Migdałowe serce: Fools


Fools 


Pomimo tego, że prawie wszystkie wybitne historie zaczynają się w łóżku, ta zaczęła się na siłowni. Był słoneczny wrześniowy dzień, wraz z mężem właśnie kończyliśmy serię na siłowni. Yuu siedział na wyciągarce, ja zajmowałem bieżnię. Zostało mi dokładnie 10 minut na maszynie, gdy mój partner skończył ćwiczyć. Miałem widok idealnie na niego. Zszedł z ławeczki, lekko się przeciągając, a następnie podszedł do mnie. Po drodze wytarł czoło i kark podręcznym ręcznikiem, a następnie napił się wody z butelki, biorąc kilka sporych łyków. Gdy tylko do mnie podszedł, wyciągnąłem jedną rękę po wodę, mąż podał mi butelkę bez słowa, po czym wziąłem jeden spory łyk.
− Ja już pójdę pod prysznic – powiedział. Oddałem mu wodę.
− Mhm – odparłem, skupiając się bardziej na bólu w nogach. Czułem, że nie będę mógł chodzić, a zrobiłem specjalnie dzień fitnessu. Wcześniej zajmowałem stepper i orbitrek, teraz okupowałem bieżnię. Yuu jedynie wykonał stałą serię swoich ćwiczeń z naciskiem na brzuch.
Shiro poszedł się umyć, a ja walczyłem przez te ostatnie 10 minut. To był dość szybki bieg, dyszałem, chciało mi się krzyczeć. Pot lał się ze mnie prawdziwym wodospadem, byłem pewny, że śmierdzę, jakbym nie mył się przez dobry tydzień.
W końcu jednak bieżnia zaczęła zwalniać. Szalony bieg zmieniał się w prosty, niewymagający wielkiego wysiłku bieg, trucht, aż w końcu normalny chód. Zszedłem z bieżni, mało się przy tym nie przewracając. Nareszcie koniec!
Z bólem w nogach poszedłem do szatni. Yuu był już umyty oraz przebrany w zwyczajne ubrania. Pakował swoje rzeczy do torby.
− Ja umrę – jęknąłem, siadając obok niego na ławce. Popatrzył na mnie, wzdychając. – Nie czuję nóg.
− Jak ty jutro w pracy wytrzymasz?
− Nie wiem, jakoś będę musiał.
− Umyj się.
− No już…
Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i dołączyłem do Yuu, który stał przed szatnią, jedząc batonika proteinowego. Nie dałem mu go dokończyć, bo sam mu go zabrałem i zjadłem. Na szczęście jechaliśmy zaraz do miasta, więc mogliśmy coś zjeść. Zapakowaliśmy torby z siłowni do bagażnika samochodu Yuu, a następnie pojechaliśmy do centrum handlowego.
Mieliśmy fart, że zmienili mi grafik w pracy i teraz jednym z moich dwóch dni wolnych był piątek. Yuu również miał wolne piątki, jednak z tego powodu resztę tygodnia miał całą zajętą. Wracał z pracy naprawdę późno, bo przerzucili mu godziny piątkowe na pozostałe cztery dni. No ale przynajmniej miał trzydniowy weekend. Mogliśmy spędzić ze sobą nieco więcej czasu bez dzieci, które były w tym czasie w przedszkolu. Chodziliśmy razem na siłownię, zakupy, gotowaliśmy i wykonywaliśmy jakieś inne prace domowe.
Shiroyama zaparkował na parkingu podziemnym. Poszliśmy od razu do marketu, by kupić najpotrzebniejsze spożywcze produkty. I niby mieliśmy wziąć te rzeczy, które naprawdę były potrzebne, to oczywiście, że wzięliśmy mnóstwo innych produktów. Z trudem później spakowaliśmy się z tym wszystkim do samochodu, ale daliśmy radę. Później postanowiliśmy kupić coś dla siebie. Chodziliśmy między z męską modą, aż stwierdziłem, że Yuu powinien mieć nową koszulę.
− To nie, to nie, to też nie – mruczałem, przeglądając wzory. Yuu jedynie stał obok mnie jak na skazanie. Nic na to nie mogłem poradzić, że chciałem, by moje czwarte dziecko jakoś wyglądało. W końcu Shiroyama musiał też dbać o swoją prezencję.
− Może jakaś gładka? – powiedział, zabierając drugi katalog ze wzorami. Przeglądał je chwilę, jednak odłożył je bez słowa, nie znajdując niczego godnego uwagi.
− Masz mnóstwo gładkich koszul – odparłem.
− Szukają panowie jakiegoś konkretnego wzoru? – wtrącił się młody pracownik sklepu. Kasjer-doradca wyglądał, jakby ASP nie było w stanie docenić jego młodego talentu, więc stwierdził, że rzuci studia i rozpocznie karierę jako projektant. Pewnie błyskawicznie chował swoje projekty koronkowej bielizny dla mężczyzn pod poduszkę, gdy jego czterdziestoletni kochanek wchodził do sypialni z pejczem w ręku. Centymetr krawiecki przewieszony przez szyję dopełniał jedynie wrażenie, że był on niespełnionym oraz niedocenionym projektantem.
− Tak.
− Nie.
Powiedzieliśmy z Yuu jednocześnie. Mąż wywrócił oczami, a ja zabrałem się za wyjaśnianie, czego poszukujemy.
− Chodzi o coś naprawdę drobnego – powiedziałem, przerzucając materiały w katalogu. Wskazałem jeden wzór, który wpadł mi w oko. – Coś w tym stylu, tylko z cieńszego i jaśniejszego materiału.
− Drobne kropki? Coś bardziej w bieli?
− Nie musi biel. Yuu, wolisz kremowy czy beżowy? – zwróciłem się ukochanego.
− Nie, biel odpada – powiedział, pochylając się nad materiałem. – Beż to chyba dobra opcja.
− Super. Mam coś takiego. Jaki rozmiar?
− Chyba L, no nie? – spojrzałem na Yuu. – Ale nie jestem pewny, ile w kołnierzu.
− Nic nie szkodzi – odparł sprzedawca. Zaraz zniknął na dłuższą chwilę gdzieś na zapleczu. Yuu spojrzał na mnie wymownie.
− Ale się uparłeś – westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą.
− Będziesz miał nową koszulę! – zaśmiałem się. – I to ładną, w granatowe groszki.
− Będę wyglądał jak pajac, mówię ci.
Dostaliśmy koszulę, a Yuu poszedł ją przymierzyć. Podczas gdy on siedział w przymierzalni, ja rozmawiałem ze sprzedawcą, przeglądając pozostałe wzory i materiały. Może jednak źle wybrałem profesję i powinienem być projektantem mody? W sumie, czemu by nie spróbować swoich sił w tym fachu…?
− Za mała! – powiedział Yuu z przymierzalni.
− Pokaż się!
− Jak mam się pokazać, skoro nawet nie mogę się dobrze zapiąć?
Mimo wszystko, wyszedł do nas i szczerze… wyglądał śmiesznie. Nie dlatego, że koszula była brzydka, ale dlatego, że była za mała. Zapiął tylko 3 guziki, reszty nie dało radę. Poza tym, strasznie go opinała w ramionach i wyglądało to tak, że przy najmniejszym ruchu materiał pęknie.
− Zdejmuj – powiedziałem. – Jest może większy rozmiar?
− Sprawdzę – odparł kasjer.
Shiroyama zdjął koszulę, po czym oddał ją sprzedawcy. Mężczyzna zamarł na ułamek sekundy, patrząc na półnagiego Yuu. Nie uszło to mojej uwadze, absolutnie. Automatycznie włączył się u mnie tryb o nazwie Wara od mojego męża. Zanim jeszcze ten młody chłoptaś odszedł, to subtelnie zasłoniłem Yuu sobą, niby to poprawiając mu włosy. Shiro spojrzał na mnie nico niezrozumiale.
− Lekko się potargałeś – wyjaśniłem, układając mu niby to zmierzwione włosy.
− Tak? Dziękuję.
− Nie ma za co.
− Niestety, ale nie mam większego rozmiaru – powiedział chłopak, wracając do nas po naprawdę krótkiej chwili. Trzymał inne, podobne koszule w większych rozmiarówkach. Zaproponował czy może któraś z tych nie przypadła nam do gustu, jednak stanowczo odmówiliśmy.
− Tamta była w zasadzie idealna – powiedziałem.
− To może zamówić na wymiar? – zaproponował.
− Dobry pomysł.
Tak szybko, jak to powiedziałem, tak szybko ugryzłem się w język, jednak nie było już odwrotu. Centymetr krawiecki poszedł w ruch. Mężczyzna wymierzył Yuu dokładnie, spisując dane na kartce. Odmierzył ręce, szyję, długość tułowia. W pewnym momencie oplótł Shiro tą miarką, jakby miał go zaraz przyciągnąć do pocałunku i myślałem, że krew mnie za chwilę zaleje. Facet nie omieszkał ze sposobności dotknięcia Yuu. To niby niechcący przesunął ręką po jego ramieniu, to delikatnie musnął jego brzuch. Mąż jakoś specjalnie nie reagował, jedynie stał z miną, która błagała, by to wszystko już się skoczyło. Gdy nareszcie to bezkarne macanie dobiegło końca, kazałem mu się natychmiast ubrać. Sam poszedłem dopełnić wszelkich formalności, takich jak wpłacanie zaliczki.
− Jeszcze tylko nazwisko kupującego – powiedział, wypełniając formularz.
− Sam odbiorę zamówienie – powiedziałem z lekkim uśmiechem. – Proszę wpisać Matsumoto.
Chłopak spojrzał na mnie i ewidentnie zrzedła mu mina. Zdaje się, że był już zadowolony, że zobaczy się znowu z Yuu, jednak nic z tych rzeczy. Jeszcze tego brakowało. Spytał, jakimi znakami zapisuje się moje nazwisko. Wyjaśniłem mu pokrótce, w tym czasie dołączył do nas Yuu.
− To jeszcze zaliczka, no nie – powiedział, wyciągając portfel z kieszeni.
− Nie trzeba, już wszystko załatwione – powiedziałem, kładąc mu swoją dłoń na jego, by schował portfel.
− Jak to?
− Tak to, nie martw się, misiu – uśmiechnąłem się szeroko do swojego ukochanego. Niestety, tym razem uśmiech nie pomógł.
− Mówiłem ci tyle razy, że masz niczego nie kupować dla mnie.
− Robię ci prezent – odparłem.
Shiroyama ewidentnie się na mnie wściekł. Bardzo nie lubił, gdy coś kupowałem. To był swego rodzaju kompleks związany z pracą, bo miał mniejszą pensję ode mnie. Czuł się z tym gorzej, jednak z reguły nie dawał tego po sobie poznać. Dopiero w takich chwilach jak ta wychodziło na jaw, że naprawdę wolałby więcej zarabiać, żeby to on mógł mi kupować drogie prezenty, zabierać w drogie miejsca i utrzymywać mnie oraz dom. Dla mnie to szczerze nie miało znaczenia.
Pokłóciliśmy się o tę koszulę. Yuu naprawdę był zły, że to ja zapłaciłem i zachowywał się, jakbym go w ten sposób wykastrował. Na nic zdały się moje próby wyjaśniania mu, że to tylko prezent, że to i tak ja mu wybrałem koszulę więc to ja za nią zapłaciłem. Nic do niego nie docierało. Wróciliśmy do domu, Yuu był zły i już. No obraził się jak dziecko. Mówiłem, że był moim czwartym dzieciaczkiem?
− No Shiro – westchnąłem, masując mu ramiona – to nie jest powód, żeby się obrażać.
− Nie jestem obrażony – odparł – tylko zły, że zapłaciłeś.
Wywróciłem oczami, siadając obok niego na kanapie. Oparłem się lekko o jego ramię, a on westchnął, zakładając ręce na siebie.
− To tylko prezent. Chciałem ci sprawić przyjemność.
− Wiem, kochanie.
− Poza tym – postanowiłem zmienić temat – widziałeś, jak ten facet cię obcinał? No po prostu, gdy zdjąłeś koszulę, to myślałem, że mu zaraz penis wyskoczy ze spodni. Ślinił się na twój widok jak pies na widok szynki.
− Jakoś nie zwróciłem uwagi – powiedział nieco zbity z tropu.
− Serio? Ja już tam wytrzymać nie mogłem. Nie lubię, gdy ktoś patrzy na ciebie, oprócz mnie – powiedziałem mu niskim tonem do ucha.
− To widzisz, jak ja się czuję z tobą na siłowni – odparł.
− Huh? – zamrugałem kilkakrotnie. – Nie rozumiem.
− Wszyscy patrzą na ciebie, gdy ćwiczysz.
− No co ty? Na mnie? – zaśmiałem się.
− Aha, nawet nie wiesz.
− No nie zwracam nawet na to uwagi.
− Wiem to.
Jakiś czas później Yuu zaproponował, żebyśmy poszli popływać na żaglówce. Z początku zaprotestowałem, bo musieliśmy ugotować obiad i zająć się jednymi domowymi sprawami, jednak mocno nalegał. W końcu zgodziłem się, bo w sumie czemu by nie wykorzystać resztek ładnej pogody. Szczerze powiedziawszy, ten początek września był naprawdę piękny. Liście już powoli żółkły na drzewach, jednak jeszcze nie zaczęły opadać. Rano, gdy słońce wstawało zza gór, wszystko mieniło się dookoła w złotym blasku, co sprawiało, że robiło mi się jakoś tak ciepło na sercu. Dlatego, póki jeszcze mogłem, wykorzystywałem fakt, że miałem możliwość posiedzieć na tarasie wraz z kubkiem mocnej kawy i delektować się cichym, wczesnojesiennym porankiem. Yuu miał chyba podobne odczucia do moich. Mówił, że jesień jest według niego jedną z przyjemniejszych pór roku, a przynajmniej jej początek. Okres przejściowy między upalnym latem, a kolorową jesienią, kiedy w podmuchach wiatru już dało się wyczuć zapach nadchodzącego chłodu.
Ubraliśmy razem żaglówkę, a następnie wypłynęliśmy nad wodę. Yuu powoli sterował łódkąą, nie robiąc żadnych gwałtownych zwrotów. Siedziałem na przeciwległej burcie, dając się owiewać ciepłemu, nieco już wilgotnemu powietrzu. Szczęście w nieszczęściu, że na Hokkaido zima zapadała najwcześniej, dlatego wykorzystywaliśmy pogodne dni na tyle, na ile mieliśmy sposobności.
Była już dwunasta. Słońce stało już w najwyższym punkcie zenitu, a my dryfowaliśmy leniwie na środku jeziora, przymocowani do bojki, otaczając ją bezwiednie, jakbyśmy byli astronautami w przestrzeni kosmicznej, trzymający się statku za pomocą liny. Yuu opuścił bom oraz fok, a następnie rozsiadł się wygodnie na dnie żaglówki, kładąc się, uprzednio rozkładając gruby koc. Usiadłem obok niego, opierając się o burtę oraz mocząc ręce w chłodnej wodzie.
− Zimna – westchnąłem, jakbym był tym faktem zawiedziony.
− Chciałeś się kąpać? – spytał Shiroyama.
− Nie – mruknąłem opierając się policzkiem o burtę. Poczułem, jak Yuu lekko drapie mnie po plecach wzdłuż kręgosłupa. Odwróciłem się do niego. Leżał wygodnie, podpierając się jedną ręką pod głową, miał zamknięte oczy. Położyłem się obok niego bokiem, obejmując go ramieniem w pasie.
Było nam tak wygodnie, że ucięliśmy sobie drzemkę. Spaliśmy tak przytuleni do siebie jakieś pół godziny, aż obudził nas dźwięk syreny. Z początku nie mieliśmy obaj pojęcia, o co chodzi. Zaspani patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund. W końcu Shiro podniósł się, rozglądając się dookoła. Zrobiłem to samo. Niedaleko nas, może dwadzieścia metrów, znajdowała się policyjna łódka, a nie niej dwóch funkcjonariuszy w kamizelkach.
− Wszystko w porządku?! – krzyknęli. Akurat dzisiaj musieli patrolować jezioro i zainteresować się nami. To, że żaglówka pływa samotnie przytwierdzona do bojki, wcale nie znaczy, że ktoś popełnił samobójstwo i zaraz wyciągną trupa z wody. Położyłem się z powrotem, nie mając w ogóle ochoty na konfrontację z policjantami.
− Tak! – odparł Yuu.
− Na pewno?!
− Tak!!
Zapadła chwila ciszy. Yuu westchnął głęboko.
− Wstawaj, płyną do nas – powiedział mój mąż. Otworzyłem oczy, patrząc na niego. Przysiadł na burcie, wyciągając portfel z kieszeni.
− Masz  ze sobą zezwolenie? – wywindowałem się do siadu, łapiąc go za kolano. Przysiadłem na sterburcie, a Yuu grzebał w portfelu między kartami kredytowymi i jakimiś wizytówkami.
− Mam – powiedział w końcu.
Szczerze, to zdenerwowałem się, że nasza wspólna drzemka została tak brutalnie przerwana. Policjanci podpłynęli do nas. Poprosili Yuu o zezwolenie, tak jak myślałem, że zrobią. Shiro podał im przygotowany dokument. Dodatkowo dał im patent, żeby nie musieli się prosić o nic. Funkcjonariusze poprosili też o dowód osobisty.
− A pan? – zagadnął mnie jeden, widząc, jak znudzony siedzę i nie mam w ogóle chęci, by z nimi zamienić chociażby słówka. Szczerze powiedziawszy, był to całkiem przystojny policjant, miał na oko maksymalnie czterdzieści lat. Przyznając się bez bicia, zagapiłem się na niego, ale bez żadnych większych doznań sensualnych. Po prostu zwróciłem uwagę na to, że był atrakcyjny z wyglądu. – Można prosić dowód lub inny dokument tożsamości?
− Nie mam przy sobie – odparłem, prostując się. Uznałem, że nie wypada mi rozmawiać z funkcjonariuszem i jednocześnie podpierać się znudzenie na ręku.
− A jakiegoś innego?
− Też nie – zawahałem się przez moment. – Przepraszam, ale jaki jest powód tego legitymizowania się?
Ten starszy i przystojny uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Młodszy i mniej przystojny popatrzył na mnie z jawną irytacją.
− Sprawdzamy wszystkich – powiedział ten młody.
− Aha, ale dlaczego?
Yuu spojrzał na mnie, jakby chciał wypchnąć mnie z żaglówki do wody, byle bym siedział cicho (Do it. dop.aut.). No fakt, bo kto jak kto, ale Shiroyama wiedział, jacy policjanci potrafili być, szczególnie ci młodzi.
− Bo to nasza praca – odparł ten starszy. Coraz szerzej się do mnie uśmiechał.
− Mhm – mruknąłem. – A panowie nam się nie przedstawili.
− Inspektor Policji, Kurogane Daiki – starszy okazał mi swoją odznakę. Popatrzyliśmy na nią z Yuu, kiwając głowami. Inspektor…?
− Yoshikawa Hideki, sierżant sztabowy – powiedział ten młodszy, pokazując swoją odznakę.
− Komenda w Sapporo? – powiedział Yuu, marszcząc brwi. Spojrzałem na niego nieco niezrozumiale, jednak nic nie powiedziałem.
Obaj schowali swoje odznaki, oddali Yuu jego dokumenty.
− Ładny dziś dzień – odezwał się ten starszy. Oczywiście spisali dane mojego męża, jakby były im na coś potrzebne. – Pogoda dopisuje.
− Dokładnie. Idealny dzień na patrol – odparłem.
Starszy zaśmiał się, a młodszy prychnął. Yuu nic nie mówił, a jego mina nie wyrażała żadnych emocji. Nie wiedziałem czy nie miał już ochoty silić się na żadne grzeczności w stosunku do policjantów, czy też może zmartwił go fakt, że go spisali. W każdym razie, do funkcjonariuszy nie odezwał się już ani słowem.
− Pan się nie przedstawił – oznajmił starszy niemalże oskarżycielskim tonem.
− Przepraszam najmocniej, Matsumoto Takanori – powiedziałem. – Można w końcu wiedzieć, z jakiego powodu panowie nas sprawdzają? Chyba nie zrobiliśmy nic złego, tylko pływaliśmy.
− Nic takiego panowie nie zrobili – odparł starszy. D a i k i. Nie powiem, imię miał pociągające. – To tylko rutynowa, nieco bezsensowna kontrola, nakaz z góry.
− I pan inspektor stosuje się do bezsensownych komend?
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie krzywo.
− Rozkaz to rozkaz – odpowiedział ten młody kogucik.
− Wiem, wiem, przepraszam. My tylko pływaliśmy a zostaliśmy potraktowani, jakbyśmy złamali prawo. Poza tym, nie lepiej spędzać pogodny dzień w lepszy sposób?
− Przepraszam, ale dlaczego panowie nie są w pracy? – spytał inspektor, ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.
− Mamy wolne.
− Obaj jednocześnie?
− Tak wyszło. Czy to już przesłuchanie? Bo jeśli tak, to proszę mi najpierw pozwolić na telefon do adwokata.
Inspektor roześmiał się w głos, a kogucik popatrzył na mnie krzywo. Zaraz przeprosili, że przeszkodzili nam w pływaniu, po czym odpłynęli.
My też wróciliśmy do domu. Nie mieliśmy już w ogóle ochoty na pływanie. Yuu trochę mi jeszcze posuszył głowę, że ile ja mam lat, żeby tak lekkomyślnie rozmawiać z funkcjonariuszami policji. Nic na to nie mogłem poradzić, że policjanci wywoływali u mnie dość negatywne uczucia, z którymi niełatwo było mi walczyć.
− Obaj byli z Sapporo, widziałeś? – powiedział, gdy już przymocowaliśmy żaglówkę do pomostu i ruszyliśmy z bomem oraz fokiem do składziku.
− Faktycznie – przyznałem mu rację. Szliśmy równo obok siebie. Yuu otworzył mi drzwi od składziku. Wszedłem pierwszy i odłożyłem fok na swoje miejsce, on wszedł za mną, oparł bom o ścianę. Wyszliśmy obaj ze środka, Shiro zamknął pomieszczenie na klucz. – Ale co z tego?
− Ten obszar nie podlega już pod policję z Sapporo – oznajmił, otrzepując ręce.
− Co masz na myśli?
Shiro wzruszył ramionami. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego niepewnie.
− Shiro?
− Nie, nic. Tylko… Jakoś mi się to dziwne wydało.
− Może mają tu jakąś sprawę.
− Na pewno. Zważając na to, że jezioro jest patrolowane wyłącznie latem, jesienią nie ma tu przecież nikogo.
− Sam już nie wiem.
− Mhm, nieważne. Chodź, zrobimy coś do jedzenia, bo zaczyna mnie ssać w żołądku.
Szybko puściliśmy całą sprawę w niepamięć. Ugotowaliśmy razem obiad, później pojechaliśmy we dwoje odebrać dzieci z przedszkola. Zjedliśmy całą rodziną posiłek i zajęliśmy się zabawą z maluchami oraz innymi sprawami. W ten sposób cały piątek zleciał nam błyskawicznie, nawet nie zauważyłem, kiedy się ściemniło. Musieliśmy wykąpać nasze krewetki, a następnie położyć je spać, co zawsze było istną przeprawą przez piekło, bo gdy już trzeba było oddać się w objęcia Morfeusza, to nagle nikt nie był śpiący. Czytanie bajek i opowiadanie różnych zmyślonych historii trwało coraz dłużej i nie zawsze było skuteczne. Jednak na końcu zawsze przychodził sen.
Zrobiłem Yuu drinka, a sobie nalałem wody z cytryną. Usiedliśmy razem na tarasie, otuleni kocem i wykorzystywaliśmy chyba ostatni tak ciepły piątek miesiąca. Yuu głaskał mnie po policzku, opierałem się o jego ramię.
− Wiesz co – zaczął nagle.
− Hm? – zamknąłem oczy. Shiro tak czule muskał mój policzek, że mógłbym zaraz zasnąć.
− Myślę nad rzuceniem pracy – powiedział nagle.
Przez kilka pierwszych sekund nie docierało do mnie to, co powiedział. Gdy już dotarło, oderwałem się od jego ramienia, po czym spojrzałem na niego zaskoczony.
− Dlaczego?
− Jakoś… nie daje mi to satysfakcji. Poza tym, zarobki nie są dobre.
− Myślałem, że lubisz swoją pracę.
− Też mi się tak wydawało. Ale to naprawdę nudne i monotonne, tłumaczenie w kółko tego samego i to jeszcze komuś, kogo i tak to nie interesuje. To mnie naprawdę frustruje. To tak, jakby przez dziewięć godzin mówić do ściany.
− Rozumiem, ale co, jeśli już odejdziesz z pracy?
− Myślałem, żeby rozkręcić własną działalność.
Siedzieliśmy przez kilka długich chwil w ciszy. Nie wiedziałem czy Shiro mówił poważnie, czy może nie. Jakoś nie spodziewałem się usłyszeć od niego czegoś takiego.
− Wiesz, że tutaj to nie takie proste. Chyba wręcz niemożliwe. Rozumiem, jakbyśmy mieszkali w większym mieście, ale tutaj naprawdę nic nie wyjdzie.
− To może przeprowadzimy się do Sapporo? Chyba nie mamy zamiaru spędzać tu całego życia.
Nie wierzyłem własnym uszom.
− Yuu, co z tobą?
− Nic, ja tylko… Sam nie wiem – westchnął, pocierając skronie. – Chyba się starzeję.
Pokręciłem jedynie głową.
− Czyli nie podoba ci się ten pomysł?
− Absolutnie. To znaczy, można spróbować z własną firmą, ale na pewno nie pozwolę ci na to, żebyś rzucił pracę. Lepiej mieć jakieś zaplecze. A co do przeprowadzki, to na pewno się na to nigdy nie zgodzę. Zbyt wiele pracy i serca włożyliśmy w ten dom, poza tym… – zapowietrzyłem się. Zimny pot oblał moje plecy i wydawało mi się, że coś ściska mnie za gardło. To miejsce stało się dla mnie zbyt cenne, by tak nagle je porzucić. Po tym wszystkim, co przeszliśmy z Yuu, ten dom był dla mnie jak azyl. Schronienie przed całym złem świata.
− W porządku.
− To nie tak miało wyglądać – wstałem, odwróciłem się w jego stronę. W jednym momencie zachciało mi się płakać. – I nie tak się umawialiśmy, pamiętasz?
− Dlatego pytam się ciebie…
− Ale ja nie chcę nawet słyszeć tego typu rzeczy, nie rozumiesz? Wyskakujesz z tym tak nagle, jakby tutaj było nam źle. Wiem, że z tą pracą nie jest łatwo i zawsze będę cię w tym wspierał. Chociaż i tak zrobisz po swojemu, mnie się może nie podobać to, że zostawisz posadę, ale nigdy nie zgodzę się na zostawienie tego miejsca. Nigdy.
− No już, uspokój się – wstał, odstawiając na bok swojego niedopitego drinka. Wziął ode mnie szklankę z wodą i ją też odłożył na bok. Złapał mnie za ramiona. – Przecież nic się jeszcze nie dzieje, nie musisz wcale panikować, jakby świat się kończył.
− Wiesz, że dla mnie to byłby koniec świata – powiedziałem łamiącym się głosem.
Yuu westchnął, po czym objął mnie mocno. Myślałem, że w tym momencie rozpadnę się cały na miliony kawałków. Miałem wrażenie, że tracę grunt pod nogami i zaraz zacznę tonąć.
− Dla mnie też – odparł, gładząc czule moje plecy.

Kilka dni później miałem bardzo nieznośnego pacjenta. Wiadomo, tacy się zdarzali, bo w końcu to były tylko dzieci, jednak ten był wyjątkowo paskudny. Miałem wykonać nieinwazyjny zabieg wycięcia pieprzyka znad brwi. Szczerze, to nie było nic strasznego, ale chłopiec, któremu miałem to zrobić, szalał po moim gabinecie, jakby najadł się szaleju. Biegał, krzyczał. Pielęgniarka nie była w stanie go uspokoić, a matka, która nijak nie raczyła uspokoić swojego dzieciaka, tylko siedziała wygodnie w fotelu z nogą założoną na nogę, oznajmiła, że kompletnie nie potrafię zajmować się dziećmi. Poza tym, chłopiec zrzucił z biurka zdjęcie Yuu oraz naszych dzieci. W tym momencie miarka się przebrała. Chwyciłem bękarta za nadgarstek, po czym posadziłem go na kozetce. Powiedziałem, że jeśli się nie uspokoi, to wtedy będzie bolało lub zrobię mu krzywdę, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Z początku nie pomogło, bo się rozpłakał, jednak po kilku chwilach doszedł do siebie. Bosko, do małych dzieci trzeba jednak mieć podejście.
Dostał znieczulenie miejscowe, wyciąłem mu pieprzyk, zaszyłem drobną ranę i było po sprawie. W sumie nie obyło się bez płaczu, ale już to kompletnie ignorowałem. Pielęgniarka musiała mi pomóc przytrzymać chłopca, bym nie zrobił mu krzywdy. Po zabiegu chłopiec był uśmiechnięty, przytulał się do swojej matki i nieco mniej rozrabiał. No cóż, może tak reagował na stres?
Po zabiegu miałem chwilę wolnego. Usiedliśmy więc z pielęgniarką, żeby nieco poplotkować. To była też idealna chwila, by zjeść lunch i wypić kawę. Przewietrzyliśmy też nieco gabinet.
− A jutro zostaję w szpitalu na cały dzień – westchnąłem, mieszając w kubku z kawą z mlekiem. Pielęgniarka przysiadła obok, założyła nogę na nogę.
− Nie myślał pan doktor nad tym, żeby przenieść się na stałe do prywatnego gabinetu? – zagadnęła. – Zawsze to jakaś spokojniejsza praca.
− Widać, jak bardzo.
Zaśmiała się, jednak kontynuowała.
− Wiem, wiem, ale chodzi mi o to, że nie ma żadnych nagłych wypadków. Rozumie mnie pan doktor?
− Rozumiem. Problem jest jednak taki, że nie sądzę, by to mi zrobiło jakąkolwiek różnicę.
− Myślę, że to by była spora różnica. Byłby pan swoim własnym szefem, poza tym przy gabinetach prywatnych zawsze są nieco wyższe zarobki.
Zamyśliłem się nad tym na moment. W sumie…
W domu zostałem powitany zapachem spalenizny i szarym dymem. Szczerze, to przeraziłem się, że mamy pożar, ale to tylko Yuu przypalił obiad. Podczas gdy on gotował, dzieci bawiły się na werandzie i Haru spadła ze schodków, nieco się obtłukując. Yuu, jak to przejęty ojciec, gdy zostaje sam z dziećmi, rzucił wszystko jak było i szybko pobiegł do dzieciaków, gdy tylko usłyszał krzyk i płacz. Obiad przepadł, ale mówi się trudno.
− Już dobrze? – spytałem, pomagając Yuu sprzątnąć spalone na węgiel mięso.
− Chyba tak – odparł. Zerknął w stronę dzieci, które były w salonie. Haru siedziała naburmuszona na kanapie i nie miała ochoty bawić się z rodzeństwem. – Trochę się wystraszyłem.
− Nie dziwię ci się – zamknąłem okno, bo zaczynało robić się już zimno w pomieszczeniu. – To może ja coś ugotuję, a ty z nimi posiedź?
− Nie no, przestań, dopiero wróciłeś. Idź się chociaż przebierz. Zrobię okonomiyaki i tyle.
− W porządku.
Zrobiłem tak, jak powiedział mi Yuu. Przebrałem się, a następnie wróciłem do niego. On w tym czasie już smażył naleśniki, a dzieci okupowały go, zwabione pyszną wonią. No tak, bo mąż był ekspertem od naleśników, nie było co ukrywać. Czekałem grzecznie z dziećmi, aż Yuu skończy gotować i wówczas całą rodziną zasiedliśmy do późnego obiadu.
Tego samego dnia wieczorem odwiedził nas Minoru. Otworzyłem mu drzwi i wpuściłem go do środka. Przyjaciel oczywiście miał jakąś sprawę do Yuu, dlatego zostawiłem ich samych w salonie, a sam poszedłem do kuchni, by przygotować coś lekkiego na kolację. Przy okazji zmusiłem Minoru do tego, by zjadł z nami posiłek i chociaż z początku się stawiał, to w końcu Yuu go przekonał, by został z nami na kolacji.
− Twoja żona pewnie jak zwykle zrobiła coś pysznego – oznajmił Minoru, idąc z Yuu do kuchni.
− Oczywiście – odparł dumnie mój mąż.
− Yuu, idź po dzieci – powiedziałem, gdy obaj weszli do kuchni. Yuu bez szemrania wykonał moje polecenie. Minoru usiadł przy stole, a ja obok niego. Czekaliśmy, aż Shiro przyjdzie z szarżą. – Jak się czuje Hikari? – zagadnąłem.
− Wiesz co, całkiem dobrze. Rano ma tylko mdłości i w sumie to tyle.
− Hej, to w porządku. Oby cała ciąża tak przebiegła.
− Mam nadzieję, że tak będzie. Ale szczerze, to wątpię.
− Wszystko jeszcze przed wami – oznajmiłem. – Nie ma potrzeby, by się niepotrzebnie spinać.
− Tak, z pewnością.
I tak jak myślałem, Hikari była w ciąży. Jakoś nie zdziwiło mnie, że miałem w tej kwestii rację. Minoru i Yuu oczywiście wątpili w moje przeczucie, a nie powinni.
Dzieci szalały, bo oczywiście przyszedł ich ulubiony wujek. Minoru umiał się dogadać z naszymi dziećmi. Ciepło się z nimi witał, często przynosił im jakieś drobne prezenty. Twierdził, że nie jest gotowy na swoje dzieci w tym wieku, jednak cudze to kochał i uwielbiał. Byłem jednak pewny, że on i Hikari zostaną dobrymi rodzicami.
W pewnym momencie, gdy siedzieliśmy tak wszyscy przy stole, zrobiło mi się słabo. Miałem wrażenie, że krew szumi mi w uszach, czułem się obecny jedynie ciałem. Przestałem w ogóle kontaktować na kilka sekund. Gdy po pewnym czasie odzyskałem świadomość, odniosłem wrażenie, jakbym wynurzał się z wody. Yuu coś do mnie mówił.
− Co? – zamrugałem kilkakrotnie, patrząc na niego.
Zmarszczył brwi, Minoru również popatrzył na mnie uważnie.
− Słuchałeś?
− Nie, przepraszam. Zamyśliłem się.
− Nad czym to tak myślisz? – zaśmiał się Minoru.
− O pracy – rzuciłem pierwszą rzecz, która mi przyszła do głowy. – Już nieważne, co się stało?
− Rozmawiamy o wyjeździe na Nowy Rok. Co ty na to?
− Wyjazd w Nowy Rok? – powiedziałem sam do siebie.
− Tak, myśleliśmy nad gorącymi źródłami – Minoru podparł się ręką. – Wcześniej rozmawiałem już o tym z Hikari i jej się ten pomysł podoba.
− Nie wiem jeszcze – pokręciłem głową. – Nie jestem pewny czy nie będę w pracy.
− W Nowy Rok? – Yuu niemal się oburzył.
Popatrzyliśmy na siebie z mężem. Minoru wyprostował się momentalnie, przeczuwając burzę między nami.
− Tak, w Nowy Rok – odparłem spokojnie.
− Z reguły miałeś wtedy wolne.
− Ale nie wiem czy nie będę miał dyżuru. Nie mogę jeszcze nic zaplanować, przepraszam.
− W porządku – Minoru machnął ręką.
− No nie wiem czy tak w porządku – wtrącił Yuu.
− O co ci chodzi? – rzuciłem ostrym tonem. Chyba nawet zbyt ostrym.
− Nie nic, po prostu zawsze ten dzień spędzaliśmy razem, a ty możesz mieć dyżur i być w pracy. Poza tym, to wszystko gra.
− Rany, Yuu – westchnąłem, zakrywając twarz dłońmi. – Jeszcze nie wiem czy będę mieć ten dyżur, a nawet jeśli…
− To wcale nic wielkiego.
− Przestań już, okej? Wiesz, że to nie zależy ode mnie. I też wolałbym wtedy mieć wolne.
− Właśnie Yuu, odpuść – Minoru zwrócił się łagodnie do mojego męża. – To tylko wyjazd, możemy się razem gdzieś wybrać kiedy indziej.
Reszta kolacji przebiegła w dość ponurej atmosferze. Nie odzywałem się zbytnio, a zanim Minoru wyszedł, sam poszedłem położyć dzieci spać. Yuu i nasz gość jeszcze o czymś rozmawiali na dole, a ja czytałem maluchom bajkę. Przeczytałem im może dwa opowiadania dla dzieci i na całe szczęście dość szybko zasnęły, więc poszedłem pod prysznic. Nie miałem nawet ochoty na rozmowę z Yuu. Jednak stało się coś, co i tak zmusiło mnie do rozmowy z mężem; upadłem pod prysznicem. Tak nagle pociemniało mi przed oczami i nawet nie poczułem, kiedy osunąłem się pod ścianie i prawie uderzyłem głową o brodzik. Na szczęście przewróciłem się w tak dziwny sposób, że zasłoniłem głowę ramieniem i wylądowałem na boku z podkurczonymi nogami. Nie wiem na ile odleciałem, ale ocknąłem się w łóżku, z Yuu siedzącym przy mnie. Minę miał pełną przejęcia, jakby coś strasznego się wydarzyło.
− Hm? – mruknąłem. Myślałem, że zaraz sobie roztrzaskam głowę o szafkę nocną, byle mnie przestała boleć.
− Ale mnie wystraszyłeś – powiedział, ściskając moją dłoń. – Chciałem dzwonić po karetkę.
− Przestań, złego diabli nie biorą – zaśmiałem się. Yuu jednak patrzył na mnie nieporuszony. Posłałem mu pytające spojrzenie. – Co?
− Nie, nic – puścił moją dłoń.
− Hej, nie martw się. Nic mi nie jest przecież.
− Jasne.
− To chyba przemęczenie – oznajmiłem. – Wcześniej też mi było słabo, przy kolacji.
− Powiedz mi – zaczął ostrożnie – kiedy ostatni raz robiliśmy badania?
− Badania? – powiedziałem głupio, nie będąc pewnym, o co mu chodzi. Nagle jednak mnie olśniło. – Z rok temu, może półtorej. Dlaczego pytasz?
− Może powinniśmy je powtórzyć?
Yuu nawet na mnie nie patrzył, ale za to ja wpatrywałem się w niego wzrokiem pełnym niedowierzania. No nie.
− Przecież zawsze wychodzi negatywny – podniosłem się ostrożnie do siadu – a poza tym, jak ty nic nie masz, to ja tym bardziej nie powinienem.
− No wiesz, może jednak…
− Nie wierzę w to, co mówisz – przerwałem mu. – Czy to dlatego, że przy kolacji powiedziałem, że nie wiem czy będę mieć wolne w Sylwestra? Tak??
− Po części.
− Na litość, Shiroyama! – zakryłem twarz dłońmi. – Nie rozumiem cię w ogóle! Jak mogłeś o czymś takim pomyśleć?
− No bo…
− No bo co?
Yuu nic już nie powiedział. Załamałem ręce. Nie wiedziałem kompletnie, co się ostatnimi czasy działo z moim facetem. A zauważyłem, że ostatnio zaczął się nad sobą strasznie użalać, czego nigdy nie robił. Zawsze był zwyczajnie zdecydowany do działania, a ostatnio… no po prostu nie on. Był roztargniony, momentami trudno przyjmował jakieś informacje, jakby myślał o niebieskich migdałach.
− Naprawdę nie wiem, o co ci ostatnio chodzi – oznajmiłem. – Coś ci zrobiłem?
− Nie chodzi o nic takiego, tylko…
− Tylko?
− Mam wrażenie, że jestem niewystarczający.
− Według kogo niby?
− Ogólnie… No i dla ciebie. Mam wrażenie, że powinieneś mieć kogoś lepszego.
− Jeszcze mi rozwód zaproponuj, bo naprawdę, tylko tego brakuje.
− A chcesz?
− Nie, do cholery!!! – huknąłem, uderzając go pięścią w ramię. – Nie chcę się z tobą rozwieść. Nigdy. Skończ z tym użalaniem się nad sobą, bo jesteś najlepszym facetem na świecie i nie wiem kto ci wmówił, że tak nie jest – przysunąłem się do niego, opierając się o jego ramię. Coś musiało się stać albo Shiro miał jakiś kryzys. Nigdy się tak nie zachowywał, a na pewno nie bez powodu.

W następny piątek uprawialiśmy seks. Pora deszczowa zaczęła się na dobre, było szaro i ponuro. Dzieci odwieźliśmy do przedszkola, a sami wróciliśmy do domu i robiliśmy to, co dorośli robią, gdy są sami. Nie mieliśmy nawet chęci na to, by iść na siłownię. Weszliśmy do środka, nakarmiłem kota, spojrzeliśmy na siebie i niemal pobiegliśmy do sypialni.
Yuu rozebrał najpierw siebie do bielizny, a później zaczął rozbierać mnie. Nie chciałem w sumie, by rozebrał mnie od razu do naga, ale co poradzić. Padliśmy na łóżko, całując się zachłannie, jakby jutra miało nie być. Yuu sunął dłońmi po moich udach, leżąc na mnie, a ja trzymałem go za pośladki. W końcu zaczął zsuwać ze mnie bokserki i coś mnie tknęło.
− Nie, za szybko – westchnąłem, gdy już prawie pozbył się ostatków mojego odzienia.
− Już nie mogę – sapnął, zsuwając z siebie bieliznę. Jego członek był na wpół stojący, ja natomiast nie miałem w ogóle wzwodu. Wcale nie miałem ochoty na żaden szybki numerek, dlatego podniosłem się, każąc tym samym Yuu, by położył się na plecach.
Spełnił moją prośbę, zsunął nogi na podłogę. Uklęknąłem przed nim, po czym bezwstydnie zacząłem robić mu dobrze. Najpierw poruszałem dłońmi na jego penisie, uciskałem lekko jego jądra, aż w końcu wziąłem go w usta. Najpierw samą główkę, poruszając na niej delikatnie językiem, aż powoli zacząłem brać go całego. Poruszałem głową, trzymając go przy trzonie, by ułatwić sobie zadanie. Yuu wzdychał, wplątując dłonie w moje włosy. Klęczałem tak, robiąc mu loda, aż poczułem, jak jego prące nabrzmiewa w moich ustach. Kilka ruchów później doprowadziłem go do wytrysku. Shiro wystrzelił w moje usta, nie przerywałem ani na moment ruchów głową, chociaż czułem jego spermę w buzi. Yuu stęknął coś nade mną, podnosząc się z pozycji półleżącej, a ja, niczym jakaś pijawka, co się przyssała i puścić nie chciała, wciąż robiłem mu dobrze.
− Już, starczy – westchnął, głaszcząc mnie po włosach. Spojrzałem na niego z dołu, jednak w ogóle nie przerwałem, może nieco zwolniłem. – Kotku.
Skończyłem, gdy poczułem, że wargi mi drętwieją. Usiadłem Yuu okrakiem na nogach, a on zaczął mnie całować po szyi, sunąc dłońmi po moich plecach oraz pośladkach. Westchnąłem przeciągle, czując, jak robi mi malinkę. Poruszałem zmysłowo biodrami, ocierając się o niego. Wsunął dłonie w moją bieliznę, zaciskając dłonie mocno na moich pośladkach. Wstałem na moment, by już definitywnie zostać przed nim nago. Powoli rozebrałem się z bokserek, stojąc przed nim. Zsunąłem je do kostek, najpierw ściągnąłem je z lewej nogi, a gdy już trzymały się wyłącznie na prawej, uniosłem ją lekko, w konsekwencji czego bokserki zsunęły mi się na palce, a następnie zamachnąłem się nią delikatnie, odrzucając tym samym swoją bieliznę na bok. Yuu zaśmiał się, po czym poklepał się po kolanach, bym na nich usiadł. Podszedłem do niego powoli, zmysłowym krokiem. Gdy już stałem przed nim, objął mnie, pociągając ku sobie. Zachichotałem, gdy zamknął mnie w swoich silnych ramionach. Padliśmy na łóżko, Yuu nie mógł wytrzymać. Wisiał nade mną, pieszcząc wargami moje ciało. Zsuwał się niżej, aż dotarł do mojego przyrodzenia, które ujął w usta.
− O rany – jęknąłem, wplątując palce w jego włosy. Odchyliłem głowę, a z mych rozchylonych ust wydobywały się miłe jęki i pomruki zadowolenia. Yuu robił mi dobrze niczym zawodowiec. Poruszał głową w górę i w dół, muskał mnie językiem i bawił się moimi jądrami. Przerwał na jeden krótki moment, tylko po to, by po prostu zsunąć się niżej. Odchylił mocno moje nogi na boki i bardziej ku mnie. Westchnąłem, a on, jak gdyby nigdy nic, zaczął oralnie pieścić moje wejście. Sapnąłem, jednocześnie dziękując sobie w duchu, że nie zapominałem się golić.
Shiro natarczywie naciskał na mnie językiem. W górę, w dół, dookoła. W pewnym momencie poczułem, jak ściska mnie w lędźwiach, uniosłem wysoko nogi, zgiąłem palce.
− Błagam…
− Tak, kochanie? – Yuu wychylił się nieco, spojrzałem na niego, po czym zaśmiałem się. Pogłaskałem go po policzku, odgarnąłem rozczochrane włosy do tyłu.
− Dalej – westchnąłem, a on zadowolony wsunął się we mnie.

Po stosunku poszliśmy spać. Wtulaliśmy się w siebie, leżąc pod kołdrą w naszym łóżku. Trochę nabałaganiliśmy, jednak to nie przeszkodziła nam w ucięciu sobie ponad godzinnej drzemki.
Miałem dziwny, erotyczny sen. A śniło mi się, że zabawiam się z policjantem, który spisywał Yuu, z tym starszym. Robiliśmy to w naprawdę czarujących, dzikich pozycjach, o których nawet mi się nie śniło. Nie miałem nawet pojęcia, gdzie byliśmy. Pokój był przyciemniony, przypominał nieco salę przesłuchań, jednak z pewnością nią nie był. Było łóżko, ładna, jednolita pościel, stół, krzesła. Czułem się cudownie, mężczyzna nie musiał wiele robić, bym tracił zmysły, a mimo to i tak szaleliśmy.
Obudziłem się nagle, mając orgazm we śnie. Otworzyłem oczy i z początku nie wiedziałem, gdzie w ogóle jestem. Dopiero, gdy zdałem sobie sprawę, że Yuu niemal zgniatał mnie, leżąc na mnie, poczułem, że jestem u siebie. Shiroyama miał jedną nogę przełożoną przez moje biodro, obejmował mnie ręką w pasie, przyciskając do siebie, a jego penis napierał idealnie na moje pośladki. Było mi gorąco, musiałem do toalety, a on pochrapywał mi wprost do ucha.
− Puść – jęknąłem, próbując się wyślizgnąć z uścisku męża.
Oddałem mocz, a następnie wróciłem do sypialni. Yuu leżał tak, jak go zostawiłem. Ubrałem się w swoje porozrzucane na podłodze ubrania, a następnie poszedłem napić się wody. Przechodziły mnie dziwne dreszcze na samo wspomnienie tego, co mi się śniło. Było mi tak nieswojo, że chciałem o tym koniecznie zapomnieć, jednak, im bardziej się starałem puścić to w niepamięć, tym intensywniej pamiętałem każdy szczegół. Kto by pomyślał, że będę miał kiedyś fantazję o seksie z policjantem, którego widziałem tylko raz w życiu.
Zanim Yuu wstał, pojechałem na przejażdżkę. Chociaż w takim roztargnieniu nie powinienem był chyba prowadzić jakiegokolwiek pojazdu. Objechałem miasteczko, obok którego mieszkaliśmy, a następnie pojechałem odebrać koszulę Yuu. Tym razem na kasie była jakaś inna kobieta, całkiem możliwe, że to dlatego, że już zaczęła się druga zmiana. Siedziałem później jakiś czas w samochodzie, trzymając ręce na kierownicy. Z głowy nie mógł mi wyjść ten dziwny sen. Nie to, że nigdy nie miałem snów erotycznych, po prostu nie byłem w stanie przyswoić tego, że śnił mi się ktoś, kto nie był moim partnerem. Zawsze, odkąd pamiętam, to Yuu mi się śnił w takich scenach, a teraz nagle miałem jakieś idiotyczne myśli. Było mi z tym strasznie nieswojo, zupełnie, jakbym zdradził swojego męża, a tak nie było. Chyba…
Sam pojechałem odebrać dzieci z przedszkola. Wróciliśmy całą czwórką do domu. Yuu nie spał, gdy weszliśmy do mieszkania. Był w kuchni, gotował coś.
− Tatuś! – pisnęła Yoshi, wbiegając do kuchni. W pulchnej łapce trzymała kartkę z kilkoma koślawymi znakami, które napisała w przedszkolu. Dopadła do Yuu, pomimo moich protestów, że ma najpierw umyć rączki. – Patrz, patrz!
Obskakiwała go niczym mały szczeniaczek swojego właściciela. Shiro zaśmiał się, biorąc od niej kartkę oraz głaszcząc ją po głowie.
− Co to? – spytał.
− No patrz!
Shiro popatrzył na kartkę, którą dała mu nasza córka. Widziałem ją już wcześniej, bo gdy przyszedłem po nią, to od razu się na mnie z nią rzuciła. Nasza czteroletnia księżniczka narysowała całą naszą rodzinę wraz z kotem i każdego podpisała. Niby użyła koślawej huragany i poprzekręcała kilka znaczków, to i tak byłem z niej dumny.
− Pięknie – pochwalił ją Yuu. – Ja tak wyglądam?
− N…tak!
− Powiesimy to na lodówce, okej?
− Ja chcę!
− Co chcesz?
− Powiesić!
Yuu oddał małej jej wielkie dzieło, a następnie sama przyczepiła obrazek na magnesy. Stała przy tym na palcach, by rysunek wisiał jak najwyżej. Gdy to zrobiła, Yuu pochwalił ją ponownie, że jest dzielna i silna. W tym czasie z łazienki wróciła Haru, a tuż za nią był Hiro. Trochę zazdrośnie spojrzeli na to, jak Yuu chwali Yoshi, dlatego zaraz do niego podbiegli.
− Gdzie byłeś? – spytał Yuu, gdy byliśmy po obiedzie. Dzieci szalały ze sobą w salonie, a my zmywaliśmy.
− A wiesz, pojechałem po twoją koszulę, a później po dzieci. Jakoś nie mogłem spać, a nie chciałem ciebie budzić.
− Mhm – odparł.
− Naprawdę ładna ta koszula – powiedziałem. – Pasuje do ciebie, jest taka…
W tym samym momencie, w którym płukałem talerz i mówiłem do niego, Yuu objął mnie mocno od tyłu, całując moją szyję. Wydałem z siebie przedziwny odgłos, mający wyrażać moje głębokie do tego stopnia zaskoczenie, aż upuściłem naczynie do zlewu, które stłukło się, dzieląc się na dwie połowy. Shiroyama zsunął jedną dłoń na moje krocze, ściskając je. Próbowałem się najpierw delikatnie wyswobodzić z jego uścisku, jednak to nic nie dało, zacząłem się więc szarpać, aż odepchnąłem go tak mocno, że prawie wpadł na wyspę.
− Odbiło ci?! – huknąłem.
− Daj spokój – wywrócił oczami.
− Dzieci są obok – odparłem.
− Myślisz, że my je obchodzimy? – zaśmiał się, podchodząc do mnie znowu. Ujął moją twarz w dłonie, spuściłem wzrok, nie chcąc nawet na niego patrzeć. – Co z tobą?
− Nie mam już dzisiaj siły na takie rzeczy – wymamrotałem.
− Jasne – kciukiem przesunął po moich wargach.
− Naprawdę – odepchnąłem jego rękę. Westchnąłem. – Poza tym, stłukłem przez ciebie talerz.
− To przecież nic.
Wierzchem dłoni, odgarnąłem zbłąkany kosmyk za ucho. Shiroyama uśmiechnął się do mnie zawadiacko, a ja w jednej chwili poczułem się naprawdę zmęczony. Dzieci faktycznie nie zwróciły uwagi na hałas z kuchni, bawiły się razem w salonie, śmiejąc się. Oparłem się czołem o klatkę piersiową Shiro, westchnąłem głęboko. Chciałem już tylko iść spać.

*

Akurat wypadało tak, że poniedziałek był moim dniem wolnym. Mówię niefortunnie, ale to wyłącznie dlatego, że Yuu było ciężej wstać do pracy z myślą, że ja mogę zostać w domu i poleniuchować. Oczywiście, że nie było mowy o lenistwie w moim przypadku. Wstawałem razem z Yuu, robiłem śniadanie, kiedy on się szykował, a później razem szliśmy zająć się naszymi dziećmi. Pomagaliśmy im się ubrać, następnie, gdy poranne szaleństwo związane z protestami w sprawie ubioru, myciu zębów oraz innym podobnym rutynowym czynnościami było zakończone, nadchodził czas na wspólne śniadanie. Nierzadko kończyło się na wybrzydzaniu ze strony maluchów, ale co poradzić. Jak na swój pierwszy buntowniczy okres, to i tak przechodziły go łagodnie.
Po śniadaniu Yuu zawoził maleństwa do przedszkola, po czym jechał do pracy, a ja mogłem zająć się sobą.
Ubrałem się, poszedłem na siłownię i zakupy, chociaż zbytnio nie miałem na to ochoty. Było pochmurno i deszczowo, nic dziwnego, że dopadła mnie jakaś chandra. Zmusiłem się do tego, by poćwiczyć, aczkolwiek nie wymuszałem na sobie wielkiego wysiłku fizycznego. Wykonałem po trzy serie z ciężarkami, po czym wróciłem do domu.

Posprzątałem w domu, zająłem się Taigą, który domagał się pieszczot. Uchyliłem później drzwi tarasowe, by przewietrzyć. Położyłem się na kanapie z książką, kot ułożył się przy moim boku, zasypiając. Temu to dopiero było dobrze! Jednak ja również przysnąłem, zostałem obudzony dzwonkiem do drzwi. Westchnąłem w duchu. Wcale nie miałem ochoty wstawać i przepełniała mnie nadzieja, że nieproszony gość zaraz odejdzie, a ja nie będę musiał ruszać się z kanapy, jednakże, przeliczyłem się. Dzwonek się powtórzył. Raz, drugi, trzeci. W pewnym momencie przerodziło się to w serię błyskawicznych naciśnięć dzwonka. Ktoś w końcu zastukał do drzwi, a mnie już nie uśmiechało się słuchać tych irytujących odgłosów. Poszedłem otworzyć.
Jakie moje zaskoczenie było, gdy otworzyłem drzwi panu inspektorowi. Policjant z mojego erotycznego snu popatrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć ironicznie, że wreszcie raczyłem otworzyć. Spojrzałem na niego niepewnie.
− Słucham? – wydukałem. Inspektor Daiki otaksował nie spojrzeniem od góry do dołu. Szczerze, to w moich wspomnieniach był jakiś przystojniejszy, jednak na żywo również prezentował się dobrze.
− Dzień dobry panu – powiedział. – Inspektor policji, komenda policji w Sapporo. Można wejść?
− A to konieczne? – spytałem.
W jednym momencie ostre spojrzenie policjanta złagodniało. Chyba przypomniał sobie, kim byłem i jak przebiegło nasze pierwsze spotkanie.
− Mam pewną sprawę. Wypadałoby ją omówić w dogodnych warunkach, a wątpię, że chciałby pan jechać ze mną na komendę.
Miałem wrażenie, że to jest następny sen. Inspektor patrzył na mnie z góry, a ja mentalnie szczypałem się w ramię, byle tylko się obudzić.
− Do mnie ta sprawa?
− Do pana Shiroyamy.
− Męża aktualnie nie ma – odparłem. – Proszę przyjść później.
Mężczyzna popatrzył na mnie nieco zaskoczony, jakby dopiero docierały do niego pewne fakty. Użyłem słowa mąż, a on miał minę, jakbym wzywał przed nim Allaha.
− Męża? – bąknął jakby do siebie. Po chwili jednak odchrząknął, prostując się. – W jakich godzinach zastanę małżonka?
Spojrzałem uważnie na policjanta, mrużąc przy tym oczy. To, że chciał rozmawiać z moim mężem wcale nie świadczyło o niczym dobrym. Ja miałem uczulenie na funkcjonariuszy prawa, ale mój mąż to był już w ogóle chory, gdy choćby widział policyjny radiowóz.
− Przepraszam bardzo, ale co to za sprawa, którą ma pan do niego? – spytałem. – Coś było nie tak z zezwoleniem na żeglowanie?
− Nie, wszystko było w jak najlepszym porządku. Chodzi o pewne… – urwał. – Trudno, jak pana Shiroyamy nie ma, to postaram się później z nim zobaczyć. Pan też będzie później w domu?
− Raczej – odparłem.
− W takim razie do zobaczenia.
− Do zobaczenia – odparłem nieco niepewnie. Policjant odszedł do radiowozu stojącego na podjeździe, a ja zamknąłem za nim drzwi.

Inspektor Kurogane Daiki wrócił z ponowną wizytą pod wieczór. Akurat całą rodziną siedzieliśmy w kuchni, dzieci pomagały Yuu w zmywaniu po kolacji, a ja siedziałem przy stole, przeglądając magazyn. Powiedziałem wcześniej swojemu mężowi, że policjant ma do niego jakąś sprawę, jednak zbytnio się tym nie przejął, co mnie dość mocno zaskoczyło. Stwierdził, że co ma być, to będzie. Otworzyłem inspektorowi i wpuściłem go do środka. Ku mojemu zdziwieniu, przyszedł do nas ubrany po cywilnemu. Miał na sobie koszulkę, na nią nałożoną koszulę w kratę oraz luźne, nieco przetarte dżinsy.
− Dobry wieczór – powiedział inspektor do mojego męża, gdy zaprowadziłem go do kuchni. Shiroyama odwrócił się do niego, dzieci uczyniły to samo.
− Dobry wieczór – odpowiedział Yuu.
Krewetki również przywitały się z obcym mężczyzną. Jednakże, by nie przeszkadzały, zaprowadziłem je do salonu. Yuu i inspektor zostali w kuchni, usiedli naprzeciw siebie przy stole.
− Tatuś, kto to? – spytała Haru, pokazując palcem w stronę kuchni. Siedziałem z maluchami na podłodze i bawiłem się z nimi, jednocześnie słuchając strzępków rozmowy między mężem, a funkcjonariuszem.
− Znajomy taty – odparłem, głaszcząc maleńką po włosach.
Zbudowaliśmy z dziećmi fort z poduszek i koca. Trochę nam to zajęło, ale w końcu między kanapą, a fotelem powstała mini forteca, w której schował się Hiro. Fakt, że konstrukcja kilka razy nam się zepsuła, ale to nic. Ważne, że dzieci miały czym się zająć. W końcu jednak postanowiłem iść do męża i naszego gościa. By krewetki miały co robić, włączyłem im bajkę.
Wszedłem do kuchni, po czym usiadłem obok Yuu. On i inspektor siedzieli naprzeciw siebie z zaciekłymi minami i rękoma założonymi na siebie. Naprawdę, myślałem, że zaraz jeden drugiego zamorduje wzrokiem.
− Co się stało? – spytałem, oczekując odpowiedzi od któregokolwiek z nich. Położyłem dłoń na kolanie Yuu, by dodać jemu oraz sobie otuchy.
− Dobrze, że pan przyszedł – powiedział policjant. – Sprawa jest dość poważna.
− Poważna? Co to za sprawa?
Yuu westchnął ciężko, jakby nie miał już nawet siły na jakiekolwiek tłumaczenia. Utkwiłem więc wzrok w panu Kurogane. Może przynajmniej on mógł mnie uświadomić w tym, co takiego poważnego się działo.
− Z reguły nie udostępniamy takich informacji cywilom, jednak w tym przypadku zrobię wyjątek. Wierzę też, że pan zna swojego… partnera na tyle dobrze, że jest pan tu teraz z nim. I myślę, że jest pan świadomy pewnych faktów.
Momentalnie poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy, a po całym ciele przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Prosiłem w duchu, by funkcjonariusz nie zmierzał do niczego, o czym właśnie myślałem. Aczkolwiek, patrząc na minę Yuu, mogłem spodziewać się naprawdę wszystkiego.
− Nie rozumiem – powiedziałem, starając się z całych sił panować nad głosem, byle tylko nie zadrżał i nie zdradził mego zdenerwowania. Mimo tego, że starałem się zabrzmieć chłodno i obojętnie, to wydobył się ze mnie ton pełen niepewności.
− Za chwilę przejdę do sedna – kontynuował inspektor. – Bez większego przeciągania, od pewnego czasu odnotowaliśmy zwiększoną liczbę morderstw w całym kraju. Zakładamy, że stoi za nimi jedna i ta sama osoba, gdyż każde zabójstwo jest dokonane w ten sam sposób. Sprawca najpierw podcina żyły, a później ciasno przywiązuje ofiary do jakiegoś mebla, by nie mogły się poruszać, a przy okazji się duszą. Naprawdę okrutna śmierć w męczarniach. Fala tych zabójstw powoli się przesuwa i niefortunnie złożyło się, że dotarła już na Hokkaido. Mamy portret pamięciowy mężczyzny od jednej z potencjalnych ofiar, której jakimś sposobem udało się uwolnić i wezwać pomoc. Niestety, jest to obraz nie do końca wiarygodny z racji, że ofiara była w głębokim szoku. Poza tym, kilkakrotnie zmieniała swoje zeznania. Jednakże, jest to jedyny ślad, jakim możemy się kierować, bo morderca działa naprawdę… sterylnie. Prawdopodobnie zbrodnie dokonuje w rękawiczkach, bo nie natrafiliśmy jeszcze ani razu na jego odcisk palców, a poza tym, co jest doprawdy zabawne, sprząta po sobie ślady krwi. W każdym razie, nie ulega wątpliwości, że jest to jakiś psychopata, ofiary wybiera przypadkowo. A teraz chodzi o to, że nie tak dawno jedno tego typu morderstwo zostało odnotowane nie tak daleko stąd. Tym razem ofiarą padła piętnastoletnia dziewczynka i jak do tej pory jest to najmłodsza ofiara. Dlatego cała policja jest na nogach, by dopaść tego zbrodniarza. Patrolujemy teren, sprawdzamy każdego, kogo się da. Tak się niefortunnie złożyło dla pana Shiroyamy, że jego aparycja nie wygląda na zachęcającą, nie wiem, może to przez zrozumiałą niechęć do policji. W każdym razie, chociaż portret nie pasuje do wyglądu pańskiego partnera, postanowiłem go sprawdzić. W aktualnych aktach nie ma żadnego niepokojącego zapisu, jednak coś mi i tak nie pasowało.
Spojrzałem na Yuu, a on wlepiał zimne spojrzenie w policjanta. Wyglądał naprawdę, jakby za chwilę miał wstać i zabić go gołymi rękoma. Już dawno nie widziałem, że patrzył na kogoś w tak przerażający sposób. Czyli moje obawy były potwierdzone.
− Zajęło mi to trochę czasu, jednak Internet i znajomości są wielkim błogosławieństwem – mówił dalej policjant. – Znajomy z Tokio sprawdził dla mnie akta pana Shiroyamy. Była tam zanotowana pena sprawa sprzed kilku lat, a mianowicie posiadanie broni w miejscu publicznym. Fakt, że morderca podcina żyły swoim ofiarom oraz to, że pan Shiroyama miał problem z policją z takiego powodu, dało mi do myślenia.
− Nie rozumiem – pokręciłem głową. – Chyba nie oskarża pan mojego męża o morderstwo tych wszystkich osób?
− Tych zabitych w ostatnim czasie? Skądże.
Zamarłem, patrząc z szeroko otwartymi oczami na pana Kurogane. To był jakiś śmieszny koszmar.
− Z początku włączyła się u mnie lampka awaryjna, z pytaniem, a co jeśli znaleźliśmy mordercę? Jednak pomysł, że pan Shiroyama specjalnie kilka razy w tygodniu wyjeżdżał do Tokio i wracał tutaj, jest naprawdę absurdalny. Jednak brnąłem dalej w poszukiwaniach, aż dotarłem do spraw archiwalnych. Tutaj dopiero zaczęło się dziać. Podżegania, pobicia, nielegalne posiadanie broni, branie udziału w przestępczych zgromadzeniach, jakiejś mniejsze występki, jednak moje ulubione to posiadanie narkotyków. Co mnie zaskoczyło, ze wszystkiego został uniewinniony, nawet nie doszło do żadnej rozprawy. Każde oskarżenie zostało zwyczajnie wycofane. Rozumiem więc, że łapówkarstwo też nie jest panu Shiroyamie obce, gdyż to po prostu niemożliwe, by wyplątać się z tylu spraw bez jakichkolwiek konsekwencji. Dalsze poszukiwanie informacji doprowadziło mnie do zeznań o kilku morderstwach i samobójstwach, z których wynikło, że pan Shiroyama był w bliskich stosunkach z ofiarami. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej tym sprawom i niby nic nie wskazywało to, że pan Shiroyama może być w to jakoś zaplątany. Ale! – policjant zrobił pauzę, spoglądając na Yuu. – Znalazłem dowód, który mógłby sugerować, że jednak jest inaczej. Zostało to całkowicie pominięte w sprawie morderstwa Kazuo Mikage, który został zastrzelony w swojej rezydencji kilka lat temu i okradziony. Strzał został oddany z takiej samej broni, jaka została znaleziona u pana Shiroyamy kilka miesięcy później. Mało tego, z tej samej broni zostało zabitych jeszcze kilka innych osób, które, po pewnych nitkach, do których musiałem dojść, również w jakiś sposób były związane z pańskim mężem. Na tej zasadzie udało mi się przy okazji sprawdzić parę innych osób, które miały z tym wszystkim jakieś powiązania i szczerze zostałem zaskoczony, że nikt do tej pory nie rozbił tak wielkiej organizacji przestępczej współpracującej z mafią. Efekty mojego późniejszego dochodzenia nie ulegają wątpliwością, że pan Shiroyama był lub też może dalej jest jej członkiem. Poza tym, jestem zaskoczony, że widzę pana w tak dobrym zdrowiu – powiedział do mojego męża. – Z aktów wynika, że nie żyje pan już kilka lat. Rozumiem więc, że obecne dokumenty są sfałszowane. Poza tym! Jestem pod wrażeniem tego wszystkiego. Zrobić tak wielki życiowy przekręt, a później jeszcze umieć ułożyć sobie życie od nowa. Z tego, co znalazłem, jest pan dobrym taktykiem, więc nic dziwnego, że tak wszystko wygląda.
Myślałem, że opadnie mi szczęka. Tyle lat wszystko było tuszowane, trzymane pod kluczem jako wielką tajemnicę, a jeden inspektor rozpracował wszystko w jakieś dwa tygodnie.
− Słucham? – bąknąłem niewyraźnie. Głos zadrżał mi idiotycznie, czułem, że za chwilę dostanę jakiegoś ataku.
− Wie pan o tym wszystkim prawda?
Spojrzałem na Yuu, szukając u niego ratunku. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Zaprzeczać, że to kłamstwo? Mówić, że Yuu na pewno nie zrobił tego wszystkiego? Czułem się jak zagubione dziecko, które nie wie czy rodzice znają prawdę, czy jednak nie. Shiro jedynie kiwnął głową w stronę policjanta, patrząc przy tym na mnie, dając mi tym samym do zrozumienia, żebym niczemu nie zaprzeczał. Miałem wrażenie, że świat zaraz obróci się do góry nogami.
− Wiem – pokiwałem głową.
− Świetnie, już się bałem, że wyjawię jakieś małżeńskie sekrety.
− Co ma pan teraz zamiar zrobić? – powiedziałem, patrząc uważnie na inspektora. – Co pan zamierza?
− Proponuję układ – policjant pochylił się ku nam, łącząc dłonie na stole w koszyczek. – Widzę, że macie tutaj spokojne, udane życie, a cała ta nieprzyjemna przeszłość jest skutecznie zamieciona pod dywan. Szkoda by było, gdyby ktoś te brudy nagle odsłonił. Dlatego moja propozycja jest następująca: ja odpuszczę wszystkie te paskudne sprawy, jeśli pan Shiroyama zechce pomóc mi w ujęciu mordercy.
Powiem szczerze, że mnie zatkało. Nie wierzyłem własnym uszom. Byliśmy szantażowani przez policjanta! Spojrzałem na Yuu, który mrużył podejrzliwie oczy. Chyba nie tylko on wyczuł w tym pewien haczyk.
− Skoro sam pan potrafił dojść do tego wszystkiego, to równie dobrze może pan sam znaleźć mordercę – powiedział Yuu lekko drwiącym tonem.
− Czyli nie zrobi to różnicy, jeśli jutro rano przedstawię te materiały dowodowe przeciwko panu i prawdopodobnie pójdzie pan siedzieć na dożywocie?
Momentalnie objęło mnie wielkie przerażenie. Ścisnąłem mocniej kolano Yuu, niemal wbijając mu palce w ciało. Spojrzeliśmy z mężem na siebie, mój wzrok był przepełniony niemym błaganiem, by się zgodził, by zrobił cokolwiek, tylko nie odmawiał. Nie zniósłbym tego, gdyby nagle miał mnie opuścić.
− Załóżmy, że panu pomogę – zaczął Shiro, powracając spojrzeniem na inspektora, a  głos miał tak lodowaty, że aż przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze – ale jaką mam pewność, że i tak dochowa pan tajemnicy?
− Słowo harcerza.
Yuu prychnął, kręcąc głową. Coś ścisnęło mnie za serce i odniosłem wrażenie, że trudniej mi się oddycha. Czułem, że za chwilę uderzy we mnie okropny atak paniki, czego nie doświadczałem już od kilku lat. W jednej chwili jedna osoba zrujnowała całe nasze poukładane życie.
− Możemy zrobić tak: złożę pisemne oświadczenie, że jeśli kiedykolwiek wszystkie te rzeczy się wydadzą, to byłem jedyną osobą, która o nich wiedziała i nie podjęła w tym kierunku żadnych kroków. Będzie to równoznaczne ze zwolnieniem mnie z mojego stanowiska.
− W tej chwili – powiedział Shiroyama. – Ma pan to napisać w tej chwili.
Szczerze, nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Powiem szczerze, że spisaliśmy pakt z diabłem, który został podpisany przeze mnie, Yuu oraz inspektora. Szczerze myślałem, że to wszystko mi się śni, jednak sprawy dopiero miały zacząć nas przytłaczać.

Nie spaliśmy z Yuu całą noc. Leżeliśmy obaj w łóżku, pogrążeni w egipskich ciemnościach i kompletnie nie mieliśmy siły, żeby chociaż się do siebie odezwać. Tak spędziliśmy całą noc, zatopieni w naszych najczarniejszych myślach, pełni obaw przed tym, co przyniesie jutro.
Nazajutrz Yuu wziął wolne w pracy na najbliższy tydzień. Uczyniłem to samo, bo czułem, że jeśli pójdę do pracy, to prędzej kogoś skrzywdzę, niż pomogę. Dzieci odwieźliśmy do przedszkola, a sami zostaliśmy w domu. Nie byłem w stanie nawet nic przełknąć, Yuu jeszcze jakoś funkcjonował i zwyczajnie zjadł śniadanie, tylko ja nie byłem w stanie choćby przełknąć jednego kęsa.
− Nie wierzę w to, co się wczoraj stało – powiedziałem. Siedzieliśmy z Yuu na kanapie w salonie. Ściskałem w dłoniach kubek z melisą, którą zaparzył mi mąż, próbując się przy okazji przemóc do tego, by wypić napar.
− Powiem ci, że ja również – westchnął. – Nie spodziewałem się, że ktoś może nagle zechcieć grzebać w archiwach.
Westchnąłem, po czym rozpłakałem się. To było tak nagle, że Yuu przez kilka pierwszych sekund nie wiedział, co zrobić. Zabrał mi kubek, po czym odłożył go na stolik, a sam przytulił mnie mocno. Nie wiedziałem już, czym się przejmuję. Przyszłością moją i Yuu lub też grasującym w okolicy mordercą.
− Będzie dobrze, spokojnie – powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
− Skąd niby wiesz? – jęknąłem. – Zawsze, gdy ma być dobrze, to nagle wszystko się sypie. Już myślałem, że może chociaż tutaj nam się uda, ale…
− Takanori, uspokój się. Jeszcze nic się nie stało, rozumiesz? Nie musisz panikować.

Dokładnie dwa dni zajęło nam dojście do siebie. Bardziej mi, bo Yuu był ode mnie o wiele silniejszy psychicznie. Umiał jakoś przyswajać do siebie pewne fakty, godził się z rzeczywistością i dostosowywał się do sytuacji. Starał się więc odwrócić moją uwagę od tego wszystkiego, co się działo. Udało mi się też jakoś zasnąć w nocy z czwartku na piątek. Byłem już kompletnie wykończony ciągłym zamartwianiem się i brakiem snu. Poza tym, zjadłem kolację i byłem bardziej niż pewny, że Yuu dodał mi jakiegoś środka uspokajająco-nasennego. Spałem jak zabity. Obudziłem się dopiero przed dwunastą z bolącą głową i plecami. Zachwiałem się, próbując wstać z łóżka, dlatego ponownie opadłem bezwiednie na poduszkę.
Wówczas usłyszałem, że Yuu z kimś rozmawia w salonie. Podniosłem się ostrożnie, spuściłem nogi na podłogę, stopy wetknąłem w kapcie. Wstałem i podszedłem do drzwi, uchylając je nieco. Wyjrzałem na zewnątrz. Yuu i inspektor Daiki siedzieli w salonie. Shiro był na kanapie, bokiem do mnie, natomiast policjant siedział zwrócony ku mnie. Zauważył mnie. Posłał mi uśmiech i pomachał.
− Dzień dobry! – powiedział, ignorując Yuu, który coś do niego mówił. Shiro odwrócił się do mnie, po czym wstał. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć Daikiemu. Shiroyama błyskawicznie znalazł się obok, po czym niemal wepchnął mnie do sypialni.
− Może będzie lepiej, jeśli dzisiaj zostaniesz w łóżku – zasugerował.
− Dlaczego?
− Jesteś przemęczony. Poza tym, mdlałeś ostatnio.
− Już mi lepiej. Co z dziećmi?
− Odwiozłem je do przedszkola.
− Przepraszam, że musiałeś sam się nimi zająć rano – wymamrotałem. – Mogłeś mnie też obudzić.
− Nie przesadzaj. Przynajmniej się wyspałeś.
Uparłem się, że posiedzę z Yuu oraz z inspektorem. Mężczyźni dyskutowali namiętnie nad morderstwami. Oglądali zdjęcia ofiar, miejsc zbrodni. Już dawno nie widziałem, by Yuu komukolwiek coś tak objaśniał.
− Powiem szczerze, że to niezwykłe – oznajmił w pewnym momencie inspektor. Postawiłem akurat przed nim i przed Yuu po kubku kawy. W kuchni gotowałem obiad.
− Co takiego? – spytałem.
− Sposób, w jaki działa mózg mordercy.
Z początku nie mogłem zrozumieć, o co mu chodzi. Gdy w końcu trybiki w mojej głowie naskoczyły na odpowiednie miejsce, spojrzałem na Yuu. Mąż patrzył na policjanta z gorzkim uśmiechem wykrzywiającym jego usta.
− Po tylu latach w zawodzie nie potrafi pan myśleć jak sprawca? – rzucił Yuu uszczypliwie.
− No nie. Nie potrafię myśleć jak ktoś, kto umiałby kogoś zabić.
− Może to i lepiej – mruknął Yuu.
Przysiadłem obok męża, po czym wziąłem plik zdjęć z miejsc zbrodni. Przejrzałem kilka z nich.
− Straszne, no nie? – powiedział inspektor.
− Powiedziałbym, że pełne fantazji – odparłem, a Yuu się zaśmiał. – Co musi siedzieć w głowie człowieka, który w ten sposób morduje?
− Zapewnie nic dobrego – oznajmił Kurogane ponurym tonem. – Ale proszę sobie wyobrazić, że pański mąż rozpracował, że sprawca jest leworęczny.
− Poważnie? – popatrzyłem na Yuu z niedowierzaniem. – Jak na to wpadłeś.
− Po tym, jak zawiązane są wszystkie pętle na ciałach ofiar oraz po tym, jak rozcina ciała.
− Niesamowite – powiedział inspektor z ekscytacją w głosie.
− To raczej oczywiste. Aż dziwne, że nikt wcześniej na to nie wpadł. Chociaż w żaden sposób nie przybliża nas to do sprawcy – Yuu wziął ode mnie zdjęcia, a następnie odłożył je na miejsce. – Nie robiliście żadnych ekspertyz? Sekcji zwłok?? Czegokolwiek???
− Robiliśmy, ale nikt na to nawet nie zwrócił uwagi.
− A na miejscach zbrodni na pewno nie było żadnych odcisków palców lub włosów?
− Były, ale należały do ofiar. Mówiłem, że sposób, w jaki działa, jest nietypowy. Dlatego potrzebuję pomocy równie nietypowego człowieka.
− To raczej średnia pochwała.
− Panie Shiroyama, proszę mi powiedzieć – zaczął niespodziewanie inspektor zupełnie innym tonem – jakie to uczucie, zabić kogoś?
Shiro zamarł i uchylił lekko usta, nie wiedząc co powiedzieć. Zapadła ciężka, ponura cisza. Popatrzył najpierw na mnie, a następnie na policjanta. Zdaje się, że nie spodziewał się takiego pytania.
− Okropne – odparł w końcu po jakiejś minucie.
Skończyło się na tym, że inspektor Daiki i Yuu przez blisko miesiąc przesiadywali  u nas w salonie, przeglądając wszelkie możliwe akta związane ze sprawą. Kurogane praktycznie się do nas wprowadził, czasami nawet drzemał na kanapie, a dzieci zaczęły w pewnym momencie mówić do niego wujku. Miałem mieszane uczucia wobec tego wszystkiego. Zupełnie obcy facet wmieszał się w nasze życie i był w nim obecny praktycznie przez 24 godziny na dobę. Poważnie! Szanowny pan inspektor raz pozwolił sobie obudzić mnie i Yuu w środku nocy, bo niby znalazła się jakaś następna ofiara, która wyślizgnęła się mordercy. Faktycznie, był to ważny materiał dowodowy, jednak miałem wielką nadzieję wyspać się przed trzema poważnymi operacjami, jakie miałem wykonać następnego dnia.
Tak minął do końca wrzesień, przeleciał październik i zaczął się listopad. Najbardziej ponury miesiąc roku. Szczerze, to zaczynałem być już naprawdę zmęczony tym wszystkim. Nie mogłem wrócić z pracy i spędzić w spokoju kilku godzin z mężem, bo oczywiście, cudowny policjant już siedział na swoim stałym miejscu w fotelu i zwyczajnie był. Czasami nawet nie skupiał się tak bardzo na sprawie, co irytowało Yuu. W końcu doszło do tego, że zaczęliśmy w zasadzie oddzielnie żyć, chociaż mieszkaliśmy pod jednym dachem. Spora część obowiązków spadła wyłącznie na mnie. Sam sprzątałem, gotowałem, zajmowałem się dziećmi i wykonywałem inne prace domowe, którymi wcześniej dzieliliśmy się z Yuu. Oddzielnie jedliśmy, osobno kładliśmy się spać i wstawaliśmy. W pewnym momencie poczułem się tak bardzo pusto, kiedy stałem w kuchni gotując i jednocześnie pilnując dzieci, by nie przeszkadzały tym dwóm w salonie. Miałem widok na Yuu oraz Daikiego. Siedzieli pochyleni nad ławą, pili kawę i pokazywali coś na zdjęciach. Kroiłem akurat warzywa i tak się zagapiłem na nich, że się zaciąłem w palec. Zakląłem pod nosem, odkładając nóż. Wziąłem palec do ust, zassałem go lekko, a następnie odwróciłem się do apteczki, szukając w niej plastrów.
− Tatuś? – Haru dopadła do mojej nogi. – Co to? – wzięła swój pulchny paluszek do ust.
− Nic, kochanie. Tatuś się zagapił – wziąłem plaster i w miarę sprawnie nakleiłem go na ranę. Dzieciom jednak nie umknęło to, że leci mi krew.
− Kuku! – pisnęła Yoshi.
− Już jest dobrze. Spójrzcie. Tatuś nakleił plasterek i nie boli.
− Ale jak nie? – Yoshi była bardzo przejęta.
Westchnąłem w duchu. W tym samym momencie Hiro wybiegł z kuchni do salonu.
− Tata, tata, kuku! – krzyknął.
− Hiro, chodź tu natychmiast! – powiedziałem.
Niestety, Hiroshi pobiegł po Yuu. Shiro zjawił się w kuchni naprawdę szybko. Popatrzył na nas nieco zdezorientowany i przejęty, a mnie coś ukłuło w środku. Trzymał małego Hiro za rączkę, a ten ciągnął go do mnie.
− Co się stało? – spytał.
− Kuku!! – Haru i Yoshi podbiegły do Yuu, obskakując go i pokazując na mnie.
− Nic takiego, zaciąłem się nożem – westchnąłem. – Wracaj do pracy.
− Pokaż.
Yuu podszedł do mnie, ujął delikatnie moją dłoń i popatrzył na palec zawinięty w plaster. Odkleił go, po czym westchnął.
− Odkaziłeś?
− To tylko mała ranka – odparłem, zaklejając z powrotem palec.
− Niby mała ranka, ale i tak może się wdać zakażenie. Zresztą, komu ja to tłumaczę, jesteś chirurgiem.
− Więc nie ucz mnie, jak obchodzić się z ranami – odparłem, odwracając się od niego. Wziąłem nóż i kontynuowałem krojenie warzyw.
− Ej, no co ty. Tylko się o ciebie troszczę – objął mnie w pasie, a ja myślałem, że coś kompletnie przebiło mnie na wylot. Jakbym był balonem z wodą, który ktoś przekłuł igłą. Odskoczyłem od Yuu i myślałem, że zaraz osobiście zadźgam go tym nożem, który trzymałem. Sam odsunął się ode mnie o krok, unosząc ręce w poddańczym geście.
− Troszczysz się, tak?
− O co ci chodzi? I odłóż ten nóż, bo jeszcze coś się stanie.
Spojrzałem na nóż w swojej dłoni, a następnie na Yuu. Ostatecznie odłożyłem narzędzie na szafkę. Wziąłem dzieci i zaprowadziłem je na górę, zostawiając swojego męża bez słowa.

[Yuu]

W połowie listopada spadł śnieg. Było już naprawdę zimno, nie ograniczając się wyłącznie do pogody. Chłodno zrobiło się między mną, a Takanorim. Nasz związek przechodził dość poważny kryzys, co mnie przerażało. Po tym jednym incydencie, gdy myślałem, że Taka dźgnie mnie nożem, rozmawialiśmy o tym, przez co aktualnie przechodziliśmy.
− Wiem, że robisz to dla nas – powiedział, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. Taka wyglądał okropnie i zauważyłem to dopiero wtedy, w konsekwencji czego, zdenerwowałem się tylko sam na siebie. Jak mogłem nie zauważyć, co się dzieje z moim mężem? – Ale powoli przestaję czuć, że w ogóle jesteśmy razem.
− Musimy to jakoś wytrzymać – westchnąłem, łapiąc go za tą samą dłoń, w którą się zaciął. Siedzieliśmy naprzeciw siebie przy kuchennym stole. Dochodziła pierwsza w nocy, dzieci już dawno spały. Mogliśmy więc bez problemu porozmawiać ze sobą w cztery oczy. – Mnie również nie jest łatwo i wcale nie mam ochoty robić tego wszystkiego.
Takanori popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Dlaczego droga Amaterasu nie obdarzyła mnie jakimiś supermocami, dzięki którym byłbym w stanie być bez przerwy idealnym mężem i ojcem, być z rodziną zawsze w tych momentach, w których mnie potrzebowała? Nie mogłem znieść widoku tych smutnych oczu mojej ukochanej osoby. W tym spojrzeniu kryło się wszystko, czego i tak mi nie powiedział. Frustracje z powodu pracy, zajmowanie się trójką rozpieszczonych dzieci, duży dom, a w tym całym bałaganie on sam, samiuteńki niczym rozbitek na bezludnej wyspie.
− Wiem. I bardzo doceniam, że robisz to dla nas – wymamrotał.
− Postaram się mniej siedzieć w tym wszystkim – zapewniłem go.
− A co na to szanowny pan inspektor? Jeszcze się zdenerwuje. Albo zerwie umowę i…
− Wtedy będzie musiał się pożegnać z tym światem.
Takanori roześmiał się serdecznie. Posłałem mu lekki uśmiech. Cieszyłem się, że chociaż się zaśmiał.
− Ale gdyby coś jednak nie wyszło, jakby wymigał się od wypełnienia umowy, wtedy miałby do czynienia ze mną – powiedział poważnym tonem. – Naprawdę.
− Tak?
− Nie oszukujmy się. Ty, w porównaniu ze mną, to mniejsze zło.
Zaśmiałem się w głos. Co racja, to racja, nie mogłem równać się z Takanorim. Mój partner, chociaż wcale nie wyglądał na takiego i w ogóle nawet nie sprawiał pozorów, ale jeśli w grę wchodziła rodzina, a przede wszystkim dobro naszych dzieci, mógłby być bardziej zawzięty i bezwzględny niż wszyscy najgorsi zbrodniarze razem wzięci, wielka mafia, niż ja sam. Zawsze walczył do końca i nie odpuszczał, dlatego wiedziałem, że teraz też by się nie poddał. Był moimi plecami i trwał przy mnie w najgorszych chwilach. Wtedy, gdy ja już chciałem dać spokój, on pchał mnie do przodu, byle bym osiągnął zamierzony cel.
Po tym jednym listopadowym wieczorze może trochę się miedzy nami polepszyło. Starałem się więcej pomagać w domu, robiłem wszystko, byle tylko odciążyć Takę z obowiązków. Ale to chyba nie wystarczało, bo naprawdę wyglądał coraz gorzej. W ogóle się nie wysypiał, mocno schudł. Aż pewnego dnia, kiedy niósł dla mnie i dla inspektora Kurogane po kawie, padł. Tak zwyczajnie, nie miałem pojęcia czy się potknął, ale w jednej chwili znalazł się na podłodze. W dodatku był tuż obok nas. Kawa wylała się na puchaty, jasny dywan, kubki, jakimś cudem, nie stłukły się. Zerwałem się z miejsca, od razu dopadając do swojego partnera. Myślałem, że serce mi za chwilę pęknie.
− Taka – starałem się zachować w miarę spokojny ton, jednak nie udało mi się w żaden sposób ukryć zdenerwowania. Od środka zaczęła wypełniać mnie panika.
− Zadzwonić po karetkę? – inspektor dołączył do mnie. Odwróciłem Takę na plecy, a następnie wsunąłem ręce po jego ciało. Policjant chciał mi pomóc go przenieść, ale niemal go od siebie odepchnąłem ramieniem, byle nie dotykał mojego męża. Nie odpowiedziałem mu też na pytanie.
Położyłem Takę na kanapie i uklęknąłem przy nim. Ująłem jego twarz w dłonie, miał czerwone czoło, zapewne od uderzenia w podłogę. Zmierzyłem mu puls, był odrobinę spowolniony, oddech miał płytki.
− Taka – powtórzyłem, pochylając się nad nim.
W pewnym momencie Matsumoto otworzył lekko oczy, jęcząc przy tym, jakby obdzierano go ze skóry. Przeraziło mnie to nie na żarty, Inspektor zaklął, będąc pewnie w równie dużym szoku, co ja.
− Przepraszam – powiedział Taka łamiącym się głosem. Zakrył twarz jedną ręką. – Wylałem kawę.
− Na bogów – westchnąłem, obejmując go. – Jak się czujesz? Boli cię gdzieś?
− Głowa mnie boli – odpowiedział cicho.
Tego wieczoru skończyliśmy nasze dywagacje nad jednym z morderstw. Inspektor sam odpuścił, przynajmniej sam nie musiałem go wypraszać z domu. Zaniosłem Takanoriego do łóżka i poszedłem jeszcze chwilę porozmawiać z policjantem. Odprowadziłem go do drzwi.
− Mam dziwne wrażenie, że niedługo znowu zaatakuje – powiedział, narzucając na siebie kurtkę. Skrzyżowałem ręce, patrząc na niego.
− Mówi pan o tym mordercy?
− Tak.
Pokręciłem głową.
− Nie wydaje mi się, że za tym stoi jedna osoba.
− No na pewno nie jest to grupa przestępcza.
− No nie. Ale może są dwie osoby.
Inspektor zapiął kurtkę, owinął szyję szalikiem, a następnie odchrząknął, jakby chciał na pluć na podłogę lub na mnie.
− Myśli pan?
− Mhm.
Westchnął.
− Szczerze, to czuję się jak głupi. Wiemy naprawdę bardzo niewiele, a on wciąż pozostaje na wolności.
− W końcu podwinie mu się noga. Nawet najlepszym się to zdarza.
Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem, jakby próbował ocenić czy mówiłem o sobie lub też o kimś innym. Patrzyłem na niego nieporuszony, chciałem jedynie iść do Taki i się nim zaopiekować. Kurogane jakby wyczuł, że myślałem już tylko o swoim partnerze i w pewnym momencie kompletnie zmienił ton.
− Nic mu nie będzie? – spytał. Z początku nie wiedziałem, o kim mówił. Dopiero co rozmawialiśmy o mordercy. Szybko jednak zorientowałem się, że mówił o Takanorim.
− Jest przemęczony – pokręciłem nieznacznie głową.
− Z pewnością. Tak się dzisiaj przewrócił. Ale dobrze, że nic więcej mu nie jest.
− Zobaczymy.
− Moja żona też tak kiedyś miała utraty przytomności – westchnął. – Na szczęście okazało się, że to nic groźnego.
− To dobrze – odparłem.
Szczerze, to nie miałem ochoty na spoufalanie się z policjantem. Był to facet, który szantażował mnie i Takę, a teraz zachowywał się, jakbyśmy byli jego dobrymi kolegami. Brzydziłem się wręcz tym wszystkim, odpychała mnie sama myśl, że mógłbym w jakikolwiek sposób zaprzyjaźnić się z tym mężczyzną.
Pan Kurogane wyszedł. Zamknąłem za nim drzwi na klucz i wróciłem do swojego partnera. Takanori leżał na łóżku, tak jak go zostawiłem. Przysiadłem przy mężu, dotykając jego ramienia. Popatrzył na mnie mętnym wzrokiem.
− Co się dzieje? – spytałem.
Taka tylko pokręcił głową, po czym wtulił twarz w poduszkę. Rozpłakał się i przez długi czas nie mógł się uspokoić. Nawet nie wiedziałem, dlaczego płakał.

Dwa dni później została zamordowana następna osoba. Byłem akurat w szkole i prowadziłem zajęcia, gdy inspektor do mnie zadzwonił. Pierwsza klasa obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem, gdy rozległ się dźwięk dzwonka telefonu. Zadałem im na szybko jakiś temat do przeczytania, a sam wyszedłem na korytarz.
− Słucham – rzuciłem niechętnie w słuchawkę.
− Dzień dobry! Właśnie popełniono następne morderstwo. Tym razem w Sapporo. Problem jest jednak taki, że tym razem ofiara została zastrzelona.
− Czyli nie ma pewności, że to była ta sama osoba.
− Wszystko na to wskazuje. Morderca działał tak samo; podciął żyły, później przywiązał ofiarę, a na końcu po prostu ją zastrzelił.
− Ciekawe dlaczego.
− O tym się przekonamy. Wpadnę dzisiaj wieczorem z ważniejszymi materiałami. Myślę, że w końcu mamy jakiś trop.
− Świetnie – wymamrotałem. Coś w środku mnie krzyknęło, że wcale nie mam ochoty na to, by widzieć się z panem inspektorem. Kim ja niby byłem, żeby mu pomagać? Mogłem od razu wyciągnąć swój stary pistolet i zrobić z niego użytek. No tak, tylko mieliśmy z Takanorim umowę, że już nigdy więcej nie użyję broni w wiadomym celu.
Cały ten dzień był okropny. Zajęcia skończyłem naprawdę późno, potem miałem konsultacje, a i jeszcze pomagałem Hikari zorganizować salę na jutrzejszą radę nauczycielską. Byłem szczerze oburzony, że dyrekcja obarczyła ją takim zadaniem, w końcu była w ciąży. Skończyło się więc na tym, że sam pozsuwałem wszystkie stoły i poustawiałem krzesła. Hikari jedynie przyniosła reklamówkę z drobnym poczęstunkiem.
− Yuu, wcale nie musiałeś mi pomagać – powiedziała, gdy odprowadzałem ją do samochodu. Dochodziła siódma wieczorem, na dworze było już zupełnie ciemno, w dodatku padał śnieg. Niosłem jej torbę, w której miała testy do sprawdzenia. – Ale bardzo ci dziękuję.
− Nie ma za co. Jak się w ogóle czujesz?
− A wiesz, raz gorzej, raz lepiej.
Zatrzymaliśmy się przy jej samochodzie. Hikari go otworzyła, włożyłem jej sprawdziany na tylne siedzenie.
− Rozumiem.
− No, a co u Takanoriego? Chyba wieki go nie widziałam.
− A no wiesz, po staremu – odparłem.
Hikari zmrużyła oczy, patrząc na mnie. Nie byłem do końca pewny, co wyraża jej mina, było już dość ciemno i jedynym oświetleniem była lampa, nieopodal której staliśmy.
− Na pewno? Minoru coś mówił, że raz, jak u was był, to się pokłóciliście.
− Zdarza się – zaśmiałem się. – Właśnie, już dawno się nie widziałem z Minoru.
− Teraz więcej czasu spędza ze mną – uśmiechnęła się. – Nareszcie!
Roześmiałem się, a ona mi zawtórowała. Podziękowała mi jeszcze raz, że jej pomogłem, a następnie wsiadła do samochodu i odjechała.
Zrobiłem jeszcze drobne zakupy i wróciłem do domu. Było mniej więcej wpół do ósmej, gdy wszedłem do środka. Rozebrałem się z ubrania wierzchniego i poszedłem z reklamówką do kuchni.
− Halo? – rzuciłem głośno. Zapaliłem światło w salonie, w kuchni. W domu było przerażająco cicho. Takanori był już w domu, widziałem jego samochód w garażu. Zaniepokoiło mnie to jednak. Rozejrzałem się po całym parterze, a następnie poszedłem do góry. Ogarnęła mnie cudowna ulga, gdy zobaczyłem swojego męża w pokoju dziecięcym wraz z maluchami. Dzieciaki były już przebrane w piżamki i bawiły się ze sobą, a on siedział obok na podłodze, opierając się o jedno z łóżek i coś przeglądał.
Spojrzał na mnie, jak tylko otworzyłem drzwi. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Uśmiechnąłem się do niego, chociaż odczułem niepokój.
− Cześć wam – powiedziałem.
− Tatuś! – dzieci rzuciły się na mnie. Poprzytulałem i wycałowałem swoje maluchy. Jakoś było mi lepiej na sam widok tej trójki. Nigdy się nie spodziewałem, że rola dzieci w moim życiu stanie się tak ważna.
− Późno wróciłeś – powiedział Taka. Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem.
− Miałem konsultacje, a później pomagałem Hikari przygotować salę na jutro. Będziemy mieć radę.
− Rozumiem. Jak się czuje?
− Myślę, że dobrze – odgarnąłem kosmyk włosów z jego twarzy. – Ważniejsze pytanie, jak ty się czujesz?
Takanori pokręcił głową. Podał mi kilka złączonych ze sobą kartek. Popatrzyłem na nie uważnie. W lewym górnym rogu widniało jego nazwisko, obok było zaznaczone, czego dotyczyła treść. Niżej były jakieś pokrętne medyczne nazwy i procenty.
− Robiłem morfologię i wychodzi na to, że mam anemię.
Spojrzałem na swojego partnera, a on popatrzył na mnie. Myślałem, że się przesłyszałem. Anemię?
− Cholera – mruknąłem.
− No, cholera – westchnął. Oparł się o moje ramię, a ja przez pewien czas nie wiedziałem, jak się zachować. Bo niby co się robi w takich chwilach?
Położyliśmy dzieci do łóżek. Czytałem im bajkę na dobranoc, a Taka siedział przy mnie. Gdy skończyłem jedną historię, dzieci już spały. Wyszliśmy więc po cichu z pokoju, gasząc za sobą światło. W tym samym momencie, w którym zamknęliśmy za sobą drzwi, porwałem swojego ukochanego w ramiona.
− Yuu?
− Chcę cię przytulić – powiedziałem.
Wziąłem go na ręce, przytrzymując go pod pośladkami. Pocałowałem Takę prosto w usta, czego chyba się nie spodziewał. Szczerze, to wieki się nie przytulaliśmy i nie całowaliśmy. Od środka naszła mnie chęć, by zamknąć go na zawsze w swoim uścisku i pieścić do końca życia. Takanori lekko objął mnie swoimi ramionami za szyję. Zdawało mi się, że nie miał jakiejś ochoty na pieszczoty, jednak nie przestawałem go całować.
Zeszliśmy po schodach, trzymałem Takę tak, jakbym niósł małe dziecko – jedną ręką trzymałem go za pośladki, drugą miałem na jego karku. W pewnym momencie zauważyłem, że objął mnie nogami w pasie. Wplątał delikatnie swoją drobną dłoń w moje włosy i sam pocałował mnie w policzek. Okręciłem się z nim lekko wokół własnej osi, Taka zaśmiał się na to. Pocałowałem go następny raz, ukochany tym razem oddał pieszczotę, co mnie tylko rozochociło. Już zmierzałem do sypialni, kiedy to dostrzegłem, że ktoś stoi między korytarzem, a przedsionkiem. Mało nie upuściłem Taki z zaskoczenia, gdy zobaczyłem inspektora Kurogane. Zakląłem.
− Było otwarte – powiedział inspektor, jakby próbując się tłumaczyć. W jednej chwili ogarnęła mnie taka wściekłość, że miałem ochotę gołymi rękoma zmiażdżyć inspektorowi głowę. – A nikt nie otwierał i nie odbierał telefonu, więc…
Taka szybko zszedł ze mnie zawstydzony tym, że ktoś nas tak zobaczył. Patrzyłem na inspektora z miną, która miała mu uświadomić, że właśnie przekroczył cienką linię mojej cierpliwości.
− Poza tym, mówiłem, że dzisiaj przyjdę – kontynuował. – Miałem przynieść materiały dotyczące dzisiejszego morderstwa.
− Dzisiejszego morderstwa? – powiedział Takanori. – Ktoś został dzisiaj zamordowany?
− Młody mężczyzna z Sapporo – odparł inspektor.
Takanori popatrzył na mnie, zaciskając wąsko wargi. W jednej chwili zrobił się cały czerwony na twarzy, już wiedziałem, że to wcale nie wróży nic dobrego.
− A ty nie zamknąłeś drzwi – powiedział tonem pełnym rozczarowania. Szczerze, to nie miałem już nawet siły, by jakoś się tłumaczyć. Mąż poszedł do sypialni, niemal trzaskając za sobą drzwiami.
Popatrzyłem na inspektora, a ten na mnie. Miałem wielką ochotę rzucić się pod pędzący pociąg. Aż żałowałem, że w pobliżu nie było żadnej stacji.
− Mamy odciski palców – powiedział Kurogane przejętym tonem. W ogóle nie obchodziło go, że przez niego czekała mnie następna rodzinna kłótnia i przy okazji pogłębienie kryzysu,
− Ach tak? – rzuciłem. Wskazałem mu na salon, żebyśmy zajęli miejsca. – I wiadomo już, kogo szukamy?
− Tak.
− Nie wierzę, że tak nagle to wszystko ruszyło do przodu – westchnąłem bardziej do siebie, niż do niego.
W jednym momencie udało się dojść do tego, kim faktycznie był sprawca. Jak się okazało, portret pamięciowy był dość zbliżony do wyglądu mężczyzny. Nazywał się on Naito Kei, miał trzydzieści pięć lat i był karany dwukrotnie za pobicie. Wraz z inspektorem doszliśmy również do tego, że Naito był wdowcem; jego żona popełniła samobójstwo kilka lat temu, podcinając sobie żyły. Świetnie, więc trafiliśmy na jakiegoś psychola z traumą.

*

Naito pozostawał nieuchwytny dla policji. Nikt nie wiedział, gdzie przebywa, w jaki sposób się przemieszcza i czy ktoś mu pomaga w dokonywaniu zbrodni. Policja w całym kraju była na nogach, próbując dojść do niebezpiecznego przestępcy. Szczerze, sam już nie miałem ochoty w tym uczestniczyć, jednak świadomość, że ostatnia zbrodnia została dokonana tak blisko nas, nie dawała mi spać w nocy. Bez przerwy chodziłem spięty, wieczorem kilkakrotnie sprawdzałem czy na pewno wszystkie okna i drzwi są zamknięte oraz czy alarm jest włączony. Dopiero po tej kontroli byłem w stanie położyć się do łóżka obok swojego partnera. Poza tym, mój ukochany był następnym czynnikiem, który wywoływał u mnie ciągle napady zmartwień. Takanori miał anemię, co było dla mnie naprawdę szokującą wiadomością. Bo niby skąd i dlaczego? Nigdy wcześniej nie miał jakiś problemów ze zdrowiem, a z tego, co wiedziałem, anemia mogła być jedynie preludium do czegoś poważniejszego. Taka niby zapewniał mnie, że to jedynie osłabienie, że musi brać odpowiednie leki i wszystko wróci do normy. Bardzo starałem się mu wierzyć. Jednak, ku mojej uciesze, po dwóch tygodniach terapii oraz przyjmowaniu odpowiednich leków, zauważyłem poprawę u swojego lubego. Stał się nieco żywszy, co nie mogło nikomu umknąć. Jakby minął mu depresyjny stan, który utrzymywał się przez ostatnie tygodnie.
Odkąd wiadomo było, kto stoi za morderstwami, inspektor spędzał u nas znacznie mniej czasu. Jak przez większość czasu bywał codziennie, tak jego wizyty były może dwa razy w tygodniu, co znacznie wpłynęło na nasz związek. Zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu, rozmawiać o wszystkim. W końcu równowaga w naszym domu została przywrócona na swoje miejsce.
Tak jak tego jednego wieczoru. Był początek grudnia, śnieg otulał całą okolicę, a my w końcu postanowiliśmy skorzystać z okazji i wyjść gdzieś razem. Pomimo chłodu, wybraliśmy się na romantyczny spacer po Sapporo, a następnie zjedliśmy razem kolację. Z racji, że byliśmy samochodem, tylko Takanori mógł napić się wina, więc stwierdził, że wypije za nas obu. Po opróżnionych dwóch butelkach, które uderzyły do jego słabej, w kwestii alkoholu, głowie, kochał wszystkich i wszystko, a w szczególności mnie.
Nigdy nie zapomnę tego powrotu do domu po dwudziestej trzeciej. Ruda, Pulchna, Okularnica i Jeżyk były z naszymi dziećmi w ten śnieżny, piątkowy wieczór. Chcieliśmy wejść do domu niepostrzeżenie, by nikt, ale to nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi. Dziewczyny pewnie jeszcze nie spały, w przeciwieństwie do naszych dzieci, bo w pokoju gościnnym było zapalone światło. Pomyślałem więc, że może wejdziemy tylnymi drzwiami, by nie robić większego hałasu, jednak z pijanym Taką, to nie było łatwe.
Pomogłem mu wysiąść z samochodu, a on niemal od razu przyczepił się do mnie niczym mała małpka do swojej mamy, oplatając mnie ramionami za szyję oraz czepiając się mnie nogami w pasie. Mała przylepa nie chciała puścić i ledwo dotarłem z nim do drzwi. Śmiał się, chichotał, a ja błagałem w myślach, by dziewczynom nie przyszło do głowy się z nami przywitać. Ledwo dałem radę otworzyć drzwi. Wpadliśmy na oślep do środka, Taka całował mnie po twarzy, mrucząc przy tym ponętnie. Nie bez powodu był moim małym kotkiem. Zamknąłem za nami drzwi, daliśmy radę jeszcze rozebrać się z ubrania wierzchniego, kiedy to mój kot zaczął pieścić wargami moją szyję i przy okazji zsuwać ze mnie marynarkę.
− Nie tutaj – powiedziałem niemal szeptem. Taka jedynie zachichotał, opierając się na mnie. Wziąłem go na ręce, po czym zaniosłem do sypialni.
− Kochaj się ze mną – westchnął, na oślep próbując rozpiąć moją koszulę.
− Zawsze.
Położyłem go na łóżku. Z racji takiej, że mój partner był kompletnie zalany i nie do końca poczytalny w tamtej chwili, nie miałem zamiaru uprawiać z nim seksu, chociaż bardzo miałem na to ochotę. Gdybym również był nieco wypity, to pewnie pierwszy raz zaliczylibyśmy w samochodzie, a później w każdym miejscu po kolei – przedsionku, salonie, a na końcu w sypialni. Musiałem też wziąć pod uwagę to, że na pewno nie bylibyśmy cicho, szczególnie Taka, który lubił pojęczeć, a pod naszym dachem spały 4 nastolatki, a jednocześnie moje uczennice. Na pewno by nie chciały słyszeć tego wszystkiego.
Taka jeszcze chwilę pomarudził, że miał chcicę i wielką ochotę na porządny, ostry seks. Gdy tak o tym mówił, to sam nabierałem coraz większej ochoty i z trudem się powstrzymywałem. Na szczęście, gdy tak leżał na łóżku i gadał zupełnie od rzeczy, w końcu zasnął.
Następnego dnia obudziłem się przed Takanorim. Leżeliśmy tyłem do siebie. Odwróciłem się w stronę swego ukochanego, tylko po to, by ujrzeć jeden z najbardziej urokliwych widoków, jaki mógł mnie powitać z rana. Taka obejmował ramionami poduszkę, co zawsze było dla mnie bardzo urocze. Jego zmierzwione, pokręcone we wszystkie świata strony włosy, dodawały temu wszystkiemu jeszcze więcej słodkości. Przesunąłem się ku niemu, a następnie objąłem go ramieniem. Złożyłem mu pocałunek na karku, wziąłem głęboki wdech i westchnąłem. Odkąd przestałem palić i zacząłem cokolwiek czuć, po ponad dziesięciu latach związku odkryłem, że mój luby pachniał przecudownie. Miałem wrażenie, że wdycham najpiękniejszą kompozycję perfum, jaka mogła istnieć. To nie był jakiś ostry męski zapach, skądże, jednakże, to jeszcze bardziej wpływało na to, że mogłem wąchać go w nieskończoność. Przy okazji, gdy czułem ten zapach, robiłem się znacznie spokojniejszy. Wystarczyło, że przytuliłem się do Taki i w jednym momencie znikały wszystkie moje troski.
Takanori burknął coś przez sen. Odburknąłem mu, zamykając oczy. Jego ciepłe ciało obok mnie, my dwoje w sypialni – czy istniało coś lepszego?

Przysnąłem na nowo i śniło mi się, że jestem zdradzany. Tak zwyczajnie. Mój partner siedział na ławce na jednej  z tokijskich  promenad z jakimś mężczyzną, który nie był mną. Trzymali się za ręce, ich twarze były niebezpiecznie blisko siebie. Krzyknąłem w ich stronę, chcąc, by ten facet odczepił się od mojego męża. Żaden mnie jednak nie słyszał. Pocałowali się na moich oczach, a ja myślałem, że ktoś mi wygrzebuje wszystkie wnętrzności łyżeczką. Wszystko wewnątrz mojego ciała jakby się poprzekręcało, serce kłuło mnie tak strasznie, że myślałem, że za chwilę stracę przytomność. Krzyczałem i biegłem w ich kierunku, jednak, jak to w takich snach bywa, mój chód był ociężały, ledwo byłem w stanie zrobić krok. A oni całowali się coraz intensywniej. Mężczyzna bezwstydnie dotykał mojego ukochanego, macał go, rozbierał, a Taka pozwalał mu na wszystko. Jakby tego było mało, sam inicjował pieszczoty. Rozebrali się, mój partner zsunął się między jego nogi, dotykając ponętnie nagiego ciała obcego mężczyzny, a następnie zaczął robić mu dobrze. Myślałem, że za chwilę wypłaczę oczy w tym śnie, widząc, jak mój ukochany bezwstydnie zabawiał się z kimś innym. Nagle facet podniósł Takę z ziemi, usadzając go na swoich kolanach, tyłem do siebie. Wszedł w niego, a w tym samym momencie mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Takanoriego.
Obudziłem się zdyszany i zlany potem. W dalszym ciągu przytulałem Takę, a on wciąż spał. Podniosłem się do siadu, serce waliło mi jak młotem, nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Przez chwilę nawet wątpiłem czy na pewno się obudziłem, czy to może kontynuacja tego obrzydliwego koszmaru.
Wstałem i pomimo tego, że cały się trząsłem z nerwów, wziąłem prysznic i ubrałem się. Gdy wróciłem do sypialni, Takanori już nie spał. Leżał w na boku, przykrywając głowę poduszką.
− Yuu – jęknął.
− Hm?
− Przyniesiesz mi wodę?
− Jasne.
Przyniosłem mu butelkę wody z kuchni. Niedługo później odwiozłem do domów Rudą, Pulchną, Okularnicę i Jeżyka, płacąc im uprzednio, że zostały z naszymi dziećmi na wieczór. Szczerze, to byłem zaskoczony, że zostawały z krewetkami tak chętnie, ale, jak to raz same stwierdziły, maluchy i tak potrafią zająć się sobą, a my mieliśmy wyjątkowo wygodne łóżko w pokoju dla gości.
− I jak się wczoraj wieczór udał? – zagadnęła Pulchna z tylnego siedzenia. Ruda siedziała z przodu obok mnie, pozostała trójka zajęła miejsca pasażerów.
− A w porządku – odparłem, rozglądając się uważnie czy przypadkiem nic nie jechało z żadnej strony.
− Tylko w porządku? – mruknęła Ruda. Spojrzałem na nią kątem oka.
− Chyba nie muszę zdradzać wam szczegółów – odparłem.
− Proszę pana, mamy już po 18 lat – oznajmiła Jeżyk.
− To nic nie zmienia!
− No, bo kto by chciał słuchać o szalonych nocach swojego nauczyciela – rzuciła kąśliwie Pulchna. Okularnica zachichotała na tę uwagę.
− Szalone noce, gdy on jest pijany, a ja go muszę trzymać w pionie – powiedziałem pod nosem, co jednak nie uszło uwadze dziewcząt. Szczerze? Relacja nauczyciel-uczeń już dawno się między nami zatarła, one same mówiły, że ja i Taka byliśmy już dla nich jak tacy wujkowie albo nawet kuzyni. Co poradzić, straciłem respekt w oczach uczniów.
Odwiozłem tę osobliwą czwórkę do domów, a następnie wróciłem do siebie. Takanori leżał w łóżku z kacem, a ja zająłem się dziećmi oraz resztą spraw. Zrobiłem śniadanie, posprzątałem w salonie i łazience, odśnieżyłem i posypałem piaskiem dróżkę z domu do garażu.
Wieczorem, gdy Tace już minął kac, postanowił się do mnie nieco przymilić, jednak wcale nie miałem ochoty na pieszczoty. Po swoim śnie czułem się, jakby Takanori zdradził mnie naprawdę. Siedział na mnie okrakiem, chcąc mnie pocałować, ale odsunąłem się nieznacznie. Spojrzał na mnie zdziwiony.
− No co? – spytał.
− Nic.
− Jesteś zły, że się upiłem? – westchnął. – Przepraszam. Wiesz, że nie mogę pić, ale czasami muszę.
− Czasami musisz? – wymamrotałem. Wolałem już udawać, że faktycznie nie mam na nic ochoty po tym, jak się zalał. Choć naprawdę w niczym mi to nie przeszkadzało. Takanori zazwyczaj nie pił, miał słabą głowę. Z reguły to ja się upijałem, co mój partner zawsze znosił bez jakiegokolwiek narzekania. – Napierdoliłeś się jak nie powiem co.
Takanori popatrzył na mnie z rezerwą, po czym zszedł z moich kolan. Zrobiło mi się tak beznadziejnie lekko bez jego ciężaru na sobie, a moje ciało przeszył chłód. Wiedziałem, że źle robię, ale co mogłem poradzić. Powiedzieć mu, że miałem idiotyczny sen i teraz odpycha mnie nawet myśl o seksie? No błagam, na pewno nie.
− Przepraszam – mruknął.
− Na przyszłość po prostu myśl, a nie pij na umór. Głowa jest ci potrzebna do pracy, a nie do szaleństw.
− Dzięki za radę – odparł, zajmując miejsce w fotelu.
− Nie dziękuj, tylko…
− Możesz już przestać? – przerwał mi. – I skończ z tym, co ciągniesz już od jakiegoś czasu.
− Co takiego?
− Bycie chamskim bez powodu. Nie zrobiłem nic złego, a ty na mnie naskakujesz, jakbym co najmniej kogoś potrącił na ulicy.
− Bo zachowujesz się nieodpowiedzialnie? Ile ty masz niby lat, żeby tak pić? Poza tym, lekarzowi raczej nie wypada tego typu zachowanie. Powinieneś dawać dobry przykład, a nie kończyć najebanym i przy okazji zachowywać się jak jakaś tania prostytutka.
Żałowałem, że nie ugryzłem się w język. Takanori tylko popatrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym wstał. Chciałem go złapać za rękę, ale wyszarpał się.
− Taka, to…
− Jak dobrze, że wiesz, jak zachowują się tanie prostytutki – warknął na mnie wściekle.
− Słuchaj, nie chciałem przecież…
− Spierdalaj – fuknął. Wstałem.
− Przestań, to było…
W tym samym momencie Taka zamachnął się, po czym wymierzył mi siarczysty policzek, aż rozeszło się nieprzyjemne plaśnięcie. Zabolało, aż przez moment pociemniało mi przed oczami. Złapałem go za rękę, którą mnie uderzył, odruchowo ścisnąłem ją, chyba zbyt mocno, bo aż krzyknął. Takanori szarpnął się, po czym próbował uderzyć mnie drugą ręką, jednak za nią też go złapałem.
− Puszczaj mnie!
− Nie, uspokój się.
− Ja mam się uspokoić? – szarpnął się mocniej. Zauważyłem, że w oczach stanęły mu łzy. – To ty się uspokój! I masz mnie w tej chwili puścić!!
− Nie puszczę.
− Puszczaj, do cholery!!! – wrzasnął na mnie łamiącym się głosem. Dopiero w tym momencie uzmysłowiłem sobie, że wbijam mu mocno palce w skórę. Mimowolnie poluzowałem uścisk, a on od razu wyrwał się, po czym odskoczył ode mnie.
− Nie chciałem – wymamrotałem.
− Nie chcę cię dzisiaj nawet widzieć w sypialni – powiedział zimnym tonem, masując ręce w miejscach, w których go trzymałem. – Ani jutro, ani w ogóle. Najlepiej to się spakuj i wyjdź, bo…
Głos mu się załamał zupełnie i zaczął płakać, a ja myślałem, że jedna połowa mojego serca właśnie pokruszyła się na milion kawałków, po czym spadła w jakąś otchłań. Nie chciałem doprowadzić go do płaczu, było mi wstyd za samego siebie.
− Przepraszam – powiedziałem, obejmując go.
Skończyło się na tym, że nie spaliśmy więcej razem w sypialni. Przeniosłem się do pokoju dla gości. Przez kilka dni nie rozmawialiśmy też za bardzo ze sobą. On w ogóle nie chciał nawet na mnie patrzeć, traktował mnie jak kogoś kompletnie obcego, co już w ogóle łamało mi serce. To idiotyczne, że zachowałem się tak podle z tak głupiego powodu i doprowadziłem do rozpaczy mojego ukochanego. Wcale nie chciałem, by to się w ten sposób potoczyło, jednak nie miałem już zbyt wielkiego wpływu na późniejsze wydarzenia.
Z powodu swojej pogłębiającej się anemii, Takanori musiał wziąć urlop. Martwiło mnie, że marniał w oczach, jednak nic z tym nie mogłem zrobić. Niby nastąpiła chwilowa poprawa po lekach, jednak zaraz wszystko się pogorszyło. Trafił też na kilka dni do szpitala, co już kompletnie było dla mnie nie do zniesienia. Poza tym, ponownie odwiedził mnie inspektor Kurogane z wiadomością że policji urwał się trop Naito. Mężczyzna ostatni raz został zarejestrowany, jak wsiada do pociągu, kierującego się na północ, na głównej stacji w Sapporo. I niespodziewanie słuch po nim zaginął.
Dzieci, inspektor, morderca na wolności, kryzys małżeński, choroba ukochanego. Momentami nie chciałem już nawet myśleć o tym, co przyniesie jutro.
Nikomu też nie uszło na uwadze to, że mieliśmy poważny kryzys. Zrobiłem się oschły i niemiły w pracy, nawet nie miałem ochoty na jakikolwiek wymuszany uśmiech. Hikari jako pierwsza dostrzegła, że było źle. Tak, jak zwykle byłem serdeczny dla każdego, tak teraz potrafiłem nie zamienić z nikim słowa przez cały dzień, a później wrócić do domu i też prawie w ogóle nie rozmawiać z Taką.
− Kiepsko ostatnio wyglądasz – powiedziała, gdy zostaliśmy sami w pokoju nauczycielskim. Był to ostatni tydzień przed świętami. Nie miałem jeszcze żadnego prezentu dla Takanoriego ani dla dzieci. Nawet nie rozmawialiśmy o świętach, a z reguły wszystko zawsze planowaliśmy z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Wszędzie już panował świąteczny nastrój – kolorowe światełka, świąteczny wystrój, reklamy pełne przekazu o tym, że powinniśmy okazywać sobie miłość i dobroć, jednocześnie wciskając sobie jakieś niepotrzebne rupiecie. Dopiero wtedy tak jakoś do mnie dotarło, że kompletnie straciłem poczucie czasu. Niespodziewanie z września zrobił się grudzień, a ja nawet nie miałem pojęcia, kiedy minął mi cały ten czas. Spojrzałem na Hikari znad kawy i jedynie wzruszyłem ramionami. – Wszystko w porządku?
− Jasne, nie martw się – odpowiedziałem.
Nie miałem wcale ochoty na zwierzanie jej się odnośnie swojego związku. Nie byłem też osobą, która komukolwiek mówiła o problemach, oprócz Tace. Zawsze z mężem staraliśmy się oboje rozmawiać o naszych troskach i je rozwiązywać, jednakże teraz nawet tego nie robiliśmy. Z jakiegoś powodu czułem, że jeśli czegoś nie zrobimy, to rozpad naszego związku był już jedynie formalnością w urzędzie.
− Na pewno? Bo jeśli coś…
− Nie martw się – przerwałem jej nieco zirytowany i zmęczony ciągłymi zmartwieniami. Kwestią czasu było już chyba tylko to, aż zacznę siwieć. – Nic się nie dzieje, wszystko jest okej. Nie powinnaś się mną przejmować, jesteś już na półmetku ciąży i takie zamartwianie się może tylko zaszkodzić dziecku.
− Synkowi – powiedziała.
Zamrugałem kilkakrotnie, patrząc na nią niezrozumiale. Z jakiegoś powodu nie mogło do mnie dotrzeć to, co powiedziała.
− Synkowi?
− To chłopiec.
− O rany, tak? Gratuluję.
Hikari westchnęła głęboko.
− Dziękuję. Posłuchaj, muszę cię o coś zapytać.
− O co?
− Czy z Taką wszystko dobrze?
− Raczej. Dlaczego tak nagle pytasz?
− Bo byliśmy w szpitalu i widzieliśmy go. Wyglądał naprawdę źle.
− No wiesz, mamy zimę, brakuje witamin. Poza tym, jest też trochę przemęczony.
− Nie kłam.
Popatrzyłem na nią zaskoczony.
− Słucham??
Ponownie westchnęła.
− Posłuchaj, cokolwiek by się u was działo, pamiętaj, że możecie zawsze liczyć na mnie i na Minoru.
− Hikari, nic się przecież nie dzieje.
− A twój partner bez powodu chodzi jak mumia, a ty ostatnio paradowałeś z pięknie spuchniętym policzkiem. No pewnie, co jeszcze?
− Naprawdę doceniam twoją troskę – zacząłem już zupełnie zdenerwowany – ale bardzo bym prosił, żebyś jednak nie wtrącała się w nasze sprawy. Czasami mamy gorsze dni i tyle.
Wstałem od stołu, mało nie wylewając kawy. Hikari popatrzyła na mnie z bólem wymalowanym na twarzy i przez moment nie byłem pewny czy faktycznie ją coś boli, czy może jednak naprawdę była przejęta mną oraz Takanorim.
− Od dwóch miesięcy macie te gorsze dni.
− Błagam cię, dziewczyno – powiedziałem, wcale nie starając się zachować spokojnego tonu – daj spokój.
Przeprosiłem później Hikari po tym wszystkim. Naskoczyłem na nią i było mi z tym głupio. Ona również mnie przeprosiła, twierdząc, że była jednak zbyt wścibska. Ponownie jednak zapewniła mnie, że zawsze możemy liczyć na nią i na Minoru. Nie powiem, miło było mieć tak dobrych znajomych, jednak w takich sprawach wolałem ograniczyć kontakt z innymi do minimum.

Z racji takiej, że Takanori był zdecydowanie przeciwny wycince drzew, ale obaj twierdziliśmy, że w domu choinka musi być żywa, zawsze kupowaliśmy nieduże drzewka w doniczce, które później albo zostawało z nami na dłużej, albo oddawaliśmy je na sadzonki do lasu. W tym roku kupowałem choinkę sam z dziećmi, bo Taka powiedział, że jest mu szczerze obojętne czy będziemy w ogóle zachowywać te wszystkie świąteczne pozory, czy też nie. Sam szczerze nie miałem ochoty na bawienie się w te wszystkie nie-japońskie obrzędy, ale robiłem wszystko przez wzgląd na nasze dzieci. Maluchy wybrały niewielką jodłę, którą później przywiozłem do domu. Nieopisany zachwyt oraz szczęście, jaki panował między dziećmi doprowadzał mnie do skrętu wnętrzności. Bardzo chciałem, by dla mnie też wszystko mogło być takie proste, by tak mała rzecz jak choinka mogła mnie ucieszyć i żeby każdy problem mogło rozwiązać zwykłe przepraszam.
− Tatuś, patrz! – wykrzyknęła Yoshi, biegnąc do Takanoriego, który gotował kolację. Postawiłem drzewko w stałym miejscu w rogu pokoju obok drzwi tarasowych. – Choinka! Choinka!
− Jest choinka! – dopingowała Haru. – Święta, święta!
A mały Hiro biegał między nimi, piszcząc. Takanori przyszedł zobaczyć drzewko. Popatrzył na nie z wymuszonym uśmiechem i pokiwał głową.
− Piękna – skomentował, starając się na jakikolwiek entuzjazm w głosie. – Jeszcze trzeba ją ubrać.
− Bombki!! – pisnęła Haruna.
Yoshi aż krzyknęła z ekscytacji, a Hiroshi złapał Takę za nogawkę spodni. Zaśmiałem się na reakcję rodzeństwa i spojrzałem na Takanoriego. Chociaż uśmiechał się serdecznie, jak to miał w zwyczaju, to wzrok miał smutny, jakby za moment miał się rozpłakać.
− Tak, ale to jutro – odparł Taka, na co dzieci jęknęły niezadowolone. – Teraz kolacja, a później idziecie spać. Ubieraniem choinki zajmiecie się jutro.
− Ale tata!
− Tatuś no!
− Nie!
− Słuchajcie się, jak tatuś mówi – oznajmiłem typowo ojcowskim tonem. Cała trójka popatrzyła na mnie takim samym wzrokiem zbitego szczeniaka. Nie ugiąłem się jednak, tylko nakazałem im iść umyć ręce, bo zaraz mieliśmy usiąść do posiłku.
Późnym wieczorem, gdy nasze dzieci pogrążone już były w marzeniach sennych o ubieraniu choinki, postanowiłem porozmawiać z Takanorim. Poprosiłem go, żebyśmy usiedli razem w salonie. Zgodził się, chociaż dość niechętnie. Patrzył na mnie bez większego wyrazu, podczas gdy starałem zebrać się w sobie i poukładać w głowie to, co chciałem mu powiedzieć.
− Przepraszam – wykrztusiłem w końcu z siebie. Wcale nie tak chciałem zacząć, ale lepiej, że w ogóle coś powiedziałem. W środku czułem, że Taka miał już dość tego wiszenia między byciem ze mną w związku, a jednocześnie chęcią rozstania się.
− Już mnie przepraszałeś – odparł.
− Wiem i nadal jesteś na mnie wściekły, no bo ja… Zachowałem się jak ostatnia świnia, cham i prostak.
− To prawda – pokiwał głową. – Nigdy nie sądziłem, że zostanę przez ciebie kiedykolwiek wyzwany, a tym bardziej od prostytutek.
− Przepraszam.
− Nic mi po twoich przeprosinach – odparł. Aż myślałem, że jego słowa za chwilę wgniotą mnie w kanapę. – Nie mam pojęcia, co się stało z mężczyzną, w którym się zakochałem, ale Yuu, coraz mniej czuję, że mnie kochasz. Wiem, że mamy problemy, że są pewne ciężkie sprawy, ale zawsze sobie z tym radziliśmy. A teraz nagle… – jego głos zawisł w powietrzu. Pokręcił głową, nie wiedząc, co dalej ma mi mówić. To była po prostu jedna wielka bezsilność z jego i z mojej strony. – Nie wyszedłem za człowieka, który robi problemy z błahostek i który mówi mi takie podłe rzeczy.
− Wybacz, ja też nie wiem… Nie wiem, dlaczego tak to wygląda.
− Na pewno wiesz. Tylko nie chcesz mi powiedzieć. I wcale nie chodzi już o tego pieprzonego inspektora, o całą tę sprawę, w której się znaleźliśmy, tylko o ciebie. Nie mam pojęcia czy to kryzys wieku, czy dzieje się coś innego, ale nagle zrobiłeś się dla mnie taki obcy i zimny. Nigdy taki dla mnie nie byłeś i mam wrażenie, że to ja coś zrobiłem, że zraniłem cię i teraz się na mnie za to mścisz.
− Nie mszczę się za nic – zaprotestowałem gwałtownie.
− To o co ci chodzi? Masz mnie dość? Przestałeś mnie kochać? Zalazłeś sobie kogoś innego? Powiedz cokolwiek, chcę po prostu wiedzieć, dlaczego traktujesz mnie w taki sposób. Mam dość myślenia, że wszystko to moja wina i jak już o tym rozmawiamy, to powiedz otwarcie, co się dzieje.
Patrzyliśmy przez jakiś czas na siebie w całkowitej ciszy. Takanori nie odzywał się do mnie, czekał na to, co ja mam do powiedzenia. Byłem w kropce. Nie miałem pojęcia, co mogę mu powiedzieć.
− Chyba po prostu przechodzę nieco gorszy okres – odparłem w końcu.
− Chodzi o pracę? – spytał. – Mówiłeś mi, że chcesz zrezygnować. Skoro tak bardzo się tam męczysz, to zrób to. Nikt cię tam nie trzyma na siłę.
− A co wtedy? Zostanę bez pracy.
− Chciałeś rozkręcić własny biznes.
− Sam powiedziałeś…
− Ale przecież możesz spróbować. Żyje się raz, tak? Poza tym, ja mam wciąż swoją pracę, więc nawet jeśli coś by poszło nie tak, to standard naszego życia nie uległby w zasadzie zmianie. A jakbyś chciał się gdzieś zatrudnić, to kto by nie przyjął do firmy ekonomisty?
− Więc mam zrezygnować z pracy?
− Jeśli chcesz – wzruszył ramionami. – Nie zmuszam cię do niczego, wiesz, co ja o tym sądzę, ale mimo wszystko, zawsze będę cię wspierał.
− Sam nie wiem.
Jęknął, a ja zaśmiałem się, co go zirytowało.
− No i czemu się śmiejesz?
− Bo cieszę się, że w końcu ze sobą rozmawiamy normalnie. Naprawdę, brakowało mi tego.
Takanori uśmiechnął się do mnie lekko. Pierwszy raz od dawna to nie był wymuszony uśmiech, co mnie niezmiernie ucieszyło. Nie mogłem się powstrzymać i złapałem go za dłoń. Pierwszy raz od kilkunastu dniu go dotknąłem, co wywołało u mnie przyjemny dreszcz. Taka Zacisnął delikatnie swoje palce na moich. Miał taką miłą i gładką dłoń.
− Przepraszam – powtórzyłem. – Za moje okropne zachowanie, za to, że znaleźliśmy się w takiej przykrej sytuacji.
− Powinienem się przyzwyczaić, że jestem z takim niegrzecznym chłopcem – zaśmiał się.
− Potrafię być też grzeczny.
− Tak? Rzadko taki jesteś.
− Będę się starać – obiecałem. Takanori w tym samym momencie pocałował mnie delikatnie w czoło. Nie spodziewałem się takiego posunięcia z jego strony, tym bardziej nie byłem przygotowany na łzy, które zagościły w jego oczach.
W tym momencie poczułem, że mi ulżyło, jakbym zrzucił z siebie ciężki balast. Położyłem jedną dłoń na policzku swojego ukochanego, patrząc w jego błyszczące od łez oczy. Był blady, miałem wrażenie, że schudł ostatnio jeszcze bardziej i nawet zastanawiałem się, czy nie miał znowu problemów z żywieniem, bo podczas kolacji niewiele zjadł. Bardzo się martwiłem, ale pomimo tych trosk, nie potrafiłem w tamtej chwili myśleć o niczym innym, jak o parze tych pięknych oczu, które wręcz mnie hipnotyzowały.
Tej nocy pierwszy raz od dawna spaliśmy razem w łóżku. Przytulaliśmy się do siebie. Lepiej mi było, mogąc czuć, że jestem blisko Takanoriego. Że mogę trzymać go w ramionach, składać motyle pocałunki na jego głowie i wdychać jego zapach. Jednak nie pomyliłem się co do jednej rzeczy – schudł. Stracił na wadze tak bardzo, że byłem w stanie policzyć mu żebra, a jego kościste pośladki wbijały mi się w ciało. Żaden z nas nawet też nie myślał o tym, by po tak długim czasie zainicjować jakąś doroślejszą rozrywkę. Co prawda, przeszło mi to przez myśl, jednak nie sądziłem, by seks na zgodę był dobrym zagraniem. Mogliśmy się odrobinę pomigdalić, jednak sam czułem, że stosunek po takim czasie i z Takanorim w takim stanie, mógł skończyć się źle.
Następnego dnia obudziłem się sam w łóżku. Takanori ubierał się, szukając w szafie czegoś. Westchnąłem, przeciągając się.
− Dzień dobry – powiedziałem zaspanym głosem.
− Dzień dobry – odparł, w dalszym ciągu szukając czegoś w szafie. Patrzyłem na jego szczupłe plecy i byłem przerażony. Kręgi kręgosłupa powoli zaczynały mu się odznaczać pod skórą.
− Czego szukasz? – spytałem, podnosząc się do siadu. Zsunąłem bose stopy na podłogę i zadrżałem. Było nieprzyjemnie zimno.
− Mam – powiedział nagle.
Spojrzałem zaciekawiony na swojego męża, a on, jak gdyby nigdy nic, zaczął wciągać na siebie jakieś spodnie. Założył je, zapiął rozporek i guzik, a następnie okręcił się dookoła, prezentując mi się. Z początku się uśmiechnąłem, a następnie zdałem sobie sprawę, że nie nosił tych spodni, odkąd się tutaj przeprowadziliśmy. Mina mi momentalnie zrzedła, co nie uszło jego uwadze. Jego uśmiech również zniknął z ust, gdy zobaczył, że patrzę na niego z czymś na wzór szoku.
− Yuu? – powiedział niepewnie.
− Czy to są twoje stare spodnie? – zapytałem spokojnie. Wiedziałem, jaki Takanori potrafił być drażliwy na punkcie swojej wagi oraz ubrań, dlatego bardzo siliłem się na to, by nie wybuchnąć. A w tamtej chwili chciało mi się krzyczeć.
− Tak – odpowiedział nieco niepewnie. Szybko jednak na nowo wrócił do bycia zadowolonym z siebie, że założył coś, w co ja bym nawet ręki nie wcisnął. – Super, co nie?
− Super? – mało nie prychnąłem.
− No, popatrz. Leżą idealnie – ponownie się okręcił wokół własnej osi. Był z tego taki zadowolony, że zachciało mi się powyrywać sobie włosy z głowy.
− Kotku, chodź do mnie – powiedziałem, klepiąc zachęcająco miejsce obok siebie.
− Nie mam czasu, muszę...
− Proszę. Na chwilę.
Chociaż opornie, Takanori usiadł obok mnie. Wziąłem go za rękę, a następnie postawiłem na bycie bezpośrednim.
− Czy ty to znowu robisz? – spytałem. – Prawie w ogóle nie widzę, żebyś coś jadł.
− Jem – odparł.
− Podczas wczorajszej kolacji prawie nic nie zjadłeś.
− Bo nie byłem głodny.
− Podczas obiadu też nie, śniadania też nie widziałem, żebyś jadł.
− Będziesz mnie rozliczał z jedzenia? – zabrał swoją rękę.
− Nie chcę cię z niczego rozliczać. Po postu się martwię. Raz, że masz anemię, dwa, mam wrażenie, że znowu to sobie robisz.
Taka oparł się o moje ramię. Już nie wiedziałem, co mam robić, gdzie szukać pomocy. Jeśli naprawdę wrócił do swoich starych nawyków, to chyba bym zaczął wrzeszczeć.
− Wiesz, misiu, po prostu nie lubię jeść sam – powiedział nagle.
− To zjemy teraz razem śniadanie. A później obiad i kolację.
− Dobrze – powiedział. Przynajmniej chciał jeść.

[Takanori]

Yuu złożył wypowiedzenie dokładnie dwa dni przed świętami. Pozostawał na swojej posadzie do końca roku szkolnego, po tym czasie, miał już zupełnie przestać pracować w szkole. Nie byłem z tego powodu zadowolony, wolałem, żeby wciąż uczył historii, jednak nic nie mogłem poradzić na to, że praca nie dawała mu satysfakcji. Byłem pewny, że Yuu był wściekły sam na siebie za to, że w ogóle kiedykolwiek podjął się takiego zawodu, jednak teraz nic nie dało się z tym zrobić.
W święta bardzo staraliśmy się nie poruszać tego tematu, by nie psuć sobie ani naszym dzieciom tych kilku dni, gdy mogliśmy być całą rodziną razem. No, przynajmniej Yuu mógł być z dziećmi, bo ja w same święta miałem dyżur w szpitalu. Wypadło naprawdę niefortunnie, za co przepraszałem Yuu, jednak mówił, że to nic takiego.
Siedziałem tak przy swoim biurku, przeglądając karty pacjentów, jakbym szukał w nich czegoś, co mnie oświeci i sprawi, że poczuję się jak doktor House. Dwie pielęgniarki siedziały obok mnie. Pierwsza była moją stałą pomocą, druga niedawno do nas doszła. Była świeżo po studiach, jeszcze długa droga była przed nią, jednak starała się jak tylko mogła. Była pełna zapału i chęci do pracy, co mnie niezmiernie cieszyło.
− Nudno w te święta – powiedziała starsza. Piłowała paznokcie, przeglądała jakiś magazyn i piła kawę. – Nic się nie dzieje.
− To chyba lepiej, że nic nikomu nie jest – odparła ta młodsza.
− Niby tak, ale my nie mamy pracy.
− Ach…
Po jakimś czasie młodsza stwierdziła, że pójdzie się rozejrzeć nieco po pacjentach i sprawdzi czy wszystko w porządku. Machnąłem tylko ręką, dając jej całkowity luz. Wyszła, a ja zostałem sam ze starszą pielęgniarką.
− A co u męża? – zagadnęła. – Dzisiaj święta, pewnie nie jest zadowolony, że pan doktor musi tu być.
− No pewnie nie jest – westchnąłem, odchylając się na krześle. – A co u pani?
− U mnie po staremu. Mój nawet nie zwraca już uwagi, że mnie nie ma – odparła. – Tyle lat razem, przyzwyczaił się, że święta spędzamy osobno.
− Nie przeszkadza mu to?
− Kiedyś bardzo, teraz już nawet nie komentuje.
− Ach, rozumiem…
Pogawędziliśmy chwilę, aż wróciła nowa pielęgniarka. Spojrzała na mnie, a następnie na swoją starszą koleżankę. Z jakiegoś powodu wydawała się bardzo podekscytowana.
− Właśnie przyszedł jakiś przystojny facet – oznajmiła.
− Mówisz? – zainteresowała się starsza.
− Z dziećmi, no ale to zawsze coś. Nie wiem, poderwać go?
− Spróbuj.
− Mhm – wyprostowałem się. – Poważna sprawa?
− Mówi, że tak.
− To go wpuść.
Mało się nie oplułem ze śmiechu, gdy w drzwiach stanął Yuu z dziećmi. Młodsza pielęgniarka tylko patrzyła zdezorientowana to na mnie, to na mojego męża oraz na starszą kobietę. Wstałem do swojego ukochanego i objęliśmy się na powitanie. Dzieci od razu pobiegły do mojej stałej pomocy.
− Ciocia, ciocia!
− Ach, małe urwisy, ale wyrośliście – zaśmiała się.
− Mogłeś powiedzieć, że przyjdziesz – westchnąłem. Yuu pogłaskał mnie po plecach, pocałował mnie we włosy, jakby zapomniał, że byliśmy w towarzystwie dwóch innych osób.
− Dobry wieczór, panie Shiroyama – powiedziała starsza pielęgniarka. Odsunęliśmy się od siebie, a Yuu posłał jej szeroki uśmiech. – Dawno się z panem nie widziałam.
− Ja z panią również. Co słychać? – zagadnął.
− Po staremu – odparła z uśmiechem.
− Super. Wiem, że jesteście zajęci, ale przyniosłem coś do jedzenia.
− Nie musiałeś – westchnąłem.
− Przestań – objął mnie ręką w pasie. – Beznadziejnie tak spędzać święta w pracy.
− Ach, tak. Ale co poradzić? – odparłem. W tym samym momencie zauważyłem, że młoda pielęgniarka patrzy z niemałym szokiem na Yuu i na mnie. Chyba nikt jej jeszcze nie uświadamiał w tym, że byłem homoseksualistą i miałem partnera. – Poza tym, Yuu, oto nasza nowa pani pielęgniarka – wskazałem na dziewczynę. Przedstawiłem ich sobie.
− A my się właśnie poznaliśmy na korytarzu – Yuu uśmiechnął się serdecznie do młodszej, a ta mało tam nie zemdlała. W oczach miała istne płomienie pożądania i goryczy.
− Tak – odparła, uśmiechając się szeroko do mojego mężczyzny. Starsza pielęgniarka i ja wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
− Mhm, mówiłeś, że masz coś do jedzenia – przypomniałem swemu mężczyźnie.
− No tak. Zostawiłem w samochodzie. Zaraz przyjdę – powiedział.
Yuu wyszedł, zostawiając z nami dzieci. Objąłem moje maleństwa, które piszczały, że im przykro, że spędzają święta beze mnie. Zapewniłem je, że święta w przyszłym roku spędzimy razem całą rodziną. Po kilku minutach wrócił Yuu, trzymający zapakowane talerze z jedzeniem. Popatrzyłem na niego zszokowany.
− Przecież nie zjemy tego wszystkiego. I kiedy niby to ugotowałeś? Jak wychodziłem, to spałeś w najlepsze, a miałeś się zajmować dziećmi.
− Mówiłem ci kiedyś, że jestem mobilny, tak? – zaśmiał się, stawiając talerze z ucztą na stole. – Nawet jak nie zjecie wszystkiego, to trudno.
Yuu zaraz wyszedł, nie chcąc nam przeszkadzać w pracy. Odprowadziłem go do wyjścia ze szpitala. Skorzystaliśmy z okazji, że cały hol był pusty, jedynie pielęgniarka siedziała na recepcji, oglądając serial na tablecie i objęliśmy się. Mąż pocałował mnie na odchodne w usta, a ja mało bym nie wskoczył na niego ze szczęścia.
− Miło mi, że przyszedłeś – powiedziałem.
− To nic. Na pewno ci ciężko w święta w pracy i dzieci chciały cię zobaczyć.
− Och – zaśmiałem się, patrząc na maleństwa, które niemal spały na stojąco. Dla nich była już późna godzina. – Wrócę dopiero rano.
− Wiem – Shiro pogłaskał mnie po policzku, odgarniając przy okazji moje włosy za ucho. – Bądź ostrożny. Brałeś leki?
− Brałem – zarzuciłem mu ręce na ramiona. – Dziękuję.
− To nic.
Pocałowaliśmy się kolejny raz, Yuu poszedł w końcu z dziećmi, a ja wróciłem do gabinetu. Pielęgniarki popatrzyły na mnie uważnie.
− Kto by się spodziewał – powiedziała starsza.
− Chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać – zaśmiałem się.
− To jest dopiero mąż na medal! Zazdroszczę.
Przez resztę dyżuru młodsza pielęgniarka była jak struta. Spytałem się jej czy wszystko w porządku, bo naprawdę blado wyglądała. Odparła, że jest dobrze, co mnie nie do końca przekonało.
− Ale na pewno? Może masz gorączkę? – dopytywałem.
− Nic mi nie jest! – niemal krzyknęła na mnie. Odsunąłem się od niej nieznacznie. Okej, chyba jednak musiałem z nią porozmawiać na temat tego całego zajścia.
− Rozumiem… uhm… I przepraszam, że nikt cię wcześniej nie uświadomił w pewnych kwestiach. To z początku jest zawsze dużym szokiem, wiem.
− Jasne – wymamrotała. – Przystojny ten pana facet – oznajmiła.
− Err… dziękuję?
− Przepraszam za swoje zachowanie. Trochę mnie to jednak zbiło z pantałyku. Kompletnie nie spodziewałam się czegoś takiego.
− Do wszystkiego można się przyzwyczaić – uśmiechnąłem się do niej mimowolnie.
Mało nie zasnąłem za kierownicą, wracając rano do domu. Zaparkowałem na zaśnieżonym podjeździe, ślamazarnym krokiem przedostałem się do drzwi wejściowych. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka, wpisałem kod do alarmu, zamknąłem za sobą drzwi, rozebrałem się z ubrania wierzchniego i mało się nie wywracając, doszedłem do sypialni. W całym domu pachniało imbirem, cynamonem oraz piernikiem, Yuu musiał piec jeszcze ciastka. Byłem pełen podziwu, że robił te wszystkie rzeczy dla naszych dzieci, chociaż nie przepadał za świętami. Ogólnie, po części brzydziło go przyjmowanie zachodnich obyczajów, jednak z czasem przywykł do tego. Mój mąż, z racji, że wychowywany był w shintoizmie, nie przejmował się zbytnio tego typu sprawami. Na przykład, jedynie raz obchodziliśmy walentynki, ale to było, gdy jeszcze byliśmy narzeczeństwem. Sam nie umiałem spamiętać tych wszystkich dziwnych świąt, no ale, by dopasować się do społeczeństwa, musieliśmy coś robić. Poza tym, nasze dzieci były poddane silnemu wpływowi z zewnątrz, czemu nie dało się zapobiec. W przedszkolu mówili o walentynkach i okazywaniu sobie miłości, o świętach, podczas których okazywało się dobroć innym, o Halloween, jako jakimś dziwnym święcie, gdzie chodzi się po cudzych domach i żebra o cukierki, a jeśli się go nie dostało, to można było obrzucić komuś dom jajkami. Naprawdę, sam momentami nie byłem w stanie zrozumieć tych dziwnych zachodnich zachowań.
Yuu spał w najlepsze w łóżku. Popatrzyłem tak na niego chwilę, by zaraz rozebrać się do bielizny, następnie paść na swoją stronę łóżka i zasnąć kilka sekund później, nie przykrywając się nawet. Coś mi się śniło, jednak byłem tak zmęczony, że nawet nie wiedziałem co. Pamiętałem jedynie, że sen nie był ani przyjemny, ani straszny. Nie pospałem też zbyt długo, gdyż obudziłem się dokładnie pięć godzin później. Otworzyłem nagle oczy, nie będąc do końca pewnym czy aby na pewno obudziłem się w prawdziwym świecie, czy też we śnie. Byłem przykryty kołdrą, moje ubrania, które niedbale rzuciłem na podłogę, zniknęły z niej. Yuu nie było ze mną w łóżku, słyszałem, jak mówił do dzieci, by były cicho, bo mnie jeszcze obudzą. Całkiem możliwe, że to właśnie odgłos ich wspólnej zabawy mnie obudził, choć nie byłem tego do końca pewny. Podniosłem się do siadu, zakręciło mi się w głowie, jednak bardzo postarałem się nad tym zapanować. Przymknąłem powieki na moment, a następnie ostrożnie się podniosłem. Ubrałem dresy i wkładaną przez głowę puchatą bluzę Yuu. Pewnie miała iść do prania, bo było już nieco przepocona, jednak w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Wyszedłem tak do rodziny. Dzieci biegały po salonie, bawiąc się nowymi zabawkami, które od nas dostały, Yuu półleżał na kanapie, oglądając coś w telewizji. Podszedłem do niego po cichu, od tyłu, by za chwilę zasłonić mu oczy dłońmi, na które naciągnąłem rękawy jego przydużej bluzy. Zaskoczyłem go i złapał mnie za ręce, jednak po chwili się zaśmiał, czując, że to ja.
− Zgadnij kto to – powiedziałem, pochylając się ku niemu, mało nie przelatując przez kanapę.
− No nie wiem.
− Spróbuj.
− Święty Mikołaj? – rzucił, na co parsknąłem.
− Blisko.
− Tatuś – wykrzyknęły momentalnie dzieci, które nie były w stanie spokojnie przyglądać się naszej dojrzałej zabawie.
− Tatuś? – Yuu udał wielkie zdziwienie.
− Podpowiedzieli ci! – odparłem, śmiejąc się. Odsłoniłem mu oczy, Shiro podrapał moje ramię, próbując tym samym przyciągnąć mnie ku sobie. Najpierw przytuliłem swoje maleństwa i wziąłem Hiro na ręce, który aż na mnie wskakiwał. Usiadłem obok swojego męża, po chwili dołączyły do nas córki. Siedzieliśmy tak jakiś czas na kanapie, tworząc jeden wielki rodzinny kokon pełen objęć i czułych pocałunków. Dzieci mówiły mi, jak spędziły wczoraj dzień z Yuu, jak tęskniły i jak bardzo nudno było beze mnie. Ich zachowanie było przeurocze, musiałem przyznać. Krewetki jednak zbyt długo z nami nie wytrzymały i zaraz wróciły do zabawy.
− Stanąłeś na wysokości zadania – oznajmiłem, biorąc Yuu za rękę.
− Ja miałbym nie dać sobie rady? – zaśmiał się.
− Absolutnie nie.
Niedługo później zjedliśmy razem śniadanie. Yuu wszystko przygotował i moim jedynym zadaniem było po prostu siedzenie przy stole oraz czekanie, aż poda mi pyszny posiłek pod sam nos. Byłem tym pozytywnie zaskoczony! A poza tym, ile było szczęścia przy tym i śmiechu.
Yuu starał się bardzo mocno, by zrekompensować całe swoje zachowanie. Zaczynając od tego, że już na drugi dzień, jak rozmawialiśmy ze sobą szczerze o wszystkim, przyniósł mi ogromny bukiet pełen przeróżnych kwiatów. Uklęknął przede mną na oba kolana, znowu mnie przepraszając i błagając o wybaczenie. Szczerze, nie wiedziałem co zrobić, dlatego zwyczajnie go przytuliłem, klękając obok niego. Nie sądziłem szczerze, że będę kiedyś przepraszany w taki sposób, ale faktycznie, musiał naprawić jakoś swoje krzywdy. Codziennie wcześnie wstawał i robił śniadania, gdy miałem wolne, to przynosił je do łóżka i zostawiał przy tym jakieś karteczki z napisami, że jestem cudowny, że mnie kocha i w ogóle na mnie nie zasługuje. Poza tym, codziennie dostawałem świeże kwiaty, wyręczał mnie z moich domowych obowiązków, chociaż protestowałem, że to ja powinienem się tym zająć. Gotował wszystkie posiłki, zajmował się dziećmi, sprzątał. Nie byłem do końca pewny, czy może ktoś nie zmienił go w cyborga, że miał na to wszystko siły i czas, a poza tym, robił to z taką radością i zapałem. Momentami czułem się, jakbym znów znalazł się w liceum, kiedy to Yuu był po prostu najcudowniejszą osobą na świecie. Mógł dla mnie wszystko zrobić, naprawdę. Ciągle prawił mi komplementy, nazywał mnie w czuły sposób, przygotowywał dla mnie posiłki i każda wolna chwila była skupiona na mnie. Rany, jakie to wtedy było świetne! W życiu nie byłem tak szczęśliwy, jak na początku naszego związku. Później się do siebie przyzwyczailiśmy, nie było aż tak częstych miłosnych wzlotów, ale co poradzić. Teraz Yuu starał się tak samo jak wtedy, a nawet jeszcze bardziej. Próbowałem się jednak do tego nie przyzwyczajać, bo wiedziałem, że jak tylko znów wszystko wróci między nami do normy, to znikną całe te śniadania do łóżka oraz bycie idealnym mężem. Ale nawet z tą świadomością, że robił to tylko po to, by mi się przypodobać, byłem szczęśliwy, że znów mogłem poczuć tę głupią młodzieńczą miłość oraz zapał, którymi kiedyś mnie tak namiętni obdarzał. W pewnych momentach miałem tego nawet nieco dość, już chciałem mu powiedzieć, że przecież nie jesteśmy już nastolatkami, by tak to wszystko wynosić na piedestał. Mimo wszystko, kochałem Yuu i już dawno mu to wszystko wybaczyłem (dokładnie w momencie, w którym przyniósł ten duży bukiet kwiatów i uklęknął, by mnie błagać o wybaczenie), bo zwyczajnie nie potrafiłem się na niego długo gniewać.
Kilka godzin później dzieci zrobiły drzemkę, a my poszliśmy do sypialni. Położyliśmy się na łóżku z zamiarem pójścia w ślady naszych maleństw. Leżeliśmy tak odwróceni ku sobie. Wtulałem się w Yuu, a on obejmował mnie moco.
− Mam coś dla ciebie – oznajmił w pewnym momencie, gładząc mnie czule po plecach.
− Tak? – powiedziałem z zainteresowaniem. – Ja dla ciebie również coś mam.
− Mhm, to najpierw mój prezent, a później twój – oświadczył, całując mnie w czubek nosa. Przysiadłem na łóżku, a Yuu podszedł do komody, otworzył ostatnią, najrzadziej używaną szufladę i wyciągnął z niej ładny, estetyczny pakunek. Podał mi go, a ja chwilę patrzyłem na dość sporych rozmiarów paczkę. Ku memu zaskoczeniu, była całkiem lekka, jak na swoją wielkość.
− A co to? – spytałem.
− Otwórz – odparł.
Rozerwałem papier, nie dbając o estetyczne otwarcie paczki. Wyciągnąłem ze środka czerwone pudło w świąteczne lizaki oraz jemiołę. W środku czekał na mnie ładny zestaw bielizny. Koronkowe stringi, falbaniaste figi, siateczkowe bokserki, pas do pończoch z pończochami, seksowne koszulki, komplet z górą przypominającą gorset (Tbh, zrobiłam research i istnieją tego typu rzeczy z przeznaczeniem dla mężczyzn, nie ma za co. dop.aut.). Chyba znalazłem się w bieliźniarskim raju.
− Mam coś przymierzyć? – spytałem, rozkładając pomniejsze pudełka na łóżku.
− A coś szczególnie wpadło ci w oko? – spytał, gładząc mnie po ramionach. Stanął za mną, odgarnął moje włosy do tyłu, a następnie zaczął mnie całować po karku. Westchnąłem.
− Shiro…
− Mhm? – objął mnie w pasie, przylegając swoim ciałem do mojego.
− Może przy jakieś specjalnej okazji coś przymierzę?
Yuu na moment zamarł, jakby próbował przetworzyć w głowie to, co próbowałem mu powiedzieć. Puścił mnie w końcu, a ja odwróciłem się do niego.
− W porządku – powiedział.
Spojrzałem na niego niepewnie. Rozumiem namiętne wzloty, ale raczej nie sądził, że danie mi w prezencie cudacznej bielizny sprawi, że nagle zacznę chcieć się z nim kochać. I to jeszcze po tym, co mi powiedział. Wybaczanie wybaczaniem, starania staraniami, ale seks był dla mnie teraz czymś, o czym nawet nie chciałem myśleć.
Usiadł na łóżku, a ja schowałem pudełka z powrotem do kartonu. Odstawiłem go na podłogę, a następnie schyliłem się do szafki nocnej. Z dolnej szuflady wyciągnąłem małą torbę prezentową. Podałem ją swojemu ukochanemu. Nieco zaskoczony zajrzał do środka i wyjął aksamitne pudełeczko, w środku którego był srebrny Rolex. Yuu spojrzał na mnie, jakbym opowiadał mu jakiś mało śmieszny żart, co mnie zbiło z tropu. Jakiś czas temu utopił swój stary zegarek… w zasadzie, to ja mu go utopiłem, ale nieważne. Dlatego od tamtej pory sprawdzałem wszystkie kieszenie w spodniach przed zrobieniem prania. A on się tak na mnie popatrzył, że aż zrobiło mi się przykro.
− Wiem, że to nie super bielizna, no ale poprzedni zegarek…
− Nie no, wow – wyrzucił z siebie, zakładając zegarek na rękę. Spojrzał na dłoń, a następnie na mnie.
− To o co chodzi?
− Bo chyba znowu to ja dałem gówniany prezent.
− Przestań – wywróciłem oczami, przysiadając obok niego. Zakręciło mi się w głowie, dlatego oparłem się o jego ramię, próbując zapanować nad nagłymi zawrotami. – Ty mi dałeś super bieliznę, a ja tobie po prostu odkupiłem zegarek, jeszcze starałem się, żeby był chociaż trochę podobny do starego, bo było mi głupio, że…
− Było ci głupio?
− Wylądował w pralce przecież.
− Bo nie pomyślałem, że zostawiłem go w kieszeni i tobie było przez to głupio?
− Szukasz dziury w całym? – mało na niego nie warknąłem. – Jeśli ci się nie podoba, to mogę go zwrócić, ale wiedz, że będzie mi przykro jak nigdy.
− Oj, kotku – westchnął, obejmując mnie w pasie. – Podoba mi się i nie chcę, żeby było ci przykro.

*

Sylwester spędziliśmy w domu, zapraszając przy okazji do siebie Hikari i Minoru. Para ochoczo przyjęła naszą propozycję wspólnego spędzenia wieczoru. Niby były plany odnośnie wyjazdu do gorących źródeł, jednak nic z tego nie wyszło, ponieważ Hikari była już zbyt wysoko w ciąży, by wybierać się w jakieś podróże.
− Miło, że przyszliście – powiedziałem do Hikari, wyciągając wcześniej przygotowane ciasto z lodówki. Kobieta siedziała przy stole, Yuu i Minoru byli w salonie, rozmawiając o czymś. – Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu.
− No nie mogliśmy odmówić – zaśmiała się. – Naprawdę, chyba wieki nic razem nie robiliśmy. Jak już urodzę, to bądź pewny, że pojedziemy gdzieś wszyscy, wy z dziećmi i my z naszym bobasem.
− No, koniecznie! – Postawiłem przed nią ciasto z kremem i orzechami. Hikari aż wydała z siebie okrzyk zachwytu. – Piękne, nie?
− Cudne!
− Yuu mi pomagał – odparłem ze śmiechem.
− Wyszło świetnie. No właśnie, jak już mowa o Yuu, to jak się trzyma?
Zerknąłem w stronę salonu. Mój mąż i Minoru w byli zbyt pochłonięci rozmową, by zwrócić na nas uwagę. Dobrze.
− Wydaje mi się, że jakoś sobie radzi – odparłem. – Trochę dusił to wszystko w sobie, to na pewno. W końcu decyzji o rzuceniu pracy nie podejmuje się z dnia na dzień.
− Będzie go strasznie brakować – powiedziała ze smutkiem w głosie. – Dużo mi zawsze pomaga, poza tym, jest świetnym nauczycielem i dzieci go uwielbiają. Nie widziałam jeszcze nikogo, kto by miał takie podejście do uczenia historii, co on.
− To prawda – pokiwałem głową. – Shiro umie przekazać wiedzę. Wiesz, że kiedyś, jak jeszcze ja byłem w liceum, to żartowałem, że powinien zostać nauczycielem?
− Serio? – zaśmiała się. – No to został! A jak ogólnie u was?
− Ogólnie, to wszystko dobrze – oznajmiłem, biorąc nóż z szafki. Starałem się pokroić ciasto na miarę równe części. – Wiesz, zrobiło się stabilnie.
− A było niestabilnie?
Pokręciłem głową.
− Sam nie wiem, co to było w ogóle. Mieliśmy kryzys, nie ukrywam. Nie pierwszy i nie ostatni raz, ale to było okropne, naprawdę.
− Ale coś się stało?
− No wiesz… ktoś coś za dużo powiedział, zrobiło się nieprzyjemnie, pewne sprawy zaczęły się nawarstwiać i przytłaczać. Nie życzę ci nigdy tego, żeby Minoru zranił cię do tego stopnia, że byś go uderzyła.
− Oby nigdy – odparła. – Ale jak już go uderzyłeś… Chyba nigdy bym nie podniosła ręki na kogoś, kogo kocham. Po prostu nie. Jakby on ciebie uderzył?
− Żałowałby do końca życia, bo nigdy bym mu nie dał ku temu powodu, by mnie miał uderzyć. Co innego, że on zrobił coś, za co ktoś inny pewnie by go zostawił.
Hikari otworzyła szeroko oczy, patrząc na mnie. Po prostu myślałem, że gałki oczne jej za chwilę wypadną.
− Takanori… uhm… czy Yuu cię… zdradził…?
− Zdrady by nie przeżył – odparłem, próbując jakoś obrócić całą sytuację w żart, bo zrobiło się nieco poważnie. – Ja bym go nigdy nie zdradził, on mnie raczej też nie.
− Nie no, tak pytam, po podobno w tych… takich… homoseksualnych związkach często jest tak, że partnerzy się wzajemnie zdradzają i jeszcze o tym wiedzą. Koleżanka mi kiedyś mówiła, że jak jej kolega gej przyłapał swojego chłopaka na zdradzie, gdzie on uprawiał akurat seks z jakimś facetem, to się jeszcze go nich przyłączył.
− Chyba bym rozpłakał się jak dziecko, gdybym przyłapał Yuu w takiej sytuacji i jestem więcej niż pewny, że on zareagowałby tak samo – odparłem. – Różnie się dzieje w związkach, gdzie partnerzy są tej samej płci, tak samo, gdy jest to związek heteroseksualny. To zawsze zależy od osoby, czy będzie zdradzać, jak zareaguje na wieść o zdradzie. Ja bym osobiście nie mógł tego znieść, naprawdę. Wiem, że wiele przeszliśmy, mamy wspólny bagaż doświadczeń, ale chyba nie mógłbym żyć dłużej z kimś, kto mnie po prostu zdradził. W ogóle, nie rozumiem osób, które notorycznie zdradzają swoich partnerów. Po co, w takim razie, być z kimś w związku? Jeśli kogoś bez przerwy zdradzasz, to zostaw tę osobę w spokoju i zajmij się w pieprzeniu się ze wszystkimi dookoła, bo…
− Takanori, oddychaj – przerwała mi Hikari. Faktycznie, tak bardzo się nakręciłem, że aż zaczynałem wyrzucać z siebie wszystko jednym tchem. Wziąłem głęboki wdech.
− Przepraszam, nakręciłem się.
− Widzę – zaśmiała się.
Nagle do kuchni wszedł Minoru. On i Yuu trochę razem wypili, Minoru był już dość pijany i w wyśmienitym humorze. Pocałował Hikari w głowę, a następnie do mnie podszedł.
− Żono Yuu, czy mogę ci w czymś pomóc? – zapytał.
− Tak, idź do mojego męża i go zawołaj tutaj. Ma przyjść po ciasto.
− Już się robi – odparł, idąc nieco chwiejnym krokiem po mojego partnera. Hikari westchnęła, kręcąc głową.
− Yuu się jakoś lepiej trzyma – odparła. Miała pewnie na myśli to, że w zasadzie obaj pili, ale Shiro zachowywał się tak, jakby nie pił nic, a Minoru, jakby przynajmniej wypił sam pół litra wódki.
− No, on to potrafi.
− Coś mam wziąć podobno – powiedział Shiro, wchodząc do kuchni. Wskazałem mu na ciasto. Yuu bez jakichkolwiek protestów wziął talerz z deserem. – Coś jeszcze?
− Nie, talerzyki już wezmę sam.
− Nie bierz, ja wezmę za chwilę.
Wyszedł do salonu i zaraz wrócił po zastawę. Nie protestowałem, tyko dałem mu cztery talerzyki i łyżeczki. Yuu wszystko zaniósł, a Hikari patrzyła na to z podziwem.
− No cudowny – westchnęła.
− Teraz tak.
Shiroyama po chwili przyszedł jeszcze raz do salonu. Spytał czy ma coś jeszcze wziąć i czy wszystko w porządku. Powiedziałem, że nie trzeba, salon był już przyszykowany na naszą wieczorną biesiadę. Dzieci spały u siebie, my mogliśmy posiedzieć w gronie dorosłych.
− A może zrobić ci drinka? – spytał.
− Nie dziękuję, dzisiaj solidaryzuję się z Hikari – zaśmiałem się.
Nagle Yuu wziął mnie za rękę, co bardzo mnie zdziwiło, bo przy znajomych raczej tego typu rzeczy nie robiliśmy. Musiałem też wziąć pod uwagę to, że pił alkohol, więc nie do końca może zdawał sobie sprawę z tego, co robił. Popatrzyłem tylko na niego z uśmiechem, a następnie na Hikari. Ona wpatrywała się w nas zaskoczona.
− To może usiądziemy już? Minoru czeka w salonie w końcu.
I poszliśmy do pokoju. Yuu mocno nalegał, że mam usiąść obok niego i aż się do mnie kleił. Obejmował mnie ręką w pasie i robił to nieważne co. Jak brał kieliszek, jadł coś. No po prostu, jakby z kimś się założył, że nie puści mnie przez cały wieczór i będzie od czasu do czasu całować mnie, niby to dyskretnie, ale Minoru i Hikari to przecież widzieli. Hikari było wyraźnie nieswojo i aż starałem się odsuwać od Yuu momentami, jednak niewiele mi to dawało. Jak ja się odsuwałem, to on się przysuwał, albo z powrotem przysuwał m n i e do siebie. Było mi głupio, że Hikari musiała na to patrzeć, jednak w tej chwili niewiele już mogłem zrobić.
W pewnym momencie postanowiłem się zapytać Hikari i Minoru, jak się w zasadzie poznali. Para popatrzyła na siebie niby to z zakłopotaniem, niby z rozbawieniem. Minoru jakby w jednej chwili odrobinę wytrzeźwiał.
− Trzy lata temu w górach – odparł Minoru. – Hikari była ze swoimi znajomymi na wspinaczce i skręciła kostkę, spadając na skałę.
− Rany, to było straszne – zaśmiała się nerwowo, kładąc Minoru dłoń na kolanie. Spojrzałem na to z uśmiechem. Szczerze? Przy nas nie musieli się hamować w okazywaniu sobie uczuć.
− Tak. I akurat byliśmy my z chłopakami. Przyszliśmy w samą porę! Było takie wielkie zamieszanie, wszyscy krzyczeli, że Hikari spadła, że tragedia. Poszliśmy tam i faktycznie, skała się obsuwała, pomoc była w drodze, ale zanim by dotarła, to ona by już spadła. Dlatego sam się poprzypinałem i zszedłem po nią. Koledzy mnie wciągnęli, jak już ją trzymałem. Zrobiłem to w samą porę, bo jak tylko weszliśmy na górę, to skała obsunęła się tak bardzo, że jak byśmy wciąż na niej byli, to na pewno spadlibyśmy oboje.
− Tak, to było straszne. Wciągnęli nas, a ja patrzyłam wystraszona w dół i widziałam, jak ten głaz powoli się przechyla. A to była kilkunastu metrowa przepaść. Straciłam sprzęt, ale chociaż zyskałam męża – zaśmiała się.
− No, bo w ogóle, jak już nadeszła pomoc, to sam zdążyłem jej usztywnić nogę. A później ratownicy ją zabrali, a ja zdążyłem jeszcze poprosić o jej numer od jakiejś koleżanki. I dzwoniłem do niej, pytałem czy wszystko w porządku.
− Odwiedził mnie w szpitalu.
− Tak, prawie codziennie.
− Przez jeden dzień? Byłam tam jeden dzień??
− No mówię, że codziennie – zaśmiał się, całując żonę w policzek. – No a później tak wyszło, że zaprosiłem ją raz na kawę, później znowu, aż poszliśmy na kolację i skończyło się tak, że mam cudowną żonę i dziecko w drodze.
− O jejku! – westchnąłem. – Słodka historia. Uratowałeś ją w górach, to naprawdę niesamowite.
− Przestań, jakbyś ją zobaczył, to też byś się rzucił na pomoc.
− Pewnie, jakbym miał jakiekolwiek pojęcie na temat wspinaczki górskiej, to tak. W nigdy w życiu tego nie robiłem.
− Pora zacząć!
− Słyszysz, Yuu? – szturchnąłem zaczepnie swojego męża. – Jedziemy w góry!
− Już pakuję sprzęt – zaśmiał się.
− No, a jaka jest wasza historia? – spytała Hikari. – Yuu też cię gdzieś uratował?
− O nie – pokręciłem głową, a Yuu wybuchł śmiechem. – To było u znajomego. On dostał zaproszenie i ja. Byłem kilka dni po rozstaniu i jakoś się założyło, że mój były też się tam znalazł.
− Błagam, nie przypominaj mi typa, bo jak o nim myślę, to mi się coś w środku skręca.
Minoru i Hikari roześmiali się na stwierdzenie Yuu. Po chwili wspomnieliśmy im, że przypadkiem spotkaliśmy go ostatnio na wakacjach i dlatego Shiro był aż taki cięty na niego. No co poradzić, zazdrość swoje robi.
− Ogólnie, to dosiadł się do mnie, a ja myślałem, że to jakiś degenerat, narkoman-zboczeniec czy ktoś taki.
− Wciąż mnie boli, że tak o mnie myślałeś – westchnął.
− Przepraszam! Byłeś strasznie chudy, blady, no i miałeś długie włosy, prawie za ramiona.
− Serio? – Minoru mało się nie opluł.
− Znajoma robiła mi cieniowanie – odparł Yuu. – No i się przysiadłem do Taki, a on się na mnie patrzył, jakby w ogóle żałował, że wyszedł z domu. To tym bardziej stwierdziłem, że zagadam i może chociaż mu humor poprawię.
− Skończyło się tak, że Yuu przez całą imprezę robił z siebie pajaca, byle bym się tylko uśmiechnął, a w podziękowaniu dostał mój numer telefonu.
− To było w podziękowaniu?! Myślałem, że obaj chcieliśmy się jeszcze ze sobą spotkać. Dwa dni się zbierałem w sobie, żeby cię zaprosić na obiad.
− No i skończyło się tak, że wychodziliśmy ze sobą kilka razy w tygodniu, później zacząłem czasami zostawać na noc u Yuu…
− No proszę! Jak subtelnie powiedziane! – Minoru się roześmiał.
− To wcale nie tak! – zaprotestowałem. – Prawda, Yuu?
− Ale co nie tak? – Shiro udawał głupiego.
− No przecież wiesz.
− Ale zostawałeś u mnie na noc przecież.
− No ale… no nie po to – poczułem, że zrobię się cały czerwony na twarzy.
− No nie, no nie – Yuu w końcu przyznał mi rację. – Spaliśmy po prostu… obok siebie. I tyle. Raz w końcu powiedziałem Tace, że go kocham, a wtedy to się zaczęło. Nie wiedziałem czy w końcu też mi wyzna uczucia, czy ucieknie, ale ostatecznie, po miesiącu, w końcu mi to powiedział.
− Bo wiesz, jaki byłem.
− Wiem, wiem. Pamiętam wszystko – zaśmiał się. – Ogólnie, to było równo dwanaście lat temu.
− Tak! W Sylwestra.
− Poważnie? – powiedziała Hikari. – To wszystkiego najlepszego!
− Dziękujemy.
Bardzo miło spędziliśmy tego Sylwestra. Ja piłem z Hikari wodę i herbatę, a Minoru i Yuu jakieś drinki. W końcu, gdy nastała północ, poszliśmy wystrzelać kilka fajerwerków, a później wróciliśmy do domu. Shiro i Minoru wypili szampana; wypili zdrowie nasze, naszych dzieci, za poród Hikari, wypili nawet za naszego kota, który spał na lekach uspokajających w naszej sypialni. Niby mieszkaliśmy z dala od ludzi, jednak docierał do nas cały ten skumulowany huk petard, co go zawsze stresowało.
Po zmieszaniu szampana z drinkami, Minoru nie do końca mógł już funkcjonować, dlatego on i Hikari wrócili taksówką do domu. Pożegnali się z nami dosyć wylewnie, szczególnie Minoru, który ledwo trzymał się na nogach. Objął mnie na do widzenia, uwiesił się mojego wątłego ciałka, nie mogąc ustać równo. Yuu musiał go odciągać i pomógł mu wsiąść do taksówki. Kazał Hikari wysłać sms, jak już będą w domu.
Gdy tylko nasi goście nas zostawili, a my zamknęliśmy drzwi, Yuu pocałował mnie namiętnie, obejmując mnie. Oddałem pieszczotę, chociaż dość nagle zakręciło mi się w głowie. Zarzuciłem mu ręce na szyję, on przycisnął mnie do ściany.
− Wszystkiego najlepszego – zamruczał w moje usta. – Jesteśmy razem już dwanaście lat. Od dwunastu lat mnie znosisz.
− Wszystkiego najlepszego. Dwanaście lat temu powiedziałem coś, co sprawiło, że teraz jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
− Ach tak?
Pocałowałem Yuu czule, dotykając jego policzka. Westchnął przeciągle.
− Oczywiście, mój najdroższy mężu.

Musiałem przyznać, że sprawy toczyły się już coraz lepiej. Yuu planował powoli swoją firmę, ja go w tym wspierałem. Dzieci były zdrowe i nie działo się kompletnie nic, co mogłoby nas niepokoić. Poprawił się nawet mój stan zdrowia, byłem na dobrej drodze, by wyjść z anemii, a to wszystko było dzięki lekom, odpowiedniej diecie, a przede wszystkim, wsparciu, które otrzymywałem od Yuu. A mój mąż wciąż się dla mnie starał, co było naprawdę zaskakujące. Jakiemu facetowi chciałoby się przez tak długi czas starać się dla kogoś. A starał się też nawet wtedy, gdy z powrotem zaczęliśmy uprawiać seks. Nie wiem, może po prostu takie zachowanie weszło mu w krew, ale wcale z tego powodu nie płakałem. Ba! Cieszyłem się bardzo. Przetrwaliśmy tak w jak najlepszym zdrowiu kilka miesięcy, dopóki nie zjawił się u nas inspektor Daiki Kurogane. Wciąż pamiętam, jak wszedł do nas do domu. Był poważny, ubrany w mundur. Był początek maja, akurat siedzieliśmy z dziećmi w salonie, bawiąc się z nimi. Popatrzyłem na śmiertelnie poważnego inspektora. Yuu stał obok niego i był równie pompatyczny.
− Mieliśmy umowę – powiedział.
Wstałem z podłogi, mało przy tym się nie przewracając. W jednej chwili moje ciało oblało się zimnym potem. To nie wróżyło nic dobrego.
− Tak – powiedziałem ostrożnie. – Ale skoro sprawca uciekł i bardzo prawdopodobne, że znajduje się teraz poza granicami kraju, to…
− Wczoraj wieczorem znów kogoś zabił.
Szczęka mało mi nie opadła. Już myślałem, że wszystko będzie w porządku, że ja i Yuu w końcu będziemy mieć spokój, jednak nasze życie nie było takie proste. Nie mogło być dnia bez niespodzianki.
Inspektor Kurogane powiedział, że ofiarą padła młoda kobieta, studentka. Zbrodnia została znowu dokonana w Sapporo, chociaż te kilka miesięcy temu wszyscy mówili, że zabójca wyjechał dalej na północ. Yuu żartował, że pewnie teraz ukrywa się na Kamczatce, jednak nie miał racji. Jakimś sposobem przebywał dalej w Japonii, poruszał się między ludźmi, wciąż mordował. Przez ostatni czas była taka cisza, że z Yuu naprawdę myśleliśmy, że nic się już nie będzie działo. A jednak!
− Wpadnę jutro wraz ze szczegółami – powiedział inspektor. – Panie Shiroyama, wydaje mi się, że pańska pomoc będzie niezbędna.
− Niezbędna? – mruknął Yuu. – Niewiele mogę przecież pomóc.
− Tak się tylko panu wydaje.
Spojrzeliśmy z Yuu po sobie. Policjant wyszedł, a my pogrążyliśmy się w głębokiej zadumie. To nie zmierzało ku niczemu dobremu.
Następnego dnia był piątek. Oboje z Yuu byliśmy w domu, nasze dzieci były w przedszkolu. Staraliśmy się zachowywać normalnie, jakby nic się nie działo, jednak znów zaczęliśmy czuć jakąś presję. Parcie na szkło, że musimy słuchać się jakiegoś funkcjonariusza, bo miał na nas haka. To było potwornie nieetyczne ze strony Kurogane, że tak postępował wobec nas. Nic w tej kwestii nie mogliśmy jednak zrobić.
To był dość ciepły i słoneczny dzień. Od rana zajmowaliśmy się ogrodem i domem. Wietrzyliśmy pomieszczenia, sprzątaliśmy. Shiro pomógł mi wyciągnąć meble ogrodowe ze składziku i postawić je pod wiatą, którą kiedyś zrobił. W powietrzu już unosiło się nadchodzące lato. Zapach pyłków, świeżo koszonej trawy i ciepłych promieni słońca. Coraz chętniej wychodziliśmy na zewnątrz, było nam nieco lepiej w taką pogodę. Tak samo było tego dnia. Wynieśliśmy meble ogrodowe i miałem je jeszcze umyć. Yuu poszedł do łazienki po środek do czyszczenia oraz kilka szmatek. Skorzystałem z okazji, że byłem w kuchni i zacząłem przygotowywać warzywa na obiad. W zasadzie zdołałem je tylko umyć, gdy poczułem, jak ktoś gwałtownie łapie mnie od tyłu. Czyjaś ręka znalazła się tuż przy mojej szyi, podduszając mnie. Poczułem przy skórze coś zimnego.
− Nie krzycz – usłyszałem gardłowy, męski głos.
Momentalnie wypuściłem to, co trzymałem w dłoniach. Warzywa upadły na podłogę, a ja mało nie jęknąłem ze strachu. Pociemniało mi przed oczami, zakręciło mi się w głowie. To się nie działo naprawdę, to był tylko jakiś przykry sen.
− Słuchaj, zalazłem tylko ten płyn do czyszczenia ma…
Yuu stanął w progu kuchni, zamierając w miejscu. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, by na jego twarzy gościł tak wielki szok oraz strach. W jego oczach było po prostu przerażenie.
− Żadnych gwałtownych ruchów – powiedział Naito Kei, mężczyzna, którego od kilku miesięcy poszukiwała policja w całym kraju. – Potrzebuję waszej pomocy.
− Puść go – powiedział powoli Yuu.
− Co? Mam go puścić? – zaśmiał się przestępca. – Słuchaj, gnoju, nie ty tutaj wydajesz polecenia.
Naito poddusił mnie mocniej. Wziąłem głęboki wdech, coraz wyraźniej czułem na sobie ostrze noża. Cudownie.
− Potrzebuję sznura i żyłki – powiedział morderca. – Dla mojej sztuki. Macie sznur i żyłkę?
Naito coraz bardziej mnie dusił, nogi miałem jak z waty, prawie w ogóle nie mogłem już oddychać. Oczywiście, że nie mieliśmy sznura ani żyłki. Takie rzeczy nie były nam do niczego potrzebne. Yuu jednak nic nie odpowiadał. Patrzył na nas niczym zahipnotyzowany, aż w końcu powoli pokiwał głową.
− Daj mi – powiedział poszukiwany.
− Mam w składziku na zewnątrz.
Naito prychnął, a Yuu nawet brew nie drgnęła. Nie miałem pojęcia, co się działo. Wszystko rozegrało się naprawdę szybko. Yuu ewidentnie skłamał, co tylko sprawiło, że prawie się popłakałem. Musiał jednak coś odpowiedzieć, byle co. Napięcie powoli narastało, włoski na całym ciele stały mi dęba, a zimny pot spływał mi po plecach.
− W takim razie chodźmy – powiedział Naito.
Puścił Yuu przodem, by widzieć każdy jego krok. Shiroyama zaprowadził mężczyznę do składziku, a ten kazał mu wejść do środka. Naito prowadził mnie przed sobą, wciąż mnie podduszając i w dalszym ciągu trzymając ostrze przy mojej szyi. Nie miałem pojęcia, co się w zasadzie właśnie działo.
− Tylko bez numerów – powiedział nasz nieproszony gość.
− Jasne – Yuu pokiwał głową, wchodząc do środka.
Ja i Naito zostaliśmy na zewnątrz. Mężczyzna przylegał do mnie ciałem, miał erekcję, był spocony i brudny. Myślałem, że za moment zupełnie się rozpłaczę i jeszcze zrzygam się z tych nerwów. Czułem, jak specjalnie ocierał się swoim penisem o moje pośladki, to było obrzydliwe, okropne. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila, że zdejmie spodnie sobie i mi, a następnie po prostu mnie zgwałci. Już bym wolał śmierć od gwałtu.
Ze środka składziku dochodziły nieco przytłumione odgłosy. Yuu coś przekładał, przesuwał. Naito by niecierpliwy, coraz mocniej poruszał biodrami, w końcu ruszał nimi naprawdę intensywnie, jakby we mnie był i penetrował moje wnętrze. Łzy już ciurkiem ciekły mi policzkach.
W pewnym momencie ze składziku wyszedł Yuu. Nie miał ze sobą ani liny, ani żyłki, jednak w dłoniach miał swój stary dobry pistolet. Mąż błyskawicznie ustawił się z pozycji strzeleckiej, wycelował i strzelił obok nas. Prawie krzyknąłem z zaskoczenia.
− Puść go – warknął wściekle Shiroyama.
− Bo co? Bo strzelisz? Do mnie czy do niego?
Shiro zacisnął mocno wargi. W dalszym ciągu celował, mierzył w dół. Naito nie przestawał poruszać biodrami, jakby wpadł w jakiś trans. Yuu to jeszcze bardziej zdenerwowało. Widział, że mnie dusił, że trzymał mnie mojej szyi nóż, że prawie gwałcił mnie na jego oczach. Niespodziewanie mąż strzelił następny raz. Naito wrzasnął przeraźliwie, luzując uścisk, a ja mu się wyrwałem. Wypadłem do przodu, dopadając do Yuu, który mnie złapał. Płakałem, strasznie płakałem. Yuu trafił Naito w stopę, jednak tyle wystarczyło, by mnie puścił. Mój wściekły mąż jednak nie poprzestał na tym, strzelił mu w drugą stopę. Mój niedoszły gwałciciel padł na ziemię, skręcając się z bólu. Shiro odepchnął nogą nóż, by przypadkiem za niego nie złapał. Podszedł do niego.
− Co, kurwa? – warknął wściekle. – Czy ty go właśnie próbowałeś pieprzyć?
− Pierdol się! – krzyknął Naito, skręcając się z bólu z powodu stóp.
− Tak??
− Tak!!!
Reakcja Yuu była błyskawiczna. W jednym momencie strzelił mężczyźnie prosto w krocze, przy okazji do kastrując. Rozległ się niewyobrażalny wrzask w niebogłosy. Aż sam nie miałem pojęcia, że człowiek jest zdolny do wydania z siebie takiego odgłosu. Próbowałem odciągnąć Yuu od mężczyzny, bo to była tylko kwestia czasu, aż zrobi z niego krwawy kawałek dziurawego sera. Shiroyama był wściekły, widziałem po jego minie, że pragnął jedynie zgnieść Naito gołymi rękoma, zabić go. W porę udało mi się jednak mu uświadomić, że w ten sposób tylko pogorszy naszą sytuację. Musieliśmy zadzwonić po policję. Pobiegliśmy więc do domu. Ja zadzwoniłem, Yuu w tym czasie szybko poszedł poszukać czegokolwiek, by związać przestępcę. Najpierw wykonałem telefon na numer alarmowy, a następnie zawiadomiłem inspektora Kurogane, że chyba właśnie udało nam się znaleźć przestępcę, co naprawdę go zaskoczyło. Obiecał być za dziesięć minut u nas.
− To się nada? – spytał Yuu, podchodząc do mnie. Stałem w kuchni, gdzie zostawiłem wcześniej telefon.
− Myślę, że…
Niespodziewanie Yuu padł na kolana przede mną. Wrzasnąłem na cały głos, widząc Naito. Mężczyzna dźgnął Yuu nożem w plecy. Zrobił to raz, później drugi, a później trzeci. Niesamowite, jak z postrzelonymi nogami i kroczem wciąż udało mu się dojść do domu, jednak nie to mnie teraz martwiło. Shiro w jednym momencie upadł na podłogę. Spojrzałem w szoku na Yuu, następnie na Naito. Niewiele już myśląc, wziąłem pierwszą lepszą rzecz, jaką miałem pod ręką i była nią patelnia. Zamachnąłem się z całych sił, uderzając oprawcę w twarz, a następnie w tył głowy, pozbawiając go tym samym przytomności. Huk ciała uderzającego o podłogę rozległ się po mieszkaniu. Cały drżałem, chciało mi się płakać, jednak udało mi się jeszcze zadzwonić po karetkę.

*

Yuu był nieprzytomny przez dwa dni. Przez te dwa dni odchodziłem zupełnie od zmysłów, bo nikt nie wiedział czy na pewno się obudzi, czy dalej będzie w śpiączce. Na szczęście, trzeciego dnia, gdy siedziałem przy jego łóżku, zauważyłem, jak niepewnie podnosi powieki. W jednym momencie zerwałem się do niego, przytulając go i płacząc. Zaraz zawiadomiłem pielęgniarkę oraz lekarza, który się nim zajmował. Wszyscy twierdzili, że Yuu miał spore szczęście. Ostrze noża niemalże otarło się o co ważniejsze narządy wewnętrzne. Pół centymetra w lewo czy w prawo, a mógłby nie żyć. To był prawdziwy cud i byłem skłonny zacząć dziękować wszystkim bogom za ocalenie życia mojemu ukochanemu.
− Coś się działo, kiedy spałem? – spytał Yuu wciąż słabym głosem. Siedziałem przy jego łóżku, ciągle trzymając go za rękę.
− Była u ciebie cała szkoła – powiedziałem zgodnie z prawdą. – Cała kadra nauczycielska, uczniowie. Wszyscy przyszli i przynieśli kwiaty, jakieś słodycze, misie – wskazałem na ścianę, pod którą to wszystko stało. Yuu zmrużył oczy, przyglądając się uważnie. Zdaje się, że nie był pewny czy te wszystkie kwiaty, pluszaki i kilka transparentów z napisami w stylu, kochamy pana i niech pan szybko do nas wraca, były prawdziwe.
− Miło – wykrztusił.
− Bardzo miło. Zupełnie się nie spodziewałem.
− Ja tym bardziej.
Na moment zapadła między nami cisza. Popatrzyłem na Yuu, on na mnie. W jednej chwili myślałem, że zaraz się popłaczę.
− Na pewno chcesz zrezygnować z pracy w szkole? – spytałem.
− Wiesz… Mogę to jeszcze raz przemyśleć.
− Byłoby super.
Nie wypuszczali Yuu ze szpitala przez kilka następnych dni. A ja bywałem u niego codziennie. Rozmawiałem z nim, pomagałem mu w niektórych sprawach, bo za bardzo nie mógł się sam ruszać. Wszystko go bolało, poza tym, lekarz zabronił mu nadmiernego ruchu. Byłem jednak strasznie szczęśliwy. Żył, nic mu nie było. I w jednej chwili wszystkie te kłótnie, które mieliśmy, głupie problemy, każda z tych rzeczy była teraz niczym. Powiedziałem to w końcu Yuu. Wyznałem mu, że jest mi strasznie głupio za to, co się między nami działo.
− Jesteśmy głupi – powiedział. Siedziałem przy nim na jego łóżku. – Ale kocham cię takiego głupiego. Nieważne co.
− Ja ciebie też takiego kocham. Tylko takiego.
− Dziękuję – zaśmiał się, jednak po chwili spoważniał. – Wiesz, Taka… w tamtej chwili, kiedy zobaczyłem ciebie z nim… Jak cię dusił, jak trzymał nóż przy twojej szyi… Bałem się. Tak strasznie się bałem. Byłem przerażony, że stanie ci się krzywda, że cię stracę. Nie wiedziałem, co mam robić, spanikowałem.
− Wiem… To było… Straszne. Sam się też okropnie bałem.
− Jak dobrze, że to już za nami.
− Na całe szczęście go zamknęli. Pan inspektor dochował jednak obietnicy.
− Ma szczęście.
− Ty też masz szczęście.
− Mówiłem ci nieraz, że złego diabli nie biorą.
− Yuu – pogłaskałem go po policzku. Pocałowałem go delikatnie w czoło. – Wróć szybko do domu. Do mnie i do dzieci. Wszyscy za tobą tęsknimy.
− Wrócę – obiecał. – Muszę w końcu was chronić.
Zaśmiałem się pod nosem, by zaraz kolejny raz tego dnia pocałować go delikatnie w czoło.
− Chroń nas – powiedziałem – i nigdy nie odchodź, mój ukochany.


---


Dzisiaj mija pięć lat, odkąd pojawił się pierwszy rozdział Migdała. Z tej oto okazji mam dla was tej specjalny rozdział Prawdopodobnie ostatni z udziałem Yuu i Taki, jednak to wszystko się jeszcze okaże. Dziękuję wam za te pięć lat z Migdałem, za pięć lat z Yuu i Taką.
Plus soraski za błędy, pisałam jak pojeb, żeby się z tym wyrobić i nie wiem nawet jak to brzmi. W każdym razie, dziękuję wam za czytanie i komentowanie.

Do następnego rozdziałuu~!

Komentarze

  1. Smutno mi było, jak zaczęło się psuć między Yuu i Taką. Ale tak naprawdę smutno, plus zestresowałem się (dzisiaj w ogóle jestem zestresowany), jak coś zaczęło się dziać Tace! Myślałem już, jak to ja i moje czarne scenariusze w głowie, że ma jakąś nie wiadomo jaką chorobę i umrze. Masakra. Wiadomo, ciężka anemia to też poważna sprawa, ALE no jednak. Od początku tego zamieszania z mordercą tam, gdzie mieszkają wiedziałem, po prostu wiedziałem, że coś takiego co faktycznie napisałaś się zdarzy! Dosłownie. Cały rozdział pękało mi serce, od początku do niemal samego końca, ale wreszcie wszystko się ułożyło, dzięki Ci za to. Ogólnie bardzo mi się podobało i ten rozdział mimo wszystko umilił mi sporą część dnia w pracy! Dziękuję, że nadal piszesz tak cudowne rzeczy. Jak zwykle życzę Ci weny, dużo zdrowia i chęci do życia w tę dziwną pogodę, którą teraz mamy. Czekam na więcej opowiadań ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że było ci smutno i za te stresy. I za pękające serduszko. Naprawdę nie chciałam. :c Na szczęście to "tylko" anemia i później już zrobiło mu się lepiej. Aaa, stałam się już naprawdę przewidywalna. Nie było mowy, że ten morderca by do nich nie wpadł z niezapowiedzianą wizytą!
      Cieszę się, że ten rozdział jakoś pomógł ci przetrwać dzień. I to ja dziękuję za wszystko a przede wszystkim za to, że czytasz to, co piszę i chce ci się komentować!
      Dziękuję!!!

      Usuń
  2. Długość rozdziału jak i on sam cudowny *.*
    Co prawda nie należący do najbardziej szczęśliwych od a do z, ale kto nie lubi odrobiny dramatu? Zwłaszcza, że wszystko skończyło się dobrze.
    Upierdliwi policjanci są najgorsi. W pewnym momencie myślałam, że Yuu naprawdę zostanie postawiony przed sądem!

    Pozdrawiam i przesyłam dużego wena 😺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się, dziękuję! Ten dramat tutaj jak na Yuu i Takę to była apokalipsa. XD No, policji mówimy stanowcze nie i na całe szczęście Yuu wszystko się upiekło.
      Dziękuję!

      Usuń
  3. Migdała czytam już od jakoś trzech lat i słuchaj, przykro mi, że to już ostatni taki rozdział z Yuu i Taką. Przywiązałam się do nich. W ogóle uwielbiam Migdała! ❤�� Może to dziwne, ale te rozdziały często mnie motywowały, bo Taka umiał sobie poradzić z tak trudnymi rzeczami, więc czemu ja miałabym nie radzić sobie z innymi vnv
    Od początku rozdziału wiedziałam, że coś będzie nie tak! V.V No i Yuu! Powinien rozmawiać z Ru a nie tak w sobie dusić rzeczy T^T
    Dzięki Tobie wiem jak się różni kremowy od beżowego =vnv=
    Nadal nie jestem w stanie tolerować tego policjancika. Co za koleś żeby tak szantażować Yuu! On na pewno bardzo żałuje tego co zrobił! A pan Halojatu Będęterazrządzić wchodzi tak chamsko z butami! A ten cały Naito? Co za typ w ogóle, fu, nie lubię takich i kibicowałam Yuu jak jeszcze nigdy, bardzo dobrze, że został unieruchomiony na całe życie! V.V
    W tym rozdziale dotarło do mnie jak bardzo Taka czasami nie myśli. Ale jak się ma czwórkę dzieci to to jest zrozumiałe vnv
    O! Bałam się jak ten Kei wpadł, że dzieci są w domuuu...ale po chwili skupiłam się już tylko na Tace i płakałam, bo jakby żył Yuu gdyby Taki nie było? Jeszcze z dziećmi. To byłoby straszne T^T
    A jak już jestem tak chaotyczna, to powiem jeszcze, że na początku miałam wrażenie jakby ten cały Kurogane chciał ratować biednego, porwanego przez Yuu Take ;n; A on jednak gorsze rzeczy za sobą przyciągnął T^T
    Pewnie wpadnie mi jeszcze mnóstwo rzeczy, które chciałam tu napisać, więc jakby coś to dopisze ;u;
    Tobie, Tsukkomi, życzę wenyyyy dużo i jak najwięcej dobrych dni, a Tace i Yuu żeby się razem szczęśliwie zestarzeli! ;u;
    Dziękuję, że nadal piszesz!❤
    Okok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się zrobiło nostalgicznie miło, czytając ten komentarz. Coś takiego znaczy naprawdę wiele dla autora. Mam nadzieję, że napiszę jeszcze kiedyś coś, co będzie motywować cię równie mocno, jak historie o Yuu i Tace!
      Wiadomo, że nie mogło być wszystko cacy! I szczerze? Ja sama do tej pory nie wiem, czym się różnią kremowy i beżowy. XD
      Policja to zło największe i szczerze ja sama z policją uwielbiamy się unikać. I słuchaj, czwórka dzieci, to nie byle co, on tam ma domowe przedszkole!
      Życie Yuu bez Taki to coś, czego nawet nie chcę sobie wyobrażać. Mam taką zasadę, że moje geje w Migdale ZAWSZE muszą być na końcu szczęśliwe i od tej zasady nie odbiega żadna Migdałowa seria ani rozdziały specjalne.
      Dziękuję ci ślicznie za ten piękny komentarz!!!

      Usuń
  4. Jak zwykle rozjechałam się w czasie z komentowaniem!
    Zabijesz mnie za to kiedyś, wiem.
    W końcu się doczekałam rozdziału i jak zwykle się nie zawiodłam! Pisałaś, ze rozdział wyszedł
    Ci nudny, a dla mnie to był jeden z najlepszych dodatków do Migdała.
    Czekałam po prostu aż ta przeszłość wyciągnie ich za szmaty.
    No i w końcu to ktoś ślini się na widok Yuu, a nie Taki XD
    Shirō jest jakiś taki bardzo sfrustrowany tym, ze jego mąż zarabia więcej i prawie go utrzymuje. Chyba godzi to w jego męska dumę bo to on miał być panem rodziny.
    Myślałam, ze Yuu wyskoczy z tej łódki i spierdoli płynąc, gdy tej policjant się do niego przyczepił. On wiedział co się dzieje!
    Jeden przypadkowy policjant doczepił się do starych dokumentów i proszę jaki dym.
    Poza tym ten ich kryzys…No mi się jednak zawsze cieszy mordka, gdy oni się tak uroczo kłócą, a później równie uroczo godzą.
    Ja mam nadzieje, ze ty zrezygnujesz z tego pomysłu, ze to ma być ostatni specjal z nasza ukochana parka i coś się jeszcze z nimi w roli głównej pojawi!
    Rozdział cud, miód i orzeszki chociaż No nie da się ukryć tego, że widać jak końcówka była pisana w pośpiechu byle zdążyć ale na pewno sama o tym wiesz.
    Z niecierpliwością wypatruje nowego rozdziału Cruel World i jeszcze raz przepraszam, ze tak późno dodaje komentarz chociaż obiecałam go na piątek ;;
    Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stara, specjalnie czekałam na ciebie z tymi odpowiedziami. XD
      No jak dla mnie wyszło nudno, nie wiem. Chyba powinnam się nauczyć tego, że jak mi się nie podoba to, co piszę, to innym się podoba i na odwrót.
      Yuu to ma kompleks samca alfa. Ya know, nadmiar testosteronu nie pozwala mu być utrzymywanym przez Takę, ale portfel mówi co innego. ZAWYŁAM, wyobraziłam sobie, jak Taki Yuu wyskakuje z łódki i zapieprza wpław do brzegu "NIGDY MNIE NIE ZŁAPIECIE, NIGDY MNIE NIE ZŁAPIECIE, NANANANANANA!!!" Y&T to już prawie jak stare małżeństwo, u nich inaczej nie może być.
      Ta końcówka, tzn, ostatnie 10 stron zostało napisane na zajebistym speedzie w niecałe 3 godziny. Po prostu Fast&Furious wersja grafomańska. Pewnie kiedyś to poprawię.
      Dziękuję!!

      Usuń
  5. To jest chyba najdłuższy rozdział jaki przeczytałam XD co prawda zajęło mi to z kilka dni ale jednak! Czekam na więcej Twojej twórczości! Pozdrawiam! ❤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty