Migdałowe serce II 12
O zniknięciu i świętach
Powoli
ruszyłem w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Nie miałem zamiaru
dłużej dzwonić do Yuu, ani czekać na niego. Zdenerwował mnie jak nigdy. Nawet
nie napisał, czy coś mu wypadło. Nic, zero, nul.
A
co jeśli coś mu się stało?
Wzdrygnąłem
się na samą myśl o tym, że coś mogłoby mu się przytrafić. Nie, tego bym nie
zniósł. Shiro na pewno był cały i zdrowy i pewnie zostawił telefon w mieszkaniu
i stał w korku, czym zmusił mnie do pójścia na przystanek.
-Ruki
- usłyszałem za sobą. Odwróciłem się z niemałym trudem, zastanawiając się, czy
ten głos należał do tej osoby, o której myślałem. Nie pomyliłem się, a szkoda.
Podszedł do mnie z wyraźną niechęcią wymalowaną na twarzy.
-Uruha
- powiedziałem bez emocji. Chłopak zatrzymał się przede mną, wlepiając we mnie
sarnie oczy. - Co?
-Mam
cię odwieźć do domu - oznajmił mi. - Yuu nie mógł przyjechać i mnie poprosił o
pomoc.
-Akurat
ciebie? - nie kryłem irytacji. Shiroyama wiedział, jakie były stosunki moje i
Kou, a on jeszcze wysłał tego dryblasa, żeby mnie odwiózł do domu. To musiał
być jakiś jego kolejny żart.
-Mi
się to nie podoba bardziej niż tobie - obwieścił suchym tonem. - Mam się tobą
zająć, więc robię to.
*
-Pomóc
ci wejść? - zapytał, odbierając ode mnie kask. Na początku nie wiedziałem, jak
zareagować. Pewne było, że samemu było mi się trudno dostać do mieszkania, do
swojego pokoju, a z drugiej strony Takashima nie pytał z grzeczności, czy
własnej dobroci. Pytał tylko dlatego, że Yuu go o to poprosił.
-Jak
chcesz - odpowiedziałem. Zauważyłem, że po jego twarzy przeszedł cień. On nie
chciał i pewnie zabrałby swoje cztery litery. Został jednak poproszony o coś
innego. Westchnął krótko.
-Wskakuj
- nakazał mi, odwracając się do mnie tyłem i pochylając się do przodu.
Patrzyłem na niego chwilę jak na ostatniego kretyna, jednak w końcu
zrozumiałem, co chciał bym zrobił. Wgramoliłem mu się na plecy, a on ruszył w
stronę wejścia. Wszedł do domu, gdzie zaraz postawił mnie na podłodze. Wrócił
się po mój plecak i kule.
-Dzięki
- burknąłem cicho. Chłopak nie odpowiedział mi w żaden sposób. Zdjęliśmy kurtki
i buty, a on znowu wziął mnie na barana, zanosząc mnie do mojego pokoju.
Następnie zrobił kolejną rundkę po schodach po moje rzeczy.
-A
co się stało, że Yuu nie mógł po mnie przyjechać? - zapytałem, kiedy wrócił.
Kouyou spojrzał na mnie krzywo, po czym wzruszył ramionami.
-Nie
wiem - odparł. Kłamał. Na sto procent kłamał. Shiro na pewno powiedziałby mu, co
się stało. W takim razie, o co chodziło?
-Trochę
się zmartwiłem, bo nie odbierał - mruknąłem, sunąc wzrokiem po pokoju. Wszędzie
były jakieś znaki bytności Yuu. Elementy jego garderoby, książki, drobne
kosmetyki. To wszystko było idealnie wpasowane w całe pomieszczenie. Zerknąłem
na Kouyou, który także przyglądał się tym rzeczom z dziwnym zainteresowaniem i
przygnębieniem jednocześnie. - Rozmawiałeś z nim? - wyrwałem go z zamyślenia.
Głupota tego pytania aż raziła w oczy, ale chciałem go sprowokować do mówienia.
-Tak
- odparł spokojnie, zapewne domyślając się moich zamiarów. Takashima nie był
głupi i nie dawał sobą sterować. - Do zobaczenia - rzucił nagle, kierując się w
stronę drzwi. Wyszedł szybko, nie dając mi nic powiedzieć.
*
Yuu
kolejny dzień nie dawał znaków życia. Dzwoniłem do niego codziennie i
zasypywałem falą smsów, by w końcu się odezwał. Martwiłem się o niego i nie
mogłem przez to spać w nocy, co niestety objawiało się podczas lekcji. Byłem
rozkojarzony i nie umiałem się skupić, co zaowocowało moją pierwszą w życiu
oceną niedostateczną. Tak, pierwszy raz dostałem jedynkę. Nie przejąłem się tym
jednak i wytłumaczyłem sobie, że w końcu musi być ten pierwszy raz.
-Matsumoto,
mógłbyś zostać na momencik? - zagadnęła mnie wychowawczyni po godzinie
wychowawczej. Automatycznie usiadłem na krześle i wlepiłem w nią spojrzenie.
Nauczycielka poczekała, aż wszyscy wyjdą, po czym oparła się o swoje biurko i
wzięła wdech. Nie lubiła rozmów wychowawczych. - Czy coś dzieje? - zapytała. -
Nauczyciele mówią, że opuściłeś się w nauce, nie skupiasz się i nie przykładasz
do zajęć - przerwała na chwilkę, oczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej
strony. Czekałem dalej na to, co miała mi do powiedzenia. - Posłuchaj, jesteś
dobrym chłopcem, zdolnym, a od jakiegoś czasu zaprzepaszczasz swoje szanse na
stypendium. Nie masz jakiś problemów? - spojrzała znacząco na moją nogę w
gipsie.
-Nie,
proszę pani - odparłem grzecznie.
-Takanori,
ale ewidentnie coś się dzieje - splotła ręce na piersiach, przyjmując pozycję
zamkniętą. - Możesz mi powiedzieć tu i teraz, albo będę zmuszona powiadomić
twoich rodziców - wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
-Ale...
-Takanori,
proszę cię. Rozumiem twoją sytuację w domu, ale jeśli mi nie powiesz, naprawdę
do nich zadzwonię. Mogę ci obiecać, że ta rozmowa zostanie między nami.
-To
nic ważnego - westchnąłem. Belferka uniosła brwi, czekając na coś więcej. -
Martwię się, bo pewna osoba ode mnie odeszła.
-Oh,
Takanori - kobieta opuściła swobodnie ręce wzdłuż ciała. - Przykro mi.
-I
nie wiem, czy do mnie wróci - dodałem ciszej. Nie uszło to jednak jej uwadze.
Zmarszczyła brwi, dokładnie analizując moje słowa, po czym pokiwała powoli
głową.
-Wiesz,
Takanori, w tym wieku zawody miłosne łatwo przechodzą. Ona na pewno już o tym
nie pamięta i bawi się z przyjaciółmi.
Spojrzałem
na nią oburzony. Yuu nie zrobiłby tak. Coś musiało się stać. Na pewno by
odebrał, a on zniknął. Przepadł jak kamień w wodzie. Nie było go w jego
mieszkaniu, domu, nawet Yune nie wiedział, co z nim było.
-Nie
wiem - mruknąłem.
Kobieta
wzięła kolejny wdech.
-Na
pewno szybko kogoś znajdziesz. Zobaczysz, na prawdziwą miłość jeszcze przyjdzie
czas - wstała, układając papiery na biurku. - Zaczyna się przerwa świąteczna,
przemyśl sobie wszystko w ten czas - uśmiechnęła się, informując mnie
jednocześnie, że mogłem już sobie pójść.
*
Dwudziestego
drugiego grudnia przyszedł do mnie Kouyou. Zdziwiłem się trochę na jego widok,
bo naprawdę się nie spodziewałem, że przyszedłby do mnie ze swojej własnej i
nie przymuszonej woli. Coś musiało się wydarzyć.
-Stało
się coś? - zapytałem, starając się panować nad głosem. Obserwowałem, jak siada
na moim łóżku i bierze głęboki wdech. Poczułem, jak dłonie zaczęły mi drżeć.
Nie spodziewałem się żadnej dobrej informacji.
-Wiesz,
że ciebie nie lubię - zaczął beznamiętnie - a ty nie lubisz mnie.
-Przyszedłeś
mi wykładać takie oczywiste oczywistości?
-Przymknij
się, jeśli łaska - warknął, mrużąc oczy. - Nie lubimy się, ale zależy nam
obojgu na jednej i tej samej osobie, a tym szczęśliwcem jest Yuu. Takanori, on
teraz nie może się z tobą widy...
-Wiesz,
gdzie jest? - przerwałem mu. - Co z nim? Kouyou, gdzie on...
-Wszystko
z nim dobrze, a teraz słuchaj mnie w końcu - widać było, że nie był do mnie
przyjaźnie nastawiony. - Pamiętasz, jak ci opowiedzieliśmy tą naszą przykrą
historię, prawda? - kiwnąłem głową. Powoli domyślałem się, do czego zmierzał i
nie spodobało mi się to. - Pamiętasz też, czym szczycił się Yuu przed tamtym
zdarzeniem, prawda?
-Pamiętam
- powiedziałem cicho, czując ciarki biegnące mi po plecach.
-Musiał
wrócić do tego - wbił wzrok w swoje kolana. - Miał trochę niedokończonych spraw
i...
-Jak
to? - znowu mu przerwałem. Mówił, że już zamknął tamten rozdział w swoim życiu.
Że tylko ja byłem naprawdę ważny.
-Siedź
cicho - Kou już się denerwował. - Yuu nie chciał tego, rozumiesz? I teraz
pojawiasz się ty - uśmiechnął się sztucznie, co tylko mnie utwierdziło w tym,
że to jego nielubienie mnie, przeradzało się już w nienawiść. - Yuu został
zaszantażowany, że jeśli nie wróci, to oberwie się tobie, a tego to on na pewno
by nie chciał - splótł ręce na piersi i założył nogę na nogę. W takiej pozie
jeszcze bardziej przypominał dziewczynę. - Ale od czego ma się takiego
przyjaciela?
-Ja...
To on... Przeze mnie? - nie wiedziałem, co powiedzieć. Starszy pokiwał powoli
głową. - Kou, zabierz mnie do niego! - wstałem z krzesełka i chciałem do niego
podejść, przez co prawie się przewróciłem. - Błagam, wiem, że mnie nie lubisz,
że chętnie byś się mnie pozbył, ale...
-Nie
licz na to - przerwał mi. - Posłuchaj, jeśli cokolwiek robię i ma to
jakikolwiek związek z tobą, to robię to dla niego. Nie po to, żeby tobie
ułatwić życie, rozumiesz? A tym, utrudniłbyś wszystko sobie, mi i jemu.
Usiadłem
z powrotem na swoim krzesełku i pociągnąłem nosem. Takashima przewiercał mnie
zimnym spojrzeniem, jakby badając moją duszę.
-To
dlaczego tutaj jesteś? - burknąłem. - Mogłeś to sobie darować.
-Boże
- zaśmiał się, przykładając dłoń do twarzy. - Nie rozumiem, co Yuu w tobie
widzi.
-Myślisz,
że byłbyś dla niego lepszy? - syknąłem zły. Różne uczucia zaczęły się we mnie
kumulować i przyszedł czas, by zaczęły się uwalniać. Nie moja wina, że akurat
padło na złość. Blondyn sam mnie sprowokował.
-A
nie? - uniósł jedną brew, drażniąc się ze mną.
-Co
ty tak naprawdę do niego masz? - zacisnąłem dłonie w pięści. Czekałem na
odpowiedź Kou, ale ten uśmiechnął się tylko, denerwując mnie jeszcze bardziej.
-Kocham
go, jeśli tak bardzo zależy ci na tym - odrzekł, a mnie zamurowało. Nie
sądziłem, że usłyszę coś takiego. - Kocham go, od kiedy go poznałem, rozumiesz?
Od pięciu lat kocham go tak samo, a nawet mocniej - wykryłem nutę żalu w jego
głosie. - Więc mam do niego więcej, niż mógłbyś się spodziewać.
-I
ty... Jak możesz mi o tym mówić? - chciałem powiedzieć i ty to wytrzymujesz?, ale zrezygnowałem, nie chcąc mu pokazać, że
w pewnym sensie było mi go szkoda. Kochać kogoś tyle lat bez wzajemności?
Osobiście bym pewnie popełnił wcześniej samobójstwo.
-Sam
mnie spytałeś, co do niego mam - odparł, odchrząkując. - Wracając do tematu.
Yuu nic nie jest i wszystko, co robi jest z myślą o tobie. I nie denerwuj się,
tylko skup na czymś innym, a on wróci do ciebie szybciej, niż mógłbyś się
spodziewać.
*
W
święta nic się nie zmieniło. Dalej byłem sam, bez Yuu, który najwidoczniej miał
trudniej ode mnie. Biedactwo. Chętnie bym go przytulił i pocieszył, że znowu
został zmuszony do takich rzeczy. Westchnąłem przeciągle, przypominając sobie,
że miałem dla niego mały prezencik. Niby nic specjalnego, ale chciałem mu go
dać. Kolejną rzeczą, jaka siedziała mi w głowie, to nasza rocznica. Nie
sądziłem, by wrócił do tego czasu. Wychodziło na to, że pierwszą rocznicę
miałem spędzić samotnie.
-Taka?
- usłyszałem nad sobą. Niechętnie podniosłem wzrok na ojca. Mężczyzna marszczył
brwi w zdziwieniu. - Źle się czujesz? - zapytał. W końcu nie często widzi się
syna skulonego na kanapie z głową włożoną między nogi.
-Nie
- odparłem powoli.
-To
co ci? - zapytał, siadając obok. - Noga boli? - pokręciłem głową. Znowu stał
się czułym ojczulkiem? Oh, jak miło. - To co ci?
-Nic
- odparłem bez entuzjazmu. Widać było jak na dłoni, że coś się stało.
-Aa...
- zawiesił na chwilę głos, zastanawiając się, co powiedzieć. - Co u Yuu? Dawno
go tu chyba nie było - mruknął.
-U
niego dobrze - wlepiłem wzrok w podłogę. Miałem nadzieję, że było u niego
dobrze. Od dwóch tygodni nie miałem z nim kontaktu i tylko Takashima mnie
zapewniał, że ten żyje i ma się dobrze.
-Może
wpadnie? - zaproponował, próbując przymusić mnie do mówienia. Oj, ojcze, z tobą
najmniej chciałem o tym rozmawiać. - Dawno go nie widziałem.
-U
rodziny jest - mówiłem, jakbym miał zaraz stracić przytomność i tak się też
czułem. Tęsknota za Yuu rozrywała mnie od środka. Przypominało mi to trochę
sytuację z sierpnia, kiedy zakazali mi się z nim widywać.
-Ah,
u rodziny - z jego tonu wywnioskowałem, że nie wierzył w moje słowa. - Na
pewno?
-Na
pewno.
-Nie
pokłóciliście się? - dalej naciskał.
-Nie
- odparłem krótko.
Na
tym na szczęście skończyliśmy rozmawiać. Wstałem i kuśtykając, powlokłem się do
pokoju, w którym zrobiłem dokładnie to samo, co w salonie z tym, że przytuliłem
do siebie poduszkę. Ni stąd, ni zowąd, z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
Szlochałem w poduszkę, jeszcze bardziej tęskniąc za swoim ukochanym.
*
Wygrzebałem
w szafie koszulkę Yuu i nałożyłem ją. Wisiała na mnie, bo czego mogłem się
spodziewać po jego ubraniach. Był większy, to też koszulki były większe.
Postarałem się jakoś ogarnąć i zszedłem na śniadanie. Nikt z rodziny nie
zwrócił uwagi na to, że miałem na sobie o wiele za dużą koszulkę. Ciotka jedynie
uśmiechnęła się do mojej pomalowanej buźki i podała mi talerz z omletem. Trochę
rodziny zjechało się do nas na te parę dni i mimo wszystko musiałem być dla
wszystkich tych ludzi miły.
-Taka,
a co u ciebie? - zagadnął mnie wujaszek, kiedy tak maltretowałem biednego
omleta, nie mając zupełnie apetytu. Podniosłem na niego wzrok, jakby się
upewniając, że mówił na pewno do mnie. Głupio musiałem wyglądać.
-U
mnie? - zapytałem dla pewności. Mężczyzna nieznacznie kiwnął głową. - W
porządku.
-Masz
jakąś dziewczynę? - zapytał z uśmiechem. Jasne wujku. Chcesz ją poznać?
-Nie
- uśmiechnąłem się lekko. - Żadna mnie nie... - urwałem nagle. Jakoś dziwnie
się poczułem.
-Taka?
-Ja...
-Chłopcze,
wszystko dobrze? - zapytała ciocia. Powiodłem wzrokiem po zgromadzonej rodzince
i wstałem, chwiejąc się.
-Przepraszam
- rzuciłem, wychodząc z jadalni. - Źle się czuję.
Na
szczęście nikt nie postanowił za mną iść i bawić w troski. Skacząc na jednej
nodze, dotarłem do pokoju, w którym od razu rzuciłem się na łóżko i chwyciłem
za telefon. Jak się okazało, dostałem smsa. I to nie od byle kogo.
*
[Uruha]
Leniwie
powiodłem wzrokiem po jego odzieniu. Miał na sobie koszulkę Yuu, która była na
niego o wiele za duża. Prychnąłem w myślach i postanowiłem nie wspominać o tym,
jak bardzo mu nie pasowała.
-Co?
- rzucił na przywitanie. Nie powiem, ale sam bym się lepiej z nim nie
przywitał, gdyby tak do mnie wpadł.
-Dzień
dobry - wycedziłem ze sztucznym uśmieszkiem i władowałem się do przedsionka.
Mierzył mnie wzrokiem, a ja rozpiąłem kurtkę, wyjmując maleństwo, które od
dłuższego czasu się miotało pod moim odzieniem.
-Tenshi!
- zamknął drzwi i zaraz zabrał ode mnie czarną kulkę. - Udusić ją chciałeś? -
czule przycisnął do siebie kotkę, jakby była najcenniejszym skarbem na świecie.
-Prędzej
ciebie bym... - mruknąłem pod nosem, żeby nie usłyszał. Chłopak zerknął tylko
na mnie i dalej obejmował kotkę. - Przyszedłem pogadać - przerwałem mu jego
maltretowanie zwierzaka, skupiając na sobie jego uwagę.
Chłopak
zmierzył mnie obojętnym wzrokiem i zaprosił gestem do swojego pokoju.
-O
czym chcesz gadać? - usiadł na łóżku, kiedy już byliśmy w jego pokoju.
Rozejrzałem się po nim obojętnie i oparłem się o biurko. Mimowolnie
skrzyżowałem kostki i wypiąłem pierś do przodu, podpierając się rękoma na
biurku.
-O
tym, o czym powinniśmy już dawno porozmawiać - rzuciłem wymijająco. Chłopak
zmarszczył brwi, a ja westchnąłem pod nosem. Naprawdę nie rozumiał, czy udawał
idiotę? - Ty, ja, Yuu, rozumiesz? - powiedziałem jak do dziecka.
-I
co to ma znaczyć? - zapytał. - Do czego niby zmierzasz?
-Takanori,
nie przyszedłem tutaj, bo taki miałem kaprys - syknąłem, mając nadzieję, że mu
nie przywalę jakimś krzesłem. Yuu by mnie zamordował z miejsca. - Posłuchaj,
nie chcę, żeby on mnie znienawidził, jeśli stałaby ci się teraz jakaś krzywda.
Dlatego, masz nie wychodzić z domu, a jak już, to nie sam.
-Masz
być niby moją niańką? - trafił w dziesiątkę. Ale mówi się, że głupi ma zawsze
szczęście. - Kouyou, umiem o siebie zadbać.
-Czyżby?
- zmrużyłem oczy, unosząc brwi. - Na pewno nikt nigdy nie próbował cię
wykorzystać, prawda? Umiesz w końcu o siebie zadbać.
-Nie
twój interes - odgryzł się, odwracając się ode mnie.
-Właśnie,
że mój - warknąłem, podchodząc do niego i łapiąc go za nadgarstki. Szarpnąłem
nim, żeby na mnie spojrzał. - Jeśli to powtórzyłoby się teraz, to ja bym za to
odpowiadał, rozumiesz? Twoje dobro jest teraz najważniejsze.
-Puść
- syknął. - Nie dotykaj mnie! - zaczął się szarpać, a ja wzmocniłem uścisk,
pochylając się nad nim. Dlaczego tak reagował?
-Nie
puszczę. Masz mnie w końcu słuchać, kiedy ci tłumaczę.
-Kouyou!
- zaszlochał, kuląc się. - Nie dotykaj mnie - puściłem go, a on wtulił się w
swoją koszulkę, płacząc. Złapałem go tylko za nadgarstki, a on wpadł w taką
histerię. To nie było normalne, przecież nie zrobiłbym mu krzywdy.
-Bądź dla niego delikatny - powiedział
Yuu, siedząc obok mnie na łóżku. Leniwie gładziłem go po dłoni i bardziej
skupiałem się na tym, że mogłem go w taki sposób dotykać. Chciałem wykorzystać
to w pełni, dlatego po niedługim czasie, objąłem jego rękę, wtulając się w
niego. - Jest naprawdę czuły na wszelkie podnoszenie głosu i wrażliwy na dotyk.
Uważaj z tym.
-Niedotykalski? - gładziłem go po
ramieniu, delektując się nim. Był tak blisko.
-Jest po przejściach jeśli chodzi o
starszych mężczyzn, rozumiesz? Nie ma do nich zaufania.
-A ty? - objąłem go całego. Matko,
jaki byłem szczęśliwy.
-Ja jestem tym wyjątkiem, który może
wszystko - zaśmiał się.
Klepnąłem
się otwartą dłonią w twarz i pokręciłem głową. Dla Takanoriego wszyscy oprócz
Yuu byli potencjalnymi gwałcicielami. Szkoda, że nie skupiłem się wtedy
bardziej na tym, co Aoi mówił.
-Taka,
nie skrzywdzę cię - powiedziałem do chłopaka, który był zwinięty w kłębek i
cały się trząsł. - Nie mógłbym, rozumiesz?
Nie
odpowiedział, tylko dalej płakał. Co ten Yuu z nim miał. Ja bym tyle czasu, co
on z kimś takim nie wytrzymał.
-Już,
spokojnie - westchnąłem, siadając obok. - Przecież cię nie zgwałcę, nie umiem.
Powoli
podniósł na mnie wzrok i zamrugał kilkakrotnie. Chociaż się uspokoił.
-Nie
uprawiałeś seksu z mężczyzną? - był widocznie zdziwiony. Niby jak miałem
uprawiać seks z mężczyzną, jeśli ten mój jedyny miał kogoś innego?
-Ja...
Nagle
podniósł się i objął mnie, przyciągając do siebie. Próbowałem się wyswobodzić z
jego uścisku, ale ten uparcie mnie trzymał. To było bardziej niż dziwne.
-Kouyou,
zostań tak ze mną - głos mu drżał i najwidoczniej dalej płakał. Opadłem
niepewnie na kanapę, dając mu się przytulać. Kombinował coś? - Chcę go zobaczyć
- szepnął płaczliwie. - Kou, kiedy on wróci?
-Nie
wiem - pogładziłem go po plecach. Na początku się wzdrygnął, jednak zaraz nad
tym zapanował i wtulił się we mnie mocniej, rozluźniając się. Chciałem, by mnie
puścił, bo miałem szczerze go już dość. Albo płakał, albo się przytulał.
Oszaleć można było z kimś takim.
*
U mnie w porządku. Ubieraj się ciepło
i nie zapomnij odwiedzać kotka w schronisku. Pamiętaj o syropie na kaszel!
Yuu
Chwyciłem
ołówek i zacząłem zapełniać nim kartkę, by odczytać prawdziwy list. Po kilku
minutach, byłem w stanie się rozczytać.
Coraz bardziej się boję, że będą
kazali mi kogoś zabić. Codziennie budzę się z tą myślą, że przestanę być sobą.
W ciągłym stresie wykonuję polecenia, które kiedyś sam wydawałem. Mam za swoje.
Co z Taką? Jak się ma? Jak jego
kostka? Tęskni za mną? Mówił coś chociaż o mnie? Jak sobie radzi w szkole?
Spotykał się z kimś ostatnio? Dobrze się odżywia? Jest zdrowy? Uściśnij go ode
mnie i powiedz, że go kocham i strasznie za nim tęsknię.
Jeszcze raz przepraszam, że tak bardzo
cię wykorzystuję.
Yuu
Westchnąłem cicho, kolejny
raz czytając zawartość liściku. Biedny Yuu. Po chwili zabrałem się za pisanie
odpowiedzi.
----
Nie żeby Migdał nie chylił się ku końcowi, żuczki. Przewiduję jeszcze 3 rozdziały :)
Dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze *HUG*
Do następnego rozdziałuu~! ;3
TRÓJKĄT BYŁBY EXTRA XD
OdpowiedzUsuńNie tam, zostaję przy tym, że wszyscy padną.
Czemu mam wrażenie, że będzie musiał zabić Reiównę? Jeśli zginą WSZYSCY, to jestem całkowicie za!
Fajna czesc czekam na nastepna oraz na inne opowiesci
OdpowiedzUsuńPowtórzę to co pod poprzednim rozdziałem: Mam niedobór migdału!
OdpowiedzUsuńswietne. tylko nie bardzo pamietam wczesniejsze rozdzialy migdala jesli chodzi o przeszlosc Yuu. chyba bede musiala przeczytac cale od nowa XD
OdpowiedzUsuńSmutne. Naprawdę smutne tak jak się czyta o tym... Taka w ogóle nie ma kontaktu z Aosiem... a nader w to wszystko wplątany jest Kouyou. Nie żeby mi to przeszkadzało... Wręcz przeciwnie. Nawet to, że Uruś jest taki niedobry dla Rukiego. Ale ma powody prawda? Mam tylko nadzieję, że w kolejnym odcinku coś się wyjaśni... Ale i tak najbardziej ciekawa jestem zakończenia. Huh. Poza tym strasznie brakuje mi jsossz :< Tak dawno tego nie czytałam. ;_; Ja wiem, że szkoła i te sprawy. Rozumiem... Będę więc cierpliwie czekać na kolejne notki i od czasu do czasu komentować, jeśli mi go w ogóle starczy! Pozdrawiam cieplutko. <3
OdpowiedzUsuńA mam nadzieje ze w koncu dodasz jesli sie odrodze i Heasting bo czekam na to z niecierpilwoscia
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńbiedny Yuu, niech szybko wraca... Kooyou mógłby by być milszy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Mam nadzieję, że Uruha i Ruki w końcu jakoś się pogodą i wejdą na neutralne odczucia względem siebie. Kto wie, może kiedyś się polubią?
OdpowiedzUsuń