Migdałowe serce II 07

O jesiennych dniach 


-Yuuuuu! - pisnąłem, rzucając mu się na szyję. Oplotłem go nogami w pasie, przez co prawie się przewrócił.
-Kotku, dusisz mnie trochę - wszedł ze mną do domu i zamknął za sobą drzwi. Puścił mnie i pocałował czule. Przytrzymałem jego głowę, żeby się nie oddalił i naparłem na niego swoim ciałem, przyszpilając go do ściany. - Ktoś się stęsknił - powiedział w moje usta, kontynuując pieszczotę.
-A ty nie?
-Straaasznie - odsunął mnie trochę od siebie. - A grzeczny byłeś?
-To znaczy? - pociągnąłem go za rękę do swojego pokoju. Przeszliśmy przez salon i ruszyliśmy po schodach na piętro.
-Czy nikt się nie nasunął, kiedy mnie nie było.
-Oj nie żartuj już tak - przeszliśmy przez korytarz, a następnie weszliśmy do mojego pokoju. - A wiesz, że przez najbliższe dwie godziny mamy cały dom dla siebie? - położył mi dłonie na biodrach. - Calusieńki - objąłem go za szyję.
-Całkowicie cały?
-A-ha - przygryzłem wargi. - Nie ma w nim nikogo, prócz nas dwóch.
-A to oznacza...

*

-Przejebiesz.
-Jeszcze zobaczymy - zaśmiał się szyderczo. - Nigdy nie przegrałem tej planszy. Możesz być pewny, że cię udupię.
-Pf - prychnąłem. - Myślisz, że się dam? - zapytałem z ironią w głosie. - Kocham cię, ale nie pozwolę ci wygrać zakładu.
-Taka-chan, chamie - dźgnął mnie palcem w bok. - Pogódź się z tym, że za chwilę wygram, a twoje piękne ciało będzie moje.
-Już jest - stwierdziłem. - Skąd ten troll?! - pisnąłem.
-Mówiłem, że będzie moje - stwierdził, widząc fioletowy napis po mojej stronie ekranu, oznajmujący koniec gry. Odłożyłem pada i wyłączyłem grę, a następnie komputer. - Kotku, teraz idziemy robić dzieci - przełożył mnie sobie przez ramię.
-No ej! - zaprotestowałem i uderzyłem go w plecy, co dla niego było pewnie zwykłym klepnięciem. - Ja się nie zgadzam!
-Przegrałeś zakład - stwierdził, kładąc mnie na łóżku i rękoma przyszpilając moje nadgarstki. - Jak ty wygrasz, idziemy na zakupy, a jak ja, to zostajemy i...
-Bu! - burknąłem pod nosem i poruszyłem się, chcąc się wyrwać. - Erotoman, seksoholik, zboczeniec - powiedziałem, na co się zaśmiał. - To nie jest śmieszne.
-Przecież nie będę cię gwałcił - położył się obok i objął mnie. - No, nie dzisiaj...
-Ha, ha, ha - prychnąłem. - Bardzo zabawne - odwróciłem się do niego plecami. - Foch.
-Oj Ru-tan - oplótł mnie ramionami. - Kotku, nie obrażaj się - pocałował mnie za uchem. - Ko-cham-cię - przesunął nosem po mojej szyi. - I-prze-pra-szam.
-Mh - odwróciłem się do niego i wtuliłem się ufnie. - Przeprosiny przyjęte, foch odwołany.

*

-Kółko chemiczne - mruknął Yuu. - Ale musisz jeszcze jedno - wskazał na kartkę. - To które?
-Nie chcesz iść może za mnie na to sportowe? - jęknąłem. - Mnie tam zdepczą.
-Kotku, ja już swoje odchodziłem do tej szkoły - stwierdził z uśmiechem. - Co powiesz na siatkówkę?
-Oszalał?
-Koszykówka?
-Yyyh...
-Tenis ziemny?
-Yuu...
-Ręczna?
-A nie ma może zbierania znaczków? To przecież też sport - mruknąłem, zerkając na ojca, który wszedł do salonu. Sam powiedział, że wolałby wiedzieć, co robimy i, że jak Yuu miał już do mnie przychodzić, to żebyśmy nie byli u mnie w pokoju. Głupota.
-Niestety nie - zaśmiał się. - Ale jest tenis stołowy. Co ty na to?
-Serio? - zabrałem mu kartkę, lustrując jej zawartość.
-Serio - objął mnie ramieniem. - We czwartki, a kółko chemiczne we wtorki - musnął ustami mój policzek. - Mi pasuje, mam już swój plan i będę mógł cię odbierać po zajęciach.
-No to okej - zaznaczyłem tenis stołowy.
-Taka, a pamiętasz nasz mały zakład? - zapytał Yuu, niewinnym głosikiem. - Który nawiasem mówiąc, wygrałem.
-Do realizacji w każdy inny dzień - spojrzeliśmy na mojego rodzica, który włączył mecz w telewizji i usiadł w fotelu. - Nie sądzisz?
-Minęły już trzy dni - jęknął. - Taka-chan.
-Im dłużej poczekasz, tym będzie przyjemniej - powiedziałem mu na ucho. - Nie sądzisz? - przyległem do niego.
-Ale zakład to zakład - westchnął. - Nie sądzisz? - sparodiował mój ton głosu, na co się roześmiałem. - Kotku - także się śmiał - to poważna sprawa.
-Oj Yuu - starałem się stłumić napad śmiechu. - Co ja bym bez ciebie zrobił? - pocałowałem go krótko w usta.
-Wszystko, tylko bez dodatkowego wsparcia - odparł. Całkowicie ignorowaliśmy mojego ojca, który siedział tuż obok.
-Wszystko, czyli nic - usiadłem mu na kolanach i przyległem do niego.
-Nic, to też coś - stwierdził. - Jakie filozoficzne myśli - zaśmiał się i położył mi dłoń na kolanie. Położyłem mu głowę na ramieniu i musnąłem ustami jego szyję.
-Może wyjdziemy? - zaproponowałem.

*

Chodziliśmy po parku, trzymając się za ręce i rozmawiając wesoło. Chociaż było chłodno i wiał nieprzyjemny wiatr, to nic nie mogło nam zepsuć tego piątkowego wieczoru.
-Kotku, może coś zjemy? - zaproponował.
-A co? - wszedłem na niewysoki murek i zacząłem po nim iść. - Bo zjeść można wiele rzeczy.
-Ciebie - zaśmiał się i pociągnął mnie lekko w swoją stronę. Przystanąłem, a Shiro pocałował mnie czule, wplątując dłoń w moje włosy. Przymknąłem powieki i oddałem się pieszczocie. Dawno nie całował mnie z takim uczuciem i delikatnością. Jakbym miał się zaraz rozpaść na malutkie kawałeczki albo uciec daleko i się gdzieś przed nim ukryć. Od środka przepełniała mnie ekscytacja oraz ogromne szczęście. Jak taki niby zwyczajny gest potrafił cieszyć.
-Mnie? - zapytałem, gdy oderwał się ode mnie delikatnie. Zarzuciłem mu ręce na ramiona, po czym zdjął mnie z murku, łapiąc w pasie. Postawił mnie na bruku i pochylił się, by jeszcze raz mnie pocałować. Tym razem dłużej i równie czule, przelewając wszystkie uczucia, jakimi mnie darzył.

*

Im dalej byłem od Yuu, tym bardziej ogarniało mnie dziwne uczucie tęsknoty. Kilka godzin w szkole, a ja nie mogłem się na niczym skupić, bo moje myśli zajmował właśnie on. Szczupły, ciemnowłosy mężczyzna z radosnym uśmiechem na ustach. Mój ukochany, najdroższy skarb na świecie.
-Matsumoto, mógłbym cię prosić do tablicy? - nauczyciel fizyki marszczył brwi, a w jego oczach panowała jawna irytacja, która przejawiała się także w jego tonie głosu. Ci wredni fizycy, nie pozwalają nawet pomarzyć o swoim chłopaku.
-Um - mruknąłem, wstając i ruszając do tablicy. Zauważyłem, że był na niej rozpisany jakiś wzór i zadanie. Nawet nie uważałem na części teoretycznej.
Ale co to dla mnie?
Szybko rozpracowałem wzór i rozwiązałem zadanie. Cały przykład wydał mi się być zbyt banalny. Aż dziw, że poproszono mnie do takiego. W końcu byłem najlepszy w klasie, jeśli chodziło o przedmioty ścisłe. Nie, żebym się przechwalał, ale byłem w tym naprawdę dobry.
-Ruki - Aki dźgnął mnie w bok, kiedy usiadłem. - Ogarniasz to? - zapytał szeptem.
-Prościzna - mruknąłem.
-Nie chciałbyś pobawić się w nauczyciela i mi to wytłumaczyć?
Zgodziłem się. A czemu nie?

*

-I musisz to teraz przenieść i pomnożyć - tłumaczyłem Akiemu. Siedzieliśmy u mnie w pokoju już kilka godzin. Pomagałem też starszemu nadrobić tematy z chemii i z matmy, bo najwidoczniej, nie chciało mu się nawet robić notatek.
-Genialne - powiedział. - Teraz to nabiera sensu.
-To cały czas miało sens - uśmiechnąłem się. - Wystarczy trochę uważać i wszystko okej. A zobacz, jak zro...
-Nee, Taka - położył dłoń na moim kolanie. - Zróbmy przerwę - powędrował nią ku górze, do mojego uda. Spojrzałem na niego i odsunąłem się.
-Akira, nie lubię, gdy mnie ktoś tak dotyka - mruknąłem cicho, spuszczając wzrok na swoje kolana. - Nie rób tak więcej.
-Ej, co ty taki niedotykalski? - dotknął mojego ramienia. Zadrżałem. Z Renem też tak na początku było. - Taka-chan - położył dłoń na moim policzku. - Hej, co ci, Ruki?
-Nie dotykaj mnie - odsunąłem się, drżąc. Czego się bałem? To był przecież Rei. On by mnie nie wykorzystał, nie był taki. Nie był jak Sakuya i Ren, nie. Aki był inny, inny...
-Taka, dlaczego mam cię nie dotykać, hm? - zapytał, wstając i łapiąc mnie za ramiona, żebym nie uciekł. - Taka-chan, jesteś słodki - zaśmiał się.
-Aki, puść, boję się - mruknąłem, trzęsąc się jak galareta. - Aki - oczy zaczęły mnie piec.
-Ej, spokojnie - puścił mnie i usiadł. - Co cię tak zdenerwowało?
-Kotku - drzwi się uchyliły, ukazując Yuu. - O, Akira - Shiroyama wszedł do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. - Dobry - przywitał się z blondynem.
-Dobry - odparł Aki.
Yuu spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy, szybko podchodząc.
-Co się stało? - kucnął i przytulił mnie. - Taka.
-N-nic - głos mi drżał. Cały się trzęsłem.
-Już, spokojnie - pogłaskał mnie po włosach. Powoli zacząłem się uspokajać. Drgawki zniknęły i byłem w stanie cokolwiek powiedzieć. Rei patrzył na to wszystko spokojnie i nawet się nie odzywał. Gdybym powiedział, że to przez niego, Yuu wyrzuciłby go balkonem.
-Pójdę do toalety - mruknąłem, wstając. Usłyszałem jeszcze, jak Yuu nazywa Akiego po imieniu, zanim zamknąłem drzwi. Kiedy wróciłem do nich, Yuu palił na balkonie, a Akira siedział w pochylonej pozie na krześle. Spojrzał na mnie i wstał. Zauważyłem, że dłonie mu się trzęsły.
-Pójdę już - powiedział cicho. Drzwi balkonowe otworzyły się, a Yuu wszedł do pomieszczenia. Aki wziął swoją torbę i ruszył do drzwi.
-Akira, już idziesz? - Yuu objął mnie ramieniem.
Suzuki niemal podskoczył na dźwięk jego głosu. Odwrócił się powoli i pokiwał głową. Wyszedł szybko z pokoju.
-Co mu zrobiłeś? - odwróciłem się do Shiro.
-Porozmawiałem z nim - odparł wesoło. Usiadł na łóżku, a ja jemu na kolanach. - Taka, nic ci nie jest? - upewnił się. Pokiwałem twierdząco głową. - Co on ci zrobił? - zapytał, obejmując mnie.
-W zasadzie, to nic - mruknąłem. - To ja...
-Takanori, nie broń go - powiedział twardo. - Sam na pewno nie byłbyś taki przestraszony. Obiecuję, że Akira nie poniesie ran cielesnych za swoje zachowanie.
-No bo... Aki mnie dotknął... I tak jakoś...
-Gdzie cię dotknął?
Wskazałem na swoje kolano, przesunąłem palcem na udo, dotknąłem ramienia, a następnie policzka.
-Wystraszyłem się... Tak samo było z Sakuyą i Renem - mruknąłem cicho. - Po prostu... A Akira...
-Kotku, nikt cię już nie skrzywdzi - pocałował mnie w policzek. - Jestem z tobą i nie pozwolę na to.
-Yuu - wtuliłem się w niego. - Dziękuję.

*

Spędzanie weekendu u brata było niegdyś jedną z moich ulubionych czynności. Do czasu, aż jemu i jego żonie nie urodziło się dziecko. Wtedy też, przestałem u niego w ogóle bywać, a nasze stosunki trochę się popsuły.
-Taka - Yasumi z radosnym uśmiechem wpuściła mnie do środka ich domku. - Skarbie, tak dawno cię nie widziałam - uściskała mnie serdecznie. - Zrobię ci herbatki - zdjęła ze mnie czapkę i szalik. - Przemokłeś chyba w drodze z dworca.
-Spokojnie, nic mi nie jest - mruknąłem, zdejmując kurtkę.
-Skarbie, jak się przeziębisz to za wesoło nie będzie - oznajmiła i z matczyną troską, pogłaskała mnie po włosach. - Czuj się jak u siebie.

*

-Shiroyama?
-Um - pokiwałem głową. - Najmłodszy.
-Mieli przecież jednego syna - brat podrapał się po brodzie.
-Dwóch. Yuu jest najmłodszy - upiłem trochę herbaty z kubka.
-Nie, doskonale pamiętam - pokręcił głową. - Starsza siostra i młodszy brat. Kage i Mahiro.
-I Yuu. Mówię ci, że są rodzeństwem.
-To dlaczego ja go nie znam? - zmarszczył brwi. - Ile on ma?
-Dwadzieścia.
-Z takim starym się... - Yasumi zamachnęła się i uderzyła swojego męża w tył głowy. - Ała - jęknął. - To za co? - zwrócił się do niej.
-Żadnych komentarzy odnośnie wieku - warknęła, mrużąc gniewnie oczy. Yasumi była na tym punkcie wyczulona. Nie lubiła, gdy ktoś mówił o rozstrzałach wiekowych, bo w sumie ją i Jiro, różniło sześć lat. Tak, była od mojego brata starsza sześć okrąglutkich lat.
-No przepraszam - mruknął. - Chwila, ten ich syn nie jest może adoptowany? - zwrócił się do mnie.
-Nie jest. Pokazywał mi nawet zdjęcia ze szpitala, jak go ciocia malutkiego trzymała, zaraz po urodzeniu.
-No to ja nie wiem - westchnął. - A to na pewno ciocia była?
-Chyba umiem ją poznać. Ale Yuu nie jest nawet do niej podobny, tylko do wujka. Taki wypisz, wymaluj.
-Może Akiko nie jest jego matką? - wysnuł kolejną teorię.
-Na pewno jest - odparłem. – Bo Yuu przypomina Mahiro, a on jest podobny do cioci.
-To jednak jest to podobieństwo.
-Takie, że go nie widać.
Brat snuł potem kolejne domysły, dlaczego dopiero się dowiedział o istnieniu jeszcze jednego Shiroyamy. Mnie także ciekawiło, dlaczego nikt go nam wcześniej nie przedstawił. Zwyczajny człowiek, a tak jakby nie istniał przez cały ten czas. Wszystkie fotografie, które pokazywała mi ciocia, na żadnej nie było Yuu. Dopiero on pokazał mi zdjęcia z nim i jego rodzeństwem oraz inną rodziną. To było tak, jakby robili po dwa zdjęcia. Oba takie same, tylko jedno z Yuu, a drugie bez niego. Nigdy też nie natrafiłem na niego w domu. Chociaż wielokrotnie po nim chodziłem i zaglądałem we wszystkie kąty. Nie było tam nawet śladu bytności jeszcze kogoś.

*

-W tym jest dobrze - oznajmiłem Yasumi, która przeglądała się w lustrze. - Pięknie - uśmiechnąłem się.
-A nie uważasz, że pogrubia? - dalej patrzyła na swoje odbicie.
-Podkreśla wdzięki - oznajmiłem wesoło. - Jiro się spodoba, mówię ci.
-Masz rację - przyznała. - Taka, co ja bym bez ciebie zrobiła? - podeszła do mnie, po czym objęła mnie czule. - Jesteś świetnym doradcą w sprawach ubioru.
-Służę pomocną dłonią - czułem się niezręcznie. Dawno nikt nie był dla mnie tak miłym.

*

Po powrocie do domu, wszystko było jak zwykle. Szare dni rozjaśniał mi tylko Yuu, który był teraz zajęty przez swoje studia. Jak zwykle, walczył o stypendium. Nie chciał, by rodzice go finansowali, dlatego starał się jak tylko mógł, by się usamodzielnić.
-A w weekend? - zapytał Shiro, odnosząc książki na odpowiednie miejsca. Starał się dotrzymywać terminów oddania wypożyczonych pozycji, by panie bibliotekarki nie ścigały już go i nie siedziały mu ciągle na karku. - Bo praktycznie ten tydzień mam zawalony.
-Mam dwie klasówki, muszę się uczyć w weekend, a następny?
-Nie mogę, jadę z Yune do jego babki w Osace powynosić meble. Remont ma mieć - wytłumaczył. - A tydzień przed tym wyjazdem?
-W porządku - westchnąłem. - Nawet nie da rady się umówić - pokręciłem głową.
-Kotku, może to i lepiej? Nie znudzimy się sobą, tylko trochę zatęsknimy - podszedł do regału, który zajmował praktycznie całą ścianę i wziął jakiś obszerny tom. Objął go, starając się jakoś utrzymać i poszedł do lady, za którą siedziała jakaś starsza pani. Podreptałem za nim.
-Niby dobrze, ale ja tęsknić nie lubię - burknąłem.
-Ja też nie, ale co zrobisz? - także westchnął. - Shiroyama, 382 - zwrócił się do kobiety.
Znowu czekał nas nieprzyjemny okres rozłąki.

*

Już dłuższy czas czułem na sobie czyjś uważny wzrok. Wolałem to jednak ignorować i dalej piłem kawę, przeglądając magazyn modowy, siedząc w kawiarni.
-Ciekawe połączenie - mruknąłem do siebie, patrząc na modela na papierze. Wyobraziłem sobie, jakby Yuu w tym wyglądał i aż się uśmiechnąłem.
-Przepraszam - usłyszałem nad sobą. Podniosłem wzrok na chłopaka, który stał obok i aż mnie zamurowało. - Mógłbym zająć dosłownie moment?


----

Proszę nigdy więcej nie pozwalać mi pisać w nocy, bo mnie nachodzą jakieś dziwne pomysły. Tak jest i tym razem. Rozdział był krótki i raczej nudny, ale mogę obiecać, że kolejny będzie lepszy. Wpadłam na pomysł, by dodać best frendsa naszego Ruksa... TAK, DOBRZE MYŚLICE.  

Oczywiście, kolejny rozdział czegokolwiek po pięciu komentarzach. 

Do następnego rozdziałuu~! ;3

Komentarze

  1. Super opko jak zawsze nie mogę się doczekać kolejnych

    OdpowiedzUsuń
  2. JEŻU, KAOLU? XDDDDDDDD
    DOBRA, FUCK YOU, YUU XDD NIE UDAŁO SIĘ REJ-CZANOWI, TO NIECH IDZIE KAO! XDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę krótko, ale nadal pięknie napisane.
    Ja czytam zaledwie cztery blogi, które, moim zdaniem są naprawdę warte uwagi, i twój jest wśród czołówki, spośród tych czterech. Nawet jeśli nic specjalnego się w nim nie działo, to przyjemnie się czytało.
    Weny życzę~!
    XPenicillin

    OdpowiedzUsuń
  4. To jeden z tych, tych... No tych złych! Co molestowali Take! To na pewno jeden z nich!
    Mało o rodzince! Ale to dobrze, bo nie lubię... T-tary? Tak, chyba jakoś tak! Hahaha! Nie pamiętam jak się nazywasz niecna kobieto!
    Na samym początku jebłam. Jak chodzi, że grali to się domyśliłam, ale myślałam, że w jakąś planszową xddd
    Biedny Akiś... Nastraszony przez Aosia... Ale to nic! Niech se porucha Kai'a! >< xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ,podobało mi się i czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aoi wrócił w odpowiednim momencie, i dobrze. nie wiem co Reicie mogło chodzić po głowie. xD Ruki jest słodki *.* haha, myślałam że żadnego sportu nie wybierze a tu jednak tenis stołowy :D końcówka bardzo mnie zaciekawiła, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdział nie był nudny! Jesteś dla siebie zbyt ostra~
    Ale co z Akim? ;_;

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę się doczekać kolejnej części opka weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  9. Wybacz opka jescze nie czytałam, ale nadrobię to ;_;
    Tymczasem pragne cie poinformowac iz nominowałyśmy cię do libster award :3
    Cieszysz się :3?
    http://kin-no-sekai.blogspot.com/2013/08/liebster-awards-2.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniale, Yuu troszczy się i każdy obrywa, ale ta końcówka mi się nie podobała, mam bardzo źłe przeczucia, że Takanoriemu coś się stanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Yuu potrafi być straszny jeśli Ruksowi coś się dzieje. <(^×^) >

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty