Migdałowe serce: Honey! An alien is inside me!
UWAGA!!
Nie odpowiadam za wszelkie szkody psychiczne, jakie może wywołać poniższy tekst. Proszę, by nie brać go do siebie i nie traktować poważnie. Jest to jedynie twór mojej chorej wyobraźni, która potrzebuje upustu swych dzikich fantazji.
Z dedykacją dla Korkrtweet. Jeśli tego nie skomentujesz przynajmniej w 500 słowach i swych spostrzeżeń nie poprzesz trzema argumentami, to nigdy więcej nie piszę się na coś takiego!
Honey! An alien is inside me!
-Wiesz co
- zaczął w pewnym momencie - mam dla ciebie małą niespodziankę.
-Niespodziankę?
- zmarszczyłem brwi, dopijając do końca zawartość kieliszka, który odłożyłem na
bok. Shiroyama zrobił to samo. - Cóż to za niespodzianka?
Yuu
uśmiechnął się niepewnie. Wyciągnął z kieszeni spodni malutkie, pudełeczko o
odcieniu indygo, a następnie mi je podał.
-Co to? -
zapytałem, z ciekawością obracając przedmiot w dłoniach.
-Otwórz, a
się dowiesz.
Zerknąłem
na niego, a następnie powoli uniosłem wieczko owalnego pudełeczka.
W środku
była drobna, srebrna obrączka. Był to prosty pierścionek bez żadnych zdobień i
niepotrzebnych dodatków.
-Obrączka
- powiedziałem, wpatrując się w nieskazitelnie piękny przedmiot.
-Tak, to
obrączka - Yuu potwierdził moje słowa z lekkim rozbawieniem w głosie. -
Obrączka zaręczynowa.
-Nie
rozumiem - spojrzałem na niego, kręcąc lekko głową.
-Wiesz,
Taka, kiedy ktoś kogoś mocno kocha, to chce z tą osobą być na zawsze. Pragnie z
nią pokonywać przeszkody, jakie niesie ze sobą życie, być wsparciem i
przystanią, do której ta druga osoba może zawsze przybić. Bez względu na
wszystko, chce dawać z siebie wszystko - zerknął na chwilę w bok, zacinając się
i jednocześnie rumieniąc. Tak, Yuu się zaczerwienił. - I chciałbym właśnie być
kimś takim dla ciebie. Chciałbym być twój do końca życia. Bez względu na
wszystko.
-To
znaczy...?
-Takanori,
jesteś pierwszą i ostatnią osobą, której mówię coś takiego. Wiem, że to nigdy
nie przejdzie na tym świecie. Nikt prócz nas nie musi jednak o tym wiedzieć -
wziął głęboki wdech. Widać było, że szykował się do tego, ale zjadał go stres.
- Wyjdziesz...
-Yuu,
wybacz, ale - wcisnąłem mu pudełeczko z pierścionkiem, czując, że mi niedobrze
- zaraz zwymiotuję.
Zerwałem
się z podłogi i pobiegłem do łazienki. Tam rzuciłem się do muszli klozetowej.
Zwróciłem kolację, obiad i pewnie jeszcze śniadanie, plus wczorajsze posiłki. W
pewnym momencie poczułem dłoń, która czule odgarnęła moje włosy z twarzy. Druga
ręka gładziła mnie po plecach. Zacisnąłem powieki, czując, że mi słabo. Gdy
tylko skończyłem wymiotować, Shiro podniósł mnie z podłogi i zaniósł do łóżka.
Przyniósł mi szklankę letniej wody i jakieś proszki. Po zażyciu leków, skuliłem
się mocno.
-Przepraszam
- powiedziałem, kiedy tylko Shiro położył się przy mnie, obejmując mnie. -
Wszystko ci zepsułem.
-To nie
twoja wina - zapewnił mnie, delikatnie masując mój brzuch. - Nie miałeś na to
wpływu.
-Niby tak,
ale tak bardzo się postarałeś, a ja nawet nie odpowiedziałem.
-Nie
zadałem nawet jeszcze pytania.
-Wiem, ale
jestem w stanie się domyśleć, o co chciałeś zapytać. Dlatego nie kończ już
tego.
-Rozumiem
- mruknął ze smutkiem.
-I tak
odpowiedziałbym ci, że się zgadzam - przekręciłem się do niego, krzywiąc się. -
Bez względu na to, co powie o tym świat, ja odpowiem ci tak.
Yuu
uśmiechnął się szeroko. Po chwili wyciągnął z kieszeni to samo, błękitne
pudełko. Wyjął z niego pierścionek i wsunął mi go na serdeczny palec lewej
ręki. Pasował idealnie.
-Na zawsze
razem - głos drżał mu ze szczęścia.
-Na
zawsze.
*
Następnego
dnia, czułem się jak worek nieszczęść i tak też wyglądałem. Shiro zarządził, że
wracamy do Tokio i tak też zrobiliśmy. Położyłem się na tylnym siedzeniu w
samochodzie i tam spędziłem całą podróż powrotną. W tym czasie uważnie
przyglądałem się obrączce na swoim palcu. Mały głosik w środku mojej głowy
szeptał, że źle zrobiłem, że później będę żałował swojej decyzji. Teraz jednak
przyćmiewała go radość. Yuu i ja mieliśmy być na zawsze razem. Na wieki wieków.
Nic nie miało prawa nas rozdzielić.
Przyłożyłem
dłoń z obrączką do serca i z uśmiechem, odpłynąłem na małej, puchowej chmurce
do krainy snów.
W Tokio
znowu wróciliśmy do rutyny, z tą zmianą, że ja i Yuu byliśmy zaręczeni. Nikt
jednak o tym nie wiedział, bo po co? To i tak nic by nie zmieniło. Nie
zdejmowałem jednak obrączki i Yuu też tego nie robił (bo miał taką samą jak
ja). To była taka nasza mała przysięga, że już zawsze będziemy razem.
Zaczęły się dziać jednak ze mną coraz
dziwniejsze rzeczy. Niepokój się wzmagał z każdym dniem, a Yuu zaczął
twierdzić, że wpadam w bulimię, bo wymiotowałem po każdym posiłku.
-Aż tak zdesperowany by schudnąć nie jestem -
rzuciłem sucho, kiedy umyłem zęby. - Naprawdę było mi niedobrze.
-Taka, jakby to była grypa, to już by ci
przeszło.
Podszedłem do niego i przytuliłem się. Objął
mnie mocno, całując mnie we włosy.
-Przecież mnie znasz. Nie umiałbym nawet
wywoływać wymiotów. To obrzydliwe
Przez następne dni nic się nie zmieniało.
Chociaż pewnego poranka...
-YUU!!!! - wrzasnąłem przeraźliwie głośno,
wybiegając z łazienki.
-Co się stało? - zapytał mój kochanek, który
patrzył na mnie z zaskoczeniem. Przytuliłem się do niego i zacząłem płakać. -
Co się st...
-To dziwne, boję się, weź to ode mnie...!
-No dobrze kochanie - odkleił mnie od siebie.
- Wezmę. Ale co?
-To! - odsunąłem się, wskazując na swój
odsłonięty brzuch, który zrobił się delikatnie okrągły. - Co to jest?!
-Chyba ci obcego wszczepili - powiedział cicho
i odchrząknął. - Może masz wzdęcia? - podsunął po chwili.
-Jakie wzdęcia?! Jak to wygląda?! - opadłem na
niego. - Yuu, przytyłem dwa kilo - mruknąłem cicho.
-Taka, słońce...
-Nie, nie wywołuję tych wymiotów! - poczułem
łzy zbierające się w moich oczach. - Nie wierzysz mi?
-Wiesz,
to nie tak...
-Jak możesz? - oderwałem się od niego i ze
łzami w oczach pobiegłem do sypialni. Schowałem się pod kołdrą i zacząłem
płakać.
-Kotku - poczułem, jak materac ugina się pod
ciężarem drugiej osoby. - Wierzę ci - delikatnie ściągnął ze mnie kołdrę, a
następnie przytulił mnie. Wtuliłem się w niego ufnie, mocząc łzami szyję. - No
już, nie płacz - gładził mnie po plecach, głowie, a płakać przestałem dopiero
po kilku minutach. Shiro uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że łzy przestały
płynąć po moich policzkach. Pocałował mnie lekko i potarł swoim nosem o mój.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Położyliśmy się na kanapie przed telewizorem.
Oglądaliśmy jakieś programy, aż w końcu trafiliśmy na jakiś kulinarny.
-Głodny jestem - mruknąłem, patrząc, jak
kucharz układał danie na talerzu.
-W sumie, to zbliża się pora drugiego
śniadania - stwierdził Yuu i zerknął na mnie niepewnie. Objąłem go tylko i
pocałowałem w policzek.
Po chwili jedliśmy w spokoju kanapki, które
przygotował Yuu. Były smaczne i kolorowe. Delektowałem się nimi, aż nagle Shiroyama
odchrząknął.
-Co? - powiedziałem, przełykając kęs i
sięgając po kolejną porcję.
-A może masz jakiegoś tasiemca? - powiedział,
unosząc brwi.
-Słucham? - prawie się zakrztusiłem. - Jakiego
znowu tasiemca?
-Zjadłeś ponad połowę kanapek - Shiro spojrzał
na mnie, mrużąc lekko powieki. - Dokładnie to dziewięć.
-Dziewięć?
-Z piętnastu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Yuu patrzył na
mnie uważnie, a ja nie mogłem zrozumieć, jak do tego doszło. Zazwyczaj to on
jadł mnóstwo, a tu taka zmiana.
-Ja... Ja nie wiem - wydusiłem z siebie,
zaczynając płakać. Mózgu, dlaczego płaczę?!
-Taka? Hej, Takanori - Yuu także się zdziwił
moim zachowaniem. Już drugi raz płakałem. - Co z tobą, kochanie? - znalazł się
przy mnie i zaczął mnie obejmować.
-Yuu - wychlipiałem - zachowuję się jak baba w
ciąży! ( On jeszcze nie wie... dop. aut. ).
-Może jesteś? - Shiro zaśmiał się lekko. - I
urodzisz nam śliczne dziecko.
-Mhm, chyba w urojonej - wtuliłem twarz w jego
obojczyk.
-Pozamacicznej w kolanie - dodał.
Parsknąłem śmiechem, odrywając się od niego.
Yuu i ta jego złota czcionka.
Jednak nic się nie zmieniało. W końcu
Shiroyama nie wytrzymał i zabrał mnie do lekarza. Ten nie wiedział jednak, co
mi było i dostałem skierowanie do szpitala, a tam dowiedziałem się, że mam
jakiegoś pasożyta. Po kilku badaniach, prześwietleniach i usg okazało się, że
był to nie byle jaki pasożyt. Lekarze doznali szoku, ale nie tylko oni. Sam nie
mogłem w to uwierzyć. Jak to było możliwe? Przecież to wbrew naturze, prawom
fizyki, wszystkiemu!
-Pan jest w ciąży (Co ja robię ze swoim
życiem??? dop. aut. ) - oznajmił mi lekarz. - Nie wiem jak do tego doszło ( Jak
to, jak? Porwali go kosmici w simsach! Ok, już wam nie przeszkadzam ;_; dop.
aut. ).
-A... - jęknąłem dziwnie, nie umiejąc nic
powiedzieć. To w końcu normalne, że facet jest w ciąży, prawda? ( Witamy w XXI
wieku... Okej, już sobie idę dop. aut. ) - Ale... Co?
-Jest pan w drugim miesiącu ciąży.
Siedziałem. Nie wiedziałem ile, ale siedziałem
i gapiłem się w ścianę.
*
-JAKIE DZIECKO??!! - usłyszałem głos Yuu na
korytarzu. Powoli otworzyłem oczy i przetarłem je. Po chwili drzwi otworzyły
się z hukiem i stanął w nich zasapany i roztrzęsiony Shiro. - Takanori, co to
ma znaczyć?! - mężczyzna podbiegł do mojego łóżka i uklęknął przy nim.
-Jakie... Co...?!
-Nie krzycz - zakryłem twarz kołdrą. Nie
miałem ochoty z nikim rozmawiać.
-Ale jaka ciąża? Kto jest z tobą w ciąży?! -
szarpnął za pościel, odkrywając mnie. - Jak do tego doszło?!
-Nie wydzieraj się na mnie od rana!! - nerwy
mi puściły. - Nikt nie jest ze mną w ciąży!
-Ale lekarz powiedział...
-Uszy się myje, a nie trzepie nimi o wannę.
Jestem z tobą w ciąży.
-Co?
-To samo tylko w proszku.
Mężczyzna usiadł obok mnie i w dziwnym
otępieniu patrzył się w ścianę. Nagle zaczął się histerycznie śmiać.
-Prawie się nabrałem - otarł łezkę z kącika
oka. - Naprawdę, to ci się udało.
-Nie żartuję. Yuu, ja n a p r a w d ę jestem w
c i ą ż y.
-Taka, przestań już.
-Yuu! - podniosłem się do siadu i odsłoniłem
brzuch. - O tu - wskazałem na niego palcem - jest moje i twoje dziecko.
-Niby jak?
-A co jestem, duch święty?! ( Napełnił go jak
Maryję dop. aut. ).
-Kiedy to niemożliwe! Jesteś mężczyzną! ( Yuu
nie pomyślał, że uprawiał z nim miłość przy zgaszonym świetle i może nie
zauważył, że Takanori jest transwestytą. dop. aut. )
-Jakbym nie wiedział.
Nagle Yuu pobladł i padł na łóżko, mdlejąc.
*
Po kilku dniach udało nam się oswoić z tą
dziwną wiadomością. Z tym, że byłem w ciąży. Przecież to chore! Byłem zdrowym
mężczyzną, nie pół-babą. A przynajmniej tak zawsze myślałem.
-Takanori, kochanie - Yuu przyniósł mi paczkę
słodkich ciasteczek. - Potrzebujesz jeszcze czegoś? - zapytał, siadając obok
mnie.
-Chyba nie - wtuliłem się w niego. - Dziwnie
się czuję.
-Boli cię gdzieś?
-Nie, po prostu... Nagle chodzę z małym czymś
w brzuchu. Przez ciebie.
-Przeze mnie?! - oderwaliśmy się od siebie. -
Nie miałem pojęcia, że z facetem też można mieć wpadkę.
-A myślisz, że ja o tym wiedziałem?
Bardzieeee... - urwałem, czując ukłucie w środku. Skuliłem się, a spanikowany
Shiroyama zerwał się z miejsca.
-Taka, Taka! Co ci?!
-Nie mogę się denerwować, kretynie!! -
wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
Po kilku minutach atak mi przeszedł, a Yuu z
wyraźną ulgą położył się obok mnie. Nie wiedziałem, który z nas się bardziej
denerwował. To ja łaziłem z obcym w brzuchu, ale Shiro chodził jak na
szpilkach. Ostatnio źle sypiał i był bardzo zestresowany. Zastanawiałem się, czy
przypadkiem nie ma jakiś problemów. W końcu jednak dotarło do mnie, że on
przejmował się mną i moim obecnym stanem oraz tym małym czymś we mnie.
-A nie uważasz, że powinniśmy powiedzieć
rodzicom o tym...
-Twój ojciec mnie zamorduje - Shiroyama skulił
się, obejmując kolana ramionami. - Nie wybaczy mi tego, co ci zrobiłem.
-Nie jego sprawa, co mi robisz. Powinien
jednak wiedzieć, że jego syn jest w ciąży.
-Jak to brzmi w ogóle?! - spojrzał na mnie. -
Pójdziemy do niego i co? Powiemy ładnie „Tak jakoś wyszło, że zostaniemy
rodzicami i Takanori nam to dziecko urodzi.”? Wyobrażasz to sobie?
-No. A ty nie?
-Ruki, błagam cię! To chore! Czemu nie zrobimy
abo...
-Spróbuj to choćby powiedzieć na głos -
zatkałem mu usta dłonią. - Spróbuj pomyśleć przy tym o mnie, a nie daruję ci
tego - syknąłem lodowato. - Rozumiemy się?
Yuu pokiwał szybko głową, a ja zabrałem rękę.
Musiałem wyglądać groźnie.
*
Wyciągnąłem się na kanapie i odłożyłem pisemko
dla młodych matek. Powoli podniosłem się do siadu i zaraz wstałem. Ruszyłem do
kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Cóż, Yuu miał zrobić zakupy po pracy,
bo nasze zapasy zostały przeze mnie trochę uszczuplone, przeciwieństwie do mnie.
Baleron się ze mnie robił, a prawie cały czas byłem głodny.
Nie wiedząc zbytnio, co zjeść, zabrałem się za
robienie sałatki. Skroiłem sałatę, pomidora, ogórka i zrobiłem lekki dresing.
-Jestem! - Shiro wszedł do mieszkania.
-Cześć, skarbie - wyszedłem na korytarz, gdzie
powitałem go z uśmiechem. Yuu zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, jakby
doszukiwał się czegoś nowego w moim wyglądzie.
-Do twarzy ci z tym małym brzuszkiem -
skwitował po chwili, a ja prychnąłem.
-Nawet go nie widać - wróciłem do kuchni, by
dokończyć robienie sałatki.
Yuu poszedł za mną. Rozpakował siatki z
zakupami i wyszedł z kuchni. Usłyszałem, jak drzwi balkonowe się otwierają.
Widocznie poszedł zapalić. Wrócił kilka minut później. W tym czasie pochłonąłem
całą sałatkę.
Shiro podszedł do mnie od tyłu, kiedy płukałem
po sobie talerz. Położył mi dłonie na biodrach i przylgnął do mojego ciała.
-Śmierdzisz. Idź sobie - zakręciłem wodę.
-Wcześniej ci to nie przeszkadzało - pocałował
mnie we włosy.
-Ale teraz mi to bardzo przeszkadza.
Mężczyzna oderwał się ode mnie, a ja
odwróciłem się w jego stronę.
Przez kolejne dwa tygodnie Yuu nawet się do
mnie nie zbliżał. Nawet spał na kanapie. Byłem zbyt drażliwy na cokolwiek, a
zwłaszcza na dotyk. Te dni spędziliśmy niemal osobno.
W końcu skończył się wrzesień, a Yuu wrócił na
uczelnię. Zdecydowaliśmy, że w tym roku nie pójdę na studia. Nie w tym stanie.
Ciężarny facet, jeszcze czego! W każdym razie, dopiero wtedy zacząłem odczuwać
brak towarzystwa Yuu. Snułem się po mieszkaniu, nie umiejąc się odnaleźć.
Zaczynał się wtedy trzeci miesiąc. Brzuch był już bardziej widoczny, z czym
było mi dziwnie. Shiro czasami wyręczał mnie z niektórych obowiązków, a już na
pewno z noszenia ciężkich rzeczy.
-To dobranoc, kotku - Shiro wziął koc pod
pachę i swoją poduszkę, ruszając na kanapę.
-Poczekaj - powiedziałem, siadając na łóżku. -
Zostań ze mną.
-Na pewno? - zapytał, odwracając się do mnie.
-Na pewno. Śpij ze mną w łóżku.
Yuu momentalnie się rozpromienił, że nie
musiał kolejnej nocy spędzać na twardej kanapie i, że pozwoliłem mu wejść do
łóżka. Poklepałem miejsce obok siebie. Usiadł przy mnie. Oparłem się o niego, a
on mnie objął.
-Nie boisz się? - zapytałem. - Na naszych
oczach zachodzi nienaturalne zjawisko. Jestem w ciąży.
-Chyba ja się powinienem o to zapytać. W końcu
to ty z tym chodzisz.
-Yuu, może przestańmy mówić tak bezosobowo
o... Naszym dziecku. Za kilka miesięcy to będzie członek naszej rodziny.
-Po prostu nadal trudno mi w to uwierzyć. Mam
wrażenie, jakby naprawdę wszczepili ci obcego.
Zaśmiałem się i delikatnie pogładziłem się po
brzuchu. Tam w środku siedziało małe coś. Coś, co nie wiedziało jeszcze nic o
swoim ojcu i... O swoim matkoojcu. Ale było i z pewnością nie mogło się
doczekać, by nas poznać.
-Yuu - ująłem twarz swojego partnera w dłonie.
Pocałowałem go delikatnie. - Kochaj się ze mną.
-A dziecko? - objął mnie ostrożnie, uważając
przy tym na mój brzuch. Wtuliłem się w niego.
-Wystarczy, że nie będziesz naciskał. Seks w
ciąży nie jest zabroniony, a ja mam ochotę. Chyba warto to wykorzystać, co?
Shiro musiał sobie przypomnieć, jak ostatnio miałem
pretensje do niego, że mnie dotykał i, że przebywał w ogóle w tym samym
pomieszczeniu. Byłem wręcz agresywny i raz z nerwów rzuciłem w niego miską,
którą jakimś dziwnym trafem złapał. W każdym razie, przestał palić (a przynajmniej
w mieszkaniu) i grzecznie mi we wszystkim ustępował. O ile dobrze pamiętałem,
to tylko raz pozwoliłem mu się do siebie zbliżyć. Nie na długo, ale jednak.
Nawet podczas wizyt u lekarza nie chciałem, by przy mnie był.
Zdjął ze mnie koszulkę i pierwszy raz od
bardzo dawna, dotknął mojego nagiego ciała. Przesunął dłońmi na mój brzuch i
pogładził go delikatnie. Odwykłem od cudzego dotyku, dlatego zadrżałem lekko.
Shiro zauważył to. Pocałował mnie czule, a ja wsunąłem dłoń pod jego koszulkę.
Wszystko potoczyło się między nami jak zwykle, a Yuu okazał się być czuły i
delikatny jak nigdy. Nawet podczas naszego pierwszego razu nie był aż tak
ostrożny, jak teraz. Był trochę zdenerwowany, ale starałem się go uspokajać.
Szeptałem mu na ucho i zapewniałem, że jest mi dobrze. Orgazm był niesamowity.
W końcu moje jęki zadowolenia upewniły Shiro, że było dobrze.
*
Obudziło mnie głośnie miauczenie kota. Tenshi
nieznośnie wyła, chociaż był środek nocy. Yuu także się obudził i poszedł zobaczyć,
co wyprawiała nasza kotka. Wrócił po krótkiej chwili.
-Co się dzieje? - wysapałem sennie, chcąc się
podnieść. Shiro gestem kazał mi leżeć.
-Zobaczysz rano. Postaraj się zasnąć -
pogłaskał mnie po włosach, siadając przy mnie.
-A ty?
-Ja trochę po niej posprzątam. Nie martw się.
-No dobrze - ziewnąłem, wtulając się w
poduszkę.
Rano obudziłem się z mdłościami. Jak zwykle
zresztą. Wstałem i chwiejnym krokiem poszedłem do łazienki. Załatwiłem swoją
potrzebę i wróciłem do sypialni. Yuu nie spał. Uśmiechnął się do mnie, a ja
jedynie burknąłem coś pod nosem. Shiro zawahał się przez chwilę, ale
ostatecznie nie ruszył się z miejsca.
-Mogę cię dotknąć? - zapytał, kiedy się
położyłem obok niego.
-Nie - warknąłem, czując coraz większą
irytację dla otaczającego mnie środowiska.
Shiroyama westchnął i wstał. Ubrał bokserki i
wyszedł z sypialni. Zaraz wrócił, trzymając wiklinowy koszyczek naszej córci.
Podszedł z nim do mnie i podstawił niemal pod nos. Z moich ust wyrwało się
ciche aww, gdy ujrzałem trzy niewidome kociaki.
-Okociła się w nocy - powiedział Yuu.
Momentalnie poprawił mi się humor.
-Odnieś je lepiej.
Reszta dnia była naprawdę przyjemnie.
Siedzieliśmy i patrzyliśmy na Tenshi, która zajmowała się swoim pierwszym
miotem.
-Ona to jest dzielna - stwierdziłem.
-Czemu tak sądzisz? - zapytał mój partner.
-Bo sama zajmuje się trójką maluszków.
-My też niedługo będziemy mieć swojego
maluszka - Shiro pogładził mnie po brzuchu.
-A co jeśli to są bliźniaki?
-Bliźniaki?
-No, że jest dwoje dzieci, nie jedno.
-Rozumiem, co to znaczy... Ale... Bliźniaki? -
wyczułem strach w jego głosie.
-Spokojnie - zaśmiałem się. - Mamy jednego
dzidziusia. Tak powiedział lekarz.
-Weź mnie nie strasz - Shiro odetchnął
głęboko.
-Nie chciałbyś mieć ze mną więcej dzieci? -
zapytałem z pretensją. - Nie pasuje ci to?
-Nie, kochanie, nie o to chodzi. Po prostu
myślę, że na pierwszy raz jedno dziecko nam wystarczy. Później możemy pomyśleć
o bliźniakach - pocałował mnie.
I tak minął cały październik. Yuu mimo
wszystko często lądował na kanapie. Z początkiem listopada wszystko się
zmieniło. Dziecko w moim brzuchu powoli rosło, a brzuszek robiło się coraz
bardziej widoczne. Opadła we mnie też swego rodzaju dusza walki, rzeczy dookoła
przestały mnie denerwować, a Yuu już na stałe wrócił do łóżka, czego był przeszczęśliwy. Dawałem się dotykać
i byłem chętny do czułostek. Shiro jednak grzecznie spełniał wszystkie moje
prośby i nie narzekał, kiedy budziłem się w nocy i mówiłem, że jestem głodny.
Szedł zaspany do kuchni i wracał z posiłkiem dla mnie. Musieliśmy jednak
powiedzieć o wszystkim rodzicom moim i Yuu. Była to najgorsza rzecz, jaką
musieliśmy kiedykolwiek robić. Oczywiście nie uwierzyli nam. Na początku. Po
kilku dniach w końcu to do nich dotarło. Mój ojciec prawie rozszarpał Yuu.
Biedaczek, uciekał, ale ostatecznie ostało mu się spore limo pod okiem. Tara i
ojciec zaczęli rozprawiać na temat wychowania tego dziecka. Nie chcieli, byśmy
z Yuu się z nim zajęli.
-Na pewno go nie oddam! - złapałem się za
brzuch, osłaniając maleństwo w środku. Zupełnie, jakby mieli mi je zaraz
zabrać. - Zapomnijcie!
-Ono nie będzie szczęśliwe, mając dwóch ojców.
Zrozum to - tata starał się spokojnie wszystko mi wyjaśnić. - Zrobicie mu
ogromną krzywdę.
-A ja? Pomyśl o mnie! Ja też mam prawo do
szczęścia.
Widząc jedynie moje nerwy, wszyscy dali sobie
spokój. O tej rozmowie przypominał mi tylko siniak pod okiem mojego chłopaka.
W piątym miesiącu zaczęły mnie boleć plecy.
Głównie przy chodzeniu. Lekarz powiedział, że to przez moją drobną budowę. Moje
ciało z trudem utrzymywało rosnące maleństwo.
-Yuu, jak my się dostosujemy do tego dziecka?
- zapytałem, kiedy leżeliśmy wieczorem w łóżku. Na korytarzu słychać było
bawiące się małe kociaki. - Przecież wszystko się zmieni.
-Naprawdę chcesz je wychować? - zapytał cicho.
-A ty nie?
-Taka, trudno mi jest teraz wyobrazić sobie,
co przeżywasz, ale widzę, że zdążyłeś się przywiązać do tego malucha. Nie sądzę
jednak, by to dziecko było szczęśliwe, wychowując się w takiej dziwnej
rodzinie. Dziecko powinno mieć ojca i matkę, a my dwoje to nie to samo. Może
twoi rodzice mogliby się nim zająć. Albo moja matka.
-Jak ty tak możesz...
-Posłuchaj, nie chcę się go pozbywać. Widzę,
jak bardzo jest dla ciebie ważne, że chcesz przy nim być. W ten sposób
moglibyśmy obydwoje zapewnić mu trochę normalności. Nie chcę przecież dla was
źle.
-Sam nie wiem - wtuliłem się w poduszkę.
Następnego dnia poszliśmy do lekarza na usg.
Shiro siedział obok mnie, trzymając mnie za rękę, kiedy to patrzyliśmy na
ekranik monitora. Widok maleństwa był niezwykły. Małe dziecko wewnątrz mnie
miało bijące serduszko, rączki, nóżki. Żyło. Było we mnie życie, które chciałem
otoczyć swoją ochroną.
-Zdaje się, że to dziewczynka - powiedział
lekarz ( przepraszam bardzo, ale ja miałam być chłopcem i jakoś nie bardzo nim
jestem. Mogę złożyć reklamację? dop. aut. ).
-Dziewczynka? - Yuu wydawał się być lekko
zdziwiony. Pewnie chciałby mieć synka.
-Wszystko na to wskazuje.
Uśmiechnąłem się szeroko do Shiro. Mieliśmy
mieć córeczkę!
*
-Yuu - przylgnąłem do mężczyzny, który położył
się obok mnie. Pocałowałem go w kark i lekko polizałem. - Yuu, nie idź spać.
-Muszę jutro wcześnie wstać - mruknął
półprzytomnie. - Mam praktyki w firmie.
-Yuu, no proszę - mruknąłem mu do ucha. - To
ci dużo nie zajmie.
Odwrócił się na plecy i objął mnie delikatnie,
całując nagle w usta. Oddałem pocałunek, pogłębiając go i przedłużając.
-Odkąd masz obcego, zupełnie cię nie poznaję -
mruknął, wsuwając dłoń pod moją koszulkę. Zaczął gładzić moje bolące sutki. -
Najpierw nie mogłem cię dotykać, a teraz zachowujesz się niczym nimfoman.
Jesteś niemożliwy.
-Mam taki kaprys, a ty jesteś temu wszystkiemu
winny.
-Zabrzmiało groźnie - zdjął ze mnie koszulkę.
- A co na to nasza panienka? - zapytał, przystawiając ucho do brzucha.
Wplątałem dłoń w jego włosy, a on uśmiechnął się. - Chyba się rusza.
-Niemożliwe, nic nie czuję - objąłem brzuch
rękoma. - Nie za wcześnie na gimnastykę?
-Może zrobiło jej się niewygodnie w jednej
pozycji? - Yuu pocałował mnie czule.
Tak było każdego dnia. Niemal zmuszałem Yuu do
współżycia, chociaż wstawał jeszcze w nocy, by zanosić mnie do łazienki, robić
mi jakieś przekąski, a dodatkowo musiał się wyrabiać na praktyki do firmy. Snuł
się niczym cień, ale co zrobić.
[Aoi]
-Shiroyama, ciągle ziewasz - stwierdził mój
nadzorca. - Nie wysypiasz się?
-Nie mam za bardzo jak - mruknąłem. - Te papiery gdzie?
-Dorzuć je do zamówień, a te drugie schowaj do
segregatora. A to dlaczego?
-Spodziewam się dziecka z...
-Dziecko? Czyli będziesz ojcem?
-Uhm, na to wygląda - mechanicznie zacząłem
układać dokumenty na odpowiednie miejsca.
-Tak właśnie myślałem, że jesteś żonaty. Ta
obrączka jest jednak dość wymowna.
-Nie jestem żonaty. Jak na razie jesteśmy
narzeczeństwem.
-Rozumiem. Czyli to był wypadek przy pracy?
-Można tak to ująć. Nigdy nie sądziłem, że z
tym jest tyle roboty. Nie wiem, co ze sobą zrobić.
-Najgorsze są humorki - mężczyzna westchnął,
kiwając głową.
-Ma pan dzieci?
-Dwójkę. Dwóch synów.
-Pańska żona też była taka... Trudna, że tak
powiem?
-Trudna, to mało powiedziane. Właziła na mnie,
jak tylko chciała. To naprawdę przedziwny okres.
-A to... Przepraszam, że pytam, ale... Sprawy
łóżkowe?
-Masz z tym problem?
-Kiedy chcę iść spać, to nie mogę, bo jej się
chce.
-Taka jest zawzięta?
-Mhm...
-To raczej dobrze. Później nie będzie taka
chętna. Będzie zmęczona, obolała, wychowanie dziecka będzie jej priorytetem.
Korzystaj z tego.
Gdy wróciłem do domu, Taka siedział w salonie
i oglądał jakiś serial. Przysiadłem obok niego, a on przytulił się do mnie.
Objąłem go ramieniem i westchnąłem cicho. Nie umiałem się odnaleźć w tej
sytuacji. Nie chciałem mieć dzieci. Takanori nie wiedział o tym. I miał nie wiedzieć.
Zraniłbym go tym.
-Yuu, jak ją nazwiemy? - zapytał.
-Może ty coś wymyśl? Imię nadane przeze mnie
nie byłoby pewnie ładne.
-Myślałem nad tym. I spodziewałem się takiej
odpowiedzi od ciebie.
-Jestem aż tak przewidywalny?
-Nie tak całkiem, ale znam cię na tyle dobrze,
by móc przypuszczać, jaka będzie twoja reakcja - pocałował mnie w policzek. -
Stało się coś? - zapytał.
-Nie - uśmiechnąłem się. - Jestem trochę
zmęczony.
-Rozumiem - znowu się we mnie wtulił. -
Denerwuję cię?
-Nie. Dlaczego niby? - spojrzałem na niego
zdziwiony.
Nie odpowiedział mi, tylko oderwał się ode
mnie i odsunął na drugi koniec kanapy. Wyciągnął nogi i położył mi je na
kolanach. Coś zrobiłem, że tak pomyślał? Zraniłem go?
-Pomasuj mi stópki - powiedział nagle, biorąc
jakiś magazyn. Westchnąłem tylko i spełniłem jego prośbę.
[Ruki]
-Ah!
-Co się stało? - Yuu przestał masować moje
stopy i spojrzał na mnie zaniepokojony. - Coś cię zabolało?
-Ruszył się!
-Co?
-Dzidziuś się ruszył! - poczułem dziwne łaskotanie
w brzuchu. - Yuu, czuję go.
Shiro zszedł z kanapy i uklęknął przede mną.
Odsłonił mój brzuch i przyłożył do niego ucho. Wsłuchiwał się we mnie, aż
usłyszał coś.
-On chce już chyba wyjść.
-Jeszcze nie teraz - naciągnąłem na siebie
koszulkę.
Coraz częściej czułem ruchy dziecka. Maluch
się rozciągał i to bardzo. Yuu tylko patrzył na mnie z uśmiechem, gdy mówiłem
mu o swoich uczuciach. W końcu wszedłem w szósty miesiąc. Lekarz stwierdził, że
dziecko rozwija się bardzo dobrze. Byłem z tego powodu szczęśliwy. Trochę go
jednak niepokoiła moja waga. Kazał mi więcej jeść. Jednak nic poza tym. I tak
już mnóstwo jadłem.
-Yuu, on się ciągle rusza - powiedziałem przy
śniadaniu. - Nie daje mi spać nawet w nocy.
-Może ma ADHD?
-Yuu!
-Hej, spokojnie. Przepraszam.
-Nie żartuj w taki sposób.
Znowu zrobiłem się drażliwy. Yuu nie
wyprowadził się jednak z sypialni. Wyciągnął futon z szafy i spał na podłodze.
Był mi w końcu potrzebny w nocy.
-Yuu, głodny jestem - mruknąłem do swojego
partnera, który siedział wraz ze mną. Jadłem jakieś pół godziny wcześniej, a
znowu chciało mi się jeść.
-Może chcesz coś słodkiego?
-Nie, maluch będzie znowu skakał. Przynieś mi
migdały, co?
-Same migdały?
-A czy mówię niewyraźnie?
Shiro westchnął tylko. Męczyły go już moje
humorki. Nie miałem przecież na nie wpływu. Dostałem jednak swoje migdały,
które pochłonąłem w szybkim tempie.
Święta spędziliśmy z moimi rodzicami. Wpadła
też do nas matka Yuu, która niemal przez cały czas skakała wokół mnie. Była w
końcu doświadczoną kobietą. Urodziła i wychowała trójkę dzieci.
-Ale masz brzuszek! - Tara i ciocia Akiko
patrzyły na mnie, zauroczone.
-Nie jest ci ciężko?
-Jest. Jestem za mały na coś takiego.
-A wiecie już czy to chłopczyk czy dziewczynka?
-Dziewczynka - oznajmiłem z dumą.
Kobiety wydały z siebie głośne westchnięcie.
-A gdzie jest Yuu? - zapytała Akiko.
-Wyszedł gdzieś z Satoru. Pewnie
przeprowadzają jakąś męską rozmowę - odparła Tara.
Kobiety jeszcze długi czas trajkotały o dzieciach.
Tara w międzyczasie zajmowała się Sorą, która chciała się bawić, a nie miała z
kim. Około 19 wrócili Yuu i mój ojciec. Mężczyźni byli trochę zmarznięci, ale w
bardzo dobrych humorach.
-Jak się czujesz? - Shiro usiadł na podłodze
przed kanapą. Chciałem mu zrobić miejsce, ale nie chciał mnie kłopotać.
-Dobrze. Trochę kopie, ale jest dobrze.
-Kopie? - Yuu dotknął mojego brzucha.
-Cały czas.
Yuu pocałował mój brzuszek, a ja poczułem
dziwne łaskotanie, jakiego dotąd nie czułem. Mruknąłem cicho. To było przyjemne
uczucie.
-To urocze - powiedziała ciocia.
-Taka z was piękna, kochająca para - dodała
Tara.
Zaczerwieniłem się, a maluch kopnął mnie
mocniej, jakby biegał tam w środku. Może nasza córka miała być sportowcem? Kto
wie.
Poszliśmy z Shiro do mojego pokoju. Yuu
podtrzymywał mnie pod bokiem, gdyż trudno mi się wchodziło po schodach. Gdy już
dotarliśmy do łóżka, Shiro zrobił mi masaż. Później stwierdziłem, że chciałbym
uprawiać seks. Shiro pomógł mi się ułożyć na boku i tak we mnie wszedł.
Pierwszy raz robiliśmy to w takiej pozycji. Shiro obejmował mnie szczelnie
swoimi ramionami i poruszał biodrami, a ja pojękiwałem cicho. Po wszystkim Yuu
położył z drugiej strony, móc na mnie patrzeć.
-Cieszysz się, że będziesz tatą? - zapytałem,
kiedy gładził mój brzuch. Robił to bardzo delikatnie. Maluch w środku chyba
zasnął, bo już się nie ruszał.
-Cieszę się - pocałował mnie lekko. -
Jesteście teraz oboje moimi skarbami.
Dziecko znowu się poruszyło. Powiedziałem o
tym Yuu, który zaśmiał się na tę wiadomość.
-Chyba lubi twój głos.
-Myślisz?
-Jest aktywny, kiedy coś mówisz albo jesteś
obok lub, gdy mnie dodykasz. Kocha cię.
Siódmy miesiąc okazał się być wyjątkowo męczący.
Zacząłem się skarżyć na skurcze. Yuu chodził jak na szpilkach. Był przy mnie,
kiedy tylko go zawołałem. Czasami z tych nerwów się potykał i raz prawie
przewrócił się, niosąc dla mnie obiad.
-Yuu - zacząłem, kiedy leżeliśmy we dwoje w
łóżku - a kiedy ja niby będę wiedział, że to już?
-No, chyba jak cię będzie bolało, wody ci
odejdą.
-Ale jak mi mają odejść wody?
-Noo ten... No...
-Yuu, ale jak ja mam ją urodzić, skoro nie mam
czym jej urodzić?
No właśnie...
*
-Cesarka - lekarz pokiwał głową. - Innej opcji
nie ma.
-Co? Ale to oznacza, że mnie potną i, że będę
musiał być przytomny.
-Dokładnie - pokiwał głową.
-Ja nie chcę - łzy stanęły mi w oczach.
Wyobraziłem sobie, jak lekarz z miną psychopaty rozcina mi skalpelem brzuch, a
ja zwijam się z bólu. To było straszne! Nie cierpiałem, kiedy musieli mi wbić
igłę podczas szczepienia, a teraz mieli mnie ciąć. - Umrę przy porodzie
własnego dziecka.
-Niech się pan nie denerwuje. Wszystko będzie
dobrze. Dziecko rozwija się prawidłowo, chociaż nie mam pojęcia jak to jest w
pańskim organizmie możliwe, skoro nie ma pan przystosowanych narządów.
*
Ósmy miesiąc stał się bardzo napięty. Shiro
zabrał mnie do moich rodziców. Tara była zawsze w pobliżu i w razie czego mogła
mi pomóc. W sumie, to zbliżyłem się z nią. Kobieta otoczyła mnie prawdziwą
opieką, zupełnie jakby była moją prawdziwą matką.
W końcu nadszedł wyczekiwany dziewiąty
miesiąc. Miałem termin ustalony na czternastego marca, czyli na za dwa
tygodnie. Yuu był na każde moje skinienie. Za każdym razem, kiedy dziecko mnie
kopało albo miałem skurcz, mówiłem mu o tym. Denerwował się chyba bardziej ode
mnie.
-Potrzeba ci czegoś? - zapytał już chyba piąty
raz w ciągu ostatnich dwóch minut.
-Już ci mówiłem, że nie - przekręciłem stronę
w książce i westchnąłem.
-Coś się stało?
-Nie.
-To dlaczego tak wzdychasz? Gorąco ci? Uchylić
okno?
-Nie jest mi gorąco. Yuu, zajmij się czymś!
-Nie mogę. Co jak zaczniesz rodzić? Przecież
trzeba będzie zawieźć cię do szpitala.
-Jak będę rodzić to zacznę krzyczeć, może być?
Idź i się czymś zajmij, bo mnie cholera bierze, jak tak siedzisz tutaj.
-Nie mów tak, przy dziecku.
-To albo się czymś zajmiesz i nie będziesz
ciągle obok mnie siedział, albo zacznę przeklinać.
Shiroyama wstał i wyszedł z salonu.
Odetchnąłem głęboko. W końcu sobie poszedł. Miałem już dość tego, że obchodził
się ze mną jak z jajkiem. Ale co się dziwić, wyglądem przypominałem jajko.
Nagle naszła mnie bardzo dziwna myśl. Z Yuu
już nigdy nie będziemy mogli zachowywać się jak kiedyś. Już nigdy nie będziemy
się przepychać, ganiać po mieszkaniu, zachowywać się jak dzieci. Zrobiło mi się
z tego powodu przykro. Dziecko zmusiło nas do dorośnięcia.
Termin zbliżał się wielkimi krokami. Yuu
jeszcze bardziej się stresował, o ile było to możliwe. Wielkie rzeczy zaczęły
się jednak trzynastego wieczorem. Zacząłem mieć straszne skurcze. Shiro zawiózł
mnie do szpitala, gdzie stwierdzili, że naprawdę rodzę. Nie było by aż tak źle,
gdyby nie fakt, że Yuu zamiast być ze mną, to leżał nieprzytomny w sali obok...
*
Obudziłem się cały obolały. Przy moim łóżku
siedział Yuu i trzymał małe zawiniątko. Szybko się zorientowałem, że Shiro
trzymał nasze dziecko.
-Yuu - mruknąłem cicho. Spojrzał na mnie,
uśmiechając się. Przysiadł na łóżku i podał mi maleństwo, które ostrożnie
ułożył na moim torsie. Spojrzałem na śpiącą twarzyczkę dziecka i cicho
westchnąłem. Dziewczynka była śliczna i malutka. Łzy stanęły mi w oczach, kiedy
zmarszczyła dziwnie nosek.
-Mała ślicznotka - szepnął mi do ucha.
Kilka dni później wróciliśmy do mieszkania,
które podczas mojego pobytu w szpitalu zostało zaopatrzone we wszystkie
najpotrzebniejsze sprzęty. Czekała tam też na nas niespodzianka w postaci moich
i Yuu krewnych, którzy poprzynosili nam masę prezentów. Goście zmyli się jednak
bardzo szybko, za co byłem im wdzięczny. Nie wytrzymałbym chyba z nimi jeszcze
dłużej.
-Yuu, jak ją w końcu nazwiemy? - zapytałem.
-Może Yoshi? - podsunął. - Idealnie pasuje do
Yuu.
Parsknąłem. Rzeczywiście. Yuu i Yoshi idealnie
do siebie pasowało. Oba imiona były też uniwersalne.
-Kojarzy mi się trochę z tym zielonym smokiem
z Mario.
-Ale przyznaj, że słodkie imię.
-Urocze - uśmiechnąłem się. - Nasza mała,
słodka Yoshi - skwitowałem.
Tak, Yoshi było zdecydowanie idealnym
imieniem.
***
-Jak widać, ludzie nie wiedzą o naszym
istnieniu - mruknął dowódca, kiwając powoli głową. - Kolejna misja zakończyła
się pełnym sukcesem. Już wiemy, że ludzie są idealnym obiektem badań i, że ich
organizmy są bardzo dobrze przystosowane do chowania potomstwa. Rodzaj męski w
tym przypadku jest idealny. Wytrzymały i odporniejszy, w przeciwieństwie do
żeńskiego rodzaju.
-Będziemy mogli niedługo rozpocząć działania
na szerszą skalę?
-W swoim czasie. Musimy zachować nasze
istnienie w tajemnicy, przynajmniej na razie, dopóki nie opracujemy dokładniejszej
techniki. Eksperyment powiódł się sukcesem, jednakże nie wiemy, w jaki sposób
mógłby zareagować ludzki organizm w zetknięciu się z pozaziemską formą życia.
Wszyscy zebrani się zgodzili, oglądając na
ogromnym ekranie poczynania dwóch skośnookich, żółtych mężczyzn, którzy
zajmowali się efektem ich eksperymentu.
-Na ten czas wracajmy na naszą planetę.
*
-Hej, Taka, mówią o tym dziwnym
obiekcie, który od jakiegoś czasu krążył nad orbitą. Podobno zniknął.
-Zniknął? - chodziłem w kółko,
trzymając Yoshi na rękach i czekając, aż jej się odbije.
-Może to byli kosmici?
-Kosmici? - zaśmiałem się. - Za dużo
sience fiction chyba czytasz. Przecież kosmici nie istnieją.
Tak jak mężczyźni rodzący dzieci -
dodałem w myślach.
----
Idę poddać się intensywnemu leczeniu na nową chorobę cywilizacyjną o nazwie popierdoloza
Stać mnie tylko na...
OdpowiedzUsuńMogę iść leczyć się razem z Tobą? ;___________;
jeblam padlam ide sie z wami leczyc bd miec koszmary hehehehe
OdpowiedzUsuńhaha no cudnie wyszło ;) ja jako pomysłodawczyni tego... lekko popieprzonego shota skaczę do sufitu cieszac sie z efektu.Yoshi to też nie przypadkowe imie, ale moj dawny pseudonim literacki ( oh jak dużo o mnie w tym komentarzu. Stop) przekonałam się na własnej skórze że najlepsza wena dotyka autora gdy jego czytelnicy mowia ze im sie podoba to co autor pisze, wiec apeluje do wszystkich, KOMENTUJCIE NASZEJ TSUKKOMI, literki nas nie zjedza a na mordce autorki bedzie wielki banan ktory owocowac bedzie pieknymi opowiadaniami ( owoc owoc, jakiz zbieg okolicznosci ) Dziekuje za tego shota, i.przepraszam za pomysl :*
OdpowiedzUsuńKorkrtweet
Rozj*balo mi musk na pol :D swietne! ^^
OdpowiedzUsuńNo tego to ja się kurwa nie spodziewałam. HAHAHAHAHAHAHA. XD Taka i Yuu mają dziecko! To jest megazzajebiste, naprawdę, Podobało mi się jak nie wiem co : D Więcej takich rozdziałów przez które będę musiała się leczyć. X DD
OdpowiedzUsuńI JAK TU CIĘ NIE KOCHAĆ?? (((((;
OdpowiedzUsuńCóż twierdzę że jestem też jestem walnięta bo mi się strasznie podobało :) normalnie na początku padłam potem czytałam to z zaciekawieniem a jak napisałaś o tych kosmitach to znowu padłam. Pisz częściej takie rzeczy bo dobrze ci wychodzą. Weny życzę :*
OdpowiedzUsuńJEBŁEM, LEŻE I NIE WSTAJE XD!
OdpowiedzUsuńPODPISAŁ "KOTLET"XD
HAHAHAHAHAHAHAH, tak...zgadzam się. To opowiadanie naprawdę ryje mózg, aczkolwiek bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńI wszystko jasne!
To naprawdę byli kosmici, no ale cóż...
Jestem w szoku, no bo drugi raz spotykam się z takim ff (drugi był zagraniczny i to była chyba Aoiha, tylko, że tam Uru był w ciąży XD)
Podobało mi się bardzo. :3
"Nie było by aż tak źle, gdyby nie fakt, że Yuu zamiast być ze mną, to leżał nieprzytomny w sali obok..." TO MNIE NAJBARDZIEJ ROZWALIŁO, PLS XDDDD
Pisz, pisz, pisz więcej takich ff!
Pozdrawiam i życzę dużo weny~
Gejóch Aki.
Boże to jest... Psychiczne xD Nie wiem co jest gorsze, Ruczan w ciąży, czy fakt, że z taką łatwością to sobie wyobrazilam O_o
OdpowiedzUsuńAle jednak... Podoba mi się! :D Tak jak nie toleruję, gdy ktoś dorabia Gazeciakom brzuchy to to jest po prostu epickie xD
Dużo weny i czekam na więcej takiej popierdolozy! :D
Ps. Przy okazji chciałam zaprosić do mnie:
http://jrock-yaoi.blogspot.com (:
Boże to jest... Dziwne O__o Pozytywnie dziwne! :D Nie wiem tylko co jest gorsze - czy fakt, że Ruczan był w ciąży, czy to, że z taką łatwością to sobie wyobraziłam, jakby to nie było nic dziwnego... .-.
OdpowiedzUsuńTak jak normalnie nie toleruję, gdy ktoś dorabia Gazeciakom brzuchy (też spotkałam się z Aoihą, w której rolę "matki" odgrywał Uruszka, brrr), to jest po prostu niesamowite! xD Nawet pomimo faktu, że ten paring mnie nie kręci. Pieknie przedstawione postacie, dobrze poprowadzona fabuła, prawie znikome błędy... CUDO.
Życzę więcej weny i cudownej popierdolozy *---* Czekam na kolejne!
Ah i przeczytałam też kilka wcześniejszych, przepraszam że nie skomentowałam... ^-^
Btw... *rumieni się* Chciałabym zaprosić do mnie... ^//////^
http://jrock-yaoi.blogspot.com/
To pierwszy m-preg jaki w życiu przeczytałam. Niedobrze mi. Nigdy więcej. ;;
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z tego setnie :D Ruki w ciąży, masz wyobraźnię naprawdę. O słodki losie i Buddo ;)
OdpowiedzUsuń