"Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu" 08
Proszę, powiedz, czy to jakiś potworny sen?
Ile jeszcze muszę krzyczeć, skręcać się i cierpieć?
Proszę, powiedz mi, że to jakiś potworny sen
Chcę na koniec uśmiechnąć się, ten jeden raz...
Taion
(październik
2012 )
[Aoi]
Opadłem
z westchnieniem na kanapę w salonie i przyłożyłem sobie okład do czoła. Głowa
strasznie mnie bolała i miałem wrażenie, że mi zaraz eksploduje. Znowu łapała
mnie migrena, moja naturalna reakcja na jesień, brak słońca i ponurą pogodę.
Zawsze tak miałem. A jeszcze rok wcześniej, to Kouyou przy mnie siedział,
podawał tabletki i zmieniał okład. Jak wiele się od tamtego czasu zmieniło.
Przekręciłem
się z jękiem na bok i zamknąłem oczy, próbując opanować pulsujący ból w
czaszce. Pewnie udałoby mi się to, gdyby nie dzwonek do drzwi. Poderwałem się z
miejsca, żeby otworzyć gościowi i by nie molestował dłużej dzwonka, którego
dźwięk mógł obudzić Kou. Pospiesznie przekręciłem kluczyk w zamku i szarpnąłem
za klamkę.
-Yuu,
tęskniłam! - Katsuko rzuciła mi się na szyję, zawieszając się na mnie. Chwilę
stałem otumaniony jej nagłym pojawieniem się i to o dość późnej porze. Kompres
z czoła, spadł na podłogę, a ona odgarnęła moje włosy, odklejając się ode mnie.
-Odwróć
się - powiedziałem. Kobieta spełniła moje polecenie, rozkładając ręce, jakbym
miał zdjąć jej płaszcz. Zamiast tego, pchnąłem ją do przodu, przez co musiała
zrobić kilka kroków na swoich szpilkach, które wydawały z siebie irytujący,
stukający dźwięk. Kiedy znalazła się na klatce schodowej i odwróciła w moją
stronę, zatrzasnąłem przed nią drzwi. Dokładnie je zamknąłem na wszystkie
zamki, w tym antywłamaniowy i wykręciłem korek, który odpowiadał za działanie
dzwonka. Wyciszyłem swoją komórkę i odłączyłem kabel od telefonu stacjonarnego.
A wszystko po to, żeby odciąć się od tego babska.
*
[Uruha]
Yuu
przekręcił się na bok, nie mogąc spać. Przysunąłem się w jego stronę i wtuliłem
w jego plecy.
-Mocno
cię boli? - zapytałem cicho. Znowu miał migrenę i nie mógł usnąć przez ból
głowy.
-Myślałem,
że śpisz - odwrócił się w moją stronę. - Da się wytrzymać - objął mnie czule,
przykładając swoje czoło do mojego. Ostatnio zauważyłem, że nie spał w nocy.
Chodził po mieszkaniu z kąta w kąt, wracał do sypialni, kładł się, po kilku
minutach znowu wstawał, a jego działania zataczały koło. - Obudziłem cię?
-Nie
- odpowiedziałem. - Co chciała Katsuko? - zapytałem, zamykając oczy. Chciało mi
się spać, a dodatkowo, byłem na lekach, które wzmagały to pragnienie. Trudno
było mi sklecić sensowne zdanie, bo ledwo rozumiałem, co się działo.
-Nic
ważnego - pogłaskał mnie po włosach. - Śpij już, Kou - pocałował mnie
delikatnie w czoło, przez co miałem wrażenie, że moje powieki stały się jeszcze
cięższe. Jakby jego wargi miały moc usypiania. - Na pewno jesteś zmęczony.
-Yuu...
Ty też... - bełkotałem, chcąc wydobyć z siebie chociaż trochę sensowne zdanie.
- Zostań tu... - podświadomie wtuliłem się w niego, zasypiając.
*
Pielęgniarka
zmierzyła mnie uważnie swoim badawczym wzrokiem i marszcząc brwi, zapisała coś
w swoim notatniczku. Zerknąłem na jej dłoń, którą szybko zapisywała znaki, po
czym na nowo spojrzałem na Yuu, który przeglądał gazetę, siedząc przy mnie.
Opadłem na poduszkę, wzdychając ciężko. Kobieta odeszła po chwili, a Yuu
odłożył to, co trzymał i przysunął się do mnie. Złapał mnie za rękę i odgarnął
moje włosy do tyłu. Wlepiłem wzrok w biały sufit, który znałem już za dobrze.
Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Jak szmaciana lalka, mogłem się poruszać
jedynie przy pomocy innych. Byłem praktycznie bezwładny i nic nie potrafiłem
zrobić sam. Byłem ciężarem.
-Kou,
dzisiaj dzwonił do mnie Sakai - zaczął Shiro. - Division jest na trzecim
miejscu Oriconu.
-To
dobrze - ucieszyłem się. Byłem zadowolony z tego, że ciężka praca chłopaków nie
poszła na marne. Odwróciłem głowę w jego stronę i uśmiechnąłem się. Yuu od razu
odwzajemnił gest i zaśmiał się.
-Uwielbiam
twój uśmiech - stwierdził, gładząc wierzchem dłoni mój policzek. - Kocham cię.
-Ja
ciebie też kocham - odparłem, patrząc w jego oczy. Poszerzył swój uśmiech i z
ogromną delikatnością, pocałował mnie w usta, pochylając się do przodu. Odsunął
się i z łagodnym wzrokiem matki, poprawił moją wygniecioną koszulkę. - Yuu, mam
do ciebie małą pjośbę - powiedziałem.
*
-Uruha!
- Sakai otworzył przed nami drzwi i ze zdziwieniem, wpuścił mnie i Yuu do
swojego mieszkania, które zagracone było liczną ilością kartonów. - Wybaczcie
bałagan, nie spodziewałem się gości.
-Ryo,
przeprowadzasz się? - zapytał Shiro. Mężczyzna zaprowadził nas do salonu, w
którym stanął, zaciskając wąsko wargi. Utkwił swój wzrok w zastawionym różnymi
rzeczami stoliku.
-Um
- mruknął po chwili nasz były menadżer. - Właściwie, to wyprowadzam się z Tokio
- powiedział cicho, gestem, nakazując Yuu usiąść. Przez jakiś czas nie za
bardzo rozumiałem, co powiedział. Wyprowadzał się z Tokio? Dlaczego niby? - Bo
widzicie - usiadł w fotelu, zakładając nogę na nogę, jak to miał w zwyczaju.
Nerwowo poprawił koszulkę i wziął głęboki wdech. Na jego czole wystąpiły drobne
kropelki potu. - PSC, nie miało już po co mnie trzymać. Zajmowałem się wami od
początku i uznali, że już nie jestem potrzebny, skoro zdecydowaliście się na
zakończenie działalności.
-Przykro
mi - Yuu zadrżał głos. - Naprawdę, jest mi przykro.
-Aoi,
daj spokój - Ryo zaśmiał się. - Takie jest życie, wóz albo przewóz. Nic już się
nie zrobi - stwierdził z nutą smutku w głosie. - Ale jestem szczęśliwy, że
osiągnęliście taki sukces. To daje mi pewną satysfakcję, w końcu wiem, że moje
gadanie nie szło na marne.
-Sakai,
przepjaszam, że tak się stało - powiedziałem cicho. - Bo gdyby nie ja, to...
-A
ty się Uruś nie obwiniaj - menadżer uśmiechnął się do mnie. - Do tego by i tak
doszło, prędzej czy później. Poza tym, już wiem, co będę robić.
-Słyszysz?
- Yuu położył mi rękę na ramieniu. - Ryo ma już nową pracę, nie musisz się martwić.
-Ale...
-Zaczynam
za kilka dni, w innym mieście, dlatego się przeprowadzam - ciągle się
uśmiechał, jakby był z tego faktu strasznie zadowolony. - Może kiedyś mnie
odwiedzicie?
-Z
wielką chęcią - Yuu także się uśmiechał. - Hej, Kou - zwrócił się do mnie -
mamy już zaproszenie do Ryo. Fajnie, nie uważasz?
-Um
- mruknąłem. - Fajnie.
*
Yuu
zsunął ze mnie bokserki i złapał pod boki, przenosząc do wanny pełnej ciepłej
wody. Mruknąłem cicho z zadowolenia, a Shiro się zaśmiał, namydlając moje
plecy.
-Pieszczoch
- stwierdził, sunąc dłońmi na mój tors.
Po
kąpieli, Yuu położył mnie w łóżku, szczelnie przykrywając kołdrą. Leżał obok
mnie, mówiąc coś, czego i tak nie słuchałem, i z jakiegoś powodu trudno było mi
zrozumieć. Pocałował mnie w policzek, co dopiero odgoniło to dziwne otępienie.
-Jak
się czujesz? - zapytał. Wlepiłem wzrok w jego zmęczoną twarz, mrugając
kilkakrotnie. Chociaż się uśmiechał, to wyglądał na smutnego. - Kou-chan,
ostatnio jesteś jakiś nieobecny - stwierdził, wiedząc, że nie odpowiem na jego
pytanie.
-Źle
sypiasz ostatnio - mruknąłem cicho, całkowicie ignorując jego powszednie słowa.
-To
przez te migreny. Wiesz przecież, jak działa na mnie jesień.
-Yuu,
nie majtw się tak, bo osiwiejesz.
-Kouyou,
uważasz, że przez to się siwieje? I nie martwię się - odpowiedział. - To ta
pogoda.
-Yuu,
przepjaszam, że przysparzam ci tylu zmajtwień.
-Kou,
daj spokój - opadł na poduszkę. - Nie chciałem, żebyś widział - odwrócił się do
mnie plecami. Skulił się lekko i westchnął. Po chwili, przekręcił się w moją
stronę. - To mnie po prostu boli - miał zaciśnięte powieki i minę, jakby miał
się rozpłakać. - Boli, że nie mogę ci pomóc i spoglądam na to, jakbym oglądał
jakiś cholerny film. Po prostu cierpię, bo cię kocham, a jedyne co mogę, to
patrzenie z boku - otworzył szkliste od łez oczy. Objął mnie, przyciskając
mocno do swojej piersi. - Boję się spać, bo mam wrażenie, że jak zasnę, to
obudzę się sam, a tego nie chcę.
-Ale
ja jestem - zamknąłem oczy, delektując się jego ciepłem. - Yuu, obiecaj, że
dzisiaj będziesz przy mnie całą noc, a ja ci obiecam, że obudzimy się, leżąc we
dwoje w łóżku.
*
Krzyknąłem,
otwierając oczy. Kolejny koszmar zdmuchnął sen z moich powiek. Załkałem cicho,
czując łzy spływające po moich policzkach.
-Kou?
- Shiro miał zaspany głos. - Co się stało? - poczułem jego dłoń na moim
policzku.
-Yuu
- wybuchłem jeszcze większym płaczem. - Yuu! - wstrząsnął mną ogromny szloch.
-Hej,
kochanie - zapalił lampkę przy łóżku i przytulił mnie. - Już, spokojnie. Jestem
przy tobie - gładził mnie po ramieniu, próbując mnie uspokoić. - To nie było
naprawdę. To ci się tylko przyśniło.
-Yuu,
to po mnie przyszło - płakałem, kuląc się w jego ramionach. - Boję się, Yuu.
-Już,
cichutko - zaczął mną lekko kołysać. - Niczego tu nie ma - czule wplątał dłoń w
moje włosy. - Nic ci nie grozi, tylko ja tu jestem.
-Yuu
- trząsłem się, mocząc jego koszulkę łzami. - Zabierz... - wziąłem głęboki
wdech ustami.
-Kouyou,
nie pozwolę, by stała ci się krzywda - ciągle trzymał mnie w swoich objęciach.
- Postaraj się zasnąć.
-Boję
się.
I
tak zleciał czas do siódmej. W końcu zasnąłem w jego ramionach.
*
[Aoi]
Kruche
ciało śpiące w moich ramionach, wydało z siebie ciche jęknięcie. Przycisnąłem
Uru mocniej do siebie i zamknąłem oczy. Usłyszałem wibrację swojej komórki.
Sięgnąłem do szafki po przedmiot i odebrałem połączenie.
-Tak?
-Hejka
Aoi, daj mi pogadać z Uru - rzucił Akira.
-Ludzie,
co z wami - jęknąłem. - Zadzwoń za kilka godzin. Kou właśnie zasnął.
-Oi!
- krzyknął. - To niech wstaje, taki ładny dzień marnuje. Wpadniemy z Rukim
jakoś po szesnastej. Narka.
-Akir...!
- rozłączył się. Zły, odłożyłem telefon i objąłem Kouyou. Za niedługi czas,
zasnąłem.
*
Mozolnie
otworzyłem drzwi Akiemu i Tace, którzy przyszli trochę wcześniej, niż o
zapowiedzianej godzinie szesnastej. Wpuściłem ich do mieszkania i odwiesiłem
ich mokre kurtki na wieszaki.
-Kou
jest w salonie - poinformowałem, kierując się w stronę kuchni, by dokończyć
robienie obiadu. Wróciłem do nich po kilku minutach, niosąc najpierw porcje dla
gości, a następnie dla mnie i Kou.
Ruki
siedział na fotelu przy Uru, który wlepiał nieobecny wzrok w widok za oknem.
Był odwrócony tyłem do drzwi. Rei siedział na kanapie i patrzył na Rukiego,
który najwidoczniej próbował się porozumieć z Kou. Nikt z nich się nie odzywał,
a jedynym odgłosem był włączony telewizor, w którym leciał teleturniej.
-Aoi,
ale my już jedliśmy - zaprotestował Aki, widząc, że jeszcze coś niosłem. Po
chwili wydał z siebie odgłos, oznajmiający, że coś go zabolało. Odwrócił się do
Matsumoto, który kopnął go w kostkę i marszczył brwi, próbując przekazać byłemu
basiście the Gazette coś bardzo ważnego. Powiodłem wzrokiem na Kouyou, który od
ponad godziny siedział w tej samej pozycji. Odłożyłem dwa talerze na stolik i
wróciłem po pałeczki i łyżkę. Ustawiłem je obok talerzy i podszedłem do
ukochanego.
-Kouyou,
obiad - pochyliłem się, mówiąc mu do ucha i gładząc po szczupłych ramionach.
Nie zareagował w żaden sposób. Chwyciłem za rączki wózka i odwróciłem go do
stolika. Usiadłem obok niego i przysunąłem w jego stronę papkę rozgotowanego
ryżu i drobno zmielone mięso. Ten, dalej patrzył przed siebie, ignorując
wszystko dookoła.
*
Przyłożyłem
czoło do chłodnej szybki szafki, starając się opanować narastający ból głowy.
Dodatkowo, moje myśli krążyły wokół zachowania Kouyou. Był strasznie
przygnębiony i nieobecny. Martwił mnie tym strasznie.
-Yuu,
co z nim się dzieje? - powiedział Taka ściszonym głosem. Podszedł do mnie,
kładąc dłoń na moim ramieniu. - Źle się czujesz?
-Głowa
mnie boli - zacisnąłem mocniej powieki. - A Kouyou... - urwałem, przypominając
sobie jego pusty wzrok. Nie wiedziałem, co mu znowu było. - Nie wiem, co z nim.
-Ale...
Yuu, chcieliśmy mu z Akim podziękować. Nie wiem nawet czy cokolwiek do niego
trafia.
-Ja
też tego nie wiem - powiedziałem o wiele ostrzej, niż zamierzałem. Otworzyłem
oczy i spojrzałem na niego. - Wyobraź sobie, że nie jestem dobrą wróżką i nie
umiem sprawić, by coś zmieniło się na lepsze.
-Hej,
ja to rozumiem. Nie denerwuj się na mnie - uniósł dłonie w geście kapitulacji.
- Wiem, że ci ciężko, że... - urwał, zaciskając wargi. - Właściwie, to
przepraszam. My już pójdziemy - poklepał mnie po ramieniu. - Yuu, bądź silny -
rzucił, wychodząc z kuchni.
*
Zanurzyłem
się głębiej w gorącej wodzie i przyspieszyłem ruchy ręki, zaciśniętej na moim
członku. Odchyliłem głowę, wydając z siebie cichy pomruk i chwilę później,
doszedłem z jękiem na ustach. Umyłem się i wytarłem miękkim ręcznikiem.
Poczułem pewnego rodzaju ulgę po masturbacji. Wyładowałem się i dałem upust
pożądaniu, które ciągle odczuwałem do Kouyou, a który nie mógł być już moim
partnerem seksualnym. Poza tym, na chwilę pozbyłem się złości, która ogarniała
mnie, kiedy myślałem o tym, jaki jestem bezsilny wobec osoby swojego
ukochanego. Mogłem się obok niego położyć, mając wrażenie, że spał przy mnie
ten sam mężczyzna, który był ucieleśnieniem moich najskrytszych marzeń i był
pozytywnie nastawiony do życia.
Wyszedłem
w samych bokserkach z łazienki i skierowałem się do sypialni, w której spał
Kou. Położyłem się obok niego i pocałowałem go w czoło. Przez dłuższy czas
leżałem, wsłuchując się w jego oddech. Zasnąłem grubo po północy.
Obudziło
mnie ciche szlochanie. Otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu, zapalając
lampkę przy łóżku.
-Kouyou
- dotknąłem jego ramienia. Płakał i cały dygotał. - Hej, kochanie - pochyliłem
się nad nim.
-Dlaczego
przeze mnie, wszyscy mają pjoblemy? - wydusił coś w końcu z siebie. Ostatni raz
słyszałem jego głos powszedniej nocy. Wtedy też płakał i w kółko powtarzał moje
imię, i to, że się boi. - Yuu, czemu muszę tak wszystkich krzywdzić?
-Nie
krzywdzisz nikogo - powiedziałem, odgarniając jego włosy. - Nie wmawiaj sobie
bzdur. Kou, jesteś moim ogromnym szczęściem - objąłem go. - Proszę, nie płacz.
-Yuu,
przeze mnie, wszystko się psuje - podniosłem go do siadu, obejmując ciągle. -
Manabu, Sakai, ty... Nie chcę, by tak było.
-Kouyou,
to nie przez ciebie - głos mi drżał. - Nic złego nie jest przez ciebie,
rozumiesz? W niczym nie zawiniłeś - poczułem łzy zbierające się w moich oczach.
- Słyszysz, co do ciebie mówię? Kocham cię, Kou - ostatnie słowa powiedziałem
bardziej piskliwym głosem. - Kocham cię - powtórzyłem.
*
Takanori
zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Bez słowa, wpuścił mnie do środka,
oczekując jakiegoś wyjaśnienia z mojej strony.
-Przyszedłem
cię przeprosić - wlepiłem wzrok w czubki swoich butów. - To było... Poniosło
mnie. Przepraszam.
-Yuu,
nie masz za co przepraszać - odparł, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Rozbierz
się, zrobię ci herbaty.
Posłusznie
spełniłem jego prośbę i poszedłem za nim do kuchni. Stał na niskiej drabince i
przeszukiwał górną szafkę.
-Może
ci pomóc? - zaproponowałem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nigdy nie
rozumiałem, czemu miał tak wysoko wmontowane szafki, skoro był taki niski i do
nich nie dosięgał.
-Nie
trzeba - odparł. - Skończyła mi się zwykła. Może być owocowa?
-Mi
obojętnie.
Kilka
minut później, siedzieliśmy w salonie i popijaliśmy herbatę.
-Jak
z nim? - zapytał, maczając herbatnika w zawartości kubka.
-Jest
jak było - odpowiedziałem. - Z tym, że zaczął coś mówić, a głównie o tym, że
całe zło jest przez niego - pokręciłem głową. - Obwinia się, że zespół się
rozpadł, że sprawia same problemy, że zwolnili Sakaia.
-Zwolnili
go? - Ru otworzył szeroko oczy. - Ryo?
-Tak
- skrzywiłem się. - Wyprowadza się z Tokio. Nie mam pojęcia, co teraz będzie
robił, ale staraliśmy się jakoś zapewnić Kou, że ma już nową pracę. Nie wiem
czy nam uwierzył, ale podejrzewam, że nie.
-A
jak z tobą? - zapytał cicho.
Po
chwili milczenia, zacząłem wyrzucać z siebie różne myśli i słowa, które
nagromadziły się wewnątrz mnie, w ciągu ostatnich miesięcy i, które były gdzieś
pochowane wewnątrz mojej świadomości, tworząc śmietnik. Opowiedziałem mu o tym,
co czułem, o każdym, nawet najmniejszym zmartwieniu. Po skończeniu swojego
monologu, rozpłakałem się, chociaż tak bardzo chciałem zatrzymać łzy.
-Nie
wiem, co mam robić - zakryłem twarz dłońmi. - Nie umiem spać w nocy, bo martwię
się o niego, nie potrafię już normalnie się do niego uśmiechnąć i mam ochotę
płakać, jak go widzę - pochyliłem się do przodu.
Poczułem,
jak Taka obejmuje mnie lekko. Pogładził mnie po plecach i przyłożył swój policzek
do mojego.
-Strasznie
go kochasz - stwierdził, trzymając mnie w swoim uścisku.
*
[Uru]
9
Obudził
mnie deszcz uderzający o szybę. Otworzyłem oczy, patrząc na krzesełko przy
łóżku, na którym nikt nie siedział. Po dalszych oględzinach, doszedłem do
wniosku iż, byłem sam na sali. Chciałem się jakoś wygodniej ułożyć, a nie
mogłem. Westchnąłem zły ze swojej bezsilności i zacząłem wpatrywać się w
kroplówkę. Woda powoli spływała przez rurkę, co działało na mnie trochę
uspokajająco.
Tak
zleciał mi czas do szesnastej, po tej godzinie, przyszedł do mnie Yuu. Siedział
na niewygodnym krześle, opowiadając różne rzeczy. Mówił, gdzie był, co robił,
kogo spotkał, co kupił w sklepie. Najróżniejsze różności.
-Jak
się czujesz? - złapał mnie za rękę i z ogromną delikatnością, dotknął opuszkami
palców mojego policzka.
-Okej
- mruknąłem cicho. Zamrugał kilkakrotnie zaskoczony tym, że mu odpowiedziałem,
a po chwili, uśmiechnął się ciepło.
Ten
uśmiech na zawsze utkwił w mojej pamięci.
*
Czułe dłonie ukochanego błądziły po
moim nagim ciele, przyprawiając mnie o cudowne dreszcze przyjemności. Mruczałem
pod wpływem tych drobnych pieszczot i odchyliłem głowę.
-Masz takie piękne ciało - powiedział,
sunąc rękoma po wewnętrznej stronie moich ud. Po chwili, pochylił się i zrobił
mi malinkę blisko pachwiny. Jęknąłem cicho i zamknąłem oczy. Byłem cały
rozpalony od tych licznych pieszczot.
-Yuu, proszę - zakryłem twarz dłońmi.
- Teraz.
Otworzyłem
oczy, wybudzając się z tego erotycznego snu. Ostatnio miałem albo koszmary albo
właśnie takie sny. Jęknąłem cicho, próbując zmienić pozycję na niewygodnym,
szpitalnym łóżku. Za oknem padał deszcz, który dudnił o szybę. Z nudów,
zacząłem sobie przypominać jakieś zabawne momenty ze swojego życia.
Przeciągnąłem się, wchodząc do kuchni,
z której wydobywał się smakowity zapach wypieku. Yuu siedział na blacie
kuchennej szafki i przeglądał jakiś magazyn.
-Dzień dobry - powiedziałem, marszcząc
brwi na widok Shiro o takiej porze w kuchni. Zauważyłem, że piekarnik był
włączony, a obok mężczyzny stał czasomierz. - Pieczesz coś? - kucnąłem przed
piekarnikiem z zamiarem uchylenia go, zostałem jednak powstrzymany przez nogę
Yuu, którą przyłożył mi do twarzy.
-Zostaw - powiedział. Nawet nie
oderwał się od artykułu, który czytał. - Jak będzie gotowe, to wtedy zobaczysz.
-Gdzie mi z tą stopą - odepchnął od
siebie jego nogę. Wstałem, ruszając do lodówki. - A masz coś na śniadanie? -
zapytałem, przeszukując jej zawartość.
-Szukaj, a znajdziesz - odparł.
-Yuu, zły jesteś? - zapytałem, trochę
niepewny.
-Tak - powiedział po dłuższej chwili.
- Ale tak bardziej, to nie - odłożył czasopismo i spojrzał na mnie.
-Co? Nie rozumiem cię - zamknąłem
lodówkę, wlepiając w niego wzrok. - Co się stało?
-Powinieneś wiedzieć - odparł,
zeskakując zgrabnie na podłogę i podchodząc do mnie. Podniósł na mnie swoje
ciemne oczy, starając się powstrzymać uśmieszek, który pchał mu się na usta.
Objął mnie w pasie, nie odwracając ode mnie wzroku. - Zamiast się do mnie
przytulić, to ty od razu o żarciu. Tak nie można.
-O to ci chodzi? - odetchnąłem. Nie
lubiłem, kiedy był o coś zły. Zawsze wtedy strzelał fochy na niewiadomo ile.
-Mhm - przylgnął do mnie. - Za to, nie
dostaniesz ciasta.
Zaśmiałem
się do swoich własnych myśli. Zawsze chciałem, by Yuu był właśnie taki. Żeby
się uśmiechał i cieszył się ze swojego życia. By był moim ukochanym.
Yuu opadł na mnie zdyszany po
wypróbowaniu kolejnej pozycji z kamasutry. Oddychając głośno, wyślizgnąłem się
spod niego i przekręciłem się na brzuch z głośnym jękiem.
-Kai nam jutro nie daruje, jak nie
będę mógł się ruszać - wysapałem w pościel. - Nie uważasz, że dwa razy w ciągu
dnia, to za dużo? Boli mnie wszystko.
-Mi się podoba - pogładził mnie po
pośladku. - Zważając na to, że czasami się zachowujesz jak impotent.
-I co jeszcze? - prychnąłem. - Masz mi
za złe to, że mam po seksie ból dupy przez dobry miesiąc? Będziesz mnie okładał
lodem i nosił na rękach, jak tak bardzo chcesz częściej.
-Hej, spokojnie - objął mnie. -
Uwielbiam te chwile namiętności z tobą - pocałował mnie w policzek. - I myślę,
że warto na nie czekać.
Na drugi dzień, ledwo się podniosłem z
łóżka. Cholernie bolał mnie dół pleców, co oznajmiałem Yuu jękami, za każdym
razem, kiedy musiałem iść, usiąść, kucnąć. Mężczyzna miał widoczne wyrzuty
sumienia i w miarę swoich możliwości, ułatwiał mi życie.
-Uruha, przestań jęczeć! - zdenerwował
się w końcu Ruki. - Cholera mnie już bierze, bo ty wydajesz z siebie odgłosy
rozpaczy i bólu - przez chwilę myślałem, że rzuci we mnie swoim mikrofonem. -
Weź ty jakiś panadol.
-Ból dupy - mruknął Reita, za co Aoi,
rzucił w niego kostką. Nie trafił jednak w basistę, a przedmiot wylądował gdzieś
na podłodze. - No proszę, proszę - zaśmiał się. - Musieliście się ładnie w nocy
bawić, bo nam Yuu-chan nawet czerwienieje - zaśmiał się głośno.
-Seks, seks i jeszcze raz seks -
podsumował Taka.
-My devil on the bed - mrugnąłem do
Yuu, który ciskał błyskawicami w stronę tych dwóch.
Na drugi dzień, Taka przyniósł mi
tekst piosenki, do której poprosił mnie o skomponowanie melodii. W ten sposób
powstało My devil on the bed.
Pogrążając
się we wspomnieniach, zasnąłem, otoczony głosami z przeszłości.
*
[Aoi]
Kou jeszcze spał, kiedy przyszedłem do
szpitala. Jego niewinna twarz doprowadzała mnie do łez, nawet w takiej chwili.
Dotknąłem delikatnie jego bladej dłoni i uśmiechnąłem się lekko. Mogłem
wpatrywać się w niego całymi godzinami. Jedyne, co przeszkadzało w tej pięknej
chwili, w której mogłem podziwiać jego urodę, nie zmienioną przez chorobę, to
maszyna mierząca tętno, która swoją drogą, działała dość powoli.
Nagle do pomieszczenia wszedł lekarz,
który gwałtownie obudził mojego śpiącego księcia. Zaczął go wypytywać o różne
rzeczy, świecił latarką po oczach, mierzył puls. Na salę dostało zaraz stado
pielęgniarek i lekarzy z noszami, robiąc wielkie zamieszanie. Nikt nie raczył
mi odpowiedzieć, co się dzieje. Próbowałem nawiązać jakikolwiek kontakt z Kou,
ale natrafiłem jedynie na jego puste spojrzenie. Wtedy też dotarło do mnie, co
się działo, a w głowie narodziła jedna myśl.
Kouyou umierał na moich oczach.
Podniosłem
się do siadu cały zlany potem. Miałem mocno przyspieszony oddech i kręciło mi
się w głowie. To był sen. Zwykły koszmar.
----
Oto i przed wami ósmy rozdział "Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu". Stwierdzam, że mi nie wyszedł.
Sprawa jest żuczki i to dość poważna. Prawdopodobnie ten rozdział jest ostatnim, jaki się pojawił na blogu. Raczej już ich więcej nie będzie. Skąd ta decyzja? Od dłuższego czasu, statystyki spadają, nie ma chętnych do komentowania. Nie widzę sensu, by dalej publikować rozdziały. ALE! Wszystko może się zmienić. Pisać nie przestanę i możecie być tego pewni. Nie chodzi o szkołę, brak czasu, na pisanie zawsze znajdę czas. Po prostu coraz mniej osób to czyta i jest mi z tego powodu przykro.
NO EJ, CO TY SOBIE MYŚLISZ? JAKA OSTATNIA NOTKA? OGŁUPIAŁAŚ? I ZNOWU! TYLKO STATYSTYKI SIĘ LICZĄ, TAK?! NIENAWIDZĘ TAKIEGO PODEJŚCIA! KOMERCHA! A GŁOS LUDZI DO GADANIA MA TYLE CO NIC.
OdpowiedzUsuńcooooi O.O niee, ja musze miec kolejne czesci "Jesli sie odrodze spotkajny sie znowu" i "Migdalowe Serce". W takim momencie przerywac QnQ zaraz bede plaka c....no dobra po rozdziale juz placze
OdpowiedzUsuńZgadzam się z powyższą opinią! Musisz to skończyyyyyć! :C Ja uwielbiam Twoje opowiadania i choć nie zawsze komentuję to czytam i jestem obecna! Ten rodział mało nie doprowadził mnie do łez. ;_; Proszę, proszę, proszę, proszę! WSTAW KOLEJNĄ JEGO CZĘŚĆ! :C
OdpowiedzUsuńNieeeee! Proszę, nie możesz skończyć tego opowiadania! Jest jednym z moich ulubionych, a Ty masz do tego wielki talent. Nawet jeśli nie ma multum czytelników, to na pewno ma grupę tych oddanych i myślę, że sporo osób się ze mną zgodzi. Proooszę, nie kończ tak nagle... ;C
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to myślę, że świetnie Ci wyszedł. To jak oddajesz smutek Uru i Aoi'ego... Widać, że jest im obu coraz gorzej. Yuu też już traci siły na ciągłe pocieszanie i podtrzymywanie na duchu swojego ukochanego. Szczerze mówiąc trochę boję się momentu, kiedy Kouyou umrze. Ale mimo to chciałabym doczytać do tego momentu i zobaczyć jak to będzie wyglądało...
Zaśmiałam się przy wspomnieniu o cieście. Najpierw stopa Shiro przy twarzy Kou - FUJ! xD Ale później... Zrobiło się uroczo! ;-)
Życzę Ci dużo weny i pamiętaj, że są osoby, którym naprawdę zależy na tym opowiadaniu. I nie jesteś to tylko Ty! ;-)
/Kasumi.
c-co?
OdpowiedzUsuńpojebało cię już do reszty? >:C
chciałabym przede wszystkim powiedzieć, że jako wierny ninja czytam bloga już od długieego czasu. nie mam jednak stałego dostępu do komputera, a nie chce mi się babrać z komentarzami na telefonie. zobaczyłam jednak tę wiadomość i doszłam do wniosku, że wypada w końcu ruszyć dupę.
nie jestem dobra w ubieraniu emocji w słowa, ale... ale po prostu NIE. nie możesz mi (NAM!) tego zrobić. ten blog stał się moim życiem, moją religią, czymś, co kocham i w co wierzę. codziennie po męczącym dniu w szkole czy równie męczącym (w pozytywnym sensie) dniu z przyjaciółką wchodziłam tu, oczekując nowego rozdziału. a teraz co? koniec? tak bez zapowiedzi?
mam nadzieję, że jednak zmienisz zdanie, bo przecież jest tu pewnie mnóstwo osób mojego fachu - tj. wykwalifikowanych ninja - które wielbią cię równie mocno, jak ja. :')
pozdrawiam, życzę weny I CZEKAM NA NOWE ROZDZIAŁY KTÓRE MAJĄ BYĆ.
To było... gaawd, nie wiem, co powiedzieć ;____;
OdpowiedzUsuńStwierdzam, że rozdział Ci wyszedł, podobał mi się wyjątkowo. Nie umiem się wysławiać, nie po przeżyciu tak silnych emocji, więc błagam o wybaczenie. Ale okazja tak wyjątkowa i grozi nam, niewdzięcznym, paskudnym, leniwym czytelnikom katastrofa, więc postaram się coś sklecić.
To nie jest żadne wciskanie kitu, uważam, że ten rozdział jest świetnie napisany - patrząc na pierwsze notki na blogu od jakiegoś czasu stwierdzam wyraźny progres - a może być przecież jeszcze lepiej D: Rozumiem kryzys weny czy cuś takiego, ale także bardzo nie lubię pisania pod statystyki (kiedyś pisałam bloga dla jednej czytelniczki, idk xD). Liczę więc na to, że za jakiś czas do nas, niewdzięcznych, wrócisz, bo wchodzę na bloga kilka razy dziennie codziennie, czując się jakbym przegrała życie, gdy nie ma nic, a ciesząc się jak głupi do sera, gdy coś jednak jest.
Mało jest blogów naprawdę oryginalnych, ale Twój do nich należy, więc błagam na kolanach, abyś jeszcze raz przemyślała decyzję opuszczenia go. A jeżeli jednak nie - to dziękuję Ci za to wszystko, co napisałaś do tej pory. Amen.
ej, ej, ej
OdpowiedzUsuńbardzo chcę byś dokończyła to niesamowite opowiadanie :( jestem bardzo ciekawa co się dalej stanie, czy Kou jednak wyzdrowieje czy może jednak umrze. nie zostawiaj tego w takim momencie, pliis. mam wielką nadzieję, że jeszcze to przemyślisz, dla tych którzy to czytają i komentują.
co do rozdziału - chyba jeden z lepszych, na prawdę. było w nim tyle emocji, co chwilę miałam łzy w oczach. ciągle liczę na jakiś cud, że Kou z tego wyjdzie.
będę czekać z niecierpliwością na ciąg dalszy. liczę, że powrócisz :)
Kurde nie chrzan ze nikt tego nie czyta bo ja na to czekalam z niecierpliwoscia jesli to dojdzie do końca bd ryczec sen aoi był straszny uru umierajacy na jego oczach no kurde ja już rycze czekam na ciąg dalszy jestes świetna w tym co piszesz i twórz dużo opowiadan może też coś o samurajach ze któryś z członków zespołu jest samurajem albo one shot z jakimś horrorem super
OdpowiedzUsuńNie przerywaj pisania! Sama także posiadam bloga i wiadomo, ze gdy nikt nie pisze, to człowiekowi robi się przykro, bo jego praca idzie na "marne". Ale w wielu sytuacjach jest tak, iż blog jest czytany, ale niektórzy nie chcą komentować. Mimo to bardzo się im podoba. Na dodatek jesteśmy po okresie wakacyjnym i wszystko się dopiero rozkręci. Liczy się też szybkość dodawania kolejnych postów, a także odpisywania na komentarze. Im więcej tego robisz, tym blog bardziej się rzuca przy wyszukiwaniu w wujku Google. Na dodatek masz śliczny styl pisania, piszesz opowiadanie z moja ulubioną parą AoixRuki ( za co Cię kocham XD ) i byłoby szkoda utracić takiego autora jak Ty. I może, skoro kochasz pisać i masz czas, zamiast robić to dla komentarzy, zrób to dla siebie. Inni lubią czytać opowiadania, gdy wiedzą, ze autor pisze bo kocha to, a nie pisze by mieć dużo komentarzy, lajków, itd, itd. Pozdrawiam ~
OdpowiedzUsuńNawet mnie tak nie strasz!!
OdpowiedzUsuńCudnie piszesz!
A powyższy rozdział wprowadził mnie w taki stan...melancholii...tego mi było trzeba. Naprawe.
hehehe xD
OdpowiedzUsuńDZIĘKI KOCIE XD
UsuńU mnie też ze statystykami nie za ciekawie ostatnio, jednak sądzę, że to przez rok szkolny. Dużo osób nie ma czasu na czytanie i komentowanie... Nie wiem. Nie wiem, jak to usprawiedliwić, naprawdę.
OdpowiedzUsuńOd razu przeproszę za niekomentowanie Twoich cudeniek, jednak... ledwo znajduję czas, by wejść na swojego bloga i cokolwiek wrzucić. Nadrobię to. Nadrobię też komentarz pod Migdałkiem.
Nie mam pojęcia, dlaczego, ale ciągle mam nadzieję na jakiś cud, że Kou wyzdrowieje i wszystko będzie okay. Albo, że to tylko sen. Od razu zakładam, że nie pozbieram się prędko po ostatnim rozdziale tegoż opowiadania, mimo że sama ostatnimi czasy funkcjonuję w niezbyt ciekawym stanie. Ale nie o sobie, tylko o opowiadaniu...
Uwielbiam moment z wywaleniem Katsuko za drzwi. Wręcz ubóstwiam.
Migrena - przeklęta rzecz. Nie zazdroszczę, ani nie życzę nikomu.
Piszę to chyba w każdym komentarzu, ale nie da się nie zwrócić uwagi na to, jak Yuu cudnie opiekuje się Kouyou. I bezsilność Kou udziela się mnie. Nie wiem, tak reaguję. No... Uwierz mi, nie ma słów na to, jak genialne jest to opowiadanie! Nie mam pojęcia, jak je ocenić. Nie ma na to słów. Nie ma, naprawdę.
Nie opuszczaj bloga. Sądzę, że wszystkim byłoby naprawdę przykro.
Łączmy siły w oczekiwaniu na wyższe statystyki, amen.
Tulam, pozdrawiam i życzę wytrwałości ♥
Uf, na szczescie trafilam na twojego bloga, jak to skonczylas ;)
OdpowiedzUsuńOpowiem o sobie kiedy indziej.
Na razie, poki telefon pozwala mi dodac komentarze musze kilkoma slowami opisac te opowiadanie:
Pawdziwe
Niesprawiedliwe
Okropne
Straszne
Smutne
Przygnebiajace
Poruszajace
"Wyciskacz serca"
Dodaj to wszystko wyjdzie PRZEPIEKNE.
Nie wiem skad ci to przyszlo do glowy, ale dziekuje Bogu, ze to znalazlam.
Nie moge sie doczekac, co bedzie w nastepnej czesci... znowu wycisne lzy i bedzie mnie serce bolec...
Jak bede na laptopie skomentuje pierwszy rozdzial bardziej szczegolowo.
Kochana, caluje i sciskam <|3 do siebie nie zapraszam ><
P.s. "Wyciskacz łez"...
Hej,
OdpowiedzUsuńYuu jest bardzo ciężko patrzeć na ukochaną osobę, która powoli umiera, dobrze, że to był tylko sen...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Yuu to jest bardzo ciężko patrzeć na ukochaną osobę, która umiera, dobrze, na szczęście to był tylko sen...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Yuu jest trudno patrzeć na ukochaną osobę, która umiera... jak dobrze, że to był tylko sen...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Tak się zaczytałam, że nie miałam czasu nawet napisać komentarza pod poprzednimi dwoma rozdzialami. To opowiadanie jest absorbujące i ciekawe mimo wizji, że Kouyou mając chorobę nieuleczalną umrze pod ostatnie rozdzialy :(
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane Tsukkomi i nawet jeśli tak nie uważasz to ja tak myślę 🧡 Po tylu latach od opublikowania wciąż zachwyca :D