I will be 13

Po prostu nie czułem nic w tej nieciekawej rzeczywistości
Patrzyłem na ciebie z uwielbieniem, nie mówiąc ani słowa,
Zapominając nawet mrugać


Bath room


Za Chiny Ludowe nie potrafiłem znieść Takeru i jego nagłych napadów miłości do Kouyou. Nic mnie w życiu tak nie denerwowało jak to, gdy tak się wślizgiwał w nasze szeregi jak jakiś obrzydliwy snejk i przymilał się do mojego partnera. A miałem wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej ochoczo rzuca mu przeróżne propozycje i wyskakuje z jakimiś cudacznymi wyznaniami. Nie mogłem już na to wszystko patrzeć spokojnie i z każdą chwilą narastało we mnie uczucie, że mój i Kouyou związek winien jest ujrzeć światło dzienne, by to ta hołota odpuściła sobie tego typu podchody. Oczywiście, że Kou Takeru był obojętny i nie śmiał nawet na niego spojrzeć, a już z pewnością nie w mojej obecności.
Akurat pożerałem ich oboje rozwścieczonym spojrzeniem, zamiast skupić się na porządnym strojeniu gitary i mało by mi struna nie pękła. Takeru położył Kou rękę na ramieniu, podczas gdy ten siedział i przeglądał coś na notebooku na swoich kolanach.
Nie dotykaj go, ty krewetko – warknąłem w myślach. – Ledwo żeś dzieciaku z pieluch wyszedł, a już się pchasz do starszego faceta.
Miałem szaloną ochotę powiedzieć mu to prosto w twarz, jednak powstrzymałem się. Takeru nagle, jakoby zwabiony siłą mojego natarczywego spojrzenia, zerknął na mnie. Widząc to, że cały naburmuszony spoglądam w jego stronę, ten jakby się uśmiechnął pod nosem, po czym pochylił się nad Kou i niby to niechcący musnął dłonią jego policzek. O nie, wolnego! To ja tu jestem od dotykania go, do jasnej pogody!
− Won – wymamrotałem przez zaciśnięte zęby.
− Co? – Reita, który siedział obok mnie i w najlepsze jadł kit-kata, zdał się być nieco zaskoczony moim nagłym agresywnym wyskokiem.
− No kurwa, spójrz na nich. Na niego – syknąłem. – Zobacz, jak ten dupek się do niego przymila. Jak babcię kocham, zaraz mu skórę przetrzepię.
− Yuu, daj spokój. On tylko chce ci zrobić na złość. Odkąd się dowiedział, że ty i on jesteście razem, to nie może tego przeboleć.
− Niech spierdala na bambus – prychnąłem.
− Co to za szerzenie nienawiści? – Ruki przysiadł Reicie na kolanie, po czym bez najmniejszego oporu oparł swoje nogi na mnie. – Słyszałem, że kogoś obgadujecie. Co tym razem? Jakaś drama?
− Patrz tam – wskazałem głową na Uruhę oraz Takeru. Całkowicie zignorowałem fakt, że wokalista po chamsku rozłożył członki na mnie oraz na basiście. – To się dzieje.
− Myślałem, że może coś nowego i ciekawego się zadziało. Serio? Jeszcze przeżywasz to, że on się tak klei do Urusia? Przyzwyczaj się lepiej, bo on chyba nie odpuści tak łatwo. Jeszcze ci go odbije!
− Spróbowałby. Tak by dostał w ryj, że by go musieli identyfikować po badaniach DNA.
− No, wpierdol byłby murowany – poparł mnie Rei. – Pomógłbym – dodał.
− Dzięki, przyjacielu – poklepałem Akirę po ramieniu.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszła do mnie i do Kouyou Kagome. To była dość niezapowiedziana wizyta.

− I jak mała? – spytała, rozglądając się po salonie. Pierwszy raz była u mnie w mieszkaniu. W zasadzie teraz w moim oraz Kou mieszkaniu, ale mniejsza. Uważnie na wszystko patrzyła, jakby sprawdzała czy całość spełnia wymagania Instytutu Matki i Dziecka.
− Dobrze. Radzimy sobie – odparł Kou, zerkając na Sachiko, która bawiła się w kącie zabawkami. Dzisiaj była wyjątkowo cicha, jak nie ona. Kto wie, może to obecność Kagome tak na nią wpłynęła? – A jak u ciebie? Co z…?
− To była pomyłka – Kagome weszła mojemu facetowi w słowo. Popatrzyłem na nią zmieszany. Czułem, że pewnie wdała się w jakiś związek, który był zupełnym niewypałem. Kou raczej wiedział, o co chodziło, ja mogłem jedynie zgadywać. – Nie wiem, co mam teraz zrobić.
− Odpuścić może? – mruknął Kou, łapiąc ją za dłonie. Pochylił się lekko ku niej, Kagome spuściła głowę. – Sama mi zawsze mówiłaś, że nie ma nic na siłę, no nie?
Zaczęło się zapowiadać na to, że będą teraz poważnie rozmawiać jak przyjaciel z przyjaciółką, czy też może były facet z byłą dziewczyną, dlatego pospiesznie wycofałem się z salonu do kuchni. Sachiko pobiegła zaraz za mną i może to nawet lepiej. Przynajmniej nie musiała teraz słuchać ich rozmowy, chociaż wątpię, by cokolwiek z niej zrozumiała. Była za mała na takie rzeczy.
− Wujek, a ciocia jeszcze do nas przyjdzie? – spytała Sachi, siadając obok mnie na krześle. Przebrałem się wcześniej w luźne dresy, żeby było mi wygodniej.
− Przyjdzie. Dlaczego nie? – objąłem małą ramieniem. – Ciocia jest po prostu zajęta.
− Ale mnie kocha? – spytała z pewną obawą w głosie.
− Kocha cię – zaśmiałem się. – I ja cię kocham, i tata cię kocha. Inni wujkowie też cię kochają.
− A mama?
Coś ścisnęło mnie za gardło. Kouyou tłumaczył Sachiko, że Nanami zmarła, że już jej nie ma. Po prostu dla dzieci takie rzeczy były chyba zbyt abstrakcyjne. Ktoś jest przy mnie, codziennie spędza ze mną każdą chwilę i nagle go nie ma? Znika? I to tak po prostu, bez żadnego większego powodu? Współczułem Sachi, że spotkało ją takie nieszczęście, jak utrata matki.
− Mama też cię kocha. Bardzo cię kocha – pocałowałem ją w czoło. – Może coś ci poczytać? – Szybko zmieniłem temat.
− Mhm… nie chcę.
Zaskoczyła mnie ta odmowa. Sachiko zawsze cieszyła się, kiedy jej czytałem, a dzisiaj… była jakby zupełnie innym dzieckiem. Lekko przestraszony jej zachowaniem, przyłożyłem jej dłoń do czoła i wcale się nie pomyliłem. Była rozpalona. Świetnie, jeszcze tego brakowało.
− Jesteś cała gorąca. Zmierzymy ci temperaturę, okej?
Sachi popatrzyła na mnie szklistymi oczami. To dlatego była taka przygaszona przez cały dzień. Zmierzyłem jej temperaturę, miała blisko 38 stopni. Dałem jej tabletkę na zbicie gorączki, chociaż nie chciała jej połknąć i musiałem ją pokruszyć. Zapowiadało się na to, że jutro Kou zabierze ją do lekarza. No i niestety, musiał. Do rana temperatura jej nie spadła, zaczęła jeszcze okropnie kaszleć oraz kichać. I jak się okazało, mała miała grypę.
− Świetnie – oznajmiłem, rozmawiając z Kou przez telefon. Siedziałem w studio, akurat mieliśmy nagrania. – I co teraz? Ktoś się nią musi zająć.
− Chyba nic się nie stanie, jak wezmę dwa dni wolnego? – westchnął. – Żeby chociaż zeszła jej gorączka.
− Wiesz, że mamy nagrania.
− No co ty nie powiesz! Nie miałem pojęcia. Ale mamy też chore dziecko, jakbyś się nie zorientował – w głosie Kouyou pobrzmiewało tylko zmęczenie. Nawet nie silił się na jakiś oburzony ton. W sumie nie dziwiłem mu się. Sam byłem zmęczony, bo całą noc na zmianę doglądaliśmy Sachiko, która aż się rozpłakała z gorączki. Przez to wszystko głowa jeszcze bardziej zaczęła ją boleć i nijak nie dało jej się uspokoić. – Yuu, wiesz, że ona jest dla mnie ważniejsza niż nagrania.
− Dla mnie też, ale jednak praca to praca.
− Rozumiem. Powiedz Sakaiowi, jaka jest sytuacja.
− Wiesz, że będzie chciał z tobą porozmawiać.
− Wiem. Ale już trudno, teraz zostanę z Sachiko.
− Okej. A jak ona się w ogóle czuje?
− No wiesz, dostała leki, poszła w końcu spać. Obudzę ją tak za godzinę, żeby coś zjadła. Nie może też przespać całego dnia.
− Uh, no jasne. Postaram się wcześniej wyjść.
− Okej. Mógłbyś kupić ryż, jak będziesz wracał? I może coś słodkiego dla Sachi.
− Słodycze dla niej? No proszę!
− Jest chora, co poradzę. Niech ma chociaż trochę pocieszenia.
Reszta dnia minęła mi dość szybko, maksymalnie skupiłem się na swoich obowiązkach. No i oczywiście nie obyło się bez wizyty Takeru, który był strasznie zawiedziony, że Kouyou został w domu. Rzucił nawet propozycję, że z chęcią odwiedzi Kou i mu w czymś pomoże, czego mu kategorycznie zabroniłem. Jeszcze by się ośmielił dotknąć nasze dziecko. Najlepiej było i tak, kiedy reszta zespołu dowiedziała się o tym, że Sachiko jest chora.
− Że co proszę?! – huknął Ruki. – To co ty tu robisz?! Dlaczego nie pomagasz Kouyou?!
No jasne, ja jak zwykle to ten zły i najgorszy.
− Da sobie radę. W pracy potrzebny jest jeden gitarzysta.
− Ma rację – poparł mnie Kai.
− Dzięki – wymamrotałem.
− No dobra. Ale co jej jest? – wtrącił się Reita. – Coś poważnego?
− Lekarz powiedział, że to grypa.
− O rany – jęknął Kai. – Biedactwo.
− Ano. Biedactwo.

Gdy wróciłem do domu z pracy było już całkiem późno. A powiedziałem Kouyou, że postaram się wcześniej wyjść. No nic, nie udało mi się, ale przynajmniej kupiłem ryż oraz czekoladę i pianki dla Sachiko. Zastałem tę dwójkę w salonie, oboje spali. Sachi leżała na Kouyou, a ten obejmował ją, przyciskając do swojego torsu. Wyglądało to tak, jakby zawzięcie chciał ją chronić swoim ciałem. Nieco mnie poruszył ten widok, ale musiałem przerwać tą sielankę.
Podniosłem Sachiko z Kouyou i chociaż ona się nie obudziła, to on tak. Jak z automatu otworzył oczy, strasznie gwałtownie. Popatrzył na mnie zdezorientowany oraz gotowy do tego, by w każdym możliwym wypadku móc chronić swoje dziecko. W tej chwili mógłbym porównać go do bojowej lwicy i pewnie gdybym to nie był ja, to rzuciłby się do obrony tego oto lwiątka.
− Położę ją – powiedziałem niemal szeptem, by przypadkiem nie zbudzić dziecka, które akurat trzymałem – ty też idź już do łóżka.
− Późno wróciłeś – wymamrotał, podnosząc się.
− Wiem, przepraszam – odparłem.
Zaniosłem Sachiko do łóżka i przykryłem ją szczelnie kołdrą. Mała mruknęła coś, kuląc się we śnie. Pogłaskałem ją po główce, by zaraz złożyć na jej czole pocałunek. Sam nawet nie zauważyłem, kiedy to dziecko stało się dla mnie aż tak cenne.
Wypiliśmy jeszcze z Kouyou po kubku herbaty. Opowiedziałem mu, co się dzisiaj działo w pracy. Nie miałem pojęcia, który z nas był bardziej zmęczony, on cały dzień zajmował się chorym dzieckiem, ja byłem w pracy. Spędziliśmy cały ten dzień osobno, co napawało mnie silnym uczuciem tęsknoty z Kou. Gdy położyłem się do łóżka, niemal od razu zasnąłem.
Obudziłem się sam, bez Kouyou w łóżku. Kołdra po jego stronie była niedbale odgarnięta, poduszka miała na sobie jego ślad, prześcieradło nierówności. Leżałem chwilę na boku, patrząc na to wszystko, aż w końcu wstałem i poszedłem do kuchni. Kou robił śniadanie. Omlety.
− Wcześnie wstałeś – stwierdziłem, zerkając na zegarek wbudowany w kuchenkę. Było kilka minut po szóstej.
Shima niemal podskoczył na dźwięk mojego głosu, odwrócił się ku mnie.
− Rany, hej. Wystraszyłeś mnie – odparł, wzdychając. – Nie mogłem spać, chrapałeś mi nad uchem całą noc.
− Nic ci nie poradzę, że ze zmęczenia chrapię.
− Aż taki jest zapierdol? Naprawdę, jak tylko Sachiko się polepszy, to wrócę, tylko…
− Czemu jesteś taki spięty? – wszedłem mu w słowo, masując mu lekko ramiona. – Nie musisz się tłumaczyć. Jeśli chcesz, to ja się mogę nią dzisiaj zająć, ty się wyśpisz.
− Któryś z nas musi być w pracy. Muszą mieć gitarzystę – jęknął cicho, kiedy nacisnąłem jakiś strategiczny punkt blisko jego kręgosłupa. – Zrobisz mi masaż?
− A ty mi?
− Mhm…
Zjedliśmy we dwóch po omlecie i zrobiliśmy sobie obiecany masaż. Shima wręcz mruczał z przyjemności, gdy sunąłem dłońmi po jego plecach. Później przez jakiś czas leżeliśmy zwyczajnie objęci na łóżku. Czułem szczęście i spokój, kiedy tak trzymałem Kouyou w ramionach. Ale byłem pewny, że to nie potrwa długo. I miałem rację. Sachiko obudziła się niedługo później, wpadła do naszej sypialni no i władowała się między nas dwóch. Wziąłem ją na ręce, pocałowałem w policzki oraz czoło. Roześmiała się, wtulając się w moją szyję. Kou leżał na boku i delikatnie gładził ją po plecach.
− Nadal masz temperaturę – powiedziałem, gdy tak obcałowałem Sachi.
− Zaraz weźmiemy lekarstwa – mruknął Kou, przygarniając do siebie małą. Objął ją mocno, jakby chciał ją chronić swoim własnym ciałem.
− Nie chcę! – zaprotestowała Sachi.
− Ale to ci pomoże i nie będziesz chora – odparłem. – Główka nie będzie bolała, pójdziemy się bawić razem na dwór, koleżanki się ucieszą, jak cię zobaczą.
Mała prychnęła, Kou się roześmiał. No świetnie, kapryśna to ona z pewnością była po nim.
− Nie.
− Będzie mi przykro – westchnąłem.
− Nie! Wujek nie! – Sachiko wyrwała się Kou, po czym przylgnęła do mnie, oplatając tłuste łapki wokół mojej szyi. – Nie!
− Spokojnie, kochanie.
− Będę grzeczna. Nie chcę, żeby było ci przykro.
Tego dnia zostałem totalnie zszokowany przez cały zespół. Naprawdę. Kai przyniósł dla małej zupę. Powiedział, że sam gotował, tylko musimy ją odgrzać.
− Według receptury mojej mamy – oznajmił dumnie, wręczając mi opakowanie z zupą. – Mama zawsze mi taką robiła, kiedy sam chorowałem. Oby jej się szybko polepszyło.
− Dziękuję, Tanabe – odparłem z szerokim uśmiechem. Zrobiło mi się naprawdę miło przez lidera. Poważnie! W zasadzie Sachiko była dla niego nikim ważnym, a tak bardzo się postarał.
− Hej! Też coś mam dla niej! – zaświergotał Ruki, dopadając do mnie.
− Tak?
− Tak, tylko mam w samochodzie, bo bym nie dał rady tego wnieść.
− Okej.
W zasadzie, to dopiero w domu przekonałem się, co takiego przyniósł dla Sachiko Takanori. Nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać, bo był to cały zestaw małego projektanta mody oraz kilka misiów, których Sachiko i tak miała mnóstwo. Ale-ale! To nie były takie zwykłe misie. To były stylowe miśki, zapewne zaprojektowane przez samego Matsumoto, z dodatkami, super brokatem i cholera wie z czym jeszcze. Nie miałem pojęcia czy Taka zarwał noc na ich zrobienie czy już od dłuższego czasu je miał, ale były one jedną  najlepszych rzeczy, jaką mógł kiedykolwiek zrobić.
A do domu przyszedł ze mną Reita. Sachiko rozweseliła się na widok Akiry, na dodatek wypróbowała na nim zestaw od wokalisty.
− Świetnie ci w tym różowym szalu – podsumował Kouyou, robiąc Akirze zdjęcie. Suzuki posłał mu drwiące spojrzenie.
− Popieram, to zdecydowanie twój kolor – dodałem.
− Wujek, teraz ty – oznajmiła Sachi, podbiegając do mnie.
− Ja? Ale musisz dokończyć tutaj z wujem… Ja później, kotku.
− Yuu nie daj się prosić – jęknął Kou.
− No właśnie – poparł go Akira.
Wybornie, po prostu świetnie. Zostałem przebrany w przeuroczą spódniczkę, którą Kou pomógł założyć Sachiko. W zasadzie był to tylko skrawek materiału, który spięli na agrafki. Dodatkowo moja twarz została potraktowana naklejkami w jednorożce i tęcze. Tak się zastanawiałem czy to Kouyou miał przy tym wszystkim większy ubaw, czy też może nasze dziecko. Oczywiście wszystko zostało uwiecznione na zdjęciach. Mało tego! Zrobiliśmy dla Sachi mini pokaz mody, ona jako wielka projektantka, my z Akirą jako jej modele. Marny był nasz los. Nie ma co.
− Miło z ich strony – oznajmił Kou, wieszając pranie. Pomagałem mu wszystko rozwieszać, ostatnio narzekał, że go plecy bolą, dlatego podawałem mu wszystko, żeby nie musiał się za bardzo schylać. – Sachiko się ucieszyła. Chyba już z nią lepiej dzisiaj.
− Tak? – powiedziałem z ulgą. – To świetnie, rany. Już się o nią martwiłem.
− Dzisiaj rano niby miała temperaturę, ale mierzyłem jej teraz przed snem i w zasadzie był to stan podgorączkowy. Zobaczymy, jak jutro będzie.
− Jutro już spadnie zupełnie.
− Mówisz?
− Mhm. Oby.
Przez kilka sekund trwała między nami zupełna cisza. W końcu postanowiłem to przerwać.
− Jaki byś chciał pierścionek? – spytałem.
Kouyou popatrzył na mnie w niemym osłupieniu. Zmarszczyłem nieco brwi, bojąc się, że powiedziałem coś nie tak. Świetnie, ja się go pytam o istotne rzeczy, a ten wyskakuje z czymś takim.
− Chcesz mi kupić pierścionek? – wykrztusił z siebie. – Poważnie?
− Inaczej bym nie pytał.
− Ale… Kuźwa! Serio? Pierścionek?!
Mało na mnie nie skoczył. Nie miałem pojęcia czy był zły, czy radosny, ale to chyba ekscytacja tak nim zawładnęła, że zaczął się zachowywać tak jak mały, słodziutki szczeniaczek, który szczęśliwie obskakuje swojego właściciela, gdy ten wróci do domu.
− Oświadczyłem ci się.
− No… no tak! Ale nie sądziłem, że będziesz chciał… Kurczę, Yuu! – pocałował mnie znienacka w usta. – Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, och, Yuu.
− A jakbym nie chciał ci kupić pierścionka…?
− Zamknij się.

*

Ostatecznie i tak wyszło na to, że pierścionki kupiliśmy razem, kiedy małej się już polepszyło. Poszła z nami do jubilera. Była strasznie przejęta tym, że poprosiliśmy ją o pomoc przy wyborze. Weszła wraz z nami do sklepu, trzymaliśmy ją za ręce – Kou z lewej, a ja z prawej strony – i podeszliśmy do lady. Od razu zostaliśmy potraktowani ostrzałem zaciekawionych spojrzeń klientów oraz obsługi.
− Chcemy pierścionki – oznajmiła hardo pani ekspedientce, która ściągnęła nas do lady swoim szerokim uśmiechem już z daleka.
− Uhm… pierścionki? – popatrzyła na mnie oraz na Kou. – Tak?
− Nie inaczej – odparłem.
− A to jakaś specjalna okazja?
− Zaręczyny – powiedział Kou. – Moglibyśmy obejrzeć przykładowe modele? Ale raczej zdecydujemy się na coś specjalnego.
− T-tak… dobrze.
Kobieta i cała reszta dookoła byli w szoku. Dwóch facetów przyszło po pierścionki. Mało tego, przyszli z dzieckiem. Gejuchy się chajtają! No kto by pomyślał.
Obejrzeliśmy kilka ładnych modeli pierścionków, ale to wciąż nie było to, co chcieliśmy. Sachiko również nie była zadowolona. A to był ważny wybór. Niby mówiliśmy, że to obrączki zaręczynowe, ale szczerze chcieliśmy je nosić przez resztę swojego życia.
− Chyba zdecydujemy się na grawer – oznajmił w pewnym momencie Kou, gdy kobieta zaczęła nam podstawiać coraz brzydsze obrączki.
− Tak? – popatrzyła na nas z uśmiechem. Widziałem jednak, że ten uśmieszek robi się coraz bardziej kwaśny i powoli zaczyna latać jej brew z irytacji. – Wiedzą panowie jaki?
− Zastanawialiśmy się nad imionami i znakiem nieskończoności, ale nie jesteśmy pewni.
− Nie jesteśmy też pewni czy to będzie pierścionek – dodał Kou, co zbiło mnie zupełnie z pantałyku.
− Nie?
I w ten sposób dosyć niespodziewanie zrodził się pomysł w głowie Kouyou. Bo pierścionki były niby zbyt oklepane, a on nagle wpadł na to, byśmy mieli swoje specjalne kostki z białego złota. Dosyć szybko i bezsprzecznie (dziwnie jak na nas) zdecydowaliśmy się na graf i z tym nie było problemów. Pod dyskusję został jednak wzięty pomysł, jak chcemy, by nasze kostki wyglądały pod względem kształtu. Czy to mają być zawieszki? Czy może jakieś spinki? Powiem szczerze, że spodobał mi się pomysł Kou, to było coś, czego nie miały inne pary. Ale z drugiej strony, o takich rzeczach piszą w co drugim fanficku o nas…
W każdym razie! Mieliśmy mieć piękne kostki. Wszystko było robione na zamówienie i mieliśmy oczekiwać do dwóch tygodni do odebrania naszych cudeniek. Kouyou był przeszczęśliwy, ja również. A co najważniejsze, powoli przymierzaliśmy się do tego, by zawrzeć związek w urzędzie.

− Słuchaj, Yuu – powiedział raz Kou, gdy szliśmy z małą do domu z zakupów. Trzymałem nasze dzieciątko za rękę, lika a boss. Shima ubrał ją w bomberkę koloru khaki i dał pilotki, w konsekwencji czego wyglądała jak mała celebrytka. – A co byś powiedział na to, jakby Akira i Kagome do nas jutro przyszli?
− Myślałem, że idziemy do kina – westchnąłem.
− Wpadliby wieczorem.
Popatrzyłem uważnie na Kou.
− Jeśli chcesz z nimi gdzieś wyjść, to jasne. W końcu wszyscy znacie się od podstawówki.
− Nie w tym rzecz.
− Nie?
Weszliśmy do apartamentowca. Sachiko nacisnęła guziczek ściągający windę, zdjąłem jej okulary.
− Nie myślałeś nad tym, jakby to było, gdyby Kagome i Aki byli razem?
Mało się nie oplułem na te słowa. Akurat przyjechała winda. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym odgłosem dzwonka, wsiedliśmy do środka. Sachiko była już ekspertką w obsłudze windy, dlatego od razu nacisnęła guziczek z ósmym piętrem. Zaczęliśmy wjeżdżać na górę.
− Nie bardzo – przyznałem.
− Kiedyś byli parą, wiesz – powiedział.
− Myślałem, że chodziła z tobą – zamrugałem kilkakrotnie z zaskoczenia.
− Tak. Ze mną też. Ale wcześniej chodziła z Akirą.
Mało mi szczęka nie opadła na to wyznanie. Jak przedziwne relacje mogły zachodzić między czwórką przyjaciół? Chyba właśnie miałem się przekonać.
− Nie chcesz mi powiedzieć, że wymienialiście się dziewczynami?
− Nie, to nie tak – szybko zaprotestował. – Po prostu zerwali, no i ja zacząłem z nią chodzić. Później jednak stwierdziliśmy, że nie nadajemy się dla siebie i w sumie dobrze się stało. No i na końcu wyszło tak, że zacząłem być z Nanami, potem się rozeszliśmy, a następnie znów do siebie wróciliśmy.
− A na końcu ty od niej odszedłeś.

Kouyou popatrzył na mnie dość chłodno. Akurat wjechaliśmy na nasze piętro. Wysiedliśmy i poszliśmy do siebie. Przez resztę dnia prawie w ogóle już ze sobą nie rozmawialiśmy. Mogłem sobie oszczędzić tę uwagę, że Kou odszedł od Nanami. Ja również odchodziłem od swoich partnerów, bo nie czułem się z nimi dobrze. Dlaczego więc tak bardzo wszyscy obwiniali Kouyou o to, że zerwał z Nanami. Bo była w ciąży? Ale on nawet o tym nie wiedział, nie powiedziała mu kompletnie nic o tym, że spodziewa się z nim dziecka. Czy może po prostu, bo to była Nanami, cudowna kobieta, która umarła przedwcześnie i do końca kochała Kouyou, a on… a on był ze mną.


----


Słuchajcie... mam wam coś ważnego do powiedzenia... Będzie dobrze!

Nie no, zgrywam się, as always.

Ale z tego miejsca chciałabym wam, moje kochane Żuczki, polecić dwa moje inne blogi

Stories by Tsukkomi oraz Stacked Rubbish . Czasami coś tam wrzucam! 


Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. Ohohoho, Aoiszka.
    Rozczulasz mnie tą krewetką, gdy tak biega za Yuu. Szatanie, nie uda ci się mnie do niej przekonać!
    Podwijam rękawy i jadę spuścić razem z Akirą i Yuu wpierdol Takeru.
    Niech spierdala!
    Mam nadzieje, że Aoi mu tu serio wyjebie. Będę głęboko usatysfakcjonowana!
    Boże, shippuje Akire i Kagome XDDD
    Mają moje błogosławieństwo!
    Pozdrawiam cieplutko, życzę weny, przesyłam buziaki i czekam na następne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuu Takeru powraca XDDDD Dołączam do Aoia, Reity oraz poprzedniczki i jedziemy do tego gówniarza!
    Coś tak czuję, że Kagome i Akiś to dobry pomysł...
    Wujkowie w akcji! Kocham The GazettE w tym opowiadaniu XD
    Jak wszystko w Twoich opowiadaniach XDDD
    Btw, dziękuję za ten rozdział, iż gdyż albowiem ponieważ bo umieram w środku, a Twa twórczość dodaje mi skrzydeł ~!
    Pisz szybko i dużo ~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    uroczo, wspaniale wszyscy się zajęli małą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty