Migdałowe serce IV 04
O najcenniejszym na świecie skarbie
Powoli
dochodziła godzina dziewiąta. Wszyscy byli zebrani na śniadaniu.
Brakowało jedynie dwóch osób. Yuu i Takanoriego.
-Chie,
obudzisz Take?
-Dlaczego
ja?
-Bo
jesteś tutaj najmłodsza.
Dziewczyna
niechętnie wstała od stołu i poszła na pierwsze piętro.
Rozsunęła drzwi od pokoju kuzyna i już chciała mu powiedzieć,
żeby wstawał, kiedy to zauważyła, że nie był on sam. Chie
błyskawicznie wybiegła z pokoju i wystraszona wróciła do kuchni.
-Co
się stało?
Zaczęła się jąkać, nie wiedząc, co powiedzieć. Jak miała niby wyjaśnić, że właśnie widziała swojego kuzyna w łóżku z
jakimś starym facetem?
[Ruki]
Obudził
mnie dźwięk gwałtownie przesuwanych drzwi. Odwróciłem się na
bok i otworzyłem oczy. Obrzuciłem zaspanym wzrokiem pomieszczenie.
Nikt nie wszedł.
-Dzień
dobry - usłyszałem. Niemal podskoczyłem ze strachu.
-Wystraszyłeś
mnie - powiedziałem do Yuu, który leżał obok. Podniosłem się do
siadu i skrzywiłem się mocno. To... My...
O
cholera.
-Jak
się czujesz? - zapytał.
-My
to naprawdę... To mi się nie śniło? - zignorowałem jego pytanie.
-A
boli cię tyłek?
-Boli.
-To
nie śniłeś i nie mieliśmy zbiorowych halucynacji.
Siedziałem
chwilę, gapiąc się na niego tępym wzrokiem. Jak to, do cholery
jasnej. Ja z nim? On ze mną? My się... Ja pierdole.
-I
co teraz? - zapytałem.
-Jak
to, "co teraz"?
-No
co zrobimy z tym fantem? Przecież nie bez powodu boli mnie
szlachetna część pleców.
-A
co chcesz z tym robić? To jest chyba oczywiste.
-Jeśli
myślę twoim tokiem myślenia i myślę właśnie to, co ty sobie
myślisz, to nie myśl sobie, że mogłoby mi to nawet przejść
przez myśl.
-O
czym ty do mnie mówisz? - zamrugał kilkakrotnie. To co mówiłem po
przebudzeniu nigdy nie miało sensu, a i Shiroyama miał jeszcze mózg
na wolnych obrotach z rana.
-Chodzi
mi o to, że się nie zgadzam na taki układ.
Zapadła
między nami cisza. Niemal słyszałem, jak trybiki przeskakiwały w
jego głowie, starając się nadążyć za moimi skokami myślowymi.
-Dlaczego?
- zapytał po dłuższej chwili.
-Bo
to bez sensu!
-Trzeba
było pomyśleć o tym trochę wcześniej. Stało się.
-Trzeba
było myśleć za mnie. Doskonale wiedziałeś, że się nie zgodzę.
Wypuścił
głośno powietrze i potarł skronie.
-To
głupie - stwierdził.
Chciałem
już rzucić jakąś ripostą, ale się powstrzymałem. Zacisnąłem
wąsko wargi i odwróciłem głowę w bok. Miał racje. To było
głupie.
-Pójdę
się umyć - powiedziałem cicho. Spojrzałem na niego. Teraz to on
patrzył gdzieś na ścianę. - Pomożesz mi wstać czy będziesz tak
siedział?
-Nie
dasz rady sam?
-Uwierz,
chciałbym.
*
Shiro
zszedł po schodach, przytrzymując mnie pod kolanami. Zaciskałem
ramiona na jego szyi, siedząc mu na plecach. Na coś się w końcu
przydał.
-Do
kuchni - zarządziłem.
Yuu
skierował się do wspomnianego pomieszczenia. Wszyscy obrzucili nas
zdziwionymi spojrzeniami. W sumie, to w mojej obecnej pozycji miałem
możliwość do uduszenia go. Chciałem już to nawet zrobić, jednak
świadomość tego, że miałbym sam wszędzie chodzić z bolącym
odwłokiem, była okropna.
-Dzień
dobry? - mruknął Jun.
-Dla
kogo dobry, dla tego dobry - burknąłem.
-Odezwał
się - mruknął Yuu.
-Dzieci
i konie o imieniu Yuu głosu nie mają.
-Coś
się stało?
-Bawimy
się w ranczo. Ja jestem cowboyem, a Yuu jest moim koniem.
Zapadła
cisza. Racja, normalni dorośli ludzie chyba nie mają takich zajęć.
Ale nikt nie mówił, że jesteśmy normalni.
Zjedliśmy
śniadanie i poszliśmy, a raczej Yuu poszedł do mojego pokoju.
Posadził mnie na futonie i wyszedł bez słowa.
-Debil
- powiedziałem, kiedy zasunął drzwi.
-Słyszałem!
- doszło do mnie z korytarza.
Cholerne
cienkie ściany.
*
Siedziałem
na miejscu pasażera i patrzyłem się uparcie przez okno. Yuu nie
odezwał się do mnie praktycznie ani razu w ciągu całej naszej
podróży. Ja do niego również nie otworzyłem ani razu buzi. Byłem
zły.
Ale
właściwie to o co?
Sam
chciałem się z nim przespać. To było pod wpływem pragnień.
Zadziałał u mnie jakiś instynkt, który niemal kazał mi zbliżyć
się do niego. To już nie miało sensu. Z jednej strony Shiro był
dla mnie strasznie bliski i na samą myśl o rozłące chciało mi
się płakać. Z drugiej natomiast jednym z moich ukrytych pragnień
było kopnięcie go w dupe i zrzucenie ze schodów. Nie wiem, może
to był jakiś mój fetysz?
Do
Tokio dojechaliśmy grubo po dwudziestej drugiej. Ulice oświetlane
były przez liczne lampy i neony. Ludzie gromadzili się wszędzie,
niczym mrówki. Kiedy tak patrzyłem na te znajome miejsca, to coś
mnie w środku ruszało. Jakiś sentyment do tego miasta i ludzi,
których w nim zostawiłem.
-Za
jakieś dwadzieścia minut będziemy na miejscu - mruknął Yuu.
Zacisnąłem wargi, patrząc na niego.
-Yuu,
jak sądzisz, co by było, gdybym nie wyjechał wtedy z Tokio? - zapytałem, chcąc w jakiś sposób rozładować napiętą atmosferę. Chociaż sam się zawziąłem, że do niego nie wrócę i nie chciałem się do niego odzywać, tak teraz, kiedy już byliśmy w Tokio, chciałem go o to spytać.
-Nie
wiem - westchnął. - To była twoja decyzja.
-Nie
uważasz, że mógłbym postąpić inaczej? Trochę głupio wyszło z
tym wszystkim.
-Wyszło
dobrze - pokręcił głową. - Na niektóre rzeczy potrzeba po prostu
czasu. Sam musiałem dojść do siebie po tym wszystkim.
Spojrzałem
na niego, kiedy stanęliśmy na światłach. To ostatnie zdanie było
bardzo nie w jego stylu
-Dojść
do siebie? - zmarszczyłem brwi.
-Można
tak powiedzieć.
Momentalnie
ogarnęła mnie złość. Musiał dojść do siebie? Po czym? To nie
jego okłamywano przez całe życie, to nie on był jedną wielką
pomyłką. To nie jego matka popełniła samobójstwo.
Bo,
gdybym miał mówić o swoim życiu, to porównałbym go
ekskluzywnego odrzutowca, który wystartował z usterką. Przecinał
szybko niebo i nagle wszystkie kontrolki zaczęły w nim na raz wariować,
bo usterka wyszła na jaw. Może to brzmieć zabawnie, ale tak
właśnie się czułem.
-Musiałeś
dojść do siebie, chociaż to nie ty byłeś okłamywany przez całe
życie? - powiedziałem, odwracając głowę w stronę bocznej szyby.
- Musiałeś dojść do siebie po tym, jak bardzo mnie zraniłeś?
Jak mocno przez ciebie musiałem cierpieć, pomyśl.
-Rozumiem
cię, ale...
-Nic
nie rozumiesz. Nawet nie próbujesz mnie zrozumieć. Cały czas
mówisz o tym, że chcesz, żebym wrócił. Nie mam do czego i do
kogo, a jeśli chodzi o ciebie... Sam nie wiem już, co do ciebie
czuję. Z jednej strony chcę, żeby było jak kiedyś, a z drugiej
wyrywam sobie włosy z głowy, bo to życie w nieświadomości byłoby
zbyt pięknym spełnieniem moich marzeń. Niby cię kocham, ale wiem,
że bez ciebie umiałbym być szczęśliwy.
Między
nami zapadła cisza. Światła zmieniły się na zielone. Samochód ruszył
dalej.
-Taka,
powiedz mi, skąd ty masz w sobie tyle siły? - zapytał cicho. -
Po tym wszystkim, co przeżyłeś, po tylu rozczarowaniach i
klęskach, dalej twardo stąpasz po ziemi. Czasami mam wrażenie, że
twoje serce jest zrobione ze stali i nic nie jest w stanie go złamać.
-Prócz
ciebie.
Westchnął głęboko.
-Nawet
nie zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo przypominasz swoją
matkę.
-Wszyscy
mi to mówią.
-Tylko
ten nos...
-No
rozumiem!
Mimowolnie
się zaśmiałem Yuu również parsknął śmiechem. Poczułem ciepło
wypełniające mnie od środka.
-Yuri
z pewnością jest teraz z ciebie dumna - powiedział, patrząc przed
siebie. Jego usta wykrzywione były w delikatnym uśmiechu.
-A
z ciebie? - spytałem.
-Ze
mnie?
Chwilę
siedzieliśmy w milczeniu.
-Kto
wie. Z pewnością nie można powiedzieć, że jest mną bardzo
rozczarowana. Nieświadomie zostawiła mi coś bardzo cennego i
staram się tym opiekować.
-Co
takiego? - Shiro wjechał na podjazd mojego starego domu. Stanął
przed bramą i wyłączył silnik.
-To
skarb. Powiem ci kiedyś, co takiego zostawiła. Na razie niech to
zostanie między nami.
-Jak
ty tak możesz, co?
Uśmiechnął
się tylko i pogłaskał mnie po głowie.
W tej jednej chwili poczułem, jak ulatuje ze mnie cała złość.
*
-Takanori!
- Tarze stanęły łzy w oczach. Kobieta rzuciła się w moją stronę
i przytuliła mnie mocno. Zamurowało mnie, dosłownie. Jeszcze nigdy
mnie nie przytuliła. - Taka - zaszlochała - Wszyscy strasznie za
tobą tęsknili.
-Wróciłem
- pogładziłem ją po plecach.
-Ktoś
przyjechał? - Satoru wyszedł na werandę i chwilę patrzył na mnie
i na przytulającą mnie Tarę z niedowierzaniem. - Taka?
-Tak,
to ja.
Mężczyzna
zapowietrzył się. Był wyraźnie zszokowany. Miałem
wrażenie, że będzie chciał mnie uderzyć za to, co zrobiłem.
Zamiast tego dołączył do trzymającej mnie w ramionach Tary.
Dziwnie się czułem. Jeszcze żadne z nich nie okazało mi nigdy
tyle czułości.
-Ja
już pójdę - mruknął Yuu, który stał obok na werandzie.
-Yuu,
dziękujemy - powiedział Satoru. - Jestem twoim dłużnikiem.
-Żaden
problem. Życzę dobrej nocy.
-Yuu!
- wyrwałem się z ich uścisku i odwróciłem się do Shiroyamy.
Mężczyzna
zszedł już z werandy. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął
się lekko.
-Zadzwonię
jutro - powiedział. Zaraz wrócił do swojego samochodu i odjechał.
Tara i Satoru zaciągnęli mnie do tak dobrze znanego mi salonu. Czułem się dość niezręcznie, kiedy podano mi późną kolację. Gdy jadłem, oni siedzieli przy mnie i wypytywali się o wszystko. Czy dobrze mi idzie na studiach, jacy są ludzie w Shimane, czy chorowałem i o wiele, wiele innych. Wiedziałem jednak, że nie chcieli mnie dzisiaj pytać o to czy zostanę, czy może jednak wrócę do Matsue. Widzieli też, że byłem zmęczony po całodniowej jeździe.
Kiedy wszedłem do swojego pokoju, ogarnęła mnie silna nostalgia. Wszystko zostało na swoim miejscu. Książki, biżuteria, kosmetyki, zdjęcia Yuu na każdym kroku. Każda, nawet najmniejsza rzecz pozostała nietknięta.
Kierowany jakimś impulsem wyciągnąłem z szafki drobne pudełko. W środku było inne, mniejsze i ozdobne. Wyjąłem z niego medalik w kształcie serduszka i otworzyłem go. Pamiętałem, że dostałem go kiedyś od Yuu na święta. W środku medalika były dwa zdjęcia. Mojej mamy oraz moje i Yuu. Usiadłem na łóżku, patrząc na obie fotografie. Teraz, kiedy o tym wszystkim myślałem, to zdałem sobie sprawę, że Shiroyama nie bez powodu zdecydował się na taki prezent. Chciał, bym mógł mieć dwie ważne osoby zawsze blisko siebie.
Położyłem się na bok. Yuu pewnie już dawno chciał mi powiedzieć o tym wszystkim. Nie wiedział jednak jak, a zdawał sobie sprawę, że jeśli to zrobi, to mnie straci. Zupełnie tak, jak stracił Yuri.
Kiedy tak patrzyłem na medalik w swojej dłoni, zrozumiałem, co było tym cennym skarbem, który moja matka zostawiła Yuu. Momentalni łzy zebrały mi się w oczach, a wisiorek przycisnąłem do swojego torsu. Ten skarb wcale nie był tak cenny, a przynajmniej dla mnie. Dla Yuu i mojej matki było to coś, za co uratowanie mogliby zrobić wszystko.
Nawet nie wiedziałem kiedy, ale zasnąłem płacząc. Śniłem, że Yuu siedzi wraz z moją mamą na werandzie w Matsue. Rozmawiali, ale nie mogłem usłyszeć o czym. Widziałem tylko, że oboje się uśmiechali.
----
Jejku. Takanori jest znowu w ciąży. Spójrzcie tylko, jak się zachowuje.
Wybaczcie błędy. *wzdycha głęboko* Naprawdę nie wiem, czego możecie się spodziewać w najbliższym czasie.
Ale oczywiście liczę na wasze opinie, żuczki.
Do następnego rozdziałuu~!
Cudowny, piękny, niesamowity i nie wiem jak jeszcze określić ten rozdział. Uwielbiam Aoiki i Migdałka. Bardzo, bardzo. Wstawiaj kolejną notkę M, czekam na nią! ♥
OdpowiedzUsuńOch aż mi się oczy zeszkliły na końcu ;-; Poranna rozmowa gebialna xD Jak widać powoli chyba wszystko się układa na lepsze
OdpowiedzUsuńGenialne tylko szkoda, że takie krótkie (albo to ja za szybko czytam xD) ;-; ahhh końcówka taka słodka o.O Ruki sie nie skapnął od razu, że to on jest tym skarbem???
OdpowiedzUsuńCudny rozdzial... Az mi lzy stanęły w oczach pod koniec T.T mam nadzieje, ze Taka jest już pewny swoich uczuc... I zostanie razem z Yuu w Tokio :3 pozdrawiam i zycze duuuuuzo wenki~
OdpowiedzUsuńJestem chyba w czasie PMS, nie wiem... W każdym razie strasznie się wzruszyłam. Tym jak zachowywał się ostatecznie Takanori, tym co myślał, tym jak się czuł. Moim skromnym zdaniem cały ten ból, który kazał mu uciec jak najdalej już minął i on sam powinien wrócić. I wnioskuję tak właśnie po tych wszystkich reakcjach. Tokio na zawsze pozostanie jego domem, Tara i Satoru pozostaną na zawsze jego rodziną, a Yuu na zawsze jego ukochanym. Szkoda mi go strasznie. Od początku było mi go szkoda, chociaż większość czytelników strasznie wkurzał. No cóż... Po dzisiejszej części najwyraźniej będę już na amen Team Taka.
OdpowiedzUsuńNiech nikt mu już nie robi więcej krzywdy.
Nie wiem czemu ale oczywiście ryczę xD niby dla mnie nic wzruszającego a jednak ryczę na każdym rozdziale zastanawia mnie tylko kiedy Yuu dowie się że Akiko nie jest jego matką,czy taka dowie się że Yuu próbował popełnić samobójstwo i jak zareaguje na Kou w mieszkaniu Yuu xD Pozdrawiam życzę weny (która mi nie dopisuje) i czekam na następne rozdziały
OdpowiedzUsuń~Anze
Taka wracaj do Tokio QuQ i do Yuu.
OdpowiedzUsuńRuki w ciąży... Coś w tym jest xD Rozdział świetny, mam nadzieję, że Ruki w końcu wróci do Yuu :3
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :3
ja cie ale extra moze bedziektoz to wie
OdpowiedzUsuńLike it < 3333
OdpowiedzUsuńOookej, jak zwykle mam zaległości i jak zwykle w takich momentach mam ochotę walnąć głową w biurko. Przepraszam Tsu-san :c
OdpowiedzUsuńOkay, Taka, przyznaj się, masz to PMS, czy nie? Wcześniej taki chętny, a teraz tak nieładnie się usprawiedliwia. No, no *kiwa palcem na Takę* Jóczan tak się stara, a ty mu taką przykrość robisz ;___; Serio nie rozumiem (i nie zrozumiem) jego zachowania w tej części. Choćbym nie wiem jak próbowała.
Ale okej, jego rozklejenie pod koniec rozdziału... to było przykre. Nah, nie płacz, Taka. Po prostu wróć do Yuu, bo jesteście sobie pisani :c
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ta poranna rozmowa była piękna, bardzo ucieszyli się na widok Taki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Bardzo pozytywny, wspaniały i nostalgiczny rozdział! 🧡
OdpowiedzUsuń