''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 06

Zanim zaczniecie czytać...


Przez ostatnie dni, przebywałam w ORW, w górach. Codziennie przechadzałam się po mieście, obserwując ludzi i, jak to ja, zastanawiając się nad moim własnym istnieniem. 
Ponieważ, był to ORW, to przyjechał tam turnus z rodzicami i ich dziećmi, mającymi zespół Downa. Było tam strasznie głośno, ze względu na właśnie te dzieci, które wszędzie biegały i ujmując rzecz jasno - rozrabiały. Na co dzień, nie mam kontaktu z takimi osobami i trudno mi było poruszać się między nimi. Rano, strasznie denerwowałam się, kiedy te dzieciaki zbierały się na rehabilitację i latały po całym ośrodku, wrzeszcząc (tak, było głośno jak na Woodstocku). Byłam wściekła, że rodzice nie umieli dopilnować swoich pociech. 
Pomyślicie pewnie Do czego ona niby zmierza?. Już wyjaśniam. 
Przez wszystkie te dni, spojrzałam na to inaczej. Patrząc na te dzieciaki i ich rodziców, którzy mimo wszystko, byli szczęśliwi. Szczęśliwi, że chociaż jest tak, a nie inaczej. Na początku, nie mogłam tego pojąć. To przecież straszne. Te dzieci, nigdy nie mogą być same. Z każdym kolejnym dniem, docierało do mnie jednak, jak bardzo te dzieci są samodzielne. Podczas śniadania, same nakładały sobie jedzenie, nie chodziły ciągle za rodzicami, bawiły się ze sobą i dokazywały. Jedyne co je różniło od zwykłych dzieci, to pewien sposób ich ułomności (nie chcę, by ktoś odebrał to źle). 
W pewnym momencie, pomyślałam o Yuu i Kouyou. Praktycznie, jedynie, co Uru różni od tych dzieci, to świadomość swojej inności. W tym samym momencie, zachciało mi się płakać, nad tym, jak tragiczna jest sytuacja mojego bohatera i tych biednych dzieciaków. Za każdym razem, czułam silne ukłucie w sercu, gdy rozmyślałam nad tym wszystkim. Nawet teraz, mam ochotę się rozpłakać, pisząc o tym. 
Nie wiem jednak, co jest gorsze. Świadomość tego, że odstaje się od reszty, czy to, że wydaje nam się, że jesteśmy jak inni, chociaż tak nie jest. 
Dotarło też do mnie, jak bardzo głupio żyłam. Nigdy nie obchodził mnie cudzy los, bo w sumie, nie chciałam się zamartwiać innymi. Sama czułam się bardzo pokrzywdzona przez życie. To uczucie, ciągle we mnie jest, jednak tym razem, gdzieś ukryte. Silnie uśpione, jak niedźwiedź podczas zimy. 


~Tsukkomi     


~***~


Na białej ścianie, głęboką czerwienią, rysuję twój zarys
Podchodzę bliżej, dotykając ciągle ciepłego policzka.
Uśmiecham się lekko.
Wielka łza wypełnia się tobą i czuję, że możemy stać się jednym.
Kiedy opadną twoje powieki i kiedy ciepło zniknie - będę przy tobie.


Bathroom 


(sierpień 2012)

-Jeśli nie spróbujesz, to nigdy się nie dowiesz - powiedział Shiro, siedząc przy mnie. - No dalej, w razie czego, złapię cię.
Ostrożnie się podniosłem, mając pewne obawy. W każdej chwili mogłem upaść i zrobić sobie krzywdę. Aoi powiedział jednak, że mnie złapie, więc nie powinienem był się martwić. Podparłem się i zrobiłem krok. Później kolejny i kolejny. Momentalnie się rozpromieniłem.
-Yuu, spójrz! - odwróciłem się do niego. - Ja chodzę, mogę stać! - podskoczyłem i klasnąłem w dłonie. - Widzisz? Ja... Yuu...?
Yuu, gdzie jesteś?
Yuu?
Yuu!
Yuu...
Zniknął.
Zacząłem się panicznie rozglądać, jednak nigdzie go nie było. Krążyłem po ciemnym pokoju, aż znalazłem drzwi. Przeszedłem przez nie i znalazłem się na długim, mrocznym korytarzu. Zamknąłem drzwi, które cicho kliknęły i powoli ruszyłem w prawą stronę.
-Yuu? - powiedziałem, widząc postać, idącą przede mną. Przyśpieszyłem kroku. - Yuu! - to był bez wątpienia on. - Poczekaj na mnie - szybko go dogoniłem i zrównałem z nim chód. - Dlaczego poszedłeś? - patrzył przed siebie, zupełnie mnie ignorując. - Wystraszyłeś mnie, nie rób tego więcej - zachowywał się, jakby mnie nie było. Zmarszczyłem brwi zaniepokojony. - Obraziłeś się? - odgarnął włosy za ucho. - Możesz mi odpowiedzieć? - dotarliśmy do końca korytarza, do kolejnych drzwi. - Słyszysz, co do ciebie mówię? - otworzył je i wszedł do kolejnego pomieszczenia. - Hej!
Nagle wszystko zniknęło. Byłem sam.
Krzyczałem.
Nikogo tam nie było.
Tylko pustka.

Obudziłem się w szpitalu. Cicho jęknąłem i odwróciłem głowę w bok, patrząc na godzinę na zegarku. Była ósma. Głowa mnie strasznie bolała i miałem wrażenie, że zaraz mi eksploduje. Wlepiłem wzrok w sufit i czekałem na jakąś pielęgniarkę. Później robili mi kolejne badania, podawali kolejne leki, zabierali na kolejną rehabilitację. To i tak nic nie dawało. Po południu jak zwykle przyszedł Yuu. Dostał specjalne pozwolenie do siedzenia ze mną do dwudziestej drugiej trzydzieści.
-Nie jest ci zimno? - zapytał, gładząc mnie po włosach. - Masz gęsią skórkę - dotknął mojej ręki. Pokręciłem głową i zamknąłem oczy. Yuu przytulił mnie do siebie i pocałował w policzek. Uśmiechnąłem się na ten gest i wtuliłem w niego. Był taki ciepły. Mogłem poczuć jego delikatnie bijące serce. Mój ukochany Yuu.
-Zostań - mruknąłem cicho, kiedy uznał, że usnąłem i chciał wstać. - Nie zostawiaj mnie, Yuu.
Wrócił na swoje miejsce i objął mnie ciasno. Kołysał mną lekko i całował mnie co jakiś czas.
-Wiesz, że Katsuko się wyniosła? - zapytał. - Dzisiaj, po południu - mruknąłem tylko, że zrozumiałem. - Twoja siostra jest okropna - przyznał. - Nawet nie wyobrażasz sobie, co zrobiła.
-Co takiego?
-Umówiła mnie z jakimś facetem. Wkopała mnie i to chamsko. Myślałem, że koleś mnie przeleci, to było straszne - parsknąłem. - Co cię śmieszy? Mogłem zostać zgwałcony.
-Jozmawiałeś z nim? - zapytałem.
-Nawet na obiedzie byłem - przyznał. - To był pierwszy i ostatni raz, a twoja siostra już się do mnie nie odezwie.
Zaśmiałem się i odchyliłem głowę, domagając się pocałunku. Musnął moje wargi swoimi, by po chwili pogłębić pieszczotę. Będąc w szpitalu, cholernie tęskniłem za smakiem jego ust. Brakowało mi jego czułych ramion, uśmiechu powodującego palpitacje serca, głosu, który uspokajał, opiekuńczego i pełnego miłości wzroku.
-Yuu - mruknąłem, kiedy ledwo się ode mnie oderwał - Po jutrze, chciałbym...
...uprawiać z tobą seks, jednak nie powiedziałem tego. Patrzył na mnie wyczekująco, a ja tylko się uśmiechnąłem. Położyłem mu głowę na ramieniu i zamknąłem oczy.
-Kochanie? - zapytał troskliwie, gładząc mnie po plecach.
Polizałem płatek jego ucha i zaśmiałem się figlarnie. Wtedy zrozumiał, co chciałem powiedzieć. Również się zaśmiał i pokręcił głową z uśmiechem.
-Masz to jak w banku - powiedział.

*

[Aoi]

Zamknąłem za sobą drzwi i westchnąłem głośno. Omiotłem wzrokiem mieszkanie i ruszyłem do sypialni. Rozebrałem się i rzuciłem na miękkie łóżko, chowając twarz w poduszce, którą objąłem ramionami. Ciszę, która panowała w mieszkaniu, przerywał deszcz, uderzający w szybę. Nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem pozbywając się Katsuko z mieszkania. Faktycznie, to co zrobiła, było nie do przyjęcia, jednak teraz nie miałem nawet do kogo się odezwać. Jak cały czas chciałem, żeby dała mi spokój, tak teraz tęskniłem za tym trochę. Przez cały miesiąc, jak u nas była, nie starałem się nawet na nią patrzeć. Cholernie przypominała Kouyou i mógłbym stwierdzić, że jedyne, co ich tak naprawdę różniło, to płeć. Ale właśnie ten szczegół wszystko zmieniał.
Następnego dnia ruszyłem żwawo do pracy. Byłem szczęśliwy, że Kouyou miał wrócić na weekend do domu. Mogłem go wtedy mieć cały czas na oku i miałem pewność, że nic mu się nie stanie. Przepełniony ekscytacją od stóp do głowy, wkroczyłem do studia, gdzie siedzieli już Kai i Reita. Akira opowiadał o czymś, żywo gestykulując. On także wydawał się być szczęśliwy.
-Oh, Aoi - Tanabe uśmiechnął się do mnie promiennie - nie uwierzysz.
-Znalazłem sobie dziewczynę - Reita wyszczerzył się.
-Dziewczynę? - usłyszałem za sobą pełen niedowierzania głos. Odwróciłem się do Rukiego, który właśnie wszedł do pomieszczenia. - Jej, Rei - wyminął mnie spuszczając wzrok i podchodząc do stolika z papierami - gratulacje - mruknął sztucznie, co było widać.
-No proszę - zaśmiałem się i usiadłem na kanapie - nasz basista w końcu się pozbierał po zawodzie miłosnym.
-Dziękuj Tace, że był ze mną, bo bym się chyba załamał - uśmiechnął się. - No ja wam mówię, ona jest świetna - kontynuował to, co mówił wcześniej do Tanabe. - Niby dziewczęca, ale ubrudzić się nie boi i umie grać na pianinie i perkusji - westchnął. - I jest piękna, normalnie anioł. Dlaczego ja jej wcześniej nie poznał…
Monolog mężczyzny przerwał głośny huk. Wszyscy spojrzeli na Rukiego, który zaciskał dłonie w pięści i cały się trząsł. Zaklął pod nosem i pochylił się lekko. Wymamrotał coś i odwrócił się w naszą stronę.
-Co takiego? - zapytał Tanabe.
-Cholerna mucha - powiedział głośno wokalista, cedząc słowa. - Lep by się tutaj jakiś przydał albo łapka.
-Ktoś tu ma okres - mruknąłem.
-Pierdol się - warknął. Wziął głęboki wdech i zamknął oczy. - Przepraszam, ja... - oparł się o biurko i zakrył twarz dłońmi. - Wszystko się spieprzyło - mruknął. - Dobra - wyprostował się po chwili - do roboty chłopaki, w tym miesiącu wydajemy płytę, wszystko musimy dopiąć na ostatni guzik.
Lider słysząc te słowa. wstał nagle, jakby ruszony dziwacznym impulsem i klasnął w dłonie, chcąc zmobilizować nas do działania. Wszyscy pokiwaliśmy zgodnie głowami i, jak na komendę, rozeszliśmy się w swoje kąty.

*

Przeciągnąłem się na krześle i odchyliłem do tyłu. Wszystkie partie Uruhy, które wcześniej nagrywał, zostały zgrane z całą resztą. Przesłuchiwałem wszystko po kilka razy, by wyłapać jakiekolwiek niedociągnięcia. Takowych jednak nie znalazłem. Kouyou był perfekcjonistą, jeśli chodziło o muzykę. Dla niego nie istniało coś takiego, jak pomyłki. Potrafił grać długo i nie dawać za wygraną, jeśli w którejś części popełniał minimalny błąd nawet, jeśli puchły mu palce, a nadgarstki odpadały. Wtedy nie był moim słodkim chłopcem, a konsekwentnym wobec siebie, dorosłym człowiekiem. Tak było do ostatniej chwili, jak z nami pracował. Patrzyłem na niego z wielkim podziwem. Nawet, jeśli dłonie spadały mu z gryfu, kostka wypadała z dłoni lub nagle gubił rytm, przez skupianie się na ruchach własnego ciała, zaciskał wargi i grał od początku, dopóki nie wyszło tak, jak on chciał. Naprawdę, był dla mnie kimś wielkim.
-Aoi-kun - Kai położył dłoń na moim ramieniu. Zerknąłem na niego i zdjąłem słuchawki studyjne, opuszczając je na ramiona i zastopowując piosenkę. Uśmiechnąłem się lekko do lidera. - Jak sobie radzisz? - zapytał troskliwie.
-Jakoś - skrzywiłem się lekko. - Ale Kouyou wraca na weekend - westchnąłem. - W końcu będę mógł mieć na niego oko.
-Wraca? - zauważyłem dziwny błysk w jego oczach. Uśmiechnął się i usiadł na krześle obok. - A co ty na to, żebyśmy całą piątką gdzieś się wybrali?
-Całą piątką? - zerknąłem na Rukiego i Reitę, którzy siedzieli w niezręcznej ciszy przy stoliku. Wokalista przeglądał kartki, zapewne z tekstami piosenek, a basista majstrował przy swojej gitarze. - A ci dwaj? - wskazałem na nich głową. Kai wywrócił tylko oczami. - Nie wiem jeszcze, czy Kou się zgodzi.
-Porozmawiaj z nim - poprosił. - Już rozmawiałem o tym z Reitą, jakby co, to będziemy w sobotę po dziesiątej.

*

[Uruha]

Ziewnąłem głośno i oparłem głowę o ramię Yuu. Podniósł mnie z wyjątkową łatwością i przeniósł do łóżka. Położył mnie na nim i rozebrał do bielizny.
-Yuu - mruknąłem cicho, będąc już jedną nogą w krainie snów. Położył się obok mnie i pogładził kciukiem mój policzek. Patrzyłem na jego uśmiech półprzytomnie i sam się uśmiechnąłem. Po niedługim czasie, zasnąłem.
Obudziłem się w środku nocy. Słyszałem cichy oddech Yuu i czułem jego ciepło obok siebie. Nie pamiętałem, co mi się śniło i nie chciałem pamiętać. Odchyliłem głowę i westchnąłem. Bolała mnie głowa i trochę mi się w niej kręciło. Na dodatek, jutro mieliśmy jechać z chłopakami na jakąś wycieczkę. Aż dziwne, że się zgodziłem, że Yuu się zgodził. Z niemałym trudem, przesunąłem się bliżej niego i niedługo później, znowu zasnąłem.

*

Następnego dnia, rano, przyszły moje nowe leki. Yuu dokładnie przestudiował zalecenia i dawkowanie od lekarza, które były załączone wraz z ampułkami. Dla pewności, przedzwonił jeszcze do mojego lekarza prowadzącego. Niedługo później, przyszli chłopacy i musieliśmy iść.
-Jesteśmy na miejscu - oznajmił wesoło Kai, parkując przed basenem. - Punkt pierwszy naszej wycieczki. Rei, możesz odhaczyć.
-Ja nie wiem... - poczułem, że mi słabo. Yuu ścisnął lekko moją dłoń i uśmiechnął się lekko.
-Uruha, w wodzie, będziesz mógł się swobodnie poruszać - powiedział Ruki. - To dobrze, nie uważasz?
-No, w sumie - mruknąłem.
Wszyscy wysiedli i czekali, aż Aoi wyciągnie mnie z samochodu. Wyjął wózek z bagażnika i rozłożył go. Następnie, wziął mnie na ręce i posadził mnie na moim siedzisku. Następnie położył mi torbę na kolana i poprowadził mnie do wejścia. Cała reszta ruszyła wraz z nami.
W recepcji dostaliśmy klucze od szafek i zaraz przeszliśmy do szatni. Chłopacy przebrali wcześniej buty na klapki, żeby się nikt nie czepiał. Ot, jacy grzeczni się zrobili.
-To ja lecę na leżaczek - powiedział Ruki, biorąc pod rękę jakiś magazyn. - Nie spieszcie się, mamy imieniny miesiąca, siedzicie w wodzie ile chcecie.
-Ej, no co ty! - Reita złapał go za bluzkę i pociągnął do tyłu. - Nie bądź taki.
-Po pierwsze - wokalista zabrał jego rękę i wyprostował swoje odzienie. Wymierzył w stronę starszego ostre spojrzenie, a atmosfera zrobiła się nagle gęsta. Yuu ignorował to w najlepsze i ściągał moją koszulkę, przeszkadzając mi w skupieniu się na ich rozmowie. - nie wejdę do wody, gdzie kąpał się ktoś inny. Po drugie, nie będę chodził na boso w miejscu, gdzie ktoś mógł mieć grzybicę i także chodzić na boso, a po trzecie, nie zdejmę koszulki i nie będę świecił przed ludźmi gołą klatą!
-Przestań robić sceny - rzucił Rei beznamiętnie. - Mamy okazję pobyć ze sobą całą piątką. Ubieraj gacie, czepek i rękawki do pływania i nie psuj tego.
Takanori zamrugał kilkakrotnie, a jego bojowy zapał zgasł zupełnie, jakby ktoś zdmuchnął płomień świecy. W tym samym momencie, Aoi musiał przenieść mnie do przebieralni i zabrać się za ściąganie ze mnie spodni i bielizny. Założył mi spodenki kąpielowe i przeniósł na ławkę w szatni, w której kręcili się już przebrani Kai i Reita. Po chwili z jednej z kabin wyszedł przebrany Ruki. Ze spuszczoną głową poszedł do swojej szafki i schował w niej ubrania.
-Kouyou, poczekaj chwilę - powiedział Yuu, wchodząc do przebieralni. Tak jakbym w ogóle miał gdzieś się ruszyć.
Shiro szybko wyszedł z kabiny. Pochował nasze rzeczy, zamknął szafkę i założył kluczyk na rękę. Następnie, zrobił mi wysoką kiteczkę, żeby włosy nie wpadały mi do oczu. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że prócz nas, był tam jeszcze jakiś dziadek. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, kiedy chłopacy wyszli. Aoi wziął mnie na ręce i posadził na wózku. Męczące to już było.
-No to pod prysznic - pchnął mnie w stronę wspomnianego miejsca. - A nie chcesz do toalety? - zapytał.
-Byłem w domu, przed wyjściem - odpowiedziałem.
Pokiwał głową i znowu wziął mnie na ręce, podprowadzając pod prysznic. Odkręcił kranik i zaczęła lecieć na nas zimna woda. Szybko ją zakręcił i znowu posadził mnie na wózek. Jakoś nie miałem ochoty na towarzyskie spotkania, Yuu jakby też, nie był w humorze i wydawał się być czymś zdenerwowany. Od rana był jakiś napuszony i opryskliwy, ale to tylko w stosunku do innych. Dla mnie był jak zwykle czuły i opiekuńczy.
-Stało się coś? - zapytałem, kiedy wziął mnie na ręce i powoli wchodził ze mną do wody po stopniach. - Jakiś zły dzisiaj jesteś.
-Lewą nogą wstałem - mruknął, stając ze mną w wodzie. Puścił mnie tak, żebym stał sam i przytrzymał mnie w pasie. - Nic wielkiego.
-Na pewno? - oparłem się o niego. - Mi możesz powiedzieć - postawił moje nogi na swoich i zaczął iść, zupełnie jak przedszkolak z rodzicem. - Słodko - uśmiechnąłem się.
-Na pewno - potarł swoim nosem o mój. - Nie martw się o mnie, to nic wielkiego.
Chodziliśmy tak po wodzie, aż w pewnym momencie, ktoś ochlapał Yuu od tyłu, a przy okazji mnie. A miałem nadzieję, że z basenu wyjdę z suchymi włosami.
-Reita - warknął zły Yuu, odgarniając mokre włosy i odwracając się do basisty. - Ty chyba chcesz wojny.
-Ojej, spokojnie - zaśmiał się. - I jak tam? - podszedł do nas. - Wy jak tatuś i córeczka - uśmiechnął się.
-Jakoś - odparł Yuu. Zauważyłem, że Kai i Ruki siedzieli w jacuzzi.
-Idziemy do nich? - zapytałem.
-No dobra.
Niedługo potem, przemieściliśmy się do chłopaków. Rei zajął miejsce przy Tanabe i pomógł mi wejść do gorącej wody. Uśmiechnął się dziwacznie i zakrył twarz dłońmi.
-Co cię bawi? - zapytał Aoi. Wszyscy patrzyliśmy na blondyna i czekaliśmy na odpowiedź.
-Yuu, spójrz na swoje portki - powiedział, dławiąc się ze śmiechu. Nasze spojrzenia powędrowały na kąpielówki Aoiego, który spuścił głowę, żeby zlustrować swoje odzienie. Po chwili zakrył krocze dłońmi i zarumienił się. Biedaczek, trochę się zmieszał.
-To nie jest śmieszne - burknął najstarszy.
-Nie ma się czego wstydzić - powiedział Kai, uśmiechając się szeroko. - W końcu Uruha jest prawie nagi - uniósł znacząco brwi, a Ruki i Reita parsknęli jednocześnie.
-Kai, nie pomagasz - mruknął Aoi, rumieniąc się jeszcze bardziej. No proszę, jaki buraczek.
-Podnieciłeś się na jego widok? - Ruki zamrugał kilkakrotnie. - To wy może idźcie do przebieralni, jak tak dawno nie mieliście seksu. Poczekamy.
-Dajcie mu spokój - powiedziałem, odwracając się od zażenowanego Yuu. - A wam nigdy nie stanął publicznie?
-Po prostu stęskniliśmy się za Górą Fudżi - Rei pogłaskał mnie po włosach. - Shima, nie denerwuj się za niego.
Yuu zajął miejsce obok mnie i objął mnie ramieniem.
-Yuu, tylko nam tu nie wystrzel zaraz - powiedział Rei. Shiro zmrużył zdenerwowany oczy i zmierzył wzrokiem Akirę, który miał wyśmienity humor, idealny do głupkowatych żartów.
-Dobra, już nie będziemy się śmiać z twojej erekcji - Kai też miał niezły ubaw.
-Zazdjoszczą - powiedziałem Yuu na ucho.
-Niby czego? - także zapytał się mnie na ucho.
-Co wy tak szepczecie? Może głośniej, co?
-Wielkości oczywiście - powiedziałem już nie na ucho. Yuu zaśmiał się i pocałował mnie przy wszystkich w policzek i przesunął nosem po mojej szczęce.

*

Ruki spuścił wzrok i westchnął. Nie mogłem już na niego patrzeć. Cały czas czymś się zamartwiał. W końcu odważył się spojrzeć mi w twarz. Szkoda mi się go robiło od samego patrzenia.
-Słucham - czekałem aż mi wszystko wyjaśni. - Co się stało?
-Nie wiem - mruknął. - Wszystko dookoła zaczęło się rozpieprzać. Już byłem tak blisko, żeby powiedzieć wszystko Akirze, żeby odejść od Naoko. Kouyou, co ja takiego złego zrobiłem? - zakrył twarz dłońmi.
-Na pewno nic - zapewniłem go. - Co się stało? - powtórzyłem pytanie.
-Rei znalazł sobie dziewczynę, a Naoko jest w ciąży - mruknął cicho. - Co ja mam robić?
Chwilę siedziałem, nie do końca rozumiejąc jego słowa. Przecież, już było dobrze między nim i basistą. Taka był na dobrej drodze, żeby mu wszystko powiedzieć, o tym, co dusił w sobie przez kilka lat. Najwyraźniej Akira miał go tylko za przyjaciela. No i jeszcze Naoko. Ona na pewno się cieszyła z ich dziecka. W końcu, nie wiedziała o niczym i przecież była kobietą. Która z nich nie cieszyłaby się z faktu, że jest w ciąży ze swoim ukochanym?
-Chodź do mnie - powiedziałem. Matsumoto usiadł obok mnie, a ja przytuliłem go niezdarnie. Zdziwił się trochę na ten gest z mojej strony. - Na pewno nie powinieneś się poddawać - powiedziałem. - Aki najwidoczniej jest bajdziej niż ślepy.
-A co z Naoko? Nie chcę tego dziecka. Nie mogę jej namówić na aborcję, czy zostawić - pokręcił głową. - Nie jestem świnią, ona mnie potrzebuje - zauważyłem łzy w jego oczach. - Była taka szczęśliwa, gdy mi to mówiła. Nie zapomnę jej błyszczących oczu, tego jak złapała się za brzuch i jak czule go pogładziła.
-Taka, ja nie wiem, co mam ci powiedzieć - wlepiłem wzrok w bulgoczącą wodę.
-Nic nie mów. Dziękuję ci, że jesteś, Kouyou.

*

Później wyjechaliśmy za miasto, do jakiegoś ośrodka wypoczynkowego ze spa. Chłopacy dostali trójosobowy pokój, z trzema łóżkami, a my pokój małżeński z wielkim łożem.
-Aoi! - Kai wpadł do naszego pokoju w tym samym momencie, w którym Yuu ściągnął mi spodnie, żeby przebrać je na krótsze, gdyż zrobiło się cieplej. - Przeszkadzam? - brunet wycofał się szybko.
-Mów, co chcesz - rzucił Shiro i złożył moje spodnie, odkładając je na bok.
-Bo masz masaż za dziesięć minut - powiedział lider - i potem kąpiel błotną.
-A Kouyou? - założył mi spodenki. - Przecież go nie zostawię - odgarnął moje włosy.
-Od tego jesteśmy ja, Ruki i Rei - uśmiechnął się. - Trzy wyspecjalizowane niańki z dziesięcioletnim stażem.
Aoi nie był tym faktem zachwycony. Stawiał się jakiś czas, ale w końcu dał się namówić.
-Jak coś, to jestem trzy piętra niżej - pogładził mnie po policzku. - Gdyby cokolwiek się działo, to idziecie po mnie na dół, jasne? - zwrócił się do chłopaków. - Żadnych pornosów, alkoholu, narkotyków, prostytutek, striptizerek, tak Akira?
-Ej, co ja?! - obruszył się blondyn. - Idź ty już lepiej - burknął, na co Aoi się zaśmiał i pocałował mnie czule. Pogłębił pieszczotę i przesunął językiem po mojej wardze. Uchyliłem usta i wysunąłem język, oddając pocałunek. Jego dłonie zjechały na moje biodra i pochylił się bardziej. Poczułem gorąco ogarniające moje ciało. Chyba pierwszy raz tak się przy kimś całowaliśmy. Zazwyczaj były to drobne buziaki, a tu nagle takie coś. - No chłopaki, miało być bez porno - oznajmił Rei, na co Aoi, oderwał się ode mnie z niechęcią.
-Pamiętaj o lekach - powiedział jeszcze, zanim wyszedł.

*

Czas zleciał nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. W sumie, to dobrze, że Yuu poszedł na te zabiegi. Mogłem spędzić z chłopakami trochę czasu, sam na sam, bez jego czujnego oka. Jednocześnie, on mógł się trochę odprężyć. O siedemnastej, musiałem wziąć pierwszą turę leków. Wszystkie te lekarstwa otumaniały, dlatego częściowo przestałem kontaktować. Godzinę później, kiedy wrócił Yuu, wziąłem kolejne leki, tym razem mocniejsze, po których zaraz zasnąłem.

[Aoi]

Czule gładziłem Kouyou po ramieniu, leżąc z nim na łóżku. Spał z lekko rozchylonymi ustami, z miną wyrażającą pełne odprężenie. Jego policzki były lekko rumiane. W pewnym momencie zmarszczył nosek i brwi. Odgarnąłem jego grzywkę i zaniepokojony, przyłożyłem dłoń do jego czoła. Było ciepłe, aż za ciepłe. Potarłem dłonie o siebie i powtórzyłem tą czynność. Nie wydawało mi się. Kou miał gorączkę.
-Kou-chan - mruknąłem cicho, pochylając się nad nim. Oddychał normalnie. Szybko wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Kaia. Numer był jednak zajęty, dlatego zadzwoniłem do Rukiego.
-Tak? - odebrał po dwóch sygnałach.
-Kai ma przy sobie apteczkę? - zapytałem.
-Apteczkę? Poczekaj - oddalił telefon od siebie i wymienił kilka zdań z liderem. - Ma apteczkę - odpowiedział. - Przynieść ci ją?
-Byłbym wdzięczny.
-To zaraz będę - rozłączył się.
Schowałem telefon i pogłaskałem Kouyou po policzku. Już wiadomo było, skąd te rumieńce u niego. Po kilku minutach przyszedł Ruki. W drobnych dłoniach trzymał białą, prostokątną torbę z czerwonym krzyżykiem. Wziąłem ją od niego i szybko wróciłem do Kou.
-Co się stało? - zapytał Matsumoto, idąc za mną.
-Uru ma gorączkę - odpowiedziałem, wyciągając z apteczki kompres i termometr. Zmierzyłem mu temperaturę i mało nie usiadłem, widząc cyferki, pokazujące trzydzieści osiem stopni.
-Może go obudź? - zaproponował wokalista.
-Nie mogę za bardzo. Dostał nowe leki, działają na człowieka, jak dawka narkozy dla konia. Zbudzenie go teraz, jest niemal niemożliwe.
-Kiepsko - przyznał.
Zmoczyłem kompres i przyłożyłem go Takashimie do czoła. Zapowiadała się długa noc.

[Uruha]

Było mi gorąco i strasznie bolała mnie głowa. Nie kontaktowałem do końca, jednak coś mi nie pasowało. Kremowe ściany hotelowego pokoju zrobiły się nagle białe i coś pikało mi nad uchem. Omiotłem półprzytomnym wzrokiem pomieszczenie. Dziwnie znajome miejsce. Wszystko takie białe i sterylnie czyste. Po kilku minutach, zrozumiałem, że byłem w szpitalu, a pikające coś, było maszyną mierzącą tętno i pracę serca. Do ręki miałem podłączoną kroplówkę, a do nosa powtykane jakieś rurki.
-Obudził się - doszło do moich uszu, kiedy chciałem się ruszyć. Zauważyłem, że na krzesłach pod ścianą siedzieli Kai, Reita i Ruki. Ten ostatni spał, opierając się o ramię basisty.
-Gdzie Yuu? - zapytałem cicho.
-Śpi - odpowiedział mi Tanabe, wskazując na łóżko, stojące przed moim.
Później, dowiedziałem się, że miałem wysoką gorączkę, dochodzącą do prawie czterdziestu dwóch stopni, nie mogli mnie obudzić, co prawdopodobnie było spowodowane zbyt silną dawką leku. W każdym razie, przez ten czas, Aoi zdążył ponoć stracić nad sobą kontrolę i wpaść w silną histerię, tak, że musieli mu dać zastrzyk uspokajający, dlatego spał jak suseł, kiedy się obudziłem.
-Lek był zbyt silny, do tego, przewiało pana, - lekarz stał nad moim łóżkiem i monotonnym głosem mówił, jak doszło do całej sytuacji - co spowodowało osłabienie organizmu. Dodatkowo, przy pańskim obecnym stanie zdrowia, wszelkie wycieczki są niewskazane i mogą jeszcze pogorszyć sytuację.
Jak sam lekarz później przyznał, niewiele mi brakowało, żeby przejść na tamten świat i w sumie, to nastawiał się bardziej, że albo umrę albo zapadnę w śpiączkę. Stwierdził, że dawał mi dwadzieścia procent szansy na obudzenie się.
-A co z Yuu? - zapytałem, kiedy przeglądał moją kartę kontrolną. Zerknął na mnie, unosząc brwi w zdziwieniu, jednak szybko skojarzył, o kogo mi chodziło.
-Powinien się niedługo obudzić - spojrzał na łóżko, na którym leżał i znowu wrócił do sprawdzania karty. - Miał pan mdłości? - zapytał.
-Nie.
-A zawroty głowy?
-Miałem - przyznałem po chwili zamyślenia. - Zanim pojechaliśmy na basen, w domu.
-Prawdopodobnie, złapał pan już coś wcześniej - odwiesił ją na miejsce. - Nie wygląda mi to na coś poważnego, ale przy stwardnieniu zanikowym, nawet najmniejszy katar może diametralnie skrócić życie. Dlatego też, pański organizm zareagował na to wysoką gorączką. Po części jest to też wina leku - wyciągnął jakiś notatnik. - Jestem teraz zmuszony zadać dość osobiste pytanie - odchrząknął. - Domyślam się, że panowie dzielą wspólne łoże - pokiwałem głową i czekałem na ciąg dalszy. - Czy pan albo pana partner, przechodził przez jakąś chorobę weneryczną?
-Yuu miał kiedyś rzeżączkę, jakieś osiem lat temu - odpowiedziałem. - Nie byliśmy wtedy j...razem
-Czyli dawno - zanotował. - Były jej nawroty? - pokręciłem przecząco głową. - Zdarzali się jacyś inni partnerzy lub partnerki seksualne?
-Nie.
-A pański partner? - znowu coś zanotował.
-Nie wiem, chyba nie. Po co to panu?
-Muszę wiedzieć, czy wykonywać dodatkowe badania, czy też nie. Pomoże to w ustaleniu przyczyny pańskiego obecnego stanu zdrowia, a choroby weneryczne często są ukrytą przyczyną, dlatego proszę odpowiadać szczerze - westchnął. - Jakieś choroby psychiczne związane ze spełnieniem seksualnym, typu korofilia?
-Nie - skrzywiłem się. Obrzydliwe. - Ani ja, ani Yuu.
-Rozumiem - zapisał coś. - Muszę być teraz szczery - zdjął okulary i włożył je do kieszeni fartucha. - Są to ostatnie chwile do wykorzystania życia seksualnego. Niedługo będzie pan mógł całkowicie zapomnieć o pożyciu, dlatego jest to ostatni moment, żeby się sobą nacieszyć.
Shiro obudził się niedługo później. Zaraz dopadł do mojego łóżka i złapał mnie za rękę.
-Kouyou - pogłaskał mnie po policzku. - Tak się bałem.
-Nie wiele bjakowało - powiedziałem bez emocji. Splótł nasze dłonie i patrzył prosto w moje oczy.
-Nie strasz mnie tak więcej - pocałował mnie krótko w usta i cmoknął mnie w czoło. Poczułem nagle, że w moich oczach zbierają się łzy. Pociągnąłem nosem i pokiwałem głową. - Kou-chan, czemu płaczesz? - zaczął ścierać kciukami łzy z moich policzków. - Kochanie, co się stało?
-Yuu, ja nie chcę - objął mnie. Jęknąłem rzewnie i odchyliłem głowę. - Ja nie chcę umrzeć - mówiłem piskliwie. - Nie chcę cię zostawić.
-Już, spokojnie. Mamy jeszcze mnóstwo czasu.
-Nie mamy - pociągnąłem nosem. - Wiesz o tym doskonale.
-Kouyou...
-Mów mi pjawdę, nie dawaj tej pieprzonej nadziei.
Chwilę siedział cicho, trzymając mnie w ramionach. Nie wiedział, jak się zachować. Po jakimś czasie, puścił mnie i popatrzył na mnie z bólem.
-Kocham cię - w jego oczach stanęły łzy. - Kocham cię bardziej, niż mógłbyś to sobie wyobrazić.

*

Po dwóch tygodniach w szpitalu, pozwolono mi wrócić do domu. Przez ten czas, Yuu przychodził do mnie codziennie i siedział przy moim łóżku, do późnej pory. Temperatura spadła mi do książkowej, zawroty głowy minęły i wszystko było już w porządku.
-Kou, może obejrzymy jakiś film? - zapytał Yuu, sprzątając po kolacji. - Komedię, lub coś takiego - wytarł ścierką talerz i odłożył go do szafki.
-Możemy - powiedziałem. Podszedł do mnie od tyłu i objął mnie, całując w policzek. Odwróciłem głowę i cmoknąłem go. - A później? - zapytałem.
-Później - przesunął nosem po moim policzku - możemy iść do sypialni i...
-I?
-Iść spać.
-Yuu! - oderwał się ode mnie.
-Co?
-Zepsułeś nast...rój.
-Kochanie, to nie było specjalnie - zaśmiał się. - Możemy później trochę pofiglować - wyjechał moim wózkiem na korytarz, a później do salonu. Tam, obejrzeliśmy jakiś film z naszej domowej kolekcji. Potem, przenieśliśmy się do sypialni, gdzie się kochaliśmy.
Po seksie, leżeliśmy przez dłuższy czas obok siebie, wsłuchując się w nasze oddechy. Aoi złapał mnie za rękę i splótł nasze dłonie.
-Wszystkiego najlepszego z okazji nasz szóstej rocznicy - pocałował mnie w czule. No tak, to już sześć lat, odkąd byliśmy razem. - Cieszę się, że tu jesteś - powiedział cicho. - Nie jestem sam w tym wielkim mieszkaniu - zrobił pauzę. - Chciałbym być z tobą zawsze - jego głos drżał lekko, co można było idealnie wyłapać w ogarniającej nas ciszy. - Nigdy do końca nie wierzyłem w to, co mi powiedziałeś - mówił. - Mała część mnie, nie potrafiła tego zaakceptować, jednak ostatnio, w końcu to do niej dotarło. Zrozumiałem tak naprawdę, że to nie będzie trwać wiecznie. Kiedy w szpitalu, przyszedł do mnie lekarz, mówiąc, że najpewniej już się nie obudzisz, nie mogło to do mnie dotrzeć. Pomyślałem wtedy, Co on pieprzy? Jak to, nie obudzi się?. Pozwolił mi wejść na salę, na której wtedy leżałeś. Kiedy cię zobaczyłem, podłączonego do masy urządzeń i bladego jak ścianę, stanąłem, jak wryty. Nie mogłem się ruszyć i stałem, patrząc na ciebie. Dotarło też do mnie, że to mógł być ostatni raz, kiedy cię widziałem. To było okropne. Spałeś, a ja nic nie mogłem zrobić. W pewnym momencie, twój puls niemal zanikł, a serce prawie przestało bić. Zaraz zjawił się personel. Wyrzucili mnie z sali. Siedziałem pod drzwiami ze świadomością, że powszedni dzień, był chyba ostatnim, w którym mogłem być z tobą. Tak strasznie zacząłem żałować tego, że nie poświęcałem ci więcej czasu, że nie kochałem się z tobą tak często, że nie mówiłem ci codziennie, jak bardzo cię kocham i jak ważny dla mnie jesteś. Żałowałem tych wszystkich, bezsensownych kłótni, nieporozumień między nami, krótkich rozstań i tego wszystkiego, co mówiłem, chcąc się wyładować, a ty byłeś obok. Jak bardzo chciałem cię wtedy przytulić, przeprosić i przysiąc, że to był ostatni raz - wziął głęboki wdech. Głos załamywał mu się coraz bardziej. - Kouyou, kiedy zdałem sobie sprawę, że możliwe, że już nigdy się do ciebie nie odezwę, że nie przytulę cię, ani nie pocałuję... - urwał. - Że nie zobaczę twojego uśmiechu, że już nikt nie wypowie w taki pełen czułości sposób mojego imienia, to poczułem się, jakby mi ktoś duszę przewiercał.
Nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. Z każdą mijającą sekundą, przyswajałem coraz bardziej jego słowa. Z każdą chwilą, docierało do mnie, jak cenny dla niego byłem.
-Obiecuję ci Yuu, że będę walczył - powiedziałem. - Zostanę z tobą tak długo, jak to będzie możliwe.
Następnego dnia, wraz z Yuu, pojechaliśmy do notariusza. Upoważniłem go, do swoich wszystkich rzeczy po swojej śmierci. Miał je dostać, jako pewien rodzaj spadku. Gdybyśmy byli prawdziwym małżeństwem, coś takiego, nie byłoby potrzebne. Czasami już mnie cholera strzelała, kiedy słuchałem o legalizacji związków partnerskich. W każdym razie, rok wcześniej, podpisaliśmy jakiś papierek, dzięki któremu, Yuu mógł mnie teraz normalnie odwiedzać w szpitalu, jakby był moją rodziną i nikt nie mógł się czepiać.
Czasami rozmawialiśmy o tym, jakby to było, gdybyśmy mogli się pobrać. Byliśmy jednak, czymś na wzór małżeństwa. Kochaliśmy się prawdziwą miłością, nie nudziliśmy się sobą, a jeden, oddałby za drugiego życie. Aoi mówił też, że zaadoptowałby dziecko. Śliczną dziewczynkę, która miałaby wszystko, co najlepsze. Rozpieściłby ją i chciał, bym i ja ją pokochał i nie był zazdrosny. Ale się nie zgadzałem na dziecko, przez co czułem się teraz dość... Trudno było mi opisać to uczucie. Nie chciałem się zgodzić na coś, co dałoby mu wielką radość i, w pewien sposób, spełnienie. W apartamencie, mieliśmy dwa, nie używane pokoje, które właściwie niszczały, a beze mnie, było tam już zupełnie pusto, a Aoi, nie miał się do kogo odezwać.
Myślę, że to były wyrzuty sumienia.
-Yuu, jakby to było, gdybyśmy mieli dziecko? - zapytałem, kiedy już wracaliśmy do domu. - Takie małe dzieciątko.
-Kou, chodzi ci o to, jakby to było, gdyby, któryś z nas był kobietą i mógł zajść w ciążę?
-Mi chodzi o zwykłą adopcję - odparłem. - Zawsze chciałeś być ojcem i mnie to tj...trochę męczy.
-Na pewno, dużo by płakało - mruknął. - Trzeba by mu poświęcać czas i inne takie - westchnął i pokręcił głową. - Kouyou, rozmawialiśmy już o tym. Powiedziałeś, że jeśli tak bardzo mi na tym zależy, to mogę iść do jakiejś panny i już nigdy nie wracać.
-To było kiedyś - westchnąłem. - Tejaz, t...rochę tego żałuję.
-Myślę, że na dziecko już jest trochę za późno - mruknął, skręcając. Skrzywiłem się i wlepiłem wzrok w widok za oknem. Szybko się obudziłem. Pod koniec życia zachciało mi się dziecka.

----

Madness returns, żuczki :D

Jestem ciekawa, czy chciało wam się czytać ten wstępniak na początku. W każdym razie, są to moje własne przemyślenia. 

Moi drodzy, najukochańsi czytelnicy - żyję i mam się dobrze! Kosmici mnie nie porwali, nie wpadłam pod rozpędzony pociąg, nie popełniłam samobójstwa. Wybrałam się do pięknej miejscowości, o nazwie Krynica i zaszyłam się wysoko w górach, by przemyśleć wszystko i odpocząć. Jak widzicie, był to dla mnie czas refleksji. ( Nie bójcie się, ja tak mam ^^ .)
Szykujcie się, bo następne będzie "Migdałowe serce" i możliwe, że aż dwa rozdziały na raz ;) 

Do następnego rodziałuu~!   

Komentarze

  1. Oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo booooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooorzeeeeeeeeeeeeee doczekałam sięęęęęęęę *__________________________________________*
    Idę umrzeć, to było tak niesamowicie genialnie absolutnie cudownie zachwycająco zajebiste, że nie wiem co powiedzieć. Wrócę napisać coś sensownego, jak ochłonę.

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu wróciłaś! I to nie z pustą notką. Nawet nie wiesz, jak bardzo stęskniłam się za tym opowiadaniem. Zdążyłam przeczytać wcześniejsze rozdziały całe dwa razy.
    Huh, coraz smutniej się robi. Nijak nie potrafię tego skomentować. Oczywiście ów ''brak słów'' jest spowodowany pozytywnym wrażeniem, jakie wywarł na mnie rozdział. Miło, że Kai zaproponował ten wspólny wypad. Szkoda tylko, że Kou na tym ucierpiał, ponownie lądując w szpitalu... Miałam malutką nadzieję, że wydobrzeje. Niestety. Nadzieja jak się pojawiła, tak też bestialsko ją zgasiłaś. Uh.
    Biedny Ruks. Myślałam, że jednak zejdą się z Reitą. Co za debil... Przepraszam, Aki, ale tylko tak można cię określić >:c Debil, debil, debil.
    Refleksje Kou na temat dziecka mnie rozczuliły. W ogóle, rozczulił mnie też cały monolog Aoiego, jak to wcześniej nie doceniał Uru.
    Och, Kaczuszko. Zostań tak długo, jak to tylko możliwe ;-;

    Dwa rozdziały Migdałka, mówisz? Nie mogę się doczekać!
    Dziękuję za Twoje opowiadania. Cieszę się, że wśród miliona internetowych blogów mogłam znaleźć i przeczytać coś tak dobrego ♥
    Weny, której chyba masz w nadmiarze, jak widzę i... pozdrawiam~

    //Shima.

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, okej, wracam, aby napisać sensowny komentarz.
    Co ja gadam, nadal nie mogę się otrząsnąć z szoku po przeczytaniu tego ;_;
    Ale postaram się.

    Akira, ty idioto >:U Tak jak nie lubię Reituki, w tym przypadku strasznie mi szkoda Ruksa i mam nadzieję, że się zejdą. Kouyou dość późno sobie uświadomił tę chęć posiadania dziecka. Cholernie mnie rozczulił monolog Yuu, to było takie.. takie wzruszające i puchate ;-; W ogóle podobała mi się ta część. Ale w przypadku jso,ssz nie potrafię być obiektywna |D

    Reasumując, cieszę się, że wena Cię nie opuszcza, że żyjesz, jesteś cała i zdrowa i doszłaś do Mondrych Wnioskuf (po części dzięki temu opowiadaniu |D)
    Mnie by się też coś takiego przydało, bo ostatnio mam wrażenie, że żyje mi się bardzo dobrze, a narzekam na co tylko się da, podczas gdy teksty w stylu "dzieci w Kambodży mają gorzej" niezbyt mnie ruszają. A zawsze mogło być gorzej - choroba, rozbita rodzina, bieda, inne okropieństwa, które nie przychodzą mi do głowy. Muszę się nauczyć doceniać życie, bo czuję się jak sucz.

    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo jak ja się niezmiernie cieszę, że jest coś nowego na blogu no i oczywiście, że wróciłaś również. Żeby nie żeby coś, hah. Widzisz nie było Cię kilka dni, a tu już wszyscy myślą, że nie wiadomo co się stało... CI LUDZIE. XD Mam nadzieję, że czas spędzony w ośrodku minął Ci dobrze i, że teraz wypoczęta dalej będziesz publikować takie cudowne rozdziały jak ten dzisiejszy tutaj o. Pomimo tego, że Akiś działał mi na nerwy to jednak skupiłam się bardziej na Yuu i biednym Kou, który właśnie pod koniec życia uświadomił sobie, że chce mieć dziecko. Cóż, ponoć mówi się, że lepiej późno niż wcale, jednakże wydaje mi się, iż w tym przypadku nie byłoby to dobre... Uru odejdzie, a Yuu zostanie sam z dzieckiem, które będzie przypominać Mu o ukochanym? Sama nie wiem... zależy też od tego ile Kouyou jeszcze pożyje, a mniemam iż niewiele Mu zostało niestety. To przykre, że choroba tak szybko postępuje i, że nie ma dnia, by nie działo się coś złego. Skąd starszy gitarzysta bierze na to wszystko siły? Podziwiam Go za determinację i chęć pomocy Kou, bo to naprawdę niespotykane. Nawet jeśli nie częste to są takie przypadki jakie opisujesz w tym opowiadaniu, no np. Ci rodzice tych chorych dzieci, w ośrodku którym byłaś... Coś niesamowitego, ale to jest przecież miłość, prawda? Jeśli się kocha to niezależnie od tego, czy ktoś jest zdrowy czy chory. Ja uwielbiam to opowiadanie i nawet jeśli koniec będzie jaki będzie, to uważam, że jest to jedno z najlepszych opków, które do tej pory miałam okazję przeczytać. <3

    Kończąc, chcę jeszcze dodać, iż bardzo cieszy mnie fakt, że następna publikacja być może będzie podwójna! Ha, dwa rozdziały w jednym! Ale byłoby czytania. ;p I o to chodzi, huhuhu ^____^ Pozdrawiam cieplutko i życzę weny, która i tak Cię nie opuszcza, ale co tam... to tak na wszelki wypadek. Na pewno nie zaszkodzi. XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Co wszyscy tak dramatyzują o tym, że Cię nie było? Nie zrozum mnie źle, ja nie mówię, że nie zwracam na Ciebie uwagi, ale nie zauważyłam, żeby Cię nie było. Może dlatego, że i tak teraz ludzie dodają raz na miesiąc (czasem 3) i to nie jest nic dziwnego, bo już się przyzwyczaili. I wiesz? Po części to dobrze. Nie piszą na siłę, ''byleby było''. Pisz, kiedy będziesz chciała, nie przepraszaj. Za co? Za to, że nie piszesz sztucznie? Weź...

    Akira.. zachował się naprawdę okropnie, co chyba każdy zauważył i nie wykazuję się tu oryginalnością. Samą mnie zabolało, gdy opowiadał o ''dziewczynie aniele'' (Dobrze odmieniłam? Chyba nie..), a co dopiero Takę. ''Gdyby nie on'' <-- To naprawdę było chamskie. On mu pomógł, został z nim, a ten, któremu mięśnie przysłaniają mózg, docenił to w tylko minimalnym stopniu. Niech ktoś go trzaśnie, błagam. Nie winię go za to dlatego, że nie wiedział i nic nie zrobił, TYLKO WIDZI I NIC NIE ZROBIŁ. Wiem, ja również nawet nie chcę spojrzeć na przyjaciółkę w taki sposób, ale on mu daje jasne znaki, dlaczego nie kupi sobie szkieł kontaktowych? Szczytem byłoby przyprowadzenie tego pseudo-anioła, dobre i to. Pseudo, bo prawdziwym aniołem jest tu Taka, Yuu, Kou.. Takanori jest przy nim mimo, że ten mięśniak go rani. Nadal mu pomaga. TO jest anioł, a nie, bo jakaś kobietka umie grać na perkusji i pewnie jest platynową blondynką. NAPRAWDĘ JESTEŚ TAKI GŁUPI? Chwała Tace, że nie uciekł z sali, choć pewnie to rozważał. Tego małego to też szkoda. Moje myśli są straszne. W tym momencie, gdy huknęło zacięłam się i zaczęłam snuć własny ciąg.
    Niestety u mnie nie wytrzymał. Wybiegł z sali, wsiadł w samochód i siłował się z silnikiem. W tym czasie skołowany mięśniak i trochę mniej reszta doradza temu pierwszemu, żeby go tu przyprowadził, bo przecież próba jest. Więc mimo swojego lenistwa mięśniak wstaje, bierze kluczyki i rusza motorem. Wtedy Taka nareszcie odpala samochód i odjeżdża z piskiem opon. Mimo wszystko ten drugi musi go złapać więc rusza. Zbliżają się do skrzyżowania blisko studia. Wtedy mięśniak cieszy się, że nareszcie go złapie, gdy się zatrzyma. Niestety - nie zatrzymał się. Lepiej - przyśpieszył. Wszedł w drogę tirowi, dzięki któremu poleciał obok, na kolejny. Wyobraź sobie tą masakrę. Ogień. A teraz wyobraź sobie Akirę, który ogląda, jak jego przyjaciel jest miażdżony przez 2 tiry. Ogląda to z rozszerzonymi oczami. Nie wie co zrobić, potrafi tylko stać. Ze studia było słychać. Dwójka podleciała do okien, widzi ogień. Nie mógł przeżyć.

    Ale musiałam czytać dalej.

    Kiedy lekarz wypytywał się Kou, miałam wrażenie, że to przez tego kolesia, który był umówiony z Yuu.
    Co właściwie zrobił Yuu, że siostra Kou się wyniosła?
    Przy mowie Yuu na końcu aż mi łzy poleciały. To było jednocześnie przykre i piękne. Tak samo, jak z Twoim wstępem o dzieciach. Piszesz naprawdę cudownie. Cieszę się, że znalazłam Twojego bloga.

    Podwójny migdał? Fajnie :) Poproszę o więcej Kou w nim :)

    Powodzenia, weny i zdrowia~

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsze łzy popłynęły, kiedy w drugim rozdziale Kou nie mógł wstać z podłogi. Potem już ryczałam praktycznie bez przerwy. To, jak pięknie potrafisz opisać emocje, uczucia i przebieg choroby, jak naturalnie wychodzi ci prowadzenie postaci... to jest niesamowite. Z reguły nie płaczę, czytając smutne rzeczy, balansuję na krawędzi. Ale tutaj? To jest zupełnie co innego, nie potrafię opisać, jakie emocje mną targają! Mówię sobie: Dalia, cholera, to jest tylko fikcja! Czego ryczysz?! A potem przychodzi taki Aoi i wali ten szczery monolog, a Dalia co? W płacz. Biedny, opiekuńczy Aoi, cierpi chyba nawet bardziej, niż Uru. Tak bardzo realistycznie opisujesz to wszystko, że mam wrażenie, że to prawda. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi na to cierpi, ale dopiero Ty uświadomiłaś mi, jak bardzo. Jaką tragedią jest ta choroba. Aż mi się zrobiło wstyd za moją arogancję.
    Dziękuję, że piszesz tak nieziemsko piękne, dramatyczne rzeczy. Prepraszam, że tak nieskładnie piszę. Tsukkomi, jesteś moim Bogiem. Ave Ty.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham to opko miłością stałą u.u
    Tylko byś spróbowała sobie zrobić krzywdę, to ja bym Ci zrobiła krzywdę!
    Więc. Nawet. Nie. Próbuj.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś od dziś liderką pośród osób które potrafią sprawić zeby Midziak beczała ;_;
    To było takie piekne i smutne ;_; Zwłąszcza jak Aoi mówił o tym jak był w szpitalu u Uruszki ;_;

    jak pzreczytałam ostrzeżenia... No nie chciałam się brać za te historie bo nie Lubie smutnych końców ale ._.... Wzięłam się i nie żałuję ;_;
    bo to piekne *Q* Takie smutne i piekne*q* Jedno z nieiwelu smutnych opków ktore czytałam i ktore były tak piekne ;_;...
    Ląduje z całą pewnością w moich ulubionych.
    Ale poza tym... Ja nie wiem co napisac ._. nigdy nie umiałam pisać dobrych komentarzy ani nic wgl ._. Wiec pozwolę sobie skończyć na tym teraz, nie pogniewasz się prawda?

    Wgl... To jescze nie koniec nie?

    Weny kochana ci zyczę, pomysłów stu lub więcej, czasu dużo...
    I pisz dalej :3

    Buziaki
    ~xMidziak

    PS Dlaczego ja na tego bloga wpadłam dopiero teraz ;_;?!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    żal mi bardzo Rukiego, a Rita jest ślepy, wypad jest świetny choć zakończył się tak, Aoime naprawdę bardzo go kocha...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    rozdział wspaniały, bardzo żal mi Rukiego, a Rita to jest zupełnie ślepy, wypad świetny choć zakończył się tak, widać, że Aoime naprawdę bardzo go kocha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka,
    rozdział jedt wspaniały, żal mi naprawdę Rukiego, a Rita jak dla mnie jest zupełnie ślepy... świetny ten wypad choć zakończył się tak... Aoime naprawdę bardzo go kocha...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty