''Jeśli się odrodzę, spotkajmy się znowu'' 03
Moje ciało, które splecione jest wewnątrz spirali
Powoli, powoli się skręca.
W moim gardle są tysiące pytań, które są jak ciernie;
Pytam się "Co mogę ocalić?"
Tuż przed moimi oczami umiera moja przyszłość.
Without a trace
(maj
2012)
Przeszedłem
przez korytarz prowadzący do studia i wszedłem do niego po cichu, nie chcąc
zwracać na siebie zbytniej uwagi. Z zamierzonym skutkiem usiadłem z gitarą w
fotelu i zacząłem na niej pogrywać. Dookoła panował istny chaos. Wszędzie
walały się kartki, opakowania po niedopitej kawie i niedojedzonych gotowych
daniach. Wśród tego bajzlu latali dźwiękowcy, menadżer i inni. Wszyscy starali
się jak najlepiej dopracować piosenkę, której nawiasem mówiąc, byłem
kompozytorem. Hedoro nie było jednak
piosenką, którą chciałem tworzyć. Powstała znikąd, by po prostu być i zapełnić
pusty numer na nieskończonej płycie. Wcześniej pewnie bym tak nie myślał.
Przykładałbym się i chciał jak najlepiej. Teraz jednak nie miałem nawet ochoty
by się ruszyć i powiedzieć, jaka jest moja ogólna koncepcja i poprawiać
ewentualne błędy. Poczułem pewnego rodzaju frustrację. Poniekąd nie chcieli
mnie prosić o pomoc, bo nie chcieli wystawiać mojego zdrowia na próbę. Mojego
zdrowia...
Byłem
w stanie grać, chociaż kostka czasami mi wypadała z ręki lub gubiłem rytm.
Mogłem jednak grać swoje fragmenty, tak jak powinny one brzmieć. Niestety,
zapadła pewna bardzo smutna decyzja. Po wydaniu Division, zespół miał zakończyć działalność. Zapowiedziana trasa
koncertowa została już nawet odwołana. A to wszystko przeze mnie. Próbowałem
ich przekonać żeby kogoś znaleźli i nie poddawali się. Jednak nasz mały diabeł
rzekł:
-The
Gazette to coś co stworzyliśmy razem, w piątkę. Jego członkami są Kai, Aoi,
Reita, Ruki i Uruha. Nie zastąpi się kogoś tak po prostu. Jeśli ciebie w nim
nie będzie to nie ma sensu by w ogóle istniał - powiedział twardo, chociaż
czułem, że te słowa przyszły mu z pewną trudnością.
I
tak oto właśnie wszystko to, na co pracowaliśmy dziesięć lat, chyliło się ku
końcowi. Włącznie z moim życiem.
-Musimy
jechać - powiedział Yuu stając przede mną. Zamrugałem kilkakrotnie i obrzuciłem
go nieobecnym spojrzeniem. Zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu
siedziałem w jednej pozycji nie zwracając uwagi na to, co się dookoła działo. -
Dobrze się czujesz? - zapytał troskliwie.
-Tak
- wstałem odkładając gitarę na stojak. Cholerna rehabilitacja czekała. Chociaż
zostałem przeniesiony do prywatnej kliniki, to i tak wszyscy gapili się na mnie
jak na rzadki okaz egzotycznego zwierzęcia w zoo. Trudno było mi przejść bez
skrępowania obok kogokolwiek i nie usłyszeć czegoś na swój temat.
*
-Teraz
lewa noga - powiedziała kobieta, która przeprowadzała ze mną zajęcia.
Posłusznie
uniosłem lewą nogę i rozłożyłem ręce. Niestety, zaraz po tym przechyliłem się w
bok i upadłem na materac.
-Wszystko
dobrze? - zapytała kobieta podając mi rękę. Chwyciłem ją i wstałem.
-Raczej
tak - odpowiedziałem.
Później
musiałem unosić jakąś piłkę, którą niestety upuściłem kilka razy. Nie
poddawałem się jednak i dalej dzielnie wykonywałem ćwiczenia. Gdy się
przebrałem zadzwoniłem do Yuu, żeby po mnie przyjechał. Usiadłem w poczekalni,
w holu i kupiłem sobie kawę w automacie. Sączyłem ją powoli i jednocześnie
bawiłem się komórką. W pewnym momencie dosiadł się do mnie mały chłopczyk. Zerknąłem
na niego i dalej grałem w ścigankę. Przybliżył się do mnie i czułem na sobie
jego natarczywe spojrzenie. Wyłączyłem grę i spojrzałem na niego. Miał twarz
znacznie przybliżoną do mojej i szeroko otwarte oczy. Odchrząknąłem trochę
zmieszany.
-Coś
się stało? - zapytałem. Miałem nadzieję, że dzieciak zaraz sobie pójdzie,
jednak ciągle siedział w tej samej pozycji. Gdzie rodzą się takie dziwne
dzieci?
-Dlaczego
tutaj jesteś? - odezwał się. Zamrugałem kilkakrotnie nie do końca rozumiejąc o
co mu chodziło. - Jesteś tu bo czekasz na kogoś? - usiadł w normalnej pozycji,
jednak ciągle wlepiał we mnie ślepia. - Czekasz tutaj, tak jak ja?
-Czekam
na kogoś - odparłem - tak jak ty.
-Ten
ktoś tutaj jest? - zadał kolejne pytanie. Przez chwilę nie wiedziałem czy
odpowiedzieć. W końcu, to tylko jakieś dziecko, które posiedzi, popatrzy, pogaworzy
i sobie pójdzie obrażone, bo zostało zignorowane. Mogłem tak zrobić, ale coś
kazało mi odpowiedzieć na jego pytania.
-Nie
- powiedziałem. - Tego kogoś tu nie ma - dodałem po chwili.
-A
ten ktoś jest kimś ważnym dla kogoś takiego, jak ktoś, kto siedzi sam czekając
na tego właśnie kogoś? - zapytał z jak najbardziej poważną miną. Miałem ochotę
się roześmiać słysząc takie dziwne zdanie. Zachowałem jednak powagę, bo w końcu
nie powinienem był sprawiać mu przykrości.
-Myślę,
że tak.
Nagle
dzieciak wstał i odszedłem. Patrzyłem się chwilę w punkt za rogiem, gdzie
zniknął i zaśmiałem się kręcąc głową. Jaki to niby miało cel? Ta cała rozmowa.
Gdy tylko przyjechał Aoi, opowiedziałem mu to. Śmiał się z tej sytuacji razem
ze mną.
-Dzieciaki
lgną do ciebie, nie ma co - śmiał się gdy wjeżdżaliśmy na piętro. - To słodkie
- stwierdził.
Spojrzałem
na niego krzywo. W przeciwieństwie do mnie Yuu lubił dzieci, chociaż twierdził,
że nigdy nie chciałby być ojcem. Wiązałoby się to jednocześnie z naszym
rozstaniem, czego żaden z nas nie chciał. Chyba nie wytrzymałbym bez niego i
prędzej popełnił samobójstwo.
-Ah,
te dzieci - mruknąłem pod nosem.
Weszliśmy
do mieszkania i zajęliśmy się swoimi sprawami.
*
Usiadłem
przy stole ziewając głośno. Chętnie wróciłbym jeszcze do łóżka i przespał tak z
kilka godzin.
-Nie
musiałeś siedzieć do późna i czytać książkę - powiedział Aoi podając mi
jajecznicę. Jeszcze trochę, a niedługo zacząłbym mówić do niego mamo.
-Ale
chciałem - chwyciłem widelec i zacząłem jeść. Yuu usiadł przede mną również
konsumując proste śniadanie.
Jadłem
patrząc na widok za oknem. Mieliśmy okno od wschodu, więc do mieszkania wpadały
pierwsze promienie słońca.
-Teraz
szykuj się na opieprz od Tanabe - powiedział. - Mnie się dostanie bo ci
pozwoliłem, a tobie za sam pomysł czytania.
-Nie
przesadzaj - ziewnąłem. - To nie jego sprawa, co robimy w nocy.
-Niby
nie jego, ale się zacznie czepiać - westchnął. - Chcesz kawy? - wstał i
podszedł do szafki nastawiając wodę w czajniku elektrycznym.
-Poproszę
- oparł się o blat i założył ręce na piersi. - Yuu - także wstałem i podszedłem
do niego obejmując go - przepraszam. Nie złość się na mnie.
-Kouyou
- wplątał dłoń w moje włosy - to jest niemożliwe żeby się na ciebie złościć -
złapał mnie za podbródek i delikatnie uniósł moją głowę. - Martwię się o
ciebie. Wiesz, że to trudne dla nas obu - puścił moją brodę i położył głowę na
moim ramieniu. - Boję się o ciebie - dodał po chwili ściszonym głosem.
-Przepraszam,
że cię tak martwię - przytuliłem go do siebie mocniej. Zazwyczaj to Yuu był
osobą w naszym związku, która robiła za tą silniejszą stronę. Zajmował się
wszystkim i nigdy nie dawał się złamać. Zawsze to ja tuliłem się do niego i
szukałem pocieszenia, wiedząc, że przy nim nic mi nie grozi. Jednak on też
czasami potrzebował czegoś takiego. Chwili, w której ktoś mógłby go objąć i
wysłuchać. Tak jak teraz. Uczepił się mojej koszulki, a ja gładziłem go po
plecach.
Po
chwili odsunął się ode mnie delikatnie i zrobił nam kawy. Wypiliśmy ją i
pojechaliśmy do studia. W drodze zadzwonił do mnie mój lekarz prowadzący bym
jeszcze dzisiaj przyszedł odebrać wyniki. Oświadczył też, że najprawdopodobniej
będę musiał zostać na tydzień w szpitalu. Oznaczało to też, że wyniki w cale
nie były dobre.
-Tydzień?
- zamrugałem kilkakrotnie i zerknąłem na Yuu. Także na mnie spojrzał i położył
dłoń na moim kolanie.
-Głównie
dla obserwacji, jednak zrobimy dodatkowe badanie i powtórzymy tomografię.
-Rozumiem
- głos mi się lekko załamał.
-Do
zobaczenia.
-Do
widzenia - odpowiedziałem i schowałem komórkę do kieszeni.
-I
jak? - Yuu wbijał wzrok w drogę. Najwidoczniej spodziewał się jakiejś
nieprzyjemnej odpowiedzi.
-Mam
zostać tydzień w szpitalu - mruknąłem kładąc swoją dłoń na jego, która
spoczywała na moim kolanie. Wplątałem w nią swoje palce i ścisnąłem lekko.
-Tydzień?
- powtórzył jakby się przesłyszał. - Chcą mi cię zabrać na całe siedem dni?
-Jakieś
dodatkowe badania mają robić - wyjaśniłem. - I jeszcze dzisiaj mam odebrać
powszednie wyniki.
-Aha
- mruknął cicho. Chwilę patrzyłem na jego profil i oparłem się głową o oparcie.
Nie miałem ochoty iść do szpitala i to jeszcze na tydzień.
-Yuu
- powiedziałem cichutko. Mruknął 'hm?'. - nie chce mi się nic - zamknąłem oczy.
- Nie mam ochoty jechać do studia, nie...
-Nie
możesz - przerwał mi. - Jak się poddasz to będzie oznaczało, że przegrałeś, a w
tedy nawet ja nic nie wskóram.
Otworzyłem
oczy. Yuu zaciskał dłonie na kierownicy. Jego mina wskazywała na to, że
zdenerwowałem go swoimi słowami.
-Dlaczego
ty zawsze musisz mieć rację? - zapytałem.
-Ktoś
musi - zaczął szukać miejsca na parkingu. - Tam jest wolne?
-Gdzie?
Tam? - wskazałem ręką na miejsce, o które najprawdopodobniej mu chodziło. -
Chyba tak. Nie masz szkieł?
-Muszę
zamówić - westchnął. - Gdzieś zostawiłem okulary i nie pamiętam gdzie -
zaparkował.
-Patrzyłeś
w szafce przy łóżku? - odpiąłem pas.
-Tak
- zaciągnął ręczny i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. - W pierwszej kolejności.
-A
w komodzie? - wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę studia.
-Też.
-W
szufladzie biurka? - weszliśmy przez drzwi obrotowe i skierowaliśmy się do
windy.
-Nie
- przyznał. - Jakoś mi to nie przyszło do głowy.
Chciałem
nacisnąć guzik odpowiedniego piętra, jednak zamiast tego, mój palec dotknął
ściany. Shiro złapał mnie za rękę i nakierował ją na przycisk. Spuściłem wzrok
i skrzywiłem się mimowolnie. Yuu objął mnie ramieniem, gdy tylko drzwi się
zamknęły, a winda ruszyła.
-Kou-chan
- powiedział mi do ucha i musnął nosem mój policzek - uśmiechnij się.
-Proszę
cię, przestań - odepchnąłem go lekko.
Odsunął
się i złapał mnie za rękę. Wyprowadził mnie z windy, gdy tylko jej drzwi się
otworzyły.
Nie
byłem na niego zły, tylko na siebie. Nie umiałem sam nacisnąć głupiego guzika.
Zupełnie jak dziecko.
W
studiu czas minął jak zwykle. Głównie pracowaliśmy nad piosenką Yuu. Przez
większość czasu siedziałem z boku i ćwiczyłem swoje fragmenty. Na szczęście nie
było tak źle. Piosenka była trudna, jednak nie poddawałem się. Za każdym razem,
gdy kostka mi wypadała, albo palce zlatywały mi z gryfu, zaczynałem jeszcze
raz. Aoi powiedział żebym się nie poddawał, a jego trzeba było się słuchać.
Wieczorem
pojechaliśmy po wyniki. Lekarz stwierdził, że nie są one zadowalające. Chociaż
lekarz zapewniał o poprawie, to jakoś nie byłem co do tego pewny. Nie czułem
się lepiej, ani nic w tym stylu.
-Masz
wszystko? - zapytał Yuu kiedy musiał już wychodzić. Niestety, godziny, w
których niezarejestrowane osoby mogły przebywać z chorymi powoli się kończyły.
-Tak,
na pewno - odpowiedziałem.
-Wziąłeś
szczoteczkę do zębów?
-Tak.
-A
polar?
-Yuu,
na pewno mam wszystko - zapewniłem. Z pewnością zaraz by się zaczął pytać o
rzeczy typu 'zielona koszulka w żółte paski i pomarańczowe kropki, którą
dostałeś od mojej matki na urodziny?'. - W razie czego zadzwonię.
-Kouyou
- objął mnie. -Dzwoń choćby w środku nocy.
-Żebyś
się nie zdziwił, jak się obudzisz i będziesz miał dwieście nieodebranych
połączeń - puścił mnie.
-Myślę,
że bym się nie zdziwił - pocałował mnie w czoło. - Do jutra.
-Pa
- wyszedł z pomieszczenia. Odprowadziłem go wzrokiem i chwilę stałem patrząc na
drzwi, za którymi zniknął. Usiadłem na łóżku. Zapowiadała się naprawdę długa
noc.
Tak
jak się spodziewałem, nie mogłem zasnąć. Wielokrotnie przekręcałem się z boku
na bok szukając odpowiedniej pozycji. Gdy na wyświetlaczu telefonu była
pierwsza, napisałem do Yuu.
Nie mogę spać.
Spodziewałem
się, że odpowiedź przyjdzie jutro wraz Aoim, który mnie odwiedzi. Jakie było
moje zdziwienie, gdy telefon w mojej dłoni chwilę później wydał z siebie
wibrację.
Nie tylko ty. To łóżko jest za duże na
jedną osobę.
Zaśmiałem
się pod nosem.
Nie ma do kogo się przytulić i tak
jakoś zimno samemu -
przyszedł kolejny.
Tutaj też jest zimno. Chociaż
kaloryfer grzeje jak cholera.
No widzisz ( ´ ▽ ` )ノ
Przegadaliśmy
tak dość sporą część nocy. Ostatecznie zasnąłem z telefonem koło głowy.
Ból
jaki czułem był nie do opisania. Zupełnie jakby ktoś łamał mi wszystkie kości
na raz. Krzyczałem chcąc dać upust temu okropnemu uczuciu i zaciskałem dłonie
na fotelu, na którym siedziałem.
-Jeszcze
trochę! - powiedział mężczyzna, który stał przed moimi szeroko rozstawionymi
nogami.
Nagle
w pomieszczeniu rozległ się drugi wrzask, przeplatany z płaczem. W
pomieszczeniu zapanowało jeszcze większe poruszenie. Zacisnąłem powieki, spod
których wypływały słone łzy. Byłem cały spocony i zmęczony, chociaż do końca
nie wiedziałem czym.
-Ja
chcę umrzeć - mówiłem. - Już nie chcę, zabijcie mnie - płakałem.
-Jest
prawie cały!
-Proszę
mocniej przeć - powiedziała jakaś kobieta, która starła mi pot z czoła.
Kilka
minut później coś ze mnie wyszło. Odchyliłem głowę ciężko dysząc. Czułem się
jakbym przebiegł jakiś maraton, kompletnie bez sił. Chciałem zapaść w sen, co
niestety utrudniał mi wrzask należący do dziecka.
-Gratulacje,
zdrowa dziewczynka - usłyszałem głos dochodzący z daleka.
Co?
Jaka dziewczynka? Co się stało?
Ktoś
wcisnął mi zawiniątko do rąk. Otworzyłem oczy zerkając na owe coś. W ręcznik
zawinięta była maleńka istotka, zupełnie podobna do Yuu, który znalazł się przy
mnie niewiadomo kiedy.
-Wygląda
jak ty - powiedziałem do niego.
-Ma
twoje usta - powiedział odgarniając mi włosy z twarzy. Uśmiechnąłem się na ten
gest.
Otworzyłem
szeroko oczy. Miałem mocno przyśpieszony oddech. Takiego dziwnego snu, to ja
chyba jeszcze nigdy nie miałem.
-Ja
pierdole - mruknąłem biorąc telefon do ręki by sprawdzić godzinę. Było kilka
minut po ósmej. Chłopaki już dawno siedzieli w studiu. Zauważyłem, że miałem
nieodczytane wiadomości.
Widzę, że komuś się chyba zasnęło.
Słodkich snów.
Niestety,
sen, który mi się przyśnił nie był słodki. Wręcz przeciwnie, był straszny.
Już wstałem! (*^▽^*)
- wysłałem mu wiadomość.
Wyciągnąłem
z torby czystą bieliznę i kosmetyczkę. Całość zawinąłem w ręcznik i ruszyłem do
łazienki. Jednak, gdy tylko otworzyłem drzwi usłyszałem huk. Wyjrzałem zza nich
i dostrzegłem małą postać siedzącą na podłodze. Po chwili poznałem, że był to
chłopczyk, z którym rozmawiałem czekając na Shiro. W swoich małych rączkach
trzymał bukiet kwiatów zawinięty w różowy papier.
-Nic
ci nie jest? - zapytałem wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi.
Dziecko
spojrzało na mnie trochę oszołomione. Po chwili wstało chwiejąc się i zaczęło
biec. Stałem jakiś czas zdziwiony zachowaniem chłopca i poszedłem do łazienki
żeby się ogarnąć. Później robiono mi jakieś dodatkowe badania i zabrano na
rehabilitację. Tak zleciał mi cały dzień dopóki nie przyszedł Aoi. Przyniósł ze
sobą koszyk z owocami i kanapki.
-Życie
mi ratujesz - powiedziałem delektując się każdym kęsem.
-Wiem
jakie jest to szpitalne jedzenie i w sumie to spodziewałem się, że go nie
tkniesz - obierał pomarańczę ze skórki.
-To
jakaś papka, nie jedzenie - mruknąłem.
Wszystko
by było pięknie, gdybym się nie zakrztusił. Yuu zaczął mnie klepać między
łopatkami, dopóki nie wyplułem pogryzionej kanapki.
Zanotować:
to, że lekarz mówi, że jest lepiej, nie znaczy, że tak jest.
Kolejne
dni w szpitalu minęły w taki właśnie sposób. Badania, rehabilitacja, Yuu. Dwa
razy przyszli z nim jeszcze Rei, Ruki i Kai. Chłopacy podnosili mnie trochę na
duchu i to chyba dzięki nim nie załamałem się w tych czterech, białych
ścianach. Ostatniego dnia pobytu, gdy już miałem wychodzić przed budynek i
czekać na Yuu, znowu spotkałem tego chłopca. A może raczej, to on spotkał mnie?
Złapał
mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Odwróciłem się do niego i spojrzałem
na jego smutną twarz.
-Nie
idź - powiedział patrząc na mnie. - Jak pójdziesz to znikniesz. Nie chcę żebyś
znikał.
Kucnąłem
przed nim i położyłem mu dłoń na policzku. Wyglądał tak, jakby myślał, że
naprawdę zniknę. Zrobiło mi się go szkoda. Tak po prostu.
-Gdzie
są twoi rodzice? - zapytałem patrząc mu w oczy i uśmiechając się. Wskazał
rączką stronę. - Zaprowadzisz mnie do nich?
Pokiwał
głową i pociągnął mnie przez korytarz. Przez cały ten czas trzymał mnie za
rękę. Nic nie wskazywało na to, żeby mnie puścił. Ten chłopiec był naprawdę
dziwny. Nie znałem go, a on mnie, a jednak nie bał się i przyszedł do mnie,
jakbym był jakimś jego krewnym. Zatrzymał się w pewnym momencie i uchylił drzwi
przy, których stanęliśmy.
-Tatusiu,
mamusiu - wszedł ciągle trzymając mnie za rękę. W łóżku leżała młoda kobieta.
Miała uśmiechniętą twarz, jednak wyglądała trochę, jakby się czymś mocno
martwiła. Przy łóżku, na składanym krzesełku siedział w lekko przygarbionej
pozie mężczyzna. Na jego nosie spoczywały okulary w owalnej oprawie.
-Manabu,
gdzie ty biegasz? - zapytał mężczyzna. - Dzień dobry powiedział.
-Dzień
dobry - skłoniłem mu lekko głową.
-Tatusiu,
ten pan chce zniknąć! - mały puścił mnie i podbiegł do swojego ojca.
-Manabu,
przestań zaczepiać ludzi - ojciec pogłaskał go po włosach. - To niegrzeczne.
Przepraszam za niego - zwrócił się do mnie.
-Nie,
w porządku - powiedziałem. - Manabu, tak? - chłopczyk pokiwał głową. - Nie
zniknę, mogę cię zapewnić, że na pewno tutaj wrócę - poczułem wibrację w
kieszeni. Yuu się już dobijał. - Ale ktoś właśnie na mnie czeka.
-Nie
idź - przytulił się do moich nóg. - Lubię cię.
-Manabu,
- kucnąłem przed nim - obiecuję, że się jeszcze zobaczymy.
-Obiecujesz?
- wyciągnął mały palec prawej ręki.
-Obiecuję
- zrobiłem to samo. Potrząsnąłem naszymi splecionymi dłońmi.
Yuu
czekał na mnie przy drzwiach wyjściowych. Był cały zdenerwowany, aż tupał nogą.
Podszedł do mnie, gdy tylko mnie zobaczył.
-Matko,
Shima - zabrał moją torbę. - Czemu nie odbierasz? Myślałem, że coś się stało.
-Spokojnie
- złapaliśmy się za ręce i poszliśmy do samochodu. - Pamiętasz, jak mówiłem ci
o takim chłopcu, co mnie zaczepił, gdy raz na ciebie czekałem?
-Kojarzę
- włożył moją torbę na tylne siedzenie. - Co z tym chłopcem? - wsiedliśmy do
środka.
-Dzisiaj
znowu go spotkałem.
Aoi
zmierzył mnie ciekawskim spojrzeniem i odpalił silnik. Ruszyliśmy do naszego
mieszkania za, którym się szczerze stęskniłem. Brakowało mi nawet tego
kapiącego prysznica. W pewnym momencie coś mnie tknęło i włączyłem radio.
Leciał spokojny bluesowy kawałek. Całą drogę spędziliśmy na słuchaniu muzyki.
Nawet się do siebie nie odzywaliśmy. Yuu zaparkował na parkingu podziemnym i
wyłączył radio, a następnie wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Nagle przyciągnął
mnie do siebie i mocno przytulił.
-Yuu?
- pogładziłem go po plecach. - Stało się coś?
-W
końcu mogę cię objąć - mruknął.
Siedzieliśmy
tak kilka minut. W końcu oderwał się ode mnie.
-Yuu
- położyłem mu rękę na kolanie i pochyliłem się w jego stronę.
-Chodź
na górę - powiedział szybko wychodząc z samochodu.
Skrzywiłem
się i także wysiadłem. Wyciągnął moją torbę i pojechaliśmy windą na odpowiednie
piętro. Otworzył drzwi i puścił mnie pierwszego. Od razu zauważyłem, że coś
było nie tak. W mieszkaniu panował idealny porządek. Pościerane kurze,
wypolerowane podłogi, rzeczy poukładane na swoich miejscach. Zupełnie jakby
przyszła cała ekipa sprzątająca. Nie tylko to mnie zdziwiło. W salonie, na
kanapie porozkładane było mnóstwo jaśków.
-A
tu co się stało? - zapytałem stojąc w progu salonu. Aoi objął mnie od tyłu w
pasie i położył głowę na moim ramieniu.
-Taka
mała niespodzianka - przesunął nosem wzdłuż mojej szyi. - Pomyślałem, że może
spędzimy jakoś przyjemnie ten wieczór. - przywarł swoim ciałem do mojego i
zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłem głowę oddając się pieszczocie.
Przenieśliśmy
się na kanapę. Yuu podał mi kieliszek z wodą z cytryną, a sobie nalał wina.
Obejmowaliśmy się opierając o miękkie poduszki.
-Kouyou
- gładził mnie po ramieniu. - Kocham cię - mruczał mi do ucha. Co jakiś czas
obdarowywał mnie drobnymi pocałunkami. W pewnym momencie zdjął moją koszulkę i
kazał mi się położyć na brzuchu. Zrobiłem tak i usiał mi na biodrach poczym
zaczął masować moje plecy.
-Yuu
- jęknąłem. Zazwyczaj to ja robiłem Yuu masaże. Twierdził, że mam ręce, które
leczą.
Jego
dłonie jeżdżące zgrabnie po moich plecach dawały prawdziwe ukojenie. Z moich
ust wydobywały się pomruki zadowolenia, które w pewien sposób podniecały mojego
partnera. Czułem to za każdym razem, gdy lekko się pochylał. Nie musiałem
jednak mu mówić, że nie miałem na nic więcej ochoty. Chciałem po prostu spędzić
z nim wieczór, ale bez seksu. Można wierzyć, lub nie, ale to była ostatnia
rzecz, na którą miałem ochotę.
Po
kilku minutach zszedł ze mnie, a ja usiadłem w normalnej pozycji i ubrałem
koszulkę. Westchnął, jednak szanował moje zdanie.
-Nie
dziś - przytuliłem się do niego.
Czas
zleciał nam miło na rozmowie. Naprawdę, potrzebowałem czegoś takiego. Później
wzięliśmy wspólny prysznic. Yuu na początku protestował, z powodu swojego
małego problemu, jednak w końcu dał się przekonać. Pomogłem mu się go pozbyć i
zadowoleni umyliśmy się nawzajem.
Ległem
na naszym wygodnym łóżku, w miękkiej pościeli pachnącej proszkiem do prania. To
cudowne uczucie, spać we własnym łóżku. Yuu wszedł do pokoju susząc włosy
ręcznikiem. Przysiadł po swojej stronie i położył go na swoje nagie ramiona.
Pogładziłem go po plecach i zacząłem kreślić na nich znaki.
-Ja
ciebie też kocham - powiedział, gdy skończyłem te dwa wyrazy. Podniosłem się i
usiadłem za nim na piętach. Aoi położył się plecami na łóżku, a głowę ułożył na
moich kolanach. Pochyliłem się i pocałowałem go czule. Od razu odwzajemnił pieszczotę
i złapał mnie za biodra.
-Dziękuję
- musnąłem jego czoło wargami.
Zaśmiał
się i wstał zrzucając ręcznik owinięty wokół bioder. Podszedł nago do szafki i
wyciągnął z niej dwie pary bokserek. Jedne były moje, drugie jego. Ubraliśmy je
i położyliśmy się do łóżka gasząc wszystkie światła. Było gorąco, więc się nie
przykrywaliśmy.
-Yuu,
śpisz? - zapytałem po kilku minutach. Jego jedyną odpowiedzią było ciche
sapnięcie. Zabrałem jego ręce, które mnie obejmowały i przesunąłem się w bok.
Jakoś nie mogłem spać. Chociaż odczuwałem zmęczenie, to nie mogłem się na tyle
zrelaksować by zasnąć. Całe moje życie stanęło do góry nogami przez głupią
chorobę. Musiało trafić na mnie? Akurat na mnie? Skuliłem się. Dlaczego coś
takiego w ogóle istniało? Taka straszna choroba. Nikt nie powinien czegoś
takiego przeżywać.
Na
drugi dzień obudziłem się przed Aoim. Uroczo wyglądał, cały rozczochrany, w
dziwacznej pozie i z lekko rozchylonymi ustami. Wstałem rozczulony tym
delikatnym widokiem. Shiro wyglądał po prostu jak bezbronny chłopiec. Ledwo
zrobiłem krok, gdy poleciałem z hukiem na podłogę. O nic się nie potknąłem. Po
prostu się zachwiałem i nie mogłem poruszyć. Leżałem chwilę mając nadzieję, że
dam radę sam wstać. Niestety, nie było to możliwe.
-Yuu,
obudź się - powiedziałem głośno. - Yuu! - mruknął coś niewyraźnie. - Błagam,
obudź się!
-Mmm,
tak Uru, też cię kocham - mruczał przez sen.
Ponowiłem
próbę samodzielnego wstania. Niestety, ta też zakończyła się fiaskiem.
-Yuu!!
- w oczach stanęły mi łzy. Mój pęcherz uciskał nieprzyjemnie i chciałem pójść
do toalety. - Zaraz się zsikam - jęknąłem. - Yuu! - W końcu się obudził.
Ziewnął i mruknął coś. - Aoi! - powiedziałem pełen nadziei, że zaraz pomoże mi
wstać.
-Kouyou?
- zapytał podnosząc się do siadu.
-Yuu,
pomóż mi - starłem łzy.
-Co
ty tam robisz? - wstał szybko i znalazł się przy mnie. Przełożył moją rękę
przez ramię i pomógł wstać. Ale co z tego, że stałem, skoro sam nie mogłem tego
zrobić. Moje ciało było jak z waty. Nie potrafiłem się ruszyć. - Co się sta...
-Zaraz
będziemy mieć kałużę na podłodze - powiedziałem zamykając oczy.
-Co
takiego?
-Pomóż
mi, chcę iść do toalety - mruknąłem zażenowany.
Nic
już nie powiedział, tylko zaprowadził mnie do łazienki. Tam nie za bardzo
wiedział, jak ma się zachować, dlatego kazałem mu wyjść. Załatwiłem swoją
potrzebę i wyszedłem z toalety podpierając się ściany i robiąc małe kroczki.
Aoi stał pod drzwiami i czekał na mnie.
-Kouyou
- jego mina wyrażała ogromny ból. Wyciągnął ręce w moją stronę, a ja wtuliłem
się w niego. - Jestem przy tobie - gładził mnie po plecach.
Jeszcze
tego samego dnia zacząłem poruszać się na wózku.
-Kouyou,
wychodzę do sklepu - powiedział Yuu wieczorem, gdy byliśmy już w domu. Nie
odpowiedziałem. Leżałem tyłem do otwartych drzwi i pogrążałem się we własnej
bezsilności. - Śpisz? - słyszałem jak robił kilka kroków w moją stronę. Po
chwili jednak zrezygnował i wyszedł zamykając drzwi na klucz. Przez cały ten
czas jak go nie było leżałem w takiej samej pozycji. Nie myślałem o niczym, nie
umiałem. Gdy wrócił od razu przyszedł do mnie zaniepokojony. Zerknąłem na niego
i skuliłem się chowając twarz w poduszce.
-Chodź
coś zjeść - powiedział siadając obok i gładząc mnie po ramieniu. - Kouyou -
pochylił się nade mną - Uru-chan - odgarnął moje włosy. Westchnął na brak
jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. - Odpowiedziałbyś chociaż.
-Nie
jestem głodny - odezwałem się łaskawie.
-Ale
powinieneś coś zjeść - sunął palcem po moim biodrze. - Chociaż spróbuj, co?
Kou-chan.
Jedyne
czego w tedy chciałem to spokój. Wieczny spokój. Bez problemów, bólu,
bezsilności. Chciałbym kiedyś się odrodzić w takim miejscu. W utopijnym
świecie. Może po śmierci istniało takie miejsce? Miejsce, gdzie byłbym
szczęśliwy. Może gdybym teraz to skończył? Gdybym teraz, gdy byłem sam, po
prostu się zabił? Trafiłbym do takiej krainy? Gdy nad tym dłużej myślałem, łzy
zebrały się w moich oczach. Gdybym to zrobił, to byłbym tam teraz sam. Bez
Reity, Kaia, Rukiego oraz bez osoby, która była moją opoką, osobą, z którą
stworzyłem mały światek o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych i, w
którym we dwoje się ukrywaliśmy i obdarzaliśmy swoim prywatnym szczęściem.
-Yuu
- podniosłem się do siadu - boję się.
-Nie
masz czego - pogłaskał mnie po ramieniu. - Jestem z tobą.
-Zjedzmy
coś i chodź ze mną do łóżka.
-E?
- zamarł.
-Chcę
z tobą poleżeć - wytłumaczyłem. Zdawałem sobie sprawę z dwuznaczności swojej
wypowiedzi. - Chcę być blisko ciebie.
Podparłem
się na nim i poszliśmy w ślimaczym tempie do kuchni. Tam zjedliśmy prostą
kolację i w ten sam sposób wróciliśmy do sypialni. Położyliśmy się tuląc do
siebie. Prawie tak zasnąłem, dopóki ktoś nie postanowił zadzwonić do Yuu.
Odebrał gładząc mnie po plecach. Oczy same mi się kleiły.
-Tak?
- powiedział cicho. Patrzył na mnie uważnie. Nie słuchałem, co potem mówił, bo
odpłynąłem.
Obudziłem
się jakiś czas później. Yuu ze mną nie było. Rozmawiał z kimś na korytarzu. Po
głosie poznałem, że był to Kai. Przekręciłem się na drugi bok i podniosłem do
siadu. Przyciągnąłem ręką wózek i, z małymi problemami usiadłem na nim.
Podjechałem do drzwi i uchyliłem je. Wyjechałem na korytarz, gdzie stali
rozmawiający.
-Nie
śpisz? - Aoi spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jak
widać - odparłem. - Cześć Kai - przywitałem się i podjechałem do łazienki.
Załatwiłem w niej swoją potrzebę i wróciłem do sypialni. Ci dwaj dalej o czymś
rozmawiali, ale już w salonie. Położyłem się i skuliłem w kłębek na łóżku. Po
kilku minutach Kai wyszedł, a Aoi zaraz przyszedł do mnie.
-Kou-chan,
powinieneś się przebrać - powiedział. Zdjąłem koszulkę i zsunąłem z siebie
spodnie rzucając je na podłogę. Westchnął. - Przebrać, nie rozebrać. Ale już
mamy jakiś postęp.
-Tak
jest wygodniej - odwróciłem się do niego tyłem. - O czym rozmawialiście?
-Nie
wypinaj się tak - usiadł na łóżku. - Rozmawialiśmy o zespole.
-Yhm
- mruknąłem przykrywając się kocem. - Nie patrz się na mój tyłek.
Wślizgnął
się pod koc i przylgnął do mnie całym ciałem.
-Kiedy
ty masz taki śliczny tyłek? - musnął nosem mój kark. - Nie poddawaj się -
powiedział cicho. - Nie możesz się poddać.
-Nie
mam zamiaru - odpowiedziałem równie cicho.
-Uzgodniłem
z Kaiem, że jutro mamy wolne - objął mnie. - Jedziemy za miasto.
-Aha
- odparłem niezbyt zainteresowany.
Znowu
westchnął. Oderwał się ode mnie i wyszedł z pokoju. Wrócił po kilku minutach i
znowu się położył. Złapał mnie za rękę. Ścisnąłem ją lekko i pozwoliłem moim
powiekom swobodnie opaść.
*
Wyciągnął
wózek z bagażnika rozkładając go i podjechał nim w moją stronę. Pomógł mi
wysiąść z samochodu i usadowił mnie na nim. Było naprawdę gorąco, słońce
świeciło swoim pełnym blaskiem na bezchmurnym niebie. Gdzieś w trawie
świerszcze koncertowały, a ptaki nawoływały się wzajemnie w koronach drzew.
Byliśmy na skraju lasu przy parkingu. Yuu podszedł do ścieżki prowadząc mój
wózek. Po chwili ogarnął nas przyjemny cień lasu. Po kilku minutach znaleźliśmy
się na polance, na której było jeziorko.
-Dasz
radę wjechać na pomost?
-Dam.
Wymanewrował
mną w jakiś magiczny sposób i wjechał na pomost.
-Zobacz,
kaczka - wskazał na ptaka, który płynął blisko nas. - Dawno nie widziałem
żadnej na żywo.
-Też
- mruknąłem patrząc, jak nurkuje.
-Chociaż
- położył mi dłonie na ramionach - jest jedna kaczuszka, która się zapodziała w
Tokio.
-W
cale nie wyczuwam żadnych aluzji - powiedziałem.
Usiadł
obok mnie zdejmując buty i mocząc nogi w wodzie.
-Ciepła?
- zapytałem wplątując dłoń w jego włosy.
-Nawet.
Chcesz zobaczyć?
Pokiwałem
głową. Shiro pomógł wstać i również z jego pomocą usiadłem na skraju pomostu
zdejmując buty. Woda nie była ani za zimna, ani za ciepła. Dawała przyjemne
ukojenie w takie upalne dni jak ten. Objęliśmy się i siedzieliśmy jakiś czas
wsłuchując się w odgłosy natury. Zamknąłem oczy opierając się o jego ramię. Ta
cisza była cudowna. Nigdzie nie jeździły żadne samochody, nikt nie puszczał
muzyki, powietrze było czyste, a dookoła grasowała uspokajająca zieleń.
-Nie
chce ci się pić? - zapytał w pewnym momencie Yuu.
-Trochę
- przyznałem. - Jest tutaj jakiś sklep w pobliżu?
-Na
pewno. Za lasem jest jakaś miejscowość, powinien być tam sklep.
I
tak oto opuściliśmy to miejsce robiąc sobie uprzednio zdjęcie. Wyszliśmy z lasu
i ruszyliśmy według drogowskazu. Najbliższa miejscowość, jak się okazało,
znajdowała się tuż obok. Sklep znaleźliśmy bez trudu. Wejście do niego było
jednak za wąskie, więc musiałem zostać na zewnątrz. Skryłem się pod daszkiem i
czekałem na Yuu.
-Oi
- usłyszałem. - A pani co się stało?
-Pani?
- odwróciłem się do starszego mężczyzny, który siedział na ławce pod sklepem
jedząc loda.
-Znaczy
panu - poprawił się. - Pan nie stąd, prawda?
-Z
Tokio - przyznałem.
-Widać
- zaśmiał się. - Czemu ktoś tak młody jeździ na wózku?
-Miałem
wypadek - odpowiedziałem.
-To
musi być coś strasznego, nie móc się poruszać o własnych siłach.
-Ta
- mruknąłem. - To coś strasznego.
-Gorąco,
prawda?
-Strasznie.
-Ten
mężczyzna, co wszedł do sklepu, to pański przyjaciel?
-Tak.
-Ma
pan naprawdę dobrego przyjaciela.
-Tak
pan sądzi?
-Tak.
Przypomina mi trochę mojego wnuczka. Teraz ma około dwudziestu lat.
-Ah
tak.
-Kouyou
- poczułem chłód na karku. Pisnąłem przeżywając szok termiczny. - Mam wodę.
-Zabieraj
to!
Zaśmiał
się podając mi butelkę. Rzuciłem mu ostre spojrzenie, gdy usiadł obok mnie na
schodku. Odkręciłem zakrętkę i przytknąłem butelkę do ust biorąc kilka łyków
wody.
-Panowie
zatrzymali się tutaj na dłużej? - pytał dalej dziadek.
-Nie
- odpowiedział mu Yuu. - Tylko dzisiaj tutaj jesteśmy.
-Jakaś
podróż?
-Nie,
nie - zaśmiał się. - Przyjechaliśmy trochę pooddychać świeżym powietrzem.
-Ah,
rozumiem.
Gawędziliśmy
z nim jakiś czas, dopóki nie zrobiliśmy się głodni. Mężczyzna wytłumaczył nam,
jak dojść do lokalnej jadłodajni. Nie chcieliśmy się jednak za bardzo oddalać
od samochodu, więc Aoi pobiegł po niego.
Po
posiłku wróciliśmy się do domu. Siedziałem patrząc na profil swojego kierowcy,
którego w żaden sposób to nie krępowało.
-Kocham
cię - powiedziałem.
-Też
cię kocham - odpowiedział ściskając moją dłoń.
Patrzyłem
się tak na niego, aż odpłynąłem. Obudziłem się dopiero w Tokio, gdy wjeżdżał na
parking.
-To
już? - zapytałem zdziwiony.
-Spałeś
- wyszedł z samochodu i wyciągnął mój wózek. Podjechał z nim pod drzwiczki
pasażera.
To
było naprawdę męczące. Nie tylko dla mnie, ale i dla Yuu, który zajmował się
mną bez przerwy. Na pewno miał tego dość, jednak nic nie mówił.
-Sam
podjadę - powiedziałem, gdy już złapał za rączki wózka i chciał iść do windy.
-No
dobrze - odparł z pewnym oporem i stając obok mnie.
O
własnych siłach dojechałem do windy. Aoi wcisnął guzik i poczekaliśmy chwilę na
nią. Gdy jej drzwi się otworzyły, puścił mnie pierwszego poczym sam wszedł.
Wjechaliśmy na odpowiednie piętro i weszliśmy do mieszkania.
-Yuu,
wiesz może kiedy mamy następne wolne? - zapytałem.
-Za
dwa tygodnie jakoś - odpowiedział idąc do kuchni. - A co? - podjechałem za nim.
-Wyjdź
gdzieś na miasto - podał mi szklankę wody i leki. - Zabaw się z kolegami -
połknąłem tabletki.
-E?
Nie ma mowy. Ktoś mu...
-Ja
pójdę do Reity, pogramy w gry. Ty odpoczniesz ode mnie, a ja od ciebie -
wypiłem wodę do końca.
-Kouyou,
nie odbieraj tego w ten sposób - wplątał dłoń w moje włosy.
-Chcę
po prostu pograć z Akirą - mruknąłem.
*
-Masz
klucz od domu? - zapytałem Yuu, gdy wychodził.
-Mam,
mam - odparł. - To o której ty zamierzasz wracać?
-Przed
tobą, ale pewnie będę już spał i nikt ci nie otworzy.
Złapał
za klamkę i odwrócił się.
-Jesteś
pewny, że mam iść? Może jednak zaczekam z tobą na Reitę? - zacisnął usta w
wąską linię.
-Na
pewno - wywróciłem oczami. - Już o tym rozmawialiśmy. Nie jestem dzieckiem. Nic
mi się nie stanie, jak pobędę dziesięć minut sam.
-Ale...
-Żadnych
ale - przerwałem mu. - Won z domu.
-Też
cię kocham - podszedł do mnie i schylił się dając mi buziaka. Przytrzymałem go
za koszulkę i pogłębiłem pieszczotę.
-Przepraszam,
że cię ostatnio ciągle odtrącałem i byłem taki zimny.
-Wiesz,
że chętnie bym został i się tobą zajął? - powiedział mi do ucha.
-Wiem.
Ale level sam się nie wbije, a koledzy sami pić nie będą.
Zaśmiał
się i wyszedł ostatni raz odwracając się w moją stronę.
Akira
zjawił się kilka minut później. Zabrał mnie do siebie, gdzie graliśmy prawie do
północy. W międzyczasie Ue-chan opowiedział mi o tym, jak to dokładnie było z
tą jego dziewczyną. Szczerze, to okazała się prawdziwą suką. Zostawiła go dla
jakiegoś napakowanego kolesia z kasą. Dowiedziałem się też, że jakaś inna
wpadła mu w oko. Rei zawsze szybko zbierał się po zawodach miłosnych. Tak też
było i teraz.
-Ej,
a co sądzisz o Rukim? - postanowiłem go trochę podgadać w tej sprawie. W końcu
niewiele brakowało by Matsumoto został mężem.
-Co
mam o nim sądzić? Ruki, jak Ruki - wziął łyk coli.
-Ano,
bo wiesz, prawdopodobnie niedługo zaręczy się ze swoją dziewczyną.
-I?
To chyba dobrze, nie?
-No
chyba nie - otworzyłem szeroko oczy. Rei był ślepy, czy co?
-A
ty co? Zazdrościsz jej?
-Ale
śmieszne - burknąłem.
-Oj
Shima, przepraszam.
I
tyle to dało. Postanowiłem nie poruszać już tego tematu i resztę czasu
spędziliśmy wyzywając się grając w gry. Reita mało mnie nie zabił, gdy pad
wypadł mi z rąk. Po chwili jednak się opamiętał i dał mi spokój przypominając sobie
o mojej chorobie.
-Może
ja jednak zaczekam z tobą na Aoiego? - zapytał, gdy odprowadził mnie do drzwi.
-Nie
musisz. I tak wróci późno.
-No
dobra. Jak chcesz.
-To
na razie.
-Do
zobaczenia.
Zamknąłem
drzwi i podjechałem do sypialni. Z pewnym trudem przeniosłem się na łóżko i
rozebrałem się do samej bielizny. Wczołgałem się pod kołdrę i niedługo później
zasnąłem.
Obudził
mnie odgłos otwieranych drzwi. Yuu wszedł do mieszkania i zaraz usłyszałem, jak
wchodził do sypialni. Rozebrał się i położył obok mnie.
-Śmierdzisz
- powiedziałem, gdy położył się na mnie. - Złaź - zrzuciłem go z siebie. Tak,
jak się spodziewałem, był pijany. Wymamrotał coś i pogładził mnie po nagim
brzuchu. - Nie macaj mnie, jak jakiś stary zboczeniec.
Chwilę
coś gadał, aż zasnął. Odsunąłem się od niego i na nowo zapadłem w sen.
-----
Nadciągnęłam z kolejnym rozdziałem! Wybaczcie za to, że niektórzy musieli czekać. Przygotowuję się do egzaminów gimbazjalnych i dopiero po nich będę mogła całkowicie poświęcać czas na pisanie. Trzymajcie kciuki za moją matmę ^^
W przygotowaniu mam już rozdział "Migdałowego serca", dlatego spodziewajcie się go niedługo.
Kolejna sprawa jest taka, że prawdopodobnie po testach nie będę mieć internetu. W razie czego będę pisać na tt.
Moi kochani, dziękuję za wszystkie komentarze. Naprawdę się cieszę, że są zainteresowani moją twórczością, dlatego proszę, komentujcie!! :D
Do następnego rozdziałuu~! ;3
D: Prawie się rozbeczałam ;A; Biedny Kou Dziwny ten Manabu... jakoś za nim nie przepadam,ale wzbudza we mnie ciekawość. Podziwiam, że Aoi jeszcze daje radę się nim tak zajmować. Wstyd się przyznać, ale ja bym chyba długo nie wytrzymała. ^^" Kocham Twoje opowiadania. Szczególnie to.
OdpowiedzUsuńPowodzenia na testach gimnazjalnych!
Ooo Manabu musi być taaaaaki słodki ~
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego :D
Powodzenia! Daj z siebie wszystko :)
Autentycznie poryczałam się w momencie, kiedy Kou nie mógł podnieść się z podłogi.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są takie realistyczne... Piękne. Naprawdę, coś cudownego... Bez przesłodzonych dialogów... Wszystko jest takie... nie będę się powtarzać! ,_,
Podziwiam Aoiego. I nie dziwię się tej 'oschłej' postawy Kou. Jeśli sama wylądowałabym na wózku, chyba nie miałabym sumienia obarczać wszystkim najbliższej osoby...
Oczywiście, powodzenia z testami!
I błagam, nie każ czekać na ,,Migdałowe serce''. I na kolejny part tego cuda... ;__;/
Weny, dużo weny!
To jest cudowne, uwielbiam tego ff. ; wwwww ;
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część. Weny życzę i powodzenia na testach. :3
Manabu *wwww*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Uru czemu się rozbierasz?" xDDDD
Koniec nabijania się z Uru! Biedaczyna...
Wybacz, nie mam weny na komciowanie ;c
Pozdrawiam cieplutko
Chizuru
I jak tam egzaminy?
OdpowiedzUsuńUmm...wiem ze komentarz tak dlugo po wstawieniu notki nie ma wiekszego seneu, ale i tak cos napisze. Wienc...poplakalam sie, teraz kiedy to pisze najnormalniej rycze jak bobr...a to dopiero...3...4? Rozdzial...nie pamietam, ehh...opowiadanie jest cudne, malo kto potrafi swoimi tekstami wzruszyc mnie do lez - przepraszam, ze bez znakow, ale pisze z telefonu
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie skomentowałam 2 rozdziału, ale tak wpatrywałam się w to białe okienko do wypełnienia i nie wiedziałam, co napisać. ;-;
OdpowiedzUsuńManabu od początku wydawał mi się dziwny. Nie zszokowałabym się, jeśliby się okazało, że Yuu jest zazdrosny xD.
Współczuję im obojgu tak właściwie... zdaje sobie sprawę, jaki to musi być dla nich ciężar. Ten czas płynie zdecydowanie za szybko. I w tym opowiadaniu, i w rzeczywistości. To jet takie dołujące... '-' sama mam dwie niepełnosprawne osoby w rodzinie... ale jakoś się trzymają.
Reita jest ślepy nie od dziś :/ To każdy wie.
Pozdrawiam <|3
Witam,
OdpowiedzUsuńtak mi smutno, czemu to właśnie Kaya musiało spotkać, a ten chłopczyk taki uroczy, Yuu jak widać bardzo go kocha, opiekuje się nim, troszczy się... jest dla niego bardzo ważny...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, smutno... czemu to wszystko właśnie Kay'a musiało spotkać, ten chłopczyk jest taki uroczy, widać jak bardzo Yuu go kocha, opiekuje się nim, troszczy się... jest dla niego bardzo ważny... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ech czemu to wszystko właśnie Kay'a spotkało, a chłopczyk jest po prostu uroczy, widać że Yuu bardzo go kocha, opiekuje się, troszczy... jest po prostu ważny... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Jestem, czytam, lecę dalej :D
OdpowiedzUsuńKouyou był bardzo zabawny w tym rozdziale :D