OTP Challenge 09
Hanging out with friends
-Siłą mnie nie weźmiecie! - krzyknął Kou, gdy ja i Akira próbowaliśmy oderwać go od automatu w salonie gier. - Jeszcze jeden raz...
-To był już twój jedenasty jeszcze jeden raz! - syknąłem przez zaciśnięte zęby. Starałem się go odciągnąć od maszyny, do której się niemal przykleił.
-Nie!
-Kouyou, ty debilu - Akira kopnął go w kostkę. Kou krzyknął z bólu. Ludzie się na nas patrzyli jak na totalnych debili.
-Hej, no co ty - puścił Shimę i spiorunowałem Suzukiego wzrokiem. - Nie bij go.
Akira zląkł się pod wpływem mojego chłodnego głosu i ostrego spojrzenia. Przełknął ślinę, puszczając Kouyou.
-Sorki.
-Kouyou, idziemy. Potem pograsz. Yutaka i Takanori czekają na nas z watą cukrową - oznajmiłem stanowczym tonem.
-Wata! - skoczył na mnie, tuląc się do mojego boku. Objąłem go, całując we włosy. Akira wywrócił oczami.
-Momentami nie mam do was obu słów.
-Daj spokój. Jesteśmy słodziutką gejowską parą - złapałem Kou za dłoń. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Aż wami rzygam.
Pocałowałem Kouyou w policzek. Poszliśmy po watę, a później całą piątką udaliśmy się do wesołego miasteczka. Mój partner miał dzisiaj swój z lekka dziecięcy nastrój. Pewnie dlatego, że była wata cukrowa, którą uwielbiał, a do tego mógł sobie pograć w salonie gier. Ja grałem razem z nim, nie ukrywam, wciągnąłem się, ale nie tak jak on. Shima był dzisiaj taki szczęśliwy, że nie chciałem w żaden sposób psuć mu nastroju.
-Hej, kociaku - powiedziałem do niego, gdy wsiadaliśmy do kolejki górskiej - boisz się?
-To tylko rollercoaster. Czego tu się bać?
-Hm, no nie wiem.
Usiedliśmy na naszych miejscach, pozapinaliśmy się i odczekaliśmy aż włączą nam kolejkę. W końcu wagoniki powoli ruszyły. Spojrzałem na Kou, oczy błyszczały mu z ekscytacji. Podjechaliśmy w górę, a później zaczęliśmy gwałtownie zjeżdżać w dół. Kou krzyknął, wyrzucając ręce w górę. Siedzieliśmy w pierwszym wagoniku i, na nieszczęście, wszystko widzieliśmy najlepiej.
-Jezu - zacisnąłem z całej siły powieki. Przeżegnałem się i zacząłem odprawiać w myślach różaniec. Shima krzyczał, śmiał się i piszczał. Kochał takie rzeczy. Słyszałem, jak Akira też drze się za nami. Miałem ochotę sprawdzić, jak sobie radzą Yutaka z Takanorim, ale uznałem, że pewnie są w podobnym stanie do mnie.
-Yuu, patrz!!
-Zaraz puszczę pawia... - uchyliłem powieki, czego zaraz pożałowałem.
-Ha, ha, ha!! - Shima złapał mnie za dłoń, wzniósł nasze ręce wysoko. - Jedziemy!!
Kolejka gwałtownie skręciła, robiąc obrót o o 360 stopni. Czułem, jak wata podchodzi mi do gardła. Prawie się zsikałem z emocji. Zaczęliśmy szaleńczo szybko zjeżdżać w dół, a potem znowu skręciliśmy, w drugą stronę. Kręciło mi się w głowie.
I tak przez piętnaście minut...
Gdy wyszliśmy z kolejki górskiej, rzuciłem się na kolana i zacząłem całować ziemię. Myślałem, ze dostanę zawału. Shima położył się obok mnie na ziemi i uspokajał mnie.
-Nie musimy więcej chodzić na kolejki górskie.
-Prawie tam umarłem.
-Już, spokojnie.
Gładził mnie po plecach. Już dawno tak się nie bałem.
A wieczorem całą piątką poszliśmy na kolację i popijawę. Siedziałem obok Takanoriego i Yutaki, a Akira i Kouyou jak zwykle coś tam robili między sobą. Miło spędziliśmy czas, jedząc i pijąc.
-Hej, Yuu - Yutaka oparł się lekko o moje ramię, chcąc prosto usiąść. Tanabe za mocnej głowy nie miał i teraz nie mógł nawet siedzieć. Wyprostował się, po czym odrzucił włosy do tyłu, w stylu to nic, nic nie wiedzieliście.
-No? - wziąłem kolejny łyk piwa.
-Dobrze się macie z Kouyou?
-Raczej tak - popatrzyłem na swojego faceta. Pochylał się wraz z Akim nad telefonem, śmiejąc się przy tym. Oglądali coś. - A co?
-A no wiesz... Tak się pytam.
-Masz jakiś konkretny powód?
-Chyba nie.
Zmarszczyłem brwi.
-Takanori - zwróciłem się do najmłodszego. Podpierał się ręką na stole i przysypiał. Pochrapywał już, stróżka śliny płynęła mu po brodzie. - Hej, Taka! - trąciłem go w rękę, na której podpierał głowę. Ramię obsunęło mu się ze stołu i przywalił czołem w blat. Yutaka wybuchł nagłym śmiechem, ja starałem się nie śmiać, chociaż prawie zacząłem się przez to dusić. Takanori spojrzał na mnie wściekłym i jednocześnie zaspanym wzrokiem.
-Yuu, ty szmato - wysyczał do mnie.
-Słyszałeś, o czym rozmawialiśmy? - odchrząknąłem.
-Chyba nie.
-Yukkun spytał się mnie czy dobrze nam się układa z Kou, a teraz się zastanawiam czy mam powody do tego, by martwić się o nasz związek.
Taka zmarszczył czerwone czoło. Spojrzał na Tanabe, a potem na mnie.
-Nie.
Oparł się brodą o blat stołu i popatrzył na Akirę oraz Kou, którzy siedzieli przed nami.
-Też mi się tak wydaje.
-Nie mówię o Akirze - wymamrotał Yutaka, ale go zignorowaliśmy.
-Oni są jak bracia - oznajmiłem.
-Tak. Jak bliźniacy.
Zgodziliśmy się, pomrukując. Yutaka westchnął przeciągle.
-Chyba mnie nie zdradza?
-Nie - odparł Takanori.
-Nie wiadomo.
Popatrzyłem na Yutakę, który siedział po mojej lewej, a później na Takanoriego, który był po mojej prawej.
-Na pewno nie.
-Nigdy nie masz pewności.
-No weź. Widziałeś ich dzisiaj? Para idealna.
-Pary nigdy nie są idealne.
Miałem wrażenie, że po mojej lewej stronie siedzi diabeł, który podpowiada mi złe pomysły, a po lewej anioł, który próbował sprowadzić mnie na dobrą drogę. Prawie jak w jakimś filmie
-Ustalcie jedną wersję, co?
-Nie ma co ustalać.
Później, trochę już podpici, poszliśmy na karaoke. Takanori uparł się, że zaprezentuje swoją nową piosenkę.
-Poczekaj do premiery singla - Akira starał się powstrzymać małego, gdy ten wdrapywał się na scenę jak na ściankę wspinaczkową. Zupełnie nie docierało do niego, że obok miał schody, którymi mógłby się tam bez problemu dostać.
-Nie! Chcę teraz! - wczołgał się do połowy na scenę. Akira złapał go za słynny, odkręcany but, który zsunął się z nogi małego. Z jednym buciorem stanął dumnie na scenie. Zachwiał się. Nasza pozostała trójka patrzyła na nich ze stolika, udając, że się nie znamy.
-Hej, ty! - krzyknął Takanori do faceta, który zajmował się karaoke. - Dawaj mi tu...
-Kyaa! Patrzcie!! To Ruki!!!
Wszyscy gwałtownie odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegł nas piskliwy głos. Grupa kawaii nastolatek i ich chłopacy. Kilka dziewczyn zerwało się na równe nogi.
-Ja pierpapier... - stęknął Yutaka.
-Spadamy! - Akira złapał Takanoriego za dłoń i pociągnął na dół ze sceny. Mały złapał swojego buta. My również się zerwaliśmy i biegiem ruszyliśmy do wyjścia.
-Patrzcie, to the GazettE!
-The GazettE?!
-O mój Boże, ktoś powiedział Gazetto??!!
-Szybko, zaraz nas rozszarpią!
Wybiegliśmy z baru karaoke, a napalone nastolatki oraz jacyś inni ludzie za nami. Było już ciemno, mało osób chodziło po ulicach w tej części Tokio. Musiało to ciekawie wyglądać. Pięciu facetów, jeden z butem pod pachą, uciekający przed tłumem ludzi. Nagle poczułem się naprawdę trzeźwy, gdy tak biegliśmy w letnią noc, a w głowie nuciłem Take Me To Church.
-Nie mogę biec bez buta! - jęknął Taka. Akira w dalszym ciągu trzymał go za rękę, ciągnąc go za sobą. Mały nas spowalniał, Kou rzucił już nawet pomysłem, żeby go zostawić.
-Znajdziemy innego wokalistę!
-Kurwa, było ci wchodzić na tę zasraną scenę! - Akira opieprzał Matsumoto.
-Potem się pokłócicie!!
Złapałem małego za nogi. Suzuki zauważył, co robiłem, dlatego chwycił go pod pachami. Rzucił Yutace but małego. Tanabe wpadł na wspaniały pomysł i odrzucił but za siebie.
-MOJE LACZKI!!! - zawył Taka, oglądając się za butami. Biegliśmy z Akirą, trzymając Takanoriego. Po chwili usłyszeliśmy za sobą pisk, wrzask, cokolwiek to było. Tłum dorwał się do buta.
-To ich spowolni - stwierdził Yutaka.
-Mój but...
Zacząłem odkręcać wokaliście drugiego buta. Kouyou mi pomógł. Zdjął buciora i rzucił go w tłum za nami. Kolejny piski.
-Co wy robicie?!
-Czekaj, jeszcze skarpetki...
-Tylko nie skarpetki od Versace!
Skręciliśmy w boczną uliczkę. Przebiegliśmy obok kilku barów, aż nagle Kou zauważył budkę na zdjęcia.
-Tu!
Wpadliśmy do budki, ściskając się i gnieżdżąc jak mrówki. Ktoś nadepnął komuś na stopę, Taka pisnął, że się dusi.
-Cicho, biegną!
Pozakrywaliśmy sobie nawzajem usta dłońmi. Chwyciłem wolną ręką rękę Kou. Serce waliło mi w piersi jak szalone, adrenalina uderzyła mi do głowy. Usłyszeliśmy jak tłum przebiega obok budki.
-Gdzie oni są?!
-Chciałam autograf!
-Córka mi teraz nie uwierzy.
Niezadowolenie, narzekania. Pobiegli dalej. Po kilku minutach wystawiłem głowę na zewnątrz. Rozejrzałem się. Pusto, nikogo nie było. Tylko ciemność.
-Czysto!
-Huh... to jak już tu jesteśmy, to może wspólne zdjęcie? - zaproponował Kou.
-Masz wyczucie...
I zrobiliśmy zdjęcia. Wszyscy, prócz Takanoriego, silili się na śmieszne miny. On wyglądał jak naburmuszone dziecko i miał łzy w oczach.
-Moje buty - jęczał, kiedy szedł w samych skarpetkach chodnikiem.
Taki później daliśmy mu taki podpis do zdjęć.
-Ciesz się, że jesteś cały - burknął Kouyou.
Mimo wszystko, wciąż lubiłem wychodzić z nimi wszystkimi. Przynajmniej coś się działo.
Cudowny rozdział. Bardzo mi się podobał. Oby więcej właśnie takich było! Czekam Tsu. : D Pierwszaaaa ♥
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, ale ja z utęsknieniem czekam na kontynuację tamtego nowego opowiadania.
OdpowiedzUsuńAch~ Czasami dobrze jest wyjść z przyjaciółmi i porobić coś ciekawego, ale nie sądziłam, że do tego stopnia. Przez prawie całą część, zmiast skupić się na naszym głównym one true paring, to byłam jak "Moje Rukusiątko, zostawcie go!". *wyobraża sobie Ruksa wdrapującego się na scenę i wybucha śmiechem, czo ten Ruki* I jego biedne buty! Jego ukochane buty! Tsu, jak mogłaś? Ale NIE MA TEGO ZŁEGO, CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO. Wszyscy żyją. To najważniejsze. *do czasu...*
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńnie ma to jak wyjść z przyjaciółmi na miasto ;) to było jedenasty raz po raz ostatni bosko....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia