Wszystko jest K.O. 02 (minipartówka)

Kasumi ostatnio bardzo się cieszyła na widok tej serii, dlatego pragnę jej zadedykować ten oto rozdział ( wow, szaleję z tym ostatnio ). Obiecuję, że nadrobię wszystkie zaległości na Twoim blogu, kochana. Buziaki~


Zegarek spokojnie tykał, odliczając czas do końca lekcji i początku przerwy świątecznej, która właśnie miała się zacząć. Westchnąłem przeciągle, patrząc przez okno na ośnieżone boisko szkolne. Cały dziedziniec przykrywała gruba biała warstwa, która niestety nie była bitą śmietaną, a właśnie z tym kojarzył mi się śnieg. Z czymś słodkim i puszystym.
-To tyle - nauczyciel od japońskiego spojrzał na zegarek. Też chciał pewnie już wrócić do domu. - Wesołych świąt - powiedział niemal równocześnie z wybawicielskim dzwonkiem.
Wszyscy zerwali się z ławek, wybiegając na zatłoczony już korytarz. Chaos, jaki powstał, był okropny. Powoli wstałem ze swojego miejsca, po czym obrzuciłem zmartwionym spojrzeniem ostatnią ławkę. Nikt w niej nie siedział. Kouyou nie było też w szkole cały dzień. Musiał się źle czuć, dlatego nie przyszedł.
Wyszedłem z klasy, ruszając do szatni, w której ludzie walczyli niemal na śmierć i życie, by dostać się do swojego odzienia. Naprawdę nie sądziłem, że można tak szalenie ubiegać się o swoją kurtkę. Przecisnąłem się między uczniami, docierając do szatni swojej klasy. Chwyciłem z haczyka kurtkę, a następnie prześlizgnąłem się na korytarz, na którym zrobiło się już więcej miejsca. Założyłem odzienie wierzchnie i wyszedłem z placówki, kierując się w stronę domu Kouyou.
Drzwi otworzyła mi mama blondyna, która powitała mnie serdecznym uśmiechem oraz kubkiem gorącej czekolady. Dodatkowo dostałem od niej talerz ciasteczek, które ułożyła na tacce wraz z drugim kubkiem, który był zapewne dla Kouyou. Dziękując jej, udałem się na piętro, do pokoju kolegi. Wszedłem do pomieszczenia, ostrożnie niosąc tackę z wypiekami oraz gorącymi napojami.
-Cześć, Kou. Żyjesz? - rzuciłem na przywitanie.
Chłopak był zakopany pod grubą kołdrą. Odgrzebał się z niej i wystawił rozczochraną głowę na widok. Zmrużył oczy, patrząc na mnie półprzytomnym wzrokiem. Przetarł ręką powieki i założył okulary.
-Dzień dobry - powiedział zachrypniętym głosem. - Ledwo.
-Co ci jest tym razem? - postawiłem tackę na biurku i wziąłem oba kubki. Podałem jeden Kouyou, który wyswobodził się z pierzyny.
-Mama mnie próbuje zabić - mruknął, przystawiając nos do kubka.
-Dlaczego? - zdziwiłem się.
-Jestem uczulony na czekoladę.
Spojrzałem na zawartość swojego kubka. Była rzadsza od czekolady. Miała też bardziej owocowy zapach.
-Pomyliłem się.
Szybko zamieniliśmy się kubkami.
Takashima powoli sączył swoją herbatę, nie zwracając na mnie zbytniej uwagi. Ostrożnie usiadłem obok niego na łóżku. Chłopak spojrzał na mnie swymi sarnimi oczami i lekko oparł się o moje ramię.
-To tylko przeziębienie - powiedział cicho.
-To dobrze - uśmiechnąłem się.
Ostatnio czułem dziwną ekscytację, kiedy przebywałem z Takashimą. Patrzyłem na niego i czułem się, jakbym był za niego odpowiedzialny, ale lubiłem to uczucie. Wypełniała mnie troska w stosunku do kolegi i pewnego rodzaju silne zauroczenie.
-Yutaka-kun, poszedłbyś ze mną jutro na zakupy? - zapytał.
-A będziesz się już dobrze czuł?
-Będę na pewno - podciągnął kolana pod brodę, kuląc się lekko. - Nie przeszkadza ci to, że jestem gejem?
-Nie - pokręciłem głową. - To nie ma znaczenia.
Chłopak pociągnął nosem. Potarł ramiona rękoma i westchnął ciężko. 
-Dzisiaj jest rocznica śmierci Akiry - powiedział ledwo słyszalnie. - Ciągle nie potrafię przywyknąć do tego, że jego już nie ma. Mam wrażenie, że to jakiś straszny sen, a jak się obudzę, to on będzie przy mnie.
-Trudno jest zapomnieć o kimś, kogo się kochało - stwierdziłem.
Odłożył kubek i zdjął okulary.
-Czasami spotykam jego matkę. Nie potrafi mi spojrzeć w oczy. Pewnie obwinia się za to wszystko.
Kiedy wracałem z Kouyou z tej feralnej imprezy, opowiedział mi, co się tak naprawdę stało z Akirą. Chłopcy pokłócili się. Kouyou wrócił obrażony do siebie, a Akira do siebie. Następnego dnia, Kouyou nie poszedł do szkoły. Miał słabe zdrowie i czuł, że brało go jakieś choróbsko. Akira natomiast zaspał. Zaspał on, jego matka i młodszy brat. Wszyscy w pośpiechu rzucili się do samochodu. Jezdnia była śliska, powszedniego dnia padał deszcz ze śniegiem, a w nocy był przymrozek. Iście zabójcze połączenie. Matka Akiry, pędząc przed siebie, wpadła w poślizg. Nie chcąc spowodować kolizji z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem, wymanewrowała kierownicą, co niestety nie było dobrym pomysłem. Samochód uderzył w drzewo od strony, po której siedział Akira. Jego matce nic się nie stało. Kobieta wydostała się z pojazdu i zawiadomiła pogotowie. Jej młodsze dziecko zostało zabrane helikopterem do szpitala. Chłopcu wbiły się odłamki szyby w twarz i miał zmiażdżone nogi. Akirę próbowano reanimować. Chłopak zmarł na miejscu. Kouyou nie powiedział mi, jaka była konkretna przyczyna jego śmierci.
Podobną historię opowiedział mi o przyjacielu. Chłopak jechał autobusem, wracał do domu od babci. Nagle jakiś inny samochód uderzył w bok autokaru, który przewrócił się. Również nie udało mu się przeżyć.
To były bardzo tragiczne historie. Kiedy Kouyou opowiedział mi o tym, pomyślałem sobie, że to musiało być dla niego okropne. W krótkim czasie stracił dwie tak bardzo bliskie osoby. Do tego wszyscy wymyślili sobie klątwę, że to niby Takashima był wszystkiemu winny. Bzdura!
-Na pewno jest jej trudno - powiodłem wzrokiem po przedmiotach stojących na szafce przy łóżku. Stała na niej butelka syropu na gardło, opakowanie tabletek przeciwbólowych, paczka chusteczek i kilka zdjęć. Jedna z fotografii przedstawiała właśnie Akirę. Kouyou nie powiedział mi, że to on, ale domyśliłem się tego. Jego zdjęcie oprawione było w drewnianą ramkę o odcieniu orzechowym. Chłopak na fotografii uśmiechał się szeroko i trzymał masę książek. Do tego z włosów miał zrobione dwie dziecinne kitki.
-Podobno będzie się przeprowadzać - powiedział cicho. - Rozwiodła się ostatnio z mężem. Nie mogli wytrzymać presji.
-Presji?
-On ją oskarżał o ten wypadek. Ona czepiała się, że ich wtedy nie obudził, że wyszedł bez słowa. Tak bywa.
Spojrzałem na niego, zastanawiając się, ile on musiał w swoim życiu przejść. Opuściły go dwie ważne osoby, a dodatkowo inni ludzie odsunęli się od niego. Został całkiem sam.

*

Przyszedłem na umówione miejsce w parku kilka minut przed czasem. Odgarnąłem stary śnieg z jednej z ławek i przysiadłem na niej, czekając na Kouyou. Pogoda nie była wcale ładna. Czułem, że będzie padać, chociaż w głębi pragnąłem, by opady wstrzymały się do wieczora.
-Yutaka-kun - usłyszałem nad sobą. Podniosłem wzrok na Takashimę, który właśnie przyszedł. Chłopak jak zawsze miał nieporuszoną niczym twarz. Na sobie miał swój długi, dwurzędowy czarny płaszcz, który dodatkowo go wyszczuplał. Twarz zakrył czarnym szalikiem w szaro-białe paski. Na jego głowie spoczywała czapka z pomponem, spod której wystawały poskręcane od wilgoci blond kosmyki. Chłodne spojrzenie ciemnych oczu kierował na mnie.
-Cześć - wstałem.
-Dzień dobry - spojrzał gdzieś w bok. - Dobrze, że jeszcze nie pada - mruknął po dłuższej chwili.
-Tak. Może zdążymy zrobić zakupy. Mam wrażenie, że to będzie prawdziwa śnieżyca.
Poszliśmy szukać prezentów świątecznych. Sam miałem już takowe kupione dla rodziców, ale Kouyou nie miał zbytniej okazji na ich zrobienie. Chłopak praktycznie bez przerwy chorował i musiał po szkole zostawać na zajęcia dodatkowe, by nadrobić materiał i zdać semestr. Współczułem mu trochę, bo omijało go sporo rzeczy.
-Chciałem kupić siostrze biżuterię - powiedział, kiedy stanęliśmy przed sklepem jubilerskim. Kouyou patrzył chwilę na wystawę, szukając wzrokiem czegoś ciekawego.
-Kolczyki? - podpowiedziałem.
-Chyba...
Jego głos był przepełniony rezygnacją. Nie rozumiałem dlaczego.
-A wiesz, co kupić rodzicom?
Stał chwilę, tępo wpatrując się w szybkę. Zawiesił się czy jak?
-Tak - odparł. - Dla mamy znalazłem kiedyś perfumy, a dla taty książkę kulinarną
-Książka kulinarna? - zdziwiłem się.
-Kolekcjonuje je i lubi gotować. Siostry to największy problem, jeśli chodzi o prezenty.
Spędziłem z Takashimą jeszcze dwie godziny w galerii, szukając odpowiednich prezentów dla jego rodzeństwa. W takich chwilach bardzo się cieszyłem, że byłem jedynakiem. Chociaż czasami było mi z tego powodu przykro. Rodzice często pracowali do późna, a ja wracałem do domu i nie miałem z kim nawet zamienić słowa.
Tak, jak się spodziewaliśmy, rozpętała się śnieżyca. Z trudem udało mi się wrócić do domu. Komunikacja miejska została momentalnie sparaliżowana. Ten zabójczy śnieg...

*

Po świętach nie mogłem się przyzwyczaić do ponownego chodzenia do szkoły. Chyba jak każdy. Przywykłem przez tydzień do siedzenia w domu i oglądania anime z kuzynką, która odwiedziła mnie na ten czas. W sumie, to dość dawno się z nią nie widziałem i trochę się stęskniłem. Musiałem jednak znowu zająć się nauką. Nauką i Takashimą.
Kouyou opierał się niedbale o ścianę i przeglądał zeszyt od angielskiego. Wszyscy inni rozmawiali w najlepsze, jednak on musiał nauczyć się na sprawdzian, który musiał zaliczyć na lekcji. Później miał jeszcze fizykę i kolejny sprawdzian. Czasami mu naprawdę współczułem tych wszystkich zaległości.
Podczas lekcji nie mogłem skupić się na temacie. Zamiast słuchać nauczyciela, patrzyłem na Takashimę, który usiadł w pierwszej ławce i pisał zaległą pracę klasową. Jego plecy były naprawdę pociągające.
W sumie, to zacząłem zwracać na niego większą uwagę, jeśli chodziło o wygląd. Nie wiedziałem, jak to określić, ale nie potrafiłem obok niego przejść obojętnie. To znaczy, nigdy nie przechodziłem tak obok niego, zwracał moją uwagę, odkąd go pierwszy raz zobaczyłem, ale teraz było w tym coś więcej. Jakaś głębsza fascynacja, która była w tym tak naprawdę od zawsze.
-Boję się - powiedział cicho przed fizyką. - Nic nie umiem na ten sprawdzian.
-Dasz sobie radę - powiedziałem pokrzepiająco. - Nie ma w tym nic trudnego.
-Najwyżej będę prosił na kolanach o promocję do następnej klasy. Jak zawsze.
W jego głosie nie wyczułem rozbawienia, zmartwienia czy czegokolwiek innego. Zawsze mówił tak bez emocji.
Podczas lekcji Kouyou usiadł w ławce Maki, a ona przysiadła się do mnie. Właściwie, to nie rozmawiałem z nią od jej urodzin. Jakby nie patrzeć, to od tamtego czasu odsunąłem się od klasy. Po tym, co zrobili, czułem do tych ludzi odrazę. Jak można było potraktować kogokolwiek w taki sposób? Współczułem Kouyou, że musiał trafić na takich idiotów.
Co słychać? - Maki podsunęła mi liścik. Patrzyłem na niego, zastanawiając się, po co zaczynała rozmowę.
Wszystko dobrze - odpisałem. Przesunąłem karteczkę w jej stronę.
Jeszcze żyjesz. Takashima nie rzucił na ciebie żadnej klątwy?
Patrzyłem chwilę na kartkę, a później spojrzałem na Mari.
-Czy ty i cała ta klasa jesteście jacyś niedojebani? - wysyczałem zły. Dziewczyna zamrugała gwałtownie. - To jest normalny chłopak, a wy wszyscy mieszacie go z błotem. Jesteście bandą idiotów.
Doszło do mnie znaczące chrząknięcie. Nagle zdałem sobie sprawę, że trochę za głośno mówiłem i cała klasa patrzyła na mnie wraz z nauczycielem. Nawet Kouyou odwrócił się w moją stronę. Chociaż jego mina jak zawsze wyrażała pełne opanowanie, to dostrzegłem w jego oczach jakby malutką iskierkę. Mały płomyczek nadziei. Coś się we mnie nagle przełamało. Te jego ciemne tęczówki i wyraz twarzy przypominający posąg stały się dla mnie takie niezwykle atrakcyjne. On był naprawdę przystojny, chociaż może nie było to do końca trafne określenie. Najtrafniejsze byłoby nazwanie go ślicznym.
Dopiero teraz dostrzegłem jak piękną miał twarz. Najbardziej zajmujące były właśnie jego oczy. Ciemne i błyszczące, przywodzące na myśl uroczego króliczka. On był jak taki królik. Piękny, delikatny i płochliwy.
-Tanabe, bądź cicho - powiedział nauczyciel.
Zacisnąłem wargi, powracając do robienia notatek. Chciałem dać później Kouyou zeszyt, by mógł przepisać temat.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co planował los.

*

Przed moim blokiem stała spora ciężarówka z jakiejś firmy zajmującej się przeprowadzkami. Pracownicy ubrani w robocze uniformy, wynosili z niej meble. Przecisnąłem się między nimi do klatki i wszedłem na swoje piętro. Okazało się, że ktoś wprowadzał się do mieszkania, naprzeciwko tego, w którym mieszkałem z rodzicami. Byłem szczerze zaskoczony, że ktoś chciał się tam przenieść. Jednocześnie poczułem odrobinkę nadziei. Może wśród nowych lokatorów znajdowała się osoba w moim wieku? Cóż, z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, prawie całe osiedle składało się na osoby powyżej dwudziestego piątego roku życia albo takie, które nie przekroczyły dziesiątego.
-Jestem - mruknąłem, wchodząc do mieszkania. Od razu doszedł do mnie przyjemny zapach z kuchni. Zdjąłem kurtkę, buty i od razu skierowałem się do miejsca, z którego dochodziła smakowita woń.
-Dzień dobry, synku - powiedziała mama na mój widok. - Jak w szkole?
-A dobrze - mruknąłem. Z jakiegoś powodu od razu pomyślałem o Kouyou. To było zadziwiające, jak ten chłopak wepchnął się do mojej głowy a nie minęło przecież nawet pół roku, odkąd go poznałem. - Mamo, kto się wprowadza obok?
-Jakieś małżeństwo z synem - odparła. - Rok od ciebie młodszy.
Momentalnie wypełniła mnie euforia. Tylko rok różnicy? Na bogów! W końcu mogłem znaleźć sobie jakiegoś kumpla. Chociaż szkoda, że nie kumpelę... Ale co z tego, dziewczyny na razie nie szukałem. Poza tym, chciałem zbliżyć się do...
Kouyou.
Zaraz, co? O czym ja pomyślałem? Zbliżyć się do niego? Nie no, nigdy nie zastanawiałem się nad swoją orientacją i nigdy też nie myślałem, że z Kouyou mógłbym coś... No właśnie, nawet nie miałem pojęcia, jak to ująć. Ale już od dłuższego czasu nie mogłem oderwać wzroku od Takashimy. Potrafiłem o nim myśleć niemal bez przerwy. Kouyou, on... On mi się chyba podobał, czułem coś do niego i nie mogłem siebie w tej kwestii okłamywać.
Chyba się zakochałem.

*

Weszliśmy z Kouyou do szatni jako ostatni. Wszyscy byli już przebrani i wychodzili na salę.
-Ćwiczysz? - zapytałem chłopaka, pospiesznie zdejmując koszulkę. Zerknąłem na Takashimę, który stał do mnie tyłem i również się rozbierał. Niepotrzebnie pytałem.
-Tak - odparł cicho, zsuwając spodnie. On był tak strasznie chudy, że widać mu było wszystkie kości.
Patrzyłem tak na niego, nie zdając sobie sprawy z tego, co robię. Podszedłem do niego i dotknąłem jego wystających łopatek. Stojąc tak blisko jego nagiego ciała, dostrzegłem jasnoróżowe pojedyncze plamy na jego plecach i ramionach. Takashima szybko odskoczył ode mnie.
-Co ty robisz? - głos mu zadrżał.
-Co ci się stało w plecy? - zapytałem.
-Nic - warknął gniewnie.
Zaskoczył mnie tym. Kouyou praktycznie nigdy nie okazywał emocji. Poza tym, od czego mu się to zrobiło?
-Nie dotykaj mnie więcej - powiedział cicho, szybko się ubierając. - To nie twoja sprawa, co mi się dzieje.
I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że zniszczyłem całe jego zaufanie do mnie. Wszystko to, co zostało wypracowane między nami, rozbiło się, roztrzaskało w drobny mak.
-Przepraszam - starałem się jakoś złagodzić sytuację. Co mi w ogóle strzeliło do głowy, żeby go dotykać? - Po prostu zobaczyłem, że coś masz na plecach i tak jakoś...
-Nie tłumacz się, bo to idiotycznie wygląda - usiadł na ławce, zakładając buty. - Doceniam to, co robisz, ale nie zbliżaj się do mnie. Rozumiesz, co mam na myśli?
-Nie bardzo - także zacząłem ubierać buty.
-Nie jestem ślepy. Od jakiegoś czasu ciągle się na mnie patrzysz, robisz do mnie maślane oczy, może niezbyt świadomie, jednak to robisz. Zapamiętaj sobie, że nie odwzajemnię tego, co ty czujesz.
Zaskoczył mnie. To było tak bardzo widać? Sam w sumie nie do końca wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie sądziłem, że Kouyou tak po prostu mógłby to zauważyć.
Po tym wydarzeniu nic się nie zmieniło na gorsze, ale na lepsze też nie. Takashima w dalszym ciągu był wyłączony ze świata i trudno było z nim rozmawiać. Z jednej strony mnie to cieszyło, bo dalej mogłem z nim przebywać, a z drugiej czułem, że minie jeszcze sporo czasu, nim się przede mną otworzy. Zastanawiało mnie trochę czy jego rodzice widzieli, jaki chłopak miał problem i czy myśleli może nad zabraniem go do specjalisty. Nie miałem na myśli tego, że Kouyou był nienormalny, o nie! Po prostu potrzebował pomocy, bo sam nie mógł już sobie poradzić z tym wszystkim, co go otaczało.

*

Gdy zaczął się maj, odczułem większą chęć do życia. Częściej chodziłem na spacery i spędzałem niemal cały czas aktywnie. Nawet raz udało mi się nakłonić Kouyou do wyjścia ze mną, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Zgodził się wyjść na dwór w niezły upał i pierwszy raz zobaczyłem go w luźnych szortach i bokserce. Co mnie martwiło, znowu miał te plamy na ramionach. A może to było jakieś uczulenie?
-Kupimy lody? - zagadnąłem Kouyou, który szedł w ciszy obok mnie. Tylko ja coś mówiłem. On jedynie pomrukiwał pod nosem. - Tam jest budka z amerykańskimi.
-Jak chcesz - wzruszył ramionami.
Kouyou nie zamówił sobie jednak lodów. Stwierdził, że nie może i nie ma ochoty ich jeść. Nie zmuszałem go do niczego. Sam zamówiłem sobie lody i sam też jadłem. Trochę dziwnie się z tym czułem, ale nie narzekałem. Jednak fakt, że chłopak zgodził się ze mną wyjść, był prawdziwym sukcesem.
Kouyou stwierdził, że musi już iść, kiedy nie byliśmy na spacerze nawet trzech godzin. Powiedział, że głowa go rozbolała od tego słońca. W sumie, to był straszny skwar i nie dziwiłem mu się. On wrócił do siebie i ja wróciłem do siebie.
Wchodząc do swojej klatki, wpadłem na jakiegoś chłopca. Był niski, więc nie dziwne, że go nie zauważyłem.
-Przepraszam - mruknął, łapiąc się za głowę.
-Nie, w porządku - odparłem. - Zagapiłem się.
Pomijając niski wzrost chłopaka, mógłbym stwierdzić, że miał około piętnastu, szesnastu lat. Jego głos był całkiem dojrzały, już po mutacji, a poza tym, to mały chłopiec raczej nie miałby farbowanych na blond włosów. - Mieszkasz tu? - zagadnąłem. Pierwszy raz go widziałem.
-Od kilku dni - przyznał.
-To chyba jesteśmy sąsiadami - zaśmiałem się. - Yutaka Tanabe - przedstawiłem się.
-Matsumoto Takanori.
Matsumoto? Mama coś mi mówiła, jak mają na nazwisko nowi sąsiedzi, ale jakoś wypadło mi to z głowy.
-Pierwszy raz cię tutaj widzę - przyznałem.
-Przyjechałem tu niedawno. Moi rodzice przenieśli się już trzy miesiące temu.
Uniosłem lekko brwi. To było trochę dziwne. Zazwyczaj rodziny przenoszą się razem, a nie po kilka osób.
-Rozumiem - pokiwałem głową.
-To... Przepuścisz mnie? - zapytał.
-Ach, no jasne - odsunąłem się.
Chłopak uśmiechnął się do mnie. Najwidoczniej rozbawiła go ta sytuacja.
-To do zobaczenia - powiedział, wychodząc.
-Do zobaczenia.

*

-Musicie to zrobić we dwie osoby - oznajmił nauczyciel biologii. - Termin macie na za dwa tygodnie. Dobierzcie się teraz w pary i podajcie swoje nazwiska.
-Robimy razem? - zagadnąłem Kouyou, który swoim zwyczajem bazgrolił po zeszycie. Czasami udawało mi się podejrzeć, co tam tworzył, ale zaraz szybko zamykał notatnik.
-Okej - nawet na mnie nie spojrzał. Pochylił się bardziej nad rysunkiem i całą swoją uwagę skupił maksymalnie na nim.
-To spotkamy się też u mnie, dobra?
Pokiwał głową.

Umówiliśmy się na piątek o siedemnastej. Że też nauczyciele wymyślili sobie projekty pod koniec roku szkolnego. Przynajmniej miałem okazję spędzić trochę czasu z Kouyou sam na sam. Na samą myśl przechodziły mnie dziwne dreszcze ekscytacji. Kouyou powiedział, że nie powinienem robić sobie żadnych nadziei, bo on nie czuł do mnie tego samego, ale ja sam nawet nie byłem pewny, jakim uczuciem go darzyłem. Z jednej strony myślałem, że się w nim zakochałem, a z drugiej miałem wrażenie, że jesteśmy tylko kolegami. Nie potrafiłem siebie zrozumieć.

W piątek o szesnastej nagle odcięli w całym osiedlu prąd. Gdzieś tam remontowali drogę i bardzo prawdopodobne, że naruszyli linie wysokiego napięcia. Nie widziało mi się to, gdyż bez prądu nie było internetu, a z Takashimą potrzebowaliśmy go do zrobienia projektu.
-Tanabe, przejdź się do sąsiadów i spytaj czy mają prąd - powiedział tata.
-Raczej nikt nie ma - odparłem. Nie widziałem sensu w chodzeniu do sąsiadów i pytaniu się o coś takiego.
-Mógłbyś? - spojrzał na mnie znacząco.
Nie chcąc wdawać się w kłótnie z ojcem, ubrałem buty i poszedłem do sąsiadów mieszkających naprzeciwko, czyli do państwa Matsumoto. Grzecznie zapukałem do drzwi i odczekałem chwilę. W końcu otworzyła mi niska kobieta.
-Dzień dobry - powiedziała.
-Dzień dobry - odpowiedziałem. - Jestem Yutaka Tanabe, mieszkam naprzeciwko. Chciałem się spytać - odchrząknąłem - czy mają państwo prąd?
-Nie, nie mamy - pokręciła głową. Nagle uśmiechnęła się do mnie. - Masz na imię Yutaka?
-Tak.
-Takanori powiedział, że cię spotkał ostatnio. Może wejdziesz na moment?
-Nie chcę przeszkadzać - chciałem się już się wycofać do siebie.
-Ktoś przyszedł? - usłyszałem głos Takanoriego. Pani Matsumoto odsunęła się, a ja zobaczyłem chłopaka stojącego w dużym t-shirtcie i puchatych kapciach. Niby powinien mnie ten widok rozbawić, ale doznałem prawdziwego szoku.
Blond włosy chłopaka zniknęły, a jego głowa przewiązana była jasnofioletową chustką.
-Cześć - powiedziałem, starając się przełknąć lepką kluchę w gardle. Nie mogłem oderwać od niego wzroku.
-Hej - chłopak skrzywił się. Najwidoczniej zauważył, że się w niego wpatrywałem.
Kiedy wróciłem do siebie, powiedziałem rodzicom o tym, co zobaczyłem. Musiałem to z siebie wyrzucić. To był prawdziwy szok.
-Takanori ma białaczkę - powiedziała moja mama. - Właściwie, to miał. Podobno z tego wyszedł, ale musi teraz przyjmować leki i włosy jeszcze nie odrosły mu po chemii. Pani Matsumoto mówiła mi o tym ostatnio. To naprawdę miła kobieta... 
Potok słów. Chciałem tylko się dowiedzieć, co było z synem państwa Matsumoto. Ale, kiedy się o tym dowiedziałem, to nie poczułem się lepiej. Zrobiło mi się żal chłopaka.

Nie pozostało mi jednak nic innego, jak poczekać na Kouyou.



----


Nie podoba mi się ten rozdział. Nic się w nim kupy nie trzyma. Mogę jedynie obiecać, że następny będzie lepszy. Ughh. Wybaczcie błędy. ;__;

Ach! Pamięta ktoś może, kiedy napisałam pod jakimś rozdziałem "I will be", że wydarzenia z tej minipartówki ( nie wszystkie, jednak znaczna większość ) miały swoje miejsce w świecie rzeczywistym? Nie? To tak tylko przypominam.

Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. Rozdzial bardzo mi sie podobal ^^ jak kazdy zreszta... Meczy mnie tylko trochę sprawa tych plam na ciele Kouyou... I jeszcze czy odwzajemni uczucie jakim darzy go Yutaka. Hmm... Pozdrawiam i zycze weny.;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Weź tak nie gadaj! Rozdział super tylko szkoda, że po takim czasie dodany xD Nie pamiętam za bardzo pierwszego @.@ Ale w miare ogarnełam. Ciekawa jestem tych plam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wuyszlo swietnie jak zawsze
    P>S.musis mi wybaczyc mulacy net i brak rozpisu

    OdpowiedzUsuń
  4. Dedykacja dla mnie! O jaaaaa, nie spodziewałam się! *-* ARIGATOU! I trzymam za słowo, jeśli chodzi o uzupełnianie. xD

    A co do samego rozdziału... Od początku myślałam, że już jest okej! No wiesz... Kou wpuścił Yutakę do swojego pokoju, zupełnie normalnie z nim rozmawiał, jak z przyjacielem. Już sobie myślałam, że wszystko zmierza radośnie w dobrym kierunku, a później... BAM. Tradycyjny troll i Uru nadal jest zamknięty w sobie co do Yutaki.
    ...Który się w nim podkochuje! Pomimo poważnej sytuacji nie mogłam powstrzymać mojego "KYAAAAAAAAA~", przepraszam. xD
    A później ta sytuacja w szatni! Kou jest naprawdę spostrzegawczy. Zastanawiam się tylko, czy powiedział to wszystko szczerze, czy... Czy powinnam próbować wyczuwać jakiś spisek i podejrzewać, że powiedział coś takiego tylko po to, aby chronić przed czymś Kaia. Intryguje mnie to, bardzo...
    I jeszcze jak na końcu pojawił się Takanori! I to z białaczką... Zaskoczyłaś mnie tym i to mocno. Mówiąc szczerze to wyobraziłam sobie ostatecznie takiego bladego, słabego Ru, stojącego w samej koszulce... Bez włosów. Straszny widok, nie chce wyjść z mojej głowy.
    Ciekawe jaką rolę odegra Ruki w całej tej historii.

    Czekam na kolejną część! Równie niecierpliwie jak na tą!
    Buziaaaki!~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam wspomnieć o plamach na plecach Kouyou! Czytałam, w któtkim opisie tej partówki, że Kou jest związany z Yakuzą i dlatego mam trzy opcje:

      a) Uru wcale nie chce mieć żadnych powiązań z gangiem, ale oni mają go gdzieś i podtruwają go czymś
      b) znęcają się nad nim gasząc papierosy na jego skórze
      c) jest ciężko chory.

      Pewnie i tak nie trafiłam, ale ciiii...

      Usuń
  5. Witam,
    trochę się zbliżyli do siebie, powiedział o tych wypadkach, ale później tak jakby trochę się popsuło między nimi, taka nagła reakcja...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi rozdział się bardzo podobał. Przyjemnie się go czytało :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty