OTP Challenge 27
On one of their birthdays
Całe życie powtarzałem sobie - przetrwać do trzydziestki i
dawać z siebie wszystko. Po trzydziestce kończy się wszystko, łącznie z życiem.
Tak. Znika życie w znaczeniu towarzyskim i nie tylko. Najbardziej bałem się
jednak zaniku mojego życia seksualnego. To sprawa poważna, kiedy już nie
uprawia się seksu. Wtedy mogą dziać się różne, dziwne rzeczy.
Miałem szczęście, że nic się takiego nie stało. A
przynajmniej nie do końca.
Wciąż miałem znajomych, regularnie uprawiałem seks ze swoim
życiowym partnerem i... przeżyłem więcej niż 30 lat. Dokładnie mówiłem, że jest
to 30+ (i tu wpisać określoną liczbę od 1 do 9). Mój facet jakoś nie przeżywał
tego aż w taki sposób. Był dwa lata młodszy i wciąż żył na pełnym gazie. Nie
obchodziło go, ile ma lat. Jeśli mógł robić to, na co ma ochotę, to nic nie
stało mu na przeszkodzie.
Gdy skończyłem 37 lat, poczułem, jak coś we mnie pęka. To
coś się oderwało ode mnie i odleciało, a ja nie miałem pojęcia, co to było i
dlaczego odeszło akurat w moje 37 urodziny. Podświadomie zdawałem sobie sprawę
z tego, że to było gdzieś we mnie zakodowane, jakby wpisane w mój byt, geny.
Cokolwiek, tak po prostu musiało być i tylko ja o tym wiedziałem.
Traciłem taką cząstkę w każde swoje urodziny. W każdy taki
dzień odrywał się ode mnie malusieńki skrawek mojej osoby. Odlatywał gdzieś w
kosmos jak balonik napełniony helem, a ja nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem
dokładnie uchwycić momentu, kiedy to coś się ode mnie oddzielało. To było nagłe
- okej, chyba już odeszło. I ja byłem kimś innym, chociaż wciąż pozostawałem tą
samą osobą.
-Ty stara dupa jesteś - oznajmił mój partner, kiedy
jedliśmy razem obiad. Nawet na niego nie spojrzałem.
-Faktycznie - odparłem, zajadając się sałatką z parmeńską
szynką. Oczami wyobraźni widziałem, jak Kou się uśmiecha. Z jakiegoś powodu
wydawało mi się, że tak właśnie jest.
-Słuchaj, to może zrobisz jakąś imprezę...?
-Nie?
-Nie, bo?
-A jest tu coś do świętowania? Jakiś powód do robienia
imprezy?
-Yuu, zawsze coś organizowaliśmy.
-No to co - burknąłem, pakując sobie sałatę i rukolę do
buzi.
-No to co - powtórzył po mnie, parodiując mój ton głosu.
Mały złośnik.
Spojrzałem na niego. Marszczył brwi, maltretując kotlet.
-Po prostu nie.
-Okej, rozumiem - niemal warknął.
-Książę się burzy - wymamrotałem.
-Okej, tylko nie książę! Tylko-nie-książę! - obruszył się,
unosząc palec i kręcąc głową zupełnie jak nastolatki, vel kobiety na tych
wszystkich serialach.
-Wolisz księżniczkę?
-Yuu, bo się wkurzę.
-Już się wkurzyłeś - wywróciłem oczami. - A to chyba ja
powinienem się wkurzyć.
-Wcale nie.
Westchnąłem. Rozmowa z nim była jak rozmowa z osłem.
-Żadnych urodzin, żadnych imprez. Jestem już na to za
stary,
-Oj, daj spokój. Ja już tort kupiłem.
-Dzięki. Zjem go.
Kouyou był zły, że nie chciałem obchodzić swoich urodzin.
On by z chęcią poimprezował, wypił kilka litrów alkoholu, rzygał, a potem
zasnął gdzieś pod fotelem. Dla niego każda okazja do imprezowania była dobra,
ale dla mnie nie. Obchodzenie urodzin... świętowanie czegoś, co przybliża się
do śmierci. To straszne! Skoro teraz wszyscy chcieli obchodzić moje urodziny,
kiedy ja czułem się jak jakiś dziadek (ja się pytam, gdzie moja emerytura?!).
Byłem pewny, że w dniu mojego pogrzebu zrobiliby huczną imprezę w jakimś
klubie.
-Nie kochasz mnie! - oświadczył pod koniec dnia mój facet.
Popatrzyłem na niego spod oprawki okularów, lustrując jego
zawziętą minę. Marszczył brwi, usta zaciskał w wąską linię i wydawało mi się,
że się jakoś tak napuszył i za chwilę pęknie jak balon. Czułem to napięcie
wypełniającego jego ciało. Odłożyłem książkę, zdjąłem okulary z głębokim
westchnięciem (widzicie? Okulary! Jestem już dziadkiem!!), po czym przetarłem
bolące powieki.
-Skąd ci taka głupota przyszła do głowy? - spytałem
spokojnie. Byłem już zmęczony całym tym dniem. To ktoś do mnie dzwonił,
wypisywał smsy z życzeniami. Ktoś nawet przyszedł do mnie z prezentem.
-Tak się zachowujesz.
-Jak? Oświeć mnie. Cały dzień jesteś na mnie zły za te
urodziny. Co ci tak na nich zależy?
Shima nie odpowiedział. Spuścił głowę, przysiadając obok
mnie. Popatrzyłem na niego. Wzrok miał smutny, wręcz płaczliwy. Przez kilka
sekund myślałem nad tym wszystkim, aż coś do mnie dotarło.
-Czy ty chcesz mi na siłę sprawić radość? - spytałem
niepewnie. - Ta cała impreza... to wszystko...
-Nie do końca... W pewnym sensie.
-W pewnym sensie?
-No bo... Już wszystkim wcześniej powiedziałem, że będziesz
robił imprezę i tak jakoś... Głupio mówić, że jednak nic nie będzie.
Westchnąłem.
-Jesteś debilem - podsumowałem. - Największym debilem,
jakiego mógłbym kiedykolwiek poznać. Zamiast mi powiedzieć normalnie, to
odstawiasz jakieś sceny. I domyśl się człowieku, że wszystko jest już
zaplanowane!
-Mów mi jeszcze - burknął - wyzywaj mnie.
-Kouyou, mój ty misiu o bardzo małym rozumku - pocałowałem
go w policzek. Oparł się o moje ramię. - W porządku. Zrobimy mi urodziny.
-Tak? - wyprostował się. Złapał mnie za dłonie, po czym
popatrzył na mnie rozradowany. Jego oczy błyszczały, jakby był uroczym
szczeniaczkiem. I taki mi się teraz wydawał. Niemal podskakiwał w miejscu ze
szczęścia.
-Tak - popatrzyłem prosto w jego sarnie oczy. Po chwili
dałem mu pstryczka w nos i go w niego pocałowałem. - Ty dzieciaku.
-Jedyny taki, twój dzieciak - odparł. Pocałował mnie czule
w usta
Przymknąłem powieki. Dotyk jego warg na moich był czymś tak
ogłupiająco niesamowitym, że nie mogłem pozbierać przez dłuższy czas myśli.
Ująłem jego twarz w dłonie, a on złapał mnie pod brodą. Rozchylaliśmy
nieznacznie usta, jakbyśmy się wzajemnie smakowali. Zamruczałem z zadowolenia,
gdy musnął językiem moją dolną wargę. Przeszedł mnie rozkoszny dreszcz
podniecenia. Shima wyczuł, że pozwalam mu teraz na wszytko i chcę tego więcej.
Rozochocony ostrożnie usiadł mi na udach. Na chwilę przerwaliśmy pocałunku.
Kouyou zawisł nade mną. Patrzyłem z dołu na jego iskrzące się w półcieniu oczy.
Chciałem go więcej. Pragnąłem więcej pocałunków, pieszczot, pozbawiającego
oddechu dotyku. Musiałem jednak poczekać.
-Wszystkiego najlepszego, Yuu - oznajmił niskim, zmysłowym
głosem. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłynę pod nim z przyjemności.
I poczułem, jak coś mnie przepełnia. Jakieś dziwne ciepło.
Siła, której wcześniej mi brakowało. Cząstka mnie, która wcześniej odeszła,
teraz wróciła na swoje miejsce.
----
Blogspocie, wiedz, że cię nienawidzę za wszystkie psikusy, jakie wyczyniasz w związku ze sprawami technicznymi ybt.
Z poważaniem
Tsukkomi
P.S
Yuu i Taka po ponad dwóch latach wrócili na tło!!!
Niesamowity rozdział. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńTo było takie ... słodkie
OdpowiedzUsuńAwww ^^
OdpowiedzUsuńBrak umiejętności pisania długich i konstruktywnych komentarzy mnie czasem dobija -.-
Mam nadzieję, że mi to wybaczysz 😊
Super, no to czekam na te jego urodziny albo... (Zakończyłaś w takim świetnym momencie).xd Kiedy napiszesz rozdział swojego nowego opowiadania?????????
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz komentuje dalsze części OTP czelendż, ale... po prostu ostatnio ze mną tak dziwnie, że jedyne na co mam ochotę, to słuchanie grunge'u albo oglądanie programów lifestyle (♡). Nawet czytanie ostatnio przychodzi mi z ociąganiem... jest już kwiecień, a ja jestem w trakcie czytania siedmiu książek i ANI JEDNEJ NIE SKOŃCZYŁAM. Masakra co się dzieje...
OdpowiedzUsuńale co cię to obchodzi, skoro po to jest komentarz, by wyrazić opinie na temat rozdziału, nie mojego zamętu psychicznego.
Fakt, Uruha to debil. Jak mógł pomyśleć, że juu go nie kocha -^- totalna wariacja. Ostatnio zastanawiałam się, czy Aoisiek ma chociażby zdjęcie w okularach i chciałabym go takiego zobaczyć. Ciekawe, ale mam nadzieję, że nie ma jeszcze problemów ze wzrokiem i/lub stawami. :/ I fakt numer dwa - zakończyłaś w idealnym momencie. xD uroczy rozdział, idym czytać dalej :>
ps postanowiłam, że wakację stracę na powtarzanie 5 sezonów QAF i na czytanie Migdała, więc... zobaczymy ile rozdziałów wytrwam 😂xD.