Migdałowe serce IV 07

O krótkim związku i zalążku czegoś dziwnego



I just wanna scream and lose control
Throw my hands up and let it go
Forget about everything and runaway

I just want to fall and lose myself
Laughing so hard it hurts like hell
Forget about eveything and runaway




Siedzenie i wpatrywanie się w jeden zasrany punkt na horyzoncie nie było dla mnie w żaden sposób interesujące.
- Patrz, Kouyou! - objęła mocniej moją dłoń.
- Uhm.
Przecież patrzę i aż mnie oczy bolą, tak napieprza to słońce.
- Ten widok jest piękny - westchnęła.
- Ta...
- Nie nudzi cię to? -zerknęła na mnie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy.
Chciałem już zrobić jakąś głupią minę, która miałaby wyrażać moje znużenie całą sytuacją. Kocyk, morze, plaża, zachód słońca, ona i jakiś styrany życiem facet, który na co dzień trudni się naprawianiem więzi międzyludzkich, a sam nie umie sobie znaleźć nikogo odpowiedniego. Widok niemalże wyrwany z jakiejś tandetnej dramy.
Ona - zakochana po uszy. Nie widzi poza nim świata. Jest tak pusta, że chociaż są ze sobą trochę ponad dwa tygodnie, to już planuje ślub, wesele, dzieci i wspólny pogrzeb, a konkretnie to kolor trumny i kamień na nagrobek.
On - jest z nią w sumie dlatego, że chce coś zaliczyć, ale w twarz jej tego nie powie. Ma ją właściwie gdzieś, ale jak już są ze sobą, to będzie ją szanował. W końcu jest kobietą i nie może jej pościelić na podłodze jak pieskowi, a szkoda. Rzuci ją za kilka dni.
- Nie. Jest fajnie - odwzajemniłem uśmiech. Cóż, byłem całkiem niezłym kłamcą. Potrafiłem oszukiwać siebie, więc inni nie sprawiali dla mnie większego problemu.
- Kocham cię, Kou-chan - pocałowała mnie w policzek. - A ty mnie kochasz?
Mam odpowiedzieć szczerze, czy tak, jak powinienem odpowiedzieć, żebyś mi oczu nie wydrapała? - pomyślałem.
- Ja ciebie też.
Wolę jednak mieć swoje oczy. Lubię je.

*

- Jestem! - powiedziałem, wchodząc do domu. Spodziewałem się, że przywita mnie moja ukochana kobieta, ale tego nie zrobiła. Pewnie gdzieś spała pod stołem. Zdjąłem buty i zacząłem ją wołać. - Cassie!
Poszedłem do kuchni, gdzie spodziewałem się znaleźć suczkę, ale tam była tylko moja siostra. Spojrzała na mnie, jakby chciała, a nie mogła i pochyliła się nad jakimś magazynem.
- Cześć - mruknęła cicho.
- Hej, znowu wypuściliście Cass do ogrodu? - zapytałem wyglądając przez okno. - Mama się zdenerwuje, jak jej poniszczy kwiaty.
- Nie zrobi tego.
- Jejku, to tylko pies. Nie rozumie, że jej nie wolno - wywróciłem oczami.
- Kouyou... Cassie nie ma - siostra podniosła głowę, po czym spojrzała mi w oczy.
- Jak to nie ma? Uciekła?!
Kobieta westchnęła. Pokręciła powoli głową i zamknęła magazyn.
- Zdechła, kiedy cię nie było.
Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia, co takiego mógłbym mówić.
- Żartujesz sobie ze mnie, tak?
- Nie. Mówię ci przecież, że zdechła. Jak wyszedłeś to jeszcze było wszystko normalnie. Chodziła i merdała ogonem, kiedy nagle padła, tak bez powodu. Myśleliśmy, że coś jej się ze stawami stało, ale ona nawet oczami nie ruszała. Tata zadzwonił po weterynarza, a ten stwierdził, że Cass miała zawał.
Aż usiadłem z tej wiadomości, która nie mogła jeszcze do mnie dotrzeć. Moja ukochana sunia tak po prostu odeszła.
- Gdzie ona jest?
- Zakopaliśmy ją z tatą w ogrodzie - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Hej, Kou, wszystko dobrze?
- Nie. Jak ma być cokolwiek dobrze, co? - przygryzłem dolną wargę. Zakopali Cassie w ogrodzie. Teraz leży sama w piachu, zaczynają zjadać ją robaki. Wczoraj ją kąpałem, spała ze mną w pokoju, rano byłem z nią na spacerze. A teraz jej po prostu nie ma. Nikt już nie będzie szczekać z radości na mój widok i przymilać się. Nikt już nie będzie się cieszył, że jestem. Ta pustka, którą poczułem, była okropna. Jedni ludzie przywiązują się do innych ludzi, a ja przywiązałem się do psa, którego naprawdę kochałem.
- Wiem, że ją strasznie lubiłeś, w końcu była twoja, ale to było wiadome, że kiedyś zdechnie. Miała problemy z sercem.
- Nie musisz mi tego mówić. Nie jestem dzieckiem. I nie mów też, że zdechła. Była moją przyjaciółką.
Siostra westchnęła, a ja wstałem i poszedłem do pokoju. Było mi cholernie przykro. Chciałem z kimś porozmawiać, ale nie miałem teraz nawet z kim. Akiry nie było, Yutaka pewnie nie miał ochoty się ze mną nawet spotkać, Yuu wyjechał, a innych tak bliskich znajomych nie miałem. Ogarnął mnie podobny smutek, jak wtedy, kiedy Takamasa stanął w mojej obronie dwa lata temu. Momentalnie łzy zebrały mi się w oczach. Nie byliśmy ze sobą długo, ale zdążył stać się dla mnie naprawdę bliski. Cóż, najwidoczniej bycie samemu było mi pisane. Pies umarł, chłopaka zabili, drugi miał kogoś. Nic, tylko rzucić się pod pędzący pociąg.
- Pieprzyć to - powiedziałem rzucając się na łóżko. Zaraz doszło do mnie mruczenie kota. Ach, tak. Tenshi była u mnie. Kotka otarła się o moje uda, a następnie weszła na mnie i położyła mi się na plecach. Pięknie. Jeszcze teraz nie mogłem się ruszyć, bo ta kupka czarnego futerka zrobiła sobie na mnie swoje posłanie.

*

Następnego dnia poszedłem po Yuu na stację. Zastanawiałem się czy chociaż jemu udał się weekend u Matsumoto. Tak się w końcu cieszył, że się z nim zobaczy.
- Kouyou, gdzie wychodzisz? - zapytał ojciec, kiedy zakładałem buty.
- Na stację.
- A praca?
- Mam na drugą zmianę.
Przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, ale zignorowałem to. Szybko wyszedłem z domu i ruszyłem na stację.
Wiesz może, jakie to uczucie być jednym wielkim rozczarowaniem? - pomyślałem sobie, kiedy powoli szedłem przez park. - Jakie to uczucie, kiedy wiesz, że zawiodłeś swój autorytet?
Po tym, jak powiedziałem ojcu, że spotykam się z mężczyzną, nie odzywaliśmy się do siebie przez ponad tydzień. A kiedy w końcu mój tata zdecydował się, by ze mną porozmawiać, to się pokłóciliśmy. Uderzył mnie wtedy w twarz. Byłem na niego taki wściekły, że prawie mu oddałem. Na szczęście tego nie zrobiłem.Czułem, że żałowałbym tego do końca życia.
Gdy przyjechał pociąg i wysiadł z niego Yuu, to trochę się zdziwiłem. Wyglądał, jakby ktoś mu zrobił jakąś wielką krzywdę. Podszedł do mnie, patrząc pod swoje nogi. Pomyślałem sobie tylko, że tylko jedna rzecz mogła go tak zasmucić. Takanori nie dał dupy.
- Cześć - przywitał się.
- Hej - skrzywiłem się. - Co z tobą?
- Nieważne - mruknął.
Czyli nie tylko ja miałem paskudny humor. Dobre chociaż tyle.
- Pokłóciliście się? - drążyłem. Ruszyliśmy do wyjścia ze stacji.
- Nie tyle, co pokłóciliśmy się, ale... - urwał. Chwilę szliśmy w ciszy. Czekałem aż dokończy.
- Ale co? Zerwaliście? - rzuciłem jakąś mało prawdopodobną rzecz.
- No... - pokiwał powoli głową. - Można tak powiedzieć.
- Co? Przecież dopiero się pogodziliście!
- Wiem przecież. Taka się na mnie zdenerwował i stwierdził, że nie chce mieć ze mną do czynienia. Ostatnią noc zamiast z nim spędziłem w pokoju dla gości.
- Co mu zrobiłeś?
Shiroyama westchnął. Opowiedział mi, jak to przeprowadzali z Takanorim szczerą rozmowę. W końcu doszedł do momentu, w którym to powiedział swojego chłopaczkowi, że się ze mną przespał. Przez chwilę miałem ochotę mu walnąć, ale kiedy tylko o tym wspomniał, powiedziałem tylko;
- Chciałbyś, prawda?
- Daj spokój. Powiedziałem to specjalnie. To było tak, że ja powiedziałem o tobie, a on się odgryzł i powiedział o swojej przyjaciółce. Później mu sprostowałem, że to z tobą nie było do końca tym, co mu powiedziałem, ale Taka wpadł tylko w furię i mnie wyrzucił z pokoju. Nawet oddał mi moją bieliznę.
Uniosłem brwi w zdziwieniu. Po cholerę Tace bielizna Aoiego.
- Nie chcę się wymądrzać, ale jemu to przejdzie za jakiś czas. Zadzwoń do niego czy coś w tym stylu.
- Ma przyjechać za tydzień - spojrzał na mnie. - Co robisz za tydzień?
A jemu to po co? - burknąłem w myślach.
- Nie wiem jeszcze. Może gdzieś pojadę z Hotaru.
- Nie jedź! - ożywił się nagle. - Musisz zostać!
- Ale już jesteśmy umówieni - skłamałem. Nigdzie się z tą swoją babą nie wybierałem. Wycieczki z nią były ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. - Po co chcesz, żebym został? Przecież twoje sprawy z Takanorim mnie nie dotyczą.
- No tak, ale - zawiesił się rozglądając dookoła. Szukał pewnie odpowiednich słów, by mnie przekonać, żebym został. - Ale nie chcę być z nim teraz sam na sam i poza tym... Pomożesz mi przenieść jego walizki.
- Sami nie dacie rady?
- Przyjeżdża na dwa tygodnie i jeszcze chce zabrać jakieś swoje rzeczy stąd, bo stwierdził, że tutaj się marnują i w ogóle - machnął ręką. - Sam rozumiesz.
Nie, nie rozumiem.
- No tak, to w końcu Takanori - westchnąłem. Yuu uśmiechnął się lekko.
- To jak? Pomożesz mi?
Nie mam najmniejszej ochoty, nie lubię tego kurdupla, ty też powoli zaczynasz mnie irytować, a poza tym, czy ja wyglądam na jakiegoś murzyńskiego niewolnika czy arabskiego tragarza, że mam nosić jego rzeczy, co? Zatrudnijcie jakieś osły albo wielbłądy.
- Jak tam chcesz. Powiem Hotaru, że coś mi wypadło.
- Dzięki, ratujesz mi życie.
- Jak zawsze - wzruszyłem ramionami. - Ale stawiasz mi za to lody.
- Z automatu, gałki, czy jakie?
- Z automatu. Amerykańskie - uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej załatwiłem sobie darmowe lody.

*

Moja dziewczyna nie należała do zbyt inteligentnych osób. Byłe tlenioną blondynką, używała samoopalaczy i kremów z niskim filtrem. Malowała się jak kurwa i podobnie się ubierała. Wstyd było z nią gdziekolwiek wyjść.
-Kouyou, w czym ci się bardziej podobam? - wyszła do mnie w samej bieliźnie z łazienki i wyciągnęła z szafy kilka szmatek do ubrania. Rzuciłem tylko na nie okiem i westchnąłem. - No, Kou-chan! - upuściła je na podłogę je i usiadła mi na kolanach. - W czym mi ładniej?
- W naturalnym kolorze skóry.
- Ha, ha, ha! Jesteś taki zabawny - uderzyła mnie lekko z pięści w ramię.
- Poważnie.
Dziewczyna wydęła wargi.
- Kouyou-chan, jesteś niemiły. A może... Może chcesz coś?
- Co?
- No, rozumiesz - sięgnęła ręką do mojego krocza i je ścisnęła. - Bo wiesz, dzisiaj jest ten niebezpieczny dzień, a później też nie mogę.
- Jeśli chodzi ci o seks, to jakoś nie odczuwam zbyt dużej potrzeby - delikatnie odsunąłem jej rękę. Mogła być nie wiadomo jak denerwująca i głupia albo mogła mieć na imię Takanori, ale jakiś tam szacunek musiałem do niej mieć.
- Nie chcesz, żebym ci zrobiła dobrze?
- Nie chcę.
Sposępniała.
- Naprawdę nie chcesz? Kouyou, jesteś mężczyzną.
- To co z tego? Ubierz się lepiej, bo jak twój ojciec tutaj wejdzie, to mnie stąd wyrzuci.
Dziewczyna roześmiała się i zeszła z moich kolan. Jej kobiece walory nie były zbyt mocno rozwinięte, ale czego można spodziewać się po dziewczynie, która dopiero zdała do liceum. Chociaż na początku nie zwróciłem na to uwagi. Zachowywała się jak dwudziestoletnia zdzira, poszliśmy do łóżka, było całkiem fajnie. Mała znała się na seksie lepiej ode mnie. Dopiero później okazało się, że jest między nami sześć lat różnicy.
Gdy się ubrała i umalowała, wyszliśmy na miasto. Owinęła się wokół mojej ręki niczym boa wokół swojej ofiary i tak chodziliśmy bez większego celu. Później poszliśmy do jej znajomych i tak spędziliśmy wieczór. Musiałem jej pilnować, żeby się mocno nie upiła, bo potrafiła wlewać w siebie alkohol jak jakiś zaawansowany żul. Pomińmy fakt, że w takim stanie miziała się z jakimś chłopakiem w swoim wieku i zabawiała się z nim w łazience, ale było mi to wszystko jedno. Ja jej nie kochałem, a ona, chociaż mówiła, że poza mną świata nie widzi, to chyba wpadła w stan, kiedy uważa, że musi sprawić, by jej chłopak był o nią zazdrosny, a potem się z nią przespał. Tak w sumie, to seks uprawialiśmy dwa albo trzy razy. Nie bałem się o to, że ona mogłaby w tak młodym wieku zajść w ciążę, ale o to, że mógłbym coś od niej złapać. Dzisiejsze nastolatki są bardzo puszczalskie, więc nikt nigdy nie wie, co one tam noszą.
Wieczorem odprowadziłem ją do domu. Starałem się ją jakoś trzymać, żeby nikt za bardzo się nie zorientował, że nieletnia była pijana. Cichaczem zaprowadziłem ją do jej pokoju i wsadziłem ją do łóżka. Szybko zasnęła. Wyszedłem od niej przez okno (Tak, a co? Kto mi zabroni wychodzić przez okno? Zawsze chciałem być jak taki Spider man.) uprzednio zostawiając jej karteczkę na szafce.

Jak wytrzeźwiejesz, to zadzwoń. Musimy porozmawiać.

Nie chciałem tego dłużej ciągnąć. Po co w ogóle z nią byłem? To przecież jakiś pustak, nic więcej.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie po trzynastej. Wychodziłem akurat do pracy, dlatego umówiliśmy się na spotkanie o dziewiętnastej. Przyszła jak zawsze spóźniona. Nie wypominałem jej już tego, tylko od razu przeszedłem do konkretu. Musiałem załatwić to delikatnie, taka gówniara zawsze mogła mnie pozwać o molestowanie na tle seksualnym. Wyjaśniłem jej powoli i w miarę zrozumiałym dla niej językiem, że z pewnych powodów nie mogę już z nią być. Rozpłakała się i to na dobre. Siedziała na chodniku, a tusz do rzęs i jakieś inne kobiece wynalazki do makijażu spływały po jej twarzy niczym woda w wodospadzie Niagara.
- No już, nie płacz. Znajdziesz kogoś w swoim wieku. Będzie ci lepiej - poklepałem ją po ramieniu.
- Nie będzie! - zawyła. - Ja chcę ciebie.
- Nie zawsze dostajemy to, co chcemy. Takie jest życie.
- Zawsze dostaję, co chcę! - krzyknęła. - Chcę ciebie, nic więcej.
- Zrozum, że to będzie dla ciebie lepsze.
I tak było w kółko przez kilka godzin, dopóki nie dałem sobie spokoju i nie poszedłem od niej. Po prostu zostawiłem ją samą na chodniku. Nie obchodziło mnie czy coś sobie zrobi. Było mi to szczerze obojętne.

*

- Gorąco - jęknął Yuu.
- Bardzo - osunąłem się na kanapie i wypuściłem głośno powietrze. Wiatraczek stojący obok nas nie dawał wcale zbyt dużej ochłody.
- To jutro pójdziesz ze mną na stację?
- Uhm - wstałem powoli i wyciągnąłem się.
- Hotaru nie będzie ci robić wyrzutów?
- Już z nią nie jestem - wzruszyłem ramionami.
- Szybko poszło. Ile razy?
- Chyba trzy. Nie liczyłem. Rozumiesz, jak to jest z tymi małolatami. Puszcza się na lewo i prawo.
- Ale wiesz, ta była wyjątkowo urocza - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. Jego wypowiedź wręcz ociekała sarkazmem.
- Bardzo - parsknąłem zdejmując koszulkę. Rzuciłem nią Yuu w twarz.
- Striptiz robisz? - odrzucił moją koszulkę na podłogę.
- Striptiz dla ubogich. Jak Takanori nie daje ci na siebie popatrzeć, to podziwiaj to ciałko - ruszyłem do łazienki.
- A ty gdzie?
- Idę sobie zwalić.
- Powodzenia!
Tak zleciał mi dzień u Yuu. Mężczyzna stwierdził, że denerwuje się przed przyjazdem Taki jak nigdy. Chłopak był na niego ponoć bardzo zły, kiedy ten wyjeżdżał. Nawet się z nim jakoś wylewnie nie pożegnał, tylko rzucił coś w stylu do zobaczenia i sobie poszedł. Nie czekał aż przyjedzie pociąg. Matsumoto musiał być naprawdę wściekły.
Następnego dnia, kiedy siedzieliśmy na ławce na peronie, ktoś zadzwonił do Yuu. Z tego, co mówił Aoi, wywnioskowałem, że był to Takanori. Yuu nie rozmawiał z nim w taki sposób, jakby byli skłóceni. Wręcz przeciwnie. Wymienili między sobą kilka zdań, a kiedy Yuu się rozłączył, to powiedział, żebym podszedł bliżej torów, bo pociąg miał zaraz przyjechać, a on musiał na chwilę gdzieś pójść. Nie wnikałem już w to, tylko spełniłem jego prośbę.
Zapowiedziano, że na peron ma wjechać jakiś tam pociąg. W każdym razie nie był to bezpośredni z Shimane, tylko jakiś ekspres ze stacji koło Hanedy ( lotniska dop. aut. ). Najwyraźniej pociąg Taki miał przyjechać po tym. Ekspres zatrzymał się. Ludzie zaczęli z niego wysiadać. Po krótkiej chwili doszło do mnie wołanie.
- Kouyou! Takashima! Hej, tutaj!
Odwróciłem się. Kobiecy głos, który mnie wołał znałem dość dobrze.
- Shin...? - zamrugałem kilkakrotnie, kiedy dostrzegłem swoją byłą dziewczynę w tle. Dawno jej nie widziałem. Znacznie wydoroślała, a jej figura stała się bardziej kobieca. Poza tym z naturalnego koloru włosów przerzuciła się na ciemny brąz. Ledwo ją poznałem. Była naprawdę ładna.
- Kou-chan! - podbiegła do mnie ciągnąc za sobą torbę na kółkach. Puściła ją, kiedy była tuż przede mną i rzuciła mi się na szyję. - Kou, jak się cieszę, że cię widzę. Prawie nic się nie zmieniłeś! - otrzymałem od niej buziaka w usta.
- Shi-shinju, ledwo cię poznałem - wydukałem skołowany. Nie spodziewałem się jej spotkać.
- No widzisz, te kilka lat zrobiło swoje - roześmiała się i wtuliła we mnie.
Tak swoją drogą, to gdzie podział się Shiroyama, co? Jego nigdy nie ma, kiedy jest potrzebny! Pewnie wiedział, że Shinju ma przyjechać i umówił się z Taką, że to ja ją odbiorę. Dwa cwaniaczki. Z pewnością nie byli nawet pokłóceni.
- Shin, co tutaj właściwie robisz? - objąłem ją ostrożnie. Musieliśmy dziwnie wyglądać.
- Przyjechałam do wujka na kilka dni - oznajmiła wesoło. - Tak się cieszę, że to ty tutaj jesteś.
Czasami dziwiłem się, skąd u niej tyle pokładów radości. Ona ciągle się uśmiechała, ale to mi się w niej zawsze podobało. Była sobą, nikim więcej.
- Ach, rozumiem.
Nic nie rozumiem! Znowu! Powoli przestaję rozumieć samego siebie!
Nagle zauważyłem, że obok nas przemknęła czarnowłosa postać. Łypnąłem rozeźlonym wzrokiem na Shiro, który posłał Shin spojrzenie z niemą prośbą trzymaj go i nie puszczaj.
- Pociąg z Shimane wjedzie na...

- Taka zaraz tu będzie - Shinju oderwała się ode mnie i klasnęła w dłonie. Złapała mnie pod rękę, chwyciła swoją torbę, a następnie pociągnęła mnie za Yuu.
Pociąg z Shimane zaraz wjechał na peron. Zatrzymał się. Otworzyły się drzwi, a ze środka pojazdu zaczęli wychodzić pasażerowie. Jednym z nich był Takanori, który rzeczywiście miał ze sobą dwie ogromne torby. Spostrzegłem, że wraz z nim szedł ktoś jeszcze. Jaka dziewczyna. Była niewiele wyższa od Matsumoto. Miała włosy do ramion i była wyjątkowo zgrabna i smukła.
- Yuu! - pisnął Takanori zupełnie jak Shinju na mój widok. Chłopak puścił swoje rzeczy i podbiegł do Shiroyamy. Niemal wskoczył na niego. Mało brakowało, a obaj wylądowaliby na ziemi.
Towarzyszka Taki zaraz do mnie podeszła, zupełnie ignorując zakochaną parkę.
- Matsuyama Miho - przedstawiła się. - Ty pewnie jesteś Kouyou, a ty Shinju, tak? - uśmiechnęła się lekko. Należała raczej do tych osób, które od razu wzbudzały zaufanie. Z bliska mogłem przyjrzeć się jej twarzy, która była naprawdę atrakcyjna. Miała malutki nosek oraz oczy migdałowego kształtu. Usta również miała drobne i delikatne. Całą swoją urodę podkreśliła subtelnym makijażem.
- Tak, jestem Matsumoto Shinju, jestem kuzynką Taki, a to Takashima Kouyou - Shin wskazała na mnie.
- Taka mówił, że będziecie - uśmiechnęła się. 
Wszystko fajnie, ale co ja miałem do tego wszystkiego? Po co mi kazali przyjść na stację? Chcieli mi zrobić trójosobowy harem, czy jak?
- Kou-chan, pomożesz nam z rzeczami, no nie? - Shin lekko dźgnęła mnie w bok.
- Jasne - bąknąłem niepewnie.
Na bogów, dlaczego ja?


----


Cześć, żuczki! Jak wam zlatują wakacje? To już w końcu połowa ( nie mówię o studentach, pff ). Mam nadzieję, ze wszyscy macie się dobrze.

I...

Biorę na klatę wasze hejty na Kou i mówię wam, że prawdopodobnie rozdziały będą teraz z jego perspektywy, a przynajmniej ich część. Nie jestem w stanie pisać dla was tego super szczęśliwego aoiki. Wybaczcie, ale nigdy nie sądziłam, że osoba, dla której od początku było pisane to opowiadanie tak po prostu pójdzie sobie ode mnie. To przykre, ale postaram się dla was to skończyć ( lol, ostatni rozdział jest napisany ). Chociaż trudno mi wyobrazić sobie, że miałabym już nigdy nie napisać nic o tych Yuu i Tace. Chyba za bardzo się do nich przywiązałam. Nieważne, idę płakać do kąta.

Wybaczcie błędy. Liczę również na wasze opinie, żuczki~

Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. Chwała ci za to, że w końcu coś się dzieje z Kou. Z mojej strony nie rozumiem jak można go hejtować, zamiast tego pizdowatego kurdupla. Albo ryczy, albo się wkurza, zachowuje się jak tandetne uke i takie tam. No ale jak lubicie te yaoice, to takich jest od groma, może się ktoś przyzwyczaił. Tak czy siak, mi to nie pasuje, that's why to on ma ode mnie te hejty. Co wam Kou zrobił? D: Aoiki psuje?
    ahahah.

    Gdzie jest Akira? Przez chwilę przeszło mi na myśl, że ten się utopił, a Yutaka z depresji popełnił samobójstwo. Takie tam pierwsze wrażenie.
    No i szkoda, Miho z Taką to fajna parka, naprawdę mi się podobają.
    Ale nieee, why.

    Zdecydowanie lepiej mi się czyta z perspektywy Kojo.
    Fajnie się to czytało, tylko nadal nie wiem, czy to, że się pokłócili to fakt, czy nie *może nieuważnie czytałam poprzednie rozdziały, przepraszam D:* ale aż chce się przeczytać następny rozdział~

    OdpowiedzUsuń
  2. W koncu nowy migdal! Bardzo sie ciesze, gdyz od ostatatniej szczerej rozmowy Yuu i Taki nie moglam sie doczekac kolejnego rozdzialu... Od razu humor mi sie poprawil, gdy okazalo sie, ze Yuu jednak nie spal z Kou... Teraz zastanawia mnie dlaczego Miho i Shin przyjechaly razem z Taka... Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. :)
    Pozdrawiam i zycze duuuuuzo weny~

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff juz myslalam ze naprawde sie rozstali. Bedzie smutno jak sie skonczy. Moje ulubione opowiadanie :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oi~ Mnie tam rozdział z perspektywy Kojo podobał się. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek się do tego przyznam, ale polubiłam jego charakter, jaki wykreowałaś. Ja to mówię! Nie wierzę! ;A;
    Taka i Yuu... Oni to dopiero mają losy, jak bohaterowie dramy. Kłócą się - godzą. I tak w kółko. Szczerze, nie nadążam już za ich tempem XD Choć w sumie dobrze, że rzucili się sobie w ramiona. Już myślałam, że po tym nieporozumieniu Taka nie złamie się i nie przebaczy Yuu, dopóki ten nie przeprosi go na kolanach, w dodatku z bukietem kwiatów. Ach~
    Mimo że Hotaru była epizodyczną bohaterką (przynajmniej mam nadzieję!), to zdążyła mnie wkurzyć. Hejt, hejt, hejt! Kojo, dobieraj sobie inne typy, błagam ;___;

    Wybacz mi składnię zdań i brak spójności. Komentarz może być bez sensu. Gomene raz jeszcze ;~;
    I nie rycz mi tam w kącie, tylko pisz mi kolejne rozdziały, o! :c Przesyłam dużo wenki~ ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Po 2 dniach ogarnęłam że nie skomentowałam gomen! ♥ rozdział z perspektywy Kou...Nie lubie go w tym opo charakter jest wykreowany fajnie podoba mi sie on ale nie pasuje mi do niego.Czekam na rozwiązanie spraw rodzinnych (tak bardzo chce Yuu-chanowi zniszczyć życie i żeby sie dowiedział że jest synem kochanki ojca ♥) życze weny,czekam na nowe notki
    Pozdrawiam
    §Anze§

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, czyli to wszystko było ukartowane, nie pokłucili się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach te przebiegłe potworki. Wszystko ustawione!
    Czyżby ślub się szykował? :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty