Po burzy
Pamiętam to zbyt dokładnie. Słoneczny, letni dzień. Duchota dawała się we znaki i wszystko wskazywało na to, że później będzie burza.
Jak zwykle siedziałem w taką pogodę przed wiatraczkiem pochłaniając chłodne lody i czytając książkę. W międzyczasie myślałem o tobie. O twoich ciemnych niczym noc oczach, delikatnym ciele.
Byliśmy parą wręcz idealną. Ufaliśmy sobie i kochaliśmy się. Kłóciliśmy się jak wszyscy inni. Obrażaliśmy się na siebie, jednak nie na długo.
Około godziny szesnastej nastała ciemność spowodowana grubą warstwą chmur. Gdzieś w oddali słychać było pierwsze grzmoty. Odłożyłem otwartą książkę grzbietem do góry i wyłączyłem wiatraczek. Puste opakowanie po lodach wyrzuciłem do kosza. Byłem zdziwiony, że jeszcze nie wróciłeś. W środku ogarniał mnie niepokój. Tęskniłem za tobą, a ta tęsknota wzmagała się z każdym piorunem. Nie cierpiałem burzy.
Wziąłem twój ulubiony, puchaty koc i położyłem się z nim na kanapie. Przykryłem się nim i czekałem aż wrócisz. Czekałem do trzeciej nad ranem. Burza już dawno minęła pozostawiając po sobie charakterystyczny zapach i mokrą okolicę. Po prostu zasnąłem na kanapie, zmartwiony czekając na twój powrót.
Obudziłem się z chrypą. Lody, wiatraczek i spanie przy uchylonym oknie zrobiły swoje. Wziąłem telefon i wybrałem twój numer. Odpowiedziała mi automatyczna sekretarka. Było bardzo wcześnie, słońce miało wzejść dopiero za kilka minut. Mimo to wyszedłem z domu i bez celu zacząłem przechadzać się po uliczkach. Ile bym dał by móc z tobą porozmawiać.
Wszyscy mijani po drodze ludzie byli tobą. Patrzyłem na nich, z nadzieją, że w końcu będziesz, którymś z tych przechodniów.
Kilkanaście razy próbowałem się do ciebie dodzwonić. Za każdym razem, gdy miałem nadzieję, że odbierzesz, odzywała się ta irytująca poczta głosowa.
-Po sygnale zostaw wiadomość... - denerwujące 'pib'.
W końcu prawie wpadłem w histerię. Do oczu napłynęły mi łzy, serce zostało boleśnie ściśnięte i mało brakowało by telefon wylądował na płycie chodnikowej.
Dlaczego nie odbierasz? - zapytałem w myślach.
Wróciłem do naszego wspólnego mieszkania po kilku godzinach bezcelowego spaceru. Usiadłem na kanapie w salonie i wpatrzyłem się w ścianę. Czułem się nieswojo. Nie tylko dlatego, że ciebie tu nie było. Coś po prostu nie pasowało. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie brak koca i to, że okno było zamknięte. Rzuciłem się do komody i odkryłem w niej brak dwóch toreb podróżnych. Sprawdziłem po kolei wszystkie pomieszczenia. Nie było żadnych twoich rzeczy. Zniknął nawet twój ulubiony kubek. Coś mnie drgnęło i wyciągnąłem album ze zdjęciami. Jaki był mój szok, gdy nie było ani jednego twojego zdjęcia. Załamany podszedłem do barku z zamiarem wypicia twojego ulubionego Jack'a Daniels'a. Whisky jednak nie było, a pozostałe butelki były puste. Do jednej przyczepiona była karteczka z napisem 'Nie pij'. Od razu poznałem twoje pismo i wybuchłem płaczem opadając na podłogę i chowając twarz w dłoniach.
Postanowiłem jeszcze raz zadzwonić.
-Odbierz - wychrypiałem przez łzy. - Odezwij się.
Nagle usłyszałem jakieś szumy i oddech.
-Yuu? - zapytałem z nadzieją. Oddech ciągle trwał. - Yuu, proszę, odezwij się. Błagam - pozwoliłem by łzy swobodnie spływały po moich policzkach. - Gdzie jesteś, Yuu? - jęczałem do słuchawki, aż wypadła mi z drżącej dłoni. -Yuu!! - wydarłem się, wiedząc, że połączenie nadal trwało.
Nagle zostało przerwane. Skuliłem się na podłodze i dalej trwałem w rozpaczy.
Nie wiem ile tam leżałem. Wiem, że podniosłem się jak było już ciemno. Chwiejnym krokiem doszedłem do sypialni i opadłem na łóżko. Objąłem kolana ramionami i zacząłem się delikatnie kołysać nucąc pod nosem jedną z twoich ulubionych piosenek. Wyczerpany zasnąłem otulony tą melodią niczym kołysanką.
Jak zwykle siedziałem w taką pogodę przed wiatraczkiem pochłaniając chłodne lody i czytając książkę. W międzyczasie myślałem o tobie. O twoich ciemnych niczym noc oczach, delikatnym ciele.
Byliśmy parą wręcz idealną. Ufaliśmy sobie i kochaliśmy się. Kłóciliśmy się jak wszyscy inni. Obrażaliśmy się na siebie, jednak nie na długo.
Około godziny szesnastej nastała ciemność spowodowana grubą warstwą chmur. Gdzieś w oddali słychać było pierwsze grzmoty. Odłożyłem otwartą książkę grzbietem do góry i wyłączyłem wiatraczek. Puste opakowanie po lodach wyrzuciłem do kosza. Byłem zdziwiony, że jeszcze nie wróciłeś. W środku ogarniał mnie niepokój. Tęskniłem za tobą, a ta tęsknota wzmagała się z każdym piorunem. Nie cierpiałem burzy.
Wziąłem twój ulubiony, puchaty koc i położyłem się z nim na kanapie. Przykryłem się nim i czekałem aż wrócisz. Czekałem do trzeciej nad ranem. Burza już dawno minęła pozostawiając po sobie charakterystyczny zapach i mokrą okolicę. Po prostu zasnąłem na kanapie, zmartwiony czekając na twój powrót.
Obudziłem się z chrypą. Lody, wiatraczek i spanie przy uchylonym oknie zrobiły swoje. Wziąłem telefon i wybrałem twój numer. Odpowiedziała mi automatyczna sekretarka. Było bardzo wcześnie, słońce miało wzejść dopiero za kilka minut. Mimo to wyszedłem z domu i bez celu zacząłem przechadzać się po uliczkach. Ile bym dał by móc z tobą porozmawiać.
Wszyscy mijani po drodze ludzie byli tobą. Patrzyłem na nich, z nadzieją, że w końcu będziesz, którymś z tych przechodniów.
Kilkanaście razy próbowałem się do ciebie dodzwonić. Za każdym razem, gdy miałem nadzieję, że odbierzesz, odzywała się ta irytująca poczta głosowa.
-Po sygnale zostaw wiadomość... - denerwujące 'pib'.
W końcu prawie wpadłem w histerię. Do oczu napłynęły mi łzy, serce zostało boleśnie ściśnięte i mało brakowało by telefon wylądował na płycie chodnikowej.
Dlaczego nie odbierasz? - zapytałem w myślach.
Wróciłem do naszego wspólnego mieszkania po kilku godzinach bezcelowego spaceru. Usiadłem na kanapie w salonie i wpatrzyłem się w ścianę. Czułem się nieswojo. Nie tylko dlatego, że ciebie tu nie było. Coś po prostu nie pasowało. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie brak koca i to, że okno było zamknięte. Rzuciłem się do komody i odkryłem w niej brak dwóch toreb podróżnych. Sprawdziłem po kolei wszystkie pomieszczenia. Nie było żadnych twoich rzeczy. Zniknął nawet twój ulubiony kubek. Coś mnie drgnęło i wyciągnąłem album ze zdjęciami. Jaki był mój szok, gdy nie było ani jednego twojego zdjęcia. Załamany podszedłem do barku z zamiarem wypicia twojego ulubionego Jack'a Daniels'a. Whisky jednak nie było, a pozostałe butelki były puste. Do jednej przyczepiona była karteczka z napisem 'Nie pij'. Od razu poznałem twoje pismo i wybuchłem płaczem opadając na podłogę i chowając twarz w dłoniach.
Postanowiłem jeszcze raz zadzwonić.
-Odbierz - wychrypiałem przez łzy. - Odezwij się.
Nagle usłyszałem jakieś szumy i oddech.
-Yuu? - zapytałem z nadzieją. Oddech ciągle trwał. - Yuu, proszę, odezwij się. Błagam - pozwoliłem by łzy swobodnie spływały po moich policzkach. - Gdzie jesteś, Yuu? - jęczałem do słuchawki, aż wypadła mi z drżącej dłoni. -Yuu!! - wydarłem się, wiedząc, że połączenie nadal trwało.
Nagle zostało przerwane. Skuliłem się na podłodze i dalej trwałem w rozpaczy.
Nie wiem ile tam leżałem. Wiem, że podniosłem się jak było już ciemno. Chwiejnym krokiem doszedłem do sypialni i opadłem na łóżko. Objąłem kolana ramionami i zacząłem się delikatnie kołysać nucąc pod nosem jedną z twoich ulubionych piosenek. Wyczerpany zasnąłem otulony tą melodią niczym kołysanką.
Objąłeś mnie delikatnie i pocałowałeś w policzek. Zaśmiałem się i odwróciłem w twoją stronę.
-Z czym chcesz kanapki, śpiący królewiczu?
-Z dżemem - odpowiedziałeś śmiejąc się z tego jak cię nazwałem.
Objąłeś mnie, a ja dałem ci się objąć. Uwielbiałem jak byłeś blisko.
-Yuu? - podniosłem się do siadu.
Słońce już dawno wstało i oświetlało całą okolicę swoim blaskiem. Ześlizgnąłem się z łóżka i ruszyłem do kuchni, w której cię nie było.
Zniknąłeś nagle. Jeszcze rano rozmawialiśmy i planowaliśmy co zrobimy później.
Chwilę patrzyłem na popiół, który pozostawiłeś po sobie w czarnej popielniczce. Nie lubiłem gdy go tam zostawiałeś. Nie wysypałem go jednak do kosza. Zostawiłem ciemną porcelanę w spokoju i znowu próbowałem zadzwonić. Przez myśl przeszło mi żeby zgłosić twoje zaginięcie. Ale ty sam odszedłeś. Zabrałeś wszystkie swoje rzeczy kiedy cię szukałem, nie zostawiłeś żadnej karteczki, prócz tej z wiadomością żebym nie pił.
To chyba najgorsza rzecz jaką można zrobić. Odejść bez pożegnania.
Super notka!
OdpowiedzUsuńAż prosi się o kolejną część
Pozdrówka i weny życzę:*
Proszę ja chcę więcej.
OdpowiedzUsuńAoi, ty sukinkocie ;_______________;
OdpowiedzUsuńNiedługo zejdę na zawał, bo na tym blogu jedno opowiadanie lepsze od drugiego. Wszystko wybitne na swój sposób, naprawdę.
ALE I TAK AOI, TY SUKINKOCIE ;____________________________;
Płakam ;_;
OdpowiedzUsuńNic nie napiszę bo strasznie płakam ;_;
Hej,
OdpowiedzUsuńtekst taki smutny, odszedł tak bez wyjaśnień, zabrał swoje wszystkie rzeczy kiedy go nie było w domu, nic po sobie nie zostawił…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Para idealna, prawie bez skazy, dogadująca się w bardzo dobrze i nagle takie coś. Odejście bez pożegnania. To prawda. Jest to zarazem tchórzostwo, nie móc stanąc przed tą osobą, spojrzeć jej w oczy i rzeknąć "to koniec, żegnaj". Jednakże myślę, że gdy nie jesteśmy wiadomo powodu odejścia tej osoby, nasz ból może być o wiele lżejszy. I może w ten sam sposób myślał Yuu. Burza... Też okropnie nie lubię burzy. Jest zbyt głośna, niebezpieczna, powoduje strach, panikę. I ten oneshot ma dokładnie w sobie kolejne fazy :
OdpowiedzUsuń1) Cisza przed burzą - niczego nieświadomy bohater wyczekuje swojej drugiej połówki.
2) Burza - bohater nie wie co się dzieje z jego drugą połówką, popada w histerie, jest wylew łez, niczym deszcz z nieba.
3) Po burzy (...zawsze musi wyjść słońce!) - dowiedzenie się o okropnej rzeczy, jednakże wszystko musi się kiedyś ułożyć. Z Yuu, czy też bez niego.