''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 05

Obciążenie ciągnie mnie w dół, ta obawa i rozpacz jest większa niż powinna
Powoli nie rozumie, gdzie i kim jestem teraz
Nie odstępuję kogoś przez całe życie, ale jest to zbyt gorzkie i bolesne
Czasami myślę, że to mogłoby być lepsze gdybym był martwy

Ray

(lipiec 2012)

Gładził mnie delikatnie po nagich plecach. Masował lekko mój kark, wplątywał dłoń w moje włosy.
-Uruha - przerwał te czynności i przylgnął do mnie. Pocałował mnie za uchem.
-Idź spać - mruknąłem sennie.
-Myślałem, że ty wstajesz rano, żeby biegać - objął mnie. - Już nie biegasz?
-Daj mi spać - wtuliłem się w poduszkę i mlasnąłem, odwracając się na plecy.
Pogładził mnie po brzuchu i zjechał ręką niżej.
-Ręce przy sobie! - złapałem jego rękę, która bezkarnie gładziła moją męskość. - Zależy ci tylko na seksie? - odwróciłem się na plecy.
-Nie - objął mnie. - Zależy mi na tobie.
Westchnąłem i wstałem, czując dyskomfort w dolnej części pleców. Ubrałem swoje bokserki i koszulkę. Po chwili jednak znowu rzuciłem się na łóżko i schowałem twarz w poduszce. Odwróciłem głowę w bok, tak żeby go widzieć.
-Chcesz kawy? - zapytałem.
-Chętnie się napiję.
-To mi też zrób - przykryłem się kołdrą.
-Ej! - odkrył mnie. - Co to było?
Objąłem go i przyciągnąłem do pozycji leżącej.
-Gdy ty robisz kawę, jest smaczniejsza.
Aoi pokręcił głową i wstał udając się do kuchni.

Otworzyłem oczy. Yuu obejmował mnie jedną ręką w pasie. Odchyliłem głowę i uśmiechnąłem się lekko. To się wydarzyło kilka lat temu. Po koncercie Yuu został u mnie na noc. W tedy też pierwszy raz spaliśmy ze sobą. Ten pierwszy raz był cudowny, chociaż bolesny. Pamiętam, jak płakałem i gryzłem poduszkę, żeby nie krzyczeć. Jednak, z każdą chwilą odczuwałem przyjemność.
Aoi mruknął coś przez sen. Westchnąłem, przypominając sobie te piękne chwile, kiedy to namiętność często brała górę nad wszystkim innym. To było piękne. Obaj zachowywaliśmy się niczym jakieś małolaty z liceum. Zazdrośni o siebie, ciągle żądni uczuć.
-Kouyou - mruknął cicho.
Przynajmniej miałem pewność, że jego słowa nie były rzucone na wiatr.
Rano Yuu, jak zwykle wstał i poszedł wstawić wodę w czajniku elektrycznym. W międzyczasie robił poranną toaletę, ubierał się i szykował dla mnie ubrania. Później robił sobie kawę, którą wypijał do połowy i wylewał. Mył kubek i robił kolejną kawę, oraz szykował do jedzenia coś dla siebie i dla mnie. Następnie szedł do sypialni żeby mnie obudzić.
-Kouyou - pochylił się i pocałował mnie. - Wstawaj, wstawaj.
-Już - podniosłem się do siadu. Uśmiechnął się i poszedł odsłonić okno. Ziewnąłem przeciągając się.
Zdjąłem koszulkę, w której spałem, a Shiro pomógł mi założyć nową.
-Uśmiechnij się - położył mi dłoń na policzku widząc moją posępną minę. - No dalej.
Uśmiechnąłem się sztucznie, na co westchnął, nic już nie mówiąc. Ubrał mnie do końca i zawiózł na wózku do kuchni. Usiadł naprzeciwko mnie i zabrał się za jedzenie kanapek. Obrzuciłem spojrzeniem papkę, którą mi odgrzał i westchnąłem chwytając łyżkę niczym dziecko uczące trzymać się przedmioty. Jadłem naprawdę niezdarnie. W pewnym momencie ubrudziłem się. Zakląłem pod nosem, a Shiro zaraz przebrał mi koszulkę i założył mi serwetkę, żebym się nie pobrudził. W czasie, kiedy ja jadłem, on kończył swój posiłek, wstawiał pranie i zmywał naczynia.
Po tym, jak przestałem normalnie funkcjonować, wszystkie obowiązki domowe spadły na Aoiego. W zespole robił za dwie osoby, w domu robił za dwie osoby i na dodatek zajmował się mną.
-Yuu - z pewnym trudem dojechałem do niego.
-Coś się stało? - zapytał troskliwie.
-Nie, nie - pokręciłem głową. - Chcę ci pomóc - obwieściłem.
Przekręcił lekko głowę, zdziwiony tą informacją.
-To potrzymaj to - wcisnął mi miskę z praniem na kolana.
Objąłem ją, żeby nie spadła i patrzyłem jak rozwieszał ubrania na suszarce.
Yuu miał lekko zapadnięte policzki i podkrążone oczy. Był bardzo schudnięty i ogólnie wyglądał, jak dziesięć nieszczęść. I to wszystko z mojego powodu. Skrzywiłem się na samą myśl, jak bardzo musiało być mu ciężko.
-Gotowe - odetchnął, gdy ostatnia koszulka była już powieszona. Wziął miskę i wyminął mnie, idąc do łazienki.
Westchnąłem i pojechałem do sypialni, żeby się położyć. Co lepszego mogłem robić? Moja pomoc i tak nie była niczym specjalnym. Głównie to zawadzałem.
Około dwunastej Yuu położył się obok mnie. Miał za sobą zmywanie podłóg, naczyń, ścieranie kurzy, prasowanie, segregację śmieci i porządkowanie łazienki. Każdy by się zmęczył.
Schował twarz w poduszkę i westchnął ciężko. Chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem jak.
Zadzwonił telefon. Yuu podniósł się i klnąc pod nosem, poszedł odebrać rzadko używany stacjonarny. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Co w tych ludzi wstąpiło?
-Kouyou! - kilka minut później, w progu sypialni stanęła moja siostra. - Kopę lat. Wstałbyś chociaż, jak siostrzyczka przyszła cię odwiedzić.
Shiro, dlaczego wpuściłeś tego diabła do naszego domu? - pomyślałem, widząc ją.
-Hej - mruknąłem.
-Odsuń się - burknął Aoi, chcąc przejść. Katsuko obrzuciła go spojrzeniem pełnym wyższości i zrobiła krok w bok.
Yuu przeszedł obok niej i wysunął mój wózek zza drzwi. Siostra zamrugała kilkakrotnie i z niemym pytaniem na twarz patrzyła, jak Aoi przytrzymywał mnie i przenosił na wózek. Jej drobne ramiona opadły ze zdziwienia, a małe oczy przybrały wielkość spodków filiżanki. Tylko ona nie wiedziała, co się ze mną działo przez ostatnie miesiące. W sumie to ostatni raz miałem z nią styczność rok wcześniej, w sierpniu, podczas specjalnego przyjęcia z okazji piątej rocznicy związku z Yuu. Upiła się i musieliśmy zanieść ją do hotelu i jeszcze zapłacić za jej pobyt, bo (jak się później okazało) nie miała przy sobie żadnych pieniędzy, a kwota na jej koncie nie była wystarczająca, by pokryć koszt pobytu.
Siostra otworzyła usta, jakby chciała się odezwać. Poruszała nimi chwilę, jak ryba i ostatecznie je zamknęła, zaciskając w wąską linię.
-Co ci się stało? - zapytała patrząc na mnie ze zszokowaną miną.
-Jestem chory - powiedziałem z pewnym trudem i zniekształcając wyrazy. Zamarłem i odchrząknąłem. Yuu także uważnie mi się przyglądał. - A ty, co chcesz? - zapytałem, dalej z trudem.
To działo się za szybko. Nie mogłem być już w tym etapie. Nie mogłem, nie, nie... Dlaczego? Nie chciałem tego.
-No, widzę - zmrużyła oczy. - Czemu nie zadzwoniłeś, żeby o tym powiedzieć?
Nie odpowiedziałem. Nie mogłem już zaufać swojemu głosowi.
-A może to ty powinnaś się nim zainteresować? - Aoi zmierzył ją spojrzeniem. - Albo utrzymywać kontakt z resztą rodziny. W tedy na pewno byś o wszystkim wiedziała.
-A pomyślałeś, że może byłam zajęta? - wysyczała gniewnie. - Nie wiem, jak ty, ale jestem poważnym człowiekiem.
Na te słowa Aoi roześmiał się i pokręcił głową. Normalnie płakał ze śmiechu.
-Widzę, - łapał oddech - że wprawiłaś się w zawodzie komika. Czegoś tak zabawnego jeszcze nigdy nie słyszałem.
-Nie masz prawa mnie wyśmiewać - miałem wrażenie, że ta dwójka zaraz rzuci się na siebie z pięściami. To naprawdę wyglądało groźnie. - Mam ja się z ciebie śmiać? Z twojego wyglądu, orientacji?
Yuu nic jej nie odpowiedział, tylko zmarszczył brwi i złapał za rączki wózka, wyprowadzając mnie z pomieszczenia. Wjechał mną do salonu i poszedł do kuchni. Siostra zaraz przyszła i usiadła w fotelu, z dala ode mnie.
-Długo tak masz? - zapytała cicho. Spojrzałem na nią, wlepiała wzrok w swoje drobne dłonie, a jej twarz była zupełnie nieporuszona, zupełnie, jakby była woskową lalką.
-Kilka miesięcy - odpowiedziałem cicho. Tym razem słowa, które wypowiedziałem, zabrzmiały normalnie.
-To... Ty miałeś wypadek? - zapytała.
-Nie. Już ci powiedziałem, że jestem chory.
-To jest zaraźliwe? - Katsuko spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
-Nie - skrzywiłem się. Ona jednak nie wydawała się być tym przekonana. - Stwardnienie zanikowe boczne nie jest zaraźliwe, to choroba uwarunkowana genetycznie, chociaż można ją też nabyć - wytłumaczyłem. - Nie masz czym się martwić, głównie dotyka mężczyzn.
-Leczą cię? - przełknęła głośno ślinę. - Jakaś chemia, czy coś?
-Tego nie da się wyleczyć.
Po tych słowach, cała sytuacja stała się jeszcze bardziej niezręczna, a cisza, która zapadła, ciążyła nieprzyjemnie. Katsuko wlepiła wzrok w blat drewnianej etażerki i zacisnęła dłonie na fotelu. Najwidoczniej przyswajała jeszcze trudną nazwę choroby i powoli analizowała moje stwierdzenie, gdyż jej twarz wyrażała pełne skupienie. Cóż, siostra nie należała do osób specjalnie inteligentnych.
-Do końca życia będziesz taki? - zapytała. - Będziesz jeździł na wózku?
-Nie - pokręciłem głową. - Cieszę się, że mogę się w ogóle poruszać - uśmiechnąłem się lekko. - Yuu bardzo mi pomaga.
-Więc będziesz jeszcze chodził? - jej głos zadrżał.
-Nie - pokręciłem głową. - Nie ważne, jak bardzo bym chciał, już nigdy sam nie stanę na nogach.

*

Wiadomość, że będę musiał zostać w szpitalu, aż do odwołania decyzji lekarzy, dobiła Yuu. Oznaczało to, że jest jeszcze gorzej i chociaż dopiero wróciłem z tygodniowego pobytu w szpitalu, to musiałem znowu tam pojechać. Choroba zaczęła atakować mój narząd mowy, co tylko uzmysławiało mi, jak niewiele czasu mi zostało. Wcześniej aż tak nie przejmowałem się słowami lekarza „Choroba postępuje bardzo szybko. Normalnie po jej wykryciu człowiek ma szansę przeżyć pięć lat, jednak w pana przypadku, przy dobrej rehabilitacji, może to będzie rok.”. Może, nie oznacza, że na pewno. Jednak bardziej w tej chwili martwiło mnie, że Yuu miał zostać z moją siostrą sam. Istniało dość duże prawdopodobieństwo, że jeśli wypisaliby mnie ze szpitala, to nie miałbym do czego wracać.
Długo zastanawialiśmy się, czy Katsuko powinna zostać. Jej historia „Straciłam pracę, facet mnie rzucił, nie mam się gdzie podziać”, jakoś nas nie przekonywała. Jednak, rodzina to rodzina.
-Myślisz, że będę mógł mówić? - zapytałem, z trudnością wypowiadając pewne głoski.
-Na pewno - powiedział. - To z pewnością nic poważnego - zaparkował.
Czemu nie mogłem mu uwierzyć, chociaż chciałem? Może dlatego, że obaj znaliśmy prawdę, a to kłamstwo, wydawało się być nic nie wartymi słowami. A ja tak bardzo chciałem wierzyć.
Wjechał moim wózkiem do białego, przytłaczającego i zimnego szpitalnego pokoju. Podjechał mną do łóżka i postawił na nim moją torbę.
-Kouyou, jutro będę najwcześniej po szesnastej - zgarnął jeden z moich kosmyków za ucho. - Postaram się być wcześniej, ale nie obiecuję - pocałował mnie w czoło. - Kocham cię - objął mnie i pocałował jeszcze raz, tym razem w policzek.
-Kocham cię mocniej - odparłem.
Oderwał się ode mnie i ujął moją twarz w dłonie. Dokładnie mi się przyglądał i zataczał kciukami kółka po moich policzkach. Dopiero w tedy zauważyłem ten smutek w jego oczach.
-Do jutra - powiedział.
Ten żal, głos pełen rezygnacji. Blada, wychudzona twarz z zapadniętymi policzkami. Ciało, topiące się w ubraniach, które do niedawna pory były idealnie dopasowane. Do tego doprowadziłem jedyną osobę, na której mogłem polegać i, która kochała mnie całym swoim sercem.

[Aoi]

Wszedłem do mieszkania i zrzuciłem buty. Zdjąłem bluzę i rzuciłem ją na szafkę. Szurając nogami, niczym skazaniec, poszedłem do sypialni, gdzie położyłem się na łóżku. Schowałem twarz w poduszce i dopiero w tedy pozwoliłem popłynąć łzą. Byłem wycieńczony psychicznie. Nie miałem już nadziei na to, że z Kouyou będzie lepiej, że zostanie ze mną, tak długo, jak tylko byłoby to możliwe. Myślałem o tym, że może byłoby lepiej, gdyby umarł. Nie cierpiałby w tedy.
-Yuu, ogarnij się - przekręciłem się na plecy i zakryłem przedramieniem oczy.
Yuu, ogarnij się, Kouyou nie chciałby cię takiego oglądać - powiedziałem do siebie w myślach.
Nie umiałem przyjąć do świadomości tego, że on z każdym dniem był coraz dalej. Coraz bardziej cierpiał i było go coraz mniej. Kurczył się i niewiele brakowało, by zniknął. A ja tak bardzo chciałem go zatrzymać. Złapać i już nigdy nie wypuścić.
-Puk, puk - Katsuko otworzyła i tak nie do końca zamknięte drzwi. - Jesz ty w ogóle jakąś kolację? - zapytała.
-Poszukaj czegoś w lodówce - powiedziałem, uprzednio odchrząkując.
-No dobra - chwilę nic nie mówiła. - Ty płaczesz? - zapytała zdziwiona.
-Wydaje ci się - odwróciłem się do niej tyłem.
-Przecież widzę! - weszła na łóżko i złapała mnie za ramię. - Ty płaczesz, ale jaja!
-Oczyszczam oczy - odepchnąłem ją. - Masz z tym jakiś problem?
-Beczysz, nie oczyszczasz - znowu mnie złapała. - Cebulkę się kroiło, co? Taki z ciebie macho?
-Zostaw mnie, odejdź, zniknij - powiedziałem, chcąc, by ta kobieta się łaskawie odwaliła i poszła zjeść zapasy z lodówki - i nigdy nie wracaj.
-A może oglądałeś jakąś operę mydlaną?
-Daj mi spokój...
-Albo przeczytałeś jakieś kobiece romansidło o...
-Umiesz się zamknąć, do cholery jasnej?! - podniosłem się do siadu i złapałem ją za ramiona. - Umiesz siedzieć cicho? Dziękuję - dopowiedziałem, widząc jej szeroko otwarte oczy i zamkniętą buzię.
-Aż tak z nim niedobrze? - uniosła brwi.
Nagle uleciała ze mnie cała złość. Widząc jej drwiącą minę, poczułem po prostu rezygnację. Ona naprawdę była jego siostrą?
-On jest... - głos mi się załamał, a łzy rozmazały cały widok. Rozkleiłem się przed nią i pochyliłem do przodu. - Już nie mogę znosić jego cierpienia - zacisnąłem dłonie na kołdrze. - Przez cały ten czas chciałem go wspierać, ale już nie potrafię - nabrałem powietrza ustami. - Nie umiem - przekręciłem się na bok i zakryłem twarz dłońmi. - Co ja mam robić?
Płakałem długie minuty, nie mogąc już dłużej udawać, że wszystko jest dobrze. Czułem się słaby, beznadziejny. Nie potrafiłem pomóc jedynej osobie, dla której żyłem do tej pory, dla której byłbym skłonnyy przewrócić cały świat do góry nogami. Nie umiałem być przy niej w tych ciężkich chwilach.
-Zjedz coś chociaż - powiedziała Katsuko, tak jakbym w ogóle przed nią nie płakał, tylko jakbym siedział w fotelu i czytał książkę. - Nie wyglądasz zbyt dobrze, powinieneś nabrać sił.
Nie wiedziałem, jak zasnąłem tej nocy. Budziłem się co chwilę i znów zapadałem w sen, dlatego rano, cienie pod moimi podpuchniętymi oczami były jeszcze większe. Wziąłem prysznic, ubrałem się, zjadłem wczorajszą bułkę, wypiłem kawę i wyszedłem, zostawiając uprzednio kilka banknotów na szafce w przedsionku wraz z zapasowym kluczem od mieszkania. Pojechałem do wytwórni, gdzie czekała już na mnie reszta zespołu. Widząc mnie, zamilkli i zastygli w swoich pozycjach.
Reita trzymał wysoko jakąś kopertę, po którą Ruki stawał na palcach i wyciągał rękę, a Kai po prostu siedział na kanapie, z nogą założoną na nogę.
-Dzień dobry - przywitałem się zachrypniętym głosem. Przemieściłem się w stronę kanapy i usiadłem obok Kaia. Pozostało mi tylko czekać na to pytanie, które, któryś zaraz zada.
-Jak z Uruhą? - zapytał cicho Kai po kilku minutach niezręcznej ciszy. Reita i Ruki podeszli do nas.
-Jest gorzej, niż źle - mruknąłem równie cicho i wlepiając wzrok w podłogę. - Niedługo przestanie mówić, a to tylko kwestia czasu, kiedy... - urwałem. Czułem, że byłem blisko, żeby się rozpłakać. - Znowu jest w szpitalu, nie wiem, czy już w ogóle z niego wróci.
-Aoi, Uru jest silny - powiedział Ruki. - I na pewno wyjdzie ze szpitala.
Obrzuciłem go smutnym spojrzeniem i pokręciłem głową. Wokalista próbował mnie pocieszyć, jednak z marnym skutkiem. Prawda była taka, że Kouyou walczył dzielnie. Nie raz się załamywał, jednak dalej pragnął normalnie funkcjonować. Nie chciał być ciężarem.

[Uruha]

Pielęgniarka pomogła mi wywinąć się do siadu i przysunęła wózek do łóżka. Ktoś zapukał do drzwi, które uchyliły się i stanął w nich Yuu. Widząc go, pielęgniarka wyszła.
-Yuu - uśmiechnąłem się, on także się uśmiechał. Podszedł do mnie, a ja już chciałem, żeby mnie objął.
Nagle poczułem pod sobą mokrą plamę. Aoi także zamarł i patrzył na mnie zdezorientowany.
-Kouyou, ty...
-Wyjdź - zacisnąłem powieki. - Wyjdź stąd.
-Nie - złapał mnie w pasie i uniósł, tak, że stałem. Oparłem się o niego, a on zarzucił moje ręce na swoje ramiona. - Nic się nie stało - mruknął, widząc, jak po moich policzkach pociekły łzy.
Większego zażenowania chyba nie mogłem przeżyć. Popuściłem, z ekscytacji. Tak bardzo się cieszyłem, że przyszedł Yuu, że mogłem go zobaczyć.

*

Moje powieki powoli opadały, jednak usilnie z tym walczyłem. Nie mogłem zasnąć. Chciałem, jak najdłużej zostać przy Yuu, który siedział ze mną na szpitalnym łóżku.
-Śpij, jeśli chcesz - powiedział gładząc mnie po ramieniu. - Jutro też przecież przyjdę.
-Yuu - mruknąłem sennie - chciałbym umieć coś dla ciebie zrobić.
Nie odpowiedział. Gładził moje ramię, dopóki nie zasnąłem.

*

Padał ciepły, letni deszcz. Patrzyłem na to zjawisko, siedząc na wózku, który ustawiony był obok okna. Cieszyłem się, że padało. Nigdy wcześniej nie lubiłem deszczu. Zawsze psuł mi plany, a na dodatek był mokry i nieprzyjemny.

-Znowu pada! - oznajmiłem zdenerwowany, wchodząc do mieszkania. Byłem cały przemoknięty i właśnie wróciłem z biegania, podczas którego złapała mnie ulewa. - W pizdu z taką pogodą - zdjąłem buty.
-Niech pada, przynajmniej pyłki opadną - Yuu podszedł do mnie z ręcznikiem i zaczął atakować nim moje włosy, z których kapiąca woda stworzyła niewielką kałużę na podłodze. - Mówiłem, żebyś się wstrzymał, nigdy mnie nie słuchasz jak trzeba. Zdejmuj to - wskazał na moją koszulkę.
-A jak nie trzeba? - zdjąłem mokre odzienie.
-W tedy też tego nie robisz - pociągnął mnie za rękę do łazienki. - Ale jak się przeziębisz - odkręcił gorącą wodę - to myślisz, że kto będzie przy tobie siedział, podawał chusteczki i zmieniał kanały w telewizji? - kichnął. - Cholerna alergia.
-Oj dobrze, przepraszam - uniosłem ręce w poddańczym geście. - Sam będę podawał sobie chusteczki i zmieniał kanały.
-Już to widzę - zabrał mi koszulkę. - Na co czekasz? Rozbieraj się i pod prysznic.
-Spodenki mi się przykleiły - jęknąłem. - Nie zdejmę tego.
-To ci pomogę - kucnął przede mną i złapał za nie. - Nie obiecuję, że nie zdejmę ci ich wraz ze skórą - powiedział, chcąc już pociągnąć je w dół. Szybko odskoczyłem, na co zaczął się śmiać.
-Sam sobie pomogę - powiedziałem. - Jak masz mi skórę zrywać, to ja jednak dziękuję.
-No widzisz - wstał. - Przygotuję ci coś do jedzenia - wyszedł z łazienki.
Zdjąłem spodenki wraz z bokserkami i wszedłem pod prysznic. Umyłem się szybko i okręciłem ręcznikiem wokół bioder.
-Kouyou - Yuu wszedł do sypialni, gdzie szukałem w szafce swojej bielizny - chodź, zobaczysz coś.
-Czekaj - wygrzebałem swoje slipki. Zrzuciłem ręcznik i założyłem je. - No co się tak gapisz? - burknąłem, widząc, jak wlepiał we mnie wzrok. - Masz to samo.
-Dzięki, że mnie uświadomiłeś - mruknął. - A teraz chodź, szybko, szybko!
-Pali się, czy co? - złapał mnie za rękę i pociągnął. Wyprowadził mnie na balkon i dłońmi, nakierował moją głowę na niebo.
Tęcza. Na niebie była tęcza. Dawno nie widziałem tak pięknej. Jej kolory były żywe i głębokie, zupełnie jakby ktoś ją namalował farbami. Przecinała niebo i nikła gdzieś za horyzontem.
-Wow - mruknąłem.
-Mówiłem, chodź szybko, a ty mi jakieś wykłady z anatomii człowieka dajesz - objął mnie w pasie. - Wcześniej była ładniejsza.
-Bo się patrzysz, gdzie nie powinieneś - ścisnąłem mu płatki nosa. - Niegrzeczny, zboczony Yuu - zaśmiałem się puszczając go.
-Cii, nie zdradzaj moich sekretów - pocałował mnie za uchem. - Niegrzeczny jestem tylko dla ciebie - mruknął mi do ucha.
-Dobra, coś widzę, że ci zbereźne myśli zaczęły chodzić po głowie - zabrałem jego ręce. - A ja, mój drogi, idę się ubrać, więc nie licz na nic.
-Słyszałem, że ma wyjść nowe Final fantasy - mruknął, gdy już miałem wchodzić do mieszkania. Automatycznie odwróciłem się na pięcie i otworzyłem szeroko oczy.
-Kiedy? - zainteresowałem się.
-Jakoś za dwa tygodnie - wzruszył ramionami. - Tak sobie myślałem, żeby ci je sprezentować, chyba jednak zrezygnuję z tego - westchnął i przewrócił teatralnie oczami. Co za gnida...
-Ha, ha, bardzo śmieszne - burknąłem. - Nie weźmiesz mnie na coś takiego - ruszyłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i uśmiechnąłem się podstępnie do siebie. - Yuu! Mógłbyś tu na chwilę przyjść? - zawołałem go.
Drzwi uchyliły się, a w nich stanął Yuu z posępną miną. Rozłożyłem przed nim nogi i uśmiechnąłem się zachęcająco. Momentalnie się rozpromienił i rzucił na mnie, powalając na łóżko. Objąłem go, chichocząc i odchylając głowę.
-Chcę Final fantasy i nową konsolę plus xbox’a, możesz do tego dorzucić romantyczną kolację, wycieczkę do Francji i trzy tygodnie jeżdżenia moją beemką do myjni.
-Dostaniesz coś dużo lepszego - ściągnął swoją koszulkę, siedząc mi na biodrach.
-Poczekaj, nie skończyłem - przesunąłem ręką po jego nagiej piersi i zahaczyłem o jeden z sutków. - Wszystko to możesz zamienić na seks ze mną, ale pod warunkiem, że później będziesz mi wszystko podawał i zmieniał kanały w telewizji, bo pewnie nie będę się mógł ruszać.
-Mogę być też podnóżkiem - pochylił się i pocałował mnie. Wsunął swój język do moich ust i zaczął nim poruszać, zachęcając mnie do zabawy. Wysunąłem swój, by złączyły się ze sobą. Całowaliśmy się, całkowicie ignorując cieknącą i mieszającą się ze sobą ślinę. Obaj drżeliśmy z podniecenia, płonęliśmy.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, dyszeliśmy ciężko i mieliśmy mocno zaróżowione policzki.
-Pożycie z tobą jest warte wszystkiego - powiedział wyrównując oddech. - Nawet więcej niż wszystkiego - znowu złączył nasze usta.

Uśmiechnąłem się do siebie i dalej wpatrywałem się w deszcz i krople, które spływały po szybie. Brakowało mi tego wszystkiego. Życia chwilą, szczęścia, przekomarzania się nawzajem, ciepła, seksu.
Kouyou, jakie ty miałeś piękne życie - mruknąłem w myślach.
Cichutkie pukanie przerwało moje rozmyślania. Powiedziałem proszę i dalej siedziałem, odwrócony w stronę okna. Tłusta łapka dziecka dotknęła mojej ręki i złapała ją. Uśmiechnąłem się i posłałem ciepłe spojrzenie Manabu, który w drugiej ręce trzymał metalowe pudełko cukierków cytrusowych.
-Mam cuksy - powiedział, potrząsając zawartością opakowania. Zdjął wieczko i podsunął mi słodycze pod nos. Pokręciłem tylko głową i wydąłem lekko dolną wargę.
-Nie mogę - mruknąłem.
Chłopiec posmutniał i zamknął opakowanie, poczym odłożył je na szafkę przy łóżku. Przytulił się do mnie, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy.
-Dlaczego płaczesz? - położyłem mu ręce na drobnych ramionach. - Co się stało? - zniekształcałem trochę słowa.
-Mama gdzieś poszła, a tata nie chce jej szukać, nikt nie chce - zakrył dłońmi oczy. - Ale na pewno nie poszła sama, ktoś ją zabrał - pokręcił głową i pociągnął nosem. - Na pewno ją porwali, a tata nie chce jej odzyskać.
-Skąd ta pewność?
-Mama jeździła, jej wózek stoi obok łóżka, a jej w nim nie ma - płakał. - A co jeśli zrobią jej krzywdę?
-Manabu, mogę cię zapewnić, że nikt nie skrzywdzi twojej mamy - chciałem go pogładzić po plecach, jednak moje ograniczone ruchy nie pozwalały mi na to. Ciężko było mi na niego patrzeć, ze świadomością, że nie umiałem mu wytłumaczyć, że jego mama zmarła. - Nie martw się o nią, na pewno nic jej nie jest, twój tata to wie i dlatego jej nie szuka.
-Skąd to wiesz? Widziałeś ich? - potarł zaczerwienione oczy.
-Kogo? - zapytałem, nie rozumiejąc, o co mu chodziło.
-Porywaczy!
-Nie, nie widziałem ich, ale wiem, że na pewno nie zabrali twojej mamy bez powodu - uśmiechnąłem się lekko, chcąc w jakiś sposób go rozweselić. - Mają swój plan działania i trzymają się go bardzo rygorystycznie.
-Co to znaczy, to lygolysty... - skrzywił się nie mogąc wypowiedzieć wyrazu.
-Bardzo pilnie - wytłumaczyłem. - Jest on dla nich bardzo ważny.
-Skąd to wiesz? - zapytał podejrzliwie. - Może brałeś w tym udział i nie chcesz mi powiedzieć! - chłopiec zmarszczył brwi. - Powiedz, gdzie ona jest!
-Niestety, tego nie wiem - pokręciłem głową. - Mogę się tylko domyślać. Ci porywacze, zabierają ludzi właśnie takich, jak twoja mamusia.
-Dlaczego? Coś im zrobiła? - przekręcił głowę w bok, a na jego czole pojawiła się maleńka zmarszczka.
-Nic nie zrobiła, to jest częścią ich planu działania.
-Zabierają niewinnych ludzi?! Jak tak można?
-Nie tylko niewinnych.
-Nic już z tego nie rozumiem - sposępniał.
-Manabu, ich nie rozumieją najmądrzejsi ludzie na świecie. Nie musisz się martwić o coś, czego żaden dorosły nie umie.
-Ale skąd ty tyle o nich wiesz? - zapytał ciekawsko. - Musiałeś być pewnie jednym z nich.
-Nie, nie - zaśmiałem się. - Ty także będziesz tyle o nich wiedział - powiedziałem. - Myślę, że za kilka lat nawet więcej ode mnie.
Chłopczyk nie wydawał się być z tego faktu zadowolony. Dla niego kilka lat było strasznie długim okresem czasu, a dla mnie, czymś wyjątkowo krótkim.
Przez cały ten czas, od kiedy go poznałem, czułem, że wytworzyła się pomiędzy nami więź. Naprawdę, pragnąłem zobaczyć, jak dorasta, być przy nim i wspierać go. Chciałem dać mu coś od siebie, odwdzięczyć się za to, że był, bo pewnie, gdyby nie on, już dawno przestałbym się uśmiechać. Manabu miał po prostu w sobie coś, że nie dało się go nie pokochać, był jak magnes.
-Zobaczę się z nią jeszcze kiedyś? - zapytał, patrząc mi w oczy. Nie wiedziałem, co mógłbym mu powiedzieć. Nie chciałem go okłamywać, jednak gdybym powiedział mu prawdę, to w cale nie ułatwiłbym sytuacji, a tylko ją pogorszył.
-Myślę, że za kilka lat - mruknąłem.
-Kilka lat? - jęknął. - To cała wieczność!
-Musisz być cierpliwy, pamiętaj, że to chyba najważniejsza rzecz na świecie, zaraz po miłości.
Manabu zamrugał kilkakrotnie, a jego policzki przybrały różowy odcień. Najwyraźniej powiedziałem coś, co wprawiło go w zakłopotanie.
-Dlaczego się rumienisz? - zapytałem uśmiechając się. - Coś się stało?
-Nic - pokręcił głową. - Nic się nie stało.
-Mi możesz powiedzieć, obiecuję, że nikomu nic nie wygadam - chłopak zerknął na mnie. - Naprawdę, masz moje słowo - położyłem prawą dłoń po stronie serca i uniosłem lewą lekko do góry.
-Bo ja chyba lubię jedną koleżankę - usiadł na łóżku. - Bardzo lubię - jeszcze bardziej się zarumienił.
-Czyli, że się w niej zakochałeś? - uśmiechnąłem się. - To pięknie, powiedziałeś jej? - pokiwał głową. - Niech zgadnę, - zmrużyłem oczy - ona też cię kocha - znowu pokiwał głową - i całowałeś się z nią.
-T-tak - odwrócił głowę w drugą stronę. - Ale ona powiedziała, że nie chce teraz mieć dzieci i nie chce tego często robić - spojrzał na mnie. - Na pewno nikomu nie powiesz?
-Na pewno.
-Bo ja jej pokazałem... ptaszka.
-Ptaszka? - pokiwał głową. No tak, fascynacja dzieci sobą nawzajem w wieku przedszkolnym była raczej czymś naturalnym. Jakoś się specjalnie nie zdziwiłem, słysząc coś takiego.
-Ona go dotknęła - powiedział to tak szybko, że prawie zachłysnął się powietrzem. - To było miłe - mruknął. - A ty, masz dziewczynę? - zapytał. - Jesteś duży, na pewno masz.
-Ja też mam sekret - mrugnąłem do niego. - Ale wątpię, że możesz go poznać, to coś, czego nie wie większość dorosłych, dlatego musisz udowodnić, że jesteś godzien, by to usłyszeć.
-Jestem! - wstał. - Na pewno jestem!
-Możesz to udowodnić? - zapytałem podstępnie.
-Tak!
-To zrób coś, żeby mnie w tej sprawie przekonać.
Jego entuzjazm trochę przygasł. Mina mu zrzedła i zmarszczył brwi.
-Ale co?
-Jeśli nie wiesz, co, to znaczy, że jeszcze nie jesteś gotowy. Musisz poczekać.
-Ale ja ci powiedziałem! - wydął wargi i założył ręce na siebie, chcąc pokazać, że nie jest zadowolony z faktu, że nie pozna mojego sekretu. - To nie fair.
Uśmiechnąłem się tylko i pogłaskałem go po głowie.

*

Yuu otworzył drzwi od mieszkania i przejechał moim wózkiem przez próg. Zdjął buty i postawił moją torbę. Następnie wprowadził mnie do salonu. Przeniósł mnie na kanapę i usiadł obok mnie. Niemal od razu oplótł mnie swoimi ramionami.
-Kou - powiedział czule. Gładził mnie po włosach, plecach i lekko się kołysał. Zamknąłem oczy i zaciągnąłem się jego zapachem. Strasznie za tym tęskniłem.
Miałem wrażenie, że Yuu nie chciał mnie puścić. Długie minuty trwaliśmy w takiej pozycji i ani jemu, ani mnie, nie chciało się ruszyć.
Dostałem przepustkę na weekend, żeby wrócić do domu. Yuu od razu z niej skorzystał, gdy tylko o niej usłyszał. Jego wyprowadzanie mnie ze szpitala mogłem porównać do porwania.
-Brakowało mi tego - powiedziałem cicho.
-Kocham cię - pocałował mnie w policzek. - Wariuję bez ciebie, nie chcę, żebyś tam wracał.
Jego słowa przepełniał smutek pomieszany z tęsknotą. Jego głos drżał lekko, jakby ze szczęścia. Tak, cieszył się, że byłem przy nim.
Ile bym dał, żeby móc być z nim zawsze.
Wraz z Yuu przeprowadziliśmy także rozmowę odnośnie naszego współżycia seksualnego. Zastanawialiśmy się, czy przypadkiem go nie zakończyć, jednak ostatecznej decyzji nie podjęliśmy. Trudno było nam zrezygnować z czegoś, co robiliśmy od kilku lat. Woleliśmy raczej, by los za nas zadecydował.
-Myślisz, że gdybym prowadził inny styl życia, to nie zachorowałbym? - zapytałem, gdy leżałem w łóżku, a Yuu siedział na jego brzegu i smarował ciało balsamem. - Mogłoby mnie to ominąć?
-Nie wiem - powiedział cicho. - Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie.
-A nie uważasz, że jestem egoistą? - Shiro odwrócił się w moją stronę, marszcząc brwi. - Cały czas lamentuję nad sobą - znowu zniekształcałem słowa. - Ale nic się nie zmieni, jak odejdę. Świat się tym nie przejmie, wszyscy będą żyli jak zwykle - wziąłem głęboki wdech. - Już nie współczuję sobie, na ziemi są dużo gorsze rzeczy.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele się zmieni i ile już się zmieniło - Aoi odłożył tubkę nawilżacza na szafkę. - Mówisz tak, bo chcesz sobie dodać otuchy, oszukać samego siebie i własne sumienie, że nikogo to nie dotknie - pokręcił głową. - Jak tak możesz? Pomyśl chociaż o mnie, co ja czuję, albo twoja matka, myślisz, że nas to obejdzie? Że nie zaboli? Kouyou - złapał mnie za rękę - wszystko się zmieni, nic nie będzie takie samo.
W ciszy wpatrywałem się w jego pełne bólu oczy. Westchnąłem i uśmiechnąłem się smutno.
-Przytul mnie - zamknąłem oczy. - Zbyt dobrze mnie znasz - objął mnie. Poczułem łzy gromadzące się pod moimi powiekami. - Nie chcę zostawić cię samego.
-Nigdy nie będę sam - ułożył się obok mnie. - Nieważne, co mogłoby się stać.
-Będę czuwał - dałem mu położyć głowę na moim torsie. - Yuu, nawet, jak już nie będę mógł cię dotknąć, zawsze będę przy tobie.

*

Yuu leżał z głową na moim torsie i spał, obejmując mnie ciasno. Ja sam, nie mogłem zapaść w sen. Było już dość późno, jednak dalej nie mogło mnie ogarnąć zmęczenie. Zacząłem nawet liczyć owce, ale z marnym skutkiem. Zamiast tego, wsłuchiwałem się w spokojny oddech swojego partnera. Cieszyło mnie to, że spał. Zawsze, gdy przychodził odwiedzić mnie w szpitalu, to ziewał i miał ogromne cienie pod oczami. Z jego bladą cerą, która ostatnio zrobiła się jeszcze jaśniejsza i ciemnymi włosami dawało to trochę upiorny efekt.
-Kou-chan - powiedział przez sen. Przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie i zadrżał, jakby było mu zimno. Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się.
Może jutro będzie lepiej?

[Aoi]

-I co z nim? - Katsuko weszła do kuchni ubrana w mój szlafrok. Usiadła przy stole i ziewnęła głośno. Przeczesała dłonią rozczochrane włosy i wlepiła we mnie zaspany wzrok.
-Chyba lepiej - obrzuciłem ją zirytowanym spojrzeniem. Znowu grzebała w naszych rzeczach. - Kawy? - zapytałem od niechcenia.
-Jak już robisz - znowu ziewnęła. - Yuu, dlaczego nie mogę znaleźć sobie faceta? - przyłożyła czoło do blatu stołu. - I stałej pracy?
-Bo ja wiem - wzruszyłem ramionami i wyciągnąłem dwa kubki z szafki. Wsypałem do nich po czubatej łyżeczce kawy. - Może masz pecha.
-Całe życie? - powiedziała w blat stołu, który tłumił jej głos. - Zostanę sama z szesnastoma kotami i będę dokarmiać gołębie w parku.
-Znajdziesz sobie kogoś, jak nie teraz, to za miesiąc - zalałem kawę wrzątkiem. - Prawdziwa miłość przyjdzie sama - postawiłem przed nią kubek i cukierniczkę. Podniosła głowę.
-No dobra, ale ty i mój braciszek, to raczej nie siedzieliście w miejscu - przysunęła naczynie w swoją stronę. - Na pewno jakoś staraliście zwrócić uwagę drugiego.
-Taaa, nogi Uru zawsze zwracały moją uwagę - usiadłem przed nią z kawą.
-Widzisz? - wsypała trzy łyżeczki cukru do napoju i zaczęła go mieszać.
-Przecież żartuję - uniosłem brwi. - Jakoś nie kierowałem się wyglądem. Uczucie przyszło samo i tyle.
-Żadnych romantycznych wyznań, dyskretnych znaków, niby to niechcących dotyków, prowokacyjnego ubioru? - pokręciłem głową. - I nagle jesteście ze sobą. To tak jakbyście byli parą z rozsądku.
-Coś jak bo wyjdzie taniej za mieszkanie?
-Dokładnie.
-Trudno mi to wytłumaczyć komuś takiemu, jak ty - skrzywiła się. - Raczej nie wiesz, co to znaczy prawdziwa miłość, taka bez ogródek i szczera, dlatego raczej…
-Znowu zaczynasz? - warknęła. - Jak uważasz, że jestem głupia, to zostaw to dla siebie.
-Tego nie powiedziałem - westchnąłem. Ona naprawdę była kretynką. - Chodziło mi o to, że wszyscy faceci cię wykorzystują i zostawiają, a ty im ufasz, dlatego wyrobił ci się taki, a nie inny obraz związku pomiędzy kobietą, a mężczyzną.
-Chcesz powiedzieć, że związki homo są trwalsze?
Zakryłem twarz dłońmi. Z kim ja muszę obcować?
-Źle mnie zrozumiałaś...
-Czyli jednak jestem według ciebie głupia?!
-Nie, ja...
-No powiedz to!
-... źle dobrałem słowa.
-Aha - upiła łyk kawy. - Mogłeś tak od razu.
Chyba właśnie dlatego nigdy nie chciałem wiązać się z kobietą.

[Uruha]

Powtarzanie głosek za Yuu było co najmniej dziwne. Siedział przede mną, niczym mama przed dzieckiem, uczącym się mówić.
-Rrrrrrrrr.
-Jjjjjjjj.
-Nie, 'er', jak rabarbar.
-Rrjjjjj... Kujwa no - zakląłem. -Rrrjjjjj.
-Prawie dobrze.
-Musimy to jjj...rrobić? Głupio się czuję.
-To był jeden z warunków twojej przepustki, musimy - pogładził mnie po dłoni. - Chyba, że chcesz przerwę.
Pokiwałem głową. Yuu wziął mnie na ręce i przeniósł na wózek.
-Yuu! - Katsuko wpadła do salonu. - Potrzebuję pomocy.
-Co chcesz? - Aoi pogładził mnie czule po włosach.
-Bo ja... Chodź ze mną do klubu!
-Nie - wyprowadził mnie na korytarz, a następnie wjechał mną do kuchni.
-Dlaczego nie? - poszła za nami.
-Bo nie - odparł.
-Ale to kobiecy argument!
-I?
Chwilę stała nic nie mówiąc. Zastanawiała się nad tym, co mogłaby zrobić w takiej sytuacji. Yuu zignorował ją całkowicie i wyciągnął z szafki opakowanie jakiejś papki. Wlał wodę do rondla i postawił go na gazie. Oparł się o szafkę i uśmiechnął się do mnie.
-To ważne, Yuu!
-Znajdź innego idiotę - odparł z uśmiechem. - Burzysz nasz porządek dnia i intymną atmosferę - posłał jej lekko złe spojrzenie.
-No Yuu, weź nie bądź taki - podeszła do niego i złapała go za rękę. - O nic już nie będę cię prosić, tylko chodź ze mną dzisiaj.
-Nie mam zamiaru - wyplątał swoją dłoń z jej uścisku.
-Yuu, idź z nią - powiedziałem. - Ktoś musi jej pilnować.
-Kouyou, naprawdę? - otworzył szeroko oczy. - Chociaż ty nie żartuj, nie po to jesteś tutaj, żeby mnie nie było.
Po kilkunastu minutowej rozmowie, Aoi zgodził się w końcu, by iść z moją siostrą do klubu. Nie powiem, że był z tego faktu zadowolony. Wręcz przeciwnie. Łaził naburmuszony, niczym kocur w marcu i nie szło z nim pogadać. Najzwyczajniej w świecie się obraził.
-Wkopałeś mnie - powiedział z wyrzutem. Usiadł na łóżku i po chwili położył się, kładąc głowę na moim brzuchu. - Musiałeś?
-Tak. Musiałem - uśmiechnąłem się lekko.
-Nie chcę z nią iść - jęknął i położył się obok mnie. Przytulił się do mojego boku i pocałował mnie w policzek. - Wolałbym zostać tutaj - mruczał mi do ucha - z tobą, w łóżku - przesunął dłonią po moim brzuchu. - Tak mało mamy dla siebie czasu - znowu mnie pocałował.
-Yuu, ty uwodzicielu - zaśmiałem się.
-Taka jest prawda, kochanie - objął mnie czule. - Kocham cię i chcę, żebyś był tego świadomy.
-Też cię kocham - zamknąłem oczy. - Ale Aki będzie za godzinę i już nie ma odwj...rotu.
-Jeszcze wczoraj mówiłeś normalnie - pogłaskał mnie po policzku wzdychając. - Wiesz, prawdopodobnie przyjdzie z nim Taka.
-Juki? - otworzyłem oczy.
-Ta - znowu mnie pocałował. - Ci dwaj, to ostatnio nierozłączni są, a zaczęło się od jakiejś kartki, nie wiem, o co z nią chodziło.
-No w końcu Jj...rei przejrzał na oczy - powiedziałem uradowany. - Już myślałem, że będę musiał przepjowadzić z nim męską j...rozmowę.
-Jak z Rukim?

Przytaknąłem. Czyli sami zrobili krok w swoją stronę.

----

No w końcu udało mi się to wrzucić.
Miało być już wczoraj, jednak ani w przyczepie, ani na żaglówce nie mam internetu, dlatego proszę, taki mały bonusik na koniec długiego weekendu :D
Przy okazji macie przerwę od hmd, którego swoją drogą mam skończone 3 kolejne rozdziały i aż się prosi by je wrzucić ^^ Bardzo się też cieszę, że spodobała wam się ta seria. Spodziewałam się, że z powodu pary, nikt nie będzie zainteresowany.
Następna notka pojawi się po pięciu komentarzach :D

Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. JAKIE TO JEST ŚWIETNE!
    Jestem ciekawa o co chodzi tej siostrze z tym barem. Szuka kolesia, żeby jakiś inny był zazdrosny? A może chce go odebrać? Hę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się to opowiadanie. Nie spotkałam jeszcze gidzie takiej fabuły.

    Przeczytałam dopiero ten rozdział, i pierwszy, i naprawdę świetne. Biedny Uruha, on nie może umrzeć! To straszne...

    Przepraszam, jest wcześnie i nic lepszego raczej nie napiszę^^
    Pozdrawiam, i życzę dużo momentów inspiracji=^.^=
    Rena X

    PS. W wolnych chwilach zapraszam na mojego współbloga - rena-hime-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowneee, genialneee, zajebistee wręcz no i SMUTNE. Ryczeć mi się chciało jak czytała co się dzieje z Kou. :c On umiera i ja też nie chce się z tym godzić, chyba, że Aoś popełni samobójstwo! Zła wizja, wiem, ale nie wyobrażam go sobie z nikim innym jak tylko z Kou! Rozumiem, że miałaś taki pomysł na to opko i w sumie to mi trochę szkoda, bo nie przepadam za smutnymi partami. :c będę ryczeć jak Kou będzie umierał! Zabijcie mnie błagam! :c

    did. :<

    OdpowiedzUsuń
  4. ryczalam przez cale opowiadanie ;...; Kyou nie moze umrzec, i niech jego siostra sie odwali od Yuu QnQ

    OdpowiedzUsuń
  5. *roztrzęsienie soł hard*
    Dobra, czuję się jak galareta i ciężko mi będzie ubrać w słowa to, co czuję względem tego opowiadania.
    Naprawdę podziwiam, że potrafiłaś napisać... no, że potrafisz pisać coś takiego. Teoretycznie lubię opowiadania, w których ktoś umiera, lubię Aoihy, w których ktoś umiera, lubię Aoihy, w których umiera Uru - i czytałam takich całkiem sporo, ale jeszcze nigdy czegoś takiego. Bo to jest takie... prawdziwe. Nie wiem, może to głupio zabrzmi, ale udało ci się doskonale opisać dramat przeżywany przez osobę, której dotknęło takie nieszczęście i przez osoby jej bliskie. Czytając miałam świadomość, że to nie jest historyjka wyssana z palca (dobra, jest, ja nie twierdzę, że Uru jest chory w rzeczywistości xD), ale że takie smutne historie mają miejsce naprawdę.
    Cóóż, ciężko mi dobrać słowa xD Długo szukałam czegoś takiego i jestem pewna, że nieprędko znajdę równie poruszający ff. Z całego serca dziękuję, że piszesz to opowiadanie ;______;
    Weny życzę i czekam niecierpliwie na kontynuację. Chociaż moje serce pewnie tego nie wytrzyma ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak w ogóle to Manabu jest rozwalający, uwielbiam go <3

    OdpowiedzUsuń
  7. I Uru nie może umrzeć. Co z Aoim? ;_____; Znajdź mu kogoś, proszę. Coś w stylu "dziewiętnaście lat później" jak w HP (dobra, może trzy xD) i niech on kogoś ma, no bo to nie może być tak, że on nikogo nie będzie miaaaał.
    I nie mogę się pogodzić z tym, że Uru umrze. No nienienie. *idzie wziąć coś na uspokojenie*

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam to sobie *po raz enty, znam już na pamięć x3''* i tak dumam nad pewną kwestią. Moja matka pracuje w Niemczech i kiedyś opiekowała się przez krótki czas kobietą, która miała bodajże stwardnienie zanikowe boczne. 40-parę lat, ładna, wykształcona, et cetera. Nie wiem, czy jeszcze żyje, ale jak mogła się jeszcze ruszać podpisała jakieś oświadczenie: kiedy nie będzie mogła sama jeść, mają jej nie karmić przez sondę, tylko pozwolić umrzeć. No więc *nie zaczyna się zdania od no więc* ciekawa jestem, czy tutaj się pojawi podobny dylemat i jak Ty to rozwiążesz.
    ONIanpodenosiaonidas, niee, ja nie mogę, wszystko na tym blogu jest wprost genialne - prawdziwa perełka *popada w zachwyt*, ale właśnie na jso,ssz czekam najbardziej. Moja (nie)cierpliwość jest wystawiana na próbę ^^
    W każdym razie życzę weny, pozdrawiam, kłaniam się, całuję et cetera. I mam nadzieję, że moje spamowanie komentarzami nie jest źle odbierane D:

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie spodziewałam się, że komuś mogłoby się to tak spodobać. Trochę jestem zdziwiona, bo chyba jeszcze nigdy nie dostałam tylu pozytywnych komentarzy od jednej osoby. Jestem po prostu mile zaskoczona i ten spam w cale mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. ^^
    Także zastanawiałam się nad tym, co zrobić, gdy Kou nie będzie już mógł sam jeść. Przyznam szczerze, że jeszcze nie wiem, co w tej sytuacji zrobię.
    Będę musiała Cię zmartwić, kolejny rozdział 'jso,ssz' pojawi się prawdopodobnie dopiero pod koniec czerwca lub na początku lipca. W tej chwili jestem w trakcie pisania 'hmd' i 'migdała', co też nie idzie mi zbyt dobrze z powodu końca roku szkolnego i tych wszystkich ocen.
    W każdym razie dziękuję, to wiele dla mnie znaczy i mam nadzieję się sprężyć i szybciutko dodać 'jso,ssz'. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, borze, kamień spadł mi z serca D:
      Cóż... chyba nie mam wyboru, będę czekać xD Pozdrawiam :3

      Usuń
  10. Beczę przez ciebie!!! Centralnie jak to czytam łzy mi do oczu lecą. Czekam na następny rozdział!!! Oby ta jego siostrzyczka jakiegoś durnego ruchu nie zrobiła, bo jak ją znajdę to ona pożałuje. Przez ten caaały smutek aż marzę o tym żeby Uru nagle ozdrowiał lub żeby jakiś dobry lek nagle wynaleźli. Biedaczek Aoi. W końcu do Reity dotarło. Mam taką nadzieję. Pisz dalej. Cudne. Życzę mnóstwa weny!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Składam skargę. Ryczałam dwa razy, tusz mi poleciał XD a tak na serio, to czytam i czytam ale w końcu trzeba skomentować :3 Historia bardzo mi się podobva, fajnie się czyta co piszesz :) Fajnie, że ludzie jak Ty chcą pisać i pokazywać to innym. Oby tak dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Płakałam dwa razy ;;
    Po pierwsze, czas skomentować XD
    Po wtóre, bardzo fajne opowiadanie, dobrze napisane, łatwo się czyta, ciekawa historia. Jednym słowem łapie za serce.
    Po trzecie, cieszę się, że osoby jak Ty biorą się za pisanie i pokazują to innym. Dziękuję i brawo :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam,
    tak bardzo żal mi Kouyou, a jego siostra zupełnie nieczuła...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    wspaniały rozdział, żal mi Kouyou, ale czemu jego siostra taka zupełnie nieczuła...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  15. Hejka,
    fantastyczny rozdział, bardzo żal mi Kouyou, ale czemu jego siostra jest taka zupełnie nieczuła...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  16. To był wspaniały rozdział z kalejdoskopem emocji. Dziękuję Tsukkomi! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty