''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 06
Zanim zaczniecie czytać...
Przez ostatnie dni, przebywałam w ORW, w górach. Codziennie
przechadzałam się po mieście, obserwując ludzi i, jak to ja, zastanawiając się
nad moim własnym istnieniem.
Ponieważ, był to ORW, to przyjechał tam turnus z rodzicami i ich
dziećmi, mającymi zespół Downa. Było tam strasznie głośno, ze względu na
właśnie te dzieci, które wszędzie biegały i ujmując rzecz jasno - rozrabiały.
Na co dzień, nie mam kontaktu z takimi osobami i trudno mi było poruszać się
między nimi. Rano, strasznie denerwowałam się, kiedy te dzieciaki zbierały się
na rehabilitację i latały po całym ośrodku, wrzeszcząc (tak, było głośno jak na
Woodstocku). Byłam wściekła, że rodzice nie umieli dopilnować swoich
pociech.
Pomyślicie pewnie Do
czego ona niby zmierza?. Już wyjaśniam.
Przez wszystkie te dni, spojrzałam na to inaczej. Patrząc na te
dzieciaki i ich rodziców, którzy mimo wszystko, byli szczęśliwi. Szczęśliwi, że
chociaż jest tak, a nie inaczej. Na początku, nie mogłam tego pojąć. To przecież straszne. Te dzieci,
nigdy nie mogą być same. Z każdym kolejnym dniem, docierało do mnie
jednak, jak bardzo te dzieci są samodzielne. Podczas śniadania, same nakładały
sobie jedzenie, nie chodziły ciągle za rodzicami, bawiły się ze sobą i
dokazywały. Jedyne co je różniło od zwykłych dzieci, to pewien sposób ich
ułomności (nie chcę, by ktoś odebrał to źle).
W pewnym momencie, pomyślałam o Yuu i Kouyou. Praktycznie,
jedynie, co Uru różni od tych dzieci, to świadomość swojej inności. W tym samym
momencie, zachciało mi się płakać, nad tym, jak tragiczna jest sytuacja mojego
bohatera i tych biednych dzieciaków. Za każdym razem, czułam silne ukłucie w
sercu, gdy rozmyślałam nad tym wszystkim. Nawet teraz, mam ochotę się
rozpłakać, pisząc o tym.
Nie wiem jednak, co jest gorsze. Świadomość tego, że odstaje się
od reszty, czy to, że wydaje nam się, że jesteśmy jak inni, chociaż tak nie
jest.
Dotarło też do mnie, jak bardzo głupio żyłam. Nigdy nie obchodził
mnie cudzy los, bo w sumie, nie chciałam się zamartwiać innymi. Sama czułam się
bardzo pokrzywdzona przez życie. To uczucie, ciągle we mnie jest, jednak tym
razem, gdzieś ukryte. Silnie uśpione, jak niedźwiedź podczas zimy.
~Tsukkomi
~***~
Na białej ścianie, głęboką czerwienią, rysuję twój zarys
Podchodzę bliżej, dotykając ciągle ciepłego policzka.
Uśmiecham się lekko.
Wielka łza wypełnia się tobą i czuję, że możemy stać się jednym.
Kiedy opadną twoje powieki i kiedy ciepło zniknie - będę przy tobie.
Bathroom
(sierpień
2012)
-Jeśli nie spróbujesz, to nigdy się
nie dowiesz - powiedział Shiro, siedząc przy mnie. - No dalej, w razie czego,
złapię cię.
Ostrożnie się podniosłem, mając pewne
obawy. W każdej chwili mogłem upaść i zrobić sobie krzywdę. Aoi powiedział
jednak, że mnie złapie, więc nie powinienem był się martwić. Podparłem się i
zrobiłem krok. Później kolejny i kolejny. Momentalnie się rozpromieniłem.
-Yuu, spójrz! - odwróciłem się do
niego. - Ja chodzę, mogę stać! - podskoczyłem i klasnąłem w dłonie. - Widzisz?
Ja... Yuu...?
Yuu, gdzie jesteś?
Yuu?
Yuu!
Yuu...
Zniknął.
Zacząłem się panicznie rozglądać,
jednak nigdzie go nie było. Krążyłem po ciemnym pokoju, aż znalazłem drzwi.
Przeszedłem przez nie i znalazłem się na długim, mrocznym korytarzu. Zamknąłem
drzwi, które cicho kliknęły i powoli ruszyłem w prawą stronę.
-Yuu? - powiedziałem, widząc postać,
idącą przede mną. Przyśpieszyłem kroku. - Yuu! - to był bez wątpienia on. -
Poczekaj na mnie - szybko go dogoniłem i zrównałem z nim chód. - Dlaczego
poszedłeś? - patrzył przed siebie, zupełnie mnie ignorując. - Wystraszyłeś
mnie, nie rób tego więcej - zachowywał się, jakby mnie nie było. Zmarszczyłem
brwi zaniepokojony. - Obraziłeś się? - odgarnął włosy za ucho. - Możesz mi
odpowiedzieć? - dotarliśmy do końca korytarza, do kolejnych drzwi. - Słyszysz,
co do ciebie mówię? - otworzył je i wszedł do kolejnego pomieszczenia. - Hej!
Nagle wszystko zniknęło. Byłem sam.
Krzyczałem.
Nikogo tam nie było.
Tylko pustka.
Obudziłem
się w szpitalu. Cicho jęknąłem i odwróciłem głowę w bok, patrząc na godzinę na
zegarku. Była ósma. Głowa mnie strasznie bolała i miałem wrażenie, że zaraz mi
eksploduje. Wlepiłem wzrok w sufit i czekałem na jakąś pielęgniarkę. Później
robili mi kolejne badania, podawali kolejne leki, zabierali na kolejną
rehabilitację. To i tak nic nie dawało. Po południu jak zwykle przyszedł Yuu.
Dostał specjalne pozwolenie do siedzenia ze mną do dwudziestej drugiej
trzydzieści.
-Nie
jest ci zimno? - zapytał, gładząc mnie po włosach. - Masz gęsią skórkę -
dotknął mojej ręki. Pokręciłem głową i zamknąłem oczy. Yuu przytulił mnie do
siebie i pocałował w policzek. Uśmiechnąłem się na ten gest i wtuliłem w niego.
Był taki ciepły. Mogłem poczuć jego delikatnie bijące serce. Mój ukochany Yuu.
-Zostań
- mruknąłem cicho, kiedy uznał, że usnąłem i chciał wstać. - Nie zostawiaj
mnie, Yuu.
Wrócił
na swoje miejsce i objął mnie ciasno. Kołysał mną lekko i całował mnie co jakiś
czas.
-Wiesz,
że Katsuko się wyniosła? - zapytał. - Dzisiaj, po południu - mruknąłem tylko,
że zrozumiałem. - Twoja siostra jest okropna - przyznał. - Nawet nie wyobrażasz
sobie, co zrobiła.
-Co
takiego?
-Umówiła
mnie z jakimś facetem. Wkopała mnie i to chamsko. Myślałem, że koleś mnie
przeleci, to było straszne - parsknąłem. - Co cię śmieszy? Mogłem zostać
zgwałcony.
-Jozmawiałeś
z nim? - zapytałem.
-Nawet
na obiedzie byłem - przyznał. - To był pierwszy i ostatni raz, a twoja siostra
już się do mnie nie odezwie.
Zaśmiałem
się i odchyliłem głowę, domagając się pocałunku. Musnął moje wargi swoimi, by
po chwili pogłębić pieszczotę. Będąc w szpitalu, cholernie tęskniłem za smakiem
jego ust. Brakowało mi jego czułych ramion, uśmiechu powodującego palpitacje
serca, głosu, który uspokajał, opiekuńczego i pełnego miłości wzroku.
-Yuu
- mruknąłem, kiedy ledwo się ode mnie oderwał - Po jutrze, chciałbym...
...uprawiać
z tobą seks, jednak nie powiedziałem tego. Patrzył na mnie wyczekująco, a ja
tylko się uśmiechnąłem. Położyłem mu głowę na ramieniu i zamknąłem oczy.
-Kochanie?
- zapytał troskliwie, gładząc mnie po plecach.
Polizałem
płatek jego ucha i zaśmiałem się figlarnie. Wtedy zrozumiał, co chciałem
powiedzieć. Również się zaśmiał i pokręcił głową z uśmiechem.
-Masz
to jak w banku - powiedział.
*
[Aoi]
Zamknąłem
za sobą drzwi i westchnąłem głośno. Omiotłem wzrokiem mieszkanie i ruszyłem do
sypialni. Rozebrałem się i rzuciłem na miękkie łóżko, chowając twarz w
poduszce, którą objąłem ramionami. Ciszę, która panowała w mieszkaniu,
przerywał deszcz, uderzający w szybę. Nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem
pozbywając się Katsuko z mieszkania. Faktycznie, to co zrobiła, było nie do
przyjęcia, jednak teraz nie miałem nawet do kogo się odezwać. Jak cały czas
chciałem, żeby dała mi spokój, tak teraz tęskniłem za tym trochę. Przez cały
miesiąc, jak u nas była, nie starałem się nawet na nią patrzeć. Cholernie
przypominała Kouyou i mógłbym stwierdzić, że jedyne, co ich tak naprawdę
różniło, to płeć. Ale właśnie ten szczegół wszystko zmieniał.
Następnego
dnia ruszyłem żwawo do pracy. Byłem szczęśliwy, że Kouyou miał wrócić na
weekend do domu. Mogłem go wtedy mieć cały czas na oku i miałem pewność, że nic
mu się nie stanie. Przepełniony ekscytacją od stóp do głowy, wkroczyłem do
studia, gdzie siedzieli już Kai i Reita. Akira opowiadał o czymś, żywo
gestykulując. On także wydawał się być szczęśliwy.
-Oh,
Aoi - Tanabe uśmiechnął się do mnie promiennie - nie uwierzysz.
-Znalazłem
sobie dziewczynę - Reita wyszczerzył się.
-Dziewczynę?
- usłyszałem za sobą pełen niedowierzania głos. Odwróciłem się do Rukiego,
który właśnie wszedł do pomieszczenia. - Jej, Rei - wyminął mnie spuszczając
wzrok i podchodząc do stolika z papierami - gratulacje - mruknął sztucznie, co
było widać.
-No
proszę - zaśmiałem się i usiadłem na kanapie - nasz basista w końcu się
pozbierał po zawodzie miłosnym.
-Dziękuj
Tace, że był ze mną, bo bym się chyba załamał - uśmiechnął się. - No ja wam
mówię, ona jest świetna - kontynuował to, co mówił wcześniej do Tanabe. - Niby
dziewczęca, ale ubrudzić się nie boi i umie grać na pianinie i perkusji -
westchnął. - I jest piękna, normalnie anioł. Dlaczego ja jej wcześniej nie
poznał…
Monolog
mężczyzny przerwał głośny huk. Wszyscy spojrzeli na Rukiego, który zaciskał
dłonie w pięści i cały się trząsł. Zaklął pod nosem i pochylił się lekko.
Wymamrotał coś i odwrócił się w naszą stronę.
-Co
takiego? - zapytał Tanabe.
-Cholerna
mucha - powiedział głośno wokalista, cedząc słowa. - Lep by się tutaj jakiś
przydał albo łapka.
-Ktoś
tu ma okres - mruknąłem.
-Pierdol
się - warknął. Wziął głęboki wdech i zamknął oczy. - Przepraszam, ja... - oparł
się o biurko i zakrył twarz dłońmi. - Wszystko się spieprzyło - mruknął. -
Dobra - wyprostował się po chwili - do roboty chłopaki, w tym miesiącu wydajemy
płytę, wszystko musimy dopiąć na ostatni guzik.
Lider
słysząc te słowa. wstał nagle, jakby ruszony dziwacznym impulsem i klasnął w
dłonie, chcąc zmobilizować nas do działania. Wszyscy pokiwaliśmy zgodnie
głowami i, jak na komendę, rozeszliśmy się w swoje kąty.
*
Przeciągnąłem
się na krześle i odchyliłem do tyłu. Wszystkie partie Uruhy, które wcześniej
nagrywał, zostały zgrane z całą resztą. Przesłuchiwałem wszystko po kilka razy,
by wyłapać jakiekolwiek niedociągnięcia. Takowych jednak nie znalazłem. Kouyou
był perfekcjonistą, jeśli chodziło o muzykę. Dla niego nie istniało coś takiego,
jak pomyłki. Potrafił grać długo i nie dawać za wygraną, jeśli w którejś części
popełniał minimalny błąd nawet, jeśli puchły mu palce, a nadgarstki odpadały.
Wtedy nie był moim słodkim chłopcem, a konsekwentnym wobec siebie, dorosłym
człowiekiem. Tak było do ostatniej chwili, jak z nami pracował. Patrzyłem na
niego z wielkim podziwem. Nawet, jeśli dłonie spadały mu z gryfu, kostka
wypadała z dłoni lub nagle gubił rytm, przez skupianie się na ruchach własnego
ciała, zaciskał wargi i grał od początku, dopóki nie wyszło tak, jak on chciał.
Naprawdę, był dla mnie kimś wielkim.
-Aoi-kun
- Kai położył dłoń na moim ramieniu. Zerknąłem na niego i zdjąłem słuchawki
studyjne, opuszczając je na ramiona i zastopowując piosenkę. Uśmiechnąłem się
lekko do lidera. - Jak sobie radzisz? - zapytał troskliwie.
-Jakoś
- skrzywiłem się lekko. - Ale Kouyou wraca na weekend - westchnąłem. - W końcu
będę mógł mieć na niego oko.
-Wraca?
- zauważyłem dziwny błysk w jego oczach. Uśmiechnął się i usiadł na krześle
obok. - A co ty na to, żebyśmy całą piątką gdzieś się wybrali?
-Całą
piątką? - zerknąłem na Rukiego i Reitę, którzy siedzieli w niezręcznej ciszy
przy stoliku. Wokalista przeglądał kartki, zapewne z tekstami piosenek, a
basista majstrował przy swojej gitarze. - A ci dwaj? - wskazałem na nich głową.
Kai wywrócił tylko oczami. - Nie wiem jeszcze, czy Kou się zgodzi.
-Porozmawiaj
z nim - poprosił. - Już rozmawiałem o tym z Reitą, jakby co, to będziemy w
sobotę po dziesiątej.
*
[Uruha]
Ziewnąłem
głośno i oparłem głowę o ramię Yuu. Podniósł mnie z wyjątkową łatwością i
przeniósł do łóżka. Położył mnie na nim i rozebrał do bielizny.
-Yuu
- mruknąłem cicho, będąc już jedną nogą w krainie snów. Położył się obok mnie i
pogładził kciukiem mój policzek. Patrzyłem na jego uśmiech półprzytomnie i sam
się uśmiechnąłem. Po niedługim czasie, zasnąłem.
Obudziłem
się w środku nocy. Słyszałem cichy oddech Yuu i czułem jego ciepło obok siebie.
Nie pamiętałem, co mi się śniło i nie chciałem pamiętać. Odchyliłem głowę i
westchnąłem. Bolała mnie głowa i trochę mi się w niej kręciło. Na dodatek,
jutro mieliśmy jechać z chłopakami na jakąś wycieczkę. Aż dziwne, że się
zgodziłem, że Yuu się zgodził. Z niemałym trudem, przesunąłem się bliżej niego
i niedługo później, znowu zasnąłem.
*
Następnego
dnia, rano, przyszły moje nowe leki. Yuu dokładnie przestudiował zalecenia i
dawkowanie od lekarza, które były załączone wraz z ampułkami. Dla pewności,
przedzwonił jeszcze do mojego lekarza prowadzącego. Niedługo później, przyszli
chłopacy i musieliśmy iść.
-Jesteśmy
na miejscu - oznajmił wesoło Kai, parkując przed basenem. - Punkt pierwszy naszej
wycieczki. Rei, możesz odhaczyć.
-Ja
nie wiem... - poczułem, że mi słabo. Yuu ścisnął lekko moją dłoń i uśmiechnął
się lekko.
-Uruha,
w wodzie, będziesz mógł się swobodnie poruszać - powiedział Ruki. - To dobrze,
nie uważasz?
-No,
w sumie - mruknąłem.
Wszyscy
wysiedli i czekali, aż Aoi wyciągnie mnie z samochodu. Wyjął wózek z bagażnika
i rozłożył go. Następnie, wziął mnie na ręce i posadził mnie na moim siedzisku.
Następnie położył mi torbę na kolana i poprowadził mnie do wejścia. Cała reszta
ruszyła wraz z nami.
W
recepcji dostaliśmy klucze od szafek i zaraz przeszliśmy do szatni. Chłopacy
przebrali wcześniej buty na klapki, żeby się nikt nie czepiał. Ot, jacy
grzeczni się zrobili.
-To
ja lecę na leżaczek - powiedział Ruki, biorąc pod rękę jakiś magazyn. - Nie
spieszcie się, mamy imieniny miesiąca, siedzicie w wodzie ile chcecie.
-Ej,
no co ty! - Reita złapał go za bluzkę i pociągnął do tyłu. - Nie bądź taki.
-Po
pierwsze - wokalista zabrał jego rękę i wyprostował swoje odzienie. Wymierzył w
stronę starszego ostre spojrzenie, a atmosfera zrobiła się nagle gęsta. Yuu
ignorował to w najlepsze i ściągał moją koszulkę, przeszkadzając mi w skupieniu
się na ich rozmowie. - nie wejdę do wody, gdzie kąpał się ktoś inny. Po drugie,
nie będę chodził na boso w miejscu, gdzie ktoś mógł mieć grzybicę i także
chodzić na boso, a po trzecie, nie zdejmę koszulki i nie będę świecił przed
ludźmi gołą klatą!
-Przestań
robić sceny - rzucił Rei beznamiętnie. - Mamy okazję pobyć ze sobą całą piątką.
Ubieraj gacie, czepek i rękawki do pływania i nie psuj tego.
Takanori
zamrugał kilkakrotnie, a jego bojowy zapał zgasł zupełnie, jakby ktoś zdmuchnął
płomień świecy. W tym samym momencie, Aoi musiał przenieść mnie do przebieralni
i zabrać się za ściąganie ze mnie spodni i bielizny. Założył mi spodenki
kąpielowe i przeniósł na ławkę w szatni, w której kręcili się już przebrani Kai
i Reita. Po chwili z jednej z kabin wyszedł przebrany Ruki. Ze spuszczoną głową
poszedł do swojej szafki i schował w niej ubrania.
-Kouyou,
poczekaj chwilę - powiedział Yuu, wchodząc do przebieralni. Tak jakbym w ogóle
miał gdzieś się ruszyć.
Shiro
szybko wyszedł z kabiny. Pochował nasze rzeczy, zamknął szafkę i założył
kluczyk na rękę. Następnie, zrobił mi wysoką kiteczkę, żeby włosy nie wpadały
mi do oczu. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że prócz nas, był tam jeszcze
jakiś dziadek. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, kiedy chłopacy wyszli. Aoi
wziął mnie na ręce i posadził na wózku. Męczące to już było.
-No
to pod prysznic - pchnął mnie w stronę wspomnianego miejsca. - A nie chcesz do
toalety? - zapytał.
-Byłem
w domu, przed wyjściem - odpowiedziałem.
Pokiwał
głową i znowu wziął mnie na ręce, podprowadzając pod prysznic. Odkręcił kranik
i zaczęła lecieć na nas zimna woda. Szybko ją zakręcił i znowu posadził mnie na
wózek. Jakoś nie miałem ochoty na towarzyskie spotkania, Yuu jakby też, nie był
w humorze i wydawał się być czymś zdenerwowany. Od rana był jakiś napuszony i
opryskliwy, ale to tylko w stosunku do innych. Dla mnie był jak zwykle czuły i
opiekuńczy.
-Stało
się coś? - zapytałem, kiedy wziął mnie na ręce i powoli wchodził ze mną do wody
po stopniach. - Jakiś zły dzisiaj jesteś.
-Lewą
nogą wstałem - mruknął, stając ze mną w wodzie. Puścił mnie tak, żebym stał sam
i przytrzymał mnie w pasie. - Nic wielkiego.
-Na
pewno? - oparłem się o niego. - Mi możesz powiedzieć - postawił moje nogi na
swoich i zaczął iść, zupełnie jak przedszkolak z rodzicem. - Słodko -
uśmiechnąłem się.
-Na
pewno - potarł swoim nosem o mój. - Nie martw się o mnie, to nic wielkiego.
Chodziliśmy
tak po wodzie, aż w pewnym momencie, ktoś ochlapał Yuu od tyłu, a przy okazji
mnie. A miałem nadzieję, że z basenu wyjdę z suchymi włosami.
-Reita
- warknął zły Yuu, odgarniając mokre włosy i odwracając się do basisty. - Ty
chyba chcesz wojny.
-Ojej,
spokojnie - zaśmiał się. - I jak tam? - podszedł do nas. - Wy jak tatuś i
córeczka - uśmiechnął się.
-Jakoś
- odparł Yuu. Zauważyłem, że Kai i Ruki siedzieli w jacuzzi.
-Idziemy
do nich? - zapytałem.
-No
dobra.
Niedługo
potem, przemieściliśmy się do chłopaków. Rei zajął miejsce przy Tanabe i pomógł
mi wejść do gorącej wody. Uśmiechnął się dziwacznie i zakrył twarz dłońmi.
-Co
cię bawi? - zapytał Aoi. Wszyscy patrzyliśmy na blondyna i czekaliśmy na
odpowiedź.
-Yuu,
spójrz na swoje portki - powiedział, dławiąc się ze śmiechu. Nasze spojrzenia
powędrowały na kąpielówki Aoiego, który spuścił głowę, żeby zlustrować swoje
odzienie. Po chwili zakrył krocze dłońmi i zarumienił się. Biedaczek, trochę
się zmieszał.
-To
nie jest śmieszne - burknął najstarszy.
-Nie
ma się czego wstydzić - powiedział Kai, uśmiechając się szeroko. - W końcu
Uruha jest prawie nagi - uniósł znacząco brwi, a Ruki i Reita parsknęli
jednocześnie.
-Kai,
nie pomagasz - mruknął Aoi, rumieniąc się jeszcze bardziej. No proszę, jaki
buraczek.
-Podnieciłeś
się na jego widok? - Ruki zamrugał kilkakrotnie. - To wy może idźcie do
przebieralni, jak tak dawno nie mieliście seksu. Poczekamy.
-Dajcie
mu spokój - powiedziałem, odwracając się od zażenowanego Yuu. - A wam nigdy nie
stanął publicznie?
-Po
prostu stęskniliśmy się za Górą Fudżi - Rei pogłaskał mnie po włosach. - Shima,
nie denerwuj się za niego.
Yuu
zajął miejsce obok mnie i objął mnie ramieniem.
-Yuu,
tylko nam tu nie wystrzel zaraz - powiedział Rei. Shiro zmrużył zdenerwowany
oczy i zmierzył wzrokiem Akirę, który miał wyśmienity humor, idealny do
głupkowatych żartów.
-Dobra,
już nie będziemy się śmiać z twojej erekcji - Kai też miał niezły ubaw.
-Zazdjoszczą
- powiedziałem Yuu na ucho.
-Niby
czego? - także zapytał się mnie na ucho.
-Co
wy tak szepczecie? Może głośniej, co?
-Wielkości
oczywiście - powiedziałem już nie na ucho. Yuu zaśmiał się i pocałował mnie
przy wszystkich w policzek i przesunął nosem po mojej szczęce.
*
Ruki
spuścił wzrok i westchnął. Nie mogłem już na niego patrzeć. Cały czas czymś się
zamartwiał. W końcu odważył się spojrzeć mi w twarz. Szkoda mi się go robiło od
samego patrzenia.
-Słucham
- czekałem aż mi wszystko wyjaśni. - Co się stało?
-Nie
wiem - mruknął. - Wszystko dookoła zaczęło się rozpieprzać. Już byłem tak blisko,
żeby powiedzieć wszystko Akirze, żeby odejść od Naoko. Kouyou, co ja takiego
złego zrobiłem? - zakrył twarz dłońmi.
-Na
pewno nic - zapewniłem go. - Co się stało? - powtórzyłem pytanie.
-Rei
znalazł sobie dziewczynę, a Naoko jest w ciąży - mruknął cicho. - Co ja mam
robić?
Chwilę
siedziałem, nie do końca rozumiejąc jego słowa. Przecież, już było dobrze
między nim i basistą. Taka był na dobrej drodze, żeby mu wszystko powiedzieć, o
tym, co dusił w sobie przez kilka lat. Najwyraźniej Akira miał go tylko za
przyjaciela. No i jeszcze Naoko. Ona na pewno się cieszyła z ich dziecka. W
końcu, nie wiedziała o niczym i przecież była kobietą. Która z nich nie
cieszyłaby się z faktu, że jest w ciąży ze swoim ukochanym?
-Chodź
do mnie - powiedziałem. Matsumoto usiadł obok mnie, a ja przytuliłem go
niezdarnie. Zdziwił się trochę na ten gest z mojej strony. - Na pewno nie
powinieneś się poddawać - powiedziałem. - Aki najwidoczniej jest bajdziej niż
ślepy.
-A
co z Naoko? Nie chcę tego dziecka. Nie mogę jej namówić na aborcję, czy
zostawić - pokręcił głową. - Nie jestem świnią, ona mnie potrzebuje -
zauważyłem łzy w jego oczach. - Była taka szczęśliwa, gdy mi to mówiła. Nie
zapomnę jej błyszczących oczu, tego jak złapała się za brzuch i jak czule go
pogładziła.
-Taka,
ja nie wiem, co mam ci powiedzieć - wlepiłem wzrok w bulgoczącą wodę.
-Nic
nie mów. Dziękuję ci, że jesteś, Kouyou.
*
Później
wyjechaliśmy za miasto, do jakiegoś ośrodka wypoczynkowego ze spa. Chłopacy
dostali trójosobowy pokój, z trzema łóżkami, a my pokój małżeński z wielkim
łożem.
-Aoi!
- Kai wpadł do naszego pokoju w tym samym momencie, w którym Yuu ściągnął mi
spodnie, żeby przebrać je na krótsze, gdyż zrobiło się cieplej. - Przeszkadzam?
- brunet wycofał się szybko.
-Mów,
co chcesz - rzucił Shiro i złożył moje spodnie, odkładając je na bok.
-Bo
masz masaż za dziesięć minut - powiedział lider - i potem kąpiel błotną.
-A
Kouyou? - założył mi spodenki. - Przecież go nie zostawię - odgarnął moje
włosy.
-Od
tego jesteśmy ja, Ruki i Rei - uśmiechnął się. - Trzy wyspecjalizowane niańki z
dziesięcioletnim stażem.
Aoi
nie był tym faktem zachwycony. Stawiał się jakiś czas, ale w końcu dał się
namówić.
-Jak
coś, to jestem trzy piętra niżej - pogładził mnie po policzku. - Gdyby
cokolwiek się działo, to idziecie po mnie na dół, jasne? - zwrócił się do
chłopaków. - Żadnych pornosów, alkoholu, narkotyków, prostytutek, striptizerek,
tak Akira?
-Ej,
co ja?! - obruszył się blondyn. - Idź ty już lepiej - burknął, na co Aoi się
zaśmiał i pocałował mnie czule. Pogłębił pieszczotę i przesunął językiem po
mojej wardze. Uchyliłem usta i wysunąłem język, oddając pocałunek. Jego dłonie
zjechały na moje biodra i pochylił się bardziej. Poczułem gorąco ogarniające
moje ciało. Chyba pierwszy raz tak się przy kimś całowaliśmy. Zazwyczaj były to
drobne buziaki, a tu nagle takie coś. - No chłopaki, miało być bez porno -
oznajmił Rei, na co Aoi, oderwał się ode mnie z niechęcią.
-Pamiętaj
o lekach - powiedział jeszcze, zanim wyszedł.
*
Czas
zleciał nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. W sumie, to dobrze, że Yuu
poszedł na te zabiegi. Mogłem spędzić z chłopakami trochę czasu, sam na sam,
bez jego czujnego oka. Jednocześnie, on mógł się trochę odprężyć. O
siedemnastej, musiałem wziąć pierwszą turę leków. Wszystkie te lekarstwa
otumaniały, dlatego częściowo przestałem kontaktować. Godzinę później, kiedy
wrócił Yuu, wziąłem kolejne leki, tym razem mocniejsze, po których zaraz
zasnąłem.
[Aoi]
Czule
gładziłem Kouyou po ramieniu, leżąc z nim na łóżku. Spał z lekko rozchylonymi
ustami, z miną wyrażającą pełne odprężenie. Jego policzki były lekko rumiane. W
pewnym momencie zmarszczył nosek i brwi. Odgarnąłem jego grzywkę i
zaniepokojony, przyłożyłem dłoń do jego czoła. Było ciepłe, aż za ciepłe.
Potarłem dłonie o siebie i powtórzyłem tą czynność. Nie wydawało mi się. Kou
miał gorączkę.
-Kou-chan
- mruknąłem cicho, pochylając się nad nim. Oddychał normalnie. Szybko
wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Kaia. Numer był jednak zajęty, dlatego
zadzwoniłem do Rukiego.
-Tak?
- odebrał po dwóch sygnałach.
-Kai
ma przy sobie apteczkę? - zapytałem.
-Apteczkę?
Poczekaj - oddalił telefon od siebie i wymienił kilka zdań z liderem. - Ma
apteczkę - odpowiedział. - Przynieść ci ją?
-Byłbym
wdzięczny.
-To
zaraz będę - rozłączył się.
Schowałem
telefon i pogłaskałem Kouyou po policzku. Już wiadomo było, skąd te rumieńce u
niego. Po kilku minutach przyszedł Ruki. W drobnych dłoniach trzymał białą,
prostokątną torbę z czerwonym krzyżykiem. Wziąłem ją od niego i szybko wróciłem
do Kou.
-Co
się stało? - zapytał Matsumoto, idąc za mną.
-Uru
ma gorączkę - odpowiedziałem, wyciągając z apteczki kompres i termometr.
Zmierzyłem mu temperaturę i mało nie usiadłem, widząc cyferki, pokazujące
trzydzieści osiem stopni.
-Może
go obudź? - zaproponował wokalista.
-Nie
mogę za bardzo. Dostał nowe leki, działają na człowieka, jak dawka narkozy dla
konia. Zbudzenie go teraz, jest niemal niemożliwe.
-Kiepsko
- przyznał.
Zmoczyłem
kompres i przyłożyłem go Takashimie do czoła. Zapowiadała się długa noc.
[Uruha]
Było
mi gorąco i strasznie bolała mnie głowa. Nie kontaktowałem do końca, jednak coś
mi nie pasowało. Kremowe ściany hotelowego pokoju zrobiły się nagle białe i coś
pikało mi nad uchem. Omiotłem półprzytomnym wzrokiem pomieszczenie. Dziwnie
znajome miejsce. Wszystko takie białe i sterylnie czyste. Po kilku minutach,
zrozumiałem, że byłem w szpitalu, a pikające coś, było maszyną mierzącą tętno i
pracę serca. Do ręki miałem podłączoną kroplówkę, a do nosa powtykane jakieś
rurki.
-Obudził
się - doszło do moich uszu, kiedy chciałem się ruszyć. Zauważyłem, że na
krzesłach pod ścianą siedzieli Kai, Reita i Ruki. Ten ostatni spał, opierając
się o ramię basisty.
-Gdzie
Yuu? - zapytałem cicho.
-Śpi
- odpowiedział mi Tanabe, wskazując na łóżko, stojące przed moim.
Później,
dowiedziałem się, że miałem wysoką gorączkę, dochodzącą do prawie czterdziestu
dwóch stopni, nie mogli mnie obudzić, co prawdopodobnie było spowodowane zbyt
silną dawką leku. W każdym razie, przez ten czas, Aoi zdążył ponoć stracić nad
sobą kontrolę i wpaść w silną histerię, tak, że musieli mu dać zastrzyk
uspokajający, dlatego spał jak suseł, kiedy się obudziłem.
-Lek
był zbyt silny, do tego, przewiało pana, - lekarz stał nad moim łóżkiem i
monotonnym głosem mówił, jak doszło do całej sytuacji - co spowodowało
osłabienie organizmu. Dodatkowo, przy pańskim obecnym stanie zdrowia, wszelkie
wycieczki są niewskazane i mogą jeszcze pogorszyć sytuację.
Jak
sam lekarz później przyznał, niewiele mi brakowało, żeby przejść na tamten
świat i w sumie, to nastawiał się bardziej, że albo umrę albo zapadnę w
śpiączkę. Stwierdził, że dawał mi dwadzieścia procent szansy na obudzenie się.
-A
co z Yuu? - zapytałem, kiedy przeglądał moją kartę kontrolną. Zerknął na mnie,
unosząc brwi w zdziwieniu, jednak szybko skojarzył, o kogo mi chodziło.
-Powinien
się niedługo obudzić - spojrzał na łóżko, na którym leżał i znowu wrócił do
sprawdzania karty. - Miał pan mdłości? - zapytał.
-Nie.
-A
zawroty głowy?
-Miałem
- przyznałem po chwili zamyślenia. - Zanim pojechaliśmy na basen, w domu.
-Prawdopodobnie,
złapał pan już coś wcześniej - odwiesił ją na miejsce. - Nie wygląda mi to na
coś poważnego, ale przy stwardnieniu zanikowym, nawet najmniejszy katar może
diametralnie skrócić życie. Dlatego też, pański organizm zareagował na to
wysoką gorączką. Po części jest to też wina leku - wyciągnął jakiś notatnik. -
Jestem teraz zmuszony zadać dość osobiste pytanie - odchrząknął. - Domyślam
się, że panowie dzielą wspólne łoże - pokiwałem głową i czekałem na ciąg
dalszy. - Czy pan albo pana partner, przechodził przez jakąś chorobę
weneryczną?
-Yuu
miał kiedyś rzeżączkę, jakieś osiem lat temu - odpowiedziałem. - Nie byliśmy
wtedy j...razem
-Czyli
dawno - zanotował. - Były jej nawroty? - pokręciłem przecząco głową. - Zdarzali
się jacyś inni partnerzy lub partnerki seksualne?
-Nie.
-A
pański partner? - znowu coś zanotował.
-Nie
wiem, chyba nie. Po co to panu?
-Muszę
wiedzieć, czy wykonywać dodatkowe badania, czy też nie. Pomoże to w ustaleniu
przyczyny pańskiego obecnego stanu zdrowia, a choroby weneryczne często są
ukrytą przyczyną, dlatego proszę odpowiadać szczerze - westchnął. - Jakieś
choroby psychiczne związane ze spełnieniem seksualnym, typu korofilia?
-Nie
- skrzywiłem się. Obrzydliwe. - Ani ja, ani Yuu.
-Rozumiem
- zapisał coś. - Muszę być teraz szczery - zdjął okulary i włożył je do
kieszeni fartucha. - Są to ostatnie chwile do wykorzystania życia seksualnego.
Niedługo będzie pan mógł całkowicie zapomnieć o pożyciu, dlatego jest to
ostatni moment, żeby się sobą nacieszyć.
Shiro
obudził się niedługo później. Zaraz dopadł do mojego łóżka i złapał mnie za
rękę.
-Kouyou
- pogłaskał mnie po policzku. - Tak się bałem.
-Nie
wiele bjakowało - powiedziałem bez emocji. Splótł nasze dłonie i patrzył prosto
w moje oczy.
-Nie
strasz mnie tak więcej - pocałował mnie krótko w usta i cmoknął mnie w czoło.
Poczułem nagle, że w moich oczach zbierają się łzy. Pociągnąłem nosem i
pokiwałem głową. - Kou-chan, czemu płaczesz? - zaczął ścierać kciukami łzy z
moich policzków. - Kochanie, co się stało?
-Yuu,
ja nie chcę - objął mnie. Jęknąłem rzewnie i odchyliłem głowę. - Ja nie chcę
umrzeć - mówiłem piskliwie. - Nie chcę cię zostawić.
-Już,
spokojnie. Mamy jeszcze mnóstwo czasu.
-Nie
mamy - pociągnąłem nosem. - Wiesz o tym doskonale.
-Kouyou...
-Mów
mi pjawdę, nie dawaj tej pieprzonej nadziei.
Chwilę
siedział cicho, trzymając mnie w ramionach. Nie wiedział, jak się zachować. Po
jakimś czasie, puścił mnie i popatrzył na mnie z bólem.
-Kocham
cię - w jego oczach stanęły łzy. - Kocham cię bardziej, niż mógłbyś to sobie
wyobrazić.
*
Po
dwóch tygodniach w szpitalu, pozwolono mi wrócić do domu. Przez ten czas, Yuu
przychodził do mnie codziennie i siedział przy moim łóżku, do późnej pory.
Temperatura spadła mi do książkowej, zawroty głowy minęły i wszystko było już w
porządku.
-Kou,
może obejrzymy jakiś film? - zapytał Yuu, sprzątając po kolacji. - Komedię, lub
coś takiego - wytarł ścierką talerz i odłożył go do szafki.
-Możemy
- powiedziałem. Podszedł do mnie od tyłu i objął mnie, całując w policzek.
Odwróciłem głowę i cmoknąłem go. - A później? - zapytałem.
-Później
- przesunął nosem po moim policzku - możemy iść do sypialni i...
-I?
-Iść
spać.
-Yuu!
- oderwał się ode mnie.
-Co?
-Zepsułeś
nast...rój.
-Kochanie,
to nie było specjalnie - zaśmiał się. - Możemy później trochę pofiglować -
wyjechał moim wózkiem na korytarz, a później do salonu. Tam, obejrzeliśmy jakiś
film z naszej domowej kolekcji. Potem, przenieśliśmy się do sypialni, gdzie się
kochaliśmy.
Po
seksie, leżeliśmy przez dłuższy czas obok siebie, wsłuchując się w nasze
oddechy. Aoi złapał mnie za rękę i splótł nasze dłonie.
-Wszystkiego
najlepszego z okazji nasz szóstej rocznicy - pocałował mnie w czule. No tak, to
już sześć lat, odkąd byliśmy razem. - Cieszę się, że tu jesteś - powiedział
cicho. - Nie jestem sam w tym wielkim mieszkaniu - zrobił pauzę. - Chciałbym
być z tobą zawsze - jego głos drżał lekko, co można było idealnie wyłapać w
ogarniającej nas ciszy. - Nigdy do końca nie wierzyłem w to, co mi powiedziałeś
- mówił. - Mała część mnie, nie potrafiła tego zaakceptować, jednak ostatnio, w
końcu to do niej dotarło. Zrozumiałem tak naprawdę, że to nie będzie trwać
wiecznie. Kiedy w szpitalu, przyszedł do mnie lekarz, mówiąc, że najpewniej już
się nie obudzisz, nie mogło to do mnie dotrzeć. Pomyślałem wtedy, Co on pieprzy? Jak to, nie obudzi się?. Pozwolił
mi wejść na salę, na której wtedy leżałeś. Kiedy cię zobaczyłem, podłączonego
do masy urządzeń i bladego jak ścianę, stanąłem, jak wryty. Nie mogłem się
ruszyć i stałem, patrząc na ciebie. Dotarło też do mnie, że to mógł być ostatni
raz, kiedy cię widziałem. To było okropne. Spałeś, a ja nic nie mogłem zrobić.
W pewnym momencie, twój puls niemal zanikł, a serce prawie przestało bić. Zaraz
zjawił się personel. Wyrzucili mnie z sali. Siedziałem pod drzwiami ze
świadomością, że powszedni dzień, był chyba ostatnim, w którym mogłem być z
tobą. Tak strasznie zacząłem żałować tego, że nie poświęcałem ci więcej czasu,
że nie kochałem się z tobą tak często, że nie mówiłem ci codziennie, jak bardzo
cię kocham i jak ważny dla mnie jesteś. Żałowałem tych wszystkich,
bezsensownych kłótni, nieporozumień między nami, krótkich rozstań i tego wszystkiego,
co mówiłem, chcąc się wyładować, a ty byłeś obok. Jak bardzo chciałem cię wtedy
przytulić, przeprosić i przysiąc, że to był ostatni raz - wziął głęboki wdech.
Głos załamywał mu się coraz bardziej. - Kouyou, kiedy zdałem sobie sprawę, że
możliwe, że już nigdy się do ciebie nie odezwę, że nie przytulę cię, ani nie
pocałuję... - urwał. - Że nie zobaczę twojego uśmiechu, że już nikt nie wypowie
w taki pełen czułości sposób mojego imienia, to poczułem się, jakby mi ktoś
duszę przewiercał.
Nie
wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. Z każdą mijającą sekundą, przyswajałem coraz
bardziej jego słowa. Z każdą chwilą, docierało do mnie, jak cenny dla niego
byłem.
-Obiecuję
ci Yuu, że będę walczył - powiedziałem. - Zostanę z tobą tak długo, jak to
będzie możliwe.
Następnego
dnia, wraz z Yuu, pojechaliśmy do notariusza. Upoważniłem go, do swoich
wszystkich rzeczy po swojej śmierci. Miał je dostać, jako pewien rodzaj spadku.
Gdybyśmy byli prawdziwym małżeństwem, coś takiego, nie byłoby potrzebne.
Czasami już mnie cholera strzelała, kiedy słuchałem o legalizacji związków
partnerskich. W każdym razie, rok wcześniej, podpisaliśmy jakiś papierek,
dzięki któremu, Yuu mógł mnie teraz normalnie odwiedzać w szpitalu, jakby był
moją rodziną i nikt nie mógł się czepiać.
Czasami
rozmawialiśmy o tym, jakby to było, gdybyśmy mogli się pobrać. Byliśmy jednak,
czymś na wzór małżeństwa. Kochaliśmy się prawdziwą miłością, nie nudziliśmy się
sobą, a jeden, oddałby za drugiego życie. Aoi mówił też, że zaadoptowałby
dziecko. Śliczną dziewczynkę, która miałaby wszystko, co najlepsze.
Rozpieściłby ją i chciał, bym i ja ją pokochał i nie był zazdrosny. Ale się nie
zgadzałem na dziecko, przez co czułem się teraz dość... Trudno było mi opisać
to uczucie. Nie chciałem się zgodzić na coś, co dałoby mu wielką radość i, w
pewien sposób, spełnienie. W apartamencie, mieliśmy dwa, nie używane pokoje,
które właściwie niszczały, a beze mnie, było tam już zupełnie pusto, a Aoi, nie
miał się do kogo odezwać.
Myślę,
że to były wyrzuty sumienia.
-Yuu,
jakby to było, gdybyśmy mieli dziecko? - zapytałem, kiedy już wracaliśmy do
domu. - Takie małe dzieciątko.
-Kou,
chodzi ci o to, jakby to było, gdyby, któryś z nas był kobietą i mógł zajść w
ciążę?
-Mi
chodzi o zwykłą adopcję - odparłem. - Zawsze chciałeś być ojcem i mnie to
tj...trochę męczy.
-Na
pewno, dużo by płakało - mruknął. - Trzeba by mu poświęcać czas i inne takie -
westchnął i pokręcił głową. - Kouyou, rozmawialiśmy już o tym. Powiedziałeś, że
jeśli tak bardzo mi na tym zależy, to mogę iść do jakiejś panny i już nigdy nie
wracać.
-To
było kiedyś - westchnąłem. - Tejaz, t...rochę tego żałuję.
-Myślę,
że na dziecko już jest trochę za późno - mruknął, skręcając. Skrzywiłem się i
wlepiłem wzrok w widok za oknem. Szybko się obudziłem. Pod koniec życia
zachciało mi się dziecka.
----
Madness returns, żuczki :D
Jestem ciekawa, czy chciało wam się czytać ten wstępniak na początku. W każdym razie, są to moje własne przemyślenia.
Moi drodzy, najukochańsi czytelnicy - żyję i mam się dobrze! Kosmici mnie nie porwali, nie wpadłam pod rozpędzony pociąg, nie popełniłam samobójstwa. Wybrałam się do pięknej miejscowości, o nazwie Krynica i zaszyłam się wysoko w górach, by przemyśleć wszystko i odpocząć. Jak widzicie, był to dla mnie czas refleksji. ( Nie bójcie się, ja tak mam ^^ .)
Szykujcie się, bo następne będzie "Migdałowe serce" i możliwe, że aż dwa rozdziały na raz ;)
Do następnego rodziałuu~!
Oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo booooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooorzeeeeeeeeeeeeee doczekałam sięęęęęęęę *__________________________________________*
OdpowiedzUsuńIdę umrzeć, to było tak niesamowicie genialnie absolutnie cudownie zachwycająco zajebiste, że nie wiem co powiedzieć. Wrócę napisać coś sensownego, jak ochłonę.
W końcu wróciłaś! I to nie z pustą notką. Nawet nie wiesz, jak bardzo stęskniłam się za tym opowiadaniem. Zdążyłam przeczytać wcześniejsze rozdziały całe dwa razy.
OdpowiedzUsuńHuh, coraz smutniej się robi. Nijak nie potrafię tego skomentować. Oczywiście ów ''brak słów'' jest spowodowany pozytywnym wrażeniem, jakie wywarł na mnie rozdział. Miło, że Kai zaproponował ten wspólny wypad. Szkoda tylko, że Kou na tym ucierpiał, ponownie lądując w szpitalu... Miałam malutką nadzieję, że wydobrzeje. Niestety. Nadzieja jak się pojawiła, tak też bestialsko ją zgasiłaś. Uh.
Biedny Ruks. Myślałam, że jednak zejdą się z Reitą. Co za debil... Przepraszam, Aki, ale tylko tak można cię określić >:c Debil, debil, debil.
Refleksje Kou na temat dziecka mnie rozczuliły. W ogóle, rozczulił mnie też cały monolog Aoiego, jak to wcześniej nie doceniał Uru.
Och, Kaczuszko. Zostań tak długo, jak to tylko możliwe ;-;
Dwa rozdziały Migdałka, mówisz? Nie mogę się doczekać!
Dziękuję za Twoje opowiadania. Cieszę się, że wśród miliona internetowych blogów mogłam znaleźć i przeczytać coś tak dobrego ♥
Weny, której chyba masz w nadmiarze, jak widzę i... pozdrawiam~
//Shima.
Okej, okej, wracam, aby napisać sensowny komentarz.
OdpowiedzUsuńCo ja gadam, nadal nie mogę się otrząsnąć z szoku po przeczytaniu tego ;_;
Ale postaram się.
Akira, ty idioto >:U Tak jak nie lubię Reituki, w tym przypadku strasznie mi szkoda Ruksa i mam nadzieję, że się zejdą. Kouyou dość późno sobie uświadomił tę chęć posiadania dziecka. Cholernie mnie rozczulił monolog Yuu, to było takie.. takie wzruszające i puchate ;-; W ogóle podobała mi się ta część. Ale w przypadku jso,ssz nie potrafię być obiektywna |D
Reasumując, cieszę się, że wena Cię nie opuszcza, że żyjesz, jesteś cała i zdrowa i doszłaś do Mondrych Wnioskuf (po części dzięki temu opowiadaniu |D)
Mnie by się też coś takiego przydało, bo ostatnio mam wrażenie, że żyje mi się bardzo dobrze, a narzekam na co tylko się da, podczas gdy teksty w stylu "dzieci w Kambodży mają gorzej" niezbyt mnie ruszają. A zawsze mogło być gorzej - choroba, rozbita rodzina, bieda, inne okropieństwa, które nie przychodzą mi do głowy. Muszę się nauczyć doceniać życie, bo czuję się jak sucz.
Pozdrawiam~
Noo jak ja się niezmiernie cieszę, że jest coś nowego na blogu no i oczywiście, że wróciłaś również. Żeby nie żeby coś, hah. Widzisz nie było Cię kilka dni, a tu już wszyscy myślą, że nie wiadomo co się stało... CI LUDZIE. XD Mam nadzieję, że czas spędzony w ośrodku minął Ci dobrze i, że teraz wypoczęta dalej będziesz publikować takie cudowne rozdziały jak ten dzisiejszy tutaj o. Pomimo tego, że Akiś działał mi na nerwy to jednak skupiłam się bardziej na Yuu i biednym Kou, który właśnie pod koniec życia uświadomił sobie, że chce mieć dziecko. Cóż, ponoć mówi się, że lepiej późno niż wcale, jednakże wydaje mi się, iż w tym przypadku nie byłoby to dobre... Uru odejdzie, a Yuu zostanie sam z dzieckiem, które będzie przypominać Mu o ukochanym? Sama nie wiem... zależy też od tego ile Kouyou jeszcze pożyje, a mniemam iż niewiele Mu zostało niestety. To przykre, że choroba tak szybko postępuje i, że nie ma dnia, by nie działo się coś złego. Skąd starszy gitarzysta bierze na to wszystko siły? Podziwiam Go za determinację i chęć pomocy Kou, bo to naprawdę niespotykane. Nawet jeśli nie częste to są takie przypadki jakie opisujesz w tym opowiadaniu, no np. Ci rodzice tych chorych dzieci, w ośrodku którym byłaś... Coś niesamowitego, ale to jest przecież miłość, prawda? Jeśli się kocha to niezależnie od tego, czy ktoś jest zdrowy czy chory. Ja uwielbiam to opowiadanie i nawet jeśli koniec będzie jaki będzie, to uważam, że jest to jedno z najlepszych opków, które do tej pory miałam okazję przeczytać. <3
OdpowiedzUsuńKończąc, chcę jeszcze dodać, iż bardzo cieszy mnie fakt, że następna publikacja być może będzie podwójna! Ha, dwa rozdziały w jednym! Ale byłoby czytania. ;p I o to chodzi, huhuhu ^____^ Pozdrawiam cieplutko i życzę weny, która i tak Cię nie opuszcza, ale co tam... to tak na wszelki wypadek. Na pewno nie zaszkodzi. XD
Co wszyscy tak dramatyzują o tym, że Cię nie było? Nie zrozum mnie źle, ja nie mówię, że nie zwracam na Ciebie uwagi, ale nie zauważyłam, żeby Cię nie było. Może dlatego, że i tak teraz ludzie dodają raz na miesiąc (czasem 3) i to nie jest nic dziwnego, bo już się przyzwyczaili. I wiesz? Po części to dobrze. Nie piszą na siłę, ''byleby było''. Pisz, kiedy będziesz chciała, nie przepraszaj. Za co? Za to, że nie piszesz sztucznie? Weź...
OdpowiedzUsuńAkira.. zachował się naprawdę okropnie, co chyba każdy zauważył i nie wykazuję się tu oryginalnością. Samą mnie zabolało, gdy opowiadał o ''dziewczynie aniele'' (Dobrze odmieniłam? Chyba nie..), a co dopiero Takę. ''Gdyby nie on'' <-- To naprawdę było chamskie. On mu pomógł, został z nim, a ten, któremu mięśnie przysłaniają mózg, docenił to w tylko minimalnym stopniu. Niech ktoś go trzaśnie, błagam. Nie winię go za to dlatego, że nie wiedział i nic nie zrobił, TYLKO WIDZI I NIC NIE ZROBIŁ. Wiem, ja również nawet nie chcę spojrzeć na przyjaciółkę w taki sposób, ale on mu daje jasne znaki, dlaczego nie kupi sobie szkieł kontaktowych? Szczytem byłoby przyprowadzenie tego pseudo-anioła, dobre i to. Pseudo, bo prawdziwym aniołem jest tu Taka, Yuu, Kou.. Takanori jest przy nim mimo, że ten mięśniak go rani. Nadal mu pomaga. TO jest anioł, a nie, bo jakaś kobietka umie grać na perkusji i pewnie jest platynową blondynką. NAPRAWDĘ JESTEŚ TAKI GŁUPI? Chwała Tace, że nie uciekł z sali, choć pewnie to rozważał. Tego małego to też szkoda. Moje myśli są straszne. W tym momencie, gdy huknęło zacięłam się i zaczęłam snuć własny ciąg.
Niestety u mnie nie wytrzymał. Wybiegł z sali, wsiadł w samochód i siłował się z silnikiem. W tym czasie skołowany mięśniak i trochę mniej reszta doradza temu pierwszemu, żeby go tu przyprowadził, bo przecież próba jest. Więc mimo swojego lenistwa mięśniak wstaje, bierze kluczyki i rusza motorem. Wtedy Taka nareszcie odpala samochód i odjeżdża z piskiem opon. Mimo wszystko ten drugi musi go złapać więc rusza. Zbliżają się do skrzyżowania blisko studia. Wtedy mięśniak cieszy się, że nareszcie go złapie, gdy się zatrzyma. Niestety - nie zatrzymał się. Lepiej - przyśpieszył. Wszedł w drogę tirowi, dzięki któremu poleciał obok, na kolejny. Wyobraź sobie tą masakrę. Ogień. A teraz wyobraź sobie Akirę, który ogląda, jak jego przyjaciel jest miażdżony przez 2 tiry. Ogląda to z rozszerzonymi oczami. Nie wie co zrobić, potrafi tylko stać. Ze studia było słychać. Dwójka podleciała do okien, widzi ogień. Nie mógł przeżyć.
Ale musiałam czytać dalej.
Kiedy lekarz wypytywał się Kou, miałam wrażenie, że to przez tego kolesia, który był umówiony z Yuu.
Co właściwie zrobił Yuu, że siostra Kou się wyniosła?
Przy mowie Yuu na końcu aż mi łzy poleciały. To było jednocześnie przykre i piękne. Tak samo, jak z Twoim wstępem o dzieciach. Piszesz naprawdę cudownie. Cieszę się, że znalazłam Twojego bloga.
Podwójny migdał? Fajnie :) Poproszę o więcej Kou w nim :)
Powodzenia, weny i zdrowia~
Pierwsze łzy popłynęły, kiedy w drugim rozdziale Kou nie mógł wstać z podłogi. Potem już ryczałam praktycznie bez przerwy. To, jak pięknie potrafisz opisać emocje, uczucia i przebieg choroby, jak naturalnie wychodzi ci prowadzenie postaci... to jest niesamowite. Z reguły nie płaczę, czytając smutne rzeczy, balansuję na krawędzi. Ale tutaj? To jest zupełnie co innego, nie potrafię opisać, jakie emocje mną targają! Mówię sobie: Dalia, cholera, to jest tylko fikcja! Czego ryczysz?! A potem przychodzi taki Aoi i wali ten szczery monolog, a Dalia co? W płacz. Biedny, opiekuńczy Aoi, cierpi chyba nawet bardziej, niż Uru. Tak bardzo realistycznie opisujesz to wszystko, że mam wrażenie, że to prawda. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi na to cierpi, ale dopiero Ty uświadomiłaś mi, jak bardzo. Jaką tragedią jest ta choroba. Aż mi się zrobiło wstyd za moją arogancję.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że piszesz tak nieziemsko piękne, dramatyczne rzeczy. Prepraszam, że tak nieskładnie piszę. Tsukkomi, jesteś moim Bogiem. Ave Ty.
Kocham to opko miłością stałą u.u
OdpowiedzUsuńTylko byś spróbowała sobie zrobić krzywdę, to ja bym Ci zrobiła krzywdę!
Więc. Nawet. Nie. Próbuj.
Jesteś od dziś liderką pośród osób które potrafią sprawić zeby Midziak beczała ;_;
OdpowiedzUsuńTo było takie piekne i smutne ;_; Zwłąszcza jak Aoi mówił o tym jak był w szpitalu u Uruszki ;_;
jak pzreczytałam ostrzeżenia... No nie chciałam się brać za te historie bo nie Lubie smutnych końców ale ._.... Wzięłam się i nie żałuję ;_;
bo to piekne *Q* Takie smutne i piekne*q* Jedno z nieiwelu smutnych opków ktore czytałam i ktore były tak piekne ;_;...
Ląduje z całą pewnością w moich ulubionych.
Ale poza tym... Ja nie wiem co napisac ._. nigdy nie umiałam pisać dobrych komentarzy ani nic wgl ._. Wiec pozwolę sobie skończyć na tym teraz, nie pogniewasz się prawda?
Wgl... To jescze nie koniec nie?
Weny kochana ci zyczę, pomysłów stu lub więcej, czasu dużo...
I pisz dalej :3
Buziaki
~xMidziak
PS Dlaczego ja na tego bloga wpadłam dopiero teraz ;_;?!
Witam,
OdpowiedzUsuńżal mi bardzo Rukiego, a Rita jest ślepy, wypad jest świetny choć zakończył się tak, Aoime naprawdę bardzo go kocha...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, bardzo żal mi Rukiego, a Rita to jest zupełnie ślepy, wypad świetny choć zakończył się tak, widać, że Aoime naprawdę bardzo go kocha...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział jedt wspaniały, żal mi naprawdę Rukiego, a Rita jak dla mnie jest zupełnie ślepy... świetny ten wypad choć zakończył się tak... Aoime naprawdę bardzo go kocha...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza