Days of Haze 01 (minipartówka)

Nie byłem do końca pewny czy dobrze postępuję, decydując się na studiowanie architektury wnętrz. Jakkolwiek by to mogło wyglądać, głowę miałem jednak pełną pomysłów i byłem pewny, że mógłbym być świetnym architektem w przyszłości. To samo jednogłośnie stwierdzili rodzice oraz siostra - przyszła dentystka. Chociaż architektura w życiu nie była moim marzeniem. Nigdy bym nie pomyślał, że będę uczył się o zieleni w architekturze. Dobrzy bogowie, jak to w ogóle brzmiało.
Jednak rodzice powiedzieli, żebym wybrał coś, co nie będzie wymagało ode mnie zbyt dużego wysiłku fizycznego czy też miejsce, które nie będzie aż tak oddalone od domu. No i stało się. Zostałem przyjęty na architekturę wnętrz na uniwersytet tokijski. Miałem co do tego bardzo sceptyczne podejście. Bo jednak... co później? Co po takiej architekturze? Jednak, im bliżej byłem rozpoczęcia roku akademickiego, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że niewiele mnie już obchodzi. Moje życie biegło swoim własnym torem, jakby z dala ode mnie i nie miałem na to wpływu. Wolałem nie ruszać się nigdzie, zrezygnować z dalszej nauki i iść do pracy, jednak, gdy powiedziałem o swoich wątpliwościach swojemu chłopakowi, zareagował dość... zaskakująco.
-Przecież to świetnie, że dostałeś się do Tokio na studia - oznajmił, kiedy to jedliśmy razem lunch. Zerknąłem nań ze zwątpieniem, jednak starałem się, by nie było po mnie tego aż tak widać.
-Mówisz serio, Yuu? - wymamrotałem.
-Fakt, architektura wnętrz to nie to samo, co... no ale, spójrz na to w ten sposób; z Tokio nie jest aż tak daleko do domu, to duże miasto, pełno w nim możliwości rozrywek, jesteś tam anonimowy. Poza tym, wkraczasz w samodzielne, dorosłe życie, aha, i ja tam jeszcze jestem, a to zdaje się najważniejsze.
Uśmiechnąłem się blado do swojego chłopaka. Oczywiście, że miał rację, jednak nie było to wcale tym, o czym marzyłem.
Gdy oznajmiłem rodzicom o tym, że chcę iść do szkoły oficerskiej, nie byli zbyt zadowoleni. Moja matka sprawiała wrażenie wręcz zrozpaczonej. Wiedzieli jednak, że jest to moje marzenie, dostać się do szkoły oficerskiej, iść do wojska. Sęk w tym, że najbliższa taka szkoła miała swoją siedzibę w Kioto, co nie uszczęśliwiło w żaden sposób nikogo, w tym Yuu. Tak, mój chłopak po dowiedzeniu się, że czeka nas taka rozłąka, a już najpewniej całkowite rozstanie, popadł w czarną rozpacz. Chociaż on sam studiował w Tokio już prawie trzy lata, to jednak przyjeżdżał do mnie, a ja do niego. Nigdy nie dawał mi odczuć, że nasz związek stał się nieco bardziej niekonwencjonalny. Szczęście w tym, że obaj uchodziliśmy za mobilnych, dlatego nie przeszkadzało mi, że z Yuu widzę się tylko raz lub dwa razy w tygodniu, zamiast na przykład pięć razy. Oboje podtrzymywaliśmy uczucie w sporym sekrecie przed naszymi rodzicami. Może moja siostra coś podejrzewała po tym, jak zastała mnie i Yuu dość nieciekawej sytuacji, kiedy opierałem się wygodnie o mojego lubego, w czasie oglądania filmu w salonie. Byliśmy pewni, że nikogo nie ma, dlatego pozwoliliśmy sobie na tego typu pieszczotę. Siostrzyczka jednak nie skomentowała naszego ułożenia w żaden konkretny sposób. Skwitowała to jedynie perlistym śmiechem, po czym odeszła kręcąc w rozbawieniu głową. Nie miałem w sobie na tyle odwagi, by spytać ją, czy wie o mnie i o Yuu albo czy komuś o tym mówiła. Rodzice jednak wciąż uważali Shiroyamę za mojego przyjaciela i póki tak było, nasz świat był bezpieczny.
Moje wielkie marzenia i plany zostały jednak niespodziewanie zrujnowane w jednym momencie.
Zostałem przyjęty do szkoły oficerskiej, tak jak marzyłem. Rodzice pogodzili się z tym, jaką drogę sobie obrałem i oboje postanowili mnie w tym wspierać. Mogłem jedynie dziękować za ich wspaniałomyślność i okazywaną mi miłość. Zdałem wszystkie testy wstępne pomyślnie, moje wyniki z egzaminów końcowych po liceum również nie były złe, dlatego moja wymarzona placówka edukacyjna przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Aż pewnego dnia zostałem przygnieciony. Dosłownie. Jechałem z tatą na motocyklu. Obaj uwielbialiśmy wiatr we włosach i szybką jazdę. Dodawało nam to obojgu adrenaliny. Tato jednak starał się jeździć w miarę przepisowo i, jak później stwierdzili śledczy, nie mieli mu nic do zarzucenia.
Była końcówka lipca. Jechaliśmy z ojcem szosą, kiedy to niespodziewanie z polnej drogi wyjechał przed nami samochód. Nie było mowy o tym, by go wyprzedzić, gdyż znad przeciwka nadjeżdżała ciężarówka i próba wymijania mogła jedynie skończyć się jedną wielką masakrą. Tata postanowił zahamować. Zrobił to gwałtownie, motocykl się przewrócił, mój ojciec przeleciał gdzieś w dal, wpadając w rów. Ja zostałem na motocyklu, który prześlizgnął się na boku i uderzył w auto przed nami. Nie miałem pojęcia co się stało, gdzie byłem, czy na pewno żyłem. Szumiało mi w uszach, świat przede mną wirował. Nic nie czułem, wszystko wydawało mi się tak bardzo nierzeczywiste.
-Kouyou! - usłyszałem rozpaczliwy krzyk mojego ojca. - Kouyou, możesz się ruszyć, Kouyou?! Odezwij się, błagam!
Jęknąłem. Kierowca wysiadł z samochodu i do mnie podbiegł wraz z moim ojcem. Popatrzyłem na nich z dołu.
-Matko, Kouyou, odezwij się... - jęknął mój ojciec.
-Nic mi nie jest - odparłem słabym głosem.
Widziałem przerażenie w jego oczach, podobnie patrzył na mnie mężczyzna, który prowadził tamtym samochodem. Obaj zdjęli ze mnie motor, który dziwnie zaczął mi ciążyć. I wtedy to zobaczyłem.
-Moja noga... nie czuję nogi...

Po tym jednym nieszczęśliwym dniu całe moje marzenia prysły niczym bańka mydlana. Przeszedłem rekonstrukcję kolana, a następnie czekała mnie miesięczna rehabilitacja. Mój ojciec bez przerwy obwiniał się za to wszystko, co się wydarzyło. Wciąż pamiętam, jak chciałem spędzić z rodzicami wieczór na oglądaniu filmów, jednak zawahałem się przy wejściu do salonu. Stanąłem przed drzwiami i słuchałem, jak tata płacze i wylewa mamie każdy szczegół tego, co się stało. Płakał, że nie chciał tego dla mnie, że będzie się obwiniać do końca życia za ten wypadek, za moją przygniecioną nogę. Zrezygnowałem wówczas całkowicie z siedzenia z nimi i wróciłem do pokoju, wspomagając się kulami.
Ale jednak trafiłem do Tokio. Rodzice moi i Shiroyamy znali się na tyle dobrze, że od razu doszli do wniosku, że ja i Yuu zamieszkamy razem w mieszkaniu. Powiedzieli, że później będziemy mogli dobrać sobie następnego lokatora, bo w dość sporym mieszkaniu po ciotce Yuu zostawał jeszcze jeden wolny pokój.
No i tak, miałem zamieszkać ze swoim chłopakiem i w końcu to zrobiłem. Ja studiowałem architekturę wnętrz, on zarządzanie i dowodzenie.
Rodzice zawieźli mnie do Tokio wraz ze wszystkimi moimi rzeczami. Yuu był już wówczas w stolicy, dlatego pomógł nam wszystko pozanosić. Dał mi się w samotności pożegnać z moimi rodzicami, a w zasadzie im ze mną, po czym oni wyszli niechętnie. Zaraz, jak zamknąłem za nimi drzwi, ruszyłem do swojego chłopaka. Zajrzałem ostrożnie do jego pokoju, w którym jednak panowała ciemność. Zamrugałem kilkakrotnie, przecież tu wchodził. Jednak w tym samym momencie poczułem, jak ktoś mnie wciąga do środka. Zaśmiałem się jedynie, kiedy Shiroyama pchnął mnie na łóżko, po czym usiadł na moich biodrach.
-Yuu - jęknąłem.
Przyszpilił moje ramiona do łóżka. Czułem, jak powoli pochyla się nade mną, jego oddech namiętnie oplatał moją szyję, włoski na całym ciele stanęły mi dęba. Yuu miał kilka swoich trybów. Potrafił być moim dobrym przyjacielem, czułym chłopkiem, namiętnym kochankiem albo dobrą mamą. I tak teraz ukazywał mi swoją nieco inną odsłonę, co wprawiało mnie w drżenie ekscytacji. Czułem, że nie wiem do końca wszystkiego o swoim chłopaku, ale tym bardziej wpędzało mnie to w stan gorącego podniecenia. Chciałem poznać tę twarz Yuu, którą on do tej pory przede mną skrywał, jakby czekał na odpowiedni moment.
-Kouyou - powiedział mi do ucha. Westchnąłem.
Pocałował mnie delikatnie, niemal kładąc się na mnie. Wykorzystałem moment, gdy poluzował uścisk na moich ramionach i objąłem go. Przy okazji wyswobodziłem swoją prawą nogę spod niego. Shiro nic nie powiedział, jednak zdał sobie sprawę, że musiał napierać na moją nogę, dlatego przesunął się nieco, by nie sprawiać mi bólu. W ciągu kilku sekund on i ja byliśmy zupełnie nadzy. Yuu całował mnie po szyi, podczas gdy ja siedziałem przed nim i masowałem go po udzie. W końcu bez skrępowanie usiadłem mu na kolanach, chociaż się zawahałem. Po wypadku przybrałem znacznie na wadze z powodu braku ruchu. Jak zawsze codziennie biegałem i ćwiczyłem, tak wtedy po prostu leżałem całymi dniami.
Pamiętam, jak Yuu przyszedł do mnie kilka dni po operacji. Leżałem w swoim pokoju pogrążonym w smutnym, szarym półcieniu. Rolety były zasłonięte, na biurku leżał talerz po obiedzie, a na podłodze leżały moje znoszone ubrania. Shiro wszedł bez słowa, zamknął za sobą drzwi i patrzył na mnie przez kilka długich sekund. Tego dnia posprzątał mi w pokoju. Wyniósł brudny talerz, ubrania wrzucił do kosza na brudy, starł kurze i poukładał mi książki. Położył się później obok mnie i mocno mnie przytulił.
-Nie pójdę do szkoły oficerskiej - powiedziałem łamiącym się głosem.
-Może spróbujesz za rok?
-Nie przyjmą mnie. Nie z taką... historią.
Shiro leżał przy mnie, dopóki moi rodzice nie wrócili do domu. Podziękowali mojemu, jak myśleli, przyjacielowi za to, że mnie odwiedził. Było to też jednoznaczne z tym, że woleliby, żeby Yuu już poszedł i tak się stało. Gdy tylko mój chłopak opuścił nasz dom, rodzice postanowili jakoś na mnie wpłynąć. Bo nie mogłem przecież bez przerwy tylko leżeć. Tego wieczora zapadła decycja o moich studiach.

-Ćwiczysz ostatnio, no nie? - Yuu otoczył mnie swoimi ramionami. Całował mnie po torsie i obojczykach. Ujął wargami mój sutek, ciągnąc go delikatnie i ssąc. Jęknąłem cichutko na tę pieszczotę, którą Yuu powoli, ale jakże dokładnie powtarzał na przemian z moimi dwoma brodawkami.
-Musiałem w końcu... Ach!
Yuu przygryzł mój sutek, po czym przesunął po nim wilgotnym językiem.
W tym momencie coś we mnie pękło. Yuu łagodnie sunął po moich bokach swoimi zimnymi dłońmi, masował mnie, aż w końcu poczułem, jak wsuwa mi te dłonie pod pośladki i jak jego palce zaciskają się w uścisku. Prawie bym tam oszalał z rozkoszy, gdyby nie to, że musieliśmy na chwilę zmienić pozycję. Yuu wziął prezerwatywę, a ja bez zbytnego skrępowania odwróciłem się do niego tyłem, układając się na pieska.
-Kou, no co ty - Yuu westchnął. - Twoja noga.
-Przecież tak lubisz - zaoponowałem.
-Chodź tu - pociągnął mnie lekko ku sobie. Spełniłem jego prośbę, chociaż nie byłem zadowolony z faktu, że musimy zrobić to inaczej. Yuu uwielbiał tę pozycję i jeszcze przed wypadkiem często uprawialiśmy tak seks. Aż nagle musieliśmy zrezygnować z tego, z powodu mojej nogi. Byłem zły na samego siebie, że przeze mnie dzieją się takie rzeczy. Yuu jednak nie narzekał, w końcu oboje znaleźliśmy najwygodniejszą pozycję.
-Połóż się - poprosiłem.
Yuu się położył, a ja pochyliłem się nad nim i wziąłem jego penis do buzi. Yuu zamruczał. Seks oralny wprawiał mojego chłopaka w ten szczególny stan rozkoszy, kiedy nie jest się w stanie w pełni nad sobą zapanować. Yuu głęboko westchnął, a ja z namaszczeniem i oddaniem robiłem mu dobrze. Włosy opadały mi na twarz, muskałem nimi uda Shiro, co dodawało jedynie przyjemności. Yuu nagle naprawdę głośno jęknął.
-Chyba... chyba wystarczy - dotknął mojego policzka. Przestałem poruszać głową, wyciągnąłem go z buzi i przysiadłem obok.
-Nie chcesz dojść?
Shiro niespodziewanie powalił mnie na plecy. Zaśmiałem się głośno na tę czynność. Opakowanie od prezerwatywy zaszeleściło w ciemnościach, Yuu je rozerwał i byłem pewny, że właśnie nasuwa zabezpieczenie na swoje przyrodzenie.
-W tobie...
Shiro rozsunął moje nogi i nim zdążyłem zareagować, wsunął się we mnie, chwytając mnie z całych sił za biodra. Ugiąłem nieznacznie nogi w kolanach i odchyliłem głowę. Yuu sapnął donośnie, poruszając się we mnie.
Brakło mi oddechu. Na oślep odszukałem dłońmi twarz Yuu, który pochylał się nade mną. Ująłem z czułością jego rozgrzane policzki, a kciukiem powędrowałem po jego rozwartych ustach. Wsunąłem palec między jego wargi, a on go zassał. Ile bym dał w tej chwili, by ten moment mógł trwać wiecznie. Yuu szeptał mi do ucha różne rzeczy, a ja jak posłuszna owieczka trwałem, będąc mu podległym i uległym, dopóki obaj nie zaznaliśmy najwyższego stopnia przyjemności.

Pod wieczór leżeliśmy razem na kanapie pod kocem. Yuu praktycznie spał, wtulając się w moje plecy. Oglądaliśmy film, który akurat leciał w telewizji. Dość niespodziewanie dźwięk wibracji mojej komórki zakłócił nam ten sielankowy wieczór. Odebrałem telefon, który leżał na stoliku, w konsekwencji czego musiałem się oderwać od Yuu.
-Kou-chan! - usłyszałem w słuchawce głos Akiry, mojego drogiego przyjaciela. - Kopę lat!
-Widzieliśmy się wczoraj popołudniu...
-No tak, jasne. Mam tylko jedno pytanie, cwaniaczku. Jesteś już może w Tokio?
-Jestem od dzisiaj - zerknąłem na Yuu. Shiroyama uniósł jedynie jedną brew, wykazując tym samym swoje zainteresowanie moją pogawędką z przyjacielem.
-Świetnie! To teraz kolejne pytanie.
-Miało być jedno.
-Przeszedłeś egzamin wstępny pomyślnie, teraz możemy przejść do następnego zestawu pytań.
Parsknąłem.
-Co ty na to, żebyśmy jeszcze dzisiaj wyskoczyli razem do baru?
-Ech? Dzisiaj? Do jakiego?
-Nigdzie sam nie pójdziesz - mruknął Yuu, który musiał się domyśleć kto dzwonił i jaka padła właśnie propozycja. Spojrzałem na swojego chłopaka w wymowny sposób. Ten jedynie podniósł się i wzruszył ramionami.
-Pamiętasz ten barek z karaoke obok centrum handlowego blisko mojego uniwerku? Byliśmy tu dwa tygodnie temu.
-To daleko - westchnąłem. - Hej, a przeszkadzałoby, jakbym wziął ze sobą Yuu? Nie chcę później sam wracać w nocy.
Zapadło milczenie. Wiedziałem, że Akira wolałby, żeby Yuu został w domu, a Yuu wolałby, żebym nigdzie sam nie wychodził wieczorem i to jeszcze w Tokio, którego jednak nie znałem aż tak dobrze. Poza tym, odnosiłem nieodparte wrażenie, że Yuu jest zazdrosny o Akirę, a Akira jest zazdrosny o Yuu. Mój przyjaciel nie miał jednak pojęcia o tym, że wraz z Shiroyamą byliśmy parą. Cały nasz ponad trzyletni związek był jedną wielką konspiracją, co jednak wnosiło do tego wszystkiego nieco kolorów. Chwile spędzone razem traktowaliśmy przez to bardziej wyjątkowo, a i obaj wiedzieliśmy, że pod niby przyjacielską aurą kryje się prawdziwa miłość.
-No dobra, spoko. Niech będzie - oznajmił Akira. Wyczułem niezadowolenie w jego głosie. - To za godzinę tam?
-Jasne. Przyjdziemy.
-Dobra, do zobaczenia.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Yuu. Nie wydawał się być zadowolony.
-To mój przyjaciel - oznajmiłem.
-Wiem, że to twój przyjaciel. A ja jestem twoim chłopakiem.
Już otworzyłem usta, żeby się jakoś odszczekać, kiedy to o czymś pomyślałem. Może nie był to aż tak dobry pomysł, jednak zawsze można było spróbować.
-Może łatwiej by było, gdyby Akira o nas wiedział...?
W tym momencie twarz Yuu stężała i to dosłownie. Nie mrugał, nie uchylił ust, nie uniósł brwi. Nic! Kompletnie nic, jakby moja propozycja całkowicie pozbawiła go możliwości reakcji na cokolwiek. Utwierdziło mnie to jednak w tym, że to co powiedziałem w żaden sposób nie przypadło Shiro do gustu.
-Żartujesz? - wyrzucił w końcu z siebie. Pokręciłem głową. - Już miałem nadzieję, że to tylko kiepski dowcip - odparł kąśliwie.
-Daj spokój, pomyśl sobie, o ile byłoby nam łatwiej. Ile masz zamiar kryć się z tym, że jesteśmy razem? Poza tym, spójrz na to tak, Akira to mój najlepszy przyjaciel, znamy się jak łyse konie. Źle mi z tym, że mam przed nim tak wielką tajemnicę. Dodatkowo, on by nas zrozumiał i w końcu by wiedział, czemu tak wszędzie ze mną chodzisz i obaj nie bylibyście tak zazdrośni.
-Jaką masz pewność, że tylko Akira by o tym wiedział?
-Sugerujesz, że mógłby komuś jeszcze o nas powiedzieć? - zmrużyłem oczy.
-Skąd mogę wiedzieć czy umie dochowywać tajemnicy, to twój przyjaciel. I jeszcze... zazdrosny? Kto tu jest niby o kogo zazdrosny?
-Robisz się zgryźliwy, gdy spędzam czas z Akim. A on ma reakcję alergiczną na ciebie, bo myśli, że robisz ze mnie swojego przydupasa.
-Wcale nie robię się zgryźliwy! - zaprotestował.
-Właśnie, że tak.
-Nie. To źle, że się o ciebie martwię i nie chcę, żebyś sam chodził gdzieś po nocach?
-To nie chodzi o to. Zawsze, powtarzam, z a w s z e, gdy tylko jestem gdzieś z Akirą, zaczynasz się dąsać, jakbym z kimś flirtował.
-Nie.
-Tak!
Yuu westchnął, pocierając skronie. Czułem, że ta rozmowa nie zmierza ku żadnej konkluzji.
-Dość. Skończmy z tym - powiedział, wstając. Złapałem go za rękę, gdy chciał już odejść.
-Chcesz odkładać tę rozmowę? Yuu, nie możemy wiecznie tak...
-Powiedziałem dość - warknął, wyrywając dłoń z mojego uścisku. Zamrugałem kilkakrotnie, zupełnie zbity z tropu jego agresywną reakcją. Yuu szybko zdał sobie sprawę, jak to musiało wyglądać. Jego ton zaraz złagodniał. - Chciałem tylko miło spędzić z tobą wieczór. Bez Akiry, bez nikogo. Tylko my dwaj.
-Przepraszam, że pokrzyżowałem ci plany - odparłem, podciągając lewą nogę pod brodę. Drugiej niestety nie mogłem.
Yuu westchnął, po czym ponownie obok mnie usiadł. Oparł głowę na moim ramieniu, jak gdyby nigdy nic.
-Przepraszam, że nie lubię Akiry. I przepraszam za to... On mi po prostu działa na nerwy. I może robię się zazdrosny...
-Może??
-Dobra, na pewno. Robię się zazdrosny, gdy spędzasz z nim czas, bo po prostu chciałbym, żeby cała twoja uwaga skupiała się na mnie.
-Ale z ciebie egoista - oznajmiłem. Yuu pocałował mnie lekko w policzek.
-Przepraszam, no - powtórzył. - Co mam jeszcze zrobić? Zatańczyć? - znowu pocałował mnie w policzek, tym razem bliżej kącika ust.
-Nie musisz - odwróciłem głowę ku niemu, by spojrzeć mu prosto w oczy. W tym momencie pocałował mnie prosto w usta.

*

W czasie naszej mini biesiady Yuu stwierdził nagle, że musi gdzieś wyjść. Patrzyłem na niego niezrozumiale, kiedy zakładał ramoneskę z grubymi klamrami. Gdy tylko wyszedł z baru dostałem od niego sms, że nie chce psuć mojego wieczoru z Akirą i, że niedługo będzie z powrotem. Miałem nieodparte wrażenie, że był na mnie jeszcze bardziej zły niż w domu. O ile to było możliwe...
-Matko, jak ty wytrzymujesz z tym gościem - burknął Aki, gdy tylko Yuu nas zostawił. - I jeszcze teraz macie mieszkać razem? No fajnie.
-Yuu jest w porządku, serio. Moglibyście się kiedyś polubić.
-Ta, uważaj. Prędzej mu laskę zrobię, niż się z nim zakumpluję.
Obaj wybuchliśmy śmiechem. Zamówiliśmy jeszcze po piwie i jakoś tak siedzieliśmy i po prostu rozmawialiśmy. Akira się nie zmienił przez te wszystkie lata naszej przyjaźni. Zawsze był wobec mnie szczery, mówił wprost, co mu się nie podoba. Był typem osoby, która stara się dostrzegać we wszystkim jasne strony, nawet jeśli było trudno. Był też pierwszą osobą, która przybiegła do szpitala po dowiedzeniu się, że miałem wypadek. Ten dzień był dla nas obu dowodem, że nasza przyjaźń jest niezniszczalna i zawsze możemy na sobie polegać. Akira był sporym wsparciem dla moich rodziców, wciąż im powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że nic mi nie będzie. Choć po przewiezieniu mnie do szpitala, chirurg bez większego namysłu stwierdził, że mojej nogi nie da się uratować. Chcieli mi ją amputować, tak po prostu. Lekarz chciał mi obciąć ważną kończynę, tak jak fryzjer obcina komuś włosy. Ale moi rodzice oraz Aki głośno protestowali. Mówili, że na pewno da się coś zrobić. Po ponownych badaniach, inny chirurg powiedział, że możliwa jest rekonstrukcja kolana, jednak szanse na to były niewielkie. Wszyscy się uparli, by spróbować. Akira trwał przy tym dzielnie, miałem wrażenie, że dla niego to jest równie istotne, co dla mnie, chociaż nie powinno. Przecież to nie było jego życie, to nie była jego noga. Ale on niemal płakał przy lekarzu, który chciał już wezwać ochronę, gdy wyszło na jaw, że nie jesteśmy spokrewnieni (wmawiał wszystkim, że jesteśmy rodzonymi braćmi).
Ale się udało. Moja noga została uratowana po części właśnie dzięki Akirze, który nie zostawił mnie w tej najczarniejszej godzinie. Dlatego czułem się mu wdzięczny i wiedziałem, że muszę się jakoś odpłacić. Poza tym, było mi źle z myślą, że on nie wie o mnie i o Yuu. Nawet jeśli nie lubili się z Yuu, byłem pewny, że w końcu wyjdzie to na jaw. Jak nie dziś to jutro lub za tydzień. A szczególnie teraz, gdy ja oraz mój chłopak zostaliśmy współlokatorami.
-Czasem mam wrażenie, że ten cały Yuu jest w tobie zakochany - powiedział ni z tego, ni z owego Aki, gdy piliśmy już czwarte piwo.
-Tak?
-Tak to wygląda momentami z boku.
Uśmiechnąłem się do siebie. Już chciałem powiedzieć Akirze, że to dobrze, bo w końcu Yuu to mój chłopak. Coś mnie nagle uderzyło w środku. Przecież on nie wiedział. Nie miał pojęcia, że jestem w homoseksualnym związku z mężczyzną, którego on nie tolerował.
-Daj spokój - wykrztusiłem tylko z siebie. Do głowy nie przychodziła mi żadna ambitniejsza odpowiedź.
-Tak się o ciebie troszczy.
-Ty też się o mnie troszczysz.
Akira zamilkł. Spojrzał na mnie nieco speszony, co było zaskakujące.
-Po prostu jesteś dla mnie jak brat. To normalne... Jak ma się brata, to się o niego dba.
Yuu wrócił pół godziny później. Widząc podpitego mnie i Akirę jedynie uśmiechnął się krzywo. Wróciliśmy do domu. Yuu niewiele mówił podczas całej drogi, a gdy tylko znaleźliśmy się w mieszkaniu, zaczął mnie zaborczo całować. Złapał mnie za rękę, po czym zawlókł do swojego pokoju. Bez protestów dałem mu się położyć na łóżku, a on bez skrępowania na mnie usiadł.
-Jesteś zazdrosny - powiedziałem cicho, kiedy Shiro wsuwał rękę pod moją koszulkę, a drugą rozpinał moje spodnie. W tym samym momencie przerwał, popatrzył na mnie z góry.
-Wiesz, że Akira też ma przed tobą sekret?
Uniosłem brwi w zdziwieniu.
-Sekret? Co ty mówisz? On nic przede mną nie ukrywa.
Yuu cicho westchnął, niemal kładąc się na mnie. Przycisnął nos do mojej szyi i sunął nim po niej. Nagle mnie pocałował, lekko przygryzł i zassał moją skórę. Jęknąłem cicho, zrobił mi malinkę. Zaraz obok zrobił następną i następną. Przechodziły mnie dreszcze za każdym razem, kiedy jego ciepłe usta dotykały mojej szyi. Dłonią zaczął pieścić moje krocze, wsuwając rękę w moje spodnie. Masował i ściskał w dłoniach moją erekcję, kiedy nagle poczułem, jak gryzie mnie w ramię. Podniósł się wtedy ze mnie i usiadł obok. Spojrzałem na niego w zdziwieniu. Najpierw mnie pobudzał, później wszystko przerywał.
-Shima, zrób to sam. Przede mną. Chcę popatrzeć jak się masturbujesz.
Westchnąłem, po czym wysunąłem swojego twardego penisa z bielizny. Yuu patrzył na mnie z uwagą, jak ujmuję w dłoń swoje przyrodzenie i zaczynam nią poruszać.
-I jeszcze coś - mruknął, gdy tylko zacząłem sprawiać sam sobie przyjemność - nie wolno ci dojść dopóki ci nie pozwolę.
Nie wiem ile tak się przed nim onanizowałem. Yuu po prostu siedział i patrzył na mnie. Miałem już prawdziwą ochotę się spuścić. W oczach stały mi łzy. Jęczałem oraz sapałem. Mówiłem Yuu, że już nie mogę, że chcę dojść. Wtedy on nagle pociągnął za moje spodnie i je ze mnie zdjął, to samo zrobił z moimi majtkami. Widząc, że przerwałem, kazał mi rozsunąć nogi. Tak też zrobiłem. Kazał mi kontynuować, podczas gdy sam zdjął spodnie oraz bokserki. Jego penis sterczał w zwodzie i miałem wrażenie, że zaraz we mnie wejdzie, kiedy to poczułem, że dłużej nie wytrzymam.
-Nie mogę już, Yuu...! Yuu!
Doszedłem w swoją dłoń, mając orgazm. Opadłem zdyszany na materac. Dopiero wtedy Yuu we mnie wszedł. Poruszał się szybko, mocno. Skręcałem się pod nim. Chciałem krzyczeć, wrzeszczeć. Złapałem go z całych sił za plecy, wbiłem mu palce w łopatki, podrapałem go.
-Yuu... Yuu...
Shiro był dobry w łóżku. Za dobry. Uwielbiałem się z nim pieścić czy to delikatnie i czule, czy to dziko i namiętnie. A on potrafił różne rzeczy, doprowadzał mnie do stanu, o jakim mi się nigdy nie śniło. Był kochankiem idealnym.
Yuu doszedł wewnątrz mnie. Miał mocny orgazm, jego twarz wypełniała rozkosz. Wyszedł ze mnie, po czym gwałtownie przewrócił mnie na brzuch i dał mi mocnego klapsa w pośladki. Krzyknąłem zaskoczony.
-Obudzisz sąsiadów - zamruczał, siadając tak na moich lędźwiach. Przylgnął torsem do moich pleców. - Miałeś nie dochodzić.
-Już nie mogłem... Yuu, moja noga.
Zszedł ze mnie, podniosłem się i usiadłem obok niego. Chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy.
-Przepraszam - powiedział nagle ze skruchą w głosie.
Niemal od razu padłem w jego ramiona. Shiro objął mnie mocno, całując mnie we włosy. Przepraszał mnie już drugi raz w ciągu tego dnia.
Położyliśmy się razem spać w jego łóżku. Nadzy. Wtulałem się w swojego chłopaka, coraz bardziej będąc pewnym tego, że już dłużej nie utrzymamy związku w tajemnicy. To było po prostu niemożliwe. Wkraczaliśmy po prostu już na ten stopień, kiedy nasza relacja była bardziej pewna i uwarunkowana wzajemnym zaufaniem, a nie ciągłym powtarzaniem kocham cię. Poza tym, niektóre zachowania były już dla nas po prostu naturalne, a teraz, gdy mieliśmy ze sobą mieszkać, to nie wyobrażałem sobie tego, że nagle na siłę będziemy udawać, że to tylko przyjaźń, że nic między nami nie ma. Zwyczajnie nie.

Rano obudziłem się sam w łóżku. Leżałem szczelnie przykryty kołdrą i wtulałem się w poduszkę. Podniosłem się, niepewnie rozglądając się po pokoju. No tak, byłem w mieszkaniu w Tokio, a to była sypialnia mojego chłopaka. Wstałem ostrożnie, założyłem swoje bokserki i poszedłem do salonu, skąd dochodził do mnie odgłos włączonego telewizora. Yuu oglądał wiadomości i popijał przy tym kawę. Prócz bokserek miał jeszcze na sobie obcisłą koszulkę, która podkreślała jego umięśnione ramiona.
-Dzień dobry - powiedziałem. Spojrzał na mnie.
-O, wstałeś. W kuchni są parówki i jajka.
-Jadłeś?
Pokręcił głową.
-Nie lubię jeść z rana.
Narzuciłem na siebie bluzę Yuu. Była to ogromna oraz cieplutka bluza z kapturem. Często mu ją zabierałem i Yuu dawał mi ją zawsze, gdy było zimno. Poszedłem do kuchni, podgrzałem parówki i obrałem jajka. Zrobiłem tosty z szynką, sałatą, pomidorem oraz z jajkiem dla siebie oraz dla Yuu. Zaparzyłem sobie kawę i ruszyłem z tym do swojego księcia na szarej kanapie. Shiro jedynie westchnął, gdy zasiadłem przy nim z jedzeniem.
-Przecież wiesz...
-Oj, przestań. Musisz się nauczyć jeść śniadania. To niezdrowo pić samą kawę.
-Muszę? - jęknął.
-Musisz. Żeby cię brzuszek nie bolał.
-Nigdy mnie jeszcze brzuszek nie bolał od picia samej kawy - odparł, gdy wcisnąłem mu kanapkę oraz talerz z gorącymi parówkami.
Przymusiłem tego niejadka do śniadania, po którym później pozmywałem. Yuu w tym czasie wziął prysznic i ubrał się. Potem ja zająłem łazienkę.
Przed południem wyszliśmy na zakupy do galerii. Kupiłem Yuu rękawiczki, chociaż twierdził, że ich nie potrzebuje i jeszcze nie jest tak zimno, by w nich chodzić. Wmówiłem mu jednak, że później będzie ich potrzebował, bo zapowiadali naprawdę srogą zimę. Yuu skapitulował oczywiście i stwierdził, że jestem gorszy od osła w swojej upartości. Poza tym kupiłem dla siebie książkę o rozciąganiu oraz zeszyty i długopisy. Mój mężczyzna skwitował to jedynie stwierdzeniem, że zapowiadam się na pilnego studenta. Zajęcia zaczynały się od poniedziałku i zaczynał zjadać mnie stres.
Po południu Shiro zaproponował, żebyśmy poszli do kina. Obaj wybraliśmy film o robotach. Fakt, mieliśmy we dwóch niezłą jazdę na tego typu rzeczy i razem przeżywaliśmy później każdą scenę. A to były jakieś wybuchy, krew się lała, świński i czarny humor. Coś, co nam obydwóm dostarczało rozrywki. Cieszyliśmy się jak dzieci, gdy dostaliśmy okulary 3D, mój chłopak stwierdził, że kino 3D to najlepsza rzecz, jaką ktoś mógł wymyślić i w pełni się z nim zgadzałem. To był naprawdę szczęśliwy dzień.

W nocy z niedzieli na poniedziałek miałem koszmar. Jechałem na rozpędzonym motocyklu. Nie mogłem zahamować, nawet jeśli naprawdę chciałem. Żołądek podchodził mi do gardła i skręcał się w supeł. Jechałem pustą drogą, dookoła ciągnęły się szare pola i lasy. Nagle przede mną pojawił się mur. Tak po prostu. Ściana z białych cegłówek wyrosła na drodze jak grzyb po deszczu. A ja? Wjechałem prosto w ten mur. Rozbiłem się i obudziłem. Poderwałem się do siadu. Znowu spałem z  Yuu w jego pokoju, leżał obok mnie i w dalszym ciągu spał.
Koszmar... To tylko zły sen.
Miałem przyspieszony oddech, po skroni i plecach płynął mi zimny pot. Nie wiedziałem, co mnie bardziej w tym śnie zestresowało. Fakt, że jechałem motocyklem czy to, że się rozbiłem. Prawda była też taka, że zrezygnowałem z jazdy. Bałem się. Miałem kompletną fobię przed wsiadaniem na motocykl. Yuu domyślał się, że mogę mieć z tym problem i nie proponował już wspólnych przejażdżek. Wszystko wyszło jednak na jaw, kiedy Shiro miał gdzieś sam jechać motocyklem, a ja wpadłem w histerię, że nigdzie nie pojedzie, że nie może. Bałem się o niego nawet bardziej niż o siebie.
Wyślizgnąłem się spod kołdry, po czym poszedłem napić się wody. Przez kilka następnych minut siedziałem w kuchni i ze złością obgryzałem paznokcie. Ogarniała mnie wściekłość, bo nie byłem w stanie już jeździć na motocyklu, że przez to wszystko musiałem zrezygnować ze szkoły oficerskiej, że byłem tutaj w Tokio, a nie w Kioto. Nawet jeśli miałoby to oznaczać moją rozłąkę z Yuu, nawet gdybyśmy mieli ze sobą zerwać, to przynajmniej miałbym w stu procentach sprawną nogę, mógłbym spełnić swoje marzenia, a tata nie obwiniałby się za wszystko.
Wróciłem do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu, lampka przy łóżku była zapalona. Popatrzyłem nieco zbity z tropu na Yuu, który półsiedział na łóżku.
-W porządku? - spytał.
-Tak - odparłem. - Zaschło mi w gardle.
Położyłem się tyłem do Yuu. Mężczyzna objął mnie niespodziewanie, westchnąłem.
-Denerwujesz się?
-Czemu?
-Dzisiaj masz pierwsze zajęcia - odparł. Ach, no tak. Uniwersytet.
Yuu zgasił lampkę. W tym momencie poczułem, jak coś we mnie pęka, w oczach stanęły mi łzy.
-Nie, nie denerwuję się przez to - wymamrotałem. Udałem, że ziewam. - Dobranoc, Yuu.
Niespodziewanie pocałował mnie za uchem. Zadrżałem.
-Dobranoc.

*

Pierwsze zajęcia z moją grupą przebiegły na sprawach organizacyjnych. Były to ćwiczenia z rysunku. Usiadłem obok jednego chłopaka, a do nas dosiadła się jakaś dziewczyna. Nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Siedzieliśmy na niewygodnych krzesłach jak na skazaniu. Prowadzący mówił swoje wymagania, podawał kryteria w ocenianiu oraz ilość możliwych do zdobycia punktów. Wszystko to sobie zapisałem, chociaż czułem, że prędzej zmienię kierunek, niż wykonam jakikolwiek projekt. Następne były ćwiczenia z doboru materiałów oraz dwa wykłady. Jeden ze znaczenia zieleni, a następny z logiki. Na cholerę była mi ta logika na architekturze wnętrz.
Po zajęciach napisałem Yuu sms, że już jestem po. Spytał, jak mi się podobało.

Bosko - odpisałem, siedząc w metrze.

Aż tak źle? - przyszła odpowiedź. Shiro znał mnie już na tyle dobrze, że umiał wychwycić mój sarkazm nawet przez sms.

Te przedmioty to jakaś porażka, idc czy coś jest zielone czy zielone z żółtym.

Lol, zaprojektujesz nam sypialnię w naszym przyszłym mieszkaniu. (^ω^)

Duck u, sam se będziesz cokolwiek projektował.

Roftl, no przykro mi, że jesteś sool, ale co ja mogę zrobić.

Tanj!!!1!( > _<)

Haha, no już nie rozpaczaj. Odnajdziesz tam jeszcze swoje powołanie!

Ynf. Zajmij się licencjatem.

Ok, babe. (;︿;)

*

[Akira]

Pierwsze dwa tygodnie studiów i mieszkania w akademiku minęły na całkowitym luzie i imprezach. Dzieliłem pokój z dwoma spokojnymi gościami, jednak nie przeszkadzało mi to w chodzeniu do innych na parapetówki. W końcu jednak trzeba było nieco zwolnić i zacząć się uczyć na pierwsze kolokwia, które zostały zapowiedziane. Z zapamiętywaniem nigdy nie miałem problemów, dlatego nie zrobiło na mnie wrażenia to, ile mam do nauczenia. Poza tym musiałem też dbać o swoją przyjaźń z Kou, bo miałem wrażenie, że od zakończenia szkoły znacznie się od siebie oddaliliśmy. Shima teraz mnóstwo czasu spędzał z niejakim Yuu Shiroyamą. O ile dobrze wiedziałem, to kumplowali się już od jakiś czterech lat, chociaż na początku ich znajomość była naprawdę oschła. Kouyou i Yuu się wprost nienawidzili. Sam nawet nie zauważyłem, kiedy ta niechęć zmieniła się w tak zażyłą przyjaźń. Zaczęli wszędzie razem chodzić, stali się nierozłączni. Co mnie bolało, Shima zaczął się z nim widywać częściej niż ze mną. I nawet zaczęli robić razem te rzeczy, które robiliśmy my dwaj. Jednak i tak najbardziej zabolało mnie, gdy zaproponowałem Kou wspólny wypad do kina na film, na który obaj byliśmy napaleni. Science fiction i fantasy w jednym, coś, co kochaliśmy. Ciągle mówiliśmy, że koniecznie musimy na to razem iść.
-Ach, widziałem go ostatnio - odparł, gdy cudem udało mi się wyciągnąć przyjaciela na obiad, szok, że nie było jego cienia. Spojrzałem nań z zaskoczeniem.
-Jak to? Sam? Beze mnie?
W tym momencie Takashima zrobił minę, jakby go ktoś uderzył w łeb cegłówką. Przyznam się bez bicia, że sam miałem ochotę to zrobić.
-Nie - odparł niepewnie, czując pewnie, że obejrzenie tego filmu bez mojego towarzystwa było największym błędem jego życia. - Byłem z Yuu.
W tej jednej chwili zapragnąłem podpalić Shiroyamę żywcem. Przysięgam, że jeszcze bardziej znienawidziłem tego drania.
-No trudno - westchnąłem.
-Ale mogę iść z tobą drugi raz - powiedział szybko.
-To już nie będzie to samo. Widziałeś to, zanudzisz się.
Shima zrobił smutną minę. No akurat na niego nie potrafiłem się gniewać.
-Hej, a co ty na to, żebyś do nas wpadł w ten weekend?
-Do ciebie i do Władcy Ciemności? W życiu!
-Czemu Władca Ciemności? - mało nie udławił się ze śmiechu kawałkiem mięsa.
-Prawie zawsze wozi się na czarno i jest piekielnie blady. Poza tym, Władca Ciemności ma skrót WC, a to jedyna rzecz, jaka mi się z nim kojarzy.
Shima pokręcił głową, śmiejąc się.
-Rany, czsmu go tak nie lubisz. I w ogóle, to Władcy Ciemności nie będzie, idzie do pracy. Będziemy my dwaj, pizza i gry wideo.
-Przywiozłeś...?
-Ma się rozumieć!
-Kurczę, stary! Kocham cię!
Shima roześmiał się tak głośno, że gdyby się jeszcze postarał, to obudziłby umarłego. Żałowałem tylko, że to kocham cię było tylko na żarty.

Tak jak sobie obiecaliśmy, przyszedłem do Groty Smoka w piątek. Ku mojemu nieszczęściu i zdziwieniu otworzył mi Yuu, a podobno miało go nie być. Uśmiechnął się tylko na mój widok.
-Witam - powiedział bardzo wymuszonym miłym tonem. Oho, chyba miał ochotę zatrzasnąć mi drzwi przed nosem.
-Siema - wszedłem do środka.
-Shima zaraz przyjdzie - wyjaśnił, gdy zdejmowałem buty. - Poszedł odebrać pizzę i kupić coś do picia.
-Aha, spoko. A ty zostajesz?
Jedna brew Yuu uniosła się z poirytowaniem w górę. Nie wiem, ile ćwiczył tę minę, ale przyznam, że była strasznie komiczna.
-Nie. Na szczęście.
No, odpłacał się pięknym za nadobne.
Kou przyszedł kilka minut później. Targał trzy pudła od pizzy i siatkę z gazowanymi napojami oraz chipsami. Pomogłem mu to wszystko zanieść do salonu. Na szczęście w tym czasie, kiedy byłem sam na sam z WC nie udało mi się z nim jakoś pogadać. Pokazał mi tylko gdzie jest salon a sam się gdzieś ulotnił jak jakaś zjawa (mówiłem, że był straszny!). Był jednak zupełnie przebrany, gdy przybył mój przyjaciel. Miał na sobie obcisłe spodnie i równie obcisłą koszulkę z nadrukiem. Dopiero wtedy zauważyłem, że Shiroyama musiał spędzać sporo czasu na siłowni.
-Jeszcze jesteś? - Shima zdawał się być zaskoczony jego widokiem.
-Dzisiaj otwieramy później.
-Zapomniałem.
Chwilę jeszcze porozmawiali o dupie, gdy zdałem sobie sprawę, że obaj są czymś bardzo sfrustrowani. Poznałem to głównie po gestach Kou. Dziwnie ruszał rękoma, jakby chciał coś zrobić, ale do końca nie wiedział co. Yuu też nie wydawał się być opanowany jak wcześniej.
Gdy tylko Shiroyama wyszedł my rozpoczęliśmy nasz męski wieczór.
-Pokaż mi swój pokój!
-Co? Teraz?
-No a kiedy?
Takashima westchnął, po czym zaprowadził mnie do swojego pokoju. Przyjaciel uchodził za schludnego, dlatego nie zdziwiło mnie, że łóżko miał idealnie pościelone, a rzeczy poukładane. Oczywiście przeszukałem mu od razu wszystkie szafki. Nic ciekawego tam nie było, co mnie nieco zasmuciło.
-Kurde, stary. Nic tu nie masz.
-Czego ty tu w ogóle szukasz?
-No nie wiem. Jakiś skarbów.
-Ta...
Kou westchnął, kiedy to nagle zajrzałem do szafki przy łóżku. Na samym wierzchu leżało napoczęte opakowanie prezerwatyw. Wyciągnąłem je, gwiżdżąc z podziwem, po czym utkwiłem spojrzenie w przyjacielu, który siedział obok mnie.
-Masz dziewczynę?? - mój ton był wręcz oskarżycielski.
Shima patrzył to na mnie, to na gumki, jakby nie wiedział co powiedzieć.
-Nie - odparł.
-To co ty z tym robisz? Balony dmuchasz?
Chciałem się go już złośliwie zapytać czy może on i WC robią z tego użytek, ale stwierdziłem, że taki dowcip byłby zbyt chamski nawet jak na mnie. Nic już nie powiedziałem, tylko wcisnąłem prezerwatywy z powrotem do szafki.
Wieczór zleciał nam błyskawicznie na graniu w gry i jedzeniu pizzy. Położyliśmy się spać późno, dopiero około wpół do drugiej. Yuu na szczęście jeszcze nie wrócił z baru, w którym pracował. Shima powiedział mi, że bar zamykają o drugiej, ale zawsze później trzeba było posprzątać cały lokal, dlatego Yuu wracał z pracy około trzeciej, wpół do czwartej.
Nie mogłem spać, Kou chyba też nie, dlatego leżeliśmy w jego pokoju, on w łóżku, ja na macie na podłodze i rozmawialiśmy. W pewnym momencie zadał mi dość dziwne pytanie.
-Co byś zrobił, jakby jakiś twój znajomy okazał się gejem?
-Hm, no nie wiem... - zawahałem się nad odpowiedzią. Czy demon właśnie wystawiał mnie na pokuszenie? - A ty co byś zrobił?
-Tylko Żyd odpowiada pytaniem na pytanie.
-Judasz, co byś zrobił?
-Hm... pewnie bym go zaakceptował. Skoro dogadywałem się z nim bez wiedzy, że jest gejem, to później też bym mógł.
-Ale jesteś otwarty, no, no.
-Co ty byś zrobił?
-Jakbyś na przykład ty był gejem?
-No... na przykład.
-Spaliłbym cię.
-Serio?
-Coś ty. Dalej byłbyś moim Shimą. Hej, wiem! Udawajmy gejów!
Kouyou parsknął śmiechem.
-Ty i te twoje pomysły.
-Ale naprawdę! Udawajmy gejowską parę. Przed Yuu! Co ty na to?
-To głupi pomysł - skwitował.
-O rany, no weź. Sprawdzimy jego wyczulenie na tego typu rzeczy.
-Dobranoc, Akira. Tęczowych snów.
-A udław się, złamasie.
-Też cię kocham.

*

[Yuu]

Z jakiegoś powodu Kouyou od kilku dni chodził naprawdę przygaszony. Nie wiedziałem dlaczego i nie chciał mi też powiedzieć, dlatego odpuściłem. W końcu zauważyłem, że doskwierało mu kolano. Zaczął kuleć i spinał się, gdy tylko musiał oprzeć się o prawą nogę.
-Dlaczego nigdy mi nie powiesz, że cię boli? - burknąłem, gdy myliśmy się razem. Shima siedział przede mną, szorowałem mu plecy. - Kulejesz.
-Nic mi nie jest.
-Nie? Na pewno cię nie boli kolano?
-Nic mi nie jest w kolano. Naruszyłem kostkę podczas ćwiczeń.
-Kostkę? Może skręciłeś?
-Nie. Yuu, nie martw się tak.
Pocałowałem go w mokre włosy, po czym objąłem go mocno.
-Shima - zamruczałem mu do ucha.
-Hm?
-Będę się martwił. Pogódź się z tym, że jesteś dla mnie ważny.
Ważniejszy, niż mogłoby ci się wydawać - pomyślałem sobie, przyciskając go do siebie. - Jesteś dla mnie wszystkim.
Nie ukrywałem, że szalałem za Shimą od zawsze. Uwielbiałem spędzać z nim czas, nawet na najgłupszych rzeczach. Dawał po prostu sens mojemu życiu, z czego chyba nie do końca zdawał sobie sprawę. Był z reguły cichy i małomówny, ale jedynie przy obcych. Najbliższym pokazywał swoją rozrywkową naturę, która nagle zniknęła po jego wypadku. Martwiłem się, że Kou może mieć depresję, bo przez długi czas nic nie sprawiało mu radości. Byłem nim przejęty do tego stopnia, że nawet rozmawiałem o tym z jego rodzicami. Jak się okazało, oni również podzielali moją troskę. Jednak z biegiem czasu Kouyou zaczął odzyskiwać radosny błysk w oku i swój śliczny uśmiech. Chociaż nie było to już to samo. Zmienił się w jakimś stopniu, stał się bardziej zdystansowany, szorstki.
-Wolę być przygotowany, że mogę coś stracić - oznajmił mi pewnego dnia.
-Co możesz stracić? - nie kryłem zdziwienia.
-Sam nie wiem. Wszystko.
Bał się. Nie chciał tego mówić, ale bał się, że wszystko w końcu straci, tak jak pełną sprawność w nodze i realizację marzeń.

Wieczorem znowu przyszedł do nas Akira. Miałem wolny weekend i bardzo chciałem spędzić z ukochanym nieco czasu, którego miałem mało z powodu pracy licencjackiej. Mało nie wyprosiłem Akiry za drzwi, gdy ten zadowolony wepchnął się do mieszkania. Popatrzył na mnie dosyć zdezorientowany jak szczenię, które trafia do nowego domu i nie ma pojęcia, gdzie jest, co się dzieje i kim są ci ludzie dookoła.
-A Kou jest? - zaskomlał.
-U siebie w pokoju - odparłem zimnym i twardym niczym góra lodowa tonem. - Miałeś przyjść?
-Przyszedłem do Kou, nie do ciebie.
Jaki bezczelny! - pomyślałem.
-Jasne...
Nagle Kou wyszedł z pokoju i nas zauważył. Spojrzał z zaskoczeniem na Akirę, na co ten dopadł do mojego chłopaka, objął go i z premedytacją pocałował w policzek.
-Rany, Akira! - zawołał Kou, wyrywając się z uścisku. - Co ty robisz?!
-Nic, słoneczko - zamruczał Suzuki.
Coś mnie jakby kopnęło prostu w brzuch. Skrzywiłem się mocno i równie mocno starałem się nie pokazywać tego, że cała ta scenka podziałała na mnie niczym płachta na byka. Policzyłem od dziesięciu w dół i zacisnąłem z wściekłością dłonie w pięści. Patrzenie na to, jak usta Akiry dotykały gładkiego policzka Kou było niesmaczne niczym spleśniała kanapka.
-Opanuj się - jęknął Kou, odskakując od Akiry, który łapał go za ręce i podszczypywał za boki.
-Kochanie, daj spokój.
Odwróciłem się na pięcie, po czym bez słowa wszedłem do swojego pokoju.
-Yuu! - usłyszałem, jak Kou mnie woła.
-Daj z nim spokój - powiedział Akira.

Późnym wieczorem, kiedy Akira już wyszedł, przyszedł do mnie Kou. Siedziałem akurat przed laptopem i namiętnie stukałem w klawiaturę, dopisując kilka rzeczy do mojej pracy. Na biurku piętrzyły się książki, które były mi potrzebne do mojej pracy. Kouyou najpierw zapukał, a później wszedł, nie czekając na odpowiedź z mojej strony.
-Yuu...
-Co? - mruknąłem, nawet nie odwracając się do niego. Podszedł do mnie, położył mi dłonie na ramionach i zaczął je lekko masować.
-Pracujesz?
-Mhm.
-Chcesz coś do jedzenia albo picia?
-Nie trzeba.
Przesunął dłonie bardziej na moje plecy, podrapał mnie lekko wzdłuż kręgosłupa. Mała bestia wiedziała, na co byłem czuły i jak mnie ułaskawić, gdy byłem zły. Nie owijajmy w bawełnę, Shima zauważył, że wściekłem się, gdy Akira go pocałował, a teraz próbował lekko przygasić mój gniew.
-A mogę z tobą posiedzieć?
-Nie pytaj o to. Zawsze możesz.
Kou przyniósł jakieś swoje książki i czytał coś. Pewnie była to książka o zieleni, bo dość szybko zasnął. Wyciągnąłem się z zadowoleniem, że skończyłem, po czym odwróciłem się ku niemu. Ledwo powstrzymałem śmiech, widząc, jak zasnął z otwartą książką na twarzy.
-Jesteś niemożliwy - stwierdziłem, zdejmując z niego książkę. Przykryłem go kocem, po czym rozebrałem się, zgasiłem światło i sam wślizgnąłem się obok niego. Nie umiałem być zły na Kou.

Kilka dni później poznałem Tanabe, którego przedstawił mi Kou. Ucieszyłem się, że Shima nawiązuje nowe znajomości na studiach i się nie izoluje, jak to miał w zwyczaju. Yutaka Tanabe był naprawdę spokojny, chyba nawet spokojniejszy od Kouyou. Miał szczery uśmiech i wiecznie śmiejące się spojrzenie. Wyglądał jak taki typowy chłopak z sąsiedztwa; schludny, ale niczym się specjalnie nie wyróżniający. Był też bardzo miły, co dostrzegłem już na pierwszym spotkaniu, a gdy tylko przełamał swoją nieśmiałość co do mojej osoby, zaczął nawet nieco żartować. Raz nawet wpadł do nas. Kouyou akurat nie było, poszedł do biblioteki, a on i Yutaka mieli się podobno u nas spotkać i przygotować razem projekt.
-Pewnie zapomniał - stwierdziłem, patrząc na zegarek na kuchence. Dochodziła piąta. - Cały Kou. Niedługo powinien wrócić, może napijesz się czegoś? Albo chcesz coś zjeść?
-Nie kłopocz się - machnął lekko ręką.
Stałem i zmywałem naczynia, a Tanabe siedział i patrzył na mnie. Porozmawialiśmy chwilę o studiach, po czym Yutaka wypalił do mnie prosto z mostu:
-Lubię cię.
Odwróciłem się ku niemu, bo aż nie dowierzałem jego słowom.
-Lubisz mnie?
-No... no tak. Lubię cię.
-Też cię lubię.
I wtedy coś do mnie dotarło. Stałem i patrzyłem na tego chłopca, zapominając o Kouyou.
-Zadzwonię do Shimy - wymamrotałem. Wytarłem ręce i odwróciłem się do Tanabe tyłem. Czułem, że moje policzki są całe czerwone. Zadzwoniłem do Kou i jak się okazało, miałem rację. Zupełnie mu wypadło z głowy, że ktoś miał przyjść i właśnie wracał do domu.
Wieczorem zamieniłem się w prawdziwego pieszczocha, jak to określił Kouyou. Przytulałem się do niego, całowałem go i pieściłem. Kou mruczał zadowolony, kiedy dotykałem go w jakieś erogenne miejsce.
-Co z tobą dzisiaj jest? - oplótł mnie ramionami, kiedy całowałem go po szyi i masowałem jego krocze. Przyciskałem go do ściany w kuchni.
-Nic - mruknąłem, rozpinając mu rozporek. - Jestem napalony jak zawsze.
-Ale w kuchni...?
Chwilę później klęczałem przed nim i robiłem mu loda. Kouyou był wniebowzięty. Jęczał donośnie, sapał, stękał. Wplątywał dłonie w moje włosy, mówił, że mu dobrze, że chce jeszcze. A ja poruszałem sprawnie głową, ssałem jego penisa i masowałem dłonią jądra. Robiłem wszystko, byle powtarzał, że mu dobrze, że chce więcej, że ja byłem niepowtarzalny. I tak właśnie umacniałem swoją relację z nim - poprzez seks.
-Yuu... zaraz dojdę, nie mogę.
Dochodź - pomyślałem, jeszcze przyspieszając. Miałem go głęboko, niemal w gardle. I wnet Kou doszedł w moje usta. Jęknął, mało nie odchodząc od zmysłów.
Kilka chwil później przytulaliśmy się do siebie nago w łóżku i uprawialiśmy namiętny seks. Tego dnia Kou był naprawdę skory do pieszczot, ale, co mnie zaskoczyło, z chęcią pieścił też i mnie. Lizał mnie za uchem, podgryzał mnie lekko i całował po twarzy.
-Shima... - zamruczałem, gdy mój chłopak z jawną premedytacją począł sunąć rozgrzanymi wargami po mojej czułej szyi. Drżałem z rozkoszy, jaką dawał mi jego dotyk, jego chęć działania. Doprowadzał mnie do białej gorączki i dobrze o tym wiedział.
Muskałem palcami jego kark, drugą rękę trzymałem na jego wyeksponowanych, krągłych pośladkach. Kouyou z namaszczeniem postękiwał za każdym razem, gdy ścisnąłem jego pupę. W końcu przeszliśmy do konkretnego działania. Kou usiadł mi na biodrach, niemal od razu chcąc mnie przyjąć w swoje ciało.
-Ko... twoja noga i.... będzie bolało.
-Nic mi nie będzie - odparł. Czułem, jak opuszcza biodra, jak ja znajduję się w jego ciepłym wnętrzu.
-Ko... Ko - powtórzyłem.
Ale nie walczyłem z nim. Nie miałem ochoty psuć tej chwili, kiedy on wychodzi z inicjatywą i jest dla mnie taki dobry. Mogło go boleć, ale on teraz tego naprawdę chciał. Dlatego, kiedy tylko dostrzegłem, że drży w podnieceniu, pozwoliłem mu na wszystko, na każdą czynność. Kou był z reguły grzecznym chłopcem, ale jak widać, tylko na pokaz. Poruszał rytmicznie biodrami, jego pośladki z miłym dźwiękiem uderzały o moje uda. Trzymałem go w pasie, głaskałem go po plecach, dając mu pełne pole do popisu. Z jego ust wydobyło się sapnięcie, gdy tylko cały ten nasz namiętny splot nabrał tempa. Miałem wrażenie, że Takashima zaraz oderwie się ode mnie i poszybuje wprost do nieba. Był tak skupiony, tak oddany temu, by uprawiać ze mną seks, że ledwo oddychał.
-Shima - powiedziałem, muskając dłonią jego brzuch.
Chciałem móc mówić do niego bardziej zdrobniale, czule. Ale chyba jeszcze nigdy nie powiedziałem do niego kochanie. Nie umiałem tak po prostu, niby bez większego powodu, powiedzieć mu, że jest moim słońcem, że czuję do niego tyle, że opis tego wszystkiego nie zmieściłby się na odległości lat świetlnych. Czasami chciałem już zwrócić się do niego nieco czulej i kiedy właśnie miałem otworzyć usta, to coś mnie hamowało. Chociaż zasługiwał na to bardzo mocno.
No i nagle wybuch. Nie wiem czy to on czy ja, ale poczułem, że zaraz wybuchnę. Kilkakrotnie powtórzyłem jego imię, ledwie łapałem oddech. I wtedy to usłyszałem. Kiedy już prawie miałem orgazm, kiedy ledwo się powstrzymywałem przed wytryskiem, on do mnie przemówił:
-Przytul mnie... Yuu... Proszę, kochanie...
Bez większego namysłu podniosłem się i objąłem go. Opadliśmy z powrotem, razem, na łóżko. Trzymałem go i całowałem po skroniach. Nie przestawał się poruszać. Nic zdążyłem pomyśleć, nim cokolwiek zrobiłem, moje ciało już dłużej nie wytrzymało. Sapnąłem gwałtownie i bez ostrzeżenia wytrysnąłem w Kouyou. W głowie wciąż miałem jego cieniutki głosił.
K o c h a n i e.
Shima nagle się zatrzymał. Jęknął, czując moją spermę w nim. Pomasowałem go po karku.
-Doszedłem w, przepraszam - mruknąłem mu do ucha.
Nic nie powiedział. Wtulił się we mnie jedynie, ale nie wyciągnął mojego penisa z siebie.
-Wciąż jest duży - wymamrotał po chwili. - Stoi.
-Zaraz opadnie.
Leżeliśmy tak przez kilka następnych minut w zupełnej ciszy. Głaskałem go po plecach i szyi, aż nagle poczułem, że Shima drży. Objąłem go i spytałem, co się stało.
-Nic takiego.
-Przecież możesz mi powiedzieć, mon petit - zamruczałem mu do uszka. - Kouyou...
-Mon petit - powtórzył po mnie. Popatrzył na mnie zaskoczony. - Powiedz to jeszcze raz.
-Mon petit - spełniłem jego prośbę. Tak się składało, że francuski wszedł mi całkiem dobrze i często mieszałem go w mowie codziennej, często właśnie w takich chwilach. Kouyou lubił, gdy mówiłem tak do niego, a zwłaszcza te słowa, jak on to mówił, z tym seksownym rrr.
-Chéri - zamruczał, całując mnie w usta. - Tak ładnie to mówisz, powiedz tak do mnie.
Poczułem, że robi mi się gorąco, a moje policzki płoną czerwienią. Kou czekał.
-Mon... chéri.
-Jeszcze...
-Chéri. Mon chéri... Je t'aime, mon chéri.

*

Niedługo później Shima oświadczył mi uroczyście, że wraca do biegania. Spojrzałem na niego dość krzywo w tym momencie, co musiało go nieco zezłościć.
-No co? - burknął.
-Dasz radę?
-Odłożyłem pieniądze na stabilizator - odparł. - Bo sama opaska nic mi nie da za bardzo.
Sam nie wiedziałem, co mam o tym sądzić. On jednak zerkał na mnie z taką nadzieją w oczach... Szukał u mnie wsparcia, wiedziałem, ale sam nie byłem pewny, jak powinienem go wesprzeć, dlatego jedynie powiedziałem, że zobaczymy, jak to będzie. Na pewno nie to chciał ode mnie usłyszeć, więc westchnął przeciągle i dał mi spokój przez resztę dnia. Chyba jeszcze nigdy nie byłem aż tak zawiedziony sam sobą, jak tego dnia. Jak się okazało, Akira z większym entuzjazmem przyjął wieść Shimy o tym, że ten zamierza wrócić do regularnego uprawiania sportu. W takich chwilach wyczuwałem w Suzukim jeszcze większego rywala, z czego on chyba powoli zaczynał zdawać sobie sprawę. Biorąc pod uwagę fakt, że sam był dość nieszczęśliwie zadurzony w Kouyou, o czym oczywiście nie śmiał nikomu napomknąć. Raz jednak, zupełnym przypadkiem dojrzałem go wewnątrz kwiaciarni. Kupował sporą wiązankę róż, co było dość intrygujące, zważając na fakt, że sam Kou mi mówił, że mają się właśnie spotkać. Sam miałem właśnie kupić kwiaty dla swojej mamy z okazji jej urodzin, jednak, gdy dostrzegłem wspomnianego wcześniej jegomościa przez szybę, zdecydowałem się poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Akira był zdenerwowany. Podczas gdy ja stałem pod drugiej stronie ulicy i z przyjemnością wypalałem papierosa, on dosyć dziko wyskoczył z kwiaciarni z wiązanką róż i stał tak przez kilka sekund. Zakrył twarz dłonią, jakby właśnie uświadomił sobie, co uczynił, po czym cisnął kwiaty do najbliższego śmietnika. Obserwowałem każdy jego ruch, mając świadomość tego, że niedługo pójdzie w stronę umówionego z Kouyou miejsca, że mój chłopak już na niego czeka tam i pewnie się niecierpliwi - jak sam Kou się spóźniał ponad godzinę, to było w porządku, a jak ktoś się spóźniał to zawsze była awantura.
Miałem ten fart, że Suzuki w roztargnieniu nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odszedł, a ja, nie ukrywajmy, byłem serio rozbawiony. Kto kupuje róże dla kogoś, a później je wyrzuca? Nie potrafił znaleźć innego sposobu na wyznanie uczuć, tylko kwiaty?
Wtedy jednak nie brałem jeszcze aż tak poważnie Akiry, aczkolwiek był to przełom w całym moim postrzeganiu jego zachowania względem Takashimy. Jego na pozór przyjacielskie gesty, ciche, końskie zaloty, wzrok przepełniony jawnym uczuciem. Wielką przyjaźń od zakochania dzieli cienka granica. Jest niczym lód, po którym niepewnie się stąpa ze świadomością, że jeden niewłaściwy ruch, a wszystko pęknie i wpadnie się po uszy w lodowatą wodę. Właśnie tak było z Akirą, który balansował na krawędzi między przyjacielskim oddaniem, a głębokim uczuciem i to do osoby, która znajdowała się u mnie na piedestale. Byłem jednak już pewny, że Suzuki może stać się moim niewątpliwym rywalem (o ile już nim nie był). Nie chciałem jednak, by Kou musiał przez to wszystko cierpieć. Dlatego też gorliwie próbowałem odciągać Shimę od Akiry, choć wychodziło mi to dość nieudolnie, nie zaprzeczę. Nie powinienem był też tak zażarcie sprzeciwiać się temu, że Kouyou chciał spędzać czas ze swoim przyjacielem. Bo jak ja bym się czuł, gdyby Kou nagle mi oświadczył, że nienawidzi moich znajomych czy rodziny i chce, bym urwał z nimi kontakt? Na dłuższą metę tak to właśnie wyglądało z boku, o czym przekonałem się nie aż tak szybko, a szkoda.
-To jak z tym twoim bieganiem? - spytałem Kouyou, kiedy to robiliśmy razem zakupy.
-No, w weekend idziemy z Akim pobiegać. Już się nie mogę doczekać.
Kouyou zadał mi cios poniżej pasa. Nie dość, że szedł biegać, to jeszcze z Akirą.
-Może razem pójdziemy? - starałem się niewinnie nakierować go na zmianę planów.
-Idę już z Akim - odparł nieco wyniośle.
-No dobra, w porządku - skapitulowałem, ale tylko ten jeden raz.
Gdy popołudniu tego samego dnia poszedłem na siłownię, czułem, że mam ochotę przenieść górę, by się wyładować. Zawzięcie podnosiłem sztangę, mając przed oczami Kouyou i Akirę, którzy radośnie hasają sobie po słonecznej łączce pełnej dmuchawców. Byłem tym zaabsorbowany do tego stopnia, że nawet nie zwróciłem zbytniej uwagi na swojego dobrego kolegę ze studiów, który stał przede mną, machał do mnie i dodatkowo powtarzał ciągle moje imię, chcąc wyciągnąć mą osobę z zamyślenia.
-Merde! - warknąłem pod nosem. Wyżywanie się na siłowni i wyciskanie z siebie siódmych potów w żaden sposób mi nie pomagało. Rzuciłem sztangą za siebie, ciężko dysząc.
-Co? - stęknął Shiguro.
-Cholera! Kurwa! Ja pierdolę!

Powiedzmy prawdę. Mogłem jednak jakoś zapobiec przyszłym wydarzeniom, skoro już wtedy przeczuwałem, co takiego się stanie.


----

No to tak, moi mili. Oto początek nowej minipartówki! Będę szczera, że dość szybko napisało mi się te 20 stron, bo w mniej niż tydzień (chyba wracam do wprawy). Ale! Ważna sprawa, Żuczki. Powoli zbliża mi się sesja, a Prawo rzymskie samo się nie zaliczy (lol i tak wiem, że nie zdam X'''D), także może być mały problem z aktywnością na blogu. Większy niż zazwyczaj, chociaż i tak ostatnio szło mi nieźle z wrzucaniem postów, nie mówcie, że nie, bo się starałam. :( Dlatego proszę tylko o cierpliwość, a ja powoli będę coś dla was skrobać. :)
No i ten, wiecie, pisanie komentarzy jeszcze nikogo nie zabiło (może ja o czymś nie wiem), tak tylko mówię.
Trzymajcie się cieplutko i liczę na wasze opinie! ❤


Do następnego rozdziałuuu~!



P.S Wszystkie informacje o nowej minipartówce znajdują się u góry w zakładce Minipartówki. ;) 

Komentarze

  1. Gdzie moja Reituha? D: Tak szczerze to moja pierwsza Aoiha jaką przeczytałam i jak mam być szczera to czułam się jak przy czytaniu Reituki.. (sorry bez obrazy D::::) Ach ten Akira taki upierdliwiec XD
    W sumie Kou mógł by powiedzieć mu już o jego związku, bo ciekawe co by wtedy powiedział XDDDDDD
    Mam nadzieję, że to nastawienie na czytanie Aoihy się zmieni, bo moja mina była po prostu bezcenna, kiedy to czytałam XDDDDD 😂😂
    Pozostaje mi czekać na więcej!
    Pozdrawiam i wenki życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. U-w-i-e-l-b-i-a-m twój styl, to jak kreujesz Yuu...
    ...bo normalnie pały nie lubię i sama z siebie nie mogłabym go tak ładnie odpisać XD
    Jestem ciekawa dlaczego Yuu tak bardzo zależy na ukrywaniu tego związku, aż do takiego stopnia, żeby się oburzać przy wspomnieniu o pokazaniu go jednej osobie...
    Dlatego liczyłam że Aki dostanie ich związkiem w twarz jak cegłą. Albo nie, meteorytem.

    Ale niestety tak jak wy nie lubicie reituki, tak jak nie potrafię zdzierżyć innych shipów z Reitą, więc odpuszczę sobie dalsze czytanie, co by nie raczyć jak potrafiłam raczyć wspominając ''kraba'' przy Migdale ;_;
    Wciąż mi za to głupio.

    Weny i uśmiechnij się:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w końcu oto i ja! Na wstępie chciałabym zgodzić się z osóbką u góry. Kocham to jak piszesz Yuu. Nie dość, że cwela samego w sobie kocham to jeszcze tu! Normalnie perełka! Mam tylko nadzieje, że moja kochana Malwa nie zostanie zraniona! Nawet jeśli finalnie Akira wygra z Yuu to niech Aoś sobie znajdzie kogoś przynajmniej :ccc No i jeszcze...połączenie Yuu z francuskim i zażartym chodzeniem na siłownię...wygrałaś moje serce Tsu! Nie wiem co mogłabym dodać...przepraszam! Nie mam weny na komentarze! Ale staram się coś naskrobać by wynagrodzić ci jakoś twoje starania przy pisaniu. Ah, wiem! Nazwanie Aoiego Władcą Ciemności...kocham XDDDD
    Pozostaje mi już tylko życzyć weny, uśmiechu i czekać na więcej!
    Pozdrawiam cieplutko.
    Anze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty