Wszystko jest K.O. 02 (minipartówka)
Kasumi ostatnio bardzo się cieszyła na widok tej serii, dlatego pragnę jej zadedykować ten oto rozdział ( wow, szaleję z tym ostatnio ). Obiecuję, że nadrobię wszystkie zaległości na Twoim blogu, kochana. Buziaki~
Zegarek spokojnie tykał, odliczając czas do końca lekcji i początku
przerwy świątecznej, która właśnie miała się zacząć.
Westchnąłem przeciągle, patrząc przez okno na ośnieżone boisko
szkolne. Cały dziedziniec przykrywała gruba biała warstwa, która niestety nie była bitą śmietaną, a właśnie z
tym kojarzył mi się śnieg. Z czymś słodkim i puszystym.
-To
tyle - nauczyciel od japońskiego spojrzał na zegarek. Też chciał pewnie
już wrócić do domu. - Wesołych świąt - powiedział niemal
równocześnie z wybawicielskim dzwonkiem.
Wszyscy
zerwali się z ławek, wybiegając na zatłoczony już korytarz.
Chaos, jaki powstał, był okropny. Powoli wstałem ze swojego
miejsca, po czym obrzuciłem zmartwionym spojrzeniem ostatnią ławkę.
Nikt w niej nie siedział. Kouyou nie było też w szkole cały
dzień. Musiał się źle czuć, dlatego nie przyszedł.
Wyszedłem
z klasy, ruszając do szatni, w której ludzie walczyli niemal na
śmierć i życie, by dostać się do swojego odzienia. Naprawdę nie
sądziłem, że można tak szalenie ubiegać się o swoją kurtkę.
Przecisnąłem się między uczniami, docierając do szatni swojej
klasy. Chwyciłem z haczyka kurtkę, a następnie prześlizgnąłem
się na korytarz, na którym zrobiło się już więcej miejsca.
Założyłem odzienie wierzchnie i wyszedłem z placówki, kierując
się w stronę domu Kouyou.
Drzwi
otworzyła mi mama blondyna, która powitała mnie serdecznym
uśmiechem oraz kubkiem gorącej czekolady. Dodatkowo dostałem od
niej talerz ciasteczek, które ułożyła na tacce wraz z drugim
kubkiem, który był zapewne dla Kouyou. Dziękując jej, udałem się
na piętro, do pokoju kolegi. Wszedłem do pomieszczenia, ostrożnie
niosąc tackę z wypiekami oraz gorącymi napojami.
-Cześć,
Kou. Żyjesz? - rzuciłem na przywitanie.
Chłopak
był zakopany pod grubą kołdrą. Odgrzebał się z niej i wystawił
rozczochraną głowę na widok. Zmrużył oczy, patrząc na mnie
półprzytomnym wzrokiem. Przetarł ręką powieki i założył
okulary.
-Dzień
dobry - powiedział zachrypniętym głosem. - Ledwo.
-Co
ci jest tym razem? - postawiłem tackę na biurku i wziąłem oba
kubki. Podałem jeden Kouyou, który wyswobodził się z pierzyny.
-Mama
mnie próbuje zabić - mruknął, przystawiając nos do kubka.
-Dlaczego?
- zdziwiłem się.
-Jestem
uczulony na czekoladę.
Spojrzałem
na zawartość swojego kubka. Była rzadsza od czekolady. Miała też
bardziej owocowy zapach.
-Pomyliłem
się.
Szybko
zamieniliśmy się kubkami.
Takashima
powoli sączył swoją herbatę, nie zwracając na mnie zbytniej
uwagi. Ostrożnie usiadłem obok niego na łóżku. Chłopak spojrzał
na mnie swymi sarnimi oczami i lekko oparł się o moje ramię.
-To
tylko przeziębienie - powiedział cicho.
-To
dobrze - uśmiechnąłem się.
Ostatnio
czułem dziwną ekscytację, kiedy przebywałem z Takashimą.
Patrzyłem na niego i czułem się, jakbym był za niego
odpowiedzialny, ale lubiłem to uczucie. Wypełniała mnie troska w
stosunku do kolegi i pewnego rodzaju silne zauroczenie.
-Yutaka-kun,
poszedłbyś ze mną jutro na zakupy? - zapytał.
-A
będziesz się już dobrze czuł?
-Będę
na pewno - podciągnął kolana pod brodę, kuląc się lekko. - Nie
przeszkadza ci to, że jestem gejem?
-Nie
- pokręciłem głową. - To nie ma znaczenia.
Chłopak pociągnął nosem. Potarł ramiona rękoma i westchnął ciężko.
-Dzisiaj
jest rocznica śmierci Akiry - powiedział ledwo słyszalnie. -
Ciągle nie potrafię przywyknąć do tego, że jego już nie ma. Mam
wrażenie, że to jakiś straszny sen, a jak się obudzę, to on
będzie przy mnie.
-Trudno
jest zapomnieć o kimś, kogo się kochało - stwierdziłem.
Odłożył kubek i zdjął okulary.
-Czasami
spotykam jego matkę. Nie potrafi mi spojrzeć w oczy. Pewnie obwinia
się za to wszystko.
Kiedy
wracałem z Kouyou z tej feralnej imprezy, opowiedział mi, co się
tak naprawdę stało z Akirą. Chłopcy pokłócili się. Kouyou
wrócił obrażony do siebie, a Akira do siebie. Następnego dnia,
Kouyou nie poszedł do szkoły. Miał słabe zdrowie i czuł, że
brało go jakieś choróbsko. Akira natomiast zaspał. Zaspał on,
jego matka i młodszy brat. Wszyscy w pośpiechu rzucili się do
samochodu. Jezdnia była śliska, powszedniego dnia padał deszcz ze
śniegiem, a w nocy był przymrozek. Iście zabójcze połączenie.
Matka Akiry, pędząc przed siebie, wpadła w poślizg. Nie chcąc
spowodować kolizji z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem,
wymanewrowała kierownicą, co niestety nie było dobrym pomysłem.
Samochód uderzył w drzewo od strony, po której siedział Akira.
Jego matce nic się nie stało. Kobieta wydostała się z pojazdu i
zawiadomiła pogotowie. Jej młodsze dziecko zostało zabrane
helikopterem do szpitala. Chłopcu wbiły się odłamki szyby w twarz
i miał zmiażdżone nogi. Akirę próbowano reanimować. Chłopak
zmarł na miejscu. Kouyou nie powiedział mi, jaka była konkretna przyczyna jego śmierci.
Podobną
historię opowiedział mi o przyjacielu. Chłopak jechał
autobusem, wracał do domu od babci. Nagle jakiś inny samochód
uderzył w bok autokaru, który przewrócił się. Również nie udało mu się przeżyć.
To
były bardzo tragiczne historie. Kiedy Kouyou opowiedział mi o tym,
pomyślałem sobie, że to musiało być dla niego okropne. W krótkim
czasie stracił dwie tak bardzo bliskie osoby. Do tego wszyscy
wymyślili sobie klątwę, że to niby Takashima był wszystkiemu
winny. Bzdura!
-Na
pewno jest jej trudno - powiodłem wzrokiem po przedmiotach stojących
na szafce przy łóżku. Stała na niej butelka syropu na gardło,
opakowanie tabletek przeciwbólowych, paczka chusteczek i kilka
zdjęć. Jedna z fotografii przedstawiała właśnie Akirę. Kouyou
nie powiedział mi, że to on, ale domyśliłem się tego. Jego
zdjęcie oprawione było w drewnianą ramkę o odcieniu orzechowym.
Chłopak na fotografii uśmiechał się szeroko i trzymał masę
książek. Do tego z włosów miał zrobione dwie dziecinne kitki.
-Podobno
będzie się przeprowadzać - powiedział cicho. - Rozwiodła się
ostatnio z mężem. Nie mogli wytrzymać presji.
-Presji?
-On
ją oskarżał o ten wypadek. Ona czepiała się, że ich wtedy nie
obudził, że wyszedł bez słowa. Tak bywa.
Spojrzałem
na niego, zastanawiając się, ile on musiał w swoim życiu przejść.
Opuściły go dwie ważne osoby, a dodatkowo inni ludzie odsunęli
się od niego. Został całkiem sam.
*
Przyszedłem
na umówione miejsce w parku kilka minut przed czasem. Odgarnąłem
stary śnieg z jednej z ławek i przysiadłem na niej, czekając na
Kouyou. Pogoda nie była wcale ładna. Czułem, że będzie padać,
chociaż w głębi pragnąłem, by opady wstrzymały się do
wieczora.
-Yutaka-kun
- usłyszałem nad sobą. Podniosłem wzrok na Takashimę, który
właśnie przyszedł. Chłopak jak zawsze miał nieporuszoną niczym
twarz. Na sobie miał swój długi, dwurzędowy czarny płaszcz,
który dodatkowo go wyszczuplał. Twarz zakrył czarnym
szalikiem w szaro-białe paski. Na jego głowie spoczywała czapka z pomponem, spod której wystawały poskręcane od wilgoci blond
kosmyki. Chłodne spojrzenie ciemnych oczu kierował na mnie.
-Cześć
- wstałem.
-Dzień
dobry - spojrzał gdzieś w bok. - Dobrze, że jeszcze nie pada -
mruknął po dłuższej chwili.
-Tak.
Może zdążymy zrobić zakupy. Mam wrażenie, że to będzie
prawdziwa śnieżyca.
Poszliśmy
szukać prezentów świątecznych. Sam miałem już takowe kupione
dla rodziców, ale Kouyou nie miał zbytniej okazji na ich zrobienie.
Chłopak praktycznie bez przerwy chorował i musiał po szkole
zostawać na zajęcia dodatkowe, by nadrobić materiał i zdać
semestr. Współczułem mu trochę, bo omijało go sporo rzeczy.
-Chciałem
kupić siostrze biżuterię - powiedział, kiedy stanęliśmy przed sklepem jubilerskim. Kouyou patrzył chwilę na wystawę, szukając wzrokiem
czegoś ciekawego.
-Kolczyki?
- podpowiedziałem.
-Chyba...
Jego
głos był przepełniony rezygnacją. Nie rozumiałem dlaczego.
-A
wiesz, co kupić rodzicom?
Stał
chwilę, tępo wpatrując się w szybkę. Zawiesił się czy jak?
-Tak
- odparł. - Dla mamy znalazłem kiedyś perfumy, a dla taty książkę
kulinarną
-Książka
kulinarna? - zdziwiłem się.
-Kolekcjonuje je i lubi gotować. Siostry to największy problem, jeśli
chodzi o prezenty.
Spędziłem
z Takashimą jeszcze dwie godziny w galerii, szukając odpowiednich
prezentów dla jego rodzeństwa. W takich chwilach bardzo się
cieszyłem, że byłem jedynakiem. Chociaż czasami było mi z tego
powodu przykro. Rodzice często pracowali do późna, a ja wracałem
do domu i nie miałem z kim nawet zamienić słowa.
Tak,
jak się spodziewaliśmy, rozpętała się śnieżyca. Z trudem udało
mi się wrócić do domu. Komunikacja miejska została momentalnie
sparaliżowana. Ten zabójczy śnieg...
*
Po świętach nie mogłem się przyzwyczaić do ponownego chodzenia do szkoły. Chyba jak każdy. Przywykłem przez tydzień do siedzenia w domu i oglądania anime z kuzynką, która odwiedziła mnie na ten czas. W sumie, to dość dawno się z nią nie widziałem i trochę się stęskniłem. Musiałem jednak znowu zająć się nauką. Nauką i Takashimą.
Kouyou
opierał się niedbale o ścianę i przeglądał zeszyt od
angielskiego. Wszyscy inni rozmawiali w najlepsze, jednak on musiał
nauczyć się na sprawdzian, który musiał zaliczyć na lekcji.
Później miał jeszcze fizykę i kolejny sprawdzian. Czasami mu
naprawdę współczułem tych wszystkich zaległości.
Podczas
lekcji nie mogłem skupić się na temacie. Zamiast słuchać
nauczyciela, patrzyłem na Takashimę, który usiadł w pierwszej
ławce i pisał zaległą pracę klasową. Jego plecy były naprawdę
pociągające.
W
sumie, to zacząłem zwracać na niego większą uwagę, jeśli
chodziło o wygląd. Nie wiedziałem, jak to określić, ale nie
potrafiłem obok niego przejść obojętnie. To znaczy, nigdy nie
przechodziłem tak obok niego, zwracał moją uwagę, odkąd go
pierwszy raz zobaczyłem, ale teraz było w tym coś więcej. Jakaś
głębsza fascynacja, która była w tym tak naprawdę od zawsze.
-Boję
się - powiedział cicho przed fizyką. - Nic nie umiem na ten
sprawdzian.
-Dasz
sobie radę - powiedziałem pokrzepiająco. - Nie ma w tym nic
trudnego.
-Najwyżej
będę prosił na kolanach o promocję do następnej klasy. Jak
zawsze.
W
jego głosie nie wyczułem rozbawienia, zmartwienia czy czegokolwiek
innego. Zawsze mówił tak bez emocji.
Podczas
lekcji Kouyou usiadł w ławce Maki, a ona przysiadła się do mnie.
Właściwie, to nie rozmawiałem z nią od jej urodzin. Jakby nie
patrzeć, to od tamtego czasu odsunąłem się od klasy. Po tym, co
zrobili, czułem do tych ludzi odrazę. Jak można było potraktować
kogokolwiek w taki sposób? Współczułem Kouyou, że musiał trafić
na takich idiotów.
Co
słychać? -
Maki podsunęła mi liścik. Patrzyłem na niego, zastanawiając się,
po co zaczynała rozmowę.
Wszystko
dobrze -
odpisałem. Przesunąłem karteczkę w jej stronę.
Jeszcze
żyjesz. Takashima nie rzucił na ciebie żadnej klątwy?
Patrzyłem
chwilę na kartkę, a później spojrzałem na Mari.
-Czy
ty i cała ta klasa jesteście jacyś niedojebani? - wysyczałem zły.
Dziewczyna zamrugała gwałtownie. - To jest normalny chłopak, a wy
wszyscy mieszacie go z błotem. Jesteście bandą idiotów.
Doszło
do mnie znaczące chrząknięcie. Nagle zdałem sobie sprawę, że
trochę za głośno mówiłem i cała klasa patrzyła na mnie wraz z
nauczycielem. Nawet Kouyou odwrócił się w moją stronę. Chociaż
jego mina jak zawsze wyrażała pełne opanowanie, to dostrzegłem w
jego oczach jakby malutką iskierkę. Mały płomyczek
nadziei. Coś się we mnie nagle przełamało. Te jego ciemne
tęczówki i wyraz twarzy przypominający posąg stały się dla mnie
takie niezwykle atrakcyjne. On był naprawdę przystojny, chociaż może nie było to do końca trafne określenie. Najtrafniejsze byłoby
nazwanie go ślicznym.
Dopiero
teraz dostrzegłem jak piękną miał twarz. Najbardziej zajmujące
były właśnie jego oczy. Ciemne i błyszczące, przywodzące na
myśl uroczego króliczka. On był jak taki królik. Piękny,
delikatny i płochliwy.
-Tanabe,
bądź cicho - powiedział nauczyciel.
Zacisnąłem
wargi, powracając do robienia notatek. Chciałem dać później
Kouyou zeszyt, by mógł przepisać temat.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co planował los.
*
Przed
moim blokiem stała spora ciężarówka z jakiejś firmy zajmującej
się przeprowadzkami. Pracownicy ubrani w robocze uniformy, wynosili
z niej meble. Przecisnąłem się między nimi do klatki i wszedłem
na swoje piętro. Okazało się, że ktoś wprowadzał się do
mieszkania, naprzeciwko tego, w którym mieszkałem z rodzicami.
Byłem szczerze zaskoczony, że ktoś chciał się tam przenieść.
Jednocześnie poczułem odrobinkę nadziei. Może wśród nowych
lokatorów znajdowała się osoba w moim wieku? Cóż, z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, prawie całe osiedle składało się na
osoby powyżej dwudziestego piątego roku życia albo takie, które
nie przekroczyły dziesiątego.
-Jestem
- mruknąłem, wchodząc do mieszkania. Od razu doszedł do mnie
przyjemny zapach z kuchni. Zdjąłem kurtkę, buty i od razu
skierowałem się do miejsca, z którego dochodziła smakowita woń.
-Dzień
dobry, synku - powiedziała mama na mój widok. - Jak w szkole?
-A
dobrze - mruknąłem. Z jakiegoś powodu od razu pomyślałem o
Kouyou. To było zadziwiające, jak ten chłopak wepchnął się do
mojej głowy a nie minęło przecież nawet pół roku, odkąd go
poznałem. - Mamo, kto się wprowadza obok?
-Jakieś
małżeństwo z synem - odparła. - Rok od ciebie młodszy.
Momentalnie
wypełniła mnie euforia. Tylko rok różnicy? Na bogów! W końcu
mogłem znaleźć sobie jakiegoś kumpla. Chociaż szkoda, że nie
kumpelę... Ale co z tego, dziewczyny na razie nie szukałem. Poza
tym, chciałem zbliżyć się do...
Kouyou.
Zaraz,
co? O czym ja pomyślałem? Zbliżyć się do niego? Nie no, nigdy
nie zastanawiałem się nad swoją orientacją i nigdy też nie
myślałem, że z Kouyou mógłbym coś... No właśnie, nawet nie
miałem pojęcia, jak to ująć. Ale już od dłuższego czasu nie
mogłem oderwać wzroku od Takashimy. Potrafiłem o nim myśleć
niemal bez przerwy. Kouyou, on... On mi się chyba podobał, czułem
coś do niego i nie mogłem siebie w tej kwestii okłamywać.
Chyba
się zakochałem.
*
Weszliśmy
z Kouyou do szatni jako ostatni. Wszyscy byli już przebrani i
wychodzili na salę.
-Ćwiczysz?
- zapytałem chłopaka, pospiesznie zdejmując koszulkę. Zerknąłem
na Takashimę, który stał do mnie tyłem i również się
rozbierał. Niepotrzebnie pytałem.
-Tak
- odparł cicho, zsuwając spodnie. On był tak strasznie chudy, że
widać mu było wszystkie kości.
Patrzyłem
tak na niego, nie zdając sobie sprawy z tego, co robię. Podszedłem
do niego i dotknąłem jego wystających łopatek. Stojąc tak blisko
jego nagiego ciała, dostrzegłem jasnoróżowe pojedyncze plamy na
jego plecach i ramionach. Takashima szybko odskoczył ode mnie.
-Co
ty robisz? - głos mu zadrżał.
-Co
ci się stało w plecy? - zapytałem.
-Nic
- warknął gniewnie.
Zaskoczył
mnie tym. Kouyou praktycznie nigdy nie okazywał emocji. Poza tym, od
czego mu się to zrobiło?
-Nie
dotykaj mnie więcej - powiedział cicho, szybko się ubierając. -
To nie twoja sprawa, co mi się dzieje.
I
w tym momencie zdałem sobie sprawę, że zniszczyłem całe jego
zaufanie do mnie. Wszystko to, co zostało wypracowane między nami,
rozbiło się, roztrzaskało w drobny mak.
-Przepraszam
- starałem się jakoś złagodzić sytuację. Co mi w ogóle
strzeliło do głowy, żeby go dotykać? - Po prostu zobaczyłem, że
coś masz na plecach i tak jakoś...
-Nie
tłumacz się, bo to idiotycznie wygląda - usiadł na ławce,
zakładając buty. - Doceniam to, co robisz, ale nie zbliżaj się do
mnie. Rozumiesz, co mam na myśli?
-Nie
bardzo - także zacząłem ubierać buty.
-Nie
jestem ślepy. Od jakiegoś czasu ciągle się na mnie patrzysz,
robisz do mnie maślane oczy, może niezbyt świadomie, jednak to
robisz. Zapamiętaj sobie, że nie odwzajemnię tego, co ty czujesz.
Zaskoczył
mnie. To było tak bardzo widać? Sam w sumie nie do końca
wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie sądziłem, że Kouyou tak
po prostu mógłby to zauważyć.
Po
tym wydarzeniu nic się nie zmieniło na gorsze, ale na lepsze też
nie. Takashima w dalszym ciągu był wyłączony ze świata i trudno
było z nim rozmawiać. Z jednej strony mnie to cieszyło, bo dalej
mogłem z nim przebywać, a z drugiej czułem, że minie jeszcze
sporo czasu, nim się przede mną otworzy. Zastanawiało mnie trochę
czy jego rodzice widzieli, jaki chłopak miał problem i czy myśleli
może nad zabraniem go do specjalisty. Nie miałem na myśli tego, że
Kouyou był nienormalny, o nie! Po prostu potrzebował pomocy, bo sam
nie mógł już sobie poradzić z tym wszystkim, co go otaczało.
*
Gdy
zaczął się maj, odczułem większą chęć do życia. Częściej
chodziłem na spacery i spędzałem niemal cały czas aktywnie. Nawet
raz udało mi się nakłonić Kouyou do wyjścia ze mną, co mnie
pozytywnie zaskoczyło. Zgodził się wyjść na dwór w niezły upał
i pierwszy raz zobaczyłem go w luźnych szortach i bokserce. Co mnie
martwiło, znowu miał te plamy na ramionach. A może to było jakieś
uczulenie?
-Kupimy
lody? - zagadnąłem Kouyou, który szedł w ciszy obok mnie. Tylko
ja coś mówiłem. On jedynie pomrukiwał pod nosem. - Tam jest budka
z amerykańskimi.
-Jak
chcesz - wzruszył ramionami.
Kouyou
nie zamówił sobie jednak lodów. Stwierdził, że nie może i nie
ma ochoty ich jeść. Nie zmuszałem go do niczego. Sam zamówiłem
sobie lody i sam też jadłem. Trochę dziwnie się z tym czułem,
ale nie narzekałem. Jednak fakt, że chłopak zgodził się ze mną wyjść,
był prawdziwym sukcesem.
Kouyou stwierdził, że musi już iść, kiedy nie byliśmy na spacerze nawet trzech godzin. Powiedział, że głowa go rozbolała od tego słońca. W sumie, to był straszny skwar i nie dziwiłem mu się. On wrócił do siebie i ja wróciłem do siebie.
Wchodząc
do swojej klatki, wpadłem na jakiegoś chłopca. Był niski, więc
nie dziwne, że go nie zauważyłem.
-Przepraszam
- mruknął, łapiąc się za głowę.
-Nie,
w porządku - odparłem. - Zagapiłem się.
Pomijając
niski wzrost chłopaka, mógłbym stwierdzić, że miał około
piętnastu, szesnastu lat. Jego głos był całkiem dojrzały, już po
mutacji, a poza tym, to mały chłopiec raczej nie miałby
farbowanych na blond włosów. - Mieszkasz tu? - zagadnąłem.
Pierwszy raz go widziałem.
-Od
kilku dni - przyznał.
-To
chyba jesteśmy sąsiadami - zaśmiałem się. - Yutaka Tanabe -
przedstawiłem się.
-Matsumoto
Takanori.
Matsumoto?
Mama coś mi mówiła, jak mają na nazwisko nowi sąsiedzi, ale
jakoś wypadło mi to z głowy.
-Pierwszy
raz cię tutaj widzę - przyznałem.
-Przyjechałem tu niedawno. Moi rodzice przenieśli się już trzy miesiące temu.
Uniosłem
lekko brwi. To było trochę dziwne. Zazwyczaj rodziny przenoszą się
razem, a nie po kilka osób.
-Rozumiem
- pokiwałem głową.
-To...
Przepuścisz mnie? - zapytał.
-Ach,
no jasne - odsunąłem się.
Chłopak
uśmiechnął się do mnie. Najwidoczniej rozbawiła go ta sytuacja.
-To
do zobaczenia - powiedział, wychodząc.
-Do
zobaczenia.
*
-Musicie
to zrobić we dwie osoby - oznajmił nauczyciel biologii. - Termin
macie na za dwa tygodnie. Dobierzcie się teraz w pary i podajcie
swoje nazwiska.
-Robimy
razem? - zagadnąłem Kouyou, który swoim zwyczajem bazgrolił po
zeszycie. Czasami udawało mi się podejrzeć, co tam tworzył, ale
zaraz szybko zamykał notatnik.
-Okej
- nawet na mnie nie spojrzał. Pochylił się bardziej nad rysunkiem
i całą swoją uwagę skupił maksymalnie na nim.
-To
spotkamy się też u mnie, dobra?
Pokiwał
głową.
Umówiliśmy
się na piątek o siedemnastej. Że też nauczyciele wymyślili
sobie projekty pod koniec roku szkolnego. Przynajmniej miałem okazję
spędzić trochę czasu z Kouyou sam na sam. Na samą myśl
przechodziły mnie dziwne dreszcze ekscytacji. Kouyou powiedział, że
nie powinienem robić sobie żadnych nadziei, bo on nie czuł do mnie
tego samego, ale ja sam nawet nie byłem pewny, jakim uczuciem go
darzyłem. Z jednej strony myślałem, że się w nim zakochałem, a
z drugiej miałem wrażenie, że jesteśmy tylko kolegami. Nie potrafiłem siebie zrozumieć.
W piątek o szesnastej nagle odcięli w całym osiedlu prąd. Gdzieś tam remontowali drogę i bardzo prawdopodobne, że naruszyli linie wysokiego napięcia. Nie widziało mi się to, gdyż bez prądu nie było internetu, a z Takashimą potrzebowaliśmy go do zrobienia projektu.
-Tanabe, przejdź się do sąsiadów i spytaj czy mają prąd - powiedział tata.
-Raczej nikt nie ma - odparłem. Nie widziałem sensu w chodzeniu do sąsiadów i pytaniu się o coś takiego.
-Mógłbyś? - spojrzał na mnie znacząco.
Nie chcąc wdawać się w kłótnie z ojcem, ubrałem buty i poszedłem do sąsiadów mieszkających naprzeciwko, czyli do państwa Matsumoto. Grzecznie zapukałem do drzwi i odczekałem chwilę. W końcu otworzyła mi niska kobieta.
-Dzień dobry - powiedziała.
-Dzień dobry - odpowiedziałem. - Jestem Yutaka Tanabe, mieszkam naprzeciwko. Chciałem się spytać - odchrząknąłem - czy mają państwo prąd?
-Nie, nie mamy - pokręciła głową. Nagle uśmiechnęła się do mnie. - Masz na imię Yutaka?
-Tak.
-Takanori powiedział, że cię spotkał ostatnio. Może wejdziesz na moment?
-Nie chcę przeszkadzać - chciałem się już się wycofać do siebie.
-Ktoś przyszedł? - usłyszałem głos Takanoriego. Pani Matsumoto odsunęła się, a ja zobaczyłem chłopaka stojącego w dużym t-shirtcie i puchatych kapciach. Niby powinien mnie ten widok rozbawić, ale doznałem prawdziwego szoku.
Blond włosy chłopaka zniknęły, a jego głowa przewiązana była jasnofioletową chustką.
-Cześć - powiedziałem, starając się przełknąć lepką kluchę w gardle. Nie mogłem oderwać od niego wzroku.
-Hej - chłopak skrzywił się. Najwidoczniej zauważył, że się w niego wpatrywałem.
Kiedy wróciłem do siebie, powiedziałem rodzicom o tym, co zobaczyłem. Musiałem to z siebie wyrzucić. To był prawdziwy szok.
-Takanori ma białaczkę - powiedziała moja mama. - Właściwie, to miał. Podobno z tego wyszedł, ale musi teraz przyjmować leki i włosy jeszcze nie odrosły mu po chemii. Pani Matsumoto mówiła mi o tym ostatnio. To naprawdę miła kobieta...
Potok słów. Chciałem tylko się dowiedzieć, co było z synem państwa Matsumoto. Ale, kiedy się o tym dowiedziałem, to nie poczułem się lepiej. Zrobiło mi się żal chłopaka.
Nie pozostało mi jednak nic innego, jak poczekać na Kouyou.
----
Nie podoba mi się ten rozdział. Nic się w nim kupy nie trzyma. Mogę jedynie obiecać, że następny będzie lepszy. Ughh. Wybaczcie błędy. ;__;
Ach! Pamięta ktoś może, kiedy napisałam pod jakimś rozdziałem "I will be", że wydarzenia z tej minipartówki ( nie wszystkie, jednak znaczna większość ) miały swoje miejsce w świecie rzeczywistym? Nie? To tak tylko przypominam.
Do następnego rozdziałuu~!
Rozdzial bardzo mi sie podobal ^^ jak kazdy zreszta... Meczy mnie tylko trochę sprawa tych plam na ciele Kouyou... I jeszcze czy odwzajemni uczucie jakim darzy go Yutaka. Hmm... Pozdrawiam i zycze weny.;3
OdpowiedzUsuńWeź tak nie gadaj! Rozdział super tylko szkoda, że po takim czasie dodany xD Nie pamiętam za bardzo pierwszego @.@ Ale w miare ogarnełam. Ciekawa jestem tych plam...
OdpowiedzUsuńWuyszlo swietnie jak zawsze
OdpowiedzUsuńP>S.musis mi wybaczyc mulacy net i brak rozpisu
Dedykacja dla mnie! O jaaaaa, nie spodziewałam się! *-* ARIGATOU! I trzymam za słowo, jeśli chodzi o uzupełnianie. xD
OdpowiedzUsuńA co do samego rozdziału... Od początku myślałam, że już jest okej! No wiesz... Kou wpuścił Yutakę do swojego pokoju, zupełnie normalnie z nim rozmawiał, jak z przyjacielem. Już sobie myślałam, że wszystko zmierza radośnie w dobrym kierunku, a później... BAM. Tradycyjny troll i Uru nadal jest zamknięty w sobie co do Yutaki.
...Który się w nim podkochuje! Pomimo poważnej sytuacji nie mogłam powstrzymać mojego "KYAAAAAAAAA~", przepraszam. xD
A później ta sytuacja w szatni! Kou jest naprawdę spostrzegawczy. Zastanawiam się tylko, czy powiedział to wszystko szczerze, czy... Czy powinnam próbować wyczuwać jakiś spisek i podejrzewać, że powiedział coś takiego tylko po to, aby chronić przed czymś Kaia. Intryguje mnie to, bardzo...
I jeszcze jak na końcu pojawił się Takanori! I to z białaczką... Zaskoczyłaś mnie tym i to mocno. Mówiąc szczerze to wyobraziłam sobie ostatecznie takiego bladego, słabego Ru, stojącego w samej koszulce... Bez włosów. Straszny widok, nie chce wyjść z mojej głowy.
Ciekawe jaką rolę odegra Ruki w całej tej historii.
Czekam na kolejną część! Równie niecierpliwie jak na tą!
Buziaaaki!~
I zapomniałam wspomnieć o plamach na plecach Kouyou! Czytałam, w któtkim opisie tej partówki, że Kou jest związany z Yakuzą i dlatego mam trzy opcje:
Usuńa) Uru wcale nie chce mieć żadnych powiązań z gangiem, ale oni mają go gdzieś i podtruwają go czymś
b) znęcają się nad nim gasząc papierosy na jego skórze
c) jest ciężko chory.
Pewnie i tak nie trafiłam, ale ciiii...
Witam,
OdpowiedzUsuńtrochę się zbliżyli do siebie, powiedział o tych wypadkach, ale później tak jakby trochę się popsuło między nimi, taka nagła reakcja...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Mi rozdział się bardzo podobał. Przyjemnie się go czytało :)
OdpowiedzUsuń