OTP Challenge 08
Shopping
Kouyou nienawidził zakupów. Nie ważne czy chodziło o zakupy
w spożywczaku, czy też kupowanie ubrań. Zawsze był na nie i zawsze chodził
wkurzony, kiedy musiał się pofatygować, by coś kupić.
-Hej, kupisz mleko, gdy będziesz wracał do domu? -
przytrzymywałem telefon ramieniem. Siedziałem w naszym domowym studiu i
dopracowywałem nuty. Kou wyszedł spotkać się z facetem, u którego zamawiał nową
gitarę. Musieli umówić dokładnie cały projekt.
-Właśnie wracam.
-To świetnie. Kup przy okazji ryż, bo się kończy, a w
weekend mamy mieć gości.
-Kto ma przyjść?
-Nie pamiętasz? - nie kryłem zaskoczenia. - Moi i twoi
rodzice przyjeżdżają.
-A to jakieś święto jest? - mówił niepewnie.
-W pewnym sensie.
-To przypomnij mi, czemu ich zaprosiliśmy.
Westchnąłem.
-Bo mamy rocznicę?
-Rocznicę mamy dopiero za tydzień! - zaprotestował.
Oho, pamiętał.
-Wiem, że za tydzień. Ale zaprosiliśmy ich, bo to nasza
okrągła, dziesiąta rocznica.
-Dziesiąta?
-Nie mów, że nie pamiętasz, ile lat ze sobą jesteśmy!
-Nie wierzę, że już tyle z tobą wytrzymałem.
-Kou!
-Nie no, pamiętam.
-To skąd to zdziwienie?
-Tak jakoś... Czas przy tobie szybko płynie. Nawet się nie
zorientowałem, ze to już 10 lat.
Pokręciłem głową.
-To jak, mój sklerotyku? Kupisz ryż i mleko? O, i weź
jeszcze masło i coś do kanapek. I może jeszcze kup mi jogurt. I mąkę! Upieczemy
coś, co ty na to?
-Przecież ty piec nie umiesz - wymamrotał. - No to... mąka,
jogurt, masło coś tam do chleba i ryż.
-I mleko.
-Tak, mleko. Pamiętam.
Wiedziałem, że zapomni, dlatego zadzwoniłem do niego
kolejny raz, kiedy był w sklepie i powiedziałem mu, co ma kupić, dorzucając
przy okazji do listy jakieś inne produkty. Denerwował się na mnie, że każę mu
tyle kupić, ale w końcu mieliśmy pewne braki w spiżarce.
-Wstąp jeszcze może do apteki albo drogerii i kup
prezerwatywy albo żel...
-Jaki zapach?
-Pamiętasz ten miętowy?
-O mój Boże - miałem wrażenie, że zadrżał. Zaśmiałem się.
-Fajnie było, no nie?
-Wspaniale. Dobra, nie dzwoń już. O wszystkim pamiętam.
Zapomniał o mleku, które miał kupić w pierwszej kolejności.
Za to o prezerwatywach i lubrykancie pamiętał najlepiej. Pierwsze, co zrobił po
wejściu, to rzucenie zakupów na podłogę i propozycja seksu.
-Nie wiem czy mi stanie - mruknąłem, pochylając się nad
nutami. Bolały mnie już plecy i pośladki.
-Chyba pierwszy raz to ja jestem bardziej chętny od ciebie
- powiedział, zwieszając ramiona z rezygnacją.
-No wiesz... praca.
-Albo się sam sobą zająłeś, gdy mnie nie było.
Machnął ręką na playboya wydawanego z myślą o kobietach i
odchrząknął. Pisemko leżało blisko mnie na podłodze. Czułem, że robię się cały
czerwony na twarzy, zrobiło mi się strasznie gorąco. Niby nie pierwszy raz, ale
czułem się, jakby mnie przyłapał na zdradzie.
-Wybacz, musiałem - wymamrotałem.
-To samo ci powiem, kiedy Akira zaproponuje mi drinka, a
potem zaproponuje następnego i następnego... Wybacz, musiałem!
-Wiesz, że nie możesz dużo pić. To inna sytuacja -
podniosłem się. Próbowałem się wyprostować, coś strzeliło mi w plecach.
Starość. - Kouyou?
Westchnął, po czym oparł się o mnie. Zaczął drżeć, a
później usłyszałem jak szlocha. Objąłem go, wplątując palce w jego włosy. Nie
wiedziałem, o co chodzi. Kouyou nic mi też później nie powiedział o tym
dlaczego się popłakał. Tak po prostu się rozkleił, a on przecież nigdy bez
powodu nie ronił łez. Zawsze była jakaś przyczyna, a ta przyczyna musiała być
naprawdę poważna.
Dzień przed przyjazdem naszych rodziców wybraliśmy się na
wielkie zakupy. Musieliśmy zrobić zapasy dla sześciu osób na najbliższe dwa,
trzy dni. Kouyou marudził, pakując produkty do wózka, który ja pchałem.
-Dżem, majonez, sos tabasco - czytałem wszystko z kartki.
Kouyou biegał między półkami i zgrzytał ze złości zębami. Starałem się nie
zwracać na to uwagi.
-Weźmy pizzę mrożoną - powiedział, podchodząc obładowany do
wózka. Wrzucił wszystko jak leci, zupełnie nie przejmował się tym, że coś może
się stłuc.
-Nie mamy tego na liście.
-Co mnie to obchodzi. Chcę pizzę. Ani moi, ani twoi rodzice
nie będą chcieli iść do Pizza Hut albo czegoś zamówić, dlatego trzeba zrobić
zapas.
-Racja. Weźmy jeszcze zapiekani.
-I lasagne.
Chyba pierwszy raz zaczęliśmy się dogadywać podczas
zakupów. Ale tylko przez chwilę. Potem Kou znowu marudził, narzekał i ciągnął
się jak cień.
Odłożyliśmy rzeczy z marketu do samochodu i udaliśmy się do
galerii, żeby rozejrzeć się za jakimiś ubraniami. Kou dalej był marudą.
Normalnie zacząłem go tak przezywać za każdym razem, gdy coś mu nie pasowało.
-To jest brzydkie - powiedział, gdy wciskałem mu beżową
koszulkę z nadrukiem. Niemal pchałem go do przymierzalni.
-Sam jesteś brzydki.
-Widzę, że lubisz brzydali. Ten facet z playboya, do
którego ostatnio waliłeś konia, też nie był specjalnie urodziwy.
Odchrząknąłem.
-Sprawdzałeś, jak wygląda?
-Musiałem rozkleić strony, ale dało radę. Jakiś aktor...
jak on miał?
-Kou, okej, wystarczy. Nigdy więcej nie będę zostawiał
takich rzeczy na widoku.
-Nic przede mną nie ukryjesz.
Pchnąłem go do kabiny, rzucając mu jeszcze spodnie. Czułem
się trochę jak taka matka. Ubierałem go, zabierałem na zakupy. No...
Oparłem się o ścianę przed kabiną Kou. Po kilku minutach
zapytałem, czy ubrania dobrze leżą. Zajrzałem bez pytania i jakiegokolwiek
skrępowania do kabiny.
-Nie mogę dopiąć spodni - powiedział, siłując się z
rozporkiem.
-Dupa ci urosła, tylko w miejscu siedzisz. To twój rozmiar.
-Za mało seksu, temu urosła.
Popatrzyłem na niego, po czym kucnąłem przed nim, próbując
zapiąć mu spodnie.
-Nie bądź śmieszny - odskoczył ode mnie. - Nie jestem
dzieckiem.
-Czasami mam inne wrażenie.
Spojrzałem na jego rozporek i przy okazji na krocze. Kou
był... twardy. Zwyczajnie miał erekcję.
-Chyba już wiem, dlaczego się zapiąć nie możesz.
-Spadaj.
Wstałem i objąłem go od tyłu, całując w szyję. Mruknął coś
tylko.
-Yuu... przestań. Nie w takim miejscu.
-Wolisz w toalecie?
Zsunąłem jedną rękę na jego przyrodzenie. Drugą ręką
złapałem go pod brodą, włożyłem mu palec do ust. Jęknął cicho, delikatnie
zaciskając zęby. Wysunąłem jego przyrodzenie, widziałem w odbiciu lustra, jak
zaciska powieki i marszczy brwi.
-Hej, Kou. Spójrz na nas.
Otworzył oczy. Popatrzył na nasze odbicie. Pochylał się,
opierając rękoma o ścianę przed nami, a ja stałem za nim, z dłońmi na jego
męskości i w ustach. Zacząłem poruszać ręką na jego penisie. Zadrżał,
pochylając się i rozkładając szerzej nogi. Jego przyrodzenie było twarde i
sterczące. Wykonywałem szybkie ruchy dłonią, na co Kou reagował bardzo
dobitnie. Wyrwało mu się jęknięcie, które przerodziło się w cieniutkie
stęknięcie. Policzki miał czerwone, wzrok zamglony.
-Dobrze, no nie? - zamruczałem mu do ucha. Pochylał się tak
bardzo, że był teraz niższy ode mnie.
-Yuu - wychrypiał, kiedy włożyłem mu kolejne dwa palce do
buzi. Otworzył szerzej usta, niemal wystawiając język. Dyszał.
Nagle spiął się, odchylając głowę. Całowałem go po szyi,
coraz mocniej poruszając ręką. Stróżka śliny pociekła mu po brodzie. Miałem
ochotę go wziąć tu i teraz w przebieralni. Jego pośladki ocierały się o moje
krocze. Patrząc na jego odbicie, poczułem, że się podniecam.
-Kou, chyba robię się twardy - zamruczałem.
-Yuu... Yuu... - powtarzał cicho moje imię. Trzymałem mu
palce w ustach, dlatego je zniekształcał, brzmiało to trochę jak Y-u.
-Cichutko - przesunąłem nosem po jego uchu, po czym bardzo
delikatnie je przygryzłem. Słabiutko zacisnąłem zęby, by zaraz musnąć to
miejsce wilgotnym językiem.
-Ha-aach - wydyszał. Szczytował. Przyspieszyłem ruchy ręki.
Cały dygotał. Uda trzęsły mu się najbardziej. Całowałem i ssałem go po
wrażliwej szyi. Czułem w dłoni jego preejakulat. Był tak blisko wytrysku.
W końcu ejakulował w moją dłoń. Stłumił jęknięcie,
wyginając się. Wyciągnąłem palce z jego ust, pochylił się, regulując oddech.
Jego sperma oblepiła mi dłoń.
-Słodko - powiedziałem, sięgając do kieszeni po chusteczki.
-Nienawidzę cię - wydyszał, opierając się rękoma o ścianę.
-Nie ma za co. To sprawdź teraz czy dopniesz spodnie.
Prychnął na mnie. Zgniotłem chusteczkę i spojrzałem na jego
odbicie. Zapiął się bez problemu.
-Naprawdę ci pasują. Podkreślają pupę - oznajmiłem.
-Przestań - zacisnął powieki.
Teraz poczułem się z lekka zbity z tropu. Kouyou był zły.
Chyba zły.
-Gniewasz się o to, co zrobiłem? - spytałem niepewnie.
-Nie, nie o to - rozpiął rozporek. Zaczął ściągać z siebie
szybko spodnie. - Mógłbyś wyjść? Chcę się przebrać.
-Kou...
-Po prostu wyjdź.
Wyszedłem z kabiny. Poczekałem na niego na zewnątrz. Nie
patrzył na mnie, odłożył wszystko i poszliśmy dalej.
-Dobrze w tym wyglądałeś - mruknąłem.
-Dzięki.
Wyszło na to, że tylko ja kupiłem sobie nowe ubrania. To
znaczy, ja kupiłem je sobie z własnej woli, natomiast wszystkie rzeczy Kouyou
niemal mu wepchnąłem i kazałem je wziąć. Wściekał się, wiedziałem, że
nienawidził zakupów równie mocno, co ja ślimaków. Poważnie, nie znosiłem tych
obślizgłych mięczaków.
-To co gotujemy jutro? - spytałem, gdy wnieśliśmy już
wszystkie zakupy do domu i wypakowaliśmy je. Było późno, trochę po dziesiątej.
Na dworze już dawno zapadł zmrok.
-Nie wiem. Wymyśl coś - odparł sucho. Zmarszczyłem brwi.
Kou wpychał puszkę z fasolką do szafki. Pociągał nosem.
-Kou? Coś się...?
-Nie, nic. Jestem zmęczony, pójdę pod prysznic.
-No... okej.
-Dobranoc - zamknął szafkę i szybko wyszedł z kuchni.
Kiedy Kou brał prysznic, ja szukałem jakiegoś przepisu w
notesie. Chciałem zrobić rodzicom coś, co nie było zwykłym ryżem z warzywami.
Nie miałem jednak na nic pomysłu, wszystko wydawało mi się być takie nijakie,
nieodpowiednie. Zrezygnowany zdjąłem okulary i przetarłem oczy, odkładając
przepiśnik na stół. Przeciągnąłem się, po czym poszedłem do łazienki. Mój
partner skończył się myć już jakiś czas temu. W pomieszczeniu było jeszcze
ciepło i wilgotno. Na wieszaku wisiał mokry ręcznik, na podłodze leżały
bokserki Kou. Wziąłem je, wrzucając do kosza na brudną bieliznę. W całym
pomieszczeniu unosił się mocny zapach męskiego szamponu i żelu pod prysznic.
Umyłem się, osuszyłem włosy ręcznikiem i mając na sobie
jedynie długie spodnie od piżamy, poszedłem do sypialni. Kou nie spał, lampka
nocna po jego stronie była zapalona. Przeglądał jakiś katalog.
-Co tam masz? - położyłem się obok niego na kołdrze.
Ułożyłem mu głowę na ramieniu. Przesunął dłonią po mojej głowie, zerkając na
mnie.
-Oglądam gitary. Znowu będziesz miał problemy z zatokami.
-Nie chce mi się suszyć włosów.
-Dobra, jak wolisz.
Wrócił do przeglądania katalogu. Pocałowałem go w szyję,
chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Ten jednak usilnie mnie ignorował.
Niepocieszony udałem się do łazienki, by wysuszyć włosy. Wróciłem do Kouyou po
kilkunastu minutach. Przeciągał się w łóżku, katalog leżał na szafce.
-To dobranoc. Znowu - powiedział, gasząc lampkę.
-Dobranoc - odpowiedziałem.
Położyłem się po swojej stronie. Kou był odwrócony do mnie
tyłem, jakby nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Ułożyłem się na poduszce,
zamknąłem oczy, próbując zasnąć, ale nie mogłem. Zachowanie partnera nie dawało
mi spokoju.
-Hej, Shima - zacząłem cicho, dotykając jego pleców.
-Co chcesz?
Nie spał. Głos miał bardzo przytomny.
-Dlaczego ostatnio płakałeś?
Cisza. Przez bardzo długi czas milczał jak zaklęty. W końcu
odwrócił się w moją stronę. Dotknął mojej dłoni, wplatając w nią swoje palce.
Zacisnąłem rękę.
-Nie muszę ci mówić.
-Nie musisz. Ale było i wciąż jest mi z tym dziwnie.
-Yuu, po prostu... Nie chcę o tym rozmawiać.
-Dlaczego?
Zamilkł. Pewnie swoim zwyczajem zacisnął wargi. Po kilku
długich sekundach westchnął.
-Bo jesteśmy ze sobą już tyle lat. Jesteśmy parą, mieszkamy
razem. Wiemy o sobie wszystko, wiemy za wiele.
-Najwidoczniej nie wszystko, skoro nie mam pojęcia, czemu
płakałeś.
-I dobrze, że nie wiesz. Teraz już nieważne.
-Teraz już w porządku?
-Chyba tak.
-Wiesz, że zawsze możesz na mnie...
-Tak, wiem, Yuu. Ty na mnie też.
Pocałowałem go w czoło.
-Chyba nie chodziło o mnie?
Puścił moją dłoń. Ponownie ułożył się do mnie tyłem.
-Dobranoc. Teraz już trzeci raz.
Czyli chodziło o mnie. Zacząłem się zastanawiać, co mogło
go aż tak poruszyć, że płakał. Powiedziałem coś albo zrobiłem nie tak? Uraziłem
go? Nie miałem pojęcia, po tylu latach razem byliśmy jak łyse konie, stare
małżeństwo. Potrafiliśmy wygarnąć sobie największą, bolesną prawdę, wyzywaliśmy
się często i... nagle nie wiedziałem, co się działo. Straciłem kontrolę.
-Hej, Yuu - przerwał nagle moje rozmyślania. Mówił cicho.
-Hm?
-Nigdy więcej nie pójdę z tobą na zakupy.
Zaśmiałem się. Ułożyłem się na wznak.
-W porządku. Skoro tak wolisz.
-Dobranoc - mruknął.
-Dobranoc. Teraz czwarty raz.
----
Ósmy part za nami! Zostały 22 części, Żuczki. [*]
Pozdrawiam faceta, który dzisiaj do mnie napisał. "Niewiem" i "powiec" dało mi raka. W dalszym ciągu mam słownik do zaoferowania!
PS. Nie poruchasz. :D
Do następnej~! <3
Świetny rozdział czekam na następny ^^ weny życzę :)
OdpowiedzUsuńTo dobry rozdział, czytam dalej.
OdpowiedzUsuńNadal zastanawia mnie o co chodziło Kouyou.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUruszka wrogiem szopingu! Jak ja go doskonale rozumiem. Mączące poniekąd jest chodzenie w kółku, patrzenie, przymierzanie, szukanie... Czasami zwariować można. Najgorzej zaczyna się robić, gdy nogi poczynają niemiłosiernie boleć. Co do lżejszych zakupów, to również ich nie lubię. Tłumy ludzi nie są czymś, co ubóstwiam. Już raczej nie będę komentować sceny "ekhem", bo jak pewnie się domyślasz, albo po prostu to wiesz - SPALIŁAM BURAKA. Ta parka nie ma wstydu! W miejscu publicznym tak?! ; - ; Mnie również zbiło z tropu to, że Uru tak nagle wybuch płaczem, a potem jeszcze to dziwne zachowanie... Ale mam trzy teorie...
OdpowiedzUsuń1) Uru płacze, gdyż nie jest zbyt wystarczalny dla swojego mężczyzny i ten musi patrzeć sobie na panów z Playboya, aby sobie ulżyć.
2) Uru nienawidzi wręcz przebywać w tłumie ludzi [co nasz prawdziwy Uruha naprawdę nie cierpi~] i nie chce więcej robić za jakiegoś murzyna od kupowania tego i tamtego.
3) Nie było miętowych prezerwatyw, O MÓJ BOŻE! XD
Jeżeli zgadłam któreś z tych, to poproszę w nagrodę wino, Uruszkę i 500 sztuk gofrów~ <3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawia mnie to dziwne zachowanie Kou, czy może czuje że nie wystarcza Yuu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia