Hesitating means death 01
Spotkanie po latach
Był
kolejny deszczowy dzień. W tej części kraju zdarzało się często, że deszcz
padał przez kilka dni lub robił sobie kilku godzinne przerwy i zaczynał lać od
nowa.
Chmury
szczelnie przykrywały niebo tworząc szary, puchowy dywan. Rzadko kiedy można
było zobaczyć jego błękit. Miejscowi byli do tego przyzwyczajeni i nie
przejmowali się depresyjną pogodą, która spowijała te okolice praktycznie cały
rok.
Szary
kolor dominował tu niemal wszędzie. Budynki, krajobrazy, ludzie. Ci ostatni z
pewnością nie byli całkowicie szarzy. Ubierali kolorowe ubrania, mieli barwne
fryzury. To ich dusze i podejście do wszystkiego było nijakie.
Pewnego
takiego, nie różniącego się od żadnego innego, szarego, jak na tą część kraju
przystało, dnia, trafiłem, nie całkiem przypadkowo, do jednego z tych szarych
miast.
Z
zżółkłą i pomiętą karteczką w dłoni, rozłożonym parasolem w drugiej i torbą na
ramieniu, stanąłem przed obskurną kamienicą. Nie wiedziałem jak inaczej mógłbym
ją określić. Odpadający tynk i stara, wyblakła farba nie zachęcały jakoś
specjalnie, by chociażby na nią spojrzeć. Zamiast budynku mieszkalnego
przypominała bardziej bazę meneli i ćpunów.
Co
chwilę zerkałem na starą, odpadającą tabliczkę z numerem i na kartkę, którą
trzymałem. Adres się zgadzał. Nie wiedziałem, czy cieszyć się, że w końcu
znalazłem lokum, w którym miałbym mieszkać, czy rozpaczać nad tą ruderą, do
której w normalnej sytuacji nie zbliżyłbym się.
Tak,
sytuacja nie była normalna i wymagała odpowiednich kroków z mojej strony. W
duchu dziękowałem sobie, że jednak mam, a raczej miałem jakiś dobrych
znajomych.
Przełknąłem
głośno ślinę i wziąłem kilka wdechów. Było mi zimno i nie chciałem dłużej stać,
jak ten kołek, na deszczu. Bałem się też jednak wejść do środka. W dzisiejszych
czasach nic nie było bezpieczne.
Ostatecznie
zrobiłem kilka kroków i wszedłem pod zadaszoną część budynku. Złożyłem parasol,
strzepując z niego krople wody i wszedłem po schodach na odpowiednie piętro.
Rozejrzałem się szukając drzwi z numerkiem 12. Na początku nie zauważyłem ich
gdyż prawie w ogóle nie różniły się od obdrapanej ściany. Wygrzebałem w
kieszeni klucz i włożyłem go w zamek. Chwilę się siłowałem by móc go otworzyć.
Poddał się przeraźliwie skrzypiąc. Drzwi uchyliły się lekko, ukazując mały
przedsionek. Wszedłem z drobnym wahaniem do środka.
Ręką
odszukałem włącznik światła. Stara żarówka rozbłysła żółtawym światełkiem,
oświetlając niewielką kawalerkę. Tuż na wprost były drzwi do łazienki. Po
prawej było wejście do pokoju, dwa metry dalej, po tej samej stronie, był
kolejny pokój i naprzeciwko niego mała kuchnia.
Odłożyłem
torbę na zabrudzonych panelach i zamknąłem drzwi na klucz, który schowałem do
kieszeni. Parasol położyłem na szafce obok lustra i udałem się do jednego z
pokoi, by otworzyć okno.
Mocowałem
się z nim dobre pięć minut. Udało mi się je uchylić, wpuszczając do środka
powiew zimnego powietrza.
Rozejrzałem
się po pokoju, który prócz tym, że był cały zapuszczony nie wyróżniał się
niczym specjalnie.
Pod
ścianą, po lewej stronie od drzwi stała kanapa, której obicie było chyba kiedyś
bordowe. Na przeciwko na meblościance stała stara plazma. Dalej był niewielki
stolik przy, którym ustawione były dwa rozpadające się krzesła.
-Rudera
- mruknąłem do siebie, idąc do kolejnego pomieszczenia.
Drugi
pokój był o wiele mniejszy i było w nim strasznie duszno. Rzuciłem się w stronę
wąskiego okienka i szybko je otworzyłem, niemal wyrywając je z zardzewiałych
zawiasów. Prócz kanapy i kolejnej meblościanki niczego więcej tam nie było.
Wychyliłem
się przez okno badając wzrokiem okolicę.
Betonowa,
zmechanizowana, pełna zanieczyszczeń dżungla. Ten świat był o wiele bardziej
okrutny, niż ten przed dziesięcioma laty. Wiedziały to nawet dzieci. Wojna i
związana z nią zbyt nagła zmiana klimatu zmieniły ziemię niemal nie do
poznania. To było zbyt przykre. Zielona planeta była po prostu zniszczona i
rozpaczała przez głupotę ludzką.
Tak,
to było bardziej niż przykre.
Wszedłem
do łazienki. Kafelki, którymi obłożone były ściany i podłoga pokrywała gruba
warstwa brudu. Wanna z prysznicem, umywalka, muszla klozetowa, mała szafeczka i
lustro z półką. Nic ciekawego.
Potem
przyjrzałem się kuchni. Aneks kuchenny pokrywał całą niewielką ściankę. Obok
stała lodówka, która po podłączeniu do kontaktu, działała bez zarzutów.
Ucieszony
jak dziecko z nowej zabawki przeszukałem szafki, które, jak się okazało, były
puste.
Usłyszałem
zgrzytanie zamka i cały się spiąłem. Powoli odwróciłem głowę w stronę drzwi.
Moja
ręka powędrowała do kieszeni. Wybadałem klucz i zakląłem w myślach, gdy odgłos
przekręcanego zamka się powtórzył. Ktoś nacisnął klamkę. Robił to powoli,
trzymając mnie w niepewności.
Drzwi
uchyliły się gwałtownie, jakby ktoś je kopnął, uderzając z hukiem o ścianę.
Stałem
chwilę wpatrując się w pustkę. Tak, niczego tam nie było. Wypuściłem głośno
powietrze, które wstrzymywałem od dłuższego czasu.
Bałem
się podejść do drzwi i je zamknąć. Z pewnością coś tam było za rogiem i chciało
zrobić mi krzywdę. Schowałem się we wnęce, drżącymi dłońmi zasłaniając usta.
Po
posadzce rozeszły się ciężkie kroki. Zacisnąłem powieki słysząc tak dobrze
znany mi odgłos odbezpieczanej broni.
Wojna
się skończyła. Nie wolno było zabijać. Nowe prawo zakazywało tego, jak każde
inne. Kto wiedział, że tu będę? Kto chciał pozbawić mnie życia?
Chichot
rozszedł się po mieszkaniu. Znajomy śmiech. Zbyt znajomy.
Poczułem
chłodną lufę przy skroni. Momentalnie otworzyłem oczy i spojrzałem na mojego
przyszłego zabójcę. Poznałem go od razu.
-Yuu
- powiedziałem przełykając ślinę.
To
był bez wątpienia on. Wszędzie poznałbym te kruczoczarne włosy i
charakterystycznie wykrojone usta, którym w tej chwili czegoś brakowało.
Ciemne
tęczówki świdrowały mnie na wylot. Nie poznawał mnie?
-Yuu
- powtórzyłem oblizując spierzchnięte wargi.
Nagle
pistolet zniknął, a na jego twarz wstąpił szeroki uśmiech.
-Kazuki
- powiedział wesoło swoim, jak zwykle zachrypniętym głosem - kopę lat
dzieciaku.
Opadłem
na podłogę cały dygocząc. Gdyby to nie był on byłbym już dawno martwy. Ale Yuu
zawsze się bawił. Był dużym dzieckiem, które kochało żywe, drżące ze strachu
zabawki. Poczułem ucisk w żołądku i podniosłem się do zlewu żeby zwymiotować.
Nie miałem jednak czym, co było chyba gorsze od samej wizji śmierci.
-Co
tu robisz mały? - zapytał.
Zawsze
mnie tak nazywał, nawet jak przerosłem go kilka centymetrów, parę lat temu. Nie
mógł dopuścić do siebie tej myśli, że maleńki Kazu już nie jest słodką
kruszynką, która poszłaby za nim wszędzie. Chciał się dowartościować i przy
okazji mnie podenerwować, co kiedyś wychodziło mu perfekcyjnie.
Spojrzałem
na niego ocierając chłodny pot z czoła. Uśmiechał się przyjaźnie, tak, jak to
miał w zwyczaju.
-Miałem
tu mieszkać - odpowiedziałem ociągając się z odpowiedzią, gdyż trochę zajęło mi
sklecenie czegoś sensownego.
-Tutaj?
- nie ukrywał zdziwienia. Przytaknąłem kiwnięciem głowy. - Skąd miałeś klucz?
-Dałeś
mi kiedyś, wraz z adresem - wyjaśniłem.
-Nie
przypominam sobie tego.
Yuu
zamknął drzwi, a ja okna. Usiedliśmy w większym pokoju na kanapie, układając
uprzednio na niej koc. Od razu zaczęliśmy rozmowę o tym, co się działo gdy
byliśmy osobno. Po godzinie odważyłem się zadać pytanie, które nurtowało mnie
już wiele lat.
-Mógłbyś
mi powiedzieć, dlaczego tak nagle zniknąłeś? - wydukałem wlepiając wzrok w
kolana, nie chcąc na niego patrzeć.
-Nie
zrobiłem tego z własnej woli - mruknął cicho.
-To
co się stało? Wytłumacz mi - naciskałem.
-Kazu,
to nie jest nic ważnego.
-W
takim razie możesz mi powiedzieć.
Spojrzałem
na niego. Zgryzał wargi denerwując się. Patrzył na mnie, a gdy tylko nasze
spojrzenia zetknęły się ze sobą odwrócił głowę.
-Zawsze
musisz być taki dociekliwy?
-Tak.
Proszę, wytłumacz mi. Nie jestem już dzieckiem.
-Kiedyś
ci powiem - wstał.
-Yuu?
Rozeszło
się walenie do drzwi. Wyciągnął zza pasa pistolet i odbezpieczył go. Patrzyłem
na niego szeroko otwartymi oczyma. Podszedł do drzwi, które otworzyły się przed
nim.
-Co
tak długo? - powiedział miękki głos. - Czekam ponad godzinę. Nie umiesz nic w tym
bałaganie znaleźć?
-Odczep
się - odgryzł się Yuu.
Zaraz
za nim do pomieszczenia weszła dziewczyna. Dodam, że była naprawdę śliczna.
Miała blond włosy do ramion, ciemne, sarnie oczy i duże malinowe usta. Była
wyższa od Yuu. Miała szczupłą i zgrabną posturę. Z daleka można było
stwierdzić, że była delikatną osobą. Bez wątpienia nadawała się na modelkę o
ile już nią nie była.
Tylko,
że jaka delikatna dziewczyna wali w drzwi z taką siłą i wita się w taki sposób?
-Kazuki
to jest Uru, Uru, to jest Kazuki - przedstawił nas sobie. Uru uśmiechnęła się
do mnie i usiadła na kanapie przy mnie.
-Miło
poznać - mruknąłem wyciągając w jej stronę dłoń. Podała mi swoją niczym rasowa
dama i delikatnie ją ująłem.
Wpatrywała
się we mnie z tajemniczym uśmieszkiem. Poczułem jak moje policzki się
czerwienią i odwróciłem od niej głowę starając się ukryć zawstydzenie. Zaśmiała
się, a Yuu westchnął.
Uru
nie przejęta niczym wlepiała we mnie słodkie ślepia. Może coś mam na twarzy? - pomyślałem i przetarłem ją rękawem bluzy.
-Zaraz
to znajdę - mruknął Yuu wychodząc z pomieszczenia.
Jak mogłeś mnie zostawić samego z tą
dziewczyną? -
zapytałem w myślach.
-Um...
- zacząłem nieśmiało - długo się z nim znasz?
-Z
Yuu? - przytaknąłem - Chyba dziesięć lat. Może więcej - westchnęła. Spojrzałem
na nią pytająco. - Denerwujący jest czasami.
-Jesteś
jego dziewczyną? - czułem, że czerwienię się jeszcze bardziej.
-Dziewczyną?
- zmarszczyła brwi i po chwili uśmiechnęła się szeroko. - Nie jestem jego
dziewczyną - potarła ręką skronie. - Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
-Ah,
przyjaciółmi - mruknąłem.
Nie
odezwałem się już do niej, a ona do mnie. W sumie i dobrze. Jeszcze palnąłbym
jakąś głupotę.
-Mam
- wrócił Yuu - Uruha, co się szczerzysz?
-Nie,
nic Aoi - dziewczyna wstała i nie żegnając się ani nie patrząc na mnie wyszła,
zabierając jakąś torbę od Yuu.
-Aoi?
- zapytałem zbity z tropu - Uruha?
-Takie
przezwiska - uśmiechnął się.
-Lepiej
jest Shiro - zaśmialiśmy się równocześnie.
-Do
zobaczenia, Kazu - odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
-Co?
- trzasnęły drzwi. Rzuciłem się za nim i wybiegłem na klatkę schodową.
Szybko
zbiegał po schodach, a ja za nim. Po chwili znalazłem się na chodniku przed
budynkiem.
-Yuu!
- wsiadł do czarnego samochodu. Był to jeden z tych modeli na prąd. Odjechał,
zanim cokolwiek zrobiłem.
***
Kouyou
prowadził sprawnie, jak zwykle niedbale opierając lewą rękę na bocznej szybie. Uśmiechał się złośliwie pod nosem
jednak nic nie mówił. W pewnym momencie zaśmiał się i prychnął kręcąc głową z
niedowierzaniem.
-Daj
mi spokój - warknąłem przenosząc wzrok na ciemność za oknem.
-Nie
uwierzą mi - jego głos zadrżał próbując stłumić salwę śmiechu.
-Nic
nie powiesz - stwierdziłem przenosząc spojrzenie na niego mrużąc oczy jak
żmija.
-Oj
przestań, dowództwo się nie dowie - upierał się.
-Jakoś
trudno mi w to uwierzyć, jeśli już się o tym nie dowiedzieli.
Po
jego twarzy przeszedł cień, zabierając ze sobą drwiący uśmieszek.
-Za
takiego mnie masz?
-Ludzie
z zazdrości robią różne głupie rzeczy - stwierdziłem wzdychając.
-Wiesz,
że będzie miał problemy - ton jego głosu był suchy i wyprany z emocji. W końcu,
jego najmniej obchodził los Kazukiego.
-Mogłem
go zabić - mruknąłem - ale nie zrobiłem tego. Rozumiesz? Pierwszy raz nie
mogłem strzelić. Nie do niego. Nie wybaczyłbym sobie. Ale... Teraz oni go
zabiją.
-I
tak i tak by zginął - skręcił na pobocze gwałtownie hamując. - Ale zanim to
nastąpi, będziesz mógł nadrobić stracony czas - wpatrywał się we mnie
przewiercając dokładnie każdy fragment mojej duszy.
Pochylił
się w moją stronę. Doskonale wiedziałem, co chciał zrobić, dlatego zakryłem mu
twarz ręką, odpychając go. Mruknął niezadowolony i zaraz się zaśmiał.
-Usta
przy sobie. Moje myśli, moja sprawa - odsunąłem się od niego.
-Chciałem
w czoło - wzruszył ramionami - nie pokazałbyś mi jednej, malutkiej myśli? -
włączył silnik i zjechał z pobocza na drogę, włączając się do ruchu. -
Widziałem to z jego perspektywy, ale chciałbym wiedzieć, co ty w tedy czułeś.
-Widziałeś
jego myśli? Chyba go nie...
-Daj
spokój - prychnął. – Widziałem, gdy złapał mnie za rękę.
-W
tedy je widziałeś? Jak to?
-Czasami
się zdarza - wzruszył ramionami. - Ostatni raz trzy lata temu i teraz.
-Co
widziałeś?
-Jak
miałeś go zabić - na jego twarzy znowu zagościł ten złośliwy uśmiech - Yuu - powiedział naśladując ton głosu
Kazukiego, gdy trzymałem lufę przy jego skroni. - To nie jest przyjemne
wspomnienie - pokręcił głową jakby chciał by wyleciało mu uchem - Mam w sumie nadzieję,
że szybko je zapomnę, a jeśli nie, to będziesz mi się śnił po nocach, jako
koszmar senny.
-Przeżywasz
to tak bardzo? Te złe rzeczy?
Westchnął.
-Od
kiedy to cię obchodzi?
-Od
teraz - powiedziałem czekając aż mi to wytłumaczy.
-To
zależy - przerwał na chwilę zastanawiając się nad doborem słów. - Niby jestem
przyzwyczajony do widoku krwi, cierpienia - znowu przerwał - wspomnienia są
jednak inne, gdy towarzyszą im ludzkie emocje, które są silniejsze niż można
się spodziewać. Głowa Kazukiego była niby pusta i o niczym nie myślał, ale tak
naprawdę w jego wnętrzu panował prawdziwy chaos. Jak na jakimś targowisku.
-Wow
- mruknąłem - nie wiedziałem, że możesz zdawać sobie sprawę z czegoś, czego
osoba, której przeglądasz myśli czy wspomnienia nie wie.
-Magia,
co nie? Potem jednak długo nie mogę zapomnieć o niektórych wydarzeniach.
Chociaż w każdej chwili mogę je odtworzyć. Jakbym oglądał film. Te cudze myśli
nie blakną jak moje, pamiętam je doskonale.
-Ale
swoje też dobrze pamiętasz.
-Mam
dość dobrą pamięć. Umiem też wchodzić do snów - uśmiechnął się widząc kątem oka
moją zdziwioną minę. - Tak, w twoim też byłem. Ciekawych rzeczy się można
dowiedzieć przez jedną głupią rozmowę, prawda?
-Co
mi się śniło?
-Jakieś
pole zboża w środku lata - przerwał. - Nigdy nie byłem na polu - westchnął - to
musi być śmieszne uczucie, jak te kłoski cię łaskoczą.
Nie
pamiętałem żadnego takiego snu. Kiedy to właściwie zrobił i jak? W każdym razie
pole było na pewno, ale chyba nigdy mi się nie śniło. Często chodziłem kiedyś z
Kazukim do lasu, który znajdował się przy polu. Może to było jakieś wspomnienie
sprzed lat?
-Kto
ci pozwolił molestować mnie, gdy spałem? - zapytałem mimo wszystko zły, że coś
takiego zrobił.
-Sam
sobie pozwoliłem - odparł niewzruszony. - Nie mogłem, a raczej bałem się zasnąć,
więc zachciało mi się zobaczyć co ci się śni. Mało interesujące, ale przyjemne.
-O
jaką formę przyjemności ci chodzi?
-Yuu,
masz mnie za jakiegoś zboczeńca? O przyjemną formę snu mi chodzi. Środek lata,
świeci słońce i te sprawy.
Stanął
przed bramą, która otworzyła się przed nami. Powoli wjechał na teren ośrodka.
Zaparkował na parkingu, wyciągnął kartę ze stacyjki i chwycił torbę z tylnego
siedzenia. Wysiedliśmy i udaliśmy się do jednego z trzech budynków,
znajdujących się na terenie posesji.
Metalowe
drzwi rozsunęły się przed nami. Weszliśmy do środka. Nasze kroki rozchodziły
się echem po pustym korytarzu. Rozsunęły się przed nami kolejne drzwi i
weszliśmy do windy. Wjechaliśmy na ósme piętro i kolejnym korytarzem
przeszliśmy do pokoju. Kouyou rzucił niedbale torbę na podłogę i opadł na
łóżko.
-Wiesz
co, Yuu? - powiedział chowając twarz w poduszce przez co ledwo go zrozumiałem.
Odpowiedziałem mu krótkim hm? -
Zastanawia mnie czy strzeliłbyś do mnie - odwrócił się na plecy.
-Sam
nie wiem - zamilkłem na chwilę. - Raczej nie. Nie potrafiłbym.
-Ja
bym strzelił - przyznał.
-Tak?
-Tak.
Gdybym miał do wyboru zostawić cię gdzieś umierającego, a po prostu zastrzelić
to wybrałbym to drugie. Potem pewnie popełniłbym samobójstwo.
-Potrafiłbyś
się zabić? - zdziwiłem się. - Zawsze mówiłeś, że nigdy byś tego nie zrobił.
-Ciężkie
by było życie bez ciebie - westchnął teatralnie.
Wziąłem
prysznic i położyłem się do swojego łóżka. Kouyou leżał w swoim i czytał
książkę. Zapewne jakąś śmieszną, bo co jakiś czas chichotał pod nosem. Zgasiłem
lampkę przy łóżku i wtuliłem się w poduszkę, szczelnie przykrywając się kołdrą.
Zasnąłem niedługo potem.
***
Nie
mogłem zasnąć, nękany przez różne myśli odnośnie Yuu. Niby był to ten sam człowiek,
którego znałem, jednak tak naprawdę nie wiedziałem o nim nic. Dlaczego i jak
zniknął? Jak się tu znalazł? Gdy z nim rozmawiałem opowiedział mi raczej
maleńką część swojej historii.
Ułożyłem
się na poduszce, z nikłą nadzieją na sen.
Kim
był teraz? W końcu, chciał mnie zabić.
Kolejną
osobą, która stała pod znakiem zapytania była Uru. Znała Yuu i mogłaby
odpowiedzieć na męczące mnie pytania.
Tylko
nie wiedziałem gdzie mógłbym ją znaleźć.
Westchnąłem
przekręcając się na drugi bok.
Dlaczego
ten świat stał się taki okropny? Nie można było nikomu ufać.
***
Znowu
miał koszmar. Mamrotał przez sen i niespokojnie przekręcał z boku na bok.
-Kouyou
- powiedziałem.
Wygiął
się w łuk i głośno oddychał.
Wygramoliłem
się z łóżka i podszedłem do niego. Dotknąłem jego dygoczącego ramienia i
delikatnie nim potrząsnąłem. Powtórzyłem kilkakrotnie jego imię, aż w końcu
otworzył oczy.
-Yuu?
- wydyszał.
-Znowu
to samo? - przysiadłem obok. Pokręcił głową. - To co?
Oddychał
głęboko, uspokajając się. Opowiedział mi ze szczegółami, co mu się śniło.
Mógłbym zawodowo robić za jego terapeutę. Kouyou nigdy nie spał dobrze. Zawsze
miał koszmary, które były zrodzone z cudzych myśli. Pełne obaw, smutku, żalu,
cierpienia. Musiał to wszystko znosić.
-Nie
myśl o tym - delikatnie pchnąłem go na łóżko - śpij - przykryłem go kołdrą -
rano żadna z tych rzeczy nie będzie istnieć.
-Powinieneś
być jakimś psychologiem, albo kimś takim - mruknął.
-Przecież
jestem - uśmiechnąłem się i wróciłem do łóżka.
-Też
fakt - zaśmiał się.
----
Także tego... no Uruś to laska xD
No dobra, oto jest to Aoi x Kazuki, które obiecałam. Od razu mówię, żeby nikt się nie nastawiał, że raczej nie tak szybko będzie kolejny rozdział. W tej chwili męczę się, powtarzam, męczę się z Migdałowym sercem. Ostatni rozdział będzie dość specjalny ( chyba... ) i właśnie staram się zrozumieć moje własne postacie. Poza tym, Migdał będzie miał małe wyjaśnienia, ale o tym dopiero za kilka dni, gdy go w końcu skończę ^^
Oczywiście, kolejna notka pojawi się po pięciu komentarzach :)
Do następnego rozdziałuu~!
Ale Uruś to laska faktycznie, czy tylko Kazu sobie ubzdurał? XD Bo nie reagował na ''dziewczynę''. Co innego, gdyby powiedział ''jego chłopakiem'', to wtedy zachowanie Uru bym zrozumiała XD
OdpowiedzUsuńCzytało się niesamowicie przyjemnie, ciekawie, wciąga, po prostu świetne!
Ahahah, Uru to laska! No nie mogę. XD Kazu zwaliłeś mnie z nóg. :d rozdział świetny, przyznam szczerze, po za tym fajnie, że w opku jest Kouś, haha namiesza może trochę? Fajnie by było. :p czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńDidulka. xd
JEDĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ C:
OdpowiedzUsuńDWAAAAAAAAAAAAAAAA C:
OdpowiedzUsuńTRZYYYYY!!!
OdpowiedzUsuńCZTERY ! HAHA ŚWIETNA JESTEŚ ! :P
OdpowiedzUsuńWo,ale szybko się czyta. Przyznam szczerze, że na prawdę interesujące - nie mogłam się oderwać. W końcu coś innego! Uru laska XD aw.... w głowie mam tyle pytań... Kim jest Uru? Kim jest Aoi? Co się dzieje tak w ogóle? itd. XD Weny życzę~!
OdpowiedzUsuńnext pliiizzzz~!
OdpowiedzUsuńSerio? Uruha laską? On ma bardziej męski zarys żuchwy niż Aoisiek. No i głos... xD
OdpowiedzUsuńFaktycznie są tu pewne zaloty Aoiheczki, a to i nawet lepiej :3 chociaż nie narzekam na Kazucza. I co oni, są w jakiejś mafii? A Uruha jest jakimś cholernym magikiem czy jasnowidzem? Może wróżką jest xD
Przepraszam, że dopiero teraz piszę komentarz, ale musiałam napisać sprawdzian z matmy do którego się przyłożyłam...
Zapowiada się bardzo interesująco, więc na pewno wrócę do zakładki HMD ^^
Hej,
OdpowiedzUsuńświat wspaniale przedstawiony, Uru jest laską? czemu niby miałby zabić Kazukiego?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia