I will be 10
Gdy zauważyłem rozluźnione więzi.
Byłoby lepiej, gdybym je wtedy wzmocnił.
Zastanawiam się czy rzeczy, które zaczęły się wylewać są tego samego koloru co Twoje tamtego dnia
Regret
Gorące kropelki wody spływały po moim nagim
ciele. Stałem pod prysznicem już dłuższy czas i nie miałem ochoty wychodzić z
kabiny. Dokładnie płukałem całe ciało, nucąc pod nosem.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Kouyou, długo jeszcze?
Wywróciłem oczami. Zakręciłem wodę i wyszedłem
spod prysznica. Chłodne powietrze uderzyło moje ciało. Zadrżałem.
-Kou...
-Słyszę przecież, baranie! Zaraz wyjdę.
Otuliłem się miękkim ręcznikiem i popatrzyłem
w lustro. Moja twarz była zmęczona. Policzki miałem zapadnięte, oczy podkrążone,
a na czole zrobiła mi się drobna zmarszczka.
Starzejesz się - pomyślałem sobie.
Przesunąłem dłońmi po swoim torsie i
westchnąłem.
-Och, Uruha - mruknąłem do swojego odbicia.
Ubrałem się i wysuszyłem włosy. W tym czasie
Yuu wziął prysznic. Leżałem na łóżku hotelowym i patrzyłem w sufit. Dziwnie się
czułem.
-Kou?
-Hm?
Spojrzałem na Yuu. Stał przepasany ręcznikiem
wokół bioder. Miał mokre włosy, z których kropelki wody spływały po jego ciele.
Sutki stwardniały mu z zimna, a włosy na rękach i nogach stały mu dęba.
-Mam pytanie.
-Nie możesz się ubrać?
-Kouyou, może po koncercie zrobimy sobie małą
przerwę?
Zamrugałem kilkakrotnie ze zdziwienia. Yuu
przysiadł obok mnie w samym ręczniku i lekko się pochylił. Nie patrzył w moją
stronę.
-Przerwę?
-Między nami.
Zmarszczyłem brwi. Poczułem się, jakby ktoś mi
wiercił dziurę w brzuchu.
-Nie mieliśmy już ostatnio wystarczająco dużo
przerw? - podniosłem się i usiadłem po turecku. - Niedawno się pogodziliśmy.
-No wiem. Ale nie sądzisz, że jak odpoczniemy
od siebie, to później będzie nam łatwiej?
-W czym? - nie kryłem irytacji. - Jak masz
zamiar to rozegrać? Uważasz, że ot tak wrócimy do siebie? Z każdym dniem to
będzie coraz trudniejsze.
-Nie będzie.
-Będzie - warknąłem wściekle. Yuu spojrzał na
mnie. - Chodzi o Sachiko?
-Sachi nie ma z tym nic wspólnego. Ona...
-Więc o co ci chodzi?
-O nas. Zwyczajnie o nas dwoje. Kou, kłócimy
się bez przerwy. Krótka przerwa dobrze nam zrobi.
Popatrzyłem na niego, jakbym miał do czynienia
z jakimś zjawiskiem paranormalnym. Nie wiedziałem, o co tym razem chodziło.
Przez ostatnie dni w ogóle się nie kłóciliśmy, chyba że w pracy, ale to
zupełnie co innego. Prywatnie czułem, że z Yuu na nowo się do siebie
zbliżyliśmy. Zaczęliśmy znowu szczerze ze sobą rozmawiać i wspierać. Myślałem,
że teraz będzie nam już łatwiej.
-Nie prościej ci ze mną po prostu zerwać?
Yuu popatrzył na mnie z szeroko otwartymi
oczyma. Wyglądał na mocno wystraszonego i zaskoczonego jednocześnie.
-Zerwać? Z tobą? Nie żartuj sobie. Byłbym
chyba kompletnym idiotą, gdybym to zrobił.
Wzruszyłem ramionami. Czułem się źle. Yuu
pogładził z uczuciem wierzch mojej dłoni, po czym pocałował mnie w policzek.
Objąłem go, kładąc mu głowę na ramieniu. Pogłaskał mnie po plecach.
-Kouyou, nie smuć się.
-Mam może skakać z radości? - odparłem
kąśliwie.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju
wszedł Kai.
-Hej, chciałem się spytać... - zaczął z
uśmiechem. Zobaczył zaraz jak siedzieliśmy z Yuu. Stanął jak wryty, marszcząc
ciemne brwi. - Coś się stało?
-Kai, mógłbyś na razie wyjść? - Shiro nie
odwrócił się w jego stronę. Przytulał mnie do siebie jak coś naprawdę cennego.
Wcale jednak się tak teraz nie czułem. Jak bardzo irracjonalnie mogłoby to zabrzmieć,
czułem się jak gówno.
-Ale...
-Zaraz przyjdziemy.
Tanabe uchylił lekko usta, nie wiedząc co
powiedzieć. Odwrócił się na pięcie i wyszedł, obrzucając nas uprzednio ciekawskim
spojrzeniem.
-Może masz kogoś i boisz się mi powiedzieć? -
spytałem, kiedy tylko drzwi zamknęły się za liderem.
-Nie mam nikogo prócz ciebie.
-Mhm - mruknąłem, odrywając się od Yuu. - To
jak? Teraz czy po koncercie?
-Teraz.
-No dobrze - pocałowałem lekko Yuu w usta.
Shiro przytrzymał mnie za podbródek i wsunął dłoń pod moje pośladki. Przerwałem
pocałunek, kiedy Yuu rozchylił wargi.
-Shima?
-Tak wcale nie będzie łatwiej - zabrałem jego
rękę. Popatrzył na mnie zdezorientowany. - Ubierz się.
-Shima...
Odwróciłem głowę. Czułem w środku okropną
pustkę, jakbyśmy naprawdę ze sobą zerwali. Yuu jedynie zaproponował przerwę.
Zupełnie, jakbyśmy byli dziećmi! Nie chciałem, żeby w taki sposób wyglądał nasz
związek. Fakt, nie było między nami kolorowo, ale mogliśmy jednak na sobie
polegać. Nie byliśmy parą strasznie romantyczną, dla której uczucia były czymś
bardzo ważnym. Ja i Yuu byliśmy raczej prości. Oczywiście, że się kochaliśmy,
to bez dwóch zdań. Ale nie potrzebowaliśmy bez przerwy swojej bliskości.
Przyszliśmy razem do Tanabe i reszty. Wszyscy
czekali tylko na nas i umierali z nudów.
-Pogadaliście? - zagadnął lider.
Spojrzałem na niego spod byka. Akira uniósł
brwi w zdziwieniu na moją reakcję.
-Pogadaliśmy - odparł Yuu.
Poczułem, że robi mi się słabo. Oczy zaczęły
mnie piec, a żołądek zacisnął mi się w supeł. Wyszedłem szybko na korytarz,
mrucząc, że za chwilę wrócę. Oparłem się czołem o chłodną ścianę. Powoli, Kou.
Głęboki wdech i wydech. Nie daj emocjom panować nad tobą.
Usłyszałem, jak drzwi od sali prób uchylają
się. Nic nie powiedziałem, jedynie westchnąłem cicho.
-Kou-chan - Yuu podszedł do mnie. Dotknął
moich ramion, pomasował je lekko, a ja zamknąłem oczy.
-A jak do siebie nie wrócimy? - spytałem
cicho.
-Wrócimy - przylgnął gładko do moich pleców,
jakby nasza dzisiejsza rozmowa nie istniała. - Shima, będzie dobrze. Dzisiaj
zagramy wspaniały koncert, będziemy się świetnie bawić.
-Koncert to koncert.
-Ale to Tokyo Dome.
-Różni się tylko wielkość.
Odwróciłem się do niego. Objął mnie w pasie, a
ja jego. Nie chciałem teraz puszczać Yuu i wracać do sali. Wszyscy pewnie
myśleli, że to nerwy przed koncertem, kiedy tak naprawdę świat walił mi się na
głowę. Wolałem zostać z Shiro w tym ciemnym, ciasnym korytarzu i o nic się nie
martwić.
-To może... Damy sobie dwa tygodnie? -
podsunął Yuu.
-I udamy, jakby nic nie było?
-W pewnym sensie.
Parsknąłem. Yuu uśmiechnął się do mnie krzywo.
-Po tych dwóch tygodniach nie będzie tak samo
- odsunąłem go od siebie. - Już nie jest, jeśli proponujesz takie rzeczy.
-Shima, co z tobą? Pierwszy raz widzę, żebyś
tak coś brał do siebie.
-Kurwa! - złapałem go za ramiona i przyparłem
do ściany. - Zgadnij dlaczego. Pomyśl, czym się tak przejmuję.
-Takie rozterki są do ciebie niepodobne -
pchnął mnie i niemal uderzyłem plecami o ścianę za sobą.
Zacisnąłem wargi. Czułem łzy zbierające mi się
w oczach.
-Och, Kouyou...
-Zachowuję się tak, bo nieważne jak kiepsko
mogłoby być, nie chcę cię stracić. Nie umiem, ot tak, odejść od kogoś, kogo
kocham.
-Kochasz?
-Powiedziałem to, zadowolony?
Zaśmiał się.
-Pewnie oczekujesz, że ci to samo powiem, no
nie?
-Oczekuję, że nie będziesz mnie okłamywał.
Yuu uchylił lekko wargi, po czym zamknął usta
i skrzywił się.
-Kocham cię, Kou. Ale nie zmienię decyzji.
Prychnąłem. Odepchnąłem go od siebie i
wróciłem do sali prób. Wszyscy spojrzeli na mnie w dosyć wymowny sposób.
Musieli wszystko słyszeć.
-No co? - burknąłem, chwytając gitarę.
-Kouyou, wiesz, że wasza sytuacja odbija się
na całym zespole? Musimy być jednym, drużyną, a nie skłóconymi kochankami -
powiedział Tanabe, podchodząc do mnie.
-To co jest między mną a Yuu nie dotyczy
zespołu - spojrzałem na niego z góry. Mój głos był lodowaty i niski. - To nasza
prywatna sprawa.
-To dotyczy wszystkich.
-Poważnie? Chcecie się nam pchać z butami do
związku?
Shiro wszedł do sali. Ja i Tanabe nie
oderwaliśmy od siebie spojrzeń.
-Nie pobijcie się - mruknął Shiroyama.
Miałem wrażenie, że Yuu łamał się głos.
Odwróciłem się w jego stronę.
-To przez ciebie, więc jak zaczniemy się
szarpać, to ty będziesz za to odpowiedzialny - wysyczałem do Aoiego. Mężczyzna
popatrzył na mnie bez wyrazu.
-Wiem, Kou. Za dwa tygodnie pogadamy inaczej.
-Jeśli będziemy mieli o czym - uciąłem.
Odwróciłem się od reszty i usiadłem z boku. Czułem, że koncert będzie porażką.
Wszyscy się stresowali, a dodatkowo ja i Yuu mieliśmy nieprzyjemną sytuację.
Nie miałem ochoty na nic. Mogłem wrócić do siebie i spędzić czas z córką.
Z córką, która miała dzisiaj urodziny.
Pamiętałem o tym. Kupiłem jej już wcześniej
prezent i zawiozłem go do domu. Ogromny, pluszowy miś z wielką, czerwoną
kokardą. Wiedziałem, że lubiła misie. Czasami mi mówiła, jak chodziła z Nanami
albo Kagome do zoo i oglądała śliczne niedźwiadki. Kiedy tak opowiadała mi o
tym, naszła mnie ochota, by również pójść z nią do zoo. Chciałem, zrobić jej niespodziankę.
Nagle powiedzieć ubierzmy się i chodźmy
na spacer. Szliśmy byśmy jak tata z córką pod parasolem. Trzymałbym ją za
rękę, a ona zadawałaby mi różne pytania. W końcu zaprowadziłbym ją do tego zoo.
Myślę, że byłaby szczęśliwa.
-Shima, nie wiem, o co chodzi, ale... - Akira
przysiadł się do mnie. Byłem więcej niż pewny, że Takanori oraz Yutaka zmusili
go do rozmowy ze mną.
-O nic. Nieważne - przerwałem mu. Właśnie
skończyłem stroić gitarę.
-O co wam tym razem poszło? - nie ustępował.
Zerknąłem na niego, a następnie spojrzałem w stronę perkusisty i wokalisty,
którzy dyskretnie spoglądali w naszą stronę.
-Nie chcę o tym teraz rozmawiać.
-To aż takie...
-To sprawa między nami.
-Okej. Ale, Kou, powiedz jeszcze. On cię chyba
z nikim nie...?
-Nie - uśmiechnąłem się krzywo.
-Czyli możemy być spokojni, że się nie
rozejdziecie?
Zacisnąłem wargi. Nie mogłem dać ponieść się
emocjom. Nie chciałem rozstawać się z Yuu, ale na chwilę obecną nie byliśmy już
razem.
-Nie wiem. Raczej się nie... Rozejdziemy.
Chyba.
-Ale się, kurwa, wahasz.
Spojrzałem na Suzukiego spod byka.
-Wracaj do reszty. Przeszkadzasz mi teraz.
Suzuki klepnął mnie jeszcze w plecy, mówiąc,
że w razie czego mam go do dyspozycji oraz, żebym był silny. Typowy Akira.
Spojrzałem na Yuu. Kucał z kimś od staffu przy
wzmacniaczu. Zdaje się, że mieli jakiś problem. Nagle Shiro odwrócił się i
chwilę szukał czegoś wzrokiem. Jego spojrzenie spoczęło na mnie. Przez krótki
moment zamarliśmy, mierząc siebie wzrokiem.
-Uruha, mógłbyś na chwilę? - wskazał głową na
wzmacniacz.
-Uhm.
Pomogłem. Czemu nie. Byliśmy przecież kumplami
z zespołu.
*
Wszyscy miotali się za kulisami jak wściekłe
mrówki. Ostatnie poprawki, niespodziewanie wykryta usterka. Musiało być
idealnie.
-Będzie dobrze - lider śmiał się z nerwów.
Ruszał nogami, siedząc, jakby grał na perkusji i wybijał dłońmi rytm na udach.
-Spokojnie, Kai - Ruki przeglądał się w
lusterku. Co jakiś czas zerkał na kartki z tekstami piosenek.
-Jestem spokojny.
Szarpnąłem mocniej za struny gitary, na której
przygrywałem.
-A gdzie Aoi? - spytał lider.
-W toalecie - odparł Reita.
Wszyscy trzej spojrzeli na mnie. Chyba nie
chcieli teraz o tym rozmawiać?
Sięgnąłem do stolika po piwo. Szybko, zanim
nikt tego nie nagrywa...
-Wchodzi ekipa od kamer! - zakrzyknął
menadżer, wpadając do garderoby. - Uruha, dopij to!
-No chwila! - warknąłem. Wypiłem duszkiem całe
piwo. Zakręciło mi się lekko w głowie, ale nie takie rzeczy się robiło. Zgniotłem
puszkę, po czym rzuciłem ją menadżerowi. Sakai wyrzucił puste opakowanie do
kosza i w tym samym momencie do garderoby weszła ekipa nagraniowa.
-Gdzie Aoi?! - syknął w moją stronę Sakai.
Zaciskał wściekle zęby i jednocześnie starał się uśmiechać. Przełknąłem ślinę,
był z lekka przerażający.
-W kiblu - odparłem z uśmiechem. Czułem, jak
mi powieka lata.
-Leć po niego w podskokach.
-Ale...
-Uruha, rozumiesz? - zgromił mnie spojrzeniem
psychopaty. Kompletnie nie mrugał i miał szeroko otwarte oczy. Ludzie złoci,
znęcają się nade mną.
Wyślizgnąłem się obok kamerzystów i poszedłem
do toalety. Gdy tylko do niej wszedłem, od razu zgasiłem złośliwie światło.
Wcale nie czekałem długo na reakcję.
-Kurwa!
-Pardon - ledwo powstrzymałem dziki rechot.
Zapaliłem światło. Jarzeniówki zamrugały niepewnie, jakby wcale nie miały
ochoty świecić. Przeszedłem po wykafelkowanej podłodze i zatrzymałem się przed
długim lustrem zawieszonym nad umywalkami. W tym świetle wyglądałem jak trup.
-Zaraz będą nagrywać.
-Nie wyjdę.
Odwróciłem się w stronę kabin. Tylko jedna
była zamknięta. Wszedłem do wolnej kabiny obok. Opuściłem klapę, wchodząc na
nią. Oparłem się rękoma o przegródkę i popatrzyłem z góry na Yuu. Siedział
sobie niczym król na tronie i podpierał się łokciami na udach.
-No, gównianie to widzę - mruknąłem.
-Spierdalaj - spojrzał na mnie. Wystawił mi
środkowy palec. Parsknąłem jedynie śmiechem.
-To może im powiem, że robisz posiedzenie Jedi
i koncertu nie będzie?
-Przynieś mi krople na żołądek.
-W kosmetyczce są?
-Tak.
-Co ty byś beze mnie zrobił - westchnąłem,
kręcąc głową.
Wyszedłem z łazienki, gasząc w niej z całą
premedytacją światło. Usłyszałem jeszcze krzyk Aoiego. Uśmiechnąłem się pod
nosem, idąc do salki, w której wszyscy siedzieli. Gdy tylko przekroczyłem próg,
Sakai spojrzał na mnie w znaczący sposób. Zignorowałem go i podszedłem do torby
z rzeczami Yuu. Grzebałem w niej jakiś czas szukając kosmetyczki. W końcu
znalazłem czarną saszetkę. Poszukałem w niej tabletek rozkurczowych i kropel.
Wziąłem jeszcze wodę, po czym ruszyłem do swojego faceta, którego zostawiłem w
ciemnościach łazienki.
F a c e t a - prychnąłem w myślach. Teraz ja i
Yuu byliśmy w separacji, no ale jednak... Okej, kochałem go. Na swój sposób,
ale ten debil zasługiwał na to, by nim chociaż trochę pogardzić. Robić sobie
przerwę?! Też mi coś!
-Jesteś tu? - wszedłem do łazienki, zapalając
światło.
-Nie, kurwa. Pojechałem na kiblu do Kenii.
-Okej, przywieź mi pamiątkę, panie turysto -
zgasiłem światło. Och, jaki ja byłem zły.
-Kouyou!
-No co się wściekasz, buraku? To ja powinienem
być zły na ciebie i mieć cię w dupie - ponownie zapaliłem światło. Ruszyłem w
stronę jego kabiny, by dać mu medykamenty i wodę.
-Jak tak bardzo chcesz.
-Nie chcę - wrzuciłem mu górą leki. Yuu
zaklął, gdy plastikowe opakowanie kropel trafiło go w głowę. Headshot!
-Bo mnie kochasz?
-W tej chwili, to cię szczerze nienawidzę.
Koncert był wspaniały. Pomijając chujową
akustykę i echo rozchodzące się po stadionie oraz to, że pewnie większość
szalonych Sixth Gunsów widziała tyle, co Ruki, gdy wybrał się na wyprzedaż
damskiej kolekcji i musiał przedzierać się przez tłum podnieconych kobiet do
brokatowych buciorów na koturnie. Ale co by nie było, ten koncert zachował się
w mojej pamięci jako jeden z najwspanialszych. Płaczu na koniec było… dużo.
Normalnie, gdyby wszyscy tak płakali przez godzinę, to Tokyo Dome mógłby zostać
współczesną Arką Noego. Gdy Yuu próbował pocałować mnie podczas koncertu, a ja
specjalnie odwróciłem głowę, miałem ochotę przerwać grę i zacząć się śmiać
szatańsko. Nie ma fanserwisu!
*
Sachi nie spała, kiedy przyszedłem do
mieszkania. Siedziała z Kagome w piżamce i opierała się o ramię mojej
przyjaciółki. Sama słodycz. Ożywiła się na mój widok, podbiegła do mnie z
piskiem.
-Tata, tata!
Wziąłem ją w ramiona, z całych sił tuląc tę
kruszynę do siebie. Pachniała dziecięcym płynem do kąpieli i szamponem.
Pocałowałem ją do siebie.
-Hej, księżniczko, byłaś grzeczna? - czule
gładziłem ją po plecach.
-Tak!
-Przepraszam, że tak późno wróciłem. Mam coś
dla ciebie, myszko.
Jej pisk po dostaniu misia rozszedł się chyba
po całym apartamentowcu. Sachiko skakała i tuliła się do misia, jakby to była
pierwsza zabawka, jaką w życiu dostała. Widząc szczęście wymalowane na twarzy
córki, ogarniał mnie jakiś dziwny spokój. Chciałem, żeby zawsze była taka jak
teraz: radosna, szczęśliwa i otoczona ludźmi, którzy ją kochają.
W końcu zasnęła w moich ramionach. Oddychała
miarowo z uśmiechem na ustach. Zaniosłem ją do jej łóżka i ostrożnie ułożyłem
jej główkę na poduszce. Przykryłem to drobne ciałko różową kołderką w brązowe
niedźwiadki i ostatni raz tego dnia ucałowałem córkę w czoło. Wyszedłem z jej
pokoju do Kagome. Kobieta wyciągnęła sobie sama wino i piła z kieliszka.
Usiadłem ciężko obok niej pełen rezygnacji do życia. Nie miałem pojęcia, kto po
chwili wpadł w czyje ramiona. Czy ona w moje, czy ja w jej. Przez długie minuty
trwaliśmy w uścisku. Ona płakała, ja byłem bliski łez, gdy w mojej głowie
przewijała się jakaś myśl związana z Yuu.
-Miłość to gówno - wymamrotała, szlochając. -
Tyle razy mi powtarzał... To... Że mnie... KOCHA!!!
-Tak już jest. Wiem co czujesz.
-Ko-ko - wymamrotała.
-Tak?
Ko-ko. Ona i Nanami mówiły tak do mnie, kiedy
chciały się ze mną podrażnić. W liceum dodawały jeszcze taś-taś. Później
przekształciło się to w pieszczotliwe zdrobnienie. Ko-ko, skarbie. Gdy
dołączyłem do zespołu, przestały mnie tak nazywać.
-Nic.
-Aha.
Położyliśmy się razem do łóżka. Kagome zasnęła
pierwsza, wtulona we mnie. Jakiś czas później i ja odpłynąłem do krainy snów.
Nie pamiętałem, co mi się śniło. Obudziło mnie mocne szturchnięcie w ramię.
Otworzyłem oczy, będąc wyrwanym z głębokiego snu. Popatrzyłem zaspanym wzrokiem
na Yuu.
-Co tu robisz?
-Przyszedłem po rzeczy - odpowiedział.
-To je sobie weź - odwróciłem się do niego
tyłem. Otuliłem się szczelniej kołdrą. - Tylko zamknij drzwi, gdy będziesz
wychodził.
-Jasne - wymamrotał. Wyszedł z sypialni.
Znaczenie słów Yuu dotarło do mnie po kilku
minutach. Podniosłem się gwałtownie z miejsca. Kagome nie było obok mnie, ale…
-Yuu, co to ma być?! - zerwałem się z łóżka.
Shiro pakował swoje rzeczy w łazience. Popatrzył na mnie bez wyrazu.
-Nic. Pakuję się. Wracam za dwa tygodnie, tak?
-Nie możesz zostawić swoich rzeczy? I tak tu
wrócisz, a poza tym, pewnie zapomnisz miliona koszulek, spodni i innych pierdół,
i potem będziesz po nie przychodził.
-Nie zapomnę.
-Z twoją amnezją…
-Jeeejuu! Nie zapomnę o niczym.
-Zapomnisz.
Yuu wywrócił oczami.
-Kou, błagam. Ten jeden raz przestań być taki.
-Jaki?
-No właśnie taki. Na wszystkim znasz się
najlepiej, no nie?
-No tak.
Yuu zazgrzytał zębami.
-Nieważne.
-Zrobię kawę.
Dochodziła ósma. Sachiko jeszcze smacznie spała,
kiedy ja i Yuu piliśmy kawę w kuchni. Później tak jakoś wyszło, że poszliśmy
razem do łóżka. Uprawialiśmy namiętny seks. Gryzłem Yuu po wszystkim, nawet po
jego penisie, za co wściekał się na mnie. On natomiast łaskotał mnie wszędzie.
Rzucałem się nago w łóżku jak ryba na haczyku, próbując mu się wyrwać. Na
marne. Yuu znał moje ciało zbyt dobrze i wiedział, gdzie były moje czułe punkty.
-Zabiję cię - zaciskałem zęby, próbując się
nie śmiać. Leżałem na brzuchu, a Shiro wpadł właśnie na pomysł, żeby połaskotać
moje wejście piórkiem z poduszki. Miałem łzy w oczach.
-Też cię kocham.
Wszedł we mnie. Powoli, jakby wykonywał jakiś
rytuał. Zgiąłem nogi w kolanach, Yuu pochylił się nade mną, niemal przykrywając
mnie swoim ciałem.
-Musimy być cicho - powiedziałem, wtulając
twarz w poduszkę. Piekły mnie policzki.
-Nie krzycz za głośno.
-Łatwo ci mówić.
I tyle (trolololo). Po seksie leżeliśmy
jeszcze obok siebie. Yuu coś nucił, a ja patrzyłem tępym wzrokiem w ścianę.
Przespaliśmy się, chociaż mieliśmy się teraz rozejść. Gdzie sens? Gdzie
logika?!
-Idź już sobie - wymamrotałem do swojego
byłego-nie-byłego.
-Muszę się jeszcze spakować.
-Sam cię zaraz spakuję, jak nie wyjdziesz stąd
w ciągu pięciu minut.
Yuu uderzył mnie w bok, po czym wyślizgnął się
z łóżka. Patrzyłem, jak ubiera się, stojąc do mnie tyłem. Naciągnął na siebie
bokserki w czarno-czerwone paski oraz skarpetki, które sam mu cerowałem. Na
piętach zrobiły mu się przetarcia, a poza tym, dostrzegłem, że ma nową dziurę
na palcach w lewej skarpecie. Założył luźne, przetarte dżinsy, z których
powylatywały mu wszystkie drobniaki, upadając z hukiem na podłogę. Potoczyły
się po całym pokoju i jakby tego było mało, komórka wypadła mu z dziurawej
kieszeni. Yuu niemal krzyknął, rzucając się po aparat. Niestety, było za późno.
iPhone spadł na podłogę szybką w dół. Po sypialni rozległ się odgłos pękającego
szkła. Shiro podniósł swój telefon i jęknął płaczliwie. Cała szybka była rozbita.
-Nie, nie - w oczach stanęły mu łzy. -
Dlaczego?!
-Nie krzycz.
-Ale mój telefon!
Yuu ukrył twarz w dłoniach, a ja westchnąłem.
-No już, już - podniosłem się i nie wstając z
łóżka, złapałem go za rękę. - Chodź tu.
Shiro przysiadł zgarbiony obok mnie. Wtulił
się w mój nagi tors, płacząc jak małe dziecko, które zgubiło zabawkę. Objąłem
go, głaszcząc go po włosach i lekko nami kołysząc.
-Moje biedne maleństwo - zamruczałem do niego
pieszczotliwie.
-Mój telefon - płakał.
-Kupimy ci nowy telefon, dobrze? Tylko już nie
płacz, kochanie.
W związku z tą ogromną tragedią, jaką było
rozbicie szybki telefonu, Yuu popadł w pięciominutową depresję. Był dogłębnie
poruszony tą stratą, przez chwilę nawet myślał o odebraniu sobie życia poprzez
podęcie żył plastikowym nożem do kanapek naszej Sachiko. Szybko kazałem mu
wybić sobie ten pomysł z głowy, bo to ja musiałbym potem po nim sprzątać, na co
nie miałem ochoty. Gdy tylko jednak wygrzebał się z dołka, przypomniałem mu, że
nasza córka miała wczoraj urodziny.
-Nasza córka? jego oczy przybrały kształt stujenówek.
-Nie. Przygarnąłem jakiegoś dzieciaka z ulicy.
Chyba najbardziej poruszyło go to, że
powiedziałem nasza, a nie moja.
-Chyba kupiłeś jej jakiś prezent? -
wymamrotałem, patrząc jak wiąże stare adidasy. Obok niego stała torba z
zapakowanymi ubraniami, świerszczykami i figurkami spidermana, które Yuu
skrupulatnie zbierał. Była to część kolekcji, która nie mieściła się już u
niego. Upychał zawsze te figurki pod moim łóżkiem, gdy nie patrzyłem.
-Yy… - wstał z podłogi.
-Jak mogłeś o tym zapomnieć!
-Nie no, mam prezent.
-Masz?
-Tak, ale…
Nagle drzwi frontowe otworzyły się, uderzając
Yuu prosto w twarz. Osunął się na podłogę, a ja niemal krzyknąłem.
-Yuu!
-Przepraszamy za najście!
Do mieszkania wtargnęło Trzech Idiotów; Ruki
na czele konwoju, dalej Kai i Reita na końcu. Weszli, chociaż drzwi powinny być
zamknięte na klucz.
-To już drugi raz! - syknąłem do nich, kucając
przy swoim byłym-nie-byłym, który chyba stracił przytomność. Złapałem go za
ramiona, potrząsając nim. Głowa odchylała mu się bezwładnie w tył i w przód. -
Yuu, nie śpij! Goście przyszli! - uderzyłem go z liścia w twarz.
-Habababa - wydukał, uchylając powieki.
-Zabierz w końcu ten klucz spod wycieraczki -
mruknął Reita.
-Kurwa, to włamanie, wiecie?
-Cholera - mruknął Ruki,
patrząc na nas. - Wyglądacie, jakbyście dopiero skończyli się pieprzyć.
-Jakbyś zgadł -
wymamrotał Yuu, próbując się podnieść.
-Ale to nic! - Matsumoto T.
kryptonim Ruki zaklaskał radośnie. - Nawet lepiej, ostatnio byliście w trakcie…
Gdzie solenizantka?
-Śpi - odparłem, próbując
przywrócić Shiroyamę do pionu, chociaż w jego przypadku był to stojący poziom.
-Obudź ją! Mamy super
prezent! - powiedział Tanabe Y. kryptonim Kai.
-Jaki?
Suzuki A. kryptonim Reita
wysunął się na przód i pokazał mi, co trzymał. Miał w swoich męskich dłoniach
klatkę. Klatkę z chomikiem.
-Chyba was pojebało.
-Nie tak bardzo jak
ciebie - burknął Ruki.
-Uuu, pocisk w stylu
gimnazjalisty! Wyszliśmy już z podstawówki, Ruru?
-Ja ci, kurczę, dam! -
podwinął rękawy kurtki. Yutaka złapał Łysego za kaptur.
-Już, już. Bo ci znowu
ciśnienie skoczy, a potem cukier i jeszcze włosy ci zupełnie przestaną rosnąć.
-Nie będzie musiał golić
pach - mruknął Akira.
-I nóg! - dodał Yutaka.
-Będzie musiał
dorysowywać na łydkach antygwałty w wakacje, żeby go zboczeńcy od kotków w
piwnicy nie zaczepiali.
Poszliśmy we czwórkę do
salonu. We czwórkę, bo wyrzuciłem Yuu za drzwi. Obudziłem swoją córkę, która
przyjemnie drzemała w swoim pokoju i zaprowadziłem ją do wujków i chomika.
Pisk, jaki wydobył się z jej ust na widok zwierzątka, przekraczał chyba sryliard
decybeli. Miałem wrażenie, że szyby w oknach zaraz pękną. Sachiko przytuliła do
siebie chomika.
-To jak nazwiesz nowego
przyjaciela? - spytał Yutaka, z uśmiechem patrząc na Sachi i duszącego się w
jej objęciach futrzaka.
-Felicja - odparła.
-Dostojnie! - oznajmił Akira.
-To mi przypomina czasy,
kiedy miałem gekona - westchnął Takanori.
Wywróciłem oczami. Słynny
gekon, którego zdobiło zacne, słowiańskie imię - Cirzpisława. Gekon przeżył
niestety tylko tydzień u Matsumoto. Nikt nie miał pojęcia, co się z nim stało,
ale Łysy (gdy jeszcze Łysym nie był) chodził później w wężowych rękawiczkach,
które złudnie przypominały skórę jego gekona.
-Gdzie jest Kagome? -
spytał Akira.
-Nie wiem - pokręciłem głową.
Spojrzeliśmy po sobie z
Akim, po czym coś do nas dotarło. Zerwaliśmy się do biegu do szafy na korytarzu.
Otworzyliśmy ją, a ze środka wypadła Kagome oraz puste słoiki po nutelli.
-Te nawyki z liceum -
westchnąłem, kręcąc głową.
----
Napisane w rytmie muzyki disco z lat 80. Trochę czasu minęło, odkąd pojawił się ostatni rozdział, no ale... przepraszam. I nie obiecuję, że notki będą się pojawiać regularnie.
Przepraszam za błędy i inne takie. Jestem gównem. </3
Nigdy więcej nie dawajcie mi screenów z Uruhą. NIGDY.
Do następnego rozdziałuu~!
Omomomomo ♡♡♡
OdpowiedzUsuńKochom.
Bardzo dobry rozdział, jednakże widać, że pisałaś go z rytmami disco... xD
Yuu, kochanie, czy ciebie do reszty popierdosiło :") ale i tak wiedziałam, że nie wytrzymają i i tak się zmacają prędzej czy później. Tylko Kouyou nie musi się zachowywać jak baba. No i wgl to chciałabym być na miejscu Reity, Kaia i Ruksa, którzy widzą Aoiheczkę *^* (syndrom niedosytu...) Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się za niedługo! ^^
Pozdrowionka :* :* :*
P.s. Świetna przeróbka screenshota! ^-^
:3
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie ^^ Jacy oni są uroczy. Mam wrażenie, że Aoi w końcu tego mieszkania nie opuści. Jak to zrobi to ma jak najszybciej wrócić!
OdpowiedzUsuńSłodkie to. Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale Yuu czy ciebie kompletnie popieprzyło? a Kaoyuu też tak się zachowuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia