Hesitating means death 04
Nic nie jest takie, jak nam się wydaje
Gdybym
mógł cofnąć czas i nigdy tu nie przyjeżdżać. Nigdy nie spotkać Yuu i tego
dziwnego mężczyzny. Ile bym za to dał. Ten cały Kouyou był psychiczny. Nie
wiedziałem o co mu chodziło, jemu i Yuu. Co tu się działo?
Wbiegłem
po schodach kamienicy na piętro i do mieszkania. Szybko spakowałem swoje rzeczy
i wyszedłem z budynku. Czemu ktoś chciał mnie zabić? Dlaczego wplątany w to był
Yuu? Tyle pytań cisnęło mi się na język jednak nikt nie mógł na nie
odpowiedzieć. To było przykre.
Złapałem
taksówkę i pojechałem na dworzec. Chciałem wyjechać z tego miasta jak najdalej
i jak najszybciej.
-Uwaga,
proszę zachować spokój - mówił kobiecy głos przez interkom. - Zalecane jest
czekanie w jednym miejscu na odjazd. Uwaga, proszę...
Wszyscy
dowiedzieli się o strzelaninie i w całej okolicy panował chaos. Przepchałem się
przez tłum do kasy. Już miałem kupować bilet, gdy poczułem ucisk na ramieniu.
Ktoś pociągnął mnie w bok pozbawiając równowagi. Mocnym szarpnięciem zostałem
wyciągnięty z kolejki.
-Mam
jednego! - powiedział znajomy głos. - Proszę się odsunąć, to niebezpieczny
człowiek!
Spojrzałem
w górę. Uruha uśmiechnął się ledwo zauważalnie i skuł mnie.
-Co
ja...?
-Za
wszystkie swoje zbrodnie odpowiesz przed sądem - zaczął mnie wyprowadzać z
hali. - Dam sobie radę - powiedział do mężczyzn w mundurach idących w jego
stronę. Zastanawiało mnie skąd on miał policyjny uniform. Dość prawdopodobne
było, że kogoś zabił, albo miał jakieś wtyki. Wyciągnął mnie na zewnątrz i
poprowadził do karetki więziennej. Otworzył drzwiczki i wyciągnął pistolet
strzelając do kierowcy. O dziwo wystrzał był cichy, tak jakby kobieta zrobiła
krok obcasem na panelach. Mężczyzna przechylił się na bok uderzając głową o
szybę.
-Co
ty robisz?! - wyciągnął trupa i zawlekł go do tyłu.
-Ratuję
ci cztery litery - warknął zamykając drzwi karetki i wpychając mnie na
siedzenie pasażera. Sam zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik, a pojazd wydał
z siebie głośne warknięcie. Kouyou ruszył z trójki. Silnik znowu warknął
protestując, jednak poddając się jego rozkazowi.
-Cholerne,
stare modele - klął pod nosem, a ja przypomniałem sobie, jak myślałem, że był
delikatną dziewczyną. To zupełnie do siebie nie pasowało. Obecny Uruha i ta
dziewczyna były zupełnie różnymi osobami.
-Co
chcesz ze mną zrobić? - zapytałem. Nic już z tego nie rozumiałem. Gdyby chciał
mnie zabić zrobiłby to już dawno. Nie zawahałby się, tak jak z tym kierowcą.
-Na
razie wywożę cię za miasto - patrzył skupiony przed siebie. - To było debilne.
Złapaliby cię na dworcu - skręcił gwałtownie i prawie uderzyłem głową o boczną
szybę.
-Gdzie
jest Yuu? - zbierało mi się na wymioty od tej całej jego szaleńczej jazdy.
-Tam,
gdzie cię wiozę - odpowiedział cicho po dłuższej chwili. - Wytłumaczę ci coś -
zwolnił trochę, gdy znaleźliśmy się na głównej drodze. - Mówiłeś mi, że twoi rodzice
zginęli podczas wojny, a wuj w jakiejś manifestacji, prawda? - pokiwałem głową.
- Twoi rodzice, jak i wujaszek, zostali zamordowani na zlecenie - powiedział
niewzruszony.
-Co
takiego? - myślałem, że się przesłyszałem.
-To,
co słyszałeś. Cała trójka pracowała w jakimś laboratorium - mówił tak jakby
brzydził się tego. - Organizacja, która chce cię dorwać była głównym sponsorem
twojej rodzinki. Widzieli jednak, że twoi rodzice coś kręcili, a badania im nie
wychodziły, dlatego zerwali umowę - skręcił na drogę wylotową z miasta - i
kazali oddać sobie kilkanaście milionów, które włożyli w te eksperymenty. Twoi
starsi się z tego nie wywiązali, a wiedząc, że z nimi koniec, to oddali cię pod
opiekę wujowi, który po części także był w to zamieszany. Wujek także został
odnaleziony i zamordowany, a tobie wciśnięto bajkę o manifestacji. Resztę
historii już znasz - skręcił na polną drogę.
Gdy
skończył swój monolog, musiałem dać sobie chwilę by wszystko ogarnąć. Wszystko
to, co było mi wmawiane przez kilka lat okazało się być brutalnym kłamstwem.
-Co
ci ludzie chcą ode mnie? - zapytałem nie do końca pewny jak zareagować.
-Myślą,
że masz jakieś dokumenty, w których zostały zanotowane prawdziwe wyniki
obserwacji. Dlatego chcą cię dorwać.
-Ale
ja nic nie wiem! - zaprotestowałem.
-Wiem,
że nic nie wiesz, ale oni myślą, co innego, dlatego ciesz się, że jestem taki
dobry i ci pomagam - nagle stanął przed niewielką chatką z ciemnego drewna. Nie
była w żaden sposób odłączona od lasu więc trudno było ją zauważyć. Dach
częściowo pokrywał zielony mech, co dodatkowo pomagało wtopienie jej się w tło.
-Wysiadamy
- powiedział otwierając drzwi od swojej strony.
Wysiadłem
z wozu i prędko podbiegłem pod dach chatki. W drodze, gdy jechaliśmy, zdążyło
się rozpadać i teraz lało jak z cebra. Nagle zdałem sobie sprawę, że Kouyou
gdzieś zniknął. Rozglądałem się chwilę, jednak nie mogąc go zauważyć wszedłem
do środka. Powoli zamknąłem skrzypiące drzwi i zmrużyłem oczy starając się
dostrzec cokolwiek w ciemnym pomieszczeniu.
----
Dan dan daaaan~!
Moi drodzy, mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi, widząc ten rozdział. Wrzucam go na szybko, bez sprawdzania. Skróciłam go, bo... bo się wkurzyłam. Widzę, że łatwiej jest napisać 'jeden, dwa, trzy', niż to, co się sądzi. Trochę się zawiodłam, ponieważ większość osób wyczekiwała piątego rozdziału jso,ssz.
To tyle z mojej strony.
Następna notka pojawi się po pięciu komentarzach.
Do następnego rozdziałuu~!
Hah co tak krótko? Aż zdziwiona jestem ale i tak super, że coś wstawiłaś! ^^ czekam na następną część, pozderek!
OdpowiedzUsuńdid. XD
Ha, pierwsza ! :3
OdpowiedzUsuńto Yuu zginal ? nie zginal ? dawaj kolejna czesc XDz
OdpowiedzUsuńUwielbiam to huhuh dawaj następną c:
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwięc się wyjaśniło czemu chcieli go zabić, gdzie tak nagle zniknął Uruha...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia