I will be 07

Chcę to zachować w moim sercu, bez żadnych ozdób
Pokusa nie może odebrać esencji mojego istnienia
Odsłaniając wyraźne zmiany
Stawiam na chciwość bez wahania


Karasu



Wszyscy wpatrywali się w dziewczynkę, którą trzymałem za rączkę. Maleńka przypatrywała się wszystkiemu lekko wystraszonym wzrokiem i ściskała mocno moją rękę.
-Wujek, kto to? - zapytała cicho. Wziąłem ją na ręce.
-Yuu, kto to? - zapytał Kai.
-To jest Sachiko - przedstawiłem dziewczynkę. - I to jest...
-Już jestem - Kouyou wpadł zdyszany do studia. W ręku trzymał misia, po którego wracał się do samochodu. Zabrał ode mnie dziewczynkę i dał jej pluszaka.
-Tata - mruknęła dziewczynka, a Reita, Ruki i Kai zdębieli.
-No właśnie - odchrząknąłem lekko patrząc na Kouyou, który odszedł w kąt z Sachi. - To jego córka.
Wokaliście zespołu opadła szczęka. Rei zamrugał kilkakrotnie, niedowierzając. Podobnie zareagował perkusista.
-Bez obrazy, ale znam Uru od lat i wiem, jakiej jest płci, ale nigdy bym nie pomyślał, że byłby w stanie kogoś zapłodnić. On jest taki... No sam wiesz, Yuu - mruknął basista.
-Mnie to mówisz? - westchnąłem. Kouyou wszyscy znali raczej jako trochę zniewieściałego faceta ze swoim własnym wyobrażeniem świata. Ale to była tylko jego powłoka zewnętrza, pod którą krył się prawdziwy demon.
Ogólnie ten dzień był jedną wielką porażką. Nie ruszyliśmy się z niczym przez wzgląd na Sachi. Oczywiście dziewczynka miała swoje zabawki, ale co to za zabawa samemu w zupełnie obcym miejscu? Dziewczynka potrafiła złapać Kouyou albo mnie za nogę i trzymać się, niczym rzep, kiedy tylko musieliśmy trochę od niej odejść. Niemal za każdym razem myślałem, że chyba znienawidzę dzieci. Nie rozumiałem, w jaki sposób takie maleństwo, może być tak nieznośne.
-Taka, może ty z nią trochę posiedź, co? - podszedłem do Rukiego, który przeglądał teksty i coś w nich skreślał i dopisywał.
-Ja? Z dzieckiem? - parsknął. - Aoi, to do siebie nie pasuje.
-Wzrostem jak najbardziej pasujecie. No błagam cię. I tak nie robisz niczego ważnego, a my z Uruhą musimy iść nagrywać.
-I tak nic nie nagracie. Tak jest zawsze. Będziecie się sprzeczać o efekty, solówki i jakieś inne bzdety, a wyjdzie z tego nic.
-Takanori - syknąłem przez zaciśnięte zęby. - To ci długo nie zajmie.
Mężczyzna zmarszczył nos, jakby poczuł coś wyjątkowo okropnego.
-Niech ci będzie - burknął.
-Okej! Dziękuję ci, ale...
Rzuciłem się do stolika po flamaster. Przytrzymałem go za brodę i zbliżyłem się lekko do jego twarzy.
-C-c-c-c-c-co ty r-r-robisz?!
-Bądź cicho.
-Yuu, puść mnie! Nie molestuj mnie! Ludzie jeszcze zaczną mnie brać za pedała!
-Ruki, zapamiętaj coś sobie - narysowałem mu dwie piękne brwi flamastrem. - Raz w dupę to nie pedał, a po trzech razach się zeruje. I załóż coś na głowę, bo ją wystraszysz.
Wokalista przez chwilę siedział oszołomiony. Na jego miejscu też bym pewnie był.
Zostawiłem Sachiko z Takanorim i poszedłem do Kouyou, który już siedział w oddzielnym studiu i zajmował się sprzętem. Nawet się do siebie nie odzywaliśmy. Kouyou był na mnie zły po tym, co powiedziałem mu powszedniego wieczora, ale nie kłóciliśmy się o to. Tak ogólnie, to mógłbym powiedzieć, że nasz związek przechodził swego rodzaju kryzys. Byliśmy już trochę sobą zmęczeni, do tego dochodziła praca i jeszcze Sachiko. Nie to, że narzekałem na dziewczynkę, ale ostatnio często się przez nią kłóciliśmy. Nie umieliśmy się dogadać nawet w prostych sprawach.
-Kou, słuchaj, może wybierzemy się gdzieś razem? - zagadnąłem. Takashima akurat majstrował coś przy efektach.
-Niby gdzie? - nadal na mnie nie patrzył. - Za półtorej miesiąca mamy trasę, a ty chcesz wyjeżdżać?
-Nie mówię tu o jakimś wielkim urlopie, ale na dzień czy dwa, mogli....
-Nie - powiedział stanowczo. - Nie mam ochoty.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowałem.
-Okej, jak chcesz - wzruszyłem ramionami.
Nie miałem ochoty się z nim jeszcze kłócić. Kou miał cięty język, a poza tym, jego obroną był zawsze atak przed, którym nie potrafiłem się bronić.

*

Późnym wieczorem dostałem sms od Kouyou.
Wyjrzyj przez okno.
Posłusznie wstałem i podszedłem do okna. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to moja sąsiadka. Miałem widok na jej salon, w którym akurat ona tańczyła na rurze. Pomińmy fakt, że była toples. W sumie, to lubiłem tę sąsiadkę. Miała niezłe cycki, to raz, a dwa lubiła nosić dekolty. Nie to, że jedno z drugim się nie łączyło, bo się łączyło, ale... No, cycki.
Zaraz dostałem kolejnego smsa.
Tylko nie gap się znowu na sąsiadkę, zboczeńcu.
Kou znał mnie jak nikt inny.
Otworzyłem okno i wyjrzałem przez nie.
-Yuu! - usłyszałem.
Spojrzałem w dół. Na trawniku pod apartamentowcem stał Kouyou.
-Co tu robisz?!
-Wołam cię!
-A Sachi?!
-U Kagome!
-Poczekaj! Zaraz do ciebie zejdę!
Szybko się ubrałem i zszedłem do Takashimy, który przysiadł sobie na ławce. Co on takiego chciał o tej porze? Cały czas był na mnie obrażony, a teraz postanowił posiedzieć mi pod oknem.
-Coś się stało? - zapytałem, na szybko otulając się kardiganem. Wieczór był chłodny.
-Chciałem cię wyciągnąć z domu - wstał.
Nagle zauważyłem, jak był ubrany. Wyglądał... O matko. Nieziemsko. Miał na sobie obcisłe rurki i opinającą koszulę, a na ramiona zarzucony beżowy, dwurzędowy płaszcz ze sterczącym kołnierzem. Do tego był umalowany.
-Nie jest ci zimno? - zapytałem. - I co się tak wystroiłeś?
-Nie, nie jest. Przyszedłem zakopać topór wojenny - odparł. - I zapraszam cię przy okazji na randkę.
-Na randkę? - uniosłem brwi w zdziwieniu. - Naprawdę?
-Okej, jak nie chcesz, to się wypchaj - burknął.
-Tego nie powiedziałem - podszedłem do niego i ująłem jego dłonie. - To miłe z twojej strony. Ale gdzie chcesz mnie zabrać na randkę o tej porze?
-Powiedzieć ci?
-Jakbyś mógł.
-Do klubu gejowskiego.

*

Kiedy tylko przekroczyliśmy próg lokalu, do moich nozdrzy dotarła silna woń alkoholu pomieszana z dymem papierosowym i ludzkim potem. Kouyou przytulił się do mojej ręki i zamruczał coś. Usiedliśmy przy wolnym stoliku na uboczu i czekaliśmy na zjawienie się jakiegoś kelnera.
Cały klub, pub czy jakby to tam nazwać był dość spory i utrzymany w odcieniu fioletowym. Niemal całą powierzchnię dla gości zajmował parkiet, na którym spora grupa osób dała się już porwać muzyce. Po bokach znajdowały się stoliki a naprzeciw wejścia pod ścianą spory bar.
-Mam ochotę się napić - stwierdził Kou.
A ja mam ochotę cię przelecieć, ale tego nie powiem.
-Ja też - odparłem.
-Zawsze myślałem, że jedyne na co masz zawsze ochotę to seks - zerknął na mnie.
-No to też - odchrząknąłem, patrząc gdzieś na bok. - Bardzo ładna paproć - stwierdziłem, podziwiając stojącego obok nas kwiatka. - Taka duża, jędrna i zielona, i...
-To jest bluszcz, botaniku.
-Wyglądają podobnie.
Takashima spojrzał na mnie z politowaniem. Moja wina, że z odróżnianiem roślinek było u mnie kiepsko? No na przykład odróżnić storczyka od orchideii. To przecież było niemożliwe.
-Co dla panów? - nagle spod ziemi, niczym jakiś chwast, wyrósł przy naszym stoliku kelner. Był ubrany w obcisłą białą koszulę i czarne, krótkie spodenki. W pasie miał przewiązany fartuch z kieszonką na notatnik i długopis, które właśnie trzymał. Był trochę niższy ode mnie, ale dobrze zbudowany. Jego włosy sięgały do uszu i były pozostawione w artystycznym nieładzie. Poza tym, miał miłą i chłopięcą twarz, która od razu wzbudzała zaufanie.
-Dla mnie whisky - zerknąłem na swojego partnera, który wpatrywał się błyszczącymi oczami w kelnera. Błagam, ten dzieciak miał może dziewiętnaście lat.
-Dla mnie piwo. Jasne. - Shima również na mnie spojrzał.
-Jakąś przekąskę?
-Nie, dziękujemy.
Chłopak odszedł, a Kou przysunął się do mnie.
-Patrzył się na ciebie - powiedział.
-Nie zwróciłem uwagi - objąłem go w pasie. - Za to ty się w niego wgapiałeś.
-Bo ciągle się lipił na ciebie. Ty jesteś zazdrosny o Takeru, to ja mogę być zazdrosny o kelnera.
Shima oparł się o mnie i pocałował mnie w policzek.
-Wiesz, że zazdrość niszczy związki? - przesunąłem ręką po jego udzie.
-To nasz powinien się już dawno rozpaść.
Zaśmiałem się i pocałowałem go czule w usta. Od razu odwzajemnił pieszczotę. Przesunąłem wolną ręką na jego kolano.
-Nie tam - zamruczał w moje usta.
-Nigdy cię tak nie dotykam publicznie, to ten jeden raz mogę - potarłem swoim nosem o jego, co go trochę rozbawiło.
-Pójdziesz ze mną zatańczyć, prawda? - jego ton głosu przybrał barwę głosu małego dziecka, które z góry wiedziało, że mu się nie odmówi.
-Pójdę - odgarnąłem mu niesforny kosmyk za ucho. - Z moją żabcią wszędzie pójdę.
-Okej, to jutro rano pójdziesz ze mną biegać.
-Och, no wiesz, kochanie... Poszedłbym, ale coś mnie w krzyżu ostatnio łupie - dla pokazania tego, złapałem się za plecy. - A i w kolanie coś mi się poluzowało. Ach, ta starość - machnąłem ręką.
-Jaki ty jesteś zabawny - parsknął śmiechem. - To wymasuję ci plecy. Chyba dobrze zrozumiałem przekaz, misiaczku?
-Zrozumiałeś - cmoknąłem go w nos.
Wraz z Shimą bardzo przyjemnie spędziliśmy cały ten czas. Obyło się bez kłótni między nami i nawet kelner, który co kilka minut przychodził do naszego stolika i pytał czy coś nam jeszcze podać, nie działał mi aż tak bardzo na nerwy. Trochę się jednak podenerwowałem, kiedy Kou wyciągnął mnie, żeby tańczyć. Tańce na scenie, a takie w klubie to były dwie różne rzeczy. Jednak nawet przy tym nie pozwoliłem, by ktokolwiek zabrał mi Shimę. Na każdego chętnego do tańca ze ślicznym łypałem groźnym spojrzeniem, które miało mówić, że ta piękność jest zajęta i nie bawimy się w żadne odbijanie. Większość natrętów umiała to zrozumieć.
W taki sposób zleciał nam cały wieczór.

*

Kiedy tylko przekroczyliśmy próg mojego mieszkania, zaczęliśmy się od razu rozbierać i jednocześnie całować. Rozpinałem guziki jego koszuli, a on podwijał moją koszulkę. W końcu zsunąłem odzienie z jego ramion. Przerwaliśmy na moment pocałunki, gdyż musiałem zdjąć koszulkę.
Takashima przyparł mnie do ściany i zaczął rytmicznie poruszać biodrami, ocierając się o moje krocze. Złapałem go za pośladki, które zacząłem uciskać. Sapnął, kiedy go lekko klepnąłem. Nie chciałem się z nim długo bawić, dlatego szybko rozpiąłem mu rozporek i zacząłem uciskać jego krocze. Z jego ust wydobył się jęk, który aprobował moje działania. Zacząłem popychać Kou w kierunku sypialni, a gdy się w niej znaleźliśmy, to rzuciliśmy się na łóżko. Takashima szybko pozbył się moich spodni i błyskawicznie przylgnął do mnie, wykonując namiętny taniec biodrami. Masowałem jego pośladki i całowałem go po szyi. Zamruczał, gdy zrobiłem mu malinkę na szyi. Przaparłem go do materacu i powoli zsunąłem jego bokserki. Jego prącie sterczało już na baczność. Wziąłem go w usta i zacząłem energicznie poruszać głową. Mężczyzna zgiął nogi i odchylił głowę, pojękując.
-Yuu... Tak dobrze - położył dłonie na mojej głowie i zaciskał je lekko w pięści. Zamknąłem oczy, przyspieszając ruchy głową. Kou wił się pode mną, nie mogąc już wytrzymać. Seks oralny nie był u nas tak często.
W końcu poczułem, jak się pręży pode mną i wygina w łuk. Uniósł biodra, niemal wpychając mi swojego penisa do gardła.
-Yuu, dochodzę - jęknął.
Zaraz poczułem słoną ciecz w buzi. Shima doszedł, opadając na materac. Przemogłem się i połknąłem jego spermę. Zaraz zabrałem się za rozciąganie swojego partnera. Mężczyzna leżał spokojnie, zaspokojony po orgazmie.
-Kou, kochanie, czego dzisiaj chcesz? - szepnąłem mu do ucha.
-Zrób ze mną, co chcesz - odparł. - Pieprz mnie, bij, zrób wszystko.
Po tym zrozumiałem, że w Kou uwolniła się jego chęć do sado-maso. Wsunąłem w niego głębiej palce, a on jęknął. Wyjąłem z niego palce i odwróciłem go do siebie tyłem. Zafundowałem mu mocne klepnięcie w pośladki, w konsekwencji czego zostały na nich ślady moich dłoni. W końcu ułożyłem go tak, że leżał na moich kolanach.
-Byłeś grzeczny? - zapytałem, gładząc jedną ręką jego piękną pupę.
-T-tak - mruknął.
-Nie kłam - uderzyłem go mocno. Po pomieszczeniu rozszedł się plask. Prawie krzyknął, jednak wypiął się mocniej. - Kochanie, byłeś grzeczny?
-Nie.
-Zasługujesz na karę?
-Mhm...
-Mów wyraźnie - znowu go uderzyłem. - Zasługujesz na karę?
-Tak.
-Zasługujesz na karę? - kolejny raz go uderzyłem. Jego pośladki były już czerwone.
-Tak!
-Grzeczny chłopiec.
Serdecznie przepraszam wszystkich sąsiadów, którzy byli zmuszeni słuchać, jak się bezskutecznie próbowaliśmy rozmnażać.
Sam nawet nie wiedziałem, że potrafię być takim sadystą. Nie to, że biłem Shimę, nie, nie! Po prostu trochę się na nim wyżywałem. Musiałem jednak pamiętać, że mam do czynienia z osobą, której mogło się wszystko zaraz odwidzieć, a na drugi dzień sama mogłaby mnie pobić i to tak, że pewnie trafiłbym na ostry dyżur. Cóż, Kouyou zmiennym jest.
Kiedy już wystarczająco wyklepałem mu pośladki, najzwyczajniej w świecie wszedłem w niego. Stwierdziłem, że zostaniem w pozycji na pieska. A co mi tam. Takashima i tak nie protestował. Poruszałem się w nim szybko, chcąc osiągnąć spełnienie. Takashima namiętnie jęczał pode mną i ochoczo wychodził naprzeciw moim ruchom. Nim się spostrzegłem, mężczyzna odchylił głowę, drżąc z podniecenia. Kilka chwil później wszedłem w niego na tyle głęboko, że sięgnąłem jego prostaty. Shima nie mógł już wytrzymać i spuścił się na pościel. Poruszałem się w nim jeszcze jakiś czas, aż sam doszedłem. Nie wytrysnąłem jednak w nim, a na jego pośladki.
Już czułem to, jaki będzie jutro marudny.

*

Następnego dnia Takashima nie był w stanie się ruszać. Obaj mieliśmy sporego kaca, to raz, a dwa, mój partner był cały obolały i dzień spędził leżąc w łóżku, a ja robiłem mu okłady na szlachetną część pleców. O dziwo nie był na mnie jakiś zły. Chętnie się przytulał i chciał, żebym przy nim był. Dopiero pod wieczór był w stanie się podnieść. Usiadł na łóżku, mocno się krzywiąc.
-Myszko, mocno cię boli? - zapytałem, starając się zachować bezpieczną odległość. W jego zasięgu była lampka nocna, budzik, telefon i jakieś drobne przedmioty, które w każdej chwili mogły się stać śmiertelną bronią. O samej szafce przy łóżku już nawet nie wspomnę. Moje życie było w rękach Kouyou, który mógł chcieć się zemścić za ostatnią noc.
-Jak jasna cholera - odparł. - Nie stój tak, tylko pomóż mi wstać.
Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja się zawahałem. Może blefował, a w rzecztwistości chciał mi ukręcić kark. Mimo wszystko, wysunąłem się zza drzwi i ostrożnie do niego podszedłem. Pomogłem mu wstać i zaprowadziłem go toalety. Raczej spodziewałem się jakiejś apokalipsy, a on po prostu kazał sobie pomóc.

Coś chciał, ale jeszcze nie wiedziałem, co...

No bo w końcu sam wyciągnął do mnie rękę, zaprosił na randkę, później ten seks i jeszcze teraz nie wściekał się mocno. Coś tu śmierdziało i z pewnością nie była to przeterminowana ryba. Podstęp, tak. Podstęp byłem w stanie wywęszyć z katarem, więc jak ten cwaniaczek myślał, że coś przede mną ukryje, to się grubo mylił.
-Yuu, do cholery, czemu nie wyrzucisz tego zepsutego tuńczyka?! Potruć nas chcesz?! - doszło do mnie nagle z kuchni, kiedy akurat usiadłem w salonie i włączyłem telewizję.

*

Kiedy Kouyou zajmował się Sachiko, ja przygotowywałem posiłek. Nie byłem jakimś wybitnym kucharzem, ale coś tam jednak umiałem przyrządzić. Na przykład umiałem ugotować ryż. Do tego umiałem przypalić ryż. W ten sposób podany ryż z przypalonym ryżem był niesamowitym źródłem witamin. Jednak Kou nie zadowalał ryż z ryżem, a pizzy nie chciał, bo mu się niby przejadła (Pamiętajcie, że to pseudokomedia. Pizza nigdy się nie przejada). Dlatego też zabrałem się za smażoną wołowinę z ryżem, która szczerze smakowała dla mnie jak podeszwa, ale Kou i Sachi ją lubili. Widać, że się córcia w ojca wdała, ale to dobrze. Jeśli dalej tak będzie iść jego śladami, to nikt nigdy nie pomyli jej z facetem i będzie mieć niezłe powodzenie (Wybacz Kojo ;-;). Byłem pewny, że z tej malutkiej istotki wyrośnie naprawdę urodziwa kobieta. Patrząc na Nanami i Kouyou, to tak, jakby powiedzieć, że miała dwie matki, w tym jedna była zdolna do zapłodnienia drugiej... Co z tym światem albo ze mną jest nie tak?
W każdym razie, Sachi spędzała z nami ostatnio mnóstwo czasu. Chodziliśmy z nią na spacery, bawiliśmy się z nią i odprowadzaliśmy do przedszkola. Dziewczynka bardzo się cieszyła, że mogła spędzać z nami czas. Prawie ciągle się śmiała, co było niezwykle urocze. Wyglądała przy tym jak taka mała kaczuszka.
Ale mimo wszystko, ciągle nie miałem pojęcia, co było Kouyou. Czułem, że coś knuł, bo bardzo długo nie obrażał się o nic. Ze spokojem odpowiadał na moje najgłupsze pytania. Czasami nawet specjalnie chciałem go sprowokować, a ten co? Nic. Aż mnie denerwowało to, kiedy chciałem go zdenerwować, a on się nie denerwował. Nawet pomyślałem sobie, że może kupił sobie coś mocnego na uspokojenie i miał już wszystko w głębokim poważaniu. Szybko jednak zrezygnowałem z tej opcji. Kou nie lubił leków.
-Yuu-chan, kiedy obiad? - Kou wszedł do kuchni, prowadząc małą za rączkę.
Na wszystkich gitarowych bogów, czy on użył "chan", czy mam już jakiegoś halucynacje od tej wołowiny?
-Już za kilka minut - odpowiedziałem błyskawicznie.
I tak było przez kilka następnych dni. Shima był taki milusi wobec mnie, że aż reszta zespołu i staffu stwierdziła, że coś z nami nie tak. Mnie tam było to nawet na rękę. Mój partner sam bardzo chętnie robił mi dobrze, przynosił piwo i zaczął o mnie dbać jak nigdy. Po prostu zrobiła się z niego żona prawie idealna.
Kiedy nagle pewnego dnia jęknął przeciągle i złapał się za głowę.
-Nie dam już rady.
Wszyscy w studiu spojrzeli na niego zdziwieni.
-Czego nie dasz rady?
-Nie dam rady być dłużej taki milutki. Shiro, przynieś mi kawę. Podwójny cukier i śmietanka. Pójdzie w dupę, ale trudno. I ciastko. Tak, chcę ciasteczko oblane czekoladą. 

I tak moja prawie idealna żona zniknęła i wróciła rozkapryszona księżniczka. Kou później powiedział, że założył się z Kagome, że nie będzie się na mnie denerwował i, że będzie partnerem idealnym. Udało mu się to przez półtorej tygodnia. Przez półtorej tygodnia byłem po prostu w niebie i tyle.

Czas do trasy koncertowej zleciał nam bardzo szybko. Kou i seksy nie były już taką codziennością, co było trochę przykre. Jedyne, co mi zostało, to masturbacja do jego zdjęć... W każdym razie, trasa nadeszła baaaardzo szybko, a na pierwszy koncert przyszła Kagome, a wraz z nią maleńka Sachiko, która trochę narozrabiała...
Ale o tym opowie już Kouyou.



----


I przybywam do was z "I will be"~! Kolejny kiepski i beznadziejny rozdział. Cóż. Pozostaje mi tylko zaszyć się w pokoju pod kocykiem i wypłakiwać się w poduszkę.

Wybaczcie błędy.

Do następnego rozdziałuu~!

Komentarze

  1. Swietne! Uwielbiam to opowiadanie i stesknilam sie za nim, jak za migdalem :) rozdzial naprawdę bardzo super, duzo się usmialam... Nie mogę się doczekac nastepnego ;3 ... Pozdrawiam i zycze weny~

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki kiepski i beznadziejny? ON BYŁ ŚWIETNY :D I można było sie przy nim uśmiać bardzo. Z niecierpliwością wyczekujne kolejnego rozdziału mojej ulubionej Aoihy *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięęęęęęęęękny rozdział. Uwielbiam. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajne :D nie mogę się doczekać dalsHoshii ch losów... I ta scenka... Seksy *.* ogólnie to serio było bardzo ciekawie tak jak zawsze zresztą ^^"
    Czekam na więcej i pozdrawiam!
    Ps.: Czekam z utęsknieniem na migdała :3
    Hoshii Kuro~

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak już ci mówiłam ta mała tak strasznie mnie denerwuje ;_; Yuu-chan sadysta? o tak to mi sie podoba i chcę więcej *__* rozdział podobał mi sie bardzo zresztą jak cała seria
    pozdrawiam
    i życzę weny
    §Anze§

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. no boskie co nie ? haha <3 aaale się zadziało super !
      http://lovee-gazette-yaoi-lovee.blogspot.com/ zapraszam was wszystkich bo jestem poczatkująca w yaoi ;3

      Usuń
  7. Były seksy (─‿‿─) Uruś taki tatuś. Chciałabym mieć takiego ;-; Takanori z dzieckiem... *wyobraża sobie* Hahahahaha. Uroczy widoczek zapewne. Końcówka była rozwalająca gdy Uruś się przyznał, że był taki miły dla zakładu xD Aż się boje co bedzie w następnym roczdziale. Podsumowując, podobało mi się i życzę wenki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zastanawiam się, czy w następnym rozdziale ta mała powie do Aoisia "tato" albo 'ojcze' xD. Byłoby ciekawie, mieć przed sobą dziecko, które chce dwóch tatusiów.
    Nie wiem czemu, ale przez całą scenę erotyczną lałam ze śmiechu xD. Nie wiem, czy to przez to sado-maso czy przez to, że chcę ukryć swój smutek po dzisiejszym zakończeniu mojego serialu ;-;. Ale ogólnie to nie lubię sadomaso i inne pierdoły.
    Czemu w tym opo Yuu jest jak niewyżyty seksualnie alfons. No żeby się masturbować do zdjęcia Uruhy. Tak nisko upaść!
    Idę czytować dali.
    Pozdrowionkaa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    świetnie, no i się wyjaśniło dlaczego Kou był taki milutki, bardzo długo wytrzymał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty