Wszystko jest K.O. 01 (minipartówka)

Przenoszenie się do nowej szkoły niemal na początku roku szkolnego, nie było niczym przyjemnym. Ledwo udało mi się z kimś zaprzyjaźnić, a rodzice stwierdzili, że musimy się przeprowadzić. Ale dlaczego? A cholera to wie. Rodzice zawsze wpadają na jakieś głupie pomysły, nie myśląc nawet o swoich dzieciach, które później mogą mieć trudności... we wszystkim. Rodzice to jakiś gatunek całkowicie pozbawiony wyobraźni.
Mimo wszystko, w październiku znalazłem się w nowej klasie. Na początku nikt na mnie nie zwrócił uwagi. W końcu byłem szary, nijaki. 
Skłoniłem się przed całą klasą i zapisałem swoje imię na tablicy. Nauczyciel wskazał mi pierwszą ławkę. Zająłem miejsce obok dziewczyny z uśmiechniętą buzią. Zerknęła na mnie, a następnie oderwała kawałek kartki z tyłu zeszytu.
Jak się masz? - napisała i przysunęła w moją stronę karteczkę.
Wyciągnąłem zeszyt z plecaka oraz piórnik, z którego wyjąłem długopis.
Dobrze. A ty? - odpowiedziałem. Podsunąłem jej liścik, a następnie zanotowałem podany przez nauczyciela temat.
Też mam się dobrze. - podsunęła mi kartkę i zaraz ją zabrała, dopisując coś jeszcze. - Nazywam się Maki Hiroshi.
Miło mi cię poznać, panienko Maki - odpowiedziałem.
Przepisałem z Maki całą lekcję. Byłem pierwszy dzień w nowej klasie i już znalazłem kogoś z kim mógłbym rozmawiać.
Maki była niziutka i pulchna. Miała ciemne włosy do łopatek i szerokie, rozumne oczy, z których biła pewność siebie. Niedługo potem dowiedziałem się, że była konkretną babką. Nie było dla niej odpowiedzi typu nie wiem, może, chyba. Odpowiedź musiała być konkretna. Hiroshi wprowadziła mnie też trochę do klasy. Opowiadała mi o uczniach i wychowawcy.
Tydzień po tym, jak zacząłem chodzić do klasy pojawił się ktoś jeszcze. Był to wysoki chłopak o blond włosach spiętych w malutką kiteczkę. Ubrany był w całości na czarno. Kiedy wszedł do klasy, Maki obrzuciła go spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Nie wiedziałem dlaczego. Wydawał się być zwykłym chłopcem.
-Kto to? - zapytałem, wskazując głową na przybysza. Chłopak właśnie siadał w ostatniej ławce w środkowym rzędzie. Dziewczyna powędrowała na niego wzrokiem i tylko pokręciła głową.
-Takashima - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Jakby było to jakieś okropne słowo. - Nie radzę ci się do niego zbliżać.
-Dlaczego?
Mari pochyliła się w moją stronę i ściszyła głos.
-Bo umrzesz.
Parsknąłem śmiechem. Jej twarz nie ruszyła się ani o milimetr. Była pełna powagi.
-Jak to? - uspokoiłem się trochę. - To idiotycznie. Kto wymyślił coś takiego?
-Kiedy to prawda. Wszyscy twierdzą, że to klątwa i ja też to popieram.
-Co? Klątwa?
-Chodzi o to - zbliżyła usta do mojego ucha - że już dwie osoby przez niego zmarły.
Pobladłem, a moje ciało oblało się zimnym potem.
-Przez niego?
-Siedziały z nim w ławce.
-To nie musi być powód.
-A jak inaczej to wytłumaczyć? On jest dziwny. Odstrasza wszystkich od siebie. Widzisz, co się stało z tymi, którzy chcieli się do niego zbliżyć. Dwie osoby zginęły i to w taki sam sposób.
-To mógł być przypadek.
-Nie sądzę - pokręciła głową.
Odwróciłem się w stronę chłopaka. Nie był w ogóle zainteresowany tym, co się wokół niego działo. Rysował coś w zeszycie i nawet nie zaprzestał tego, kiedy zadzwonił dzwonek.

Na wychowaniu fizycznym jako jedyny siedziałem na ławce. Miałem zwolnienie z powodu nadwyrężonej ręki. Patrzyłem na oblanych potem chłopców, którzy biegali chyba już setne kółko. Nie przepadałem za wf-em, ale ćwicząc nie nudziłbym się.
Kątem oka dostrzegłem, że ktoś wchodził do sali. Był to Takashima. Nie był przebrany w strój. Cichaczem przemknął obok składziku i usiadł na ławce.
Niewiele myśląc poszedłem do niego i przysiadłem się. Chłopak nawet na mnie nie spojrzał.
-Cześć - przywitałem się z uśmiechem. - Jestem Tanabe Yutaka - wyciągnąłem dłoń. Chłopak zignorował mnie i wygrzebał z plecaka kanapkę i słuchawki do telefonu. Opuściłem rękę, a mój uśmiech zmienił się w grymas.
-Takashima Kouyou - przedstawił się. Miał chłodny, przenikliwy głos. Jakby chciał mnie przestraszyć.
-Miło cię poznać. Wiesz, niedawno się tutaj przeniosłem. W zeszłym tygodniu.
Milczał.
-Nie wiedziałem, że do tej klasy chodzi jeszcze jakiś uczeń.
Dalej to samo, z tym, że odwinął kanapkę z papieru śniadaniowego.
-Mari dzisiaj mi o tobie opowiedziała. Mówiła jakieś bzdury o klątwie - zaśmiałem się, mając nadzieję, że trochę go rozruszam.
Kouyou wstał nagle i odszedł. Wyszedł z sali, zostawiając mnie samego.

*

Przez następne dni dość sporo nasłuchałem się o Takashimie. Że należał do sekty, palił, ćpał, praktykował czarną magię i, że często brał kąpiel we krwi. Niektórzy nazywali go wampirem, bo był strasznie blady, a jego trójki były lekko szpiczaste. Nie wierzyłem w to, co mówili ludzie. Kouyou wyglądał po prostu na samotnika. Nie odzywał się, kiedy nie musiał, nie brał udziału w zabawach klasowych czy szkolnych. Zawsze trzymał się na uboczu, z daleka od ludzi. Zawsze sam.
Zastanawiała mnie jednak sprawa z dwoma osobami, które rzekomo przez niego zmarły. Jak niby ktoś taki mógłby być powodem czyjejś śmierci? Nie wyglądał na niebezpiecznego. Właśnie... W jaki sposób te osoby niby zmarły? Ktoś je otruł, powiesiły się? Nie miałem pojęcia. Postanowiłem sobie jednak, że dowiem się wszystkiego i udowodnię, że Takashima nie był niczemu winny.
Przysiadłem się do niego na fizyce. Chłopak obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem i wstał. Usiadł, kiedy zauważył, że miejsce wolne jest tylko obok Mari w pierwszej ławce. Swoją drogą, to dziewczyna spoglądała na mnie z wyrzutem, że ją zostawiłem samą. Zignorowałem to jednak i spojrzałem na Kouyou, który miał minę wyrażającą głęboki strach. Zauważyłem, że jego oddech przyspieszył. Zupełnie, jakbym zabierał mu tlen. Rozpakowałem się i zapisałem temat. Kouyou zrobił to samo.
-Dlaczego nigdy z nikim nie siedzisz? - zapytałem cicho. Takashima zacisnął wargi i cicho westchnął.
-Nie odczepisz się - stwierdził.
-Nie - potwierdziłem.
-Inni mnie rozpraszają. Dlatego - odparł.
Powoli pokiwałem głową. To miało sens.
-Dlaczego z nikim nie rozmawiasz podczas przerw?
-Bo nie lubię ludzi, a oni nie lubią mnie. Proste.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Chłopak nie odpowiadał już na moje pytania.

*

Takashima wszedł do szatni i powiódł obojętnym spojrzeniem po przebierających się chłopcach. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Zacisnął wargi i nic nie mówiąc, podszedł do wolnego miejsca na ławce i zaczął się rozbierać. Kiedy tylko wszedł, atmosfera jakby zgęstniała. Wszyscy dyskretnie odsunęli się od blondyna i starali się na niego nie patrzeć. Bali się. Jakby chociaż mieli czego. Mogli się jedynie obawiać, że to chuchro zasłabnie podczas zajęć. Nie zdziwiłbym się, gdyby Takashima zemdlał. Nie wyglądał zdrowo. Widać mu było żebra, a miednica mocno odstawała. Obraz nędzy i rozpaczy ( Pan od historii określił tak ostatnio moją odpowiedź dop. aut. ).
Po wejściu na salę od razu przystąpiliśmy do rozgrzewki. Później wybieraliśmy drużyny do gry w siatkówkę.
-No to gramy! - oznajmił nauczyciel. Zauważyłem, że Kouyou usiadł na ławce. On nie grał?
Chłopak nie patrzył w stronę reszty rówieśników. Wyglądał, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Nie wszedł na boisko ani razu. Nawet nie dotknął piłki. Byłem tym zaskoczony. Każdy grał, ale on nie. Chciałem go zapytać, dlaczego nie brał udziału w lekcji, jednak zaraz po wfie, on gdzieś zniknął. Rozpłynął się. Nikt nawet nie widział, kiedy wyszedł. Przemknął między wszystkimi, niczym zjawa.
Następnego dnia nie pojawił się w szkole. Nie było go też kolejnego i kolejnego dnia. Nikt, prócz mnie, zwrócił nawet uwagi na jego nieobecność. Jakby nikogo innego nie obchodził.
-Tanabe-kun, idziemy dzisiaj na pizze - zagadnęła mnie Mari po zajęciach. - Idziesz z nami?
-Pewnie - zgodziłem się. Bo dlaczego nie?
W pizzeri głównym tematem rozmowy były urodziny Mari. Nie wiedziałem, kiedy miała, dlatego szybko wywiedziałem się, że dziewczyna przyszła na świat drugiego listopada, a urodziny chciała urządzić u siebie w domu. Wszyscy rozmawiali o tym, kogo powinna zaprosić, w jakim stylu zrobić przyjęcie i inne takie.
-A Takashima? - zapytałem, kiedy padły już nazwiska wszystkich uczniów z klasy i zaczęto wymieniać jakiś ludzi spoza niej.
Zapadła nagła cisza, a wszystkie spojrzenia padły na mnie.
-Co Takashima? - zapytała Mari.
-Jego nie zapraszasz? Chodzi razem z nami do klasy - oznajmiłem.
-Nie... Nie przepadam za nim.
-Kto go lubi?
-Jest straszny.
-Dziwak.
-Pedał.
Zamrugałem kilkakrotnie, słysząc to. Jak oni mogli tak mówić o zwykłym chłopaku? Nikomu nie zawadzał, a nawet starał się, nie wchodzić innym w drogę.
-Dlaczego tak o nim sądzicie? - zapytałem, mogąc w każdej chwili stanąć w obronie blondyna.
-On się puszcza, dodatkowo z facetami. Najpierw zabił swojego przyjaciela, potem chłopaka, a teraz HIV roznosi.
-Co takiego? - otworzyłem szeroko oczy.
-Ty o tym nie wiesz, to ci coś wytłumaczę - powiedziała Mari. - Do klasy chodził kiedyś jeszcze jedna osoba. Chłopak, nazywał się Akira. On i Takashima niby byli ze sobą. Okazało się jednak pewnego dnia, że Akira miał wypadek i prawdopodobnie spowodował go Takashima. Akira tego nie przeżył. Zginął na miejscu.
-Skąd pewność, że to z winy Kouyou?
-Ich obu nie było tego samego dnia w szkole, poszli gdzieś razem.
-A ten przyjaciel?
-O tym dowiedziałam się od chłopaka z jego powszedniej szkoły. Nie wiem, jak się nazywał, ale on i Takashima byli przyjaciółmi. Zginął tak jak Akira, w wypadku.
-To śmieszne, że uważacie, że to przez niego. Aż głupie.
-Z nim jest coś nie tak i musisz to przyznać. Jest straszny!
-Nie jest straszny, tylko samotny - zacząłem bronić Kouyou.
-To może zostaniesz jego chłopakiem, skoro tak bardzo go lubisz?
Zdenerwowałem się. Wstałem gwałtownie, niemal przewracając krzesło. Zarzuciłem kurtkę na ramiona i wyszedłem z pizzeri.

*

Takashima wrócił do szkoły po tygodniu. Wyglądał jak zwykle. Był chudy i wydawał się być smutny. Z nikim nie rozmawiał i jak zwykle bazgrał po zeszycie. Znowu usiadłem obok niego na fizyce. Chłopak ignorował mnie całkowicie. Nie patrzył w moją stronę, ale nie wyglądał tak jak ostatnio, jakby miał atak astmy i padaczki jednocześnie. Spokojnie siedział i notował. Najwidoczniej przyzwyczaił się do mojej obecności.
-Co słychać? - zapytałem.
Takashima zerknął na mnie, ale nawet nie odpowiedział.
-Nie musisz mnie ignorować. Chcę tylko porozmawiać - skrzywiłem się.
Chłopak wyrwał kawałek kartki z tyłu zeszytu. Po klasie rozszedł się głośny dźwięk dartego papieru. Kilka osób odwróciło się w naszą stronę, widząc jednak Kouyou, powrócili do udawania tego, że słuchają nauczyciela. Takashima naskrobał coś na skrawku papieru, który dyskretnie mi podsunął.
Daj sobie spokój - napisał. Zaraz zabrał kartkę i zgniótł ją, wrzucając do plecaka.
-Dlaczego?
-Bo to nic ci nie da - powiedział ledwo słyszalnie. - Nie chcę się z nikim przyjaźnić.
-Dlaczego? - powiedziałem dokładnie to samo, co kilka sekund wcześniej.
Przez pewien czas siedział cicho. Patrzył na tablicę, jakby szukał na niej odpowiedzi na moje pytanie.
-Bo umrzesz - rzucił chłodno.
Nie wystraszył mnie tym stwierdzeniem. Wiedziałem, że robił to specjalnie, że chciał się odciąć od wszystkich. Nie chciał mieć nic wspólnego z klasą, która traktowała go jak trędowatego. Wolał być przez wszystkich zapomniany, bo tylko w taki sposób mógł normalnie funkcjonować. Myślał też pewnie, że jestem jak reszta, że chcę poniżyć albo dowiedzieć się czy te pogłoski o klątwie są prawdziwe. Nic bardziej mylnego. Krzywdzenie kogokolwiek nie było w mojej naturze. Chciałem jedynie pomóc Takashimie, pokazać mu, że komuś może chcieć na nim zależeć.
I mnie chyba właśnie zaczęło na nim zależeć.

*

Mari uścisnęła mnie serdecznie w progu swojego domu i zaraz wpuściła mnie do środka. W mieszkaniu było wyjątkowo cicho, jakby nie było w nim żywej duszy.
-Jestem pierwszy? - zapytałem, wręczając dziewczynie prezent.
-Nie - mina jej zrzedła. Mówiła lekko przyciszonym głosem. - Pamiętasz, jak mówiłeś, żeby zaprosić Takashime? Nie sądziłam, że przyjdzie.
Zamrugałem kilkakrotnie. Również nie spodziewałem się, że blondyn przyszedłby z własnej woli. Trudno było mi w to uwierzyć, dlatego, kiedy zobaczyłem go w salonie, to nie wiedziałem, w jaki sposób zareagować. Siedział lekko przygarbiony i wystraszony na kanapie, która przy nim wydawała się być ogromna.
-Cześć - powiedziałem, siadając obok niego.
-Hej - odparł bardzo cicho. Uniosłem lekko brwi, starając się zrozumieć, dlaczego zaczął drżeć. Bał się czegoś? Było mu zimno?
Siedzieliśmy tak w ciszy, dopóki nie przyszła reszta gości. Zaczęła się prawdziwa impreza. Wszyscy rozmawiali głośno, tańczyli i pili. Wszyscy, oprócz Kouyou, który z kanapy przeniósł się na fotel stojący w kącie salonu. Miał podciągnięte kolana pod brodę i patrzył na wszystkich tępym wzrokiem.
-Tanabe-kun, jak się bawisz? - zapytała Mari, podając mi butelkę piwa.
-Dobrze - odparłem. Naprawdę dałem się porwać imprezowemu szaleństwu. Tańczyłem ze wszystkimi, co raczej nigdy mi się nie zdarzało. - Mari, tak swoją drogą, sama zaprosiłaś Kouyou?
-Tak - zacisnęła wargi, uciekając wzrokiem w bok. - Tak pomyślałam, że może nie przyjdzie, ale jak widać...
-Rozumiem - przerwałem jej, patrząc na chłopaka, który chyba zasnął w tym fotelu.
-Hej!! - ktoś starał się przekrzyczeć muzykę. - Gramy w butelkę?!
W domu zapanowało jeszcze większe poruszenie. Wszyscy zaczęli szukać jakiejś pustej butelki po piwie i ułożyli się w kręgu na podłodze w salonie. Część osób jednak spasowała i została poza kręgiem odważnych, którzy mieli odpowiadać na pytania, bądź wykonywać zadania. Ja także usiadłem w tym kręgu.
-Takashima, chodź do nas!
-No! Nie siedź tak!
Nie spodziewałem się, że poproszą Kouyou do gry. Chłopak niepewnie zsunął się ze swojego miejsca. Ktoś się przesunął, dzięki czemu mógł sobie usiąść
No i zaczęła się gra. Kilka razy butelka trafiła na mnie. Oczywiście za każdym razem brałem pytania, które był różne. Czy byłem prawiczkiem, co mnie podnieca i inne takie. Czego się spodziewać po takiej imprezie. W końcu jednak główka butelki wskazała Kouyou, w którego oczach momentalnie zagościł strach.
-O! Takashima!
-Zapytaj o...!
-Nie! Spytaj go o...
Ludzie zaczęli się przekrzykiwać. W końcu jednak chłopak, który kręcił butelką zdecydował się.
-Naprawdę lubisz pały? - chłopak rozciągnął kilkakrotnie językiem policzek i w identyczny sposób poruszył palcem.
Kouyou zamrugał kilkakrotnie i otworzył szeroko oczy. Uchylił lekko usta, zapowietrzając się. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
-Ja...
-Przecież to wiedzą wszyscy!
-Mogłeś się zapytać o te wypadki!
W tym momencie Takashima wstał z podłogi i pobiegł do wyjścia. Bez namysłu rzuciłem się w jego stronę. Aż nie mogłem uwierzyć w to, że ktoś się go o coś takiego zapytał.
-Kouyou! - krzyknąłem za chłopakiem, który biegł przed siebie. Aż dziwiłem się, że takie chuchro mogło tak szybko biegać. Nie ma co, jeszcze sporo o nim nie wiedziałem. - Zaczekaj, Kouyou!
Nagle Takashima zaczął zwalniać. Przyspieszyłem, chociaż powoli się męczyłem. Dopadłem do chłopaka, zatrzymując go. Dostał sporej zadyszki. Oparł się rękoma o uda i starał się uregulować oddech. Jego na szybko zarzucony na ramiona płaszcz, prawie z niego spadł
-Mam cię - stęknąłem, nie puszczając go.
-Czego... Ty... Chcesz... - wydyszał. Jego głos był zachrypnięty i roztrzęsiony.
-Kouyou, to było...
-Przestań już! - odepchnął mnie nagle. - Nie rozumiesz, że jeśli chcesz mi pomóc, to najlepszą opcją jest danie mi spokoju? Nie dociera to do ciebie?!
Spojrzałem mu w twarz. Był wściekły. Z jego oczu kipiała czyta złość. Miałem przez chwilę wrażenie, że zaraz dojdzie między nami do rękoczynów. Takashima jednak nie wykonał żadnego ruchu w moją stronę.
-To nie będzie pomoc. Zignoruję cię wtedy jak wszyscy inni.
-No i bardzo dobrze! Tak będzie lepiej dla mnie, dla ciebie, dla wszystkich! Powinienem w ogóle zniknąć. O tak!
-O czym ty mówisz? - chciałem zrobić w jego stronę jakiś krok, ale powstrzymałem się. Po raz pierwszy tak się przede mną otworzył, okazywał emocje. Mogłem go z łatwością spłoszyć, niczym sarnę.
-Ty i tak nie zrozumiesz.
-Skąd wiesz?
-Ludzie są tacy sami. Przychodzą, krzywdzą i odchodzą. Zostawiają, zapominają.
-Kouyou, ja nie wiem, co się kiedyś stało - przybliżyłem się do niego o krok. Sukces! Nie cofnął się. - Ale nie potrafię patrzeć na to, jak ktoś się męczy. Nie chcę nikogo krzywdzić. To nie jest moim priorytetem. Pozwól sobie pomóc.
Zauważyłem, że jego ramiona zaczęły drżeć. Spuścił głowę, a po chwili usiadł na chodniku, obejmując się swoimi rękoma. Płakał.
-Kouyou, proszę, wstań - kucnąłem przed nim. - Odprowadzę cię do domu, dobrze?
-Dlaczego to robisz? - wyjęczał.
-Bez powodu - pogładziłem go po głowie. - No, chodźmy już.


Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że wpakuję się w coś, z czego już nigdy nie wyjdę i zmieni to całe moje życie. Po prostu wyciągnąłem dłoń do niezwykłej osoby. Nic więcej.


----


Mam nadzieję, że zostawicie tutaj po sobie jakiś ślad, bo ostatnio chyba się na mnie obraziliście. Umówmy się tak, po przynajmniej pięciu komentarzach ruszam dalej z notkami, okej? 

Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. "Rodzice to jakiś gatunek całkowicie pozbawiony wyobraźni" śmiechłem biedny Kou nikt go nie lubi ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne to opowiadanie! Naprawde, bardzo mi się podoba i strasznie mnie zaciekawilo... Ciekawi mnie dlaczego Tanabe na koncu nazwał na koncu Kou "niezwykla osoba" ... Ciekawe o co chodzi tez z tą klatwa :D nie moge się doczekac nastepnego rozdzialu... Powodzenia i zycze weny. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Moge wiedzieć jaki to paring?

    OdpowiedzUsuń
  4. To... to tak lekko się czytało, nawet nie zauważyłam, że to ostatnie zdanie. ;_; Genialny pomysł na opowiadanie, ta ponura atmosfera, Kouyou jako klasowy odludek i ta "klątwa", trochę mi to "Another" przypomina. o_O "Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że wpakuję się w coś, z czego już nigdy nie wyjdę i zmieni to całe moje życie. Po prostu wyciągnąłem dłoń do niezwykłej osoby. Nic więcej." Jeżuu, tak tajemniczo zakończone, nie mogę się doczekać co będzie dalej!
    Weny życzę!~ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne opowiadanie *o* Ale żeby kończyć w tym momencie? :__________: Pisz dalej ^o^

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, ze spełniasz swoje chęci na Kaiuhę XD"
    Jejku, kolejne cudeńko! Kobieto, mam pisarskie kompleksy przez ciebie!
    Jak wspomniał ktoś wyżej - czytało się to tak leciutko i przyjemnie. Masz dar i tyle, ot co.
    Nie umiem wypowiadać się na temat pierwszej części jakiegokolwiek opowiadania. To, że będzie mega ciekawe i mega cudowne to już wiem. Tylko co z ta klątwą...? Tanabe, ratuj się :c
    Tulę mocno i życzę weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. *-* Super opek! Ogólnie bardzo mi się podobał! Mam nadzieje na to ,że stworzysz równie interesujący kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. KAI, KAI, KAI, jest KAI! KOCHAM CIĘ.
    Lubię bardzo Twój styl pisania, więc chwała Ci za to, że wzięłaś pod uwagę Kaia... Niecierpliwie będę czekała na każdą kolejną część.

    Podoba mi się to, że K'you jest taki tajemniczy. I nic dziwnego, że Yuk-kun się nim interesuje. W końcu tajemniczość działa jak magnes. ]B-> A ludzie są głupi, że wierzą w jakąś klątwę. Klątwa? Naprawdę? we współczesnych czasach? I to jeszcze w tak rozwiniętym kraju jak Japonia? No błagam, naprawdę... Wypchajcie się, Kou jest super.
    A to, jak potraktowali go podczas przyjęcia to już w ogóle... Ręce mi opadły. Mnie osobiście to nawet głupio byłoby mi komukolwiek powiedzieć coś takiego w twarz. Nie dziwię się, że Uru stamtąd wybiegł i jak nieco otworzył się przed Yutaką, w pewien sposób przestając go odpychać...
    A ostatnie zdania są naprawdę mega intrygujące. Zastanawiam się, czy to "coś" w co wpakował się Kai będzie czymś bardzo złym, czy może zmieni jego życie na lepsze. ...Mam nadzieję, że to drugie - liczę na happy end! O-;

    Przeczytałam też krótki opis do tej minipartówki i kiedy zobaczyłam trzy pairingi, przy tym każdy z Uru... Nono, niezły z niego lovelas. Czuję, że Reita będzie jakąś szychą w Yakuzie i upatrzył sobie Shimę na swoją seksualną zabawkę, czy coś... O! Albo będą chcieli zrobić coś Kaiowi, a wtedy Uru powie, że mogą wykorzystać jego, tylko niech puszczą wolno jego przyjaciela (LUB JUŻ CHŁOPAKA)... Pisz, pisz! Nie mogę się doczekać!

    Ściskam mocno!~ C;

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    bardzo mnie zainteresowałaś tym tekstem, Kaoyou co jest, dlaczego tak go wszyscy traktują....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostawiam swój ślad i idę dalej. Ciekawe opowiadanie :]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty