimi
łobuziakami, a Kagaome i Nanami naszymi partnerami w zbrodni. Cała nasza
czwórka tworzyła jednocześnie krąg wzajemnej adoracji oraz wiernej przyjaźni.
− Rany, tak mi
tu teraz brakuje Nanami – powiedziała cicho Kagome, dopijając swoje drugie
piwo. Kill Bill leciał w najlepsze w tle i żadne z nas już nie było
zainteresowane tym, co dzieje się na filmie. – Hej, a pamiętacie, jak
trafiłyśmy z Nanami do dyrektora?
− Co? – zdziwił
się Akira.
− Jak to trafiłyście
do dyrektora? Kiedy?
− Nie pamiętam.
− O kurczę, ale
wy macie kiepską pamięć. Naplułyśmy belfrowi od wuefu na głowę i na nas
naskarżył. Prawie dostałyśmy kuratora. Facet domagał się wydalenia nas ze
szkoły albo przynajmniej zawieszenia w prawach ucznia i chciał nam założyć
sprawę w sądzie.
− Ach, to! –
roześmiał się Akira. – Już pamiętam. Jak ten facet miał na imię? Chyba tylko wy
z nim miałyście zajęcia.
− No, on miał
jakoś… Kuinichi… Michii? Cholera, nie pamiętam. Ale pieprzyć tego dziadka. Nie
lubiłam go.
− On was chyba
też nie darzył sympatią – parsknąłem śmiechem.
− Stary grzyb. A
wiecie, że podobno podglądał uczennice w szatni?! Zboczeniec!
− No to chyba on
powinien był mieć kuratora. Myślisz, że jeszcze żyje? – spytał Aki.
− Sama nie wiem.
Oby nie.
− Weź przestań.
Bo jeszcze w nocy nawiedzi cię duch obleśnego wuefisty i będziesz mieć koszmary
do końca swoich dni.
− Brr! –
zadrżała Kagome.
Wziąłem łyk piwa, po czym odłożyłem butelkę na stolik. Do
salonu dochodził delikatnie przytłumiony głos Shiro oraz chichot Sachiko. Byłem
naprawdę zaintrygowany tym, że mała jeszcze nie spała, chociaż godzina była już
naprawdę późna. Dochodziła jedenasta wieczorem.
− Zajrzę do
nich, okej? – powiedziałem, podnosząc się z miejsca. Poza tym stwierdziłem, że
to idealna okazja, by zostawić tę dwójkę na chwilę samych. Trochę już wypili,
gadka się trzymała. Należało w końcu zacząć wdrażać plan w życie. – Mała ma coś
ostatnio problemy ze snem.
− No jasne.
Przypilnuj ich tam.
− To zajmie pięć
minut – zapewniłem.
Wyszedłem,
zamykając za sobą szczelnie drzwi od salonu. Poszedłem do Yuu i Sachi, którzy
siedzieli razem w pokoju małej. Zajrzałem do nich, wtykając głowę przez drzwi.
Sachiko w najlepsze biegała po pokoju, a Yuu siedział na łóżku i czekał, aż
dziewczynka się uspokoi i raczy wejść do łóżka. Miała nie do końca zapiętą
piżamkę, lekko wilgotne, zmierzwione włosy. Westchnąłem jedynie, Yuu zauważył
mnie w tym samym momencie.
− Pięknie.
Miałaś iść chyba spać, czyż nie? – wszedłem do pokoju dziecięcego. Maleńka
rozpromieniła się na mój widok, po czym z radością dopadła moich nóg.
− Tatuś,
poczytaj mi! – jęknęła.
− Wujek ci
poczyta. W tej chwili marsz do łóżka – powiedziałem stanowczo.
Sachiko wygięła
usta w podkówkę, broda jej zadrżała.
− Nie! –
zaprotestowała.
− Bez dyskusji.
Idziesz do łóżeczka. Jak położysz się grzecznie spać, to jutro znowu pójdziemy
się bawić na plac zabaw.
Sachiko miała
minę, jakby wcale nie chciała być grzeczną dziewczynką i iść spać. Na całe
szczęście dość szybko skapitulowała, po czym posłusznie podreptała do łóżka.
Zapiąłem jej do końca guziki od piżamki i ucałowałem ją w czoło.
− Śpij dobrze,
księżniczko – powiedziałem, obejmując ją na dobranoc. – Wujek ci jeszcze
poczyta. Tak?
Mała miała dość
zaciętą minę, co mnie tylko rozbawiło. Pogłaskałem ją po włosach i wyszedłem,
zostawiając ją z Yuu. Wróciłem do salonu, gdzie Kagome oraz Akira rozprawiali o
czymś żywo, śmiejąc się przy tym głośno. Uśmiechnąłem się do nich, wchodząc z
powrotem do salonu. Aki uniósł jedną brew w niemym pytaniu.
− Co się tak
szczerzysz? – spytał Suzuki.
− Bo ci mucha
wpadnie – parsknęła nasza przyjaciółka, mało nie wylewając piwa. Roześmiałem
się jedynie, dołączając do nich.
Niedługo później
przyszedł do nas Yuu. Usiadł obok mnie i położył mi głowę na ramieniu. Podałem
mu butelkę piwa, otworzył ją zapalniczką.
− Zasnęła? –
podjąłem.
− No, w końcu –
jęknął Yuu. – Coś ty jej dał na kolację? Się nasłuchałem; Wujek, przeczytaj mi
to. I jeszcze to. A pobawimy się jeszcze? A obejrzymy bajkę? Dlaczego nie
pójdziemy teraz na spacer? – powiedział, imitując głos naszej córki. – Ja pierdzielę.
Zaśmiałem się.
− Może podkradła
te słodkie ciasteczka.
− Ha?!
Niedobrze.
Resztę wieczoru przesiedzieliśmy
we czwórkę, pijąc piwo i zajadając się różnymi zakąskami. W zasadzie wszystko
szło po mojej myśli, bo Kagome i Akira zostali u nas na noc z racji, że nie
byli do końca zdolni, by samemu dojść do domu. Poza tym, było już całkiem późno
i sam Yuu zaproponował Kagome, że lepiej by było, gdyby nie wracała sama w
nocy. Później ja rzuciłem, że Akira też w zasadzie powinien zostać i tak się
złożyło, że oboje przenocowali u nas w pokoju dla gości. Na osobnych łóżkach,
no ale…
− Fajnie by
było, jakby się zeszli – mruknąłem nieco ściszonym głosem do Yuu, rozbierając
się. Zdjąłem koszulkę i akurat zacząłem zdejmować spodnie. – Nie sądzisz?
− Wątpię, by coś
się teraz między nimi zadziało.
− No nie mówię,
że teraz mają się tam bzykać, w dodatku u nas… − odchrząknąłem. – Ale w ogóle,
jakby zostali parą.
Zdjąłem z siebie
spodnie, położyłem ja niedbale złożone na oparciu fotela. W samych bokserkach przysiadłem
obok Yuu, który już leżał w łóżku i czekał, aż się położę obok niego.
− Oni nie muszą
się tam bzykać, ale my – pociągnął mnie za ramiona na siebie. Zaśmiałem się,
chyba nieco zbyt głośno, lądując na Yuu. Objąłem go za szyję, po czym
pocałowaliśmy się głęboko. Czułem, jak od środka wypełnia mnie przyjemne
ciepło, jednak nie było to podniecenie. Shiro chyba jednak miał sporą ochotę na
seks. Złapał mnie za pośladki, wsunął mi język między usta. Oderwałem się od
niego dość nagle i przesunąłem się na swoją stronę łóżka, odwracając się do
niego tyłem.
− Nie dzisiaj –
wsunąłem się pod kołdrę.
− No, Kouś –
jęknął.
− Nie jestem w
nastroju – odparłem, gasząc lampkę nocną po swojej stronie. W pokoju zapanowała
zupełna ciemność. – I po alkoholu jakoś nie mam ochoty.
− Mhm –
przytulił się do moich pleców. Nie próbował jednak żadnych sztuczek czy
klasycznego macania. Całkiem łatwo odpuścił, ale to dobrze. Naprawdę nie miałem
ochoty jeszcze sprzeczać się z nim o to, że nie chce mi się uprawiać seksu. –
Za to ja jestem w nastroju.
− Ty zawsze
jesteś w nastroju.
Zaśmiał się.
Pocałował mnie w łopatkę, po czym jak gdyby nigdy nic, objął mnie mocno w
pasie.
− No tak. Ktoś
musi. Dobranoc, Kouyou.
− Dobranoc, Yuu.
Dwa dni później
w studio wydarzyło się coś naprawdę nieoczekiwanego. Przynajmniej nie przeze
mnie i w sumie w moim mniemaniu to jakieś zaskakujące nie było, ale jedna rzecz
dość mocno mnie tknęła.
Przypałętał się
do nas Takeru. No, to nic nowego. Podszedł do mnie, w tym samym czasie, kiedy
ja rozprawiałem z Rukim na temat solówki w jednej piosence. Temu małemu
gamoniowi jak zwykle coś nie pasowało, no ale słuchałem tego, co miał mi do powiedzenia.
Przy okazji starałem się za bardzo nie patrzeć na jego łuk brwiowy bez brwi,
który zabawnie poruszał się i marszczył. Tak się na niego zagapiłem, że aż
dotknąłem jego czoła, macając je.
− O rany, jakie
gładziutkie – westchnąłem z fascynacją, z przyjemnością dotykając jego czółka
bez brwi.
− Skup się, ty
niewyruchana kaczko! – warknął Takanori, próbując mnie uderzyć w głowę,
niestety nie dosięgał.
− No, już, złość
piękności szkodzi. Jeszcze zmarszczek dostaniesz i nie będziesz miał tak super
czoła.
− Um, Uruha… –
usłyszeliśmy. Odwróciliśmy się z Ru jednocześnie do Takeru, który stał przy
nas, spoglądając na mnie nieśmiało. Ręce trzymał za sobą i zdawałoby się, że
próbował wydłubać czubkiem buta dziurę w podłodze.
− A ty tu,
kurwa, kiedy wszedłeś? – rzucił zirytowany na mnie Matsumoto. Spojrzał na
młodszego z miną, jakby chciał powiedzieć, że jak zaraz stąd nie wyjdzie, to
sam mu złoi skórę albo Aoi to zrobi.
− Ja tylko… Ja
chciałem… – jąkał się Takeru, zawzięcie gapiąc się w podłogę.
Zauważyłem, że
Ruki spogląda gdzieś w bok. Powędrowałem wzrokiem w to samo miejsce i coś mnie
aż ścisnęło w gardle na widok Yuu, który mrużył wściekle oczy, patrząc na nas.
Dosłownie rzucał piorunami w naszą stronę jak jakiś Zeus.
− Słuchaj,
Takeru, jesteśmy w trakcie pracy. Jeśli to nic pilnego, to możemy porozmawiać
później, co ty na…
− Kocham cię,
Uruha – wykrztusił z siebie, mało przy tym nie dławiąc się powietrzem. O
cholera jasna. Jakbym o tym nie wiedział.
Ruki zagwizdał,
odsuwając się od nas na bok jak jakaś gąsienica. Wokalista już czuł unoszącą
się w powietrzu dramę, jednak wolał być jej świadkiem z pewnej odległości.
− No… no
dziękuję – powiedziałem do Takeru, nie będąc do końca pewnym, co mam zrobić.
Kazać mu już spierdalać, zanim Yuu się do nas pokwapi? Może zrobić coś innego?
Rany! Nie chciałem też jakoś brutalnie go odrzucać, bo jednak… nie lubiłem
ludziom sprawiać przykrość.
− A ty?
− A ja? –
odparłem głupio.
− A ty mnie
kochasz?
O cholera.
− No… no wiesz…
no… lubię cię. Ale chyba… chyba nic więcej, no… – podrapałem się nerwowo po
głowie. Czemu takie sytuacje zawsze mnie tak stresowały?!
− Może
moglibyśmy… Coś… Spróbować?
− Em… Takeru,
nie sądzę, by…
− Co ty, z chuja
spadłeś? – warknął wściekle Yuu, podchodząc do nas. Spojrzałem na swojego
partnera, który zbliżał się ku nam jak rozwścieczony byk na widok czerwonej płachty.
Dopadł do nas, złapał mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie. Przełknąłem
ślinę. Yuu pocałował mnie głęboko i namiętnie, chcąc pokazać, że żadne wyznania
miłosne skierowane do mnie nie są mile widziane. Był to szybki, natarczywy
pocałunek, który starałem się oddać, chociaż byłem dość skołowany całą tą
sytuacją. W końcu Shiro oderwał się ode mnie. – Moje – rzucił zdenerwowany.
Złapałem go za ramię, by przypadkiem nie zrobił mniejszemu żadnej krzywdy.
Jeszcze tego by brakowało.
Takeru stał i
patrzył na nas z szeroko otwartymi oczami. Czułem, że zaraz któryś z nich
wybuchnie. W końcu to Takeru wymamrotał coś niepewnie pod nosem.
− To tak na
serio? – zdaje się, że młodszy był w lekkim szoku.
− Nie, na niby –
odparł Yuu. – Odpieprz się w końcu od mojego faceta, co?
− Twojego
faceta?!
− Kurwa mać, ty
niedorobiony smarku. Odpierdol się, dobra? Lub pogadamy inaczej. Kouyou jest ze
mną, pogódź się z tym. I albo teraz wyjdziesz stąd, albo przetrącę ci ten nos
tak, że będzie płaski na równi z twoim ryjem i mózgiem.
Takeru popatrzył
na nas szklistymi oczami, po czym wyszedł, niemal wybiegając z pomieszczenia.
Dopiero wtedy zorientowałem się, że wszyscy patrzą na nas w całkowitym
milczeniu i bezruchu, obserwując dokładnie całe zdarzenie.
− Mam nadzieję,
że teraz się odczepi – oznajmił Yuu, wypuszczając powietrze. Jakoś tak
poczułem, że nogi mam jak z waty.
− A jak nie?
− O rany, Aoi,
nie wiedziałem, że umiesz tak całować! – wykrzyknął Takanori. – Oby wam już
odpuścił.
− No, oby –
poparł Kai wokalistę.
− Teraz to na
pewno da sobie spokój – dodał Reita.
Spojrzałem Yuu
prosto w oczy. Starszy jedynie objął mnie w pasie.
− Wiesz jak mi
ten dzieciak podniósł teraz ciśnienie? Normalnie zaraz będę miał zawał –
powiedział cicho Yuu do mojego ucha.
− No już,
poszedł sobie. Ładnie mu przygadałeś – wplątałem dłoń w jego włosy, również
mówiąc mu na ucho.
− Jesteś dumny?
− Jestem dumny.
Jak cholera, Yuu, jestem z ciebie kurewsko dumny.
Jeszcze tego
samego dnia popołudniu odebraliśmy nasze kostki ślubno-zaręczynowe. Byłem
strasznie podekscytowany, tym, że nasza ślubna biżuteria jest już gotowa.
Niemal skakałem w miejscu z ekscytacji, Sachiko również udzielił się mój dobry
nastrój. Yuu również był zadowolony, prawie tak samo jak ja.
No i odebraliśmy
je. Nasze cudowne zawieszki w kształcie kostek z białego złota z grawerem. Yuu
na swojej kostce miał wygrawerowane moje imię, ja na swojej miałem jego imię.
Na odwrocie obu kostek mieliśmy też wygrawerowany symbol nieskończoności.
Oglądałem obie kostki, kiedy wracaliśmy już samochodem. Shiro prowadził, a ja,
cały podekscytowany, podziwiałem nasze nowe cudeńka.
− Sachi i jak ci
się podoba? – zapytałem naszą córeczkę, kiedy to w domu wciąż nie mogłem się
nacieszyć nową biżuterią.
− Śliczne –
oznajmiła, przytulając się do mojego boku.
− Prawda? –
objąłem ją ramieniem. – Wiesz, że ja i wujek bierzemy ślub? A to oznacza, że
zostaniemy prawdziwą rodziną.
Mała zmarszczyła
brwi.
− A nie jesteśmy
rodziną? – spytała zbita z tropu.
− Jesteśmy –
pocałowałem ją w czoło. – Ale to będzie symboliczne zawarcie związku.
− Symboliczne…
ech? Nie rozumiem.
− To oznacza, że
wujek, ja i ty dostaniemy takie jakby pozwolenie, a wręcz nakaz na ciągłe bycie
razem.
Mała chyba nie
do końca rozumiała, o co mi chodzi, ale to nic. Przygarnąłem ją do siebie
mocno, jakby tylko tyle mi zostało w życiu do zrobienia. Byłem przeszczęśliwy,
że wszystko zmierzało ku lepszemu.
A przynajmniej
tak mi się wydawało.
Następnego dnia
wieczorem, całkiem niespodziewanie, pod drzwiami naszego mieszkania stanęli
rodzice Yuu.
----
Nooo, Żuczki~! Z moich genialnych, humanistycznych obliczeń wynika, że następny rozdział I will be powinien być tym ostatnim, jednakże !!! Jeśli będziecie chcieli, mogę przedłużyć tę serię lub zrobić drugą serię do I will be. Bardzo bym prosiła, byście napisali co o tym sądzicie, bo w sumie mam całkiem, w moim mniemaniu, dobry pomysł na przedłużenie serii/zrobienie drugiej serii. Ewentualnie zrobię jakąś ankietę, ale zobaczymy w praniu.
Mam szczerą nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu. Tulę mocno wszystkich czytających i komentujących!! ❤
Do następnego rozdziałuu~!
O! * Macha łapką w górze *
OdpowiedzUsuńJestem jak najbardziej za utworzeniem nowej serii "I will be"! :3
Oczywiście, że rozdział przypadł do gustu, cóż to za pytanie.
^‿^
Będzie ślub, będzie ślub ~! Heeeeee~!
OdpowiedzUsuńDruga seria I will be? Jeszcze pytasz czy chcemy?? Pewnie, że tak!
Pisz jak najprężniej, bo właśnie umieram, a twój rozdział wspiera mnie podczas przechodzenia na drugą stronę...
Pozdrawiam ~
PS: W ogóle! Ostatnio napisałam taaaaaaki długi komentarz na Twoim drugim blogu i... No, wszyscy znamy chęć współpracy ukochanego Bloggera. Dlatego komentarza nie ma :(
Jestem za! *-*
OdpowiedzUsuńKou puszczają jego ojcowskie nerwy XDD
OdpowiedzUsuńKou stanowczy tatuś i Yuu dobry wujek kocham.
Aoi jaki waleczny! Ale miałam nadzieje, że Takeru dostanie po ryju!
Szczerze co do drugiej serii to nie mam zbytnio zdania w tym temacie.
Jak się pojawi to z chęcią przeczytam, jak się nie pojawi to nie będę płakała.
Nie żebym I will be nie lubiła, czy coś!
Także tego...
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na następne!
Hej,
OdpowiedzUsuńoj biedny mały, wyznał uczucia Kaoyou ach i reakcja Yuu, ciśnienie mu się podniosło...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia