OTP Challenge 06
Wearing eachothers' clothes
Kouyou biegał cały dzień w samej bieliźnie po mieszkaniu.
Było piekielnie gorąco, temperatura przekraczała 35 stopni Celsjusza. Leżałem
na kanapie, wachlowałem się wachlarzem uchiwa, a wiatraczek, który stał tuż
przede mną, nastawiony był na najwyższe obroty. Byłem w połowie martwy.
Dosłownie. Kouyou czasami przykładał mi lusterko do ust, by sprawdzić czy
oddycham. Jemu upał nie szkodził jak mnie. Sprzątał, ćwiczył, tańczył, gotował,
zupełnie, jakby to było nic. Kiedy tak zdychałem, z gorąca, Kou czasami przynosił
mi coś chłodnego do picia. Przystawiał mi słomkę do ust, jakbym był jakimś
warzywkiem. Wypijałem wszystko w okamgnieniu, a później musiałem się czołgać do
toalety. Tak, czołgać. Nie byłem w stanie iść.
-Dasz radę, Yuu! - Kou kibicował mi, kiedy na czworaka
starałem się dostać do łazienki. Pot lał mi się po skroni, włosy przykleiły się
do twarzy. Byłem więcej niż pewny, że przypominałem w tej chwili Samarę z Ringu. - Jeszcze kawałeczek!
-Posikam się na podłodze... - jęknąłem. Kou uchylił mi
drzwi od łazienki. Kafelki były zimne, tyle dobrze. Poza tym, temperatura w wc
nie różniła się niczym od tej, która panowała w całym naszym mieszkaniu.
-Nie posikasz się. Nie możesz, bo będzie wstyd.
-Załóż mi pieluchę...
Następny dzień był taki sam. W końcu ulokowałem się z
wiatrakiem w wannie i leżałem w niej półnago. Kou denerwował się, gdy chciał
skorzystać z łazienki.
-No przecież nie patrzę - wymamrotałem, kiedy chciał oddać
mocz.
-Patrzysz.
Wychylałem się zza wanny, w której siedziałem i trzymałem
się jej krawędzi. Kou stał przed klozetem, ręce trzymał pod gumką od bokserek.
-Wydaje ci się.
-Ty zboczeńcu.
-Tylko nie zboczeńcu!
-Dewiancie?
-...
-Nie mów, że podnieca cię fakt, że się przed tobą wysikam.
-Nie aż tak, jak bym chciał, by ten fakt mnie podniecał,
ale zawsze coś.
-Stabat Mater Dolorosa - Kou przeżegnał się i wyszedł z
łazienki. - Z kim ja mieszkam...
-A ty gdzie?
-Wysikać się w zlewie w kuchni!
-Umyj go potem, co?!
-Ty wanny nigdy nie myjesz!!!
Do wieczora byłem ulokowany w wannie. Później jakoś
temperatura magicznie zmalała. Co było najlepsze, zaczął padać deszcz.
-Moje modły zostały wysłuchane - wszedłem tanecznym krokiem
do sypialni, w której był Kou. Leżał na łóżku, czytając książkę. Rzuciłem się
na niego.
-Yuu! Ty duży dzieciaku! - zamachnął się. Oberwałem książką
po głowie.
-Kochasz tego dzieciaka - zawisłem nad nim, wytrącając mu
uprzednio książkę. Syknął na mnie jak wściekła kaczka. Nic już jednak nie
zrobił. Leżał bezwładnie pode mną, a ja pochylałem się nad nim. Deszcz padał za
oknem, było parno, ale jakoś odzyskałem nagle chęć do życia.
-Ty wiesz co? - mruknął, gdy musnąłem wargami jego szyję.
Pocałowałem go w nią czule, lekko zasysając jego delikatną skórę. Zadrżał pod
wpływem pieszczoty.
-Co? - zamruczałem, całując go.
-50 twarzy Greya jest
naprawdę fajne.
Zastygłem w miejscu, patrząc Kou w twarz. Spojrzał na mnie
z miną w stylu wiem co mówię.
-To teraz czytasz? - podniosłem się lekko, by dojrzeć
okładkę książki, która wylądowała w kącie pokoju. Otworzyłem szeroko oczy, gdy
zdałem sobie sprawę, że to naprawdę było 50
twarzy Greya. -Chyba dam ci szlaban na książki - wymamrotałem.
-Daj spokój - objął mnie nogami w pasie. Poruszył biodrami,
ocierając nas o siebie. Zamruczałem, przygryzając wargi. Objął mnie za szyję i
przesunął językiem po małżowinie mojego ucha. Zadrżałem pod wpływem wilgotnej
pieszczoty - Ale wiesz... - zaczął niskim, zmysłowym głosem - ...nasza wersja
byłaby o wiele lepsza.
-Dzieci w przedszkolu nawet o tym wiedzą.
-Chyba lepiej, żeby nie wiedziały jeszcze o takich
rzeczach.
~
Leżeliśmy przytuleni do siebie na łóżku. Kou opierał głowę
na moim torsie, sunąc po nim palcami i podszczypując moje sutki. Podpierałem
się rękoma pod głową, czując się jak pan i władca świata. Shima nagle podniósł
się. Jego włosy były w tym rodzaju nieładu, który mówił, że jest właśnie po
seksie. Ze mną było podobnie, ale co z tego. Jemu było z tym do twarzy.
Podpierał się nagi na moim torsie, zwykle blade policzki były jeszcze różowe
jak dojrzałe maliny. Usta miał nabrzmiałe i spierzchnięte od masy pocałunków, a
wzrok pełen błogiego zaspokojenia.
-Co?
-Dzwonek.
-Co?
-Głuchy jesteś? Dzwonek do drzwi.
Zadzwonił dzwonek. Faktycznie, teraz go usłyszałem.
-Mieliśmy mieć gości? - spytałem, zrywając się z miejsca.
-Nie... chyba... Ach! - uderzył się dłonią w twarz. - Miał
przyjść majster, z którym umówiliśmy się na remont.
-To dzisiaj?!
Ubraliśmy się w szaleńczym tempie. Nawet nie wiedziałem, co
takiego na siebie zakładam. Dopiero, kiedy byłem już w pełni ubrany, zdałem
sobie sprawę, że bielizna, którą mam na sobie, była Kouyou. Luźna, ogromna
wręcz koszulka, w której prawie tonąłem, również należała do niego. Pachniała
jego potem i wodą kolońską, którą dostał ode mnie. Zacząłem się zastanawiać,
dlaczego Kou tak bardzo lubił wielkie ubrania. Na nim zawsze wisiały, a na
mnie... no, też wisiały. Rękaw koszulki, który powinien kończyć się w połowie
ramienia, wystawał za łokieć i wyglądałem, jakbym był małym chłopcem i nosił
ubrania po starszym bracie.
Kou również był w moich ubraniach. Miał na sobie idealnie
dopasowaną do mnie koszulkę. Co innego, że była na niego o wiele za mała.
Ubranie wyglądało na nim, jakby zaraz miało go udusić. Miał odsłonięty pępek i
stał sztywno, nie mogąc znieść krępującego materiału.
Otworzyliśmy majstrowi. Mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie.
Jednak ten uśmiech zbladł, gdy zlustrował nasz wygląd. Jego mina wskazywała na
to, że ma ochotę błyskawicznie się stąd zmyć. Miałem wrażenie, że nawet zrobił
niewielki, dyskretny krok w tył.
-Uhm... - Shima miotał się, próbując zdjąć moją koszulkę.
Majster akurat wyszedł, uzgadniając z nami cenę remontu i dokładnie, co będzie
robił. Przez chwilę myślałem, że Takashima zaraz rozerwie materiał, chcąc się
uwolnić. Sam z łatwością zdjąłem jego wielką koszulkę. W końcu mu pomogłem.
-Brawo - mruknąłem, gdy udało mi się zdjąć mu koszulkę.
Pochylał się, wyciągając ręce przed siebie, a ja ciągnąłem materiał do siebie.
Nie obyło się bez przekleństw i krzyków. - Rozciągnęła się.
-W praniu się zbiegnie - wydyszał, zmęczony po siłowaniu
się z koszulką.
-Obyś miał rację.
Popatrzyłem na półnagiego Kou i westchnąłem. On jedynie
wywrócił oczami. Wiedzieliśmy obaj, że koszulka się nie zbiegnie, ale mówi się
trudno. Przynajmniej mieliśmy mieć w końcu remont.
----
Świeżo skończone! Nawet nie sprawdzone ( jak wszystko na tym blogu...).
Przetrwaliśmy szósty dzień z OTP Challenge. Jeśli uda mi się przeżyć cały tydzień i nie umrzeć to chyba zatańczę do jakiejś k-popowej piosenki.
Do następnego~!
Coraz bardziej podoba mi się ta seria! Zawsze śmieję się gdy chłopaki coś odwalą. XDD Weny Tsu.
OdpowiedzUsuńKouyouuuuu musiałeś zepsuć tak piękną chwilę jakimś dzwonkiem do drzwi -^-
OdpowiedzUsuńTe ubrania... x"DDD Chciało mi się beczeć xDD
I BIEDNY TEN MAJSTER XDDDD
A, i jeszcze Aoisiek konający w gorącu... xD pięknie ci to wyszło ^^ mam nadzieję, że dotrwasz cierpliwie do ostatniego OTP Challenge i będzie pięknie ~☆~
Pozdrawiam ^
Syknął na mnie jak wściekła kaczka.<< chciałabym umieć sobie wyobrazić wściekła kaczkę.xd
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział typu "Tsu nie da ci żyć, masz szczerzyć gębę"! I tak właśnie było. Moja wyobraźnia zaczęła tak niebezpiecznie pracować na pełnych obrotach, po scence z Yuu jako kulturalnej dżdżownicy chcącej dostać się do toalety. I wtedy mignął mi przez myśl taki Uru z transparentem "Go, Go Mr. Shiroyama!" XD W dodatku tak podskakujący i wydający z siebie raz po raz "kwa, kwa". *powinnam mieć bana na internet* A-a potem Yuu jako Sadako... Dobra, daruję sobie!
OdpowiedzUsuń50 Twarzy Greya? Chyba raczej 50 Twarzy Kaczki... >.>" Ekhem, znaczy! Popieram Yuu! Daj mu bana na książki tego typu! Chociaż... Nie narzekaj tak... Może jednak Kou weźmie z tej książki jakąś porządną lekcję i będzie wam o wiele lepiej w pewnych sprawach, hm? *o rany...* "Syknął na mnie jak wściekła kaczka" - automatycznie przed oczami przebiega mi wkurzony na maksa kaczor Donald~
I jeszcze ta scena z ciuchami, która na myśl przywodzi mi Uru z roku 2004, gdy to bardziej pokazywał swój brzuszek do sesji zdjęciowych i nie tylko... <3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no bosko te teksty są niesamowite, upał... łącze się w bólu z nimi....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia