''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 03



Moje ciało, które splecione jest wewnątrz spirali 
Powoli, powoli się skręca.
W moim gardle są tysiące pytań, które są jak ciernie;
Pytam się "Co mogę ocalić?"
Tuż  przed moimi oczami umiera moja przyszłość.

Without a trace



(maj 2012)

Przeszedłem przez korytarz prowadzący do studia i wszedłem do niego po cichu, nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi. Z zamierzonym skutkiem usiadłem z gitarą w fotelu i zacząłem na niej pogrywać. Dookoła panował istny chaos. Wszędzie walały się kartki, opakowania po niedopitej kawie i niedojedzonych gotowych daniach. Wśród tego bajzlu latali dźwiękowcy, menadżer i inni. Wszyscy starali się jak najlepiej dopracować piosenkę, której nawiasem mówiąc, byłem kompozytorem. Hedoro nie było jednak piosenką, którą chciałem tworzyć. Powstała znikąd, by po prostu być i zapełnić pusty numer na nieskończonej płycie. Wcześniej pewnie bym tak nie myślał. Przykładałbym się i chciał jak najlepiej. Teraz jednak nie miałem nawet ochoty by się ruszyć i powiedzieć, jaka jest moja ogólna koncepcja i poprawiać ewentualne błędy. Poczułem pewnego rodzaju frustrację. Poniekąd nie chcieli mnie prosić o pomoc, bo nie chcieli wystawiać mojego zdrowia na próbę. Mojego zdrowia...
Byłem w stanie grać, chociaż kostka czasami mi wypadała z ręki lub gubiłem rytm. Mogłem jednak grać swoje fragmenty, tak jak powinny one brzmieć. Niestety, zapadła pewna bardzo smutna decyzja. Po wydaniu Division, zespół miał zakończyć działalność. Zapowiedziana trasa koncertowa została już nawet odwołana. A to wszystko przeze mnie. Próbowałem ich przekonać żeby kogoś znaleźli i nie poddawali się. Jednak nasz mały diabeł rzekł:
-The Gazette to coś co stworzyliśmy razem, w piątkę. Jego członkami są Kai, Aoi, Reita, Ruki i Uruha. Nie zastąpi się kogoś tak po prostu. Jeśli ciebie w nim nie będzie to nie ma sensu by w ogóle istniał - powiedział twardo, chociaż czułem, że te słowa przyszły mu z pewną trudnością.
I tak oto właśnie wszystko to, na co pracowaliśmy dziesięć lat, chyliło się ku końcowi. Włącznie z moim życiem.
-Musimy jechać - powiedział Yuu stając przede mną. Zamrugałem kilkakrotnie i obrzuciłem go nieobecnym spojrzeniem. Zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu siedziałem w jednej pozycji nie zwracając uwagi na to, co się dookoła działo. - Dobrze się czujesz? - zapytał troskliwie.
-Tak - wstałem odkładając gitarę na stojak. Cholerna rehabilitacja czekała. Chociaż zostałem przeniesiony do prywatnej kliniki, to i tak wszyscy gapili się na mnie jak na rzadki okaz egzotycznego zwierzęcia w zoo. Trudno było mi przejść bez skrępowania obok kogokolwiek i nie usłyszeć czegoś na swój temat.
*
-Teraz lewa noga - powiedziała kobieta, która przeprowadzała ze mną zajęcia.
Posłusznie uniosłem lewą nogę i rozłożyłem ręce. Niestety, zaraz po tym przechyliłem się w bok i upadłem na materac.
-Wszystko dobrze? - zapytała kobieta podając mi rękę. Chwyciłem ją i wstałem.
-Raczej tak - odpowiedziałem.
Później musiałem unosić jakąś piłkę, którą niestety upuściłem kilka razy. Nie poddawałem się jednak i dalej dzielnie wykonywałem ćwiczenia. Gdy się przebrałem zadzwoniłem do Yuu, żeby po mnie przyjechał. Usiadłem w poczekalni, w holu i kupiłem sobie kawę w automacie. Sączyłem ją powoli i jednocześnie bawiłem się komórką. W pewnym momencie dosiadł się do mnie mały chłopczyk. Zerknąłem na niego i dalej grałem w ścigankę. Przybliżył się do mnie i czułem na sobie jego natarczywe spojrzenie. Wyłączyłem grę i spojrzałem na niego. Miał twarz znacznie przybliżoną do mojej i szeroko otwarte oczy. Odchrząknąłem trochę zmieszany.
-Coś się stało? - zapytałem. Miałem nadzieję, że dzieciak zaraz sobie pójdzie, jednak ciągle siedział w tej samej pozycji. Gdzie rodzą się takie dziwne dzieci?
-Dlaczego tutaj jesteś? - odezwał się. Zamrugałem kilkakrotnie nie do końca rozumiejąc o co mu chodziło. - Jesteś tu bo czekasz na kogoś? - usiadł w normalnej pozycji, jednak ciągle wlepiał we mnie ślepia. - Czekasz tutaj, tak jak ja?
-Czekam na kogoś - odparłem - tak jak ty.
-Ten ktoś tutaj jest? - zadał kolejne pytanie. Przez chwilę nie wiedziałem czy odpowiedzieć. W końcu, to tylko jakieś dziecko, które posiedzi, popatrzy, pogaworzy i sobie pójdzie obrażone, bo zostało zignorowane. Mogłem tak zrobić, ale coś kazało mi odpowiedzieć na jego pytania.
-Nie - powiedziałem. - Tego kogoś tu nie ma - dodałem po chwili.
-A ten ktoś jest kimś ważnym dla kogoś takiego, jak ktoś, kto siedzi sam czekając na tego właśnie kogoś? - zapytał z jak najbardziej poważną miną. Miałem ochotę się roześmiać słysząc takie dziwne zdanie. Zachowałem jednak powagę, bo w końcu nie powinienem był sprawiać mu przykrości.
-Myślę, że tak.
Nagle dzieciak wstał i odszedłem. Patrzyłem się chwilę w punkt za rogiem, gdzie zniknął i zaśmiałem się kręcąc głową. Jaki to niby miało cel? Ta cała rozmowa. Gdy tylko przyjechał Aoi, opowiedziałem mu to. Śmiał się z tej sytuacji razem ze mną.
-Dzieciaki lgną do ciebie, nie ma co - śmiał się gdy wjeżdżaliśmy na piętro. - To słodkie - stwierdził.
Spojrzałem na niego krzywo. W przeciwieństwie do mnie Yuu lubił dzieci, chociaż twierdził, że nigdy nie chciałby być ojcem. Wiązałoby się to jednocześnie z naszym rozstaniem, czego żaden z nas nie chciał. Chyba nie wytrzymałbym bez niego i prędzej popełnił samobójstwo.
-Ah, te dzieci - mruknąłem pod nosem.
Weszliśmy do mieszkania i zajęliśmy się swoimi sprawami.
*
Usiadłem przy stole ziewając głośno. Chętnie wróciłbym jeszcze do łóżka i przespał tak z kilka godzin.
-Nie musiałeś siedzieć do późna i czytać książkę - powiedział Aoi podając mi jajecznicę. Jeszcze trochę, a niedługo zacząłbym mówić do niego mamo.
-Ale chciałem - chwyciłem widelec i zacząłem jeść. Yuu usiadł przede mną również konsumując proste śniadanie.
Jadłem patrząc na widok za oknem. Mieliśmy okno od wschodu, więc do mieszkania wpadały pierwsze promienie słońca.
-Teraz szykuj się na opieprz od Tanabe - powiedział. - Mnie się dostanie bo ci pozwoliłem, a tobie za sam pomysł czytania.
-Nie przesadzaj - ziewnąłem. - To nie jego sprawa, co robimy w nocy.
-Niby nie jego, ale się zacznie czepiać - westchnął. - Chcesz kawy? - wstał i podszedł do szafki nastawiając wodę w czajniku elektrycznym.
-Poproszę - oparł się o blat i założył ręce na piersi. - Yuu - także wstałem i podszedłem do niego obejmując go - przepraszam. Nie złość się na mnie.
-Kouyou - wplątał dłoń w moje włosy - to jest niemożliwe żeby się na ciebie złościć - złapał mnie za podbródek i delikatnie uniósł moją głowę. - Martwię się o ciebie. Wiesz, że to trudne dla nas obu - puścił moją brodę i położył głowę na moim ramieniu. - Boję się o ciebie - dodał po chwili ściszonym głosem.
-Przepraszam, że cię tak martwię - przytuliłem go do siebie mocniej. Zazwyczaj to Yuu był osobą w naszym związku, która robiła za tą silniejszą stronę. Zajmował się wszystkim i nigdy nie dawał się złamać. Zawsze to ja tuliłem się do niego i szukałem pocieszenia, wiedząc, że przy nim nic mi nie grozi. Jednak on też czasami potrzebował czegoś takiego. Chwili, w której ktoś mógłby go objąć i wysłuchać. Tak jak teraz. Uczepił się mojej koszulki, a ja gładziłem go po plecach.
Po chwili odsunął się ode mnie delikatnie i zrobił nam kawy. Wypiliśmy ją i pojechaliśmy do studia. W drodze zadzwonił do mnie mój lekarz prowadzący bym jeszcze dzisiaj przyszedł odebrać wyniki. Oświadczył też, że najprawdopodobniej będę musiał zostać na tydzień w szpitalu. Oznaczało to też, że wyniki w cale nie były dobre.
-Tydzień? - zamrugałem kilkakrotnie i zerknąłem na Yuu. Także na mnie spojrzał i położył dłoń na moim kolanie.
-Głównie dla obserwacji, jednak zrobimy dodatkowe badanie i powtórzymy tomografię.
-Rozumiem - głos mi się lekko załamał.
-Do zobaczenia.
-Do widzenia - odpowiedziałem i schowałem komórkę do kieszeni.
-I jak? - Yuu wbijał wzrok w drogę. Najwidoczniej spodziewał się jakiejś nieprzyjemnej odpowiedzi.
-Mam zostać tydzień w szpitalu - mruknąłem kładąc swoją dłoń na jego, która spoczywała na moim kolanie. Wplątałem w nią swoje palce i ścisnąłem lekko.
-Tydzień? - powtórzył jakby się przesłyszał. - Chcą mi cię zabrać na całe siedem dni?
-Jakieś dodatkowe badania mają robić - wyjaśniłem. - I jeszcze dzisiaj mam odebrać powszednie wyniki.
-Aha - mruknął cicho. Chwilę patrzyłem na jego profil i oparłem się głową o oparcie. Nie miałem ochoty iść do szpitala i to jeszcze na tydzień.
-Yuu - powiedziałem cichutko. Mruknął 'hm?'. - nie chce mi się nic - zamknąłem oczy. - Nie mam ochoty jechać do studia, nie...
-Nie możesz - przerwał mi. - Jak się poddasz to będzie oznaczało, że przegrałeś, a w tedy nawet ja nic nie wskóram.
Otworzyłem oczy. Yuu zaciskał dłonie na kierownicy. Jego mina wskazywała na to, że zdenerwowałem go swoimi słowami.
-Dlaczego ty zawsze musisz mieć rację? - zapytałem.
-Ktoś musi - zaczął szukać miejsca na parkingu. - Tam jest wolne?
-Gdzie? Tam? - wskazałem ręką na miejsce, o które najprawdopodobniej mu chodziło. - Chyba tak. Nie masz szkieł?
-Muszę zamówić - westchnął. - Gdzieś zostawiłem okulary i nie pamiętam gdzie - zaparkował.
-Patrzyłeś w szafce przy łóżku? - odpiąłem pas.
-Tak - zaciągnął ręczny i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. - W pierwszej kolejności.
-A w komodzie? - wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę studia.
-Też.
-W szufladzie biurka? - weszliśmy przez drzwi obrotowe i skierowaliśmy się do windy.
-Nie - przyznał. - Jakoś mi to nie przyszło do głowy.
Chciałem nacisnąć guzik odpowiedniego piętra, jednak zamiast tego, mój palec dotknął ściany. Shiro złapał mnie za rękę i nakierował ją na przycisk. Spuściłem wzrok i skrzywiłem się mimowolnie. Yuu objął mnie ramieniem, gdy tylko drzwi się zamknęły, a winda ruszyła.
-Kou-chan - powiedział mi do ucha i musnął nosem mój policzek - uśmiechnij się.
-Proszę cię, przestań - odepchnąłem go lekko.
Odsunął się i złapał mnie za rękę. Wyprowadził mnie z windy, gdy tylko jej drzwi się otworzyły.
Nie byłem na niego zły, tylko na siebie. Nie umiałem sam nacisnąć głupiego guzika. Zupełnie jak dziecko.
W studiu czas minął jak zwykle. Głównie pracowaliśmy nad piosenką Yuu. Przez większość czasu siedziałem z boku i ćwiczyłem swoje fragmenty. Na szczęście nie było tak źle. Piosenka była trudna, jednak nie poddawałem się. Za każdym razem, gdy kostka mi wypadała, albo palce zlatywały mi z gryfu, zaczynałem jeszcze raz. Aoi powiedział żebym się nie poddawał, a jego trzeba było się słuchać.
Wieczorem pojechaliśmy po wyniki. Lekarz stwierdził, że nie są one zadowalające. Chociaż lekarz zapewniał o poprawie, to jakoś nie byłem co do tego pewny. Nie czułem się lepiej, ani nic w tym stylu.
-Masz wszystko? - zapytał Yuu kiedy musiał już wychodzić. Niestety, godziny, w których niezarejestrowane osoby mogły przebywać z chorymi powoli się kończyły.
-Tak, na pewno - odpowiedziałem.
-Wziąłeś szczoteczkę do zębów?
-Tak.
-A polar?
-Yuu, na pewno mam wszystko - zapewniłem. Z pewnością zaraz by się zaczął pytać o rzeczy typu 'zielona koszulka w żółte paski i pomarańczowe kropki, którą dostałeś od mojej matki na urodziny?'. - W razie czego zadzwonię.
-Kouyou - objął mnie. -Dzwoń choćby w środku nocy.
-Żebyś się nie zdziwił, jak się obudzisz i będziesz miał dwieście nieodebranych połączeń - puścił mnie.
-Myślę, że bym się nie zdziwił - pocałował mnie w czoło. - Do jutra.
-Pa - wyszedł z pomieszczenia. Odprowadziłem go wzrokiem i chwilę stałem patrząc na drzwi, za którymi zniknął. Usiadłem na łóżku. Zapowiadała się naprawdę długa noc.
Tak jak się spodziewałem, nie mogłem zasnąć. Wielokrotnie przekręcałem się z boku na bok szukając odpowiedniej pozycji. Gdy na wyświetlaczu telefonu była pierwsza, napisałem do Yuu.
Nie mogę spać.
Spodziewałem się, że odpowiedź przyjdzie jutro wraz Aoim, który mnie odwiedzi. Jakie było moje zdziwienie, gdy telefon w mojej dłoni chwilę później wydał z siebie wibrację.
Nie tylko ty. To łóżko jest za duże na jedną osobę.
Zaśmiałem się pod nosem.
Nie ma do kogo się przytulić i tak jakoś zimno samemu - przyszedł kolejny.
Tutaj też jest zimno. Chociaż kaloryfer grzeje jak cholera.
No widzisz ( ´ ` )
Przegadaliśmy tak dość sporą część nocy. Ostatecznie zasnąłem z telefonem koło głowy.
Ból jaki czułem był nie do opisania. Zupełnie jakby ktoś łamał mi wszystkie kości na raz. Krzyczałem chcąc dać upust temu okropnemu uczuciu i zaciskałem dłonie na fotelu, na którym siedziałem.
-Jeszcze trochę! - powiedział mężczyzna, który stał przed moimi szeroko rozstawionymi nogami.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się drugi wrzask, przeplatany z płaczem. W pomieszczeniu zapanowało jeszcze większe poruszenie. Zacisnąłem powieki, spod których wypływały słone łzy. Byłem cały spocony i zmęczony, chociaż do końca nie wiedziałem czym.
-Ja chcę umrzeć - mówiłem. - Już nie chcę, zabijcie mnie - płakałem.
-Jest prawie cały!
-Proszę mocniej przeć - powiedziała jakaś kobieta, która starła mi pot z czoła.
Kilka minut później coś ze mnie wyszło. Odchyliłem głowę ciężko dysząc. Czułem się jakbym przebiegł jakiś maraton, kompletnie bez sił. Chciałem zapaść w sen, co niestety utrudniał mi wrzask należący do dziecka.
-Gratulacje, zdrowa dziewczynka - usłyszałem głos dochodzący z daleka.
Co? Jaka dziewczynka? Co się stało?
Ktoś wcisnął mi zawiniątko do rąk. Otworzyłem oczy zerkając na owe coś. W ręcznik zawinięta była maleńka istotka, zupełnie podobna do Yuu, który znalazł się przy mnie niewiadomo kiedy.
-Wygląda jak ty - powiedziałem do niego.
-Ma twoje usta - powiedział odgarniając mi włosy z twarzy. Uśmiechnąłem się na ten gest.
Otworzyłem szeroko oczy. Miałem mocno przyśpieszony oddech. Takiego dziwnego snu, to ja chyba jeszcze nigdy nie miałem.
-Ja pierdole - mruknąłem biorąc telefon do ręki by sprawdzić godzinę. Było kilka minut po ósmej. Chłopaki już dawno siedzieli w studiu. Zauważyłem, że miałem nieodczytane wiadomości.
Widzę, że komuś się chyba zasnęło.
Słodkich snów.
Niestety, sen, który mi się przyśnił nie był słodki. Wręcz przeciwnie, był straszny.
Już wstałem! (*^^*) - wysłałem mu wiadomość.
Wyciągnąłem z torby czystą bieliznę i kosmetyczkę. Całość zawinąłem w ręcznik i ruszyłem do łazienki. Jednak, gdy tylko otworzyłem drzwi usłyszałem huk. Wyjrzałem zza nich i dostrzegłem małą postać siedzącą na podłodze. Po chwili poznałem, że był to chłopczyk, z którym rozmawiałem czekając na Shiro. W swoich małych rączkach trzymał bukiet kwiatów zawinięty w różowy papier.
-Nic ci nie jest? - zapytałem wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi.
Dziecko spojrzało na mnie trochę oszołomione. Po chwili wstało chwiejąc się i zaczęło biec. Stałem jakiś czas zdziwiony zachowaniem chłopca i poszedłem do łazienki żeby się ogarnąć. Później robiono mi jakieś dodatkowe badania i zabrano na rehabilitację. Tak zleciał mi cały dzień dopóki nie przyszedł Aoi. Przyniósł ze sobą koszyk z owocami i kanapki.
-Życie mi ratujesz - powiedziałem delektując się każdym kęsem.
-Wiem jakie jest to szpitalne jedzenie i w sumie to spodziewałem się, że go nie tkniesz - obierał pomarańczę ze skórki.
-To jakaś papka, nie jedzenie - mruknąłem.
Wszystko by było pięknie, gdybym się nie zakrztusił. Yuu zaczął mnie klepać między łopatkami, dopóki nie wyplułem pogryzionej kanapki.
Zanotować: to, że lekarz mówi, że jest lepiej, nie znaczy, że tak jest.
Kolejne dni w szpitalu minęły w taki właśnie sposób. Badania, rehabilitacja, Yuu. Dwa razy przyszli z nim jeszcze Rei, Ruki i Kai. Chłopacy podnosili mnie trochę na duchu i to chyba dzięki nim nie załamałem się w tych czterech, białych ścianach. Ostatniego dnia pobytu, gdy już miałem wychodzić przed budynek i czekać na Yuu, znowu spotkałem tego chłopca. A może raczej, to on spotkał mnie?
Złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Odwróciłem się do niego i spojrzałem na jego smutną twarz.
-Nie idź - powiedział patrząc na mnie. - Jak pójdziesz to znikniesz. Nie chcę żebyś znikał.
Kucnąłem przed nim i położyłem mu dłoń na policzku. Wyglądał tak, jakby myślał, że naprawdę zniknę. Zrobiło mi się go szkoda. Tak po prostu.
-Gdzie są twoi rodzice? - zapytałem patrząc mu w oczy i uśmiechając się. Wskazał rączką stronę. - Zaprowadzisz mnie do nich?
Pokiwał głową i pociągnął mnie przez korytarz. Przez cały ten czas trzymał mnie za rękę. Nic nie wskazywało na to, żeby mnie puścił. Ten chłopiec był naprawdę dziwny. Nie znałem go, a on mnie, a jednak nie bał się i przyszedł do mnie, jakbym był jakimś jego krewnym. Zatrzymał się w pewnym momencie i uchylił drzwi przy, których stanęliśmy.
-Tatusiu, mamusiu - wszedł ciągle trzymając mnie za rękę. W łóżku leżała młoda kobieta. Miała uśmiechniętą twarz, jednak wyglądała trochę, jakby się czymś mocno martwiła. Przy łóżku, na składanym krzesełku siedział w lekko przygarbionej pozie mężczyzna. Na jego nosie spoczywały okulary w owalnej oprawie.
-Manabu, gdzie ty biegasz? - zapytał mężczyzna. - Dzień dobry powiedział.
-Dzień dobry - skłoniłem mu lekko głową.
-Tatusiu, ten pan chce zniknąć! - mały puścił mnie i podbiegł do swojego ojca.
-Manabu, przestań zaczepiać ludzi - ojciec pogłaskał go po włosach. - To niegrzeczne. Przepraszam za niego - zwrócił się do mnie.
-Nie, w porządku - powiedziałem. - Manabu, tak? - chłopczyk pokiwał głową. - Nie zniknę, mogę cię zapewnić, że na pewno tutaj wrócę - poczułem wibrację w kieszeni. Yuu się już dobijał. - Ale ktoś właśnie na mnie czeka.
-Nie idź - przytulił się do moich nóg. - Lubię cię.
-Manabu, - kucnąłem przed nim - obiecuję, że się jeszcze zobaczymy.
-Obiecujesz? - wyciągnął mały palec prawej ręki.
-Obiecuję - zrobiłem to samo. Potrząsnąłem naszymi splecionymi dłońmi.
Yuu czekał na mnie przy drzwiach wyjściowych. Był cały zdenerwowany, aż tupał nogą. Podszedł do mnie, gdy tylko mnie zobaczył.
-Matko, Shima - zabrał moją torbę. - Czemu nie odbierasz? Myślałem, że coś się stało.
-Spokojnie - złapaliśmy się za ręce i poszliśmy do samochodu. - Pamiętasz, jak mówiłem ci o takim chłopcu, co mnie zaczepił, gdy raz na ciebie czekałem?
-Kojarzę - włożył moją torbę na tylne siedzenie. - Co z tym chłopcem? - wsiedliśmy do środka.
-Dzisiaj znowu go spotkałem.
Aoi zmierzył mnie ciekawskim spojrzeniem i odpalił silnik. Ruszyliśmy do naszego mieszkania za, którym się szczerze stęskniłem. Brakowało mi nawet tego kapiącego prysznica. W pewnym momencie coś mnie tknęło i włączyłem radio. Leciał spokojny bluesowy kawałek. Całą drogę spędziliśmy na słuchaniu muzyki. Nawet się do siebie nie odzywaliśmy. Yuu zaparkował na parkingu podziemnym i wyłączył radio, a następnie wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Nagle przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Yuu? - pogładziłem go po plecach. - Stało się coś?
-W końcu mogę cię objąć - mruknął.
Siedzieliśmy tak kilka minut. W końcu oderwał się ode mnie.
-Yuu - położyłem mu rękę na kolanie i pochyliłem się w jego stronę.
-Chodź na górę - powiedział szybko wychodząc z samochodu.
Skrzywiłem się i także wysiadłem. Wyciągnął moją torbę i pojechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Otworzył drzwi i puścił mnie pierwszego. Od razu zauważyłem, że coś było nie tak. W mieszkaniu panował idealny porządek. Pościerane kurze, wypolerowane podłogi, rzeczy poukładane na swoich miejscach. Zupełnie jakby przyszła cała ekipa sprzątająca. Nie tylko to mnie zdziwiło. W salonie, na kanapie porozkładane było mnóstwo jaśków.
-A tu co się stało? - zapytałem stojąc w progu salonu. Aoi objął mnie od tyłu w pasie i położył głowę na moim ramieniu.
-Taka mała niespodzianka - przesunął nosem wzdłuż mojej szyi. - Pomyślałem, że może spędzimy jakoś przyjemnie ten wieczór. - przywarł swoim ciałem do mojego i zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłem głowę oddając się pieszczocie.
Przenieśliśmy się na kanapę. Yuu podał mi kieliszek z wodą z cytryną, a sobie nalał wina. Obejmowaliśmy się opierając o miękkie poduszki.
-Kouyou - gładził mnie po ramieniu. - Kocham cię - mruczał mi do ucha. Co jakiś czas obdarowywał mnie drobnymi pocałunkami. W pewnym momencie zdjął moją koszulkę i kazał mi się położyć na brzuchu. Zrobiłem tak i usiał mi na biodrach poczym zaczął masować moje plecy.
-Yuu - jęknąłem. Zazwyczaj to ja robiłem Yuu masaże. Twierdził, że mam ręce, które leczą.
Jego dłonie jeżdżące zgrabnie po moich plecach dawały prawdziwe ukojenie. Z moich ust wydobywały się pomruki zadowolenia, które w pewien sposób podniecały mojego partnera. Czułem to za każdym razem, gdy lekko się pochylał. Nie musiałem jednak mu mówić, że nie miałem na nic więcej ochoty. Chciałem po prostu spędzić z nim wieczór, ale bez seksu. Można wierzyć, lub nie, ale to była ostatnia rzecz, na którą miałem ochotę.
Po kilku minutach zszedł ze mnie, a ja usiadłem w normalnej pozycji i ubrałem koszulkę. Westchnął, jednak szanował moje zdanie.
-Nie dziś - przytuliłem się do niego.
Czas zleciał nam miło na rozmowie. Naprawdę, potrzebowałem czegoś takiego. Później wzięliśmy wspólny prysznic. Yuu na początku protestował, z powodu swojego małego problemu, jednak w końcu dał się przekonać. Pomogłem mu się go pozbyć i zadowoleni umyliśmy się nawzajem.
Ległem na naszym wygodnym łóżku, w miękkiej pościeli pachnącej proszkiem do prania. To cudowne uczucie, spać we własnym łóżku. Yuu wszedł do pokoju susząc włosy ręcznikiem. Przysiadł po swojej stronie i położył go na swoje nagie ramiona. Pogładziłem go po plecach i zacząłem kreślić na nich znaki.
-Ja ciebie też kocham - powiedział, gdy skończyłem te dwa wyrazy. Podniosłem się i usiadłem za nim na piętach. Aoi położył się plecami na łóżku, a głowę ułożył na moich kolanach. Pochyliłem się i pocałowałem go czule. Od razu odwzajemnił pieszczotę i złapał mnie za biodra.
-Dziękuję - musnąłem jego czoło wargami.
Zaśmiał się i wstał zrzucając ręcznik owinięty wokół bioder. Podszedł nago do szafki i wyciągnął z niej dwie pary bokserek. Jedne były moje, drugie jego. Ubraliśmy je i położyliśmy się do łóżka gasząc wszystkie światła. Było gorąco, więc się nie przykrywaliśmy.
-Yuu, śpisz? - zapytałem po kilku minutach. Jego jedyną odpowiedzią było ciche sapnięcie. Zabrałem jego ręce, które mnie obejmowały i przesunąłem się w bok. Jakoś nie mogłem spać. Chociaż odczuwałem zmęczenie, to nie mogłem się na tyle zrelaksować by zasnąć. Całe moje życie stanęło do góry nogami przez głupią chorobę. Musiało trafić na mnie? Akurat na mnie? Skuliłem się. Dlaczego coś takiego w ogóle istniało? Taka straszna choroba. Nikt nie powinien czegoś takiego przeżywać.
Na drugi dzień obudziłem się przed Aoim. Uroczo wyglądał, cały rozczochrany, w dziwacznej pozie i z lekko rozchylonymi ustami. Wstałem rozczulony tym delikatnym widokiem. Shiro wyglądał po prostu jak bezbronny chłopiec. Ledwo zrobiłem krok, gdy poleciałem z hukiem na podłogę. O nic się nie potknąłem. Po prostu się zachwiałem i nie mogłem poruszyć. Leżałem chwilę mając nadzieję, że dam radę sam wstać. Niestety, nie było to możliwe.
-Yuu, obudź się - powiedziałem głośno. - Yuu! - mruknął coś niewyraźnie. - Błagam, obudź się!
-Mmm, tak Uru, też cię kocham - mruczał przez sen.
Ponowiłem próbę samodzielnego wstania. Niestety, ta też zakończyła się fiaskiem.
-Yuu!! - w oczach stanęły mi łzy. Mój pęcherz uciskał nieprzyjemnie i chciałem pójść do toalety. - Zaraz się zsikam - jęknąłem. - Yuu! - W końcu się obudził. Ziewnął i mruknął coś. - Aoi! - powiedziałem pełen nadziei, że zaraz pomoże mi wstać.
-Kouyou? - zapytał podnosząc się do siadu.
-Yuu, pomóż mi - starłem łzy.
-Co ty tam robisz? - wstał szybko i znalazł się przy mnie. Przełożył moją rękę przez ramię i pomógł wstać. Ale co z tego, że stałem, skoro sam nie mogłem tego zrobić. Moje ciało było jak z waty. Nie potrafiłem się ruszyć. - Co się sta...
-Zaraz będziemy mieć kałużę na podłodze - powiedziałem zamykając oczy.
-Co takiego?
-Pomóż mi, chcę iść do toalety - mruknąłem zażenowany.
Nic już nie powiedział, tylko zaprowadził mnie do łazienki. Tam nie za bardzo wiedział, jak ma się zachować, dlatego kazałem mu wyjść. Załatwiłem swoją potrzebę i wyszedłem z toalety podpierając się ściany i robiąc małe kroczki. Aoi stał pod drzwiami i czekał na mnie.
-Kouyou - jego mina wyrażała ogromny ból. Wyciągnął ręce w moją stronę, a ja wtuliłem się w niego. - Jestem przy tobie - gładził mnie po plecach.
Jeszcze tego samego dnia zacząłem poruszać się na wózku.
-Kouyou, wychodzę do sklepu - powiedział Yuu wieczorem, gdy byliśmy już w domu. Nie odpowiedziałem. Leżałem tyłem do otwartych drzwi i pogrążałem się we własnej bezsilności. - Śpisz? - słyszałem jak robił kilka kroków w moją stronę. Po chwili jednak zrezygnował i wyszedł zamykając drzwi na klucz. Przez cały ten czas jak go nie było leżałem w takiej samej pozycji. Nie myślałem o niczym, nie umiałem. Gdy wrócił od razu przyszedł do mnie zaniepokojony. Zerknąłem na niego i skuliłem się chowając twarz w poduszce.
-Chodź coś zjeść - powiedział siadając obok i gładząc mnie po ramieniu. - Kouyou - pochylił się nade mną - Uru-chan - odgarnął moje włosy. Westchnął na brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. - Odpowiedziałbyś chociaż.
-Nie jestem głodny - odezwałem się łaskawie.
-Ale powinieneś coś zjeść - sunął palcem po moim biodrze. - Chociaż spróbuj, co? Kou-chan.
Jedyne czego w tedy chciałem to spokój. Wieczny spokój. Bez problemów, bólu, bezsilności. Chciałbym kiedyś się odrodzić w takim miejscu. W utopijnym świecie. Może po śmierci istniało takie miejsce? Miejsce, gdzie byłbym szczęśliwy. Może gdybym teraz to skończył? Gdybym teraz, gdy byłem sam, po prostu się zabił? Trafiłbym do takiej krainy? Gdy nad tym dłużej myślałem, łzy zebrały się w moich oczach. Gdybym to zrobił, to byłbym tam teraz sam. Bez Reity, Kaia, Rukiego oraz bez osoby, która była moją opoką, osobą, z którą stworzyłem mały światek o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych i, w którym we dwoje się ukrywaliśmy i obdarzaliśmy swoim prywatnym szczęściem.
-Yuu - podniosłem się do siadu - boję się.
-Nie masz czego - pogłaskał mnie po ramieniu. - Jestem z tobą.
-Zjedzmy coś i chodź ze mną do łóżka.
-E? - zamarł.
-Chcę z tobą poleżeć - wytłumaczyłem. Zdawałem sobie sprawę z dwuznaczności swojej wypowiedzi. - Chcę być blisko ciebie.
Podparłem się na nim i poszliśmy w ślimaczym tempie do kuchni. Tam zjedliśmy prostą kolację i w ten sam sposób wróciliśmy do sypialni. Położyliśmy się tuląc do siebie. Prawie tak zasnąłem, dopóki ktoś nie postanowił zadzwonić do Yuu. Odebrał gładząc mnie po plecach. Oczy same mi się kleiły.
-Tak? - powiedział cicho. Patrzył na mnie uważnie. Nie słuchałem, co potem mówił, bo odpłynąłem.
Obudziłem się jakiś czas później. Yuu ze mną nie było. Rozmawiał z kimś na korytarzu. Po głosie poznałem, że był to Kai. Przekręciłem się na drugi bok i podniosłem do siadu. Przyciągnąłem ręką wózek i, z małymi problemami usiadłem na nim. Podjechałem do drzwi i uchyliłem je. Wyjechałem na korytarz, gdzie stali rozmawiający.
-Nie śpisz? - Aoi spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jak widać - odparłem. - Cześć Kai - przywitałem się i podjechałem do łazienki. Załatwiłem w niej swoją potrzebę i wróciłem do sypialni. Ci dwaj dalej o czymś rozmawiali, ale już w salonie. Położyłem się i skuliłem w kłębek na łóżku. Po kilku minutach Kai wyszedł, a Aoi zaraz przyszedł do mnie.
-Kou-chan, powinieneś się przebrać - powiedział. Zdjąłem koszulkę i zsunąłem z siebie spodnie rzucając je na podłogę. Westchnął. - Przebrać, nie rozebrać. Ale już mamy jakiś postęp.
-Tak jest wygodniej - odwróciłem się do niego tyłem. - O czym rozmawialiście?
-Nie wypinaj się tak - usiadł na łóżku. - Rozmawialiśmy o zespole.
-Yhm - mruknąłem przykrywając się kocem. - Nie patrz się na mój tyłek.
Wślizgnął się pod koc i przylgnął do mnie całym ciałem.
-Kiedy ty masz taki śliczny tyłek? - musnął nosem mój kark. - Nie poddawaj się - powiedział cicho. - Nie możesz się poddać.
-Nie mam zamiaru - odpowiedziałem równie cicho.
-Uzgodniłem z Kaiem, że jutro mamy wolne - objął mnie. - Jedziemy za miasto.
-Aha - odparłem niezbyt zainteresowany.
Znowu westchnął. Oderwał się ode mnie i wyszedł z pokoju. Wrócił po kilku minutach i znowu się położył. Złapał mnie za rękę. Ścisnąłem ją lekko i pozwoliłem moim powiekom swobodnie opaść.
*
Wyciągnął wózek z bagażnika rozkładając go i podjechał nim w moją stronę. Pomógł mi wysiąść z samochodu i usadowił mnie na nim. Było naprawdę gorąco, słońce świeciło swoim pełnym blaskiem na bezchmurnym niebie. Gdzieś w trawie świerszcze koncertowały, a ptaki nawoływały się wzajemnie w koronach drzew. Byliśmy na skraju lasu przy parkingu. Yuu podszedł do ścieżki prowadząc mój wózek. Po chwili ogarnął nas przyjemny cień lasu. Po kilku minutach znaleźliśmy się na polance, na której było jeziorko.
-Dasz radę wjechać na pomost?
-Dam.
Wymanewrował mną w jakiś magiczny sposób i wjechał na pomost.
-Zobacz, kaczka - wskazał na ptaka, który płynął blisko nas. - Dawno nie widziałem żadnej na żywo.
-Też - mruknąłem patrząc, jak nurkuje.
-Chociaż - położył mi dłonie na ramionach - jest jedna kaczuszka, która się zapodziała w Tokio.
-W cale nie wyczuwam żadnych aluzji - powiedziałem.
Usiadł obok mnie zdejmując buty i mocząc nogi w wodzie.
-Ciepła? - zapytałem wplątując dłoń w jego włosy.
-Nawet. Chcesz zobaczyć?
Pokiwałem głową. Shiro pomógł wstać i również z jego pomocą usiadłem na skraju pomostu zdejmując buty. Woda nie była ani za zimna, ani za ciepła. Dawała przyjemne ukojenie w takie upalne dni jak ten. Objęliśmy się i siedzieliśmy jakiś czas wsłuchując się w odgłosy natury. Zamknąłem oczy opierając się o jego ramię. Ta cisza była cudowna. Nigdzie nie jeździły żadne samochody, nikt nie puszczał muzyki, powietrze było czyste, a dookoła grasowała uspokajająca zieleń.
-Nie chce ci się pić? - zapytał w pewnym momencie Yuu.
-Trochę - przyznałem. - Jest tutaj jakiś sklep w pobliżu?
-Na pewno. Za lasem jest jakaś miejscowość, powinien być tam sklep.
I tak oto opuściliśmy to miejsce robiąc sobie uprzednio zdjęcie. Wyszliśmy z lasu i ruszyliśmy według drogowskazu. Najbliższa miejscowość, jak się okazało, znajdowała się tuż obok. Sklep znaleźliśmy bez trudu. Wejście do niego było jednak za wąskie, więc musiałem zostać na zewnątrz. Skryłem się pod daszkiem i czekałem na Yuu.
-Oi - usłyszałem. - A pani co się stało?
-Pani? - odwróciłem się do starszego mężczyzny, który siedział na ławce pod sklepem jedząc loda.
-Znaczy panu - poprawił się. - Pan nie stąd, prawda?
-Z Tokio - przyznałem.
-Widać - zaśmiał się. - Czemu ktoś tak młody jeździ na wózku?
-Miałem wypadek - odpowiedziałem.
-To musi być coś strasznego, nie móc się poruszać o własnych siłach.
-Ta - mruknąłem. - To coś strasznego.
-Gorąco, prawda?
-Strasznie.
-Ten mężczyzna, co wszedł do sklepu, to pański przyjaciel?
-Tak.
-Ma pan naprawdę dobrego przyjaciela.
-Tak pan sądzi?
-Tak. Przypomina mi trochę mojego wnuczka. Teraz ma około dwudziestu lat.
-Ah tak.
-Kouyou - poczułem chłód na karku. Pisnąłem przeżywając szok termiczny. - Mam wodę.
-Zabieraj to!
Zaśmiał się podając mi butelkę. Rzuciłem mu ostre spojrzenie, gdy usiadł obok mnie na schodku. Odkręciłem zakrętkę i przytknąłem butelkę do ust biorąc kilka łyków wody.
-Panowie zatrzymali się tutaj na dłużej? - pytał dalej dziadek.
-Nie - odpowiedział mu Yuu. - Tylko dzisiaj tutaj jesteśmy.
-Jakaś podróż?
-Nie, nie - zaśmiał się. - Przyjechaliśmy trochę pooddychać świeżym powietrzem.
-Ah, rozumiem.
Gawędziliśmy z nim jakiś czas, dopóki nie zrobiliśmy się głodni. Mężczyzna wytłumaczył nam, jak dojść do lokalnej jadłodajni. Nie chcieliśmy się jednak za bardzo oddalać od samochodu, więc Aoi pobiegł po niego.
Po posiłku wróciliśmy się do domu. Siedziałem patrząc na profil swojego kierowcy, którego w żaden sposób to nie krępowało.
-Kocham cię - powiedziałem.
-Też cię kocham - odpowiedział ściskając moją dłoń.
Patrzyłem się tak na niego, aż odpłynąłem. Obudziłem się dopiero w Tokio, gdy wjeżdżał na parking.
-To już? - zapytałem zdziwiony.
-Spałeś - wyszedł z samochodu i wyciągnął mój wózek. Podjechał z nim pod drzwiczki pasażera.
To było naprawdę męczące. Nie tylko dla mnie, ale i dla Yuu, który zajmował się mną bez przerwy. Na pewno miał tego dość, jednak nic nie mówił.
-Sam podjadę - powiedziałem, gdy już złapał za rączki wózka i chciał iść do windy.
-No dobrze - odparł z pewnym oporem i stając obok mnie.
O własnych siłach dojechałem do windy. Aoi wcisnął guzik i poczekaliśmy chwilę na nią. Gdy jej drzwi się otworzyły, puścił mnie pierwszego poczym sam wszedł. Wjechaliśmy na odpowiednie piętro i weszliśmy do mieszkania.
-Yuu, wiesz może kiedy mamy następne wolne? - zapytałem.
-Za dwa tygodnie jakoś - odpowiedział idąc do kuchni. - A co? - podjechałem za nim.
-Wyjdź gdzieś na miasto - podał mi szklankę wody i leki. - Zabaw się z kolegami - połknąłem tabletki.
-E? Nie ma mowy. Ktoś mu...
-Ja pójdę do Reity, pogramy w gry. Ty odpoczniesz ode mnie, a ja od ciebie - wypiłem wodę do końca.
-Kouyou, nie odbieraj tego w ten sposób - wplątał dłoń w moje włosy.
-Chcę po prostu pograć z Akirą - mruknąłem.
*
-Masz klucz od domu? - zapytałem Yuu, gdy wychodził.
-Mam, mam - odparł. - To o której ty zamierzasz wracać?
-Przed tobą, ale pewnie będę już spał i nikt ci nie otworzy.
Złapał za klamkę i odwrócił się.
-Jesteś pewny, że mam iść? Może jednak zaczekam z tobą na Reitę? - zacisnął usta w wąską linię.
-Na pewno - wywróciłem oczami. - Już o tym rozmawialiśmy. Nie jestem dzieckiem. Nic mi się nie stanie, jak pobędę dziesięć minut sam.
-Ale...
-Żadnych ale - przerwałem mu. - Won z domu.
-Też cię kocham - podszedł do mnie i schylił się dając mi buziaka. Przytrzymałem go za koszulkę i pogłębiłem pieszczotę.
-Przepraszam, że cię ostatnio ciągle odtrącałem i byłem taki zimny.
-Wiesz, że chętnie bym został i się tobą zajął? - powiedział mi do ucha.
-Wiem. Ale level sam się nie wbije, a koledzy sami pić nie będą.
Zaśmiał się i wyszedł ostatni raz odwracając się w moją stronę.
Akira zjawił się kilka minut później. Zabrał mnie do siebie, gdzie graliśmy prawie do północy. W międzyczasie Ue-chan opowiedział mi o tym, jak to dokładnie było z tą jego dziewczyną. Szczerze, to okazała się prawdziwą suką. Zostawiła go dla jakiegoś napakowanego kolesia z kasą. Dowiedziałem się też, że jakaś inna wpadła mu w oko. Rei zawsze szybko zbierał się po zawodach miłosnych. Tak też było i teraz.
-Ej, a co sądzisz o Rukim? - postanowiłem go trochę podgadać w tej sprawie. W końcu niewiele brakowało by Matsumoto został mężem.
-Co mam o nim sądzić? Ruki, jak Ruki - wziął łyk coli.
-Ano, bo wiesz, prawdopodobnie niedługo zaręczy się ze swoją dziewczyną.
-I? To chyba dobrze, nie?
-No chyba nie - otworzyłem szeroko oczy. Rei był ślepy, czy co?
-A ty co? Zazdrościsz jej?
-Ale śmieszne - burknąłem.
-Oj Shima, przepraszam.
I tyle to dało. Postanowiłem nie poruszać już tego tematu i resztę czasu spędziliśmy wyzywając się grając w gry. Reita mało mnie nie zabił, gdy pad wypadł mi z rąk. Po chwili jednak się opamiętał i dał mi spokój przypominając sobie o mojej chorobie.
-Może ja jednak zaczekam z tobą na Aoiego? - zapytał, gdy odprowadził mnie do drzwi.
-Nie musisz. I tak wróci późno.
-No dobra. Jak chcesz.
-To na razie.
-Do zobaczenia.
Zamknąłem drzwi i podjechałem do sypialni. Z pewnym trudem przeniosłem się na łóżko i rozebrałem się do samej bielizny. Wczołgałem się pod kołdrę i niedługo później zasnąłem.
Obudził mnie odgłos otwieranych drzwi. Yuu wszedł do mieszkania i zaraz usłyszałem, jak wchodził do sypialni. Rozebrał się i położył obok mnie.
-Śmierdzisz - powiedziałem, gdy położył się na mnie. - Złaź - zrzuciłem go z siebie. Tak, jak się spodziewałem, był pijany. Wymamrotał coś i pogładził mnie po nagim brzuchu. - Nie macaj mnie, jak jakiś stary zboczeniec.
Chwilę coś gadał, aż zasnął. Odsunąłem się od niego i na nowo zapadłem w sen.

-----

Nadciągnęłam z kolejnym rozdziałem! Wybaczcie za to, że niektórzy musieli czekać. Przygotowuję się do egzaminów gimbazjalnych i dopiero po nich będę mogła całkowicie poświęcać czas na pisanie. Trzymajcie kciuki za moją matmę ^^ 
W przygotowaniu mam już rozdział "Migdałowego serca", dlatego spodziewajcie się go niedługo.
Kolejna sprawa jest taka, że prawdopodobnie po testach nie będę mieć internetu. W razie czego będę pisać na tt. 
Moi kochani, dziękuję za wszystkie komentarze. Naprawdę się cieszę, że są zainteresowani moją twórczością, dlatego proszę, komentujcie!! :D
Do następnego rozdziałuu~! ;3

Komentarze

  1. D: Prawie się rozbeczałam ;A; Biedny Kou Dziwny ten Manabu... jakoś za nim nie przepadam,ale wzbudza we mnie ciekawość. Podziwiam, że Aoi jeszcze daje radę się nim tak zajmować. Wstyd się przyznać, ale ja bym chyba długo nie wytrzymała. ^^" Kocham Twoje opowiadania. Szczególnie to.
    Powodzenia na testach gimnazjalnych!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo Manabu musi być taaaaaki słodki ~
    Nie mogę się doczekać następnego :D
    Powodzenia! Daj z siebie wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Autentycznie poryczałam się w momencie, kiedy Kou nie mógł podnieść się z podłogi.
    Twoje opowiadania są takie realistyczne... Piękne. Naprawdę, coś cudownego... Bez przesłodzonych dialogów... Wszystko jest takie... nie będę się powtarzać! ,_,
    Podziwiam Aoiego. I nie dziwię się tej 'oschłej' postawy Kou. Jeśli sama wylądowałabym na wózku, chyba nie miałabym sumienia obarczać wszystkim najbliższej osoby...

    Oczywiście, powodzenia z testami!
    I błagam, nie każ czekać na ,,Migdałowe serce''. I na kolejny part tego cuda... ;__;/

    Weny, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest cudowne, uwielbiam tego ff. ; wwwww ;
    Czekam na kolejną część. Weny życzę i powodzenia na testach. :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Manabu *wwww*

    Przeczytałam "Uru czemu się rozbierasz?" xDDDD
    Koniec nabijania się z Uru! Biedaczyna...

    Wybacz, nie mam weny na komciowanie ;c

    Pozdrawiam cieplutko
    Chizuru

    OdpowiedzUsuń
  6. I jak tam egzaminy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Umm...wiem ze komentarz tak dlugo po wstawieniu notki nie ma wiekszego seneu, ale i tak cos napisze. Wienc...poplakalam sie, teraz kiedy to pisze najnormalniej rycze jak bobr...a to dopiero...3...4? Rozdzial...nie pamietam, ehh...opowiadanie jest cudne, malo kto potrafi swoimi tekstami wzruszyc mnie do lez - przepraszam, ze bez znakow, ale pisze z telefonu

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz, że nie skomentowałam 2 rozdziału, ale tak wpatrywałam się w to białe okienko do wypełnienia i nie wiedziałam, co napisać. ;-;
    Manabu od początku wydawał mi się dziwny. Nie zszokowałabym się, jeśliby się okazało, że Yuu jest zazdrosny xD.
    Współczuję im obojgu tak właściwie... zdaje sobie sprawę, jaki to musi być dla nich ciężar. Ten czas płynie zdecydowanie za szybko. I w tym opowiadaniu, i w rzeczywistości. To jet takie dołujące... '-' sama mam dwie niepełnosprawne osoby w rodzinie... ale jakoś się trzymają.
    Reita jest ślepy nie od dziś :/ To każdy wie.
    Pozdrawiam <|3

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    tak mi smutno, czemu to właśnie Kaya musiało spotkać, a ten chłopczyk taki uroczy, Yuu jak widać bardzo go kocha, opiekuje się nim, troszczy się... jest dla niego bardzo ważny...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniały rozdział, smutno... czemu to wszystko właśnie Kay'a musiało spotkać, ten chłopczyk jest taki uroczy, widać jak bardzo Yuu go kocha, opiekuje się nim, troszczy się... jest dla niego bardzo ważny... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka,
    wspaniale, ech czemu to wszystko właśnie Kay'a spotkało, a chłopczyk jest po prostu uroczy, widać że Yuu bardzo go kocha, opiekuje się, troszczy... jest po prostu ważny... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem, czytam, lecę dalej :D
    Kouyou był bardzo zabawny w tym rozdziale :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty