Migdałowe serce II 15 END

O powrocie i narodzinach



Skuliłem się, nie chcąc dopuścić do siebie niczego z zewnątrz. Chociaż w mieszkaniu było blisko dwadzieścia trzy stopnie, to ja trząsłem się jak galareta.
-Taka? - usłyszałem. Poczułem, jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Zacisnąłem powieki i cały się spiąłem. - Umiałbyś zapomnieć o Yuu, gdybym okazał się być lepszy od niego?
-Nigdy - głos mi drżał.
-Obiecuję, że nic ci nie zrobię - położył się obok, obejmując mnie przez kołdrę. - Będę ci poświęcać czas, będę cię słuchał.
-Ale ty mnie nie kochasz tak prawdziwie - powiedziałem cicho. - Podobam ci się, ale mnie nie kochasz.
-O czym ty mówisz? Kocham cię.
-Nakrzyczałeś na mnie. Yuu tego nie robi.
-Nigdy? - pocałował mnie za uchem.
-Nigdy. Wydaje ci się, że mnie kochasz. Kao, to tylko złudzenie.
-Wydaje mi się? - podniósł się na rękach i mnie odkrył. - Udowodnię ci to.
-Kaolu, nie! - krzyknąłem przerażony, kiedy zerwał ze mnie koszulkę i zaczął rozpinać klamrę mojego paska. Szarpałem się z nim, aż dostałem w twarz. Czy tak się postępuje wobec osoby, którą się kocha? - Proszę, nie rób tego. Kao, błagam - ryczałem. Mężczyzna chwilę walczył z moimi obcisłymi spodniami. W końcu się ich pozbył, a ja zostałem w samych bokserkach. Zdjął je, a ja starałem się zakryć. Kaolu zsunął z siebie spodnie, a następnie bokserki.
-No dalej Ru - pochylił się, całując mnie.
-Ja nie chcę - zabrał ręce z mojego krocza, a chwilę później wszedł we mnie.

Yuu, ratuj mnie.
Yuu, dlaczego ciebie tu nie ma?
Yuu, to boli.
Yuu, zobacz, co się dzieje.
Yuu...


*

Skuliłem się w łóżku, kolejny raz mając ochotę coś sobie zrobić. Przez myśl przeszło mi, żeby się zabić, co w sumie nie byłoby złym pomysłem. Ojciec i Tara mieliby jeden kłopot z głowy, Kouyou byłby przeszczęśliwy i miałby wolną drogę do Yuu. Poza tym nie miałem żadnych przyjaciół, a Shiro szybko pozbierałby się po mojej śmierci. Kou by mu pomógł.
Był dzień po moich urodzinach, po najgorszym dniu w moim życiu.

Otworzyłem zaspane oczy. Widziałem jak przez mgłę, więc zamrugałem kilkakrotnie i przetarłem patrzadła.
-Ruki - poczułem ciepły oddech na karku. Zadrżałem. - Kochanie. -Mruczał słodko przy moim uchu.
Odwróciłem się w jego stronę. Uśmiechał się promiennie. Cmoknął mnie w usta.
-Aoi, łobuzie - pstryknąłem go delikatnie w nos. Zaśmiał się i pogładził mnie po policzku.
-Wszystkiego najlepszego.
-Oh, nie przypominaj - burknąłem. Wydąłem dolną wargę i skrzywiłem się na co westchnął.
-Czemu aż tak bardzo nie lubisz swoich urodzin?

Miałbym kolejną odpowiedź na to pytanie. Wszyscy mnie wykorzystywali, chcieli się ze mną przespać. Nie miałem zaufania do ludzi i tylko Yuu potrafił do mnie jakoś dotrzeć.
-Takanori? - pukanie do drzwi przerwało panującą ciszę. Drzwi otworzyły się z hukiem i ktoś zapalił światło w pokoju. - Człowieku, wstawaj! - krzyknął ojciec zrywając ze mnie kołdrę. - Dzwonili ze szpitala, Tarze odeszły wody!
-Ah - mruknąłem mało przejęty. - To fajnie. Wasze dziecko się rodzi.
Ojciec wyciągnął mnie z łóżka i już po chwili byliśmy w samochodzie, jadąc do szpitala. Nie rozumiałem, co się wokół mnie działo. Wszystko było jakby odległe, mało ważne. Jakby tak naprawdę nie istniało.
Ojciec chodził cały spięty po szpitalnym korytarzu. Strasznie się denerwował. Jego kolejny potomek przychodził na świat.
Ciekawe, czy narodzinach moich i mojego brata też się tak denerwował?
Moja matka zaszła w pierwszą ciążę w wieku piętnastu lat. Wpadła z moim ojcem, który miał wtedy osiemnaście lat. Cały świat załamał jej się na głowę. Ludzie wytykali ją palcami, nikt nie chciał z nią rozmawiać, rodzina się od niej odsunęła. Została zepchnięta na margines społeczeństwa. Tylko mój ojciec z nią został. Pomimo młodego wieku, ciężko pracował i się uczył, byleby pomóc biednej Yuri, która była w prawdziwym szoku. Chociaż jej partner doradzał jej, żeby oddała dziecko zaraz po urodzeniu, to ona się uparła, że wychowa mojego starszego brata, pomimo że się bała i nie miała kompletnego pojęcia, jak obnosić się z małym dzieckiem.
Osiem lat później, kiedy moi rodzice byli już małżeństwem, urodziłem się ja. Miałem znacznie lepiej niż mój brat, który był wychowywany w skromnym mieszkanku. Ojciec kończył naukę i szukał czegoś większego dla czteroosobowej rodziny. Mama zabrała na ten czas mnie i brata do Kangawy, skąd pochodziła. Odpowiednie mieszkanie znaleźli, kiedy miałem równo roczek. Tata miał już stałą pracę, a mama postanowiła kontynuować naukę.
Dwa lata później ojcu udało się założyć i rozkręcić firmę. Zaczął więcej zarabiać, ale coraz rzadziej bywał z nami.
Kiedy skończyłem cztery lata, rodzice zabrali mnie do psychologa. Martwił ich mój brak zainteresowania rzeczami, jakimi powinni interesować się chłopcy w moim wieku. Nie lubiłem klocków, samochodzików, czy podglądać z innymi koleżanek w toalecie. Nie lubiłem bawić się z rówieśnikami, czułem się skrępowany w ich towarzystwie. Nie biłem się, nie szalałem, za to przebierałem i czesałem lalki. W ten sposób lekarz wysnuł teorię, że w przyszłości mógłbym mieć skłonności do interesowania się tą samą płcią. Nikomu się to nie spodobało. Robili, co mogli, by to się nigdy nie stało, jednak na próżno. W szóstej klasie powiedziałem mamie, że jest pewien chłopak, którego bardzo lubię, ale on nie zwraca na mnie uwagi. Rozpłakała się wtedy i powiedziała o tym ojcu. Oboje stwierdzili później, że nie będą już walczyć z moją orientacją, ale pozwolą mi być takim, jakim jestem. Obydwoje mnie zaakceptowali.
-Może pan wejść - powiedziała pielęgniarka do mojego ojca, który zaraz wleciał do sali. Kobieta spojrzała na mnie z uśmiechem. - Twoi rodzice? - pokiwałem głową na potwierdzenie. - Gratuluję, masz zdrową siostrzyczkę.
Po kilku minutach zostałem zaproszony na salę. Na środku jasnego pokoju stało wielkie łóżko, na którym leżała Tara, obok niej na krześle siedział mój ojciec, który trzymał malutkie zawiniątko. Podszedłem do nich i usiadłem obok, patrząc na owe coś, czym okazało się być dziecko.
-Taka, chcesz ją potrzymać? - Tara uśmiechnęła się do mnie, a ja otworzyłem szeroko oczy. Nie czekając na moją odpowiedź, ojciec podał mi noworodka, a ja wziąłem go drżącymi dłońmi, starając się, by mi nie wypadł.
Spojrzałem uważnie na śpiącą twarz dziecka i coś ścisnęło mnie za serce.
-Jak ją nazwiecie? - zapytałem, nie mogąc oderwać wzroku od tego maleństwa.
-Chciałam ją nazwać Yuri - odezwała się Tara, a ja spojrzałem na nią zaskoczony.
-Yuri? - powróciłem wzrokiem na dziecko, które było pogrążone we śnie. - Jak mama - mruknąłem trochę zasmucony. Nie chciałem, by ta dziewczynka nosiła takie samo imię jak moja matka.
-Taka, wiem jak bardzo byłeś do niej przywiązany, dlatego myślałam, że to...
-Proszę, nie - przerwałem jej. - Wszystko tylko nie to imię.
Po dłuższym namyśle nowego członka rodziny nazwali Sora.

*

Siedziałem przy łóżeczku dziewczynki już dłuższy czas. Spała jak aniołek i taka też była. Cicha i delikatna. Nie umiałem oderwać od niej wzroku, a pozostałe rzeczy rzuciłem w kąt, przypatrując się tej ślicznotce. Swoim zachowaniem bardzo zdziwiłem ojca i Tarę. Oboje myśleli, że będę miał gdzieś ich dziecko, a tu taka niespodzianka. Sam sobie się dziwiłem.
-Taka, wszystko dobrze? - zagadnęła mnie Tara. - Dawno nie było Yuu, co u niego?
Posmutniałem momentalnie i spuściłem wzrok.
-Nie wiem, co u niego - mruknąłem, podciągając kolana pod brodę. - Nie rozmawiam z nim.
Od razu posypały się pytania, czy się pokłóciliśmy albo zerwaliśmy. Odparłem, że mamy od siebie przerwę, co nie było do końca kłamstwem. Lepsze coś takiego niż milczenie.

*

Wtuliłem się mocniej w miękką poduszkę, którą obejmowałem ramionami i mruknąłem coś krótko, kiedy poczułem, że kot bawi się moimi włosami.
-Tenshi - powiedziałem cicho. - Idź sobie.
-Kotku, nie pójdę - usłyszałem tuż przy swoim uchu.
Momentalnie podniosłem się z miejsca, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na osobę, która pochylała się nade mną. Nie dowierzając, zapaliłem lampkę, której światełko pozwoliło mi zobaczyć radosne, ciemne patrzadła.
-Yuu? - zapytałem zdziwiony. Ten tylko zaśmiał się.
-Duch święty - odparł z uśmiechem.
Zerwałem się z łóżka i rzuciłem mu się na szyję. Bez wątpienia był dla mnie takim duchem świętym.
-To naprawdę ty - wplątałem jedną dłoń w jego przydługie kosmyki, a drugą położyłem mu na policzku. Oddaliłem się lekko od niego, uśmiechając się. - Tak tęskniłem.
-Już jestem.
Yuu położył się obok mnie i zaczął mi trochę opowiadać, o tym, co musiał robić. Gładziłem go lekko po ramieniu, bo wiedziałem, że nie łatwo mu to przychodziło.
-Wiesz, jak miałem piętnaście lat poznałem dziewczynę - zmienił temat. - Była ładna, zgrabna, miała poczucie humoru, ale należała raczej do tych łatwych. Spodobała mi się oraz mojemu koledze z klasy. Konkurowaliśmy o nią, a los chciał, że wybrała mnie. Zaczęliśmy ze sobą chodzić, byliśmy szczęśliwą, przykładną parką. Ale ten kolega, nie mógł tego przeboleć. Pisał dla niej wierszyki miłosne, robił z siebie kretyna, byleby zwrócić jej uwagę. Był w niej szalenie zakochany, a nasza dwójka go wyśmiewała. Cierpiał z tego powodu i powoli tracił chęci do czegokolwiek - przerwał na chwilę, biorąc wdech. - Pewnego dnia zapytał mnie, co ma zrobić, by przestać cierpieć - ściszył głos. - Odpowiedziałem mu wtedy, by się zabił. Kilka dni później, zaczepił mnie na przerwie i spytał się, jaki sposób jest najlepszy. Miałem ochotę się z niego śmiać, ale chciałem się dowiedzieć, co zrobi, dlatego odparłem, by się powiesił, jak tak bardzo chciałby ze sobą skończyć. Dla mnie to było śmieszne, ale on brał mnie całkowicie na poważnie. Na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że zrobił dokładnie to, co mu powiedziałem. Wymknął się w nocy z domu i powiesił w pobliskim parku - zamknął oczy, przypominając sobie tamte wydarzenia. - Miałem go za całkowitego idiotę. Zabił się, bo ja mu to powiedziałem. To był skrajny przypadek tego, do czego umiałem doprowadzić ludzi. W każdym razie, niedługo po tym wydarzeniu poznałem Rena - wzdrygnąłem się na dźwięk jego imienia, co zauważył, dlatego objął mnie ramieniem. - Dla niego byłem taką samą zabawką jak inni ludzie dla mnie. Wykorzystywał mnie na wszystkie możliwe sposoby. Ale byłem mimo wszystko użyteczny. Potrafiłem załatwić dragi, dziwki, broń, pieniądze. Mogłem pstryknąć palcami, a przede mną pojawiała się grupka ludzi, mających wszędzie wtyki. To było niesamowite, ale i straszne. Żyłem tak, aż poznałem Kou, ale to już wiesz.
-Uratowałeś mu życie - mruknąłem cicho.
-Właśnie - westchnął. - A może teraz ty coś powiesz? - pogładził mnie po ramieniu.
-Rodzina mi się powiększyła - zaśmiałem się, wtulając się w niego. - Mam śliczną siostrzyczkę.
-Powiększyła się, mówisz? - zaśmiał się, zsuwając dłoń na moje udo. Momentalnie odskoczyłem od niego na drugi koniec łóżka. - Co ty robisz? - roześmiał się, myśląc, że chciałem się wygłupiać.
-Nie, nic - zaśmiałem się nerwowo, wracając na swoje miejsce.
-Tak dawno cię nie przytulałem - objął mnie, kładąc głowę na moim ramieniu. - Nie uciekaj przede mną.
-Yuu, mam takie pytanie - mruknął krótkie hm?. - Jak tutaj wszedłeś?
-Drzwiami.
-No rozumiem, że drzwiami, ale w jaki sposób?
-Twój tata mnie wpuścił - mruknął cicho.
-Ah.
Siedzieliśmy jakiś czas w ciszy. W końcu Yuu zaczął mnie delikatnie całować. Szybko przerwałem jego pocałunki, odsuwając się od niego.
-Jeszcze się położę - powiedziałem, wślizgując się pod kołdrę.
-No dobrze - mruknął, patrząc na mnie z uśmiechem. - Kolorowych snów.

*

Rano Yuu chciał mi pokazać jak bardzo za mną tęsknił nie tylko duszą, ale i całym ciałem. Cały czas starał się nas stawiać w dwuznacznych sytuacjach, z których ja niemal uciekałem. Najzwyczajniej pragnął uprawiać ze mną seks, a ja tak chętny nie byłem. Zamiast tego, starałem się z nim rozmawiać o wydarzeniach z ostatnich dwóch miesięcy. Shiro widział jednak, że specjalnie unikałem bliskości z nim. Nie chciałem nawet, by trzymał mnie za rękę podczas spaceru.
-Kotku, czy coś się stało? - zapytał. - Tyle czasu mnie nie było, a trudno mi ciebie chociażby dotknąć.
-Nic się nie stało - odparłem. Miałem mu niby powiedzieć, że zostałem zgwałcony, kiedy go nie było? Bałem się teraz, by ktokolwiek mnie dotykał.
-Taka, daj mi rękę - wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Po co? - zapytałem niepewnie.
-Jesteśmy na spacerze. Chcę cię potrzymać - zaśmiał się.
Podałem mu rękę, a on mnie za nią złapał. Splótł nasze palce i przysunął się do mnie. Chodziliśmy dalej w krępującej ciszy. Yuu czuł, że coś się wydarzyło. Zerkał na mnie co jakiś czas zmartwiony, ale nic nie mówił.
Po powrocie ze spaceru, od razu poszedłem do Tary i Sory. Kobieta siedziała przy niej i robiła dziwaczne miny, próbując rozśmieszyć swoją córkę.
-I jak było na spacerze? - zapytała.
-W porządku - spojrzałem na dziewczynkę i uśmiechnąłem się. Wyszedłem jednak, nie chcąc im przeszkadzać. Na korytarzu wpadłem na Yuu.
-Porozmawiajmy - powiedział. Ruszyłem do swojego pokoju, a on za mną. Czułem, że ta rozmowa przyjemna nie będzie. Usiadłem na łóżku, a Shiroyama stanął przede mną. - Chciałbym wiedzieć, co się stało, kiedy mnie nie było.
-Nic takiego - mruknąłem cicho.
-Taka, nie jestem ślepy. Co się stało? Nie wiem... - pokręcił głową, widząc, że nie miałem ochoty mu odpowiadać. - Nie kochasz mnie? - milczałem. Strasznie go kochałem. Nie umiałem się jednak odezwać, a łzy stanęły w moich oczach. - Powiedz coś.
-Kocham cię, Yuu - głos mi strasznie drżał i trudno było mnie zrozumieć. - Tylko ciebie.
-A powiesz mi, co się stało? - kucnął przede mną i złapał mnie za dłonie. - Taka, mnie nie oszukasz.
Powoli zacząłem mu opowiadać o całej tej historii z Kaolu. O tym, jak zaproponował mi sesję, zaprosił na kawę, pocałował, a później zabrał do siebie.
-Zrobił ci coś? - zapytał z bólem w głosie. Milczałem, nie umiejąc nic z siebie wydusić. - Taka, zrobił ci coś? - ponowił pytanie, a ja powoli pokiwałem głową, rozklejając się i zwijając w kłębek.
-Yuu, to było okropne - poczułem jak mnie obejmuje. - On mnie... - urwałem, łapiąc oddech. - To strasznie bolało, Yuu.
-Takanori...
-Przez cały czas błagałem w myślach, żebyś się pojawił, żebyś mnie uratował. Yuu, ty byś do tego nie dopuścił.
-Nie - głos mu drżał. - Nigdy bym nie pozwolił na coś takiego.
-Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy - przycisnął mnie do siebie, a ja dalej płakałem.

*

Yuu został ze mną na kolejną noc. Nie opuszczał mnie nawet na krok. Siedział przy mnie podczas obiadu, kolacji. Ciągle miał mnie na oku, chociaż w domu nie było to takie potrzebne.
-Idę się umyć - powiedziałem do Yuu, który wszedł do pokoju. Rozmawiał wcześniej z kimś na korytarzu przez telefon, a ja odrabiałem lekcje. - Chcesz iść ze mną? - zapytałem nieśmiało.
-Jeśli chcesz - uśmiechnął się.
Złapałem go za rękę i pociągnąłem do łazienki. Rozebraliśmy się i weszliśmy do kabiny, odkręcając kurek z ciepłą wodą. Przylgnąłem do Yuu, a on objął mnie czule, jakby zasłaniając mnie swoim ciałem przed wodą. Shiro gładził mnie po drobnych plecach i całował we włosy. Stanąłem na palcach i wyciągnąłem szyję, chcąc go pocałować. Yuu pochylił się, ułatwiając mi dostęp do swoich ust. Wplątał dłoń w moje włosy i przycisnął mnie bardziej do siebie. Przejmował kontrolę nad pocałunkiem.
-Yuu - mruknąłem w jego usta. Mężczyzna nie przerywał. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i pełen uczucia. Shiro wysunął język, zachęcając mnie do zabawy. Złapałem go za przedramiona i jęknąłem cicho.
-Yuu, może... Wykorzystamy fakt, że zostajesz na noc i... - poczułem jego dłonie na moich pośladkach, na co lekko się wzdrygnąłem.

*

Yuu opadł na mnie zmęczony, dysząc głośno. Głaskałem go po kruczoczarnych kosmykach, regulując mocno przyspieszony oddech. Z jakiegoś powodu czułem się szczęśliwy. Tak, jakby stosunek był czymś, czego zawsze potrzebowałem. Ten błogi stan, kiedy Shiroyama trzymał mnie w swoich silnych ramionach, a teraz leżał na mnie, całkowicie wyczerpany. Stawał się delikatnym i czułym mężczyzną.
-Yuu, odwieziesz mnie jutro do szkoły? - zapytałem.
-Odwiozę - odpowiedział w mój tors półprzytomnym głosem. - Zrobię wszystko.
Naciągnąłem na nas kołdrę, a już chwilę później obaj oddaliśmy się w cudowne ramiona snu.

*
[Aoi]

Powoli wszedłem na piętro i zadzwoniłem do drzwi. Usłyszałem kroki po drugiej stronie i zgrzytanie przekręcanego zamka w drzwiach. Uśmiechnąłem się na widok lekko zaskoczonego Kaolu.
-Yuu? - zapytał. Miło z jego strony, że zapamiętał moje imię. - Coś się stało? Skąd wiesz, gdzie mieszkam?
-Kaolu-san, mam do ciebie sprawę, mogę wejść? - zapytałem niewinnie, ignorując jego pytanie.
-No dobra - powiedział niepewnie. Na jego miejscu bym tego nie robił, ale tym lepiej dla mnie.
Wszedłem do ciasnego mieszkanka i od razu skierowałem się do salonu. Rozsiadłem się w wygodnej, bordowej kanapie i założyłem nogę na nogę. Mężczyzna wszedł za mną i obrzucił mnie trochę niezadowolonym spojrzeniem. Obdarzyłem go kolejnym uśmiechem i wyciągnąłem się. Nie powiem, całkiem mięciutko.
Kaolu usiadł w fotelu i wyprostowany niczym struna, patrzył na mnie. Nic nie mówiłem. Obserwowałem jego zachowanie, a zauważyłem, że kropelki potu zaczęły się pojawiać na jego czole.
-Jaką masz sprawę? - zapytał po kilku długich minutach krępującej go ciszy.
-Przyszedłem tu, żeby cię nauczyć, że nie należy ruszać czegoś, co należy do mnie, kiedy mnie nie ma. Domyślasz się, o co może mi chodzić?
-Nie mam pojęcia - pokręcił głową, kłamiąc mi w żywe oczy.
-Chodzi mi o Takę. O jeden wieczór, kiedy przywlokłeś go do siebie i ładnie mówiąc, zgwałciłeś. O to mi chodzi.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale - wstałem. - W tej chwili jestem skłonny udusić cię gołymi rękoma, ale nie chcę odpowiadać za morderstwo.
-O czym ty…?
Do mieszkania wpadła grupka zakapturzonych mężczyzn. Kaolu poderwał się z miejsca, a ja odsunąłem się na bok.

-Jest wasz, panowie - powiedziałem, ulatniając się z pomieszczenia.


----

W taki oto sposób kończymy drugą serię żuczki. Myślę, że łatwo się domyślić, cóż takiego później stało się z Kaoczanem, soł... 

Muszę przyznać, że jestem nawet zadowolona z tej serii. Postacie wyszły takie, jakie były w zamierzeniu. Yuu miał być takim oto obrońcom, Kou dobrym duszkiem, który próbuje ugrać coś dla siebie, Aki i Tanabe podocznymi osobistościami, a Taka małym, słodkim, płaczliwym, momentami irytującym ( no pacz Chinatsu XD ) chłopaczkiem. 

HEJ! Ale jeszcze jedna sprawa. 

Druga seria nie powstałaby, gdyby nie Wy, moi ukochani czytelnicy. Dziękuję wam wszystkim serdecznie za wsparcie i motywujące komentarze ( tak, Chinatsu, Tobie za te hejty na bohaterów też dziękuję, bo je momentami podzielałam ^^ ). Mam nadzieję, że będziecie przy mnie, kiedy będą powstawać też inne serie i obyście się na mnie nigdy nie zawiedli. 

Do następnej serii~! ;3 

Komentarze

  1. Nie wiem czy komentowałam coś, ale czytałam wszystko i cała seria jest po prostu boska. Idealne zakończenie, choć Takanori taki biedny tutaj, ale wszystko dobrze się skończyło nikt nie zginął więc wszystko jest w porządku ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! Należało się tej świni! Niech zdycha za tykanie Taki-chana!
    O matko, czy to już na prawdę koniec? Jakoś ten czas szybko zleciał... Za szybko. T.T
    Takanori, Taka, Takuś... Jak to byle śmiało cię tknąć?! Niech zdechnie w męczarniach!
    I wszystko dobrze się skończyło. :3
    Czekam na kolejne opowiadania i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nu~? A będzie część 3? Bo nadal nie wiadomo co z Uru...

    OdpowiedzUsuń
  4. należało sie tej swini XD koniec serii? bede plakac QnQ szybkoo ce kolejna ;...; moje ulubione opowiadanie, a czytalam bardzo wiele

    OdpowiedzUsuń
  5. Aoi co się z tobą stało? ;____; Nie mogę się doczekać kolejnej serii

    OdpowiedzUsuń
  6. Aoi się zmienil czyzby na gorsze ze stal sie taki jak dawniej ..nie moge sie doczekac kolejnej serri

    OdpowiedzUsuń
  7. uhuhu, ale Aoi zrobił milą niespodziankę Rukiemu :) od razu Taka staję się szczęśliwy ;)
    Aoi chyba trochę przesadził z taką karą dla Kaolu. Oby nie miał przez to kłopotów.
    koniec serii, szkoda :( mogłabym to czytać i czytać. z niecierpliwością czekam na kolejną serię migdałka ;) ciekawa jestem co nam zaproponujesz w kolejnej serii ^^
    życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i wreszcie skończyłem drugą serię! Ostatnio jestem zabiegany, ale szczerze powiedziawszy i wcale nie wyolbrzymiając - cały czas myślałem o tym, żeby wrócić do domu i czytać dalej. Wreszcie zaczyna się dziać coś konkretnego. Negatywy - w 11 rozdziale rozbawiło mnie 'bezmyślne myślenie'. Pozytywy - czytało mi się lekko i Twój styl naprawdę się poprawił od czasu pierwszej serii! Nie mogę się doczekać, aż zacznę kolejną i jeszcze następne. To jak z rysownikami mang - z każdym kolejnym tomem widać postęp, z Twoimi tekstami jest identycznie, i bardzo przyjemnie się obserwuje ten proces. Idę spać z głową pełną Twojego opowiadania!
    Dużo weny Ci życzę ❤

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    naprawdę wspaniale, Taka uciekał nawet przed Yuu i ten się domyślił, że coś jest nie tak... podoba mi się taka pewna jego postawa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. To była super cześć. Fajne zwroty akcji, ciekawa fabuła i dobrze zaplanowane postacie. Oby kolejne części były już tylko lepsze! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty