OTP Challenge 22
In battle, side by side
Z Kouyou potrafiliśmy się kłócić o prawdziwe głupstwa. Czy
płatki mają być rozmięknięte w mleku, czy powinny chrupać w ustach? Czy
powinniśmy zacząć myć okna od wewnątrz, czy od zewnątrz? W jaką pościel
powinniśmy ubrać kołdrę? Kto tym razem wyniesie śmieci? Dlaczego nie
zatankowałeś?!
Tak, kłóciliśmy się o takie drobiazgi. Kouyou często mi
powtarzał wtedy, że odchodzi, że to koniec. Nie ukrywam, ja też tak mówiłem.
-Jak mogłeś znowu wylizać marmoladę z ciastek?!
-Nie lubisz marmolady.
-Może tym razem chciałem spróbować?
-Mówisz tak za każdym razem.
-A ty za każdym razem myślisz tylko o sobie!
-Mam się wyprowadzić?
-Nie. Ja się wyprowadzę.
-W porządku, to się wyprowadzaj!
-Nawet o mnie nie walczysz?!
-Sam powiedziałeś...
-Dość! Idę się pakować!
Ile to już razy się tak zdarzyło. Kouyou i ja nie mogliśmy
jednak bez siebie żyć. Ukochany pakował się albo ja się pakowałem i pewnym
momencie wpadaliśmy sobie w ramiona, przepraszając się wzajemnie lub po prostu
któryś z nas znajdywał coś innego do robienia, zapominając o swojej
wyprowadzce.
Pewnego razu zdarzyła nam się nieciekawa sytuacja. Po
jednej z takiej naszej kłótni, Takashima wyszedł z domu. Tym razem sprawa była
o wiele poważniejsza. Shima był wzburzony, ja również. I tak oto pchnąłem Kou
na ścianę. Nie pozostał mi dłużny, odepchnął mnie, na co ja również
zareagowałem agresją i uderzyłem go w twarz. Mój prawy prosty zetknął się z
twarzą Kouyou. Shima wpadł na etażerkę, zrzucając z niej kilka rzeczy. Złapał
się obiema dłońmi za policzek i popatrzył na mnie. Dopiero wtedy zdałem sobie
sprawę, co zrobiłem. Łzy stanęły mu w oczach, zmarszczył gniewnie brwi.
-Kouyou, to było...
Podszedłem do niego, by pomóc mu się pozbierać ze stolika.
Wyciągnąłem do niego rękę. Złapał mnie za nadgarstek, zrywając się na równe nogi.
Pociągnął mnie na stolik, po czym z łokcia pocisnął mi wprost w przeponę.
Padłem na tę nieszczęsną etażerkę i myślałem, że się uduszę.
-Pierdol się - warknął Shima. Zaraz wyszedł z domu,
trzaskając drzwiami.
Kiedy upłynęło jakieś dwadzieścia, może pół godziny (w
każdym razie, mogłem się ruszać i oddychać), poszedłem szukać Kouyou. Gdy go
znalazłem, byłem bardziej niż zaskoczony. Ogarnął mnie głęboki paraliż na widok
swojego faceta, który stał w ciemnym zaułku, otoczony bandą jakiś dresiarzy.
Yakuza w dresie! Kto by pomyślał.
Nie pytajcie, dlaczego szukałem go w zaułku. To był jakiś
szósty zmysł i zwyczajnie wiedziałem, że Shima może mieć jakieś problemy.
Przyciągał je jak magnez.
-Kouyou! - krzyknąłem, przedzierając się przez tłum
dresiarzy z pałami bejzbolowymi do swojego faceta. Gdy mnie zobaczył, jego oczy
rozbłysły z nadzieją. Naprawdę się ucieszył na mój widok. A przynajmniej tak mi
się wydawało.
-Co tu, kurwa, robisz? - powiedział, gdy do niego
podszedłem. - Nie chcę cię znać.
-Porozmawiajmy.
-Teraz?!
-Okej, wiesz. To było nierozsądne z mojej strony. Naprawdę
jest mi przykro.
Nagle poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię. Jakaś silna
ręka pociągnęła mnie do tyłu, prawie upadłem na beton.
-Yuu! Hej, zostaw go!
Odwróciłem się błyskawicznie. Jakoś udało mi się uniknąć
ciosu od całkiem napakowane faceta. Shima rzucił się na niego, uderzając go z
pięści w twarz. Ktoś inny rzucił się na Kou, a wtedy ja rzuciłem się na tego,
co rzucił się na mojego faceta i tak w kółko. W końcu zostaliśmy otoczeni.
Staliśmy z Shimą ramię w ramię czy też może plecy w plecy i przymierzaliśmy się
do napakowanych osiłków. Byłem cały poobijany, moje ubranie było poszarpane.
Mój oddech był ciężki, byłem zmęczony. Takashima był w podobnym stanie.
-Umrzemy tu - podsumowałem.
-Wszystko, kurwa, przez ciebie - warknął.
-Przepraszam, okej?
-Nie jest okej!
No fakt. W tej chwili byliśmy w czarnej dupie...
[...]
-Wie pan, ile lat
temu homoseksualizm został wykreślony z listy chorób psychicznych? Podpowiem tylko,
że to było tak dawno, że niedługo zaczną o tym pisać w podręcznikach do
historii. Poza tym, z czysto medycznego punktu widzenia…
-Kim pan niby jest, by mówić mi o
medycznym punkcie widzenia? Panie… – przerwał mi. Uśmiechnąłem się ironicznie.
Bardzo fajny rozdział! I nareszcie nowa seria Migdałka! *-*
OdpowiedzUsuńAyee! Skąd ja znam takie kłótnie.. :') na miejscu Yuu też bym walczyła z takimi typkami nawet po ostrej awanturze!
OdpowiedzUsuńSuper, podoba mi się ;3
"-Kim pan niby jest, by mówić mi o medycznym punkcie widzenia? Panie…
OdpowiedzUsuń-Matsumoto. Jestem lekarzem."
XD Zbieram się z podłogi i sięgam klawiatury, bo Cię poinformować, że bonusik rozłożył mnie na łopatki :D Aż pies dziwnie popatrzył, kiedy próbowałam złapać oddech przez śmiech :D :D
Trochę krótkie i przez Twój charakterystyczny styl pisania (piszesz jak Sapkowski, który ma u mnie ołtarzyk i Ty też) chcę jeszcze więcej, dużo więcej :D
Dużo czasu i jeszcze więcej weny.
Wybacz, że dawnk nie komentowałam... ale po prostu mi się nie chciało nic pisać, co można spostrzec na blogu, bo tam też przez jakieś 2 miesiące nic się nie pojawiało.
OdpowiedzUsuńAle teraz coś, co cię bardziej zainteresuje: właściwy komentarz.
No Yuu trochę dupkowato się zachowywał... ale chyba w każdym związku pojawiały się pięści już zwłaszcza w gejowskim. Biorąc pod uwagę, że oni się kłócą w ten sam sposób, co mój kolega ze swoją dziewczyną (tylko nigdy nie widziałam, żeby się całowali, więc xD)... ale to dobrze, że się nie migdalą wiecznie. Przynajmniej się doceniają i mają powód do przytulasków.
Idę czytaç nexta~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, rewelacyjne, kłótnie o drobiazgi a potem och tak jesteśmy w czarnej dupie ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia