Migdałowe serce: Fools
Fools
Pomimo tego, że prawie wszystkie wybitne
historie zaczynają się w łóżku, ta zaczęła się na siłowni. Był słoneczny
wrześniowy dzień, wraz z mężem właśnie kończyliśmy serię na siłowni. Yuu
siedział na wyciągarce, ja zajmowałem bieżnię. Zostało mi dokładnie 10 minut na
maszynie, gdy mój partner skończył ćwiczyć. Miałem widok idealnie na niego.
Zszedł z ławeczki, lekko się przeciągając, a następnie podszedł do mnie. Po
drodze wytarł czoło i kark podręcznym ręcznikiem, a następnie napił się wody z
butelki, biorąc kilka sporych łyków. Gdy tylko do mnie podszedł, wyciągnąłem
jedną rękę po wodę, mąż podał mi butelkę bez słowa, po czym wziąłem jeden spory
łyk.
− Ja już pójdę
pod prysznic – powiedział. Oddałem mu wodę.
− Mhm –
odparłem, skupiając się bardziej na bólu w nogach. Czułem, że nie będę mógł
chodzić, a zrobiłem specjalnie dzień fitnessu. Wcześniej zajmowałem stepper i
orbitrek, teraz okupowałem bieżnię. Yuu jedynie wykonał stałą serię swoich
ćwiczeń z naciskiem na brzuch.
Shiro poszedł
się umyć, a ja walczyłem przez te ostatnie 10 minut. To był dość szybki bieg,
dyszałem, chciało mi się krzyczeć. Pot lał się ze mnie prawdziwym wodospadem,
byłem pewny, że śmierdzę, jakbym nie mył się przez dobry tydzień.
W końcu jednak
bieżnia zaczęła zwalniać. Szalony bieg zmieniał się w prosty, niewymagający
wielkiego wysiłku bieg, trucht, aż w końcu normalny chód. Zszedłem z bieżni,
mało się przy tym nie przewracając. Nareszcie koniec!
Z bólem w nogach
poszedłem do szatni. Yuu był już umyty oraz przebrany w zwyczajne ubrania.
Pakował swoje rzeczy do torby.
− Ja umrę –
jęknąłem, siadając obok niego na ławce. Popatrzył na mnie, wzdychając. – Nie
czuję nóg.
− Jak ty jutro w
pracy wytrzymasz?
− Nie wiem,
jakoś będę musiał.
− Umyj się.
− No już…
Wziąłem szybki
prysznic, przebrałem się i dołączyłem do Yuu, który stał przed szatnią, jedząc
batonika proteinowego. Nie dałem mu go dokończyć, bo sam mu go zabrałem i
zjadłem. Na szczęście jechaliśmy zaraz do miasta, więc mogliśmy coś zjeść.
Zapakowaliśmy torby z siłowni do bagażnika samochodu Yuu, a następnie
pojechaliśmy do centrum handlowego.
Mieliśmy fart,
że zmienili mi grafik w pracy i teraz jednym z moich dwóch dni wolnych był
piątek. Yuu również miał wolne piątki, jednak z tego powodu resztę tygodnia
miał całą zajętą. Wracał z pracy naprawdę późno, bo przerzucili mu godziny
piątkowe na pozostałe cztery dni. No ale przynajmniej miał trzydniowy weekend.
Mogliśmy spędzić ze sobą nieco więcej czasu bez dzieci, które były w tym czasie
w przedszkolu. Chodziliśmy razem na siłownię, zakupy, gotowaliśmy i
wykonywaliśmy jakieś inne prace domowe.
Shiroyama
zaparkował na parkingu podziemnym. Poszliśmy od razu do marketu, by kupić
najpotrzebniejsze spożywcze produkty. I niby mieliśmy wziąć te rzeczy, które
naprawdę były potrzebne, to oczywiście, że wzięliśmy mnóstwo innych produktów.
Z trudem później spakowaliśmy się z tym wszystkim do samochodu, ale daliśmy
radę. Później postanowiliśmy kupić coś dla siebie. Chodziliśmy między z męską
modą, aż stwierdziłem, że Yuu powinien mieć nową koszulę.
− To nie, to nie,
to też nie – mruczałem, przeglądając wzory. Yuu jedynie stał obok mnie jak na
skazanie. Nic na to nie mogłem poradzić, że chciałem, by moje czwarte dziecko
jakoś wyglądało. W końcu Shiroyama musiał też dbać o swoją prezencję.
− Może jakaś
gładka? – powiedział, zabierając drugi katalog ze wzorami. Przeglądał je
chwilę, jednak odłożył je bez słowa, nie znajdując niczego godnego uwagi.
− Masz mnóstwo
gładkich koszul – odparłem.
− Szukają
panowie jakiegoś konkretnego wzoru? – wtrącił się młody pracownik sklepu.
Kasjer-doradca wyglądał, jakby ASP nie było w stanie docenić jego młodego
talentu, więc stwierdził, że rzuci studia i rozpocznie karierę jako projektant.
Pewnie błyskawicznie chował swoje projekty koronkowej bielizny dla mężczyzn pod
poduszkę, gdy jego czterdziestoletni kochanek wchodził do sypialni z pejczem w
ręku. Centymetr krawiecki przewieszony przez szyję dopełniał jedynie wrażenie,
że był on niespełnionym oraz niedocenionym projektantem.
− Tak.
− Nie.
Powiedzieliśmy z
Yuu jednocześnie. Mąż wywrócił oczami, a ja zabrałem się za wyjaśnianie, czego
poszukujemy.
− Chodzi o coś
naprawdę drobnego – powiedziałem, przerzucając materiały w katalogu. Wskazałem
jeden wzór, który wpadł mi w oko. – Coś w tym stylu, tylko z cieńszego i
jaśniejszego materiału.
− Drobne kropki?
Coś bardziej w bieli?
− Nie musi biel.
Yuu, wolisz kremowy czy beżowy? – zwróciłem się ukochanego.
− Nie, biel
odpada – powiedział, pochylając się nad materiałem. – Beż to chyba dobra opcja.
− Super. Mam coś
takiego. Jaki rozmiar?
− Chyba L, no
nie? – spojrzałem na Yuu. – Ale nie jestem pewny, ile w kołnierzu.
− Nic nie
szkodzi – odparł sprzedawca. Zaraz zniknął na dłuższą chwilę gdzieś na
zapleczu. Yuu spojrzał na mnie wymownie.
− Ale się
uparłeś – westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą.
− Będziesz miał
nową koszulę! – zaśmiałem się. – I to ładną, w granatowe groszki.
− Będę wyglądał
jak pajac, mówię ci.
Dostaliśmy
koszulę, a Yuu poszedł ją przymierzyć. Podczas gdy on siedział w przymierzalni,
ja rozmawiałem ze sprzedawcą, przeglądając pozostałe wzory i materiały. Może
jednak źle wybrałem profesję i powinienem być projektantem mody? W sumie, czemu
by nie spróbować swoich sił w tym fachu…?
− Za mała! –
powiedział Yuu z przymierzalni.
− Pokaż się!
− Jak mam się
pokazać, skoro nawet nie mogę się dobrze zapiąć?
Mimo wszystko,
wyszedł do nas i szczerze… wyglądał śmiesznie. Nie dlatego, że koszula była
brzydka, ale dlatego, że była za mała. Zapiął tylko 3 guziki, reszty nie dało
radę. Poza tym, strasznie go opinała w ramionach i wyglądało to tak, że przy
najmniejszym ruchu materiał pęknie.
− Zdejmuj –
powiedziałem. – Jest może większy rozmiar?
− Sprawdzę –
odparł kasjer.
Shiroyama zdjął
koszulę, po czym oddał ją sprzedawcy. Mężczyzna zamarł na ułamek sekundy,
patrząc na półnagiego Yuu. Nie uszło to mojej uwadze, absolutnie. Automatycznie
włączył się u mnie tryb o nazwie Wara od mojego męża. Zanim jeszcze ten młody
chłoptaś odszedł, to subtelnie zasłoniłem Yuu sobą, niby to poprawiając mu
włosy. Shiro spojrzał na mnie nico niezrozumiale.
− Lekko się
potargałeś – wyjaśniłem, układając mu niby to zmierzwione włosy.
− Tak? Dziękuję.
− Nie ma za co.
− Niestety, ale
nie mam większego rozmiaru – powiedział chłopak, wracając do nas po naprawdę
krótkiej chwili. Trzymał inne, podobne koszule w większych rozmiarówkach.
Zaproponował czy może któraś z tych nie przypadła nam do gustu, jednak
stanowczo odmówiliśmy.
− Tamta była w
zasadzie idealna – powiedziałem.
− To może
zamówić na wymiar? – zaproponował.
− Dobry pomysł.
Tak szybko, jak
to powiedziałem, tak szybko ugryzłem się w język, jednak nie było już odwrotu.
Centymetr krawiecki poszedł w ruch. Mężczyzna wymierzył Yuu dokładnie, spisując
dane na kartce. Odmierzył ręce, szyję, długość tułowia. W pewnym momencie
oplótł Shiro tą miarką, jakby miał go zaraz przyciągnąć do pocałunku i
myślałem, że krew mnie za chwilę zaleje. Facet nie omieszkał ze sposobności
dotknięcia Yuu. To niby niechcący przesunął ręką po jego ramieniu, to
delikatnie musnął jego brzuch. Mąż jakoś specjalnie nie reagował, jedynie stał
z miną, która błagała, by to wszystko już się skoczyło. Gdy nareszcie to
bezkarne macanie dobiegło końca, kazałem mu się natychmiast ubrać. Sam
poszedłem dopełnić wszelkich formalności, takich jak wpłacanie zaliczki.
− Jeszcze tylko
nazwisko kupującego – powiedział, wypełniając formularz.
− Sam odbiorę
zamówienie – powiedziałem z lekkim uśmiechem. – Proszę wpisać Matsumoto.
Chłopak spojrzał
na mnie i ewidentnie zrzedła mu mina. Zdaje się, że był już zadowolony, że
zobaczy się znowu z Yuu, jednak nic z tych rzeczy. Jeszcze tego brakowało.
Spytał, jakimi znakami zapisuje się moje nazwisko. Wyjaśniłem mu pokrótce, w
tym czasie dołączył do nas Yuu.
− To jeszcze
zaliczka, no nie – powiedział, wyciągając portfel z kieszeni.
− Nie trzeba,
już wszystko załatwione – powiedziałem, kładąc mu swoją dłoń na jego, by
schował portfel.
− Jak to?
− Tak to, nie
martw się, misiu – uśmiechnąłem się szeroko do swojego ukochanego. Niestety,
tym razem uśmiech nie pomógł.
− Mówiłem ci
tyle razy, że masz niczego nie kupować dla mnie.
− Robię ci
prezent – odparłem.
Shiroyama
ewidentnie się na mnie wściekł. Bardzo nie lubił, gdy coś kupowałem. To był
swego rodzaju kompleks związany z pracą, bo miał mniejszą pensję ode mnie. Czuł
się z tym gorzej, jednak z reguły nie dawał tego po sobie poznać. Dopiero w
takich chwilach jak ta wychodziło na jaw, że naprawdę wolałby więcej zarabiać,
żeby to on mógł mi kupować drogie prezenty, zabierać w drogie miejsca i
utrzymywać mnie oraz dom. Dla mnie to szczerze nie miało znaczenia.
Pokłóciliśmy się
o tę koszulę. Yuu naprawdę był zły, że to ja zapłaciłem i zachowywał się, jakbym
go w ten sposób wykastrował. Na nic zdały się moje próby wyjaśniania mu, że to
tylko prezent, że to i tak ja mu wybrałem koszulę więc to ja za nią zapłaciłem.
Nic do niego nie docierało. Wróciliśmy do domu, Yuu był zły i już. No obraził
się jak dziecko. Mówiłem, że był moim czwartym dzieciaczkiem?
− No Shiro –
westchnąłem, masując mu ramiona – to nie jest powód, żeby się obrażać.
− Nie jestem
obrażony – odparł – tylko zły, że zapłaciłeś.
Wywróciłem
oczami, siadając obok niego na kanapie. Oparłem się lekko o jego ramię, a on
westchnął, zakładając ręce na siebie.
− To tylko
prezent. Chciałem ci sprawić przyjemność.
− Wiem,
kochanie.
− Poza tym –
postanowiłem zmienić temat – widziałeś, jak ten facet cię obcinał? No po
prostu, gdy zdjąłeś koszulę, to myślałem, że mu zaraz penis wyskoczy ze spodni.
Ślinił się na twój widok jak pies na widok szynki.
− Jakoś nie
zwróciłem uwagi – powiedział nieco zbity z tropu.
− Serio? Ja już
tam wytrzymać nie mogłem. Nie lubię, gdy ktoś patrzy na ciebie, oprócz mnie –
powiedziałem mu niskim tonem do ucha.
− To widzisz,
jak ja się czuję z tobą na siłowni – odparł.
− Huh? –
zamrugałem kilkakrotnie. – Nie rozumiem.
− Wszyscy patrzą
na ciebie, gdy ćwiczysz.
− No co ty? Na
mnie? – zaśmiałem się.
− Aha, nawet nie
wiesz.
− No nie zwracam
nawet na to uwagi.
− Wiem to.
Jakiś czas
później Yuu zaproponował, żebyśmy poszli popływać na żaglówce. Z początku
zaprotestowałem, bo musieliśmy ugotować obiad i zająć się jednymi domowymi
sprawami, jednak mocno nalegał. W końcu zgodziłem się, bo w sumie czemu by nie
wykorzystać resztek ładnej pogody. Szczerze powiedziawszy, ten początek
września był naprawdę piękny. Liście już powoli żółkły na drzewach, jednak
jeszcze nie zaczęły opadać. Rano, gdy słońce wstawało zza gór, wszystko mieniło
się dookoła w złotym blasku, co sprawiało, że robiło mi się jakoś tak ciepło na
sercu. Dlatego, póki jeszcze mogłem, wykorzystywałem fakt, że miałem możliwość
posiedzieć na tarasie wraz z kubkiem mocnej kawy i delektować się cichym,
wczesnojesiennym porankiem. Yuu miał chyba podobne odczucia do moich. Mówił, że
jesień jest według niego jedną z przyjemniejszych pór roku, a przynajmniej jej
początek. Okres przejściowy między upalnym latem, a kolorową jesienią, kiedy w
podmuchach wiatru już dało się wyczuć zapach nadchodzącego chłodu.
Ubraliśmy razem
żaglówkę, a następnie wypłynęliśmy nad wodę. Yuu powoli sterował łódkąą, nie
robiąc żadnych gwałtownych zwrotów. Siedziałem na przeciwległej burcie, dając
się owiewać ciepłemu, nieco już wilgotnemu powietrzu. Szczęście w nieszczęściu,
że na Hokkaido zima zapadała najwcześniej, dlatego wykorzystywaliśmy pogodne
dni na tyle, na ile mieliśmy sposobności.
Była już
dwunasta. Słońce stało już w najwyższym punkcie zenitu, a my dryfowaliśmy
leniwie na środku jeziora, przymocowani do bojki, otaczając ją bezwiednie,
jakbyśmy byli astronautami w przestrzeni kosmicznej, trzymający się statku za
pomocą liny. Yuu opuścił bom oraz fok, a następnie rozsiadł się wygodnie na dnie
żaglówki, kładąc się, uprzednio rozkładając gruby koc. Usiadłem obok niego,
opierając się o burtę oraz mocząc ręce w chłodnej wodzie.
− Zimna –
westchnąłem, jakbym był tym faktem zawiedziony.
− Chciałeś się
kąpać? – spytał Shiroyama.
− Nie –
mruknąłem opierając się policzkiem o burtę. Poczułem, jak Yuu lekko drapie mnie
po plecach wzdłuż kręgosłupa. Odwróciłem się do niego. Leżał wygodnie,
podpierając się jedną ręką pod głową, miał zamknięte oczy. Położyłem się obok
niego bokiem, obejmując go ramieniem w pasie.
Było nam tak
wygodnie, że ucięliśmy sobie drzemkę. Spaliśmy tak przytuleni do siebie jakieś
pół godziny, aż obudził nas dźwięk syreny. Z początku nie mieliśmy obaj
pojęcia, o co chodzi. Zaspani patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund. W końcu
Shiro podniósł się, rozglądając się dookoła. Zrobiłem to samo. Niedaleko nas,
może dwadzieścia metrów, znajdowała się policyjna łódka, a nie niej dwóch
funkcjonariuszy w kamizelkach.
− Wszystko w
porządku?! – krzyknęli. Akurat dzisiaj musieli patrolować jezioro i
zainteresować się nami. To, że żaglówka pływa samotnie przytwierdzona do bojki,
wcale nie znaczy, że ktoś popełnił samobójstwo i zaraz wyciągną trupa z wody.
Położyłem się z powrotem, nie mając w ogóle ochoty na konfrontację z
policjantami.
− Tak! – odparł
Yuu.
− Na pewno?!
− Tak!!
Zapadła chwila
ciszy. Yuu westchnął głęboko.
− Wstawaj, płyną
do nas – powiedział mój mąż. Otworzyłem oczy, patrząc na niego. Przysiadł na
burcie, wyciągając portfel z kieszeni.
− Masz ze sobą zezwolenie? – wywindowałem się do
siadu, łapiąc go za kolano. Przysiadłem na sterburcie, a Yuu grzebał w portfelu
między kartami kredytowymi i jakimiś wizytówkami.
− Mam –
powiedział w końcu.
Szczerze, to
zdenerwowałem się, że nasza wspólna drzemka została tak brutalnie przerwana.
Policjanci podpłynęli do nas. Poprosili Yuu o zezwolenie, tak jak myślałem, że
zrobią. Shiro podał im przygotowany dokument. Dodatkowo dał im patent, żeby nie
musieli się prosić o nic. Funkcjonariusze poprosili też o dowód osobisty.
− A pan? –
zagadnął mnie jeden, widząc, jak znudzony siedzę i nie mam w ogóle chęci, by z
nimi zamienić chociażby słówka. Szczerze powiedziawszy, był to całkiem
przystojny policjant, miał na oko maksymalnie czterdzieści lat. Przyznając się
bez bicia, zagapiłem się na niego, ale bez żadnych większych doznań
sensualnych. Po prostu zwróciłem uwagę na to, że był atrakcyjny z wyglądu. –
Można prosić dowód lub inny dokument tożsamości?
− Nie mam przy
sobie – odparłem, prostując się. Uznałem, że nie wypada mi rozmawiać z
funkcjonariuszem i jednocześnie podpierać się znudzenie na ręku.
− A jakiegoś
innego?
− Też nie –
zawahałem się przez moment. – Przepraszam, ale jaki jest powód tego
legitymizowania się?
Ten starszy i
przystojny uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Młodszy i mniej przystojny
popatrzył na mnie z jawną irytacją.
− Sprawdzamy
wszystkich – powiedział ten młody.
− Aha, ale
dlaczego?
Yuu spojrzał na
mnie, jakby chciał wypchnąć mnie z żaglówki do wody, byle bym siedział cicho
(Do it. dop.aut.). No fakt, bo kto jak kto, ale Shiroyama wiedział, jacy
policjanci potrafili być, szczególnie ci młodzi.
− Bo to nasza
praca – odparł ten starszy. Coraz szerzej się do mnie uśmiechał.
− Mhm –
mruknąłem. – A panowie nam się nie przedstawili.
− Inspektor
Policji, Kurogane Daiki – starszy okazał mi swoją odznakę. Popatrzyliśmy na nią
z Yuu, kiwając głowami. Inspektor…?
− Yoshikawa
Hideki, sierżant sztabowy – powiedział ten młodszy, pokazując swoją odznakę.
− Komenda w
Sapporo? – powiedział Yuu, marszcząc brwi. Spojrzałem na niego nieco
niezrozumiale, jednak nic nie powiedziałem.
Obaj schowali
swoje odznaki, oddali Yuu jego dokumenty.
− Ładny dziś
dzień – odezwał się ten starszy. Oczywiście spisali dane mojego męża, jakby
były im na coś potrzebne. – Pogoda dopisuje.
− Dokładnie.
Idealny dzień na patrol – odparłem.
Starszy zaśmiał
się, a młodszy prychnął. Yuu nic nie mówił, a jego mina nie wyrażała żadnych
emocji. Nie wiedziałem czy nie miał już ochoty silić się na żadne grzeczności w
stosunku do policjantów, czy też może zmartwił go fakt, że go spisali. W każdym
razie, do funkcjonariuszy nie odezwał się już ani słowem.
− Pan się nie
przedstawił – oznajmił starszy niemalże oskarżycielskim tonem.
− Przepraszam
najmocniej, Matsumoto Takanori – powiedziałem. – Można w końcu wiedzieć, z
jakiego powodu panowie nas sprawdzają? Chyba nie zrobiliśmy nic złego, tylko
pływaliśmy.
− Nic takiego
panowie nie zrobili – odparł starszy. D a i k i. Nie powiem, imię miał
pociągające. – To tylko rutynowa, nieco bezsensowna kontrola, nakaz z góry.
− I pan
inspektor stosuje się do bezsensownych komend?
Mężczyzna
uśmiechnął się do mnie krzywo.
− Rozkaz to
rozkaz – odpowiedział ten młody kogucik.
− Wiem, wiem,
przepraszam. My tylko pływaliśmy a zostaliśmy potraktowani, jakbyśmy złamali
prawo. Poza tym, nie lepiej spędzać pogodny dzień w lepszy sposób?
− Przepraszam,
ale dlaczego panowie nie są w pracy? – spytał inspektor, ignorując moją
wcześniejszą wypowiedź.
− Mamy wolne.
− Obaj
jednocześnie?
− Tak wyszło.
Czy to już przesłuchanie? Bo jeśli tak, to proszę mi najpierw pozwolić na
telefon do adwokata.
Inspektor
roześmiał się w głos, a kogucik popatrzył na mnie krzywo. Zaraz przeprosili, że
przeszkodzili nam w pływaniu, po czym odpłynęli.
My też
wróciliśmy do domu. Nie mieliśmy już w ogóle ochoty na pływanie. Yuu trochę mi
jeszcze posuszył głowę, że ile ja mam lat, żeby tak lekkomyślnie rozmawiać z
funkcjonariuszami policji. Nic na to nie mogłem poradzić, że policjanci
wywoływali u mnie dość negatywne uczucia, z którymi niełatwo było mi walczyć.
− Obaj byli z
Sapporo, widziałeś? – powiedział, gdy już przymocowaliśmy żaglówkę do pomostu i
ruszyliśmy z bomem oraz fokiem do składziku.
− Faktycznie –
przyznałem mu rację. Szliśmy równo obok siebie. Yuu otworzył mi drzwi od
składziku. Wszedłem pierwszy i odłożyłem fok na swoje miejsce, on wszedł za
mną, oparł bom o ścianę. Wyszliśmy obaj ze środka, Shiro zamknął pomieszczenie
na klucz. – Ale co z tego?
− Ten obszar nie
podlega już pod policję z Sapporo – oznajmił, otrzepując ręce.
− Co masz na
myśli?
Shiro wzruszył
ramionami. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego niepewnie.
− Shiro?
− Nie, nic.
Tylko… Jakoś mi się to dziwne wydało.
− Może mają tu
jakąś sprawę.
− Na pewno.
Zważając na to, że jezioro jest patrolowane wyłącznie latem, jesienią nie ma tu
przecież nikogo.
− Sam już nie
wiem.
− Mhm, nieważne.
Chodź, zrobimy coś do jedzenia, bo zaczyna mnie ssać w żołądku.
Szybko
puściliśmy całą sprawę w niepamięć. Ugotowaliśmy razem obiad, później
pojechaliśmy we dwoje odebrać dzieci z przedszkola. Zjedliśmy całą rodziną
posiłek i zajęliśmy się zabawą z maluchami oraz innymi sprawami. W ten sposób
cały piątek zleciał nam błyskawicznie, nawet nie zauważyłem, kiedy się ściemniło.
Musieliśmy wykąpać nasze krewetki, a następnie położyć je spać, co zawsze było istną
przeprawą przez piekło, bo gdy już trzeba było oddać się w objęcia Morfeusza,
to nagle nikt nie był śpiący. Czytanie bajek i opowiadanie różnych zmyślonych
historii trwało coraz dłużej i nie zawsze było skuteczne. Jednak na końcu
zawsze przychodził sen.
Zrobiłem Yuu
drinka, a sobie nalałem wody z cytryną. Usiedliśmy razem na tarasie, otuleni
kocem i wykorzystywaliśmy chyba ostatni tak ciepły piątek miesiąca. Yuu głaskał
mnie po policzku, opierałem się o jego ramię.
− Wiesz co –
zaczął nagle.
− Hm? –
zamknąłem oczy. Shiro tak czule muskał mój policzek, że mógłbym zaraz zasnąć.
− Myślę nad
rzuceniem pracy – powiedział nagle.
Przez kilka
pierwszych sekund nie docierało do mnie to, co powiedział. Gdy już dotarło,
oderwałem się od jego ramienia, po czym spojrzałem na niego zaskoczony.
− Dlaczego?
− Jakoś… nie
daje mi to satysfakcji. Poza tym, zarobki nie są dobre.
− Myślałem, że
lubisz swoją pracę.
− Też mi się tak
wydawało. Ale to naprawdę nudne i monotonne, tłumaczenie w kółko tego samego i
to jeszcze komuś, kogo i tak to nie interesuje. To mnie naprawdę frustruje. To
tak, jakby przez dziewięć godzin mówić do ściany.
− Rozumiem, ale
co, jeśli już odejdziesz z pracy?
− Myślałem, żeby
rozkręcić własną działalność.
Siedzieliśmy
przez kilka długich chwil w ciszy. Nie wiedziałem czy Shiro mówił poważnie, czy
może nie. Jakoś nie spodziewałem się usłyszeć od niego czegoś takiego.
− Wiesz, że
tutaj to nie takie proste. Chyba wręcz niemożliwe. Rozumiem, jakbyśmy mieszkali
w większym mieście, ale tutaj naprawdę nic nie wyjdzie.
− To może
przeprowadzimy się do Sapporo? Chyba nie mamy zamiaru spędzać tu całego życia.
Nie wierzyłem
własnym uszom.
− Yuu, co z
tobą?
− Nic, ja tylko…
Sam nie wiem – westchnął, pocierając skronie. – Chyba się starzeję.
Pokręciłem
jedynie głową.
− Czyli nie
podoba ci się ten pomysł?
− Absolutnie. To
znaczy, można spróbować z własną firmą, ale na pewno nie pozwolę ci na to,
żebyś rzucił pracę. Lepiej mieć jakieś zaplecze. A co do przeprowadzki, to na
pewno się na to nigdy nie zgodzę. Zbyt wiele pracy i serca włożyliśmy w ten
dom, poza tym… – zapowietrzyłem się. Zimny pot oblał moje plecy i wydawało mi
się, że coś ściska mnie za gardło. To miejsce stało się dla mnie zbyt cenne, by
tak nagle je porzucić. Po tym wszystkim, co przeszliśmy z Yuu, ten dom był dla
mnie jak azyl. Schronienie przed całym złem świata.
− W porządku.
− To nie tak
miało wyglądać – wstałem, odwróciłem się w jego stronę. W jednym momencie
zachciało mi się płakać. – I nie tak się umawialiśmy, pamiętasz?
− Dlatego pytam
się ciebie…
− Ale ja nie
chcę nawet słyszeć tego typu rzeczy, nie rozumiesz? Wyskakujesz z tym tak
nagle, jakby tutaj było nam źle. Wiem, że z tą pracą nie jest łatwo i zawsze
będę cię w tym wspierał. Chociaż i tak zrobisz po swojemu, mnie się może nie
podobać to, że zostawisz posadę, ale nigdy nie zgodzę się na zostawienie tego
miejsca. Nigdy.
− No już,
uspokój się – wstał, odstawiając na bok swojego niedopitego drinka. Wziął ode
mnie szklankę z wodą i ją też odłożył na bok. Złapał mnie za ramiona. –
Przecież nic się jeszcze nie dzieje, nie musisz wcale panikować, jakby świat
się kończył.
− Wiesz, że dla
mnie to byłby koniec świata – powiedziałem łamiącym się głosem.
Yuu westchnął,
po czym objął mnie mocno. Myślałem, że w tym momencie rozpadnę się cały na
miliony kawałków. Miałem wrażenie, że tracę grunt pod nogami i zaraz zacznę
tonąć.
− Dla mnie też –
odparł, gładząc czule moje plecy.
Kilka dni
później miałem bardzo nieznośnego pacjenta. Wiadomo, tacy się zdarzali, bo w
końcu to były tylko dzieci, jednak ten był wyjątkowo paskudny. Miałem wykonać
nieinwazyjny zabieg wycięcia pieprzyka znad brwi. Szczerze, to nie było nic
strasznego, ale chłopiec, któremu miałem to zrobić, szalał po moim gabinecie,
jakby najadł się szaleju. Biegał, krzyczał. Pielęgniarka nie była w stanie go
uspokoić, a matka, która nijak nie raczyła uspokoić swojego dzieciaka, tylko
siedziała wygodnie w fotelu z nogą założoną na nogę, oznajmiła, że kompletnie
nie potrafię zajmować się dziećmi. Poza tym, chłopiec zrzucił z biurka zdjęcie
Yuu oraz naszych dzieci. W tym momencie miarka się przebrała. Chwyciłem bękarta
za nadgarstek, po czym posadziłem go na kozetce. Powiedziałem, że jeśli się nie
uspokoi, to wtedy będzie bolało lub zrobię mu krzywdę, a wtedy będzie jeszcze
gorzej. Z początku nie pomogło, bo się rozpłakał, jednak po kilku chwilach doszedł
do siebie. Bosko, do małych dzieci trzeba jednak mieć podejście.
Dostał
znieczulenie miejscowe, wyciąłem mu pieprzyk, zaszyłem drobną ranę i było po
sprawie. W sumie nie obyło się bez płaczu, ale już to kompletnie ignorowałem.
Pielęgniarka musiała mi pomóc przytrzymać chłopca, bym nie zrobił mu krzywdy.
Po zabiegu chłopiec był uśmiechnięty, przytulał się do swojej matki i nieco
mniej rozrabiał. No cóż, może tak reagował na stres?
Po zabiegu
miałem chwilę wolnego. Usiedliśmy więc z pielęgniarką, żeby nieco poplotkować.
To była też idealna chwila, by zjeść lunch i wypić kawę. Przewietrzyliśmy też
nieco gabinet.
− A jutro
zostaję w szpitalu na cały dzień – westchnąłem, mieszając w kubku z kawą z
mlekiem. Pielęgniarka przysiadła obok, założyła nogę na nogę.
− Nie myślał pan
doktor nad tym, żeby przenieść się na stałe do prywatnego gabinetu? –
zagadnęła. – Zawsze to jakaś spokojniejsza praca.
− Widać, jak
bardzo.
Zaśmiała się,
jednak kontynuowała.
− Wiem, wiem,
ale chodzi mi o to, że nie ma żadnych nagłych wypadków. Rozumie mnie pan
doktor?
− Rozumiem.
Problem jest jednak taki, że nie sądzę, by to mi zrobiło jakąkolwiek różnicę.
− Myślę, że to
by była spora różnica. Byłby pan swoim własnym szefem, poza tym przy gabinetach
prywatnych zawsze są nieco wyższe zarobki.
Zamyśliłem się
nad tym na moment. W sumie…
W domu zostałem
powitany zapachem spalenizny i szarym dymem. Szczerze, to przeraziłem się, że
mamy pożar, ale to tylko Yuu przypalił obiad. Podczas gdy on gotował, dzieci
bawiły się na werandzie i Haru spadła ze schodków, nieco się obtłukując. Yuu,
jak to przejęty ojciec, gdy zostaje sam z dziećmi, rzucił wszystko jak było i
szybko pobiegł do dzieciaków, gdy tylko usłyszał krzyk i płacz. Obiad przepadł,
ale mówi się trudno.
− Już dobrze? –
spytałem, pomagając Yuu sprzątnąć spalone na węgiel mięso.
− Chyba tak –
odparł. Zerknął w stronę dzieci, które były w salonie. Haru siedziała
naburmuszona na kanapie i nie miała ochoty bawić się z rodzeństwem. – Trochę
się wystraszyłem.
− Nie dziwię ci
się – zamknąłem okno, bo zaczynało robić się już zimno w pomieszczeniu. – To
może ja coś ugotuję, a ty z nimi posiedź?
− Nie no,
przestań, dopiero wróciłeś. Idź się chociaż przebierz. Zrobię okonomiyaki i
tyle.
− W porządku.
Zrobiłem tak,
jak powiedział mi Yuu. Przebrałem się, a następnie wróciłem do niego. On w tym
czasie już smażył naleśniki, a dzieci okupowały go, zwabione pyszną wonią. No
tak, bo mąż był ekspertem od naleśników, nie było co ukrywać. Czekałem
grzecznie z dziećmi, aż Yuu skończy gotować i wówczas całą rodziną zasiedliśmy
do późnego obiadu.
Tego samego dnia
wieczorem odwiedził nas Minoru. Otworzyłem mu drzwi i wpuściłem go do środka.
Przyjaciel oczywiście miał jakąś sprawę do Yuu, dlatego zostawiłem ich samych w
salonie, a sam poszedłem do kuchni, by przygotować coś lekkiego na kolację.
Przy okazji zmusiłem Minoru do tego, by zjadł z nami posiłek i chociaż z
początku się stawiał, to w końcu Yuu go przekonał, by został z nami na kolacji.
− Twoja żona
pewnie jak zwykle zrobiła coś pysznego – oznajmił Minoru, idąc z Yuu do kuchni.
− Oczywiście –
odparł dumnie mój mąż.
− Yuu, idź po
dzieci – powiedziałem, gdy obaj weszli do kuchni. Yuu bez szemrania wykonał
moje polecenie. Minoru usiadł przy stole, a ja obok niego. Czekaliśmy, aż Shiro
przyjdzie z szarżą. – Jak się czuje Hikari? – zagadnąłem.
− Wiesz co,
całkiem dobrze. Rano ma tylko mdłości i w sumie to tyle.
− Hej, to w
porządku. Oby cała ciąża tak przebiegła.
− Mam nadzieję,
że tak będzie. Ale szczerze, to wątpię.
− Wszystko
jeszcze przed wami – oznajmiłem. – Nie ma potrzeby, by się niepotrzebnie
spinać.
− Tak, z
pewnością.
I tak jak
myślałem, Hikari była w ciąży. Jakoś nie zdziwiło mnie, że miałem w tej kwestii
rację. Minoru i Yuu oczywiście wątpili w moje przeczucie, a nie powinni.
Dzieci szalały,
bo oczywiście przyszedł ich ulubiony wujek. Minoru umiał się dogadać z naszymi
dziećmi. Ciepło się z nimi witał, często przynosił im jakieś drobne prezenty.
Twierdził, że nie jest gotowy na swoje dzieci w tym wieku, jednak cudze to
kochał i uwielbiał. Byłem jednak pewny, że on i Hikari zostaną dobrymi
rodzicami.
W pewnym
momencie, gdy siedzieliśmy tak wszyscy przy stole, zrobiło mi się słabo. Miałem
wrażenie, że krew szumi mi w uszach, czułem się obecny jedynie ciałem.
Przestałem w ogóle kontaktować na kilka sekund. Gdy po pewnym czasie odzyskałem
świadomość, odniosłem wrażenie, jakbym wynurzał się z wody. Yuu coś do mnie
mówił.
− Co? –
zamrugałem kilkakrotnie, patrząc na niego.
Zmarszczył brwi,
Minoru również popatrzył na mnie uważnie.
− Słuchałeś?
− Nie,
przepraszam. Zamyśliłem się.
− Nad czym to
tak myślisz? – zaśmiał się Minoru.
− O pracy –
rzuciłem pierwszą rzecz, która mi przyszła do głowy. – Już nieważne, co się
stało?
− Rozmawiamy o
wyjeździe na Nowy Rok. Co ty na to?
− Wyjazd w Nowy
Rok? – powiedziałem sam do siebie.
− Tak,
myśleliśmy nad gorącymi źródłami – Minoru podparł się ręką. – Wcześniej
rozmawiałem już o tym z Hikari i jej się ten pomysł podoba.
− Nie wiem jeszcze
– pokręciłem głową. – Nie jestem pewny czy nie będę w pracy.
− W Nowy Rok? –
Yuu niemal się oburzył.
Popatrzyliśmy na
siebie z mężem. Minoru wyprostował się momentalnie, przeczuwając burzę między
nami.
− Tak, w Nowy
Rok – odparłem spokojnie.
− Z reguły
miałeś wtedy wolne.
− Ale nie wiem
czy nie będę miał dyżuru. Nie mogę jeszcze nic zaplanować, przepraszam.
− W porządku –
Minoru machnął ręką.
− No nie wiem
czy tak w porządku – wtrącił Yuu.
− O co ci
chodzi? – rzuciłem ostrym tonem. Chyba nawet zbyt ostrym.
− Nie nic, po
prostu zawsze ten dzień spędzaliśmy razem, a ty możesz mieć dyżur i być w
pracy. Poza tym, to wszystko gra.
− Rany, Yuu –
westchnąłem, zakrywając twarz dłońmi. – Jeszcze nie wiem czy będę mieć ten
dyżur, a nawet jeśli…
− To wcale nic
wielkiego.
− Przestań już,
okej? Wiesz, że to nie zależy ode mnie. I też wolałbym wtedy mieć wolne.
− Właśnie Yuu,
odpuść – Minoru zwrócił się łagodnie do mojego męża. – To tylko wyjazd, możemy
się razem gdzieś wybrać kiedy indziej.
Reszta kolacji
przebiegła w dość ponurej atmosferze. Nie odzywałem się zbytnio, a zanim Minoru
wyszedł, sam poszedłem położyć dzieci spać. Yuu i nasz gość jeszcze o czymś
rozmawiali na dole, a ja czytałem maluchom bajkę. Przeczytałem im może dwa
opowiadania dla dzieci i na całe szczęście dość szybko zasnęły, więc poszedłem
pod prysznic. Nie miałem nawet ochoty na rozmowę z Yuu. Jednak stało się coś,
co i tak zmusiło mnie do rozmowy z mężem; upadłem pod prysznicem. Tak nagle
pociemniało mi przed oczami i nawet nie poczułem, kiedy osunąłem się pod
ścianie i prawie uderzyłem głową o brodzik. Na szczęście przewróciłem się w tak
dziwny sposób, że zasłoniłem głowę ramieniem i wylądowałem na boku z
podkurczonymi nogami. Nie wiem na ile odleciałem, ale ocknąłem się w łóżku, z
Yuu siedzącym przy mnie. Minę miał pełną przejęcia, jakby coś strasznego się
wydarzyło.
− Hm? –
mruknąłem. Myślałem, że zaraz sobie roztrzaskam głowę o szafkę nocną, byle mnie
przestała boleć.
− Ale mnie
wystraszyłeś – powiedział, ściskając moją dłoń. – Chciałem dzwonić po karetkę.
− Przestań,
złego diabli nie biorą – zaśmiałem się. Yuu jednak patrzył na mnie nieporuszony.
Posłałem mu pytające spojrzenie. – Co?
− Nie, nic –
puścił moją dłoń.
− Hej, nie martw
się. Nic mi nie jest przecież.
− Jasne.
− To chyba
przemęczenie – oznajmiłem. – Wcześniej też mi było słabo, przy kolacji.
− Powiedz mi –
zaczął ostrożnie – kiedy ostatni raz robiliśmy badania?
− Badania? –
powiedziałem głupio, nie będąc pewnym, o co mu chodzi. Nagle jednak mnie
olśniło. – Z rok temu, może półtorej. Dlaczego pytasz?
− Może
powinniśmy je powtórzyć?
Yuu nawet na
mnie nie patrzył, ale za to ja wpatrywałem się w niego wzrokiem pełnym
niedowierzania. No nie.
− Przecież
zawsze wychodzi negatywny – podniosłem się ostrożnie do siadu – a poza tym, jak
ty nic nie masz, to ja tym bardziej nie powinienem.
− No wiesz, może
jednak…
− Nie wierzę w
to, co mówisz – przerwałem mu. – Czy to dlatego, że przy kolacji powiedziałem,
że nie wiem czy będę mieć wolne w Sylwestra? Tak??
− Po części.
− Na litość,
Shiroyama! – zakryłem twarz dłońmi. – Nie rozumiem cię w ogóle! Jak mogłeś o
czymś takim pomyśleć?
− No bo…
− No bo co?
Yuu nic już nie
powiedział. Załamałem ręce. Nie wiedziałem kompletnie, co się ostatnimi czasy
działo z moim facetem. A zauważyłem, że ostatnio zaczął się nad sobą strasznie
użalać, czego nigdy nie robił. Zawsze był zwyczajnie zdecydowany do działania,
a ostatnio… no po prostu nie on. Był roztargniony, momentami trudno przyjmował
jakieś informacje, jakby myślał o niebieskich migdałach.
− Naprawdę nie
wiem, o co ci ostatnio chodzi – oznajmiłem. – Coś ci zrobiłem?
− Nie chodzi o
nic takiego, tylko…
− Tylko?
− Mam wrażenie,
że jestem niewystarczający.
− Według kogo
niby?
− Ogólnie… No i
dla ciebie. Mam wrażenie, że powinieneś mieć kogoś lepszego.
− Jeszcze mi
rozwód zaproponuj, bo naprawdę, tylko tego brakuje.
− A chcesz?
− Nie, do
cholery!!! – huknąłem, uderzając go pięścią w ramię. – Nie chcę się z tobą
rozwieść. Nigdy. Skończ z tym użalaniem się nad sobą, bo jesteś najlepszym
facetem na świecie i nie wiem kto ci wmówił, że tak nie jest – przysunąłem się
do niego, opierając się o jego ramię. Coś musiało się stać albo Shiro miał
jakiś kryzys. Nigdy się tak nie zachowywał, a na pewno nie bez powodu.
W następny
piątek uprawialiśmy seks. Pora deszczowa zaczęła się na dobre, było szaro i
ponuro. Dzieci odwieźliśmy do przedszkola, a sami wróciliśmy do domu i robiliśmy
to, co dorośli robią, gdy są sami. Nie mieliśmy nawet chęci na to, by iść na
siłownię. Weszliśmy do środka, nakarmiłem kota, spojrzeliśmy na siebie i niemal
pobiegliśmy do sypialni.
Yuu rozebrał
najpierw siebie do bielizny, a później zaczął rozbierać mnie. Nie chciałem w sumie,
by rozebrał mnie od razu do naga, ale co poradzić. Padliśmy na łóżko, całując
się zachłannie, jakby jutra miało nie być. Yuu sunął dłońmi po moich udach,
leżąc na mnie, a ja trzymałem go za pośladki. W końcu zaczął zsuwać ze mnie bokserki
i coś mnie tknęło.
− Nie, za szybko
– westchnąłem, gdy już prawie pozbył się ostatków mojego odzienia.
− Już nie mogę –
sapnął, zsuwając z siebie bieliznę. Jego członek był na wpół stojący, ja
natomiast nie miałem w ogóle wzwodu. Wcale nie miałem ochoty na żaden szybki
numerek, dlatego podniosłem się, każąc tym samym Yuu, by położył się na
plecach.
Spełnił moją
prośbę, zsunął nogi na podłogę. Uklęknąłem przed nim, po czym bezwstydnie
zacząłem robić mu dobrze. Najpierw poruszałem dłońmi na jego penisie, uciskałem
lekko jego jądra, aż w końcu wziąłem go w usta. Najpierw samą główkę,
poruszając na niej delikatnie językiem, aż powoli zacząłem brać go całego.
Poruszałem głową, trzymając go przy trzonie, by ułatwić sobie zadanie. Yuu
wzdychał, wplątując dłonie w moje włosy. Klęczałem tak, robiąc mu loda, aż
poczułem, jak jego prące nabrzmiewa w moich ustach. Kilka ruchów później
doprowadziłem go do wytrysku. Shiro wystrzelił w moje usta, nie przerywałem ani
na moment ruchów głową, chociaż czułem jego spermę w buzi. Yuu stęknął coś nade
mną, podnosząc się z pozycji półleżącej, a ja, niczym jakaś pijawka, co się
przyssała i puścić nie chciała, wciąż robiłem mu dobrze.
− Już, starczy –
westchnął, głaszcząc mnie po włosach. Spojrzałem na niego z dołu, jednak w ogóle
nie przerwałem, może nieco zwolniłem. – Kotku.
Skończyłem, gdy
poczułem, że wargi mi drętwieją. Usiadłem Yuu okrakiem na nogach, a on zaczął
mnie całować po szyi, sunąc dłońmi po moich plecach oraz pośladkach.
Westchnąłem przeciągle, czując, jak robi mi malinkę. Poruszałem zmysłowo
biodrami, ocierając się o niego. Wsunął dłonie w moją bieliznę, zaciskając
dłonie mocno na moich pośladkach. Wstałem na moment, by już definitywnie zostać
przed nim nago. Powoli rozebrałem się z bokserek, stojąc przed nim. Zsunąłem je
do kostek, najpierw ściągnąłem je z lewej nogi, a gdy już trzymały się
wyłącznie na prawej, uniosłem ją lekko, w konsekwencji czego bokserki zsunęły
mi się na palce, a następnie zamachnąłem się nią delikatnie, odrzucając tym
samym swoją bieliznę na bok. Yuu zaśmiał się, po czym poklepał się po kolanach,
bym na nich usiadł. Podszedłem do niego powoli, zmysłowym krokiem. Gdy już
stałem przed nim, objął mnie, pociągając ku sobie. Zachichotałem, gdy zamknął
mnie w swoich silnych ramionach. Padliśmy na łóżko, Yuu nie mógł wytrzymać.
Wisiał nade mną, pieszcząc wargami moje ciało. Zsuwał się niżej, aż dotarł do
mojego przyrodzenia, które ujął w usta.
− O rany –
jęknąłem, wplątując palce w jego włosy. Odchyliłem głowę, a z mych rozchylonych
ust wydobywały się miłe jęki i pomruki zadowolenia. Yuu robił mi dobrze niczym
zawodowiec. Poruszał głową w górę i w dół, muskał mnie językiem i bawił się
moimi jądrami. Przerwał na jeden krótki moment, tylko po to, by po prostu zsunąć
się niżej. Odchylił mocno moje nogi na boki i bardziej ku mnie. Westchnąłem, a
on, jak gdyby nigdy nic, zaczął oralnie pieścić moje wejście. Sapnąłem,
jednocześnie dziękując sobie w duchu, że nie zapominałem się golić.
Shiro natarczywie
naciskał na mnie językiem. W górę, w dół, dookoła. W pewnym momencie poczułem,
jak ściska mnie w lędźwiach, uniosłem wysoko nogi, zgiąłem palce.
− Błagam…
− Tak, kochanie?
– Yuu wychylił się nieco, spojrzałem na niego, po czym zaśmiałem się.
Pogłaskałem go po policzku, odgarnąłem rozczochrane włosy do tyłu.
− Dalej –
westchnąłem, a on zadowolony wsunął się we mnie.
Po stosunku
poszliśmy spać. Wtulaliśmy się w siebie, leżąc pod kołdrą w naszym łóżku.
Trochę nabałaganiliśmy, jednak to nie przeszkodziła nam w ucięciu sobie ponad
godzinnej drzemki.
Miałem dziwny,
erotyczny sen. A śniło mi się, że zabawiam się z policjantem, który spisywał
Yuu, z tym starszym. Robiliśmy to w naprawdę czarujących, dzikich pozycjach, o
których nawet mi się nie śniło. Nie miałem nawet pojęcia, gdzie byliśmy. Pokój
był przyciemniony, przypominał nieco salę przesłuchań, jednak z pewnością nią
nie był. Było łóżko, ładna, jednolita pościel, stół, krzesła. Czułem się
cudownie, mężczyzna nie musiał wiele robić, bym tracił zmysły, a mimo to i tak
szaleliśmy.
Obudziłem się
nagle, mając orgazm we śnie. Otworzyłem oczy i z początku nie wiedziałem, gdzie
w ogóle jestem. Dopiero, gdy zdałem sobie sprawę, że Yuu niemal zgniatał mnie,
leżąc na mnie, poczułem, że jestem u siebie. Shiroyama miał jedną nogę
przełożoną przez moje biodro, obejmował mnie ręką w pasie, przyciskając do
siebie, a jego penis napierał idealnie na moje pośladki. Było mi gorąco,
musiałem do toalety, a on pochrapywał mi wprost do ucha.
− Puść –
jęknąłem, próbując się wyślizgnąć z uścisku męża.
Oddałem mocz, a
następnie wróciłem do sypialni. Yuu leżał tak, jak go zostawiłem. Ubrałem się w
swoje porozrzucane na podłodze ubrania, a następnie poszedłem napić się wody.
Przechodziły mnie dziwne dreszcze na samo wspomnienie tego, co mi się śniło.
Było mi tak nieswojo, że chciałem o tym koniecznie zapomnieć, jednak, im
bardziej się starałem puścić to w niepamięć, tym intensywniej pamiętałem każdy
szczegół. Kto by pomyślał, że będę miał kiedyś fantazję o seksie z policjantem,
którego widziałem tylko raz w życiu.
Zanim Yuu wstał,
pojechałem na przejażdżkę. Chociaż w takim roztargnieniu nie powinienem był
chyba prowadzić jakiegokolwiek pojazdu. Objechałem miasteczko, obok którego
mieszkaliśmy, a następnie pojechałem odebrać koszulę Yuu. Tym razem na kasie
była jakaś inna kobieta, całkiem możliwe, że to dlatego, że już zaczęła się
druga zmiana. Siedziałem później jakiś czas w samochodzie, trzymając ręce na
kierownicy. Z głowy nie mógł mi wyjść ten dziwny sen. Nie to, że nigdy nie
miałem snów erotycznych, po prostu nie byłem w stanie przyswoić tego, że śnił
mi się ktoś, kto nie był moim partnerem. Zawsze, odkąd pamiętam, to Yuu mi się
śnił w takich scenach, a teraz nagle miałem jakieś idiotyczne myśli. Było mi z
tym strasznie nieswojo, zupełnie, jakbym zdradził swojego męża, a tak nie było.
Chyba…
Sam pojechałem
odebrać dzieci z przedszkola. Wróciliśmy całą czwórką do domu. Yuu nie spał,
gdy weszliśmy do mieszkania. Był w kuchni, gotował coś.
− Tatuś! –
pisnęła Yoshi, wbiegając do kuchni. W pulchnej łapce trzymała kartkę z kilkoma
koślawymi znakami, które napisała w przedszkolu. Dopadła do Yuu, pomimo moich
protestów, że ma najpierw umyć rączki. – Patrz, patrz!
Obskakiwała go
niczym mały szczeniaczek swojego właściciela. Shiro zaśmiał się, biorąc od niej
kartkę oraz głaszcząc ją po głowie.
− Co to? –
spytał.
− No patrz!
Shiro popatrzył
na kartkę, którą dała mu nasza córka. Widziałem ją już wcześniej, bo gdy
przyszedłem po nią, to od razu się na mnie z nią rzuciła. Nasza czteroletnia
księżniczka narysowała całą naszą rodzinę wraz z kotem i każdego podpisała.
Niby użyła koślawej huragany i poprzekręcała kilka znaczków, to i tak byłem z
niej dumny.
− Pięknie –
pochwalił ją Yuu. – Ja tak wyglądam?
− N…tak!
− Powiesimy to
na lodówce, okej?
− Ja chcę!
− Co chcesz?
− Powiesić!
Yuu oddał małej
jej wielkie dzieło, a następnie sama przyczepiła obrazek na magnesy. Stała przy
tym na palcach, by rysunek wisiał jak najwyżej. Gdy to zrobiła, Yuu pochwalił
ją ponownie, że jest dzielna i silna. W tym czasie z łazienki wróciła Haru, a
tuż za nią był Hiro. Trochę zazdrośnie spojrzeli na to, jak Yuu chwali Yoshi, dlatego
zaraz do niego podbiegli.
− Gdzie byłeś? –
spytał Yuu, gdy byliśmy po obiedzie. Dzieci szalały ze sobą w salonie, a my
zmywaliśmy.
− A wiesz,
pojechałem po twoją koszulę, a później po dzieci. Jakoś nie mogłem spać, a nie
chciałem ciebie budzić.
− Mhm – odparł.
− Naprawdę ładna
ta koszula – powiedziałem. – Pasuje do ciebie, jest taka…
W tym samym
momencie, w którym płukałem talerz i mówiłem do niego, Yuu objął mnie mocno od
tyłu, całując moją szyję. Wydałem z siebie przedziwny odgłos, mający wyrażać
moje głębokie do tego stopnia zaskoczenie, aż upuściłem naczynie do zlewu,
które stłukło się, dzieląc się na dwie połowy. Shiroyama zsunął jedną dłoń na
moje krocze, ściskając je. Próbowałem się najpierw delikatnie wyswobodzić z
jego uścisku, jednak to nic nie dało, zacząłem się więc szarpać, aż odepchnąłem
go tak mocno, że prawie wpadł na wyspę.
− Odbiło ci?! –
huknąłem.
− Daj spokój –
wywrócił oczami.
− Dzieci są obok
– odparłem.
− Myślisz, że my
je obchodzimy? – zaśmiał się, podchodząc do mnie znowu. Ujął moją twarz w
dłonie, spuściłem wzrok, nie chcąc nawet na niego patrzeć. – Co z tobą?
− Nie mam już
dzisiaj siły na takie rzeczy – wymamrotałem.
− Jasne –
kciukiem przesunął po moich wargach.
− Naprawdę –
odepchnąłem jego rękę. Westchnąłem. – Poza tym, stłukłem przez ciebie talerz.
− To przecież
nic.
Wierzchem dłoni,
odgarnąłem zbłąkany kosmyk za ucho. Shiroyama uśmiechnął się do mnie
zawadiacko, a ja w jednej chwili poczułem się naprawdę zmęczony. Dzieci
faktycznie nie zwróciły uwagi na hałas z kuchni, bawiły się razem w salonie,
śmiejąc się. Oparłem się czołem o klatkę piersiową Shiro, westchnąłem głęboko.
Chciałem już tylko iść spać.
*
Akurat wypadało
tak, że poniedziałek był moim dniem wolnym. Mówię niefortunnie, ale to
wyłącznie dlatego, że Yuu było ciężej wstać do pracy z myślą, że ja mogę zostać
w domu i poleniuchować. Oczywiście, że nie było mowy o lenistwie w moim
przypadku. Wstawałem razem z Yuu, robiłem śniadanie, kiedy on się szykował, a
później razem szliśmy zająć się naszymi dziećmi. Pomagaliśmy im się ubrać,
następnie, gdy poranne szaleństwo związane z protestami w sprawie ubioru, myciu
zębów oraz innym podobnym rutynowym czynnościami było zakończone, nadchodził
czas na wspólne śniadanie. Nierzadko kończyło się na wybrzydzaniu ze strony
maluchów, ale co poradzić. Jak na swój pierwszy buntowniczy okres, to i tak
przechodziły go łagodnie.
Po śniadaniu Yuu
zawoził maleństwa do przedszkola, po czym jechał do pracy, a ja mogłem zająć
się sobą.
Ubrałem się, poszedłem
na siłownię i zakupy, chociaż zbytnio nie miałem na to ochoty. Było pochmurno i
deszczowo, nic dziwnego, że dopadła mnie jakaś chandra. Zmusiłem się do tego,
by poćwiczyć, aczkolwiek nie wymuszałem na sobie wielkiego wysiłku fizycznego.
Wykonałem po trzy serie z ciężarkami, po czym wróciłem do domu.
Posprzątałem w
domu, zająłem się Taigą, który domagał się pieszczot. Uchyliłem później drzwi
tarasowe, by przewietrzyć. Położyłem się na kanapie z książką, kot ułożył się
przy moim boku, zasypiając. Temu to dopiero było dobrze! Jednak ja również
przysnąłem, zostałem obudzony dzwonkiem do drzwi. Westchnąłem w duchu. Wcale
nie miałem ochoty wstawać i przepełniała mnie nadzieja, że nieproszony gość
zaraz odejdzie, a ja nie będę musiał ruszać się z kanapy, jednakże,
przeliczyłem się. Dzwonek się powtórzył. Raz, drugi, trzeci. W pewnym momencie
przerodziło się to w serię błyskawicznych naciśnięć dzwonka. Ktoś w końcu
zastukał do drzwi, a mnie już nie uśmiechało się słuchać tych irytujących
odgłosów. Poszedłem otworzyć.
Jakie moje
zaskoczenie było, gdy otworzyłem drzwi panu inspektorowi. Policjant z mojego
erotycznego snu popatrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć ironicznie, że
wreszcie raczyłem otworzyć. Spojrzałem na niego niepewnie.
− Słucham? –
wydukałem. Inspektor Daiki otaksował nie spojrzeniem od góry do dołu. Szczerze,
to w moich wspomnieniach był jakiś przystojniejszy, jednak na żywo również
prezentował się dobrze.
− Dzień dobry
panu – powiedział. – Inspektor policji, komenda policji w Sapporo. Można wejść?
− A to
konieczne? – spytałem.
W jednym
momencie ostre spojrzenie policjanta złagodniało. Chyba przypomniał sobie, kim
byłem i jak przebiegło nasze pierwsze spotkanie.
− Mam pewną
sprawę. Wypadałoby ją omówić w dogodnych warunkach, a wątpię, że chciałby pan
jechać ze mną na komendę.
Miałem wrażenie,
że to jest następny sen. Inspektor patrzył na mnie z góry, a ja mentalnie
szczypałem się w ramię, byle tylko się obudzić.
− Do mnie ta
sprawa?
− Do pana
Shiroyamy.
− Męża aktualnie
nie ma – odparłem. – Proszę przyjść później.
Mężczyzna
popatrzył na mnie nieco zaskoczony, jakby dopiero docierały do niego pewne
fakty. Użyłem słowa mąż, a on miał minę, jakbym wzywał przed nim Allaha.
− Męża? – bąknął
jakby do siebie. Po chwili jednak odchrząknął, prostując się. – W jakich
godzinach zastanę małżonka?
Spojrzałem
uważnie na policjanta, mrużąc przy tym oczy. To, że chciał rozmawiać z moim
mężem wcale nie świadczyło o niczym dobrym. Ja miałem uczulenie na
funkcjonariuszy prawa, ale mój mąż to był już w ogóle chory, gdy choćby widział
policyjny radiowóz.
− Przepraszam
bardzo, ale co to za sprawa, którą ma pan do niego? – spytałem. – Coś było nie
tak z zezwoleniem na żeglowanie?
− Nie, wszystko
było w jak najlepszym porządku. Chodzi o pewne… – urwał. – Trudno, jak pana
Shiroyamy nie ma, to postaram się później z nim zobaczyć. Pan też będzie
później w domu?
− Raczej –
odparłem.
− W takim razie
do zobaczenia.
− Do zobaczenia
– odparłem nieco niepewnie. Policjant odszedł do radiowozu stojącego na
podjeździe, a ja zamknąłem za nim drzwi.
Inspektor
Kurogane Daiki wrócił z ponowną wizytą pod wieczór. Akurat całą rodziną
siedzieliśmy w kuchni, dzieci pomagały Yuu w zmywaniu po kolacji, a ja
siedziałem przy stole, przeglądając magazyn. Powiedziałem wcześniej swojemu
mężowi, że policjant ma do niego jakąś sprawę, jednak zbytnio się tym nie
przejął, co mnie dość mocno zaskoczyło. Stwierdził, że co ma być, to będzie.
Otworzyłem inspektorowi i wpuściłem go do środka. Ku mojemu zdziwieniu,
przyszedł do nas ubrany po cywilnemu. Miał na sobie koszulkę, na nią nałożoną
koszulę w kratę oraz luźne, nieco przetarte dżinsy.
− Dobry wieczór
– powiedział inspektor do mojego męża, gdy zaprowadziłem go do kuchni.
Shiroyama odwrócił się do niego, dzieci uczyniły to samo.
− Dobry wieczór
– odpowiedział Yuu.
Krewetki również
przywitały się z obcym mężczyzną. Jednakże, by nie przeszkadzały, zaprowadziłem
je do salonu. Yuu i inspektor zostali w kuchni, usiedli naprzeciw siebie przy
stole.
− Tatuś, kto to?
– spytała Haru, pokazując palcem w stronę kuchni. Siedziałem z maluchami na
podłodze i bawiłem się z nimi, jednocześnie słuchając strzępków rozmowy między
mężem, a funkcjonariuszem.
− Znajomy taty –
odparłem, głaszcząc maleńką po włosach.
Zbudowaliśmy z
dziećmi fort z poduszek i koca. Trochę nam to zajęło, ale w końcu między
kanapą, a fotelem powstała mini forteca, w której schował się Hiro. Fakt, że
konstrukcja kilka razy nam się zepsuła, ale to nic. Ważne, że dzieci miały czym
się zająć. W końcu jednak postanowiłem iść do męża i naszego gościa. By krewetki
miały co robić, włączyłem im bajkę.
Wszedłem do
kuchni, po czym usiadłem obok Yuu. On i inspektor siedzieli naprzeciw siebie z
zaciekłymi minami i rękoma założonymi na siebie. Naprawdę, myślałem, że zaraz
jeden drugiego zamorduje wzrokiem.
− Co się stało?
– spytałem, oczekując odpowiedzi od któregokolwiek z nich. Położyłem dłoń na
kolanie Yuu, by dodać jemu oraz sobie otuchy.
− Dobrze, że pan
przyszedł – powiedział policjant. – Sprawa jest dość poważna.
− Poważna? Co to
za sprawa?
Yuu westchnął
ciężko, jakby nie miał już nawet siły na jakiekolwiek tłumaczenia. Utkwiłem
więc wzrok w panu Kurogane. Może przynajmniej on mógł mnie uświadomić w tym, co
takiego poważnego się działo.
− Z reguły nie
udostępniamy takich informacji cywilom, jednak w tym przypadku zrobię wyjątek.
Wierzę też, że pan zna swojego… partnera na tyle dobrze, że jest pan tu teraz z
nim. I myślę, że jest pan świadomy pewnych faktów.
Momentalnie
poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy, a po całym ciele przebiegły
nieprzyjemne dreszcze. Prosiłem w duchu, by funkcjonariusz nie zmierzał do
niczego, o czym właśnie myślałem. Aczkolwiek, patrząc na minę Yuu, mogłem
spodziewać się naprawdę wszystkiego.
− Nie rozumiem –
powiedziałem, starając się z całych sił panować nad głosem, byle tylko nie zadrżał
i nie zdradził mego zdenerwowania. Mimo tego, że starałem się zabrzmieć chłodno
i obojętnie, to wydobył się ze mnie ton pełen niepewności.
− Za chwilę
przejdę do sedna – kontynuował inspektor. – Bez większego przeciągania, od
pewnego czasu odnotowaliśmy zwiększoną liczbę morderstw w całym kraju.
Zakładamy, że stoi za nimi jedna i ta sama osoba, gdyż każde zabójstwo jest
dokonane w ten sam sposób. Sprawca najpierw podcina żyły, a później ciasno
przywiązuje ofiary do jakiegoś mebla, by nie mogły się poruszać, a przy okazji
się duszą. Naprawdę okrutna śmierć w męczarniach. Fala tych zabójstw powoli się
przesuwa i niefortunnie złożyło się, że dotarła już na Hokkaido. Mamy portret
pamięciowy mężczyzny od jednej z potencjalnych ofiar, której jakimś sposobem udało
się uwolnić i wezwać pomoc. Niestety, jest to obraz nie do końca wiarygodny z
racji, że ofiara była w głębokim szoku. Poza tym, kilkakrotnie zmieniała swoje
zeznania. Jednakże, jest to jedyny ślad, jakim możemy się kierować, bo morderca
działa naprawdę… sterylnie. Prawdopodobnie zbrodnie dokonuje w rękawiczkach, bo
nie natrafiliśmy jeszcze ani razu na jego odcisk palców, a poza tym, co jest
doprawdy zabawne, sprząta po sobie ślady krwi. W każdym razie, nie ulega
wątpliwości, że jest to jakiś psychopata, ofiary wybiera przypadkowo. A teraz
chodzi o to, że nie tak dawno jedno tego typu morderstwo zostało odnotowane nie
tak daleko stąd. Tym razem ofiarą padła piętnastoletnia dziewczynka i jak do
tej pory jest to najmłodsza ofiara. Dlatego cała policja jest na nogach, by
dopaść tego zbrodniarza. Patrolujemy teren, sprawdzamy każdego, kogo się da.
Tak się niefortunnie złożyło dla pana Shiroyamy, że jego aparycja nie wygląda
na zachęcającą, nie wiem, może to przez zrozumiałą niechęć do policji. W każdym
razie, chociaż portret nie pasuje do wyglądu pańskiego partnera, postanowiłem
go sprawdzić. W aktualnych aktach nie ma żadnego niepokojącego zapisu, jednak
coś mi i tak nie pasowało.
Spojrzałem na
Yuu, a on wlepiał zimne spojrzenie w policjanta. Wyglądał naprawdę, jakby za
chwilę miał wstać i zabić go gołymi rękoma. Już dawno nie widziałem, że patrzył
na kogoś w tak przerażający sposób. Czyli moje obawy były potwierdzone.
− Zajęło mi to
trochę czasu, jednak Internet i znajomości są wielkim błogosławieństwem – mówił
dalej policjant. – Znajomy z Tokio sprawdził dla mnie akta pana Shiroyamy. Była
tam zanotowana pena sprawa sprzed kilku lat, a mianowicie posiadanie broni w
miejscu publicznym. Fakt, że morderca podcina żyły swoim ofiarom oraz to, że
pan Shiroyama miał problem z policją z takiego powodu, dało mi do myślenia.
− Nie rozumiem –
pokręciłem głową. – Chyba nie oskarża pan mojego męża o morderstwo tych
wszystkich osób?
− Tych zabitych
w ostatnim czasie? Skądże.
Zamarłem,
patrząc z szeroko otwartymi oczami na pana Kurogane. To był jakiś śmieszny
koszmar.
− Z początku
włączyła się u mnie lampka awaryjna, z pytaniem, a co jeśli znaleźliśmy
mordercę? Jednak pomysł, że pan Shiroyama specjalnie kilka razy w tygodniu
wyjeżdżał do Tokio i wracał tutaj, jest naprawdę absurdalny. Jednak brnąłem
dalej w poszukiwaniach, aż dotarłem do spraw archiwalnych. Tutaj dopiero
zaczęło się dziać. Podżegania, pobicia, nielegalne posiadanie broni, branie
udziału w przestępczych zgromadzeniach, jakiejś mniejsze występki, jednak moje
ulubione to posiadanie narkotyków. Co mnie zaskoczyło, ze wszystkiego został
uniewinniony, nawet nie doszło do żadnej rozprawy. Każde oskarżenie zostało
zwyczajnie wycofane. Rozumiem więc, że łapówkarstwo też nie jest panu
Shiroyamie obce, gdyż to po prostu niemożliwe, by wyplątać się z tylu spraw bez
jakichkolwiek konsekwencji. Dalsze poszukiwanie informacji doprowadziło mnie do
zeznań o kilku morderstwach i samobójstwach, z których wynikło, że pan
Shiroyama był w bliskich stosunkach z ofiarami. Postanowiłem przyjrzeć się
bliżej tym sprawom i niby nic nie wskazywało to, że pan Shiroyama może być w to
jakoś zaplątany. Ale! – policjant zrobił pauzę, spoglądając na Yuu. – Znalazłem
dowód, który mógłby sugerować, że jednak jest inaczej. Zostało to całkowicie
pominięte w sprawie morderstwa Kazuo Mikage, który został zastrzelony w swojej
rezydencji kilka lat temu i okradziony. Strzał został oddany z takiej samej
broni, jaka została znaleziona u pana Shiroyamy kilka miesięcy później. Mało
tego, z tej samej broni zostało zabitych jeszcze kilka innych osób, które, po
pewnych nitkach, do których musiałem dojść, również w jakiś sposób były
związane z pańskim mężem. Na tej zasadzie udało mi się przy okazji sprawdzić
parę innych osób, które miały z tym wszystkim jakieś powiązania i szczerze
zostałem zaskoczony, że nikt do tej pory nie rozbił tak wielkiej organizacji
przestępczej współpracującej z mafią. Efekty mojego późniejszego dochodzenia
nie ulegają wątpliwością, że pan Shiroyama był lub też może dalej jest jej
członkiem. Poza tym, jestem zaskoczony, że widzę pana w tak dobrym zdrowiu –
powiedział do mojego męża. – Z aktów wynika, że nie żyje pan już kilka lat.
Rozumiem więc, że obecne dokumenty są sfałszowane. Poza tym! Jestem pod
wrażeniem tego wszystkiego. Zrobić tak wielki życiowy przekręt, a później
jeszcze umieć ułożyć sobie życie od nowa. Z tego, co znalazłem, jest pan dobrym
taktykiem, więc nic dziwnego, że tak wszystko wygląda.
Myślałem, że
opadnie mi szczęka. Tyle lat wszystko było tuszowane, trzymane pod kluczem jako
wielką tajemnicę, a jeden inspektor rozpracował wszystko w jakieś dwa tygodnie.
− Słucham? –
bąknąłem niewyraźnie. Głos zadrżał mi idiotycznie, czułem, że za chwilę dostanę
jakiegoś ataku.
− Wie pan o tym
wszystkim prawda?
Spojrzałem na
Yuu, szukając u niego ratunku. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Zaprzeczać,
że to kłamstwo? Mówić, że Yuu na pewno nie zrobił tego wszystkiego? Czułem się
jak zagubione dziecko, które nie wie czy rodzice znają prawdę, czy jednak nie.
Shiro jedynie kiwnął głową w stronę policjanta, patrząc przy tym na mnie, dając
mi tym samym do zrozumienia, żebym niczemu nie zaprzeczał. Miałem wrażenie, że
świat zaraz obróci się do góry nogami.
− Wiem –
pokiwałem głową.
− Świetnie, już
się bałem, że wyjawię jakieś małżeńskie sekrety.
− Co ma pan
teraz zamiar zrobić? – powiedziałem, patrząc uważnie na inspektora. – Co pan
zamierza?
− Proponuję
układ – policjant pochylił się ku nam, łącząc dłonie na stole w koszyczek. –
Widzę, że macie tutaj spokojne, udane życie, a cała ta nieprzyjemna przeszłość
jest skutecznie zamieciona pod dywan. Szkoda by było, gdyby ktoś te brudy nagle
odsłonił. Dlatego moja propozycja jest następująca: ja odpuszczę wszystkie te
paskudne sprawy, jeśli pan Shiroyama zechce pomóc mi w ujęciu mordercy.
Powiem szczerze,
że mnie zatkało. Nie wierzyłem własnym uszom. Byliśmy szantażowani przez
policjanta! Spojrzałem na Yuu, który mrużył podejrzliwie oczy. Chyba nie tylko
on wyczuł w tym pewien haczyk.
− Skoro sam pan
potrafił dojść do tego wszystkiego, to równie dobrze może pan sam znaleźć
mordercę – powiedział Yuu lekko drwiącym tonem.
− Czyli nie
zrobi to różnicy, jeśli jutro rano przedstawię te materiały dowodowe przeciwko
panu i prawdopodobnie pójdzie pan siedzieć na dożywocie?
Momentalnie
objęło mnie wielkie przerażenie. Ścisnąłem mocniej kolano Yuu, niemal wbijając
mu palce w ciało. Spojrzeliśmy z mężem na siebie, mój wzrok był przepełniony
niemym błaganiem, by się zgodził, by zrobił cokolwiek, tylko nie odmawiał. Nie
zniósłbym tego, gdyby nagle miał mnie opuścić.
− Załóżmy, że
panu pomogę – zaczął Shiro, powracając spojrzeniem na inspektora, a głos miał tak lodowaty, że aż przeszły mnie
nieprzyjemne dreszcze – ale jaką mam pewność, że i tak dochowa pan tajemnicy?
− Słowo
harcerza.
Yuu prychnął,
kręcąc głową. Coś ścisnęło mnie za serce i odniosłem wrażenie, że trudniej mi
się oddycha. Czułem, że za chwilę uderzy we mnie okropny atak paniki, czego nie
doświadczałem już od kilku lat. W jednej chwili jedna osoba zrujnowała całe
nasze poukładane życie.
− Możemy zrobić
tak: złożę pisemne oświadczenie, że jeśli kiedykolwiek wszystkie te rzeczy się
wydadzą, to byłem jedyną osobą, która o nich wiedziała i nie podjęła w tym
kierunku żadnych kroków. Będzie to równoznaczne ze zwolnieniem mnie z mojego
stanowiska.
− W tej chwili –
powiedział Shiroyama. – Ma pan to napisać w tej chwili.
Szczerze, nie
mieliśmy zbyt dużego wyboru. Powiem szczerze, że spisaliśmy pakt z diabłem,
który został podpisany przeze mnie, Yuu oraz inspektora. Szczerze myślałem, że
to wszystko mi się śni, jednak sprawy dopiero miały zacząć nas przytłaczać.
Nie spaliśmy z
Yuu całą noc. Leżeliśmy obaj w łóżku, pogrążeni w egipskich ciemnościach i
kompletnie nie mieliśmy siły, żeby chociaż się do siebie odezwać. Tak
spędziliśmy całą noc, zatopieni w naszych najczarniejszych myślach, pełni obaw
przed tym, co przyniesie jutro.
Nazajutrz Yuu
wziął wolne w pracy na najbliższy tydzień. Uczyniłem to samo, bo czułem, że
jeśli pójdę do pracy, to prędzej kogoś skrzywdzę, niż pomogę. Dzieci
odwieźliśmy do przedszkola, a sami zostaliśmy w domu. Nie byłem w stanie nawet
nic przełknąć, Yuu jeszcze jakoś funkcjonował i zwyczajnie zjadł śniadanie,
tylko ja nie byłem w stanie choćby przełknąć jednego kęsa.
− Nie wierzę w
to, co się wczoraj stało – powiedziałem. Siedzieliśmy z Yuu na kanapie w
salonie. Ściskałem w dłoniach kubek z melisą, którą zaparzył mi mąż, próbując
się przy okazji przemóc do tego, by wypić napar.
− Powiem ci, że
ja również – westchnął. – Nie spodziewałem się, że ktoś może nagle zechcieć
grzebać w archiwach.
Westchnąłem, po
czym rozpłakałem się. To było tak nagle, że Yuu przez kilka pierwszych sekund
nie wiedział, co zrobić. Zabrał mi kubek, po czym odłożył go na stolik, a sam
przytulił mnie mocno. Nie wiedziałem już, czym się przejmuję. Przyszłością moją
i Yuu lub też grasującym w okolicy mordercą.
− Będzie dobrze,
spokojnie – powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
− Skąd niby
wiesz? – jęknąłem. – Zawsze, gdy ma być dobrze, to nagle wszystko się sypie.
Już myślałem, że może chociaż tutaj nam się uda, ale…
− Takanori,
uspokój się. Jeszcze nic się nie stało, rozumiesz? Nie musisz panikować.
Dokładnie dwa
dni zajęło nam dojście do siebie. Bardziej mi, bo Yuu był ode mnie o wiele
silniejszy psychicznie. Umiał jakoś przyswajać do siebie pewne fakty, godził
się z rzeczywistością i dostosowywał się do sytuacji. Starał się więc odwrócić
moją uwagę od tego wszystkiego, co się działo. Udało mi się też jakoś zasnąć w
nocy z czwartku na piątek. Byłem już kompletnie wykończony ciągłym
zamartwianiem się i brakiem snu. Poza tym, zjadłem kolację i byłem bardziej niż
pewny, że Yuu dodał mi jakiegoś środka uspokajająco-nasennego. Spałem jak
zabity. Obudziłem się dopiero przed dwunastą z bolącą głową i plecami. Zachwiałem
się, próbując wstać z łóżka, dlatego ponownie opadłem bezwiednie na poduszkę.
Wówczas
usłyszałem, że Yuu z kimś rozmawia w salonie. Podniosłem się ostrożnie,
spuściłem nogi na podłogę, stopy wetknąłem w kapcie. Wstałem i podszedłem do
drzwi, uchylając je nieco. Wyjrzałem na zewnątrz. Yuu i inspektor Daiki
siedzieli w salonie. Shiro był na kanapie, bokiem do mnie, natomiast policjant
siedział zwrócony ku mnie. Zauważył mnie. Posłał mi uśmiech i pomachał.
− Dzień dobry! –
powiedział, ignorując Yuu, który coś do niego mówił. Shiro odwrócił się do
mnie, po czym wstał. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć Daikiemu. Shiroyama
błyskawicznie znalazł się obok, po czym niemal wepchnął mnie do sypialni.
− Może będzie
lepiej, jeśli dzisiaj zostaniesz w łóżku – zasugerował.
− Dlaczego?
− Jesteś
przemęczony. Poza tym, mdlałeś ostatnio.
− Już mi lepiej.
Co z dziećmi?
− Odwiozłem je
do przedszkola.
− Przepraszam,
że musiałeś sam się nimi zająć rano – wymamrotałem. – Mogłeś mnie też obudzić.
− Nie
przesadzaj. Przynajmniej się wyspałeś.
Uparłem się, że
posiedzę z Yuu oraz z inspektorem. Mężczyźni dyskutowali namiętnie nad
morderstwami. Oglądali zdjęcia ofiar, miejsc zbrodni. Już dawno nie widziałem,
by Yuu komukolwiek coś tak objaśniał.
− Powiem
szczerze, że to niezwykłe – oznajmił w pewnym momencie inspektor. Postawiłem
akurat przed nim i przed Yuu po kubku kawy. W kuchni gotowałem obiad.
− Co takiego? –
spytałem.
− Sposób, w jaki
działa mózg mordercy.
Z początku nie
mogłem zrozumieć, o co mu chodzi. Gdy w końcu trybiki w mojej głowie naskoczyły
na odpowiednie miejsce, spojrzałem na Yuu. Mąż patrzył na policjanta z gorzkim
uśmiechem wykrzywiającym jego usta.
− Po tylu latach
w zawodzie nie potrafi pan myśleć jak sprawca? – rzucił Yuu uszczypliwie.
− No nie. Nie
potrafię myśleć jak ktoś, kto umiałby kogoś zabić.
− Może to i
lepiej – mruknął Yuu.
Przysiadłem obok
męża, po czym wziąłem plik zdjęć z miejsc zbrodni. Przejrzałem kilka z nich.
− Straszne, no
nie? – powiedział inspektor.
− Powiedziałbym,
że pełne fantazji – odparłem, a Yuu się zaśmiał. – Co musi siedzieć w głowie
człowieka, który w ten sposób morduje?
− Zapewnie nic
dobrego – oznajmił Kurogane ponurym tonem. – Ale proszę sobie wyobrazić, że
pański mąż rozpracował, że sprawca jest leworęczny.
− Poważnie? –
popatrzyłem na Yuu z niedowierzaniem. – Jak na to wpadłeś.
− Po tym, jak
zawiązane są wszystkie pętle na ciałach ofiar oraz po tym, jak rozcina ciała.
− Niesamowite –
powiedział inspektor z ekscytacją w głosie.
− To raczej
oczywiste. Aż dziwne, że nikt wcześniej na to nie wpadł. Chociaż w żaden sposób
nie przybliża nas to do sprawcy – Yuu wziął ode mnie zdjęcia, a następnie
odłożył je na miejsce. – Nie robiliście żadnych ekspertyz? Sekcji zwłok??
Czegokolwiek???
− Robiliśmy, ale
nikt na to nawet nie zwrócił uwagi.
− A na miejscach
zbrodni na pewno nie było żadnych odcisków palców lub włosów?
− Były, ale
należały do ofiar. Mówiłem, że sposób, w jaki działa, jest nietypowy. Dlatego
potrzebuję pomocy równie nietypowego człowieka.
− To raczej
średnia pochwała.
− Panie
Shiroyama, proszę mi powiedzieć – zaczął niespodziewanie inspektor zupełnie
innym tonem – jakie to uczucie, zabić kogoś?
Shiro zamarł i
uchylił lekko usta, nie wiedząc co powiedzieć. Zapadła ciężka, ponura cisza.
Popatrzył najpierw na mnie, a następnie na policjanta. Zdaje się, że nie
spodziewał się takiego pytania.
− Okropne –
odparł w końcu po jakiejś minucie.
Skończyło się na
tym, że inspektor Daiki i Yuu przez blisko miesiąc przesiadywali u nas w salonie, przeglądając wszelkie
możliwe akta związane ze sprawą. Kurogane praktycznie się do nas wprowadził,
czasami nawet drzemał na kanapie, a dzieci zaczęły w pewnym momencie mówić do
niego wujku. Miałem mieszane uczucia wobec tego wszystkiego. Zupełnie obcy
facet wmieszał się w nasze życie i był w nim obecny praktycznie przez 24
godziny na dobę. Poważnie! Szanowny pan inspektor raz pozwolił sobie obudzić
mnie i Yuu w środku nocy, bo niby znalazła się jakaś następna ofiara, która
wyślizgnęła się mordercy. Faktycznie, był to ważny materiał dowodowy, jednak
miałem wielką nadzieję wyspać się przed trzema poważnymi operacjami, jakie
miałem wykonać następnego dnia.
Tak minął do
końca wrzesień, przeleciał październik i zaczął się listopad. Najbardziej
ponury miesiąc roku. Szczerze, to zaczynałem być już naprawdę zmęczony tym
wszystkim. Nie mogłem wrócić z pracy i spędzić w spokoju kilku godzin z mężem,
bo oczywiście, cudowny policjant już siedział na swoim stałym miejscu w fotelu
i zwyczajnie był. Czasami nawet nie skupiał się tak bardzo na sprawie, co
irytowało Yuu. W końcu doszło do tego, że zaczęliśmy w zasadzie oddzielnie żyć,
chociaż mieszkaliśmy pod jednym dachem. Spora część obowiązków spadła wyłącznie
na mnie. Sam sprzątałem, gotowałem, zajmowałem się dziećmi i wykonywałem inne
prace domowe, którymi wcześniej dzieliliśmy się z Yuu. Oddzielnie jedliśmy,
osobno kładliśmy się spać i wstawaliśmy. W pewnym momencie poczułem się tak
bardzo pusto, kiedy stałem w kuchni gotując i jednocześnie pilnując dzieci, by
nie przeszkadzały tym dwóm w salonie. Miałem widok na Yuu oraz Daikiego.
Siedzieli pochyleni nad ławą, pili kawę i pokazywali coś na zdjęciach. Kroiłem
akurat warzywa i tak się zagapiłem na nich, że się zaciąłem w palec. Zakląłem
pod nosem, odkładając nóż. Wziąłem palec do ust, zassałem go lekko, a następnie
odwróciłem się do apteczki, szukając w niej plastrów.
− Tatuś? – Haru
dopadła do mojej nogi. – Co to? – wzięła swój pulchny paluszek do ust.
− Nic, kochanie.
Tatuś się zagapił – wziąłem plaster i w miarę sprawnie nakleiłem go na ranę.
Dzieciom jednak nie umknęło to, że leci mi krew.
− Kuku! –
pisnęła Yoshi.
− Już jest
dobrze. Spójrzcie. Tatuś nakleił plasterek i nie boli.
− Ale jak nie? –
Yoshi była bardzo przejęta.
Westchnąłem w
duchu. W tym samym momencie Hiro wybiegł z kuchni do salonu.
− Tata, tata,
kuku! – krzyknął.
− Hiro, chodź tu
natychmiast! – powiedziałem.
Niestety,
Hiroshi pobiegł po Yuu. Shiro zjawił się w kuchni naprawdę szybko. Popatrzył na
nas nieco zdezorientowany i przejęty, a mnie coś ukłuło w środku. Trzymał
małego Hiro za rączkę, a ten ciągnął go do mnie.
− Co się stało?
– spytał.
− Kuku!! – Haru
i Yoshi podbiegły do Yuu, obskakując go i pokazując na mnie.
− Nic takiego,
zaciąłem się nożem – westchnąłem. – Wracaj do pracy.
− Pokaż.
Yuu podszedł do
mnie, ujął delikatnie moją dłoń i popatrzył na palec zawinięty w plaster.
Odkleił go, po czym westchnął.
− Odkaziłeś?
− To tylko mała
ranka – odparłem, zaklejając z powrotem palec.
− Niby mała
ranka, ale i tak może się wdać zakażenie. Zresztą, komu ja to tłumaczę, jesteś
chirurgiem.
− Więc nie ucz
mnie, jak obchodzić się z ranami – odparłem, odwracając się od niego. Wziąłem
nóż i kontynuowałem krojenie warzyw.
− Ej, no co ty.
Tylko się o ciebie troszczę – objął mnie w pasie, a ja myślałem, że coś
kompletnie przebiło mnie na wylot. Jakbym był balonem z wodą, który ktoś
przekłuł igłą. Odskoczyłem od Yuu i myślałem, że zaraz osobiście zadźgam go tym
nożem, który trzymałem. Sam odsunął się ode mnie o krok, unosząc ręce w
poddańczym geście.
− Troszczysz
się, tak?
− O co ci
chodzi? I odłóż ten nóż, bo jeszcze coś się stanie.
Spojrzałem na
nóż w swojej dłoni, a następnie na Yuu. Ostatecznie odłożyłem narzędzie na
szafkę. Wziąłem dzieci i zaprowadziłem je na górę, zostawiając swojego męża bez
słowa.
[Yuu]
W połowie
listopada spadł śnieg. Było już naprawdę zimno, nie ograniczając się wyłącznie
do pogody. Chłodno zrobiło się między mną, a Takanorim. Nasz związek
przechodził dość poważny kryzys, co mnie przerażało. Po tym jednym incydencie,
gdy myślałem, że Taka dźgnie mnie nożem, rozmawialiśmy o tym, przez co
aktualnie przechodziliśmy.
− Wiem, że
robisz to dla nas – powiedział, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. Taka
wyglądał okropnie i zauważyłem to dopiero wtedy, w konsekwencji czego,
zdenerwowałem się tylko sam na siebie. Jak mogłem nie zauważyć, co się dzieje z
moim mężem? – Ale powoli przestaję czuć, że w ogóle jesteśmy razem.
− Musimy to
jakoś wytrzymać – westchnąłem, łapiąc go za tą samą dłoń, w którą się zaciął.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie przy kuchennym stole. Dochodziła pierwsza w nocy,
dzieci już dawno spały. Mogliśmy więc bez problemu porozmawiać ze sobą w cztery
oczy. – Mnie również nie jest łatwo i wcale nie mam ochoty robić tego
wszystkiego.
Takanori
popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Dlaczego droga Amaterasu nie obdarzyła mnie
jakimiś supermocami, dzięki którym byłbym w stanie być bez przerwy idealnym
mężem i ojcem, być z rodziną zawsze w tych momentach, w których mnie
potrzebowała? Nie mogłem znieść widoku tych smutnych oczu mojej ukochanej
osoby. W tym spojrzeniu kryło się wszystko, czego i tak mi nie powiedział.
Frustracje z powodu pracy, zajmowanie się trójką rozpieszczonych dzieci, duży
dom, a w tym całym bałaganie on sam, samiuteńki niczym rozbitek na bezludnej
wyspie.
− Wiem. I bardzo
doceniam, że robisz to dla nas – wymamrotał.
− Postaram się
mniej siedzieć w tym wszystkim – zapewniłem go.
− A co na to
szanowny pan inspektor? Jeszcze się zdenerwuje. Albo zerwie umowę i…
− Wtedy będzie
musiał się pożegnać z tym światem.
Takanori
roześmiał się serdecznie. Posłałem mu lekki uśmiech. Cieszyłem się, że chociaż
się zaśmiał.
− Ale gdyby coś
jednak nie wyszło, jakby wymigał się od wypełnienia umowy, wtedy miałby do
czynienia ze mną – powiedział poważnym tonem. – Naprawdę.
− Tak?
− Nie oszukujmy
się. Ty, w porównaniu ze mną, to mniejsze zło.
Zaśmiałem się w
głos. Co racja, to racja, nie mogłem równać się z Takanorim. Mój partner,
chociaż wcale nie wyglądał na takiego i w ogóle nawet nie sprawiał pozorów, ale
jeśli w grę wchodziła rodzina, a przede wszystkim dobro naszych dzieci, mógłby
być bardziej zawzięty i bezwzględny niż wszyscy najgorsi zbrodniarze razem
wzięci, wielka mafia, niż ja sam. Zawsze walczył do końca i nie odpuszczał,
dlatego wiedziałem, że teraz też by się nie poddał. Był moimi plecami i trwał
przy mnie w najgorszych chwilach. Wtedy, gdy ja już chciałem dać spokój, on
pchał mnie do przodu, byle bym osiągnął zamierzony cel.
Po tym jednym
listopadowym wieczorze może trochę się miedzy nami polepszyło. Starałem się
więcej pomagać w domu, robiłem wszystko, byle tylko odciążyć Takę z obowiązków.
Ale to chyba nie wystarczało, bo naprawdę wyglądał coraz gorzej. W ogóle się nie
wysypiał, mocno schudł. Aż pewnego dnia, kiedy niósł dla mnie i dla inspektora
Kurogane po kawie, padł. Tak zwyczajnie, nie miałem pojęcia czy się potknął,
ale w jednej chwili znalazł się na podłodze. W dodatku był tuż obok nas. Kawa
wylała się na puchaty, jasny dywan, kubki, jakimś cudem, nie stłukły się.
Zerwałem się z miejsca, od razu dopadając do swojego partnera. Myślałem, że
serce mi za chwilę pęknie.
− Taka –
starałem się zachować w miarę spokojny ton, jednak nie udało mi się w żaden
sposób ukryć zdenerwowania. Od środka zaczęła wypełniać mnie panika.
− Zadzwonić po
karetkę? – inspektor dołączył do mnie. Odwróciłem Takę na plecy, a następnie
wsunąłem ręce po jego ciało. Policjant chciał mi pomóc go przenieść, ale niemal
go od siebie odepchnąłem ramieniem, byle nie dotykał mojego męża. Nie
odpowiedziałem mu też na pytanie.
Położyłem Takę
na kanapie i uklęknąłem przy nim. Ująłem jego twarz w dłonie, miał czerwone
czoło, zapewne od uderzenia w podłogę. Zmierzyłem mu puls, był odrobinę
spowolniony, oddech miał płytki.
− Taka –
powtórzyłem, pochylając się nad nim.
W pewnym
momencie Matsumoto otworzył lekko oczy, jęcząc przy tym, jakby obdzierano go ze
skóry. Przeraziło mnie to nie na żarty, Inspektor zaklął, będąc pewnie w równie
dużym szoku, co ja.
− Przepraszam –
powiedział Taka łamiącym się głosem. Zakrył twarz jedną ręką. – Wylałem kawę.
− Na bogów –
westchnąłem, obejmując go. – Jak się czujesz? Boli cię gdzieś?
− Głowa mnie
boli – odpowiedział cicho.
Tego wieczoru
skończyliśmy nasze dywagacje nad jednym z morderstw. Inspektor sam odpuścił,
przynajmniej sam nie musiałem go wypraszać z domu. Zaniosłem Takanoriego do
łóżka i poszedłem jeszcze chwilę porozmawiać z policjantem. Odprowadziłem go do
drzwi.
− Mam dziwne
wrażenie, że niedługo znowu zaatakuje – powiedział, narzucając na siebie
kurtkę. Skrzyżowałem ręce, patrząc na niego.
− Mówi pan o tym
mordercy?
− Tak.
Pokręciłem
głową.
− Nie wydaje mi
się, że za tym stoi jedna osoba.
− No na pewno
nie jest to grupa przestępcza.
− No nie. Ale
może są dwie osoby.
Inspektor zapiął
kurtkę, owinął szyję szalikiem, a następnie odchrząknął, jakby chciał na pluć
na podłogę lub na mnie.
− Myśli pan?
− Mhm.
Westchnął.
− Szczerze, to
czuję się jak głupi. Wiemy naprawdę bardzo niewiele, a on wciąż pozostaje na
wolności.
− W końcu
podwinie mu się noga. Nawet najlepszym się to zdarza.
Mężczyzna
zmierzył mnie wzrokiem, jakby próbował ocenić czy mówiłem o sobie lub też o
kimś innym. Patrzyłem na niego nieporuszony, chciałem jedynie iść do Taki i się
nim zaopiekować. Kurogane jakby wyczuł, że myślałem już tylko o swoim partnerze
i w pewnym momencie kompletnie zmienił ton.
− Nic mu nie
będzie? – spytał. Z początku nie wiedziałem, o kim mówił. Dopiero co
rozmawialiśmy o mordercy. Szybko jednak zorientowałem się, że mówił o
Takanorim.
− Jest
przemęczony – pokręciłem nieznacznie głową.
− Z pewnością.
Tak się dzisiaj przewrócił. Ale dobrze, że nic więcej mu nie jest.
− Zobaczymy.
− Moja żona też
tak kiedyś miała utraty przytomności – westchnął. – Na szczęście okazało się,
że to nic groźnego.
− To dobrze –
odparłem.
Szczerze, to nie
miałem ochoty na spoufalanie się z policjantem. Był to facet, który szantażował
mnie i Takę, a teraz zachowywał się, jakbyśmy byli jego dobrymi kolegami.
Brzydziłem się wręcz tym wszystkim, odpychała mnie sama myśl, że mógłbym w
jakikolwiek sposób zaprzyjaźnić się z tym mężczyzną.
Pan Kurogane
wyszedł. Zamknąłem za nim drzwi na klucz i wróciłem do swojego partnera.
Takanori leżał na łóżku, tak jak go zostawiłem. Przysiadłem przy mężu,
dotykając jego ramienia. Popatrzył na mnie mętnym wzrokiem.
− Co się dzieje?
– spytałem.
Taka tylko
pokręcił głową, po czym wtulił twarz w poduszkę. Rozpłakał się i przez długi
czas nie mógł się uspokoić. Nawet nie wiedziałem, dlaczego płakał.
Dwa dni później
została zamordowana następna osoba. Byłem akurat w szkole i prowadziłem
zajęcia, gdy inspektor do mnie zadzwonił. Pierwsza klasa obrzuciła mnie oburzonym
spojrzeniem, gdy rozległ się dźwięk dzwonka telefonu. Zadałem im na szybko
jakiś temat do przeczytania, a sam wyszedłem na korytarz.
− Słucham –
rzuciłem niechętnie w słuchawkę.
− Dzień dobry!
Właśnie popełniono następne morderstwo. Tym razem w Sapporo. Problem jest
jednak taki, że tym razem ofiara została zastrzelona.
− Czyli nie ma
pewności, że to była ta sama osoba.
− Wszystko na to
wskazuje. Morderca działał tak samo; podciął żyły, później przywiązał ofiarę, a
na końcu po prostu ją zastrzelił.
− Ciekawe dlaczego.
− O tym się
przekonamy. Wpadnę dzisiaj wieczorem z ważniejszymi materiałami. Myślę, że w
końcu mamy jakiś trop.
− Świetnie –
wymamrotałem. Coś w środku mnie krzyknęło, że wcale nie mam ochoty na to, by
widzieć się z panem inspektorem. Kim ja niby byłem, żeby mu pomagać? Mogłem od
razu wyciągnąć swój stary pistolet i zrobić z niego użytek. No tak, tylko
mieliśmy z Takanorim umowę, że już nigdy więcej nie użyję broni w wiadomym
celu.
Cały ten dzień
był okropny. Zajęcia skończyłem naprawdę późno, potem miałem konsultacje, a i
jeszcze pomagałem Hikari zorganizować salę na jutrzejszą radę nauczycielską. Byłem
szczerze oburzony, że dyrekcja obarczyła ją takim zadaniem, w końcu była w
ciąży. Skończyło się więc na tym, że sam pozsuwałem wszystkie stoły i poustawiałem
krzesła. Hikari jedynie przyniosła reklamówkę z drobnym poczęstunkiem.
− Yuu, wcale nie
musiałeś mi pomagać – powiedziała, gdy odprowadzałem ją do samochodu.
Dochodziła siódma wieczorem, na dworze było już zupełnie ciemno, w dodatku
padał śnieg. Niosłem jej torbę, w której miała testy do sprawdzenia. – Ale
bardzo ci dziękuję.
− Nie ma za co.
Jak się w ogóle czujesz?
− A wiesz, raz
gorzej, raz lepiej.
Zatrzymaliśmy
się przy jej samochodzie. Hikari go otworzyła, włożyłem jej sprawdziany na
tylne siedzenie.
− Rozumiem.
− No, a co u
Takanoriego? Chyba wieki go nie widziałam.
− A no wiesz, po
staremu – odparłem.
Hikari zmrużyła
oczy, patrząc na mnie. Nie byłem do końca pewny, co wyraża jej mina, było już
dość ciemno i jedynym oświetleniem była lampa, nieopodal której staliśmy.
− Na pewno?
Minoru coś mówił, że raz, jak u was był, to się pokłóciliście.
− Zdarza się –
zaśmiałem się. – Właśnie, już dawno się nie widziałem z Minoru.
− Teraz więcej
czasu spędza ze mną – uśmiechnęła się. – Nareszcie!
Roześmiałem się,
a ona mi zawtórowała. Podziękowała mi jeszcze raz, że jej pomogłem, a następnie
wsiadła do samochodu i odjechała.
Zrobiłem jeszcze
drobne zakupy i wróciłem do domu. Było mniej więcej wpół do ósmej, gdy wszedłem
do środka. Rozebrałem się z ubrania wierzchniego i poszedłem z reklamówką do
kuchni.
− Halo? –
rzuciłem głośno. Zapaliłem światło w salonie, w kuchni. W domu było
przerażająco cicho. Takanori był już w domu, widziałem jego samochód w garażu.
Zaniepokoiło mnie to jednak. Rozejrzałem się po całym parterze, a następnie
poszedłem do góry. Ogarnęła mnie cudowna ulga, gdy zobaczyłem swojego męża w
pokoju dziecięcym wraz z maluchami. Dzieciaki były już przebrane w piżamki i
bawiły się ze sobą, a on siedział obok na podłodze, opierając się o jedno z
łóżek i coś przeglądał.
Spojrzał na
mnie, jak tylko otworzyłem drzwi. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.
Uśmiechnąłem się do niego, chociaż odczułem niepokój.
− Cześć wam –
powiedziałem.
− Tatuś! –
dzieci rzuciły się na mnie. Poprzytulałem i wycałowałem swoje maluchy. Jakoś
było mi lepiej na sam widok tej trójki. Nigdy się nie spodziewałem, że rola
dzieci w moim życiu stanie się tak ważna.
− Późno wróciłeś
– powiedział Taka. Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem.
− Miałem
konsultacje, a później pomagałem Hikari przygotować salę na jutro. Będziemy
mieć radę.
− Rozumiem. Jak
się czuje?
− Myślę, że
dobrze – odgarnąłem kosmyk włosów z jego twarzy. – Ważniejsze pytanie, jak ty
się czujesz?
Takanori
pokręcił głową. Podał mi kilka złączonych ze sobą kartek. Popatrzyłem na nie
uważnie. W lewym górnym rogu widniało jego nazwisko, obok było zaznaczone,
czego dotyczyła treść. Niżej były jakieś pokrętne medyczne nazwy i procenty.
− Robiłem
morfologię i wychodzi na to, że mam anemię.
Spojrzałem na
swojego partnera, a on popatrzył na mnie. Myślałem, że się przesłyszałem.
Anemię?
− Cholera –
mruknąłem.
− No, cholera –
westchnął. Oparł się o moje ramię, a ja przez pewien czas nie wiedziałem, jak
się zachować. Bo niby co się robi w takich chwilach?
Położyliśmy
dzieci do łóżek. Czytałem im bajkę na dobranoc, a Taka siedział przy mnie. Gdy
skończyłem jedną historię, dzieci już spały. Wyszliśmy więc po cichu z pokoju,
gasząc za sobą światło. W tym samym momencie, w którym zamknęliśmy za sobą
drzwi, porwałem swojego ukochanego w ramiona.
− Yuu?
− Chcę cię
przytulić – powiedziałem.
Wziąłem go na
ręce, przytrzymując go pod pośladkami. Pocałowałem Takę prosto w usta, czego
chyba się nie spodziewał. Szczerze, to wieki się nie przytulaliśmy i nie
całowaliśmy. Od środka naszła mnie chęć, by zamknąć go na zawsze w swoim uścisku
i pieścić do końca życia. Takanori lekko objął mnie swoimi ramionami za szyję.
Zdawało mi się, że nie miał jakiejś ochoty na pieszczoty, jednak nie
przestawałem go całować.
Zeszliśmy po
schodach, trzymałem Takę tak, jakbym niósł małe dziecko – jedną ręką trzymałem
go za pośladki, drugą miałem na jego karku. W pewnym momencie zauważyłem, że
objął mnie nogami w pasie. Wplątał delikatnie swoją drobną dłoń w moje włosy i
sam pocałował mnie w policzek. Okręciłem się z nim lekko wokół własnej osi,
Taka zaśmiał się na to. Pocałowałem go następny raz, ukochany tym razem oddał
pieszczotę, co mnie tylko rozochociło. Już zmierzałem do sypialni, kiedy to
dostrzegłem, że ktoś stoi między korytarzem, a przedsionkiem. Mało nie upuściłem
Taki z zaskoczenia, gdy zobaczyłem inspektora Kurogane. Zakląłem.
− Było otwarte –
powiedział inspektor, jakby próbując się tłumaczyć. W jednej chwili ogarnęła
mnie taka wściekłość, że miałem ochotę gołymi rękoma zmiażdżyć inspektorowi
głowę. – A nikt nie otwierał i nie odbierał telefonu, więc…
Taka szybko zszedł
ze mnie zawstydzony tym, że ktoś nas tak zobaczył. Patrzyłem na inspektora z
miną, która miała mu uświadomić, że właśnie przekroczył cienką linię mojej
cierpliwości.
− Poza tym,
mówiłem, że dzisiaj przyjdę – kontynuował. – Miałem przynieść materiały
dotyczące dzisiejszego morderstwa.
− Dzisiejszego
morderstwa? – powiedział Takanori. – Ktoś został dzisiaj zamordowany?
− Młody
mężczyzna z Sapporo – odparł inspektor.
Takanori
popatrzył na mnie, zaciskając wąsko wargi. W jednej chwili zrobił się cały
czerwony na twarzy, już wiedziałem, że to wcale nie wróży nic dobrego.
− A ty nie
zamknąłeś drzwi – powiedział tonem pełnym rozczarowania. Szczerze, to nie
miałem już nawet siły, by jakoś się tłumaczyć. Mąż poszedł do sypialni, niemal
trzaskając za sobą drzwiami.
Popatrzyłem na
inspektora, a ten na mnie. Miałem wielką ochotę rzucić się pod pędzący pociąg.
Aż żałowałem, że w pobliżu nie było żadnej stacji.
− Mamy odciski
palców – powiedział Kurogane przejętym tonem. W ogóle nie obchodziło go, że
przez niego czekała mnie następna rodzinna kłótnia i przy okazji pogłębienie
kryzysu,
− Ach tak? –
rzuciłem. Wskazałem mu na salon, żebyśmy zajęli miejsca. – I wiadomo już, kogo
szukamy?
− Tak.
− Nie wierzę, że
tak nagle to wszystko ruszyło do przodu – westchnąłem bardziej do siebie, niż
do niego.
W jednym
momencie udało się dojść do tego, kim faktycznie był sprawca. Jak się okazało,
portret pamięciowy był dość zbliżony do wyglądu mężczyzny. Nazywał się on Naito
Kei, miał trzydzieści pięć lat i był karany dwukrotnie za pobicie. Wraz z
inspektorem doszliśmy również do tego, że Naito był wdowcem; jego żona
popełniła samobójstwo kilka lat temu, podcinając sobie żyły. Świetnie, więc
trafiliśmy na jakiegoś psychola z traumą.
*
Naito pozostawał
nieuchwytny dla policji. Nikt nie wiedział, gdzie przebywa, w jaki sposób się
przemieszcza i czy ktoś mu pomaga w dokonywaniu zbrodni. Policja w całym kraju
była na nogach, próbując dojść do niebezpiecznego przestępcy. Szczerze, sam już
nie miałem ochoty w tym uczestniczyć, jednak świadomość, że ostatnia zbrodnia
została dokonana tak blisko nas, nie dawała mi spać w nocy. Bez przerwy
chodziłem spięty, wieczorem kilkakrotnie sprawdzałem czy na pewno wszystkie
okna i drzwi są zamknięte oraz czy alarm jest włączony. Dopiero po tej kontroli
byłem w stanie położyć się do łóżka obok swojego partnera. Poza tym, mój
ukochany był następnym czynnikiem, który wywoływał u mnie ciągle napady
zmartwień. Takanori miał anemię, co było dla mnie naprawdę szokującą
wiadomością. Bo niby skąd i dlaczego? Nigdy wcześniej nie miał jakiś problemów
ze zdrowiem, a z tego, co wiedziałem, anemia mogła być jedynie preludium do
czegoś poważniejszego. Taka niby zapewniał mnie, że to jedynie osłabienie, że
musi brać odpowiednie leki i wszystko wróci do normy. Bardzo starałem się mu
wierzyć. Jednak, ku mojej uciesze, po dwóch tygodniach terapii oraz
przyjmowaniu odpowiednich leków, zauważyłem poprawę u swojego lubego. Stał się
nieco żywszy, co nie mogło nikomu umknąć. Jakby minął mu depresyjny stan, który
utrzymywał się przez ostatnie tygodnie.
Odkąd wiadomo
było, kto stoi za morderstwami, inspektor spędzał u nas znacznie mniej czasu.
Jak przez większość czasu bywał codziennie, tak jego wizyty były może dwa razy
w tygodniu, co znacznie wpłynęło na nasz związek. Zaczęliśmy spędzać ze sobą
więcej czasu, rozmawiać o wszystkim. W końcu równowaga w naszym domu została
przywrócona na swoje miejsce.
Tak jak tego
jednego wieczoru. Był początek grudnia, śnieg otulał całą okolicę, a my w końcu
postanowiliśmy skorzystać z okazji i wyjść gdzieś razem. Pomimo chłodu,
wybraliśmy się na romantyczny spacer po Sapporo, a następnie zjedliśmy razem
kolację. Z racji, że byliśmy samochodem, tylko Takanori mógł napić się wina,
więc stwierdził, że wypije za nas obu. Po opróżnionych dwóch butelkach, które
uderzyły do jego słabej, w kwestii alkoholu, głowie, kochał wszystkich i
wszystko, a w szczególności mnie.
Nigdy nie
zapomnę tego powrotu do domu po dwudziestej trzeciej. Ruda, Pulchna, Okularnica
i Jeżyk były z naszymi dziećmi w ten śnieżny, piątkowy wieczór. Chcieliśmy
wejść do domu niepostrzeżenie, by nikt, ale to nikt nawet nie zwrócił na nas
uwagi. Dziewczyny pewnie jeszcze nie spały, w przeciwieństwie do naszych
dzieci, bo w pokoju gościnnym było zapalone światło. Pomyślałem więc, że może
wejdziemy tylnymi drzwiami, by nie robić większego hałasu, jednak z pijanym
Taką, to nie było łatwe.
Pomogłem mu
wysiąść z samochodu, a on niemal od razu przyczepił się do mnie niczym mała
małpka do swojej mamy, oplatając mnie ramionami za szyję oraz czepiając się
mnie nogami w pasie. Mała przylepa nie chciała puścić i ledwo dotarłem z nim do
drzwi. Śmiał się, chichotał, a ja błagałem w myślach, by dziewczynom nie
przyszło do głowy się z nami przywitać. Ledwo dałem radę otworzyć drzwi.
Wpadliśmy na oślep do środka, Taka całował mnie po twarzy, mrucząc przy tym
ponętnie. Nie bez powodu był moim małym kotkiem. Zamknąłem za nami drzwi,
daliśmy radę jeszcze rozebrać się z ubrania wierzchniego, kiedy to mój kot zaczął
pieścić wargami moją szyję i przy okazji zsuwać ze mnie marynarkę.
− Nie tutaj –
powiedziałem niemal szeptem. Taka jedynie zachichotał, opierając się na mnie.
Wziąłem go na ręce, po czym zaniosłem do sypialni.
− Kochaj się ze
mną – westchnął, na oślep próbując rozpiąć moją koszulę.
− Zawsze.
Położyłem go na
łóżku. Z racji takiej, że mój partner był kompletnie zalany i nie do końca
poczytalny w tamtej chwili, nie miałem zamiaru uprawiać z nim seksu, chociaż
bardzo miałem na to ochotę. Gdybym również był nieco wypity, to pewnie pierwszy
raz zaliczylibyśmy w samochodzie, a później w każdym miejscu po kolei –
przedsionku, salonie, a na końcu w sypialni. Musiałem też wziąć pod uwagę to,
że na pewno nie bylibyśmy cicho, szczególnie Taka, który lubił pojęczeć, a pod
naszym dachem spały 4 nastolatki, a jednocześnie moje uczennice. Na pewno by
nie chciały słyszeć tego wszystkiego.
Taka jeszcze
chwilę pomarudził, że miał chcicę i wielką ochotę na porządny, ostry seks. Gdy
tak o tym mówił, to sam nabierałem coraz większej ochoty i z trudem się
powstrzymywałem. Na szczęście, gdy tak leżał na łóżku i gadał zupełnie od
rzeczy, w końcu zasnął.
Następnego dnia
obudziłem się przed Takanorim. Leżeliśmy tyłem do siebie. Odwróciłem się w
stronę swego ukochanego, tylko po to, by ujrzeć jeden z najbardziej urokliwych
widoków, jaki mógł mnie powitać z rana. Taka obejmował ramionami poduszkę, co
zawsze było dla mnie bardzo urocze. Jego zmierzwione, pokręcone we wszystkie
świata strony włosy, dodawały temu wszystkiemu jeszcze więcej słodkości.
Przesunąłem się ku niemu, a następnie objąłem go ramieniem. Złożyłem mu pocałunek
na karku, wziąłem głęboki wdech i westchnąłem. Odkąd przestałem palić i
zacząłem cokolwiek czuć, po ponad dziesięciu latach związku odkryłem, że mój
luby pachniał przecudownie. Miałem wrażenie, że wdycham najpiękniejszą
kompozycję perfum, jaka mogła istnieć. To nie był jakiś ostry męski zapach,
skądże, jednakże, to jeszcze bardziej wpływało na to, że mogłem wąchać go w
nieskończoność. Przy okazji, gdy czułem ten zapach, robiłem się znacznie
spokojniejszy. Wystarczyło, że przytuliłem się do Taki i w jednym momencie
znikały wszystkie moje troski.
Takanori burknął
coś przez sen. Odburknąłem mu, zamykając oczy. Jego ciepłe ciało obok mnie, my
dwoje w sypialni – czy istniało coś lepszego?
Przysnąłem na
nowo i śniło mi się, że jestem zdradzany. Tak zwyczajnie. Mój partner siedział
na ławce na jednej z tokijskich promenad z jakimś mężczyzną, który nie był
mną. Trzymali się za ręce, ich twarze były niebezpiecznie blisko siebie.
Krzyknąłem w ich stronę, chcąc, by ten facet odczepił się od mojego męża. Żaden
mnie jednak nie słyszał. Pocałowali się na moich oczach, a ja myślałem, że ktoś
mi wygrzebuje wszystkie wnętrzności łyżeczką. Wszystko wewnątrz mojego ciała
jakby się poprzekręcało, serce kłuło mnie tak strasznie, że myślałem, że za
chwilę stracę przytomność. Krzyczałem i biegłem w ich kierunku, jednak, jak to
w takich snach bywa, mój chód był ociężały, ledwo byłem w stanie zrobić krok. A
oni całowali się coraz intensywniej. Mężczyzna bezwstydnie dotykał mojego
ukochanego, macał go, rozbierał, a Taka pozwalał mu na wszystko. Jakby tego
było mało, sam inicjował pieszczoty. Rozebrali się, mój partner zsunął się
między jego nogi, dotykając ponętnie nagiego ciała obcego mężczyzny, a
następnie zaczął robić mu dobrze. Myślałem, że za chwilę wypłaczę oczy w tym
śnie, widząc, jak mój ukochany bezwstydnie zabawiał się z kimś innym. Nagle
facet podniósł Takę z ziemi, usadzając go na swoich kolanach, tyłem do siebie.
Wszedł w niego, a w tym samym momencie mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem
Takanoriego.
Obudziłem się
zdyszany i zlany potem. W dalszym ciągu przytulałem Takę, a on wciąż spał.
Podniosłem się do siadu, serce waliło mi jak młotem, nie miałem pojęcia, co ze
sobą zrobić. Przez chwilę nawet wątpiłem czy na pewno się obudziłem, czy to
może kontynuacja tego obrzydliwego koszmaru.
Wstałem i pomimo
tego, że cały się trząsłem z nerwów, wziąłem prysznic i ubrałem się. Gdy
wróciłem do sypialni, Takanori już nie spał. Leżał w na boku, przykrywając
głowę poduszką.
− Yuu – jęknął.
− Hm?
− Przyniesiesz
mi wodę?
− Jasne.
Przyniosłem mu
butelkę wody z kuchni. Niedługo później odwiozłem do domów Rudą, Pulchną,
Okularnicę i Jeżyka, płacąc im uprzednio, że zostały z naszymi dziećmi na
wieczór. Szczerze, to byłem zaskoczony, że zostawały z krewetkami tak chętnie,
ale, jak to raz same stwierdziły, maluchy i tak potrafią zająć się sobą, a my
mieliśmy wyjątkowo wygodne łóżko w pokoju dla gości.
− I jak się
wczoraj wieczór udał? – zagadnęła Pulchna z tylnego siedzenia. Ruda siedziała z
przodu obok mnie, pozostała trójka zajęła miejsca pasażerów.
− A w porządku –
odparłem, rozglądając się uważnie czy przypadkiem nic nie jechało z żadnej
strony.
− Tylko w
porządku? – mruknęła Ruda. Spojrzałem na nią kątem oka.
− Chyba nie
muszę zdradzać wam szczegółów – odparłem.
− Proszę pana,
mamy już po 18 lat – oznajmiła Jeżyk.
− To nic nie
zmienia!
− No, bo kto by
chciał słuchać o szalonych nocach swojego nauczyciela – rzuciła kąśliwie
Pulchna. Okularnica zachichotała na tę uwagę.
− Szalone noce,
gdy on jest pijany, a ja go muszę trzymać w pionie – powiedziałem pod nosem, co
jednak nie uszło uwadze dziewcząt. Szczerze? Relacja nauczyciel-uczeń już dawno
się między nami zatarła, one same mówiły, że ja i Taka byliśmy już dla nich jak
tacy wujkowie albo nawet kuzyni. Co poradzić, straciłem respekt w oczach
uczniów.
Odwiozłem tę
osobliwą czwórkę do domów, a następnie wróciłem do siebie. Takanori leżał w
łóżku z kacem, a ja zająłem się dziećmi oraz resztą spraw. Zrobiłem śniadanie,
posprzątałem w salonie i łazience, odśnieżyłem i posypałem piaskiem dróżkę z
domu do garażu.
Wieczorem, gdy
Tace już minął kac, postanowił się do mnie nieco przymilić, jednak wcale nie
miałem ochoty na pieszczoty. Po swoim śnie czułem się, jakby Takanori zdradził
mnie naprawdę. Siedział na mnie okrakiem, chcąc mnie pocałować, ale odsunąłem
się nieznacznie. Spojrzał na mnie zdziwiony.
− No co? –
spytał.
− Nic.
− Jesteś zły, że
się upiłem? – westchnął. – Przepraszam. Wiesz, że nie mogę pić, ale czasami
muszę.
− Czasami
musisz? – wymamrotałem. Wolałem już udawać, że faktycznie nie mam na nic ochoty
po tym, jak się zalał. Choć naprawdę w niczym mi to nie przeszkadzało. Takanori
zazwyczaj nie pił, miał słabą głowę. Z reguły to ja się upijałem, co mój
partner zawsze znosił bez jakiegokolwiek narzekania. – Napierdoliłeś się jak
nie powiem co.
Takanori
popatrzył na mnie z rezerwą, po czym zszedł z moich kolan. Zrobiło mi się tak
beznadziejnie lekko bez jego ciężaru na sobie, a moje ciało przeszył chłód. Wiedziałem,
że źle robię, ale co mogłem poradzić. Powiedzieć mu, że miałem idiotyczny sen i
teraz odpycha mnie nawet myśl o seksie? No błagam, na pewno nie.
− Przepraszam –
mruknął.
− Na przyszłość
po prostu myśl, a nie pij na umór. Głowa jest ci potrzebna do pracy, a nie do
szaleństw.
− Dzięki za radę
– odparł, zajmując miejsce w fotelu.
− Nie dziękuj,
tylko…
− Możesz już
przestać? – przerwał mi. – I skończ z tym, co ciągniesz już od jakiegoś czasu.
− Co takiego?
− Bycie chamskim
bez powodu. Nie zrobiłem nic złego, a ty na mnie naskakujesz, jakbym co
najmniej kogoś potrącił na ulicy.
− Bo zachowujesz
się nieodpowiedzialnie? Ile ty masz niby lat, żeby tak pić? Poza tym, lekarzowi
raczej nie wypada tego typu zachowanie. Powinieneś dawać dobry przykład, a nie kończyć
najebanym i przy okazji zachowywać się jak jakaś tania prostytutka.
Żałowałem, że
nie ugryzłem się w język. Takanori tylko popatrzył na mnie z nieodgadnionym
wyrazem twarzy, po czym wstał. Chciałem go złapać za rękę, ale wyszarpał się.
− Taka, to…
− Jak dobrze, że
wiesz, jak zachowują się tanie prostytutki – warknął na mnie wściekle.
− Słuchaj, nie
chciałem przecież…
− Spierdalaj –
fuknął. Wstałem.
− Przestań, to
było…
W tym samym
momencie Taka zamachnął się, po czym wymierzył mi siarczysty policzek, aż
rozeszło się nieprzyjemne plaśnięcie. Zabolało, aż przez moment pociemniało mi
przed oczami. Złapałem go za rękę, którą mnie uderzył, odruchowo ścisnąłem ją,
chyba zbyt mocno, bo aż krzyknął. Takanori szarpnął się, po czym próbował
uderzyć mnie drugą ręką, jednak za nią też go złapałem.
− Puszczaj mnie!
− Nie, uspokój
się.
− Ja mam się
uspokoić? – szarpnął się mocniej. Zauważyłem, że w oczach stanęły mu łzy. – To
ty się uspokój! I masz mnie w tej chwili puścić!!
− Nie puszczę.
− Puszczaj, do
cholery!!! – wrzasnął na mnie łamiącym się głosem. Dopiero w tym momencie
uzmysłowiłem sobie, że wbijam mu mocno palce w skórę. Mimowolnie poluzowałem
uścisk, a on od razu wyrwał się, po czym odskoczył ode mnie.
− Nie chciałem –
wymamrotałem.
− Nie chcę cię
dzisiaj nawet widzieć w sypialni – powiedział zimnym tonem, masując ręce w miejscach,
w których go trzymałem. – Ani jutro, ani w ogóle. Najlepiej to się spakuj i
wyjdź, bo…
Głos mu się
załamał zupełnie i zaczął płakać, a ja myślałem, że jedna połowa mojego serca właśnie
pokruszyła się na milion kawałków, po czym spadła w jakąś otchłań. Nie chciałem
doprowadzić go do płaczu, było mi wstyd za samego siebie.
− Przepraszam –
powiedziałem, obejmując go.
Skończyło się na
tym, że nie spaliśmy więcej razem w sypialni. Przeniosłem się do pokoju dla
gości. Przez kilka dni nie rozmawialiśmy też za bardzo ze sobą. On w ogóle nie
chciał nawet na mnie patrzeć, traktował mnie jak kogoś kompletnie obcego, co
już w ogóle łamało mi serce. To idiotyczne, że zachowałem się tak podle z tak
głupiego powodu i doprowadziłem do rozpaczy mojego ukochanego. Wcale nie
chciałem, by to się w ten sposób potoczyło, jednak nie miałem już zbyt
wielkiego wpływu na późniejsze wydarzenia.
Z powodu swojej
pogłębiającej się anemii, Takanori musiał wziąć urlop. Martwiło mnie, że
marniał w oczach, jednak nic z tym nie mogłem zrobić. Niby nastąpiła chwilowa
poprawa po lekach, jednak zaraz wszystko się pogorszyło. Trafił też na kilka
dni do szpitala, co już kompletnie było dla mnie nie do zniesienia. Poza tym,
ponownie odwiedził mnie inspektor Kurogane z wiadomością że policji urwał się
trop Naito. Mężczyzna ostatni raz został zarejestrowany, jak wsiada do pociągu,
kierującego się na północ, na głównej stacji w Sapporo. I niespodziewanie słuch
po nim zaginął.
Dzieci,
inspektor, morderca na wolności, kryzys małżeński, choroba ukochanego. Momentami
nie chciałem już nawet myśleć o tym, co przyniesie jutro.
Nikomu też nie
uszło na uwadze to, że mieliśmy poważny kryzys. Zrobiłem się oschły i niemiły w
pracy, nawet nie miałem ochoty na jakikolwiek wymuszany uśmiech. Hikari jako
pierwsza dostrzegła, że było źle. Tak, jak zwykle byłem serdeczny dla każdego,
tak teraz potrafiłem nie zamienić z nikim słowa przez cały dzień, a później
wrócić do domu i też prawie w ogóle nie rozmawiać z Taką.
− Kiepsko
ostatnio wyglądasz – powiedziała, gdy zostaliśmy sami w pokoju nauczycielskim.
Był to ostatni tydzień przed świętami. Nie miałem jeszcze żadnego prezentu dla
Takanoriego ani dla dzieci. Nawet nie rozmawialiśmy o świętach, a z reguły
wszystko zawsze planowaliśmy z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Wszędzie już
panował świąteczny nastrój – kolorowe światełka, świąteczny wystrój, reklamy
pełne przekazu o tym, że powinniśmy okazywać sobie miłość i dobroć,
jednocześnie wciskając sobie jakieś niepotrzebne rupiecie. Dopiero wtedy tak
jakoś do mnie dotarło, że kompletnie straciłem poczucie czasu. Niespodziewanie
z września zrobił się grudzień, a ja nawet nie miałem pojęcia, kiedy minął mi
cały ten czas. Spojrzałem na Hikari znad kawy i jedynie wzruszyłem ramionami. –
Wszystko w porządku?
− Jasne, nie
martw się – odpowiedziałem.
Nie miałem wcale
ochoty na zwierzanie jej się odnośnie swojego związku. Nie byłem też osobą,
która komukolwiek mówiła o problemach, oprócz Tace. Zawsze z mężem staraliśmy
się oboje rozmawiać o naszych troskach i je rozwiązywać, jednakże teraz nawet
tego nie robiliśmy. Z jakiegoś powodu czułem, że jeśli czegoś nie zrobimy, to
rozpad naszego związku był już jedynie formalnością w urzędzie.
− Na pewno? Bo
jeśli coś…
− Nie martw się
– przerwałem jej nieco zirytowany i zmęczony ciągłymi zmartwieniami. Kwestią
czasu było już chyba tylko to, aż zacznę siwieć. – Nic się nie dzieje, wszystko
jest okej. Nie powinnaś się mną przejmować, jesteś już na półmetku ciąży i
takie zamartwianie się może tylko zaszkodzić dziecku.
− Synkowi –
powiedziała.
Zamrugałem
kilkakrotnie, patrząc na nią niezrozumiale. Z jakiegoś powodu nie mogło do mnie
dotrzeć to, co powiedziała.
− Synkowi?
− To chłopiec.
− O rany, tak?
Gratuluję.
Hikari
westchnęła głęboko.
− Dziękuję.
Posłuchaj, muszę cię o coś zapytać.
− O co?
− Czy z Taką
wszystko dobrze?
− Raczej.
Dlaczego tak nagle pytasz?
− Bo byliśmy w
szpitalu i widzieliśmy go. Wyglądał naprawdę źle.
− No wiesz, mamy
zimę, brakuje witamin. Poza tym, jest też trochę przemęczony.
− Nie kłam.
Popatrzyłem na
nią zaskoczony.
− Słucham??
Ponownie
westchnęła.
− Posłuchaj,
cokolwiek by się u was działo, pamiętaj, że możecie zawsze liczyć na mnie i na
Minoru.
− Hikari, nic
się przecież nie dzieje.
− A twój partner
bez powodu chodzi jak mumia, a ty ostatnio paradowałeś z pięknie spuchniętym
policzkiem. No pewnie, co jeszcze?
− Naprawdę
doceniam twoją troskę – zacząłem już zupełnie zdenerwowany – ale bardzo bym
prosił, żebyś jednak nie wtrącała się w nasze sprawy. Czasami mamy gorsze dni i
tyle.
Wstałem od
stołu, mało nie wylewając kawy. Hikari popatrzyła na mnie z bólem wymalowanym
na twarzy i przez moment nie byłem pewny czy faktycznie ją coś boli, czy może
jednak naprawdę była przejęta mną oraz Takanorim.
− Od dwóch miesięcy
macie te gorsze dni.
− Błagam cię,
dziewczyno – powiedziałem, wcale nie starając się zachować spokojnego tonu –
daj spokój.
Przeprosiłem
później Hikari po tym wszystkim. Naskoczyłem na nią i było mi z tym głupio. Ona
również mnie przeprosiła, twierdząc, że była jednak zbyt wścibska. Ponownie
jednak zapewniła mnie, że zawsze możemy liczyć na nią i na Minoru. Nie powiem,
miło było mieć tak dobrych znajomych, jednak w takich sprawach wolałem
ograniczyć kontakt z innymi do minimum.
Z racji takiej,
że Takanori był zdecydowanie przeciwny wycince drzew, ale obaj twierdziliśmy,
że w domu choinka musi być żywa, zawsze kupowaliśmy nieduże drzewka w doniczce,
które później albo zostawało z nami na dłużej, albo oddawaliśmy je na sadzonki
do lasu. W tym roku kupowałem choinkę sam z dziećmi, bo Taka powiedział, że
jest mu szczerze obojętne czy będziemy w ogóle zachowywać te wszystkie
świąteczne pozory, czy też nie. Sam szczerze nie miałem ochoty na bawienie się
w te wszystkie nie-japońskie obrzędy, ale robiłem wszystko przez wzgląd na
nasze dzieci. Maluchy wybrały niewielką jodłę, którą później przywiozłem do
domu. Nieopisany zachwyt oraz szczęście, jaki panował między dziećmi
doprowadzał mnie do skrętu wnętrzności. Bardzo chciałem, by dla mnie też
wszystko mogło być takie proste, by tak mała rzecz jak choinka mogła mnie
ucieszyć i żeby każdy problem mogło rozwiązać zwykłe przepraszam.
− Tatuś, patrz!
– wykrzyknęła Yoshi, biegnąc do Takanoriego, który gotował kolację. Postawiłem
drzewko w stałym miejscu w rogu pokoju obok drzwi tarasowych. – Choinka!
Choinka!
− Jest choinka!
– dopingowała Haru. – Święta, święta!
A mały Hiro
biegał między nimi, piszcząc. Takanori przyszedł zobaczyć drzewko. Popatrzył na
nie z wymuszonym uśmiechem i pokiwał głową.
− Piękna –
skomentował, starając się na jakikolwiek entuzjazm w głosie. – Jeszcze trzeba
ją ubrać.
− Bombki!! –
pisnęła Haruna.
Yoshi aż
krzyknęła z ekscytacji, a Hiroshi złapał Takę za nogawkę spodni. Zaśmiałem się
na reakcję rodzeństwa i spojrzałem na Takanoriego. Chociaż uśmiechał się
serdecznie, jak to miał w zwyczaju, to wzrok miał smutny, jakby za moment miał
się rozpłakać.
− Tak, ale to
jutro – odparł Taka, na co dzieci jęknęły niezadowolone. – Teraz kolacja, a
później idziecie spać. Ubieraniem choinki zajmiecie się jutro.
− Ale tata!
− Tatuś no!
− Nie!
− Słuchajcie
się, jak tatuś mówi – oznajmiłem typowo ojcowskim tonem. Cała trójka popatrzyła
na mnie takim samym wzrokiem zbitego szczeniaka. Nie ugiąłem się jednak, tylko
nakazałem im iść umyć ręce, bo zaraz mieliśmy usiąść do posiłku.
Późnym
wieczorem, gdy nasze dzieci pogrążone już były w marzeniach sennych o ubieraniu
choinki, postanowiłem porozmawiać z Takanorim. Poprosiłem go, żebyśmy usiedli
razem w salonie. Zgodził się, chociaż dość niechętnie. Patrzył na mnie bez większego
wyrazu, podczas gdy starałem zebrać się w sobie i poukładać w głowie to, co
chciałem mu powiedzieć.
− Przepraszam –
wykrztusiłem w końcu z siebie. Wcale nie tak chciałem zacząć, ale lepiej, że w
ogóle coś powiedziałem. W środku czułem, że Taka miał już dość tego wiszenia
między byciem ze mną w związku, a jednocześnie chęcią rozstania się.
− Już mnie
przepraszałeś – odparł.
− Wiem i nadal
jesteś na mnie wściekły, no bo ja… Zachowałem się jak ostatnia świnia, cham i
prostak.
− To prawda –
pokiwał głową. – Nigdy nie sądziłem, że zostanę przez ciebie kiedykolwiek
wyzwany, a tym bardziej od prostytutek.
− Przepraszam.
− Nic mi po
twoich przeprosinach – odparł. Aż myślałem, że jego słowa za chwilę wgniotą
mnie w kanapę. – Nie mam pojęcia, co się stało z mężczyzną, w którym się
zakochałem, ale Yuu, coraz mniej czuję, że mnie kochasz. Wiem, że mamy
problemy, że są pewne ciężkie sprawy, ale zawsze sobie z tym radziliśmy. A
teraz nagle… – jego głos zawisł w powietrzu. Pokręcił głową, nie wiedząc, co
dalej ma mi mówić. To była po prostu jedna wielka bezsilność z jego i z mojej
strony. – Nie wyszedłem za człowieka, który robi problemy z błahostek i który
mówi mi takie podłe rzeczy.
− Wybacz, ja też
nie wiem… Nie wiem, dlaczego tak to wygląda.
− Na pewno
wiesz. Tylko nie chcesz mi powiedzieć. I wcale nie chodzi już o tego
pieprzonego inspektora, o całą tę sprawę, w której się znaleźliśmy, tylko o
ciebie. Nie mam pojęcia czy to kryzys wieku, czy dzieje się coś innego, ale nagle
zrobiłeś się dla mnie taki obcy i zimny. Nigdy taki dla mnie nie byłeś i mam
wrażenie, że to ja coś zrobiłem, że zraniłem cię i teraz się na mnie za to
mścisz.
− Nie mszczę się
za nic – zaprotestowałem gwałtownie.
− To o co ci
chodzi? Masz mnie dość? Przestałeś mnie kochać? Zalazłeś sobie kogoś innego?
Powiedz cokolwiek, chcę po prostu wiedzieć, dlaczego traktujesz mnie w taki
sposób. Mam dość myślenia, że wszystko to moja wina i jak już o tym rozmawiamy,
to powiedz otwarcie, co się dzieje.
Patrzyliśmy
przez jakiś czas na siebie w całkowitej ciszy. Takanori nie odzywał się do
mnie, czekał na to, co ja mam do powiedzenia. Byłem w kropce. Nie miałem
pojęcia, co mogę mu powiedzieć.
− Chyba po
prostu przechodzę nieco gorszy okres – odparłem w końcu.
− Chodzi o
pracę? – spytał. – Mówiłeś mi, że chcesz zrezygnować. Skoro tak bardzo się tam
męczysz, to zrób to. Nikt cię tam nie trzyma na siłę.
− A co wtedy?
Zostanę bez pracy.
− Chciałeś
rozkręcić własny biznes.
− Sam
powiedziałeś…
− Ale przecież
możesz spróbować. Żyje się raz, tak? Poza tym, ja mam wciąż swoją pracę, więc
nawet jeśli coś by poszło nie tak, to standard naszego życia nie uległby w
zasadzie zmianie. A jakbyś chciał się gdzieś zatrudnić, to kto by nie przyjął
do firmy ekonomisty?
− Więc mam
zrezygnować z pracy?
− Jeśli chcesz –
wzruszył ramionami. – Nie zmuszam cię do niczego, wiesz, co ja o tym sądzę, ale
mimo wszystko, zawsze będę cię wspierał.
− Sam nie wiem.
Jęknął, a ja
zaśmiałem się, co go zirytowało.
− No i czemu się
śmiejesz?
− Bo cieszę się,
że w końcu ze sobą rozmawiamy normalnie. Naprawdę, brakowało mi tego.
Takanori
uśmiechnął się do mnie lekko. Pierwszy raz od dawna to nie był wymuszony
uśmiech, co mnie niezmiernie ucieszyło. Nie mogłem się powstrzymać i złapałem
go za dłoń. Pierwszy raz od kilkunastu dniu go dotknąłem, co wywołało u mnie
przyjemny dreszcz. Taka Zacisnął delikatnie swoje palce na moich. Miał taką
miłą i gładką dłoń.
− Przepraszam –
powtórzyłem. – Za moje okropne zachowanie, za to, że znaleźliśmy się w takiej
przykrej sytuacji.
− Powinienem się
przyzwyczaić, że jestem z takim niegrzecznym chłopcem – zaśmiał się.
− Potrafię być
też grzeczny.
− Tak? Rzadko
taki jesteś.
− Będę się
starać – obiecałem. Takanori w tym samym momencie pocałował mnie delikatnie w
czoło. Nie spodziewałem się takiego posunięcia z jego strony, tym bardziej nie
byłem przygotowany na łzy, które zagościły w jego oczach.
W tym momencie
poczułem, że mi ulżyło, jakbym zrzucił z siebie ciężki balast. Położyłem jedną
dłoń na policzku swojego ukochanego, patrząc w jego błyszczące od łez oczy. Był
blady, miałem wrażenie, że schudł ostatnio jeszcze bardziej i nawet
zastanawiałem się, czy nie miał znowu problemów z żywieniem, bo podczas kolacji
niewiele zjadł. Bardzo się martwiłem, ale pomimo tych trosk, nie potrafiłem w
tamtej chwili myśleć o niczym innym, jak o parze tych pięknych oczu, które
wręcz mnie hipnotyzowały.
Tej nocy
pierwszy raz od dawna spaliśmy razem w łóżku. Przytulaliśmy się do siebie.
Lepiej mi było, mogąc czuć, że jestem blisko Takanoriego. Że mogę trzymać go w
ramionach, składać motyle pocałunki na jego głowie i wdychać jego zapach.
Jednak nie pomyliłem się co do jednej rzeczy – schudł. Stracił na wadze tak
bardzo, że byłem w stanie policzyć mu żebra, a jego kościste pośladki wbijały
mi się w ciało. Żaden z nas nawet też nie myślał o tym, by po tak długim czasie
zainicjować jakąś doroślejszą rozrywkę. Co prawda, przeszło mi to przez myśl,
jednak nie sądziłem, by seks na zgodę był dobrym zagraniem. Mogliśmy się
odrobinę pomigdalić, jednak sam czułem, że stosunek po takim czasie i z
Takanorim w takim stanie, mógł skończyć się źle.
Następnego dnia
obudziłem się sam w łóżku. Takanori ubierał się, szukając w szafie czegoś.
Westchnąłem, przeciągając się.
− Dzień dobry –
powiedziałem zaspanym głosem.
− Dzień dobry –
odparł, w dalszym ciągu szukając czegoś w szafie. Patrzyłem na jego szczupłe
plecy i byłem przerażony. Kręgi kręgosłupa powoli zaczynały mu się odznaczać
pod skórą.
− Czego szukasz?
– spytałem, podnosząc się do siadu. Zsunąłem bose stopy na podłogę i zadrżałem.
Było nieprzyjemnie zimno.
− Mam –
powiedział nagle.
Spojrzałem
zaciekawiony na swojego męża, a on, jak gdyby nigdy nic, zaczął wciągać na
siebie jakieś spodnie. Założył je, zapiął rozporek i guzik, a następnie okręcił
się dookoła, prezentując mi się. Z początku się uśmiechnąłem, a następnie
zdałem sobie sprawę, że nie nosił tych spodni, odkąd się tutaj
przeprowadziliśmy. Mina mi momentalnie zrzedła, co nie uszło jego uwadze. Jego
uśmiech również zniknął z ust, gdy zobaczył, że patrzę na niego z czymś na wzór
szoku.
− Yuu? –
powiedział niepewnie.
− Czy to są
twoje stare spodnie? – zapytałem spokojnie. Wiedziałem, jaki Takanori potrafił
być drażliwy na punkcie swojej wagi oraz ubrań, dlatego bardzo siliłem się na
to, by nie wybuchnąć. A w tamtej chwili chciało mi się krzyczeć.
− Tak – odpowiedział
nieco niepewnie. Szybko jednak na nowo wrócił do bycia zadowolonym z siebie, że
założył coś, w co ja bym nawet ręki nie wcisnął. – Super, co nie?
− Super? – mało
nie prychnąłem.
− No, popatrz.
Leżą idealnie – ponownie się okręcił wokół własnej osi. Był z tego taki
zadowolony, że zachciało mi się powyrywać sobie włosy z głowy.
− Kotku, chodź
do mnie – powiedziałem, klepiąc zachęcająco miejsce obok siebie.
− Nie mam czasu,
muszę...
− Proszę. Na
chwilę.
Chociaż opornie,
Takanori usiadł obok mnie. Wziąłem go za rękę, a następnie postawiłem na bycie
bezpośrednim.
− Czy ty to
znowu robisz? – spytałem. – Prawie w ogóle nie widzę, żebyś coś jadł.
− Jem – odparł.
− Podczas
wczorajszej kolacji prawie nic nie zjadłeś.
− Bo nie byłem
głodny.
− Podczas obiadu
też nie, śniadania też nie widziałem, żebyś jadł.
− Będziesz mnie
rozliczał z jedzenia? – zabrał swoją rękę.
− Nie chcę cię z
niczego rozliczać. Po postu się martwię. Raz, że masz anemię, dwa, mam
wrażenie, że znowu to sobie robisz.
Taka oparł się o
moje ramię. Już nie wiedziałem, co mam robić, gdzie szukać pomocy. Jeśli
naprawdę wrócił do swoich starych nawyków, to chyba bym zaczął wrzeszczeć.
− Wiesz, misiu,
po prostu nie lubię jeść sam – powiedział nagle.
− To zjemy teraz
razem śniadanie. A później obiad i kolację.
− Dobrze –
powiedział. Przynajmniej chciał jeść.
[Takanori]
Yuu złożył
wypowiedzenie dokładnie dwa dni przed świętami. Pozostawał na swojej posadzie
do końca roku szkolnego, po tym czasie, miał już zupełnie przestać pracować w
szkole. Nie byłem z tego powodu zadowolony, wolałem, żeby wciąż uczył historii,
jednak nic nie mogłem poradzić na to, że praca nie dawała mu satysfakcji. Byłem
pewny, że Yuu był wściekły sam na siebie za to, że w ogóle kiedykolwiek podjął
się takiego zawodu, jednak teraz nic nie dało się z tym zrobić.
W święta bardzo
staraliśmy się nie poruszać tego tematu, by nie psuć sobie ani naszym dzieciom
tych kilku dni, gdy mogliśmy być całą rodziną razem. No, przynajmniej Yuu mógł
być z dziećmi, bo ja w same święta miałem dyżur w szpitalu. Wypadło naprawdę
niefortunnie, za co przepraszałem Yuu, jednak mówił, że to nic takiego.
Siedziałem tak
przy swoim biurku, przeglądając karty pacjentów, jakbym szukał w nich czegoś,
co mnie oświeci i sprawi, że poczuję się jak doktor House. Dwie pielęgniarki
siedziały obok mnie. Pierwsza była moją stałą pomocą, druga niedawno do nas
doszła. Była świeżo po studiach, jeszcze długa droga była przed nią, jednak
starała się jak tylko mogła. Była pełna zapału i chęci do pracy, co mnie
niezmiernie cieszyło.
− Nudno w te
święta – powiedziała starsza. Piłowała paznokcie, przeglądała jakiś magazyn i
piła kawę. – Nic się nie dzieje.
− To chyba
lepiej, że nic nikomu nie jest – odparła ta młodsza.
− Niby tak, ale
my nie mamy pracy.
− Ach…
Po jakimś czasie
młodsza stwierdziła, że pójdzie się rozejrzeć nieco po pacjentach i sprawdzi
czy wszystko w porządku. Machnąłem tylko ręką, dając jej całkowity luz. Wyszła,
a ja zostałem sam ze starszą pielęgniarką.
− A co u męża? –
zagadnęła. – Dzisiaj święta, pewnie nie jest zadowolony, że pan doktor musi tu
być.
− No pewnie nie
jest – westchnąłem, odchylając się na krześle. – A co u pani?
− U mnie po
staremu. Mój nawet nie zwraca już uwagi, że mnie nie ma – odparła. – Tyle lat
razem, przyzwyczaił się, że święta spędzamy osobno.
− Nie
przeszkadza mu to?
− Kiedyś bardzo,
teraz już nawet nie komentuje.
− Ach, rozumiem…
Pogawędziliśmy
chwilę, aż wróciła nowa pielęgniarka. Spojrzała na mnie, a następnie na swoją
starszą koleżankę. Z jakiegoś powodu wydawała się bardzo podekscytowana.
− Właśnie
przyszedł jakiś przystojny facet – oznajmiła.
− Mówisz? –
zainteresowała się starsza.
− Z dziećmi, no
ale to zawsze coś. Nie wiem, poderwać go?
− Spróbuj.
− Mhm –
wyprostowałem się. – Poważna sprawa?
− Mówi, że tak.
− To go wpuść.
Mało się nie oplułem
ze śmiechu, gdy w drzwiach stanął Yuu z dziećmi. Młodsza pielęgniarka tylko
patrzyła zdezorientowana to na mnie, to na mojego męża oraz na starszą kobietę.
Wstałem do swojego ukochanego i objęliśmy się na powitanie. Dzieci od razu
pobiegły do mojej stałej pomocy.
− Ciocia,
ciocia!
− Ach, małe
urwisy, ale wyrośliście – zaśmiała się.
− Mogłeś
powiedzieć, że przyjdziesz – westchnąłem. Yuu pogłaskał mnie po plecach,
pocałował mnie we włosy, jakby zapomniał, że byliśmy w towarzystwie dwóch
innych osób.
− Dobry wieczór,
panie Shiroyama – powiedziała starsza pielęgniarka. Odsunęliśmy się od siebie,
a Yuu posłał jej szeroki uśmiech. – Dawno się z panem nie widziałam.
− Ja z panią
również. Co słychać? – zagadnął.
− Po staremu –
odparła z uśmiechem.
− Super. Wiem,
że jesteście zajęci, ale przyniosłem coś do jedzenia.
− Nie musiałeś –
westchnąłem.
− Przestań –
objął mnie ręką w pasie. – Beznadziejnie tak spędzać święta w pracy.
− Ach, tak. Ale
co poradzić? – odparłem. W tym samym momencie zauważyłem, że młoda pielęgniarka
patrzy z niemałym szokiem na Yuu i na mnie. Chyba nikt jej jeszcze nie
uświadamiał w tym, że byłem homoseksualistą i miałem partnera. – Poza tym, Yuu,
oto nasza nowa pani pielęgniarka – wskazałem na dziewczynę. Przedstawiłem ich
sobie.
− A my się
właśnie poznaliśmy na korytarzu – Yuu uśmiechnął się serdecznie do młodszej, a
ta mało tam nie zemdlała. W oczach miała istne płomienie pożądania i goryczy.
− Tak – odparła,
uśmiechając się szeroko do mojego mężczyzny. Starsza pielęgniarka i ja
wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
− Mhm, mówiłeś,
że masz coś do jedzenia – przypomniałem swemu mężczyźnie.
− No tak.
Zostawiłem w samochodzie. Zaraz przyjdę – powiedział.
Yuu wyszedł,
zostawiając z nami dzieci. Objąłem moje maleństwa, które piszczały, że im
przykro, że spędzają święta beze mnie. Zapewniłem je, że święta w przyszłym
roku spędzimy razem całą rodziną. Po kilku minutach wrócił Yuu, trzymający
zapakowane talerze z jedzeniem. Popatrzyłem na niego zszokowany.
− Przecież nie
zjemy tego wszystkiego. I kiedy niby to ugotowałeś? Jak wychodziłem, to spałeś
w najlepsze, a miałeś się zajmować dziećmi.
− Mówiłem ci
kiedyś, że jestem mobilny, tak? – zaśmiał się, stawiając talerze z ucztą na
stole. – Nawet jak nie zjecie wszystkiego, to trudno.
Yuu zaraz wyszedł,
nie chcąc nam przeszkadzać w pracy. Odprowadziłem go do wyjścia ze szpitala. Skorzystaliśmy
z okazji, że cały hol był pusty, jedynie pielęgniarka siedziała na recepcji,
oglądając serial na tablecie i objęliśmy się. Mąż pocałował mnie na odchodne w
usta, a ja mało bym nie wskoczył na niego ze szczęścia.
− Miło mi, że
przyszedłeś – powiedziałem.
− To nic. Na
pewno ci ciężko w święta w pracy i dzieci chciały cię zobaczyć.
− Och –
zaśmiałem się, patrząc na maleństwa, które niemal spały na stojąco. Dla nich
była już późna godzina. – Wrócę dopiero rano.
− Wiem – Shiro
pogłaskał mnie po policzku, odgarniając przy okazji moje włosy za ucho. – Bądź
ostrożny. Brałeś leki?
− Brałem –
zarzuciłem mu ręce na ramiona. – Dziękuję.
− To nic.
Pocałowaliśmy
się kolejny raz, Yuu poszedł w końcu z dziećmi, a ja wróciłem do gabinetu.
Pielęgniarki popatrzyły na mnie uważnie.
− Kto by się
spodziewał – powiedziała starsza.
− Chyba nigdy
nie przestanie mnie zaskakiwać – zaśmiałem się.
− To jest
dopiero mąż na medal! Zazdroszczę.
Przez resztę
dyżuru młodsza pielęgniarka była jak struta. Spytałem się jej czy wszystko w
porządku, bo naprawdę blado wyglądała. Odparła, że jest dobrze, co mnie nie do
końca przekonało.
− Ale na pewno?
Może masz gorączkę? – dopytywałem.
− Nic mi nie
jest! – niemal krzyknęła na mnie. Odsunąłem się od niej nieznacznie. Okej,
chyba jednak musiałem z nią porozmawiać na temat tego całego zajścia.
− Rozumiem… uhm…
I przepraszam, że nikt cię wcześniej nie uświadomił w pewnych kwestiach. To z
początku jest zawsze dużym szokiem, wiem.
− Jasne –
wymamrotała. – Przystojny ten pana facet – oznajmiła.
− Err… dziękuję?
− Przepraszam za
swoje zachowanie. Trochę mnie to jednak zbiło z pantałyku. Kompletnie nie
spodziewałam się czegoś takiego.
− Do wszystkiego
można się przyzwyczaić – uśmiechnąłem się do niej mimowolnie.
Mało nie
zasnąłem za kierownicą, wracając rano do domu. Zaparkowałem na zaśnieżonym
podjeździe, ślamazarnym krokiem przedostałem się do drzwi wejściowych.
Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka, wpisałem kod do alarmu, zamknąłem za sobą
drzwi, rozebrałem się z ubrania wierzchniego i mało się nie wywracając,
doszedłem do sypialni. W całym domu pachniało imbirem, cynamonem oraz
piernikiem, Yuu musiał piec jeszcze ciastka. Byłem pełen podziwu, że robił te
wszystkie rzeczy dla naszych dzieci, chociaż nie przepadał za świętami.
Ogólnie, po części brzydziło go przyjmowanie zachodnich obyczajów, jednak z
czasem przywykł do tego. Mój mąż, z racji, że wychowywany był w shintoizmie,
nie przejmował się zbytnio tego typu sprawami. Na przykład, jedynie raz
obchodziliśmy walentynki, ale to było, gdy jeszcze byliśmy narzeczeństwem. Sam
nie umiałem spamiętać tych wszystkich dziwnych świąt, no ale, by dopasować się
do społeczeństwa, musieliśmy coś robić. Poza tym, nasze dzieci były poddane
silnemu wpływowi z zewnątrz, czemu nie dało się zapobiec. W przedszkolu mówili
o walentynkach i okazywaniu sobie miłości, o świętach, podczas których
okazywało się dobroć innym, o Halloween, jako jakimś dziwnym święcie, gdzie
chodzi się po cudzych domach i żebra o cukierki, a jeśli się go nie dostało, to
można było obrzucić komuś dom jajkami. Naprawdę, sam momentami nie byłem w
stanie zrozumieć tych dziwnych zachodnich zachowań.
Yuu spał w
najlepsze w łóżku. Popatrzyłem tak na niego chwilę, by zaraz rozebrać się do
bielizny, następnie paść na swoją stronę łóżka i zasnąć kilka sekund później,
nie przykrywając się nawet. Coś mi się śniło, jednak byłem tak zmęczony, że
nawet nie wiedziałem co. Pamiętałem jedynie, że sen nie był ani przyjemny, ani
straszny. Nie pospałem też zbyt długo, gdyż obudziłem się dokładnie pięć godzin
później. Otworzyłem nagle oczy, nie będąc do końca pewnym czy aby na pewno
obudziłem się w prawdziwym świecie, czy też we śnie. Byłem przykryty kołdrą,
moje ubrania, które niedbale rzuciłem na podłogę, zniknęły z niej. Yuu nie było
ze mną w łóżku, słyszałem, jak mówił do dzieci, by były cicho, bo mnie jeszcze
obudzą. Całkiem możliwe, że to właśnie odgłos ich wspólnej zabawy mnie obudził,
choć nie byłem tego do końca pewny. Podniosłem się do siadu, zakręciło mi się w
głowie, jednak bardzo postarałem się nad tym zapanować. Przymknąłem powieki na
moment, a następnie ostrożnie się podniosłem. Ubrałem dresy i wkładaną przez
głowę puchatą bluzę Yuu. Pewnie miała iść do prania, bo było już nieco
przepocona, jednak w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Wyszedłem tak do
rodziny. Dzieci biegały po salonie, bawiąc się nowymi zabawkami, które od nas
dostały, Yuu półleżał na kanapie, oglądając coś w telewizji. Podszedłem do
niego po cichu, od tyłu, by za chwilę zasłonić mu oczy dłońmi, na które
naciągnąłem rękawy jego przydużej bluzy. Zaskoczyłem go i złapał mnie za ręce,
jednak po chwili się zaśmiał, czując, że to ja.
− Zgadnij kto to
– powiedziałem, pochylając się ku niemu, mało nie przelatując przez kanapę.
− No nie wiem.
− Spróbuj.
− Święty
Mikołaj? – rzucił, na co parsknąłem.
− Blisko.
− Tatuś –
wykrzyknęły momentalnie dzieci, które nie były w stanie spokojnie przyglądać
się naszej dojrzałej zabawie.
− Tatuś? – Yuu
udał wielkie zdziwienie.
− Podpowiedzieli
ci! – odparłem, śmiejąc się. Odsłoniłem mu oczy, Shiro podrapał moje ramię,
próbując tym samym przyciągnąć mnie ku sobie. Najpierw przytuliłem swoje
maleństwa i wziąłem Hiro na ręce, który aż na mnie wskakiwał. Usiadłem obok
swojego męża, po chwili dołączyły do nas córki. Siedzieliśmy tak jakiś czas na
kanapie, tworząc jeden wielki rodzinny kokon pełen objęć i czułych pocałunków.
Dzieci mówiły mi, jak spędziły wczoraj dzień z Yuu, jak tęskniły i jak bardzo
nudno było beze mnie. Ich zachowanie było przeurocze, musiałem przyznać.
Krewetki jednak zbyt długo z nami nie wytrzymały i zaraz wróciły do zabawy.
− Stanąłeś na
wysokości zadania – oznajmiłem, biorąc Yuu za rękę.
− Ja miałbym nie
dać sobie rady? – zaśmiał się.
− Absolutnie
nie.
Niedługo później
zjedliśmy razem śniadanie. Yuu wszystko przygotował i moim jedynym zadaniem
było po prostu siedzenie przy stole oraz czekanie, aż poda mi pyszny posiłek
pod sam nos. Byłem tym pozytywnie zaskoczony! A poza tym, ile było szczęścia
przy tym i śmiechu.
Yuu starał się
bardzo mocno, by zrekompensować całe swoje zachowanie. Zaczynając od tego, że
już na drugi dzień, jak rozmawialiśmy ze sobą szczerze o wszystkim, przyniósł
mi ogromny bukiet pełen przeróżnych kwiatów. Uklęknął przede mną na oba kolana,
znowu mnie przepraszając i błagając o wybaczenie. Szczerze, nie wiedziałem co
zrobić, dlatego zwyczajnie go przytuliłem, klękając obok niego. Nie sądziłem
szczerze, że będę kiedyś przepraszany w taki sposób, ale faktycznie, musiał
naprawić jakoś swoje krzywdy. Codziennie wcześnie wstawał i robił śniadania,
gdy miałem wolne, to przynosił je do łóżka i zostawiał przy tym jakieś
karteczki z napisami, że jestem cudowny, że mnie kocha i w ogóle na mnie nie
zasługuje. Poza tym, codziennie dostawałem świeże kwiaty, wyręczał mnie z moich
domowych obowiązków, chociaż protestowałem, że to ja powinienem się tym zająć.
Gotował wszystkie posiłki, zajmował się dziećmi, sprzątał. Nie byłem do końca
pewny, czy może ktoś nie zmienił go w cyborga, że miał na to wszystko siły i czas,
a poza tym, robił to z taką radością i zapałem. Momentami czułem się, jakbym
znów znalazł się w liceum, kiedy to Yuu był po prostu najcudowniejszą osobą na
świecie. Mógł dla mnie wszystko zrobić, naprawdę. Ciągle prawił mi komplementy,
nazywał mnie w czuły sposób, przygotowywał dla mnie posiłki i każda wolna
chwila była skupiona na mnie. Rany, jakie to wtedy było świetne! W życiu nie
byłem tak szczęśliwy, jak na początku naszego związku. Później się do siebie
przyzwyczailiśmy, nie było aż tak częstych miłosnych wzlotów, ale co poradzić.
Teraz Yuu starał się tak samo jak wtedy, a nawet jeszcze bardziej. Próbowałem
się jednak do tego nie przyzwyczajać, bo wiedziałem, że jak tylko znów wszystko
wróci między nami do normy, to znikną całe te śniadania do łóżka oraz bycie
idealnym mężem. Ale nawet z tą świadomością, że robił to tylko po to, by mi się
przypodobać, byłem szczęśliwy, że znów mogłem poczuć tę głupią młodzieńczą
miłość oraz zapał, którymi kiedyś mnie tak namiętni obdarzał. W pewnych
momentach miałem tego nawet nieco dość, już chciałem mu powiedzieć, że przecież
nie jesteśmy już nastolatkami, by tak to wszystko wynosić na piedestał. Mimo
wszystko, kochałem Yuu i już dawno mu to wszystko wybaczyłem (dokładnie w
momencie, w którym przyniósł ten duży bukiet kwiatów i uklęknął, by mnie błagać
o wybaczenie), bo zwyczajnie nie potrafiłem się na niego długo gniewać.
Kilka godzin
później dzieci zrobiły drzemkę, a my poszliśmy do sypialni. Położyliśmy się na
łóżku z zamiarem pójścia w ślady naszych maleństw. Leżeliśmy tak odwróceni ku
sobie. Wtulałem się w Yuu, a on obejmował mnie moco.
− Mam coś dla
ciebie – oznajmił w pewnym momencie, gładząc mnie czule po plecach.
− Tak? –
powiedziałem z zainteresowaniem. – Ja dla ciebie również coś mam.
− Mhm, to
najpierw mój prezent, a później twój – oświadczył, całując mnie w czubek nosa. Przysiadłem
na łóżku, a Yuu podszedł do komody, otworzył ostatnią, najrzadziej używaną
szufladę i wyciągnął z niej ładny, estetyczny pakunek. Podał mi go, a ja chwilę
patrzyłem na dość sporych rozmiarów paczkę. Ku memu zaskoczeniu, była całkiem
lekka, jak na swoją wielkość.
− A co to? –
spytałem.
− Otwórz –
odparł.
Rozerwałem
papier, nie dbając o estetyczne otwarcie paczki. Wyciągnąłem ze środka czerwone
pudło w świąteczne lizaki oraz jemiołę. W środku czekał na mnie ładny zestaw
bielizny. Koronkowe stringi, falbaniaste figi, siateczkowe bokserki, pas do
pończoch z pończochami, seksowne koszulki, komplet z górą przypominającą gorset
(Tbh, zrobiłam research i istnieją tego typu rzeczy z przeznaczeniem dla
mężczyzn, nie ma za co. dop.aut.). Chyba znalazłem się w bieliźniarskim raju.
− Mam coś
przymierzyć? – spytałem, rozkładając pomniejsze pudełka na łóżku.
− A coś
szczególnie wpadło ci w oko? – spytał, gładząc mnie po ramionach. Stanął za
mną, odgarnął moje włosy do tyłu, a następnie zaczął mnie całować po karku.
Westchnąłem.
− Shiro…
− Mhm? – objął
mnie w pasie, przylegając swoim ciałem do mojego.
− Może przy
jakieś specjalnej okazji coś przymierzę?
Yuu na moment
zamarł, jakby próbował przetworzyć w głowie to, co próbowałem mu powiedzieć.
Puścił mnie w końcu, a ja odwróciłem się do niego.
− W porządku –
powiedział.
Spojrzałem na
niego niepewnie. Rozumiem namiętne wzloty, ale raczej nie sądził, że danie mi w
prezencie cudacznej bielizny sprawi, że nagle zacznę chcieć się z nim kochać. I
to jeszcze po tym, co mi powiedział. Wybaczanie wybaczaniem, starania
staraniami, ale seks był dla mnie teraz czymś, o czym nawet nie chciałem
myśleć.
Usiadł na łóżku,
a ja schowałem pudełka z powrotem do kartonu. Odstawiłem go na podłogę, a
następnie schyliłem się do szafki nocnej. Z dolnej szuflady wyciągnąłem małą
torbę prezentową. Podałem ją swojemu ukochanemu. Nieco zaskoczony zajrzał do
środka i wyjął aksamitne pudełeczko, w środku którego był srebrny Rolex. Yuu
spojrzał na mnie, jakbym opowiadał mu jakiś mało śmieszny żart, co mnie zbiło z
tropu. Jakiś czas temu utopił swój stary zegarek… w zasadzie, to ja mu go
utopiłem, ale nieważne. Dlatego od tamtej pory sprawdzałem wszystkie kieszenie
w spodniach przed zrobieniem prania. A on się tak na mnie popatrzył, że aż
zrobiło mi się przykro.
− Wiem, że to
nie super bielizna, no ale poprzedni zegarek…
− Nie no, wow –
wyrzucił z siebie, zakładając zegarek na rękę. Spojrzał na dłoń, a następnie na
mnie.
− To o co chodzi?
− Bo chyba znowu
to ja dałem gówniany prezent.
− Przestań –
wywróciłem oczami, przysiadając obok niego. Zakręciło mi się w głowie, dlatego
oparłem się o jego ramię, próbując zapanować nad nagłymi zawrotami. – Ty mi
dałeś super bieliznę, a ja tobie po prostu odkupiłem zegarek, jeszcze starałem
się, żeby był chociaż trochę podobny do starego, bo było mi głupio, że…
− Było ci
głupio?
− Wylądował w
pralce przecież.
− Bo nie
pomyślałem, że zostawiłem go w kieszeni i tobie było przez to głupio?
− Szukasz dziury
w całym? – mało na niego nie warknąłem. – Jeśli ci się nie podoba, to mogę go
zwrócić, ale wiedz, że będzie mi przykro jak nigdy.
− Oj, kotku –
westchnął, obejmując mnie w pasie. – Podoba mi się i nie chcę, żeby było ci
przykro.
*
Sylwester
spędziliśmy w domu, zapraszając przy okazji do siebie Hikari i Minoru. Para
ochoczo przyjęła naszą propozycję wspólnego spędzenia wieczoru. Niby były plany
odnośnie wyjazdu do gorących źródeł, jednak nic z tego nie wyszło, ponieważ
Hikari była już zbyt wysoko w ciąży, by wybierać się w jakieś podróże.
− Miło, że
przyszliście – powiedziałem do Hikari, wyciągając wcześniej przygotowane ciasto
z lodówki. Kobieta siedziała przy stole, Yuu i Minoru byli w salonie,
rozmawiając o czymś. – Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu.
− No nie
mogliśmy odmówić – zaśmiała się. – Naprawdę, chyba wieki nic razem nie
robiliśmy. Jak już urodzę, to bądź pewny, że pojedziemy gdzieś wszyscy, wy z
dziećmi i my z naszym bobasem.
− No,
koniecznie! – Postawiłem przed nią ciasto z kremem i orzechami. Hikari aż
wydała z siebie okrzyk zachwytu. – Piękne, nie?
− Cudne!
− Yuu mi pomagał
– odparłem ze śmiechem.
− Wyszło
świetnie. No właśnie, jak już mowa o Yuu, to jak się trzyma?
Zerknąłem w
stronę salonu. Mój mąż i Minoru w byli zbyt pochłonięci rozmową, by zwrócić na
nas uwagę. Dobrze.
− Wydaje mi się,
że jakoś sobie radzi – odparłem. – Trochę dusił to wszystko w sobie, to na
pewno. W końcu decyzji o rzuceniu pracy nie podejmuje się z dnia na dzień.
− Będzie go
strasznie brakować – powiedziała ze smutkiem w głosie. – Dużo mi zawsze pomaga,
poza tym, jest świetnym nauczycielem i dzieci go uwielbiają. Nie widziałam
jeszcze nikogo, kto by miał takie podejście do uczenia historii, co on.
− To prawda –
pokiwałem głową. – Shiro umie przekazać wiedzę. Wiesz, że kiedyś, jak jeszcze
ja byłem w liceum, to żartowałem, że powinien zostać nauczycielem?
− Serio? –
zaśmiała się. – No to został! A jak ogólnie u was?
− Ogólnie, to
wszystko dobrze – oznajmiłem, biorąc nóż z szafki. Starałem się pokroić ciasto
na miarę równe części. – Wiesz, zrobiło się stabilnie.
− A było
niestabilnie?
Pokręciłem
głową.
− Sam nie wiem,
co to było w ogóle. Mieliśmy kryzys, nie ukrywam. Nie pierwszy i nie ostatni
raz, ale to było okropne, naprawdę.
− Ale coś się
stało?
− No wiesz… ktoś
coś za dużo powiedział, zrobiło się nieprzyjemnie, pewne sprawy zaczęły się
nawarstwiać i przytłaczać. Nie życzę ci nigdy tego, żeby Minoru zranił cię do
tego stopnia, że byś go uderzyła.
− Oby nigdy –
odparła. – Ale jak już go uderzyłeś… Chyba nigdy bym nie podniosła ręki na
kogoś, kogo kocham. Po prostu nie. Jakby on ciebie uderzył?
− Żałowałby do
końca życia, bo nigdy bym mu nie dał ku temu powodu, by mnie miał uderzyć. Co
innego, że on zrobił coś, za co ktoś inny pewnie by go zostawił.
Hikari otworzyła
szeroko oczy, patrząc na mnie. Po prostu myślałem, że gałki oczne jej za chwilę
wypadną.
− Takanori… uhm…
czy Yuu cię… zdradził…?
− Zdrady by nie
przeżył – odparłem, próbując jakoś obrócić całą sytuację w żart, bo zrobiło się
nieco poważnie. – Ja bym go nigdy nie zdradził, on mnie raczej też nie.
− Nie no, tak
pytam, po podobno w tych… takich… homoseksualnych związkach często jest tak, że
partnerzy się wzajemnie zdradzają i jeszcze o tym wiedzą. Koleżanka mi kiedyś
mówiła, że jak jej kolega gej przyłapał swojego chłopaka na zdradzie, gdzie on
uprawiał akurat seks z jakimś facetem, to się jeszcze go nich przyłączył.
− Chyba bym
rozpłakał się jak dziecko, gdybym przyłapał Yuu w takiej sytuacji i jestem
więcej niż pewny, że on zareagowałby tak samo – odparłem. – Różnie się dzieje w
związkach, gdzie partnerzy są tej samej płci, tak samo, gdy jest to związek
heteroseksualny. To zawsze zależy od osoby, czy będzie zdradzać, jak zareaguje
na wieść o zdradzie. Ja bym osobiście nie mógł tego znieść, naprawdę. Wiem, że
wiele przeszliśmy, mamy wspólny bagaż doświadczeń, ale chyba nie mógłbym żyć
dłużej z kimś, kto mnie po prostu zdradził. W ogóle, nie rozumiem osób, które
notorycznie zdradzają swoich partnerów. Po co, w takim razie, być z kimś w
związku? Jeśli kogoś bez przerwy zdradzasz, to zostaw tę osobę w spokoju i
zajmij się w pieprzeniu się ze wszystkimi dookoła, bo…
− Takanori,
oddychaj – przerwała mi Hikari. Faktycznie, tak bardzo się nakręciłem, że aż
zaczynałem wyrzucać z siebie wszystko jednym tchem. Wziąłem głęboki wdech.
− Przepraszam,
nakręciłem się.
− Widzę –
zaśmiała się.
Nagle do kuchni
wszedł Minoru. On i Yuu trochę razem wypili, Minoru był już dość pijany i w
wyśmienitym humorze. Pocałował Hikari w głowę, a następnie do mnie podszedł.
− Żono Yuu, czy
mogę ci w czymś pomóc? – zapytał.
− Tak, idź do
mojego męża i go zawołaj tutaj. Ma przyjść po ciasto.
− Już się robi –
odparł, idąc nieco chwiejnym krokiem po mojego partnera. Hikari westchnęła,
kręcąc głową.
− Yuu się jakoś
lepiej trzyma – odparła. Miała pewnie na myśli to, że w zasadzie obaj pili, ale
Shiro zachowywał się tak, jakby nie pił nic, a Minoru, jakby przynajmniej wypił
sam pół litra wódki.
− No, on to
potrafi.
− Coś mam wziąć
podobno – powiedział Shiro, wchodząc do kuchni. Wskazałem mu na ciasto. Yuu bez
jakichkolwiek protestów wziął talerz z deserem. – Coś jeszcze?
− Nie, talerzyki
już wezmę sam.
− Nie bierz, ja
wezmę za chwilę.
Wyszedł do
salonu i zaraz wrócił po zastawę. Nie protestowałem, tyko dałem mu cztery
talerzyki i łyżeczki. Yuu wszystko zaniósł, a Hikari patrzyła na to z podziwem.
− No cudowny –
westchnęła.
− Teraz tak.
Shiroyama po
chwili przyszedł jeszcze raz do salonu. Spytał czy ma coś jeszcze wziąć i czy
wszystko w porządku. Powiedziałem, że nie trzeba, salon był już przyszykowany
na naszą wieczorną biesiadę. Dzieci spały u siebie, my mogliśmy posiedzieć w
gronie dorosłych.
− A może zrobić
ci drinka? – spytał.
− Nie dziękuję,
dzisiaj solidaryzuję się z Hikari – zaśmiałem się.
Nagle Yuu wziął
mnie za rękę, co bardzo mnie zdziwiło, bo przy znajomych raczej tego typu
rzeczy nie robiliśmy. Musiałem też wziąć pod uwagę to, że pił alkohol, więc nie
do końca może zdawał sobie sprawę z tego, co robił. Popatrzyłem tylko na niego
z uśmiechem, a następnie na Hikari. Ona wpatrywała się w nas zaskoczona.
− To może
usiądziemy już? Minoru czeka w salonie w końcu.
I poszliśmy do
pokoju. Yuu mocno nalegał, że mam usiąść obok niego i aż się do mnie kleił.
Obejmował mnie ręką w pasie i robił to nieważne co. Jak brał kieliszek, jadł
coś. No po prostu, jakby z kimś się założył, że nie puści mnie przez cały
wieczór i będzie od czasu do czasu całować mnie, niby to dyskretnie, ale Minoru
i Hikari to przecież widzieli. Hikari było wyraźnie nieswojo i aż starałem się
odsuwać od Yuu momentami, jednak niewiele mi to dawało. Jak ja się odsuwałem,
to on się przysuwał, albo z powrotem przysuwał m n i e do siebie. Było mi
głupio, że Hikari musiała na to patrzeć, jednak w tej chwili niewiele już
mogłem zrobić.
W pewnym
momencie postanowiłem się zapytać Hikari i Minoru, jak się w zasadzie poznali.
Para popatrzyła na siebie niby to z zakłopotaniem, niby z rozbawieniem. Minoru
jakby w jednej chwili odrobinę wytrzeźwiał.
− Trzy lata temu
w górach – odparł Minoru. – Hikari była ze swoimi znajomymi na wspinaczce i
skręciła kostkę, spadając na skałę.
− Rany, to było
straszne – zaśmiała się nerwowo, kładąc Minoru dłoń na kolanie. Spojrzałem na
to z uśmiechem. Szczerze? Przy nas nie musieli się hamować w okazywaniu sobie
uczuć.
− Tak. I akurat
byliśmy my z chłopakami. Przyszliśmy w samą porę! Było takie wielkie
zamieszanie, wszyscy krzyczeli, że Hikari spadła, że tragedia. Poszliśmy tam i
faktycznie, skała się obsuwała, pomoc była w drodze, ale zanim by dotarła, to
ona by już spadła. Dlatego sam się poprzypinałem i zszedłem po nią. Koledzy
mnie wciągnęli, jak już ją trzymałem. Zrobiłem to w samą porę, bo jak tylko
weszliśmy na górę, to skała obsunęła się tak bardzo, że jak byśmy wciąż na niej
byli, to na pewno spadlibyśmy oboje.
− Tak, to było
straszne. Wciągnęli nas, a ja patrzyłam wystraszona w dół i widziałam, jak ten
głaz powoli się przechyla. A to była kilkunastu metrowa przepaść. Straciłam
sprzęt, ale chociaż zyskałam męża – zaśmiała się.
− No, bo w
ogóle, jak już nadeszła pomoc, to sam zdążyłem jej usztywnić nogę. A później
ratownicy ją zabrali, a ja zdążyłem jeszcze poprosić o jej numer od jakiejś
koleżanki. I dzwoniłem do niej, pytałem czy wszystko w porządku.
− Odwiedził mnie
w szpitalu.
− Tak, prawie
codziennie.
− Przez jeden
dzień? Byłam tam jeden dzień??
− No mówię, że
codziennie – zaśmiał się, całując żonę w policzek. – No a później tak wyszło,
że zaprosiłem ją raz na kawę, później znowu, aż poszliśmy na kolację i
skończyło się tak, że mam cudowną żonę i dziecko w drodze.
− O jejku! –
westchnąłem. – Słodka historia. Uratowałeś ją w górach, to naprawdę
niesamowite.
− Przestań,
jakbyś ją zobaczył, to też byś się rzucił na pomoc.
− Pewnie, jakbym
miał jakiekolwiek pojęcie na temat wspinaczki górskiej, to tak. W nigdy w życiu
tego nie robiłem.
− Pora zacząć!
− Słyszysz, Yuu?
– szturchnąłem zaczepnie swojego męża. – Jedziemy w góry!
− Już pakuję
sprzęt – zaśmiał się.
− No, a jaka
jest wasza historia? – spytała Hikari. – Yuu też cię gdzieś uratował?
− O nie –
pokręciłem głową, a Yuu wybuchł śmiechem. – To było u znajomego. On dostał zaproszenie
i ja. Byłem kilka dni po rozstaniu i jakoś się założyło, że mój były też się
tam znalazł.
− Błagam, nie
przypominaj mi typa, bo jak o nim myślę, to mi się coś w środku skręca.
Minoru i Hikari
roześmiali się na stwierdzenie Yuu. Po chwili wspomnieliśmy im, że przypadkiem
spotkaliśmy go ostatnio na wakacjach i dlatego Shiro był aż taki cięty na
niego. No co poradzić, zazdrość swoje robi.
− Ogólnie, to
dosiadł się do mnie, a ja myślałem, że to jakiś degenerat, narkoman-zboczeniec
czy ktoś taki.
− Wciąż mnie
boli, że tak o mnie myślałeś – westchnął.
− Przepraszam!
Byłeś strasznie chudy, blady, no i miałeś długie włosy, prawie za ramiona.
− Serio? –
Minoru mało się nie opluł.
− Znajoma robiła
mi cieniowanie – odparł Yuu. – No i się przysiadłem do Taki, a on się na mnie
patrzył, jakby w ogóle żałował, że wyszedł z domu. To tym bardziej
stwierdziłem, że zagadam i może chociaż mu humor poprawię.
− Skończyło się
tak, że Yuu przez całą imprezę robił z siebie pajaca, byle bym się tylko
uśmiechnął, a w podziękowaniu dostał mój numer telefonu.
− To było w
podziękowaniu?! Myślałem, że obaj chcieliśmy się jeszcze ze sobą spotkać. Dwa
dni się zbierałem w sobie, żeby cię zaprosić na obiad.
− No i skończyło
się tak, że wychodziliśmy ze sobą kilka razy w tygodniu, później zacząłem
czasami zostawać na noc u Yuu…
− No proszę! Jak
subtelnie powiedziane! – Minoru się roześmiał.
− To wcale nie
tak! – zaprotestowałem. – Prawda, Yuu?
− Ale co nie
tak? – Shiro udawał głupiego.
− No przecież
wiesz.
− Ale zostawałeś
u mnie na noc przecież.
− No ale… no nie
po to – poczułem, że zrobię się cały czerwony na twarzy.
− No nie, no nie
– Yuu w końcu przyznał mi rację. – Spaliśmy po prostu… obok siebie. I tyle. Raz
w końcu powiedziałem Tace, że go kocham, a wtedy to się zaczęło. Nie wiedziałem
czy w końcu też mi wyzna uczucia, czy ucieknie, ale ostatecznie, po miesiącu, w
końcu mi to powiedział.
− Bo wiesz, jaki
byłem.
− Wiem, wiem.
Pamiętam wszystko – zaśmiał się. – Ogólnie, to było równo dwanaście lat temu.
− Tak! W
Sylwestra.
− Poważnie? –
powiedziała Hikari. – To wszystkiego najlepszego!
− Dziękujemy.
Bardzo miło
spędziliśmy tego Sylwestra. Ja piłem z Hikari wodę i herbatę, a Minoru i Yuu
jakieś drinki. W końcu, gdy nastała północ, poszliśmy wystrzelać kilka
fajerwerków, a później wróciliśmy do domu. Shiro i Minoru wypili szampana;
wypili zdrowie nasze, naszych dzieci, za poród Hikari, wypili nawet za naszego
kota, który spał na lekach uspokajających w naszej sypialni. Niby mieszkaliśmy
z dala od ludzi, jednak docierał do nas cały ten skumulowany huk petard, co go
zawsze stresowało.
Po zmieszaniu
szampana z drinkami, Minoru nie do końca mógł już funkcjonować, dlatego on i
Hikari wrócili taksówką do domu. Pożegnali się z nami dosyć wylewnie,
szczególnie Minoru, który ledwo trzymał się na nogach. Objął mnie na do
widzenia, uwiesił się mojego wątłego ciałka, nie mogąc ustać równo. Yuu musiał
go odciągać i pomógł mu wsiąść do taksówki. Kazał Hikari wysłać sms, jak już
będą w domu.
Gdy tylko nasi
goście nas zostawili, a my zamknęliśmy drzwi, Yuu pocałował mnie namiętnie,
obejmując mnie. Oddałem pieszczotę, chociaż dość nagle zakręciło mi się w
głowie. Zarzuciłem mu ręce na szyję, on przycisnął mnie do ściany.
− Wszystkiego
najlepszego – zamruczał w moje usta. – Jesteśmy razem już dwanaście lat. Od
dwunastu lat mnie znosisz.
− Wszystkiego
najlepszego. Dwanaście lat temu powiedziałem coś, co sprawiło, że teraz jestem
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
− Ach tak?
Pocałowałem Yuu
czule, dotykając jego policzka. Westchnął przeciągle.
− Oczywiście,
mój najdroższy mężu.
Musiałem
przyznać, że sprawy toczyły się już coraz lepiej. Yuu planował powoli swoją
firmę, ja go w tym wspierałem. Dzieci były zdrowe i nie działo się kompletnie
nic, co mogłoby nas niepokoić. Poprawił się nawet mój stan zdrowia, byłem na
dobrej drodze, by wyjść z anemii, a to wszystko było dzięki lekom, odpowiedniej
diecie, a przede wszystkim, wsparciu, które otrzymywałem od Yuu. A mój mąż
wciąż się dla mnie starał, co było naprawdę zaskakujące. Jakiemu facetowi
chciałoby się przez tak długi czas starać się dla kogoś. A starał się też nawet
wtedy, gdy z powrotem zaczęliśmy uprawiać seks. Nie wiem, może po prostu takie
zachowanie weszło mu w krew, ale wcale z tego powodu nie płakałem. Ba!
Cieszyłem się bardzo. Przetrwaliśmy tak w jak najlepszym zdrowiu kilka
miesięcy, dopóki nie zjawił się u nas inspektor Daiki Kurogane. Wciąż pamiętam,
jak wszedł do nas do domu. Był poważny, ubrany w mundur. Był początek maja,
akurat siedzieliśmy z dziećmi w salonie, bawiąc się z nimi. Popatrzyłem na
śmiertelnie poważnego inspektora. Yuu stał obok niego i był równie pompatyczny.
− Mieliśmy umowę
– powiedział.
Wstałem z
podłogi, mało przy tym się nie przewracając. W jednej chwili moje ciało oblało
się zimnym potem. To nie wróżyło nic dobrego.
− Tak – powiedziałem
ostrożnie. – Ale skoro sprawca uciekł i bardzo prawdopodobne, że znajduje się
teraz poza granicami kraju, to…
− Wczoraj
wieczorem znów kogoś zabił.
Szczęka mało mi
nie opadła. Już myślałem, że wszystko będzie w porządku, że ja i Yuu w końcu
będziemy mieć spokój, jednak nasze życie nie było takie proste. Nie mogło być
dnia bez niespodzianki.
Inspektor
Kurogane powiedział, że ofiarą padła młoda kobieta, studentka. Zbrodnia została
znowu dokonana w Sapporo, chociaż te kilka miesięcy temu wszyscy mówili, że
zabójca wyjechał dalej na północ. Yuu żartował, że pewnie teraz ukrywa się na
Kamczatce, jednak nie miał racji. Jakimś sposobem przebywał dalej w Japonii,
poruszał się między ludźmi, wciąż mordował. Przez ostatni czas była taka cisza,
że z Yuu naprawdę myśleliśmy, że nic się już nie będzie działo. A jednak!
− Wpadnę jutro
wraz ze szczegółami – powiedział inspektor. – Panie Shiroyama, wydaje mi się,
że pańska pomoc będzie niezbędna.
− Niezbędna? –
mruknął Yuu. – Niewiele mogę przecież pomóc.
− Tak się tylko
panu wydaje.
Spojrzeliśmy z
Yuu po sobie. Policjant wyszedł, a my pogrążyliśmy się w głębokiej zadumie. To
nie zmierzało ku niczemu dobremu.
Następnego dnia
był piątek. Oboje z Yuu byliśmy w domu, nasze dzieci były w przedszkolu.
Staraliśmy się zachowywać normalnie, jakby nic się nie działo, jednak znów
zaczęliśmy czuć jakąś presję. Parcie na szkło, że musimy słuchać się jakiegoś
funkcjonariusza, bo miał na nas haka. To było potwornie nieetyczne ze strony
Kurogane, że tak postępował wobec nas. Nic w tej kwestii nie mogliśmy jednak
zrobić.
To był dość
ciepły i słoneczny dzień. Od rana zajmowaliśmy się ogrodem i domem.
Wietrzyliśmy pomieszczenia, sprzątaliśmy. Shiro pomógł mi wyciągnąć meble
ogrodowe ze składziku i postawić je pod wiatą, którą kiedyś zrobił. W powietrzu
już unosiło się nadchodzące lato. Zapach pyłków, świeżo koszonej trawy i
ciepłych promieni słońca. Coraz chętniej wychodziliśmy na zewnątrz, było nam
nieco lepiej w taką pogodę. Tak samo było tego dnia. Wynieśliśmy meble ogrodowe
i miałem je jeszcze umyć. Yuu poszedł do łazienki po środek do czyszczenia oraz
kilka szmatek. Skorzystałem z okazji, że byłem w kuchni i zacząłem
przygotowywać warzywa na obiad. W zasadzie zdołałem je tylko umyć, gdy
poczułem, jak ktoś gwałtownie łapie mnie od tyłu. Czyjaś ręka znalazła się tuż
przy mojej szyi, podduszając mnie. Poczułem przy skórze coś zimnego.
− Nie krzycz –
usłyszałem gardłowy, męski głos.
Momentalnie
wypuściłem to, co trzymałem w dłoniach. Warzywa upadły na podłogę, a ja mało
nie jęknąłem ze strachu. Pociemniało mi przed oczami, zakręciło mi się w
głowie. To się nie działo naprawdę, to był tylko jakiś przykry sen.
− Słuchaj,
zalazłem tylko ten płyn do czyszczenia ma…
Yuu stanął w
progu kuchni, zamierając w miejscu. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, by na
jego twarzy gościł tak wielki szok oraz strach. W jego oczach było po prostu
przerażenie.
− Żadnych
gwałtownych ruchów – powiedział Naito Kei, mężczyzna, którego od kilku miesięcy
poszukiwała policja w całym kraju. – Potrzebuję waszej pomocy.
− Puść go –
powiedział powoli Yuu.
− Co? Mam go
puścić? – zaśmiał się przestępca. – Słuchaj, gnoju, nie ty tutaj wydajesz
polecenia.
Naito poddusił
mnie mocniej. Wziąłem głęboki wdech, coraz wyraźniej czułem na sobie ostrze
noża. Cudownie.
− Potrzebuję sznura
i żyłki – powiedział morderca. – Dla mojej sztuki. Macie sznur i żyłkę?
Naito coraz
bardziej mnie dusił, nogi miałem jak z waty, prawie w ogóle nie mogłem już
oddychać. Oczywiście, że nie mieliśmy sznura ani żyłki. Takie rzeczy nie były
nam do niczego potrzebne. Yuu jednak nic nie odpowiadał. Patrzył na nas niczym zahipnotyzowany,
aż w końcu powoli pokiwał głową.
− Daj mi –
powiedział poszukiwany.
− Mam w
składziku na zewnątrz.
Naito prychnął,
a Yuu nawet brew nie drgnęła. Nie miałem pojęcia, co się działo. Wszystko
rozegrało się naprawdę szybko. Yuu ewidentnie skłamał, co tylko sprawiło, że
prawie się popłakałem. Musiał jednak coś odpowiedzieć, byle co. Napięcie powoli
narastało, włoski na całym ciele stały mi dęba, a zimny pot spływał mi po
plecach.
− W takim razie
chodźmy – powiedział Naito.
Puścił Yuu
przodem, by widzieć każdy jego krok. Shiroyama zaprowadził mężczyznę do
składziku, a ten kazał mu wejść do środka. Naito prowadził mnie przed sobą,
wciąż mnie podduszając i w dalszym ciągu trzymając ostrze przy mojej szyi. Nie
miałem pojęcia, co się w zasadzie właśnie działo.
− Tylko bez
numerów – powiedział nasz nieproszony gość.
− Jasne – Yuu pokiwał
głową, wchodząc do środka.
Ja i Naito
zostaliśmy na zewnątrz. Mężczyzna przylegał do mnie ciałem, miał erekcję, był
spocony i brudny. Myślałem, że za moment zupełnie się rozpłaczę i jeszcze
zrzygam się z tych nerwów. Czułem, jak specjalnie ocierał się swoim penisem o
moje pośladki, to było obrzydliwe, okropne. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila,
że zdejmie spodnie sobie i mi, a następnie po prostu mnie zgwałci. Już bym
wolał śmierć od gwałtu.
Ze środka
składziku dochodziły nieco przytłumione odgłosy. Yuu coś przekładał, przesuwał.
Naito by niecierpliwy, coraz mocniej poruszał biodrami, w końcu ruszał nimi
naprawdę intensywnie, jakby we mnie był i penetrował moje wnętrze. Łzy już
ciurkiem ciekły mi policzkach.
W pewnym
momencie ze składziku wyszedł Yuu. Nie miał ze sobą ani liny, ani żyłki, jednak
w dłoniach miał swój stary dobry pistolet. Mąż błyskawicznie ustawił się z
pozycji strzeleckiej, wycelował i strzelił obok nas. Prawie krzyknąłem z
zaskoczenia.
− Puść go –
warknął wściekle Shiroyama.
− Bo co? Bo
strzelisz? Do mnie czy do niego?
Shiro zacisnął
mocno wargi. W dalszym ciągu celował, mierzył w dół. Naito nie przestawał
poruszać biodrami, jakby wpadł w jakiś trans. Yuu to jeszcze bardziej
zdenerwowało. Widział, że mnie dusił, że trzymał mnie mojej szyi nóż, że prawie
gwałcił mnie na jego oczach. Niespodziewanie mąż strzelił następny raz. Naito
wrzasnął przeraźliwie, luzując uścisk, a ja mu się wyrwałem. Wypadłem do
przodu, dopadając do Yuu, który mnie złapał. Płakałem, strasznie płakałem. Yuu
trafił Naito w stopę, jednak tyle wystarczyło, by mnie puścił. Mój wściekły mąż
jednak nie poprzestał na tym, strzelił mu w drugą stopę. Mój niedoszły gwałciciel
padł na ziemię, skręcając się z bólu. Shiro odepchnął nogą nóż, by przypadkiem
za niego nie złapał. Podszedł do niego.
− Co, kurwa? –
warknął wściekle. – Czy ty go właśnie próbowałeś pieprzyć?
− Pierdol się! –
krzyknął Naito, skręcając się z bólu z powodu stóp.
− Tak??
− Tak!!!
Reakcja Yuu była
błyskawiczna. W jednym momencie strzelił mężczyźnie prosto w krocze, przy
okazji do kastrując. Rozległ się niewyobrażalny wrzask w niebogłosy. Aż sam nie
miałem pojęcia, że człowiek jest zdolny do wydania z siebie takiego odgłosu.
Próbowałem odciągnąć Yuu od mężczyzny, bo to była tylko kwestia czasu, aż zrobi
z niego krwawy kawałek dziurawego sera. Shiroyama był wściekły, widziałem po
jego minie, że pragnął jedynie zgnieść Naito gołymi rękoma, zabić go. W porę
udało mi się jednak mu uświadomić, że w ten sposób tylko pogorszy naszą
sytuację. Musieliśmy zadzwonić po policję. Pobiegliśmy więc do domu. Ja
zadzwoniłem, Yuu w tym czasie szybko poszedł poszukać czegokolwiek, by związać
przestępcę. Najpierw wykonałem telefon na numer alarmowy, a następnie
zawiadomiłem inspektora Kurogane, że chyba właśnie udało nam się znaleźć
przestępcę, co naprawdę go zaskoczyło. Obiecał być za dziesięć minut u nas.
− To się nada? –
spytał Yuu, podchodząc do mnie. Stałem w kuchni, gdzie zostawiłem wcześniej
telefon.
− Myślę, że…
Niespodziewanie
Yuu padł na kolana przede mną. Wrzasnąłem na cały głos, widząc Naito. Mężczyzna
dźgnął Yuu nożem w plecy. Zrobił to raz, później drugi, a później trzeci.
Niesamowite, jak z postrzelonymi nogami i kroczem wciąż udało mu się dojść do
domu, jednak nie to mnie teraz martwiło. Shiro w jednym momencie upadł na
podłogę. Spojrzałem w szoku na Yuu, następnie na Naito. Niewiele już myśląc,
wziąłem pierwszą lepszą rzecz, jaką miałem pod ręką i była nią patelnia.
Zamachnąłem się z całych sił, uderzając oprawcę w twarz, a następnie w tył
głowy, pozbawiając go tym samym przytomności. Huk ciała uderzającego o podłogę
rozległ się po mieszkaniu. Cały drżałem, chciało mi się płakać, jednak udało mi
się jeszcze zadzwonić po karetkę.
*
Yuu był
nieprzytomny przez dwa dni. Przez te dwa dni odchodziłem zupełnie od zmysłów,
bo nikt nie wiedział czy na pewno się obudzi, czy dalej będzie w śpiączce. Na
szczęście, trzeciego dnia, gdy siedziałem przy jego łóżku, zauważyłem, jak
niepewnie podnosi powieki. W jednym momencie zerwałem się do niego, przytulając
go i płacząc. Zaraz zawiadomiłem pielęgniarkę oraz lekarza, który się nim
zajmował. Wszyscy twierdzili, że Yuu miał spore szczęście. Ostrze noża niemalże
otarło się o co ważniejsze narządy wewnętrzne. Pół centymetra w lewo czy w
prawo, a mógłby nie żyć. To był prawdziwy cud i byłem skłonny zacząć dziękować
wszystkim bogom za ocalenie życia mojemu ukochanemu.
− Coś się
działo, kiedy spałem? – spytał Yuu wciąż słabym głosem. Siedziałem przy jego
łóżku, ciągle trzymając go za rękę.
− Była u ciebie
cała szkoła – powiedziałem zgodnie z prawdą. – Cała kadra nauczycielska,
uczniowie. Wszyscy przyszli i przynieśli kwiaty, jakieś słodycze, misie –
wskazałem na ścianę, pod którą to wszystko stało. Yuu zmrużył oczy,
przyglądając się uważnie. Zdaje się, że nie był pewny czy te wszystkie kwiaty, pluszaki
i kilka transparentów z napisami w stylu, kochamy pana i niech pan szybko do
nas wraca, były prawdziwe.
− Miło –
wykrztusił.
− Bardzo miło.
Zupełnie się nie spodziewałem.
− Ja tym
bardziej.
Na moment
zapadła między nami cisza. Popatrzyłem na Yuu, on na mnie. W jednej chwili
myślałem, że zaraz się popłaczę.
− Na pewno
chcesz zrezygnować z pracy w szkole? – spytałem.
− Wiesz… Mogę to
jeszcze raz przemyśleć.
− Byłoby super.
Nie wypuszczali
Yuu ze szpitala przez kilka następnych dni. A ja bywałem u niego codziennie.
Rozmawiałem z nim, pomagałem mu w niektórych sprawach, bo za bardzo nie mógł
się sam ruszać. Wszystko go bolało, poza tym, lekarz zabronił mu nadmiernego
ruchu. Byłem jednak strasznie szczęśliwy. Żył, nic mu nie było. I w jednej
chwili wszystkie te kłótnie, które mieliśmy, głupie problemy, każda z tych
rzeczy była teraz niczym. Powiedziałem to w końcu Yuu. Wyznałem mu, że jest mi
strasznie głupio za to, co się między nami działo.
− Jesteśmy głupi
– powiedział. Siedziałem przy nim na jego łóżku. – Ale kocham cię takiego
głupiego. Nieważne co.
− Ja ciebie też
takiego kocham. Tylko takiego.
− Dziękuję –
zaśmiał się, jednak po chwili spoważniał. – Wiesz, Taka… w tamtej chwili, kiedy
zobaczyłem ciebie z nim… Jak cię dusił, jak trzymał nóż przy twojej szyi… Bałem
się. Tak strasznie się bałem. Byłem przerażony, że stanie ci się krzywda, że
cię stracę. Nie wiedziałem, co mam robić, spanikowałem.
− Wiem… To było…
Straszne. Sam się też okropnie bałem.
− Jak dobrze, że
to już za nami.
− Na całe
szczęście go zamknęli. Pan inspektor dochował jednak obietnicy.
− Ma szczęście.
− Ty też masz
szczęście.
− Mówiłem ci
nieraz, że złego diabli nie biorą.
− Yuu –
pogłaskałem go po policzku. Pocałowałem go delikatnie w czoło. – Wróć szybko do
domu. Do mnie i do dzieci. Wszyscy za tobą tęsknimy.
− Wrócę –
obiecał. – Muszę w końcu was chronić.
Zaśmiałem się
pod nosem, by zaraz kolejny raz tego dnia pocałować go delikatnie w czoło.
− Chroń nas –
powiedziałem – i nigdy nie odchodź, mój ukochany.
---
Dzisiaj mija
pięć lat, odkąd pojawił się pierwszy rozdział Migdała. Z tej oto okazji mam dla
was tej specjalny rozdział Prawdopodobnie ostatni z udziałem Yuu i Taki, jednak
to wszystko się jeszcze okaże. Dziękuję wam za te pięć lat z Migdałem, za pięć
lat z Yuu i Taką.
Plus soraski za
błędy, pisałam jak pojeb, żeby się z tym wyrobić i nie wiem nawet jak to brzmi.
W każdym razie, dziękuję wam za czytanie i komentowanie.
Do następnego
rozdziałuu~!
Smutno mi było, jak zaczęło się psuć między Yuu i Taką. Ale tak naprawdę smutno, plus zestresowałem się (dzisiaj w ogóle jestem zestresowany), jak coś zaczęło się dziać Tace! Myślałem już, jak to ja i moje czarne scenariusze w głowie, że ma jakąś nie wiadomo jaką chorobę i umrze. Masakra. Wiadomo, ciężka anemia to też poważna sprawa, ALE no jednak. Od początku tego zamieszania z mordercą tam, gdzie mieszkają wiedziałem, po prostu wiedziałem, że coś takiego co faktycznie napisałaś się zdarzy! Dosłownie. Cały rozdział pękało mi serce, od początku do niemal samego końca, ale wreszcie wszystko się ułożyło, dzięki Ci za to. Ogólnie bardzo mi się podobało i ten rozdział mimo wszystko umilił mi sporą część dnia w pracy! Dziękuję, że nadal piszesz tak cudowne rzeczy. Jak zwykle życzę Ci weny, dużo zdrowia i chęci do życia w tę dziwną pogodę, którą teraz mamy. Czekam na więcej opowiadań ❤️
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że było ci smutno i za te stresy. I za pękające serduszko. Naprawdę nie chciałam. :c Na szczęście to "tylko" anemia i później już zrobiło mu się lepiej. Aaa, stałam się już naprawdę przewidywalna. Nie było mowy, że ten morderca by do nich nie wpadł z niezapowiedzianą wizytą!
UsuńCieszę się, że ten rozdział jakoś pomógł ci przetrwać dzień. I to ja dziękuję za wszystko a przede wszystkim za to, że czytasz to, co piszę i chce ci się komentować!
Dziękuję!!!
Długość rozdziału jak i on sam cudowny *.*
OdpowiedzUsuńCo prawda nie należący do najbardziej szczęśliwych od a do z, ale kto nie lubi odrobiny dramatu? Zwłaszcza, że wszystko skończyło się dobrze.
Upierdliwi policjanci są najgorsi. W pewnym momencie myślałam, że Yuu naprawdę zostanie postawiony przed sądem!
Pozdrawiam i przesyłam dużego wena 😺
Starałam się, dziękuję! Ten dramat tutaj jak na Yuu i Takę to była apokalipsa. XD No, policji mówimy stanowcze nie i na całe szczęście Yuu wszystko się upiekło.
UsuńDziękuję!
Migdała czytam już od jakoś trzech lat i słuchaj, przykro mi, że to już ostatni taki rozdział z Yuu i Taką. Przywiązałam się do nich. W ogóle uwielbiam Migdała! ❤�� Może to dziwne, ale te rozdziały często mnie motywowały, bo Taka umiał sobie poradzić z tak trudnymi rzeczami, więc czemu ja miałabym nie radzić sobie z innymi vnv
OdpowiedzUsuńOd początku rozdziału wiedziałam, że coś będzie nie tak! V.V No i Yuu! Powinien rozmawiać z Ru a nie tak w sobie dusić rzeczy T^T
Dzięki Tobie wiem jak się różni kremowy od beżowego =vnv=
Nadal nie jestem w stanie tolerować tego policjancika. Co za koleś żeby tak szantażować Yuu! On na pewno bardzo żałuje tego co zrobił! A pan Halojatu Będęterazrządzić wchodzi tak chamsko z butami! A ten cały Naito? Co za typ w ogóle, fu, nie lubię takich i kibicowałam Yuu jak jeszcze nigdy, bardzo dobrze, że został unieruchomiony na całe życie! V.V
W tym rozdziale dotarło do mnie jak bardzo Taka czasami nie myśli. Ale jak się ma czwórkę dzieci to to jest zrozumiałe vnv
O! Bałam się jak ten Kei wpadł, że dzieci są w domuuu...ale po chwili skupiłam się już tylko na Tace i płakałam, bo jakby żył Yuu gdyby Taki nie było? Jeszcze z dziećmi. To byłoby straszne T^T
A jak już jestem tak chaotyczna, to powiem jeszcze, że na początku miałam wrażenie jakby ten cały Kurogane chciał ratować biednego, porwanego przez Yuu Take ;n; A on jednak gorsze rzeczy za sobą przyciągnął T^T
Pewnie wpadnie mi jeszcze mnóstwo rzeczy, które chciałam tu napisać, więc jakby coś to dopisze ;u;
Tobie, Tsukkomi, życzę wenyyyy dużo i jak najwięcej dobrych dni, a Tace i Yuu żeby się razem szczęśliwie zestarzeli! ;u;
Dziękuję, że nadal piszesz!❤
Okok
Tak mi się zrobiło nostalgicznie miło, czytając ten komentarz. Coś takiego znaczy naprawdę wiele dla autora. Mam nadzieję, że napiszę jeszcze kiedyś coś, co będzie motywować cię równie mocno, jak historie o Yuu i Tace!
UsuńWiadomo, że nie mogło być wszystko cacy! I szczerze? Ja sama do tej pory nie wiem, czym się różnią kremowy i beżowy. XD
Policja to zło największe i szczerze ja sama z policją uwielbiamy się unikać. I słuchaj, czwórka dzieci, to nie byle co, on tam ma domowe przedszkole!
Życie Yuu bez Taki to coś, czego nawet nie chcę sobie wyobrażać. Mam taką zasadę, że moje geje w Migdale ZAWSZE muszą być na końcu szczęśliwe i od tej zasady nie odbiega żadna Migdałowa seria ani rozdziały specjalne.
Dziękuję ci ślicznie za ten piękny komentarz!!!
Jak zwykle rozjechałam się w czasie z komentowaniem!
OdpowiedzUsuńZabijesz mnie za to kiedyś, wiem.
W końcu się doczekałam rozdziału i jak zwykle się nie zawiodłam! Pisałaś, ze rozdział wyszedł
Ci nudny, a dla mnie to był jeden z najlepszych dodatków do Migdała.
Czekałam po prostu aż ta przeszłość wyciągnie ich za szmaty.
No i w końcu to ktoś ślini się na widok Yuu, a nie Taki XD
Shirō jest jakiś taki bardzo sfrustrowany tym, ze jego mąż zarabia więcej i prawie go utrzymuje. Chyba godzi to w jego męska dumę bo to on miał być panem rodziny.
Myślałam, ze Yuu wyskoczy z tej łódki i spierdoli płynąc, gdy tej policjant się do niego przyczepił. On wiedział co się dzieje!
Jeden przypadkowy policjant doczepił się do starych dokumentów i proszę jaki dym.
Poza tym ten ich kryzys…No mi się jednak zawsze cieszy mordka, gdy oni się tak uroczo kłócą, a później równie uroczo godzą.
Ja mam nadzieje, ze ty zrezygnujesz z tego pomysłu, ze to ma być ostatni specjal z nasza ukochana parka i coś się jeszcze z nimi w roli głównej pojawi!
Rozdział cud, miód i orzeszki chociaż No nie da się ukryć tego, że widać jak końcówka była pisana w pośpiechu byle zdążyć ale na pewno sama o tym wiesz.
Z niecierpliwością wypatruje nowego rozdziału Cruel World i jeszcze raz przepraszam, ze tak późno dodaje komentarz chociaż obiecałam go na piątek ;;
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!
Stara, specjalnie czekałam na ciebie z tymi odpowiedziami. XD
UsuńNo jak dla mnie wyszło nudno, nie wiem. Chyba powinnam się nauczyć tego, że jak mi się nie podoba to, co piszę, to innym się podoba i na odwrót.
Yuu to ma kompleks samca alfa. Ya know, nadmiar testosteronu nie pozwala mu być utrzymywanym przez Takę, ale portfel mówi co innego. ZAWYŁAM, wyobraziłam sobie, jak Taki Yuu wyskakuje z łódki i zapieprza wpław do brzegu "NIGDY MNIE NIE ZŁAPIECIE, NIGDY MNIE NIE ZŁAPIECIE, NANANANANANA!!!" Y&T to już prawie jak stare małżeństwo, u nich inaczej nie może być.
Ta końcówka, tzn, ostatnie 10 stron zostało napisane na zajebistym speedzie w niecałe 3 godziny. Po prostu Fast&Furious wersja grafomańska. Pewnie kiedyś to poprawię.
Dziękuję!!
To jest chyba najdłuższy rozdział jaki przeczytałam XD co prawda zajęło mi to z kilka dni ale jednak! Czekam na więcej Twojej twórczości! Pozdrawiam! ❤
OdpowiedzUsuń