I will be II 04

Myślę, że najprostszą drogą do zrozumienia z drugim człowiekiem jest rozmowa. Najzwyklejsza, najprostsza, choćby o pogodzie. I nawet wówczas, gdy nasze stosunki z drugą stroną nie są zbyt korzystne, to jednak w czasie tej byle jakiej pogawędki możemy dojść do wielu wniosków, a przy okazji dowiedzieć się czegoś o człowieku. Ja również próbowałem rozmową dotrzeć w jakiś sposób do ojca Kouyou. I naprawdę, proszę mi wierzyć, miałem dobre intencje.
− Ładna dziś pogoda – stwierdziłem, przysiadając na werandzie obok teścia. Mężczyzna zmierzył mnie kątem oka, po czym odburknął coś pod nosem. Ręce założył na siebie, głowę zadarł niczym dostojny samuraj, jednak nawet nie raczył odpowiedzieć głupiego tak.
Popatrzyłem na tatę Kou, nie chcąc rezygnować ze sposobności rozmowy. No bo szczerze, tego dnia przypadały jego urodziny, jedna z ważniejszych dat, którą miałem już wrytą w pamięć, by zawsze móc zadzwonić do niego albo wysłać jakiś prezent, gdy akurat z Kou nie mogliśmy się osobiście pokwapić. Już pamiętałem lepiej od Kouyou, że jego ojciec ma urodziny. Tydzień przed potrafiłem chodzić i bez przerwy powtarzać „twój tata ma urodziny, mój teść obchodzi urodziny…” No i blablabla.
− Super tak obchodzić urodziny w ładny dzień. Zazwyczaj, gdy ja mam urodziny, to pada i jest nieprzyjemnie – nie dawałem za wygraną.
− Z reguły też zawsze pada w moje urodziny – odparł. – W końcu to pora deszczowa, pewnie później się rozpada.
No dobra, już jakiś sukces. Odezwał się do mnie, co z tego, że roszczeniowo, ale się odezwał i to było najważniejsze.
− No też racja. Ale trzeba korzystać z tego, że teraz jest tak ładnie. Prawda?
− Hej, Yuu – Kou wychylił głowę na werandę zza ciężkich drzwi wejściowych. Spojrzałem na swojego partnera. – Tu jesteś, szukam cię po całym domu. Gdzie mała?
− Przed chwilą wyszła do parku z resztą ferajny – odparłem.
− Wyszła? – Kou zadrżał głos ze złości. – Miała mi pomóc.
− W czym?
Takashima nawet nie odpowiedział, tylko machnął ręką i odszedł. No tak, już wiedziałem, po kim to miał.
− No jasne – wymamrotałem pod nosem, po czym poszedłem za mężem, zostawiając pana Takashimę samego. – Kouyou, co się stało?
− Oprócz tego, że Sachiko znowu wszystko zupełnie ignoruje, to nic – fuknął, jakby to była moja wina, że córka wyszła z kuzynostwem się pobawić. Poszedłem za Shimą do salonu, w którym dmuchał balony. Ogólnie całe pomieszczenie było w trakcie przystrajania. Na stole leżały serpentyny, wstążki, nienadmuchane balony oraz jeszcze jakieś cudaczne wynalazki, które służyły do celebrowania czyichś urodzin.
− No to ja ci pomogę – oznajmiłem ochoczo i z uśmiechem. – W końcu to kiepsko, że zostałeś sam z tym wszystkim.
− Tu nie o to chodzi – odparł niemal wściekle. – Ona znowu wymiguje się od obowiązków, nie dotrzymuje obietnic. Nie tego jej uczyliśmy przecież.
Takashima niemal usiadł zrozpaczony wśród tych wszystkich balonów i serpentyn, a ja sam nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Miał rację, że Sachiko kolejny raz uciekała od obowiązków, jednak nie uważałem też, by to było coś okropnego. Sam w jej wieku nie byłem lepszy i jakoś wyszedłem na ludzi. Kouyou był na to wszystko jakiś bardziej cięty.
− Porozmawiam z nią, jak wróci, co ty na to?
− Bardzo proszę – ponownie tego dnia machnął ręką. – Jeśli coś z tym zdziałasz.
− Czemu tak się tym załamujesz? – pomasowałem czule jego ramiona, korzystając ze sposobności, że byliśmy sami. – To przecież żadna tragedia.
Shima westchnął, siadając na kanapie. Przysiadłem obok, łapiąc go za rękę. Teraz, gdy byliśmy sami w salonie, uzmysłowiłem sobie, jak bardzo ta chwila była istotna. Tylko my dwaj obok siebie. Odczułem wielką chęć, by objąć mocno Kouyou i pocałować go, jednak powstrzymałem się przed tym. Mój mężczyzna był przejęty tym, że jego ojciec miał urodziny, że Sachiko jest coraz bardziej nieposłuszna. Poza tym, wisiała nad nami praca, którą zostawiliśmy, by tutaj przyjechać. Sam czułem w środku coś na wzór stresu, jednak starałem się jakoś nad tym panować.
− Denerwuję się – westchnął.
− Wiem, kochanie.
Takashima spojrzał na mnie zaskoczony, jakbym co najmniej oznajmił, że jestem w stu procentach hetero. Uśmiechnąłem się do niego lekko, nie wiedząc, czemu zrobił taką minę.
− Co?
− Wieki tak na mnie nie mówiłeś – oznajmił.
− Tak? Nawet nie wiem.
− Ale ja wiem. Naprawdę, nie pamiętam kiedy w ogóle…
Trzasnęły drzwi frontowe. Automatycznie puściłem dłoń Kou i odsunęliśmy się od siebie. Za chwilę do pokoju wpadła zdyszana Sachiko. Spojrzeliśmy na nią zaskoczeni, a ona regulowała oddech.
− Zapomniałam, tata – wysapała, dopadając do kanapy.
− O czym zapomniałaś, słoneczko?
− O balonach – sapnęła, siadając na podłodze.
Spojrzeliśmy z Kouyou po sobie, po czym wybuchliśmy śmiechem. Mała popatrzyła na nas zdziwiona, jednak o nic nie pytała. Zostawiłem tę dwójkę samych, a sam poszedłem do kuchni, by pomóc paniom domu. Pomimo mych szczerych chęci,  nie zostałem nawet wpuszczony do pomieszczenia. Pani Takashima usłyszała jak się zbliżam i kategorycznie zabroniła mi wejścia do środka, krzycząc na mnie. Zawsze, jak chcę pomóc, to niedobrze, jak nic nie robię to jeszcze gorzej. Ludzie mogliby się zdecydować co ode mnie chcą.
− Mam niejasne przeczucie, że się lenisz – oznajmił pan Takashima bez pytania wchodząc do pokoju, który zajmowaliśmy z Kouyou i Sachiko. Leżałem z niedokończonymi nutami na łóżku i starałem się coś sklecić do tekstu Rukiego. – Wszyscy coś robią.
− Ja również – odparłem, nawet na niego nie zerkając. Przez dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu.
− Co to? – spytał.
Podniosłem głowę na swojego teścia. Stał jak taki znudzony życiem dziadek, patrząc na nuty przede mną. Dopiero teraz tknęła mnie myśl, że on faktycznie był dziadkiem. Był starym, zgarbionym mężczyzną, który w życiu widział pewnie niejedno. Z jakiegoś powodu, pomimo mej szczerej niechęci do teścia, w jednym momencie nabrałem do niego silnego respektu. Ciemne silne oczy spoglądały na mnie z pewnością siebie, a nieco pomarszczone ręce podpierały boki niczym dwie kolumny podpierające stary, zabytkowy budynek.
− Pięciolinia – odparłem.
− Tyle to i ja wiem – prychnął, siadając przy mnie. Wziął kilka skończonych stron, przeglądając je uważnie, po czym westchnął po kilku chwilach. – Żebym to ja pamiętał, jak się czyta nuty.
− Nic trudnego – odparłem.
− Wiesz, jakbyś nie zajmował się tym tak jak ja, to też byś zapomniał.
− Już tłumaczę – wziąłem od niego kartki z myślą, by wprowadzić teścia nieco w nasz muzyczny świat. – A Kouyou nigdy nie mówił, co i jak?
Pan Takashima nieco sposępniał. Podrapał się po brodzie, jakby zastanawiał się nad czymś głęboko.
− Szczerze powiedziawszy, to nigdy nie chciałem mieć nic wspólnego z tym waszym zespołem, a muzyką, to już w ogóle. Okropieństwo. Kouyou, jak dla mnie, w ogóle nie potrafi nic komponować. Każda jego piosenka jest taka… Sam nie wiem. To bezsensowne łupanie po garach bez ładu i składu.
− Taki ma styl – odparłem, nastawiając się już na to, by bronić partnera. Szczerze, to zawsze podziwiałem Kouyou i jego umiejętności, więc byłem gotowy umrzeć, byle tylko przemówić do kogoś, że mój mąż ma naprawdę wielki talent i jest niesamowitym gitarzystą. Bo naprawdę, nigdy nie był takim perfekcjonistą jak on, gdy w grę wchodziła muzyka.
− Styl, jakby mu słoń na ucho nadepnął.
Zaśmiałem się nerwowo.
− Słuchaj – odłożyłem nuty na bok. – Nie wiem w sumie, co teraz ode mnie chcesz, ale błagam cię, szanuj chociaż swojego jedynego syna. Przecież nie chce ci robić na złość.
Takashima popatrzył na mnie, po czym prychnął. Nie wyszedł jednak, czego bym się po nim spodziewał, tylko czekał, aż zacznę mu objaśniać, jak czytać nuty. Nie było rady. Westchnąłem i zabrałem się za wyjaśnianie, co poszczególne oznakowania znaczą, jakie to są dźwięki, pauzy i wszystko inne. O dziwo, mężczyzna ani razu się w to nie wtrącił, siedział cicho, wyczekując, aż skończę. Byłem szczerze zaskoczony zachowaniem swojego teścia, jednakże nie skomentowałem tego.
− Czyli to jakaś ballada? – spytał w pewnym momencie, po dłuższym wpatrywaniu się w nuty.
− Tak – odparłem.
− I ty jesteś kompozytorem?
− Tak – powtórzyłem. – Tylko nie wiem jeszcze czy będzie na nowej płycie. Zobaczymy, jak będziemy wybierać piosenki.
− Poważna sprawa, co?
Spojrzałem na niego, myśląc, że sobie ze mnie drwi, ale nie. Minę miał jednak jak najbardziej poważną, co już w ogóle mnie zbiło z pantałyku. Kim jesteś i co zrobiłeś z moim teściem?!
− No niestety.
Wówczas do pokoju zajrzał Kouyou. Wetknął głowę między drzwi i ścianę, robiąc zaskoczoną minę.
− Wy dwaj tutaj? – w ogóle nie krył zdziwienia.
− A widzisz! – zaśmiałem się.
− Wszędzie was szukam – oznajmił Kou, wchodząc do środka. Zamknął za sobą drzwi i popatrzył tak na naszą dwójkę, jakby widział parę kosmitów. – Zaraz zaczniemy na dole, więc pomyślałem, że moglibyśmy się przebrać.
− Ale już? – pan Takashima wstał.
− Dziewczyny się wyrobiły – Shima się roześmiał. – No i dzieciaki właśnie wróciły, są na dole. A poza tym, to co robiliście?
− Tłumaczyłem…
− Nic – przerwał mi mój teść. Spojrzał na niego nieco zdziwiony. Mężczyzna wstał i wyszedł z pokoju. Popatrzyliśmy z Takashimą po sobie. To było dziwne.
Przebraliśmy się z Kou w nieco schludniejsze ubrania. Shima kazał też przebrać się Sachiko, co, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, zrobiła bez żadnego narzekania. Mała przebrała się w zwiewną niebieską sukienkę oraz grube rajstopy z kwiatowym wzorem. Shima zaplótł jej jeszcze dobierany warkocz, wieńcząc go subtelną, błękitną wstążką. Nasza córka wyglądała jak księżniczka i żeby jeszcze chciała się tak samo zachowywać, to bylibyśmy w niebie.
Cała przyjęcie przebiegło naprawdę bez żadnych incydentów. Był tort, zdmuchiwanie świeczek, śpiewanie, prezenty. Zdaje się, że tata Shimy był naprawdę zadowolony. Uśmiechał się do nas, żartował. Świętowaliśmy tak do późnego wieczora, w końcu w ruch poszedł alkohol. Powiedzieliśmy z moim mężem, że nie możemy za bardzo pić, bo jutro wracamy do domu, jednak nie odmówiliśmy wypicia kilku kolejek. Najpierw jedna, druga, trzecia… W końcu Kouyou powiedział stop i powiedział, że jutro musi prowadzić, dlatego on już nie pił. W końcu dzieci poszły spać. Shima dopilnował, by nasza diablica grzecznie umyła zęby, a później wrócił do nas.
− Hej, Yuu – powiedział mi niemal na ucho, siadając z powrotem na swoje miejsce – chodź zapalić.
Byłem w sumie podpity już do tego stopnia, że bardzo chciałem się poprzytulać z moim mężem. Chciałem go objąć, pocałować, a najlepiej to rozebrać i uprawiać seks do białego rana. Jeszcze usiadł tak blisko i niemal szeptał mi do ucha. No błagam. Miałem jednak dobre hamulce, dlatego nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy. Wstaliśmy, ja o mały włos się nie zachwiałem, jednak byłem w stanie normalnie iść.
− A wy dokąd? – spytał mąż młodszej siostry Kou.
− Dokarmić raka – odparł mój partner. Doszedłem do wniosku, że jednak chodzenie tak łatwo mi nie idzie, dlatego złapałem go za ramię.
− Palenie skraca życie! – oznajmił mąż drugiej siostry mojego mężczyzny.
Zaśmialiśmy się tylko. Ojciec Shimy nic nie powiedział, jedynie patrzył na nas bez większego wyrazu. Nie wiem, chyba po prostu był już pijany do tego stopnia, że nie mógł za bardzo nawet komentować naszego niezdrowego trybu życia.
Ubraliśmy się w kurtki i wyszliśmy na werandę. Zapaliliśmy jednego papierosa na pół. Wiedziałem po prostu, że jeśli sam spalę całego, to mnie po prostu zetnie z nóg, a i tak już ledwo się trzymałem. W końcu poczułem, jak chce mi się spać. Oparłem się wygodnie o Shimę, kiedy on palił. Głowę ułożyłem na jego ramieniu, objąłem go ręką i zamknąłem oczy.
− Nie zaśnij tu tylko – powiedział, wydychając dym papierosowy.
− Nie śpię.
− Yuu, naprawdę. Nie zaniosę cię na górę.
− Nie musisz.
− Ty to czasem jak moje drugie dziecko – zaśmiał się, klepiąc mnie po głowie.
Shima dopalił papierosa do końca, po czym zaprowadził mnie na górę. Pomógł mi się rozebrać i położył mnie do łóżka. Wrócił na chwilę na dół, pewnie by powiedzieć innym, że my już imprezę skończyliśmy. Następnie z powrotem przyszedł do mnie. Zasypiałem już, jednak wiedziałem, kiedy wszedł do środka. Słyszałem, jak ściąga z siebie spodnie i poczułem, jak wślizguje się pod kołdrę na miejsce obok mnie. Zdołałem jeszcze odwrócić się do niego tyłem i odpłynąłem do krainy snów.

Obudziłem się na kacu i bez Sachiko oraz Kouyou w pokoju. Rozejrzałem się uważnie, po czym sprawdziłem godzinę, chcąc mieć pewność, że nie muszę jeszcze wstawać. Niestety, musiałem do łazienki za potrzebą, a poza tym, suszyło mnie, jakbym miał Saharę na języku.
Poszedłem za potrzebą, a następnie wróciłem do pokoju, by narzucić na siebie jakieś ubrania. Zszedłem do kuchni, wypiłem chyba pięć szklanek kranówki, by ugasić pragnienie, po czym zajrzałem do salonu.
Na rozłożonej kanapie spali Sachiko i Shima. To znaczy, Sachiko jeszcze spała, bo Shima spoglądał na mnie spod półprzymkniętych, zaspanych powiek.
− Co wy tu robicie? – spytałem.
− Tak chrapałeś, że nie dało się wytrzymać, dlatego przyszliśmy tutaj – odpowiedział. – W ogóle, obudzić też się ciebie nie dało, normalnie spałeś jak kamień.
− Ach – westchnąłem.
− Która godzina? – spytał.
− Trochę po szóstej.
− Aha. To wracam spać – oznajmił, przykrywając się kołdrą po szyję.
− Ja też.
− Okej.
Wróciłem na górę, po czym położyłem się na nowo spać.

*

Przez cały dzień byłem chory. To znaczy, miałem kaca, ale to była prawdziwa choroba. Kouyou patrzył jedynie na mnie z politowaniem, a mała Sachiko tylko się podśmiechiwała. W samochodzie od razu wyłączyłem radio i oparłem się o boczną szybę.
− A mówiłem ci, żebyś tyle nie pił – powiedział mój partner. – Nie masz już dwudziestu lat, żeby chlać na umór.
− Możesz przestać? – odwarknąłem. Tak, tego dnia warczałem po prostu na wszystkich i Takashima nie był wyjątkiem. – Wypiłem to wypiłem, okej? Nie musisz mi dawać wykładów jak dzieciakowi.
− To nie zachowuj się jak dzieciak – syknął przez zaciśnięte zęby. Jechaliśmy spokojnie w stronę Tokio. Sachiko siedziała z tyłu, grzecznie słuchając muzyki na słuchawkach. W ogóle nie zwracała uwagi na naszą małą dyskusję, ale to nawet lepiej. Szczerze, to nie chcieliśmy się kłócić przy Sachiko, ale czasami w ogóle zapominaliśmy o jej obecności i skupialiśmy się wyłącznie na sobie.
− Dajże spokój – uciąłem.
− Mhm – mruknął.
Dorosłość dorosłością, ale pić chyba jeszcze mogłem tyle, ile chciałem. I fakt, że na drugi dzień szczerze tego żałowałem, ale czego się nie robi dla rozluźnienia.
Po dotarciu do Tokio niemal od razu położyłem się spać. Nie obchodziło mnie to, że musieliśmy z Kou wracać do pracy, ja nie byłem w stanie , więc zwyczajnie się położyłem, a on się na mnie naprawdę zdenerwował. Próbował wyciągnąć mnie z łóżka, ściągnął ze mnie kołdrę i coś powiedział, że muszę zacząć brać odpowiedzialność za siebie. Kazałem mu spierdalać, na co on już w ogóle się wściekł, poszedł do kuchni po szklankę, napełnił ją wodą i mnie nią oblał. Wtedy to ja zdenerwowałem się na Takashimę. Zerwałem się na równe nogi, wyrwałem mu szklankę z ręki, po czym rzuciłem nią wściekle po podłogę. Szklanka rozbiła się w drobny mak, a Shima stał tak przede mną, mając spojrzenie przepełnione szokiem. Szczerze, to sam po sobie nie spodziewałem się takiego agresywnego zachowania i dopiero po chwili doszło do mnie, co takiego zrobiłem. Kouyou nic nie powiedział. Odwrócił się, po czym wyszedł, zamykając się na resztę dnia w naszym domowym studio. Nie wychylił nosa nawet na obiad, który zjadłem sam z Sachiko. Mała patrzyła na mnie znad talerza, gdy jedliśmy.
− Co się znowu stało? – spytała w pewnym momencie. Miałem wrażenie, że w ogóle nie ruszyła jedzenia, a postarałem się, by wszystko wyszło idealnie.
− Hm?
− Tata nie je?
− Chyba nie ma ochoty – odparłem, odkładając pałeczki na brzeg talerza. Westchnąłem. Mała zrobiła to samo co ja. – Wiesz, chyba go zdenerwowałem.
− Zauważyłam – zacisnęła na moment usta w wąską linię. Po chwili wzięła głęboki wdech. – Wujek…
− Tak?
− A ty kochasz tatę?
Na moment mnie zatkało. Popatrzyłem na córkę z pełnym zaskoczeniem, a ona wlepiała we mnie uważne spojrzenie. Nie spodziewałem się akurat takiego pytania.
− Dlaczego o to pytasz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
− No bo to wygląda, jakbyście się obaj znienawidzili.
O nie – powiedział głosik w mojej głowie.
− Kocham – odparłem. – Tylko czasami się zdarza tak, że się posprzeczamy. To nic takiego.
− No wiem, ale wcześniej nigdy nic nie tłukliście.
− Ach, słyszałaś…
− Ciężko było nie słyszeć.
− Posłuchaj kochanie, zdenerwowałem tatę, ale to przejdzie. Tatuś przestanie się na mnie złościć, przeprosimy się, wszystko będzie dobrze.
− A jeśli nie?
− Co?
− Jeśli nie będzie dobrze i tata nie będzie chciał się przeprosić i nie przestanie się złościć?
W tym momencie zobaczyłem przerażenie w jej oczach. To było okropne, doprowadzić małą dziewczynkę do takiego stanu, ale co ja mogłem?
− Spokojnie, pogodzimy się.
− Wujek, nie chcę, żebyście się rozwiedli – powiedziała płaczliwym tonem. – Nie chcę wybierać między tobą a tatą.
− Skarbie, nikt się nie rozwiedzie, spokojnie. Wiesz, że byśmy tego nigdy nie zrobili.
Poszedłem później do studia. Dochodziła jedenasta wieczorem, Takashima siedział przy komputerze, mało przy nim nie śpiąc. Nawet nie odwrócił się w moją stronę, tylko coś przeglądał.
− Kou, przyniosłem ci kolację – powiedziałem.
− Nie chcę – odparłem. Już trzeci raz zachodziłem do niego z tą kolacją.
− Cały dzień nic nie jadłeś – zaprotestowałem.
− Nie mam ochoty.
− Shima, no – westchnąłem, siadając na krześle obok niego – przepraszam cię za to. Byłem zły i śpiący, a ty jeszcze mnie wodą oblałeś.
− Więc możesz sobie bezkarnie rozbijać szklanki? W dodatku to był prezent od mojej mamy – odwrócił się w moją stronę. Brawo, jakiś postęp, spojrzał na mnie.
− Nie chciałem przecież. Wiesz, że cię kocham.
− A ja ciebie nie – odparł.
− Nie kłam, wiem, że tak – szturchnąłem go lekko łokciem w bok. – Shima, no nie złość się już. Nawet Sachiko się nami zmartwiła.
− To przez ciebie. Ty stary durniu.
− Kochany – zaśmiałem się. – To gniewasz się jeszcze?
− Oczywiście, że tak. Nienawidzę cię i nie chcę cię znać.
− Wiedziałem, że nie – zaśmiałem się, dając mu buziaka w policzek. Podziałało, bo uśmiechnął się lekko, chociaż starał się powstrzymać ten gest. – A czy ja dostanę buziaka od pana?
− Nie zasłużyłeś – odparł.
− Ale to buziak na zgodę.
− Powiedziałem, że nie. Absolutnie nie zasłużyłeś sobie na to, by dostać buziaka. Wciąż się na ciebie gniewam.
− Ale już mniej, no nie?
− Pff… – prychnął.
Zaśmiałem się, po czym wstałem. Pogłaskałem nieco swojego partnera po plecach.
− Nie siedź zbyt długo, ja już się pójdę położyć. I proszę cię, zjedz cokolwiek.
− Jasne.
− Dobranoc.
− Śpij dobrze, leniu.
Wziąłem prysznic, po czym poszedłem się położyć. Zasnąłem, nim Shima przyszedł do sypialni.

Następnego dnia dostaliśmy telefon ze szkoły Sachiko. Kouyou mało nie wpadł w szał, gdy dowiedział się, że nasze dziecko zostało dość mocno pobite przez starszego chłopca. Nigdy nie zapomnę, jak wpadł do gabinetu dyrektora, po czym niemal rzucił się na tego chłopaka. W porę złapałem go, odciągając go na bok, bo jeszcze tego brakowało. Szybko jednak zapomniał o tamtym chłopcu, po czym dopadł do Sachiko, która miała spuchnięty prawy policzek i podbite oko. Poza tym miała rozciętą górą oraz dolną wargę, poszarpany mundurek i potargane włosy. Wyglądała strasznie i mnie samego ogarniała wściekłość, gdy pomyślałem o tym, że pobił ją starszy i dwa razy większy chłopak. Fakt faktem, uczęszczała na sztuki walki, jednak jak widać, przed bydlakiem nawet znajomość podstawowych ruchów samoobrony nie była w stanie pomóc.
− Jak do tego doszło?! – Shima mało nie wyszedł z siebie. Ujął twarz Sachiko w dłonie, odgarniając jej włosy, by móc jej spojrzeć w oczy. Ona usilnie unikała jego wzroku, zaczęła szlochać.
− Panie Takashima, proszę się uspokoić – poprosiła dyrektorka.
− Kouyou, wstań – złapałem Shimę za ramię, podnosząc go. Klęczał przed Sachiko, mało samemu nie zaczynając płakać. Był po prostu wściekły.
− Szkoła ma być bezpiecznym miejscem dla dziecka – wybuchł.
− Sachiko sama sprowadza na siebie kłopoty.
− Znowu zaczęłaś? – zwróciłem się do córki. Ona jedynie zaszlochała. Jej ramiona drżały niepewnie, a chłopak stał pod drzwiami, patrząc to na nas, to na naszą córkę.
− Ja się tylko bronię – wychlipała. Wyglądała naprawdę źle.
− Mam dość – odparłem. – Albo powiesz o co chodzi tu i teraz, albo porozmawiamy inaczej.
− Proszę pana! – dyrektorka przeraziła się moją groźbą.
− Spokojnie. Rodzice chłopca są wezwani?
− Tak, już tu jadą.
− Świetnie, chętnie z nimi też porozmawiamy.
Popatrzyliśmy z Shimą na siebie. Nie wiedzieliśmy już co robić.
Sachiko ostatecznie nie powiedziała nic, tylko ciągle płakała. Po godzinie uznaliśmy, że to nie ma sensu, dlatego po prostu zabraliśmy ją do domu. Mała zamknęła się w pokoju, gdzie przesiedziała resztę dnia. My z Kou byliśmy w salonie, patrząc na siebie w kompletnej ciszy. Nie byłem nawet w stanie wydobyć z siebie słowa, przed oczami miałem widok zapłakanej córki w gabinecie dyrektora i to było okropne. Nie byliśmy w stanie jej pomóc, dopóki ona nie zacznie mówić, co takiego się dzieje.
− Yuu – zaczął Kou, odchylając głowę na zagłówku od kanapy – mam wrażenie, że to jakiś głupi sen.
− Mówisz o Sachiko?
− Tak.
Nie miałem siły na nic. Popatrzyłem jedynie na zmęczonego Takashimę i nie byłem już pewny czy rozmawiam z wciąż żywym człowiekiem, czy już z trupem.
− Myślisz, że dlaczego jej dokuczają?
− Nie wiem. Już nie chcę nawet o tym myśleć.
Westchnąłem przeciągle. Shima był załamany, ja byłem załamany. W jednym momencie zachciało mi się tak okropnie spać, że ledwo byłem w stanie równo siedzieć. Chyba byłem już za stary na takie rzeczy.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem zadzwonił do mnie pan Takashima. Tak, ojciec Shimy zadzwonił do mnie sam z siebie, bez większego powodu. Zagadnął mnie o dzień, o to, jak było w pracy i jak mi idą prace nad moją piosenkę. Byłem naprawdę zaskoczony, gdyż pan Takashima nigdy w życiu do mnie nie zadzwonił. Uciąłem sobie z nim jednak dość miłą pogawędkę i pożegnaliśmy się. Wróciłem do studia, w którym siedział na wpółprzytomny Kouyou. Widziałem, że nie był już w stanie normalnie funkcjonować, dlatego kazałem mu iść się położyć spać.
− Tylko skończę to…
− Shima błagam, zaraz tu ducha wyzioniesz – usiadłem obok męża, który namiętnie sprawdzał dźwięki.
− Wcale nie. Z kim rozmawiałeś?
− Nie uwierzysz mi pewnie, ale z twoim tatą.
− Słucham? – popatrzył na mnie zdziwiony. – A to ci niespodzianka. Co chciał?
− No właśnie nic konkretnego. Zagadywał o dzień i takie tam.
− Chyba mu nie powiedziałeś o Sachiko?
− Skądże.
− To dobrze.
Przez krótką chwilę w ogóle się nie odzywaliśmy. W końcu Kou zabrał głos.
− Wiesz, cieszy mnie, że ostatnio zaczęliście ze sobą rozmawiać.
− Po dziesięciu latach twój ojciec w końcu zaczął uważać mnie za człowieka.
− Lepiej późno niż wcale.
− Faktycznie, masz rację. I też mnie to cieszy.
Spojrzeliśmy po sobie, po czym w końcu obaj zgodnie stwierdziliśmy, że idziemy spać. Położyliśmy się do łóżka i nawet nie wiem kiedy, ale zasnęliśmy wyjątkowo szybko. Jak dobrze, że przynajmniej we śnie mogliśmy chociaż na moment zapomnieć o naszych problemach i nie martwić się o przyszłość.


---

Sen jest czymś o czym bardzo marzę, a zamiast się uczyć i iść spać, to siedzę i dodaję opowiadania na ybt. Brawo Tsu, na pewno zdasz.

Dzień dobry/dobry wieczór Żuczki! Jest dokładnie 04:33 rano gdy to piszę. Nie wiem już o co chodzi, ale geje się zgadzają. Pamiętajcie o tym, by się wysypiać i nie brać ze mnie przykładu! Jestem chujowym dorosłym. I oczywiście nie sprawdziłam błędów! W ogóle, to ten…


Do następnego~!

Komentarze

  1. Jedno z moich dwóch ulubionych opowiadań ^^

    Biedna Sachiko, Kouyou i Yuu w sumie też.

    Jeny, o co musiało pójść aby starszy chłopak pobił dziewczynkę? Chociaż można się domyślać dlaczego niektórzy dokuczają jej w szkole.

    Fakt, lepiej ocieplać relacje z teściem po 10 latach niż wcale.

    Sen jest istotny

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty