Migdałowe serce 06
O smutnej historii i złym dotyku
-Dostałem
propozycję wyjazdu do Anglii - powiedział Yuu cały podekscytowany.
-Do
Angli? - podtrzymałem słuchawkę ramieniem i dalej szukałem książki od biologii.
- To świetnie, zawsze chciałeś tam pojechać - wyciągnąłem obszerny tom i
ruszyłem do biurka.
-No
tak, ale jaka to przyjemność, kiedy ciebie tam nie będzie?
-Oj
Yuu - odłożyłem książkę i usiadłem na krześle obrotowym. - Zasłużyłeś sobie
żeby odpocząć ode mnie.
-Odpocząć
od ciebie? Ty wiesz jak ja będę tęsknił?
-Bądź
mężczyzną - powiedziałem chichocząc. - A jak ja będę tęsknił? - wydąłem usta w
podkówkę i oparłem się brodą o blat biurka.
-To
będzie dla nas pewnego rodzaju próba - powiedział ponuro. Westchnąłem.
-Taa
- ktoś zapukał do drzwi. - Proszę! - zakryłem słuchawkę ręką. Do pokoju weszła młoda
kobieta z obiadem. - Kiedy tam jedziesz? - zapytałem wracając do rozmowy z Yuu.
-Jutro
po południu.
-Co?!
- poderwałem się z miejsca, a dziewczyna, która rozkładała sztućce aż
podskoczyła niemal upuszczając widelec. - Jak to jutro? Nie żartuj sobie teraz.
-Nie
żartuję - westchnął. - Naprawdę, jutro mam samolot.
-Yuu
- jęknąłem i rzuciłem się na łóżko - nie możesz mnie tak zostawić na dwa
tygodnie.
-Ru-tan,
wiesz, że to nie zależy ode mnie.
-Ale,
ja tu się chyba zanudzę. Zwiędnę z tęsknoty - zacząłem okręcać jeden z loczków
wokół palca.
-Będę
cię podlewał codziennie przez rozmowy na skypie.
-Ha,
ha, ha - powiedziałem ironicznie. - Nie zdążę się z tobą pożegnać.
Potrzebowałbym przynajmniej tygodnia - kobieta wyszła z pokoju. - A co jeśli mi
się w tedy zachce, jak ciebie nie będzie?
-Chyba
masz rączki, prawda?
-Tak
samemu to nie to samo. Poza tym, może byłbym w tedy chętny do czegoś więcej? -
przygryzłem wargę. Lubiłem się tak droczyć z Aoim.
-Czyżbyś
coś sugerował?
-Sugeruję
tylko, że mam kilku napalonych kolegów - powiedziałem tak, jakbym mówił, że
jutro będzie ładna pogoda.
-Jak
wrócę i zobaczę, że ktoś cię ruszył, to nogi z dupy mu powyrywam.
-Ojej,
nie denerwuj się - odgarnąłem przydługie włosy. - Nie mam zamiaru się puszczać.
Nie wiem jak ty.
-Co
ja?
-Nie
udawaj kretyna - podniosłem się do siadu. - Przysięgnij, że się z nikim nie puścisz.
-Ty
tak samo.
-A
co jeśli ktoś mnie zgwałci? - zapytałem.
-Ruki,
tylko bez czarnych scenariuszy - poprosił.
-Ale
ja poważnie pytam - wstałem i podszedłem do tacy z jedzeniem.
-Tylko
ja mam prawo cię dotykać - wziąłem kawałek wafla, który był wraz z lodami na
deser w pucharku. - Nie wybaczyłbym temu komuś nawet małego pocałunku.
-Czuję
się trochę, jakbym w całości należał do ciebie - ugryzłem kawałek.
-Przepraszam.
Po prostu mam nieodpartą chęć chronienia cię przed złem tego świata.
-Wiesz,
że to niemożliwe - zjadłem całego wafla. - Już za tobą tęsknię - znowu opadłem na
krzesło.
-Niestety
- westchnął. - Kotku, a jak ci idą przygotowania do testów? - zmienił temat.
-Powoli
i opornie - mruknąłem. - Muszę ogarnąć historię. Te wszystkie daty są jakieś
nie do zapamiętania.
-Pomógłbym
ci, ale w tedy mnie nie będzie. Historia nie jest taka zła.
-Mówisz
tak, bo wygrałeś olimpiadę historyczną - mruknąłem.
-To
było cztery lata temu.
-A
to nie jest powód żeby tak mówić? - zabrałem się za cały deser. - Mam lody
waniliowe - pochwaliłem się.
-Smacznego.
Może i trochę jest.
-No
widzisz - chwilę robiłem miazgę z lodów. - Spać mi się chce - mruknąłem.
-To
zrób sobie przerwę, zdrzemnij się - nagle usłyszałem drugi głos. Yuu zaśmiał
się wraz z nim. - Kotku, muszę kończyć - powiedział czule.
-Już?
Yuu, zaraz będę płakać - powiedziałem szczerze.
-Muszę
- mówił tak, jakby głaskał mnie w tej chwili po włosach. - Jestem na uczelni.
-Wpadniesz
dzisiaj? - zapytałem z nadzieją. Bardzo chciałem się z nim zobaczyć.
-Dzisiaj
już nie. Dopiero jutro przed wyjazdem.
-Ojej!
- zakryłem twarz dłonią.
-Kocham
cię - powiedział czule. - Naprawdę muszę kończyć, profesor idzie.
-Ja
ciebie też - powiedziałem bliski płaczu. - Pa.
-Do
jutra.
Patrzyłem
chwilę na komórkę i westchnąłem. Yuu należał się taki wyjazd i to bez
wątpienia. Było mi jednak przykro, gdy myślałem o tym, że będziemy od siebie
przez dwa tygodnie, tak daleko. To było smutne, chociaż smutniejsze było moje
przygotowanie do egzaminów. Historia leżała odłogiem, a biologia codziennie
nawiedzała mnie w snach. Konkretnie był to męski układ rozrodczy mojego
chłopaka, który pchał mi się do głowy przy pierwszej lepszej okazji, a w nocy
szczególnie. Jeśli ktoś kazałby mi podpisać jego odpowiednie części to z
pewnością zrobiłbym to bez błędnie (Mt. Fuji i ten perfekcyjny kąt XD przyp. autora).
Poczułem się nagle zmęczony. Położyłem się na łóżku próbując zasnąć, tak jak
powiedział Yuu. Nie mogłem jednak tego zrobić. Za bardzo przejąłem się rozłąką,
która miała nas czekać. Powędrowałem do garderoby, gdzie Yuu zostawił kilka
swoich rzeczy. Wziąłem koszulę, całą przesiąkniętą jego zapachem. Zaciągnąłem
się nim i wraz z odzieniem wróciłem do łóżka. Wdychałem jego feromony, które
dla mnie były lepsze od wszystkich perfum. Trochę uspokojony i mający przy sobie
malutki fragment ukochanego zasnąłem. Obudziłem się po dziewiętnastej.
Zapaliłem lampkę przy łóżku i przetarłem oczy. Spojrzałem na wyświetlacz
komórki i zdałem sobie sprawę, że spałem prawie cztery godziny. Przeciągnąłem
się i spuściłem nogi na podłogę. Zapaliłem górne światło i zgasiłem lampkę.
Ktoś musiał tutaj wchodzić, jak spałem gdyż nie było tacy z obiadem, którego
nie tknąłem, prócz deseru. Nie lubiłem gdy służba plątała mi się po pokoju.
Kiedyś zniknęło mi kilka rzeczy i od tamtej pory byłem raczej sceptycznie
nastawiony do ludzi, którzy pracowali w domu. Wyszedłem z pokoju w poszukiwaniu
czegoś do jedzenia. Ku mojemu szczęściu za kilka minut miała być kolacja.
-Zje
pan tutaj, czy w pokoju? - zapytała ta sama dziewczyna, która wcześniej była u
mnie w pokoju.
-Tutaj
- powiedziałem. Tary i tak nie było w domu, a ojciec był zwyczajowo w pracy.
Nie musiałem więc zaprzątać sobie głowy jakimikolwiek rozmowami z nimi.
Kolację
podano kilka minut później. Znowu zrobiła to, ta młoda dziewczyna. Z jakiegoś
powodu wydawała mi się dziwnie znajoma. Patrzyłem na nią uważnie, co nie uszło
jej uwadze. Zerknęła na mnie i szybko uciekła wzrokiem w inne miejsce.
-Coś
się stało? - zapytałem.
-Nie,
nic - mruknęła, a jej policzki przybrały szkarłatny kolor.
-Nie
widziałem cię tu wcześniej - powiedziałem opierając się łokciem na stole i
podpierając głowę ręką pod brodą. W sumie to pracowały u nas cztery służące.
Wszystkie były dorosłe, najstarsza miała trzydzieści dziewięć lat, a najmłodsza dwadzieścia sześć. Zdziwiłem
się widząc tak młodą osobę. - Ile masz lat?
-Szesnaście
- powiedziała cicho.
-A
co szesnastolatka robi w takim miejscu? - zainteresowałem się.
-Pracuję
tutaj dorywczo po szkole. Jakoś od dwóch tygodni.
-Ah
tak - mruknąłem. - Ciężko? - zapytałem zabierając się za jedzenie. Dziewczyna
stanęła obok w odległości około półtorej metra ode mnie.
-Tylko
na początku. Trudno mi było się dostosować i zapamiętać wszystkie
pomieszczenia, ale teraz jest już okej.
-Faktycznie,
to duży dom - przyznałem. - Sam się w nim kiedyś zgubiłem - zaśmiałem się i
spojrzałem na nią. Zaciskała usta w wąską linię powstrzymując się od uśmiechu.
Westchnąłem mimowolnie. Nie byłem tyranem, ani nikim takim, po prostu nigdy nie
wdawałem się w rozmowy ze służbą. - Nie wiem, co o mnie ci mówili, ale cię nie
zjem, nie zgwałcę i nie zabiję, więc uśmiechnij się.
-Niewiele
o panu słyszałam. Głównie opowiadano mi o... - urwała. - Ja już pójdę,
smacznego - odwróciła się.
-Zostań
- poprosiłem. - Dotrzymaj mi towarzystwa.
Z
pewnym oporem wróciła na swoje miejsce. Przyjrzałem jej się. Miała rozjaśnione
włosy do odcieniu bursztynowego blondu. Były długie, związane w kucyk i z grzywką
ułożoną lekko na bok. Była szczupła i wyjątkowo drobna.
-Ładna
jesteś - powiedziałem patrząc się tak na nią.
Zarumieniła
się i odwróciła głowę w drugą stronę. To nie tak, że nagle jakaś dziewczyna
zwróciła moją uwagę. Po prostu była ładna, a ja musiałem to przyznać.
-Dziękuję
- mruknęła.
-Pewnie
masz kochającego chłopaka - powiedziałem wracając do jedzenia.
-Nie!
Nie mam chłopaka!
Zaśmiałem
się. Cóż, byłem okropny.
-Nikt
nie uległ jeszcze twojej urodzie?
Rozległ
się dzwonek do drzwi. Moja towarzyszka poszła otworzyć. Po chwili wróciła, a
wraz z nią przyszedł...
-Yuu!
- wstałem podbiegając do niego i rzucając mu się na szyję. Oplotłem go nogami w
pasie i przyczepiłem się jak rzep. - Nie miałeś jutro przyjść? - przytrzymał
mnie za uda i zaczął się lekko okręcać wokół własnej osi.
-To,
że przyjdę dzisiaj było zamierzone od początku - pocałował mnie. - Sam?
-Ta
- przytknąłem nos do jego szyi i zaciągnąłem się jego zapachem.
-To
dobrze.
Zauważyłem,
że szesnastolatka patrzyła na nas z szeroko otwartymi oczyma. Mrugnąłem do niej
i dałem się ponieść Shiro do mojego pokoju. Usadowił mnie na łóżku i wpił się w
moje usta. Objąłem go za szyję nie chcąc by się ode mnie oddalił.
-Yuu,
proszę - powiedziałem błagalnie.
-Chcesz
tego? - włożył chłodną dłoń pod moją koszulkę. Zadrżałem.
-Tak
- poruszył lekko biodrami. - Chcę żebyś mnie naznaczył. Jestem tylko i
wyłącznie twój.
Tym
razem ból szybciej ustąpił przyjemności. Yuu mówił, że z każdym następnym razem
będzie mniej bolało i miał rację. Opadł na mnie zdyszany. Objąłem go także
dysząc.
-Wychodzę
- powiedział po chwili. Wyszedł ze mnie powoli. Jęknąłem z bólu.
-Yuu
- wbiłem mu paznokcie w plecy. - AH!
-Cii
- pocałował mnie czule. Objął mnie i oparł się plecami o poduszki. Ułożyłem
głowę na jego torsie. Przykrył mnie kołdrą.
-Będę
tęsknił - powiedziałem zmęczony.
-Kotku,
te dwa tygodnie miną szybciej niż ci się wydaje - głaskał mnie po włosach. -
Nie chciałbyś iść do fryzjera podciąć włosy? - zapytał.
-W
końcu muszę iść - przesunąłem palcem po jego udzie. - Ale mi się nie chce.
Siedzieliśmy
tak w ciszy. Yuu kołysał mną delikatnie, aż zasnąłem w jego ramionach.
Poczułem
coś mokrego na karku. To coś łaskotało mnie niemiło.
-Aoi,
przestań - mruknąłem sennie i skuliłem się. Puchowe coś dotknęło moich pleców i
po chwili ktoś wbił mi w nie szpilki. - Ej, co ty robisz?! - podniosłem się do
siadu. Miejsce obok mnie było puste i nie posłane. Na tym miejscu siedziała
czarna kuleczka. Zamrugałem kilkakrotnie i wstałem szukając spodni. Wyciągnąłem
z nich telefon i sprawdziłem godzinę. Dochodziła siódma. Szybko wybrałem numer
Yuu. Podszedłem do łóżka i przyuważyłem liścik na pościeli.
To taki mały prezencik ode mnie. Ta
mała dama ma półtorej miesiąca. Mam nadzieję, że się polubicie.
Na
moje nieszczęście włączyła się automatyczna sekretarka.
Ty chyba sobie żartujesz - wysłałem mu sms.
Spojrzałem
na kota, który zaczął żałośnie miauczeć. Ubrałem spodnie i koszulkę po czym
wziąłem kulkę ciemnych kłaków i zabrałem ją do kuchni. Postawiłem stworzonko na
blacie szafki i zacząłem przeszukiwać lodówkę w poszukiwaniu czegoś by nakarmić
kotkę. Znalazłem spory kawał szynki. Poszukałem w szafce noża i deskę. Ułożyłem
na niej mięso i chwilę przymierzałem się żeby odkroić kawałek. Wbiłem nóż w
mięso szybkim ruchem, z zamachu znad głowy. Narzędzie niestety nie przekroiło
mięsiwa, tylko w nim utknęło.
-Kurczaczki
- mruknąłem siłując się z mięsem (to będzie nowa dyscyplina sportowa przyp. autora).
Po
kilku minutach udało mi się ukroić pięknie powykrzywiany kawałek szynki.
Zadowolony z siebie podłożyłem mięso kotu i posprzątałem po swojej walce z
wędzonką. Kot niestety nie ruszył pachnącego kawałka.
-Jedz
- powiedziałem. - Masz to zjeść, bo wyrzucać tego nie będę.
Odpowiedziało
mi miauknięcie. Westchnąłem i pokroiłem w miarę drobno mięsko. Było to ogromne
poświęcenie z mojej strony, gdyż na moich dłoniach powstały rozcięcia. Dopiero
w tedy zwierze ruszyło jedzenie.
-Po
cholerę jeszcze ty tutaj - powiedziałem nalewając mleka do spodka od filiżanki.
Czarna kulka piszczała co jakiś czas i chodziła po szafce. Wróciłem do pokoju i
ubrałem się. Wyciągnąłem z szafy kartonowe pudło ze spodniami od Yuu. Włożyłem
je na półkę, a do kartonu włożyłem stare gazety. Postawiłem go obok łóżka i
umieściłem w nim kota.
-Spróbuj
stąd wyjść i gdzieś nasrać - powiedziałem patrząc na zwierzątko, które było tak
malutkie, że mieściło mi się w dłoni.
Kot
pisnął i zaczął się przymilać do tekturowych ścian. Spakowałem książki do
plecaka i zszedłem do jadalni, gdzie stół był już nakryty. Podane były tosty,
których woń roznosiła się po domu. Wziąłem jednego i wróciłem do pokoju po
portfel i telefon. Dostałem odpowiedź od Yuu.
Czy ja kiedykolwiek robiłem sobie z
czegoś żarty?
Tak.
Ubrałem
kurtkę i wyszedłem do szkoły, do której dotarłem 5 minut przed dzwonkiem.
Lekcje mijały strasznie powoli, a ja czułem coś w rodzaju niepokoju. Yuu
wyjeżdżał, może to dlatego? W końcu spotykaliśmy się praktycznie codziennie, a
teraz przez dwa tygodnie mieliśmy się nie widzieć. Dumałem tak nad tym i
dumałem dopóki Akira nie dźgnął mnie w bok.
-Co
z tobą? - zapytał siadając obok mnie na ławce. - Modlisz się nad tą kanapką,
czy co?
-Kanapka?
- spojrzałem na rzecz, którą trzymałem. - Chcesz? - podsunąłem ją Akirze.
-Nie.
Chyba się nie wyspałeś - mruknął.
-Przy
Yuu nie da się spać - zatopiłem zęby w chlebie, sałacie i pomidorze.
-Więc
jednak?
-Co?
- powiedziałem z pełną buzią.
-Jedz
to lepiej - powiedział wyciągając telefon.
Nie
zjadłem nawet do połowy. To, co zostało zawinąłem w folię śniadaniową i
schowałem do plecaka.
-Co
robisz po szkole? - zapytał Aki.
-Idę
się pożegnać z Yuu - powiedziałem.
-Jak
to pożegnać? - zdziwił się.
-Wyjeżdża
- wyjaśniłem. - Zobaczę się z nim dopiero za dwa tygodnie - westchnąłem.
-Czyli
to tym się tak zamartwiałeś? Taka-chan - zaśmiał się. - To zleci szybciej niż
ty zdążysz mrugnąć.
-Ale
on będzie daleko - jęknąłem odchylając głowę i opierając ją o ścianę.
-Ale
ja tu będę - powiedział. Spojrzałem na niego unosząc brwi.
-Tylko
na nic nie licz - prychnąłem. - Masz chłopaka, to go pilnuj.
-Spokojnie,
nic nie będę robił.
-Ja
myślę - odgarnąłem włosy z twarzy. - To kiedy mi go przedstawisz?
-Chcesz
go poznać?
-Gdybym
nie chciał, to bym o to nie pytał.
-Może
w piątek, po lekcjach? - zaproponował.
-Mi
pasuje - uśmiechnąłem się. - Ah, Aki, nie wiesz może, czy ktoś chciałby kota?
-Kota?
- przekrzywił głowę.
-Tak,
dostałem kota, ale raczej nie będzie mógł u mnie zostać - zadzwonił dzwonek,
więc wstaliśmy i weszliśmy do klasy.
-Raczej
nikogo takie... Ah! Uruha, on ostatnio szukał kota.
-Na
czarną mszę?
-Nie,
nie - zaśmiał się. Miał naprawdę bardzo ładny śmiech. - Jego siostra musiała
uśpić swojego kota i była do niego bardzo przywiązana, dlatego szukał dla niej
innego.
-Taki
dobry z niego braciszek?
Po
lekcjach ruszyłem do Yuu. Wdrapałem się na piętro i nie zdążyłem zadzwonić do
drzwi, bo mi otworzył. Na ramieniu miał zawieszoną torbę podróżną, która przy
jego szczupłym ciele była naprawdę ogromna.
-Yuu
- rzuciłem mu się na szyję, przez co prawie się przewrócił.
-Kotku,
muszę już wychodzić - odgarnął włosy z mojej twarzy. - Nie mogę się spóźnić.
Chyba, że chcesz pojechać ze mną na lotnisko.
-Mogę?
- podskoczyłem niczym mały szczeniaczek.
-Tylko,
że nikt cię potem nie odwiezie - wyszliśmy z jego mieszkania. Zamknął je na
klucz i złapał mnie za rękę. Zeszliśmy po schodach i weszliśmy do wcześniej
zamówionej przez Yuu taksówki.
-To
będą najgorsze dwa tygodnie mojego życia - objąłem jego ramię.
-Zobaczysz,
szybko zlecą - musnął mój policzek opuszkiem palca.
-Ale
i tak będą okropne.
Dojechaliśmy
na lotnisko i skierowaliśmy się od razu na halę odlotów. Yuu niemal ciągnął
mnie do grupki ludzi, którzy najwidoczniej lecieli wraz z nim.
-Shiroyama-kun
- powiedział jakiś starszy mężczyzna widząc go. - W końcu dotarłeś.
-Przepraszam,
korki były - stanął, a ja trochę za nim. Kilka osób obrzuciło mnie ciekawskimi
spojrzeniami.
-Nie
wiedziałem, że masz młodszego brata - powiedział ten sam facet. - Reszta twojej
rodziny też przyszła?
-Oh,
to nie jest mój brat - zaśmiał się i wyciągnął mnie zza swoich pleców.
-Nie?
To kim jest ten chłopczyk?
-To
mój chłopak - uśmiechnął się tuląc mnie do swojego boku.
Kilkoro
osobom oczy niemal wypadły z orbit. Czyli Yuu nikomu nie wspominał nic o swojej
orientacji. Zauważyłem, że jednej z kobiet, która stała wraz z innymi, łzy
stanęły w oczach. To smutne, że jej nadzieje na ewentualny związek z Shiro tak
nagle legły w gruzach.
-Yuu
- pociągnąłem go za kurtkę. Pochylił się w moją stronę. - Co mam zrobić z tym
kotem?
-Jest
twój, zatrzymaj go.
-No
dobra.
Staliśmy
tak jeszcze kilka minut dopóki Yuu nie musiał już iść.
-Zaraz
się popłaczę - objął mnie. - Baw się tam dobrze.
-Bez
ciebie? - ujął w dłonie moją twarz. - Mam wyrzuty sumienia, że cię tak
zostawiam - pocałował mnie w czoło. - Mojego ślicznego aniołka.
-Poradzę
sobie - przytuliłem się do niego. - Mam dość długie paznokcie, więc mam czym
się bronić.
-Tylko
się w żadne bójki nie wdawaj - przycisnął moją głowę do swojego torsu. - Okej?
-Nie
umiem się bić - zaciągnąłem się jego zapachem. - Dlatego z tym nie będzie
problemu.
-Yuu,
długo jeszcze? - zapytała kobieta, która wcześniej prawie się rozpłakała.
Spojrzeliśmy na nią niezadowoleni z faktu, że nam przerwała.
-Już
idę - pogładził mnie po włosach.
-Nie
ma czasu, Shiro.
Aoi
odsunął mnie nagle od siebie i pochylił się całując mnie. Niezdarnie oddałem
czułą pieszczotę. Nie trwało to jednak długo. Yuu zaraz przerwał i kolejny raz
pocałował mnie w czoło.
-Bądź
grzeczny - pogłaskał mnie po policzku.
-Ty
też - delikatnie odgarnął moje włosy.
Spojrzał
na mnie z bólem w oczach i odszedł. Patrzyłem za nim chwilę i szybko
wyciągnąłem telefon wysyłając do niego sms.
Kocham cię.
Zaraz
przyszła odpowiedź.
Ja ciebie też kocham.
Później
patrzyłem przez szybę jak samolot odlatywał.
*
-Uwaga, podajemy informację z
ostatniej chwili. Samolot lecący z Tokio do Londynu rozbił się podczas próby lądowania.
Nikt nie przeżył. Tamtejsza policja i śledczy starają się ustalić, co było
przyczyną katastrofy.
Gwałtownie
podniosłem się do siadu. Nienawidziłem koszmarów, a ten był wyjątkowo paskudny.
Opadłem na poduszkę i odwróciłem się do czarnej kuleczki, która spała obok
mnie. Kot mruknął czując mój dotyk i otworzył oczy wpatrując się we mnie.
-To
głupie, prawda? - podparłem ręką głowę i głaskałem zaspane stworzonko. -
Wylądowali dwa dni temu, a ja się zamartwiam - kot zaczął mruczeć. - Pewnie
siedzi na jakiejś imprezie - przewróciłem się na plecy. - Oj Ruki, Ruki coraz
gorzej z tobą, gadasz do jakiegoś sierściucha.
Po
chwili poczułem, jak kot przymilił się do mnie i ułożył przy moim boku.
Rano
prawie spóźniłem się do szkoły. Wszedłem do klasy, kiedy ostatni wchodzący
uczeń już zamykał drzwi. Szybko zająłem swoje miejsce i rozpakowałem się.
Po
nudnych ośmiu lekcjach i zajęciach z matematyki, ruszyłem do wyjścia ze szkoły.
Przy nim zaczepił mnie Aki.
-Taka-chan,
to idziemy?
-Gdzie
chcesz iść? - zdziwiłem się.
-Miałem
ci go przedstawić - uśmiechnął się. - Zapomniałeś?
-Ah,
tak - przypomniało mi się. - Rzeczywiście.
-Pójdziemy
razem na obiad, co ty na to? Jeszcze Uruha do nas dołączy.
-Uruha?
- i nagle odechciało mi się z kimkolwiek spotykać. Nie miałem ochoty na
wszelkie konwersacje z blondynem. Wydawał mi się być zapatrzonym w czubek
swojego nosa i przecież mało mnie nie zdeptał, olbrzym jeden.
-Jestem
pewny, że ty i Kouyou jakoś się dogadacie - powiedział optymistycznie.
Obrzuciłem
go spojrzeniem w stylu nie pieprz głupot. Jak niby miałbym się dogadać z tym
narcystycznym dryblasem? Nie obchodziło go, co się działo pod jego nogami, więc
dlaczego miałby się zainteresować mną? Spokojnym dzieciakiem, który jest niższy
od niektórych z podstawówki. Wątpiłem też w to, że w ogóle mnie pamiętał.
Jednak
poszedłem z Akirą na to spotkanie. Sam wyskoczyłem z tym przedstawianiem, więc
nie było odwrotu. Usiedliśmy przy pięcioosobowym stoliku i złożyliśmy zamówienia,
nie czekając na tych, którzy mieli do nas dojść. Pierwszy stawił się Uruha.
Wszedł pewnym krokiem do restauracji i odszukał nas wzrokiem lekko mrużąc oczy.
Podszedł do stolika i zajął miejsce z brzegu.
-Cześć
- przywitał się Aki. Kouyou w zamian posłał mu spojrzenie pełne złości. - Zły
dzień, księżniczko?
-Hej
- burknął. - Jakiś leszcz zapieprzył mi prezentację i muszę ją zrobić od nowa -
potarł palcami skronie.
-Oh,
jak miło - Akira wziął łyka wody.
Później
rozmawiali o grach. Nie byłem w temacie więc nawet ich nie słuchałem. Kouyou
jakoś to nie przeszkadzało, jednak Aki co jakiś czas szturchał mnie w bok i
mówił, żebym się odwiesił. Jakiś czas później przynieśli nasze zamówienia. W
tym samym czasie, przy naszym stoliku zjawił się chłopak.
Był
wzrostu Akiry, miał czarne włosy, długie trochę za uszy i ułożone w niewielkim
nieładzie. Uśmiechał się lekko pokazując dołeczki w policzkach. Miał twarz
małego chłopca i nie pomyliłbym się nazywając go słodkim, czy uroczym. Chłopak
zajął miejsce obok Akiry i dał mu buziaka w policzek.
-Hej
- przywitał się.
-Hej
skarbie - Aki musnął nosem jego policzek.
-No
błagam was - Kouyou położył dłonie na głowie i przyłożył czoło do blatu stołu.
- Nie przy mnie.
-Z
kimś tutaj zerwała dziewczyna - Akira objął bruneta. - Nie martw się,
znajdziesz sobie kogoś.
-Wal
się - prychnął.
-Ah,
Taka, to jest Tanabe - przedstawił mi go w końcu. - Tanabe, to jest Taka.
-Mów
mi Kai - chłopak posłał mi ciepły uśmiech.
-Ruki
- także się uśmiechnąłem.
-Dobra,
a teraz mówcie - Uruha podniósł głowę. - kto się pisze iść ze mną do klubu?
-Ja
odpadam - powiedział szybko Reita.
-Ja
też - powiedział równie szybko Tanabe.
-Czyli
zostajesz tylko ty - zwrócił się do mnie blondyn.
-Ale
ja...
-Ej,
to dobry pomysł - Akira uśmiechnął się szeroko, nie patrząc nawet na to, że
Tanabe zabrał się za jedzenie jego porcji. - Powinniście iść razem.
-Aki,
serio? - posłałem mu spojrzenie pełne dezaprobaty. - Obiecałem Yuu, że pogadamy
przez skype, nie mogę się nie stawić.
-Oj
Takaaa, Yuu może poczekać.
-Jaki
Yuu? - zainteresował się Kouyou.
-Chłopak
Rukiego - wyjaśnił.
-Shiro
też się nazywa Yuu - mruknął pod nosem.
-Shiroyama?
- otworzyłem szeroko oczy. - Znasz go?
-To
twój chłopak? - wydawał się być równie zdziwiony. - Nie przedstawił mi cię
nigdy, cham jeden.
-Ej,
nie mów tak o nim - broniłem swojego ukochanego.
-Wiesz,
mam trochę do niego żalu - wstał. - To na razie.
-Nie
zjadłeś - powiedział Tanabe. Uruha obrzucił talerz obojętnym spojrzeniem i
wzruszył ramionami.
-Zjedz
za mnie - podsunął mu swoją porcję i ruszył w stronę drzwi.
-Czekaj
- powiedziałem wstając. - Aki, zjesz za mnie?
-No
dobra - zmarszczył brwi.
-Fajnie
było cię poznać Kai - szybko zgarnąłem swoje rzeczy.
-Ciebie
też Ruki.
Ruszyłem
za blondynem, który właśnie opuszczał restaurację. Nie oglądał się za siebie,
chociaż wiedział, że miałem do niego sprawę. Nie czekał na mnie, ani nie
zwalniał tempa. Burak jeden. Chciałem wiedzieć skąd znał Aoiego i dlaczego miał
do niego żal.
-Uruha,
czekaj - starałem się go dogonić, chociaż długonożny narcyz nie zwracał na mnie
najmniejszej uwagi. - Zatrzymaj się - złapałem go za marynarkę i pociągnąłem do
tyłu. - Słyszysz?
I w
końcu się zatrzymał. Wpadłem na jego plecy i szybko odskoczyłem w tył.
-Wiem,
co chciałbyś wiedzieć - odwrócił się w moją stronę. - Spytaj się Yuu, on ci
wszystko opowie.
-Ale
chcę żebyś ty mi to powiedział - spojrzałem mu w oczy. - Mógłbyś?
-Nie
- odwrócił się i chciał zrobić krok, ale złapałem go za rękę.
-Dlaczego
nie?
-Nie
muszę ci się tłumaczyć - wyrwał dłoń z mojego uścisku i ruszył przed siebie.
-Reita
mi powie - powiedziałem tak, żeby usłyszał. Odwrócił się tylko i pomachał mi.
Westchnąłem
i wróciłem do restauracji, gdzie siedzieli Aki i Tanabe. Usiadłem na swoim
miejscu i wypuściłem głośno powietrze.
-To
było od początku wiadome, że ci nic nie powie - Akira uniósł brwi robiąc minę w
stylu 'a nie mówiłem?'.
-To
chociaż ty mi to wytłumacz.
-Niewiele
wiem na ten temat - przyznał. - Osobiście Yuu poznałem kiedy po ciebie
przyszedł w szkole - zamyślił się na chwilę. - Kouyou był z nim kiedyś -
przyznał, a mi prawie szczena opadła. - Chociaż bardziej bym powiedział, że to
była platoniczna miłość ze strony Shimy. Pierwszy raz widziałem, żeby Uru
stracił tak dla kogoś głowę. Ale z tego co wiem, Yuu był z nim dlatego, że nie
chciał sprawiać mu przykrości, a biedny Kou był tego świadomy - westchnął. -
Przynajmniej coś takiego słyszałem. W każdym razie, ci dwaj ciągle się ze sobą
zadają, jednak Kou dał sobie już dawno spokój. Ale przez to zrobił się trochę
opryskliwy.
I
nagle zrobiło mi się szkoda tego chłopaka. Nie pałałem do niego sympatią,
jednak, gdy usłyszałem tą historię moje nastawienie zmieniło się w pewnym
sensie. Był wredny, jednak to nie była jego wina.
-To
smutne - skrzywiłem się.
-Ale
z tego co się zdążyłem o nim nasłuchać, to wnioskuję, że jest w porządku -
pocałował Kaia we włosy. - Mówił Shimie od początku, że nic z tego nie będzie,
ale on jest uparty i tyle.
-Yuu
to Yuu - mruknąłem. - Dawno to było?
-Będą
z dwa lata.
Po
powrocie do domu czekałem na połączenie z Aoim. W końcu zadzwonił po dwudzistej.
-Kotku
wybacz, że musiałeś czekać.
-W
porządku - uśmiechnąłem się na jego widok. - Tęsknię - wydąłem usta w podkówkę.
- I jak się bawisz?
-Jest
dobrze, naprawdę chciałbym żebyś tu był - uśmiechnął się lekko. - Też tęsknię.
-Ej
Yuu - zacząłem - znasz może kogoś takiego jak Kouyou, czy Uruha? - podparłem
ręką brodę.
-Znam
- odpowiedział. Ktoś przyniósł mu jakiś napój w kubku. Podziękował i wziął
łyka. - Kouyou Takashima, tak?
-Chyba.
Taki wysoki.
-Znam,
znam - odłożył kubek na bok. - A co?
-Bo
go spotkałem - zacząłem bawić się swoimi dłońmi. - Dowiedziałem się czegoś o
tobie i o nim.
-A
dokładnie?
-Że
był w tobie zakochany - spojrzałem na niego.
-To
akurat prawda - przeczesał dłonią włosy.
-Aha
- skrzywiłem się. - A ty?
-Co
ja?
-Byłeś
w nim zakochany?
-Nigdy
- prychnął. - Kouyou nie jest w moim typie - westchnął. - Było mi go trochę
szkoda. Dzieciak swoje przeżył.
-Rozumiem
- zmusiłem się do lekkiego uśmiechu.
*
Nakarmiłem
kota i wyszedłem na dwór. Byłem umówiony z Akirą do kina i nie chciałem się
spóźnić. Po drodze gwizdałem wesołą melodyjkę. Dotarłem do przystanku i
usiadłem na ławce.
-Taka-chan
- usłyszałem nad sobą. Mozolnie odwróciłem głowę. - Dawno cię nie widziałem -
Ren usiadł obok mnie. - Co powiesz złotko?
-Nic
- odparłem.
-Jak
tam Yuu w Angli? - jego dłoń powędrowała na moje kolano i ruszyła wyżej.
-Dobrze
- odsunąłem się.
-Hej,
Taka, nie chciałbyś ze mną iść? - dotknął palcem mojego krocza. Nie byłem w
stanie się ruszyć. Do mojej głowy powróciło mnóstwo nieprzyjemnych wspomnień. -
Taka - powiedział mi do ucha.
-Nie,
nie chcę - zacząłem drżeć. - Zostaw mnie.
-Chodź,
będzie fajnie - objął mnie drugą ręką. - Tylko ty i ja.
-Zostaw
mnie, bo powiem o wszystkim Yuu - zagroziłem.
-Nie
powiesz - musnął wargami mój policzek. - Nikomu nic nie powiesz.
Tutaj
miał rację. Yuu nigdy nie powiedziałem, że Ren mnie dotykał. Na początku to
były jakieś muśnięcia, niby to niechcący. Ale te muśnięcia stawały się coraz
gorsze, a chłopak był coraz bardziej pewny siebie, a ja nikomu o tym nie
mówiłem.
Ostatecznie
poszedłem z nim do jego mieszkania. Po drodze kazał mi wysłać sms do Akiry, bo
zdążył się domyślić, że byłem z kimś umówiony. Zamknął za nami drzwi i
zaprowadził mnie do salonu. Usiadł przy mnie na kanapie i objął mnie ramieniem.
-Dlaczego
to robisz? - zapytałem, kiedy ściągnął mi koszulkę.
-Bo
cię pragnę - musnął palcem mój stwardniały z zimna sutek. - Masz taką delikatną
skórę.
W
oczach zebrały mi się łzy. Nie chciałem tam być, jednak nie potrafiłem odmówić
starszemu mężczyźnie. Bałem się.
-Nie
będę cię ruszać - powiedział mi do ucha i polizał językiem jego płatek. -
Zostawię cię Yuu, pewnie jeszcze nie chciał żebyś z nim uprawiał seks, prawda?
- pokiwałem głową. Wolałem kłamać. - To jemu zostawię ten pierwszy raz - ujął w
dłonie moją twarz i zatoczył kciukiem kółko na moim policzku. Pozwoliłem sobie
rozpłakać się. On i tak już by się nie cofnął. - Jesteś piękny - pocałował
mnie, a ja zacisnąłem powieki. I robił ze mną to, co chciał. Gdy mu się
znudziło zostawił mnie na kanapie. Leżałem zalewając się łzami. Znowu czułem
się jak śmieć. Wykorzystany, nie chciany, nie kochany, brudny. Podniosłem się
do siadu i przetarłem spuchnięte oczy. Wstałem i pozbierałem swoje rzeczy z
podłogi, po czym ruszyłem w poszukiwaniu łazienki. Trafiłem do niej bez trudu.
Umyłem się, ubrałem i wyszedłem do domu.
----
Tak, dobrze widzicie, to szósty rozdział Migadała ^^
Swoją drogą miałam z nim pewne problemy, dlatego nie bijcie, jak się nie spodobało.
I tak, jestem po egzaminach gimbazjalnych. Jakby kogoś to interesowało, to część humanistyczna poszła mi okej, ścisła ... pozostawię bez komentarza, a język ( w tym przypadku angielski ) perfekcyjnie.
Do następnego rozdziałuu~!
Powinien pojawić się teraz taki super hiroł :D
OdpowiedzUsuńNee no, AkixKai całkowicie mi nie podchodzi ;_; *leci do łazienki*
Ale bardzo mnie interesuje ta aoihowa historia! Jeszcze to głupie odzywanie się przez Aoia do Kou. ''Dzieciak'' kurde, a przecież Ru jest nawet młodszy. Grr.. Ściągam lekko hejta Kou i napieprzam hejtem na Aoia ;_; Czekam na dalej.
A AKI DO BOJU!
AAKI AAKI AKIRAA!
Świetneee to jest! Ja chce już następny rozdział! Nie daj nam długo czekać kochana! Ja Cię bardzo, ale to bardzo ładnie proszę! <3 życzę weny, pozdrawiam i ściskam mocniutko. ^^
OdpowiedzUsuńRozwalają mnie dialogi między Aoiem i Rukim XD Ciekawa jestem czy rozwiniesz jeszcze jakoś wątek ze służącą. Nie wiem czemu,ale strasznie mnie ona irytuje. Niech Taka nie oddaje tego kotka! Jak on w ogóle może! ;A; Przez to ogłoszenie o katastrofie omal nie zeszłam na zawał! Myślałam, że na prawdę uśmierciłaś Shiroyamę! Reita X Kai mi jakoś tu dziwnie pasuje,a nigdy nie przepadałam za tym paringiem. I Uruha jest fajnie przedstawiony. Jestem jego strasznie ciekawa.
OdpowiedzUsuńZATŁUC RENA! Ciekawe, czy Shiro się dowie. ^^
Weny życzę~!
Zarąbiste. Czekamy na nexta!
OdpowiedzUsuńPowalające. Naprawdę uważam, że świetnie potrafisz pisać, a tu tak mało tych komentarzy... LUDZIE CO Z WAMI?! Nie mniej jednak ja nie mogłabym nie skomentować. Takich wspaniałych autorów jak Ty trzeba chwalić bo przecież nie po to piszesz by Twoja praca szła na marne. Wiedz, że z pewnością jest multum osób, które czytają noty na Twoim blogu, ale im się komentować nie chce! ._. Nieważne. Jesli będzie trzeba to nawet sama będę nabijać 5 komentarzy na kolejną notkę hehe. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNini . ~
Hej,
OdpowiedzUsuńnie, nie Yuu powinien się o tym dowiedzieć, Rei może kiedyś nie mieć oporów, jak się okazało Yuu i Uruha kiedys byli razem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zarąbisty rozdział 🧡
OdpowiedzUsuń