''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 07
Na zatarcie naznaczony uczuciem strachu, którego nie mogłem się pozbyć
Wydaje mi się, że zapomniałem ciepła tej dłoni, którą mi odebrano
Uczucie bezpieczeństwa zostało odebrane przez białe ściany
Jak wiele kwietni muszę jeszcze zobaczyć, nim to się skończy?
Shiroki Yuutsu
(wrzesień
2012 )
[Aoi]
Kouyou
opierał głowę na moim torsie i spał. Gładziłem go co jakiś czas po ramieniu i
delikatnie odgarniałem jego niesforne kosmyki. Słyszałem jak cicho oddychał i,
jak pochrapywał lekko. Martwiło mnie to, bo miał zatkany nos. Nie chciałem,
żeby znowu się przeziębił, a ostatnio z jego odpornością było krucho. W pewnym
momencie zadrżał, a ja automatycznie przycisnąłem go do siebie mocniej i
naciągnąłem na niego szczelniej koc. Biedactwo moje.
-Kou-chan
- szepnąłem.
Patrzyłem
na jego śpiącą twarzyczkę, aż w końcu sam zasnąłem.
Na
drugi dzień pojechałem ostatni raz do studia po rzeczy. Stanąłem w drzwiach
pomieszczenia, w którym byli już Reita i Ruki. Ten drugi płakał i chował twarz
w torsie przyjaciela, który klepał go po plecach.
-O,
Aoi - Rei w końcu mnie zauważył. Po jego minie poznałem, że on sam był bliski
łez. - Cześć - przywitał się.
-Hej
- odpowiedziałem.
-Yuu!
- Taka odkleił się od basisty i podbiegł do mnie, oplatając mnie ramionami w
pasie. Na początku prawie odskoczyłem od niego, zdziwiony jego nagłym
zachowaniem. Po chwili jednak, przytuliłem go do siebie czule i pogładziłem po
plecach, czując, że sam się zaraz rozpłaczę. - Aoi, to się nie dzieje naprawdę,
powiedz, że to tylko sen - płakał w moją koszulkę. - Powiedz, że po prostu
zmieniamy studio.
-Taka
- pogłaskałem go po jego miękkich włosach. - Nie...
-O
chłopaki, jesteście - do środka wszedł Sakai. Menadżer także nie wyglądał
kwitnąco. W końcu przywiązał się do nas przez te dziesięć lat. - A gdzie moja
prawa ręka? - zapytał.
-Tutaj
- odezwał się Kai.
Byliśmy
w komplecie, brakowało jedynie Uruhy.
Poznosiliśmy
rzeczy do samochodów. Ostatni raz, wypiliśmy razem kawę i ostatni raz,
poszliśmy razem się przejść. Po wszystkim, rozeszliśmy się w swoje strony.
(uruha)
-Wróciłem
- usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Yuu przyszedł do mnie i położył mi
dłonie na ramionach, masując je lekko. - Jesteś głodny? - zapytał.
-Nie
- odpowiedziałem, dalej patrząc na deszcz za oknem. Shiro wziął mnie na ręce i
przeniósł na kanapę. Przez resztę dnia nie robiliśmy niczego specjalnego. Yuu
poszedł jeszcze odebrać zdjęcia od fotografa, które później oglądaliśmy.
*
-Zamknij
oczy - polecił Yuu, zanim zaczął spłukiwać szampon z moich włosów. Posłusznie
zamknąłem oczy, a on zaczął pozbywać się piany. Potem wysuszył moje kłaki i
położył się wraz ze mną do łóżka. Przytulał mnie do siebie i całował.
-Kou-chan,
pojedźmy jutro nad morze - delikatnie dotknął mojego policzka, po czym
pogłaskał mnie po nim.
-A
po co? - zapytałem. Pocałował mnie czule, ciągle gładząc mnie po policzku. -
Wiesz, że nie mogę za bardzo wycieczkować.
-Wycieczkować?
- zaśmiał sie serdecznie. - A cóż to za nowe słowo?
-Tak
jest szybciej - stwierdziłem. - Taki sk...rót.
-Aha
- znowu mnie pocałował. - Ale co o tym sądzisz? Nie jest daleko do morza,
posiedzimy na cieplutkim piaseczku, pod parasolem, zjemy pyszne gofry -
mruczał, starając się mnie przekonać na wyjazd. - Mamy piękny początek
września, nie uważasz?
-Tak
Yuu, mam piękny początek września - westchnąłem. - Ale wiesz, że będziesz musiał
mnie zanieść na plażę.
-To
nic - uśmiechnął się. - Właśnie od tego tu jestem - kolejny raz złożył na moich
ustach czuły pocałunek.
*
Powoli
sączyłem swój sorbet, patrząc na morze przed sobą. Z boku, musiało to zabawnie
wyglądać. Dwóch dorosłych mężczyzn siedzących na zielonym kocyku, pod wielkim
parasolem, jeden trzyma dwa napoje i podstawia drugiemu pod nos słomkę, żeby
pił. Przypadkowy obserwator mógłby pomyśleć, że nie chce mi się po prostu
trzymać opakowania z sorbetem, a ja tak naprawdę nie mogłem go trzymać.
-Cieplutko
- powiedział Yuu.
-Mhm
- mruknąłem.
Było
bardzo gorąco, słońce grzało niemiłosiernie, nie oszczędzając nikogo. Mimo tego
upału, na plaży wcale nie było wielu osób. Na pewno woleli się gdzieś skryć w
domach albo lokalach z klimatyzacją. Ale to dobrze. Mogliśmy stworzyć dla
siebie intymną atmosferę i nie przejmować się przypadkowymi przechodniami.
Oparłem
się o ramię Shiro, który objął mnie i pogłaskał po włosach. Odłożył opakowania
po sorbetach gdzieś na bok i położył się na kocu, tuląc mnie do siebie.
-Kocham
cię - powiedział mi na ucho.
Uśmiechnąłem
się mimowolnie i patrzyłem na morze. Jakieś dzieci bawiły się w wodzie i śmiały
się radośnie. Aż miło było na nie popatrzeć. Yuu jednak skupiał całą swoją
uwagę na mnie. Odgarniał mi włosy, całował mnie, głaskał. Nic go nie obchodziło
dookoła, tylko ja.
W
pewnym momencie, chłopiec bawiący się w wodzie zanurkował. Patrzyłem uważnie na
grupkę dzieciaków, ale on się nie pokazywał. W końcu rówieśnicy zaczęli go
wołać. Mijały minuty, a jego nie było.
-Yuu,
jakiś chłopiec nie może wypłynąć - powiedziałem.
-Zaraz
wypłynie, spokojnie - zapewnił mnie.
-Ale
on już kilka minut jest pod wodą! Spójrz tam - wskazałem głową na miejsce,
gdzie były dzieci, które wołały swojego kolegę. - Widzisz?
-Shima,
nie dramatyzuj - Aoi pokręcił głową. - Zaraz się pojawi. O, widzisz?
Rzeczywiście,
pod taflą wody zaczął majaczyć ludzki kontur. Ale nic więcej. Dzieciaki go
okrążyły i zaczęły coś krzyczeć.
-Yuu,
idź i zobacz, co z nim! - nakazałem starszemu, który zaczął wątpić w swoje słowa
i także przypatrywał się dzieciom. - Słyszysz?!
Shiroyama
poderwał się z miejsca, zdejmując koszulkę i rzucając się pędem w stronę wody.
Przechyliłem się na bok przez jego nagły ruch i opadłem na koc. Z niemałym
trudem podniosłem się lekko i z sercem na ramieniu, przypatrywałem się
działaniom swojego partnera, który wbił się pomiędzy dzieciaki i poderwał
nieprzytomnego chłopca z wody. Trzymając go w pasie, wyciągnął go na brzeg i
zaczął ocucać, uderzając lekko jego policzki. Sprawdził puls, ale najwidoczniej
go nie wyczuł i zamarł na ułamek sekundy, odrywając się od sinego chłopaczka.
Wokół niego zaczęła się zbierać coraz większa grupka gapiów, którzy
przysłaniali mi widok. W końcu, nic już nie widziałem i pozostało mi tylko
czekać, aż tłum się rozrzedzi.
-Moje
dziecko! - krzyknęła jakaś zrozpaczona kobieta, przeciskając się pomiędzy
ludźmi.
Obawiałem
się już najgorszego.
*
-Nie
wiem, jak mogę dziękować - drobna kobietka skłoniła się nisko przed nami. -
Gdyby nie pan, moje dziecko... - urwała, a w jej oczach stanęły łzy.
-Nie
ma pani za co dziękować - Yuu machnął ręką i położył dłoń na jej ramieniu. -
Mam nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze i głowa do góry - uśmiechnął się,
a ona zamrugała kilkakrotnie. - Właściwie, to Kou zwrócił uwagę, że coś się
dzieje - puścił ją i złapał za rączki od mojego wózka.
-Dziękuję!
- skłoniła się jeszcze raz.
-Proszę
się nie załamywać i do widzenia - wyprowadził mnie ze szpitala.
Chłopiec
prawie się utopił i gdyby nie ta szybka interwencja, pewnie by już nie żył.
Poczułem coś na wzór dumy. Po części, przyczyniłem się do uratowania czyjegoś
życia.
-Myślę,
że nie ma już sensu wracać na plażę - Shiro wiózł mnie przez malowniczy park
pełen różnych krzewów i przekwitłych kwiatów. - Może napijemy się? -
zaproponował.
-Możemy
- uśmiechnąłem się i dałem mu się zaprowadzić do chłodnego lokalu, z którego
wyszliśmy dopiero późnym wieczorem.
*
Yuu
obejmował mnie ciasno ramionami i poruszał biodrami, jednocześnie wywołując u
mnie masę jęków. Kochał mnie namiętnie, zostawiając na moim ciele znaki mojej
przynależności do niego. Robił to chyba z takiej potrzeby, że jutro miałem
wracać do szpitala i chciał zaznaczy, że nikt ma mnie nie ruszać i, że po
prostu chciał się wyładować, podgryzając mnie i jednocześnie sprawiając mi
przyjemność. Niekontrolowane jęki, były tego potwierdzeniem i napędem do
dalszego naznaczania mnie.
-Oh,
Shima - mruknął, przyspieszając. Pocałował mnie namiętnie, a chwilę później,
wstrząsnął nami orgazm. Krzyknąłem w jego usta, dając się ponieść upojnej
chwili. Niewiele do mnie docierało i zaraz osiągnąłem szczyt. Opadłem, niczym
szmaciana lalka na kochanka, który także zaraz doszedł. Mruknął coś i odchylił
głowę, uspokajając oddech. Czułem jego nasienie w sobie. Tą nieprzyjemnie mnie
wypełniającą, lepką ciecz pełną ruchliwych plemników. Dlatego przez cały nasz
związek używaliśmy prezerwatyw lub mieliśmy stosunek przerywany. Po dowiedzeniu
się o mojej chorobie, przestaliśmy jednak zwracać na to uwagę. Raz było
zabezpieczenie, raz nie. Raz był stosunek przerywany, raz nie.
Yuu
wyszedł ze mnie i przez dłuższy czas siedzieliśmy w bezruchu. Shiro podniósł
mnie w końcu i ułożył wygodniej na łóżku, kładąc się obok mnie. Znowu otulił
mnie ramionami i bez żadnej większej potrzeby, pocałował delikatnie.
*
Delikatnie
pukanie do drzwi rozległo się po pomieszczeniu. Osoba, nie czekając na moją
odpowiedź, weszła do środka. Najpierw zobaczyłem Manabu, trzymającego wiązankę
kwiatów, a tuż za nim jego ojca. Chłopczyk podbiegł do mnie i wręczył mi
kwiatki, po czym przytulił się do mnie.
-Dzień
dobry - powiedział ojciec chłopca. Skłoniłem mu tylko głową i niezdarnie
pogłaskałem jego syna po plecach. - Chciałem panu podziękować za opiekę nad
Manabu - oznajmił. - Jestem panu dozgonnie wdzięczny.
-To
nic - odparłem z uśmiechem. - Manabu jest miłym dzieckiem.
-Był
pan z nim w najtrudniejszych chwilach - jego głos przepełniała wdzięczność i
powaga. - Nie wiem, co mogę zrobić, by podziękować.
-Nic
nie trzeba - chłopiec władował mi się na kolana, co spotkało się z karcącym
spojrzeniem jego ojca. Objąłem go lekko i uśmiechnąłem się mimowolnie. - Manabu
wiele dla mnie zrobił.
-To
znaczy? - mężczyzna zmarszczył brwi i przysiadł na łóżku.
-Dzięki
niemu, nie załamałem się - odparłem, zerkając na chłopca, który przytulał się
do mnie. - Także był przy mnie w tjudnych chwilach.
-Ah,
rozumiem - pokiwał powoli głową. - Przyszliśmy się też pożegnać - powiedział
nagle. - Wiem jak to jest, kiedy przechodzi się przez chorobę i myślę, że
Manabu trochę zawadza.
-Ależ
nie - zaprotestowałem. - Nie zawadza.
-Aha
- mruknął bardziej do siebie.
Ktoś
znowu zapukał do drzwi, które zaraz się uchyliły.
-Kou-chan
- powiedział wesoło Yuu. Zamarł jednak, widząc, że miałem gości i wycofał się.
- Ja poczekam - oznajmił, zamykając drzwi. Zaśmiałem się pod nosem i pokręciłem
lekko głową.
-Manabu
mówił, że ten mężczyzna często u pana bywa. Jakiś kuzyn?
-To
mój partner - powiedziałem, siląc się na wyraźne wymówienie tego ostatniego
słowa.
-Pa...partner?
- zająknął się i wytrzeszczył na mnie oczy. - Pan jest...?!
-To
aż takie dziwne? - wywróciłem oczami.
-No
bo ja... I jeszcze Manabu - jąkał się, wyraźnie zszokowany. - Ja myślałem... -
zamarł, łapiąc oddech.
-Co
takiego pan myślał? - starałem się mówić spokojnie, by nie wszczynać
niepotrzebnych konfliktów.
-Myślałem,
że jest pan normalny.
Zabolało
mnie to. Poczułem się, jakbym miał jakąś chorobę psychiczną i właśnie wyszła
ona na jaw. Czyli w jego oczach, już nie byłem zwyczajnym człowiekiem. Z
uczuciami, zainteresowaniami, poglądami. Dla niego, byłem jak kosmita na plaży
w środku upalnego lata. Coś niespotykanego na co dzień i na pewno złego.
-W
jaki sposób nie jestem zwyczajny? - zapytałem.
-Pan
jest homo i wolałbym, żeby się nie zbliżał do mojego syna. Rozumie pan?
To
były chyba najgorsze słowa, jakie ktoś mógł skierować w moją stronę.
*
Po
rozmowie z ojcem Manabu, moje życie było bardziej puste niż dotychczas.
Załamałem się i to strasznie. Bez tego chłopca, znowu miałem ochotę się poddać.
Chciałem, żeby mnie ktoś dobił, żebym już nie cierpiał i, żebym miał spokój od
wszystkiego. Straciłem powód, dla którego tak naprawdę była ta codzienna
mordęga. Yuu to widział i starał się chociaż w najmniejszym stopniu mnie
podnieść na duchu. Jak bardzo mogłem nie zauważyć tego, że zwykłe dziecko stało
się dla mnie tak cenne. Nie zauważyłem, kiedy stało się częścią mnie i mojej
codziennej egzystencji. Nigdy nie myślałem, że mógłbym pokochać kogoś równie
mocno jak Yuu. Jednak się myliłem.
-Kouyou
- Shiro trzymał mnie za rękę i od dłuższego czasu, starał się mnie pocieszyć. -
Proszę cię, nie poddawaj się - pocałował moją dłoń. Sam już nie wiedział, co mi
było i wydawał się być zdezorientowany. - Najdroższy - głos mu zadrżał.
Chciałem
mu powiedzieć żeby poszedł. Żeby mnie zostawił i zapomniał. Żeby mógł sobie
ułożyć życie od początku, beze mnie. Bez zbędnego balastu. Chciałem na niego
krzyczeć, a zamiast tego, zacząłem płakać.
-Nienawidzę
siebie - skręcałem się w spazmach na szpitalnym łóżku. - Zabij mnie - jęknąłem,
dławiąc się łzami. - Yuu, zrób coś, już dłużej nie wytrzymam.
Po
moim ataku, leżałem przez długi czas w bez ruchu. Shiro już nawet nie wnikał w
to czy spałem czy też nie. Dla niego liczyło się to, że się uspokoiłem.
-Kouyou,
proszę cię - zaczął łamiącym się głosem. - Błagam, nie poddawaj się, chociaż
dla mnie.
Nawet
się nie poruszyłem. Znowu sprawiłem, że się martwił, że musiał się denerwować.
Jak
bardzo można znienawidzić siebie?
*
Po
kilkunastu dniach, zacząłem dochodzić do siebie. Bardziej kontaktowałem i już
nie wpadałem w nagłe histerie. Jednak ta pustka pozostała. Moja psychika,
znacznie wpłynęła na mój stan zdrowia. Nie umiałem już całkowicie poruszać
palcami u rąk i stóp, co zmartwiło lekarzy, którzy zaczęli mi robić kolejne
badania. Według nich, powinienem był móc poruszać palcami jeszcze przez
przynajmniej trzy miesiące. Najwidoczniej się pomylili.
To
może całe to pół roku, jakie mi niby zostało, było tak naprawdę trzema miesiącami?
Trzy miesiące...
Yuu
rozmawiał załamany z lekarzem na korytarzu. Dokładnie zamknął za sobą drzwi,
bym przypadkiem nie usłyszał urywka ich konwersacji. Wolał, bym nie znał opinii
lekarza. Gdy wrócił, był blady i cały się trząsł. Jego mina, głęboko wyryła się
w mojej pamięci. Nic nie mówiąc, usiadł przy moim łóżku i spojrzał na mnie ni
to z współczuciem, ni to z żalem. Siedział cicho i tylko na mnie patrzył.
*
[Aoi]
Zacisnąłem
zęby na poduszce, kuląc się i płacząc. Miałem ochotę coś zniszczyć, cokolwiek.
Chciałem się wyładować na czymkolwiek, pozbyć się negatywnej energii. To były
jakieś żarty. Chore, popieprzone żarty. Miało być lepiej. Tak cały czas
powtarzali. Jego stan był lepszy. A tu nagle...
Na
Kouyou został wystawiony wyrok. Lekarze nie chcieli mu już nawet dawać szansy
na cokolwiek. Nie chcieli mi dać nadziei.
-Muszę być szczery i chyba to jest
najgorsze w tym zawodzie - lekarz westchnął i pokręcił głową. - Pański partner
ma przed sobą ostatnie miesiące życia. Prawdopodobnie, około czterech - przerwał
na chwilę, widząc moją minę. Kazał mi usiąść, co zrobiłem mechanicznie. -
Myślę, że musi się pan przygotować na najgorsze, ale i na spędzenie tych ostatnich chwil - usiadł obok mnie. - To
naprawdę ciężki przypadek stwardnienia zanikowego i chyba najcięższy jaki do
tej pory miałem - kontynuował. - Przez zwykłe załamanie, stan pana Takashimy
pogorszył się diametralnie. Świadczy to o silnym postępie choroby i myślę, że
powinien się pan przygotować na najgorsze. Pański partner za niedługi czas straci
zdolność mowy, potem coraz trudniej będzie mu jeść cokolwiek oraz oddychać.
Muszę też pana uprzedzić o całkowitym braku zdolności poruszania. Nawet
najmniejsze ruchy będą niemożliwe - spojrzał na mnie z ukosa. - Umówię pana
jutro na spotkanie z psychologiem - oznajmił. - Niech pan przyjdzie jak zwykle.
To
nie mogła być prawda. To za mało. Kouyou był silny, a to po prostu było
chwilowe. Na pewno - złudnie sobie wmawiałem.
[Uruha]
Siedziałem
w swoim pokoju jak zwykle patrząc na widok za oknem. Była straszna ulewa. Całe
niebo przykrywały ciemnoszare chmury, tworząc klimat rodem z horroru i nie
przepuszczając najmniejszej stróżki światła. Nie lubiłem jesieni właśnie przez
takie rzeczy. Nie lubiłem i doszedłem do wniosku, że nie polubię.
-Kou-chan
- Yuu delikatnie zaczął masować moje ramiona. Wcześniej, ten czuły głos
pobudzał moje serce do większego pompowania krwi, teraz czułem się jak
impotent. - Zabieram cię jutro do domu - objął mnie, pochylając się i całując
mnie w policzek.
-Co
ci powiedział wczojaj lekarz? - zapytałem.
-Nic
takiego - skłamał. Wiedział, że byłem tego świadomy, a obiecywał mi mówić
prawdę. - Głównie o leczeniu - przyłożył swój policzek do mojego. - Nie jest ci
zimno? - zapytał troskliwie. Zaraz przykrył mnie kocem i usiadł obok, trzymając
mnie za rękę. Zerknąłem na jego lekko uśmiechniętą twarz. Wiedziałem, że chciał
mnie pocieszyć, dać trochę szczęścia do obecnej sytuacji, choć odrobinę.
*
-Kochanie,
przyjdą do nas chłopacy - oświadczył wesoło Yuu. - Chcą opróżnić nam lodówkę -
usiadł obok i objął mnie ramieniem.
-Aha
- mruknąłem, wgapiając się w swoje kolana.
-Może
kupić jakieś ciasto? - zapytał, sprawiając wrażenie podekscytowanego na samą
myśl o tym, że będziemy mieć gości.
-Jak
chcesz - odparłem.
*
-Myślisz,
że powinienem? - zapytał niepewnie Ruki. - On mnie odrzuci, woli kobiety -
przygryzł dolną wargę. - To zły pomysł - pokręcił głową i westchnął.
-Taka,
kto ci powiedział, że powinieneś zostać wokalistą? - zapytałem.
-Ty
- odpowiedział cicho.
-A
kto ci powiedział, że nie musisz nosić podwyższeń, bo i tak kogoś sobie
znajdziesz?
-No
ty - mruknął.
-Kto
ci powiedział, że lody o smaku a...arbuza są pyszne?
-Ty...
-Czy
kiedykolwiek się myliłem? - zapytałem, unosząc lekko brwi. Takanori popatrzył
na mnie spode łba, przynosząc na myśl małego, skarconego szczeniaczka i
pokręcił przecząco głową. - No właśnie.
-Ale
to inna sytuacja - stwierdził. - Chodzi o coś zupełnie innego. Nie o lody czy
koturny, tylko człowieka - protestował zawzięcie.
-Zaufaj
mi - uśmiechnąłem się lekko. - Mógłbyś zawołać Yuu? - zapytałem. - Potrzebuję
jego pomocy.
-Ja
mogę przenieść cię na wózek - zaoferował się, wstając. - Żaden problem.
-Ah,
nie. Chodzi o coś innego - mruknąłem cicho. - Yuu jest mi potrzebny - spuściłem
głowę. Po chwili zatrybił, o co mi chodziło, po czym poszedł po Shiro, który
siedział w kuchni i coś gotował. Shiroyama szybko zjawił się w salonie. - Muszę
do toalety - mruknąłem cicho.
-No
to chodź - z łatwością wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Tam, pomógł mi
się załatwić. Chociaż codziennie było tak samo i powinienem był się już
przyzwyczaić, to ciągle odczuwałem ogromne skrępowanie. Dla Yuu było to
obojętne, jednak wiedział, że dla mnie to było niezręczne. Starał się wtedy na
mnie nie patrzeć, by choć trochę zmniejszyć mój wstyd.
Kiedy
byliśmy w toalecie, wrócili Reita i Kai z zakupami. Obwieścili to głośnym jesteśmy!.
Później,
Yuu znowu zaniósł mnie do salonu, gdzie jakiś czas później, przystąpiliśmy do
wieczornej biesiady. Wszyscy byli bardzo odprężeni, a Yuu pozwolił sobie nawet
na wypicie puszki piwa. Podczas tego krótkiego spotkania, rozluźniłem się
trochę i poprawił mi się znacznie humor, co wszystkich ucieszyło. Widząc ich
uśmiechy, zrozumiałem, że nie powinienem się łatwo poddawać i pokazać mojej
chorobie, że jej się nie boję.
*
W
nocy, miałem jeden z tych silnie realistycznych snów. Wszystko dokładnie
czułem, widziałem, słyszałem. A co najlepsze, był to sen erotyczny, w którym
uprawiałem seks z jakąś kobietą. Pieściłem jej ciało, a ona wyginała się w
rozkoszy i jęczała, napędzając mnie do działania. Orgazm, jaki z nią przeżyłem,
był wspaniały. Nie pamiętałem, bym kiedykolwiek taki miał. Wylałem się w niej
obficie i opadłem na jej ciało, chowając twarz w obfitym biuście. Do moich
nozdrzy dochodziła woń jej perfum, dziwnie znajoma.
-Kouyou
- usłyszałem. - Kouyou, obudź się - powtórzył głos. Otworzyłem oczy. Byłem w
sypialni w naszym mieszkaniu. - Kochanie, chodź - Yuu pociągnął mnie do siadu,
a ja poczułem coś mokrego pod sobą. - Musisz zmienić bieliznę - mruknął.
-J-ja...
- zamarłem. Zmoczyłem się w łóżku.
Wziął
mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Usadowił mnie na wc, po czym zdjął moje
ubrudzone spermą i moczem bokserki. Wrzucił je do pralki, a następnie, obmył
moje ubrudzone ciało i założył mi świeżą bieliznę. Nastawił pranie i znowu
wziął na ręce.
-Z
kim się kochałeś? - zapytał, niosąc mnie do innego pokoju. Był całkowicie
spokojny, jakby takie rzeczy były dla niego codziennością.
-Nie
wiem - mruknąłem po dłuższej chwili. Chciałem najpierw powiedzieć, że z nim,
jednak zrezygnowałem z takiego kłamstwa. Wolałem wywinąć się od odpowiedzi.
Ułożył
mnie w węższym, niż naszym, łóżku i położył się przy mnie, przytulając mnie do
siebie.
*
[Aoi]
-Dlaczego
nie dasz sobie spokoju? - warknąłem zły do słuchawki. Starałem się nie podnosić
głosu, zważając na fakt, że Kouyou jeszcze spał. - Próbujesz mnie uwieść, potem
umawiasz z jakimś napalonym facetem, a teraz dzwonisz o tak nienormalnej
godzinie.
-Chciałam
usłyszeć twój głos - odrzekła Katsuko, jakby w ogóle nie miała wstydu. Miałem
wrażenie, że mi z nerwów pęknie żyłka w oku. - Tęsknię.
-Weź
ty sobie kogoś znajdź i nie zawracaj mi dupy - nie miałem ochoty być dla niej
miły. Nie po tym, co zrobiła. - Zrozum, że brakuje ci trochę do mojego ideału.
-Przecież
wyglądam niemal jak Kouyou! - oburzyła się. - Co ci się nie podoba?
-Piersi,
obecność łechtaczki, zamiast penisa i jąder...
-Nie
przerobię się na faceta! - krzyknęła.
-Daj
mi spokój. Nie mam ochoty się z tobą zadawać - rozłączyłem się. Po jakiego
grzyba w ogóle od niej odbierałem. Jakbym nie miał innych zmartwień.
Wróciłem
do sypialni, w której spał Kou. Położyłem się obok niego i przytuliłem się.
Bardzo chciałem, żeby było jak kiedyś. Żeby Kou mógł chodzić, żeby był zdrowy.
Bardzo chciałem, żeby nie cierpiał i mógł się cieszyć życiem.
-Yuu
- mruknął cichutko. Odsunąłem się od niego. Mówił przez sen. Uśmiechnąłem się i
przekręciłem na plecy, wlepiając wzrok w sufit.
Zastanawiało
mnie, o kim Kou miał sen. Nie chciał mi odpowiedzieć na to pytanie, co
oznaczało, że na pewno nie ze mną i się tego wstydził. Ale to tylko sen. To nie
działo się naprawdę, tylko w wyobraźni.
Spać
w nocy, nie dawała mi też Katsuko. Miałem tej baby serdecznie dość. Wszystkich
smsów, nagrań na sekretarkę. Ale z drugiej, brakowało mi kogoś, z kim mógłbym
zamienić choćby słowo, kiedy Kouyou nie było w domu. Katsuko, chociaż
denerwowała niesamowicie, to jednak była istotą, z którą dało się pogadać
choćby o pogodzie.
*
Przed
szóstą telefon znowu zadzwonił. Zerwałem się z łóżka do stacjonarnego, który
stał na korytarzu. Miałem nadzieję, że to nie była znowu Katsuko, a poza tym,
kto dzwonił o tak bestialskiej porze?
-Tak?
- rzuciłem w słuchawkę.
-Yuu?
Etto... Dzień dobry - przywitał się Taka.
-Dobry
- ziewnąłem. - A ty w jakiej sprawie dzwonisz?
-Dasz
mi Kouyou do telefonu? - zapytał.
-Śpi.
-Śpi?
-Masz
zegarek w domu? Szóstej nawet nie ma.
-A
kiedy się obudzi?
-Jak
się obudzi, to się obudzi. Przekazać mu coś?
-Muszę
z nim sam porozmawiać. Nie, dziękuję - miał trochę zdenerwowany głos. - Wpadnę
za godzinę.
-Co?
E?! Takan...! - rozłączył się.
Stałem
chwilę ze słuchawką przy uchu, zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania. Co z
tymi ludźmi?
[Uru]
Powoli
otworzyłem oczy i od razu się uśmiechnąłem, widząc Yuu pochylonego nade mną z
szerokim bananem na ustach.
-Co?
- zapytałem. Pociągnął mnie do siadu. Objął mnie, jakbym był zrobiony z kruchej
porcelany i pocałował w policzek.
-Masz
gościa - powiedział z ciągłym uśmiechem.
*
Takanori
ściskał kubek z kawą w swoich dłoniach i spuszczał wzrok, wlepiając go w swoje
kolana. Nerwowo tupał jedną nogą i zaciskał wąsko wargi.
-Taka
- powiedziałem wesoło. - Co słychać? - Yuu podjechał mną do kanapy.
-Kouyou!
- podniósł się, niemal wylewając na mnie zawartość kubka. - Z-zrobiłem to! -
obwieścił. - Powiedziałem mu!
-Co?
Nie nadążam - mruknął Aoi.
-Yuu-chan,
nie jesteś wtajemniczony w nasze męskie pogaduchy - odrzekłem ukochanemu. - I
nie powinieneś.
-Już
się zabieram - Yuu odwrócił się i wyszedł, zamykając drzwi. Chyba go trochę
uraziłem swoim stwierdzeniem.
-I
jak? Jaka była jego jeakcja? - Ru usiadł na swoim miejscu, odstawiając kubek.
-Powiedział...
On... - wziął głęboki wdech. - Powiedział, że się bał, że nigdy nie odwzajemnię
jego uczuć - kiedy to mówił, w jego oczach zebrały się łzy, a głos podskoczył o
oktawę. - Kouyou, - zakrył twarz dłońmi, płacząc - jestem taki szczęśliwy, on
mnie kocha - pociągnął nosem. - Co ja bym bez ciebie zrobił?
-Taka...
-To
niesprawiedliwe - przytulił się nagle do mnie. - Tacy wspaniali ludzie nie
mogą, nie... - płakał. - Kouyou, zostań - ryczał niczym dziecko. - Nie możesz
odejść.
-Taka
- chciałem go pogładzić po plecach, pocieszyć, chociaż mi samemu łzy stanęły w
oczach. - Jestem szczęśliwy, że odnalazłeś swoje szczęście - kilka kropel
ściekło po moich policzkach. - Kocham was i nigdy nie przestanę.
*
Każdy
dzień był taki sam. Przepełniony monotonią i pogłębiającym się strachem.
Strachem przed tym, co było nieuniknione i zbliżało się z każdym pustym dniem.
Naprawdę, zacząłem się bać. Nie samej wizji śmierci, ale samotności. Tego, że
zostanę sam, bez opiekującego się mną Yuu, bez wszystkich ludzi, którzy do tej
pory dawali mi siłę i wspierali mnie. Nie mogłem tego znieść, że mógłbym zostać
sam jak palec.
-Kouyou,
wszystko dobrze? - zapytał troskliwie Yuu. Przyłożył mi dłoń do czoła,
jednocześnie odgarniając moją przydługą grzywkę. - Blady jesteś - przyglądał mi
się uważnie.
-Boję
się - przyznałem cicho. - Nie chcę zostać sam.
-Kochanie,
nie jesteś i nie będziesz sam - objął mnie. - Jestem przy tobie, pamiętaj o
tym. Będę cię ochraniał, jak tylko to możliwe.
-Nie
będziesz - pokręciłem głową. - Ja um...rę.
-Kouyou...
-Tego
się boję - łzy zaczęły ściekać po moich policzkach. - Yuu, boję się, że będę
tam sam.
-Nie
myśl o tym. Nie teraz.
-Ale...
-Po
prostu ciesz się chwilą.
Ojej... omnom... troszkę trudno jest mi cokolwiek napisać... jest za pięć trzecia kiedy piszę ten komentarz i łezka mi się w oku kręci, bo tak jak ujął to Taka, tacy ludzie nie powinni odchodzić. Nie mniej jednak, wyrażę opinię o tym poście, kiedy jeszcze mam odrobinę internetu w łapkach. Jak dobrze, że nie stawiasz już tylu przecinków! Ja wiem, ja sama stawiam ich sryliard, ale u siebie ich tak nie widzę jak u kogoś (to jest uciążliwe!), przez co czasem moje oczy przejawiają skłonność do krwawienia. Cóż, widziałam parę niedociągnięć, jednak nie są one tak istotnel kiedy pisze się w tak odważny sposób o bardzo ważnych sprawach. A to jest jedyne opowiadanie z wątkiem choroby, które przypadło mi do gustu, jest stonowane i realistyczne, a nie marne "zabili go i uciek, a partner siedział nad jego grobem w ulewę i przestrzelił sobie łeb, prosząc, by nie płakał". Co za tym idzie, to wywarło na mnie ogromne wrażenie i jestem skłonna pokusić się o stwierdzenie, że trochę zaczynam zazdrościć ci podejścia do pisania, bo piszesz moim zdaniem naprawdę wyszukanie.
OdpowiedzUsuńWracając jeszcze do tekstu: myślałam, że po tym ataku Kou będzie trochę bardziej apatyczny i mniej kontaktowny, ale tak jak napisałaś, też jest dobrze.
Weny życzę, moja droga!
XPenicillin
Bd płakać kouyou to straszne ze on może umrzeć ojciec manabu to debil nie miał prawa go obrażać czekam na kolejne części
OdpowiedzUsuńNie umiem tego komentować... Naprawdę.
OdpowiedzUsuńTo co piszesz budzi we mnie aż za dużo emocji. A jeszcze to, że należę do tych którzy płaczą na filmach, na tym już się popłakałam. I to nie raz... Chcę czytać dalej, ale to, że wiem iż niechybnie będę skromnie mówiąc beczeć, aż mnie przeraża...
Ja się pewnie poplacze jak bd koniec tego opowiadania az sie boje gdy Kou umrze to takie straszne wzruszajace Ruki ma racje to nie sprawiedliwe ze taki wspanialy czlowiek gitarzysta Uruha umrze czekam z niecerpliwoscia na ciag dalszy
OdpowiedzUsuńjezu... wzruszyłam się na prawdę.. :( łzy leciały mi ciurkiem. wolałabym żeby Kouyou wyzdrowiał :( inaczej chyba nie dam rady przeczytać kolejnego rozdziału :( jestem ciekawa co nastąpi, ale jestem bardzo za tym by stał się jakiś cud. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńrycze jak to czytam QnQ
OdpowiedzUsuńTo było takie wzruszające Q.Q
OdpowiedzUsuńPłaczę praktycznie na każdej części. Opinię dotyczącą Yuu już wcześniej wyrażałam, więc dodam tylko, że jest po prostu wspaniały. Choć może to też już pisałam... Nieważne.
Dobija mnie najbardziej fakt, że choroba Kou jest nieuleczalna, a zamiast być coraz lepiej - jest coraz gorzej. Tym samym nie ma co liczyć na happy end... Muszę się powolutku szykować psychicznie na utratę jeszcze większej ilości łez, niż dotychczas. Tak, to też mnie przeraża.
Biedny Kou... Ojciec Manabu potraktował go tak, że... Uh, brak mi na to słów. Odzwierciedliłaś realia. Nic nie byłoby bardziej trafne, niż określenie ,,(...)byłem jak kosmita na plaży w środku upalnego lata. Coś niespotykanego na co dzień i na pewno złego.''. To jest właśnie samo sedno. Nic dodać, nic ująć.
Reita w moich oczach nadal jest debilem. Żeby Ruki musiał tyle cierpieć... Ale są razem~ ;w;
Życzę dalszej weny i niecierpliwie (czyli jak zwykle...) czekam na nowe rozdziały opowiadań. Tulam mocniutko ♥
//Shima.
Zostałeś nominowany do Liebster Award na http://funfuction-j-rock-yaoi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJa nie potrafię zamieścić jakiegokolwiek wnoszącego coś komentarza.. jestem pod zbyt wielkim wrażeniem. Brawo :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńprzeżył załamanie po słowach ojca Manabu to straszne, ze są tacy ludzie, Ruki powiedział o swoich uczuciach, Uruha się bardzo boi...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, to straszne, że są tacy ludzie... przeżył załamanie po słowach ojca Manabu... a Uruha się bardzo boi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, to straszne... że istnieją tacy ludzie... uch przeżył załamanie nerwowe po tych słowach ojca Manabu... a Uruha się bardzo boi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza