Migdałowe serce IV 15
O wróżce i mężczyźnie zawiniętym w dywan
Powolne, marcowe słońce wyłaniało się znad horyzontu. Siedziałem jak na
szpilkach i wpatrywałem się w nie. Żadne ptaki nie ćwierkały. Dookoła panował
jeszcze chłód, a resztki śniegu zalegały okolicę.
-Już niedługo - powiedziałem do siebie. Ścisnąłem mocniej książkę w
dłoniach. Zamknąłem na moment oczy. Wyobraziłem sobie, jak perfekcyjnie piszę
egzamin. Zdaję go najlepiej z całej grupy. Tego właśnie chciałem - być lepszym
od innych. Musiałem taki być, by osiągnąć cel, a to nie było łatwe.
Wziąłem prysznic i ubrałem się. Kiedy było wpół do siódmej, zadzwoniłem do
Yuu. Wsłuchiwałem się w dźwięki sygnału, aż w końcu odebrał.
-Wybacz, brałem prysznic - wyjaśnił, odbierając. Musiał chyba biec do
telefonu, gdyż miał przyspieszony oddech. - I jak się czujesz?
-Z nerwów boli mnie brzuch - wypuściłem powietrze ustami.
-Będzie dobrze. Zdasz to. Powtarzałem nawet z tobą materiał.
-Mimo wszystko...
-Takanori, jesteś najlepszy, rozumiesz? Zdasz to na sto procent.
-Tak sądzisz?
-Tak będzie. Nie ma innej opcji.
-Cieszy mnie to - mruknąłem. - Ale mam do ciebie prośbę.
-Jaką?
-Nie przyjeżdżaj jutro. I nie dzwoń do mnie. Sam to zrobię, kiedy będę znał
wyniki.
-Jesteś pewny?
-Tak.
-No dobrze. Jeśli tego chcesz. Ale pamiętaj, że w razie czego...
-Mogę zawsze na ciebie liczyć.
-Dokładnie.
Zaśmiałem się.
-Yuu, wiesz, nie mogę się doczekać lipca - powiedziałem z rozmarzeniem w
głosie. - To będzie najpiękniejszy miesiąc w całym moim życiu.
-Ja też nie nogę się tego doczekać - wyczułem niepewność w jego głosie. Od
razu poznałem, że się wahał.
-Mówisz to bez przekonania - wytknąłem mu.
-O rany, bo się denerwuję. Nie wierzę, że to mówię, ale boję się tego, jak
wszyscy będą się na nas gapić. Potem trzeba będzie z nimi rozmawiać i... To
mnie przeraża.
-Nie wierzę, że to mówisz.
-Ja też. Ale postaram się to znieść dla ciebie.
-Dzielny jesteś - stwierdziłem. W moim głosie nie było za grosz
przekonania.
-Bo cię kocham. To pewnie dlatego.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Odezwę się do ciebie za jakiś tydzień, dobrze?
-Jasne - mruknął. - I Taka, bo... - urwał. Zapadła między nami cisza.
-Bo?
-Bo... Jutro ma u was padać. Nie zapomnij parasola, dobrze?
Zaśmiałem się.
-Jak ty się o mnie troszczysz nawet na odległość. Odezwę się za tydzień, pa
misiu.
-Pa.
-Kocham cię - dodałem jeszcze i się rozłączyłem.
Odrzuciłem komórkę na futon. Zacisnąłem wąsko wargi. Poczułem nagle silny
strach. Nie wiedziałem nawet do końca przed czym. Moje przeczucie jednak często
się sprawdzało.
*
Po napisanym egzaminie poszedłem z Miho na obiad. Przez dłuższy czas rozmawialiśmy
o tym głupim kolokwium. Obydwoje byliśmy podłamani egzaminem. Potem jeszcze
zaczęliśmy wylewać swoje żale.
-Spotkałam się z nim raz a on od razu chciał iść ze mną do łóżka,
rozumiesz? - zakryła twarz dłońmi. - Od razu się z nim pożegnałam. Miałam go za
lepszego.
-Biedactwo - westchnąłem. - Ale doskonale cię rozumiem. Opowiedz mi o tym.
-No spotkałam się z nim, potem zaprosił mnie do siebie i chciał się
pieprzyć. Pewnie, gdybym czegoś tam do niego nie czuła, to od razu byśmy się
przespali. Ale ja chciałam z nim stworzyć poważny związek.
-Co to za kretyn - westchnąłem.
-Tak, a teraz mam cholerną ochotę na seks.
-Poszedłbym z tobą do łóżka, ale tak przed ślubem samym to mi chyba nie
wypada.
Miho parsknęła.
-Już nie mogę się doczekać, aż was zobaczę tak we dwóch na ślubnym kobiercu
- klasnęła uradowana w dłonie. - Ale po ślubie masz się nie skupiać wyłącznie
na Yuu, jasne? Pamiętaj o swojej żonce.
-Żonce? - zaśmiałem się.
-W tej chwili jesteśmy po rozwodzie, ale tak, byłam przecież twoją żoną.
-Ach, no tak! - pacnąłem się w czoło. - Jak mógłbym zapomnieć.
Westchnęła przeciągle, splatając dłonie na blacie stolika.
-Martwi cię coś, oprócz egzaminu? - zapytała.
-Yuu chyba zaczął się wahać. Rozmawiałem z nim rano i powiedział, że się
boi - zacisnąłem wargi, kręcąc głową.
-Boi się?
-Ślubu - mruknąłem.
Miho pokiwała powoli głową. Utkwiła spojrzenie w gdzieś w przestrzeni.
Zdaje się, że próbowała dojść do jakiś wniosków z moich domysłów. Nie zajęło
jej to dużo czasu.
-Może boi się wiązać tak na stałe, bo widzi, że są inne, równie dorodne
ryby w stawie?
Prawie się oplułem na jej porównanie.
-Dorodne ryby...?
-Żeby nie powiedzieć fajne dupy.
-Czyli uważasz, że Yuu ogląda się za innymi, kiedy nie patrzę? - upiłem
mały łyk wody ze szklanki.
-Może tak robi. To facet.
-Mój facet. Ej, ja też jestem mężczyzną, nie zapominaj o tym.
-O tym niestety nie mogę zapomnieć - powiedziała jakby bardziej do siebie.
- Taka-chan, co z tego, że to twój facet, ale on zawsze może się odkochać.
Wybiegnie z urzędu jak oparzony i niczym struś pędziwiatr ucieknie ci sprzed
nosa.
-Mój brat pewnie by go udusił, gdyby doszło do tego typu sytuacji.
-Pomogłabym mu - mruknęła. - Powiem ci, że średnio przepadam za twoim Yuu.
Był wobec mnie dosyć chłodny, jak przyjechałam z tobą do Tokio.
-Był zazdrosny strasznie wtedy, już ci mówiłem.
-No rozumiem, dobrze.
Spojrzałem na nią uważnie.
-Nie lubisz go?
-Nie powiedziałabym, że go nie lubię. Może czuję do niego pewną sympatię.
Widzę, że się o ciebie troszczy, kocha cię i to szczerze. Sama nie wierzę, że
to mówię, ale ludzi potrafię przejrzeć na wylot, a jedyne, co u niego
dostrzegłam toto, że kocha cię on bardziej niż własne życie. Może to wzbudza we
mnie tę sympatię. Jest osobą, która nie da krzywdzić swoich bliskich i można na
nim polegać. To daje mu duży plus.
-Myślisz, że ucieknie, zanim oficjalnie powie mi tak? - zapytałem z lekką
obawą w głosie. Z jakiegoś powodu wizja bycia tak podle zostawionym sprawiła,
że zaczęło mi się lekko kręcić w głowie. - Już kiedy byłem w liceum bardzo
chciał się ze mną związać na stałe.
Miho zacisnęła wąsko wargi. W głowie zaczęło mi strasznie szumieć.
Zupełnie, jakbym zamiast mózgu miał stary, popsuty telewizor.
-Nie wiem - odparła cicho, spuszczając głowę.
Miho miała bardzo wyczuloną empatię i posiadała bardzo ciekawą zdolność
przewidywania. Nie była jakąś wróżką, ale niewiele jej do kogoś takiego
brakowało. Kobieta już wielokrotnie odgadywała moje nastroje, dedukowała
wydarzenia z mojego życia i przewidywała, co się stanie. Nigdy się jeszcze nie
pomyliła.
-Dlaczego mi to robisz? - zapytałem z bólem.
-Nie, on tego nie zrobi - podniosła gwałtownie głowę. - Nie mógłby,
tylko... Jest coś, o czym mi nie powiedziałeś o Yuu. Mam rację?
Zacisnąłem wargi, po czym zakryłem twarz dłońmi. Powoli, Takanori -
powiedziałem do siebie w myślach. - Nie możesz mówić o tym.
-Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałem mu, że nikomu nie powiem.
-Jeśli tak wolisz - podparła głowę ręką. - Zadzwoń do niego dzisiaj
wieczorem. Myślę, że to ci pomoże - doradziła mi. - Miałeś tego nie robić, ale
tak będzie lepiej dla was obu.
*
Po powrocie do domu, miałem jedynie ochotę się położyć i już nigdy więcej
nie wstawać. Nie mogłem sobie jednak na to pozwolić. Noriko od razu zaczęła
wypytywać mnie o kolokwium. Widząc, że nie byłem zbytnio chętny do rozmowy na
ten temat, przestała mnie męczyć. Zrobiła mi jednak herbatę i kazała usiąść w
kuchni.
-Słuchaj, Taka, mam do ciebie małą prośbę - usiadła przede mną. Objąłem
kubek rękoma i spojrzałem na nią obojętnie.
-Prośbę?
-W przyszłym tygodniu będę musiała pojechać do Kioto. Prawdopodobnie zostanę
tam na dwa dni.
-W Kioto?
-Tak. Chodzi o to, czy mógłbyś przypilnować na ten czas Chie. Nie chodzi mi
o to, że masz za nią chodzić krok w krok. Ma po prostu iść do szkoły i z niej
wrócić. Zostawię wam jedzenie do odgrzania - zawahała się na moment. - Chyba,
że masz jakieś plany z Yuu lub...
-Nie, w porządku. Niczego nie planujemy - odparłem szybko. O wiele za
szybko. Chyba wyczuła moje zdenerwowanie. Zmarszczyła czoło, pochylając się do
przodu.
-Coś się stało?
Przesunąłem wzrokiem po kuchennych szafkach. Były idealnie wysprzątane.
Ciocia lubiła ład i porządek, a zwłaszcza w kuchni.
-Sam nawet nie wiem. Yuu chyba zaczął się wahać. Może to ja zbyt mocno się
przejmuję, bo pewnie się denerwuje przed całym przedsięwzięciem.
-Na pewno zjada go stres. Musisz go zrozumieć.
-Wiem. Ja też się stresuję. Będziemy musieli wyznać sobie uczucie przed
grupą ludzi. To krępujące.
-Dacie radę. Dzielne z was dzieciaki - zaśmiała się. - Mielibyście równie
dzielne dzieci.
Wziąłem wdech ustami, zapowietrzając się. Ciocia posłała mi zaskoczone
spojrzenie.
-Wszystko dobrze?
-Nie będziemy mieć swoich dzieci - mruknąłem.
-No nie. To raczej niemożliwe.
Westchnąłem. Ciocia posłała mi spojrzenie pełne niepewności.
-Musiałeś się z tym liczyć, prawda?
-Tak... Ale po prostu... Czuję się z tym gorzej.
Noriko była wyraźnie zakłopotana moim wyznaniem. Nie wiedziała, gdzie
utkwić wzrok i nerwowo przygryzała wargę.
-Przepraszam, że ci o tym mówię - starałem się jakoś rozluźnić sytuację. -
Nie przejmuj się tym.
-Takanori...
-Zajmę się Chie - wstałem gwałtownie od stołu. - Pójdę do siebie.
Tej nocy miałem okropny sen. Biegłem po jakiś bagnach rodem z horroru. Dookoła
mnie unosiła się mleczna mgła. Była tak gęsta, że z trudem dostrzegałem, dokąd
zmierzam. Nogi grzęzły mi w błocie, potykałem się o kłody i co pewien czas
wywracałem się. Czułem zmęczenie w całym ciele, a zwłaszcza w nogach. Nie
poddawałem się jednak i sunąłem przez mokradła pomiędzy chudymi, nagimi
drzewami, które rzucały upiorne cienie.
Na tym polegał mój cały sen. Biegłem bez celu przed siebie.
Gdy się obudziłem, czułem się, jakbym przebiegł cały maraton. Wszystko mnie
bolało, byłem strasznie spocony i miałem wrażenie, jakby ktoś mi wiercił dziurę
w głowie. Chwiejnym krokiem poszedłem do łazienki na piętrze i wziąłem
prysznic. Było około piątej, dlatego prawdopodobnie wszyscy jeszcze spali.
Starałem się być cicho, by nikogo nie obudzić. Gdy wyszedłem z łazienki, pod
drzwiami zastałem Chie. Dziewczyna siedziała na podłodze z głową włożoną między
nogi. Na początku chciałem po prostu przejść obok niej obojętnie, jednak zaraz
zmieniłem zdanie. Dziewczyna jęknęła cicho, podnosząc głowę. Pochyliłem się nad
nią. Była blada, a jej czoło pokrywały drobne kropelki potu.
-Chie? Co się stało? - złapałem ją za ramiona.
-Niedobrze mi - wymamrotała, zakrywając twarz dłońmi. - Zaraz się porzygam.
-Lepiej w łazience niż tu. Chodź - wziąłem ją pod rękę i niemal zawlokłem
do toalety. Miała nogi jak z waty i ledwo mogła na nich ustać. Gdy tylko
znaleźliśmy się w łazience, ona wyrwała mi się, siadając na chłodnej podłodze i
pochyliła się nad muszlą klozetową. Przytrzymałem krótkie włosy, które
zakrywały jej twarz. Dziewczyna zwróciła resztki jedzenia, po czym niemal padła
na podłogę.
-Coś ty zjadła? - klęknąłem przed nią. Ująłem jej twarz w dłonie i uważnie
na nią popatrzyłem. Nie była pijana, żadnych dragów też raczej nie wzięła.
Wyglądała raczej, jakby miała grypę żołądkową.
-To samo, co ty wieczorem - mruknęła.
-Na pewno? Chie, nie brałaś niczego?
-Nie.
-Nie kłamiesz?
-Nie kłamię. Dlaczego od razu posądzasz mnie o takie rzeczy?
Pomogłem jej się podnieść. Umyła zęby, po czym poszedłem z nią do kuchni.
Dałem jej tabletkę rozkurczową i wodę do popicia. Zrobiłem jej również ciepłej
herbaty. Dziewczyna siedziała na krześle i patrzyła uważnie, jak krzątam się po
kuchni.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - zapytała.
-A byłem kiedyś wredny?
-Nie.
Uśmiechnąłem się do niej. Zaraz znalazłem termometr i kazałem zmierzyć jej
temperaturę. Miała trzydzieści siedem i sześć stopni.
-Jak nic grypa - stwierdziłem.
-I co teraz?
-Wracasz do łóżka. Później powiesz cioci, że źle się czujesz i pójdziesz do
lekarza. Żadna filozofia.
Chie wróciła do swojego pokoju, a ja do swojego. Położyłem się na futonie i
przez długi czas patrzyłem się w sufit. Czas mijał powoli. W końcu minęła
szósta. Postanowiłem się ubrać i wyjść na spacer. Nigdy nie sądziłem, że będę
tak wcześnie chodził po Matsue. Miasto było o wiele ładniejsze od Tokio. Miało
w sobie ten starojapoński klimat .
Chodziłem tak praktycznie pustymi uliczkami, zastanawiając się, co się
ostatnio działo. W ciągu ostatniego tygodnia raz niemal pozabijaliśmy się z
Yuu. Mężczyzna miałł pod koniec czerwca pojechać do Mie. Musiał się stawić na rozprawie dotyczącej wydarzeń sprzed
dwóch lat. Konkretniej chodziło tutaj o uprowadzenie mnie i wszystkie
późniejsze wydarzenia, które miały miejsce. Yuu zamordował Rena, jego wspólnika
Michio oraz Odę, a później podpalił cały pub. Lokal, jak się później okazało,
należał do całej tej grupy, z którą kiedyś trzymał Shiroyama. Wcześniej czy
później, Shiro musiał ponieść konsekwencje. Naraził się poważnie całemu
gangowi.
A o co się pokłóciliśmy? O cały ten wyjazd. Yuu doskonale wiedział, że mógł
podupaść na zdrowiu przez to wszystko, ale mnie nie słuchał.
-Albo ja do nich pojadę, albo oni sami po mnie przyjdą. Rozumiesz? To
będzie bezpieczniejsze dla otoczenia i dla ciebie.
-Jak masz tam jechać, to ja z tobą. Nie zostawię cię.
-Tłumaczę ci, że nie chcę cię na nic narażać, a ty się upierasz.
-Bo ci obiecałem, że cię nie zostawię - syknąłem wściekle. - Pamiętasz?
-A ja ci chyba obiecałem, że będę cię chronić, ale mi to trochę utrudniasz
- uniósł jedną brew.
-O, zabawne - wywróciłem teatralnie oczami.
Shiroyama dość mocno wtedy nagrabił sobie u mnie. Obaj byliśmy uparci w
takich sprawach. Ja nie mogłem odpuścić, bo bym kolejny raz w swoim życiu
wyszedł na uległą stronę. Chciałem zmusić Yuu do kapitulacji. Rozważałem nawet
zaszantażowanie go poprzez odwołanie całego ślubu. Po dłuższym przemyśleniu
tego planu uznałem, że nawet by się zgodził odwołać całą ceremonię. No ba!
Jeszcze by się pewnie ucieszył, że mu to zaproponowałem. Pieprzony (nie przeze
mnie niestety) hipokryta. Najpierw mi spokoju nie dawał, a teraz ma jakieś
wątpliwości.
Kolejną opcją też był szantaż, ale znacznie brutalniejszy. Yuu jedzie sam,
ja się o tym dowiaduję i pełen frustracji zrywam z nim. Powiedziałem mu już
nawet, że jeśli pojedzie sam, to będzie mógł potem wybrać się tutaj, a ja dam
mu jakiś duży kamyczek, sznur i osobiście zaprowadzę go na most. Mówił mi
przecież, że gdyby miał żyć beze mnie, to popełniłby samobójstwo.
Opcją trzecią było wpakowanie się do torby Yuu albo bagażnika. Gdybym
wcześniej zamknął się w samochodzie, to by może nie zauważył...
Czwarty punkt, czyli łapanie się drutu kolczastego, to przekonanie Kouyou,
by przekonał Yuu, że ma mnie zabrać ze sobą. Znając jednak Takashimę, to pewnie
zrobiłby mi na złość i stanął po stronie Shiro. Wychodziło więc na to, że
Kouyou to była ostateczna ostateczność.
Następne dni minęły mi na zwyczajnym chodzeniu na uczelnię. Chociaż Miho
mówiła mi, żebym zadzwonił do Yuu, to nie zrobiłem tego. Dopiero w środę, gdy
wywiesili listę, przejęty zadzwoniłem do Shiroyamy z toalety na uczelni.
-Zdałem! - oznajmiłem mu uradowany. Oparłem się o umywalkę. Jak dobrze, że
dbano tutaj o porządek. - Mam najlepszy wynik, murowana piątka!
-I o co ty się tak martwiłeś, hm? Ale i tak gratuluję.
-A dziękuję - zaśmiałem się. - To jak? Przyjedziesz na weekend? Ciocia
wyjeżdża w czwartek wieczorem i wraca późno w sobotę. Będzie jeszcze Chie, ale
wiesz jaka ona jest.
-Postaram się przyjechać w piątek.
-Dopiero?
-Wcześniej niestety nie mogę. Wiesz o tym przecież. Poza tym, uprzedź
lepiej ciotkę, że przyjadę.
-Zrobię to, spokojnie - zerknąłem na mężczyznę, który wszedł do toalety.
Nie zwrócił na mnie zbytniej uwagi. Jedynie podszedł do pisuaru i zaczął
załatwiać swoją potrzebę.
-Słuchaj, nie mogę teraz za bardzo rozmawiać. Jestem w pracy.
-Przeszkadzam ci?
-Mnie nie, ale gdyby szef mnie zobaczył teraz, to bym otrzymał reprymendę.
-W głębi serduszka twój szef to dobra i kochana osoba.
Shiro zamilkł na krótką chwilę.
-Czegoś ty się nawdychał?
Parsknąłem.
-Kotku, jeszcze raz ci gratuluję. Zadzwonię jednak wieczorem, dobrze?
-Dobrze. No to trzymaj się tam.
-Też się trzymaj.
Cały następny dzień ciągnął mi się w nieskończoność. Noriko była jednak
trochę uspokojona, gdy oznajmiłem, że Yuu przyjedzie. Raczej nie pomyślała o
tym (a może pomyślała, ale nie dała tego po sobie poznać...?), że jeśli to mój
narzeczony, to będziemy robić różne, niezbyt przyzwoite rzeczy. No na przykład
będziemy późno chodzić spać albo obejrzymy jakiś film oznaczony jako +16. Ooo,
tak...
Ciotka z pewnością nie musiała się martwić o to, że będziemy w nocy
zakłócać ciszę nocną z mojego pokoju, a konkretniej futonu (chyba, że
zostalibyśmy na tatami). Z Yuu wpadliśmy na pomysł, że do samego ślubu nie
będzie między nami żadnych zbliżeń. Było to dosyć trudne zadanie, ale chcieliśmy
się sprawdzić. Rozumiem, że ja mógłbym wytrzymać dosyć długo bez seksu, ale
Yuu? On po miesięcznej przerwie był tak cholernie zazdrosny o wszystko, że
trudno byłoby mi wyobrazić go sobie po kilku miesiącach bez żadnego stosunku.
Oczywiście nie wspomnę tu już o masturbacji. Yuu nie był praktykujący w
ćwiczeniu swojej prawej ręki (lewą nigdy tego nie robił), ale przyznał mi się,
że odkąd znowu się zeszliśmy, zdarzyło mu się to dokładnie trzy razy. Wolałem
oczywiście, by nie zadowalał się w taki sposób, ale lepsze było to niż jakaś
przypadkowa dupa. Poza tym, oznajmił mi, że kiedy onanizował się, to zawsze
miał przy sobie moje zdjęcie i myślał o mnie. Uroczo, prawda? Można by
powiedzieć, że to spore pochlebstwo, gdy ktoś się masturbuje, myśląc o tobie.
Gdy tylko ciocia Noriko pojechała, rozpoczęła się istna samowolka. Ja
poszedłem do sklepu, by zrobić zakupy na następne dwa dni, a Chie pod moją
nieobecność sprowadziła koleżanki. Czasami przychodziły do niej znajome z
klasy, no wiadomo, dlatego nie robiłem jej z tego powodu wyrzutów. Pomińmy
jednak fakt, że te jej gyaru przyjaciółki były wyjątkowo nieznośne, głośne,
piskliwe i używały irytujących zdrobnień. Gdybym mógł, to wrzuciłbym między nie
zapałkę, a resztą zająłby się lakier na ich włosach. Nie pozwoliłem jednak zbyt
długo siedzieć koleżankom kuzynki. Gdy minęła dwudziesta trzecia, wpadłem do
pokoju i oznajmiłem, że mają już sobie iść. Na początku zareagowały dosyć
agresywnie, ale gdy postraszyłem je rodzicami, od razu się ruszyły. Chie był na
mnie za to zła.
-Głupi jesteś - oznajmiła. - Kazałeś im iść.
-Bo jutro masz szkołę. Nie pamiętasz? Lekcje chociaż zrobiłaś?
Dziewczyna poczerwieniała ze złości. Pobiegła do pokoju, tupiąc głośno.
Nigdy nie umiałem zrozumieć dziewczyn.
Rano wstałem wcześniej i przyszykowałem śniadanie. Dopilnowałem też, by
Chie nie zaspała do szkoły. Miałem zajęcia na późniejszą godzinę, dlatego nie
spieszyło mi się z ubieraniem. Chodziłem w szlafroku frotte i miękkich
kapciach. W końcu Chie poszła do szkoły, a ja zostałem sam w wielkiej
posiadłości. Postanowiłem, że w końcu się ubiorę i gdy już miałem wchodzić po
schodach na piętro, rozległ się dzwonek do drzwi. Trochę się zdziwiłem, ale
poszedłem otworzyć w takim ubraniu, w jakim byłem. Kiedy w drzwiach zobaczyłem
Yuu, to myślałem, że to jakiś żart.
-Spodziewałem się ciebie raczej wieczorem - przyznałem, wpuszczając go do
przedsionka. Położył torbę na podłodze. Zdjął kurtkę i buty.
-Masz praktycznie wolny dom i miałbym tego nie wykorzystać? - uśmiechnął
się. Jak zwykle miał piękny, zapierający dech uśmiech. - Jesteś sam, tak?
-Babcia jest u siebie, ale z nią to tak, jakby nikogo nie było.
-No i pięknie.
Yuu złapał mnie w pasie, popychając mnie na szafkę z butami. Zaskoczony
chciałem mu się wyrwać, ale on trzymał mnie bardzo mocno, niemal wbijając mi
palce w skórę. Pocałował mnie namiętnie, przesuwając jedną rękę na moje biodro.
-Yuu, mieliśmy umowę - przypomniałem mu, gdy oderwał się ode mnie. - Bez
seksu do ślubu.
-Nie dam już rady - przesunął nosem po moim policzku. - Może po prostu damy
sobie limit w stosunkach? Bez seksu nie wytrzymam psychicznie.
-Zastanowię się - dotknąłem jego torsu.
-No Taka, noo - jęknął cierpiętniczo. Zaczął całować mnie po szyi, a ja
dodatkowo odchyliłem głowę. - Ten jeden raz. Proszę cię - rozwiązał sznur
mojego szlafroka i rozchylił go.
-Sam nie wiem - przyznałem.
-Kotku, jesteśmy sami… prawie sami w dużym domu z dala od innych. Nikt nie
słucha, nikt nam nie przerwie.
-Ty byś tylko seks uprawiał - stwierdziłem.
-Nie tylko.
Westchnąłem.
-Mam zajęcia za godzinę - przygryzłem wargę. - W sumie... Nic się nie
stanie, jak raz nie pójdę.
-No widzisz. To jak?
-A bo wiesz, jak już jesteśmy sami...
Zarzuciłem Yuu ręce na szyję, przyciągając go do siebie. Pocałowaliśmy się
namiętnie, smakując swoich ust. Shiro wsunął jedną nogę między moje, napierając
mi na krocze.
Po chwili wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Po drodze zgubiłem oba
kapcie, ale to było mało istotne. Z Shiroyamą spędziliśmy najbliższą godzinę na
namiętnych pieszczotach, nie powstrzymując się przy tym od różnorakich
odgłosów.
Po wszystkim leżeliśmy obok siebie, ciężko dysząc. Yuu miał przymknięte
powieki i błogi wyraz twarzy. Był tak bardzo zadowolony z seksu jak nigdy.
-I jak? - przekręciłem się na bok. Jedną ręką podparłem się pod głową, a
drugą położyłem na torsie Yuu, na którym kreśliłem drobne znaczki palcem.
-Mhmm - zamruczał. Uchylił powieki, zerkając na mnie. - Było świetnie.
-No - zaśmiałem się. Przytuliłem się do niego, a on objął mnie ramieniem. -
Chyba powinienem napisać Miho, że nie przyjdę na zajęcia.
-Da sobie radę.
Zerknąłem na niego. Coś mi nie pasowało w zachowaniu Shiro, ale jeszcze nie
wiedziałem, co.
-Urwałeś się dzisiaj z pracy? - spytałem.
-Odrobiłem swoje na dzisiejszy dzień, dlatego mam zasłużone wolne.
-Pięknie to brzmi - zaśmiałem się.
Shiroyama podniósł się nagle, przytrzymując mnie, w konsekwencji czego,
podniosłem się wraz z nim.
-Słyszałeś?
-Co takiego?
Nadstawiłem uszy. Dźwięk, który do mnie doszedł był cichym skrzypieniem
paneli. Spojrzeliśmy z Shiroyamą po sobie i niemal jednocześnie zerwaliśmy się
z futonu. Ubraliśmy się błyskawicznie. Yuu był widocznie zdenerwowany, klął pod
nosem, a ja modliłem się w duchu, by nie było to tym, o czym myślałem.
Shiro uchylił drzwi i wysunął głowę, rozglądając się uważnie w obie strony.
Po chwili wyszedł, a ja za nim. We własnym domu czułem się jak osaczone
zwierzę. Dotarliśmy do schodów. Yuu przystanął, nasłuchując. Cały dom
wypełniała głucha cisza. Złapałem swojego chłopaka za rękę. Zerknął najpierw na
nasze złączone dłonie, a potem na mnie. Zacisnął palce na moim ręku. Strasznie
się bałem.
Nagle z głębi korytarza doszedł do nas jakiś dziwny odgłos. Jakby coś
spadło na podłogę. Odwróciliśmy się błyskawicznie. Dźwięk dobiegł z pokoju
mojej kuzynki. Zjeżyły mi się włosy na głowie. Shiroyama od razu ruszył do
pokoju Chie. Puścił moją rękę i rozsunął gwałtownie drzwi. Byłem tuż za nim.
Wyjrzałem zza jego pleców i nie wiedziałem przez chwilę, w jaki sposób się
zachować. Trudno było mi też orzec, co mogło być gorsze. Atak gangsterów czy
piętnastoletnia kuzynka w samej bieliźnie z chłopakiem na podłodze.
-Ch-chie! - wyrwało mi się nagle. Shiroyama wycofał się na korytarz, nie
chcąc pewnie się mieszać.
Dziewczyna szybko ubrała marynarkę od mundurka. Chłopak, który miał na
sobie jedynie bokserki, zaczął szukać swoich spodni.
-Co to ma być, do cholery?! Dlaczego nie jesteś w szkole i co to za -
wskazałem na chłopaka. Piętnastu lat to on nie miał. Dałbym mu tak z
osiemnaście.
-A ty czemu nie jesteś na uczelni?! - dziewczyna próbowała odbić piłeczkę.
-To ty, gówniaro, martw się lepiej o to, żebym nie powiedział twojej matce,
co robisz pod jej nieobecność. Na pewno będzie szczęśliwa, gdy jej powiem, że
miziasz się z chłopakiem.
-Przepraszam, ale... - chłopak (który już znalazł swoje spodnie) próbował
się wtrącić.
-Nie przerywaj mi - warknąłem. Zacisnął usta w wąską linię.
-Nie powiesz jej tego - Chie zadrżał głos. - Błagam.
-Powiem. Musisz ponieść konsekwencje. I twój kochaś też. Jak masz na imię?
-Ozaki Yoshiyuki - oznajmił niepewnie.
-Yoshi-kun - zwróciłem się do niego miłym i spokojnym tonem. - Ile masz
lat?
-Siedemnaście - odparł.
-Ach, masz siedemnaście lat. A wiesz ile lat ma Chie-chan? Piętnaście i to
nawet jeszcze nieukończone. Rozumiem, że cię rozpiera do niej pociąg. Przyznaj,
to atrakcyjna dziewczyna.
Pokiwał nieznacznie głową. Uparcie unikał kontaktu wzrokowego ze mną
-Ale masz ją zostawić w spokoju, jasne? Albo okazuj jej te swoje uczucia w
inny sposób.
Chłopak zadrżał. Znowu pokiwał głową.
Chie poczerwieniała.
-A ty to co? Lepsi z Yuu nie jesteście! - nadal próbowała się bronić. -
Wcale nie było niczego słychać. Jak wy możecie, to my też!
-Chyba nie doszło jeszcze między wami do niczego?
Zapadła głęboka, znacząca cisza. W tym momencie naszła mnie ochota na
rozwalenie łba Ozakiemu.
-Wynoś się stąd - rzuciłem gniewnie w stronę chłopaka. I żebym cię więcej
nie widział.
Yoshiyuki błyskawicznie pozbierał swoje klamoty i wybiegł z pokoju.
-Yuu, odprowadzisz go?
Shiroyama poszedł za chłopakiem, a ja kucnąłem przed kuzynką.
-Wiem, że pewnie będzie teraz na mnie zła, ale to dla twojego dobra.
Zrozum.
-Wynoś się z mojego pokoju. Nie będziesz mi zastępował ojca - syknęła. Do
oczu napłynęły jej łzy. Jej głos był żałośnie drżący. - Nikt ciebie tu nie
chciał! Wynoś się z mojego życia, nie jesteś tu nikomu potrzebny! Wracaj do
swojego głupiego Tokio i nie pokazuj się tu więcej!
Uchyliłem lekko wargi. Dziewczyna była wściekła.
-Chie...
-Nie znam cię! Zrozum, że nie jesteś tu nikomu potrzebny!
Wyszedłem z pokoju Chie trochę podłamany na duchu. Zdawałem sobie sprawę z
tego, że była na mnie zła, ale jej słowa boleśnie ukuły mnie w serce. Potem siedziałem
obok Yuu w salonie. Mężczyzna przeglądał jakiś magazyn motoryzacyjny, a ja
uczyłem się na następne kolokwium. Nie rozmawialiśmy o tym, co się wcześniej
stało, ale to nawet lepiej.
-Myślisz, że będzie padać siódmego? - zapytał nagle Yuu. Podniosłem na
niego głowę znad książki. Nie wydawał się być jakoś mocno zainteresowany
lekturą magazynu.
-Siódmego lipca?
-Siódmego lipca - pokiwał lekko głową.
-Oby nie padało. Nie chcę brać ślubu w deszczowy dzień - powróciłem do
studiowania anatomii.
-W zeszłym roku strasznie padało.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
-To fakt, strasznie padało.
Chociaż padało, to wtedy ja i Yuu pogodziliśmy się. Po prawie roku rozłąki,
wróciliśmy do siebie. Sam nie wiedziałem wtedy, co czuję względem Yuu. Obraz
Shiro był dla mnie wówczas pełen ambiwalentności. Jednak danie mu drugiej
szansy, było chyba najlepszą decyzją całego mojego życia.
Nagle poczułem, jak Shiroyama obejmuje mnie od tyłu. Położył głowę na moim
ramieniu i wypuścił cicho powietrze.
-Co się dzieje? - spytałem.
-Nic. Chciałem cię tylko przytulić. Cieszę się, że jestem tak blisko
ciebie.
-Yuu, na pewno wszystko dobrze?
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Kilka godzin później postanowiłem odgrzać obiad, jaki zostawiła nam ciocia.
Gdy jednak wyciągałem ciężki garnek z lodówki, Shiroyama zaszedł mnie od tyłu.
Nie to, że się skradał. Wszedł normalnie do kuchni, a to, że poruszał się jak
ninja, to już nie moja wina. Kiedy usłyszałem jego głos tuż obok mnie oferujący
pomoc, wypuściłem gar z rąk. Yuu próbował go złapać, ale jedyne co mu się udało
to ubrudzić siebie, mnie i połowę kuchni sosem pomidorowym.
-Zamorduję cię - syknąłem. Na całe szczęście, pokrywka była cała.
-To ty masz dziurawe ręce - odparł, podnosząc naczynie.
-Naucz się tupać! I nie zachodź mnie od tyłu niczym skrytobójca.
Yuu wywrócił oczami. Szybko zabraliśmy się za sprzątanie. Obiadu jednak nie
udało nam się uratować. Po wysprzątaniu szafek, podłogi i nas samych, Yuu wpadł
na iście genialny pomysł.
-To może zamówimy pizze?
-A gdzieś tu miałem ulotki z jakiejś pizzeri...
Obiad nie był zbyt zdrowy, ale za to pyszny.
*
Wieczorem wzięliśmy z Yuu razem kąpiel. Leżeliśmy w wannie i rozmawialiśmy
o bzdurach. Shiroyama obejmował mnie silnym ramieniem, a ja opierałem się o
niego. Yuu co jakiś czas nucił coś. W końcu zapytałem się go, co mu tak chodzi
po głowie, że aż to podśpiewywał.
-Nie kojarzysz?
-Nie bardzo.
-Każdy to zna - zaśmiał się. - Duzi, mali, no wiesz. Nie znam nikogo, kto
by tego nie rozpoznawał.
-Musisz to w takim razie kiepsko nucić albo jestem jedyną osobą, która nie
zna tej piosenki.
Shiro westchnął. Zanucił to kolejny raz. Skupiłem się i zaraz zdałem sobie
sprawę, co śpiewał.
-Marsz weselny?
-Bingo - dał mi lekkiego pstryczka w ucho.
-Co dostanę? Samochód? Kino domowe? Kosz słodyczy?
-Buziak może być?
-Od biedy. Dobrym buziaczkiem nie pogardzę.
Shiroyama parsknął, po czym pocałował mnie czule w usta.
Rano obudziłem się z dziwnym przeczuciem, że coś jest nie tak. Leżałem w
sumie na Yuu, który zajął cały mój futon. Podniosłem się, przecierając oczy i
rozejrzałem się po pokoju. Nic się nie zmieniło. Całe pomieszczenie ogarniał
chłodny półcień. Wstałem powoli, jednocześnie poprawiając pas kimona. Shiro
spał dalej z głową przekrzywioną w bok. Skojarzył mi się z takim małym,
bezbronnym kotkiem.
Zszedłem na boso po schodach. W domu było dziwnie zimno. Trochę mnie to
zmartwiło, bo podkręciłem na noc temperaturę. Pocierałem swoje ramiona okryte
cienkim kimonem i sprawdziłem w kuchni temperaturę na piecu. Niecałe piętnaście
stopni. Szybko nastawiłem temperaturę na dwadzieścia stopni i zrobiłem sobie
kawę. Wypiłem ją, po czym zacząłem przechadzać się po posiadłości. Była całkiem
spora. Bez trudu dałoby się bawić w niej w chowanego. Lubiłem takie miejsca,
chociaż sam przyzwyczajony byłem do mieszkania w domach wzorowanym na budowlach
europejskich lub amerykańskich. Ten dom kojarzył mi się w pewnym sensie z
labiryntem. Duży, pełny korytarzy.
Kiedy tak chodziłem ciemnymi korytarzami, myślałem o tym, że moja matka
wychowała się w tym miejscu. W dużym, chłodnym budynku ze ścianami z papieru.
Nie wiedziałem czemu, ale trochę mnie to przerażało i kojarzyło ze starymi
legendami, które opowiadała mi Yuri, gdy byłem mały. Tak, za dzieciaka bardzo
lubiłem słuchać jej historii o yōkai. Szczególnie przerażały mnie jej opowieści
o Yama-ubie - starej babie mieszkających w górach.
Nagle usłyszałem za sobą ciche kroki. Jakby ktoś szedł na bosaka.
Odwróciłem się i zmrużyłem oczy, starając się dostrzec cokolwiek w ciemnym
korytarzu. Nic. Niczego tam nie było. Szedłem dalej i po kilku sekundach znowu
usłyszałem ten sam dźwięk. Zacisnąłem wąsko wargi. Nie odwracałem się, ani nie
zatrzymywałem. Skręciłem w lewo za najbliższym rogiem i modliłem się w duchu,
bym się nie zgubił. Byłem na ostatnim, czwartym piętrze budynku i w sumie, nie
miałem pojęcia, w jakim miejscu dokładnie się znajduję. Była to praktycznie
nieużywana część domu, nikt tu nie przychodził. Budynek został zrobiony
specjalnie dla dużej, wielopokoleniowej rodziny, z której pochodziła moja
matka. Niegdyś całe to miejsce tętniło życiem. Wszędzie biegały dzieci, dorośli
urządzali popijawy, a dziadkowie przechadzali się po pięknym ogrodzie. Z
czasem, wszystko to minęło, pozostawiając głuche wspomnienia przeszłości i
dziecięcego śmiechu.
Szedłem korytarzem, który był właściwie ślepym zaułkiem. Zatrzymałem się w
połowie, gdy zdałem sobie sprawę, że nigdzie tędy nie dojdę. Rozejrzałem się
uważnie, po czym rozsunąłem pierwsze lepsze drzwi. Wszedłem do pustego pokoju.
Przełknąłem głośno ślinę. Kroki rozbrzmiały tuż za mną. Były głośne i szybkie,
jakby ktoś biegł do mnie. Zamarłem. Stałem tak przez pewien czas, doskonale
zdając sobie sprawę z tego, że ktoś za mną jest. Przez chwilę przeszło mi przez
myśl, że może Yuu lub Chie próbują mnie nastraszyć, ale szybko wykluczyłem tę
możliwość. Żadne z nich nie poruszało się w taki sposób.
Powoli odwróciłem się. Nie mogłem całe życie stać tyłem do czegoś, co mogło
zaważyć o mojej przyszłości. Przede mną stał mężczyzna. Pierwszy raz widziałem
go na oczy. Był wysoki, wyższy od Yuu, a nawet Kouyou. Twarz miał zwyczajną,
nieciekawą. Jednak od razu zwróciłem uwagę na niepokojący uśmieszek czający się
w kącikach jego ust. Był ubrany w ciemną koszulkę i spodnie. Tak jak myślałem,
był zupełnie boso.
Uchyliłem lekko wargi, zamierając ze strachu.
-Jak ty się tu…
Złapał mnie nagle za ramię. Drugą ręką zakrył mi usta. Nie dałem mu się
jednak obezwładnić. Złapałem go za nadgarstek, boleśnie wbijając mu paznokcie w
skórę. Próbował wyszarpać rękę z mojego uścisku, a w tym samym momencie
uderzyłem go w twarz. Zrobił krok w tył, rozluźniając dłoń na moim ramieniu.
Powtórzyłem swój ruch, uderzając go pięścią w oko (cud, że sięgnąłem!). Prawie
zgiął się w pół, wyklinając. Wykorzystałem moment i prześlizgnąłem się między
jego nogami na korytarz. Nie miałem innej drogi, blokował całe drzwi. Dziwiło
mnie, że wyrwałem się takiemu typowi tak szybko, a jeszcze bardziej dziwiła mnie
jego obecność w tym domu. Musiał za mną chodzić od rana, czułem to. Ale jak to
możliwe, że dostał się niepostrzeżenie do środka i to jeszcze, kiedy Shiroyama
był ze mną. Miałem ochotę zwymiotować ze strachu. Na parterze miała pokój
babcia Chie, wyżej, na drugim piętrze sypialnie mieliśmy ja z Chie. Gdyby
któreś z nich spotkało tego mężczyznę, to co by się stało? Już nawet nie
chciałem o tym myśleć. Trząsłem się ze strachu, a nogi uginały się pode mną. W
końcu dobiegłem do skrzyżowania korytarzy i przystanąłem, rozglądając się w
każdą stronę. Nie miałem pojęcia, dokąd iść. Szybko przypomniałem sobie, że gdy
tu szedłem, skręciłem dwa razy w lewo. Zaraz ruszyłem w prawo, niemal potykając
się o swoje drżące nogi. W głowie kręciło mi się i panicznie pragnąłem zejść na
trzecie, a potem na drugie piętro. Musiałem dostać się do Yuu. Musiałem.
Nagle usłyszałem kroki od swojej prawej strony. Pomyślałem, że to nie
dzieje się naprawdę, że to jakiś głupi żart albo sen, z którego się obudzę, a
obok będzie Yuu. Tak sobie wyobraziłem, jak mu mówię o tym, a on odpowiada, że
nie da mnie skrzywdzić. To były ułamki sekund. Za papierową, starą ścianą
zamajaczył cień. Drewniane listwy, na których trzymała się konstrukcja,
połamała się pod naporem mężczyzny, który postanowił zdemolować dom, byleby się
do mnie dostać. Darcie papieru nieprzyjemnie uderzyło moje uszy. Mężczyzna
pchnął mnie na boczną ścianę budynku. Uderzyłem o nią mocno. Poczułem ból w
przedramieniu. Obrzuciłem tylko spojrzeniem zniszczoną ścianę i chciałem biec
dalej. Ten jednak podstawił mi nogę. Padłem niemal jak długi na podłogę i na
czworaka próbowałem dalej uciekać.
-Pomocy! - krzyknąłem, czując, jak facet łapie mnie za kostkę i ciągnie do
siebie. W oczach stanęły mi łzy. Byłem już tak blisko schodów. Widziałem je
przed sobą. Tak niewiele brakowało mi, by do nich dotrzeć. Wierzgałem nogami,
chcąc jakoś odepchnąć od siebie napastnika. Chyba go w końcu trafiłem, bo
puścił moją nogę, burcząc coś. Niemal na czworaka zerwałem się do panicznego
biegu. Gdy tylko wchodziłem na pierwszy schodek, potknąłem się. Momentalnie
przed oczami przeleciało mi całe życie, gdy sturlałem z hukiem na półpiętro.
Wszystko mnie bolało i dodatkowo uderzyłem się w głowę. Jęknąłem rozpaczliwie,
próbując się podnieść. Pociemniało mi przed oczami i skończyło się to tak samo
jak przed chwilą. Przynajmniej znalazłem się na trzecim piętrze.
-Pomocy! - powtórzyłem żałośnie.
-Taka? - usłyszałem przytłumiony głos Yuu. Podniosłem się na rękach,
odzyskując nadzieję, że ktoś mi pomoże. Shiro musiał znajdować się na drugim
piętrze.
-Jestem na górze! Pomóż mi! - chciałem wstać, ale nie mogłem. Usłyszałem,
jak mężczyzna odziany w czerń schodzi po schodach.
-Co się dzieje? - głos Yuu był ostrzejszy. Wchodził po schodach, słyszałem
jego kroki. W końcu go zobaczyłem. - Takanori…
-Uważaj!
Yuu dostrzegł mężczyznę za mną. Otworzył szeroko oczy, nie wiedząc, co się
działo. Napastnik przeskoczył nade mną i rzucił się z pięściami do Yuu. Ten
błyskawicznie zrobił unik i uderzył faceta w tył głowy zaciśniętą dłonią.
Mężczyzna schylił się. Yuu miał o tyle lepiej, że był drobniejszy od włamywacza,
dlatego bez trudu prześlizgnął się obok. Chciał mi chyba pomóc się podnieść i
to był błąd. Facet uderzył go w plecy. Yuu syknął z bólu, padając na podłogę
tuż przede mną.
-Shiro! Shiro, nic ci nie jest?! - pisnąłem. Yuu szybko się podniósł,
odwracając się w kierunku napastnika. Niestety, jak zawsze to Yuu miał przewagę
i wygrywał, tak dzisiaj nie był w stanie sobie poradzić z przeciwnikiem. Zaraz
oberwał w twarz. Cios był na tyle silny, że zatoczył się i wpadł na etażerkę
stojącą nieopodal. Zrzucił z niej wazon z kwiatami. Naczynie stłukło się, woda
rozlała się na podłodze. Shiroyama przytrzymał się mebla i zacisnął wąsko
wargi. Wyglądał na oszołomionego całą tą sytuacją.
-Yuu! - krzyknąłem. Spojrzał najpierw na mnie, a potem na tego wielkoluda.
Podniosłem się chwiejnie. Shiroyama zaraz znowu dostał w twarz. Przez chwilę
miałem wrażenie, że specjalnie chciał się podłożyć, tylko w jakim niby celu?
Szybko jednak porzuciłem tę myśl, gdy Yuu złapał mężczyznę za ucho. Ten
wykrzywił się z bólu, a Shiro wykorzystał okazję i pięścią uderzył go prosto w
nos. Rozwścieczony napastnik złapał Yuu za ramiona i powalił go na podłogę.
Myślałem, że go zaraz zgniecie w swoich dłoniach. Przy nim Shiro wydał mi się
śmiesznie mały.
Jak chyba zawsze w takich chwilach, chciałem koniecznie pomóc Shiroyamie.
Błyskawicznie chwyciłem większy fragment wazonu. Zaciąłem się, ale to nic.
Przejechałem włamywaczowi ostrzem po ręku. Jęknął, a po jego ramieniu
błyskawicznie zaczęła spływać stróżka krwi. Zamachnąłem się i przejechałem
fragmentem wazonu po jego twarzy, a następnie głowie. Puścił Yuu, odskakując do
tyłu. Shiro wykorzystał moment i uderzył go w twarz, a następnie kopnął w
krocze. Chwycił kawałek szkła, który leżał obok niego i wbił mu go w oko.
Napastnik krzyknął. Yuu już go nie oszczędzał. Podniósł się, po czym kopnął go
w głowę. Zadał mu jeszcze kilka ciosów, dopóki mężczyzna nie stracił
przytomności.
-Takanori, przynieś jakiś sznur - powiedział ostro Shiro. Oddech miał
przyspieszony. Nogi mu drżały.
Po tym, jak przyniosłem Shiroyamie sznur, związał włamywacza i zakneblował
go. Shiro usiadł na podłodze, naprzeciw mężczyzny, a ja obok niego. Chciałem go
dotknąć, gdy zdałem sobie sprawę, że miałem dłonie we własnej krwi. Zrobiło mi
się słabo. Yuu zauważył, jak patrzyłem na swoje ręce. On też chwytał za szkło,
ale nie miał pociętych dłoni. Pewnie dlatego, że ja złapałem je z całej siły. To
by wiele wyjaśniało.
-Boli? - ujął ostrożnie moje nadgarstki w swoje ręce.
-Trochę - spojrzałem mu w twarz. Miał spuchnięty policzek.
-Strasznie cię poturbował - stwierdził.
-Nic mi nie będzie.
Nie wiedziałem potem, co się działo. Chie i babcia nawet się nie obudziły
przez ten hałas. Yuu opatrzył mi dłonie, a potem wykonał telefon. Nie szczędził
przy tym bluzg. Wręcz krzyczał na osobę, z którą rozmawiał. Dawno nie widziałem
go takiego wściekłego. Gdy skończył rozmawiać, powiedział, że muszę mu jakoś pomóc
wynieść tego faceta z domu, nim ktokolwiek się zorientuje, co się wydarzyło. W
ten sposób zawinęliśmy mężczyznę w dywan i z wielkim trudem znieśliśmy go na
parter. Kilka razy prawie go upuściliśmy, był prawdziwym olbrzymem. W końcu
jakoś zawlekliśmy go do samochodu, obijając przy okazji dywanem o przypadkowe
meble, schody lub inne obiekty.
Wywieźliśmy mężczyznę do lasu za miastem. Na dworze było przeraźliwie
chłodno i wietrznie, dlatego Yuu dał mi swoją czapkę. Co z tego, że była na
mnie za duża. Wynieśliśmy mężczyznę na dwór i zanieśliśmy go w głąb lasu.
Pomogłem Yuu rozwinąć dywan. Facet padł na ściółkę leśną. Jęknął coś. Powoli
odzyskiwał przytomność.
-Takanori, idź do samochodu - Shiro odrzucił dywan na bok.
-Ale…
-Błagam cię, wracaj do samochodu - głos mu podskoczył o oktawę. Cały się trząsł
z nerwów. Zacisnąłem wargi. W oczach stanęły mi łzy. - Idź do auta i zamknij
się od środka, dobrze? – dodał spokojniej. Ujął moją twarz w dłonie. - Zrób to
dla mnie.
Posłusznie wykonałem jego polecenie. Poszedłem do samochodu. Doskonale
wiedziałem, co Yuu zrobi. Nie byłem w stanie pohamować łez, a gdy byłem na
skraju lasu, zwymiotowałem. W końcu dotarłem do samochodu. Zamknąłem się od
środka. Zacisnąłem wąsko wargi i zakryłem uszy. Mimo wszystko dotarł do mnie
stłumiony strzał. Zadrżałem.
Po kilku minutach przyszedł do mnie Yuu. Wsiadł do samochodu, zapiął pas i
nic nie mówiąc, podjechał bliżej zakrętu do lasu. Zaparkował gdzieś na poboczu.
Patrzyłem na swoje zabandażowane dłonie z całkowitą pustką w głowie. Czułem na
sobie wzrok Shiro.
-Albo my, albo oni - mruknął.
-Wiem - odparłem drżącym głosem. - Rozumiem to.
Yuu objął mnie, a ja wtuliłem się w niego, płacząc. Przycisnął moją głowę
do swojego torsu. Szlochałem rzewnie, nie mogąc się przez długi czas uspokoić.
Po jakiejś pół godzinie minęły nas trzy, ciemne samochody. Shiro zesztywniał
wówczas, a ja starałem się nie patrzeć w tamtą stronę. Auta skręciły w leśną
drogę. Yuu zaraz włączył silnik i szybko odjechał.
-Nic ci za to nie zrobią? - zapytałem niepewnie.
-Nie. Za taką napaść w domu nie mogą nic mi zrobić. Miałem prawo to zrobić.
Miałem prawo - powtórzyłem w myślach.
Jednak to był dopiero przedsmak tego, co miało nas czekać.
----
Kopnie mnie ktoś w zadek, żebym zaczęła pisać coś innego. Nie no... ja po prostu chcę już skończyć to opowiadanie, a zostało w sumie pięć rozdziałów. Rozumiecie? Pięć rozdziałów... Już kilka osób prosiło o zrobienie piątej serii, ale to się raczej nie stanie. Sami rozumiecie... Migdał ciągnie się już prawie dwa lata ( DWA LATA ), a mam też inne opowiadania do skończenia.
Nie mam pojęcia, co będzie następne, wybaczcie błędy. Mam nadzieję, że wam się podobało. Naprawdę, staram się dla was jak mogę i wiecie, klawiatura nie gryzie i wcale nie gniewam się na komentarze, które mają więcej niż jedno lub dwa słowa.
Do następnego rozdziałuu~!
piekne
OdpowiedzUsuńBaczne od tego, że nie wybaczę Ci pominięcia seksów. Wiesz jak ja to kocham ;_; Ale wspólna kąpiel trochę mnie pocieszyła. Uhuhu brakowało mi takiej akcji. Robi się ciekawie. Wiedziałam że coś się święci. W ogóle opis walki był super, a Yuu pod koniec normalnie zrobiłaś jakiegoś mafioza XD
OdpowiedzUsuńPs: Dzisiaj w końcu odkryłam z kim kojarzą mi się takie tytuły XD Murakami pisze bardzo podobne ne?
Yuu mafioza pierwsza klasa B|
OdpowiedzUsuńSama też chciałabym kolejna serię migdała, ale chyba nie ma sensu przedłużać na siłę, bo będzie druga moda na sukces.
Ta scena walki była wspaniała *^* Oby tylko nie zamknęli Yuu >_<
Ale tak pominąć seksy... I ta Chie... Na nasze to ona by była jakoś w 2 gimnazjum >_< I kolega licealista...
Ten koleś który napadł Takę skojarzył mi się z Rosjaninem xD Jestem tylko ciekawa, jaki cel w tym miał i jak się tam dostał...
Mi tam ogólnie pasuje, że cały czas dajesz migdała, sama nie mogę się doczekać końca, ale wiem ze pewnie będę płakać jak na jsossz :') Swoją drogą mam zamiar to niedługo znów przeczytać :3
Życzę weny i pozdrawiam :3
~Akai
Pominięte segzy nie wybaczę. ;; Reszta jest super. Jak zwykle. *-*
OdpowiedzUsuńCudnee
OdpowiedzUsuńJa bym chciała 5 sezon :/ Znam opowiadania co dłużej się ciągną i takie są właśnie najlepsze xD
OdpowiedzUsuńJak nie lubię opowiadań z wątkiem przestępczym, to akcje w Migdale czytam z zapartym tchem. Mano, świetnie wychodzi ci opisywanie takich sytuacji. Zastanawia mnie jeszcze ta wątpliwość Shiroyamy - wydaje mi się, że do ślubu nie dojdzie. ;; Albo zrezygnuje w ostatniej chwili, albo go ktoś zabije. Huh. Ale to tylko moje domysły.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz, to zakończ tego ff po następnych pięciu rozdziałach - jestem tylko czytelniczką i nie mam prawa ci niczego bronić. Nie warto pisać na siłę tylko dlatego, że kilka osób sobie tego zażąda. ;; Powiem tak: zrób, co chcesz.
No i oczywiście życzę weny do pisania następnych rozdziałów!
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o tak Taka dzielnie walczył, no i robi się tutaj coraz bardziej niebezpiecznie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ciekawe :D
OdpowiedzUsuń