Wszystko jest K.O. 03 END (minipartówka)

Widok Kouyou zawsze mnie rozweselał. Chłopak trochę niepewnie wszedł do mieszkania, zdjął buty i przywitał się z moimi rodzicami, którzy chyba polubili go, chociaż twierdzili, że był nieśmiały. Poszliśmy do mojego pokoju, by już tylko dokończyć nasz projekt z biologii. Było mi strasznie szkoda, że nasze spotkania u mnie musiały dobiec końca. Tak bardzo lubiłem na niego patrzeć, gdy się nad czymś zastanawiał. Czułem, że się w nim naprawdę zakochałem.
-Nie patrz tak na mnie - powiedział cicho, nawet nie podnosząc na mnie wzroku znad projektu. Oglądał efekt końcowy naszej pracy. Byłem szczerze z tego zadowolony i on chyba też.
-Jak? - zapytałem.
-Tak natarczywie, jakbyś próbował mnie zgwałcić wzrokiem.
-Zgwałcić wzrokiem? To byłoby ciekawe.
-Nieprawda. Czuję się molestowany.
-Moim spojrzeniem?
-Tak.
Zaśmiałem się. Twarz Kou była jednak całkowicie poważna. Podziwiałem go normalnie za to, że nawet przez chwilę się nie uśmiechał. Powstrzymywał się od okazywania wszelkich emocji. Nawet po tym czasie, jaki się znaliśmy, on się ani razu nie zaśmiał, ani nie uśmiechnął. Zupełnie jakby był jakimś posągiem albo porcelanową lalką. Tak, porównanie go do porcelanowej lalki było o wiele trafniejsze.
Zacząłem przypatrywać się jego twarzy. Miał wąski nos i jakby napuchnięte, malinowe usta. Jego oczy miały koci kształt. Nie były typowo wąskie i skośne, tylko lekko zaokrąglone. Kości policzkowe miał znacznie wystające, w konsekwencji czego jego twarz wydawała się być z lekka kanciasta. Dodawało mu to jednak w pewnym sensie uroku. Różnił się od innych i właśnie to było w nim najpiękniejsze.
-O czym myślisz? - zapytał. Odłożył projekt na bok i wlepił wzrok w swoje splecione dłonie.
-O tobie.
Chłopak podniósł na mnie wzrok. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że powiedziałem to głośno.
-Pomyśl o czymś bardziej przyjemnym. Zaprzątanie sobie głowy nic niewartymi rzeczami nie sprawi, że będziesz szczęśliwy.
-Jak możesz tak mówić?
Zacisnął usta w wąską linię.
-A ty? O czym myślisz? - spytałem.
-Że chcę stąd uciec.
-Z mojego pokoju?
-Nie - pokręcił głową. - Od tego życia.
Nagle rozległo się pukanie. Spojrzałem na drzwi, które się uchyliły. Do pokoju zajrzała mała główka z lekko zmęczoną, bladą twarzyczką.
-Cześć, Yutaka-kun, przyniosłem twoją płytę - powiedział Takanori. Chłopak zauważył Kouyou siedzącego na podłodze i zawahał się czy wejść, czy też nie. Uśmiechnąłem się do młodszego i kiwnąłem głową, by wszedł.
-Hej, Taka - wstałem. Chłopak podał mi płytę i już chciał wyjść, ale zatrzymałem go. - Prosiłeś mnie jeszcze o tę winylową, pamiętasz? Mam ją.
-Masz? Och... To... To miłe - jąkał się. Nie wiedział, gdzie utkwić wzrok. Nie spodziewał się pewnie, że ktoś u mnie będzie i nawet nie miał peruki na głowie. Kouyou jednak ani razu na niego nie spojrzał. Był odwrócony tyłem do drzwi i jednocześnie do Matsumoto. - Posłuchaj... Ja zaraz przyjdę po nią, dobrze? Muszę... Muszę wyłączyć piekarnik - wymyślił na szybko.
-W porządku. Nigdzie się nie wybieram - uśmiechnąłem się pokrzepiająco.
Takanori szybko wyszedł po perukę, a ja znowu zostałem sam z Kouyou. Usiadłem naprzeciw niego na krześle i westchnąłem.
Ostatnimi czasy zacząłem się bardziej zadawać z Takanorim. Chłopak początkowo nie chciał się ze mną spędzać czasu. Bał się odrzucenia, tego, że był trochę inny, że musiał nosić perukę. Nie chciał, by ktokolwiek na niego patrzył i w pełni to rozumiałem. Nie potrafiłem go jednak zostawić samego. Ostatecznie naprawdę go polubiłem, a on chyba mnie. Czasami przychodził do mnie albo ja do niego. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ściągał wtedy swoje sztuczne włosy. Czuł, że może mi zaufać, że nie powiem nikomu o tym, że był chory.
-Zmartwiłeś się czymś? - zapytał Kou. Blondyn uparcie wpatrywał się w dywanik, na którym siedział.
-Nie - pokręciłem głową. Takashima objął się ramionami i zamknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył spojrzał na mnie i wstał.
-Kłamiesz.
-Nie, naprawdę...
-Pierwszy raz widzę, żeby coś cię tak męczyło i pierwszy raz próbujesz mnie okłamać.
Zamurowało mnie i na raz ogarnęło mnie dziwne przygnębienie, kiedy przywołałem w myślach obraz Taki. Miałem wrażenie, że Kou wiedział, że właśnie coś takiego poczuję. Zupełnie jakby umiał przewidywać ludzkie reakcje.
-To nic takiego. Czasami dopada mnie taka... - urwałem. Chciałem powiedzieć, że dopada mnie taka nostalgia.
-Rozumiem - dotknął mojego policzka. Wstrzymałem oddech, gdy to zrobił. Spojrzał mi w oczy i chwilę tak staliśmy. Kou pochylił się lekko w moją stronę, a ja w jego. Nie spuszczał wzroku i uparcie przewiercał mnie na wylot. Nasze twarze były w końcu tak blisko siebie, że czułem jego oddech na twarzy. Przez myśl przeszło mi, że to byłoby cudowne móc go teraz pocałować. Ale Takashima zaraz się ode mnie oderwał. Odwrócił się i usiadł na łóżku.
-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał.
-Co takiego? - zamrugałem gwałtownie. Tak szybko ode mnie odszedł, że miałem wrażenie, iż tylko mi się zdawało to, że byliśmy tak blisko siebie. Dalej jednak czułem dotyk jego dłoni na policzku.
-Okłamałeś mnie.
-Są rzeczy, o których nie muszę nikomu mówić.
-Rozumiem.
Zacisnąłem wąsko wargi. Kouyou wydał mi się trochę zdenerwowany. Może nie okazywał tego wprost, ale atmosfera w pokoju zupełnie się zmieniła. Wytworzyło się między nami napięcie, jakiego dotąd nie było.
Po kilku minutach wrócił Takanori. Miał na sobie perukę, dlatego teraz spokojnie wszedł do mojego pokoju i przywitał się ze mną i Kouyou. Przedstawiłem ich sobie. Takashima namiętnie wpatrywał się w młodszego. Widziałem, jak prześwietlał go od stóp do głowy. Jakby badał każdy centymetr jego ciała. Matsumoto chyba czuł na sobie spojrzenie blondyna, starał się na niego nie patrzeć. Wręczyłem mu płytę.
-O tę chodziło?
-Tak. Naprawdę, bardzo dziękuję. Zwrócę ją za kilka dni.
-Spokojnie - zaśmiałem się. - Nie mam gramofonu i nie mam możliwości jej odsłuchać. Trzymaj ją ile chcesz.
-Dziękuję. Zawsze możesz przyjść do mnie. Możemy odsłuchać ją razem.
-Naprawdę? Tu super - ucieszyłem się.
Zerknąłem na Kouyou. Chłopak nadal przypatrywał się Takanoriemu. Nagle wpadłem na pomysł.
-A może wyskoczymy gdzieś we trójkę? - zaproponowałem.
-Dzisiaj? - Matsumoto spojrzał nieśmiało na Kou. Starszy zmarszczył lekko brwi, jakbym przerwał mu coś ważnego i teraz miał do mnie o to pretensje.
-Niekoniecznie dzisiaj, ale w ogóle kiedyś tam.
-Jasne - powiedział szybko Kouyou, co mnie zaskoczyło. Z jego strony spodziewałem się oporu i dezaprobaty dla tego pomysłu, a ten tak po prostu się zgodził. Co za zadziwiający człowiek.
-Ja też nie widzę problemu - mruknął Takanori z nutą niepewności oraz wahania w głosie.
-To jeszcze się umówimy - uśmiechnąłem się szeroko. Nie spodziewałem się, że tak łatwo się zgodzą.
Kiedy tylko Taka wyszedł, Kou zadał mi pytanie, które całkowicie zbiło mnie z pantałyku.
-Co mu się stało? - w jego głosie pobrzmiewało zainteresowanie.
-Komu?
-Matsumoto.
Zamrugałem kilkakrotnie. Takashima zachowywał się zupełnie jak nie on.
-Nie rozumiem - przełknąłem ślinę.
-Znowu próbujesz mnie okłamać. Powiedz mi po prostu, co mu się stało.
Aż usiadłem na krześle. Jak on tak łatwo dostrzegał, że ludzi coś męczyło? To był już drugi raz w ciągu pół godziny.
-Taka jest chory - mruknąłem cicho. Dlaczego to powiedziałem? Przecież obiecałem, że nikt się o tym nie dowie ode mnie. - Ma białaczkę.
Takashima pokiwał powoli głową, jakby to nie zrobiło na nim nawet wrażenia. Nie często ma się do czynienia z chorymi na coś takiego ludźmi. On po prostu poruszał głową w górę i w dół zachowując swoją kamienną twarz.
-Tak myślałem - powiedział cicho.
Takashima coraz bardziej mnie i zadziwiał, a tym samym fascynował.

*

Pod koniec roku szkolnego wybraliśmy się z klasą na wycieczkę pod namioty. Umówiliśmy się z Takashimą, że będziemy we dwóch w namiocie. Kouyou nawet to chyba za bardzo nie interesowało. Chciał pewnie szybko wrócić z tego biwaku i znaleźć się z dala od klasy. Ostatnio zaczęli się go mocno czepiać właściwie o nic. Wszedł do klasy, usiadł na swoim miejscu, a ktoś zaczął obrzucać go mięsem. Nie reagował na to i to ja stanąłem w jego obronie, jednakże widziałem ten smutek w jego oczach. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Kiedy tak na niego patrzyłem, od razu zrozumiałem, że muszę go chronić. Był przecież tylko niewinnym chłopakiem.
-Tanabe-kun - zaczął, kiedy jechaliśmy autobusem na pole namiotowe. Patrzył w okno obok którego siedział. Widok nie był jakiś nadzwyczajny. Jakieś pole zboża i pojedyncze liściaste drzewa. - Kiedy wyjdziemy gdzieś w trójkę? - znowu mnie zaskoczył.
-Możemy po biwaku - podsunąłem. - Zapytam się jeszcze Taki, kiedy mu pasuje.
Coś mnie w środku ukuło. Lekko i bardzo szybko.
Resztę drogi milczeliśmy.

Po dojechaniu na miejsce zapoznaliśmy się z regulaminem wycieczki i ośrodka, w którym mieliśmy przebywać. Dopiero później pozwolono nam rozbić namioty. Trochę namęczyliśmy się z Kouyou, żeby rozłożyć nasz, ale daliśmy radę. Rozbiliśmy się z dala od innych, niemalże po drugiej stronie pola. Było mi to jednak na rękę. Im dalej od idiotów, tym lepiej.
-Chyba będzie się trzymał - poruszyłem lekko szkieletem namiotu. Kou usiadł na trawie i wyciągnął z torby szare pudełko. W środku były dango. Chłopak podsunął mi opakowanie.
-Częstuj się.
Zaraz usiadłem obok niego i we dwóch pochłanialiśmy słodki przysmak. Po zjedzeniu wszystkich dango, Takashima położył się na plecach, a puste pudełko położył na swoim wklęsłym brzuchu. Patrzyłem na niego chwilę, a po chwili wciągnąłem nasze rzeczy do namiotu. Rozłożyłem gruby koc, a na niego dwa śpiwory.
-Yutaka-kun, zaraz mamy zbiórkę.
-Już idę.
Resztę czasu spędziliśmy chodząc po lesie. Kouyou wydawał mi się być zdenerwowany. Rozglądał się co jakiś czas i starał się trzymać blisko grupy. Zupełnie jakby bał się czegoś. Nie miał w sumie czego, chyba że jakiś małp, które mogły nam wejść do namiotu i zjeść wszystkie słodycze. Poza tym, byli z nami nad wszystkim czuwający nauczyciele. Konkretnie, to była nasza wychowawczyni, chemiczka i fizyk.
Wieczorem nie mogłem zasnąć. W namiocie było naprawdę zimno i trząsłem się mając na sobie dwie koszulki, bluzę i gruby dres. Przekręciłem się na bok. Spojrzałem na plecy Kou i chwilę myślałem sobie, co się ostatnio wydarzyło. Nie były to jakieś wielkie rzeczy, ale zauważyłem, że wśród tych wspomnień zawsze był Kouyou.
-Yutaka-kun - doszło nagle do mnie. - Nie jest ci zimno?
-Jest.
Chwila ciszy.
-Mnie również - powiedział cicho.
-Moglibyśmy złączyć śpiwory. Byłoby nam cieplej.
Znowu leżeliśmy przez jakiś czas w ciszy. W końcu doszedł do mnie szelest. Kou podniósł się i rozpiął swój śpiwór. Idąc jego przykładem zrobiłem to samo. Po chwili zapiąłem nasze śpiwory i przysunąłem się bliżej niego.
-Nie przeszkadza ci to? - zapytałem.
-Nie - odwrócił się w moją stronę i przysunął się. Wtulił głowę moją szyję. Dotknął jej czubkiem chłodnego nosa, a chwilę później wypuścił powietrze ustami. Jego ciepły oddech przyprawił mnie o dreszcze. Objąłem go ostrożnie. Blondyn jedynie odwrócił się do mnie tyłem. Plecami idealnie dotykał mojego torsu.
-Zimno.
Mnie było już gorąco. Zacisnąłem powieki. Chciałem już tylko zasnąć.

W nocy obudziło mnie kopnięcie. Otworzyłem zaskoczony oczy. Po chwili znowu oberwałem w łydkę.
-Kouyou? - mruknąłem. Ale on dalej się rzucał. Widocznie śnił mu się koszmar.
Odsunąłem się od niego i chwilę patrzyłem na jego ciemny kontur. Bez wątpienia spał. Gdy tylko przestał wierzgać nogami znowu go przytuliłem. Chwilę później doszło do mnie jego ciche łkanie.
-A... Aki.
Zacisnąłem wargi i przycisnąłem go mocniej do siebie. Czyli śnił mu się Akira. Ciekawe, co takiego działo w tym śnie, że aż tak się rzucał i płakał.
-Nie płacz, jestem przy tobie - szepnąłem.
Rano obudziłem się przed Kouyou, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ubrałem się i wyszedłem z namiotu, by rozprostować nogi. Rozciągałem się chwilę, a później wróciłem do środka. Takashima na wpół siedział i gładził swoje ramiona.
-Obudziłeś się?
-Uhm - spuścił lekko głowę i przetarł oczy.
-Jemy tosty na śniadanie? W ośrodku chyba nam pozwolą je zrobić.
-Jasne.
Kou wziął specjalną grzałkę do wody, dlatego zaraz zrobiliśmy sobie gorącej herbaty. Piliśmy ją powoli. Była całkiem smaczna.
-Wiadomo, co będziemy dzisiaj robić? - zapytał cicho. Obejmował dłońmi kubek, a ramiona przykrył kocem.
-Raczej nie - rozejrzałem się dookoła. Prócz nas na nogach było tylko kilka osób. Nie dziwiłem się, w końcu dopiero minęła siódma, a zbiórkę mieliśmy o dziewiątej. - Pójdę już zrobić te tosty. Z czym chcesz? - odłożyłem kubek.
-Zaczekaj, pójdę z tobą.
Takashima błyskawicznie dopił swoją herbatę i zaraz rzucił się do namiotu, by się ubrać. Poczekałem na zewnątrz i we dwóch poszliśmy do ośrodka zrobić sobie śniadanie. Proste tosty.
Nasze pole namiotowe znajdowało się na terenie jakiegoś ośrodka z drewnianymi domkami letniskowymi. Teren był całkiem spory i porośnięty wysokimi sosnami i otoczony górami. Nieopodal znajdowało się jezioro z przystanią, w której można było wypożyczyć rowerki wodne, kajaki i żaglówki. Nie sądziłem jednak, byśmy mieli iść nad to jezioro. Już wczoraj pogoda zaczęła się psuć. Niebo pokrywała gruba warstwa chmur, wiał przenikliwie zimny wiatr, a dodatkowo co jakiś czas padał deszcz.
Po śniadaniu wróciliśmy do namiotu. Posprzątaliśmy trochę swoje rzeczy, a później chodziliśmy bez celu po lesie.
-Kou, powiedz mi, co ty tak właściwie lubisz? - zapytałem. Urwałem źdźbło trawy i przyłożyłem je do ust, dmuchając. Rozległ się odgłos podobny do trąbienia słonia.
-Co lubię?
-Co lubisz robić.
Chwilę milczał wpatrując się w przestrzeń przed nami.
-Lubię się śmiać.
Wyrzuciłem źdźbło, po czym spojrzałem na niego zaskoczony.
-Naprawdę? - nie ukrywałem zdziwienia. - Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś się uśmiechał.
-Nie robię tego często.
-Ale lubisz.
-Tak. Powiedz mi, czy gdybym często się uśmiechał i śmiał, bo inni tego oczekują, to dalej byłoby to dla mnie czymś, co naprawdę lubię robić?
-Może. Nigdy nie wiadomo.
-Wydaje mi się, że nie. Uwielbiam czytać kawały, śmiać się z nich, ale gdybym chciał komuś opowiedzieć jakiś dowcip, to byłoby zupełnie inaczej, miałby zupełnie inny sens. Dlatego coś, co lubię i mnie odpręża, zostawiam dla siebie.
Pokiwałem powoli głową. Chyba w końcu zaczynałem go rozumieć.
-A czego nie lubisz?
Znowu chwilę milczał.
-Nie wiem. Chyba tego, że ludzie są zbyt przewidywalni.
-Przewidywalni?
-Spojrzysz na kogoś i wiesz, co on czuje, czego chce, co go frustruje. To naprawdę irytujące.
-Ja tak nie umiem. Chyba masz niezwykle wyczuloną empatię.
-Może. Ale to nie tylko to. Potrafię ocenić człowieka po drobnych ruchach, kiedy na przykład poprawia włosy, kicha, w jaki sposób zakłada nogę na nogę. Ludzie zrobili się dla mnie szablonowi. Patrzę na kogoś i myślę, że zachowuje się jak ktoś kto jest kimś tam. To denerwujące, bo dokładnie wiem, w jaki sposób ta osoba może zareagować na coś, co powiem albo zrobię. Są też jednak ludzie, którzy udają, chcą wyjść poza swój szablon. Ci udawacze też mają swoje grupy i podgrupy. Czasami zdarza się jednak, że są osoby, których nie da się przyporządkować do danego szablonu albo jest to bardzo trudne.
-A ja jestem w jakimś szablonie?
-Jesteś w kilku. Co jakiś czas je zmieniasz, dlatego cię lubię.
-Zmieniam je? Czyli jestem nieprzewidywalny?
-Jesteś bardzo przewidywalny.
-Dlatego powiedziałeś mi, że mam sobie nie robić nadziei - mruknąłem pod nosem.
-Między innymi.
Westchnąłem ciężko. Kou naprawdę był niezwykłą osobą.

*

Resztę dnia spędziliśmy na terenie ośrodka. Graliśmy w gry zespołowe (a przynajmniej ja grałem) i łaziliśmy bez celu. W końcu jednak zaczął padać deszcz, dlatego schowaliśmy się do namiotów.
Późnym wieczorem przyszedł do nas nauczyciel fizyki, pan Ukita.
-Wszystko dobrze? - zapytał. - Naprawdę się rozpadało.
-Wszystko dobrze - zapewniłem go.
-Takashima, jesteś jakiś blady - powiedział belfer, ignorując moją odpowiedź. Zerknąłem na Kouyou. Blady był zawsze, nie widziałem w tym powodu do zmartwień. - Przyjdź do mnie za chwilę, dobrze?
Kou skinął jedynie głową na potwierdzenie. Nauczyciel zaraz sobie poszedł.
-Źle się czujesz? - zapytałem.
-Chyba dopiero zacznę się źle czuć - odparł. Racja. Miał słabe zdrowie. - Nie chcę do niego iść - mruknął i się skulił.
-To nie idź.
-Muszę. Ile zostało do końca roku?
-Dwa tygodnie.
Westchnął, po czym wstał i wyszedł.
Siedziałem sam i czytałem kieszonkowe wydanie jakiejś książki. Nie była zbyt porywająca, ale przyjemnie czytało się w akompaniamencie deszczu. Całkowicie zapomniałem o bożym świecie i nim się zorientowałem, minęła północ. Zdziwiony ciągłą nieobecnością Kouyou, ubrałem kurtkę przeciwdeszczową i poszedłem do domku, który zajmował nauczyciel fizyki. Takashima musiał się naprawdę źle czuć, skoro nie było go to tak długo. Jednak... I tak było to zastanawiające. Przez dwie godziny nie dał znaku życia.
Wszedłem po drewnianych schodkach werandy. Już chciałem zapukać do środka, ale zrezygnowałem z tego i zajrzałem najpierw przez okno. Czułem, że tak będzie lepiej. Salon oświetlała tylko lampa stojąca w rogu. Nikogo w nim nie było. Zszedłem z werandy i obszedłem domek. Znalazłem okienko sypialni. Stanąłem na palcach, by mieć lepszy widok. Od razu dostrzegłem Kouyou i pana Ukitę. Przez chwilę nie mogło do mnie dotrzeć to, co widziałem. Miałem jawną ochotę zwrócić kolację, ale zwyczajnie mnie coś sparaliżowało.
Takashima siedział na łóżku, a fizyk, który zajmował miejsce obok niego, dotykał go w dość wymowny sposób.
Co tu się, kuźwa, wyprawiało?! Shima sam dawał mu się tak dotykać. Nie reagował. Nie zrobił nic, kiedy mężczyzna zdjął z niego koszulkę i położył plecami na łóżku. Był jak jakaś kłoda. Nie mogłem tego zrozumieć. Nie stawiał się, tylko swobodnie poddał się działaniom nauczyciela.
Kiedy Kou był już bez spodni, dotarło do mnie, że przez cały czas bezczynnie stałem i gapiłem się na to wszystko. Musiałem coś zrobić, ale nie wiedziałem, co. Zawołać kogoś? Tak, to byłoby najlepsze, ale zawahałem się. Nie miałem w końcu pojęcia, jakie relacje mogły być pomiędzy Kouyou, a panem Ukitą. Znaczy się, widać było to jak na dłoni, ale może to było coś, czego nie mogłem zrozumieć. A jeśli Takashima chciał tego? Szybko jednak przypomniało mi się, jak Kou zostawał po lekcjach na pisanie sprawdzianów. Już nie dziwiłem się, że Kouyou nie lubił tego nauczyciela i przy nim dość dziwnie się zachowywał. Facet go zwyczajnie wykorzystywał.
Wyciągnąłem telefon i włączyłem kamerę. Przyłożyłem go do okna, by w razie czego mieć coś na tego pedofila. Patrzyłem na nagranie i momentalnie ogarnęła mnie ogromna złość. Byłem wściekły, że coś takiego musiało spotkać Kouyou. Przecież on niczego złego nigdy nikomu nie zrobił. Za co ta cierpiał? Za co wszyscy tak okropnie go traktowali? On był naprawdę wyjątkowy, fascynujący, piękny. Może właśnie za to musiał tak cierpieć, za bycie zbyt idealnym. Nie byłem w stanie patrzeć na to, jak Ukita trzymał go w ramionach i go najzwyczajniej w świecie gwałcił. Głowa Kou była odchylona w tył i poruszała się wraz z ruchami starszego. Miałem wrażenie, że zaraz odpadnie i potoczy się po podłodze jak główka jakiejś laleczki.
Szybko skończyłem nagrywać. Stwierdziłem, że dowód był już wystarczająco przekonujący do tego, że nauczyciel od fizyki był pedofilem. Pobiegłem zaraz do domku naszej wychowawczyni. Zacząłem głośno pukać do drzwi.
-Proszę pani, proszę pani!
Po chwili kobieta otworzyła mi drzwi. Była zaspana i ubrana w długi, miętowy szlafrok.
-Tanabe-kun, się stało? - przetarła oczy i założyła okulary.
-Niech pani ze mną pójdzie, to naprawdę pilne!
Widząc to, jak byłem roztrzęsiony, nauczycielka zaraz wskoczyła w buty i zarzuciła na ramiona kurtkę. Szybko zaprowadziłem ją do domku, w którym był Kou wraz z pedofilem. Opowiedziałem jej po drodze, co widziałem. Ją także to zszokowało, dlatego, gdy tylko weszła do domku Ukity, od razu wpadła do sypialni, a ja zaraz za nią.
Kouyou leżał na łóżku, a nauczyciel był tuż obok niego. Obejmował go i gładził po ciele. Okropieństwo.
-Na bogów, co to ma znaczyć?! - krzyknęła wychowawczyni. Fizyk wstał i zaraz się czymś zakrył. Kouyou jedynie zacisnął powieki, spod których zaczęły wypływać łzy. Całe jego ciało było w czerwonych plamach. Już wiedziałem, skąd je miał. - Dzwonię na policję!
W ten sposób zakończył się dla nas ten wesoły obóz. Mężczyzna ubrał dół garderoby i usiadł na łóżku. Wyciągnąłem Takashimę z sypialni i posadziłem go na kanapie w salonie. Cały drżał i łkał. Miałem wrażenie, że jego kruche ciało zaraz rozpadnie się przede mną na kawałki. Zdjąłem kurtkę, a później bawełnianą bluzę, którą go okryłem.
-Już dobrze - powiedziałem, obejmując go. - Już będzie dobrze, uwierz mi, Kouyou.
-Widziałeś? T-to...
-Uhm. Nic już nie mów.
Zaraz przyniosłem mu jego rzeczy. Ubrał się. Nasza wychowawczyni wezwała trzecią opiekunkę oraz kierownika ośrodka. Wraz z Kou zostaliśmy zabrani do budynku, w którym mieściła się recepcja. Siedzieliśmy na starej, twardej kanapie pokrytej kurzem i wsłuchiwaliśmy się w głośne tykanie zegara wiszącego na ścianie. Trzymaliśmy po kubku herbaty, którą zrobiła nam nasza wychowawczyni i byliśmy okryci kocami. Takashima odłożył w pewnym momencie herbatę na szklany stolik przed nami i oparł się o moje ramię. Poczułem się jak wtedy, kiedy przychodziłem do niego zimą, gdy był chory. Piliśmy gorące napoje, a on się zawsze lekko o mnie opierał. To było tak, jakby mi mówił nie możesz ode mnie odejść, bo ci zaufałem. Zostań ze mną, jesteś mi potrzebny. Takie miałem przynajmniej wrażenie, a teraz było ono o wiele silniejsze.
-Jestem śpiący.
-Zdrzemnij się, jeśli chcesz.
Potrząsnął lekko głową.
-Kou, ile razy to się zdarzyło? - zapytałem cicho.
-Pierwszy raz określiłbym czymś "o wiele za dużo".
Przełknąłem ślinę. Mówił o tym tak spokojnie, a kilkanaście minut wcześniej był jednym wielkim miotającym się, wystraszonym kłębkiem.
-Długo już to się dzieje?
-Od pierwszej klasy.
Wpatrywałem się jakiś czas w parujący kubek herbaty na szklanym stoliku.
-Wiesz, ja tego nigdy nie chciałem. Ale on się na mnie uwziął - zaczął swoją historię. - Powiedział, że nie zdam, jeśli nie będę robić tego, co mi będzie kazał. Zaczęło się od pierwszego sprawdzianu w październiku. Uczyłem się wraz z Akirą. Zadania były proste. Rozwiązałem je bez większego problemu, a i tak dostałem niedostateczną ocenę. Byłem zaskoczony. Rozwiązałem je jeszcze raz, analogicznie do zadań, które miał Akira. Moje wyniki były dobre. Poszedłem do niego po lekcji porozmawiać o tym i od tego się zaczęło. Nie chciałem o tym nikomu mówić. Czułem się upokorzony przez to wszystko. Przez to, w jaki sposób mnie dotykał, co robił, mówił. To wręcz przyprawiało o mdłości. Byłem też wściekły na siebie samego za to wszystko. Na początku płonął we mnie mały płomyczek złości. Taki jak płomyk od zapałki. Jednak za każdym razem, gdy to się powtarzało, ten płomyk się rozrastał, rozprzestrzeniał się i palił mnie. W końcu cały płonąłem z frustracji, że nie jestem w stanie nic zmienić. Dałem się wciągnąć w coś tak potwornego. Jednak dalej byłem z Akirą i w końcu postanowiliśmy, że chcielibyśmy zacząć uprawiać seks. Myśl, że mógłbym być tylko z nim, była niczym jakaś kojąca, chłodna maść dla mojej poparzonej ze złości duszy. Uspokoiłem się trochę. Akira nigdy by mnie nie skrzywdził, kochałem go szalenie i byłem mu strasznie oddany. Umówiliśmy się, że nasz pierwszy raz będzie u niego. Przyszedłem, zjedliśmy obiad, który zostawiła nam jego mama do odgrzania, a później siedzieliśmy u niego w pokoju i rozmawialiśmy o jakiś bzdurach. Często tak robiliśmy. W końcu Akira zapytał czy chcę już. Odpowiedziałem mu, że mi się nie spieszy. Roześmiał się i pocałował mnie. Ten gest był tak czuły, że od razu padłem w jego ramiona. Wszystko działo się między nami naturalnie. Rozebraliśmy się, pieściliśmy się nawzajem. Chyba nigdy nie czułem takiego szczęścia. Byliśmy tylko my, cały świat przestał istnieć.
Kouyou przerwał na chwilę. Wziął herbatę i upił jej spory łyk. Odstawił kubek na miejsce.
-W końcu miał we mnie wejść. Miałem go poczuć w sobie pierwszy raz. To powinno być wyjątkowe, magiczne. Przecież Aki myślał, że jeszcze z nikim tego nie robiłem. Rozchylił moje nogi i pochylił się nade mną. Coś mu się jednak nie spodobało. Zapytałem go, co się stało. Zawsze miałeś tutaj takie znamiona? To wygląda na blizny - powiedział. Przy nim zapomniałem o tym wszystkim, zapomniałem o tym obrzydliwym mężczyźnie, który bawił się mną i gwałcił. Nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Zauważył moją niepewność i niepokój. Przerwał wtedy wszystko i położył się obok mnie. Zapytał o te ślady na moim ciele. Oznajmiłem mu, że będę mógł mu o tym powiedzieć po seksie. Martwił się o mnie, ale zbyłem go uśmiechem. Zawsze, kiedy się uśmiechałem, on wiedział, że jest w porządku. W ten oto sposób kochaliśmy się zaraz. Wiedziałem, że zauważył, że to nie był mój pierwszy raz. Poszło zbyt łatwo. Teraz myślę, że powinienem był wtedy udawać, że mnie strasznie boli. Powinienem był wymusić łzy, krzyczeć. Ale nie zrobiłem tego. Za bardzo zatraciłem się w tym, że w końcu robię to z nim, że mogę być tak blisko osoby, którą kocham. Znalazłem swój mały raj na ziemi. Raj, do którego należeliśmy tylko my dwaj. Potem mu wszystko wyjaśniłem, tak jak obiecałem. Zdenerwował się, że nikomu o tym nie powiedziałem wcześniej. Był wściekły i pokłóciliśmy się zaraz po tym, jak pierwszy raz odbyliśmy stosunek. Rozumiesz? Powinniśmy być szczęśliwi, a my zaczęliśmy się kłócić. Miałem ochotę płakać, że on zamiast starać się mnie zrozumieć, robi mi wyrzuty. Stwierdził, że jeśli nie powiem o tym wszystkim rodzicom, to on to zrobi. Spanikowałem. Myślałem tylko dlaczego chcesz, żeby ktoś jeszcze o tym wiedział? To upokarzające. Nie umiałem zrozumieć, że chciał dla mnie dobrze, zwyczajnie zaślepił mnie strach przed tym, że ktoś jeszcze się dowie. Wróciłem do siebie wściekły. Nie chciałem z nim rozmawiać. Wieczorem napisał mi sms, że jutro pogadamy jeszcze raz, na spokojnie. Pomyślałem sobie, że może tak będzie lepiej. Jednak następnego dnia czułem się okropnie. Bolała mnie głowa, dlatego zostałem w domu. Czekałem na Akirę. Pisałem do niego, ale nie odpowiadał. Pomyślałem, że pewnie znowu zapomniał telefonu z domu albo zostawił go w kurtce. Po południu przyszła do mnie mama i mocno mnie przytuliła. Zapytała, czy wiem, co się dzisiaj stało. Odparłem, że nie. Zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Wtedy mi powiedziała o tym wypadku, o tym, że Akira nie żyje, że próbowano go reanimować - wziął głęboki wdech. - Myślałem, że śnię i jeszcze przez wiele dni nie mogło do mnie dotrzeć, że to jest rzeczywistość, że jego naprawdę nie ma. W dniu jego pogrzebu była straszna pogoda. Padał zimny deszcz, nie śnieg, chociaż to była zima. Stałem pod parasolem i patrzyłem, jak gdzieś w ziemi znika bliska mi osoba i to drugi raz w ciągu kilku miesięcy. Najpierw straciłem bliskiego przyjaciela, a chwilę później ukochanego. Coś się wewnątrz mnie złamało. Nie wiem czy to była moja wola życia, czy może nadzieja. To było po prostu coś takiego, co nigdy nie powinno się uszkodzić, taki szkielet, który trzymał całą moją psychikę w ryzach. Ale on się rozpadł jak wieża z klocków, której nie umiałem złożyć od nowa. Zgubiłem się w swoim własnym życiu. Stałem i patrzyłem na kilkumetrową dziurę w ziemi z całkowita pustką w głowie. Nie wiedziałem kim jestem, co się właśnie działo, kim są ludzie dookoła mnie. To tak jakbym stał w środku nocy nad przepaścią. Niewiele mi brakowała do tego, by z niej skoczyć. Moje życie przestało mieć jakikolwiek sens. Nie było w nim nic, co dawałoby chociaż odrobiny światła.
Znowu przerwał. Oderwał się od mojego ramienia i wyprostował się. Czułem ogarniający mnie żal. Kou tak dokładnie opowiadał mi o swoim życiu i uczuciach. Chciałem go objąć i już nigdy nie puszczać. Pragnąłem mu pomóc zapomnieć o tym wszystkim.
-Ale wszystko toczyło się dalej - kontynuował. - Ludzie się rozeszli, zasypano jego grób. Nawet jego zrozpaczona matka i ojciec poszli. Jego młodszy brat wtedy jeszcze nie wiedział, że Akiry już nie ma. Był ciągle w szpitalu. Tylko ja zostałem na cmentarzu. Stałem naprzeciw kupki wieńców i zniczy. Deszcz dalej padał i to nawet mocniej. Ale nie mogłem tak po prostu odejść. Jak mogłem odejść od kogoś, kogo tak kochałem. Stałem tak wiele godzin, w końcu zrobiło się strasznie ciemno. Przemarzłem. Ledwo mogłem ruszać kończynami. Rodzice mnie tam znaleźli i zabrali do domu. Życie toczyło się dalej, a ja się zatrzymałem, a nawet cofnąłem i to dosłownie. Przestałem mówić, a kiedy miałem się odezwać, to strasznie się jąkałem. Nie mogłem się na niczym skupić, było tylko gorzej i gorzej. Zamykałem się w sobie. Wtedy ludzie zaczęli mówić o klątwie, rozeszły się dziwne plotki. Stałem się kozłem ofiarnym. Wystawiłem pierwszą nogę nad przepaść. Chciałem skoczyć i po prostu przestać czuć ten okropny ból, który zadawali mi inni i, który sam sobie zadawałem. I jeszcze ten okropny, obleśny mężczyzna. Byłem jakąś lalką, którą wszyscy dookoła się bawili.
Urwał i spojrzał na mnie. Przez jakiś czas żaden z nas się nie odzywał. Cały hol wypełniło tykanie zegara na ścianie.
-A potem pojawiłeś się ty. Przyszedłeś w najgorszej chwili, kiedy naprawdę chciałem już ze sobą skończyć. Wyciągnąłeś do mnie rękę. Tak po prostu, jakby pomaganie komuś takiemu jak ja było dla ciebie codziennością. Nie umiałem najpierw tego zrozumieć. Nie byłem w stanie dostrzec czegoś, co kazało mi usiąść i poczekać, bo chyba coś się zmieni. Tak czułem. Powoli, ale jednak, zacząłeś ustawiać tę nieszczęsną wieżę z klocków, którą wszyscy porozrzucali dookoła. Krok po kroku, coraz bardziej czułem, że może samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Dziękuję ci za to. Uratowałeś mi życie.
Nie miałem pojęcia, co mu powiedzieć. Jego słowa wywarły na mnie zbyt duże wrażenie.
-Kouyou, nie masz za co dziękować - mruknąłem. - Naprawdę.
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas. W końcu Kou zasnął, a niedługo potem i ja oddałem się w ramiona snu.

*

-Zimno!
-Zaraz będzie padać, Tanabe, mówię ci, chodźmy do kawiarni. Takanori się jeszcze przeziębi.
-No właśnie, nie wystawiaj na próbę mojego zdrowia.
Westchnąłem ciężko.
-No dobra. Ale obiecaliście mi, że pójdziemy do tego parku botanicznego.
-Jak chcesz go teraz zwiedzać w taką pogodę? - mruknął pod nosem Shima, ale doskonale go zrozumiałem. Puściłem jego uwagę mimo uszy i zadecydowaliśmy, że pójdziemy usiąść w jakiejś kawiarni. Zamówiliśmy sobie po kubku gorącej czekolady i ciastku. To znaczy, tylko ja i Taka zamówiliśmy czekoladę. Kouyou był uczulony, dlatego on zamówił sobie herbatę.
Nigdy nie sądziłem, że nasza trójka mogłaby się tak ze sobą zbliżyć. W sumie, to kiedy proponowałem kilka miesięcy wcześniej wspólne wyjście, to nie sądziłem, że obaj wykażą tyle entuzjazmu. Kiedy byliśmy w trójkę Takashima był bardziej rozluźniony. Takanori również zachowywał się swobodniej. Tak się złożyło, że kiedy tylko zakończyło się śledztwo oraz sprawa w sądzie, a Ukita został pozbawiony możliwości wykonywania zawodu, nasza trójka zwyczajnie stała się właściwie nierozłączna. Zachodziły powolne zmiany w zachowaniu Kouyou, który chyba naprawdę odzyskał chęci do życia. Pierwszy raz zacząłem dostrzegać w nim te wszystkie emocje, które do tej pory krył w sobie gdzieś głęboko. Wszystko zmieniło się na lepsze.
-Uwielbiam czekoladę - mruknął Matsumoto przystawiając nos do parującego kubka. - Jest pyszna.
-Chyba każdy lubi czekoladę - zaśmiałem się. Kouyou zerknął na mnie i pomieszał swój napój łyżeczką. - Piłeś albo jadłeś kiedyś czekoladę? - zapytałem.
-Jak byłem mały. To był pierwszy raz, kiedy jadłem coś czekoladowego. Ale zaraz wyszło mi uczulenie. Od tamtej pory nigdy jej nie jadłem.
-To straszne - stwierdził Takanori. - Czekolada jest przecież pyszna, nie wyobrażam sobie bez niej życia.
-Jakoś mi nie przeszkadza to, że nie mogę jej jeść.
-A musisz sprawdzać skład produktów, co nie?
-Tak. Ale są też zamienniki czekolady, które mogę jeść.
-Wow, naprawdę?
I tak się rozgadali na temat czekolady, że zdążyłem wypić swoją i zjeść ciastko, a ci dwaj nawet nie przerywali dyskusji. Miło aż się na nich patrzyło. W pewnym momencie poczułem coś dziwnego. Znowu to ukłucie w środku. Spuściłem wzrok na słomiany blat stolika, po czym zacząłem bawić się swoimi palcami. Chyba nie byłem zazdrosny, prawda? Oni tylko rozmawiali, nic więcej.
Nic więcej...
Wychodziliśmy tak niemal codziennie. Taka i Kou rozmawiali, a ja szedłem obok nich jako przyzwoitka. Czułem to, że ci dwaj mieli się ku sobie. Może nie zauważyłem tego od razu, ale w końcu zrozumiałem, dlaczego Kou tak koniecznie chciał gdzieś wyjść z Takanorim i pytał się o niego. To samo było z Matsumoto, wypytywał się o Kouyou i prawie cały czas rozmawialiśmy tylko o nim. Czułem się z tym okropnie, jakby ktoś mi wbijał malutkie, ostre igiełki.

-Gorąco - mruknął Taka.
-Uhm... Może skoczę po coś do picia? - zaproponowałem. Była końcówka sierpnia, a nagle zrobiły się takie upały.
-Mógłbyś?
-Jasne. Po drodze mijaliśmy automat - podniosłem się z ławki.
Poczułem ulgę, kiedy od nich odszedłem. Kupiłem w automacie dwie puszki mrożonej herbaty i jedną colę. Nie spieszyłem się z powrotem. Coraz bardziej czułem się zazdrosny i musiałem jakoś doprowadzić się do porządku. W końcu jednak musiałem wrócić. Gdy byłem kilkanaście metrów przed ławką, na której siedzieli Kouyou i Takanori, stanąłem jak wryty. Byli do mnie tyłem, ale doskonale widziałem, jak Kou pochyla się w stronę młodszego. Zacisnąłem wąsko wargi. Pocałowali się szybko i zaraz się od siebie odsunęli, jakby to nawet nie miało miejsca.
Czyli teraz nie miałem już nawet najmniejszych szans u Kouyou?
Takashima od razu zauważył, że zachowywałem się inaczej. On widział to jak na dłoni. Raz w końcu zostaliśmy sam na sam. Zapytał mnie wprost, co się stało. Powiedziałem mu prawdę, że widziałem, co robili na tej ławeczce.
-Sprawiłem ci tym przykrość? - zapytał. Nie wiedziałem do końca, o co mu chodziło.
-Jest mi przykro, bo czuję do ciebie coś więcej i wiesz o tym doskonale. Chciałbym być z tobą i nie żartuję. Naprawdę cię kocham.
Milczał. Jego twarz zastygła w jakimś dziwnym grymasie.
-Przepraszam - wykrztusił z siebie po jakimś czasie. - Nie chcę sprawiać ci przykrości, bo cię naprawdę lubię i jestem ci strasznie wdzięczny za wszystko, co zrobiłeś. Yutaka-kun, jestem twoim dłużnikiem do końca życia.
-Nie przesadzaj - zmarszczyłem brwi.
-Ale tak jest. I również... Nie jestem w stanie odwzajemnić twoich uczuć. Przepraszam.
-Nie działaj wbrew sobie - westchnąłem. - Ale mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego akurat Takanori?
Znowu zamilkł na moment. Zastanawiał się pewnie nad doborem słów.
-To było od razu jak go zobaczyłem u ciebie. Coś mnie tak strzeliło i pomyślałem sobie, że jest naprawdę uroczy. Taki malutki, ze słodką buźką. Mówił taki wystraszony. Gołym okiem było widać, że trochę się mnie obawia. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że z nim coś chyba wewnętrznie jest nie tak, jak ze mną. Zapytałem cię o to, kiedy wyszedł, pamiętasz?
-Tak. Powiedziałem ci, że ma białaczkę.
-Właśnie. Ale to mnie w żaden sposób nie odrzuciło. Zapragnąłem go poznać, bo sam w sobie wydał mi się nawet interesujący. Dopiero później, kiedy poznaliśmy się bliżej, zacząłem zdawać sobie sprawę, że chyba się w nim zakochałem. Wiesz, on mi też trochę przypomina Akirę, to chyba dlatego.
-Przypomina ci go?
-Nie z wyglądu. Pod tym względem są całkowicie różni. Ale obaj mają podobny sposób mówienia i zwracania uwagi na szczególiki które sprawiają, że świat jest piękniejszy.
Pokiwałem powoli głową. Tak, Taka często umiał znaleźć coś małego, drobniuteńkiego, co zaraz poprawiało humor. A to jakiś zabawny kształt chmury, jakiś napis, potrafił wyolbrzymić pewną zabawną uwagę. Robił to tak naturalnie i z wiecznym optymizmem, że całkowicie się zapominało, iż był chory.
-Proszę, nie zrozum mnie źle, jesteś mi bardzo bliski, ale nie jestem w stanie cię pokochać - Kouyou dotknął mojego policzka. - Ale dzięki tobie wszystko jest okej, a nie na odwrót. To, co teraz mam, zawdzięczam tobie.
Pochylił się w moją stronę, a mnie coś ścisnęło mocno za serce. Znowu pomyślałem sobie, że to byłoby wspaniałe, gdybym mógł go pocałować. Nawet, jeśli on mnie nie kochał. I nagle poczułem dotyk jego miękkich warg na swoich. Takashima oparł się dłońmi o mój tors, a ja przyciągnąłem go do siebie i objąłem mocno. Nie chciałem go puszczać. Bałem się, że ode mnie odleci i już nigdy go nie zobaczę. Głęboki żal wypełnił momentalnie moje ciało i uporczywie trzymałem się tej myśli, że chociaż teraz mogę go mieć tak blisko siebie, w tak intymnej sytuacji. Czule całowaliśmy się jakiś czas, zupełnie się w tym zatracając. Gorąco uderzyło w moje policzki, umysł objęły niekoniecznie czyste myśli, które zaraz zniknęły, gdy blondyn oderwał się ode mnie.
-Jesteś na mnie zły? - wtulił się we mnie i położył głowę na moim ramieniu. Dziwnie się czułem, był w końcu ode mnie wyższy, a tak się do mnie przytulił.
-Nie, Kou, nie jestem. Chcę, żeby wszystko było okej, a nie na odwrót - zacząłem gładzić go po plecach.
Zaśmiał się, kiedy go zacytowałem. Pierwszy raz słyszałem jego śmiech. Był naprawdę piękny.

Teraz na pewno mogłem powiedzieć, że wszystko jest okej.



----

Może to nie do rozdziału, ale powiem wam, że miałam dzisiaj dziwny sen. Uruha był moim wujkiem, zamieniał się w Goku z db i uczył mnie karate ...

Dobra, zignorujcie to wyżej. X'D

No, skarby, oto ostatnia część tej minipartówki. Rozdział ma w sumie 15 stron. Trochę to zmieniłam, bo całość miała mieć bardzo smutne zakończenie. 

Z początku chciałam całe to opowiadanie zostawić dla siebie, schować do szuflady. Ma w sumie kilkanaście innych nieyaoistycznych (czy jak to się tam pisze) wersji, które gdzieś poniewierają się u mnie w szufladach.

Wybaczcie błędy i liczę na wasze opinie, żuczki. :3

jezusussd burza D:

Do następnej serii~!

Komentarze

  1. Aż się wzruszyłam ;-; Taka kochana historia. Biedny Kouyou tyle w życiu przeżył, ale Yutaka pomógł mu się pozbierać. Mimo wszystko, wszyscy żyją długo i szczęśliwie <3 No cóż, bardzo, ale to bardzo, bardzo mi się podobało. Pozdrawiam i życzę wenki :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryczę już od dobrych paru minut i wciąż zastanawiam się z jakiego w końcu powodu. Nie wiem, czy przez to, co przeżywał Kou, czy kiedy Kai widział ich na ławce... Tak czy inaczej, bardzo mi się podobało i cieszę się, że to opublikowałaś. Świetnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też chcę umieć poznawać tak ludzi jak Uru T^T Szkoda mi Kouyou, tyle przeżył i był tak blisko samobójstwa... Dobrze, że Yutaka mu pomógł. Ale jego też mi szkoda, tak bardzo kocha Shimę, a on tylko do Rukiego :c To musi być naprawdę smutne :c Ogółem opowiadanie mi się podobało, czekam na Twoją następną notkę i życzę weny^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietna ta mini partowka. Bardzo sie wzruszyłam tym wszystkim co przeszedl w zyciu Kou i tym, ze Yutaka tak nieszczesliwie sie w nim zakochał. Uwielbiam Twoje opowiadania, naprawde swietnie piszesz. :)

    Pozdrawiam i zycze weny~

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubie takie opowiadania, w których jest osoba forever alone (jak ja). Smutno-szczęśliwego zakończenia sie nie spodziewałam ;-;
    Tak dalej, życze dużo weny i pomysłów!

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww... Urocza historyjka. Spodziewałam się nawet Kai x Ruki (nie mam pojęcia jak to złączyć), ale nie Uruki... Mimo to "było okej, a nie na odwrót". Chociaż aż do końca było tak jakoś żal Kaia. No i cieszę się, że nie ma tej smutniejszej wersji. Bo płaczę przy wszystkim. Niestety.
    Twojego snu nie mogę zignorować... Goku i Uruś to ciekawe połączenie, ale niekoniecznie poważne. Gdy to sobie wyobrażam widzę Urusię w postawionych włosach i porwanym ciuchem Goku. Tak, żeby odsłaniał uda... Ale to karate to Ci się z dupy wzięło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    właściwie już miałam wcześniej podejrzenia, a bardzej upewniłam się jak ten nauczyciel chciał żeby Kaoi do niego przyszedł a on powiedział, że nie chce, opowiedział wszystko, udało mu się go postawić z powrotem na nogi, ale naprawdę szkoda, że nie odwzajemnia jego uczuć...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Tsukkomi to było świetne opowiadanie 🧡

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty