Hesitating means death 09
Porwanie
[Uruha]
Znowu
poczułem ten ucisk w klatce piersiowej. Od około pół roku, nasilał się coraz
bardziej. Miałem ochotę sobie coś zrobić, byleby przestało mnie boleć.
Podparłem się ręką o drzewo i pochyliłem się, biorąc kilka głębokich oddechów.
Tym razem bolało cholernie. Nie mogłem się ruszyć i wydawało mi się, że ten las
jest pełen gapiów. Tak, wydawało mi się, że w moją stronę skierowane są tysiące
par oczu. W głowie słyszałem szepty. Ktoś się śmiał, płakał, mówił.
Przestańcie!
- chciałem krzyknąć. - To nie ja!
-Zabiłeś ją - usłyszałem płaczliwy głos.
- A teraz mnie?
-Mamusiu!! - pisk dziecka, zmieszany z
lamentem kilku innych głosów.
-Błagam, zostaw mnie! Nie chcę umrzeć, błag...
Widziałem
to, czego nigdy widzieć nie chciałem. Wszystkie cudze wspomnienia, które były
zamknięte na klucz, w szufladce w mojej głowie, otworzyły się nagle i na raz zaczęły
mnie atakować. A tyle lat udawało mi się trzymać je na wodzy.
Dziewczynka nie była miejscową. Miała
blond włosy, związane w dwie, wysokie kiteczki, które podskakiwały jej wesoło.
Ubrana była w sukienkę o odcieniu cukierkowego różu. W tłustej łapce trzymała
sznurek, do którego przywiązany był miętowy balonik wypełniony helem. Za drugą
rękę trzymał ją jej tata, który rozmawiał przez telefon.
To
był pierwszy raz.
Usiedli w poczekalni, koło recepcji.
Rozmawiali o czymś wesoło i grali w łapki.
To
od tamtej pory, zostałem potworem.
Będąc w przebraniu, podałem się za
bagażowego i zaniosłem ich walizki na górę. Szli za mną, rozmawiali
entuzjastycznie.
-Tatusiu, a kiedy mamusia przyjedzie?
- zapytała dziewczynka. Mówiła bardzo wyraźnie. Nie jąkała się, ani nie
sepleniła.
-Obiecała być dzisiaj po południu -
odparł jej ojciec. - To nasz pokój, dziękujemy bardzo - zwrócił się do mnie.
-Pomogę je wnieść - odparłem
grzecznie.
W środku przystąpiłem do działania.
Najpierw on. Podszedłem do niego od tyłu i najzwyczajniej w świecie zacząłem go
dusić. Wyrywał się. Wił w moich ramionach, niczym sarna w sidłach zastawionych
przez myśliwego, jeszcze bardziej pogarszając swoją sytuację. Kiedy nogi
zaczęły się pod nim uginać i czułem, że zaraz zemdleje. Puściłem go i
odwróciłem w swoją stronę, przyszpilając jego ręce do boków i przykładając usta
do jego czoła. Z racji tego, że był ledwo przytomny, to najpierw, docierały do
mnie jakieś zamglone urywki jego myśli. Dopiero później znalazłem to, co mnie
interesowało. Gdy uznałem, że dowiedziałem się tyle, ile chciałem,
najzwyczajniej w świecie skręciłem mu kark i puściłem pozwalając martwemu ciału
uderzyć głucho o podłogę. Kucnąłem i zamknąłem mu oczy. Potarłem dłonie o
siebie, na znak tego, że wykonałem swoją robotę. Już chciałem wyjść, kiedy
zdałem sobie sprawę z małego szczególiku, którego nie mogłem od tak zostawić.
Odwróciłem się w stronę dziewczynki, która siedziała na kanapie machając nóżkami
w powietrzu i patrząc to na mnie, to na swojego ojca ze znakiem zapytania
wymalowanym na twarzy. Gdzieś obok, balonik unosił się pod sufitem. Chwyciłem
za sznurek i uśmiechnąłem się zachęcająco.
-Tatusiu, co robisz? - zapytała.
-Twój tatuś śpi - odpowiedziałem
czule. - Skarbie, chodź do mnie - wyciągnąłem w jej stronę wolną rękę. - Jestem
kolegą twojego taty.
Siedziała w miejscu, wahając się. Kucnąłem
i cierpliwie czekałem, aż do mnie podejdzie.
-Kiedy się obudzi? - zapytała.
-Jak przyjdzie mamusia - uśmiechnąłem
się. - Może do tego czasu, też chciałabyś się zdrzemnąć? Nie będziesz się
nudzić.
Podeszła do mnie powoli, uważnie na
mnie patrząc, zupełnie jakby doskonale wiedziała, że kłamię i tylko udawała, że
mi wierzy. Ostrożnie wzięła balonik i spojrzała mi w oczy. Kolejny raz
obdarzyłem ją uśmiechem i rozłożyłem zachęcająco ręce. Nagle przytuliła się do
mnie, a ja zamknąłem ją w swoich ramionach, gładząc po plecach. Wlepiłem wzrok
w szaro-białą ścianę i delikatnie, zacząłem masować jej kark by następnie,
najzwyczajniej w świecie, skręcić go. Dźwięk łamanych kosteczek rozległ się po
pomieszczeniu. Balonik swobodnie powędrował ku górze. Wstałem i ułożyłem ciało
dziewczynki na kanapie, jak śpiącą królewnę, przywiązując do jej dłoni sznurek
z miętowym balonem.
-Zabiłeś dziecko - szeptał mi głosik do
ucha. - Ale nie tylko tą dziewczynkę.
Zamordowałeś wiele dzieci.
Ja
nie chciałem - prawie się przewróciłem, starając się iść. - Nigdy nie chciałem
zabijać niewinnych ludzi.
Głosy,
które rozbrzmiewały w mojej głowie, zaczęły wymawiać w kółko jedno słowo -
morderca.
*
[Kazuki]
Przyzwyczaiłem
się w końcu, że Yuu, spał ze mną w łóżku. Przytulał się i kładł się na mnie
przez sen, co jakoś mi nie przeszkadzało. Co lepsze, czułem się z tym dobrze, a
jeśli spał normalnie obok, to brakowało mi tego. Ja naprawdę chciałem żeby tak
robił.
-Kazuki
- znowu nie spał. - Co cię dręczy? - zapytał.
-Ja
nie wiem, Yuu - poczułem, jak się na mnie kładzie. Tym razem robił to w pełni
świadomy. - Nic nie rozumiem.
-Czego
nie rozumiesz? - poruszył się, a ja poczułem przyjemne mrowienie w okolicach
krocza. - Wysłucham cię.
-Nie
wiem, co o tobie sądzić - mruknąłem. - Nie umiem racjonalnie myśleć.
-Kazu-chan
- pocałował mnie w policzek - czym się strułeś, tym się lecz - oświadczył.
*
[Aoi]
Po
tym, jak Kouyou wrócił do pracy, wszystko zaczęło się rozpadać i to dosłownie.
Jedno z krzeseł, rozłożyło się na części pierwsze, a z podłogi zaczęła wystawać
deska. Chatka niszczała, co oznaczało, że z Kouyou było coraz gorzej. Nie mówił
mi wszystkiego. Reno też to zauważył i nawet zwrócił mi na to uwagę. On w końcu
przestudiował psychikę Uruhy, jak nikt inny.
-Więc
twierdzisz, że coś ukrywa? - zerknął za siebie na łóżka. - Jesteś pewny?
-Znam
go nie od wczoraj. Zawsze wszystko w sobie dusi. A jak tak dalej pójdzie, to z
tej drewutni zostaną same trociny.
-Myślisz,
że...?
-To
możliwe.
-Powiedziałby,
gdyby już sobie z nimi nie radził.
-Reno,
idź już spać - powiedziałem, odwracając się w stronę łóżek. - Zbyt długo go nie
zobaczymy.
*
[Uruha]
Spojrzałem
na puste łóżko i skrzywiłem się, przypominając sobie, jak Aoi wstawał w nocy i
wybudzał mnie z koszmarów zapewniając, że nie są one prawdziwe. Robił tak
codziennie, jednak teraz jego tu nie było. Nikt nie wybudzał mnie z koszmarnych
snów, dlatego śniłem je dalej, do samego końca, aż sam się nie obudziłem. To
było trochę smutne. W końcu, gdyby nie on, najprawdopodobniej byłbym teraz
martwy.
Zgasiłem
lampkę i wszedłem pod kołdrę z nadzieją na spokojny sen.
*
-Uruha!
- usłyszałem za sobą. Położyłem kilka papierów na recepcji i odwróciłem się, by
wrócić na strzelnicę. - Kochanie, jesteś później wolny? - facet położył mi ręce
na biodra. - Bo pomyślałem, że może gdzieś razem wyskoczymy.
-Razem?
- podniosłem na niego głowę. Już mi się nie chciało udawać miłego i nie
ukrywałem niechęci.
-Razem
słonko, razem - uśmiechnął się szeroko.
-To
ustaw się w kolejce, może znajdę dla ciebie pięć minut - wyminąłem go i
wyszedłem z budynku.
Powoli
zbierało się na deszcz. Wszystko wisiało w powietrzu. Osobiście, czułem się
pusty. Jakby ktoś pozbawił mnie wszelkich uczuć i emocji. Trudno było mi się
skupić na czymkolwiek, a jak już mi się udało, to zaraz się rozpraszałem. Na
strzelnicy, nie mogłem trafić w cel, chociaż wiele razy już strzelałem w ten
sam punkt.
-Uruha,
przestań marnować naboje! - usłyszałem za sobą, jak zdjąłem słuchawki. - Co z
tobą? - kobieta podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu. - Byłaś u
lekarza? - nie wszyscy wiedzieli, że byłem mężczyzną.
-Byłam.
To tylko przemęczenie - odparłem słodko. - Nie musisz się martwić.
-Tęsknisz
za Aoim? - zapytała smutno. - Blisko ze sobą byliście.
-Brakuje
mi go - westchnąłem, wczuwając się w rolę.
Kobieta
rozmawiała ze mną jeszcze chwilę, aż odeszła. Wtedy też, postanowiłem iść
odpocząć. Spakowałem broń i wyszedłem, gasząc za sobą światła i zamykając
budynek. Deszcz padał jak zwykle, w powietrzu unosiła się wilgoć, wiatr wiał
nieprzyjemnie smagając mnie po twarzy. Ledwo zrobiłem krok, a ktoś uderzył mnie
czymś ciężkim w głowę. Upadłem na beton i odpłynąłem.
----
Heloł skarby
Nowinę wam niosę. Tsukkomi ma nowego twittera! >klik< Stary jest zawieszony. Dlaczego? Tego nawet sam tt-sama nie wie.
Przejdźmy teraz do smutnych informacji.
TSUKKOMI ZGUBIŁA TELEFON z całym Migdałkiem, jso,ssz, hmd, one shotami. Ten rozdział był ostatnim, jaki zrzuciłam na komputer. Idę się pochlastać normalnie... Jak go znajdę, to coś wrzucę
Dalej. Moje źródło weny zmarło i to dosłownie. Miało równo dwa lata i dwa miesiące [*]
To tyle jeśli chodzi o ogłoszenia parafialne. Pochylcie głowy na błogosławieństwo.
łał zaskoczyłaś mnie postawieniem Uruhy w takim świetle, i to nawet bardzo o.o jednak w sumie jest to nowy pomysł i mnie bardzo zaciekawił ;) mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni, a Uru nie wróci już do robienia tak strasznych rzeczy. Jestem bardzo ciekawa, co będzie po wybudzeniu się gitarzysty ^^ co do informacji, współczuję Ci, też bym się pochlastała i to nawet bardzo. xD liczę, że znajdziesz go, a jeśli nie to w takim razie będę życzyć duuużo weny. ;) pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuń''Wstałem i ułożyłem ciało dziewczynki na kanapie, JAK śpiącą królewnę, przywiązując do jej dłoni sznurek z miętowym balonem.''
OdpowiedzUsuńNie stawiamy przecinka przed porównaniami, które są wprowadzane przez wyrazy: jak, jakby, niż, niby
''Nie jąkała się, ANI nie sepleniła.''
Zasadniczo nie stawiamy przecinka przed następującymi spójnikami: albo, ani, bądź, czy, i, lub, niż, oraz, tudzież
''Kiedy nogi zaczęły się pod nim uginać i czułem, że zaraz zemdleje. Puściłem go i odwróciłem w swoją stronę, przyszpilając jego ręce do boków i przykładając usta.'' Pierwsze zdanie nie ma sensu. Nie potrzebnie zrobiłaś kolejne zdanie.
''Z racji tego, że był ledwo przytomny, to najpierw, docierały do mnie jakieś zamglone urywki jego myśli.''
Lepiej brzmiałoby ''Z racji tego, że był ledwo przytomny, najpierw docierały do mnie jakieś zamglone urywki jego myśli.''
To najbardziej rzuciło mi się w oczy.
Mogłabym się czepiać dalej, ale jestem zbyt leniwa.
Uhh, rozdział o wiele krótszy niż poprzednie, ale to nic. Najważniejsze, że jeszcze przynajmniej coś tutaj wstawiłaś. Mam nadzieję, że szybko znajdziesz fona i coś dodasz, bo naprawdę z niecierpliwością czekam na jso,ssz :c Uwielbiam to opowiadanie najbardziej khę khę... Poza tym baaardzo bym chciała by ta Twoja wena wróciła noo! Co za pech. No ale nie ma co narzekać, trzymaj się tam jakoś. ♥
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu źródła Twojej weny. [*]
OdpowiedzUsuńChciałabym się do Ciebie teleportować i znaleźć Twój telefon, bo raz, że opka, a dwa, kontakty, nee?
Dobra, a teraz komentarz dotyczący rozdziału: DZIĘKUJĘ, że w ogóle wrzuciłaś, i WIELBIĘ za wszystkie sceny "łóżkowe" Aosia i Kazu-chana, bo są urocze i wspaniałe, ja chcę takiego Yuu, co się będzie do mnie tulił <3
Życzę Ci szczęścia, weny, tulkam na pocieszenie i przesłałabym całuski, ale się boję Twojej "dziołchy" (Dalia też lubi Śląską gwarę) :D
nowy rozdział, zapraszam^^
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńco się dzieje?, może się domyślili, że Yuu i Kazuki jednak żyją, te wszystkie wspomnienia go nawiedzają...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia