Redo

Cześć, Skarbie~! Wszystkiego najlepszego z okazji Twoich siedemnastych urodzin! Nie mam pojęcia, czego mogłabym Ci życzyć, ale specjalnie dla Ciebie postarałam się skończyć na dzisiaj to opowiadanie. Mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz jesteś, jest Ci tam dobrze i niczego Ci nie brakuje (np. prażynek!). Trzymaj się ciepło, nie jedz za dużo słodkich krówek i słuchaj się Boga, Buddy, czy z kim tam teraz siedzisz. Dodam jeszcze, że jestem na Ciebie zła. Zła, że tak po prostu musiałaś sobie zniknąć, bo strasznie mi Ciebie brakuje. Kocham Cię i ściskam mocno~!


~


Pairing: Uruha x Ruki
Ostrzeżenia: depresja, samobójstwo




Deszcz cicho uderzał o szyby. Wszystko spowite było jednolitą, jesienną szarością. Nawet on wydawał mi się wtedy taki nijaki. Ale to było tylko złudzenie.
-Kochasz mnie? - zapytałem drżącym głosem, który przez jakiś czas unosił się w pustej sypialni. Spojrzał mi w oczy, a kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.
-Kocham cię. Naprawdę cię kocham.
Dotknąłem jego policzka.
-Naprawdę mnie kochasz - powiedziałem do siebie. Wciąż nie mogłem w to uwierzyć.
-Tak - zaśmiał się. - Strasznie cię kocham.

*

Zamknąłem za sobą drzwi i poszedłem do salonu, z którego słychać było włączony telewizor. Shima siedział na kanapie i patrzył beznamiętnym spojrzeniem w ekran urządzenia.
-Jestem - mruknąłem.
-Cześć, Taka - odparł.
Stałem chwilę w drzwiach, po czym poszedłem do kuchni. Zjadłem kolację i napiłem się ciepłej herbaty. Z jakiegoś powodu jedzenie nie mogło mi przejść przez gardło, które zaciskało się niemal za każdym razem, kiedy chciałem przełknąć kęs. Pozmywałem po sobie, po czym poszedłem do łazienki. Zrzuciłem z siebie przepocone ubranie i odkręciłem kurek z gorącą wodą w wannie. Oglądałem swoje ciało w lustrze, czekając aż wanna się napełni. Zakręciłem kurek, gdy uznałem, że cieczy jest już wystarczająco dużo i wszedłem do niej powoli. Usiadłem i chwilę pocierałem swoje ramiona, na których zrobiła się gęsia skórka. W końcu położyłem się i zanurzyłem się cały.

A gdybym się teraz utopił?

Po wyjściu z wanny wytarłem się szorstkim ręcznikiem i ubrałem spodenki do spania. Narzuciłem szlafrok na ramiona i poszedłem do Kouyou, który przysnął na kanapie.
-Kou - dotknąłem jego ramienia. Delikatnie nim szturchnąłem. Nie dałbym rady go przenieść, musiałem go obudzić.
-Mhm...? - uchylił zaspane powieki. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na ten widok.
-Chodź, skrzywisz sobie kręgosłup i przeziębisz się.
-Już, już - podniósł się do siadu, przecierając oczy. Wyłączyłem telewizor. W pokoju nastała całkowita ciemność.
Stałem chwilę w ciszy. On również nic nie mówił, tylko siedział. Czułem jednak, że patrzył na mnie. Włożyłem ręce w rękawy szlafroka i przewiązałem go sobie sznurem w pasie.
-Daj mi rękę - powiedział w pewnym momencie. Zaskoczył mnie tym, jednak ostatecznie podałem mu dłoń. Wstał i splótł nasze palce. Poszliśmy do sypialni, w której położyliśmy się spać.

A gdybym się jutro nie obudził?

Następnego dnia miałem paskudny humor. Bolała mnie głowa i miałem ochotę zaszyć się już na zawsze pod kołdrą. Kouyou powiedział, że to nic nowego. Zawsze tak się zachowywałem jesienią. Jakby nie mógł okazać mi chociaż odrobiny zrozumienia.
-Jestem z tobą trzy lata. Już się przyzwyczaiłem - wzruszył ramionami.
Zacisnąłem wargi i spojrzałem na ułożoną z fantazję kanapkę na talerzu. Kou przecież nie mógł jeść zwykłych kanapek.
-Kou, moglibyśmy...
-Słuchaj, Taka, może poszedłbyś jednak do lekarza? - przerwał mi. - Wiem, że już o tym rozmawialiśmy i ciągle się upierasz, że nic ci nie jest.
-Naprawdę nic mi nie jest - wymamrotałem, dalej patrząc na kanapkę.
Kouyou westchnął, po czym położył swoją dłoń na mojej. Powiodłem na niego wzrokiem. Swoje brązowe tęczówki utkwił we mnie.
-Pójdź chociaż raz. Zrób to dla mnie, Takanori.
Spuściłem głowę. W oczach stanęły mi łzy. Ten jeden raz mogłem coś zrobić dla niego.

*

Po mojej wizycie u psychologa Kouyou powiedział, że obaj zrobimy sobie wolne i wyjedziemy gdzieś we dwoje. Było to właściwie zalecenie od lekarza, bym zrobił sobie tydzień wolnego od pracy. W ten sposób wyjechaliśmy na trzy dni nad morze. Byliśmy poza sezonem, dlatego ceny były znacznie niższe, a ośrodki świeciły pustkami. Miałem cichą nadzieję, że może poczuję się lepiej. Jednak wcale tak nie było. Chodziliśmy po opustoszałej plaży i wdychaliśmy jodowane powietrze. Grzęźliśmy w wilgotnym piasku, a wiatr nieprzyjemnie uderzał w nasze twarze. W głębi byłem wdzięczny Kouyou za ten wyjazd. Wyszliśmy w końcu we dwoje z domu i byłem pewny, że wciąż mu na mnie zależało. To on bez przerwy nakłaniał mnie do odwiedzenia lekarza. Martwił się o mnie. Szkoda, że wcześniej nie zauważyłem, jak bardzo chciał mi pomóc.
-Zimno - mruknął Takashima, wsadzając ręce głęboko w kieszenie płaszcza. Szalik, który miał na sobie, przysłaniał mu prawie całą twarz.
-Uhm - naciągnąłem na siebie mocniej kaptur.
Wróciliśmy do ośrodka. Kou zamówił nam ciepły posiłek.
-Chyba będzie padać - mruknąłem cicho. Obejmowałem się swoimi rękoma. Nagle poczułem miękki materiał okalający moje ramiona. Shima narzucił na mnie bluzę. - Dziękuję.
Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Oparłem się o niego, przymykając powieki.
-Jak się czujesz? - zapytał.
-Dobrze.
Chwilę siedzieliśmy w krępującej ciszy. W końcu przyniesiono nasz posiłek. Zjedliśmy, oglądając popołudniowe wiadomości. Kou rozwiązywał później krzyżówki, a ja czytałem książkę. Wieczorem poszliśmy na kolację, po któej wyskoczyliśmy na drinka.
-Takanori, a co byś powiedział na to, żebyśmy wrócili do hotelu - mówił Shima, którego trzymałem za rękę. Picie alkoholu nigdy mu nie służyło, dlatego wolałem mieć go przy sobie. Sam trochę wypiłem, ale znacznie mniej od niego. - I poszli do naszego pokoju, a potem uprawiali seks?
-Seks? - powtórzyłem dla pewności.
-S-e-k-s - przeliterował. - Powiedz, kiedy ostatni raz ze sobą spaliśmy? Nie masz na to ochoty?
Nie odpowiedziałem.
-Jak nie masz ocho...
-Jasne, że chcę - powiedziałem szybko. Już zbyt wiele razy go odrzucałem, by robić to kolejny raz.
W pokoju Shima rozebrał mnie i siebie do naga. Przez długi czas leżeliśmy obok siebie i obejmowaliśmy się. W końcu Kou przystąpił do działania. Całował mnie i pobudzał. Starałem się nie być biernym. W końcu mężczyzna wszedł we mnie. Nie było mi dobrze. Z jakiegoś powodu czułem się okropnie. Seks nie był dla mnie tym samym, co kiedyś. Nie sprawiał mi przyjemności. Ale Kou było dobrze.
Po stosunku leżałem przez długi czas na brzuchu. Patrzyłem w ścianę i obejmowałem poduszkę ramionami. Shima leżał przy mnie i gładził mnie po plecach. Był wniebowzięty.
-Skarbie - powiedział cicho. Dawno mnie tak nie nazywał.
-Hm?
Przysunął się bliżej mnie. Otulił mnie swoimi ramionami.
-Dlaczego zawsze tłumisz w sobie wszystko? Czemu nigdy mi nie powiesz, że potrzebujesz pomocy? - wyszeptał wprost do mojego ucha. - Taka, co się dzieje?
-Nic się nie dzieje - odpowiedziałem cicho. - To przecież zwykłe przemęczenie. Nie martw się o mnie.
Już nic do mnie nie mówił. Po jakimś czasie zasnął. Ja również to zrobiłem, chociaż się bałem. Bałem się moich pustych snów i nowego dnia.

Bardzo chciałem się już nigdy nie obudzić.

Następnego dnia naszego urlopu poszliśmy do aquaparku. Spędziliśmy tam większość dnia. Później wybraliśmy się do kina i na jakiś koncert mało znanego zespołu folkowego. Cały dzień padał deszcz.
Wieczorem Kou zaproponował, żebyśmy zagrali w "zgadnij kto to". Przy tym całym zgadywaniu zaczęliśmy się śmiać. Ucieszyło to Kouyou, bo z reguły praktycznie nigdy się nie śmiałem.
Później położyliśmy się spać.
W nocy przestało padać.

*

Po powrocie do domu Kou poszedł do pracy, a ja jeszcze zostałem na urlopie. Cały pierwszy dzień samotnego siedzenia w domu spędziłem w salonie na patrzeniu w wyłączony ekran telewizora.
Kolejny dzień urlopu spędziłem w taki sam sposób. Chodziłem z pokoju do pokoju, zastanawiając się, co ze sobą robić. Z każdą mijającą sekundą wydawało mi się, że powoli się zmniejszam.
-Dobrze się czujesz? - zapytał Kou przy kolacji. Patrzyłem nieprzytomnym wzrokiem przed siebie i nic nie mówiłem.
-Tak - odparłem cicho. Odchrząknąłem zaraz i spojrzałem na niego. - Zamyśliłem się.
-Taka, może zostanę z tobą jutro? - zapytał. Jego głos i oczy przepełnione były troską.
-Nie, nie musisz.
-To może pójdziesz znowu do lekarza? - zapytał. - Takanori, naprawdę się martwię.
Zacisnąłem wargi w cienką linię. On westchnął tylko.
-Zostanę i pójdę z tobą do lekarza - powiedział.

*

Po wizycie u lekarza Kou nie spuszczał mnie z oczu. Dostałem jakieś dziwne antydepresanty. Tabletki były małe, owalne i zamknięte w białym opakowaniu.
-Może ci się poprawi - odłożył opakowanie leków do apteczki.
-Mogę cię o coś zapytać? - oparłem się o szafkę. Kou nastawił wodę w czajniku na herbatę.
-Słucham.
-Dlaczego jesteś ze mną tak długi czas?
Spojrzał na mnie bez większego wyrazu na twarzy.
-O co ci chodzi? - odwrócił się do mnie plecami. Wyciągnął papierosa z paczki leżącej na stole, po czym go zapalił.
-Chcę tylko wiedzieć.
-Po ci wiedzieć, dlaczego jestem z tobą tak długo? Sam mógłbyś sobie na to odpowiedzieć.
-Nie...
-Po cholerę myśleć, no nie? Po co zdać sobie sprawę z tego, że wszystko robię dla ciebie, że chcę, żebyś był szczęśliwy. Tak trudno jest ci to zauważyć? - strzepnął popiół do popielniczki. -Jestem z tobą, bo darzę cię głębszym uczuciem, które nie pozwala mi od ciebie odejść.
-Gdyby nie było tego uczucia, odszedłbyś ode mnie?
Wzruszył ramionami.
-Kto wie. Może.

A gdybym to ja odszedł?

Wieczorem Kou objął mnie i położył głowę na moim ramieniu. Zerknąłem na niego znad książki. Również go objąłem. Po jakimś czasie zsunął się na moje kolana. Wplątałem dłoń w jego włosy, a on zamknął oczy.
-Powiedz - zaczął cicho. - Czy żywisz do mnie to samo uczucie, którym ja obdarzam ciebie?
Zapatrzyłem się na jego zmęczoną twarz. Nie wiedziałem, co czuję. Byłem jak wyjałowiona gleba, na której nie rosły nawet chwasty. Suchy, pusty i szorstki. Nie miałem pojęcia, czy nadal umiem być z Kou, który znosił mnie przez trzy lata.
-Nie wiem - powiedziałem cicho. Takashima otworzył oczy i spojrzał prosto w moje. Czułem, że zaraz się rozpłaczę. Głos strasznie mi drżał i podskoczył o oktawę. - Nie mam pojęcia czy to jest to samo, ale gubię się bez ciebie. Ciągniesz mnie za rękę jak rodzic małe dziecko. Nie radzę sobie.
Zaśmiał się, po czym znowu zamknął oczy.
-Przepraszam cię, Kouyou - po moim policzku spłynęła łza. - Praktycznie nigdy nie mówiłem ci o moim uczuciach względem ciebie. Nie umiem mówić o tym otwarcie.
-Nie chcesz, żebym wiedział?
Pokręciłem głową, czego nie mógł zobaczyć.
-Nie umiem ci powiedzieć, co do ciebie czuję, bo ja w ogóle nic nigdy nie czuję od dłuższego czasu. Nic mnie nie cieszy. Mam wrażenie, że się kurczę albo rozpadam.
Przez jakiś czas milczeliśmy. W końcu Kou podniósł się i wstał.
-Pójdę się położyć. Dobranoc.
Poszedł do sypialni.
Chciałem coś powiedzieć, ale głos utkwił mi w gardle. Chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak mocno zraniły go moje słowa.

Kouyou, przepraszam...

*

Kilka dni później, kiedy już wróciłem do pracy, Kouyou nagle oznajmił, że musi wyjechać na dzień.
-Delegacja - westchnął głośno, pakując się do torby. - Wracam jutro popołudniu. Dasz sobie przez ten czas sam radę?
-Dam - podałem mu koszulkę. Zapakował ją do torby - Uważaj na siebie.
-Jasne. Zawsze na siebie uważam - wyszedł do łazienki, a ja usiadłem na łóżku, obok walizki. W środku były dwie koszulki, bielizna na zmianę, para dżinsów, wypastowane mokasyny, kapcie i kosmetyczka. Nic niepotrzebnego.
Shima zaraz wrócił z pokrowcem. Pomogłem zapakować mu garnitur.
-Posłuchaj, w razie czego, dzwoń. Spotkanie pewnie skończy się po południu, najwyżej potem do ciebie oddzwonię. Nie musisz się nagrywać na sekretarkę.
-Jasne - oparłem się o ścianę. Kou ubierał szybko buty.
Mężczyzna wyprostował się i podszedł do mnie. Objął mnie, całując we włosy.
-Nie rób niczego głupiego - mruknął, przyciskając usta do mojej głowy. - Tabletki bierz po jedzeniu. Pamiętaj o ustalonych godzinach. W lodówce masz gotowy obiad, musisz go tylko odgrzać. Poradzisz sobie, prawda?
-Poradzę, poradzę - objąłem go. Kouyou ujął moją twarz w dłonie, po czym pocałował mnie czule. Przymknąłem powieki, oddając się pieszczocie. Gdy tylko się ode mnie oderwał, uśmiechnął się do mnie.
Shima zaraz wyszedł, zostawiając mnie samego w mieszkaniu na całą noc i następny dzień.

*

Następnego dnia nie poszedłem do pracy. Usiadłem z butelką ulubionego piwa Shimy na podłodze. Za oknem padał deszcz. Patrzyłem na to zjawisko beznamiętnie. Czułem się bardziej pusty niż zwykle. Naciągnąłem na siebie koc i oparłem się głową o kanapę.
-Zimno - mruknąłem do siebie.
Wczoraj wieczorem i rano nie wziąłem tabletek. Nie chciałem ich brać, chociaż bez nich czułem się teraz jeszcze gorzej.
Wypiłem do końca całe piwo, jakie miał Kouyou i z szumiącą głową oraz lekko rozmazanym obrazem, poszedłem do kuchni. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się strasznie niedobrze. Wyciągnąłem z szafki opakowanie antydepresantów i usiadłem z nim na chłodnych kafelkach. Odkręciłem wieczko i wysypałem tabletki na rękę. Patrzyłem na nie jakiś czas, a następnie podniosłem się, ściskając prochy w dłoni. Wyciągnąłem z szafki butelkę kilkuletniego, słodkiego wina. Było do połowy wypite. Bez większych problemów wyciągnąłem korek. Włożyłem kilka tabletek do ust. Popiłem je alkoholem. I tak w kółko, dopóki nie została mi ostatnia tabletka. Ledwo co widziałem, ale udało mi się wyciągnąć z kieszeni telefon i wykręcić numer Shimy.
-Tu Takashima Kouyou. Niestety, nie mogę teraz rozmawiać - rozbrzmiał jego głos nagrany na sekretarce. - Zostaw wiadomość, później oddzwonię. 
-Cześć, Kou - zacząłem łamiącym się głosem. - Pewnie nawet tego nie odsłuchasz, bo miałem się nie nagrywać. Obiecałeś, że oddzwonisz. Pamiętam. Ale wiesz, zrobiłem coś głupiego. Coś tak głupiego, że gdybyś tu był, to byś się na mnie zdenerwował. Po prostu chciałem ci podziękować, że wytrzymałeś ze mną tak długi okres czasu, jakim były te trzy lata. Jesteś jedyną osobą, która była ze mną tak długo. Przepraszam, że mówię ci to w taki sposób i w takich okolicznościach, ale... strasznie cię kocham. Zawsze cię kochałem. Jesteś największym i jedynym szczęściem, jakie przytrafiło mi się w całym tym moim życiu. Wybacz, że mówię to dopiero teraz, ale wydaje mi się, że ty o tym doskonale wiesz. Znasz mnie, jak nikt inny. Przepraszam cię za wszystkie głupstwa, jakie wyrobiłem w swoim życiu. Jest mi strasznie przykro. Życzę ci jednak szczęścia. To pewnie dziwne, wyskakiwać teraz z życzeniami, ale sam nie wiem już, co takiego mówię. Coraz gorzej widzę, moje ręce są słabe. Kochanie... nie poddawaj się, dobrze? Wróć bezpiecznie do domu, a mną się nie przejmuj, okej? Pójdę już spać. Nie wiem, która jest godzina, ale tak, położę się już. I jeszcze raz... kocham cię... dobranoc...
Zakończyłem połączenie. Telefon wypadł mi z dłoni. Spadł na podłogę, chyba odpadła od niego klapka, ale nie byłem pewny. Włożyłem do buzi ostatnią tabletkę i popiłem ją winem, które wypiłem już do końca. Odłożyłem niedbale butelkę na bok. Potoczyła się po podłodze. Opadłem bezwładnie na podłogę. Już nie mogłem wytrzymać tego bólu.
Nagle zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiłem i, w jaki sposób miało się to skończyć. Nie chciałem umrzeć, nie chciałem zostawiać Kouyou, nie. Ale teraz nie było już odwrotu. Mogłem jedynie skręcać się z bólu i przeklinać siebie w myślach.
Po niedługim czasie poczułem, że odlatuję i to dosłownie. Ostatni raz obrzuciłem spojrzeniem sufit w salonie. Zamknąłem oczy, powoli zasypiając. Ostatnie, co usłyszałem, było dzwonkiem mojego telefonu.

Komentarze

  1. Jezus... Poryczalam sie. Bardzo smutne opowiadanie... Ale swietne. Tak strasznie szkoda mi Kou i Taki. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Filsy <|3 Naprawdę smutne, nawet nie wiem, co mam napisać <|3

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne. Mam wrażenie (?), że strasznie "ogólnie opisane", ale w sumie to nawet pasuje tutaj... chociaż chyba w trochę złym momencie to czytam, huh.
    Pozdrawiam gorąco ~

    OdpowiedzUsuń
  4. to ja karolina...pisze jako anonim bo nie jestem zalogowana na laptopa...opko fajne...al moglo byc czesc druga to by bylo wiAdomo czy zyje czy nie...a ogolnie piekne zem sie poplakala prawie czekam na wiecej...pozdro z nad morza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    bardzo smutny tekst, popełnił samobójstwo i w ostatnim momencie zrozumiał co zrobił, i że go kocha..
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Uruki... Uwielbiam Uruki. ❤︎
    Oneshot jest prościutki, niby zayczajny, a jednak ma w sobie coś. Coś co powoduje, że znowu odnajduję cząstkę siebie. Tym razem u bohatera, jakim jest Taka. Kou tak bardzo się starał mu poprawić samopoczucie, a Takanori nie docenił tego... Chociaż, chociaż może docenił? Trudno jest walczyć z depresją. Człowiek chce z całych sił coś zmienić, ale jak zwykle coś go hamuje. Brak energii, przygnębienie... Bardzo zabolały mnie słowa Kou o uczuciu do Taki, tak samo jak Taka powiedział, iż nie wie co tak naprawdę czuje do Kou. A jeszcze bardziej poszarpała mo serce scena, gdy Kou caluje Takę w czoło mówiąc "nie rób niczego głupiego, dbaj o siebie". Mam nadzieję, że Kou zrozumie występek Taki i mu wybaczy. Oraz to, że jednak sam Taka nie odszedł. I, że wszystko się ułoży... Im...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mi serce*
      Pisanie komentarzy z telefonu tak bardzo mnie dobija. Sprawdzasz, czy nie ma literówek, a one i tak się wszędzie wepchną! :(

      Usuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty