Days of Haze 01 (minipartówka)
Nie byłem do końca pewny czy dobrze postępuję, decydując
się na studiowanie architektury wnętrz. Jakkolwiek by to mogło wyglądać, głowę
miałem jednak pełną pomysłów i byłem pewny, że mógłbym być świetnym architektem
w przyszłości. To samo jednogłośnie stwierdzili rodzice oraz siostra - przyszła
dentystka. Chociaż architektura w życiu nie była moim marzeniem. Nigdy bym nie
pomyślał, że będę uczył się o zieleni w architekturze. Dobrzy bogowie, jak to w
ogóle brzmiało.
Jednak rodzice powiedzieli, żebym
wybrał coś, co nie będzie wymagało ode mnie zbyt dużego wysiłku fizycznego czy
też miejsce, które nie będzie aż tak oddalone od domu. No i stało się. Zostałem
przyjęty na architekturę wnętrz na uniwersytet tokijski. Miałem co do tego
bardzo sceptyczne podejście. Bo jednak... co później? Co po takiej
architekturze? Jednak, im bliżej byłem rozpoczęcia roku akademickiego, tym
bardziej zdawałem sobie sprawę, że niewiele mnie już obchodzi. Moje życie
biegło swoim własnym torem, jakby z dala ode mnie i nie miałem na to wpływu.
Wolałem nie ruszać się nigdzie, zrezygnować z dalszej nauki i iść do pracy,
jednak, gdy powiedziałem o swoich wątpliwościach swojemu chłopakowi, zareagował
dość... zaskakująco.
-Przecież to świetnie, że dostałeś
się do Tokio na studia - oznajmił, kiedy to jedliśmy razem lunch. Zerknąłem nań
ze zwątpieniem, jednak starałem się, by nie było po mnie tego aż tak widać.
-Mówisz serio, Yuu? - wymamrotałem.
-Fakt, architektura wnętrz to nie
to samo, co... no ale, spójrz na to w ten sposób; z Tokio nie jest aż tak
daleko do domu, to duże miasto, pełno w nim możliwości rozrywek, jesteś tam
anonimowy. Poza tym, wkraczasz w samodzielne, dorosłe życie, aha, i ja tam
jeszcze jestem, a to zdaje się najważniejsze.
Uśmiechnąłem się blado do swojego
chłopaka. Oczywiście, że miał rację, jednak nie było to wcale tym, o czym
marzyłem.
Gdy oznajmiłem rodzicom o tym, że
chcę iść do szkoły oficerskiej, nie byli zbyt zadowoleni. Moja matka sprawiała
wrażenie wręcz zrozpaczonej. Wiedzieli jednak, że jest to moje marzenie, dostać
się do szkoły oficerskiej, iść do wojska. Sęk w tym, że najbliższa taka szkoła
miała swoją siedzibę w Kioto, co nie uszczęśliwiło w żaden sposób nikogo, w tym
Yuu. Tak, mój chłopak po dowiedzeniu się, że czeka nas taka rozłąka, a już
najpewniej całkowite rozstanie, popadł w czarną rozpacz. Chociaż on sam
studiował w Tokio już prawie trzy lata, to jednak przyjeżdżał do mnie, a ja do
niego. Nigdy nie dawał mi odczuć, że nasz związek stał się nieco bardziej
niekonwencjonalny. Szczęście w tym, że obaj uchodziliśmy za mobilnych, dlatego
nie przeszkadzało mi, że z Yuu widzę się tylko raz lub dwa razy w tygodniu,
zamiast na przykład pięć razy. Oboje podtrzymywaliśmy uczucie w sporym sekrecie
przed naszymi rodzicami. Może moja siostra coś podejrzewała po tym, jak zastała
mnie i Yuu dość nieciekawej sytuacji, kiedy opierałem się wygodnie o mojego
lubego, w czasie oglądania filmu w salonie. Byliśmy pewni, że nikogo nie ma,
dlatego pozwoliliśmy sobie na tego typu pieszczotę. Siostrzyczka jednak nie
skomentowała naszego ułożenia w żaden konkretny sposób. Skwitowała to jedynie
perlistym śmiechem, po czym odeszła kręcąc w rozbawieniu głową. Nie miałem w
sobie na tyle odwagi, by spytać ją, czy wie o mnie i o Yuu albo czy komuś o tym
mówiła. Rodzice jednak wciąż uważali Shiroyamę za mojego przyjaciela i póki tak
było, nasz świat był bezpieczny.
Moje wielkie marzenia i plany
zostały jednak niespodziewanie zrujnowane w jednym momencie.
Zostałem przyjęty do szkoły
oficerskiej, tak jak marzyłem. Rodzice pogodzili się z tym, jaką drogę sobie
obrałem i oboje postanowili mnie w tym wspierać. Mogłem jedynie dziękować za
ich wspaniałomyślność i okazywaną mi miłość. Zdałem wszystkie testy wstępne
pomyślnie, moje wyniki z egzaminów końcowych po liceum również nie były złe,
dlatego moja wymarzona placówka edukacyjna przyjęła mnie z otwartymi ramionami.
Aż pewnego dnia zostałem przygnieciony. Dosłownie. Jechałem z tatą na
motocyklu. Obaj uwielbialiśmy wiatr we włosach i szybką jazdę. Dodawało nam to
obojgu adrenaliny. Tato jednak starał się jeździć w miarę przepisowo i, jak
później stwierdzili śledczy, nie mieli mu nic do zarzucenia.
Była końcówka lipca. Jechaliśmy z
ojcem szosą, kiedy to niespodziewanie z polnej drogi wyjechał przed nami
samochód. Nie było mowy o tym, by go wyprzedzić, gdyż znad przeciwka
nadjeżdżała ciężarówka i próba wymijania mogła jedynie skończyć się jedną
wielką masakrą. Tata postanowił zahamować. Zrobił to gwałtownie, motocykl się
przewrócił, mój ojciec przeleciał gdzieś w dal, wpadając w rów. Ja zostałem na
motocyklu, który prześlizgnął się na boku i uderzył w auto przed nami. Nie
miałem pojęcia co się stało, gdzie byłem, czy na pewno żyłem. Szumiało mi w
uszach, świat przede mną wirował. Nic nie czułem, wszystko wydawało mi się tak
bardzo nierzeczywiste.
-Kouyou! - usłyszałem rozpaczliwy
krzyk mojego ojca. - Kouyou, możesz się ruszyć, Kouyou?! Odezwij się, błagam!
Jęknąłem. Kierowca wysiadł z
samochodu i do mnie podbiegł wraz z moim ojcem. Popatrzyłem na nich z dołu.
-Matko, Kouyou, odezwij się... -
jęknął mój ojciec.
-Nic mi nie jest - odparłem słabym
głosem.
Widziałem przerażenie w jego
oczach, podobnie patrzył na mnie mężczyzna, który prowadził tamtym samochodem.
Obaj zdjęli ze mnie motor, który dziwnie zaczął mi ciążyć. I wtedy to
zobaczyłem.
-Moja noga... nie czuję nogi...
Po tym jednym nieszczęśliwym dniu
całe moje marzenia prysły niczym bańka mydlana. Przeszedłem rekonstrukcję
kolana, a następnie czekała mnie miesięczna rehabilitacja. Mój ojciec bez
przerwy obwiniał się za to wszystko, co się wydarzyło. Wciąż pamiętam, jak
chciałem spędzić z rodzicami wieczór na oglądaniu filmów, jednak zawahałem się
przy wejściu do salonu. Stanąłem przed drzwiami i słuchałem, jak tata płacze i
wylewa mamie każdy szczegół tego, co się stało. Płakał, że nie chciał tego dla
mnie, że będzie się obwiniać do końca życia za ten wypadek, za moją
przygniecioną nogę. Zrezygnowałem wówczas całkowicie z siedzenia z nimi i
wróciłem do pokoju, wspomagając się kulami.
Ale jednak trafiłem do Tokio. Rodzice
moi i Shiroyamy znali się na tyle dobrze, że od razu doszli do wniosku, że ja i
Yuu zamieszkamy razem w mieszkaniu. Powiedzieli, że później będziemy mogli
dobrać sobie następnego lokatora, bo w dość sporym mieszkaniu po ciotce Yuu
zostawał jeszcze jeden wolny pokój.
No i tak, miałem zamieszkać ze
swoim chłopakiem i w końcu to zrobiłem. Ja studiowałem architekturę wnętrz, on
zarządzanie i dowodzenie.
Rodzice zawieźli mnie do Tokio wraz
ze wszystkimi moimi rzeczami. Yuu był już wówczas w stolicy, dlatego pomógł nam
wszystko pozanosić. Dał mi się w samotności pożegnać z moimi rodzicami, a w
zasadzie im ze mną, po czym oni wyszli niechętnie. Zaraz, jak zamknąłem za nimi
drzwi, ruszyłem do swojego chłopaka. Zajrzałem ostrożnie do jego pokoju, w
którym jednak panowała ciemność. Zamrugałem kilkakrotnie, przecież tu wchodził.
Jednak w tym samym momencie poczułem, jak ktoś mnie wciąga do środka. Zaśmiałem
się jedynie, kiedy Shiroyama pchnął mnie na łóżko, po czym usiadł na moich
biodrach.
-Yuu - jęknąłem.
Przyszpilił moje ramiona do łóżka.
Czułem, jak powoli pochyla się nade mną, jego oddech namiętnie oplatał moją
szyję, włoski na całym ciele stanęły mi dęba. Yuu miał kilka swoich trybów.
Potrafił być moim dobrym przyjacielem, czułym chłopkiem, namiętnym kochankiem
albo dobrą mamą. I tak teraz ukazywał mi swoją nieco inną odsłonę, co wprawiało
mnie w drżenie ekscytacji. Czułem, że nie wiem do końca wszystkiego o swoim
chłopaku, ale tym bardziej wpędzało mnie to w stan gorącego podniecenia.
Chciałem poznać tę twarz Yuu, którą on do tej pory przede mną skrywał, jakby
czekał na odpowiedni moment.
-Kouyou - powiedział mi do ucha.
Westchnąłem.
Pocałował mnie delikatnie, niemal
kładąc się na mnie. Wykorzystałem moment, gdy poluzował uścisk na moich
ramionach i objąłem go. Przy okazji wyswobodziłem swoją prawą nogę spod niego.
Shiro nic nie powiedział, jednak zdał sobie sprawę, że musiał napierać na moją
nogę, dlatego przesunął się nieco, by nie sprawiać mi bólu. W ciągu kilku
sekund on i ja byliśmy zupełnie nadzy. Yuu całował mnie po szyi, podczas gdy ja
siedziałem przed nim i masowałem go po udzie. W końcu bez skrępowanie usiadłem
mu na kolanach, chociaż się zawahałem. Po wypadku przybrałem znacznie na wadze
z powodu braku ruchu. Jak zawsze codziennie biegałem i ćwiczyłem, tak wtedy po
prostu leżałem całymi dniami.
Pamiętam, jak Yuu przyszedł do mnie
kilka dni po operacji. Leżałem w swoim pokoju pogrążonym w smutnym, szarym
półcieniu. Rolety były zasłonięte, na biurku leżał talerz po obiedzie, a na
podłodze leżały moje znoszone ubrania. Shiro wszedł bez słowa, zamknął za sobą
drzwi i patrzył na mnie przez kilka długich sekund. Tego dnia posprzątał mi w
pokoju. Wyniósł brudny talerz, ubrania wrzucił do kosza na brudy, starł kurze i
poukładał mi książki. Położył się później obok mnie i mocno mnie przytulił.
-Nie pójdę do szkoły oficerskiej -
powiedziałem łamiącym się głosem.
-Może spróbujesz za rok?
-Nie przyjmą mnie. Nie z taką...
historią.
Shiro leżał przy mnie, dopóki moi
rodzice nie wrócili do domu. Podziękowali mojemu, jak myśleli, przyjacielowi za
to, że mnie odwiedził. Było to też jednoznaczne z tym, że woleliby, żeby Yuu
już poszedł i tak się stało. Gdy tylko mój chłopak opuścił nasz dom, rodzice
postanowili jakoś na mnie wpłynąć. Bo nie mogłem przecież bez przerwy tylko
leżeć. Tego wieczora zapadła decycja o moich studiach.
-Ćwiczysz ostatnio, no nie? - Yuu
otoczył mnie swoimi ramionami. Całował mnie po torsie i obojczykach. Ujął wargami
mój sutek, ciągnąc go delikatnie i ssąc. Jęknąłem cichutko na tę pieszczotę,
którą Yuu powoli, ale jakże dokładnie powtarzał na przemian z moimi dwoma
brodawkami.
-Musiałem w końcu... Ach!
Yuu przygryzł mój sutek, po czym
przesunął po nim wilgotnym językiem.
W tym momencie coś we mnie pękło.
Yuu łagodnie sunął po moich bokach swoimi zimnymi dłońmi, masował mnie, aż w
końcu poczułem, jak wsuwa mi te dłonie pod pośladki i jak jego palce zaciskają
się w uścisku. Prawie bym tam oszalał z rozkoszy, gdyby nie to, że musieliśmy
na chwilę zmienić pozycję. Yuu wziął prezerwatywę, a ja bez zbytnego
skrępowania odwróciłem się do niego tyłem, układając się na pieska.
-Kou, no co ty - Yuu westchnął. -
Twoja noga.
-Przecież tak lubisz -
zaoponowałem.
-Chodź tu - pociągnął mnie lekko ku
sobie. Spełniłem jego prośbę, chociaż nie byłem zadowolony z faktu, że musimy
zrobić to inaczej. Yuu uwielbiał tę pozycję i jeszcze przed wypadkiem często
uprawialiśmy tak seks. Aż nagle musieliśmy zrezygnować z tego, z powodu mojej nogi.
Byłem zły na samego siebie, że przeze mnie dzieją się takie rzeczy. Yuu jednak
nie narzekał, w końcu oboje znaleźliśmy najwygodniejszą pozycję.
-Połóż się - poprosiłem.
Yuu się położył, a ja pochyliłem
się nad nim i wziąłem jego penis do buzi. Yuu zamruczał. Seks oralny wprawiał
mojego chłopaka w ten szczególny stan rozkoszy, kiedy nie jest się w stanie w
pełni nad sobą zapanować. Yuu głęboko westchnął, a ja z namaszczeniem i
oddaniem robiłem mu dobrze. Włosy opadały mi na twarz, muskałem nimi uda Shiro,
co dodawało jedynie przyjemności. Yuu nagle naprawdę głośno jęknął.
-Chyba... chyba wystarczy - dotknął
mojego policzka. Przestałem poruszać głową, wyciągnąłem go z buzi i przysiadłem
obok.
-Nie chcesz dojść?
Shiro niespodziewanie powalił mnie
na plecy. Zaśmiałem się głośno na tę czynność. Opakowanie od prezerwatywy
zaszeleściło w ciemnościach, Yuu je rozerwał i byłem pewny, że właśnie nasuwa
zabezpieczenie na swoje przyrodzenie.
-W tobie...
Shiro rozsunął moje nogi i nim
zdążyłem zareagować, wsunął się we mnie, chwytając mnie z całych sił za biodra.
Ugiąłem nieznacznie nogi w kolanach i odchyliłem głowę. Yuu sapnął donośnie,
poruszając się we mnie.
Brakło mi oddechu. Na oślep
odszukałem dłońmi twarz Yuu, który pochylał się nade mną. Ująłem z czułością
jego rozgrzane policzki, a kciukiem powędrowałem po jego rozwartych ustach.
Wsunąłem palec między jego wargi, a on go zassał. Ile bym dał w tej chwili, by
ten moment mógł trwać wiecznie. Yuu szeptał mi do ucha różne rzeczy, a ja jak
posłuszna owieczka trwałem, będąc mu podległym i uległym, dopóki obaj nie
zaznaliśmy najwyższego stopnia przyjemności.
Pod wieczór leżeliśmy razem na
kanapie pod kocem. Yuu praktycznie spał, wtulając się w moje plecy. Oglądaliśmy
film, który akurat leciał w telewizji. Dość niespodziewanie dźwięk wibracji
mojej komórki zakłócił nam ten sielankowy wieczór. Odebrałem telefon, który
leżał na stoliku, w konsekwencji czego musiałem się oderwać od Yuu.
-Kou-chan! - usłyszałem w słuchawce
głos Akiry, mojego drogiego przyjaciela. - Kopę lat!
-Widzieliśmy się wczoraj
popołudniu...
-No tak, jasne. Mam tylko jedno
pytanie, cwaniaczku. Jesteś już może w Tokio?
-Jestem od dzisiaj - zerknąłem na
Yuu. Shiroyama uniósł jedynie jedną brew, wykazując tym samym swoje
zainteresowanie moją pogawędką z przyjacielem.
-Świetnie! To teraz kolejne
pytanie.
-Miało być jedno.
-Przeszedłeś egzamin wstępny
pomyślnie, teraz możemy przejść do następnego zestawu pytań.
Parsknąłem.
-Co ty na to, żebyśmy jeszcze
dzisiaj wyskoczyli razem do baru?
-Ech? Dzisiaj? Do jakiego?
-Nigdzie sam nie pójdziesz -
mruknął Yuu, który musiał się domyśleć kto dzwonił i jaka padła właśnie
propozycja. Spojrzałem na swojego chłopaka w wymowny sposób. Ten jedynie
podniósł się i wzruszył ramionami.
-Pamiętasz ten barek z karaoke obok
centrum handlowego blisko mojego uniwerku? Byliśmy tu dwa tygodnie temu.
-To daleko - westchnąłem. - Hej, a
przeszkadzałoby, jakbym wziął ze sobą Yuu? Nie chcę później sam wracać w nocy.
Zapadło milczenie. Wiedziałem, że
Akira wolałby, żeby Yuu został w domu, a Yuu wolałby, żebym nigdzie sam nie
wychodził wieczorem i to jeszcze w Tokio, którego jednak nie znałem aż tak
dobrze. Poza tym, odnosiłem nieodparte wrażenie, że Yuu jest zazdrosny o Akirę,
a Akira jest zazdrosny o Yuu. Mój przyjaciel nie miał jednak pojęcia o tym, że
wraz z Shiroyamą byliśmy parą. Cały nasz ponad trzyletni związek był jedną
wielką konspiracją, co jednak wnosiło do tego wszystkiego nieco kolorów. Chwile
spędzone razem traktowaliśmy przez to bardziej wyjątkowo, a i obaj
wiedzieliśmy, że pod niby przyjacielską aurą kryje się prawdziwa miłość.
-No dobra, spoko. Niech będzie -
oznajmił Akira. Wyczułem niezadowolenie w jego głosie. - To za godzinę tam?
-Jasne. Przyjdziemy.
-Dobra, do zobaczenia.
Rozłączyłem się i spojrzałem na
Yuu. Nie wydawał się być zadowolony.
-To mój przyjaciel - oznajmiłem.
-Wiem, że to twój przyjaciel. A ja
jestem twoim chłopakiem.
Już otworzyłem usta, żeby się jakoś
odszczekać, kiedy to o czymś pomyślałem. Może nie był to aż tak dobry pomysł,
jednak zawsze można było spróbować.
-Może łatwiej by było, gdyby Akira
o nas wiedział...?
W tym momencie twarz Yuu stężała i
to dosłownie. Nie mrugał, nie uchylił ust, nie uniósł brwi. Nic! Kompletnie
nic, jakby moja propozycja całkowicie pozbawiła go możliwości reakcji na
cokolwiek. Utwierdziło mnie to jednak w tym, że to co powiedziałem w żaden
sposób nie przypadło Shiro do gustu.
-Żartujesz? - wyrzucił w końcu z
siebie. Pokręciłem głową. - Już miałem nadzieję, że to tylko kiepski dowcip -
odparł kąśliwie.
-Daj spokój, pomyśl sobie, o ile
byłoby nam łatwiej. Ile masz zamiar kryć się z tym, że jesteśmy razem? Poza
tym, spójrz na to tak, Akira to mój najlepszy przyjaciel, znamy się jak łyse
konie. Źle mi z tym, że mam przed nim tak wielką tajemnicę. Dodatkowo, on by nas
zrozumiał i w końcu by wiedział, czemu tak wszędzie ze mną chodzisz i obaj nie
bylibyście tak zazdrośni.
-Jaką masz pewność, że tylko Akira
by o tym wiedział?
-Sugerujesz, że mógłby komuś
jeszcze o nas powiedzieć? - zmrużyłem oczy.
-Skąd mogę wiedzieć czy umie
dochowywać tajemnicy, to twój przyjaciel. I jeszcze... zazdrosny? Kto tu jest
niby o kogo zazdrosny?
-Robisz się zgryźliwy, gdy spędzam
czas z Akim. A on ma reakcję alergiczną na ciebie, bo myśli, że robisz ze mnie
swojego przydupasa.
-Wcale nie robię się zgryźliwy! -
zaprotestował.
-Właśnie, że tak.
-Nie. To źle, że się o ciebie
martwię i nie chcę, żebyś sam chodził gdzieś po nocach?
-To nie chodzi o to. Zawsze,
powtarzam, z a w s z e, gdy tylko jestem gdzieś z Akirą, zaczynasz się dąsać,
jakbym z kimś flirtował.
-Nie.
-Tak!
Yuu westchnął, pocierając skronie.
Czułem, że ta rozmowa nie zmierza ku żadnej konkluzji.
-Dość. Skończmy z tym - powiedział,
wstając. Złapałem go za rękę, gdy chciał już odejść.
-Chcesz odkładać tę rozmowę? Yuu,
nie możemy wiecznie tak...
-Powiedziałem dość - warknął,
wyrywając dłoń z mojego uścisku. Zamrugałem kilkakrotnie, zupełnie zbity z
tropu jego agresywną reakcją. Yuu szybko zdał sobie sprawę, jak to musiało
wyglądać. Jego ton zaraz złagodniał. - Chciałem tylko miło spędzić z tobą
wieczór. Bez Akiry, bez nikogo. Tylko my dwaj.
-Przepraszam, że pokrzyżowałem ci
plany - odparłem, podciągając lewą nogę pod brodę. Drugiej niestety nie mogłem.
Yuu westchnął, po czym ponownie
obok mnie usiadł. Oparł głowę na moim ramieniu, jak gdyby nigdy nic.
-Przepraszam, że nie lubię Akiry. I
przepraszam za to... On mi po prostu działa na nerwy. I może robię się
zazdrosny...
-Może??
-Dobra, na pewno. Robię się
zazdrosny, gdy spędzasz z nim czas, bo po prostu chciałbym, żeby cała twoja
uwaga skupiała się na mnie.
-Ale z ciebie egoista - oznajmiłem.
Yuu pocałował mnie lekko w policzek.
-Przepraszam, no - powtórzył. - Co
mam jeszcze zrobić? Zatańczyć? - znowu pocałował mnie w policzek, tym razem bliżej
kącika ust.
-Nie musisz - odwróciłem głowę ku
niemu, by spojrzeć mu prosto w oczy. W tym momencie pocałował mnie prosto w
usta.
*
W czasie naszej mini biesiady Yuu
stwierdził nagle, że musi gdzieś wyjść. Patrzyłem na niego niezrozumiale, kiedy
zakładał ramoneskę z grubymi klamrami. Gdy tylko wyszedł z baru dostałem od
niego sms, że nie chce psuć mojego wieczoru z Akirą i, że niedługo będzie z
powrotem. Miałem nieodparte wrażenie, że był na mnie jeszcze bardziej zły niż w
domu. O ile to było możliwe...
-Matko, jak ty wytrzymujesz z tym
gościem - burknął Aki, gdy tylko Yuu nas zostawił. - I jeszcze teraz macie
mieszkać razem? No fajnie.
-Yuu jest w porządku, serio.
Moglibyście się kiedyś polubić.
-Ta, uważaj. Prędzej mu laskę
zrobię, niż się z nim zakumpluję.
Obaj wybuchliśmy śmiechem.
Zamówiliśmy jeszcze po piwie i jakoś tak siedzieliśmy i po prostu
rozmawialiśmy. Akira się nie zmienił przez te wszystkie lata naszej przyjaźni.
Zawsze był wobec mnie szczery, mówił wprost, co mu się nie podoba. Był typem
osoby, która stara się dostrzegać we wszystkim jasne strony, nawet jeśli było
trudno. Był też pierwszą osobą, która przybiegła do szpitala po dowiedzeniu
się, że miałem wypadek. Ten dzień był dla nas obu dowodem, że nasza przyjaźń
jest niezniszczalna i zawsze możemy na sobie polegać. Akira był sporym
wsparciem dla moich rodziców, wciąż im powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że
nic mi nie będzie. Choć po przewiezieniu mnie do szpitala, chirurg bez
większego namysłu stwierdził, że mojej nogi nie da się uratować. Chcieli mi ją
amputować, tak po prostu. Lekarz chciał mi obciąć ważną kończynę, tak jak
fryzjer obcina komuś włosy. Ale moi rodzice oraz Aki głośno protestowali.
Mówili, że na pewno da się coś zrobić. Po ponownych badaniach, inny chirurg
powiedział, że możliwa jest rekonstrukcja kolana, jednak szanse na to były
niewielkie. Wszyscy się uparli, by spróbować. Akira trwał przy tym dzielnie,
miałem wrażenie, że dla niego to jest równie istotne, co dla mnie, chociaż nie
powinno. Przecież to nie było jego życie, to nie była jego noga. Ale on niemal
płakał przy lekarzu, który chciał już wezwać ochronę, gdy wyszło na jaw, że nie
jesteśmy spokrewnieni (wmawiał wszystkim, że jesteśmy rodzonymi braćmi).
Ale się udało. Moja noga została
uratowana po części właśnie dzięki Akirze, który nie zostawił mnie w tej
najczarniejszej godzinie. Dlatego czułem się mu wdzięczny i wiedziałem, że
muszę się jakoś odpłacić. Poza tym, było mi źle z myślą, że on nie wie o mnie i
o Yuu. Nawet jeśli nie lubili się z Yuu, byłem pewny, że w końcu wyjdzie to na
jaw. Jak nie dziś to jutro lub za tydzień. A szczególnie teraz, gdy ja oraz mój
chłopak zostaliśmy współlokatorami.
-Czasem mam wrażenie, że ten cały
Yuu jest w tobie zakochany - powiedział ni z tego, ni z owego Aki, gdy piliśmy
już czwarte piwo.
-Tak?
-Tak to wygląda momentami z boku.
Uśmiechnąłem się do siebie. Już
chciałem powiedzieć Akirze, że to dobrze, bo w końcu Yuu to mój chłopak. Coś
mnie nagle uderzyło w środku. Przecież on nie wiedział. Nie miał pojęcia, że
jestem w homoseksualnym związku z mężczyzną, którego on nie tolerował.
-Daj spokój - wykrztusiłem tylko z
siebie. Do głowy nie przychodziła mi żadna ambitniejsza odpowiedź.
-Tak się o ciebie troszczy.
-Ty też się o mnie troszczysz.
Akira zamilkł. Spojrzał na mnie
nieco speszony, co było zaskakujące.
-Po prostu jesteś dla mnie jak
brat. To normalne... Jak ma się brata, to się o niego dba.
Yuu wrócił pół godziny później.
Widząc podpitego mnie i Akirę jedynie uśmiechnął się krzywo. Wróciliśmy do
domu. Yuu niewiele mówił podczas całej drogi, a gdy tylko znaleźliśmy się w
mieszkaniu, zaczął mnie zaborczo całować. Złapał mnie za rękę, po czym zawlókł
do swojego pokoju. Bez protestów dałem mu się położyć na łóżku, a on bez
skrępowania na mnie usiadł.
-Jesteś zazdrosny - powiedziałem
cicho, kiedy Shiro wsuwał rękę pod moją koszulkę, a drugą rozpinał moje
spodnie. W tym samym momencie przerwał, popatrzył na mnie z góry.
-Wiesz, że Akira też ma przed tobą
sekret?
Uniosłem brwi w zdziwieniu.
-Sekret? Co ty mówisz? On nic
przede mną nie ukrywa.
Yuu cicho westchnął, niemal kładąc
się na mnie. Przycisnął nos do mojej szyi i sunął nim po niej. Nagle mnie pocałował,
lekko przygryzł i zassał moją skórę. Jęknąłem cicho, zrobił mi malinkę. Zaraz
obok zrobił następną i następną. Przechodziły mnie dreszcze za każdym razem,
kiedy jego ciepłe usta dotykały mojej szyi. Dłonią zaczął pieścić moje krocze,
wsuwając rękę w moje spodnie. Masował i ściskał w dłoniach moją erekcję, kiedy
nagle poczułem, jak gryzie mnie w ramię. Podniósł się wtedy ze mnie i usiadł
obok. Spojrzałem na niego w zdziwieniu. Najpierw mnie pobudzał, później
wszystko przerywał.
-Shima, zrób to sam. Przede mną.
Chcę popatrzeć jak się masturbujesz.
Westchnąłem, po czym wysunąłem
swojego twardego penisa z bielizny. Yuu patrzył na mnie z uwagą, jak ujmuję w
dłoń swoje przyrodzenie i zaczynam nią poruszać.
-I jeszcze coś - mruknął, gdy tylko
zacząłem sprawiać sam sobie przyjemność - nie wolno ci dojść dopóki ci nie
pozwolę.
Nie wiem ile tak się przed nim
onanizowałem. Yuu po prostu siedział i patrzył na mnie. Miałem już prawdziwą
ochotę się spuścić. W oczach stały mi łzy. Jęczałem oraz sapałem. Mówiłem Yuu,
że już nie mogę, że chcę dojść. Wtedy on nagle pociągnął za moje spodnie i je
ze mnie zdjął, to samo zrobił z moimi majtkami. Widząc, że przerwałem, kazał mi
rozsunąć nogi. Tak też zrobiłem. Kazał mi kontynuować, podczas gdy sam zdjął
spodnie oraz bokserki. Jego penis sterczał w zwodzie i miałem wrażenie, że
zaraz we mnie wejdzie, kiedy to poczułem, że dłużej nie wytrzymam.
-Nie mogę już, Yuu...! Yuu!
Doszedłem w swoją dłoń, mając
orgazm. Opadłem zdyszany na materac. Dopiero wtedy Yuu we mnie wszedł. Poruszał
się szybko, mocno. Skręcałem się pod nim. Chciałem krzyczeć, wrzeszczeć.
Złapałem go z całych sił za plecy, wbiłem mu palce w łopatki, podrapałem go.
-Yuu... Yuu...
Shiro był dobry w łóżku. Za dobry.
Uwielbiałem się z nim pieścić czy to delikatnie i czule, czy to dziko i
namiętnie. A on potrafił różne rzeczy, doprowadzał mnie do stanu, o jakim mi
się nigdy nie śniło. Był kochankiem idealnym.
Yuu doszedł wewnątrz mnie. Miał
mocny orgazm, jego twarz wypełniała rozkosz. Wyszedł ze mnie, po czym gwałtownie
przewrócił mnie na brzuch i dał mi mocnego klapsa w pośladki. Krzyknąłem
zaskoczony.
-Obudzisz sąsiadów - zamruczał,
siadając tak na moich lędźwiach. Przylgnął torsem do moich pleców. - Miałeś nie
dochodzić.
-Już nie mogłem... Yuu, moja noga.
Zszedł ze mnie, podniosłem się i
usiadłem obok niego. Chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy.
-Przepraszam - powiedział nagle ze
skruchą w głosie.
Niemal od razu padłem w jego
ramiona. Shiro objął mnie mocno, całując mnie we włosy. Przepraszał mnie już
drugi raz w ciągu tego dnia.
Położyliśmy się razem spać w jego
łóżku. Nadzy. Wtulałem się w swojego chłopaka, coraz bardziej będąc pewnym
tego, że już dłużej nie utrzymamy związku w tajemnicy. To było po prostu
niemożliwe. Wkraczaliśmy po prostu już na ten stopień, kiedy nasza relacja była
bardziej pewna i uwarunkowana wzajemnym zaufaniem, a nie ciągłym powtarzaniem
kocham cię. Poza tym, niektóre zachowania były już dla nas po prostu naturalne,
a teraz, gdy mieliśmy ze sobą mieszkać, to nie wyobrażałem sobie tego, że nagle
na siłę będziemy udawać, że to tylko przyjaźń, że nic między nami nie ma.
Zwyczajnie nie.
Rano obudziłem się sam w łóżku.
Leżałem szczelnie przykryty kołdrą i wtulałem się w poduszkę. Podniosłem się,
niepewnie rozglądając się po pokoju. No tak, byłem w mieszkaniu w Tokio, a to
była sypialnia mojego chłopaka. Wstałem ostrożnie, założyłem swoje bokserki i
poszedłem do salonu, skąd dochodził do mnie odgłos włączonego telewizora. Yuu
oglądał wiadomości i popijał przy tym kawę. Prócz bokserek miał jeszcze na sobie
obcisłą koszulkę, która podkreślała jego umięśnione ramiona.
-Dzień dobry - powiedziałem.
Spojrzał na mnie.
-O, wstałeś. W kuchni są parówki i
jajka.
-Jadłeś?
Pokręcił głową.
-Nie lubię jeść z rana.
Narzuciłem na siebie bluzę Yuu.
Była to ogromna oraz cieplutka bluza z kapturem. Często mu ją zabierałem i Yuu
dawał mi ją zawsze, gdy było zimno. Poszedłem do kuchni, podgrzałem parówki i
obrałem jajka. Zrobiłem tosty z szynką, sałatą, pomidorem oraz z jajkiem dla
siebie oraz dla Yuu. Zaparzyłem sobie kawę i ruszyłem z tym do swojego księcia
na szarej kanapie. Shiro jedynie westchnął, gdy zasiadłem przy nim z jedzeniem.
-Przecież wiesz...
-Oj, przestań. Musisz się nauczyć
jeść śniadania. To niezdrowo pić samą kawę.
-Muszę? - jęknął.
-Musisz. Żeby cię brzuszek nie
bolał.
-Nigdy mnie jeszcze brzuszek nie
bolał od picia samej kawy - odparł, gdy wcisnąłem mu kanapkę oraz talerz z
gorącymi parówkami.
Przymusiłem tego niejadka do
śniadania, po którym później pozmywałem. Yuu w tym czasie wziął prysznic i
ubrał się. Potem ja zająłem łazienkę.
Przed południem wyszliśmy na zakupy
do galerii. Kupiłem Yuu rękawiczki, chociaż twierdził, że ich nie potrzebuje i
jeszcze nie jest tak zimno, by w nich chodzić. Wmówiłem mu jednak, że później
będzie ich potrzebował, bo zapowiadali naprawdę srogą zimę. Yuu skapitulował
oczywiście i stwierdził, że jestem gorszy od osła w swojej upartości. Poza tym
kupiłem dla siebie książkę o rozciąganiu oraz zeszyty i długopisy. Mój
mężczyzna skwitował to jedynie stwierdzeniem, że zapowiadam się na pilnego
studenta. Zajęcia zaczynały się od poniedziałku i zaczynał zjadać mnie stres.
Po południu Shiro zaproponował,
żebyśmy poszli do kina. Obaj wybraliśmy film o robotach. Fakt, mieliśmy we
dwóch niezłą jazdę na tego typu rzeczy i razem przeżywaliśmy później każdą
scenę. A to były jakieś wybuchy, krew się lała, świński i czarny humor. Coś, co
nam obydwóm dostarczało rozrywki. Cieszyliśmy się jak dzieci, gdy dostaliśmy
okulary 3D, mój chłopak stwierdził, że kino 3D to najlepsza rzecz, jaką ktoś
mógł wymyślić i w pełni się z nim zgadzałem. To był naprawdę szczęśliwy dzień.
W nocy z niedzieli na poniedziałek
miałem koszmar. Jechałem na rozpędzonym motocyklu. Nie mogłem zahamować, nawet
jeśli naprawdę chciałem. Żołądek podchodził mi do gardła i skręcał się w supeł.
Jechałem pustą drogą, dookoła ciągnęły się szare pola i lasy. Nagle przede mną
pojawił się mur. Tak po prostu. Ściana z białych cegłówek wyrosła na drodze jak
grzyb po deszczu. A ja? Wjechałem prosto w ten mur. Rozbiłem się i obudziłem.
Poderwałem się do siadu. Znowu spałem z Yuu w jego pokoju, leżał obok
mnie i w dalszym ciągu spał.
Koszmar... To tylko zły sen.
Miałem przyspieszony oddech, po
skroni i plecach płynął mi zimny pot. Nie wiedziałem, co mnie bardziej w tym
śnie zestresowało. Fakt, że jechałem motocyklem czy to, że się rozbiłem. Prawda
była też taka, że zrezygnowałem z jazdy. Bałem się. Miałem kompletną fobię
przed wsiadaniem na motocykl. Yuu domyślał się, że mogę mieć z tym problem i
nie proponował już wspólnych przejażdżek. Wszystko wyszło jednak na jaw, kiedy
Shiro miał gdzieś sam jechać motocyklem, a ja wpadłem w histerię, że nigdzie
nie pojedzie, że nie może. Bałem się o niego nawet bardziej niż o siebie.
Wyślizgnąłem się spod kołdry, po
czym poszedłem napić się wody. Przez kilka następnych minut siedziałem w kuchni
i ze złością obgryzałem paznokcie. Ogarniała mnie wściekłość, bo nie byłem w
stanie już jeździć na motocyklu, że przez to wszystko musiałem zrezygnować ze
szkoły oficerskiej, że byłem tutaj w Tokio, a nie w Kioto. Nawet jeśli miałoby
to oznaczać moją rozłąkę z Yuu, nawet gdybyśmy mieli ze sobą zerwać, to
przynajmniej miałbym w stu procentach sprawną nogę, mógłbym spełnić swoje
marzenia, a tata nie obwiniałby się za wszystko.
Wróciłem do pokoju. Ku mojemu
zdziwieniu, lampka przy łóżku była zapalona. Popatrzyłem nieco zbity z tropu na
Yuu, który półsiedział na łóżku.
-W porządku? - spytał.
-Tak - odparłem. - Zaschło mi w
gardle.
Położyłem się tyłem do Yuu.
Mężczyzna objął mnie niespodziewanie, westchnąłem.
-Denerwujesz się?
-Czemu?
-Dzisiaj masz pierwsze zajęcia -
odparł. Ach, no tak. Uniwersytet.
Yuu zgasił lampkę. W tym momencie
poczułem, jak coś we mnie pęka, w oczach stanęły mi łzy.
-Nie, nie denerwuję się przez to -
wymamrotałem. Udałem, że ziewam. - Dobranoc, Yuu.
Niespodziewanie pocałował mnie za
uchem. Zadrżałem.
-Dobranoc.
*
Pierwsze zajęcia z moją grupą
przebiegły na sprawach organizacyjnych. Były to ćwiczenia z rysunku. Usiadłem
obok jednego chłopaka, a do nas dosiadła się jakaś dziewczyna. Nie zamieniliśmy
ze sobą słowa. Siedzieliśmy na niewygodnych krzesłach jak na skazaniu.
Prowadzący mówił swoje wymagania, podawał kryteria w ocenianiu oraz ilość
możliwych do zdobycia punktów. Wszystko to sobie zapisałem, chociaż czułem, że
prędzej zmienię kierunek, niż wykonam jakikolwiek projekt. Następne były
ćwiczenia z doboru materiałów oraz dwa wykłady. Jeden ze znaczenia zieleni, a
następny z logiki. Na cholerę była mi ta logika na architekturze wnętrz.
Po zajęciach napisałem Yuu sms, że
już jestem po. Spytał, jak mi się podobało.
Bosko - odpisałem, siedząc w
metrze.
Aż tak źle? - przyszła odpowiedź.
Shiro znał mnie już na tyle dobrze, że umiał wychwycić mój sarkazm nawet przez
sms.
Te przedmioty to jakaś porażka, idc
czy coś jest zielone czy zielone z żółtym.
Lol, zaprojektujesz nam sypialnię w
naszym przyszłym mieszkaniu. (^ω^)
Duck u, sam se będziesz cokolwiek
projektował.
Roftl, no przykro mi, że jesteś
sool, ale co ja mogę zrobić.
Tanj!!!1!( > _<)
Haha, no już nie rozpaczaj.
Odnajdziesz tam jeszcze swoje powołanie!
Ynf. Zajmij się licencjatem.
Ok, babe. (;︿;)
*
[Akira]
Pierwsze dwa tygodnie studiów i
mieszkania w akademiku minęły na całkowitym luzie i imprezach. Dzieliłem pokój
z dwoma spokojnymi gościami, jednak nie przeszkadzało mi to w chodzeniu do
innych na parapetówki. W końcu jednak trzeba było nieco zwolnić i zacząć się
uczyć na pierwsze kolokwia, które zostały zapowiedziane. Z zapamiętywaniem
nigdy nie miałem problemów, dlatego nie zrobiło na mnie wrażenia to, ile mam do
nauczenia. Poza tym musiałem też dbać o swoją przyjaźń z Kou, bo miałem wrażenie,
że od zakończenia szkoły znacznie się od siebie oddaliliśmy. Shima teraz
mnóstwo czasu spędzał z niejakim Yuu Shiroyamą. O ile dobrze wiedziałem, to
kumplowali się już od jakiś czterech lat, chociaż na początku ich znajomość
była naprawdę oschła. Kouyou i Yuu się wprost nienawidzili. Sam nawet nie
zauważyłem, kiedy ta niechęć zmieniła się w tak zażyłą przyjaźń. Zaczęli
wszędzie razem chodzić, stali się nierozłączni. Co mnie bolało, Shima zaczął
się z nim widywać częściej niż ze mną. I nawet zaczęli robić razem te rzeczy,
które robiliśmy my dwaj. Jednak i tak najbardziej zabolało mnie, gdy
zaproponowałem Kou wspólny wypad do kina na film, na który obaj byliśmy
napaleni. Science fiction i fantasy w jednym, coś, co kochaliśmy. Ciągle
mówiliśmy, że koniecznie musimy na to razem iść.
-Ach, widziałem go ostatnio -
odparł, gdy cudem udało mi się wyciągnąć przyjaciela na obiad, szok, że nie
było jego cienia. Spojrzałem nań z zaskoczeniem.
-Jak to? Sam? Beze mnie?
W tym momencie Takashima zrobił
minę, jakby go ktoś uderzył w łeb cegłówką. Przyznam się bez bicia, że sam
miałem ochotę to zrobić.
-Nie - odparł niepewnie, czując
pewnie, że obejrzenie tego filmu bez mojego towarzystwa było największym błędem
jego życia. - Byłem z Yuu.
W tej jednej chwili zapragnąłem
podpalić Shiroyamę żywcem. Przysięgam, że jeszcze bardziej znienawidziłem tego
drania.
-No trudno - westchnąłem.
-Ale mogę iść z tobą drugi raz -
powiedział szybko.
-To już nie będzie to samo.
Widziałeś to, zanudzisz się.
Shima zrobił smutną minę. No akurat
na niego nie potrafiłem się gniewać.
-Hej, a co ty na to, żebyś do nas
wpadł w ten weekend?
-Do ciebie i do Władcy Ciemności? W
życiu!
-Czemu Władca Ciemności? - mało nie
udławił się ze śmiechu kawałkiem mięsa.
-Prawie zawsze wozi się na czarno i
jest piekielnie blady. Poza tym, Władca Ciemności ma skrót WC, a to jedyna
rzecz, jaka mi się z nim kojarzy.
Shima pokręcił głową, śmiejąc się.
-Rany, czsmu go tak nie lubisz. I w
ogóle, to Władcy Ciemności nie będzie, idzie do pracy. Będziemy my dwaj, pizza
i gry wideo.
-Przywiozłeś...?
-Ma się rozumieć!
-Kurczę, stary! Kocham cię!
Shima roześmiał się tak głośno, że
gdyby się jeszcze postarał, to obudziłby umarłego. Żałowałem tylko, że to
kocham cię było tylko na żarty.
Tak jak sobie obiecaliśmy,
przyszedłem do Groty Smoka w piątek. Ku mojemu nieszczęściu i zdziwieniu
otworzył mi Yuu, a podobno miało go nie być. Uśmiechnął się tylko na mój widok.
-Witam - powiedział bardzo
wymuszonym miłym tonem. Oho, chyba miał ochotę zatrzasnąć mi drzwi przed nosem.
-Siema - wszedłem do środka.
-Shima zaraz przyjdzie - wyjaśnił,
gdy zdejmowałem buty. - Poszedł odebrać pizzę i kupić coś do picia.
-Aha, spoko. A ty zostajesz?
Jedna brew Yuu uniosła się z
poirytowaniem w górę. Nie wiem, ile ćwiczył tę minę, ale przyznam, że była
strasznie komiczna.
-Nie. Na szczęście.
No, odpłacał się pięknym za
nadobne.
Kou przyszedł kilka minut później.
Targał trzy pudła od pizzy i siatkę z gazowanymi napojami oraz chipsami.
Pomogłem mu to wszystko zanieść do salonu. Na szczęście w tym czasie, kiedy
byłem sam na sam z WC nie udało mi się z nim jakoś pogadać. Pokazał mi tylko
gdzie jest salon a sam się gdzieś ulotnił jak jakaś zjawa (mówiłem, że był
straszny!). Był jednak zupełnie przebrany, gdy przybył mój przyjaciel. Miał na
sobie obcisłe spodnie i równie obcisłą koszulkę z nadrukiem. Dopiero wtedy
zauważyłem, że Shiroyama musiał spędzać sporo czasu na siłowni.
-Jeszcze jesteś? - Shima zdawał się
być zaskoczony jego widokiem.
-Dzisiaj otwieramy później.
-Zapomniałem.
Chwilę jeszcze porozmawiali o
dupie, gdy zdałem sobie sprawę, że obaj są czymś bardzo sfrustrowani. Poznałem
to głównie po gestach Kou. Dziwnie ruszał rękoma, jakby chciał coś zrobić, ale
do końca nie wiedział co. Yuu też nie wydawał się być opanowany jak wcześniej.
Gdy tylko Shiroyama wyszedł my
rozpoczęliśmy nasz męski wieczór.
-Pokaż mi swój pokój!
-Co? Teraz?
-No a kiedy?
Takashima westchnął, po czym
zaprowadził mnie do swojego pokoju. Przyjaciel uchodził za schludnego, dlatego
nie zdziwiło mnie, że łóżko miał idealnie pościelone, a rzeczy poukładane.
Oczywiście przeszukałem mu od razu wszystkie szafki. Nic ciekawego tam nie
było, co mnie nieco zasmuciło.
-Kurde, stary. Nic tu nie masz.
-Czego ty tu w ogóle szukasz?
-No nie wiem. Jakiś skarbów.
-Ta...
Kou westchnął, kiedy to nagle
zajrzałem do szafki przy łóżku. Na samym wierzchu leżało napoczęte opakowanie prezerwatyw.
Wyciągnąłem je, gwiżdżąc z podziwem, po czym utkwiłem spojrzenie w przyjacielu,
który siedział obok mnie.
-Masz dziewczynę?? - mój ton był
wręcz oskarżycielski.
Shima patrzył to na mnie, to na
gumki, jakby nie wiedział co powiedzieć.
-Nie - odparł.
-To co ty z tym robisz? Balony
dmuchasz?
Chciałem się go już złośliwie
zapytać czy może on i WC robią z tego użytek, ale stwierdziłem, że taki dowcip
byłby zbyt chamski nawet jak na mnie. Nic już nie powiedziałem, tylko wcisnąłem
prezerwatywy z powrotem do szafki.
Wieczór zleciał nam błyskawicznie
na graniu w gry i jedzeniu pizzy. Położyliśmy się spać późno, dopiero około
wpół do drugiej. Yuu na szczęście jeszcze nie wrócił z baru, w którym pracował.
Shima powiedział mi, że bar zamykają o drugiej, ale zawsze później trzeba było
posprzątać cały lokal, dlatego Yuu wracał z pracy około trzeciej, wpół do
czwartej.
Nie mogłem spać, Kou chyba też nie,
dlatego leżeliśmy w jego pokoju, on w łóżku, ja na macie na podłodze i
rozmawialiśmy. W pewnym momencie zadał mi dość dziwne pytanie.
-Co byś zrobił, jakby jakiś twój
znajomy okazał się gejem?
-Hm, no nie wiem... - zawahałem się
nad odpowiedzią. Czy demon właśnie wystawiał mnie na pokuszenie? - A ty co byś
zrobił?
-Tylko Żyd odpowiada pytaniem na
pytanie.
-Judasz, co byś zrobił?
-Hm... pewnie bym go zaakceptował.
Skoro dogadywałem się z nim bez wiedzy, że jest gejem, to później też bym mógł.
-Ale jesteś otwarty, no, no.
-Co ty byś zrobił?
-Jakbyś na przykład ty był gejem?
-No... na przykład.
-Spaliłbym cię.
-Serio?
-Coś ty. Dalej byłbyś moim Shimą.
Hej, wiem! Udawajmy gejów!
Kouyou parsknął śmiechem.
-Ty i te twoje pomysły.
-Ale naprawdę! Udawajmy gejowską
parę. Przed Yuu! Co ty na to?
-To głupi pomysł - skwitował.
-O rany, no weź. Sprawdzimy jego
wyczulenie na tego typu rzeczy.
-Dobranoc, Akira. Tęczowych snów.
-A udław się, złamasie.
-Też cię kocham.
*
[Yuu]
Z jakiegoś powodu Kouyou od kilku
dni chodził naprawdę przygaszony. Nie wiedziałem dlaczego i nie chciał mi też
powiedzieć, dlatego odpuściłem. W końcu zauważyłem, że doskwierało mu kolano.
Zaczął kuleć i spinał się, gdy tylko musiał oprzeć się o prawą nogę.
-Dlaczego nigdy mi nie powiesz, że
cię boli? - burknąłem, gdy myliśmy się razem. Shima siedział przede mną,
szorowałem mu plecy. - Kulejesz.
-Nic mi nie jest.
-Nie? Na pewno cię nie boli kolano?
-Nic mi nie jest w kolano.
Naruszyłem kostkę podczas ćwiczeń.
-Kostkę? Może skręciłeś?
-Nie. Yuu, nie martw się tak.
Pocałowałem go w mokre włosy, po
czym objąłem go mocno.
-Shima - zamruczałem mu do ucha.
-Hm?
-Będę się martwił. Pogódź się z
tym, że jesteś dla mnie ważny.
Ważniejszy, niż mogłoby ci się
wydawać - pomyślałem sobie, przyciskając go do siebie. - Jesteś dla mnie
wszystkim.
Nie ukrywałem, że szalałem za Shimą
od zawsze. Uwielbiałem spędzać z nim czas, nawet na najgłupszych rzeczach.
Dawał po prostu sens mojemu życiu, z czego chyba nie do końca zdawał sobie
sprawę. Był z reguły cichy i małomówny, ale jedynie przy obcych. Najbliższym
pokazywał swoją rozrywkową naturę, która nagle zniknęła po jego wypadku.
Martwiłem się, że Kou może mieć depresję, bo przez długi czas nic nie sprawiało
mu radości. Byłem nim przejęty do tego stopnia, że nawet rozmawiałem o tym z
jego rodzicami. Jak się okazało, oni również podzielali moją troskę. Jednak z
biegiem czasu Kouyou zaczął odzyskiwać radosny błysk w oku i swój śliczny
uśmiech. Chociaż nie było to już to samo. Zmienił się w jakimś stopniu, stał
się bardziej zdystansowany, szorstki.
-Wolę być przygotowany, że mogę coś
stracić - oznajmił mi pewnego dnia.
-Co możesz stracić? - nie kryłem
zdziwienia.
-Sam nie wiem. Wszystko.
Bał się. Nie chciał tego mówić, ale
bał się, że wszystko w końcu straci, tak jak pełną sprawność w nodze i
realizację marzeń.
Wieczorem znowu przyszedł do nas
Akira. Miałem wolny weekend i bardzo chciałem spędzić z ukochanym nieco czasu,
którego miałem mało z powodu pracy licencjackiej. Mało nie wyprosiłem Akiry za
drzwi, gdy ten zadowolony wepchnął się do mieszkania. Popatrzył na mnie dosyć
zdezorientowany jak szczenię, które trafia do nowego domu i nie ma pojęcia,
gdzie jest, co się dzieje i kim są ci ludzie dookoła.
-A Kou jest? - zaskomlał.
-U siebie w pokoju - odparłem
zimnym i twardym niczym góra lodowa tonem. - Miałeś przyjść?
-Przyszedłem do Kou, nie do ciebie.
Jaki bezczelny! - pomyślałem.
-Jasne...
Nagle Kou wyszedł z pokoju i nas
zauważył. Spojrzał z zaskoczeniem na Akirę, na co ten dopadł do mojego
chłopaka, objął go i z premedytacją pocałował w policzek.
-Rany, Akira! - zawołał Kou,
wyrywając się z uścisku. - Co ty robisz?!
-Nic, słoneczko - zamruczał Suzuki.
Coś mnie jakby kopnęło prostu w
brzuch. Skrzywiłem się mocno i równie mocno starałem się nie pokazywać tego, że
cała ta scenka podziałała na mnie niczym płachta na byka. Policzyłem od
dziesięciu w dół i zacisnąłem z wściekłością dłonie w pięści. Patrzenie na to,
jak usta Akiry dotykały gładkiego policzka Kou było niesmaczne niczym
spleśniała kanapka.
-Opanuj się - jęknął Kou,
odskakując od Akiry, który łapał go za ręce i podszczypywał za boki.
-Kochanie, daj spokój.
Odwróciłem się na pięcie, po czym
bez słowa wszedłem do swojego pokoju.
-Yuu! - usłyszałem, jak Kou mnie
woła.
-Daj z nim spokój - powiedział
Akira.
Późnym wieczorem, kiedy Akira już
wyszedł, przyszedł do mnie Kou. Siedziałem akurat przed laptopem i namiętnie
stukałem w klawiaturę, dopisując kilka rzeczy do mojej pracy. Na biurku
piętrzyły się książki, które były mi potrzebne do mojej pracy. Kouyou najpierw
zapukał, a później wszedł, nie czekając na odpowiedź z mojej strony.
-Yuu...
-Co? - mruknąłem, nawet nie
odwracając się do niego. Podszedł do mnie, położył mi dłonie na ramionach i
zaczął je lekko masować.
-Pracujesz?
-Mhm.
-Chcesz coś do jedzenia albo picia?
-Nie trzeba.
Przesunął dłonie bardziej na moje
plecy, podrapał mnie lekko wzdłuż kręgosłupa. Mała bestia wiedziała, na co
byłem czuły i jak mnie ułaskawić, gdy byłem zły. Nie owijajmy w bawełnę, Shima
zauważył, że wściekłem się, gdy Akira go pocałował, a teraz próbował lekko
przygasić mój gniew.
-A mogę z tobą posiedzieć?
-Nie pytaj o to. Zawsze możesz.
Kou przyniósł jakieś swoje książki
i czytał coś. Pewnie była to książka o zieleni, bo dość szybko zasnął.
Wyciągnąłem się z zadowoleniem, że skończyłem, po czym odwróciłem się ku niemu.
Ledwo powstrzymałem śmiech, widząc, jak zasnął z otwartą książką na twarzy.
-Jesteś niemożliwy - stwierdziłem,
zdejmując z niego książkę. Przykryłem go kocem, po czym rozebrałem się,
zgasiłem światło i sam wślizgnąłem się obok niego. Nie umiałem być zły na Kou.
Kilka dni później poznałem Tanabe,
którego przedstawił mi Kou. Ucieszyłem się, że Shima nawiązuje nowe znajomości
na studiach i się nie izoluje, jak to miał w zwyczaju. Yutaka Tanabe był
naprawdę spokojny, chyba nawet spokojniejszy od Kouyou. Miał szczery uśmiech i
wiecznie śmiejące się spojrzenie. Wyglądał jak taki typowy chłopak z
sąsiedztwa; schludny, ale niczym się specjalnie nie wyróżniający. Był też
bardzo miły, co dostrzegłem już na pierwszym spotkaniu, a gdy tylko przełamał swoją
nieśmiałość co do mojej osoby, zaczął nawet nieco żartować. Raz nawet wpadł do
nas. Kouyou akurat nie było, poszedł do biblioteki, a on i Yutaka mieli się
podobno u nas spotkać i przygotować razem projekt.
-Pewnie zapomniał - stwierdziłem,
patrząc na zegarek na kuchence. Dochodziła piąta. - Cały Kou. Niedługo powinien
wrócić, może napijesz się czegoś? Albo chcesz coś zjeść?
-Nie kłopocz się - machnął lekko
ręką.
Stałem i zmywałem naczynia, a
Tanabe siedział i patrzył na mnie. Porozmawialiśmy chwilę o studiach, po czym
Yutaka wypalił do mnie prosto z mostu:
-Lubię cię.
Odwróciłem się ku niemu, bo aż nie
dowierzałem jego słowom.
-Lubisz mnie?
-No... no tak. Lubię cię.
-Też cię lubię.
I wtedy coś do mnie dotarło. Stałem
i patrzyłem na tego chłopca, zapominając o Kouyou.
-Zadzwonię do Shimy - wymamrotałem.
Wytarłem ręce i odwróciłem się do Tanabe tyłem. Czułem, że moje policzki są
całe czerwone. Zadzwoniłem do Kou i jak się okazało, miałem rację. Zupełnie mu
wypadło z głowy, że ktoś miał przyjść i właśnie wracał do domu.
Wieczorem zamieniłem się w
prawdziwego pieszczocha, jak to określił Kouyou. Przytulałem się do niego,
całowałem go i pieściłem. Kou mruczał zadowolony, kiedy dotykałem go w jakieś
erogenne miejsce.
-Co z tobą dzisiaj jest? - oplótł
mnie ramionami, kiedy całowałem go po szyi i masowałem jego krocze.
Przyciskałem go do ściany w kuchni.
-Nic - mruknąłem, rozpinając mu
rozporek. - Jestem napalony jak zawsze.
-Ale w kuchni...?
Chwilę później klęczałem przed nim
i robiłem mu loda. Kouyou był wniebowzięty. Jęczał donośnie, sapał, stękał.
Wplątywał dłonie w moje włosy, mówił, że mu dobrze, że chce jeszcze. A ja
poruszałem sprawnie głową, ssałem jego penisa i masowałem dłonią jądra. Robiłem
wszystko, byle powtarzał, że mu dobrze, że chce więcej, że ja byłem
niepowtarzalny. I tak właśnie umacniałem swoją relację z nim - poprzez seks.
-Yuu... zaraz dojdę, nie mogę.
Dochodź - pomyślałem, jeszcze
przyspieszając. Miałem go głęboko, niemal w gardle. I wnet Kou doszedł w moje
usta. Jęknął, mało nie odchodząc od zmysłów.
Kilka chwil później przytulaliśmy
się do siebie nago w łóżku i uprawialiśmy namiętny seks. Tego dnia Kou był
naprawdę skory do pieszczot, ale, co mnie zaskoczyło, z chęcią pieścił też i
mnie. Lizał mnie za uchem, podgryzał mnie lekko i całował po twarzy.
-Shima... - zamruczałem, gdy mój
chłopak z jawną premedytacją począł sunąć rozgrzanymi wargami po mojej czułej
szyi. Drżałem z rozkoszy, jaką dawał mi jego dotyk, jego chęć działania.
Doprowadzał mnie do białej gorączki i dobrze o tym wiedział.
Muskałem palcami jego kark, drugą
rękę trzymałem na jego wyeksponowanych, krągłych pośladkach. Kouyou z
namaszczeniem postękiwał za każdym razem, gdy ścisnąłem jego pupę. W końcu
przeszliśmy do konkretnego działania. Kou usiadł mi na biodrach, niemal od razu
chcąc mnie przyjąć w swoje ciało.
-Ko... twoja noga i.... będzie
bolało.
-Nic mi nie będzie - odparł.
Czułem, jak opuszcza biodra, jak ja znajduję się w jego ciepłym wnętrzu.
-Ko... Ko - powtórzyłem.
Ale nie walczyłem z nim. Nie miałem
ochoty psuć tej chwili, kiedy on wychodzi z inicjatywą i jest dla mnie taki
dobry. Mogło go boleć, ale on teraz tego naprawdę chciał. Dlatego, kiedy tylko
dostrzegłem, że drży w podnieceniu, pozwoliłem mu na wszystko, na każdą
czynność. Kou był z reguły grzecznym chłopcem, ale jak widać, tylko na pokaz.
Poruszał rytmicznie biodrami, jego pośladki z miłym dźwiękiem uderzały o moje
uda. Trzymałem go w pasie, głaskałem go po plecach, dając mu pełne pole do
popisu. Z jego ust wydobyło się sapnięcie, gdy tylko cały ten nasz namiętny
splot nabrał tempa. Miałem wrażenie, że Takashima zaraz oderwie się ode mnie i
poszybuje wprost do nieba. Był tak skupiony, tak oddany temu, by uprawiać ze
mną seks, że ledwo oddychał.
-Shima - powiedziałem, muskając
dłonią jego brzuch.
Chciałem móc mówić do niego
bardziej zdrobniale, czule. Ale chyba jeszcze nigdy nie powiedziałem do niego
kochanie. Nie umiałem tak po prostu, niby bez większego powodu, powiedzieć mu,
że jest moim słońcem, że czuję do niego tyle, że opis tego wszystkiego nie
zmieściłby się na odległości lat świetlnych. Czasami chciałem już zwrócić się
do niego nieco czulej i kiedy właśnie miałem otworzyć usta, to coś mnie
hamowało. Chociaż zasługiwał na to bardzo mocno.
No i nagle wybuch. Nie wiem czy to
on czy ja, ale poczułem, że zaraz wybuchnę. Kilkakrotnie powtórzyłem jego imię,
ledwie łapałem oddech. I wtedy to usłyszałem. Kiedy już prawie miałem orgazm,
kiedy ledwo się powstrzymywałem przed wytryskiem, on do mnie przemówił:
-Przytul mnie... Yuu... Proszę,
kochanie...
Bez większego namysłu podniosłem
się i objąłem go. Opadliśmy z powrotem, razem, na łóżko. Trzymałem go i
całowałem po skroniach. Nie przestawał się poruszać. Nic zdążyłem pomyśleć, nim
cokolwiek zrobiłem, moje ciało już dłużej nie wytrzymało. Sapnąłem gwałtownie i
bez ostrzeżenia wytrysnąłem w Kouyou. W głowie wciąż miałem jego cieniutki
głosił.
K o c h a n i e.
Shima nagle się zatrzymał. Jęknął,
czując moją spermę w nim. Pomasowałem go po karku.
-Doszedłem w, przepraszam -
mruknąłem mu do ucha.
Nic nie powiedział. Wtulił się we
mnie jedynie, ale nie wyciągnął mojego penisa z siebie.
-Wciąż jest duży - wymamrotał po
chwili. - Stoi.
-Zaraz opadnie.
Leżeliśmy tak przez kilka
następnych minut w zupełnej ciszy. Głaskałem go po plecach i szyi, aż nagle
poczułem, że Shima drży. Objąłem go i spytałem, co się stało.
-Nic takiego.
-Przecież możesz mi powiedzieć, mon
petit - zamruczałem mu do uszka. - Kouyou...
-Mon petit - powtórzył po mnie.
Popatrzył na mnie zaskoczony. - Powiedz to jeszcze raz.
-Mon petit - spełniłem jego prośbę.
Tak się składało, że francuski wszedł mi całkiem dobrze i często mieszałem go w
mowie codziennej, często właśnie w takich chwilach. Kouyou lubił, gdy mówiłem
tak do niego, a zwłaszcza te słowa, jak on to mówił, z tym seksownym rrr.
-Chéri - zamruczał, całując mnie w usta.
- Tak ładnie to mówisz, powiedz tak do mnie.
Poczułem, że robi mi się gorąco, a
moje policzki płoną czerwienią. Kou czekał.
-Mon... chéri.
-Jeszcze...
-Chéri. Mon chéri... Je t'aime, mon
chéri.
*
Niedługo później Shima oświadczył
mi uroczyście, że wraca do biegania. Spojrzałem na niego dość krzywo w tym
momencie, co musiało go nieco zezłościć.
-No co? - burknął.
-Dasz radę?
-Odłożyłem pieniądze na
stabilizator - odparł. - Bo sama opaska nic mi nie da za bardzo.
Sam nie wiedziałem, co mam o tym
sądzić. On jednak zerkał na mnie z taką nadzieją w oczach... Szukał u mnie
wsparcia, wiedziałem, ale sam nie byłem pewny, jak powinienem go wesprzeć,
dlatego jedynie powiedziałem, że zobaczymy, jak to będzie. Na pewno nie to
chciał ode mnie usłyszeć, więc westchnął przeciągle i dał mi spokój przez
resztę dnia. Chyba jeszcze nigdy nie byłem aż tak zawiedziony sam sobą, jak
tego dnia. Jak się okazało, Akira z większym entuzjazmem przyjął wieść Shimy o
tym, że ten zamierza wrócić do regularnego uprawiania sportu. W takich chwilach
wyczuwałem w Suzukim jeszcze większego rywala, z czego on chyba powoli zaczynał
zdawać sobie sprawę. Biorąc pod uwagę fakt, że sam był dość nieszczęśliwie
zadurzony w Kouyou, o czym oczywiście nie śmiał nikomu napomknąć. Raz jednak,
zupełnym przypadkiem dojrzałem go wewnątrz kwiaciarni. Kupował sporą wiązankę
róż, co było dość intrygujące, zważając na fakt, że sam Kou mi mówił, że mają
się właśnie spotkać. Sam miałem właśnie kupić kwiaty dla swojej mamy z okazji
jej urodzin, jednak, gdy dostrzegłem wspomnianego wcześniej jegomościa przez
szybę, zdecydowałem się poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Akira był
zdenerwowany. Podczas gdy ja stałem pod drugiej stronie ulicy i z przyjemnością
wypalałem papierosa, on dosyć dziko wyskoczył z kwiaciarni z wiązanką róż i
stał tak przez kilka sekund. Zakrył twarz dłonią, jakby właśnie uświadomił
sobie, co uczynił, po czym cisnął kwiaty do najbliższego śmietnika.
Obserwowałem każdy jego ruch, mając świadomość tego, że niedługo pójdzie w
stronę umówionego z Kouyou miejsca, że mój chłopak już na niego czeka tam i
pewnie się niecierpliwi - jak sam Kou się spóźniał ponad godzinę, to było w
porządku, a jak ktoś się spóźniał to zawsze była awantura.
Miałem ten fart, że Suzuki w
roztargnieniu nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odszedł, a ja, nie
ukrywajmy, byłem serio rozbawiony. Kto kupuje róże dla kogoś, a później je
wyrzuca? Nie potrafił znaleźć innego sposobu na wyznanie uczuć, tylko kwiaty?
Wtedy jednak nie brałem jeszcze aż
tak poważnie Akiry, aczkolwiek był to przełom w całym moim postrzeganiu jego
zachowania względem Takashimy. Jego na pozór przyjacielskie gesty, ciche,
końskie zaloty, wzrok przepełniony jawnym uczuciem. Wielką przyjaźń od
zakochania dzieli cienka granica. Jest niczym lód, po którym niepewnie się
stąpa ze świadomością, że jeden niewłaściwy ruch, a wszystko pęknie i wpadnie
się po uszy w lodowatą wodę. Właśnie tak było z Akirą, który balansował na
krawędzi między przyjacielskim oddaniem, a głębokim uczuciem i to do osoby,
która znajdowała się u mnie na piedestale. Byłem jednak już pewny, że Suzuki
może stać się moim niewątpliwym rywalem (o ile już nim nie był). Nie chciałem
jednak, by Kou musiał przez to wszystko cierpieć. Dlatego też gorliwie
próbowałem odciągać Shimę od Akiry, choć wychodziło mi to dość nieudolnie, nie
zaprzeczę. Nie powinienem był też tak zażarcie sprzeciwiać się temu, że Kouyou
chciał spędzać czas ze swoim przyjacielem. Bo jak ja bym się czuł, gdyby Kou
nagle mi oświadczył, że nienawidzi moich znajomych czy rodziny i chce, bym
urwał z nimi kontakt? Na dłuższą metę tak to właśnie wyglądało z boku, o czym
przekonałem się nie aż tak szybko, a szkoda.
-To jak z tym twoim bieganiem? -
spytałem Kouyou, kiedy to robiliśmy razem zakupy.
-No, w weekend idziemy z Akim
pobiegać. Już się nie mogę doczekać.
Kouyou zadał mi cios poniżej pasa.
Nie dość, że szedł biegać, to jeszcze z Akirą.
-Może razem pójdziemy? - starałem
się niewinnie nakierować go na zmianę planów.
-Idę już z Akim - odparł nieco
wyniośle.
-No dobra, w porządku -
skapitulowałem, ale tylko ten jeden raz.
Gdy popołudniu tego samego dnia
poszedłem na siłownię, czułem, że mam ochotę przenieść górę, by się wyładować.
Zawzięcie podnosiłem sztangę, mając przed oczami Kouyou i Akirę, którzy
radośnie hasają sobie po słonecznej łączce pełnej dmuchawców. Byłem tym
zaabsorbowany do tego stopnia, że nawet nie zwróciłem zbytniej uwagi na swojego
dobrego kolegę ze studiów, który stał przede mną, machał do mnie i dodatkowo
powtarzał ciągle moje imię, chcąc wyciągnąć mą osobę z zamyślenia.
-Merde! - warknąłem pod nosem.
Wyżywanie się na siłowni i wyciskanie z siebie siódmych potów w żaden sposób mi
nie pomagało. Rzuciłem sztangą za siebie, ciężko dysząc.
-Co? - stęknął Shiguro.
-Cholera! Kurwa! Ja pierdolę!
Powiedzmy prawdę. Mogłem jednak
jakoś zapobiec przyszłym wydarzeniom, skoro już wtedy przeczuwałem, co takiego
się stanie.
----
No to tak, moi mili. Oto początek nowej minipartówki! Będę szczera, że dość szybko napisało mi się te 20 stron, bo w mniej niż tydzień (chyba wracam do wprawy). Ale! Ważna sprawa, Żuczki. Powoli zbliża mi się sesja, a Prawo rzymskie samo się nie zaliczy (lol i tak wiem, że nie zdam X'''D), także może być mały problem z aktywnością na blogu. Większy niż zazwyczaj, chociaż i tak ostatnio szło mi nieźle z wrzucaniem postów, nie mówcie, że nie, bo się starałam. :( Dlatego proszę tylko o cierpliwość, a ja powoli będę coś dla was skrobać. :)
No i ten, wiecie, pisanie komentarzy jeszcze nikogo nie zabiło (może ja o czymś nie wiem), tak tylko mówię.
Trzymajcie się cieplutko i liczę na wasze opinie! ❤
Do następnego rozdziałuuu~!
P.S Wszystkie informacje o nowej minipartówce znajdują się u góry w zakładce Minipartówki. ;)
Gdzie moja Reituha? D: Tak szczerze to moja pierwsza Aoiha jaką przeczytałam i jak mam być szczera to czułam się jak przy czytaniu Reituki.. (sorry bez obrazy D::::) Ach ten Akira taki upierdliwiec XD
OdpowiedzUsuńW sumie Kou mógł by powiedzieć mu już o jego związku, bo ciekawe co by wtedy powiedział XDDDDDD
Mam nadzieję, że to nastawienie na czytanie Aoihy się zmieni, bo moja mina była po prostu bezcenna, kiedy to czytałam XDDDDD 😂😂
Pozostaje mi czekać na więcej!
Pozdrawiam i wenki życzę!
U-w-i-e-l-b-i-a-m twój styl, to jak kreujesz Yuu...
OdpowiedzUsuń...bo normalnie pały nie lubię i sama z siebie nie mogłabym go tak ładnie odpisać XD
Jestem ciekawa dlaczego Yuu tak bardzo zależy na ukrywaniu tego związku, aż do takiego stopnia, żeby się oburzać przy wspomnieniu o pokazaniu go jednej osobie...
Dlatego liczyłam że Aki dostanie ich związkiem w twarz jak cegłą. Albo nie, meteorytem.
Ale niestety tak jak wy nie lubicie reituki, tak jak nie potrafię zdzierżyć innych shipów z Reitą, więc odpuszczę sobie dalsze czytanie, co by nie raczyć jak potrafiłam raczyć wspominając ''kraba'' przy Migdale ;_;
Wciąż mi za to głupio.
Weny i uśmiechnij się:)
Podoba mi się ^‿^
OdpowiedzUsuńJestem w końcu oto i ja! Na wstępie chciałabym zgodzić się z osóbką u góry. Kocham to jak piszesz Yuu. Nie dość, że cwela samego w sobie kocham to jeszcze tu! Normalnie perełka! Mam tylko nadzieje, że moja kochana Malwa nie zostanie zraniona! Nawet jeśli finalnie Akira wygra z Yuu to niech Aoś sobie znajdzie kogoś przynajmniej :ccc No i jeszcze...połączenie Yuu z francuskim i zażartym chodzeniem na siłownię...wygrałaś moje serce Tsu! Nie wiem co mogłabym dodać...przepraszam! Nie mam weny na komentarze! Ale staram się coś naskrobać by wynagrodzić ci jakoś twoje starania przy pisaniu. Ah, wiem! Nazwanie Aoiego Władcą Ciemności...kocham XDDDD
OdpowiedzUsuńPozostaje mi już tylko życzyć weny, uśmiechu i czekać na więcej!
Pozdrawiam cieplutko.
Anze.