''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 04
Zawsze czuwasz nade mną, w moim sercu.
Kiedy zamykam oczy i pomyślę o Tobie
Nie mogę zapomnieć tego uśmiechu.
Od teraz, kiedy będę żyć dalej, szukając nieustannie tego tła,
Owiewany morską bryzą i oświetlany światłem padającym z okna,
Zapadnę w sen.
Nawet, jeśli miałbym się nigdy nie obudzić...
Zakurogata no Yuutsu
Leżałem
na łóżku czytając jedną, z książek, na którą nie miałem wcześniej czasu. Co
jakiś czas śmiałem się pod nosem z poczynań bohatera i sytuacji, w jakich był
stawiany.
Byłem
sam w mieszkaniu. Aoi pojechał do studia, a ja zostałem. Nie było sensu bym tam
przyjeżdżał. Nie mogłem już grać, a składanie i rozkładanie wózka było zbyt
męczące i niepotrzebnie zabierało czas. Yuu niechętnie mnie zostawiał samego,
jednak obiecałem mu, że nic mi się w domu nie stanie, a jeżeli coś, to
zadzwonię. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach.
-Kouyou,
jestem - powiedział głośno Yuu wchodząc do mieszkania.
-Tutaj
- przerzuciłem kolejną stronę.
Shiro
przyszedł do mnie i cmoknął mnie w usta.
-Jadłeś
coś? - zapytał jak zwykle.
-Jak
ty tą breję, którą kazali mi jeść uważasz za jedzenie, to ja jestem łososiem -
burknąłem.
-Rybko
ty moja - zaśmiał się siadając przy mnie. - A chcesz coś zobaczyć? - zabrał mi
książkę.
-Tak,
chcę zobaczyć, czy Fred wybierze Augustin, czy Felicję i, czy w końcu trafi
szóstkę w totka - wyciągnąłem rękę po książkę.
-Poczytasz
później - odłożył ją obok otwartą grzbietem do góry.
-Chyba
się pogniewamy - burknąłem.
-Chodź,
chodź - złapał mnie za ręce i lekko pociągnął do siebie. - Nie będziesz leżał
przez cały dzień.
-Drugą
opcją jest siedzenie - spuściłem nogi na podłogę.
-Przestań
marudzić, zobacz, jak słońce pięknie świeci - przysunął wózek i przytrzymał
mnie, pomagając mi wstać. - Może zjemy coś słodkiego, wyjdziemy gdzieś?
-Nie
mam ochoty.
-Kouyou,
siedzenie w domu nic ci nie da.
Nie
odpowiedziałem. Westchnął, co ostatnio robił często.
-Mógłbyś
chociaż przestać się tak zachowywać. Chcę ci tylko pomóc - złapał za rączki
wózka i podprowadził mnie do przedsionka. - Kouyou - pogładził mnie po
policzku. Odtrąciłem jego rękę. Znowu westchnął. - Wiesz, że nie chcę dla
ciebie źle.
-W
takim razie zostaw mnie i zajmij się sobą.
-Tego
nie zrobię - wyprowadził mnie z mieszkania. Później niemal siłą władował mnie
do samochodu. Ah, cóż za przyjemny spacer autem. W pewnym momencie ktoś zadzwonił do Shiro.
-Um
- mruknął. - Tak, nom. E? To my tam zaraz przyjedziemy. Z Uru.
-Co
ja?
-No
właśnie wyciągnąłem go z mieszkania.
-Ej,
nie mów o mnie przy mnie.
-Tak,
właśnie się rzuca, że go obgaduję - przytrzymał telefon ramieniem i pogłaskał
mnie po policzku. - To zaraz będziemy.
-Gdzie
będziemy? - zapytałem, gdy schował telefon.
-U
Tanabe.
-Po
co?
-Zadajesz
za dużo pytań - stanął na światłach.
-Na,
które chcę odpowiedzi - burknąłem. – Wiesz, jaki jestem.
-Ostatnio
mi się wydaje, że w ogóle cię nie znam - powiedział pod nosem.
-Co
masz na myśli?
-Już
nic - przesunął dłonią po moim udzie.
-Odpowiedz.
-Nieważne
- zabrał rękę. - Może pojedziemy do onsenu? - zmienił temat.
-Odpowiedz.
Nic
nie powiedział. Odwróciłem się od niego i wlepiłem wzrok w widok za oknem.
Źle
się czułem. Nie byłem przeziębiony, ani nic takiego, jednak w środku miałem
potrzebę wyładowania się na kimś. Tak po prostu, chciałem sobie ulżyć. A pod
ręką był Yuu. Ostatnio byłem naprawdę drażliwy. Nawet lekko uchylone drzwi
potrafiły mnie zdenerwować. Wiedziałem, że było to spowodowane moją
bezradnością. Nie umiałem sobie poradzić z tym, że nie mogłem chodzić, że coraz
częściej nie mogłem trzymać drobnych przedmiotów, że zacząłem mieć problemy z połykaniem.
Wiedziałem, że było ze mną coraz gorzej i bałem się. Tego strachu chciałem się
pozbyć wyładowując się na kimś.
-Kouyou
- zerknąłem na niego. - Rozumiem, że ci ciężko, ale nie staraj się samemu z tym
radzić. W końcu masz mnie od czegoś.
Pokiwałem
głową. Wiedziałem, że Yuu nigdy nie chciałby mnie zranić. Wiedziałem też, że
doskonale zdawał sobie sprawę z mojej wewnętrznej walki z samym sobą. Z jednej
strony chciałem by ktoś przy mnie ciągle był, a z drugiej nie chciałem na nikim
polegać.
Kai
otworzył nam drzwi i wpuścił nas do środka. Dałem Aoiemu poprowadzić mój wózek
i wjechał mną do salonu, gdzie czekała na nas niespodzianka.
-Wszystkiego
najlepszego Uruha!
Zdębiałem
i to dosłownie. Na stole postawiony był wielki tort z pozapalanymi świeczkami,
wokół niego poustawiane były jakieś przekąski i napoje. Reita i Ruki wzięli
tort i przynieśli go do mnie.
-Pomyśl
życzenie - powiedział Taka.
Obrzuciłem
wszystkich zdezorientowanym spojrzeniem. Co tu się wyrabiało?
-No
dalej Shima, dmuchaj bo się roztopią.
Życzenie.
Jakie mógłbym mieć życzenie? Nabrałem powietrza i zdmuchnąłem świeczki.
Chciałbym być z tymi wspaniałymi
ludźmi tak długo, jak to tylko możliwe.
Po
pomieszczeniu rozeszły się oklaski. Yuu złapał mnie za rękę. Spojrzałem na jego
uśmiechniętą twarz i nawet nie zauważyłem, kiedy sam uśmiechnąłem się szeroko.
-Uru
się uśmiechnął! - krzyknął Hiroto. - Cel osiągnięty!
Szczerze
to nie spodziewałem się czegoś takiego. Chłopacy urządzili mi imprezę
urodzinową.
-Zadowolony?
- Yuu obejmował mnie ramieniem kilka godzin później, gdy siedzieliśmy na
kanapie u Kaia.
-Bardzo
- zamknąłem oczy. - Dziękuję.
Przez
cały ten czas czułem się naprawdę szczęśliwy. Zachciało mi się na nowo żyć.
Do
domu wróciliśmy dość późno. Yuu przeniósł mnie na łóżko i pomógł mi się rozebrać.
-To
też - powiedziałem wkładając palce pod gumkę bokserek.
-Oj
Kouyou - zdjął swoją koszulkę.
Z
jakiegoś powodu zapragnąłem się z nim kochać. Tak po prostu. Zsunął moje
bokserki i odrzuciłem je na bok.
Rozebrał
się do końca i pocałował mnie namiętnie. Pragnąłem go całym ciałem. Pragnąłem
poczuć go w sobie całego.
-Wszystkiego
najlepszego - powiedział mi do ucha.
-Najlepszy
prezent na świecie - objąłem go.
Na
pewno każdy przyznałby mi rację, że seks po dłuższej przerwie to coś
wspaniałego. Wraz z Yuu czerpaliśmy z niego maksymalną przyjemność i dawaliśmy
ponieść się naszym dzikim instynktom, które na co dzień były ukryte. Nawet
jeśli miałem trudności z uniesieniem bioder, czy zgięciem nóg w kolanach, to miałem
tak cudownego partnera, który mi w tym wszystkim pomagał i starał się ułożyć
mnie w odpowiedniej pozycji tak, żebyśmy obaj mieli z seksu to, co najlepsze.
Yuu
opadł na mnie zdyszany. Nasze spocone ciała regulowały oddechy i ocierały się o
siebie.
-Kocham
cię - powiedział oplatając mnie ramionami. - Najbardziej na świecie.
*
Przekręciłem
się na drugi bok i otworzyłem oczy. Spodziewałem się zobaczyć swojego
ukochanego, jednak miejsce obok było puste. Podniosłem się do siadu i omiotłem
wzrokiem pomieszczenie. Byłem sam w sypialni. Na przysuniętym do łóżka wózku
miałem przygotowane ubranie, a na szafce stała szklanka wody i rozdrobnione na
proszek tabletki. Zacząłem od tego drugiego. Zażyłem leki i popiłem je wodą.
Ubrałem się i nie mając co robić ułożyłem się z książką na łóżku. W trakcie
zrobiłem się głodny, dlatego zjadłem jakąś bezkształtną papkę i znowu położyłem
się z książką. Tak właśnie zlatywał mój dzień. Był nudny i nic nie wnosił.
W
pewnym momencie przysnąłem z tej całej nudy. Obudził mnie Aoi, który wrócił i
krzątał się po mieszkaniu. W końcu przyszedł do sypialni i położył się obok
mnie chowając twarz w poduszkę. Odwróciłem się na bok i przylgnąłem do niego.
-Co
się stało? - zapytałem.
-Jestem
zmęczony - powiedział w poduszkę.
Nie
dziwiłem się. Odkąd mnie nie było w zespole Yuu musiał pracować za dwie osoby.
Pocałowałem go w kark i polizałem lekko. Mruknął cicho oddając się pieszczocie.
Później
pojechaliśmy na rehabilitację. Było to naprawdę wiele wysiłku z mojej strony.
Musiałem podpierać się rękoma i starać przejść kilka metrów. Yuu pozwolono
zostać na sali, co wcale mi nie pomagało w wykonywaniu ćwiczeń.
-Bardzo
się starasz -prowadził mój wózek. - Może chciałbyś pojechać do...
-Jesteś!
- przerwał mu tak dobrze znany mi głos. Manabu znalazł się przy mnie i tak jak
ostatnio objął mnie za nogi. Yuu musiał się zatrzymać żeby go nie przejechać.
-Obiecałem,
że się jeszcze zobaczymy - uśmiechnąłem się. Na widok tego chłopca zrobiło mi
się jakby lepiej.
-Tatuś
też tak z mamusią chodzi - powiedział niemal wchodząc mi na kolana. - Ale
mamusia tego nie lubi.
-Manabu,
pozdrowisz ode mnie rodziców?
-Pozdrowię
- uśmiechnął się łapiąc mnie za rękę.
-Dobry
z ciebie chłopiec - pogłaskałem go po włosach. - Do zobaczenia.
-Pa
- skrzywił i odsunął się, a Yuu wyprowadził mnie ze szpitala.
-Słodki
ten dzieciak - stwierdził idąc w stronę samochodu.
-Pedofil
- mruknąłem.
-Kouyou!
Zacząłem
się śmiać, a Yuu wraz ze mną. Usadowił mnie w fotelu i złożył wózek, poczym
włożył go do bagażnika. Usiadł na miejscu kierowcy i chwilę nic nie robił.
-Shiro?
- dotknąłem jego ramienia.
-Dawno
nie słyszałem jak się śmiejesz - spojrzał na mnie. - Tęskniłem za tym - złapał
mnie za rękę.
Poczułem
się jakby ktoś oblał moje serce miodem. Yuu uśmiechnął się szeroko, a ja prawie
się rozpłakałem. Cieszyłem się, że mogłem mu dać jakiś powód do radości.
-Shiro
- zacisnąłem usta w wąską linię.
Nagle
niebo rozdarła błyskawica. Otworzyłem szeroko oczy wystraszony tym zjawiskiem.
-Nie
bój się, jestem przy tobie - pocałował mnie czule.
Oddałem
pieszczotę i przygryzłem jego wargę. Bawiliśmy się tak, dopóki nie zaczęło
padać. Yuu odpalił silnik i pojechaliśmy do siebie.
*
-Zgadnij
o czym myślę - powiedziałem, gdy siedzieliśmy na kanapie w salonie.
-Czy
to jest duże? - zadawał pytania.
-Nie.
-Czy
to znajduje się w tym mieszkaniu?
-Tak.
-W
tym pokoju?
-Tak.
Spojrzał
na mnie lekko z ukosa. Mrugnąłem do niego i uśmiechnąłem się. Zaczął się
rozglądać po salonie szukając rzeczy, którą mogłem mieć na myśli.
-Czy
to jest blisko mnie?
-Tak.
-Używam
tego na co dzień?
-Tak.
-Czy
to jest czarne?
-Nie.
-Niebieskie?
-Tak.
-Czy
to jest zrobione z drewna?
-Nie.
-Plastiku,
albo gumy?
-Nie.
-To
nie wiem.
-Wiesz.
-Nie,
co to jest?
-Kapcie
- parsknąłem śmiechem. - Jak mogłeś tego nie zgadnąć?
-Moja
wina, że nie wpadłem na to, że chodzi ci o kapcie?
Za
oknem znowu grzmotnęło. Wtuliłem się w Yuu i zamknąłem oczy.
-Niech
już przestanie - pogładził mnie po plecach.
Aoi
przykrył mnie kocem i przytulił do siebie.
-To
teraz ty zgaduj - otworzyłem oczy. - Osoba, masz już podpowiedź.
-Znam?
-Tak.
-Mężczyzna?
-Tak.
-Wysoki?
-Nie.
-Ruki.
-Skąd
wiedziałeś?
Rozległ
się dzwonek do drzwi. Aoi wstał i poszedł otworzyć.
-Trudno
nie zgadnąć.
Yuu
wrócił do salonu, a wraz z nim przyszedł nasz mały diabełek.
-Hej
Kou - przywitał się. - Jak się czujesz?
-Hej
- zamrugałem kilkakrotnie zdziwiony jego widokiem. - Dobrze.
-To
fajnie - wziął głęboki wdech i spojrzał gdzieś w bok nerwowo ruszając nogą. -
Bo ja mam do ciebie sprawę - powiedział w końcu.
-Taka,
napijesz się czegoś? - zapytał Yuu.
-Nie,
dzięki - odpowiedział mu.
Aoi
wzruszył ramionami i poszedł do kuchni. Ruki spuścił wzrok, robiąc minę niczym
uczeń, który coś przeskrobał.
-Co
to za sprawa? - podniosłem się żeby zrobić mu miejsce, ale i tak zajął miejsce
na fotelu.
-Chodzi
o to, że ty wiesz, że Akira nie jest mi obojętny.
-I?
- spojrzałem na niego wyczekująco.
-Bo
ja nie chcę żeby tak było - patrzył na swoje kolana. - Chciałbym być z nim -
mówił ściszonym głosem.
-I
przychodzisz z tym do mnie? - spojrzałem na Yuu, który przyszedł ze szklanką
wody dla mnie i kubkiem herbaty. - Wiesz, że ja niewiele mogę z tym zrobić.
-Kouyou,
błagam - zacisnął dłonie na oparciu. - Tylko ty mi możesz pomóc.
-Co
niby mógłbym zrobić? - Aoi usiadł obok pijąc herbatę. Po chwili wstał i wrócił
do kuchni.
-Nie
wiem - przyznał. - Ja po prostu się boję.
-Niby
czego?
-Nie
chcę być z Naoko i nie chcę być też sam, a niedługo to wszystko się skończy -
przerwał, gdy Shiro wrócił ze słomką dla mnie.
-Yuu,
mógłbyś nas na razie zostawić samych? - spojrzałem na niego znacząco. -
Przeprowadzimy męską rozmowę.
-Jak
chcecie - mruknął. - Ru, to ja ci przygotuję łóżko.
-Łóżko?
Po co?
-Chyba
nie myślisz, że cię stąd wypuścimy w taką pogodę? - wskazał na widok za oknem.
Burza szalała w najlepsze. Aż dziwne, że był jeszcze prąd. - A poza tym, może
mi wytłumaczysz, jak tutaj dotarłeś w jednym kawałku?
-Samochodem
- odparł. - Ale ja będę przeszkadzał - protestował. - Raczej w nocy wolicie być
sami, prawda?
-W
nocy to my wolimy spać - powiedziałem i machnąłem na Shiro ręką żeby wyszedł. -
A ty mój drogi - zacząłem, gdy Yuu zamknął za sobą drzwi - mów.
-Już
ci powiedziałem. Boję się samotności - zamilkł i zarumienił się. - Ale nigdy
też nie byłem z mężczyzną.
-Obawiasz
się tego? - położyłem się.
-Trochę
-spuścił głowę. - Nie mówię, że tak nie mogłoby być, ale mam przed tym pewne
obawy.
-I
słusznie - powiedziałem. - Średnia długość związku homoseksualnego wynosi
siedem lat, kiedy hetero wynosi siedemnaście. Dlatego masz czego się obawiać.
Zazwyczaj partnerzy szybko się sobą nudzą i tyle - Ru otworzył szeroko oczy. -
Co nie zmienia faktu, że ta miłość jest prawdziwa.
-Nie
żebym był wścibski, ale ty i Yuu? Jak z wami jest? - spojrzał na mnie cały
czerwony.
-Jest
jak jest - odparłem. - Yuu męczy się ze mną i tyle.
-Nie
mów tak - podparł się rękoma. - On cię kocha i troszczy się o ciebie.
-Nie
zaprzeczam temu. Nie zmienia to jednak faktu, że się męczy. Chciałoby ci się
ciągle kimś zajmować?
-Jakby
to była osoba, którą kocham, to nic nie stałoby na przeszkodzie.
-Tak
mówisz? - uniosłem brwi. - To nie jest takie proste, jak ci się wydaje.
W
taki sposób zleciała nam rozmowa. Obiecałem mu, że jeszcze pogadam z Akirą i,
że postaram się ich razem umówić.
-Iść
po Aoiego? - zapytał, gdy chciałem wstać.
-Nie
trzeba - przysunąłem wózek bliżej siebie i podparłem się rękoma siadając na
nim. - Widzisz?
-Dzielny
chłopczyk - zaśmiał się, a ja uśmiechnąłem się gorzko.
Taka
otworzył mi drzwi i wjechałem na korytarz, a następnie do sypialni, gdzie na łóżku
leżał Shiro. Zerknął na mnie i uśmiechnął się.
-Ej,
Yuu, to ja jednak pójdę - Taka zajrzał do pokoju. - Już tak nie pad...
I
nagle rozległ się huk, a wszystkie światła zgasły. Kolejnym hukiem byłem ja.
Upadłem na podłogę, kiedy przenosiłem się na łóżko i przywaliłem głową w ramę
łóżka.
-Macie
latarkę? - zapytał Ruki.
-W
szafce, w przedsionku - powiedział Yuu wyciągając telefon i świecąc nim po
pokoju. - Kouyou? - oświetlił mój wózek, który był pusty.
-Tu
jestem - powiedziałem chcąc się podnieść.
Zaraz
znalazł się przy mnie i usadowił mnie na łóżku.
-Taka,
masz tą latarkę? - wyszedł z sypialni. Przyłożyłem rękę do bolącego miejsca i
syknąłem.
Po
chwili pokój oświetliło niebieskawe światełko. Zmrużyłem oczy i starałem się
cokolwiek dostrzec.
-Zdaje
się, że w całej okolicy nie ma prądu - Aoi odstawił latarkę na szafkę i usiadł
obok mnie. - Co ci się stało? - zapytał widząc, jak przyciskałem dłoń do głowy.
-Uderzyłem
w głowę - powiedziałem.
Zaraz
poszedł po lód i ścierkę. Zrobił okład i przyłożył mi go do bolącego miejsca.
-Biedactwo
moje - gładził mnie po plecach.
Znowu
musiałem zrobić coś, co sprawiło i mi i jemu problem. Po cholerę się w ogóle
urodziłem, jeśli umiałem tylko obciążać innych.
*
Po
moim policzku spłynęła kolejna łza. Nie widziałem już sensu swojego życia,
jeżeli w ogóle kiedykolwiek miało ono sens. Kolejny raz pociągnąłem nosem i
wziąłem wdech ustami. Czułem, że twarz miałem całą spuchniętą od płaczu.
Ignorowałem to jednak i dalej użalałem się nad sobą.
-Kou
- Aoi wszedł do pokoju. - Śpisz jeszcze? - nie odwróciłem się w jego stronę.
Przysiadł na łóżku i pochylił się nade mną. - Kochanie, zrobiłem ci śniadanie -
chciał zdjąć ze mnie kołdrę, którą byłem przykryty po sam czubek głowy.
-Zostaw
mnie - przytrzymałem kołdrę i skuliłem się.
-Co
się stało? - zapytał głosem pełnym troski. Wziąłem głęboki wdech ustami, co
tylko zdradziło, że płakałem. - Kouyou, co jest? Boli cię coś?
-Zostaw
mnie - powtórzyłem. - Chcę być sam.
-Nie
chcesz. Wydaje ci się tylko - przytulił mnie przez kołdrę. - Nie izoluj się ode
mnie - wsunął pod nią dłoń i dotknął moich pleców. - Ja cię kocham.
Nie
odpowiedziałem. Wszedł swobodnie pod pierzynę.
Stwardnienie
zanikowe jest chorobą powodującą zanik mięśni. Człowiek umiera śmiercią
okrutną, kiedy to nikną mięśnie oddechowe, a on zaczyna się dusić. Gorsze od
sposobu śmierci, jest chyba cały przebieg choroby. Stopniowe problemy z
poruszaniem, trzymaniem przedmiotów, połykaniem. Powolne tracenie chęci do
życia. Śmierć w obliczu tego wszystkiego wydaje się być wręcz zbawieniem.
-Dlaczego
mnie kochasz? - zapytałem przez łzy. - Kompletnie cię nie rozumiem.
-A
dlaczego miałbym cię nie kochać? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Muszę
mieć konkretny powód?
-To
głupota - mruknąłem. - Kochać kogoś takiego.
-Zakochani
ludzie to idioci, - stwierdził - ale tylko idiota zrobi wszystko dla osoby,
którą obdarza uczuciem.
-Więc
jesteś największym idiotą na świecie.
-Owszem
i dlatego jestem najbardziej zakochaną osobą na tym świecie.
-Chciałoby ci się ciągle kimś
zajmować?
-Jakby to była osoba, którą kocham, to
nic nie stałoby na przeszkodzie.
Odwróciłem
się w jego stronę i wziąłem głęboki wdech.
-Wiesz
co?
-Nie.
-Skoro
ty jesteś największym idiotą, to ja jestem królem idiotów.
Roześmiał
się i przytulił mnie mocno. Uwielbiałem jego śmiech. Uwielbiałem go całego,
chciałem by ciągle się śmiał. Jednak nie potrafiłem mu dać do tego powodu.
Zamiast tego ciągle się przeze mnie martwił.
-Yuu
- zacząłem.
-Tak?
- uśmiechał się ciągle tuląc mnie do siebie.
-Wiesz,
że ja umrę - powiedziałem tak, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz. Coś jak, niebo jest niebieskie, albo cukier jest słodki.
Momentalnie
przestał się uśmiechać.
-Przestań.
-Kiedy
to prawda.
-Zdaję
sobie z tego sprawę - ściszył głos.
-W
takim razie obiecaj mi coś - patrzył na mnie uważnie, wyczekując tego, co
miałem mu do powodzenia. - Obiecaj mi, że po wszystkim, będziesz szczęśliwy,
ale nie sam. Po prostu znajdź sobie kogoś.
-Przestań
- skrzywił się. - Niby kogo mógłbym pokochać tak, jak ciebie?
-Chcę,
żebyś miał dla kogo się uśmiechać - po policzkach spłynęły mi łzy. - Nie chcę
żebyś został sam. Będę miał wyrzuty sumienia.
-Kouyou,
nie mówmy o tym.
-Obiecaj
mi to.
-Nie
mogę - zamrugał kilkakrotnie powstrzymując się od łez. - Mogę obiecać wszystko,
prócz tego.
Chciałem
mu powiedzieć, że to by była moja ostatnia prośba, jednak powstrzymałem się.
Łzy stojące w jego oczach nie pozwoliły mi. Zamiast tego podparłem się i
przysunąłem kładąc się na nim częściowo. Zrozumiał, co chciałem zrobić, dlatego
przyciągnął mnie do siebie tak, że leżałem na nim.
-Schudłeś
- stwierdził.
-Możliwe.
Leżeliśmy
w ciszy, wsłuchując się w swoje oddechy. Aoi gładził mnie po plecach i co jakiś
czas głaskał mnie po włosach.
-Pojedźmy
gdzieś - powiedział w pewnym momencie. - We dwóch.
-Niby
gdzie?
-Gdziekolwiek,
na dzień, dwa.
-Co
nam to da?
-Raczej,
co tobie to da - poprawił mnie, mówiąc z naciskiem na tobie.
-Yuu,
o tym pomyślimy za chwilę - musnąłem wargami jego szyję. - Teraz kochaj się ze
mną.
Zaśmiał
się i przytulił mnie. To było po prostu przykre. Ta nieodparta chęć bliskości i
ta świadomość, jak mało czasu zostało. Seks może i dawał całą dozę
przyjemności, jednak w tym przypadku była to potrzeba zapamiętania się
nawzajem. Badanie skrawka po skrawku, powoli, by wszystko idealnie
zarejestrować. Nawet takie szczegóły, na które nikt wcześniej nie zwrócił
uwagi. To było ważne.
-Kouyou
- wypowiedział moje imię, niczym poeta recytujący wiersz. Wyraźnie, powoli, z
pasją, tak, by każdy kto słuchał mógł doskonale usłyszeć i poczuć emocje
zawarte w tym jednym, zwyczajnym słowie.
Po
policzkach pociekły mi łzy. Kilka z nich spłynęło do moich rozchylonych ust,
przez co wyraźnie poczułem ich słony smak. Nabrałem powietrza ustami i
zacisnąłem powieki czując gorąco ogarniające moje ciało. Czy nie zabrzmiałoby
to głupio, gdybym powiedział, że bałem się orgazmu? Nie chciałem kończyć tej
chwili, w której byliśmy jednym. Jednak, wszystko ma swój początek, jak i
koniec.
-Yuu
- jęknąłem głośno. Chciałem zademonstrować, jak się czułem, a z reguły nie
odzywałem się często podczas naszych króciutkich chwili, dlatego nie wiedział,
czy wyraziłem przez to ból, czy przyjemność. - Daj mi siebie - zgryzłem wargi.
- Chcę czuć - zacisnąłem zęby na poduszce.
Jego
dłonie złapały moje biodra, boleśnie wbijając w nie palce. Świat dookoła mnie
zaczął lekko wirować, zupełnie jakbym siedział na karuzeli.
Impuls
przeszedł moje ciało pozostawiając po sobie przyjemne mrowienie, a jedyne, co
docierało do moich uszu, to dwa nierówne, mocno przyśpieszone oddechy.
Jeden,
mocny wstrząs, orgazm, który doprowadzał do obłędu. Uczucie, na które brakowało
słów, euforia, biała gorączka. Tego się nie dało, nie da i nie będzie dało
opisać słowami.
Mój
przedwczesny wytrysk nie zdziwił ani mnie, ani jego. Chociaż bardzo się
starałem to i tak biała ciecz wydostała się z mojego prącia szybciej, niż
powinna. Jęknąłem i opadłem zmęczony na łóżko. Nic do mnie nie docierało,
jakbym był skorupą bez życia. Patrzyłem w biały sufit, nawet nie zauważając, że
płakałem.
Po
chwili usłyszałem gardłowy jęk. Yuu doszedł we mnie, wypełniając swoją spermą.
Powoli opadł na mnie i objął mnie.
Wszystko
skończone. Tak właśnie minęły krótkie minuty.
*
-Teraz
prawa noga.
Starałem
się zgiąć prawą nogę, co jednak nie było możliwe. Kobieta widząc moje szczere
chęci współpracy, złapała mnie za nogę i pomogła mi ją zgiąć.
Po
wszystkim wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Po chwili niezdarne
pukanie przerwało ciszę. Drzwi uchyliły się, a zza nich wyjżała chłopięca
główka.
Manabu
uśmiechnął się i wślizgnął się do pomieszczenia. Zamknąłem oczy i otworzyłem
lekko usta, udając sen. Poczułem przyjemną, słodką woń. Coś zaszelestało tuż
obok mnie, chłopczyk dźgnął mnie w bok palcem.
-Otwórz
oczy - powiedział. Mlasnąłem i przekręciłem się lekko. - Nie śpij - potrząsnął
moim ramieniem. Mozolnie otworzyłem oczy. - Mama i tata zawsze mówią, żebym nie
spał w dzień, bo nie będę mógł spać w nocy.
-Oh,
tak? - uśmiechnąłem się lekko.
Zrobił
krok w tył i zaczerwienił się spuszczając wzrok. Uśmiechnął się lekko i
wyciągnął zza swoich pleców bukiecik kwiatków i opakowanie czekoladek.
-Do
dla mnie? - zapytałem. Pokiwał głową potwierdzając. - Dziękuję, to naprawdę
miłe.
Manabu
położył wszystko na szafeczce stojącej przy łóżku i wybiegł z pokoju. Zaraz za
nim do pokoju wszedł Yuu, także z bukietem kwiatów.
-Widzę,
że ktoś mnie wyprzedził - zaśmiał się. Położył wiązankę obok mniejszej i
przysunął krzesło, które stało pod drzwiami, do mojego łóżka, uprzednio całując
mnie w czoło i siadając na krzesełku. - Jak samopoczucie? - zapytał.
-Bywało
gorzej - odparłem. - Potwornie się tu nudzę - mruknąłem znowu wlepiając wzrok w
sufit.
-Twoja
siostra dzwoniła - powiedział nagle.
-Kaede?
Co chciała?
-To
nie była Kaede.
Spojrzałem
na niego i mało oczy nie wypadły mi z orbit. On sam wydawał się być tym równie
zszokowany, co ja.
-Katsuko?!
- głos podskoczył mi o oktawę. - Żartujesz, prawda?
-Tym
razem jestem całkowicie poważny - odpowiedział. - Cóż, jak zwykle grzecznie się
przywitała - wziął głęboki wdech. Mogłem się tylko domyślać, co takiego mu
powiedziała. - W każdym razie, chciała z tobą rozmawiać i jakoś trudno jej szło
zrozumienie tego, że nie ma cię w domu.
-Mówiła,
co chciała? - w duchu zacząłem sobie dziękować, że nie podawałem jej swojego
nowego numeru.
-Chciałaby
ciebie odwiedzić - powiedział wykrzywiając usta w grymasie. - Cieszę się, że
ode mnie nic nie chce.
-I
co jej powiedziałeś? - drążyłem.
-Że
jak wrócisz, to będzie mogła zadzwonić.
-Ale
to za dwa dni.
-To
jej powiedziałem.
Nie
chciałem już pytać, o czym jeszcze rozmawiali. Ciągnięcie Yuu za język nie było
oznaką tego, że przebyli przyjemny dialog.
Kaede
była moją najstarszą siostrą. Miała trzydzieści osiem lat, męża, dwójkę dzieci.
Miała stałą pracę i była bardzo inteligentna. Katsuko natomiast była w wieku
Yuu. Słowo irytująca oddawało jej charakter w bardzo małym stopniu. Kobieta nie
potrafiła znaleźć sobie stałej roboty, była nieporadna, a chaos i spustoszenie
byli jej dobrymi przyjaciółmi. Z siostrą nie miałem zbyt dobrych kontaktów, co
było mało zaskakujące. Katsuko nigdy jednak nie prosiła o pomoc i wolała sama
stawiać czoła problemom, co oczywiście nigdy jej nie wychodziło, a rodzice
musieli wyciągać ją z opresji. Nie żebym sam nie zachowywał się tak w wieku
nastoletnim, jednak to minęło, a ona chyba przestała się w tedy całkowicie
rozwijać. Nie chodziło tu tylko o charakter, ale też i wygląd.
-Może
chcesz wyjść na zewnątrz? - zapytał.
Pokiwałem
głową, a on przeniósł mnie na wózek. Wyjechaliśmy z ciasnego pokoju i z
korytarza skierowaliśmy się do tylnego wyjścia ze szpitala, które prowadziło do
parku dla pacjentów.
Nie
był to duży park. Był kształtu prostokąta, rosły w nim sosny, jakieś mniejsze,
kolorowe kwiaty posadzone w schludnych grządkach i niewielkie krzaki. Po środku
znajdowała się biała fontanna, a wokół niej poustawiane były tego samego koloru
ławki.
Yuu
zrobił ze mną rundkę przez alejki i usiadł na jednej z ławek.
-Ładnie
tu - stwierdził. - Lato to jednak magiczna pora roku.
-Też
tak sądzę - obrzuciłem wzrokiem fontannę, na której przysiadły wróble. - To
naprawdę miły okres.
Yuu
odchylił głowę rozkoszując się słońcem. Uśmiechnąłem się lekko widząc, jak
próbował zakryć zdenerwowanie. Moja siostra z pewnością wyprowadziła go z
równowagi, robiła to z osobami, o dużo lepszej umiejętności panowania nad emocjami,
to dlaczego i jego nie mogłaby wkurzyć?
-Hej,
Yuu - zacząłem. - Jak sądzisz, co chciała Katsuko?
-Bo
ja wiem - spojrzał na mnie. - Mogłem jej powiedzieć, że się przeprowadziłeś do
stacji badawczej na biegunie.
-W
tedy miałaby problem.
-Przynajmniej
mielibyśmy od niej spokój.
Nie
dziwiłem się jego oschłej postawie. Sam byłem raczej sceptycznie nastawiony do
siostrzyczki.
Nagle
chmura przysłoniła słońce. Nie odebrałem tego, jako dobrego omenu. Yuu także
zmarszczył brwi, a w jego oczach dostrzegłem coś na wzór smutku, czy
zmartwienia.
Obaj
martwiliśmy się tym, co mogło przyjść wraz z moją siostrą i początkiem lipca.
----
To teraz mogę was tylko i wyłącznie przeprosić. Rozdział powinien pojawić się już dawno, jednak nie miałam sposobności by go dodać.
Mam trudną sytuację w domu, przeprowadzam się, gdy pisałam ten rozdział, to usunął mi się, poprawiając błędy komputer mi pieprznął i musiał udać się do naprawy, a z laptopa nie mogłam dodać, gdyż chwilę później internet odmówił współpracy.
To był dla mnie naprawdę trudny tydzień, miałam dla siebie mało czasu, dlatego wybaczcie.
***
Cieszę się, że tak wiele osób jest za kontynuacją Migdała. Kolejny rozdział jest prawie skończony, ostatni ma ogólny zarys i jest pomysł na drugą serię, która nawiasem mówiąc ( pisząc? ) jest jakby nie patrzeć zaczęta.
Ah, właśnie, jakby ktoś chciałbym dostawać powiadomienia odnośnie nowych notek na gadu, to napiszcie swoje numery, albo do mnie ( gg podane w kontakt ). Jakby co, to chętnie z kimś popiszę :D
Oczywiście kolejna notka pojawi się po pięciu komentarzach.
Oczywiście kolejna notka pojawi się po pięciu komentarzach.
Do następnego rozdziałuu~!
Aaa! To było takie rozczulające. Ewidentnie prawie poryczałam się w momencie, gdy Kou zakopał się pod kołdrą, a Yuu nie chciał dać mu spokoju ;_; Tamten dialog był taki... aww... ;___;
OdpowiedzUsuńW ogóle, cały rozdział... cały fick jest taki kochany. Umiejętność pisania sensownych, ciekawych dialogów powinna pojawić się w Twoim CV, serio XD
Dużo się działo w tym parcie. Nie sposób wszystko skomentować .o.
Dziwię się, że Kou jeszcze wytrzymuje psychicznie z tym wszystkim. I podziwiam postawę Yuu.
Ach, patrzę, że podsycasz wątek Reituki. No, no, ciekawa jestem, jak Kaczuszka ma zamiar ich umówić. I jak Reita na to zareaguje.
Aż wpadłam na głupi pomysł. Mogłabyś zrobić kolejną serię opowiadania. Jakby kontynuację tej, tylko, że z wątkiem Reituki i z perspektywy któregoś z nich. Ach, jestem geniuszem ;_;
Nie, dobra, zostańmy przy tym, ze to idiotyczny pomysł.
Ach, dwa dziwnie napisane zdania zauważyłam.
1) ,,Później niemal siłą władował mnie do samochodu. Ah, cóż za przyjemny spacer autem. W pewnym momencie ktoś do niego zadzwonił.'' -> Brzmi, jakby ktoś zadzwonił do auta XD
2) ,,Położył wiązankę obok mniejszej i przysunął krzesło, które stało pod drzwiami, do mojego łóżka, uprzednio całując mnie w czoło i siadając na nim.'' -> Brzmi, jakby Yuu usiadł Kou na czole. Hm...
Tak poza tym czekam niecierpliwie na kolejną część właśnie tej serii. Czekam, czekam, czekam.
Weny! ♥
//Shima.
ahh, miałam bardzo mało czasu, żeby poprawić błędy i wrzucić rozdział. Po prostu robiłam to w biegu i dlatego pojawiły się takie... śmieszne zdania xD W każdym razie dziękuję, zaraz to poprawię :D
UsuńOooh~ reituki! Jestem bardzo bardzo bardzo rozanielona dzięki temu.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, kiedy Kou przestaną się ruszać ręce... ee.. no.
A co, jeśli Kou umrze (NIENIENIENIENIENIEN T_____T), zanim powie Reiowi, o Ruksowym problemie? :C Biedny Yuu.
Trochę przykro, że Kojo myśli, że Yuu go nie kocha :c
łapie ze serce. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i zapomniałam skomentować! Oh, niedobra ja! Ale już nadrabiam i dobijam 5 komentarz ha! W ogóle to ja nie wiem dlaczego ich tak mało! To opowiadanie jest po prostu cudne! Smutne, ale jak wiele emocji się dzięki niemu odczuwa. Dziękuje Ci za nie i za to, że jesteś wręcz genialna. Szacunek dla Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńDidisia. < 3
super!
OdpowiedzUsuńCzytam to po raz trzeci, może czwarty i Boże, to jest takie smutne, on nie może umrzeć, ta scenka, w której Kou prosił Yuu, żeby potem sobie kogoś znalazł... za dużo na moje nerwy ;___;
OdpowiedzUsuńStrasznie smutne i strasznie prawdziwe, ale o tym już pisałam. Chylę czoła.
Witam,
OdpowiedzUsuńprzepiękny, słodki Kou jest ciężko, jest bardzo rozgoryczony, a Yuu troszczy się o niego, wspiera, a ta niespodzianka urodzinowa cudowna.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Kou jest teraz ciężko, jest rozgoryczony ale Yuu troszczy się o niego, wspiera, a ta niespodzianka urodzinowa fantastyczna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Kou jest trudno teraz jest bardzo rozgoryczony, ale Yuu jest i troszczy się o niego... no i urodzinowa niespodzianka ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Świetnie przedstawiłaś emocje w tym rozdziale. Posiadając nieuleczalną chorobę wszyscy dookoła chorego jak i on sam przeżywają swoje własne wewnętrzne piekło mimo, że nikt do tego się nie przyznaje. Taki stan - taka choroba to tragedia ograniczona czasem, w którym wraz z kończącym się czasem zwiększa się ból i cierpienie.
OdpowiedzUsuńChyba dawno nie miałam takich refleksji spowodowanych czytaniem opowiadania (pomijając migdała). :)
PS. Czekam na Cruel World 11 :D