"Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu" 01

Nie potrafię  opisać strachu przed jutrem
Czuję go, kiedy zetkną się nasze palce.
Tylko. Chciałbym życia dla nas dwojga bardziej niż przytulania cię






Baretta




Zawsze byłem zwolennikiem aktywnego trybu życia. Lubiłem biegać, zdrowo się odżywiać. Miałem wszystko, co chciałem, w tym wspaniałego mężczyznę.
- Yuu - uwiesiłem mu się na szyi - chodźmy gdzieś, nudno tu.
- Uru, jak skończę tę linijkę, dobrze? - odpowiedział dalej zapisując nuty.
- Dobrze - pocałowałem go w policzek. - Kocham cię.
- Ja ciebie mocniej.
I tak zlatywał nasz wspólny czas. Oczywiście nie zawsze było tak kolorowo. Kłóciliśmy się jak każda para, jednak staraliśmy się chodzić na kompromisy czy wyjaśniać sobie wszystko.
Mimo wszystko byliśmy szczęśliwi. Aż pewnego razu...

(marzec 2012)

- Dvd wydamy w styczniu - mówił menadżer.
- Czemu tak późno? - zapytał Kai. - To będzie prawie rok.
Nikt nic nie odpowiedział Kaiowi.
Byliśmy kilka dni po koncercie z okazji dziesięciolecia zespołu i mieliśmy mieć kilkudniowe wolne. Jak zwykle  wtedy miałem się byczyć z moim ukochanym.  Wtedy też tak było.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy z budynku PSC kierując się w stronę samochodu. Od razu pojechaliśmy do naszego wspólnego mieszkania, gdzie pierwsze co zrobiłem, to zdjąłem koszulkę. Jak na marzec było strasznie gorąco. Wyjąłem z lodówki butelkę zimnej wody i wypiłem ją niemal duszkiem. Kilka kropel spłynęło mi po brodzie, przez co zadrżałem.
- Jest jeszcze woda? - Aoi objął mnie jedną ręką w pasie, a drugą otworzył lodówkę w poszukiwaniu chłodnego napoju.
- Jest - powiedziałem. - I to całkiem sporo wody.
- Widzę - puścił mnie i wyciągnął jedną z butelek. Odkręcił ją i zaczął pić. - Pamiętasz, że jutro masz odebrać wyniki? - zapytał sunąc palcem wzdłuż mojego mostka.
- Pamiętam.
- Niemożliwe - odłożył butelkę na szafkę. - Jakie plany na najbliższy czas? - zapytał.
- Hmm... totalny relaks?
-Czyli to, co obaj lubimy - stwierdził.
Potem poszliśmy jeszcze zrobić zakupy na najbliższe kilka dni.
- Weź masło - powiedział Yuu idąc z wózkiem w stronę jogurtów.
Podszedłem do półki i wziąłem jedną sztukę. Ruszyłem do Aoiego, który czytał coś na opakowaniu. Wyciągnąłem rękę, żeby wrzucić masło do wózka. Nagle straciłem panowanie nad ręką, a produkt upadł na podłogę. Yuu spojrzał zdziwiony na masło, a potem na mnie i moją wyciągniętą dłoń.
- Co ci? - zapytał wracając do sprawdzania etykiety na jogurcie.
- Nie trafiłem do wózka - wytłumaczyłem szybko schylając się po to, co upadło.
To był już któryś raz z rzędu, gdy coś takiego mi się przydarzyło. Traciłem na krótki czas czucie w prawej ręce. Zazwyczaj były to kilka sekund. Nikt jednak nie zauważył, że coś było nie tak. W sumie to i lepiej. Wybrałem się nawet z tym do lekarza. Yuu powiedziałem, że są to badania kontrolne, które wykonywałem co roku. Na szczęście mój partner nigdy się za bardzo nie dopytywał o wyniki. Gdy mnie coś martwiło, sam mu o tym mówiłem, dlatego nie zadawał zbędnych pytań.
- Wolisz ten czy ten? - zapytał pokazując dwa różne opakowania.
- Ten - wskazałem jogurt po mojej lewej stronie.
Nie chciałem go martwić. Pewnie były to jakieś chwilowe braki w czymś tam, a mówienie mu o tym byłoby jak otwarte dygresje na temat jego kondycji fizycznej podczas rozmowy o zielonej łące z białymi króliczkami przy wspólnym śniadaniu, czyli nieprzyjemne.
W domu wypakowaliśmy zakupy, a resztę dnia spędziliśmy w pozycjach siedzących i leżących.
Około dwudziestej trzeciej poczułem się senny, więc położyłem się spać. Kilka minut po tym, jak umościłem się na poduszce, oplotły mnie ramiona ukochanego, który także postanowił udać się na spoczynek.
Biegłem między sklepowymi pułkami, które waliły się za mną jedna po drugiej zrzucając z siebie masę produktów. W pewnym momencie poczułem mrowienie w lewej nodze. Zachwiałem się i wpadłem na regał. Odbiłem od niego i po chwili odczułem brak prawej, dolnej kończyny. Upadłem i na łokciach zacząłem się czołgać. Paraliż stopniowo ogarniał moje ciało. Nie czułem tułowia, prawej, a następnie lewej ręki. Mrowienie w karku i opadłem bezwiednie na podłogę. Jęknąłem z rozpaczy słysząc przewracające się za mną pułki. Bałem się i chciałem uratować, jednak nie mogłem się ruszyć. Nawet mięśnie twarzy odmówiły mi posłuszeństwa. W pewnym momencie zostałem przygniecony.
Podniosłem się gwałtownie do siadu zrzucając z siebie Yuu, którego obudziłem przez ten ruch. Byłem zlany potem i dyszałem ciężko. Sen, pomimo że groteskowy jak na koszmar, to jednocześnie był bardzo realistyczny przez co chwilę miałem problem w zorientowaniu się, że pokój, w którym panował półcień, był jawą.
- Co się stało? - zapytał starszy zaspanym głosem.
- Miałem zły sen - odpowiedziałem po dłuższej chwili.
- Opowiedz mi go - podniósł się przysuwając do mnie. Splótł nasze dłonie chcąc dodać mi otuchy.
- Przygniótł mnie regał w sklepie - powiedziałem cicho.
Jego reakcją było westchnięcie. Kto by w końcu nie wzdychał na tak idiotyczne słowa?
 -Wiesz, że żaden regał cię nie zmiażdży, ani nic takiego - musnął wargami mój policzek. - To tylko sen, nie bój się. Nie pozwolę by coś ci się stało - ziewnął. - Chodź jeszcze spać.
- Nie zasnę - powiedziałem czując jak niepokój opuszczał moje ciało. - Która godzina?
 -Szósta - wrócił do pozycji leżącej. Spuściłem nogi z łóżka na podłogę. - Gdzie idziesz? - zapytał widząc jak wstawałem.
- Idę pobiegać i tak już nie zasnę.
- Nie idź - złapał mnie za koszulkę. - Kouyou - włożył palec za gumkę moich bokserek i strzelił nią.
Odwróciłem się i skoczyłem na niego. Aoi zwalił mnie z siebie i przykrył kołdrą.
- Yuu! - usiadł mi okrakiem na biodrach. Wierzgałem się chcą go zrzucić z siebie wraz z kołdrą. Obaj chichotaliśmy jak nienormalni. W pewnym momencie udało mi się siebie odkryć, a mężczyzna wykorzystał to łaskocząc mnie. - Nie, nie! - śmiałem się chcąc uwolnić się od jego rąk. - Przestań!
- Nie przestanę.
Odepchnąłem go i przewaliłem na bok. Śmialiśmy się głośno dopóki nie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zamarliśmy w bezruchu.
- Otwórz - powiedziałem.
- Czemu ja? - wydął dolną wargę.
- Bo jesteś starszy - stwierdziłem.
Zrobił zbolałą minę i wstał. Poszedł na boso na korytarz. Słyszałem jak otwierał drzwi. W ciszy leżałem i nasłuchiwałem, co się działo.
- Mogliby panowie być ciszej? - warknął sąsiad z dołu. Był to starszy i gburowaty człowiek, któremu nic nigdy nie pasowało.
- Przepraszamy za hałas - odrzekł mój partner.
- Jesteście nieznośni! - kontynuował, mimo że Yuu go przeprosił. - Takie zachowanie jest nie do przyjęcia.
- Jeszcze raz przepraszam - powtórzył. - Obiecuję, że to się już się więcej nie wydarzy.
- Słyszę to nie pierwszy raz w życiu.
Shiro wrócił po kilku minutach dyskusji ze starszym panem. Położył się na łóżku. Widząc moją minę roześmiał się i pogłaskał mnie po włosach.
- To teraz jesteśmy jak myszy pod miotłą - mruknąłem.
- To ty się tak głośno śmiałeś - dźgnął mnie w bok, na co zareagowałem krótkim aua.
- Bo ktoś mnie łaskotał - także go dźgnąłem.
Ostatecznie Yuu poszedł jeszcze spać, a ja biegać. Jak wróciłem, wziąłem prysznic i poszedłem po wyniki do lekarza.

*

Usiadłem na kanapie i z drżącymi rękoma jeszcze raz zacząłem przeglądać karty otrzymane od lekarza. Ciągle nie mogłem uwierzyć w to, co mi powiedział. W sumie to nie chciałem też w to wierzyć.
-Hej - rzucił Yuu wchodząc do salonu. - I jak? - usiadł obok mnie włączając telewizję.
-Muszę kawę ograniczyć - powiedziałem coś, co pierwsze przyszło mi na myśl.
Schowałem wyniki do koperty i odłożyłem je na stolik. Chciałem żeby ktoś powiedział, że to nieprawda. Że lekarz pomylił się i myślał, że dzisiaj był pierwszy kwietnia. Przytuliłem się do Shiroyamy szukając czyjegoś ciepła, chociaż było gorąco. Wtuliłem się w niego ufnie, a on pogładził mnie po ramieniu.
- Yuu? - zacząłem.
- Hm? - mruknął zerkając na mnie. - Słucham?
- Kochasz mnie? - zapytałem bawiąc się skrawkiem jego koszulki.
- Kocham - odpowiedział.
- Nigdy nie przestaniesz?
- Kouyou, co to za dziwne pytanie? - spojrzał na mnie zdziwiony. - Nigdy nie przestanę cię kochać.
Na potwierdzenie swoich słów złożył na moich ustach czuły pocałunek.
Przez następne kilka dni wolnego zachowywałem się jakbym połknął kij od szczotki. Dosłownie. Na dodatek czułem, że powinienem był powiedzieć Yuu o swoim prawdziwym powodzie pobytu u lekarza. Za każdym jednak razem, gdy zabierałem się za powiedzenie mu o tym, coś wewnątrz mnie kazało mi siedzieć cicho. Aż w końcu nasze wolne minęło, a my ruszyliśmy na całego z nowym projektem.
- Sierpień - Ruki kreślił coś na papierze - albo wrzesień.
- Sierpień, dwudziesty dziewiąty...
- No to mamy ustalone.
I zaczęły się nagrania. A jak podczas nagrań można rozmawiać na temat stanu zdrowia? W studiu nie miałem zamiaru poruszać tego tematu, jednak w domu też nie umiałem.
- Spróbuj szybciej - powiedziałem do Aoiego, który zaczynał swoje nagranie.
- Nadgarstek mi odpadnie - zaprotestował.
- Nie odpadnie - przejrzałem kilka stron z nutami.
- To sam spróbuj - wcisnął mi gitarę i kostkę do gry.
Westchnąłem i zacząłem grać tak, jak chciałem, by zagrał. Nagle moja prawa ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Kostka upadła na podłogę, a ja starałem się poruszyć dłonią, co takie proste nie było. W tej chwili nie mogłem zwalić tego na zwykłą nieuwagę.
- Uruha? - patrzył chwilę na kostkę, a później na mnie.
- Zacznę od początku - schyliłem się i podniosłem kostkę.
- No dobrze.
Tym razem było dobrze. Zagrałem tak jak to powinno być. Po wszystkim oddałem mu gitarę i wstałem chcąc wyjść.
- Kouyou, czekaj - złapał mnie za rękę. - Co to było?
- Co?
- Z twoją ręką - puścił mnie. - Co to było? - powtórzył.
Milczałem. Wbiłem wzrok w ścianę, a wargi zacisnąłem w wąską linię. Co mógłbym mu odpowiedzieć? Że moje nerwy ulegają niszczeniu i najprawdopodobniej za niedługi czas nie będę mógł poruszać ręką?
- Później ci powiem - bąknąłem chcąc stamtąd wyjść.
- Takashima, mów teraz - powiedział twardo.
- Yuu - wziąłem głęboki wdech. To była okazja żeby mu powiedzieć - to, co mam ci do przekazania nie jest niczym przyjemnym - nie, nie teraz. Nie mógłby się skupić na pracy. - Obiecuję, że w domu ci wszystko wyjaśnię.
Spojrzał na mnie z ukosa i powoli pokiwał głową. Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem. Wróciłem do naszego mieszkania, gdzie chodziłem w te i z powrotem nie mogąc sobie znaleźć miejsca. W głowie starałem się ułożyć w miarę sensowną wypowiedź.
Po trzech godzinach Yuu wrócił ze studia. Wszedł do salonu, gdzie siedziałem na kanapie i wbijałem sobie palce w uda. Usiadł w fotelu i utkwił we mnie spojrzenie.
- I? - zaczął bez żadnego przywitania.
- Pamiętasz, że ostatnio byłem zrobić badania okresowe? - zacząłem drżącym głosem. Pokiwał głową. - Bo widzisz, to było coś innego - podsunąłem mu kopertę w słomianym kolorze, którą wcześniej przygotowałem. - Od pewnego czasu traciłem czucie w prawej dłoni - wziął kopertę patrząc na mnie uważnie. - W końcu postanowiłem iść się przebadać i wyszło - wyciągnął kartki ze środka - tak jak wyszło.
Uważnie studiował moje wyniki. W pewnym momencie spojrzał na mnie oczyma pełnymi niewiedzy.
- Nic z tego nie rozumiem - przyznał.
- Przepraszam, bałem się i dlatego nic nie powiedziałem - mój głos odmawiał mi posłuszeństwa.
- Kou, co ty...?
- Yuu, ja umieram.
Skamieniał i to dosłownie. Nie wiedział jak zareagować na moje słowa, które jeszcze nie do końca dotarły do niego. Nagle upuścił to, co trzymał, a na jego twarz wstąpiły szok i niedowierzanie. W oczach stanęły mu łzy, a dłonie zaczęły drżeć.
- Prima aprilis jest jutro - wychrypiał.
- Ja naprawdę umieram - powiedziałem cicho.
- Nie, nie umierasz - zacisnął dłonie w pięści. - Kouyou.
Nic nie powiedziałem. Spojrzałem na niego i pokręciłem powoli głową. Po moim policzku spłynęła słona kropla.
Po chwili trzymał mnie w żelaznym uścisku. Kołysał się lekko pozwalając na swobodne spływanie łzą.
- Przepraszam - także płakałem.
Nagle poczułem wielką ulgę. Spadł ze mnie ciężar, który nosiłem od kilku tygodni.
- Ile czasu ci zostało? - zapytał.
- Lekarz stwierdził, że rok to moje maksimum.
Yuu zareagował na to dość jednoznacznie. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości, dlatego zadzwonił do Kaia i powiedział mu, że źle się czuję i, że zostanie, żeby się mną zająć. Nie byłem zadowolony z tego, że okłamał lidera jednak nie powiedziałem nic na ten temat.
Na drugi dzień pojechaliśmy do lekarza, u którego robiłem badania. Ten, starał się wytłumaczyć mojemu partnerowi, że jest w tej sprawie bezsilny i, że powinienem udać się do specjalisty. Tak też zrobiliśmy. Udało nam się przyjść akurat, gdy lekarz nie miał żadnych pacjentów. Shiro stwierdził, że chce być obecny przy mojej rozmowie i nie słuchał, gdy mówiłem, żeby poczekał na zewnątrz. W każdym razie, specjalista ujrzawszy moje wyniki nie miał wątpliwości co do diagnozy, którą było...
- Stwardnienie zanikowe boczne - powiedział. - Powinniśmy zrobić jeszcze kilka badań, jednak myślę, że co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A co do pańskiego obecnego stanu - wstał i podszedł do tych podświetlanych tablic. Długopisem zaczął pokazywać coś na zdjęciu. - to muszę być szczery. Choroba postępuje bardzo szybko. Normalnie po jej wykryciu człowiek ma szansę przeżyć pięć lat, jednak w pana przypadku, przy dobrej rehabilitacji, może to będzie rok.
- Nie da się tego zatrzymać? - zapytał Aoi. - Nie ma jakiś leków, czegokolwiek?
Lekarz popatrzył na niego jak na dziecko w przedszkolu i z westchnieniem wrócił do biurka. Splótł dłonie na jego blacie, a usta zacisnął w wąską linię.
- Niestety, nie ma żadnego sposobu na wyleczenie. Można jedynie przedłużać życie lekami, odpowiednią dietą, ćwiczeniami. Tylko tyle można zrobić.
Poczułem ucisk w środku. Nie z powodu tej wiadomości, ale z tego, że wyobraziłem sobie, co takiego musiał czuć Yuu. Złapałem go za rękę i ścisnąłem ją. Spojrzał na mnie smutno, a ja uśmiechnąłem się do niego.
- Mógłby pan przepisać mi jakieś leki, które na razie spowolniłyby przebieg choroby? - zapytałem.
- Oczywiście.
I dostałem wielkie, trudne do połknięcia tabletki, o gorzkim smaku. Nienawidziłem tabletek. Jednak teraz musiałem łapać się każdej deski ratunku, by móc zostać przy swoich bliskich jak najdłużej.

------

A oto i pierwszy rozdział mojej nowej serii. Co do 'Migdałowego serca', osoby, które czekają na piąty rozdział rozterek Rukiego będą musiały jeszcze trochę poczekać. Proszę ładnie o komentarze. Gdy je czytam to naprawdę, aż chce mi się pisać. :) 

Komentarze

  1. WYSTRASZYŁAŚ MNIE.
    Ja też tracę czucie w prawym ręku co jakiś czas.
    Wiesz co... Jak mogłaś ;~;


    Ale seria ciekawa. Czekam na kolejne party z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu coś nowego. *^*
    Ciekawie się zaczyna, więc czekam na kolejną część z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! nie mogę sie doczekać kolejnej części.
    Mam nadzięję, żę Yuu nie zostawi Uruhy. I że Uru umrze XD Wiem okrutna jestem,ale uwielbiam, kiedy umierają moje ulubione postaci XD
    Powodzenia w tworzeniu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz... spotkałam to opowiadanie już w sierpniu tego roku. Ale gdy doczytałam do 7 rozdziału, zwyczajnie pękłam i stwierdziłam, że nie dam rady. Dopiero teraz, dzisiaj zabieram się za czytanie tej serii od nowa.
    Moment, w którym Uru mówił Aoi'owi o diagnozie ścisnął mnie za serce (przynajmniej mogę stwierdzić, że w przyszłości nie będę psychopatą, bo cierpienie ludzkie jest dla mnie ważne; ewentualnie mam problemy z sercem...). To byłoby takie okropne, dowiedzieć się, że osoba dla której poświęcasz większość swojego czasu i uwagi, na której ci zależy całym sercem, nagle mówi nam o takich rzeczach... niczym z jakiegoś melodramatu. Np. "Gwiazd Naszych Wina". Tylko tam oni oboje byli chorzy. A tu? Zdrowi, normalni ludzie, kochający się i nagle ta bańka szczęścia pęka i pojawia się mały pan Jan Bakteria, który truje ich koło życia, sprawiając, że z półokręgu tworzy się figura bliska okręgowi. I wydaje się nam, że to wszystko, co dzieje się wokół. Katastrofy na drogach, w powietrzu, na oceanach, nowotwory, schorzenia, choroby nieuleczalne, bieda itd. W tym opowiadaniu właśnie pojawia się rozpoczęcie wewnętrznej gehenny głównych bohaterów i świetnie ci to wychodzi. Bardzo przyjemnie się czyta.
    Mam nadzieję, że znajdę czas i siłę, by przeczytać dalsze rozdziały.
    Pozdrowienia i ściskam <|3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    zaczyna się świetnie, żal mi Kyu, ale widać, ze dla Yuu jest naprawdę kimś ważnym, ta troska....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale się tutaj zapowiada, ale żal mi Kyuu... jednak widać, że jest ważny dla Yuu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    opowiadanie jest wspaniałe, już bardzo mi się spodobało, chociaż tak szkoda mi Kyou, ale jak widać jest bardzo ważny dla Yuu...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciężkie tematy to Twój konik. :D Podoba mi się początek opowiadania - zaciekawił mnie.
    Lece czytać dalej. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty