I will be 13
Po
prostu nie czułem nic w tej nieciekawej rzeczywistości
Patrzyłem
na ciebie z uwielbieniem, nie mówiąc ani słowa,
Zapominając
nawet mrugać
Bath
room
Za Chiny Ludowe
nie potrafiłem znieść Takeru i jego nagłych napadów miłości do Kouyou. Nic mnie
w życiu tak nie denerwowało jak to, gdy tak się wślizgiwał w nasze szeregi jak
jakiś obrzydliwy snejk i przymilał
się do mojego partnera. A miałem wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej
ochoczo rzuca mu przeróżne propozycje i wyskakuje z jakimiś cudacznymi
wyznaniami. Nie mogłem już na to wszystko patrzeć spokojnie i z każdą chwilą
narastało we mnie uczucie, że mój i Kouyou związek winien jest ujrzeć światło
dzienne, by to ta hołota odpuściła sobie tego typu podchody. Oczywiście, że Kou
Takeru był obojętny i nie śmiał nawet na niego spojrzeć, a już z pewnością nie
w mojej obecności.
Akurat pożerałem
ich oboje rozwścieczonym spojrzeniem, zamiast skupić się na porządnym strojeniu
gitary i mało by mi struna nie pękła. Takeru położył Kou rękę na ramieniu,
podczas gdy ten siedział i przeglądał coś na notebooku na swoich kolanach.
Nie dotykaj go,
ty krewetko – warknąłem w myślach. – Ledwo żeś dzieciaku z pieluch wyszedł, a
już się pchasz do starszego faceta.
Miałem szaloną
ochotę powiedzieć mu to prosto w twarz, jednak powstrzymałem się. Takeru nagle,
jakoby zwabiony siłą mojego natarczywego spojrzenia, zerknął na mnie. Widząc
to, że cały naburmuszony spoglądam w jego stronę, ten jakby się uśmiechnął pod
nosem, po czym pochylił się nad Kou i niby to niechcący musnął dłonią jego
policzek. O nie, wolnego! To ja tu jestem od dotykania go, do jasnej pogody!
− Won –
wymamrotałem przez zaciśnięte zęby.
− Co? – Reita,
który siedział obok mnie i w najlepsze jadł kit-kata, zdał się być nieco
zaskoczony moim nagłym agresywnym wyskokiem.
− No kurwa,
spójrz na nich. Na niego – syknąłem. – Zobacz, jak ten dupek się do niego przymila.
Jak babcię kocham, zaraz mu skórę przetrzepię.
− Yuu, daj
spokój. On tylko chce ci zrobić na złość. Odkąd się dowiedział, że ty i on
jesteście razem, to nie może tego przeboleć.
− Niech
spierdala na bambus – prychnąłem.
− Co to za
szerzenie nienawiści? – Ruki przysiadł Reicie na kolanie, po czym bez
najmniejszego oporu oparł swoje nogi na mnie. – Słyszałem, że kogoś
obgadujecie. Co tym razem? Jakaś drama?
− Patrz tam –
wskazałem głową na Uruhę oraz Takeru. Całkowicie zignorowałem fakt, że wokalista
po chamsku rozłożył członki na mnie oraz na basiście. – To się dzieje.
− Myślałem, że
może coś nowego i ciekawego się zadziało. Serio? Jeszcze przeżywasz to, że on
się tak klei do Urusia? Przyzwyczaj się lepiej, bo on chyba nie odpuści tak
łatwo. Jeszcze ci go odbije!
− Spróbowałby.
Tak by dostał w ryj, że by go musieli identyfikować po badaniach DNA.
− No, wpierdol
byłby murowany – poparł mnie Rei. – Pomógłbym – dodał.
− Dzięki,
przyjacielu – poklepałem Akirę po ramieniu.
Jeszcze tego
samego dnia wieczorem przyszła do mnie i do Kouyou Kagome. To była dość
niezapowiedziana wizyta.
− I jak mała? –
spytała, rozglądając się po salonie. Pierwszy raz była u mnie w mieszkaniu. W
zasadzie teraz w moim oraz Kou mieszkaniu, ale mniejsza. Uważnie na wszystko
patrzyła, jakby sprawdzała czy całość spełnia wymagania Instytutu Matki i
Dziecka.
− Dobrze.
Radzimy sobie – odparł Kou, zerkając na Sachiko, która bawiła się w kącie
zabawkami. Dzisiaj była wyjątkowo cicha, jak nie ona. Kto wie, może to obecność
Kagome tak na nią wpłynęła? – A jak u ciebie? Co z…?
− To była
pomyłka – Kagome weszła mojemu facetowi w słowo. Popatrzyłem na nią zmieszany.
Czułem, że pewnie wdała się w jakiś związek, który był zupełnym niewypałem. Kou
raczej wiedział, o co chodziło, ja mogłem jedynie zgadywać. – Nie wiem, co mam
teraz zrobić.
− Odpuścić może?
– mruknął Kou, łapiąc ją za dłonie. Pochylił się lekko ku niej, Kagome spuściła
głowę. – Sama mi zawsze mówiłaś, że nie ma nic na siłę, no nie?
Zaczęło się
zapowiadać na to, że będą teraz poważnie rozmawiać jak przyjaciel z
przyjaciółką, czy też może były facet z byłą dziewczyną, dlatego pospiesznie
wycofałem się z salonu do kuchni. Sachiko pobiegła zaraz za mną i może to nawet
lepiej. Przynajmniej nie musiała teraz słuchać ich rozmowy, chociaż wątpię, by
cokolwiek z niej zrozumiała. Była za mała na takie rzeczy.
− Wujek, a
ciocia jeszcze do nas przyjdzie? – spytała Sachi, siadając obok mnie na krześle.
Przebrałem się wcześniej w luźne dresy, żeby było mi wygodniej.
− Przyjdzie.
Dlaczego nie? – objąłem małą ramieniem. – Ciocia jest po prostu zajęta.
− Ale mnie
kocha? – spytała z pewną obawą w głosie.
− Kocha cię –
zaśmiałem się. – I ja cię kocham, i tata cię kocha. Inni wujkowie też cię
kochają.
− A mama?
Coś ścisnęło
mnie za gardło. Kouyou tłumaczył Sachiko, że Nanami zmarła, że już jej nie ma.
Po prostu dla dzieci takie rzeczy były chyba zbyt abstrakcyjne. Ktoś jest przy
mnie, codziennie spędza ze mną każdą chwilę i nagle go nie ma? Znika? I to tak
po prostu, bez żadnego większego powodu? Współczułem Sachi, że spotkało ją
takie nieszczęście, jak utrata matki.
− Mama też cię
kocha. Bardzo cię kocha – pocałowałem ją w czoło. – Może coś ci poczytać? –
Szybko zmieniłem temat.
− Mhm… nie chcę.
Zaskoczyła mnie
ta odmowa. Sachiko zawsze cieszyła się, kiedy jej czytałem, a dzisiaj… była
jakby zupełnie innym dzieckiem. Lekko przestraszony jej zachowaniem,
przyłożyłem jej dłoń do czoła i wcale się nie pomyliłem. Była rozpalona.
Świetnie, jeszcze tego brakowało.
− Jesteś cała
gorąca. Zmierzymy ci temperaturę, okej?
Sachi popatrzyła
na mnie szklistymi oczami. To dlatego była taka przygaszona przez cały dzień.
Zmierzyłem jej temperaturę, miała blisko 38 stopni. Dałem jej tabletkę na
zbicie gorączki, chociaż nie chciała jej połknąć i musiałem ją pokruszyć. Zapowiadało
się na to, że jutro Kou zabierze ją do lekarza. No i niestety, musiał. Do rana
temperatura jej nie spadła, zaczęła jeszcze okropnie kaszleć oraz kichać. I jak
się okazało, mała miała grypę.
− Świetnie –
oznajmiłem, rozmawiając z Kou przez telefon. Siedziałem w studio, akurat
mieliśmy nagrania. – I co teraz? Ktoś się nią musi zająć.
− Chyba nic się
nie stanie, jak wezmę dwa dni wolnego? – westchnął. – Żeby chociaż zeszła jej
gorączka.
− Wiesz, że mamy
nagrania.
− No co ty nie
powiesz! Nie miałem pojęcia. Ale mamy też chore dziecko, jakbyś się nie
zorientował – w głosie Kouyou pobrzmiewało tylko zmęczenie. Nawet nie silił się
na jakiś oburzony ton. W sumie nie dziwiłem mu się. Sam byłem zmęczony, bo całą
noc na zmianę doglądaliśmy Sachiko, która aż się rozpłakała z gorączki. Przez
to wszystko głowa jeszcze bardziej zaczęła ją boleć i nijak nie dało jej się
uspokoić. – Yuu, wiesz, że ona jest dla mnie ważniejsza niż nagrania.
− Dla mnie też,
ale jednak praca to praca.
− Rozumiem.
Powiedz Sakaiowi, jaka jest sytuacja.
− Wiesz, że
będzie chciał z tobą porozmawiać.
− Wiem. Ale już
trudno, teraz zostanę z Sachiko.
− Okej. A jak
ona się w ogóle czuje?
− No wiesz,
dostała leki, poszła w końcu spać. Obudzę ją tak za godzinę, żeby coś zjadła.
Nie może też przespać całego dnia.
− Uh, no jasne.
Postaram się wcześniej wyjść.
− Okej. Mógłbyś
kupić ryż, jak będziesz wracał? I może coś słodkiego dla Sachi.
− Słodycze dla
niej? No proszę!
− Jest chora, co
poradzę. Niech ma chociaż trochę pocieszenia.
Reszta dnia
minęła mi dość szybko, maksymalnie skupiłem się na swoich obowiązkach. No i
oczywiście nie obyło się bez wizyty Takeru, który był strasznie zawiedziony, że
Kouyou został w domu. Rzucił nawet propozycję, że z chęcią odwiedzi Kou i mu w
czymś pomoże, czego mu kategorycznie zabroniłem. Jeszcze by się ośmielił
dotknąć nasze dziecko. Najlepiej było i tak, kiedy reszta zespołu dowiedziała
się o tym, że Sachiko jest chora.
− Że co proszę?!
– huknął Ruki. – To co ty tu robisz?! Dlaczego nie pomagasz Kouyou?!
No jasne, ja jak
zwykle to ten zły i najgorszy.
− Da sobie radę.
W pracy potrzebny jest jeden gitarzysta.
− Ma rację –
poparł mnie Kai.
− Dzięki –
wymamrotałem.
− No dobra. Ale
co jej jest? – wtrącił się Reita. – Coś poważnego?
− Lekarz
powiedział, że to grypa.
− O rany –
jęknął Kai. – Biedactwo.
− Ano.
Biedactwo.
Gdy wróciłem do
domu z pracy było już całkiem późno. A powiedziałem Kouyou, że postaram się
wcześniej wyjść. No nic, nie udało mi się, ale przynajmniej kupiłem ryż oraz
czekoladę i pianki dla Sachiko. Zastałem tę dwójkę w salonie, oboje spali.
Sachi leżała na Kouyou, a ten obejmował ją, przyciskając do swojego torsu.
Wyglądało to tak, jakby zawzięcie chciał ją chronić swoim ciałem. Nieco mnie
poruszył ten widok, ale musiałem przerwać tą sielankę.
Podniosłem
Sachiko z Kouyou i chociaż ona się nie obudziła, to on tak. Jak z automatu
otworzył oczy, strasznie gwałtownie. Popatrzył na mnie zdezorientowany oraz
gotowy do tego, by w każdym możliwym wypadku móc chronić swoje dziecko. W tej
chwili mógłbym porównać go do bojowej lwicy i pewnie gdybym to nie był ja, to
rzuciłby się do obrony tego oto lwiątka.
− Położę ją –
powiedziałem niemal szeptem, by przypadkiem nie zbudzić dziecka, które akurat
trzymałem – ty też idź już do łóżka.
− Późno wróciłeś
– wymamrotał, podnosząc się.
− Wiem,
przepraszam – odparłem.
Zaniosłem
Sachiko do łóżka i przykryłem ją szczelnie kołdrą. Mała mruknęła coś, kuląc się
we śnie. Pogłaskałem ją po główce, by zaraz złożyć na jej czole pocałunek. Sam
nawet nie zauważyłem, kiedy to dziecko stało się dla mnie aż tak cenne.
Wypiliśmy
jeszcze z Kouyou po kubku herbaty. Opowiedziałem mu, co się dzisiaj działo w
pracy. Nie miałem pojęcia, który z nas był bardziej zmęczony, on cały dzień
zajmował się chorym dzieckiem, ja byłem w pracy. Spędziliśmy cały ten dzień
osobno, co napawało mnie silnym uczuciem tęsknoty z Kou. Gdy położyłem się do
łóżka, niemal od razu zasnąłem.
Obudziłem się
sam, bez Kouyou w łóżku. Kołdra po jego stronie była niedbale odgarnięta,
poduszka miała na sobie jego ślad, prześcieradło nierówności. Leżałem chwilę na
boku, patrząc na to wszystko, aż w końcu wstałem i poszedłem do kuchni. Kou
robił śniadanie. Omlety.
− Wcześnie
wstałeś – stwierdziłem, zerkając na zegarek wbudowany w kuchenkę. Było kilka
minut po szóstej.
Shima niemal
podskoczył na dźwięk mojego głosu, odwrócił się ku mnie.
− Rany, hej.
Wystraszyłeś mnie – odparł, wzdychając. – Nie mogłem spać, chrapałeś mi nad
uchem całą noc.
− Nic ci nie
poradzę, że ze zmęczenia chrapię.
− Aż taki jest
zapierdol? Naprawdę, jak tylko Sachiko się polepszy, to wrócę, tylko…
− Czemu jesteś
taki spięty? – wszedłem mu w słowo, masując mu lekko ramiona. – Nie musisz się
tłumaczyć. Jeśli chcesz, to ja się mogę nią dzisiaj zająć, ty się wyśpisz.
− Któryś z nas
musi być w pracy. Muszą mieć gitarzystę – jęknął cicho, kiedy nacisnąłem jakiś
strategiczny punkt blisko jego kręgosłupa. – Zrobisz mi masaż?
− A ty mi?
− Mhm…
Zjedliśmy we
dwóch po omlecie i zrobiliśmy sobie obiecany masaż. Shima wręcz mruczał z
przyjemności, gdy sunąłem dłońmi po jego plecach. Później przez jakiś czas
leżeliśmy zwyczajnie objęci na łóżku. Czułem szczęście i spokój, kiedy tak
trzymałem Kouyou w ramionach. Ale byłem pewny, że to nie potrwa długo. I miałem
rację. Sachiko obudziła się niedługo później, wpadła do naszej sypialni no i
władowała się między nas dwóch. Wziąłem ją na ręce, pocałowałem w policzki oraz
czoło. Roześmiała się, wtulając się w moją szyję. Kou leżał na boku i
delikatnie gładził ją po plecach.
− Nadal masz
temperaturę – powiedziałem, gdy tak obcałowałem Sachi.
− Zaraz weźmiemy
lekarstwa – mruknął Kou, przygarniając do siebie małą. Objął ją mocno, jakby
chciał ją chronić swoim własnym ciałem.
− Nie chcę! –
zaprotestowała Sachi.
− Ale to ci
pomoże i nie będziesz chora – odparłem. – Główka nie będzie bolała, pójdziemy
się bawić razem na dwór, koleżanki się ucieszą, jak cię zobaczą.
Mała prychnęła,
Kou się roześmiał. No świetnie, kapryśna to ona z pewnością była po nim.
− Nie.
− Będzie mi
przykro – westchnąłem.
− Nie! Wujek
nie! – Sachiko wyrwała się Kou, po czym przylgnęła do mnie, oplatając tłuste
łapki wokół mojej szyi. – Nie!
− Spokojnie,
kochanie.
− Będę grzeczna.
Nie chcę, żeby było ci przykro.
Tego dnia
zostałem totalnie zszokowany przez cały zespół. Naprawdę. Kai przyniósł dla
małej zupę. Powiedział, że sam gotował, tylko musimy ją odgrzać.
− Według
receptury mojej mamy – oznajmił dumnie, wręczając mi opakowanie z zupą. – Mama
zawsze mi taką robiła, kiedy sam chorowałem. Oby jej się szybko polepszyło.
− Dziękuję,
Tanabe – odparłem z szerokim uśmiechem. Zrobiło mi się naprawdę miło przez
lidera. Poważnie! W zasadzie Sachiko była dla niego nikim ważnym, a tak bardzo
się postarał.
− Hej! Też coś
mam dla niej! – zaświergotał Ruki, dopadając do mnie.
− Tak?
− Tak, tylko mam
w samochodzie, bo bym nie dał rady tego wnieść.
− Okej.
W zasadzie, to
dopiero w domu przekonałem się, co takiego przyniósł dla Sachiko Takanori. Nie
wiedziałem czy się śmiać czy płakać, bo był to cały zestaw małego projektanta
mody oraz kilka misiów, których Sachiko i tak miała mnóstwo. Ale-ale! To nie
były takie zwykłe misie. To były stylowe miśki, zapewne zaprojektowane przez
samego Matsumoto, z dodatkami, super brokatem i cholera wie z czym jeszcze. Nie
miałem pojęcia czy Taka zarwał noc na ich zrobienie czy już od dłuższego czasu
je miał, ale były one jedną najlepszych
rzeczy, jaką mógł kiedykolwiek zrobić.
A do domu
przyszedł ze mną Reita. Sachiko rozweseliła się na widok Akiry, na dodatek
wypróbowała na nim zestaw od wokalisty.
− Świetnie ci w
tym różowym szalu – podsumował Kouyou, robiąc Akirze zdjęcie. Suzuki posłał mu
drwiące spojrzenie.
− Popieram, to
zdecydowanie twój kolor – dodałem.
− Wujek, teraz
ty – oznajmiła Sachi, podbiegając do mnie.
− Ja? Ale musisz
dokończyć tutaj z wujem… Ja później, kotku.
− Yuu nie daj
się prosić – jęknął Kou.
− No właśnie –
poparł go Akira.
Wybornie, po
prostu świetnie. Zostałem przebrany w przeuroczą spódniczkę, którą Kou pomógł
założyć Sachiko. W zasadzie był to tylko skrawek materiału, który spięli na
agrafki. Dodatkowo moja twarz została potraktowana naklejkami w jednorożce i
tęcze. Tak się zastanawiałem czy to Kouyou miał przy tym wszystkim większy ubaw,
czy też może nasze dziecko. Oczywiście wszystko zostało uwiecznione na
zdjęciach. Mało tego! Zrobiliśmy dla Sachi mini pokaz mody, ona jako wielka
projektantka, my z Akirą jako jej modele. Marny był nasz los. Nie ma co.
− Miło z ich
strony – oznajmił Kou, wieszając pranie. Pomagałem mu wszystko rozwieszać,
ostatnio narzekał, że go plecy bolą, dlatego podawałem mu wszystko, żeby nie
musiał się za bardzo schylać. – Sachiko się ucieszyła. Chyba już z nią lepiej
dzisiaj.
− Tak? –
powiedziałem z ulgą. – To świetnie, rany. Już się o nią martwiłem.
− Dzisiaj rano
niby miała temperaturę, ale mierzyłem jej teraz przed snem i w zasadzie był to
stan podgorączkowy. Zobaczymy, jak jutro będzie.
− Jutro już
spadnie zupełnie.
− Mówisz?
− Mhm. Oby.
Przez kilka
sekund trwała między nami zupełna cisza. W końcu postanowiłem to przerwać.
− Jaki byś
chciał pierścionek? – spytałem.
Kouyou popatrzył
na mnie w niemym osłupieniu. Zmarszczyłem nieco brwi, bojąc się, że
powiedziałem coś nie tak. Świetnie, ja się go pytam o istotne rzeczy, a ten
wyskakuje z czymś takim.
− Chcesz mi
kupić pierścionek? – wykrztusił z siebie. – Poważnie?
− Inaczej bym
nie pytał.
− Ale… Kuźwa!
Serio? Pierścionek?!
Mało na mnie nie
skoczył. Nie miałem pojęcia czy był zły, czy radosny, ale to chyba ekscytacja
tak nim zawładnęła, że zaczął się zachowywać tak jak mały, słodziutki
szczeniaczek, który szczęśliwie obskakuje swojego właściciela, gdy ten wróci do
domu.
− Oświadczyłem
ci się.
− No… no tak!
Ale nie sądziłem, że będziesz chciał… Kurczę, Yuu! – pocałował mnie znienacka w
usta. – Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, och, Yuu.
− A jakbym nie
chciał ci kupić pierścionka…?
− Zamknij się.
*
Ostatecznie i
tak wyszło na to, że pierścionki kupiliśmy razem, kiedy małej się już
polepszyło. Poszła z nami do jubilera. Była strasznie przejęta tym, że
poprosiliśmy ją o pomoc przy wyborze. Weszła wraz z nami do sklepu, trzymaliśmy
ją za ręce – Kou z lewej, a ja z prawej strony – i podeszliśmy do lady. Od razu
zostaliśmy potraktowani ostrzałem zaciekawionych spojrzeń klientów oraz
obsługi.
− Chcemy
pierścionki – oznajmiła hardo pani ekspedientce, która ściągnęła nas do lady
swoim szerokim uśmiechem już z daleka.
− Uhm…
pierścionki? – popatrzyła na mnie oraz na Kou. – Tak?
− Nie inaczej –
odparłem.
− A to jakaś
specjalna okazja?
− Zaręczyny –
powiedział Kou. – Moglibyśmy obejrzeć przykładowe modele? Ale raczej
zdecydujemy się na coś specjalnego.
− T-tak… dobrze.
Kobieta i cała
reszta dookoła byli w szoku. Dwóch facetów przyszło po pierścionki. Mało tego,
przyszli z dzieckiem. Gejuchy się chajtają! No kto by pomyślał.
Obejrzeliśmy
kilka ładnych modeli pierścionków, ale to wciąż nie było to, co chcieliśmy.
Sachiko również nie była zadowolona. A to był ważny wybór. Niby mówiliśmy, że
to obrączki zaręczynowe, ale szczerze chcieliśmy je nosić przez resztę swojego
życia.
− Chyba
zdecydujemy się na grawer – oznajmił w pewnym momencie Kou, gdy kobieta zaczęła
nam podstawiać coraz brzydsze obrączki.
− Tak? –
popatrzyła na nas z uśmiechem. Widziałem jednak, że ten uśmieszek robi się
coraz bardziej kwaśny i powoli zaczyna latać jej brew z irytacji. – Wiedzą
panowie jaki?
−
Zastanawialiśmy się nad imionami i znakiem nieskończoności, ale nie jesteśmy
pewni.
− Nie jesteśmy
też pewni czy to będzie pierścionek – dodał Kou, co zbiło mnie zupełnie z
pantałyku.
− Nie?
I w ten sposób
dosyć niespodziewanie zrodził się pomysł w głowie Kouyou. Bo pierścionki były
niby zbyt oklepane, a on nagle wpadł na to, byśmy mieli swoje specjalne kostki
z białego złota. Dosyć szybko i bezsprzecznie (dziwnie jak na nas) zdecydowaliśmy
się na graf i z tym nie było problemów. Pod dyskusję został jednak wzięty
pomysł, jak chcemy, by nasze kostki wyglądały pod względem kształtu. Czy to
mają być zawieszki? Czy może jakieś spinki? Powiem szczerze, że spodobał mi się
pomysł Kou, to było coś, czego nie miały inne pary. Ale z drugiej strony, o
takich rzeczach piszą w co drugim fanficku o nas…
W każdym razie!
Mieliśmy mieć piękne kostki. Wszystko było robione na zamówienie i mieliśmy
oczekiwać do dwóch tygodni do odebrania naszych cudeniek. Kouyou był
przeszczęśliwy, ja również. A co najważniejsze, powoli przymierzaliśmy się do
tego, by zawrzeć związek w urzędzie.
− Słuchaj, Yuu –
powiedział raz Kou, gdy szliśmy z małą do domu z zakupów. Trzymałem nasze
dzieciątko za rękę, lika a boss. Shima ubrał ją w bomberkę koloru khaki i dał
pilotki, w konsekwencji czego wyglądała jak mała celebrytka. – A co byś
powiedział na to, jakby Akira i Kagome do nas jutro przyszli?
− Myślałem, że
idziemy do kina – westchnąłem.
− Wpadliby
wieczorem.
Popatrzyłem
uważnie na Kou.
− Jeśli chcesz z
nimi gdzieś wyjść, to jasne. W końcu wszyscy znacie się od podstawówki.
− Nie w tym
rzecz.
− Nie?
Weszliśmy do apartamentowca.
Sachiko nacisnęła guziczek ściągający windę, zdjąłem jej okulary.
− Nie myślałeś
nad tym, jakby to było, gdyby Kagome i Aki byli razem?
Mało się nie
oplułem na te słowa. Akurat przyjechała winda. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym
odgłosem dzwonka, wsiedliśmy do środka. Sachiko była już ekspertką w obsłudze
windy, dlatego od razu nacisnęła guziczek z ósmym piętrem. Zaczęliśmy wjeżdżać
na górę.
− Nie bardzo –
przyznałem.
− Kiedyś byli
parą, wiesz – powiedział.
− Myślałem, że
chodziła z tobą – zamrugałem kilkakrotnie z zaskoczenia.
− Tak. Ze mną
też. Ale wcześniej chodziła z Akirą.
Mało mi szczęka
nie opadła na to wyznanie. Jak przedziwne relacje mogły zachodzić między
czwórką przyjaciół? Chyba właśnie miałem się przekonać.
− Nie chcesz mi
powiedzieć, że wymienialiście się dziewczynami?
− Nie, to nie
tak – szybko zaprotestował. – Po prostu zerwali, no i ja zacząłem z nią
chodzić. Później jednak stwierdziliśmy, że nie nadajemy się dla siebie i w
sumie dobrze się stało. No i na końcu wyszło tak, że zacząłem być z Nanami,
potem się rozeszliśmy, a następnie znów do siebie wróciliśmy.
− A na końcu ty
od niej odszedłeś.
Kouyou popatrzył
na mnie dość chłodno. Akurat wjechaliśmy na nasze piętro. Wysiedliśmy i
poszliśmy do siebie. Przez resztę dnia prawie w ogóle już ze sobą nie
rozmawialiśmy. Mogłem sobie oszczędzić tę uwagę, że Kou odszedł od Nanami. Ja
również odchodziłem od swoich partnerów, bo nie czułem się z nimi dobrze.
Dlaczego więc tak bardzo wszyscy obwiniali Kouyou o to, że zerwał z Nanami. Bo
była w ciąży? Ale on nawet o tym nie wiedział, nie powiedziała mu kompletnie
nic o tym, że spodziewa się z nim dziecka. Czy może po prostu, bo to była Nanami,
cudowna kobieta, która umarła przedwcześnie i do końca kochała Kouyou, a on… a
on był ze mną.
----
Słuchajcie... mam wam coś ważnego do powiedzenia... Będzie dobrze!
Nie no, zgrywam się, as always.
Ale z tego miejsca chciałabym wam, moje kochane Żuczki, polecić dwa moje inne blogi
Stories by Tsukkomi oraz Stacked Rubbish . Czasami coś tam wrzucam!
Do następnego rozdziałuu~!
Ohohoho, Aoiszka.
OdpowiedzUsuńRozczulasz mnie tą krewetką, gdy tak biega za Yuu. Szatanie, nie uda ci się mnie do niej przekonać!
Podwijam rękawy i jadę spuścić razem z Akirą i Yuu wpierdol Takeru.
Niech spierdala!
Mam nadzieje, że Aoi mu tu serio wyjebie. Będę głęboko usatysfakcjonowana!
Boże, shippuje Akire i Kagome XDDD
Mają moje błogosławieństwo!
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny, przesyłam buziaki i czekam na następne!
Uuuuuu Takeru powraca XDDDD Dołączam do Aoia, Reity oraz poprzedniczki i jedziemy do tego gówniarza!
OdpowiedzUsuńCoś tak czuję, że Kagome i Akiś to dobry pomysł...
Wujkowie w akcji! Kocham The GazettE w tym opowiadaniu XD
Jak wszystko w Twoich opowiadaniach XDDD
Btw, dziękuję za ten rozdział, iż gdyż albowiem ponieważ bo umieram w środku, a Twa twórczość dodaje mi skrzydeł ~!
Pisz szybko i dużo ~!
Hej,
OdpowiedzUsuńuroczo, wspaniale wszyscy się zajęli małą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia