Migdałowe serce III 04
O kotce i rozterkach
Po
powrocie do Tokio, udaliśmy się do Takashimy po Tenshi. Podjechaliśmy pod jego
dom, wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Ogród
przed domem był jak zwykle utrzymany w niezwykłym porządku, a kwiaty kwitły w
nim bujnie. Yuu zadzwonił do drzwi, a chwilę później otworzyła nam je siostra
Kouyou.
-Cześć
Yuu - przywitała się z moim chłopakiem i spojrzała na mnie. - A ty jesteś Taka,
tak?
-Em...
Tak - dziewczyna przepuściła nas w drzwiach.
-Kou
jest na górze - rzuciła, zostawiając nas samych.
Zdjęliśmy
buty i poszliśmy po schodach na piętro do pokoju Kouyou. Yuu zapukał do drzwi i
nie czekając na odpowiedź wszedł do środka. Kou leżał na łóżku, odwrócony do
nas tyłem i chyba spał.
-Kouyou?
- Shiro podszedł do niego i dotknął jego ramienia, ja wziąłem na ręce czarną
kotkę, która zaczęła się do mnie łasić.
-Co?
- zapytał nie zaspanym głosem Takashima, oznajmiając nam tym samym, że nie
spał.
-Przyszliśmy
po Tenshi - oznajmił mu Yuu. - Coś się stało? - zapytał troskliwie. Przysiadł
obok niego na łóżku, a ja usiadłem na dywanie, pieszcząc Tenshi.
-Nie
- Kouyou podniósł się i odwrócił w naszą stronę. Widać było po nim, że był
czymś zmartwiony. - Takanori - zwrócił się do mnie - nie wiem, czy wiesz, ale
ty i Yuu zostaniecie dziadkami.
-Eh?
- zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o co mu chodziło.
-Kiedy
byliście nad morzem, to wpadł tutaj kocur sąsiadów i wyszło jak wyszło -
odchrząknął znacząco, a Yuu wyczekiwał mojej reakcji.
-Chcesz
mi powiedzieć...
-Tenshi
będzie mieć małe kotki.
Między
nami zapadła cisza, którą przerywało głośne mruczenie kota, tulącego się do
mnie. Jak to? Moje maleństwo w ciąży? I to z przypadkowym kotem? Z Yuu nawet
nie planowaliśmy powiększenia naszej trzyosobowej (bo kot to w końcu też osoba)
rodziny, a wystarczyło zostawić Tenshi na tydzień u Takashimy, a już dochodzi
do takich rzeczy jak gwałt i niechciana (przynajmniej przeze mnie) ciąża.
-Jak
mogłeś na to pozwolić?! - wybuchłem. - Nawet nie wiemy, co to za kot, a się
okazuje, że odebrał cnotę naszej córce!
-Taka-chan,
spokojnie - Yuu wstał, podszedł do mnie, a następnie kucnął przy mnie. - Kou
nie chciał tego, to nie jego wina.
-Miał
się nią zajmować - rzuciłem zły. Kouyou wstał i podszedł do okna, wyglądając
przez nie.
-Taka,
może pogódźmy się z tym, że tak się stało? W końcu już nic nie możemy zrobić.
-A
aborcja?
-Chyba
jej tego nie zrobimy, zobacz, jaka jest teraz szczęśliwa - pogłaskał naszą
córeczkę. - Ru-tan, cieszmy się z nią.
*
Yuu
usiadł za mną okrakiem, obejmując mnie w pasie i opierając głowę na moim
ramieniu, zaczął nosem sunąć po mojej szyi.
-Taka
- zamruczał, a ja oparłem się o niego wygodniej.
-Nie
mam ochoty - burknąłem, przeglądając dalej gazetę.
-Nie
musimy nic robić - zaczął gładzić mój brzuch.
-Yuu,
wiesz może co było wtedy Kouyou? - zapytałem. - Wyglądał na zmartwionego.
-Przejmujesz
się nim?
-To
było dziwne, oglądać go trochę smutnego - odłożyłem gazetkę na biurko. - Nie
przejmuję się nim. Pytam z ciekawości.
-Nie
rozmawiałem z nim o tym - westchnął. - Ale rzeczywiście był smutny.
-Myślisz,
że coś mu się stało?
-To
znaczy?
-Może
ktoś go pobił, czy coś.
-Nie
sądzę - Yuu westchnął cicho.
-Martwisz
się o niego? - zapytałem. Yuu przez dłuższy czas nic nie mówił, co było dla
mnie jednoznaczną odpowiedzią. Pieprzony Takashima.
*
[Aoi]
Kou
oparł głowę o mój tors i westchnął ciężko. Pogładziłem go po plecach, by dodać
mu trochę otuchy.
-Yuu,
ratuj - powiedział cicho.
-Co
się stało?
Takashima
pociągnął mnie na swoje łóżko, na którym usiedliśmy. Wyglądał na wyjątkowo
smutnego i przytłoczonego. Zastanawiałem się, co mogło mu być. Przecież on
zawsze był pełen życia.
-Chyba
się zakochałem - wydusił w końcu, a ja poczułem dziwne ciepło wypełniające mnie
od środka. Ostatni raz podobnie mówił kilka lat temu, kiedy wyznawał mi swoje
uczucia do mnie. - I to na poważnie.
-W
kim? - zapytałem.
-Raczej
go nie znasz - pokręcił głową. Go? Więc zakochał się w mężczyźnie? - Jest w
moim wieku, wysportowany, zabawny. Przypomina mi ciebie.
-Mnie?
-Musiałbyś
go poznać - padł na łóżko. - Jest niesamowity.
-A
on wie o tym, że czujesz do niego miętę?
-No
właśnie nie - zakrył twarz ręką. - On ma dziewczynę.
Zamilkłem.
Dziewczyny były najgorsze, nigdy nie chciały odchodzić od swoich facetów, gdy
ten chciał zerwać, robiły sceny i ogólnie potrafiły tylko wkurwiać. W każdym
razie, kiedy już się do takowej nic nie czuło i miało się ją zostawić, to taka
dziewczyna łapała się każdej deski ratunku, co najczęściej oznaczało seks. Nie,
żebym coś takiego robił...
Z
Taką nie miałem takich problemów, chociaż mógłbym go nazwać zniewieściałym i
dziewczęcym. Pokochałem to jednak w Tace, a w Shimie znielubiłem. Chyba tylko
dlatego nie byłem z Takashimą.
-A
wiesz jakiej jest orientacji? Bi, hetero?
-Jest
bi - podniósł się do siadu. - Rozumiesz to, że on ma dziewczynę i się ze mną
całował?
-Bi
tak często robią - pogładziłem go po ramieniu.
-Nie
pocieszyłeś mnie - spuścił głowę. - Yuu, co mam robić?
-Może
porozmawiaj z nim o tym - zaproponowałem. - Jeżeli jest w porządku, to znajdzie
dla ciebie czas i postara się zrozumieć twoje uczucia.
-Myślisz?
- podniósł głowę.
-Nie
znam go, więc nie wiem, jak zareaguje, ale spróbuj. W razie czego pomyślimy nad
czymś innym.
-Dziękuję
- przytulił się do mnie nagle, powalając mnie na plecy. - Yuu, kocham cię -
wtulił głowę w mój tors, a ja westchnąłem. Nawet teraz nie przeszły mu uczucia
do mnie? Przecież to bez sensu. - Ale bardziej jak brata - dopowiedział po
chwili. Zaśmiałem się, gładząc go po plecach.
-Też
cię kocham, Uru-chan.
*
[Ruki]
Westchnąłem,
kolejny raz zerkając na godzinę na telefonie. Yuu spóźniał się już dwadzieścia
minut. Zapomniał, że mieliśmy iść razem do kina?
Gdzie jesteś? - wysłałem mu sms. Po chwili jednak
odechciało mi się czekać na odpowiedź i sam zadzwoniłem do niego.
-Tak,
kotku? - odebrał po kilku sygnałach.
-Czytałeś
wiadomość?
-Nie
- odpowiedział.
-Gdzie
jesteś?
-U
Kou.
-Ah,
u Kou - pokiwałem głową. - No to ja wam nie przeszkadzam.
-Taka,
co się stało?
-Zupełnie
nic, pomijając fakt, że od dwudziestu minut stoję jak kołek i czekam na ciebie,
bo mieliśmy iść do kina. Ale bawcie się dobrze - już miałem się rozłączać.
-Taka,
czekaj!
-Nie
mam ochoty z tobą rozmawiać. Pa - rozłączyłem się.
Wróciłem
do domu, trzaskając za sobą wściekle drzwiami. To były chyba jakieś żarty.
Umówił się ze mną, a poszedł do swojego byłego. Chyba, że głupek pomylił
adresy, a Takashima wykorzystał to i związał go, zamykając u siebie w piwnicy.
Byłem mocno zdenerwowany. Nie o to, że nie poszliśmy do kina, ale o Kouyou.
Nienawidziłem go.
-Już
z powrotem? - zdziwiła się Tara, kiedy przechodziłem przez salon.
-Mhm
- burknąłem. Wspiąłem się po schodach, tupiąc głośno i poszedłem do swojego
pokoju. Rzuciłem się na łóżko i schowałem twarz w poduszkę, wykrzykując różne,
mało chwalebne epitety pod względem Takashimy i Shiroyamy. Po kilku minutach
ktoś zapukał do drzwi, przerywając mi mój rytuał wyżywania się.
-Taka,
wchodzę - usłyszałem głos Tary zza drzwi. Szybko się uspokoiłem i przestałem
rzucać jak byk na rodeo. - Coś się stało? - zapytała, wchodząc do środka.
-Nie
- powiedziałem w poduszkę, która tłumiła mój głos.
-Przecież
widzę - przysiadła na skraju łóżka. - Taka, wiem, że daleko mi do twojej matki,
ale chociaż porozmawiajmy.
-Nie
mamy o czym - podniosłem się, obejmując poduszkę ramionami.
-Może
jednak? Miałeś w końcu być teraz z Yuu, a jesteś tutaj, ze mną.
-Zmieniliśmy
plany.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
Yuu spędza teraz czas na siedzeniu u swojego byłego, a ja urządzam sobie tutaj
mały wrestling z poduszką.
-U
swojego byłego?
-Mhm
- pokiwałem głową, smutny.
Nagle
Tara zrobiła coś, czego nigdy bym się po niej nie spodziewał. Objęła mnie
ramieniem, przyciągając do swojego boku. Odkąd pamiętam, to nigdy mnie w taki
sposób nie dotknęła.
-Wiesz,
kiedy poznałam Satoru, to bez przerwy opowiadał mi o twojej matce. Bardzo wiele
z nią przeżył i trudno było mu o niej zapomnieć. Kochał ją i myślę, że nadal ją
kocha. Ale w końcu jakoś się ułożyło. Mimo wszystko Yuri nigdy nie zniknęła z
jego życia.
-Nie
czujesz się z tym źle?
-Może
trochę - westchnęła. - Bałam się, że nigdy nie uda mi przekonać Satoru, by
chociaż trochę nauczył się żyć bez Yuri.
-To
nie takie proste - pokręciłem głową. - Mama była cudowną osobą - zacisnąłem
usta w wąską linię. - Mam do ciebie takie jedno pytanie.
*
Nigdy
nie byłem w naszej piwnicy, bo w sumie, to nie miałem takiej potrzeby.
Pomieszczenia w niej nie były używane i nikt tam nawet nie zaglądał. Zapaliłem
mleczną żaróweczkę, która oświetlała korytarz i powoli zacząłem schodzić po
stromych schodach w dół. Tara szła zaraz za mną, trzymając latarkę, która w
razie czego miała zostać użyta. Przeszedłem przez zakurzone drzwi do ciasnego
pomieszczenia. Wymacałem ścianę, szukając włącznika światła. Zapaliłem je i
stałem chwilę oniemiały.
-Czy
to...?
-Tak,
to one - Tara stanęła obok mnie.
Powoli
podszedłem do szarej, grubej płachty, pod którą znajdowały się jedne z największych
skarbów. Pociągnąłem przykrycie, odrzucając je na podłogę. Zakaszlałem przez
unoszący się pył i odsunąłem się dwa kroki do tyłu. To naprawdę były one.
Zachowały się w tak dobrym stanie.
-Twoja
matka je namalowała? - zapytała Tara, a ja pokiwałem głową. Wszystkie obrazy,
które namalowała Yuri, te wspaniałe cuda, w które włożyła swe serce, przez cały
ten czas były tak blisko mnie.
-Czemu
żadne z was nie powiedziało mi o nich wcześniej?
-Nie
widzieliśmy takiej potrzeby.
Nie
widzieli potrzeby, by powiedzieć mi o tak cennej pamiątce? O cząstce mojej
mamy, która na zawsze została i żyła w tych obrazach?
*
Następnego
dnia myślałem, że oczy mi wyskoczą z orbit, kiedy zobaczyłem prawie sto
nieodebranych połączeń i drugie tyle nieodczytanych wiadomości. A zostawiłem
telefon w kieszeni kurtki i nie miałem, jak ich odczytać
To nie tak.
Taka, błagam, odbierz.
Przepraszam.
Porozmawiajmy, kotku.
Wybacz mi.
Odezwij się.
Ru-tan, proszę.
Westchnąłem
tylko i całkowicie zignorowałem błagania Yuu. Nadal byłem na niego zły i nie
miałem zamiaru mu tak łatwo odpuszczać.
Dzień
spędziłem na zabawie z Sorą.
-Sora-chan,
jak robi kotek? - wskazałem palcem na obrazek kota w jej książeczce.
-Miaaaau!
-A
piesek?
-Haaaau!
-A
kura? ( Sora, WHAT DOES THE FOX SAY? )
-Kokoko!
Zaśmiałem
się, obejmując ją. Dziewczynka wtuliła się we mnie. Jaka ona była urocza.
-Kocham
cię, Taka - powiedziała, a ja cmoknąłem ją w czoło.
-Też
cię kocham, Sora - pogłaskałem ją po główce.
Nagle
mój telefon wydał z siebie wibrację. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej
komórkę, odbierając połączenie.
-Tak?
-Taka,
musimy...
-Ah,
to ty - mruknąłem, słysząc Yuu.
-Kotku
- westchnął. - Musimy sobie coś wyjaśnić.
-Niby
co?
Do
salonu weszła Tara. Wstałem z podłogi i usiadłem na kanapie. Kobieta wzięła
swoją córkę na ręce.
-To
ze wczoraj. Po prostu się zasiedziałem u Kou, przepraszam.
-I
zapomniałeś, że byliśmy umówieni? Tak po prostu? Mam w to uwierzyć?
-Tak.
-Yuu
- wstałem i ruszyłem do swojego pokoju - jak myślisz, że coś takiego ujdzie ci
płazem, to się grubo mylisz.
-To,
że nie poszliśmy do kina? Taka, możemy iść kiedy indziej.
-Byłeś
z Kouyou, nie rozumiesz?! - krzyknąłem, stając przed drzwiami swojego pokoju. -
Nie ze mną! Pomyśl, jak ja się czuję w takiej sytuacji, co? To kino mam gdzieś,
mieliśmy razem spędzić czas - wszedłem do pokoju i trzasnąłem za sobą drzwiami.
- Ty i ja, a wyszło na to, że zostałem sam.
-Przepraszam
cię - głos mu zadrżał, co trochę mnie zdziwiło. - Nie miałem zamiaru, by tak
się stało. Naprawdę jest mi przykro, Taka.
-Mi
chyba bardziej - usiadłem na łóżku. - Głupku.
-Kocham
cię. Nie umiem cię przeprosić zwykłymi słowami.
-To
przyjedź.
*
-Nienawidzę
cię! Jak mogłeś mi to zrobić?! Umiesz sobie wyobrazić, jak się poczułem?! -
kolejny raz uderzyłem Yuu w tors. Ten tylko czekał, aż się na nim wyżyję. - Jak
ja mogę kogoś takiego kochać?!
Uspokoiłem
się po kilku minutach, przytulając się do niego. Objął mnie, całując we włosy.
-Przepraszam.
Chwilę
później znów byliśmy radosną, kochającą się parką. Poszliśmy na romantyczny
spacer i wróciliśmy do domu późnym wieczorem. Yuu został na noc, bo stwierdził,
że chętnie by mnie poprzytulał w nocy.
-Taka-chan
- zaczął, kiedy położyliśmy się już do łóżka. Objął mnie ramieniem, a ja
uśmiechnąłem się do niego. - Może wrócimy teraz do tematu wspólnego mieszkania.
-Teraz?
-Tak.
Mieliśmy umowę.
-Mieliśmy
- przytuliłem się do niego. - I zamierzam się z niej wywiązać.
-Wypadałoby
powiedzieć twoim rodzicom, nie uważasz?
-Możemy
jutro z nimi porozmawiać. Tata też będzie w domu.
Leżeliśmy
chwilę w ciszy.
-Boję
się - powiedział.
-Ty?
Czego się boisz?
-Że
twoje ubrania się u mnie nie zmieszczą.
----
Miałam to jutro wrzucić, ale nie miałabym czasu, dlatego robię to dzisiaj, więc... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA MOJEGO SŁODKIEGO KOTAŁKĘ!!! Cały Migdał jest dedykowany specjalnie dla niej, dlatego też publikuję rozdział z okazji jej urodzin, ale i nie tylko bo mija nam właśnie nasza trzecia rocznica.
Do następnego rozdziałuu~! ;3
Naprawdę uwielbiam Tarę. Kiedy wszyscy na nią skakali, wiedziałam, że chce dobrze :c Jest kochana~
OdpowiedzUsuńHuh, Kou się zakochał? I to będzie to szczęście? *maruda mode on* ja tam wolę, żeby uganiał się za Yuu. A ten kretyn cały czas mu nadzieję dawał .u.
A Taka? No cholera jasna, co za irytujący wrzód >:C Jak już ma być zły, to niech będzie zły, a nie miżdżył się do niego >:C
A ja myślałam, że Kou nie przestanie kochać Yuu ; cc łeeeeee xdd
OdpowiedzUsuńSuper opko juz zaczynam lubic Tare ... kiedy bd jesli sie odrodze
OdpowiedzUsuńyuu ma byc z taką do konca :3 <3 a kou pewnie tak latwo nie odpusci
OdpowiedzUsuń" kocham cie bardziej jak brata " ten zwrot mi tu nie pasuje T-T ale ogolnie reszta w porzadku. :D
OdpowiedzUsuńuf, już myślałam, że Taka nie pogodzi się z Aoim :DD Kouyou będzie miał chłopaka? może w końcu zapomni o miłości do Aoiego i będzie szczęśliwy :))
OdpowiedzUsuńczekam na dalszy rozwój zdarzen :)
Powiem to:Migdał był już ze 4 razy Teraz dodaj z conajmniej dwie cześci Jeśli się odrodze przed wielkim final;em a potem heasting means death potem final jesli sie odrodze i pozniej dalej migdala
OdpowiedzUsuńJestem :)
OdpowiedzUsuńCzytam :)
Ekscytuję się każdym rozdziałem :D
Nie wiem co napisać jak zawsze ale jest pozytywnie! :)