I will be 15 END
Nie
potrzebuję już więcej „kocham cię”
Gdybyś
tylko został przy mnie na zawsze
Pledge
Moment, kiedy
otwierałem drzwi swoim rodzicom, był momentem, kiedy zmroziło mi krew w żyłach,
a serce stanęło w miejscu. Normalnie czułem, jak robię się cały blady z szoku i
jednocześnie zdenerwowania. Akurat mieliśmy z Kouyou chwilę zapomnienia, że tak
ujmę. Bez żadnych podtekstów, błagam. Najzwyczajniej w świecie daliśmy się
porwać ślubnemu szaleństwu. Przeglądaliśmy w internecie pomysły na motywy
weselne, szukaliśmy jakiś zabawnych dekoracji i oglądaliśmy nawet garnitury.
Skończyło się na tym, że trafiliśmy na stronę z kostiumami typu seksowna
pielęgniarka czy też policjant-striptizer i śmialiśmy się z Kouyou, co który z
nas założy na noc poślubną. Sachiko już spała od dawna w swoim łóżeczku,
byliśmy z Kou poruszeni tym, że tak wcześnie zachciało jej się spać, mało tego,
zasnęła bez jakichkolwiek problemów. Dlatego my dwaj mogliśmy bezwstydnie zająć
się sobą nawzajem.
− O rany, co wy
tu robicie? – jęknąłem, widząc swoich mamę i tatę w drzwiach. Wpadli
niespodziewanie jak hiszpańska inkwizycja.
− Ładnie to
rodziców witasz – odparł ojciec, ładując się do przedsionka wraz z dwiema
walizami. Wręcz odepchnął mnie na bok, gdyż z szoku wryło mnie w podłogę na ich
widok. Matka poszła jego śladem. – Wstaw wodę na herbatę.
− No, zaraz!
Chwila! – próbowałem jakoś protestować.
− Przywiozłam ci
pączusie z budyniowym nadzieniem, twoje ulubione – oświadczyła mama, wręczając
mi pakunek ze wspomnianymi wypiekami.
− Kurczę, mamuś,
dziękuję. Wcale nie musiałaś… Ale, zaraz! Serio, co wy tu robicie? Jest już
późno i…
− Coś się stało?
– Kouyou wyjrzał z salonu na korytarz, momentalnie otworzył szeroko oczy, a
jego mimika zdawała się mówić o ja
pierdolę. Miałem ochotę powiedzieć to na głos, ale się powstrzymałem. – O
ja pie… O jejku! Dobry wieczór! Papa, mama! – odchrząknął Takashima, podchodząc
do mnie. – Dawno się nie widzieliśmy.
− Tak, tak, synku.
Możesz już iść do siebie – burknął mój ojciec, wymijając mnie oraz mojego
partnera. On i moja mama ruszyli do salonu. Spojrzeliśmy z Kouyou po sobie,
jednocześnie odbywając telepatyczną rozmowę na miny.
Do
siebie? Mam iść do siebie?? – Shima zmarszczył czoło i uniósł
brwi.
No
wiesz… – zacisnąłem wargi, krzywiąc się lekko.
Powiedziałeś
im?
– uniósł jedną brew, pochylił nieznacznie głowę ku mnie.
No
tak jakoś… No, nie było kiedy – skrzywiłem się
jeszcze bardziej i podrapałem się po głowie.
NIE
POWIEDZIAŁEŚ IM, KURWA – otworzył szeroko oczy, po czym
klepnął się otwartą dłonią w twarz.
NO
CO JA CI PORADZĘ – uniosłem ramiona oraz ręce w geście
bezradności.
Świetnie,
to teraz im to powiesz – wskazał ręką na drzwi od salonu,
za którymi zniknęli moi rodzice. – T E R
A Z – wzmocnił gest, wystawiając palec wskazujący, potrząsając parokrotnie
ręką oraz zaciskając wargi z całej siły.
Oszalałeś?
– zamrugałem gwałtownie.
W
tej chwili! – mało mu ta ręka nie odpadła, jak się
zamachnął, wręcz tupnął nogą.
Umrzemy
– westchnąłem, pocierając skronie kciukiem oraz wskazicielem.
Ale mój facet
był nieugięty. Jego mina mówiła sama przez się: albo im powiesz, albo ja to
zrobię. W zasadzie miał rację, mogłem im chociaż coś napomknąć, że z Kouyou
zamieszkaliśmy u mnie razem i bezwstydnie tworzyliśmy homo rodzinkę wraz z
naszą córeczką zrodzoną z powszedniego związku Shimy. Familia jak się patrzy,
no nie?
Posłusznie
poszedłem do salonu, gdzie moi rodzice zdążyli się już w najlepsze zadomowić,
no i rozłożyć wraz ze swoimi klamotami. Shima wszedł za mną, dokładnie
pilnując, bym na pewno im przekazał tą istotną wiadomość. Poza tym, pewnie też
wyczekiwał momentu, kiedy będzie musiał wcielić się w mojego obrońcę, włączając
się w zażartą dyskusję między mną, a mamą oraz tatą.
− Słuchajcie, bo
nie powiedziałem wam… – zacząłem nieco niepewnie, stając przed kanapą, na
której rozsiedli się rodzice. Odniosłem wrażenie, że znów mam 10 lat i
spowiadam się przed swoimi rodzicami ze wszystkich popełnionych głupot, które
doprowadził do jakiegoś niefortunnego zdarzenia. Całe szczęście, że Kou
pomyślał o tym, by zamknąć laptop, na którym chwilę wcześniej przeglądaliśmy
FUNNY WEDDING IDEAS, co zahaczało o perwersyjny humor, jaki odpowiadał nam
obojgu. Wspomniany laptop spoczywał sobie na stoliku przed kanapą.
− Czego? –
przerwał mi mój ojciec. Westchnąłem. Jakoś tak czułem, że Kouyou, który stał
przy mnie, gotował się cały z nerwów. Byłem pewny, że gdyby tylko nadarzyła się
okazja, to zafundowałby memu tacie darmową podróż powrotną ekspresem do domu.
Tak go uwielbiał!
− Powinienem był
wcześniej, ale tak jakoś wyszło, że nie było okazji. No wiecie… Praca i takie
tam.
− Przejdź do
rzeczy – westchnęła moja mama, spoglądając na naszą dwójkę zmęczonym wzrokiem.
Chyba oboje chcieli tylko, by Kouyou już poszedł do siebie, no ale, suprise!
− Ja i Kou
mieszkamy razem. Shima wprowadził się do mnie w zeszłym miesiącu wraz z Sachiko.
No i…
− Że co proszę?
– wciął się mój ojciec. Głos miał chłodny i ostry niczym góra lodowa. Świetnie,
rodzinną kłótnię czas zacząć.
− Właśnie
powiedziałem. Kouyou, Sachiko i ja mieszkamy tutaj razem. We trójkę.
Zapadła głęboka,
nieprzyjemna cisza. Ojciec i matka patrzyli na mnie, jakbym im właśnie
powiedział, że straciłem cały swój dobytek w kasynie, właśnie czekam na
komornika, żeby wziął ode mnie klucze od mieszkania, a ja sam sprzedałem się do
gejowskiego burdelu. Ich zszokowane miny były doprawdy wybitne.
− Och –
wymamrotała moja matka. Zdaje się, że jakoś ta ważna informacja nie mogła do
niej dotrzeć.
− On mieszka
tutaj? – wykrztusił ojciec. Zdaje się, że kompletnie ignorował fakt, że Takashima
stał tuż obok.
− Kouyou, tato.
On ma na imię Kouyou.
− Nieważne. To
co? Chcesz się bawić w tatusia? – rzucił ojciec. Widocznie nie podobało mu się
to, co oświadczyłem i teraz jawnie to demonstrował. – Będziesz ojczulkiem dla
tej małej? Dziecko potrzebuje matki i ojca, i najlepiej by było, jakby Kouyou
znalazł sobie jakąś pannę, tak samo ty.
Stałem tak,
patrząc na niego z niedowierzaniem. Widziałem, jak moja matka też patrzyła na
swojego męża z niejakim szokiem. Chyba również nie oczekiwała od niego aż tak
ostrych słów.
− Już
zdecydowaliśmy – odparłem. – Obaj. I nie zmienię decyzji, choćby nie wiem co.
− Do cholery
jasnej, Yuu, co ty wyprawiasz? – mój ojciec zerwał się na równe nogi. Mama
złapała go za dłoń, by jakoś go powstrzymać, ale zamachnął się, wyrywając rękę
z jej uścisku. – Puszczaj, no…! Chłopie, ile ty masz lat? Wciąż bawisz się w
jakieś związki z facetem, jakimś pedałem, który na dodatek machnął sobie
dzieciaka! Przejrzyj rzesz na oczy. Założyłbyś normalną rodzinę, związał się z
kobietą i z nią miał dzieci, a nie…
− Już
zdecydowaliśmy – powtórzyłem chłodno, przerywając ojcu swój nazistowski wywód.
– I wiem, że to dla was trudne. Ale musicie się z tym w końcu pogodzić. Chcę
być z Kouyou i chcę być ojcem dla Sachiko. Wiem, jakie to niesie ze sobą
konsekwencje i wiem też, że pewnie mnie znienawidzicie za tę decyzję.
− Nienormalne –
syknął ojciec.
− Skoro to jest
dla ciebie nienormalne, to stąd wyjdź – wtrącił się Kouyou. Głos miał
nieprzyjemny jak zimny deszcz, który niespodziewanie zrywa się podczas spaceru.
Spojrzałem na swojego chłopaka, który już cały dygotał z nerwów.
− Kouyou,
spokojnie – wymamrotałem. Wcale nie miałem zamiaru wyrzucać moich rodziców. –
Musimy tylko…
− Nie, ma rację
– odparł tata. – Pójdziemy już. Nie będziemy przeszkadzać.
− Tato!
− Powiedziałem
już…
− No ja
pierdolę, czemu jesteś taki uparty! – huknąłem na ojca. – Nie dociera do
ciebie, że jestem szczęśliwy, czemu, kurwa, czemu nie potrafisz zaakceptować
Kouyou?! Oboje nie umiecie! Tyle razy wam mówiłem i wciąż będę to powtarzał, że
jest mi dobrze z Kou, że jest osobą, przy której mogę być najzwyczajniej mną.
Dlaczego wam jest to tak trudno zrozumieć? – głos mi się załamał na koniec.
− Yuu, wiesz, że
my… Nie tego zawsze chcieliśmy – powiedziała moja mama łagodnie. Pewnie starała się jakoś przygasić cały ten ogień
wściekłości, jaki naraz zapłonął między nami.
− Ale to jest
moje życie. Na pewno się na mnie zawiedliście, jednak postarajcie się w końcu
to przyswoić. Błagam. Nie chcę, byśmy byli ze sobą skłóceni.
− Tata –
usłyszeliśmy dziecięcy głosik dochodzący zza drzwi, które zaraz uchyliły się, a
do salonu zajrzała zaspana Sachiko. – Co…ś się stało?
− Nic, skarbie –
powiedział Kou pieszczotliwie, podchodząc do małej. – Chodź, wracamy do
łóżeczka.
Wziął Sachi za
rączkę, po czym wyprowadził ją z salonu. Zapewne obudziły ją te podniesione
głosy. No fakt, poniosło mnie i chyba zacząłem już nieco krzyczeć do swoich
rodziców. Popatrzyłem teraz na tę dwójkę i coś mnie tknęło. Moja mama miała łzy
w oczach, a ojciec cały się trząsł. Podszedłem do nich, po czym objąłem moich
rodziców jednocześnie, głęboki przy tym wzdychając.
− Kocham was –
powiedziałem. – Wiem, że jesteście mną rozczarowani, ale chcę, byście
uszanowali moje zdanie. I byli mili dla Kouyou oraz Sachiko.
Mama pogłaskała
mnie po włosach, by zaraz zsunąć delikatną dłoń na moje plecy, tak jak za
czasów, gdy byłem małym chłopcem i szukałem u niej pocieszenia.
− Yuu, my ciebie
też kochamy – powiedziała. – Tylko… postaramy się, by było lepiej.
*
Dzień następny
zaczął się całkiem dobrze, chociaż Kouyou był nieco przybity tym, co powiedział
wczoraj mój ojciec. Nie był też jakoś skory do rozmów i widocznie unikał tej
dwójki. Pewnie poczuł się skrzywdzony całą tą sytuacją i nie dziwiłem mu się.
Ja też czułbym się po czymś takim okropnie i tak też było, kiedy to ojciec Kou
na mnie naskakiwał. Dlatego też absolutnie rozumiałem postawę Shimy.
− Co robimy na
obiad? – spytałem Kouyou, który stał przy szafce i wrzucał owoce do blendera na
koktajl. Siedziałem przy stole, przeglądając Twittera.
− Uhm, a może jakieś
mięso? Kurczak na przykład?
− Teriyaki? –
rzuciłem.
− Na przykład.
Albo na parze. Sos podamy oddzielnie. Plus warzywa na parze i ryż.
− Brzmi smacznie
– stwierdziłem.
− Mhm – wlał
nieco jogurtu naturalnego, po czym włączył blender na jakieś pięć sekund. Zdjął
pokrywkę i zajrzał do koktajlu. – Bosko.
− Dla mnie też
zrobisz? – spytałem z nadzieją w głowie. Shima robił piekielnie dobre koktajle.
− I dla twoich rodziców. Będą chcieli? – spytał
dla pewności.
− Jeśli powiem
im, że to nie ty robiłeś.
Kouyou zaśmiał
się, zawtórowałem mu. Nalał mi oraz sobie koktajlu, po czym usiadł naprzeciw
mnie przy stole. Było dość wcześnie, bo kilka minut po siódmej. Sachiko i moi
rodzice jeszcze spali w najlepsze, a my byliśmy już na nogach i zastanawialiśmy
się, jak by tu zapobiec wojnie pokoleniowo-poglądowej. A przynajmniej taki
mieliśmy zamiar, bo na razie tylko wypiliśmy po kawie i teraz sączyliśmy
koktajl, no ale nic. Ważne, że przynajmniej jakieś zamiary były.
− Słuchaj, a
gdybyśmy im też powiedzieli o ślubie? Twoim i moim rodzicom – Shima podciągnął
jedną nogę, stawiając stopę na krześle. – Twoi pewnie zniosą to już lepiej niż
moi. Po wczorajszym, to naprawdę…
− Ta, wiesz,
myślałem właśnie, że moglibyśmy zaprosić raz moich i twoich jednocześnie. Albo
przynajmniej na ślub.
− A myślałeś, że
nie zaprosimy rodziców na ślub? – zaśmiał się, otwierając jakiś przestarzały
magazyn dla gitarzystów, który akurat leżał na podorędziu. – Zastanawiam się,
jak moi rodzice to przyjmą.
− Założę się, że
nie lepiej niż moi.
Popatrzył na
mnie z politowaniem, na co ja się tylko roześmiałem.
− W to nie
wątpię.
Lubiłem takie
wczesne poranki z Kouyou. Popijaliśmy kawę i koktajle, siedzieliśmy w dresie,
byliśmy zaspani i rozczochrani, jednak właśnie te chwile sprawiały, że czułem
się naprawdę dobrze, niczym w jakimś wielkim, przytulnym domu.
Jakieś dziesięć
minut później wstali moi rodzice. My z Kouyou, słysząc, że już się szamoczą w
pokoju gościnnym, zaczęliśmy przygotowywać śniadanie. Zrobiliśmy jajka na
bekonie, bo wiedzieliśmy, że moi rodzice, a zwłaszcza ojciec, przepadają za
tym. Poza tym zrobiliśmy też grzanki, a Kouyou zaparzył w sporym dzbanku kawę.
W tym czasie przyszła do nas Sachiko, która oznajmiła, że chce nam pomóc,
dlatego Shima kazał jej poukładać sztućce. Mała była w tym całkiem niezła. I
podczas gdy nasza trójka przygotowywała wszystko na wspólny posiłek, to
przyszli moi rodzice. Popatrzyli na nas nieco zaskoczeni, zwłaszcza na małą
dziewczynkę, która dumnie klękała na każdym krześle z osobna, wdrapując się na
nie uprzednio jak na jakąś górę i rozkładała sztućce.
− O, Shiro papa,
Shiro mama – Kouyou pierwszy ich zauważył. Jego sposób zwracania się do moich
rodziców zawsze mnie bawił. – Dzień dobry. Sachiko?
− Dzień-do-bry –
powiedziała Sachi, zeskakując z gracją z jednego krzesełka. Skłoniła się
uroczyście moim rodzicom niczym dojrzała dama.
− Dobry –
wymamrotał ojciec z dystansem.
− Ach, dzień
dobry. A co tu tak pachnie? – powiedziała moja mama z jawnym zachwytem.
− Jajka na
bekonie – odparłem, głaszcząc maleństwo po główce. Rozochocona Sachi Objęła
mnie za nogę.
− O! Świetnie! –
mama zakasała rękawy. – A może wam w czymś pomóc?
− Nie trzeba,
już wszystko przygotowane – odparł Shima z szerokim uśmiechem. Zdaje się, że
naprawdę próbował być miły.
− Więc przyszliśmy
na gotowe. Dobrze – oznajmił ojciec, zajmując miejsce przy stole.
− O, a ty jak
zwykle! Tylko byś oczekiwał, aż ktoś za ciebie zrobi – fuknęła moja matka,
jednak również poszła w jego ślady.
No, moi kochani
rodzice…
Po śniadaniu,
kiedy Kouyou poszedł z małą się ubrać, zapytałem się rodziców, dlaczego tak
nagle postanowili mnie odwiedzić. W dodatku tak bez żadnej zapowiedzi. Akurat
popijali herbatę, którą im zrobiłem i tak siedzieliśmy we trójkę w salonie.
Będąc z nimi i sunąc wzrokiem po ścianach doszedłem do wniosku, że powinniśmy z
Kouyou zrobić mały remont. Może nie akurat teraz, ale na przykład za rok albo
dwa, kiedy Sachiko wyjdzie z fazy malowania po ścianach. Nie powiem, mieliśmy
na korytarzu ładny obrazek przedstawiający… właśnie nie wiem w sumie co, bo był
to jakiś koślawy znaczek. Sprężyna? Ślimaczek? Do cholery, co autor miał na
myśli? W każdym razie, malunek był dosyć spory i powstał przy użyciu świecowej
kredki, której za nic w świecie nie dało się zmyć. W kuchni, nieco z boku
również było jedno takie arcydzieło, nieco bardziej czytelne. Przedstawiał
jakiegoś patykowatego pana w cylindrze oraz panią w trójkątnej sukience. Zdaje
się, że przy tym obrazku mała nieco podszkoliła swój artystyczny warsztat lub bardziej
się przyłożyła. Kto ją tam wie.
− Chcieliśmy ci
tylko złożyć wizytę – powiedziała mama. – Zrobić taką miłą niespodziankę.
− Nie
spodziewaliśmy się, że wyskoczysz nam tu z takimi rzeczami, jak wczoraj.
− Skończ! –
fuknęła moja matką, dźgając ojca łokciem w bok.
− Nie, dobrze,
że zaczął – zaoponowałem. – Bo mam wam nieco ważniejsze rzeczy do przekazania.
− O kuźwa, co
tym razem? Bierzecie ślub? – rzucił mój ojciec prowokacyjnie. Cholera, nawet
nie wiedział, jak dobrze trafił.
Milczałem,
patrząc na nich. Przełknąłem ślinę, po czym pokiwałem powoli głową.
− Jezusie
Świebodziński – mama zakryła usta obiema dłońmi.
− Naprawdę? –
ojcu chyba również zabrakło słów.
− Tak.
Chcieliśmy to zrobić całkiem niedługo.
− Jeśli to
zrobicie, to możesz przestać mówić do mnie tato. Już nie będziesz moim synem.
− Jak możesz tak
mówić?! – moja matka niemal rzuciła się z pazurami na swego męża. Złapała go za
koszulę, potrząsając nim jak workiem z ziemniakami. – Co z ciebie za ojciec?!
− Mamo, w
porządku. Skoro tak chce, to niech będzie – starałem się jakoś ją uspokoić. No
nie powiem, zrobiło mi się jednak przykro.
− O nie! Jak
mogłeś tak powiedzieć albo chociaż pomyśleć? Bezdusznik! – fuknęła na tatę cała
rozdygotana. Świetnie, jeszcze któreś z nich zejdzie na zawał i zamiast wesela
urządzimy stypę.
Przyjęli to
dość… nie powiem, dobrze. Serio! W życiu bym nie przypuszczał, że moi rodzice
tak łatwo zaakceptują homo ślub swojego syna. Byłem pod wrażeniem. Pewnie
wczorajsze oświadczenie, że Shima zamieszkał ze mną nieco ich do tego
przygotowało. Chociaż tyle. No tak, Kouyou również powiedział swoim rodzicom,
że zamierzamy wziąć ślub. Zrobił to telefonicznie, bo telefonicznie, ale jego
rodzice nie zareagowali tak agresywnie jak mój ojciec powszedniego dnia. I
dobrze, przynajmniej oszczędziliśmy sobie obaj nieco nerwów.
Jednakże,
wywiązała się pewna dyskusja między mną, a moimi rodzicami odnośnie Sachiko.
− Jak wy ją
zamierzacie wychować? – spytał mój ojciec, chyba już nieco pogodzony z faktem,
że ma syna pedała i właśnie ten pedał, chce się związać na całe życie z innym
pedałem, który ma dziecko z niepedalskiego związku. Zdawało się, że w tej
właśnie chwili zwracał się jednocześnie do mnie oraz Kouyou. Byliśmy całą
piątką w salonie, Sachiko bawiła się na podłodze sama ze sobą. Zdaje się, że
coś tam rysowała na dużej kartce od bloku. Całe szczęście, że tym razem postanowiła
oszczędzić nam ściany.
− Jak najlepiej
– oznajmiłem.
− A nie
obawiacie się, że takie wychowanie tylko jej zaszkodzi? – dopytała matka. – Bez
wdawania się w szczegóły, dziecko z takiego domu nie może być w pełni normalne.
Poczułem, jak
coś mnie ściska w środku. Wcale nie miałem ochoty na tego typu gadki, to samo
przerobiliśmy już z rodzicami Takashimy. Cholera jasna, chciałem stamtąd wyjść
i się napić. W końcu jednak Shima zabrał głos.
− Myśleliśmy o
tym – przyznał mój partner – i sądzimy, że postaramy się, by wychować ją tak dobrze,
jak tylko damy radę. Nieważne czy z matką, czy bez, ale będziemy przy niej.
− Będziemy ją
wspierać we wszystkim – dodałem.
− Tak –
przytaknął mi Kouyou.
− A jak pójdzie
w wasze ślady? – spytał tato z jawnym obrzydzeniem w głosie. Aż przeszedł mnie
nieprzyjemny dreszcz.
− To coś
zmienia? – Kou odpowiedział pytaniem na pytanie. – Bo nie wydaje mi się.
− Musimy przyjąć
fakt, że świat się zmienia i jeśli będzie taka jak my, to z pewnością będzie
jej już łatwiej. Homoseksualizm to nie żadna choroba zakaźna. Gdyby w
przyszłości okazało się, że Sachi woli tę samą płeć, to wciąż miałaby naszą
miłość.
− Gdybyśmy
przestali ją kochać z takiego powodu, to bylibyśmy niezłymi hipokrytami.
− No dobrze. Ale
teraz, Kouyou – zaczął ojciec, odchrząkując – nie wiemy w zasadzie nic o twojej
rodzinie. Rodzice?
− Żyją – odparł
Shima – i oboje już o wszystkim wiedzą.
− I co oni na
to? – spytała moja mama.
Ledwo
powstrzymałem się przed tym, by nie parsknąć. No to już było śmieszne!
Traktowali mnie i Kou niczym dwójkę małych dzieci.
− Chyba podobnie
– zaśmiał się Takashima. – Ale wiedzą już o wszystkim.
− Oo, tak?
− Tak.
− Są razem?
− Er… Tak…?
Mieszkają razem, są małżeństwem. Mają się dobrze.
− Świetnie! Nie
mógłbyś podać nam numeru do któregoś z nich? Tak będzie prościej wszystko
uzgodnić.
Ja i Shima
spojrzeliśmy po siebie zdziwieni.
− Niby co
uzgodnić? – spytałem niepewnie.
− Oczywiście
cały przebieg ślubu oraz wesela – mama wydała mi się być oburzona tym, że
zadaję tak głupie pytanie. – Jeśli już macie brać ślub, to porządnie. Zapłacimy
po połowie.
− Po połowie? –
wymamrotał ojciec z niezadowoleniem, jednak jakoś już nie protestował.
Widocznie nie miał ochoty za nic płacić.
− Chyba… chyba
nie ma takiej potrzeby. Mieliśmy w planach tylko zawrzeć związek i jakoś bez
świętowania… Nie ma po co się fatygować, naprawdę.
− No proszę cię,
Kouyou. Nie mów tak. To naprawdę drobnostka. Świetnie by było, jakbyście
jeszcze dzisiaj ustalili listę gości i jakbyś nam podał numer do rodziców.
Porozmawiamy z nimi, wszystko ustalimy. Postaramy się, by wszystko miało ręce i
nogi.
Trochę z Kouyou
ogłupialiśmy. Z początku byli na nas wściekli, nie znali nas znać, a w tej
chwili… No aż zabrakło mi słów.
Tego samego
wieczora przysiedliśmy z Kou i ustaliliśmy listę gości. Wyszło więcej osób niż
chcieliśmy, ale faktycznie, skoro już mieliśmy mieć to cholerne wesele, to
niektórych ludzi nijak nie dało się pominąć. A szkoda…
− Dobra, to jak
zaczynamy? – spytał Shima. Oboje mieliśmy długopisy. Trzymałem mój notatnik, w
którym z reguły zapisywałem pomysły na nowe piosenki.
− Uhm, może…
Wpisałem przy
pierwszym myślniku dwa wyrazy. Pokazałem Kouyou, co tam nabazgroliłem, a ten
roześmiał się radośnie.
− Trzech Idiotów
– przeczytał na głos. – Bosko! To teraz jeszcze…
Przyszła jego
kolej na dopisywanie. Trzymałem notes na kolanach, a on sprawnie zapisał
następny myślnik. Odsłonił kartkę, tym razem to ja wybuchłem śmiechem.
− I Reszta
Świata. To chyba już wszystko mamy, co nie?
− Tak –
przytaknął mi z uśmiechem. – Chociaż wątpię, że zmieścimy tu resztę świata.
− Damy radę –
oparł się o moje ramię. – To mamy tych trzech bufonów. Dopisz im jeszcze osoby
towarzyszące, czyli sześć…
− Mogę wpisać
Kazukiego? – spytałem z nadzieją.
− W porządku.
Hm… Kagome! Z osobą towarzyszącą.
− No jasne,
czekaj, bo nie nadążam… – szybko wpisałem dwukropek przy Reszcie Świata, po
czym zanotowałem to, co powiedział mój partner. Dorobiłem jeszcze adnotację do
Trzech Idiotów w postaci plusa z trójką.
− Przy Kazukim
też dodaj osobę towarzyszącą – upomniał mnie.
− No co ty, on
przyjdzie ze mną.
Shima prawie się
opluł. Posłusznie jednak dopisałem przy swoim młodszym koledze plusa z jedynką.
− Okej, niech
będzie. To moje dwie siostry, mężowie i trzech siostrzeńców. Twoje rodzeństwo,
małżonkowie i… ile w zasadzie twoja siostra ma dzieci?
− Czwórkę –
westchnąłem.
− O chuju złoty…
− No, jej facet
chyba ma złotego chuja, że tak się mnożą jak króliki.
− Magiczny kutas
– podsumował Kou.
Zaśmiałem się całym
ciałem na tę uwagę. Zaraz też i dokończyliśmy robić listę i kiedy już mieliśmy
całość gotową i tak to wszystko podliczyliśmy, to się załamaliśmy. Wyszło ponad
100 osób.
− Weź wykreśl
Trzech Idiotów – stwierdził Kou. – Nie są nam potrzebni.
− Wyjebmy przy
okazji Resztę Świata, bo to chyba też nie jest nam potrzebne.
No i mieliśmy
zajebisty problem. Bo jak to tak? Brać ślub, zaprosić siostrę matki, ale nie
zaprosić przyjaciółki siostry matki, która odbierała twój poród, kiedy ojciec
ubzdryngolił się w salonie wraz z mężem siostry matki oraz mężem przyjaciółki
siostry matki. A dodajmy jeszcze, że cała ta przyjaciółka siostry matki była
jak dobra dusza, stąpająca za tobą niczym jeden z Siedmiu Bogów Szczęścia,
sprawując pieczę nad tym, byś się nie wypierdolił na czterokołowym rowerku.
Ostatecznie
zostaliśmy przy tej cholernie dużej liście. Byliśmy załamani, no ale… Jak
szaleć to szaleć!
Rodzice Kouyou
zjawili się u nas błyskawicznie, gdy tylko moi do nich zatelefonowali. Mieliśmy
mały dylemat, gdzie ich ulokować, ale ostatecznie stwierdzili, że kanapa w
salonie im wystarczy. Mama Kou i moja od razu znalazły wspólny język, to samo ojcowie.
Serio, nie spodziewaliśmy się, że nasi rodzice przypadną sobie tak mocno do
gustu. Nasze matki z radością zaczęły zajmować się Sachiko, która była teraz w
centrum zainteresowania. Nie, żeby zawsze nie była. De facto, Sachi była dla
wszystkich jak takie słoneczko, które roznosi dookoła radość i nadzieję.
Również i mój ojciec zmiękł w stosunku do niej i stał się kochającym dziadkiem.
− Czekaj, czekaj
– Matsumoto odchrząknął znacząco, kiedy to ja i Kouyou opowiadaliśmy Wielkiej
Trójce, co to za Armagedon się u nas wyprawiał.
− To Sachiko
jest teraz z waszymi rodzicami? – upewnił się Tanabe.
− Z Shiro papa i
Shiro mama – potwierdził Kou.
− Kurwa,
dlaczego ty zawsze tak o nich dziwnie mówisz? – jęknął Akira.
− Też mnie to
intryguje – wymamrotałem.
− Kurczę, to
niezły burdel pewnie macie – westchnął lider. – Pewnie wszystkie szafki
posprawdzane, posprzątane. No nie?
− Ta – jęknąłem,
wstając z kanapy i prostując kości. – Niedługo przyślemy wam zaproszenia na
ślub i takie tam… Szykuje się niezła impreza.
− No, jeśli
wszyscy się stawią, to będzie ze sto osób na weselu – potwierdził Kouyou.
Zapadła cisza.
Popatrzyłem na kolegów, a oni patrzyli to na mnie, to na Kou, który również
zdaje się nie pojmował, dlaczego wszyscy tak gwałtownie zamilkli. Ruki siedział
z tekstami oraz nutami i wpatrywał się w nas tak, jakby go ktoś potwornie
oszukał, Kai otworzył usta w zaskoczeniu, a Reita wyglądał, jak ktoś, kto
doznał głębokiego szoku.
− Ślub?!
Wesele?! – wykrzyknął naraz Ru. – O co chodzi?! Kto się chajta?!
− No właśnie?! –
Kai również nie krył wzburzenia.
− My…? –
powiedziałem. – No kto inny?
− Yuu mi się
oświadczył – oznajmił Kouyou z dumą w głosie.
− Oświadczyłeś
mu się?! – Rei mało nie spadł z krzesła na tę wieść. – O rany, chłopaki…
− To gratulacje!
– powiedział lider z szerokim uśmiechem na ustach.
− W końcu jakieś
dobre wiadomości – wokalista pokiwał głową ze zrozumieniem. – Cieszymy się.
Było świetnie,
naprawdę. Kouyou i ja stwierdziliśmy, że jest aż za dobrze i coś w końcu musi
się spierdolić. Dzisiaj wróciliśmy naprawdę późno do domu, ale na szczęście
rodzice byli z Sachiko i obiecali się nią zająć, dlatego nie musieliśmy się
martwić. Dochodziła północ, gdy dotarliśmy na nasze osiedle. Stanąłem na
parkingu podziemnym i poszliśmy w stronę windy.
− Nie wierzę, że
to wszystko dzieje się naprawdę – powiedział Kou, gdy tak czekaliśmy na windę.
Zjeżdżała z piętnastego piętra.
− Hm? Co
takiego?
− Ty, ja,
Sachiko. Trudno mi przyjąć do wiadomości to, że zostaniemy prawdziwą rodziną.
− Powiem ci, że
ja też mam z tym problem – zaśmiałem się, biorąc go za rękę. Popatrzyliśmy na
siebie z uśmiechem, po czym pocałowaliśmy się. Winda zaraz zjechała, weszliśmy
do środka, nie puszczając dłoni. Wolną ręką nacisnąłem przycisk z ósmym
piętrem.
− Ale tak się
cieszę, że mała będzie twoją prawdziwą córką – Kou pocałował mnie kolejny raz.
Oddałem pieszczotę.
− Oboje
chcieliśmy mieć dziecko.
− I oboje je
mamy. Tylko zastanawiam się czy Sachiko nie będzie za bardzo rozpuszczona…
Jedynaczka, wszyscy wokół niej skaczą.
− Już ja się
postaram, żeby tak nie było.
I nim jeszcze
wjechaliśmy na nasze piętro, zaczęliśmy się zachłannie całować w windzie.
Obejmowaliśmy się, pożądliwie sunąc dłońmi po naszych ciałach. Gdy tylko drzwi
windy się otworzyły, wypadliśmy na korytarz i nie przerywając namiętnych pieszczot,
ruszyliśmy do swojego mieszkania. Naraz zapłonęło między nami gorące
pragnienie. Chciałem strasznie uprawiać seks z Kouyou i czułem, że on również
tego pragnie.
Otworzyłem drzwi
niemal na oślep kluczem i na ten jeden moment przerwaliśmy pieszczoty.
Weszliśmy do pogrążonego w ciemnościach mieszkania, zdjęliśmy buty.
− Wszyscy śpią –
stwierdził mój partner szeptem.
− Tym lepiej –
zamknąłem drzwi na klucz.
Zaraz na nowo
zaczęliśmy się całować, kierując się ku naszej sypialni. Powoli zacząłem zsuwać
z Shimy jego koszulkę, mało się przy tym nie potknąłem o czyjeś buty. Kiedy już
prawie wpadliśmy do naszego pokoju, w korytarzu niespodziewanie nastała
jasność. Już myślałem, że może niechcący wpadliśmy na włącznik światła, ale nie…
Odskoczyliśmy od
siebie z Kouyou jak oparzeni, patrząc na jego oraz mojego ojca. Dałbym sobie
fiuta uciąć, że tak na nas czekali.
− Jesteśmy –
wymamrotał Kou z niemałym zażenowaniem. Osobiście czułem, że robię się cały
czerwony na twarzy ze wstydu. Pięknie nas przyłapali.
− To dobrze –
powiedział mój tato. – Sachiko śpi.
− Dostała
kanapki na kolację – dodał ojciec Kou.
− Uhm…
dziękujemy, że się nią zajęliście – powiedziałem szczerze. – Mieliśmy nieco… do
roboty dzisiaj.
− Widać jak
bardzo – tato Kouyou machnął tylko ręką, po czym wszedł do salonu. Kouyou chyba
nie był w stanie znieść tego zażenowania i równie szybko zniknął w naszej
sypialni. Zostaliśmy więc tylko ja oraz mój ojciec.
− Jesteśmy
wdzięczni – wymamrotałem. – I to teraz, em… my tylko…
− Daruj już
sobie. Ile ty masz lat? Pięć? – wszedł mi w zdanie. – Idź już do niego. Dobrej
nocy – ruszył do pokoju dla gości.
− D-dobranoc? –
powiedziałem za ojcem, będąc kompletnie zbitym z tropu.
Zaraz wszedłem
do sypialni. Kou zapalił lampkę po swojej stronie i siedział tak na łóżku,
chowając twarz w dłoniach. Usiadłem obok niego po turecku, chwyciłem go za nadgarstki
odsłaniając jego buzię.
− Nie wierzę, że
tak nas zobaczyli – jęknął. – Jak ja swojemu ojcu teraz w oczy spojrzę?
− A mojemu?
− O twoim już
nie wspomnę.
− Nie przesadzaj
– pocałowałem go w czoło. – Dobrze wiedzą, że dziećmi już nie jesteśmy. Trudno,
że wyszło tak nieciekawie.
− Lekkoduch jak
zwykle – fuknął.
Zaśmiałem się,
po czym pocałowałem go czule prosto w usta. Kou oddał pieszczotę, kładąc mi
dłoń na policzku. Zamruczałem, powalając go na plecy. Niemal położyłem się na
nim, całując go najbardziej pieszczotliwie, jak tylko umiałem.
− Jesteś chyba
najbardziej marudną osobą pod słońcem, jaką znam – powiedziałem w jego usta,
przerywając na krótką chwilę pocałunek. Tylko po to, by zaczerpnąć nieco
powietrza. Kouyou oplótł mnie ramionami oraz nogami, przyciągając mnie tym
samym do siebie mocniej.
− A ty najmniej
romantyczną osobą, jaką znam – odparł.
Zaśmiałem się
kontynuując pocałunek. Czułem przyjemne ciepło wypełniające mnie od środka.
Moje ciało pragnęło ciała Kouyou i nic nie mogłem na to poradzić.
− No i wiesz,
będziesz już zawsze z tym nieudanym romantykiem.
− A ty z tą
marudą – odparł.
Zaśmialiśmy się
obaj niemal jednocześnie. Wplątałem dłoń we włosy Kouyou, delikatnie, masując
skórę jego głowy. Przymknął powieki w błogim odprężeniu. W tej jednej chwili
chciałem mu po prostu powiedzieć, że już zawsze będę z nim i Sachiko, ale jakoś
już nie byłem w stanie zebrać się na więcej słów. Dlatego kolejny raz tego
wieczoru pocałowałem go głęboko, chcąc przekazać mu wszystkie uczucia, jakimi
go darzyłem.
---
No i tutaj mniej
więcej kończy się przygoda z I will be. A przynajmniej z pierwszą serią, boo…
czy będzie druga? Ano zobaczymy! Ale z pewnością poczekam z nią jakiś czas,
muszę nieco odpocząć od pisania Aoihy (dwa dni odpoczynku starczą X’D). Pewnie
niektórzy chcieli tutaj ich ślub, no nie? Aaa, może w następnej serii się o
niego pokuszę. ^^
W każdym razie,
dziękuję serdecznie wszystkim, co pamiętali o tym opowiadaniu, czytali je oraz
komentowali. Po dość długim czasie udało mi się je w końcu skończyć, dlatego
bardzo się cieszę. Mam też cichą nadzieję, że mimo wszystko wam się podobało.
Przesyłam moim kochanym Żuczkom masę buziaków, uścisków i miłości. I żeby Wojownicze
Żuczki Ninja się ujawniły~~
AAaaaaaaAaa!!!
No i tam na górze macie ankietę. Ostatni dzień głosowania, halo!! I to chyba na
tyle w dzisiejszym programie.
Dziękuję
serdecznie! Zdejmuję cylinder! Kłaniam się nisko! Zasuwam kurtynę i…
Do następnej
serii~!
Tsu...to było cudne XDDD
OdpowiedzUsuńCały rozdział przepłakałam ze śmiechu.
Przysięgam, że ta krótka myśl Yuu o kasynie wygrała mi cały mój spieprzony weekend XDDD
Jakoś tak...czuje niedosyt tego zakończenia, jakby urwało się w połowie rozdziału.
Ajjjjj, ta seria była taka...inna.
Kocham twój humor w opowiadaniach a I will be zdecydowanie wygrywa w konkursie na najzabawniejsze opko tu.
Nie wiem jak zwykle co mogę jeszcze napisać.
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
O kurczę, tak się cieszę, że mogłam ci poprawić nastrój, naprawdę! No i w ogóle... ten rozdział jest właśnie urwany. X'D Ahaahahah, no moje poczucie humoru w końcu komuś przypadło do gustu. I Oscar za najzabawniejsze opko wędruje do... I will be!
UsuńOjej, dziękuję strasznie, kochana. Postaram się w miarę szybko coś wstawić!♡
Nic tylko cytaty z twojego opo będę robić XD
OdpowiedzUsuńJasne, że się podobało! No co Ty tak nam nie wierzysz w tej kwestii??
Druuuuga seriaaa ~~~~ I homo ślub!!! Taaaaaak~!
No co ja mogę powiedzieć? XD
AHA! Ja też chcę się dowiedzieć dlaczego Shiro papa i Shiro mama...
Pozdrawiam, życzę weny, miłego dwudniowego (tak to się pisze?) odpoczynku i w ogóle tam tego...
Do następnego ~
PS: Nie ujawniamy się, żebyś miała taki dreszczyk XD A co jeżeli to jacyś 40 letni homosie i pedofile zarazem?
A później zamiast ckliwych cytatów o miłości, to laski będą ustawiać cytaty z gejowskich pornosów pod zdjęciami na fb! XD Oj no, wierzę, wierzę, no. :/
UsuńAyy! Shiro papa i Shiro mama chyba nie ma zbytniej filozofii. Mogę wyjaśnić to już tutaj. Kou zwracał się w ten sposób do rodziców Yuu, by nadać całości jeszcze bardziej groteskowy charakter. Była to też czysta ironia z jego strony, bo sama postać Kou, co trzeba zaznaczyć, jest tutaj dość porywcza, w tym sensie, że nie stara się wcale kryć z emocjami. Jednakże, nie wypada mu otwarcie okazywać niechęci do rodziców Yuu, więc zwraca się do nich w ten sposób, jakby był ich dzieckiem lub ich naprawdę lubił, co jest jedynie zabiegiem mającym nadać całości ironiczny wydźwięk oraz ukrytym szyderstwem ze strony Kouyou. Dlatego też Shiro papa i Shiro mama jest jedynie zabiegiem estetycznym, uzupełniającym nieco komiczno-tragiczny obraz stosunków między rodzicami Yuu, a Kou. Mam nadzieję, że pomogłam!
Ach, dziękuję ślicznie!♡
PS: Właśnie zaczęłam się bać... XD
Ah, ten Kouyou jest taki zuy XD
UsuńOdpisałaś <3 XDDD
PS: I bardzo dobrze XD
Genialne! Czekam na następną serie :D Życzę więcej weny ^^
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och tak nagle ich rodzice się do gadali... a jak zostali przyłapani, bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Oto mój timestamp! Pierwsza seria za mną, nad ranem lecę drugą~
OdpowiedzUsuńPowiem ci szczerze, że dawno się tak nie uśmiałam i nie ekscytowałam. Literally potrafiłam krzyknąć na cały głos ze śmiechu. Nie jest to może fabuła której szukałabym jak narotyku, ale dobrze jest czasem przeczytać taką nowelkę, szczególnie spod Twojego pióra:)
Hehe, no i w dwóch(!) momentach uruchomiłaś moją podświadomą ebolę fandomu i miałam na coś nadzieję, ale...
No wiadomo, byłam świadoma, że to tylko sfera moich marzeń, ale! Przede mną druga seria, a moja nadzieja nigdy nie gaśnie C:<
Nawet bym ci podesłała moje spekulacje, ale może to dopiero wtedy, jak się okażą tylko 100% mrzonkami mojej niezaspokojonej duszy, pośmiejesz się z moich zniszczonych marzeń:D
Cieszę się, że znów, jak za starych dobrych czasów ktoś potrafił tak opisać moje pedałki, bym mogła czuć motylki i wiertła w brzuchu~