I will be II 04
Myślę, że
najprostszą drogą do zrozumienia z drugim człowiekiem jest rozmowa.
Najzwyklejsza, najprostsza, choćby o pogodzie. I nawet wówczas, gdy nasze
stosunki z drugą stroną nie są zbyt korzystne, to jednak w czasie tej byle
jakiej pogawędki możemy dojść do wielu wniosków, a przy okazji dowiedzieć się
czegoś o człowieku. Ja również próbowałem rozmową dotrzeć w jakiś sposób do
ojca Kouyou. I naprawdę, proszę mi wierzyć, miałem dobre intencje.
− Ładna dziś
pogoda – stwierdziłem, przysiadając na werandzie obok teścia. Mężczyzna
zmierzył mnie kątem oka, po czym odburknął coś pod nosem. Ręce założył na
siebie, głowę zadarł niczym dostojny samuraj, jednak nawet nie raczył
odpowiedzieć głupiego tak.
Popatrzyłem na
tatę Kou, nie chcąc rezygnować ze sposobności rozmowy. No bo szczerze, tego
dnia przypadały jego urodziny, jedna z ważniejszych dat, którą miałem już wrytą
w pamięć, by zawsze móc zadzwonić do niego albo wysłać jakiś prezent, gdy
akurat z Kou nie mogliśmy się osobiście pokwapić. Już pamiętałem lepiej od
Kouyou, że jego ojciec ma urodziny. Tydzień przed potrafiłem chodzić i bez
przerwy powtarzać „twój tata ma urodziny, mój teść obchodzi urodziny…” No i
blablabla.
− Super tak
obchodzić urodziny w ładny dzień. Zazwyczaj, gdy ja mam urodziny, to pada i jest
nieprzyjemnie – nie dawałem za wygraną.
− Z reguły też
zawsze pada w moje urodziny – odparł. – W końcu to pora deszczowa, pewnie
później się rozpada.
No dobra, już
jakiś sukces. Odezwał się do mnie, co z tego, że roszczeniowo, ale się odezwał
i to było najważniejsze.
− No też racja.
Ale trzeba korzystać z tego, że teraz jest tak ładnie. Prawda?
− Hej, Yuu – Kou
wychylił głowę na werandę zza ciężkich drzwi wejściowych. Spojrzałem na swojego
partnera. – Tu jesteś, szukam cię po całym domu. Gdzie mała?
− Przed chwilą
wyszła do parku z resztą ferajny – odparłem.
− Wyszła? – Kou
zadrżał głos ze złości. – Miała mi pomóc.
− W czym?
Takashima nawet
nie odpowiedział, tylko machnął ręką i odszedł. No tak, już wiedziałem, po kim
to miał.
− No jasne –
wymamrotałem pod nosem, po czym poszedłem za mężem, zostawiając pana Takashimę
samego. – Kouyou, co się stało?
− Oprócz tego,
że Sachiko znowu wszystko zupełnie ignoruje, to nic – fuknął, jakby to była
moja wina, że córka wyszła z kuzynostwem się pobawić. Poszedłem za Shimą do
salonu, w którym dmuchał balony. Ogólnie całe pomieszczenie było w trakcie
przystrajania. Na stole leżały serpentyny, wstążki, nienadmuchane balony oraz
jeszcze jakieś cudaczne wynalazki, które służyły do celebrowania czyichś
urodzin.
− No to ja ci
pomogę – oznajmiłem ochoczo i z uśmiechem. – W końcu to kiepsko, że zostałeś
sam z tym wszystkim.
− Tu nie o to
chodzi – odparł niemal wściekle. – Ona znowu wymiguje się od obowiązków, nie
dotrzymuje obietnic. Nie tego jej uczyliśmy przecież.
Takashima niemal
usiadł zrozpaczony wśród tych wszystkich balonów i serpentyn, a ja sam nie
wiedziałem, co mu powiedzieć. Miał rację, że Sachiko kolejny raz uciekała od
obowiązków, jednak nie uważałem też, by to było coś okropnego. Sam w jej wieku
nie byłem lepszy i jakoś wyszedłem na ludzi. Kouyou był na to wszystko jakiś
bardziej cięty.
− Porozmawiam z
nią, jak wróci, co ty na to?
− Bardzo proszę
– ponownie tego dnia machnął ręką. – Jeśli coś z tym zdziałasz.
− Czemu tak się
tym załamujesz? – pomasowałem czule jego ramiona, korzystając ze sposobności,
że byliśmy sami. – To przecież żadna tragedia.
Shima westchnął,
siadając na kanapie. Przysiadłem obok, łapiąc go za rękę. Teraz, gdy byliśmy
sami w salonie, uzmysłowiłem sobie, jak bardzo ta chwila była istotna. Tylko my
dwaj obok siebie. Odczułem wielką chęć, by objąć mocno Kouyou i pocałować go,
jednak powstrzymałem się przed tym. Mój mężczyzna był przejęty tym, że jego
ojciec miał urodziny, że Sachiko jest coraz bardziej nieposłuszna. Poza tym,
wisiała nad nami praca, którą zostawiliśmy, by tutaj przyjechać. Sam czułem w
środku coś na wzór stresu, jednak starałem się jakoś nad tym panować.
− Denerwuję się
– westchnął.
− Wiem,
kochanie.
Takashima
spojrzał na mnie zaskoczony, jakbym co najmniej oznajmił, że jestem w stu
procentach hetero. Uśmiechnąłem się do niego lekko, nie wiedząc, czemu zrobił
taką minę.
− Co?
− Wieki tak na
mnie nie mówiłeś – oznajmił.
− Tak? Nawet nie
wiem.
− Ale ja wiem.
Naprawdę, nie pamiętam kiedy w ogóle…
Trzasnęły drzwi
frontowe. Automatycznie puściłem dłoń Kou i odsunęliśmy się od siebie. Za
chwilę do pokoju wpadła zdyszana Sachiko. Spojrzeliśmy na nią zaskoczeni, a ona
regulowała oddech.
− Zapomniałam,
tata – wysapała, dopadając do kanapy.
− O czym
zapomniałaś, słoneczko?
− O balonach –
sapnęła, siadając na podłodze.
Spojrzeliśmy z
Kouyou po sobie, po czym wybuchliśmy śmiechem. Mała popatrzyła na nas
zdziwiona, jednak o nic nie pytała. Zostawiłem tę dwójkę samych, a sam
poszedłem do kuchni, by pomóc paniom domu. Pomimo mych szczerych chęci, nie zostałem nawet wpuszczony do
pomieszczenia. Pani Takashima usłyszała jak się zbliżam i kategorycznie
zabroniła mi wejścia do środka, krzycząc na mnie. Zawsze, jak chcę pomóc, to
niedobrze, jak nic nie robię to jeszcze gorzej. Ludzie mogliby się zdecydować
co ode mnie chcą.
− Mam niejasne
przeczucie, że się lenisz – oznajmił pan Takashima bez pytania wchodząc do
pokoju, który zajmowaliśmy z Kouyou i Sachiko. Leżałem z niedokończonymi nutami
na łóżku i starałem się coś sklecić do tekstu Rukiego. – Wszyscy coś robią.
− Ja również –
odparłem, nawet na niego nie zerkając. Przez dłuższą chwilę staliśmy w
milczeniu.
− Co to? –
spytał.
Podniosłem głowę
na swojego teścia. Stał jak taki znudzony życiem dziadek, patrząc na nuty
przede mną. Dopiero teraz tknęła mnie myśl, że on faktycznie był dziadkiem. Był
starym, zgarbionym mężczyzną, który w życiu widział pewnie niejedno. Z jakiegoś
powodu, pomimo mej szczerej niechęci do teścia, w jednym momencie nabrałem do niego
silnego respektu. Ciemne silne oczy spoglądały na mnie z pewnością siebie, a
nieco pomarszczone ręce podpierały boki niczym dwie kolumny podpierające stary,
zabytkowy budynek.
− Pięciolinia –
odparłem.
− Tyle to i ja
wiem – prychnął, siadając przy mnie. Wziął kilka skończonych stron,
przeglądając je uważnie, po czym westchnął po kilku chwilach. – Żebym to ja
pamiętał, jak się czyta nuty.
− Nic trudnego –
odparłem.
− Wiesz, jakbyś
nie zajmował się tym tak jak ja, to też byś zapomniał.
− Już tłumaczę –
wziąłem od niego kartki z myślą, by wprowadzić teścia nieco w nasz muzyczny
świat. – A Kouyou nigdy nie mówił, co i jak?
Pan Takashima
nieco sposępniał. Podrapał się po brodzie, jakby zastanawiał się nad czymś
głęboko.
− Szczerze
powiedziawszy, to nigdy nie chciałem mieć nic wspólnego z tym waszym zespołem,
a muzyką, to już w ogóle. Okropieństwo. Kouyou, jak dla mnie, w ogóle nie
potrafi nic komponować. Każda jego piosenka jest taka… Sam nie wiem. To
bezsensowne łupanie po garach bez ładu i składu.
− Taki ma styl –
odparłem, nastawiając się już na to, by bronić partnera. Szczerze, to zawsze
podziwiałem Kouyou i jego umiejętności, więc byłem gotowy umrzeć, byle tylko
przemówić do kogoś, że mój mąż ma naprawdę wielki talent i jest niesamowitym
gitarzystą. Bo naprawdę, nigdy nie był takim perfekcjonistą jak on, gdy w grę
wchodziła muzyka.
− Styl, jakby mu
słoń na ucho nadepnął.
Zaśmiałem się
nerwowo.
− Słuchaj –
odłożyłem nuty na bok. – Nie wiem w sumie, co teraz ode mnie chcesz, ale błagam
cię, szanuj chociaż swojego jedynego syna. Przecież nie chce ci robić na złość.
Takashima
popatrzył na mnie, po czym prychnął. Nie wyszedł jednak, czego bym się po nim
spodziewał, tylko czekał, aż zacznę mu objaśniać, jak czytać nuty. Nie było
rady. Westchnąłem i zabrałem się za wyjaśnianie, co poszczególne oznakowania
znaczą, jakie to są dźwięki, pauzy i wszystko inne. O dziwo, mężczyzna ani razu
się w to nie wtrącił, siedział cicho, wyczekując, aż skończę. Byłem szczerze
zaskoczony zachowaniem swojego teścia, jednakże nie skomentowałem tego.
− Czyli to jakaś
ballada? – spytał w pewnym momencie, po dłuższym wpatrywaniu się w nuty.
− Tak –
odparłem.
− I ty jesteś
kompozytorem?
− Tak –
powtórzyłem. – Tylko nie wiem jeszcze czy będzie na nowej płycie. Zobaczymy,
jak będziemy wybierać piosenki.
− Poważna
sprawa, co?
Spojrzałem na
niego, myśląc, że sobie ze mnie drwi, ale nie. Minę miał jednak jak najbardziej
poważną, co już w ogóle mnie zbiło z pantałyku. Kim jesteś i co zrobiłeś z moim
teściem?!
− No niestety.
Wówczas do pokoju
zajrzał Kouyou. Wetknął głowę między drzwi i ścianę, robiąc zaskoczoną minę.
− Wy dwaj tutaj?
– w ogóle nie krył zdziwienia.
− A widzisz! –
zaśmiałem się.
− Wszędzie was
szukam – oznajmił Kou, wchodząc do środka. Zamknął za sobą drzwi i popatrzył
tak na naszą dwójkę, jakby widział parę kosmitów. – Zaraz zaczniemy na dole,
więc pomyślałem, że moglibyśmy się przebrać.
− Ale już? – pan
Takashima wstał.
− Dziewczyny się
wyrobiły – Shima się roześmiał. – No i dzieciaki właśnie wróciły, są na dole. A
poza tym, to co robiliście?
− Tłumaczyłem…
− Nic – przerwał
mi mój teść. Spojrzał na niego nieco zdziwiony. Mężczyzna wstał i wyszedł z
pokoju. Popatrzyliśmy z Takashimą po sobie. To było dziwne.
Przebraliśmy się
z Kou w nieco schludniejsze ubrania. Shima kazał też przebrać się Sachiko, co,
ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, zrobiła bez żadnego narzekania. Mała przebrała
się w zwiewną niebieską sukienkę oraz grube rajstopy z kwiatowym wzorem. Shima
zaplótł jej jeszcze dobierany warkocz, wieńcząc go subtelną, błękitną wstążką.
Nasza córka wyglądała jak księżniczka i żeby jeszcze chciała się tak samo
zachowywać, to bylibyśmy w niebie.
Cała przyjęcie
przebiegło naprawdę bez żadnych incydentów. Był tort, zdmuchiwanie świeczek,
śpiewanie, prezenty. Zdaje się, że tata Shimy był naprawdę zadowolony.
Uśmiechał się do nas, żartował. Świętowaliśmy tak do późnego wieczora, w końcu
w ruch poszedł alkohol. Powiedzieliśmy z moim mężem, że nie możemy za bardzo
pić, bo jutro wracamy do domu, jednak nie odmówiliśmy wypicia kilku kolejek.
Najpierw jedna, druga, trzecia… W końcu Kouyou powiedział stop i powiedział, że
jutro musi prowadzić, dlatego on już nie pił. W końcu dzieci poszły spać. Shima
dopilnował, by nasza diablica grzecznie umyła zęby, a później wrócił do nas.
− Hej, Yuu –
powiedział mi niemal na ucho, siadając z powrotem na swoje miejsce – chodź
zapalić.
Byłem w sumie
podpity już do tego stopnia, że bardzo chciałem się poprzytulać z moim mężem.
Chciałem go objąć, pocałować, a najlepiej to rozebrać i uprawiać seks do
białego rana. Jeszcze usiadł tak blisko i niemal szeptał mi do ucha. No błagam.
Miałem jednak dobre hamulce, dlatego nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy.
Wstaliśmy, ja o mały włos się nie zachwiałem, jednak byłem w stanie normalnie
iść.
− A wy dokąd? –
spytał mąż młodszej siostry Kou.
− Dokarmić raka
– odparł mój partner. Doszedłem do wniosku, że jednak chodzenie tak łatwo mi
nie idzie, dlatego złapałem go za ramię.
− Palenie skraca
życie! – oznajmił mąż drugiej siostry mojego mężczyzny.
Zaśmialiśmy się
tylko. Ojciec Shimy nic nie powiedział, jedynie patrzył na nas bez większego
wyrazu. Nie wiem, chyba po prostu był już pijany do tego stopnia, że nie mógł
za bardzo nawet komentować naszego niezdrowego trybu życia.
Ubraliśmy się w
kurtki i wyszliśmy na werandę. Zapaliliśmy jednego papierosa na pół. Wiedziałem
po prostu, że jeśli sam spalę całego, to mnie po prostu zetnie z nóg, a i tak
już ledwo się trzymałem. W końcu poczułem, jak chce mi się spać. Oparłem się
wygodnie o Shimę, kiedy on palił. Głowę ułożyłem na jego ramieniu, objąłem go
ręką i zamknąłem oczy.
− Nie zaśnij tu
tylko – powiedział, wydychając dym papierosowy.
− Nie śpię.
− Yuu, naprawdę.
Nie zaniosę cię na górę.
− Nie musisz.
− Ty to czasem
jak moje drugie dziecko – zaśmiał się, klepiąc mnie po głowie.
Shima dopalił
papierosa do końca, po czym zaprowadził mnie na górę. Pomógł mi się rozebrać i
położył mnie do łóżka. Wrócił na chwilę na dół, pewnie by powiedzieć innym, że
my już imprezę skończyliśmy. Następnie z powrotem przyszedł do mnie. Zasypiałem
już, jednak wiedziałem, kiedy wszedł do środka. Słyszałem, jak ściąga z siebie
spodnie i poczułem, jak wślizguje się pod kołdrę na miejsce obok mnie. Zdołałem
jeszcze odwrócić się do niego tyłem i odpłynąłem do krainy snów.
Obudziłem się na
kacu i bez Sachiko oraz Kouyou w pokoju. Rozejrzałem się uważnie, po czym
sprawdziłem godzinę, chcąc mieć pewność, że nie muszę jeszcze wstawać.
Niestety, musiałem do łazienki za potrzebą, a poza tym, suszyło mnie, jakbym
miał Saharę na języku.
Poszedłem za
potrzebą, a następnie wróciłem do pokoju, by narzucić na siebie jakieś ubrania.
Zszedłem do kuchni, wypiłem chyba pięć szklanek kranówki, by ugasić pragnienie,
po czym zajrzałem do salonu.
Na rozłożonej
kanapie spali Sachiko i Shima. To znaczy, Sachiko jeszcze spała, bo Shima spoglądał
na mnie spod półprzymkniętych, zaspanych powiek.
− Co wy tu
robicie? – spytałem.
− Tak chrapałeś,
że nie dało się wytrzymać, dlatego przyszliśmy tutaj – odpowiedział. – W ogóle,
obudzić też się ciebie nie dało, normalnie spałeś jak kamień.
− Ach –
westchnąłem.
− Która godzina?
– spytał.
− Trochę po
szóstej.
− Aha. To wracam
spać – oznajmił, przykrywając się kołdrą po szyję.
− Ja też.
− Okej.
Wróciłem na
górę, po czym położyłem się na nowo spać.
*
Przez cały dzień
byłem chory. To znaczy, miałem kaca, ale to była prawdziwa choroba. Kouyou
patrzył jedynie na mnie z politowaniem, a mała Sachiko tylko się
podśmiechiwała. W samochodzie od razu wyłączyłem radio i oparłem się o boczną
szybę.
− A mówiłem ci,
żebyś tyle nie pił – powiedział mój partner. – Nie masz już dwudziestu lat,
żeby chlać na umór.
− Możesz
przestać? – odwarknąłem. Tak, tego dnia warczałem po prostu na wszystkich i
Takashima nie był wyjątkiem. – Wypiłem to wypiłem, okej? Nie musisz mi dawać
wykładów jak dzieciakowi.
− To nie
zachowuj się jak dzieciak – syknął przez zaciśnięte zęby. Jechaliśmy spokojnie
w stronę Tokio. Sachiko siedziała z tyłu, grzecznie słuchając muzyki na
słuchawkach. W ogóle nie zwracała uwagi na naszą małą dyskusję, ale to nawet
lepiej. Szczerze, to nie chcieliśmy się kłócić przy Sachiko, ale czasami w
ogóle zapominaliśmy o jej obecności i skupialiśmy się wyłącznie na sobie.
− Dajże spokój –
uciąłem.
− Mhm – mruknął.
Dorosłość
dorosłością, ale pić chyba jeszcze mogłem tyle, ile chciałem. I fakt, że na
drugi dzień szczerze tego żałowałem, ale czego się nie robi dla rozluźnienia.
Po dotarciu do
Tokio niemal od razu położyłem się spać. Nie obchodziło mnie to, że musieliśmy
z Kou wracać do pracy, ja nie byłem w stanie , więc zwyczajnie się położyłem, a
on się na mnie naprawdę zdenerwował. Próbował wyciągnąć mnie z łóżka, ściągnął
ze mnie kołdrę i coś powiedział, że muszę zacząć brać odpowiedzialność za
siebie. Kazałem mu spierdalać, na co on już w ogóle się wściekł, poszedł do
kuchni po szklankę, napełnił ją wodą i mnie nią oblał. Wtedy to ja zdenerwowałem
się na Takashimę. Zerwałem się na równe nogi, wyrwałem mu szklankę z ręki, po
czym rzuciłem nią wściekle po podłogę. Szklanka rozbiła się w drobny mak, a
Shima stał tak przede mną, mając spojrzenie przepełnione szokiem. Szczerze, to
sam po sobie nie spodziewałem się takiego agresywnego zachowania i dopiero po
chwili doszło do mnie, co takiego zrobiłem. Kouyou nic nie powiedział. Odwrócił
się, po czym wyszedł, zamykając się na resztę dnia w naszym domowym studio. Nie
wychylił nosa nawet na obiad, który zjadłem sam z Sachiko. Mała patrzyła na
mnie znad talerza, gdy jedliśmy.
− Co się znowu
stało? – spytała w pewnym momencie. Miałem wrażenie, że w ogóle nie ruszyła
jedzenia, a postarałem się, by wszystko wyszło idealnie.
− Hm?
− Tata nie je?
− Chyba nie ma
ochoty – odparłem, odkładając pałeczki na brzeg talerza. Westchnąłem. Mała
zrobiła to samo co ja. – Wiesz, chyba go zdenerwowałem.
− Zauważyłam –
zacisnęła na moment usta w wąską linię. Po chwili wzięła głęboki wdech. – Wujek…
− Tak?
− A ty kochasz
tatę?
Na moment mnie
zatkało. Popatrzyłem na córkę z pełnym zaskoczeniem, a ona wlepiała we mnie
uważne spojrzenie. Nie spodziewałem się akurat takiego pytania.
− Dlaczego o to
pytasz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
− No bo to
wygląda, jakbyście się obaj znienawidzili.
O nie –
powiedział głosik w mojej głowie.
− Kocham –
odparłem. – Tylko czasami się zdarza tak, że się posprzeczamy. To nic takiego.
− No wiem, ale
wcześniej nigdy nic nie tłukliście.
− Ach,
słyszałaś…
− Ciężko było
nie słyszeć.
− Posłuchaj
kochanie, zdenerwowałem tatę, ale to przejdzie. Tatuś przestanie się na mnie
złościć, przeprosimy się, wszystko będzie dobrze.
− A jeśli nie?
− Co?
− Jeśli nie
będzie dobrze i tata nie będzie chciał się przeprosić i nie przestanie się
złościć?
W tym momencie
zobaczyłem przerażenie w jej oczach. To było okropne, doprowadzić małą
dziewczynkę do takiego stanu, ale co ja mogłem?
− Spokojnie,
pogodzimy się.
− Wujek, nie
chcę, żebyście się rozwiedli – powiedziała płaczliwym tonem. – Nie chcę
wybierać między tobą a tatą.
− Skarbie, nikt
się nie rozwiedzie, spokojnie. Wiesz, że byśmy tego nigdy nie zrobili.
Poszedłem
później do studia. Dochodziła jedenasta wieczorem, Takashima siedział przy
komputerze, mało przy nim nie śpiąc. Nawet nie odwrócił się w moją stronę,
tylko coś przeglądał.
− Kou,
przyniosłem ci kolację – powiedziałem.
− Nie chcę –
odparłem. Już trzeci raz zachodziłem do niego z tą kolacją.
− Cały dzień nic
nie jadłeś – zaprotestowałem.
− Nie mam
ochoty.
− Shima, no –
westchnąłem, siadając na krześle obok niego – przepraszam cię za to. Byłem zły
i śpiący, a ty jeszcze mnie wodą oblałeś.
− Więc możesz
sobie bezkarnie rozbijać szklanki? W dodatku to był prezent od mojej mamy –
odwrócił się w moją stronę. Brawo, jakiś postęp, spojrzał na mnie.
− Nie chciałem
przecież. Wiesz, że cię kocham.
− A ja ciebie
nie – odparł.
− Nie kłam,
wiem, że tak – szturchnąłem go lekko łokciem w bok. – Shima, no nie złość się
już. Nawet Sachiko się nami zmartwiła.
− To przez
ciebie. Ty stary durniu.
− Kochany –
zaśmiałem się. – To gniewasz się jeszcze?
− Oczywiście, że
tak. Nienawidzę cię i nie chcę cię znać.
− Wiedziałem, że
nie – zaśmiałem się, dając mu buziaka w policzek. Podziałało, bo uśmiechnął się
lekko, chociaż starał się powstrzymać ten gest. – A czy ja dostanę buziaka od
pana?
− Nie zasłużyłeś
– odparł.
− Ale to buziak
na zgodę.
− Powiedziałem,
że nie. Absolutnie nie zasłużyłeś sobie na to, by dostać buziaka. Wciąż się na
ciebie gniewam.
− Ale już mniej,
no nie?
− Pff… –
prychnął.
Zaśmiałem się,
po czym wstałem. Pogłaskałem nieco swojego partnera po plecach.
− Nie siedź zbyt
długo, ja już się pójdę położyć. I proszę cię, zjedz cokolwiek.
− Jasne.
− Dobranoc.
− Śpij dobrze,
leniu.
Wziąłem
prysznic, po czym poszedłem się położyć. Zasnąłem, nim Shima przyszedł do
sypialni.
Następnego dnia
dostaliśmy telefon ze szkoły Sachiko. Kouyou mało nie wpadł w szał, gdy
dowiedział się, że nasze dziecko zostało dość mocno pobite przez starszego
chłopca. Nigdy nie zapomnę, jak wpadł do gabinetu dyrektora, po czym niemal
rzucił się na tego chłopaka. W porę złapałem go, odciągając go na bok, bo
jeszcze tego brakowało. Szybko jednak zapomniał o tamtym chłopcu, po czym
dopadł do Sachiko, która miała spuchnięty prawy policzek i podbite oko. Poza
tym miała rozciętą górą oraz dolną wargę, poszarpany mundurek i potargane
włosy. Wyglądała strasznie i mnie samego ogarniała wściekłość, gdy pomyślałem o
tym, że pobił ją starszy i dwa razy większy chłopak. Fakt faktem, uczęszczała
na sztuki walki, jednak jak widać, przed bydlakiem nawet znajomość podstawowych
ruchów samoobrony nie była w stanie pomóc.
− Jak do tego
doszło?! – Shima mało nie wyszedł z siebie. Ujął twarz Sachiko w dłonie,
odgarniając jej włosy, by móc jej spojrzeć w oczy. Ona usilnie unikała jego wzroku,
zaczęła szlochać.
− Panie
Takashima, proszę się uspokoić – poprosiła dyrektorka.
− Kouyou, wstań
– złapałem Shimę za ramię, podnosząc go. Klęczał przed Sachiko, mało samemu nie
zaczynając płakać. Był po prostu wściekły.
− Szkoła ma być
bezpiecznym miejscem dla dziecka – wybuchł.
− Sachiko sama
sprowadza na siebie kłopoty.
− Znowu
zaczęłaś? – zwróciłem się do córki. Ona jedynie zaszlochała. Jej ramiona drżały
niepewnie, a chłopak stał pod drzwiami, patrząc to na nas, to na naszą córkę.
− Ja się tylko
bronię – wychlipała. Wyglądała naprawdę źle.
− Mam dość –
odparłem. – Albo powiesz o co chodzi tu i teraz, albo porozmawiamy inaczej.
− Proszę pana! –
dyrektorka przeraziła się moją groźbą.
− Spokojnie.
Rodzice chłopca są wezwani?
− Tak, już tu
jadą.
− Świetnie,
chętnie z nimi też porozmawiamy.
Popatrzyliśmy z
Shimą na siebie. Nie wiedzieliśmy już co robić.
Sachiko
ostatecznie nie powiedziała nic, tylko ciągle płakała. Po godzinie uznaliśmy,
że to nie ma sensu, dlatego po prostu zabraliśmy ją do domu. Mała zamknęła się
w pokoju, gdzie przesiedziała resztę dnia. My z Kou byliśmy w salonie, patrząc
na siebie w kompletnej ciszy. Nie byłem nawet w stanie wydobyć z siebie słowa,
przed oczami miałem widok zapłakanej córki w gabinecie dyrektora i to było
okropne. Nie byliśmy w stanie jej pomóc, dopóki ona nie zacznie mówić, co
takiego się dzieje.
− Yuu – zaczął Kou,
odchylając głowę na zagłówku od kanapy – mam wrażenie, że to jakiś głupi sen.
− Mówisz o
Sachiko?
− Tak.
Nie miałem siły
na nic. Popatrzyłem jedynie na zmęczonego Takashimę i nie byłem już pewny czy
rozmawiam z wciąż żywym człowiekiem, czy już z trupem.
− Myślisz, że
dlaczego jej dokuczają?
− Nie wiem. Już
nie chcę nawet o tym myśleć.
Westchnąłem
przeciągle. Shima był załamany, ja byłem załamany. W jednym momencie zachciało
mi się tak okropnie spać, że ledwo byłem w stanie równo siedzieć. Chyba byłem
już za stary na takie rzeczy.
Jeszcze tego
samego dnia wieczorem zadzwonił do mnie pan Takashima. Tak, ojciec Shimy
zadzwonił do mnie sam z siebie, bez większego powodu. Zagadnął mnie o dzień, o
to, jak było w pracy i jak mi idą prace nad moją piosenkę. Byłem naprawdę
zaskoczony, gdyż pan Takashima nigdy w życiu do mnie nie zadzwonił. Uciąłem
sobie z nim jednak dość miłą pogawędkę i pożegnaliśmy się. Wróciłem do studia,
w którym siedział na wpółprzytomny Kouyou. Widziałem, że nie był już w stanie
normalnie funkcjonować, dlatego kazałem mu iść się położyć spać.
− Tylko skończę
to…
− Shima błagam,
zaraz tu ducha wyzioniesz – usiadłem obok męża, który namiętnie sprawdzał
dźwięki.
− Wcale nie. Z
kim rozmawiałeś?
− Nie uwierzysz
mi pewnie, ale z twoim tatą.
− Słucham? –
popatrzył na mnie zdziwiony. – A to ci niespodzianka. Co chciał?
− No właśnie nic
konkretnego. Zagadywał o dzień i takie tam.
− Chyba mu nie
powiedziałeś o Sachiko?
− Skądże.
− To dobrze.
Przez krótką
chwilę w ogóle się nie odzywaliśmy. W końcu Kou zabrał głos.
− Wiesz, cieszy
mnie, że ostatnio zaczęliście ze sobą rozmawiać.
− Po dziesięciu
latach twój ojciec w końcu zaczął uważać mnie za człowieka.
− Lepiej późno
niż wcale.
− Faktycznie,
masz rację. I też mnie to cieszy.
Spojrzeliśmy po
sobie, po czym w końcu obaj zgodnie stwierdziliśmy, że idziemy spać.
Położyliśmy się do łóżka i nawet nie wiem kiedy, ale zasnęliśmy wyjątkowo
szybko. Jak dobrze, że przynajmniej we śnie mogliśmy chociaż na moment
zapomnieć o naszych problemach i nie martwić się o przyszłość.
---
Sen jest czymś o
czym bardzo marzę, a zamiast się uczyć i iść spać, to siedzę i dodaję
opowiadania na ybt. Brawo Tsu, na pewno zdasz.
Dzień
dobry/dobry wieczór Żuczki! Jest dokładnie 04:33 rano gdy to piszę. Nie wiem
już o co chodzi, ale geje się zgadzają. Pamiętajcie o tym, by się wysypiać i
nie brać ze mnie przykładu! Jestem chujowym dorosłym. I oczywiście nie sprawdziłam
błędów! W ogóle, to ten…
Do następnego~!
Jedno z moich dwóch ulubionych opowiadań ^^
OdpowiedzUsuńBiedna Sachiko, Kouyou i Yuu w sumie też.
Jeny, o co musiało pójść aby starszy chłopak pobił dziewczynkę? Chociaż można się domyślać dlaczego niektórzy dokuczają jej w szkole.
Fakt, lepiej ocieplać relacje z teściem po 10 latach niż wcale.
Sen jest istotny