OTP Challenge 29
Doing something sweet
Kouyou wszedł do domu, kiedy akurat kończyłem ustawiać
świeczki w salonie. Zdjął ubranie wierzchnie, narzekając pod nosem na pogodę i
zajrzał do salonu. Uśmiechnąłem się do niego szeroko, a on zmrużył podejrzliwie
oczy.
-Co robisz? - spytał. Nie wszedłem jednak do salonu.
-Ustawiam świeczki - odparłem. - Chcę, żeby było ładnie.
Kou rozejrzał się po salonie. Chyba dostrzegł, że wszystko
było elegancko wysprzątane.
-Od kiedy zajmujesz się dekoratorstwem wnętrz?
-Od dzisiaj.
Pokiwał głową. Zamknął drzwi od salonu odchodząc.
-Udało się - wymamrotałem.
Cieszyłem się, że Kouyou nie dostrzegł prezentu, który
postawiłem obok kanapy. Nie sądziłem, że wróci tak szybko i nie zdążyłem go
schować. Miałem jednak to szczęście, że mój roztrzepany mężczyzna był
roztargniony z powodu złej pogody. Chociaż tyle! Nie musiałem się przejmować,
że niespodziewanie będzie chciał mi pomóc w przygotowaniach do
wieczoru-niespodzianki, który dla nas szykowałem z okazji walentynek. W końcu
pamiętałem o tym święcie, nie to, co w zeszłym roku. Rok temu to Kouyou
pamiętał, że są walentynki i miał ze mnie potworną zabawę, gdy stałem jak ten
ostatni idiota, a on wyskoczył mi z laurką i życzeniami oraz książką
Chodakowskiej, bym w końcu ruszył swój leniwy zad. Ja nie miałem dla niego nic,
ale jemu to nie przeszkadzało, bo w zeszłym roku, to on nie pamiętał o święcie
zakochanych. Jak widać, zmienialiśmy się w naszym związku, kto pamięta w danym
roku o wszystkich uroczystościach.
Zrobiłem dla nas kolację. Z mrożonek, bo z mrożonek, ale
liczą się chęci i serce włożone w przygotowanie posiłku, a nie efekt końcowy.
Nie było tak źle. Nic nie skakało, nie stękało, nie ruszało się i nie oddychało
na talerzu, więc był sukces. Już wymyślałem, jak nazwę swój program kulinarny.
Gotuj z Yuu!
Albo nie...
Gotowanie z Aoim!
Nie, to jeszcze nie to...
Superstar i kuchenne rewolucje!
Oo, tak. To było idealne.
Przyrządziłem dla nas zapiekankę z warzywami. Wiedziałem,
że Kouyou lubił zapiekanki z warzywami, dlatego byłem pewny, że się ucieszy.
-Co robisz? - spytał, gdy akurat wstawiałem zapiekankę do
piekarnika. Wszedł do kuchni zapewne zaciekawiony tymi różnymi odgłosami
gotowania i mojego klęcia.
-Niespodzianka - uśmiechnąłem się.
-Wypchaj się - uderzył mnie w ramię. - Gadaj, co tam
włożyłeś?
-Żarcie.
-Jakie?
-Zapiekankę.
-Z warzywami?
-Z warzywami.
W tym momencie Kouyou pocałował mnie w policzek.
-Wiesz, w jaki sposób sprawić mi przyjemność - oznajmił,
obejmując mnie czule w pasie. Pogładziłem go pieszczotliwie po plecach.
-Wiem i to najlepiej.
Zaśmiał się, po czym cmoknął mnie w policzek. Złapał mnie
za dłonie.
-Yuu, mam coś dla ciebie.
-Dla mnie?
-Mhm - zachichotał uroczo. Westchnąłem w środku. Jak ja go
uwielbiałem. - I nie każę ci zgadywać, co mam.
-Nie?
-Nie.
-To co masz dla mnie?
-Prezent - zaśmiał się. - Pokażę ci później, chociaż pewnie
nie będziesz zaskoczony.
Około godziny dziewiętnastej usiedliśmy do kolacji. Kou był
szczęśliwy, że zrobiłem zapiekankę z warzywami (chociaż były mrożone).Zajadał
się nią zadowolony, aż w końcu oświadczył bardzo uroczystym tonem;
-Dziś są walentynki.
-Pamiętałeś?
-A ty?
-No tak. Myślisz, że czemu zrobiłem zapiekankę?
Roześmialiśmy się obaj. Czyli w tym roku oboje byliśmy
świadomi tego, że są walentynki.
-Czyli prezent, który masz dla mnie, jest z okazji
walentynek? - upewniłem się.
-Oczywiście.
Kouyou wyszedł na chwilę z salonu. Wyciągnąłem zza kanapy
prezent, który schowałem dla niego i postawiłem go na stoliku. Shima przyszedł
po minucie. Trzymał herbacianą różę, zgrabnie zapakowany prezent i coś, co
zaraz schował za plecy. Szybko zorientowałem się, co to było.
-No błagam! - roześmiałem się.
-No co? Coś ci nie pasuje? - udał obrażenie, przysiadając
obok mnie. Podał mi prezent wraz z różą. - Spodoba ci się - oświadczył.
-Na pewno.
Podałem mu jego prezent i zacząłem rozpakowywać swój. W
środku był distortion, struny oraz tuner. Kouyou wiedział, co kupić, naprawdę.
Ostatnio roztrzaskałem swój stroik, zrzucając go na podłogę w kuchni i
pozostawał mi tylko tuner ze studia, ale jego wolałem nie zabierać do domu.
Popatrzyłem, jak Kou rozpakowuje prezent ode mnie.
Roześmiał się, gdy wyciągnął butelkę Burbona z zawiązaną na szyjce kokardką.
Wyjął jeszcze naszyjnik, którego zawieszka została zrobiona z kostki do gitary.
Westchnął.
-Urocze - powiedział, przymierzając naszyjnik do swojej
szyi.
-Tak sądzisz?
-Tak.
Popatrzył na zawieszkę, uśmiechając się szeroko.
-Tu jest twoje imię!
-To tak, żebyś zawsze miał mnie przy sobie - przybliżyłem
się do niego. Podał mi naszyjnik i odwrócił się do mnie tyłem, odgarniając
swoje ciemne kosmyki. Przesunąłem palcem po jego karku. Zadrżał. Zapiałem mu
naszyjnik. - I przy okazji to będzie twoja jedyna kostka, która zawsze będzie w
wiadomym miejscu.
Odwrócił się do mnie, po czym pocałował mnie w policzek.
Objąłem go, kładąc mu głowę na ramieniu. Kou wplątał dłoń w moje kosmyki,
wzdychając.
Kilka chwil później piliśmy z Kou whisky ode mnie i co
jakiś czas całowaliśmy się. Wypiliśmy razem może dwie szklanki, kiedy to
wyciągnąłem kajdanki, które przyniósł Kou i wsadził je w kanapę. Pokręciłem
nimi na palcu.
-Naprawdę chcesz ich użyć?
-Teraz? - zaczął całować mnie po szyi. - Nie wiem... chyba
nie.
-Nie? Sam je przyniosłeś.
Zaśmiał się. No tak, alkohol. Mi też już było gorąco, a
zważając na fakt, że Burbon był wysokoprocentowy...
-Yuu, wykąp się ze mną - zamruczał.
Zgodziłem się. Poszliśmy do łazienki. Gdy wanna zapełniała
się wodą, my rozbieraliśmy się nawzajem, całując się przy okazji. Usta Kou były
gorące, miękkie i soczyste niczym dojrzałe maliny. Położyłem dłonie na jego
nagich pośladkach, a on objął mnie w pasie. Kiedy w wannie było już
wystarczająco dużo wody, zakręciłem kurki i usiadłem w niej. Shima usiadł na
mnie okrakiem, przodem do mnie. Masowałem jego plecy, a on za jakąś dziwną
fascynacją patrzył na moją twarz. Dotykał jej, głaskał, ocierał się o nią
policzkami jak kot i mruczał przy tym.
-Shima, lubisz walentynki? - spytałem.
-Lubię - odparł. - Czemu miałbym nie lubić?
-Tak tylko się pytam.
-Uwielbiam walentynki. Wtedy jest tak miło, jak teraz.
-Jak teraz?
-Mhm - pocałował mnie czule w usta. Poczułem, że coś mnie
ściska w podbrzuszu. Kouyou był zbyt niewinne-namiętny. Specjalnie mnie
prowokował.
-A gdyby każdy dzień był jak walentynki?
-Każdy?
Pomasowałem jego pośladki. Westchnął, przymykając powieki i
rozchylając te swoje niebiańskie usta. Zsunąłem dłonie na jego uda i przez
dłuższy czas nigdzie go nie dotykałem. Jego błyszczące, sarnie oczy patrzyły na
mnie z czułością. Wisiorek zwisał z jego nagiej szyi, kosmyki włosów miał
mokre. Był... był piękny.
-Tak jak teraz.
-Znudzilibyśmy się - odparł cichutko. Tak cichutko, że
ledwo go zrozumiałem.
Oparł się o mój tors, wtulając się we mnie. Objąłem go
mocno swoimi ramionami.
-Tak mi tu dobrze, że zaraz zasnę - wymamrotał.
-Nie zasypiaj, jak cię przeniosę do łóżka?
-Jesteś moim superbohaterem. Jakoś dasz radę.
Westchnąłem, głaszcząc go z czułością po włosach.
-Kocham cię, Yuu - powiedział, całując moją nagą pierś. -
Najmocniej na świecie.
-Ja ciebie też kocham, Kouyou - odpowiedziałem. Czułem, że
się rozpływam w tej gorącej wodzie. - Kocham cię jeszcze mocniej.
No dobra pierwszy raz od dawna zostawię tu swój ślad w postaci komentarza. Cudnie pięknie i jak tam jeszcze pięknie może być czyli jak zawsze perfekcyjnie. Rozpływam się przy "Jesteś moim superbohaterem. Jakoś dasz radę." aw. Chodź wiesz zamiast tej zapiekanki mogłyby być krewetki prawda?
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, ale zajrzałam na yaoica do poduszki i dostałam czego chciałam. Nigdy nie zawodzisz. Zawsze dodajesz to, co w danym momencie chcę przeczytać - nie wiem czy to zbieg okoliczności, czy sprawiasz że choćbym nie chciała to i tak chcę.
OdpowiedzUsuńMore, more,more tak wiem bardzo konstruktywny komentarz. Ale to było słodkie.
OdpowiedzUsuńNo, czas podbić rekord miłości do tworów Tsukkomi! Zaczynamy~
OdpowiedzUsuńTa część ma w sobie tyle puchu-puchu, że sama prawie się topiłam jak czekolada na słońcu, albo jak ta dwójka w gorącej wannie. I podsunęłaś mi naprawdę super pomysł z kostką do gitary. Wcześniej nie pomyślałam, że można jej użyć jako biżuterię ; ;
Haha, z góry wiedziałam, że Uruś dostanie alkohol w prezencie~ To takie kochane, co sobie podarowali. I jeszcze oboje pamiętali~ Jest jednak takie zdanie w jednym akapicie, które zawiera błąd. Z telefonu nie dam rady skopiować, ale chodzi o "zeszły rok". Rok poprzedni od zeszłego jest także zeszłym. Nie wiem, czy wiesz o co mo chodzi... :c
Do pełni super puchu brakuje mi tutaj gofrów... ; ; ❤︎ Alkohol był, a gofrów ni... Ale i tak mi się bardzo podobało!
Omonomomomokomo *^^^*
OdpowiedzUsuńczyż to nie było przekochane? nie licząc tego, że kou dostał jak zwykle alko a juu struny xD ważne, że taki piękny jedyny rozdział, w którym się nie kłócili. xDDDDDDDDDD