''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 02

Kiedy rzeczy stają się zbyt przykre by je znieść
Jest piosenka bez kłamstw, które płyną jak łzy...
Kiedy jestem zbyt szczęśliwy na słowa
Chciałbym zaśpiewać piosenkę, która będzie jak uśmiech

Chcę tu zostać aż mój zwiędły głos zgaśnie...

Aż mój zwiędły głos zgaśnie...


Kare Uta





(kwiecień 2012 )


Przeciągnąłem się leniwie w łóżku i ziewnąłem głośno. Zauważyłem, że para ciemnych oczu wpatrywała się we mnie.

-Dzień dobry - powiedziałem przytulając się do właściciela tych pięknych tęczówek.

-Dzień dobry - odpowiedział. - Jak się spało? - pocałował mnie czule.

-Cudnie - mruknąłem w jego usta. Pocałował mnie kolejny raz.

Rozbrzmiał dzwonek telefonu Yuu, który niechętnie oderwał się ode mnie i odebrał.

-Tak? Kai? Um, dzień dobry, nie, nie spałem. Z Kouyou już dobrze, jestem przewrażliwiony, to było drobne przeziębienie, musiał po prostu się wyspać - pocałował mnie we włosy. - Tak, dzisiaj będziemy. E? Właśnie się obudził. W łóżku. Nie, nie uprawialiśmy teraz seksu, Tanabe, erotomanie. No tak... No to cześć.

Parsknąłem śmiechem gdy tylko odłożył urządzenie. Yuu także się śmiał.

-No to się zbieramy - powiedział.

-Jeszcze chwilę - wtuliłem się w niego mocniej.

Chciałem tak zostać przytulony do swojego ukochanego, chciałem żeby wszystkie problemy odeszły gdzieś daleko i zniknęły całkowicie żebym nie musiał się już niczym przejmować. Niestety rzeczywistość była zbyt brutalna by móc o niej zapomnieć choćby na chwilę.

-Boję się - powiedziałem w jego tors.

-Kouyou, nie masz się czego bać - czułem jego dłoń gładzącą moje plecy. - Jestem z tobą.

Poczułem się odrobinę pewniej. W końcu miałem przy sobie osobę, która poszłaby za mną w ogień.

Musieliśmy wstać i się ubrać. Zjadłem śniadanie i zabrałem się za połknięcie tabletki, co było najmniej przyjemną częścią mojego poranka. Widząc jak się męczyłem z lekiem, Yuu zrobił zbolałą minę.

-Kouyou - powiedział zaciskając dłonie w pięści.

Uśmiechnąłem się delikatnie i zaparłem połykając lekarstwo i popijając je wodą. Skrzywiłem się czując gorzki smak w ustach.

-Idziemy? - zapytałem biorąc miętusa chcąc pozbyć się gorzkości.

-Tak - odpowiedział.

Przez większość drogi do PSC patrzyłem na widok za oknem. Było to spowodowane pozycją, w jakiej byłem czyli łokciem opartym na bocznej szybie i dłonią podpierającą głowę pod brodą. Nie chciało mi się zmieniać pozy dlatego wgapiałem się w pączki na wiśniach, które miały zakwitnąć za kilka najbliższych dni.

-Nie mogę się doczekać - powiedziałem gdy przejeżdżaliśmy obok promenady.

-Czego? - zapytał.

-Aż wiśnie zaczną kwitnąć - spojrzałem na niego z szerokim uśmiechem. Zerknął na mnie i także się uśmiechnął. Był w tym jednak pewien rodzaj smutku. - Hej Yuu, pójdziemy je obejrzeć? - położyłem mu dłoń na kolanie. - Ładnie proooszę - patrzyłem na niego z wyczekiwaniem. W końcu spojrzał na mnie gdy stanęliśmy na światłach.

-Pójdziemy - oznajmił.

Zadowolony dałem mu buziaka w policzek. Zaśmiał się i pokręcił głową.

Po wejściu do budynku PS staraliśmy zachowywać się tak jak zwykle. Jak zawsze przywitałem się w nasz charakterystyczny sposób z Reitą, a Kai od razu zaczął mówić o nowej płycie.

-Shima, co dzisiaj robisz wieczorem? - zapytał Rei gdy stroiłem gitarę. Spojrzałem na niego. Przeglądał jakieś kartki i miał minę jakby ktoś przejechał mu papugę.  

-Raczej nic - kątem oka zauważyłem, że Aoi na mnie patrzył. - Chcesz gdzieś iść?

-Odreagować - wziął głęboki wdech. Mogłem tylko zgadywać, o co się tym razem pokłócił ze swoją dziewczyną.

-Spoko.

-To u mnie jakoś o 20?

-Jasne.

Potem Kai oświadczył, że zaczniemy nagrania bez Rukiego, który jak zwykle spóźnił się z pół godziny.

-I oto zjawiła się nasza śpiąca królewna - powiedział głośno Yuu, gdy tylko Takanori otworzył drzwi.

-Ej, jaka tam królewna? - fuknął. - Królewicz - poprawił go zdejmując okulary i chowając je do dużej torby na ramię.

-Dobrze, że chociaż się zjawiłeś - Kai mrużył gniewnie oczy niczym żmija gotowa w każdej chwili rzucić się na małą, bezbronną ofiarę, którą w tym przypadku był Matsumoto. Uśmiechnąłem się do swoich myśli wyobrażając sobie, że byliśmy w lesie, nasza trójka była ptakami obserwującymi wszystko z góry, Tanabe jadowitym wężem, a Takanori szarą myszką, która chciałaby uciec przed niebezpieczeństwem.

-Oj Kai, powinieneś się już przyzwyczaić. To w końcu już dziewięć lat mija - Ruki wyciągnął z torby teksty i zaczął je przeglądać. Po chwili zostawił jedną kartkę, a resztę schował. - W każdym razie, jak już jestem, to możemy zacząć nagrania do Attiude.

Udało nam się jakoś zrobić większość nagrania tej piosenki w ciągu jednego dnia, co było niezłym wyczynem. Po skończeniu pozostało nam zgranie całości z częściami elektronicznymi, które wcześniej tworzyliśmy z Teddym.

-Będę musiał go poprosić o pomoc w tej części - Matsumoto zatrzymał melodię, którą przesłuchiwał i zaciągnął się papierosem.

-Teddy mówił, że będzie mógł nam pomóc najszybciej za tydzień - oznajmił Kai szukając czegoś w jakimś katalogu. - Ej, Aoi, dasz radę w tym czasie coś wymyśleć?

-No, mam już wstępną koncepcję - odpowiedział.

-To super! - lider klasnął w dłonie, a ja oparłem się o ramię Yuu. - Uruś, coś blady jesteś - przyjrzał mi się uważnie.

-Nie wyspałem się dzisiaj - wyjaśniłem.

-A my chyba nawet wiemy przez kogo - Reita spojrzał znacząco na Aoia, który zrobił minę niewiniątka i wlepił wzrok gdzieś w ścianę.

-Nie wiem o kogo wam może chodzić - powiedział, na co roześmialiśmy się.

Z Yuu nic prócz spania w nocy nie robiliśmy. Czułem po prostu dziwny ucisk i jakoś nie mogłem poruszyć prawą ręką.

-Ale naprawdę nie wyglądasz za dobrze - Ruki zgasił papierosa. - Może ci to przeziębienie nie przeszło?

-Nie wiem, możliwe - ścisnąłem znacząco zdrową ręką dłoń Yuu.

-Um, to ty lepiej wracaj do łóżka, tylko bez Yuu, bo on ci spać nie da - powiedział Rei. - Napijemy się kiedy indziej.

-No dobra.

-To ja go zabiorę do domu - Aoi wziął mnie pod bok i wstał - i wrócę za niedługo.

-Zostań z nim - powiedział troskliwie Kai. - My też się niedługo będziemy zbierać.

-No dobra. W takim razie do jutra.

-Na razie.

Wyszliśmy z pomieszczenia. Przylgnąłem całym ciałem do Yuu dając mu się prowadzić. Stanęliśmy przed drzwiami od windy czekając na nią.

-Nie mogę ruszyć ręką - powiedziałem cicho.

Spojrzał na mnie oczami pełnymi smutku, bólu i współczucia. Aoi podzielał wszystkie moje uczucia, które w tej chwili przeżywałem. Ale nic tak naprawdę nie mógł zrobić. Nawet on nie potrafił mi pomóc. Pociągnął mnie do pustej windy i mocno przytulił.

-Będzie dobrze - wziął głęboki wdech. - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Zjechaliśmy na parter i poszliśmy do samochodu. Pomógł mi zapiąć pas i ruszyliśmy w stronę naszego mieszkanka. Byliśmy ze sobą sześć lat, a zamieszkaliśmy razem dopiero rok temu. Długo się zastanawialiśmy nad doborem mieszkania, jednak ostatecznie sprzedałem swoje i wprowadziłem się do niezbyt dużego apartamentu Yuu. Tak było wygodniej.

Otępienie w prawej kończynie powoli przechodziło przez co ręka mrowiła mi nieprzyjemnie. Z nudów zacząłem wspominać nasz ostatni wypad do klubu. Uśmiechnąłem się gdy przypomniało mi się jak Aoi chciał po pijaku zrobić striptiz na blacie barku. Zaśmiałem się mając przed oczami jego niezadowoloną twarz gdy go z niego zdjąłem.

-Co? - zapytał parkując na parkingu podziemnym.

-Bo mi się coś przypomniało - zachichotałem.

-A co takiego? - odpiął pas.

-Nasz wypad do klubu - zakryłem twarz dłońmi podśmiechując się.

-Chyba wypad z klubu - także zaczął się śmiać.

Wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro i weszliśmy do mieszkania. Po drodze wspominaliśmy całą sytuację.

-Ale jak tak bardzo chcesz, to ten striptiz możesz teraz zrobić - odwiesiłem kurtkę.

-Nie chcę.

-A dla mnie? - uwiesiłem się na nim. - Tylko ja tu jestem, nikt tego nie nagra - musnąłem nosem jego szczękę.

-Aż tak ci na tym zależy? Rozbieram się przecież przed tobą często - objął mnie w pasie.

-No tak, ale to będzie takie inne rozbieranie, specjalnie dla mnie - starałem się go przekonać.

-A dostanę coś w zamian? - zjechał dłońmi na moje pośladki.

-A co byś chciał dostać? - przygryzłem wargę.

-Może ciebie? - zaczął masować moje pośladki.

-Jak twoje rozbieranie mi się spodoba - droczyłem się z nim. - A myślę, że chyba mi się spodoba.

Pociągnął mnie do salonu na kanapę. Od razu przystąpił do działania. Leniwie ściągał koszulkę patrząc mi w oczy i kręcąc biodrami. Odrzucił ją na podłogę i przesunął ręką od swoich sutków, aż do krocza ugniatając je. Z jego ust wydobył się cichy jęk, a ja zapragnąłem by już się rozebrał. Widząc moją wyczekującą minę uśmiechnął się i leniwie zaczął rozpinać pasek od spodni. Powoli zabrał się za rozpinanie guzika. Gdy to zrobił włożył palec wskazujący do buzi i zatoczył nim kółko wokół lewego sutka.

-Oh, Kouyou - zaśmiał się widząc moje zaróżowione policzki i uwypuklenie na spodniach.

-Kontynuuj - powiedziałem.

Westchnął i rozpiął do końca rozporek. Powoli zaczął zsuwać spodnie, aż same spadły na podłogę. Metalowa klamra paska uderzyła o nią głucho. Aoi podszedł do mnie zmysłowym krokiem, niczym skradający się kot. Stanął tuż przede mną i włożył palec pod gumkę bokserek.

-Wystarczy? - usiadł mi okrakiem na kolanach. Zaczął podwijać moją koszulkę i całować mnie po szyi.

Mruknąłem coś niewyraźnie, co uznał za potwierdzenie. Nie przestając składać pocałunków zabrał się za mój pasek i spodnie. Jego usta zaczęły wędrować wzdłuż mojej szczęki, aż dotarł do moich warg. Wpił się w nie namiętnie pozbawiając mnie spodni i bokserek. Przerwał na chwilę by zdjąć moją koszulkę. Ja w tym czasie zdjąłem jego bokserki, które były w tedy najmniej potrzebne.

-Yuu - sapnąłem gdy poruszył ręką na moim członku.

Nawilżył palce i włożył je we mnie po kolei rozciągając mnie. Po chwili wszedł we mnie powoli, a ja jęknąłem głośno i przygryzłem wargi. Ułożył mnie wygodniej, tak, że podpierałem się na łokciach. Zaczął się we mnie poruszać. Od naszego ostatniego stosunku minęły z dwa miesiące. Wbrew pozorom, jak inni myśleli, nie uprawialiśmy seksu codziennie. Jakoś nie uważaliśmy, że częste stosunki mogłyby być wielką oznaką miłości, a co dopiero opierać się na nim. Chociaż obaj lubiliśmy swoją bliskość.

-Aoi - jęknąłem przeciągle odchylając głowę. Poruszał się coraz szybciej, a kanapa zaczynała się pod nami trząść.

Wchodził we mnie coraz głębiej pojękując co jakiś czas i wypowiadając moje imię. Było mi cholernie dobrze i zgryzałem wargi by nie wykrzyczeć tego. Sąsiad z dołu zapewne by się zbulwersował i wpadł do nas przerywając nam tak piękną chwilę jaką był akt kopulacji (no ten tego… XD). Prosiłem go o więcej, by przyśpieszył. W końcu dotarł do mojej prostaty. Stłumiłem okrzyk rozkoszy. Uniosłem biodra i zacząłem nimi poruszać. Pochylił się bardziej nade mną, a jego ruchy stały się mocnymi pojedynczymi pchnięciami. Z każdym tym pchnięciem z moich ust wydobywał się głośny, krótki jęk. Niedługo potem doszedłem, a Aoi, nie chcąc osiągać spełnienia we mnie, wyszedł ze mnie sprawnym ruchem i zacisnął dłoń na swoim penisie, poruszając nią kilkakrotnie i dochodząc w swoją dłoń. Położył się na mnie regulując oddech.

-Kocham cię - powiedziałem zdyszany.

-Ja ciebie też kocham.

Przenieśliśmy się do łóżka. Zasnęliśmy niedługo potem wtuleni w siebie.

Obudziłem się w nocy cały zlany potem. Cholerne koszmary. Aoi spał smacznie obok mnie, wtulony w poduszkę. Odgarnąłem jego włosy z twarzy i dopiero w tedy zdałem sobie sprawę, że płakałem. Opadłem na poduszkę i zamknąłem oczy. Dlaczego to ja mam takiego pecha? - zapytałem siebie w myślach. - Dlaczego to musiało paść na mnie?

Chciałem wstać i iść zapalić, jednak nie mogłem. Moje ciało było jak sparaliżowane. Dopiero po kilku minutach byłem w stanie poruszać niektórymi kończynami. Ostrożnie wstałem i nie zakładając niczego na siebie, wyciągnąłem papierosa z paczki, która leżała na szafce, wziąłem zapalniczkę i nago wyszedłem na balkon. Noc była naprawdę chłodna, nie wróciłem się jednak po żadną bluzę ani nic takiego. Włożyłem używkę do ust i lewą ręką odpaliłem zapalniczkę. Zbliżyłem płomień do papierosa i od razu zaciągnąłem się dymem. Zapalniczkę odłożyłem na stolik stojący obok złożonych leżaczków. Wypuściłem szare obłoczki ustami i zamknąłem oczy delektując się nikotyną. Oparłem się plecami o chropowatą, chłodną ścianę. Otworzyłem oczy i wpatrzyłem się w miejską panoramę. Tokio w ciągu dnia potrafiło przytłaczać swoją jednolitą szarością i wielkością, jednak w nocy było naprawdę piękne. Wszystkie te kolorowe światełka i neony były niczym wycięte z jakiejś bajki. Zaśmiałem się i zadrżałem z zimna. Dalej jednak wpatrywałem się w to majestatyczne miasto, chcąc zapamiętać je jak najlepiej, co jakiś czas strzepując popiół do popielniczki. Gdy wypaliłem papierosa chciałem iść po następnego, jednak zamiast wrócić na balkon, wróciłem do łóżka. Zziębnięty przytuliłem się do swojego partnera, który zadrżał i mruknął coś czując moje chłodne ciało przylegające do jego ciepłego. Tej nocy udało mi się jakoś jeszcze zasnąć.

Na drugi dzień dowiedziałem się co było powodem posępnego nastroju Akiry. Dziewczyna go rzuciła. W sumie to nawet ją lubiłem, była rozgarnięta i potrafiła gotować, co dla Reity było niczym jak geometria wykreślna. Nie spodziewałem się, że po dwóch latach związku byłaby w stanie go zostawić. Bo w końcu, kto byłby w stanie opuścić takiego nieporadnego mężczyznę i nie mieć później wyrzutów sumienia, że zostawiło się go na pewną śmierć głodową bądź utonięcie w brudach?

-Rei-chan, nie załamuj się - Ruki wydawał się być całkowicie niewzruszony zaistniałą sytuacją i starał się zrobić zdjęcie swoim butom pod odpowiednim kątem. - Nie warto o niej nawet wspominać.

-Odezwał się ten, którego kobieta nigdy nie zraniła - prychnął Aoi strojąc gitarę.

-Reila, Reila - zanucił Kai wybijając rytm dłońmi na udach.

-Spieprzajcie, buraki - warknął mrużąc oczy i ciskając z nich w stronę Tanabe i Yuu piorunami. - To zupełnie inna historia.

Westchnąłem i wywróciłem teatralnie oczami. Zupełnie jak jakieś dzieci.

-Dajcie mu spokój - broniłem przyjaciela, a Matsumoto najwyraźniej chciał teraz mnie zabić wzrokiem. - Ruki, może chcesz mu coś powiedzieć? - uśmiechnąłem się wrednie, a mężczyzna cały się spiął.

-Uruha, - zaczął groźnie - bo jak Korona kocham, piśniesz słówko, a nawet Aoi mnie nie powstrzyma przed skopaniem twojej ślicznej buźki.

-Ostatnio zauważyłem, że małe psy są bardziej agresywne od tych dużych - powiedział Yuu, niby to do siebie.

-Ty też? - zwróciłem się do niego.

-Dobra, skończcie już - wciął się Kai.

Taka był cały czerwony ze złości i mógłbym przysiąc, że para ulatywała mu z uszu. Na pewno rzuciłby się na mnie gdybym powiedział Reicie 'wiesz, Ruki czuje co nieco do ciebie'. Nie rozumiałem go trochę. Niby miał narzeczoną i w ogóle był z nią szczęśliwy, a jednak coś go odciągało od niej, a był to oczywiście mój kumpel ze szkolnej ławki. Miałem też pewne wrażenie, że on tej swojej przyszłej żony w cale nie kochał. Fakt, zawsze wolał kobiety, ale ta była jakby przykrywką, która wymknęła się spod kontroli.

-Ej, stary - dźgnąłem go w ramię - wiem, że ci teraz ciężko, ale wiesz, tego kwiatu jest pół światu.

-Daj mi tydzień, a zapomnę o niej całkowicie - powiedział przygaszony.

-I to chciałem usłyszeć! - klepnąłem go w plecy. - No chłopaki, zaczynamy? - uśmiechnąłem się, a Kai zmierzył mnie ciekawskim spojrzeniem.

-Ty chyba masz gorączkę - stwierdził. - Miałeś leżeć, Aoi, co on tu robi? - powiedział do Yuu, który pił kawę na wynos z kawiarenki.

-Już z nim lepiej - odparł biorąc duży łyk napoju.

-Nie, pieprzy głupoty! - miałem wrażenie, że Kai zaraz wstanie. Oj, to by było źle. - Ty nie widzisz, że coś z nim nie tak? Blady jakiś, oczy podpuchnięte i podkrążone. Zajmij się nim, a nie pijesz sobie kawkę i nawet na niego nie spojrzysz, zupełnie jakby cię nie obchodził, ty go w ogóle kochasz?

Patrzyliśmy zszokowani na lidera, który prawie wyszedł z siebie. Kai zauważył, że coś ze mną nie tak. Nie chciałem by się o tym dowiedzieli, jednak w końcu musieli.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo się teraz mylisz - powiedziałem cicho spuszczając wzrok.

-Kai, nie masz prawa oceniać czegoś o czym pojęcia zielonego nie masz - warknął Yuu. W cholerę, zapowiadała się wojna. - Okazuję Kouyou uczucia na różne sposoby.

-Nie dbasz o niego - założył nogę na nogę. - Cień człowieka tu przychodzi ostatnio zamiast niego.

-Ostatnio źle się czuł i tyle - wzruszył ramionami. Zauważyłem, że Ruki wycofał się gdzieś w kąt, a Reita udawał, że go nie ma.

-Źle się czuł - parsknął Tanabe.

-Dlaczego się czepiasz? Ostatnio zostałem żeby się nim zająć - bronił się.

-Wielkie mi co. Pewnie zostawiłeś mu tabletki przy łóżku i poszedłeś z piwem przed telewizor. Tak to sobie możesz.

-Kai - Aoi wziął głęboki wdech - nie wiesz, co obaj teraz czujemy - jego spokój był aż przerażający. - Nie wiesz nic więc zamknij się.

-Nie wiem nic? Może i nie wiem, ale jak Kouyou ma być...

-Kai - przerwałem mu - zostaw go.

-Kouyou, bronisz go, bo go kochasz. Ale on sobie olewa sprawę!

-Nie olewa - pokręciłem głową.

-Kouyou, nie musisz teraz - powiedział z bólem.

-Kiedyś muszą się dowiedzieć - wzruszyłem ramionami. Wstałem i usiadłem Yuu na kolanach. Objął mnie drżącymi dłońmi i spuścił wzrok.

-O co ci chodzi? - odezwał się Reita.

-O to, że ostatnio miałem problemy z trzymaniem różnych przedmiotów - urwałem. Poczułem kluchę w gardle.

-Kouyou ma stwardnienie zanikowe boczne - Yuu zadrżał głos. Miał zaczerwienione oczy.

-Co to znaczy? - zapytał Ruki. Cała trójka uważnie na nas patrzyła.

-Że będzie tracił równowagę, - mówił kołysząc mną lekko - będzie miał trudności z chodzeniem - pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Starłem ją palcem. - Nie będzie mógł w końcu się poruszać, będzie miał trudności z jedzeniem, mówieniem - wziął głęboki wdech.

-O czym ty mówisz? - Rei patrzył na niego trochę jak na debila.

-Chodzi mi o to, że on umiera - przytulił mnie do siebie.

Zapadła idealna cisza, którą po chwili przerwała nieprzejęta niczym mucha. Dosłowny paraliż ogarnął Akirę, Takanoriego i Tanabe. Próbowali przyswoić sobie, co takiego powiedział Aoi. Nie było to przecież takie proste.

-Ej, co wy gadacie? - Suzuki najszybciej się ocknął z szoku. - Kouyou, to prawda?

Odwróciłem głowę w jego stronę i powoli nią pokiwałem.

Zareagowali podobnie jak Aoi. Nie mogli w to uwierzyć. Przez kilka minut mówili, że prawie się nabrali. Jednak widząc, że my ciągle trwaliśmy przy swoim powoli zaczynali wierzyć słowom Yuu. I tak było do 15. Później poszliśmy na obiad, gdzie wytłumaczyliśmy im wszystko.

-Jak to? - Ruki grzebał pałeczkami w ramenie. - Kouyou, ty nie możesz tak po prostu - urwał i spuścił wzrok. Panowała nieprzyjemna atmosfera i nic nie wskazywało na to by miała się poprawić.

-Aoi, przepraszam - Kai spuścił wzrok na tempure.

-W porządku.

Siedzieliśmy dalej nic nie mówiąc. Jedynym odgłosem w małej restauracji było radio, z którego leciała spokojna muzyka. W pewnym momencie piosenka się skończyła, a z głośników dobiegł dźwięk obwieszczający wiadomości.

-Pierwsze kwiaty wiśni zaczęły rozkwitać - zaczął speaker.

Aoi spojrzał na mnie, a ja na niego.

-Mieliśmy iść na hanabi - powiedział.

-Teraz? - przekrzywiłem głowę.

-Te pierwsze są najpiękniejsze - uśmiechnął się.

Także się uśmiechnąłem. Jednak mój uśmiech zbladł, gdy wypuściłem pałeczki z ręki. Z pomocą drugiej schowałem dłoń pod stół.

-Shima?

-Nic mi nie jest - zapewniłem chcąc poruszyć palcami.

Wszyscy poszliśmy do najbliższego parku. Wiśnie, chociaż dopiero zaczynały kwitnąć, wyglądały pięknie. W parku było mało osób, więc Yuu pozwolił sobie na objęcie mnie.

-Są śliczne - powiedziałem patrząc z zachwytem na niedawno zakwitłe pąki.

Chodziliśmy po parku, aż Reita zauważył budkę z lodami. Zamówiliśmy w niej desery, które jedliśmy dalej przechadzając się.

-Daj to - Aoi wyciągnął rękę po ubrudzoną lodem serwetkę. Dałem mu ją, a on odszedł na kilka kroków od nas do kosza.

To był ułamek sekundy. Moje ciało stało się dla mnie obce, wszystko dookoła było jakby zwolnioną karuzelą. Nogi splątały się ze sobą, a ja ruszyłem w dół, w stronę bruku. Siła uderzenia doszła do mnie dopiero po chwili. Zamrugałem kilkakrotnie i spojrzałem w górę, na cztery osoby, które pochylały się nade mną. Dochodziły do mnie jakby stłumione głosy.

-Kouyou! - głos Yuu się powoli wyostrzał. - Odezwij się!

Przez kilka sekund nie mogłem nic powiedzieć, chociaż chciałem. Gdy w końcu mi się to udało, wyszedł z tego jakiś dziwny jęk. Zamarłem. Spróbowałem jeszcze raz. Tym razem z lepszym skutkiem.

-Yuu - powiedziałem cicho patrząc na niego ze łzami w oczach.

Kucnął przy mnie i wyciągnął ramiona w moją stronę przytulając mnie. Zupełnie jak mama pocieszające dziecko, które upadło ucząc się chodzić.

-Boli cię? - zapytał kołysząc mną lekko. Pokiwałem głową. Czułem się zażenowany. Przewróciłem się na prostej drodze.

-Yuu, zabierzmy go stąd - powiedział Ruki. - Zaraz zlecą się gapie.

Pomogli mi wstać i przytrzymywali mnie przez całą drogę. Yuu od razu zawiózł mnie do lekarza, gdzie założyli mi opatrunek na czoło, na którym, w wyniku uderzenia, powstało spore rozcięcie. Następnie zostałem zapisany do szpitala, na rehabilitację.

-Nie chcę - powiedziałem wbijając wzrok w podłogę.

Był dokładnie dwudziestykwietnia. Siedzieliśmy w poczekalni czekając w kolejce, aż sala się zwolni. Yuu trzymał mnie za rękę chcąc dodać mi otuchy.

-Kouyou, to dla twojego dobra - starał się mówić pewnie, chociaż miałem wrażenie, że on to wszystko przeżywał bardziej ode mnie. - Zabiorę cię później w pewne miejsce, - powiedział mi na ucho - okej?

-Gdzie chcesz mnie zabrać? - zainteresowałem się.

-Zobaczysz - pogładził mnie po związanych w kitkę włosach. - Spodoba ci się.

-Pan Takashima? - do poczekalni weszła starsza pielęgniarka. Stanęła przed nami, a ja pokiwałem głową. - Sala jest już wolna - powiedziała wskazując na drzwi.

Powoli wstałem, a Yuu przytrzymał mnie, co nie było potrzebne. Byłem w stanie ustać o własnych siłach.

-Zadzwoń jak skończysz - wyprostował mi koszulkę i uśmiechnął się lekko.

-Jasne - cmoknął mnie w policzek. - Pa.

-Do zobaczenia.

Wyszedł zostawiając mnie z kobietą, która posłała mi spojrzenie pełne znudzenia. Poczułem się małym, bezbronnym dzieckiem, które zostało zostawione przez swoją matkę w przedszkolu. Zrezygnowany poszedłem za kobietą, która nie oglądając się za siebie, zaprowadziła mnie do dużego, jasnego pomieszczenia. Od razu podszedł do mnie mężczyzna ubrany w jasny dres.

-Pan Takashima? - kiwnąłem głową. - Niech pan się przebierze - wskazał przebieralnie. - Zaraz zaczniemy zajęcia.

Naprawdę byłem jak dziecko. Wszyscy skakali wokół mnie i mieli na mnie oko. Nie chciałem żeby tak było, jednak nie miałem nic do gadania w tej sprawie.

-Zaczniemy od skłonów - powiedział mężczyzna, gdy przyszedłem przebrany.

Rehabilitacją były zwykłe ćwiczenia, które nie sprawiały mi problemów. Ogólnie to przeszedłem przez nie dzielnie. Cały ten czas zastanawiałem się, gdzie Yuu chciał mnie zabrać. Nie dawało mi to spokoju. Znając jego to pewnie było jakieś miłe miejsce, gdzie moglibyśmy się zrelaksować. Shiro zawsze lubił spokój.

-Na dzisiaj to wszystko - powiedział po około półtorej godzinie. - Do widzenia.

-Do widzenia - odwróciłem się i zobaczyłem Yuu stojącego obok drzwi. Momentalnie się rozpromieniłem i pobiegłem do niego. - Aoi! - przytuliłem się do niego.

-Ojej - zaśmiał się gładząc mnie po plecach. - Aż tak się stęskniłeś?

-Nie zostawiaj mnie tak więcej - położyłem mu głowę na ramieniu.

-To była zwykła rehabilitacja - pocałował mnie w policzek. - Nie mogę być przy niej obecny.

-To co tutaj robisz? - odkleiłem się od niego.

-Przyszedłem sobie. Przebierz się bo mnie stąd wyrzucą - zaśmiał się, a ja szybko poszedłem założyć normalne ubrania. Shiro czekał na mnie na korytarzu. Wziął moją torbę i złapał mnie za rękę. Pojechaliśmy do domu.

-To jest to miejsce, do którego mnie chciałeś zabrać? - zapytałem gdy wjeżdżaliśmy windą na odpowiednie piętro.

-Do tego miejsca zabiorę cię po obiedzie - odpowiedział. - Na pewno jesteś głodny.

-Fakt - wysiedliśmy z windy. Aoi wygrzebał klucz w kieszeni i otworzył drzwi. - Tylko wezmę prysznic - zdjąłem buty.

-Okej.

Pocałowałem go w czubek nosa i poszedłem do łazienki. Chłodne kropelki dawały mi cudowne ukojenie. Były jak balsam dla ciała. Wychodząc z kabiny straciłem równowagę. Czułem, że zbliżałem się w stronę podłogi. Panicznie zacząłem szukać czegoś, czego mógłbym się złapać. Zaczepiłem rękoma o umywalkę, z której zwaliłem kilka rzeczy takich jak kubek, który roztrzaskał się w drobny mak. Podniosłem się i oparłem o umywalkę. Spojrzałem na drobne kryształki porozrzucane po całej podłodze. Znowu poczułem, że miałem nogi jak z waty. Opadłem na podłogę wbijając sobie szkło w skórę.

-Kouyou - Yuu otworzył drzwi i szybko znalazł się przy mnie. Wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Usadowił mnie na blacie stołu, z którego pozdejmował przygotowane talerze i sztućce. Wyciągnął z szafki apteczkę i wyjął z niej wodę utlenioną i pęsetę. Podał mi ścierkę, żebym mógł się zakryć i zaczął pozbywać się odłamków, które wbiły mi się w skórę. Syknąłem z bólu, gdy polał miejsce, gdzie szkło wbiło się głębiej, wodą utlenioną.

-Przepraszam - mruknąłem. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony.

-Za co? - przytrzymał mnie za nadgarstek i odwrócił moją dłoń wierzchem do dołu.

-Że się przewróciłem - głos mi się załamał. Podczas rehabilitacji nie potykałem się, nie przewracałem, przedmioty nie wylatywały mi z dłoni. Chciało mi się płakać. Nie chciałem by Yuu musiał za mną biegać, pomagać mi, sprzątać po mnie gdybym coś upuścił.

-Nie przepraszaj - sprawnie wyciągał resztki kubka.

Po wszystkim nałożył mi bandaże jałowe i kilka plastrów. Chciał pomóc mi się ubrać, ale uparłem się, że z tym poradzę sobie sam. Chwilę mi to zajęło, gdyż miałem ograniczone ruchy przez bandaże. Po wygranej walce z ubraniami wróciłem do kuchni, gdzie Aoi ustawiał na stole sałatkę. Usiadłem i wlepiłem wzrok w jego plecy. Podał do stołu i zaczęliśmy jeść. Aoi wbrew pozorom umiał gotować. Był w tym naprawdę dobry i często robił jakieś eksperymenty kulinarne, w których to ja robiłem za królika doświadczalnego. Czasami kończyło się to mdłościami, a czasami powstawał zupełnie nowy, bardzo dobry przepis.

-Ubrudziłeś się - powiedziałem wskazując plamkę na koszulce, która zapewne powstała od sosu.

-To nic - przyjrzał się swojemu ubraniu. - Przebiorę koszulkę i cię porywam - wyszczerzył się.

-Dokąd? - odłożyłem sztućce.

-Zaraz się dowiesz - położył swoją dłoń na mojej. Uśmiechnąłem się na ten czuły gest. - Myślę, że ci się spodoba.

Po obiedzie Yuu zabrał mnie na promenadę. Szliśmy przez nią w ciszy, aż mój partner się zatrzymał i wyciągnął z kieszeni czarną przepaskę.

-A to po co? - zapytałem mając pewne obawy.

-Ufasz mi? - pogłaskał mnie delikatnie po policzku patrząc mi w oczy. Powoli pokiwałem głową na potwierdzenie.

-Tylko, po co ci ta opaska? - odwrócił mnie do siebie tyłem i zakrył mi ją oczy delikatnie związując końce z tyłu mojej głowy. - Ej, co ty?

-Spokojnie - złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić.

Szliśmy tak krótką chwilę. W tym czasie grunt pod moimi stopami zmienił się z twardego bruku, na miękką trawę. Byłem naprawdę ciekaw, gdzie mnie prowadził. W pewnym momencie zatrzymał się.

-Ostrożnie - powiedział, gdy moja noga dotknęła czegoś twardego. Uniosłem ją i stanąłem nią na płaskiej powierzchni. Po chwili dołączyła także moja druga noga. Aoi usadowił mnie na czymś i po chwili poczułem, że to coś gwałtownie się poruszyło.

-Yuu? - chciałem zdjąć opaskę. Nie wiedziałem, gdzie był.

-Spokojnie, jestem tu.

Coś, na czym byłem, przechyliło się gwałtownie i doszło do mnie głośne pluśnięcie.

-Możesz to zdjąć - usłyszałem dźwięk rozdzieranej wody.

Rozwiązałem węzeł, a opaska sama opadła mi z twarzy. Pierwsze co zobaczyłem, to wiosłującego Aoiego, a za nim oddalający się brzeg.

-Skąd wziąłeś łódkę? - zainteresowałem się.

-Wypożyczyłem - uśmiechnął się. Po chwili przestał wiosłować i podał mi kapok. - Załóż to lepiej - polecił. Sam miał już na sobie kamizelkę ratunkową.

Posłusznie ubrałem odzienie i zapiąłem się. Spojrzałem w stronę brzegu, do którego byliśmy teraz bokiem.

-Jak ładnie - powiedziałem zachwycając się obrazem zakwitłych wiśni stojących przy brzegu rzeki. Brakło mi słów by opisać piękno tych kwiatów, tych jasno różowych pąków, które zapewne zachwyciły już niejednego poetę. Były drobne i zgrabne, a jednocześnie biło od nich coś na wzór siły i majestatu.

-Cieszę się, że ci się podoba - Yuu także patrzył na drzewa.

-Dziękuję - powiedziałem. - Yuu, naprawdę ci dziękuję.

Uśmiechnął się i pogłaskał mnie po policzku.

Pozostało mi prosić tylko wszystkich bogów byśmy się nie utopili.

--------

Chciałam kolejny raz podziękować za wszystkie komentarze. Wiem, że poziom mojego pisania nie jest wysoki, ale cieszy mnie niezmiernie, że mimo wszystko kogoś to zainteresowało. To, że w tej chwili piszę kiepsko wiąże się z dość smutno historią mojego życia, gdyż czytają coś, co napisałam kilka lat temu, stwierdzam, że jest to o wiele lepsze niż to, co publikuję tutaj. Ale z tego właśnie powodu postaram się stać lepsza. Właśnie dla wszystkich tych osób, które postanowiły zostać tutaj na dłużej, będę się starać i poprawiać swoje na tą chwilę dość marne umiejętności. Lubię, gdy ktoś się z czegoś cieszy i czytając komentarze ( chociaż nie jest ich wiele ) to myślę, że moje opowiadania dają komuś pewnego rodzaju radość. Jeszcze raz dziękuję i do następnego rozdziału! ^^   

Komentarze

  1. O dają radość, dają~! Podoba mi się to, że to opowiadanie *jak na razie XD8 nie opiera się tylko na seksie =, rozstaniach i zmianie partnerów jak rękawiczki. Duży plus.
    A co do rozdziału- ZA KRÓTKI >.< strasznie mi się podobał. Chciałabym przeczytać całą historię od razu. Ah...kwitnące wiśnie...Troszkę mi szkoda Kouyou i Yuu. No, ale... XD Wybacz, ale na prawdę nie wiem, co napisać D: Życzę weny~!

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest cudowne ;-;
    Rozpływam się, czytając to opowiadanie. Jest takie delikatne, takie... kochane. Zawarłaś w nim dużo emocji i uczuć, jakimi Yuu darzy Kou (i odwrotnie).
    Zgadzam się z powyższym komentarzem. Dobrze, że opo nie opiera się głównie na kilku ,,nieodłącznych'' elementach tró yaiocow. Takie sceny powinny dawać tylko trochę 'smaczku', jak się to mówi, a nie tworzyć całą fabułę c:
    Biedny Kou ;__; Tak mi go szkoda. I Yuu też, szczególnie w momencie, gdy Kai zaczął się do niego rzucać o to, że nie dba o Shimę. Liderze, wstydź się >:O

    Wiśniewiśniewiśnie. Kwitnące wiśnie *^* Dużo kwitnących wiśni *^*

    Cudne. Czekam na następną część, życzę mnóstwa weny i pozdrawiam ♥

    /Szima.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    przepiękni, pozostali w zespole dowiedzieli się prawdy, w końcu kiedyś musieli, Yuu naprawdę bardzo się troszczy i ta niespodzianka....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    przepięknie, pozostali w zespole w końcu poznali prawdę, no kiedyś to musieli, ale Yuu to naprawdę się troszczy i ta niespodzianka....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    cudownie, zostali w zespole, w końcu to poznali prawdę  kiedyś to jednak musieli, Yuu to się troszczy i ta niespodzianka....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. A żebyś wiedziała, że Twoje opowiadania dają komuś radość! Na przykład mnie :D Bardzo mi się podoba Twój styl pisania :)
    Nie bądź dla siebie zbyt surowa Tsukkomi. Ja zawsze powtarzam, że trzeba mieć szczyptę krytycyzmu ale nie można być dla siebie katem.
    Zwykle mówię: "Idzie Ci dobrze i wiem, że z czasem staniesz się coraz lepsza więc nie zarażaj się, nie poddawaj, bo wierzę w Ciebie".
    Po twoim blogu widzę, że powyższe to prawda :D Rozwijaj się w swoim tempie i nie bądź dla siebie katem 🧡

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty