"Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu" 12

~Dla pana Grzesia. 


Wszyscy chwytają się za ręce i czekają na osobę, która nie powróci już nigdy
Byłaś chroniona przez rodzinę, przyjaciół, aż zakręt dobiegł końca
Teraz wyjdziesz naprzeciw nowym dniom, samotnie


Okuribi 


(luty 2013 )

Niczym torpeda wpadłem na szpitalny korytarz i ignorując kobietę siedzącą za ladą rejestracji, pognałem w stronę sali, na której leżał Kouyou.
-Halo, proszę pana!
-Yuu, zatrzymaj się!
Szybko znalazłem się pod drzwiami i wszedłem do pomieszczenia, nawet nie pukając. Spodziewałem się zobaczyć Kouyou na łóżku, ale jego tam nie było. Pościel została starannie złożona w kostkę i ułożona na skraju kozetki, wyczekując nowego lokatora. Cała aparatura została zabrana i tylko dwie torby wskazywały na to, że ktoś tam jakiś czas mieszkał. Odwróciłem na pięcie, czując, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Oparłem się o ścianę i wziąłem głęboki wdech.
-Yuu, co... - Aki stanął przede mną jak wryty. Wyjrzał przez moje ramię, zaglądając do pokoju i pobladł.
-Nie ma go - powiedziałem łamiącym się głosem. Zaraz dotarła do nas pielęgniarka oraz Kai z Rukim. Spojrzałem na nich, czując, że za chwilę się rozłożę na części pierwsze. - Gdzie jest pacjent z tego pokoju? - zwróciłem się do kobiety, która otaksowywała mnie nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Proszę stąd wyjść - zignorowała moje pytanie.
-Gdzie on jest? - powtórzyłem głosem nie tolerującym sprzeciwu. Kobieta zamrugała kilkakrotnie, będąc w lekkim zaskoczeniu.
-Przeniesiono go. Jest podłączony...
-Gdzie? - miałem ochotę złapać kobietę za fartuch i siłą wyciągnąć od niej informacje.
-Kim pan dla niego jest?
-Do cholery jasnej! - podniosłem głos. - To mój partner, rozumie pani? Chcę go zobaczyć!
-A zaświadczenie zatwierdzające związek? Ma pan je?
-Ja pierdole - syknąłem z zamiarem trzepnięcia kobiety, kiedy powstrzymali mnie Akira i Tanabe.
-Tu jest! - Taka wyciągnął z kieszeni kurtki znajomy świstek papieru i podał go kobiecie, która zaczęła studiować jego zawartość. Kiedy on to zabrał?
-Pana nazwisko? - zapytała.
-Shiroyama - odpowiedziałem nieco spokojniej.
-A partnera?
-Takashima.
Pielęgniarka chwilę przeglądała jeszcze kartkę, po czym pokiwała głową.
-Dobrze, proszę pana za mną - oddała mi zaświadczenie i ruszyła korytarzem. Odetchnąłem i poszedłem za nią, a wraz ze mną Ru, Rei i Kai. Z jednej strony mogłem zobaczyć Kou, a z drugiej, nie chciałem tego. Bałem się tego, co mogłem zastać.
Pielęgniarka powiedziała, że do środka mogę wejść tylko ja. Chłopaków poprosiła za lustro weneckie. Zdjąłem płaszcz i powiesiłem go na wieszaku na korytarzu, po czym wszedłem do środka.
Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi, poczułem się jak sparaliżowany. Widok Kou podłączonego do licznych rurek sprawił, że prawie zapomniałem jak oddychać. Mój skarb leżał na wielkim łóżku i chyba spał. Podszedłem do niego bliżej, kucając przy łożu i dotykając jego dłoni. Splotłem jego palce ze swoimi i oparłem się brodą o materac.
-Kouyou, przepraszam - powiedziałem cicho, zaciskając powieki. - Jest mi strasznie przykro. Nie umiem nic dla ciebie zrobić, chociaż bardzo bym chciał - otworzyłem oczy, patrząc na niego. Jego twarz była nieporuszona i spokojna. Dotknąłem jego policzka i zacisnąłem wąsko wargi. - Przepraszam - powtórzyłem drżącym głosem. - Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
Nagle Kou otworzył oczy i spojrzał na mnie. Kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu, który odwzajemniłem. Jego wzrok powędrował za moje plecy. Odwróciłem się i zauważyłem tabliczkę ze znakami, której ostatnio używał do porozumiewania się. Wziąłem ją i przytrzymałem przed nim. Ledwo uniósł rękę i powoli zaczął pokazywać znaczki.
Kocham cię.
-Kou-chan - z moich oczu popłynęły łzy. Shima wydawał się być jednak całkowicie spokojny. - Też cię kocham. Kocham cię z całego serca - ścisnąłem jego dłoń. Słone krople spływały po moich policzkach i moczyły pościel.
Dziękuję ci.
Siedziałem przy łóżku Kou jeszcze wiele godzin. Poprosiłem chłopaków, żeby przywieźli z naszego mieszkania kilka książek, których podałem im tytuły oraz gitarę. W międzyczasie zadzwoniłem do rodziców Kouyou i poinformowałem ich, co się działo z ich synem. Reakcja pani Takashimy była jednoznaczna. Kobieta rozpłakała się w słuchawkę. Po tej rozmowie poczułem się naprawdę załamany. Wróciłem do pokoju Kou, który marniał z każdą chwilą. Usiadłem przy jego łóżku i westchnąłem, dotykając jego dłoni.
Akira przyniósł mi w końcu gitarę i książki. Zacząłem grać ulubione piosenki swojego partnera, który uśmiechał się, słysząc znajome melodie. Nuciłem cicho, patrząc na niego, kiedy to znowu powędrował wzrokiem na tabliczkę. Przytrzymałem mu ją, przerywając grę, a on powoli pokazał, co mi chciał powiedzieć.
Okuribi.
Zamrugałem kilkakrotnie. Uru zawsze lubił tę piosenkę. W końcu zacząłem grać. Kou przymknął powieki i uśmiechnął się.
Z każdą kolejną sekundą w głowie miałem kolejne wersy piosenki. Zagrałem ją do końca, a gdy skończyłem, odłożyłem gitarę obok, opierając ją o ścianę.
Zasnął.

[Uruha]

Ciche pochrapywanie zaczęło rozchodzić się po pomieszczeniu. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Yuu, który spał przy moim łóżku, opierając się o oparcie krzesła. Wyglądał na wyjątkowo zmęczonego i tak też pewnie było. Bardzo chciałem, by to wszystko już się skończyło, bym nie musiał już się męczyć i, by Shiro uwolnił się od ciężaru, którym byłem. Chciałem dla niego szczęścia, kogoś kto pokochałby go tak mocno jak ja.
Około godziny szesnastej Yuu się obudził. Zaczął mnie wypytywać, czy czegoś potrzebuję, jak się czuję i o inne rzeczy. Oczywiście, że niczego już nie chciałem, prócz tego, by został ze mną do samego końca.

Siedzieliśmy na oświetlonej przez jasną lampkę werandzie. Słońce już dawno zaszło, a świat spowiła noc. W powietrzu było czuć typowo letni zapach kwiatów i traw, gdzieś w oddali szczekał pies, a gwiazdy na bezchmurnym niebie wydawały się być wyjątkowo blisko Ziemi, jakby miały zaraz na nią spaść.
-Nie jest ci zimno? - zapytał Shiro, pocierając moje nagie ramiona swoimi dłońmi.
-Nie - wyciągnąłem z ust papierosa, opierając się bardziej o jego tors. - Przy tobie jest mi gorąco.
-Jak zawsze - włożyłem używkę między jego rozchylone wargi.
Yuu położył ręce na moje uda, sunąc po nich powoli. - Mamy dla siebie całą, piękną noc, nie marnujmy jej.
-Nie marnujemy - zabrałem mu papierosa i zgasiłem go w popielniczce. - Jesteśmy tutaj razem i nikt obcy nam nie przeszkadza.
Yuu zaczął całować mnie po szyi, masując moje podbrzusze.
-Chodź na górę - szepnął mi do ucha.
Powoli zabraliśmy się z ciasnego leżaczka. Weszliśmy do rodzinnego domu Yuu, obejmując się ramionami. Zamieniliśmy kilka słów z rodzicami mojego partnera i ślimaczym krokiem wspięliśmy się na piętro do pokoju Yuu, w którym spędziliśmy upojną noc.
-Myślisz, że cokolwiek byłoby w stanie zmienić to, co jest teraz? - zapytałem, patrząc na jego twarz. Leżeliśmy obok siebie nadzy już długi czas. Na dworze świtało, a przez uchylone okno słychać było pierwsze ćwierkania ptaków.
-To znaczy? - zapytał, także patrząc na mnie.
-Nas, nasz związek. To, że jesteśmy razem. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym się obudzić i nie mieć ciebie obok siebie.
-Kou, nie ma takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić - Shiro dotknął mojego policzka. - Gdziekolwiek pójdziesz, ja pójdę za tobą. Nie zostawię cię nawet jeśli ty mnie znienawidzisz.
-Nie mógłbym - przyłożyłem dłoń do jego policzka. - Jestem szczęśliwy, że mam u boku kogoś tak wspaniałego.
Yuu objął mnie swoimi silnymi ramionami, a ja wtuliłem się w niego. Ciepło i zapach jego nagiego ciała działały na mnie uspokajająco.
-Nawet jeśli nie tutaj, nie na tym świecie, Yuu, zawsze będę cię kochał - powiedziałem mu do ucha.
-A ja ciebie.

Yuu przyłożył dłoń do mojego policzka i pogładził mnie po nim delikatnie, ścierając przy okazji kilka łez, które po nim ściekły. Spojrzałem mężczyznę i zacząłem się zastanawiać, czy dobrze, że rozkochałem go w sobie, że sprawiłem, iż nie mogło mu tak łatwo przestać na mnie zależeć. Ale gdybym z nim nigdy nie był, prawdopodobnie nie dowiedziałbym się co znaczy prawdziwa miłość. Nikt na pewno nie pokochałby mnie tak szczerze i nie byłby tak oddany jak Yuu.
Racja, że miłość boli. Obaj doskonale się o tym przekonaliśmy.
-Miałeś koszmar? - zapytał. I tak mu nie odpowiedziałem. Nie mogłem.
Bądź szczęśliwy, to jest dla mnie najważniejsze, Yuu.
Znów coś ścisnęło mnie w klatce. Jakby ktoś położył mi na niej dwustukilowy kamień. Nie mogłem złapać oddechu, a ucisk złapał moją szyję, dusząc mnie.
-Kouyou! - usłyszałem spanikowany głos Yuu.
Kochanie, proszę, uśmiechaj się. Twój uśmiech zawsze mnie ratował, dawał mi nadzieję, że wszystko może być lepsze.
-Kouyou, nie!
-Niech pan stąd wyjdzie!
Dziękuję ci, Yuu, że mnie nie opuściłeś, że mnie kochałeś. Ale teraz dam już sobie radę sam. Bez rodziny, przyjaciół, bez ciebie.
-Szybciej, tracimy go!
Moi kochani, dziękuję, że mogłem was poznać, że mogłem przebywać z tak wspaniałymi osobami. Nie mogę już nic dla was zrobić, odwdzięczyć się za wszystko.
-Ładuj!
To już chyba naprawdę koniec. Boję się, ale będę dzielny. Dla was zniosę wszystko.
Coś uderzyło mnie w klatkę piersiową, a moje ciało przeszedł nieprzyjemny impuls. Dźwięki zaczęły słabnąć, obraz zastąpiła mi jakby gęsta mgła.
Zamknąłem oczy, czekając na sen, który powoli ogarniał moje ciało. Unosiłem się w pustce i wszystko traciło dla mnie znaczenie.
Ale... Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu...

[Aoi]

Wyrzucili mnie z pomieszczenia, w którym leżał Kou. Szybko pobiegłem na salę obserwacyjną. Swoim wtargnięciem ożywiłem Takanoriego, Akirę i Tanabe.
-Yuu? - zapytał Taka.
Zignorowałem ich i podleciałem do szyby, obserwując to, co działo się z Kou.
Mój partner był otoczony przez sztab lekarzy i pielęgniarek, którzy skakali wokół niego i wykonywali resuscytację. Krzyczeli coś, ale żaden odgłos nie przedostawał się przez dźwiękoszczelną szybę.
-Czy on...?
-Tylko nie to!
Nagle przynieśli jakieś dziwne urządzenie i coś mu poprzykładali do torsu. Zaraz się zreflektowałem, że był to defibrylator. Kou wstrząsnął impuls elektryczny. Jego klatka piersiowa uniosła się ku górze i zaraz opadła. Powtórzyli to jeszcze dwa razy. Wszyscy znieruchomieli, obserwując urządzenie pokazujące puls. Łamane linie powoli zaczęły maleć, aż w końcu monitor pokazywał prostą, poziomą kreskę. Jeden z lekarzy uniósł nadgarstek, patrząc na zegarek.
Przyłożyłem dłonie do szyby, nie mogąc już wytrzymać silnych uderzeń mojego serca, które chętnie bym podarował swojemu ukochanemu.
Kou został przykryty jasnym prześcieradłem, a do mnie wciąż nie mogła dotrzeć ta ważna rzecz, która przed chwilą miała miejsce na moich oczach.
-Yuu - poczułem dotyk na ramieniu, ale nawet się nie odwróciłem.
-Proszę pana - lekarz próbował do mnie mówić. - Proszę pana...

Kouyou... Odszedł. 

----

A to tak na lepszy początek roku. 


Komentarze

  1. O nie.. I co teraz będzie jak Uruś zmarł ? T_T Co będzie z Aoim ? D:
    "Jeśli się odrodzę spotkajmy się znowu" jest niesamowitym wyciskaczem łez..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale.
      Miło mi wiedzieć, że jso,ssz wywołuje takie emocje.

      Usuń
  2. BUUUUUU TO TAKIE SMUTNE BŁAAGAM NIE RÓB I TEGO...BOSKIE...bd jesszcze epilog tak,tak????

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie zaczyna się ten nowy rok. Cholernie się wzruszyłam czytając ten rozdział. Nawet nie wiem kiedy się tak rozkleiłam.. Biedny Kou i Aoś.. Nie lubię smutnych zakończeń. Są straszne.. To tyle co chciałam uwzględnić w tym komentarzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jso,ssz od początku było skazane na smutne zakończenie.

      Usuń
  4. Placze... Wg przyznaje sie... Czytalam ta serie z 4 razy, i za kazdym razem inaczek wyobraxam sobie koniec, to piekne ze czyjas tworczosc ( no i moja wlasna ) wzbudza we mnie tyle emocji :)
    Korkrtweet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to wiedzieć, że jso,ssz wzbudza w czytelnikach wiele emocji i, że się podoba.

      Usuń
  5. Piekne! Poprostu kocham Okuribi i Miseinen, rowniez dzieki Twojemu opowiadaniu~
    Dziekuje

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja płaczę... Ja pierwszy raz od dwóch lat płaczę... Ja... Nie wiem co ze sobą zrobić. Bo to było takie... nawet się wysłowić nie mogę. Przepraszam. Chciałabym pisać tak jak ty... i Tsukkomi-san szczęśkiwego nowego roku
    Koneko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak piszę wymaga ode mnie jeszcze wiele pracy. Ale naprawdę napawam się szczęściem, kiedy czytam komentarze, w których czytelnicy piszą takie rzeczy. Dziękuję bardzo.

      Usuń
  7. Wiedziałam... Wiedziałam, że będę płakać jak małe dziecko... Jednak mimo tego tragicznego zakończenia, był to jeden z najpiękniejszych rozdziałów jakie czytałam, jeśli nie najpiękniejszy... Bardzo, bardzo Ci za niego dziękuję...
    // Yumi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nie jest koniec, pozostał jeden rozdział. To ja dziękuję, cieszę się, że się podobało.

      Usuń
  8. nieee... tyle płaczu :(((( myślałam, że jednak jakiś cud się zdarzy :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, że dodaję komentarz dopiero dziś ale wczoraj nie byłam w stanie napisać czegokolwiek. I nawet teraz, kiedy zaczynam czytanie od monologu Kou, łzy zbierają mi się w oczach. Rzadko ktokolwiek jest w stanie wzbudzić we mnie tyle emocji jednym opowiadaniem. Ba, w Twoim przypadku nawet rozdziałem.
    To, w jaki sposób opisałaś te wszystkie emocje, całą więź łączącą Yuu i Kou... Podziwiam Cię. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że pewnego razu wpadłam na tego bloga. Jestem Ci niesamowicie wdzięczna ♥
    Mimo wszystko, mimo tych łez, tego smutku przytłaczającego po tego typu opowiadaniach - uwielbiam je. Uwielbiam je pisać, czytać. Jestem emocjonalną masochistką. Ale... warto.
    Jesteś moim pisarskim guru. Czy kiedyś już o tym nie wspominałam?
    Życzę Ci mnóstwa weny na kolejne opowiadania, na dalsze perypetie bohaterów zaczętych już serii... I jeszcze raz dziękuję ♥

    PS. Okuribi również jest moją ukochaną piosenką, zaraz po Hanakotoba. Cóż za paradoks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać, w pełni cię rozumiem. Pisząc to, kiedy Kou już umierał, płakałam jak bóbr. Cieszę się, że udało mi się wzbudzać w ludziach takie emocje, to naprawdę dla mnie ważne i motywujące.
      Nie ma za co mnie podziwiać *////* Także się cieszę, że pewnego dnia wpadłaś na mojego bloga. Twoje komentarze zawsze podtrzymują mnie na duchu i są dla mnie wielką motywacją.
      Oficjalnie się przyznałaś do masochizmu. Potwierdziły się wszystkie moje domysły~
      Hola, hola, jakie guru? D: A no, coś wspominałaś, ale no... wat?
      Ludzie, co wy. To ja dziękuję <3
      Także lubię te piosenki~

      Usuń
  10. Witam, dość dawno mnie tutaj nie było, ale będę musiało to wszystko nadrobić...

    Muszę przyznać, że spodziewałam się takiego zakończenia. Ale nie tego, ze będzie ono tak dramatyczne. I to koniec? Jakoś tak dziwnie, zwłaszcza koniec, ostatnie zdanie. Lubię smutne zakończenia, więc bardzo mi się podobało.

    Pozdrawiam, i dużo szczęścia w nowym roku
    Rena X

    PS. Jest nowy rozdział aniołów^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Innego zakończenia być nie mogło i raczej nie było czego innego się spodziewać. Chociaż nie jest to ostatni rozdział...
      Dziękuję bardzo.

      Usuń
  11. Tsukkomi musze cie o to spytać bo mnie ciekawość zżera..czy tytuł tego opowiadania to jest z jakiejś piosenki czy sama wymyśliłas? Proszę odpowiedz mi..

    OdpowiedzUsuń
  12. Znowu ryczę. Jeju, kocham Cię. Piszesz bosko, bosko! ;-;

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    płaczę... biedny Kyu,,co teraz z Yuu całkowicie się załamie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    płakać mi się chce, oj biedny, biedny Kyu, a co z Yuu teraz?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  15. Hejka,
    wspaniale, płakać mi się po prostu chce, oj biedny Kyu, a co z Yuu teraz?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty