"Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu" 11
Miłość bez kształtu, zmieniająca się dzień po dniu
Czas nagromadza się
Oglądajmy marzenia, które są poza naszym zasięgiem
Długa droga, która prowadzi do spokojnego wzgórza
Porzucę smutek
Dobranoc... Moja ukochana
Moje ostatnie niebo
Last Heaven
(styczeń
2013 )
Przytuliłem
się do Kou, który leżał obok mnie. Wtuliłem się w jego bok i momentalnie
poczułem się lepiej.
-Yuu?
- doszedł do mnie jego cichy głos.
-Tak?
-Dziękuję,
że ze mną jesteś - mruknął.
-Nie
masz za co dziękować - odpowiedziałem. Wtuliłem się w niego mocniej.
Leżeliśmy
tak w ciszy. Ja wtulałem się w jego bok, a on leżał płasko na łóżku.
Był
pierwszy stycznia. Nastał nowy rok, który wcale nie napawał mnie radością.
Coraz częściej myślałem o tym, co zrobię, kiedy Kou ode mnie odejdzie. Prosił,
bym kogoś sobie znalazł, żebym zaangażował się w inny związek. Jak niby miałem
się w coś angażować, skoro spędziłem z nim sześć lat. Przez cały ten czas nie
myślałem o nikim innym, tylko o nim. Bałem się tej rozłąki. Bałem się, że nie
dam sobie rady. Zawsze Kou mnie trzymał w ryzach. Był przy mnie i czuwał. Nawet
kiedy zachorował...
-Myślisz,
że będzie bolało? - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
-Co
takiego?
-Jak
już będę...
-Na
pewno nie - przerwałem mu. Nie miałem pojęcia, czy będzie bolało, nie chciałem
jednak go jeszcze dołować.
-Boję
się.
-Ja
też się boję - przesunąłem się lekko i objąłem go ramieniem. - Kou, strasznie
się boję.
*
-Chłopcy,
trzymajcie się - pani Takashima najpierw wyściskała swojego syna, a później
mnie. Kobieta szybko pociągnęła swojego męża do wyjścia, by wydostać się z
mieszkania i nie pokazywać nam zgromadzonych w oczach łez. Mężczyzna uścisnął
mi tylko dłoń i wyszedł.
Dwie
godziny później nasze mieszkanko opuścili moi rodzice. Moja twardo stąpająca po
ziemi matka nie pozwoliła sobie na łzy, tak samo jak mój ojciec. Pożegnali się
z nami, a my znowu zostaliśmy sami.
-Jesteś
głody? - zapytałem. Kouyou nie odpowiedział mi jednak. - Kou-chan? - kucnąłem
przed nim. Mężczyzna miał twarz wykrzywioną w dziwnym grymasie, po jego
policzkach spływały łzy. - Kouyou? - jęknął coś niezrozumiale, a ja wpatrywałem
się w niego zszokowany. - Kou - powtórzyłem drżącym głosem nie licząc już, że
usłyszę od niego odpowiedź.
*
[Pani
Takashima]
W
samochodzie panowała cisza. Oboje baliśmy się poruszyć ten trudny temat, który
zamartwiał nas, a którego tak bardzo staraliśmy się uniknąć.
-Yuu
dzielnie wspiera Kou - postanowiłam w końcu się odezwać. Nie mogliśmy wiecznie
uciekać przed tym, co było nieuniknione.
-Fakt.
Jest bardzo troskliwy wobec niego. Ale chyba o siebie nie dba.
-Wiesz,
na pewno mu trudno jest się pogodzić z tą sytuacją. Jak dobrze pamiętam, to
zawsze wspierali się nawzajem, a teraz...
-Nie
chcę o nich rozmawiać. O ich związku. Znasz moje zdanie na ten temat.
-Nawet
teraz nie umiesz się pogodzić z tym faktem?
-Pogodziłem
się z tym już kilka lat temu. Wtedy to był szok i zrozum, nadal nie potrafię do
końca tego przyswoić - wziął głęboki wdech, a ja odwróciłam głowę w stronę
okna. - Boli mnie bardziej to, że przez tyle lat ukrywał to przed nami.
-Daj
z tym spokój - spojrzałam na niego. - A ty byś od tak powiedział rodzicom, że
jesteś gejem? Związał się z Yuu, to miał powód, by nas o tym poinformować.
-Czemu
nie zrobił tego wcześniej, skoro miał też innych partnerów?
-Nie
mam pojęcia. Może w końcu dojrzał przy Yuu i postanowił być z nami szczery? -
przygryzłam dolną wargę. - Słuchaj, mnie nie obchodzi to z kim był czy,
dlaczego tak późno nam to powiedział, ale to, co jest teraz. Rozumiesz, że
stracimy dziecko? Jesteś świadom tego?
-Jestem...
Kou jest w końcu naszym jedynym synem.
-Cześć mamo - przywitał się Kou.
-Cześć skarbie - przekręciłam stronę w
gazecie, przytrzymując telefon ramieniem. - Co słychać?
-Będziemy mieć wolne na dwa tygodnie -
oznajmił mi. - Skończyliśmy trasę i w końcu należy nam się odpoczynek.
-To może wpadniesz na trochę? -
oparłam się wygodnie o krzesło. - Dawno cię w domu nie było.
-Ja właśnie w tej sprawie dzwonię -
zaśmiał się. - Bo widzisz, chciałbym kogoś ze sobą zabrać.
-W końcu znalazłeś sobie dziewczynę? -
nie kryłam zadowolenia.
-Można tak to ująć - odpowiedział po
chwili. Wstydził się tego? - Mamo, mam pytanie.
-Słucham cię, Kou.
-Kochałabyś mnie, jakbym był
terrorystą z Al-Ka’idy?
Wybuchłam gromkim śmiechem. Ah, ten
Kouyou.
-Cóż, myślę, że dalej byłbyś moim
kochanym synkiem.
-A gdybym był złodziejem?
-Oczywiście, że bym cię kochała -
dalej się śmiałam.
-Jakbym był gejem, też byś mnie
kochała?
Przestałam się śmiać. Nie powiem, to
pytanie trochę zbiło mnie z tropu. W naszym domu unikało się raczej takich
określeń jak „gej” czy „lesbijka”. Poza tym, Kou był raczej przeciwnikiem tego
typu związków.
-Kou, zmierzasz do czegoś? -
zapytałam.
-Kochałabyś mnie?
-Z pewnością.
-Mamo... Bo ta osoba, którą chciałbym
ze sobą zabrać... - odchrząknął. - To nie jest kobieta, tylko mój bliski
przyjaciel. Bardzo, bardzo bliski.
-Co masz przez to na myśli?
-Bo to jest... Mój... Usiądź, dobrze?
-Siedzę - z uwagą czekałam na to, co
chciałby mi powiedzieć.
-No to... On i ja jesteśmy ze sobą.
-Słucham? Mógłbyś powtórzyć? -
wydawało mi się, że się przesłyszałam.
-Mamo, jestem gejem i mam chłopaka.
Zamarłam. Nie miałam pojęcia, jak
zareagować. Chłopak? Gej? Mój syn? To mi się w głowie nie mieściło.
-Mamo? - zapytał niepewnie. - Kochasz
mnie, prawda?
-Kocham - pokiwałam głową. Jak
mogłabym nie kochać swojego dziecka? - Zaskoczyłeś mnie. Długo to już trwa? To
twoje bycie homo?
-Jakoś od dwunastego roku życia.
-Kou, to strasznie długo. I nic nam
nie powiedziałeś przez ten czas.
-Trochę się bałem waszej reakcji -
zamilkł, a ja wraz z nim. - Mamo, ale nie mów tacie, dobrze? Muszę sam z nim
porozmawiać. Jest w domu?
-W salonie. Dać go do telefonu?
-Jakbyś mogła.
*
-K'you! - przytuliłam swojego syna. -
Nawet nie wiesz, jak bardzo się stęskniłam.
-Ah, ja też, mamo - objął mnie,
całując w policzek. Po chwili oderwał się ode mnie i wyciągnął zza swoich
pleców czarnowłosego, szczupłego mężczyznę. - Kojarzysz Aoiego, prawda?
-Ah - otworzyłam szeroko oczy.
Przecież on był z Kou w zespole. - Tak, tak.
-Shiroyama Yuu - mężczyzna skłonił się
przede mną. Uśmiechnął się, a ja poczułam do tego osobnika sympatię. Swoją
drogą, to był naprawdę przystojny.
-Jest tata? - zapytał Kou.
-Pojechał na zakupy.
Kouyou i Yuu poszli się rozgościć w
pokoju tego pierwszego. Ja w tym czasie przygotowałam im trochę kanapek.
*
Przez cały tydzień, jak Kou i jego
chłopak przebywali u nas, nie czułam się tak, jakbym była pod jednym dachem z
parą zakochanych. Gdyby nie fakt, że musieli spać w jednym łóżku, pomyślałabym,
że są to zwykli przyjaciele. Nie przytulali się, nie trzymali za ręce i nawet
nie patrzyli na siebie w jakiś znaczący sposób. W końcu jednak zastałam ich w
sytuacji, w jakich zwykle są typowe pary. Siedzieli objęci na ławce na
werandzie i rozmawiali.
-Myślisz, że się przyzwyczają? -
zapytał Kouyou. - Tak nagle im o tym powiedziałem.
-Na pewno minie trochę czasu - Yuu
pogładził go po ramieniu. - Będzie dobrze, zobaczysz.
-Z tobą wszystko wydaje się lepsze -
Kou wtulił się w swojego partnera, a ja uśmiechnęłam się lekko na ten widok.
*
[Aoi]
Potarłem
skronie, nie mogąc już dłużej wytrzymać gęstej atmosfery, jaka panowała w
szpitalnej sali. Lekarz dokładnie oglądał gardło Kouyou, który nie był w stanie
niczego z siebie wydusić. Wyglądało na to, że stracił głos, co oznaczało, że za
niedługi czas choroba zaczęłaby atakować układ oddechowy. Pozostawało nam tylko
odliczać dni do końca.
Lekarz
powiedział, że wróci za pięć minut i wyszedł. Spojrzałem wtedy na Kou, który
opierał się plecami o ścianę i wpatrywał beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń.
Wstałem i usiadłem obok niego, łapiąc go za rękę.
-Kou
- odgarnąłem jeden z niesfornych kosmyków jego włosów. W tym samym momencie po
jego policzku spłynęła pojedyncza łza. - Kochanie - starłem słoną kroplę
kciukiem i pocałowałem go delikatnie. - Jestem przy tobie - zerknął na mnie, a
ja uśmiechnąłem się. Chciałem jakoś go pocieszyć, chociaż sam miałem ochotę się
rozpłakać. Objąłem go i zacząłem gładzić po plecach.
Tak
bardzo chciałem, by to wszystko okazało się być koszmarem.
*
[Uruha]
Dostałem
specjalną tabliczkę z wypisanymi znakami, które miałem pokazywać, by porozumieć
się z innymi. Zajmowało to dość sporo czasu, bo prawie w ogóle nie mogłem
poruszać rękoma.
Po
utracie głosu czułem się okropnie. Chciałem płakać, krzyczeć z frustracji. Nie
mogłem jednak nic zrobić. Powoli zbliżałem się do końca. Nikłem ze świata,
rozpadałem się.
-Jak
się czujesz? - zapytał Yuu. Podał mi tabliczkę i przytrzymał ją, bym mógł swobodnie
pokazywać.
Źle.
-Coś
cię boli?
Serce.
Mój
partner popatrzył na mnie z bólem w oczach, a ja znowu się rozpłakałem.
-Nie
płacz - pogładził mnie po ramieniu. - Kou, nic nie mogę zrobić.
Przepraszam.
-Za
co? Nie masz za co mnie przepraszać.
Zawsze jesteś przeze mnie smutny. Nie
lubię tego.
-Kou
- położył dłoń na moim policzku.
Jesteś zmęczony.
-Wydaje
ci się.
Obiecaj mi...
-Co
takiego?
...Że zostaniesz ze mną do końca -
ledwo widziałem, co pokazywałem. Łzy rozmazały mi cały obraz.
-Kouyou,
nie ważne co by się działo, nigdy cię nie opuszczę - oznajmił mi drżącym
głosem. - Będę przy tobie, dlatego nie martw się. Nie pozwolę byś był sam.
Uśmiechnąłem
się na jego słowa, a Yuu ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie czule.
Nieznośne
dni w szpitalu zlatywały mi na oglądaniu spadających za oknem płatków śniegu.
Ogarniająca mnie pustka, nie była jednak w stanie wypełnić się zamarzniętą
wodą, przez co bałem się jeszcze bardziej. Obserwując śnieżynki, myślałem o
sobie. Porównywałem je do siebie. Spadały, jakby się rodziły, opadały na
ziemię, żyły i roztapiały się, czyli umierały. Ja byłem już na etapie
zaawansowanych roztopów.
Pewnego
dnia, zapragnąłem pograć na gitarze. Tak nagle poczułem chęć sięgnięcia po mój
ukochany instrument, nastrojenia go i wydobycia z niego pięknych dźwięków.
Chciałem móc przesunąć palcami po gryfie, złapać kostkę i po prostu grać. Ale
nie mogłem. Nie potrafiłem już grać, nie umiałem robić tego, z czym związane
było całe moje życie.
Powiedziałem
Yuu o tym, a on uśmiechnął się lekko i zaproponował, że przyniesie jutro moją
gitarę. Ucieszyłem się na to aż za bardzo. Znowu musiano mnie umyć i przebrać
oraz zmieniono mi materac. A to wszystko przez zwykłą ekscytację. W końcu
znaleziono rozwiązanie na mój problem nietrzymania moczu. Były nim pieluszki,
co mnie wcale nie uszczęśliwiło. Zaoszczędziło to jednak niepotrzebnych
przykrości.
Rozpłakałem
się, kiedy Yuu przyniósł moją gitarę. Usiadł obok mnie, wyjmując ją z pokrowca,
a następnie ułożył mi ją na kolanach. Położył moją lewą dłoń na gryfie,
odpowiednio układając mi palce, a w prawą wcisnął mi kostkę, zaciskając ją
pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym. Trzymając moją dłoń, przesunął kostką
po strunach, a z pudła rezonansowego wydobył się dźwięk. Shiro powtórzył to
kilka razy, układając inaczej moje palce na strunach.
-Grasz
- zaśmiał się. Zerknąłem na niego i zauważyłem, że po jego policzkach spływały
łzy. Oparłem się o niego, uśmiechając się lekko.
Nagle
poczułem spokój. Tak, jakby wszystko było na swoim miejscu i nawet ja, ten
człowieczek w szpitalnej sali, byłem kimś, kto był tam, gdzie powinien być.
Zrozumiałem, że to był właściwie koniec, a mi tak naprawdę nic już nie zostało.
*
Takanori,
Akira, Tanabe i Yuu siedzieli razem ze mną w sali i opowiadali, co tam u nich.
Cieszyłem się na ich widok, bo dawno nie byliśmy całą piątką. Chłopacy w pewnym
momencie zaczęli wspominać stare, dobre czasy, kiedy istniał nasz zespół.
Śmiali się z wielu zabawnych chwili, wytykali sobie błędy, a na koniec
pogrążyli się w nostalgii. To wszystko minęło i już nie miało wrócić. Zespół,
jak i wszystko, co było z nim związane, zostało ciepłym wspomnieniem, które
zajęło szczególne miejsce w sercu każdego z nas.
Kiedy
nastała dziewiętnasta Aki, Taka i Tanabe wyszli, uprzedzając Yuu, że potem do
niego wpadną.
-Do
zobaczenia - Yutaka pomachał nam na pożegnanie, zanim wyszli.
Yuu
był ze mną jeszcze jakiś czas. W końcu pielęgniarka robiąca obchód,
powiedziała, że musi już iść. Shiro pożegnał się ze mną, całując mnie czule.
Po
godzinie dwudziestej pierwszej, zacząłem odczuwać ucisk w klatce piersiowej,
który ciągle się pogłębiał. Nie mogłem złapać tchu i spazmatycznie starając się
złapać powietrze, nacisnąłem czerwony guziczek przy aparaturze. W pokoju
zjawiła się pielęgniarka, która zaraz pobiegła po lekarza. Nie mogłem już tego
wytrzymać, dusiłem się.
-Niech
pan nie zamyka oczu! - nawet nie zauważyłem, kiedy nad moim łóżkiem zrobił się
taki tłok i harmider.
W
końcu nie wytrzymałem i pozwoliłem moim powiekom swobodnie opaść.
*
[Aoi]
Zamknąłem
za sobą drzwi od samochodu i ruszyłem z siatką z zakupami w ręku do
apartamentowca. Wlokłem się, ignorując padający śnieg, który wpadał za kołnierz
mojego płaszcza. Było mi wszystko jedno. Nie obchodziło mnie, czy wejdę do
mieszkania przemoknięty, czy później się rozchoruję. Byłem w rozsypce i trudno
było mi patrzeć przed siebie. Nie wyobrażałem sobie, że w przyszłości Kou nie
byłoby ze mną. Nie umiałem.
-Aoi!
- usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i zauważyłem, że w moją stronę szli
Tanabe, Akira i Takanori. Patrzyłem na nich chwilę, kiedy nagle poczułem silne
zawroty głowy. Obraz zaczął mi się rozmazywać, a dźwięki zdawały się niknąć.
Straciłem kontrolę nad swoim ciałem i upadłem, tracąc przytomność.
*
Kouyou
dotknął mojego policzka swoją delikatną dłonią. Kciukiem przesunął po moich
ustach i uśmiechnął się. Patrzyłem na niego uważnie, nie umiejąc oderwać od
niego wzroku. Wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. Jego twarz i ciało nie były
w żaden sposób dotknięte chorobą. Miał pełne, rumiane policzki, cudne, miękkie
usta i radosne oczy. Siedział mi na kolanach i obejmował mnie jedną ręką.
-Kou?
- zapytałem cicho.
-W
końcu się obudziłeś, leniu - zaśmiał się, całując mnie w usta. - Śnił ci się
jakiś koszmar? Trochę się krzywiłeś przez sen i gadałeś do siebie. Mówiłeś coś
o mnie - przytulił się do mnie, a ja go objąłem. Sen? To był sen? Straszny
koszmar, który wytworzyła moja wyobraźnia?
-To
mi się wszystko śniło? - powiedziałem do siebie na głos.
-Co
ci się śniło? - zapytał. - Znowu oglądałeś jakieś horrory, tak?
Nie
odpowiedziałem, tylko objąłem go mocno, prawie płacząc ze szczęścia. Kou był
tutaj ze mną, był zdrowy i piękny jak zawsze. Nic się nie zmieniło, dalej
byliśmy szczęśliwą parą.
-Tak
się cieszę, że nic ci nie jest - powiedziałem drżącym głosem, tuląc go do
siebie.
-Kochanie,
co ty mówisz? - zaśmiał się, gładząc mnie po plecach.
-Tata!
- do pokoju wpadła mała dziewczynka. Oderwałem się od ukochanego i otworzyłem
szeroko oczy. Jak to dziecko się tutaj dostało? - Głodna jestem! - wlazła
mojemu partnerowi na kolana, a ja już miałem zapytać, co to za dziecko, kiedy
zdałem sobie z czegoś sprawę. Kou nie chciał nigdy mieć ze mną dzieci. Jak to
możliwe, że teraz obejmował czule tę dziewczynkę. A poza tym, właśnie w taki
sposób wyobrażałem sobie naszą córkę. Śliczną dziewczynkę z długimi, lśniącymi
włosami i słodkim głosikiem.
To
było zbyt piękne...
-Chodź,
kochanie, zrobię ci coś do jedzenia - powiedział Kou, wstając i ruszając z małą
do kuchni. Patrzyłem na jego plecy, kiedy wychodził z salonu, trzymając
dziewczynkę za rękę. Więc miałem świadomy sen? To nie była prawda? To nie był
mój Kouyou, a ta dziewczynka nie istniała?
Wstałem,
idąc do kuchni, w której Kou robił już kanapki. Dziewczynka siedziała na
krześle, machając wesoło nogami w powietrzu. Oparłem się o ścianę i patrzyłem
na swojego partnera. Zachowywał się jak nie on. Kou nie robił nigdy kanapek, bo
zawsze coś sobie przy tym robił, poza tym, był zbyt wesoły.
-Proszę
- podał dziewczynce kanapkę.
Wieczór
na szczęście szybko nastał. Położyliśmy się do łóżka, przytulając się do
siebie.
-Yuu,
jestem taki szczęśliwy, że ciebie mam - powiedział.
-A
ja, że mam ciebie - pocałowałem go, sunąc dłońmi po jego udach.
-A
może zabawimy się trochę? - zaproponował, co trochę mnie zdziwiło. Po chwili
jednak całowałem się z wytworem mojej wyobraźni i uprawiałem z nim seks.
Mężczyzna przygryzał swoje palce, by nie jęczeć głośno i nie zbudzić dziecka,
które spało w pokoju obok. Z jednej strony właśnie zdradzałem swojego Kouyou,
tego prawdziwego, a z drugiej, to przecież też był on, tylko, że nie istniał
naprawdę.
-Yuu
- jęk wydobył się z jego gardła, kiedy trafiłem w prostatę. Pochyliłem się,
całując go czule, by jakoś stłumić niechciane odgłosy. Kou zacisnął dłonie na
pościeli, a ja przyspieszyłem, czym spowodowałem, że niemal krzyknął. - Tam -
mruknął w moje usta, w przerwie pomiędzy pocałunkami.
W
końcu obaj doszliśmy.
Ocknąłem
się w łóżku w sypialni. O dziwo, moja bielizna nie była w spermie i nie miałem
wzwodu spowodowanego podnieceniem. Ten sen nie wpłynął na mnie jednak w żaden
większy sposób. Wstałem powoli, czując, że głowa mnie bolała. Robiłem małe
kroczki, nie chcąc upaść. Udałem się do salonu, w którym siedzieli Yutaka,
Suzuki i Matsumoto.
-Co
się stało? - zapytałem, opierając się o framugę. Mężczyźni spojrzeli na mnie.
-Zemdlałeś
- powiedział Kai. - Jak się czujesz?
-Nie
wiem - usiadłem w fotelu. - Głowa mnie boli - zamknąłem oczy, mając ochotę się
rozpłakać.
Czułem
się jak kupka nieszczęścia i z pewnością tak wyglądałem. Otworzyłem oczy,
wiodąc wzrokiem po swoich kolegach. Kai patrzył na mnie z matczyną troską i
smutkiem. Wyglądał, jakby czymś się mocno przejmował. Reita i Ruki także na
mnie patrzyli, ale bardziej, jakby bili się z myślami.
-Yuu...
- panującą ciszę przerwał drżący głos Tanabe. - Kiedy spałeś, zadzwoniła twoja
komórka - spojrzałem na niego niezrozumiale. - To był telefon ze szpitala, od
lekarza Kouyou. On... - urwał, a w jego oczach stanęły łzy. Zdałem sobie
sprawę, że Taka cicho szlochał, a Akira zaciskał wąsko wargi na marne starając
się walczyć ze spływającymi kroplami po jego policzkach.
-On?
- głos mi zadrżał, a w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Wbiłem dłonie
w oparcia fotela i czekałem na odpowiedź, która jednak nie nadeszła. - Co z
nim?! Tanabe, do cholery, co z Kouyou?!
Mężczyzna
powoli pokręcił głową, a mi puściły nerwy. Zerwałem się do sypialni, zakładając
na siebie losowe ubrania. W przedpokoju ubrałem buty i płaszcz, całkowicie
ignorując kolegów, którzy próbowali mnie powstrzymać. Mówili, że nikt mnie tam
o szóstej nie wpuści, że powinienem ochłonąć. Widząc jednak, że nie ustąpię,
poszli razem ze mną.
----
A teraz ujawni się moja mniej miła strona.
Rozumiem, że wszyscy czekają na jso,ssz, rozumiem, że dawno tego nie było. Wiem, że ciągle wrzucałam Migdała i wiem, że niektórym się to przejadło.
Ale ja chyba podziękuję, jak macie mi pisać, co mam kiedy wrzucić, że się niecierpliwicie. Czy ja jestem jakąś pieprzoną maszyną, że mam pisać to, to i to na ten czy sraki termin, bo kurwa tak. Postarałam się napisać ten rozdział, chociaż miałam tego w ogóle nie robić. Chciałam już zawiesić bloga, bo mam swoje własne problemy, ale postanowiłam, że postaram się cokolwiek z siebie wydusić.
Inni się niecierpliwią bo lubią to jak piszesz... To nic złego. A Ty masz problem ze wstawieniem notki informacyjnej na bloga? Trzeba było napisać, że przez pewien czas nie będziesz nic publikować bo masz własne problemy i mnóstwo innych spraw na głowie. Jestem pewna, że wszyscy by to zrozumieli, a takie długie nieodzywanie się sama wiesz jak wpływa na Twoich czytelników. Pretensje miej sama do siebie.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że po przeczytaniu tego komentarza zaczęłam się śmiać.
UsuńA tak już na poważnie, to możliwe, że miałam problem ze wstawieniem notki informacyjnej. Może przez te moje problemy nie mogłam tego zrobić? Ale w tym przypadku nawet nie myślałam, o blogu czy o czytelnikach.
Mam mieć pretensje do siebie? Za co? Bo nie napisałam tej głupiej notki? To już doprawdy jakaś kiepska komedia.
Kocham tą serię... Ale to było takie smutne, że kilka razy łzy same zaczęły spływać mi po twarzy :(... Na prawdę piękne!
OdpowiedzUsuń// Yumi
;-; Mam pytanie..*wyciera łzy* Ile jeszcze będzie rozdziałów...? Bo skoro to nie ma dopisku [END] to...został 1...2? Ile...oczywiście nie musisz odpowiadać dokładnie, ale...no cóż, chciałabym wiedzieć ile jeszcze łez wyleję...
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od tego, jak napiszę następny rozdział, ale podejrzewam, że będą to raczej dwa rozdziały.
UsuńDroga Tsu,
OdpowiedzUsuńNie przejmuj sie czyimis widzimisie; olej ich, bo to wlasnie Ty jestes autorka. Ty. Tu. Nosisz. Spodnie. Zrob sobie przerwe i nie pisz przez jakis czas. Zdrowie jest najwazniejsze. Czytelnicy nie pouciekaja. Wgl uciec od Migadala albo od HMD, albo od JSO,SSZ-SZOK!
Nie forsuj sie dla nas, bo czytelnika zawsze bedzie malo i nie dogodzisz kazdemu; nie szarp sobie nerwow, prosze~!
Wycisz sie
Rozdzial piekny, nie pamietam, kiedy wylalam tyle lez z powodu opka ;__;
Pozdrawiam i sciskam
Napisałam na telefonie długi, wyczerpujący komentarz, a potem go usunęłam, brawa dla mnie. ><
OdpowiedzUsuńPowiem tak: nie zadowolisz wszystkich ludzi. Zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie narzekał. Możesz wstawiać co chcesz, kiedy chcesz, w jakiej kolejności chcesz, możesz nie wstawiać nic, a my, jako czytelnicy, musimy Twoją decyzję uszanować. Gdybym znalazła się w takiej sytuacji też pewnie byłabym ostro wkurwiona i jako że złośliwy ze mnie człowiek pewnie przez długi czas nie pisałabym nic, żeby im przeszło. Nie warto tracić nerwów. Jeżeli ktoś kocha Twojego bloga, jeżeli kocha to, co piszesz, a cieszy się tylko z jso,ssz, ciągle o to prosi i dyktuje Ci, co masz pisać w jakiej kolejności, to to jest jakaś cholerna hipokryzja. Lubi tego bloga? Kocha Twoje jaojce? OK, w takim razie będzie się cieszyć kiedy dodasz jso,ssz, hmd, migdała, one shota czy coś jeszcze innego. Będzie się cieszyć niezależnie od tego, co napiszesz, bo podoba mu się Twój styl, bo lubi to, jak piszesz. A jeżeli narzeka i Cię ustawia, coś jest chyba nie tak. Masło maślane i sama nie bardzo rozumiem to, co piszę, ale mam na myśli jedno: nie przejmuj się idiotami. Nie chcę nikogo obrazić, no ale serio, to jest idiotyczne. Bloga pisze się w pierwszej kolejności dla siebie, potem dla innych; ma to sprawiać przyjemność. A w takiej sytuacji pisanie staje się obowiązkiem i nie dziwi mnie, że można kompletnie stracić do tego chęć. Maszyną nie jesteś, podejrzewam, że życie masz, całe dnie nie siedzisz i nie piszesz jaojców, a jeżeli ktoś nie potrafi tego zrozumieć i jebnie focha to mała strata. Niektórzy są strasznie ograniczeni i świeczka dla takich osób. [*]
Chyba wyczerpałam całą wenę na tę tyradę, ale wiedz, że rozdział był zajebisty. Życzę rozwiązania tych problemów, o których piszesz, spokoju i jak najmniej nerwów. .-.
Polać tej Pani! C:
UsuńRozdział piękny szkoda mi już słów że chyli się ku końcowi....Ja nie wiem kto był takim debilem żeby takie coś do ciebie napisać...rozumiem gdyby napisał"słuchaj czy mogłabyś dodać na razie coś innego niż mogdał np shota albo ktoras z tych pieknych opowiadan bo bylo za duzo czesci"no to rozumiem a nie ciagle tylko dodaj cos innego czy cos w tym stylu....moge ci cos poradzic wycisz sie odprez zblizaja się swieta,nie zawieszaj wogole ty opowiadan bo wszystkie są swietne...no ja rozumiem moga byc ludzie ktorzy nie moga sie doczekac az skonczyc tamte opowiadania i ze wtedy bedziesz pisac dalej migdala ktory jest swietny takze...ja powiem ty6lko tyle ze czekam na final jesli sie odrodze...swoja droga nawet fajna alternatywna rzeczywistosc wymyslilas gdzie Uru nie byl chory i ze mieli coreczke to bylo extra...moze przy tym omdlneniu Aoi podswiadomie wyczul ze Uruha umiera calkiem sam itp...moge tylko snuc domysly...wiec tak podsumowujac...glowa do gory nie zawieszaj bloga odpocznij w czasie swiat z czego zyzze ci wszystkiego co najlepsze i mase prezentow pod choinka...i powodzenia:)trzymaj sie cieplutko
OdpowiedzUsuńEj no ale ty sie czasami nie przejmuj tymi co mowia ci co i jak masz robic nie? bo wiesz ze to jakies anonimowe przyglupy ktorzy madrzy sa tylko w necie. Droga Tsu, mam nadzieje ze poukladasz sobie wszystko i wrocisz tutaj dopiero gdy Ty sama bedziesz tego chciala. Najwazniejsze bys miala swiadomosc, ze Twoi fani bez wzgledu na wszystko beda czekac na Twoj powrot. Ja jestem jedna z tych osob, bo wiem, ze warto. Uda ci sie, zobaczsz. <3
OdpowiedzUsuńBrawo, właśnie zostałaś moją ulubioną autorką. Podziwiam Cię. <3
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo nie, o nie Kou umarł, biedny Yuu i ten sen...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńo nie, o nie Kou umarł... biedny Yuu cierpi, i ten sen jeszcze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale... o nie, o nie, o nie... Kou umarł jak mi smutno... Yuu bardzo cierpi, i ten sen jeszcze...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza