Wszystko jest K.O. 03 END (minipartówka)
Widok
Kouyou zawsze mnie rozweselał. Chłopak trochę niepewnie wszedł do
mieszkania, zdjął buty i przywitał się z moimi rodzicami, którzy
chyba polubili go, chociaż twierdzili, że był nieśmiały.
Poszliśmy do mojego pokoju, by już tylko dokończyć nasz projekt z
biologii. Było mi strasznie szkoda, że nasze spotkania u mnie
musiały dobiec końca. Tak bardzo lubiłem na niego patrzeć, gdy
się nad czymś zastanawiał. Czułem, że się w nim naprawdę
zakochałem.
-Nie
patrz tak na mnie - powiedział cicho, nawet nie podnosząc na mnie
wzroku znad projektu. Oglądał efekt końcowy naszej pracy. Byłem
szczerze z tego zadowolony i on chyba też.
-Jak?
- zapytałem.
-Tak
natarczywie, jakbyś próbował mnie zgwałcić wzrokiem.
-Zgwałcić
wzrokiem? To byłoby ciekawe.
-Nieprawda.
Czuję się molestowany.
-Moim
spojrzeniem?
-Tak.
Zaśmiałem
się. Twarz Kou była jednak całkowicie poważna. Podziwiałem go
normalnie za to, że nawet przez chwilę się nie uśmiechał.
Powstrzymywał się od okazywania wszelkich emocji. Nawet po tym
czasie, jaki się znaliśmy, on się ani razu nie zaśmiał, ani nie
uśmiechnął. Zupełnie jakby był jakimś posągiem albo
porcelanową lalką. Tak, porównanie go do porcelanowej lalki było
o wiele trafniejsze.
Zacząłem
przypatrywać się jego twarzy. Miał wąski nos i jakby napuchnięte,
malinowe usta. Jego oczy miały koci kształt. Nie były typowo
wąskie i skośne, tylko lekko zaokrąglone. Kości policzkowe miał
znacznie wystające, w konsekwencji czego jego twarz wydawała się
być z lekka kanciasta. Dodawało mu to jednak w pewnym sensie
uroku. Różnił się od innych i właśnie to było w nim
najpiękniejsze.
-O
czym myślisz? - zapytał. Odłożył projekt na bok i wlepił wzrok
w swoje splecione dłonie.
-O
tobie.
Chłopak
podniósł na mnie wzrok. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że
powiedziałem to głośno.
-Pomyśl
o czymś bardziej przyjemnym. Zaprzątanie sobie głowy nic niewartymi rzeczami nie sprawi, że będziesz szczęśliwy.
-Jak
możesz tak mówić?
Zacisnął
usta w wąską linię.
-A
ty? O czym myślisz? - spytałem.
-Że
chcę stąd uciec.
-Z
mojego pokoju?
-Nie
- pokręcił głową. - Od tego życia.
Nagle
rozległo się pukanie. Spojrzałem na drzwi, które się
uchyliły. Do pokoju zajrzała mała główka z lekko zmęczoną,
bladą twarzyczką.
-Cześć,
Yutaka-kun, przyniosłem twoją płytę - powiedział Takanori.
Chłopak zauważył Kouyou siedzącego na podłodze i zawahał się czy wejść, czy też nie. Uśmiechnąłem się do młodszego i
kiwnąłem głową, by wszedł.
-Hej,
Taka - wstałem. Chłopak podał mi płytę i już chciał wyjść,
ale zatrzymałem go. - Prosiłeś mnie jeszcze o tę winylową,
pamiętasz? Mam ją.
-Masz?
Och... To... To miłe - jąkał się. Nie wiedział, gdzie utkwić
wzrok. Nie spodziewał się pewnie, że ktoś u mnie będzie i nawet
nie miał peruki na głowie. Kouyou jednak ani razu na niego nie
spojrzał. Był odwrócony tyłem do drzwi i jednocześnie do
Matsumoto. - Posłuchaj... Ja zaraz przyjdę po nią, dobrze?
Muszę... Muszę wyłączyć piekarnik - wymyślił na szybko.
-W
porządku. Nigdzie się nie wybieram - uśmiechnąłem się
pokrzepiająco.
Takanori
szybko wyszedł po perukę, a ja znowu zostałem sam z Kouyou.
Usiadłem naprzeciw niego na krześle i westchnąłem.
Ostatnimi
czasy zacząłem się bardziej zadawać z Takanorim. Chłopak
początkowo nie chciał się ze mną spędzać czasu. Bał się
odrzucenia, tego, że był trochę inny, że musiał nosić perukę.
Nie chciał, by ktokolwiek na niego patrzył i w pełni to
rozumiałem. Nie potrafiłem go jednak zostawić samego. Ostatecznie
naprawdę go polubiłem, a on chyba mnie. Czasami przychodził do
mnie albo ja do niego. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ściągał
wtedy swoje sztuczne włosy. Czuł, że może mi zaufać, że nie
powiem nikomu o tym, że był chory.
-Zmartwiłeś
się czymś? - zapytał Kou. Blondyn uparcie wpatrywał się w
dywanik, na którym siedział.
-Nie
- pokręciłem głową. Takashima objął się ramionami i zamknął
na chwilę oczy. Gdy je otworzył spojrzał na mnie i wstał.
-Kłamiesz.
-Nie,
naprawdę...
-Pierwszy
raz widzę, żeby coś cię tak męczyło i pierwszy raz próbujesz
mnie okłamać.
Zamurowało
mnie i na raz ogarnęło mnie dziwne przygnębienie, kiedy
przywołałem w myślach obraz Taki. Miałem wrażenie, że Kou
wiedział, że właśnie coś takiego poczuję. Zupełnie jakby
umiał przewidywać ludzkie reakcje.
-To
nic takiego. Czasami dopada mnie taka... - urwałem. Chciałem
powiedzieć, że dopada mnie taka nostalgia.
-Rozumiem
- dotknął mojego policzka. Wstrzymałem oddech, gdy to zrobił.
Spojrzał mi w oczy i chwilę tak staliśmy. Kou pochylił się lekko
w moją stronę, a ja w jego. Nie spuszczał wzroku i uparcie przewiercał mnie na wylot. Nasze twarze były w końcu tak blisko
siebie, że czułem jego oddech na twarzy. Przez myśl przeszło mi,
że to byłoby cudowne móc go teraz pocałować. Ale Takashima zaraz
się ode mnie oderwał. Odwrócił się i usiadł na łóżku.
-Dlaczego
to zrobiłeś? - zapytał.
-Co
takiego? - zamrugałem gwałtownie. Tak szybko ode mnie odszedł, że
miałem wrażenie, iż tylko mi się zdawało to, że byliśmy tak
blisko siebie. Dalej jednak czułem dotyk jego dłoni na policzku.
-Okłamałeś
mnie.
-Są
rzeczy, o których nie muszę nikomu mówić.
-Rozumiem.
Zacisnąłem
wąsko wargi. Kouyou wydał mi się trochę zdenerwowany. Może nie
okazywał tego wprost, ale atmosfera w pokoju zupełnie się
zmieniła. Wytworzyło się między nami napięcie, jakiego dotąd
nie było.
Po
kilku minutach wrócił Takanori. Miał na sobie perukę, dlatego
teraz spokojnie wszedł do mojego pokoju i przywitał się ze mną i
Kouyou. Przedstawiłem ich sobie. Takashima namiętnie wpatrywał się
w młodszego. Widziałem, jak prześwietlał go od stóp do głowy.
Jakby badał każdy centymetr jego ciała. Matsumoto chyba czuł na
sobie spojrzenie blondyna, starał się na niego nie patrzeć.
Wręczyłem mu płytę.
-O
tę chodziło?
-Tak.
Naprawdę, bardzo dziękuję. Zwrócę ją za kilka dni.
-Spokojnie
- zaśmiałem się. - Nie mam gramofonu i nie mam możliwości jej
odsłuchać. Trzymaj ją ile chcesz.
-Dziękuję.
Zawsze możesz przyjść do mnie. Możemy odsłuchać ją razem.
-Naprawdę?
Tu super - ucieszyłem się.
Zerknąłem
na Kouyou. Chłopak nadal przypatrywał się Takanoriemu. Nagle
wpadłem na pomysł.
-A
może wyskoczymy gdzieś we trójkę? - zaproponowałem.
-Dzisiaj?
- Matsumoto spojrzał nieśmiało na Kou. Starszy zmarszczył lekko
brwi, jakbym przerwał mu coś ważnego i teraz miał do mnie o to
pretensje.
-Niekoniecznie
dzisiaj, ale w ogóle kiedyś tam.
-Jasne
- powiedział szybko Kouyou, co mnie zaskoczyło. Z jego strony
spodziewałem się oporu i dezaprobaty dla tego pomysłu, a ten tak
po prostu się zgodził. Co za zadziwiający człowiek.
-Ja
też nie widzę problemu - mruknął Takanori z nutą niepewności oraz wahania w głosie.
-To
jeszcze się umówimy - uśmiechnąłem się szeroko. Nie
spodziewałem się, że tak łatwo się zgodzą.
Kiedy
tylko Taka wyszedł, Kou zadał mi pytanie, które całkowicie zbiło
mnie z pantałyku.
-Co
mu się stało? - w jego głosie pobrzmiewało zainteresowanie.
-Komu?
-Matsumoto.
Zamrugałem
kilkakrotnie. Takashima zachowywał się zupełnie jak nie on.
-Nie
rozumiem - przełknąłem ślinę.
-Znowu
próbujesz mnie okłamać. Powiedz mi po prostu, co mu się stało.
Aż
usiadłem na krześle. Jak on tak łatwo dostrzegał, że ludzi coś
męczyło? To był już drugi raz w ciągu pół godziny.
-Taka
jest chory - mruknąłem cicho. Dlaczego to powiedziałem? Przecież
obiecałem, że nikt się o tym nie dowie ode mnie. - Ma białaczkę.
Takashima
pokiwał powoli głową, jakby to nie zrobiło na nim nawet wrażenia.
Nie często ma się do czynienia z chorymi na coś takiego ludźmi.
On po prostu poruszał głową w górę i w dół zachowując swoją
kamienną twarz.
-Tak
myślałem - powiedział cicho.
Takashima
coraz bardziej mnie i zadziwiał, a tym samym fascynował.
*
Pod koniec roku szkolnego wybraliśmy się z klasą na wycieczkę
pod namioty. Umówiliśmy się z Takashimą, że będziemy we dwóch
w namiocie. Kouyou nawet to chyba za bardzo nie interesowało. Chciał
pewnie szybko wrócić z tego biwaku i znaleźć się z dala od
klasy. Ostatnio zaczęli się go mocno czepiać właściwie o nic.
Wszedł do klasy, usiadł na swoim miejscu, a ktoś zaczął obrzucać
go mięsem. Nie reagował na to i to ja stanąłem w jego obronie,
jednakże widziałem ten smutek w jego oczach. Wyglądał jakby miał
się zaraz rozpłakać. Kiedy tak na niego patrzyłem, od razu
zrozumiałem, że muszę go chronić. Był przecież tylko niewinnym
chłopakiem.
-Tanabe-kun
- zaczął, kiedy jechaliśmy autobusem na pole namiotowe. Patrzył w
okno obok którego siedział. Widok nie był jakiś nadzwyczajny.
Jakieś pole zboża i pojedyncze liściaste drzewa. - Kiedy wyjdziemy
gdzieś w trójkę? - znowu mnie zaskoczył.
-Możemy
po biwaku - podsunąłem. - Zapytam się jeszcze Taki, kiedy mu
pasuje.
Coś
mnie w środku ukuło. Lekko i bardzo szybko.
Resztę
drogi milczeliśmy.
Po
dojechaniu na miejsce zapoznaliśmy się z regulaminem wycieczki i
ośrodka, w którym mieliśmy przebywać. Dopiero później pozwolono
nam rozbić namioty. Trochę namęczyliśmy się z Kouyou, żeby
rozłożyć nasz, ale daliśmy radę. Rozbiliśmy się z dala od
innych, niemalże po drugiej stronie pola. Było mi to jednak na
rękę. Im dalej od idiotów, tym lepiej.
-Chyba
będzie się trzymał - poruszyłem lekko szkieletem namiotu. Kou
usiadł na trawie i wyciągnął z torby szare pudełko. W
środku były dango. Chłopak podsunął mi opakowanie.
-Częstuj
się.
Zaraz
usiadłem obok niego i we dwóch pochłanialiśmy słodki przysmak.
Po zjedzeniu wszystkich dango, Takashima położył się na
plecach, a puste pudełko położył na swoim wklęsłym brzuchu.
Patrzyłem na niego chwilę, a po chwili wciągnąłem nasze rzeczy
do namiotu. Rozłożyłem gruby koc, a na niego dwa śpiwory.
-Yutaka-kun,
zaraz mamy zbiórkę.
-Już
idę.
Resztę
czasu spędziliśmy chodząc po lesie. Kouyou wydawał mi się być
zdenerwowany. Rozglądał się co jakiś czas i starał się trzymać
blisko grupy. Zupełnie jakby bał się czegoś. Nie miał w sumie
czego, chyba że jakiś małp, które mogły nam wejść do namiotu i
zjeść wszystkie słodycze. Poza tym, byli z nami nad wszystkim
czuwający nauczyciele. Konkretnie, to była nasza wychowawczyni,
chemiczka i fizyk.
Wieczorem
nie mogłem zasnąć. W namiocie było naprawdę zimno i trząsłem
się mając na sobie dwie koszulki, bluzę i gruby dres. Przekręciłem
się na bok. Spojrzałem na plecy Kou i chwilę myślałem sobie, co
się ostatnio wydarzyło. Nie były to jakieś wielkie rzeczy, ale
zauważyłem, że wśród tych wspomnień zawsze był Kouyou.
-Yutaka-kun
- doszło nagle do mnie. - Nie jest ci zimno?
-Jest.
Chwila
ciszy.
-Mnie
również - powiedział cicho.
-Moglibyśmy
złączyć śpiwory. Byłoby nam cieplej.
Znowu
leżeliśmy przez jakiś czas w ciszy. W końcu doszedł do mnie
szelest. Kou podniósł się i rozpiął swój śpiwór. Idąc jego
przykładem zrobiłem to samo. Po chwili zapiąłem nasze śpiwory i
przysunąłem się bliżej niego.
-Nie
przeszkadza ci to? - zapytałem.
-Nie
- odwrócił się w moją stronę i przysunął się. Wtulił głowę
moją szyję. Dotknął jej czubkiem chłodnego nosa, a chwilę
później wypuścił powietrze ustami. Jego ciepły oddech przyprawił
mnie o dreszcze. Objąłem go ostrożnie. Blondyn jedynie odwrócił
się do mnie tyłem. Plecami idealnie dotykał mojego torsu.
-Zimno.
Mnie
było już gorąco. Zacisnąłem powieki. Chciałem już tylko
zasnąć.
W
nocy obudziło mnie kopnięcie. Otworzyłem zaskoczony oczy. Po
chwili znowu oberwałem w łydkę.
-Kouyou?
- mruknąłem. Ale on dalej się rzucał. Widocznie śnił mu się
koszmar.
Odsunąłem
się od niego i chwilę patrzyłem na jego ciemny kontur. Bez
wątpienia spał. Gdy tylko przestał wierzgać nogami znowu go
przytuliłem. Chwilę później doszło do mnie jego ciche łkanie.
-A...
Aki.
Zacisnąłem
wargi i przycisnąłem go mocniej do siebie. Czyli śnił mu się
Akira. Ciekawe, co takiego działo w tym śnie, że aż tak się
rzucał i płakał.
-Nie
płacz, jestem przy tobie - szepnąłem.
Rano
obudziłem się przed Kouyou, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Ubrałem się i wyszedłem z namiotu, by rozprostować nogi.
Rozciągałem się chwilę, a później wróciłem do środka.
Takashima na wpół siedział i gładził swoje ramiona.
-Obudziłeś
się?
-Uhm
- spuścił lekko głowę i przetarł oczy.
-Jemy
tosty na śniadanie? W ośrodku chyba nam pozwolą je zrobić.
-Jasne.
Kou
wziął specjalną grzałkę do wody, dlatego zaraz zrobiliśmy sobie
gorącej herbaty. Piliśmy ją powoli. Była całkiem smaczna.
-Wiadomo,
co będziemy dzisiaj robić? - zapytał cicho. Obejmował dłońmi
kubek, a ramiona przykrył kocem.
-Raczej
nie - rozejrzałem się dookoła. Prócz nas na nogach było tylko
kilka osób. Nie dziwiłem się, w końcu dopiero minęła siódma, a
zbiórkę mieliśmy o dziewiątej. - Pójdę już zrobić te tosty. Z
czym chcesz? - odłożyłem kubek.
-Zaczekaj,
pójdę z tobą.
Takashima
błyskawicznie dopił swoją herbatę i zaraz rzucił się do
namiotu, by się ubrać. Poczekałem na zewnątrz i we dwóch
poszliśmy do ośrodka zrobić sobie śniadanie. Proste tosty.
Nasze
pole namiotowe znajdowało się na terenie jakiegoś ośrodka z
drewnianymi domkami letniskowymi. Teren był całkiem spory i
porośnięty wysokimi sosnami i otoczony górami. Nieopodal znajdowało się jezioro z
przystanią, w której można było wypożyczyć rowerki wodne, kajaki
i żaglówki. Nie sądziłem jednak, byśmy mieli iść nad to
jezioro. Już wczoraj pogoda zaczęła się psuć. Niebo pokrywała
gruba warstwa chmur, wiał przenikliwie zimny wiatr, a dodatkowo co
jakiś czas padał deszcz.
Po
śniadaniu wróciliśmy do namiotu. Posprzątaliśmy trochę swoje
rzeczy, a później chodziliśmy bez celu po lesie.
-Kou,
powiedz mi, co ty tak właściwie lubisz? - zapytałem. Urwałem
źdźbło trawy i przyłożyłem je do ust, dmuchając. Rozległ się
odgłos podobny do trąbienia słonia.
-Co
lubię?
-Co
lubisz robić.
Chwilę
milczał wpatrując się w przestrzeń przed nami.
-Lubię
się śmiać.
Wyrzuciłem
źdźbło, po czym spojrzałem na niego zaskoczony.
-Naprawdę?
- nie ukrywałem zdziwienia. - Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś
się uśmiechał.
-Nie
robię tego często.
-Ale
lubisz.
-Tak.
Powiedz mi, czy gdybym często się uśmiechał i śmiał, bo inni
tego oczekują, to dalej byłoby to dla mnie czymś, co naprawdę
lubię robić?
-Może.
Nigdy nie wiadomo.
-Wydaje
mi się, że nie. Uwielbiam czytać kawały, śmiać się z nich, ale
gdybym chciał komuś opowiedzieć jakiś dowcip, to byłoby zupełnie
inaczej, miałby zupełnie inny sens. Dlatego coś, co lubię i mnie
odpręża, zostawiam dla siebie.
Pokiwałem
powoli głową. Chyba w końcu zaczynałem go rozumieć.
-A
czego nie lubisz?
Znowu
chwilę milczał.
-Nie
wiem. Chyba tego, że ludzie są zbyt przewidywalni.
-Przewidywalni?
-Spojrzysz
na kogoś i wiesz, co on czuje, czego chce, co go frustruje. To
naprawdę irytujące.
-Ja
tak nie umiem. Chyba masz niezwykle wyczuloną empatię.
-Może.
Ale to nie tylko to. Potrafię ocenić człowieka po drobnych
ruchach, kiedy na przykład poprawia włosy, kicha, w jaki sposób
zakłada nogę na nogę. Ludzie zrobili się dla mnie szablonowi.
Patrzę na kogoś i myślę, że zachowuje się jak ktoś kto jest
kimś tam. To denerwujące, bo dokładnie wiem, w jaki sposób ta osoba
może zareagować na coś, co powiem albo zrobię. Są też jednak
ludzie, którzy udają, chcą wyjść poza swój szablon. Ci udawacze
też mają swoje grupy i podgrupy. Czasami zdarza się jednak, że są
osoby, których nie da się przyporządkować do danego szablonu albo
jest to bardzo trudne.
-A
ja jestem w jakimś szablonie?
-Jesteś
w kilku. Co jakiś czas je zmieniasz, dlatego cię lubię.
-Zmieniam
je? Czyli jestem nieprzewidywalny?
-Jesteś
bardzo przewidywalny.
-Dlatego
powiedziałeś mi, że mam sobie nie robić nadziei - mruknąłem pod
nosem.
-Między innymi.
Westchnąłem
ciężko. Kou naprawdę był niezwykłą osobą.
*
Resztę
dnia spędziliśmy na terenie ośrodka. Graliśmy w gry zespołowe (a
przynajmniej ja grałem) i łaziliśmy bez celu. W końcu jednak
zaczął padać deszcz, dlatego schowaliśmy się do namiotów.
Późnym
wieczorem przyszedł do nas nauczyciel fizyki, pan Ukita.
-Wszystko
dobrze? - zapytał. - Naprawdę się rozpadało.
-Wszystko
dobrze - zapewniłem go.
-Takashima,
jesteś jakiś blady - powiedział belfer, ignorując moją odpowiedź. Zerknąłem na Kouyou.
Blady był zawsze, nie widziałem w tym powodu do zmartwień. -
Przyjdź do mnie za chwilę, dobrze?
Kou
skinął jedynie głową na potwierdzenie. Nauczyciel zaraz sobie
poszedł.
-Źle
się czujesz? - zapytałem.
-Chyba
dopiero zacznę się źle czuć - odparł. Racja. Miał słabe
zdrowie. - Nie chcę do niego iść - mruknął i się skulił.
-To
nie idź.
-Muszę.
Ile zostało do końca roku?
-Dwa
tygodnie.
Westchnął,
po czym wstał i wyszedł.
Siedziałem
sam i czytałem kieszonkowe wydanie jakiejś książki. Nie była
zbyt porywająca, ale przyjemnie czytało się w akompaniamencie
deszczu. Całkowicie zapomniałem o bożym świecie i nim się
zorientowałem, minęła północ. Zdziwiony ciągłą nieobecnością
Kouyou, ubrałem kurtkę przeciwdeszczową i poszedłem do domku,
który zajmował nauczyciel fizyki. Takashima musiał się naprawdę źle czuć, skoro nie było go to tak długo. Jednak... I
tak było to zastanawiające. Przez dwie godziny nie dał znaku
życia.
Wszedłem
po drewnianych schodkach werandy. Już chciałem zapukać do środka,
ale zrezygnowałem z tego i zajrzałem najpierw przez okno. Czułem,
że tak będzie lepiej. Salon oświetlała tylko lampa stojąca w
rogu. Nikogo w nim nie było. Zszedłem z werandy i obszedłem domek.
Znalazłem okienko sypialni. Stanąłem na palcach, by mieć lepszy
widok. Od razu dostrzegłem Kouyou i pana Ukitę. Przez chwilę nie
mogło do mnie dotrzeć to, co widziałem. Miałem jawną ochotę
zwrócić kolację, ale zwyczajnie mnie coś sparaliżowało.
Takashima
siedział na łóżku, a fizyk, który zajmował miejsce obok niego,
dotykał go w dość wymowny sposób.
Co
tu się, kuźwa, wyprawiało?! Shima sam dawał mu się tak dotykać.
Nie reagował. Nie zrobił nic, kiedy mężczyzna zdjął z niego
koszulkę i położył plecami na łóżku. Był jak
jakaś kłoda. Nie mogłem tego zrozumieć. Nie stawiał się, tylko
swobodnie poddał się działaniom nauczyciela.
Kiedy
Kou był już bez spodni, dotarło do mnie, że przez cały czas
bezczynnie stałem i gapiłem się na to wszystko. Musiałem coś
zrobić, ale nie wiedziałem, co. Zawołać kogoś? Tak, to
byłoby najlepsze, ale zawahałem się. Nie miałem w
końcu pojęcia, jakie relacje mogły być pomiędzy Kouyou, a panem
Ukitą. Znaczy się, widać było to jak na dłoni, ale może to było
coś, czego nie mogłem zrozumieć. A jeśli Takashima chciał tego?
Szybko jednak przypomniało mi się, jak Kou zostawał po lekcjach na
pisanie sprawdzianów. Już nie dziwiłem się, że Kouyou nie lubił
tego nauczyciela i przy nim dość dziwnie się zachowywał. Facet go
zwyczajnie wykorzystywał.
Wyciągnąłem
telefon i włączyłem kamerę. Przyłożyłem go do okna, by w razie
czego mieć coś na tego pedofila. Patrzyłem na nagranie i momentalnie ogarnęła
mnie ogromna złość. Byłem wściekły, że coś takiego musiało
spotkać Kouyou. Przecież on niczego złego nigdy nikomu nie zrobił.
Za co ta cierpiał? Za co wszyscy tak okropnie go traktowali? On był
naprawdę wyjątkowy, fascynujący, piękny. Może właśnie za to
musiał tak cierpieć, za bycie zbyt idealnym. Nie byłem w stanie
patrzeć na to, jak Ukita trzymał go w ramionach i go najzwyczajniej
w świecie gwałcił. Głowa Kou była odchylona w tył i poruszała
się wraz z ruchami starszego. Miałem wrażenie, że zaraz odpadnie i potoczy się po podłodze jak główka jakiejś laleczki.
Szybko
skończyłem nagrywać. Stwierdziłem, że dowód był już
wystarczająco przekonujący do tego, że nauczyciel od fizyki był
pedofilem. Pobiegłem zaraz do domku naszej wychowawczyni. Zacząłem
głośno pukać do drzwi.
-Proszę
pani, proszę pani!
Po
chwili kobieta otworzyła mi drzwi. Była zaspana i ubrana w długi,
miętowy szlafrok.
-Tanabe-kun,
się stało? - przetarła oczy i założyła okulary.
-Niech
pani ze mną pójdzie, to naprawdę pilne!
Widząc to, jak byłem roztrzęsiony, nauczycielka zaraz wskoczyła w buty i
zarzuciła na ramiona kurtkę. Szybko zaprowadziłem ją do domku, w
którym był Kou wraz z pedofilem. Opowiedziałem jej po drodze, co
widziałem. Ją także to zszokowało, dlatego, gdy tylko weszła do
domku Ukity, od razu wpadła do sypialni, a ja zaraz za nią.
Kouyou
leżał na łóżku, a nauczyciel był tuż obok niego. Obejmował go
i gładził po ciele. Okropieństwo.
-Na
bogów, co to ma znaczyć?! - krzyknęła wychowawczyni. Fizyk wstał
i zaraz się czymś zakrył. Kouyou jedynie zacisnął powieki, spod
których zaczęły wypływać łzy. Całe jego ciało było w
czerwonych plamach. Już wiedziałem, skąd je miał. - Dzwonię na
policję!
W
ten sposób zakończył się dla nas ten wesoły obóz. Mężczyzna
ubrał dół garderoby i usiadł na łóżku. Wyciągnąłem
Takashimę z sypialni i posadziłem go na kanapie w salonie. Cały
drżał i łkał. Miałem wrażenie, że jego kruche ciało zaraz
rozpadnie się przede mną na kawałki. Zdjąłem kurtkę, a później
bawełnianą bluzę, którą go okryłem.
-Już
dobrze - powiedziałem, obejmując go. - Już będzie dobrze, uwierz
mi, Kouyou.
-Widziałeś?
T-to...
-Uhm.
Nic już nie mów.
Zaraz
przyniosłem mu jego rzeczy. Ubrał się. Nasza wychowawczyni wezwała
trzecią opiekunkę oraz kierownika ośrodka. Wraz z Kou zostaliśmy
zabrani do budynku, w którym mieściła się recepcja. Siedzieliśmy
na starej, twardej kanapie pokrytej kurzem i wsłuchiwaliśmy się w
głośne tykanie zegara wiszącego na ścianie. Trzymaliśmy po kubku
herbaty, którą zrobiła nam nasza wychowawczyni i byliśmy okryci
kocami. Takashima odłożył w pewnym momencie herbatę na szklany
stolik przed nami i oparł się o moje ramię. Poczułem się jak
wtedy, kiedy przychodziłem do niego zimą, gdy był chory. Piliśmy
gorące napoje, a on się zawsze lekko o mnie opierał. To było tak,
jakby mi mówił nie
możesz ode mnie odejść, bo ci zaufałem. Zostań ze mną, jesteś mi
potrzebny.
Takie miałem przynajmniej wrażenie, a teraz było ono o wiele
silniejsze.
-Jestem
śpiący.
-Zdrzemnij
się, jeśli chcesz.
Potrząsnął
lekko głową.
-Kou,
ile razy to się zdarzyło? - zapytałem cicho.
-Pierwszy
raz określiłbym czymś "o wiele za dużo".
Przełknąłem
ślinę. Mówił o tym tak spokojnie, a kilkanaście minut wcześniej
był jednym wielkim miotającym się, wystraszonym kłębkiem.
-Długo
już to się dzieje?
-Od
pierwszej klasy.
Wpatrywałem
się jakiś czas w parujący kubek herbaty na szklanym stoliku.
-Wiesz,
ja tego nigdy nie chciałem. Ale on się na mnie uwziął - zaczął swoją historię. - Powiedział, że nie zdam, jeśli nie będę robić tego, co mi
będzie kazał. Zaczęło się od pierwszego sprawdzianu w
październiku. Uczyłem się wraz z Akirą. Zadania były proste.
Rozwiązałem je bez większego problemu, a i tak dostałem
niedostateczną ocenę. Byłem zaskoczony. Rozwiązałem je jeszcze
raz, analogicznie do zadań, które miał Akira. Moje wyniki były
dobre. Poszedłem do niego po lekcji porozmawiać o tym i od tego się
zaczęło. Nie chciałem o tym nikomu mówić. Czułem się
upokorzony przez to wszystko. Przez to, w jaki sposób mnie dotykał,
co robił, mówił. To wręcz przyprawiało o mdłości. Byłem też
wściekły na siebie samego za to wszystko. Na początku płonął we
mnie mały płomyczek złości. Taki jak płomyk od zapałki. Jednak
za każdym razem, gdy to się powtarzało, ten płomyk się
rozrastał, rozprzestrzeniał się i palił mnie. W końcu cały
płonąłem z frustracji, że nie jestem w stanie nic zmienić. Dałem
się wciągnąć w coś tak potwornego. Jednak dalej byłem z Akirą i w końcu postanowiliśmy, że chcielibyśmy zacząć uprawiać seks.
Myśl, że mógłbym być tylko z nim, była niczym jakaś kojąca,
chłodna maść dla mojej poparzonej ze złości duszy.
Uspokoiłem się trochę. Akira nigdy by mnie nie skrzywdził,
kochałem go szalenie i byłem mu strasznie oddany. Umówiliśmy się,
że nasz pierwszy raz będzie u niego. Przyszedłem, zjedliśmy
obiad, który zostawiła nam jego mama do odgrzania, a później
siedzieliśmy u niego w pokoju i rozmawialiśmy o jakiś bzdurach.
Często tak robiliśmy. W końcu Akira zapytał czy chcę już.
Odpowiedziałem mu, że mi się nie spieszy. Roześmiał się i
pocałował mnie. Ten gest był tak czuły, że od razu padłem w
jego ramiona. Wszystko działo się między nami naturalnie.
Rozebraliśmy się, pieściliśmy się nawzajem. Chyba nigdy nie
czułem takiego szczęścia. Byliśmy tylko my, cały świat przestał
istnieć.
Kouyou
przerwał na chwilę. Wziął herbatę i upił jej spory łyk.
Odstawił kubek na miejsce.
-W
końcu miał we mnie wejść. Miałem go poczuć w sobie pierwszy
raz. To powinno być wyjątkowe, magiczne. Przecież Aki myślał, że
jeszcze z nikim tego nie robiłem. Rozchylił moje nogi i pochylił
się nade mną. Coś mu się jednak nie spodobało. Zapytałem go, co
się stało. Zawsze
miałeś tutaj takie znamiona? To wygląda na blizny -
powiedział. Przy nim zapomniałem o tym wszystkim, zapomniałem o tym
obrzydliwym mężczyźnie, który bawił się mną i gwałcił. Nie
wiedziałem, co mu powiedzieć. Zauważył moją niepewność i
niepokój. Przerwał wtedy wszystko i położył się obok mnie.
Zapytał o te ślady na moim ciele. Oznajmiłem mu, że będę mógł
mu o tym powiedzieć po seksie. Martwił się o mnie, ale zbyłem go
uśmiechem. Zawsze, kiedy się uśmiechałem, on wiedział, że jest
w porządku. W ten oto sposób kochaliśmy się zaraz. Wiedziałem,
że zauważył, że to nie był mój pierwszy raz. Poszło zbyt
łatwo. Teraz myślę, że powinienem był wtedy udawać, że mnie
strasznie boli. Powinienem był wymusić łzy, krzyczeć. Ale nie
zrobiłem tego. Za bardzo zatraciłem się w tym, że w końcu robię
to z nim, że mogę być tak blisko osoby, którą kocham. Znalazłem
swój mały raj na ziemi. Raj, do którego należeliśmy tylko my
dwaj. Potem mu wszystko wyjaśniłem, tak jak obiecałem. Zdenerwował się,
że nikomu o tym nie powiedziałem wcześniej. Był wściekły i
pokłóciliśmy się zaraz po tym, jak pierwszy raz odbyliśmy
stosunek. Rozumiesz? Powinniśmy być szczęśliwi, a my zaczęliśmy
się kłócić. Miałem ochotę płakać, że on zamiast starać się
mnie zrozumieć, robi mi wyrzuty. Stwierdził, że jeśli nie powiem
o tym wszystkim rodzicom, to on to zrobi. Spanikowałem. Myślałem
tylko dlaczego
chcesz, żeby ktoś jeszcze o tym wiedział? To upokarzające. Nie
umiałem zrozumieć, że chciał dla mnie dobrze, zwyczajnie zaślepił
mnie strach przed tym, że ktoś jeszcze się dowie. Wróciłem do
siebie wściekły. Nie chciałem z nim rozmawiać. Wieczorem napisał
mi sms, że jutro pogadamy jeszcze raz, na spokojnie. Pomyślałem
sobie, że może tak będzie lepiej. Jednak następnego dnia czułem
się okropnie. Bolała mnie głowa, dlatego zostałem w domu.
Czekałem na Akirę. Pisałem do niego, ale nie odpowiadał.
Pomyślałem, że pewnie znowu zapomniał telefonu z domu albo
zostawił go w kurtce. Po południu przyszła do mnie mama i mocno
mnie przytuliła. Zapytała, czy wiem, co się dzisiaj stało.
Odparłem, że nie. Zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Wtedy mi
powiedziała o tym wypadku, o tym, że Akira nie żyje, że próbowano
go reanimować - wziął głęboki wdech. - Myślałem, że śnię i
jeszcze przez wiele dni nie mogło do mnie dotrzeć, że to jest
rzeczywistość, że jego naprawdę nie ma. W dniu jego pogrzebu była
straszna pogoda. Padał zimny deszcz, nie śnieg, chociaż to była
zima. Stałem pod parasolem i patrzyłem, jak gdzieś w ziemi znika bliska mi osoba i to drugi raz w ciągu kilku miesięcy. Najpierw
straciłem bliskiego przyjaciela, a chwilę później ukochanego. Coś
się wewnątrz mnie złamało. Nie wiem czy to była moja wola życia,
czy może nadzieja. To było po prostu coś takiego, co nigdy nie
powinno się uszkodzić, taki szkielet, który trzymał całą moją
psychikę w ryzach. Ale on się rozpadł jak wieża z klocków,
której nie umiałem złożyć od nowa. Zgubiłem się w swoim
własnym życiu. Stałem i patrzyłem na kilkumetrową dziurę w
ziemi z całkowita pustką w głowie. Nie wiedziałem kim jestem, co
się właśnie działo, kim są ludzie dookoła mnie. To tak jakbym
stał w środku nocy nad przepaścią. Niewiele mi brakowała do
tego, by z niej skoczyć. Moje życie przestało mieć jakikolwiek
sens. Nie było w nim nic, co dawałoby chociaż odrobiny światła.
Znowu
przerwał. Oderwał się od mojego ramienia i wyprostował się.
Czułem ogarniający mnie żal. Kou tak dokładnie opowiadał mi o
swoim życiu i uczuciach. Chciałem go objąć i już nigdy nie
puszczać. Pragnąłem mu pomóc zapomnieć o tym wszystkim.
-Ale
wszystko toczyło się dalej - kontynuował. - Ludzie się rozeszli,
zasypano jego grób. Nawet jego zrozpaczona matka i ojciec poszli.
Jego młodszy brat wtedy jeszcze nie wiedział, że Akiry już nie ma. Był
ciągle w szpitalu. Tylko ja zostałem na cmentarzu. Stałem
naprzeciw kupki wieńców i zniczy. Deszcz dalej padał i to nawet
mocniej. Ale nie mogłem tak po prostu odejść. Jak mogłem odejść
od kogoś, kogo tak kochałem. Stałem tak wiele godzin, w końcu zrobiło się strasznie ciemno. Przemarzłem.
Ledwo mogłem ruszać kończynami. Rodzice mnie tam
znaleźli i zabrali do domu. Życie toczyło się dalej, a ja się
zatrzymałem, a nawet cofnąłem i to dosłownie. Przestałem mówić,
a kiedy miałem się odezwać, to strasznie się jąkałem. Nie
mogłem się na niczym skupić, było tylko gorzej i gorzej.
Zamykałem się w sobie. Wtedy ludzie zaczęli mówić o klątwie,
rozeszły się dziwne plotki. Stałem się kozłem ofiarnym.
Wystawiłem pierwszą nogę nad przepaść. Chciałem skoczyć i po
prostu przestać czuć ten okropny ból, który zadawali mi inni i,
który sam sobie zadawałem. I jeszcze ten okropny, obleśny mężczyzna. Byłem jakąś
lalką, którą wszyscy dookoła się bawili.
Urwał
i spojrzał na mnie. Przez jakiś czas żaden z nas się nie odzywał.
Cały hol wypełniło tykanie zegara na ścianie.
-A
potem pojawiłeś się ty. Przyszedłeś w najgorszej chwili, kiedy
naprawdę chciałem już ze sobą skończyć. Wyciągnąłeś do mnie
rękę. Tak po prostu, jakby pomaganie komuś takiemu jak ja było
dla ciebie codziennością. Nie umiałem najpierw tego zrozumieć.
Nie byłem w stanie dostrzec czegoś, co kazało mi usiąść i
poczekać, bo chyba coś się zmieni. Tak czułem. Powoli, ale
jednak, zacząłeś ustawiać tę nieszczęsną wieżę z klocków,
którą wszyscy porozrzucali dookoła. Krok po kroku, coraz bardziej
czułem, że może samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Dziękuję ci
za to. Uratowałeś mi życie.
Nie
miałem pojęcia, co mu powiedzieć. Jego słowa wywarły na mnie
zbyt duże wrażenie.
-Kouyou,
nie masz za co dziękować - mruknąłem. - Naprawdę.
Siedzieliśmy
jeszcze jakiś czas. W końcu Kou zasnął, a niedługo potem i ja
oddałem się w ramiona snu.
*
-Zimno!
-Zaraz
będzie padać, Tanabe, mówię ci, chodźmy do kawiarni. Takanori
się jeszcze przeziębi.
-No
właśnie, nie wystawiaj na próbę mojego zdrowia.
Westchnąłem
ciężko.
-No
dobra. Ale obiecaliście mi, że pójdziemy do tego parku
botanicznego.
-Jak
chcesz go teraz zwiedzać w taką pogodę? - mruknął pod nosem
Shima, ale doskonale go zrozumiałem. Puściłem jego uwagę mimo
uszy i zadecydowaliśmy, że pójdziemy usiąść w jakiejś
kawiarni. Zamówiliśmy sobie po kubku gorącej czekolady i ciastku.
To znaczy, tylko ja i Taka zamówiliśmy czekoladę. Kouyou był
uczulony, dlatego on zamówił sobie herbatę.
Nigdy
nie sądziłem, że nasza trójka mogłaby się tak ze sobą zbliżyć. W
sumie, to kiedy proponowałem kilka miesięcy wcześniej wspólne
wyjście, to nie sądziłem, że obaj wykażą tyle entuzjazmu. Kiedy
byliśmy w trójkę Takashima był bardziej rozluźniony. Takanori
również zachowywał się swobodniej. Tak się złożyło, że kiedy
tylko zakończyło się śledztwo oraz sprawa w sądzie, a Ukita został
pozbawiony możliwości wykonywania zawodu, nasza trójka zwyczajnie
stała się właściwie nierozłączna. Zachodziły powolne zmiany w
zachowaniu Kouyou, który chyba naprawdę odzyskał chęci do życia. Pierwszy raz zacząłem dostrzegać w nim te wszystkie emocje,
które do tej pory krył w sobie gdzieś głęboko. Wszystko zmieniło się na lepsze.
-Uwielbiam
czekoladę - mruknął Matsumoto przystawiając nos do parującego
kubka. - Jest pyszna.
-Chyba
każdy lubi czekoladę - zaśmiałem się. Kouyou zerknął na mnie i
pomieszał swój napój łyżeczką. - Piłeś albo jadłeś kiedyś
czekoladę? - zapytałem.
-Jak
byłem mały. To był pierwszy raz, kiedy jadłem coś czekoladowego.
Ale zaraz wyszło mi uczulenie. Od tamtej pory nigdy jej nie jadłem.
-To
straszne - stwierdził Takanori. - Czekolada jest przecież pyszna,
nie wyobrażam sobie bez niej życia.
-Jakoś
mi nie przeszkadza to, że nie mogę jej jeść.
-A
musisz sprawdzać skład produktów, co nie?
-Tak.
Ale są też zamienniki czekolady, które mogę jeść.
-Wow,
naprawdę?
I
tak się rozgadali na temat czekolady, że zdążyłem wypić swoją i
zjeść ciastko, a ci dwaj nawet nie przerywali dyskusji. Miło aż
się na nich patrzyło. W pewnym momencie poczułem coś dziwnego.
Znowu to ukłucie w środku. Spuściłem wzrok na słomiany blat
stolika, po czym zacząłem bawić się swoimi palcami. Chyba nie
byłem zazdrosny, prawda? Oni tylko rozmawiali, nic więcej.
Nic
więcej...
Wychodziliśmy
tak niemal codziennie. Taka i Kou rozmawiali, a ja szedłem obok nich
jako przyzwoitka. Czułem to, że ci dwaj mieli się ku sobie. Może
nie zauważyłem tego od razu, ale w końcu zrozumiałem, dlaczego
Kou tak koniecznie chciał gdzieś wyjść z Takanorim i pytał się
o niego. To samo było z Matsumoto, wypytywał się o Kouyou i prawie
cały czas rozmawialiśmy tylko o nim. Czułem się z tym okropnie,
jakby ktoś mi wbijał malutkie, ostre igiełki.
-Gorąco
- mruknął Taka.
-Uhm...
Może skoczę po coś do picia? - zaproponowałem. Była końcówka
sierpnia, a nagle zrobiły się takie upały.
-Mógłbyś?
-Jasne.
Po drodze mijaliśmy automat - podniosłem się z ławki.
Poczułem
ulgę, kiedy od nich odszedłem. Kupiłem w automacie dwie puszki
mrożonej herbaty i jedną colę. Nie spieszyłem się z powrotem.
Coraz bardziej czułem się zazdrosny i musiałem jakoś doprowadzić
się do porządku. W końcu jednak musiałem wrócić. Gdy byłem
kilkanaście metrów przed ławką, na której siedzieli Kouyou i
Takanori, stanąłem jak wryty. Byli do mnie tyłem, ale
doskonale widziałem, jak Kou pochyla się w stronę młodszego.
Zacisnąłem wąsko wargi. Pocałowali się szybko i zaraz się od
siebie odsunęli, jakby to nawet nie miało miejsca.
Czyli
teraz nie miałem już nawet najmniejszych szans u Kouyou?
Takashima od razu zauważył, że zachowywałem się inaczej. On widział to
jak na dłoni. Raz w końcu zostaliśmy sam na sam. Zapytał mnie
wprost, co się stało. Powiedziałem mu prawdę, że widziałem, co
robili na tej ławeczce.
-Sprawiłem
ci tym przykrość? - zapytał. Nie wiedziałem do końca, o co mu
chodziło.
-Jest
mi przykro, bo czuję do ciebie coś więcej i wiesz o tym doskonale.
Chciałbym być z tobą i nie żartuję. Naprawdę cię kocham.
Milczał.
Jego twarz zastygła w jakimś dziwnym grymasie.
-Przepraszam
- wykrztusił z siebie po jakimś czasie. - Nie chcę sprawiać ci
przykrości, bo cię naprawdę lubię i jestem ci strasznie wdzięczny
za wszystko, co zrobiłeś. Yutaka-kun, jestem twoim dłużnikiem do
końca życia.
-Nie
przesadzaj - zmarszczyłem brwi.
-Ale
tak jest. I również... Nie jestem w stanie odwzajemnić twoich
uczuć. Przepraszam.
-Nie
działaj wbrew sobie - westchnąłem. - Ale mógłbyś mi powiedzieć,
dlaczego akurat Takanori?
Znowu
zamilkł na moment. Zastanawiał się pewnie nad doborem słów.
-To
było od razu jak go zobaczyłem u ciebie. Coś mnie tak strzeliło i
pomyślałem sobie, że jest naprawdę uroczy. Taki malutki, ze
słodką buźką. Mówił taki wystraszony. Gołym okiem było
widać, że trochę się mnie obawia. W końcu jednak doszedłem do
wniosku, że z nim coś chyba wewnętrznie jest nie tak, jak ze mną.
Zapytałem cię o to, kiedy wyszedł, pamiętasz?
-Tak.
Powiedziałem ci, że ma białaczkę.
-Właśnie.
Ale to mnie w żaden sposób nie odrzuciło. Zapragnąłem go poznać,
bo sam w sobie wydał mi się nawet interesujący. Dopiero później,
kiedy poznaliśmy się bliżej, zacząłem zdawać sobie sprawę, że
chyba się w nim zakochałem. Wiesz, on mi też trochę przypomina
Akirę, to chyba dlatego.
-Przypomina
ci go?
-Nie
z wyglądu. Pod tym względem są całkowicie różni. Ale obaj mają
podobny sposób mówienia i zwracania uwagi na szczególiki które
sprawiają, że świat jest piękniejszy.
Pokiwałem
powoli głową. Tak, Taka często umiał znaleźć coś małego,
drobniuteńkiego, co zaraz poprawiało humor. A to jakiś zabawny
kształt chmury, jakiś napis, potrafił wyolbrzymić pewną zabawną uwagę. Robił to
tak naturalnie i z wiecznym optymizmem, że całkowicie się
zapominało, iż był chory.
-Proszę,
nie zrozum mnie źle, jesteś mi bardzo bliski, ale nie jestem w
stanie cię pokochać - Kouyou dotknął mojego policzka. - Ale
dzięki tobie wszystko jest okej, a nie na odwrót. To, co teraz mam,
zawdzięczam tobie.
Pochylił
się w moją stronę, a mnie coś ścisnęło mocno za serce. Znowu
pomyślałem sobie, że to byłoby wspaniałe, gdybym mógł go
pocałować. Nawet, jeśli on mnie nie kochał. I nagle poczułem
dotyk jego miękkich warg na swoich. Takashima oparł się dłońmi o
mój tors, a ja przyciągnąłem go do siebie i objąłem mocno. Nie
chciałem go puszczać. Bałem się, że ode mnie odleci i już nigdy
go nie zobaczę. Głęboki żal wypełnił momentalnie moje ciało i
uporczywie trzymałem się tej myśli, że chociaż teraz mogę go
mieć tak blisko siebie, w tak intymnej sytuacji. Czule całowaliśmy
się jakiś czas, zupełnie się w tym zatracając. Gorąco uderzyło
w moje policzki, umysł objęły niekoniecznie czyste myśli, które
zaraz zniknęły, gdy blondyn oderwał się ode mnie.
-Jesteś
na mnie zły? - wtulił się we mnie i położył głowę na moim
ramieniu. Dziwnie się czułem, był w końcu ode mnie wyższy, a tak
się do mnie przytulił.
-Nie,
Kou, nie jestem. Chcę, żeby wszystko było okej, a nie na odwrót -
zacząłem gładzić go po plecach.
Zaśmiał
się, kiedy go zacytowałem. Pierwszy raz słyszałem jego śmiech.
Był naprawdę piękny.
Teraz
na pewno mogłem powiedzieć, że wszystko jest okej.
----
Może to nie do rozdziału, ale powiem wam, że miałam dzisiaj dziwny sen. Uruha był moim wujkiem, zamieniał się w Goku z db i uczył mnie karate ...
Dobra, zignorujcie to wyżej. X'D
No, skarby, oto ostatnia część tej minipartówki. Rozdział ma w sumie 15 stron. Trochę to zmieniłam, bo całość miała mieć bardzo smutne zakończenie.
Z początku chciałam całe to opowiadanie zostawić dla siebie, schować do szuflady. Ma w sumie kilkanaście innych nieyaoistycznych (czy jak to się tam pisze) wersji, które gdzieś poniewierają się u mnie w szufladach.
Wybaczcie błędy i liczę na wasze opinie, żuczki. :3
jezusussd burza D:
Do następnej serii~!
Aż się wzruszyłam ;-; Taka kochana historia. Biedny Kouyou tyle w życiu przeżył, ale Yutaka pomógł mu się pozbierać. Mimo wszystko, wszyscy żyją długo i szczęśliwie <3 No cóż, bardzo, ale to bardzo, bardzo mi się podobało. Pozdrawiam i życzę wenki :3
OdpowiedzUsuńRyczę już od dobrych paru minut i wciąż zastanawiam się z jakiego w końcu powodu. Nie wiem, czy przez to, co przeżywał Kou, czy kiedy Kai widział ich na ławce... Tak czy inaczej, bardzo mi się podobało i cieszę się, że to opublikowałaś. Świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńTeż chcę umieć poznawać tak ludzi jak Uru T^T Szkoda mi Kouyou, tyle przeżył i był tak blisko samobójstwa... Dobrze, że Yutaka mu pomógł. Ale jego też mi szkoda, tak bardzo kocha Shimę, a on tylko do Rukiego :c To musi być naprawdę smutne :c Ogółem opowiadanie mi się podobało, czekam na Twoją następną notkę i życzę weny^^
OdpowiedzUsuńSwietna ta mini partowka. Bardzo sie wzruszyłam tym wszystkim co przeszedl w zyciu Kou i tym, ze Yutaka tak nieszczesliwie sie w nim zakochał. Uwielbiam Twoje opowiadania, naprawde swietnie piszesz. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze weny~
Bardzo lubie takie opowiadania, w których jest osoba forever alone (jak ja). Smutno-szczęśliwego zakończenia sie nie spodziewałam ;-;
OdpowiedzUsuńTak dalej, życze dużo weny i pomysłów!
to bylo cudne
OdpowiedzUsuńAwww... Urocza historyjka. Spodziewałam się nawet Kai x Ruki (nie mam pojęcia jak to złączyć), ale nie Uruki... Mimo to "było okej, a nie na odwrót". Chociaż aż do końca było tak jakoś żal Kaia. No i cieszę się, że nie ma tej smutniejszej wersji. Bo płaczę przy wszystkim. Niestety.
OdpowiedzUsuńTwojego snu nie mogę zignorować... Goku i Uruś to ciekawe połączenie, ale niekoniecznie poważne. Gdy to sobie wyobrażam widzę Urusię w postawionych włosach i porwanym ciuchem Goku. Tak, żeby odsłaniał uda... Ale to karate to Ci się z dupy wzięło.
Witam,
OdpowiedzUsuńwłaściwie już miałam wcześniej podejrzenia, a bardzej upewniłam się jak ten nauczyciel chciał żeby Kaoi do niego przyszedł a on powiedział, że nie chce, opowiedział wszystko, udało mu się go postawić z powrotem na nogi, ale naprawdę szkoda, że nie odwzajemnia jego uczuć...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Tsukkomi to było świetne opowiadanie 🧡
OdpowiedzUsuń