OTP Challenge 02
Cuddling somewhere
Tego dnia nie mogłem podnieść się z łóżka.
Leżałem, patrząc się w sufit i zdałem sobie sprawę, że ten sufit jest mniej
biały niż sufit w salonie. Zmarszczyłem mocno brwi, gdy zdałem sobie z tego
sprawę. Jak to możliwe, że biały tak bardzo różnił się od białego? Biały
białemu nierówny czy coś takiego.
-Hej, Yuu - Kouyou wszedł do sypialni w
swojej różowej piżamce, której spodenki były w główki uroczych szczeniaczków.
Mój cudowny mężczyzna! - Śpisz jeszcze?
-Nie.
-To pomóż mi. Muszę zrobić lewatywę.
Uniosłem znacząco brwi.
-Musisz?
Wywrócił oczami.
-Mamy jakąś specjalną okazję? - podniosłem
się. Kou oparł się o ścianę, wypychając biodra do przodu.
-Może.
Już miałem otwierać usta, żeby się spytać,
co to za okazja, ale coś mnie jakby uderzyło w głowę. Mieliśmy wyjeżdżać
dzisiaj do rodziców Kou!
-Lewatywa może zaczekać - wymamrotałem.
-Wiesz, że nie - naburmuszył się,
przysiadając na skraju łóżka. Wsunął dłoń pod kołdrę i dotknął mojego kolana.
-Nie mam zamiaru się tam z tobą...
-Mówisz tak za każdym razem! A później?
Ojciec poczęstuje cię jakąś nalewką, która cię sieknie po kieliszku i robisz
się jak pies w okresie rui.
-Nie po kieliszku, okej?
-To po dwóch.
-Dobra, mniejsza z tą lewatywą - wróciłem
do pozycji leżącej. - Chodź tu na momencik - poklepałem lekko materac obok
siebie. Shima westchnął, po czym niechętnie ułożył się przy mnie na plecach.
-No co?
-Spójrz na sufit.
Odchylił lekko głowę.
-No.
-Nie uważasz, że ten sufit jest taki...
jakiś nie tak biały jak ten w salonie?
Na kilka sekund zapadło między nami milczenie.
Kouyou wpatrywał się intensywnie w sufit nad nami. Marszczył brwi, głęboko się
zastanawiając.
-Rzeczywiście... - odparł po około
minucie.
Dokonaliśmy niezwykłego odkrycia. Przy
okazji doszliśmy do wniosku, że koniecznie musimy zrobić remont w mieszkaniu.
Ten sufit nie dawał mi teraz spokoju! Bo jak to tak? Biały musi być
nieskazitelnie biały, a nie jakiś... niebiały. Pomimo tej szokującej wieści,
musiałem pomóc Kou w zrobieniu lewatywy. Nie obyło się przy tym bez jęków i
płaczu. Później Kouyou siedział zamknięty w toalecie i klął jak szewc (tak
swoją drogą, to szewcy często klną albo robią to w jakiś specyficzny sposób?).
Wyszedł z wc dopiero po jakiejś godzinie. Był biały jak nasz sufit w salonie i
oblany potem, jakby przebiegł cały maraton.
-Dzielny jesteś - poklepałem go po główce.
-Spróbuj później nie być napalony -
syknął, podpierając się na mnie. Wbił mi z całej siły palce w ramię. - Zrobię
ci z tyłka jesień średniowiecza.
-Trzymam za słowo!
~
-Wiesz, że nie mam zamiaru zostawać tu dłużej
niż na jedną noc? - powiedziałem, kiedy weszliśmy do pomieszczenia dla gości w
domu państwa Takashima. Wcześniej ten pokój należał do Kou, ale zaraz po tym,
jak wyniósł się do Tokio, zrobili z tego pseudo stancję hotelową.
-Czyli specjalnie spakowałeś tylko parę
bokserek i skarpetek? O ubraniach na zmianę już nie myślałeś?
-Bokserki, skarpetki i prezerwatywy! -
poprawiłem go z oburzeniem. - Wiem, że mi coś pożyczysz.
-Jak zawsze. Krzycz, gdy będziesz miał
ochotę na seks.
Wieczór spędziliśmy z rodzicami Kou, który
usilnie odmawiał kolacji. Mamrotał coś, że nie będzie jadł, bo się odchudza.
Jego matka, jak zwykle zresztą, zaczęła jęczeć, że i tak jest patykiem oraz
szukała u mnie poparcia. Kou jednak posłał mi znaczące spojrzenie, które miało
mi mówić, że wiem, jak to się skończy, gdy coś zje.
-Skoro nie chce...
-Yuu, jak tak możesz? - matka Shimy
zacisnęła w oburzeniu dłonie na sztućcach. Jęknąłem w myślach. Nie chciałem
mieć tej kobiety przeciwko sobie, ale jeszcze bardziej nie chciałem mieć
przeciw sobie Kouyou.
Podrapałem się po brodzie.
-Porozmawiamy z Kouyou na osobności -
zaproponowałem.
-Teraz?
-Po kolacji. Dobrze?
Pani Takashima coś burknęła. Jej mąż
spojrzał tylko na mnie z dezaprobatą. To była nieprzyjemna sytuacja, atmosfera
nie zachęcała do rozmowy. Shima wiercił mnie swoimi sarnimi oczyma. Niemal
słyszałem w głowie jego głos;
Jesteś już napalony? Kiedy pójdziesz mnie
pieprzyć? Będziesz mnie w końcu penetrował?
Jedzenie ledwo przechodziło mi przez gardło. Czułem się, jakbym miał w nim lepką kluchę, która utrudniała przełykanie. Spojrzałem na swój talerz i jakoś tak zrobiło mi się słabo. Niby wszystko było smaczne, jednak nie byłem w stanie już jeść.
-To co? Może po koniaczku? - pan Takashima
uśmiechnął się, wstając nagle od stołu. Pewnie starał się jakoś rozluźnić
atmosferę. - Kochanie?
-Nie, dziękuję. Wiesz, że biorę leki.
-Yuu?
-Chętnie. Poproszę.
-Kou?
-Nie - odparł twardo Shima. Jego ojciec
spojrzał nań z głębokim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Kou jedynie założył
ręce na siebie i nie spuszczał ze mnie wzroku. Patrzyliśmy teraz na siebie,
siedząc na przeciwległych końcach długiego stołu. Poczułem, jak żołądek zaciska
mi się w supeł.
-Nie jesz, nie pijesz. W końcu zaczniesz
pobierać energię z fotosyntezy - zażartował tata mojego mężczyzny, stawiając
obok mnie kieliszek. Nalał mi trochę koniaku. Podziękowałem mu uprzejmie.
-Nie byłbym taki pewien.
Skończyłem jeść kolację, wysunąłem z
teściem kilka kieliszków koniaku i jakiś czas posiedzieliśmy całą czwórką,
oglądając jakiś program o niepełnosprawnych wiewiórkach, mieszkających w Demokratycznej Republice Timoru
Wschodniego.
-Biedne te wiewiórki - mruknąłem, gdy
poszliśmy z Kou do pokoju. Shima szybko rozebrał się do bielizny i położył na
łóżku w pozycji my body is ready.
-Daj spokój z wiewiórkami. Gdzie włożyłeś
gumki?
-No ale... one takie ślepe - pociągnąłem
nosem.
-Matko, napiłeś się z ojcem i teraz
będziesz jęczał.
-A ja narzekałem na nasz sufit!!
Kou westchnął, opadając bezwładnie na
poduszki. Leżał nagi, zrezygnowany z seksu i pewnie jeszcze zły, bo cały dzień
głodował. Położyłem się obok niego. Zaburczało mu w brzuchu.
-Yuu, ten jeden raz mógłbyś mi nie psuć
dnia - odwrócił się do mnie plecami. - Mówiłem ci, żebyś tyle nie pił. Pewnie
ci nawet teraz nie stanie - mamrotał.
-Przepraszam - pogładziłem go po ramieniu.
- Przyniosę ci coś do jedzenia, okej?
-Nie. Rozwalisz coś jeszcze. Jesteś
ubzdryngolony.
-Ale...
-No proszę cię! Raz. RAZ!!
Chyba był w okresie IMS (IMS - coś w
rodzaju PMS, tylko u facetów. Huśtawka nastrojów związana ze spadkiem
testosteronu. dop. aut.), bo strasznie narzekał ostatnio. I to na mnie. Co ja
mu takiego zrobiłem?
-Hej, przepraszam - położyłem się,
przysuwając do niego. Pogładziłem go po nagich plecach. Zadrżał. - Nie chciałem
tego.
-Mogłeś pomyśleć.
-Przepraszam - powtórzyłem.
Odwrócił się w moją stronę, po czym wtulił
się we mnie. Oplotłem Kou ramionami, mocno go do siebie przyciągając. Pociągnął
nosem. Chyba prawie zaczął płakać.
-Będziesz się gniewał? - spytałem.
-Będę - burknął w mój tors. - Jesteś
głupi.
Zaśmiałem się. Kou nie odsunął się jednak
ode mnie. Przytulaliśmy się do siebie, leżąc na średnio wygodnym łóżku w ciemnym
pokoju. Czułem ciepło nagiego ciała młodszego, słyszałem jego oddech.
Naciągnąłem na nas kołdrę, szczelnie otulając nią Shimę. Czułbym się winny,
gdyby się przeziębił.
Leżeliśmy tak wtuleni w siebie, aż w końcu
zasnąłem, trzymając swojego mężczyznę w objęciach.
----
Dzień drugi za nami. Oby udało mi się
przetrwać wszystkie 30 dni! Cieszę się, że powszedni part przypadł do gustu. Co
powiecie o tym? :D
Do następnej notki~!
Nie umiem pisać długich i wyczerpujących (?) komentarzy za co musisz mi wybaczyć :D
OdpowiedzUsuńWięc napisze tylko, że jest super, fajnie się czytało a końcòwka urocza :3
Zarąbiste. Kocham Aoihę! Zwłaszcza w twoim wykonaniu :3
OdpowiedzUsuńBiedny Urururu, a już liczyłam na dzikie króliczenie się.
Ojojojojooojjjj :3
OdpowiedzUsuńMój monsz taki owow nawet, gdy jest pijany po koniaku z teściem ♡ i ta pozycja Uruhy "my body is ready" ... wyobraziłam ją sobie i wybchnęłam śmiechem x"DDDDDDDDD Ale fajne zakończenie :3
Mam nadzieję, że szybki 3 post ♡♡
Świetne Tsu. Dasz radę. Czekam na następny part.
OdpowiedzUsuńBiała biel niebiałej niebieli nierówna!
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie smutnego, zrezygnowanego Kou. Bidulek :c
Oby tak dalej, jest cudnie ♥
Sorki, że jeszcze tego nie skomentowałam. Ta seria jest bardzo fajna. Kou nie powinien się odchudzać. Yuu powinien być stanowczy i nie pozwalać mu na to.
OdpowiedzUsuńWszystko zaczęło się tak uroczo. Mężczyzna Yuu, wchodzi dziarskim krokiem w swojej pidżamce w pieski, gdy nagle... lewatywa... Le-wa-ty-wa... Wiesz jakiego buraka spaliłam czytając to słowo kilka razy? ; ; I potem jeszcze ta okrutna scena w toalecie z klnącym Kou, aj :c Biedaczek, bardziej napalony niż jego partner, poświęca się dla dobra ich obojga, a Yuu... woli biadolić nad ślepymi wiewiórkami... (_ _ " )
OdpowiedzUsuńI ta scena z sufitem! Na samym początku! Uwielbiam takie, gdy mało istotne rzeczy stają się istotne~ <3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały tekst, no naprawdę te dywagacje o suficie, Kyu nie powinien się odchudzać...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia