Migdałowe serce 02

O matce i samotności

     Ojciec zmierzył mnie obojętnym spojrzeniem. Miałem wrażenie, że jakiekolwiek emocje miał zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Tary. Nie czułem już jednak tego ukłucia, co kiedyś, które pojawiało się, gdy na mnie patrzył. Jak na coś niepotrzebnego, zawadzającego. Jakbym to ja był powodem, przez który mama nie żyła. Nauczyłem się jednak z tym żyć i być równie obojętnym, co on.
     - Dzień dobry - powiedział.
     - Dzień dobry - wyminąłem go i ruszyłem w stronę bramy.
     - Takanori, poczekaj.

  Zatrzymałem się i z głębokim westchnieniem oraz niechęcią wymalowaną na twarzy, odwróciłem się na pięcie w jego stronę.
     - Co chcesz? - rozłożyłem ręce. - Muszę iść do szkoły.
     - Podwiozę cię. Chcę z tobą porozmawiać.
     Zdziwiony wszedłem do czarnego bmw. Ojciec zrobił to samo.
     - O czym chcesz rozmawiać? - zapytałem z miejsca. Chciałem przejść do sedna sprawy, a nie bawić się w jakieś ewentualne podchody.
  - O twoim zachowaniu - zapiął pas i ruszył. - Tara mi mówiła, że jej nie szanujesz. Że wagarujesz i opuściłeś się w nauce.
     -To nagle was obydwoje interesuję? - zaśmiałem się pod nosem. No proszę, ojciec jednak zwracał na mnie uwagę. Było to jednak wtedy, kiedy stawałem się już naprawdę nieznośny.
     - Skończ z tymi chamskimi odzywkami. - warknął. - Już kiedyś ci mówiłem, że masz szanować Tarę. Pogódź się z tym. Matki, nikt ci nie zwróci.
     - A czy ja coś mam do twojej kobiety? I po cholerę wyskakujesz nagle z mamą? Co ona ma do tego?
    - Zachowujesz się jak małe dziecko. Nie umiesz zaakceptować rzeczywistości. Jak ty chcesz sobie radzić w życiu? Jesteś beznadziejny.
   Nie odpowiedziałem. Miałem ochotę stamtąd wysiąść, jednak nic nie zrobiłem. Podwiózł mnie, a ja bez słowa trzasnąłem drzwiami, gdy wysiadłem. Poszedłem do szkoły, chociaż miałem szczerą ochotę zaszyć się w jakieś ciemnej dziurze i siedzieć w niech aż do zachodu słońca.



*

     Yuu delikatnie musnął językiem płatek mojego ucha. Mruknąłem cicho i mocniej objąłem go ramionami za szyję.
    
- Wiesz, że cię kocham? - wymruczał mi do ucha. Poczułem nagle jak oczy zaczynają mnie piec od zbierających się w nich słonych kropel. Wtuliłem się w niego ufnie. - Taka? - pogładził mnie po plecach. - Coś się stało?
     - Cieszę się, że jestem z tobą. - kilka łez spłynęło po moich policzkach.
     - Ej, kotku - zaczął mną lekko kołysać.
     - Jestem niepotrzebnym szkodnikiem. Nikt mnie nie chce.
     - Ruki...
     Przezwisko Ruki nadała mi moja mama jak byłem mały. Stwierdziła, że mi pasuje i tak mnie nazywała. Podobało mi się, więc przedstawiałem się tak wszystkim.
  Opowiedziałem mu co się wydarzyło rano. O mojej rozmowie z ojcem. Niby byłem przyzwyczajony do takiego traktowania z jego strony, jednak tym razem coś we mnie pękło. Cała ta szybka, którą się odgradzałem, nagle się zepsuła. Niczym ściana akwarium, z którego woda, jak uczucia, zaczęła się wylewać.
     -Wiesz, że tak nie jest. Nie daj sobie czegoś takiego wmówić.
    Kołysał mną jeszcze jakiś czas, dopóki się nie uspokoiłem. Oderwałem się od niego i usiadłem obok. Objął mnie ramieniem.
     - Dziękuję, że się mną zajmujesz.
     - Taka, daj spokój. - pogłaskał mnie po policzku. - Lubię spędzać z tobą czas. Może obejrzymy jakiś film? - zapytał po chwili.
     - Okej - mruknąłem.
   Skakał po kanałach szukając jakiegoś lekkiego filmu. W końcu znalazł amerykańską komedię. Wtuliłem się w niego i przypatrywałem się poczynaniom aktorów. Co jakiś czas śmialiśmy się i komentowaliśmy całość produkcji. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Był to mój ojciec.
     -Jesteś nikim - wycedził.
     Otworzyłem oczy. Telewizor był włączony i leciał w nim jakiś kryminał. Leżałem z głową na kolanach u Yuu. Miał wplątaną dłoń w moje włosy i spał. Podniosłem się i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę co mnie obudziło.
     Mój telefon wibrował dziko na stoliku. Chwyciłem go w tym  samym momencie, w którym osoba, która usilnie chciała się ze mną skontaktować, przerwała połączenie. Odblokowałem ekran i ogłupiały patrzyłem w liczbę nieodebranych połączeń oraz nieodczytanych smsów.
     - Pięknie - mruknąłem pod nosem. W tym samym momencie telefon znowu zaczął wibrować. Westchnąłem i odebrałem połączenie. - Tak?
     - Gdzie ty jesteś? Dodzwonić się nie można. Masz wracać do domu!
     - Wczuwasz się w rolę matki, jak widzę. - prychnąłem. - Daruj sobie.
     - Takanori! Masz dwadzieścia minut, żeby znaleźć się w domu.
     - Jestem w domu. Zobaczymy się jutro - rozłączyłem się i wyłączyłem telefon.

     - Ruki, gdzie jesteś? - zapytała lekko zdenerwowanym głosem.
     - U kolegi, ja... Przepraszam, że nie zadzwoniłem. Kompletnie się zasiedziałem.
     - Spokojnie. Będziesz jeszcze dzisiaj wracał do domu?

   - W sumie to chciałem u niego nocować. Ale zaraz się będę zbierał. - powiedziałem wstając z kanapy.
   - Jak kolega nie ma nic przeciwko to możesz zostać. Powiedz mi tylko, o której będziesz jutro?
     - Jakoś o dziewiątej.
   - To zrobię naleśniki. - oczami wyobraźni widziałem jej uśmiech i delikatny gest, którym poprawiała włosy. - Bądź grzeczny.
     - Mamo, nie mam pięciu lat. Nie musisz mi mówić, jak mam się zachowywać. - jęknąłem.
     - Wolę ci jednak przypomnieć. To pa, synku.
     - Do jutra.


    Moją matkę można było bez trudu nazwać aniołem. Miała do mnie cierpliwość i potrafiła mnie zrozumieć. Zawsze umiała radzić sobie w trudnych sytuacjach, nie przejmowała się tym, co myśleli inni. Była także uparta, co odziedziczyłem po niej. Yuri, bo tak miała na imię, była naprawdę piękną, drobną kobietą. Miała delikatną duszę artysty. Pasjonowała się malarstwem, a w naszym domu wisiało niegdyś mnóstwo obrazów jej autorstwa. Niestety, po jej śmierci, ojciec kazał je zdjąć. Nie wiedziałem, co się z nimi stało.
    Pół roku po tym, jak odeszła, mój ojciec poznał Tarę. Przyprowadził ją do domu oświadczając, że ta obca kobieta zostanie członkiem naszej rodziny. Tara była jednak beznadziejna. Nie umiała sobie w niczym radzić, dlatego ojciec zatrudnił służbę by zajmowała się wszelkimi obowiązkami.
     I tak minęły trzy lata. Wracałem do wielkiego domu, gdzie nikt na mnie nie czekał i nie cieszył się na mój widok. Byłem samotny, tak bardzo samotny.
     Aż poznałem Yuu.
     Kiedy z nim byłem czułem, że komuś na mnie zależy, że ktoś cieszy się z mojej obecności.              To było naprawdę szalone. Nagła miłość.
Odgarnąłem jego ciemne kosmyki i zapatrzyłem się w jego śpiącą twarz. Naprawdę byłem w nim szalenie zakochany.

Komentarze

  1. Teraz zaliczyłam zgon. Brak komentarzy? Przynajmniej nie cierpię jedyna. Choć ty już jesteś popularna i pewnie teraz takie przypadki ci się nie zdarzają. Chociaż...
    Co do opowiadania to współczuję Ruksowi, że musi wysłuchiwać takich wrednych komentarzy ze strony rodziców, zupełnie jak ja. I to urocze, ta miłość Ruksa do Aoisia ^^. I Yuu też jest uroczy.
    pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, wow.
    Zaskoczyła mnie...krótkość tego rozdziału.
    Wydaje mi się, że to chyba był najkrótszy rozdział co?
    Pojawia się Yuri a jak słyszę o Yuri z Migdała to od razu przed oczami staje mi Yuu XDD
    Nie będę nic o tym pisać bo może to będzie dla kogoś spojler czy coś XDD
    Zawsze mnie rozczulała ta scena, gdy Taka zaczyna tu płakać...
    NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO XDDDD
    Chyba naprawdę skomentuje całość więc...
    Pozdrawiam cieplutko i przesyłam buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ech... ani ojciec, ani macocha nie złożyli mu życzeń... smutne... tak nagle się nim interesują...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się. Rozdział bardzo przyjemny. <3
    Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Zapomniałam dodać, że Fineya to nick, którym od lat się nie posługuję i nie wiem jakim cudem się nie zmienił na Kirę ☺️

      Usuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty