Hesitating means death 14
Też tego chcesz?
Odsunąłem
się na sam koniec pokoju i zassałem gwałtownie powietrze. Yuu
jedynie założył nogę na nogę.
-Wystraszyłeś
się? - zapytał.
Z
szoku trudno było mi cokolwiek z siebie wydusić. Pokiwałem
nieznacznie głową. Nie spodziewałem się, że usłyszę
kiedykolwiek coś takiego od przyjaciela. Od najbliższego
przyjaciela. Jak on tak mógł. Jak tak po prostu mógł pozwolić
sobie na powiedzenie czegoś takiego, czegoś tak ważnego, tonem
zwyczajnym, prostym. Zupełnie, jakby przywykł do tak wielkich słów,
do nadużywania ich. Stały się czymś zwyczajnym i szarym. Jednak
udało mi się poznać po jego oczach, że to co powiedział płynęło
ze środka jego zszarpanej duszy. Było głębokie i poważne, jak on
sam. Jak on, przyprawiło mnie to o nagły brak tchu, o zawroty głowy.
Co to mogło znaczyć? Kompletnie nie znałem się na ludzkich
uczuciach. Nikt nie nauczył mnie kochać, ale byłem pewny, że
zaraz dowiem się, jak to jest.
-Dlaczego
to powiedziałeś? - zapytałem.
-Bo
chciałem ci powiedzieć, co czuję. Rozumiesz chociaż, co to
znaczy?
-Nie
- pokręciłem głową. - Niczego nie rozumiem, Yuu.
Shiro
wstał i podszedł do mnie. Położył dłonie na moich ramionach, a
następnie spojrzał mi prosto w oczy. Przeszywał mnie czernią
swoich tęczówek, w których tonąłem. Tonąłem, niczym w
oceanicznej, mrocznej głębi.
Mimowolnie
przypomniało mi się, kiedy chodziliśmy razem jako dzieci nad
morze. Puszczaliśmy razem latawce, które często porywał co
silniejszy powiew wiatru, kąpaliśmy się w przejrzystej wodzie i
ganialiśmy się po rozgrzanym od słońca złocistym piasku.
Biegaliśmy do budek z lodami i do domu, kiedy nastała pora
obiadowa, a potem znów wracaliśmy nad plażę. Spędzaliśmy tak
całe dnie, a gdy zapadał zmierzch, biegliśmy przez sosnowy las,
potykając się o co większe szyszki i wystające korzenie, ścigając
się do domu. Z Yuu nie miałem nigdy szans w tych zawodach. Był
starszy, silniejszy i zawsze pierwszy dobiegał do domu. Nigdy nawet
nie pozwolił mi pomarzyć o wygranej.
Te
sielskie lata upłynęły, zniknęły. Nie było już plaży, lasu,
budki z lodami, a z domu ostał się sam gruz. Bezpieczne dzieciństwo
poszło w zapomnienie. Jednak nawet po rozpoczęciu wojny, miało się
nadzieję, że wróci się do przytulnego domu, położy w ciepłym
łóżku, a na drugi dzień zobaczy się z bliskimi. Jakie było
rozczarowanie, gdy okazało się, że jedyne do czego można powracać
to bolesne wspomnienia.
-Miłość,
Kazu-chan, to bardzo piękne i jednocześnie przerażające uczucie.
Kochać kogoś, obdarzać kogoś uczuciem... To trzeba poczuć. To
musi się przebić przez tę twardą powłokę, którą otoczone jest
serce.
-Powłokę?
- położyłem sobie dłoń po stronie serca. Miałem tam jakąś
powłokę?
-Nie
bierz tego dosłownie. Chodzi mi o to zahamowanie do okazywania
uczuć. Do tego, co odebrał ci chory system, którym zaszufladkowany
jest świat. Czujesz coś, ale nie masz pojęcia, co. Twoje życie
zostało okrojone, ocenzurowane. Kazuki, tak mi ciebie szkoda - jego
głos przepełniał gorzki żal.
Pogłaskał
mnie po policzku wierzchem dłoni. To było bardzo... Czułe. Ten
gest był taki delikatny i ciepły, przepełniony troską oraz czymś,
czego nie potrafiłem określić.
-Yuu,
dlaczego? Chciałbym ci zadać tyle pytań, a nie umiem pozbierać
myśli. To frustrujące.
-Możesz
mnie pytać, o co tylko zechcesz, ale najpierw ja zadam ci pytanie.
Patrzyłem
na niego uważnie, wyczekując tego, o co chciał mnie zapytać.
-Gdyby
został ci dzień... Ostatnie dwadzieścia cztery godziny życia, co
chciałbyś przez ten czas robić?
Przed
oczami w dalszym ciągu stało rozległe morze i gorąca plaża. Mewy
trzepotały skrzydłami, przekrzykując się, a fale połykały
brzeg, szumiąc przy tym spokojnie. Ten obrazek z dzieciństwa nie
mógł wyjść z mojej głowy.
-Chciałbym...
Chciałbym spędzić z tobą cały ten dzień. Tylko z tobą -
przytuliłem się do niego. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem.
To był jakiś dawno zapomniany odruch, wywołany nieznanym mi impulsem.
-To
w takim razie, Kazu-chan, mógłbym nauczyć cię kochać - mężczyzna
objął mnie, zamykając w żelaznym uścisku. - Chcę, byś mógł
poczuć to samo.
Nie
miałem pojęcia, co się działo. Yuu podprowadził mnie do łóżka,
na którym leżeliśmy obok siebie przez długi czas. Nic nie
mówiliśmy i nie robiliśmy, a bicie mojego serca przypominało
gwałtowne trzepotanie skrzydłami małego ptaszka.
-Chciałbyś,
żebym coś zrobił? - zapytał, jakby czytał mi w myślach.
Poczułem gorąco zalewające moje ciało. Czego chciałem?
-Nie
wiem.
Yuu
przysunął się do mnie i położył mi dłoń na policzku. Powoli
zbliżał się swoimi wargami, ja też to robiłem. Niepewnie przybliżałem się ku jego miękkim ustom. Chciałem, żeby znowu mnie
pocałował, to wiedziałem na pewno.
-Yuu
- szepnąłem, kiedy dzieliły nas już milimetry. Shiro zatrzymał
się na moment. Słyszałem i czułem na swojej skórze jego oddech.
-Chciałbyś
czegoś więcej?
-Chciałbym
ciebie - odpowiedziałem zgodnie z tym, co czułem. Pierwszy raz
wiedziałem, czego chciałem. - A ty?
-Czuję
to samo, Kazu-chan.
I
złączył nasze wargi. Obdarował mnie delikatnym pocałunkiem. Moje
ciało przeszły dreszcze. Chciałem więcej, nie tylko tej drobnej
pieszczoty. Zapragnąłem mieć Yuu tylko dla
siebie.
Mężczyzna
oderwał się ode mnie i zdjął swoją koszulkę. Mimowolnie
przesunąłem dłonią po bandażu, którym opleciona była jego
klatka piersiowa. Wzdrygnął się, gdy dotknąłem miejsca po
postrzale.
-Boli?
- zapytałem. On jedynie uśmiechnął się, kręcąc głową.
Położył swoją dłoń na mojej, która w dalszym ciągu spoczywała
na jego torsie.
-Jesteś
taki niewinny. Zdajesz sobie chociaż sprawę, co chciałbym teraz z
tobą zrobić?
-Domyślam
się i... Chyba też tego chcę.
-Chyba?
Muszę wiedzieć.
-Chcę.
-Kazuki,
uprawiałeś kiedykolwiek seks?
Pokiwałem
głową. Robiłem to kilkakrotnie.
-A
z mężczyzną też?
-Yuu...
-Muszę
wiedzieć, jeśli naprawdę chcemy tego samego.
-Nie
- odparłem zawstydzony. Miałem wrażenie, że powinienem był to
robić.
-To
dobrze - przesunął się bliżej mnie. Na jego ustach pojawił się
uśmiech.
-Dobrze?
- przekrzywiłem lekko głowę.
-Bardzo
dobrze - przybliżył się do mojego ucha. - Mogę robić z tobą
coś, czego nikt inny jeszcze nie robił.
Znów
przeszły mnie dreszcze. Ten głos, sposób, w jakim to powiedział
wywoływał u mnie chorą ekscytację.
-Yuu
ja chyba... Rozumiem już.
-Co
rozumiesz?
-Chyba
cię kocham.
Coś
we mnie pękło. Przytuliłem się do Yuu, który od razu zamknął
mnie w swoim uścisku. Łzy gwałtownie napłynęły mi do oczu.
-Yuu,
powiedz mi, kto zabił moich rodziców i wuja? - zapytałem drżącym
głosem. - Musisz to wiedzieć.
-Nie
wiem, kto to zrobił. Wybacz.
-Dlaczego
kłamiesz? Wiesz to, Yuu.
Shiroyama
pokręcił głową. Naprawdę nie wiedział?
-Wiem,
kto może to wiedzieć.
-Kto?
-Powiem
ci jutro rano.
Zmarszczyłem
brwi. Nie chciałem dłużej na to czekać. Yuu znał całą prawdę,
tylko nie chciał nic teraz mówić.
*
[Uruha]
Kobieta
wyrywała się chwilę, ale po dostaniu siarczystego policzka,
przestała. Skrępowałem jej ręce i posadziłem na krześle.
Zmrużyła oczy, jednak po chwili znowu uśmiechała się w
idiotyczny sposób.
-Biedny,
mały Kouyou. I co ty teraz zrobisz? - zapytała kiedy zdjąłem
czapkę, a fragment spódnicy rozciąłem nożykiem, dzięki czemu
mogłem swobodniej chodzić.
-Zabiję
cię - odparłem spokojnie. - Ale najpierw powiesz mi wszystko, co
wiesz o rodzicach tego chłopaka, przez którego chciałaś zabić
Yuu.
-Zwykli
naukowcy - prychnęła. - Lepiej zabij mnie już teraz. I nie ruszaj
lepiej tego przycisku - powiedziała, kiedy już miałem oprzeć się
o biurko. - Uruchamia alarm.
-Rozumiem
- spojrzałem na Tanabe, który nerwowo chodził po pomieszczeniu. -
Aż tak ci na tym zależy?
-Mam
już dość tego ciała. Ty swojego chyba też, prawda?
Zacisnąłem
wąsko wargi. Nie, nie mogłem dać jej się omamić.
-Zabawny
jesteś w tych chwilach, kiedy bijesz się z myślami.
-Zamknij
się, wiedźmo - warknąłem męskim głosem. Tanabe odskoczył na bok. Chyba nie mógł przywyknąć do tego, że byłem mężczyzną. - Powiedz mi, co od nich chcieliście, czego oni nie zrobili?
-Chciałbyś
to wiedzieć? - zaśmiała się. - Pocałuj mnie, a sam się dowiesz.
To takie proste, przecież przed tobą nic się nie ukryje.
Miała
w tym jakiś cel. Nie wiedziałem tylko, jaki. Dotknąłem jej czoła
i próbowałem wychwycić jakiś obraz. Pustka. Najwidoczniej
musiałem to zrobić.
Zniżyłem
się do poziomu jej twarzy i pocałowałem ją. Przed oczami stanęły
mi różne, przerażające obrazy z jej życia. Trwało to może kilka sekund. Zaraz odskoczyłem od niej, nie umiejąc wyrzucić tych okropieństw, które mi właśnie pokazała. Osunąłem się na podłogę, łapiąc się za głowę.
-Co to było? - powiedziałem do siebie drżącym głosem.
-Uruha, wszystko dobrze? - Tanabe złapał mnie za ramię. Spojrzałem na niego. - Możesz wstać?
Podniosłem się chwiejnie z podłogi. Yutaka złapał mnie pod bokiem. Kobieta patrzyła na mnie z pewnym rodzajem satysfakcji na twarzy.
-Co ty mi pokazałaś? - zapytałem. - To nie było normalne.
-Widziałeś moje życie.
Poruszyłem lekko ustami. Niewiele myśląc, wyciągnąłem pistolet, który zabrałem Tanabe i przystawiłem go sobie do głowy.
-Uruha!
Palec mi drżał na spuście. Nie wiedziałem, dlaczego to robiłem.
-Poddajesz się? - powiedziała z nutą kpiny. - Jesteś jak twój ojciec.
Mój ojciec? Momentalnie opuściłem broń.
-Znasz moich rodziców?
-Znałam ich - pokiwała głową. - I obydwoje zrobili dokładnie to samo. To byli bardzo mili ludzie, szkoda, że nie miałeś okazji ich tak dobrze poznać.
Robiła to specjalnie. Zbaczała z tego, co chciałem z nią na początku zrobić. Niewątpliwie była wiedźmą. Mogłem się założyć o swoją duszę, że nie znała moich rodziców. Blefowała.
-Co z rodzicami Kazukiego? - zapytałem.
Westchnęła ciężko. Nie szło jej jednak tak łatwo, jak z innymi.
-Obydwoje prowadzili badania nad wszelakimi defektami i tak zwanymi rzeczami paranormalnymi. Między innymi nad tymi darami, którymi ty i ja jesteśmy obdarzeni. Wiesz, tylko garstka takich osób pracuje dla rządu, reszta to szarzy obywatele, którzy mogą zagrażać niewinnym ludziom. Niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jaką mocą są obdarzeni. Zadaniem rodziców Kazukiego było znaleźć sposób, by uleczyć tych ludzi. Stworzyli nawet serum, które miało być rozwiązaniem tego problemu. Niestety, efekt braku mocy utrzymywał się przez kilka dni, później taki delikwent umierał. Nie potrafili usunąć tego efektu ubocznego, dlatego ich sprzątnęli. Teraz rozumiesz?
-Czyli... pracowali nad czymś, co mogło mi pomóc? Mogło sprawić, że mógłbym normalnie żyć?
-Wszyscy żyliby normalnie. Ty, ja, każdy. Teraz nie ma jednak możliwości, by ktoś mógł dokończyć to, co oni zaczęli. Nikt nie chce już zatrudniać nowych naukowców. Temat jest zamknięty.
-Wiesz, to wszystko, co chciałem wiedzieć.
-Zabijesz mnie teraz?
Przyglądałem jej się jakiś czas. Pokręciłem powoli głową i przystawiłem jej lufę do skroni.
-Mam jakiś wybór?
----
Kto jest szczęśliwy, że hmd wróciło?? :)
Och, żuczki moje kochane. Strasznie gorąco. Niech ktoś zabierze to słońce, lato, alergię i odda mi jesień. ;_;
No cóż...
Do następnego rozdziałuu~!
Uhuhuhu... Szczerze? Stesknilam sie za hmd ^.^ bardzo lubie to opowiadanie :) oh... I nie tylko Tobie jest goraco... Ja tu zdycham ;_; ... Pozdrawiam i zycze weny ;3
OdpowiedzUsuńJA, JA JESTEM SZCZĘŚLIWA! :)
OdpowiedzUsuńA w sumie nadal mam mindfuck jak to jest z tymi związkami. W końcu Aoi ma być z Kazukim, czy z Uru? ;____;
I chociaż wiem teraz czemu Kazu nie ma rodziców :x
I teraz bum, ktoś wpadnie i nie będzie mógł strzelić do tego babola D:
To było boskie
OdpowiedzUsuńOgarnela mnie najczystsza euforia, gdy zobaczylam HMD <3
OdpowiedzUsuńDziekuje~
Ciekawosc mnie zzera, co tez Uru zobaczyl u tej baby *_*
Wszyscy są szczęśliwi, CO MAJĄ NIE BYĆ... xDDD
OdpowiedzUsuńOi! Kazuki szybko doszedł do tego, że jednak jest zakochany w Aoim. Cieszę się. Bałam się trochę, że długo mu to zajmie i jeszcze Yuu po drodze się odwidzi albo znajdzie sobie kogoś innego, albo się wydarzy coś strasznego, przez co już totalnie nie będą mogli być razem... No, ale chwała Ci za to, że szybko to poczuł! ;-)
I TAK PIĘKNIE WSZYSTKO ZMIERZAŁO DO SEKSÓW, a tutaj nagle Kazuki walnął pytaniem i zepsuł atmosferę... No co za, a już miałam nadzieję... ;'C xD
Powiem Ci szczerze, że zrobiło mi się przykro, kiedy czytałam fragment ze wspomnieniami z dzieciństwa Kazukiego. O tym jak się bawili i jak nie musieli się niczym przejmować... A później ta wojna. Strasznie podoba mi się klimat jaki wykreowałaś w tym opowiadaniu.
Tylko strasznie szkoda mi Ururu... Mam momentami ochotę go przytulić i powiedzieć mu, że już nie będzie musiał nic złego robić i że wszystko będzie dobrze... Ciekawi mnie co zobaczył u tej kobiety, że zareagował aż tak gwałtownie. Mam nadzieję, że się tego z czasem dowiemy... c; No i ciekawe czy ją zabije! Pewnie ktoś wpadnie i nie zdąży... Oby tylko jemu nie zrobili krzywdy! O-;
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy! ;-)
Już myślałam, że nie dokończysz >__< A jednak dodałaś kolejny rozdział! Bardzo się ciesze!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńpięknie między Aoim i Kazukim, niech uciekają z stamtąd...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia