Migdałowe serce IV 09

O wyjaśnieniach i cenach paliwa


Z samego rana wziąłem szybki prysznic i ubrałem się. Zbiegłem na parter, założyłem buty i wybiegłem z domu. Słońce nieprzyjemnie drażniło moją bladą skórę, ale co poradzić. Pojechałem autobusem na umówione miejsce, którym był spory park niedaleko mojego starego liceum. Usiadłem na ławce pod drzewem, patrząc na ogromny budynek, który bardziej przypominał z zewnątrz jakiś stary, europejski budynek niż szkołę. Aż się dziwiłem, że skończyłem to liceum całe dwa lata temu. Miałem wrażenie, że to było wczoraj. Od razu naszły mnie wspomnienia, w których był Akira. Brakowało mi go. Wyjechałem z Tokio nawet się z nim nie żegnając i jeszcze teraz nie mogłem się z nim skontaktować. Moją ostatnią nadzieją był Yutaka, który chyba doskonale wiedział, co było z Suzukim.
Nie zdziwił się mocno, kiedy do niego zadzwoniłem. Odniosłem wrażenie, że czekał aż to w końcu zrobię.

-Tu Takanori, nie wiem czy mnie pamiętasz.
-Cześć, Ruki! - przywitał mnie serdecznie. Przed oczami stanęła mi jego uśmiechnięta twarz z uroczymi dołeczkami w policzkach. - Słyszałem, że wróciłeś do nas.
-Nie do końca. Przyjechałem na dwa tygodnie. Słuchaj, Tanabe, może moglibyśmy się spotkać i porozmawiać?
-Chyba nawet wiem w jakiej sprawie - westchnął, chociaż ton jego głosu był w dalszym ciągu wesoły. - Mam czas jutro do południa. Potem idę do pracy. Odpowiada ci to?
-Pewnie, tylko o której i gdzie konkretnie mielibyśmy się spotkać?
-Pasuje ci o dziewiątej przed...

W ten sposób dogadałem się z nim, że spotkamy się o dziewiątej w parku przed starym liceum moim i Akiry (oraz Yuu). Siedziałem na ławce i myślałem sobie, co takiego mogło się stać. Akira wyjechał, nie miałem pojęcia dokąd i dlaczego. Kouyou nie chciał mi o tym powiedzieć. Jakby to było coś naprawdę strasznego.
-Długo na mnie czekasz? - usłyszałem nad sobą. Podniosłem wzrok na Tanabe. Chłopak prawie nic się nie zmienił. Był może trochę bardziej opalony i umięśniony, a włosy urosły mu tak bardzo, że mógł je związać w niewielką kitkę. Uśmiechał się do mnie, a ja nie mogłem się powstrzymać przed odwzajemnieniem tego gestu.
-Nie. Naprawdę dobrze cię widzieć - usiadł obok mnie.
-Nie wierzę, że to powiem, ale ciebie również - zaśmiał się. Spojrzałem na niego lekko zaskoczony. Ten mrugnął do mnie.
-Nie rozumiem.
-Nie musisz, chociaż powinieneś wiedzieć, dlaczego. Zostawmy to jednak w spokoju. Chciałeś się dowiedzieć, co z Akirą, prawda?
-Uhm - pokiwałem głową.
-No dobrze - odchrząknął. - Tylko ostrzegam, że to nie jest zbyt kolorowa i przyjemna historia.
-Jestem gotów.
Jego uśmiech się poszerzył, jednakże przestał się szczerzyć, gdy zaczął opowiadać.
-Krótko po tym, jak wyjechałeś z Tokio, Shiroyama wpadł w jakąś depresję, czy coś w tym rodzaju. Kouyou, jako jego przyjaciel, nie mógł go zostawić. Zaczął się nim opiekować, poświęcać całą swoją uwagę. Wtedy ani ja, ani Akira nie widzieliśmy w tym nic złego. Z tego, co mówił Kou, Shiroyama naprawdę potrzebował pomocy. Jednak Kouyou powoli stawał się równie podłamany, co on. Nie wiem, czy umiałbyś go sobie takiego wyobrazić, ale dosłownie przestał być tym pełnym życia człowiekiem. Z Akirą nie mogliśmy na to dłużej patrzeć. Wszystko się rozsypało po twoim wyjeździe i próbowaliśmy to naprawić. Brakowało nam jednak jednego elementu, który miałby to wszystko trzymać, ciebie - skrzywił się lekko. - Aki postanowił porozmawiać z Kou, który zaniedbał wszystko dookoła. Skończyło się jednak na tym, że obaj się pobili.
-Co? Pobili się? - nie kryłem zaskoczenia.
-Tak. Shima przestawił Akiemu nos. Ale to był dopiero początek wszystkiego - wziął głęboki wdech, po czym spojrzał gdzieś w bok. - Rei i Uru zaczęli się naprawdę nienawidzić. Kłócili się o wszystko, a później tłukli się do upadłego. Często próbowałem ich rozdzielać, ale ostatecznie sam dostawałem. Nie mogłem zrozumieć, że dwójka najlepszych przyjaciół skończyła ze sobą w taki sposób - pokręcił głową. - Akira w końcu wyjechał. Zbierał się już jakiś czas do wyjazdu z Tokio, jednakże dopiero po tym, jak zaczęły się jego spięcia z Shimą, ruszył się stąd. Rzucił wszystko.
-A wy...? Zerwaliście? - zapytałem cicho.
-Dużo przed tym wszystkim - zaśmiał się. - Męczyliśmy się ze sobą.
-Akira nic mi nie powiedział - byłem zaskoczony.
-Też bym pewnie nic nie mówił. Aki to typowy podrywacz. On się przystawia do każdego. Chyba wiesz coś o tym, no nie?
Moje policzki okryły się rumieńcem. Racja, miałem swoje krótkie zauroczenie Suzukim, ale nic więcej.
-To było...
-Cieszę się, że miałeś wtedy Yuu, bo nie darowałbym ci rozbicia mojego związku - uśmiechnął się, a mnie przeszły dreszcze. Kai był przerażający, naprawdę. - Ale wracając do tematu. Akira jest w Kangawie i pracuje w warsztacie swojego dziadka. Chcesz się z nim pewnie spotkać, co nie?
-Tak. Nie widziałem się z nim prawie rok.
-W takim razie podam ci jego numer i adres. Ucieszy się na twój widok. Nie mógł przeboleć tego, że Shiroyama pozwolił ci tak łatwo stąd wyjechać. Z nim też się właściwie pobił. Chociaż to wyglądało tak, że najpierw Shiroyama niemal dał mu się pobić. Nic nie robił, rozumiesz? Ale Akira zaczął coś do niego mówić o tobie i wtedy to Aki miał duży problem. Myślałem, że Yuu go zabije gołymi rękoma.
-Yuu taki jest - pokiwałem głową, a Tanabe spojrzał na mnie zaskoczony. - To znaczy, nigdy mnie nie uderzył, ani nie oddał, ale trudno go uspokoić, kiedy jest wściekły.
-Rozumiem. Nie jest ci trudno z takim furiatom.
-Yuu jest jedną z najspokojniejszych osób, jakie znam. Zazwyczaj się denerwuje, jeśli to chodzi o mnie. Jest trochę przeczulony i nadopiekuńczy momentami.
-Taki drugi ojciec - zaśmiał się.
-Uhm, drugi ojciec.

*

Po spotkaniu z Tanabe poszedłem do Yuu. Mężczyzna nie spodziewał się, że przyjdę do niego rano. Nie był ubrany i dopiero jadł śniadanie.
-Zjem z tobą. Piłem tylko kawę na mieście - wprosiłem się do środka.
-Od kiedy ty takim rannym ptaszkiem jesteś, co?
-Od zawsze - zdjąłem buty, po czym cmoknąłem go w policzek. - Co jesz?
-Moje popisowe danie.
-Uwielbiam twoje naleśniki.
Zjedliśmy razem, a Yuu poszedł się ubrać. Siedziałem z Tenshi i bawiłem się z nią w salonie. Później Yuu dołączył do mnie i we dwóch zajmowaliśmy się kotką.
-Yuu, a może pójdziemy gdzieś dzisiaj razem?
-Na randkę?
-Nazwij to jak chcesz. Spędźmy po prostu razem czas - westchnąłem. - A później chodźmy do łóżka.
-Do łóżka możemy iść już teraz - pocałował mnie w policzek, a ja uwiesiłem mu się na szyi.
W taki oto sposób poszliśmy na randkę o godzinie dwunastej. Był to zwyczajny spacer po mieście. Po drodze zjedliśmy obiad i poszliśmy na lody. Około szesnastej, kiedy wracaliśmy do mieszkania, złapała nas ulewa. Przemokliśmy do suchej nitki, dosłownie lała się z nas woda.
Zrzuciliśmy z siebie mokre ubrania i poszliśmy się umyć; najpierw ja, później Yuu. Z kubkami gorącej herbaty usiedliśmy w salonie. Przykryliśmy się grubym kocem i usiedliśmy obok siebie, jak kiedyś.
-Zimno mi - oparłem się o jego bok.
-Zaraz powinno ci się zrobić cieplej - objął mnie ramieniem, po czym pocałował mnie w policzek.
-Uhm - upiłem łyk gorącego napoju.
Zaczęło mnie zastanawiać, co zrobię, kiedy już spotkam Akirę, co on zrobi, gdy mnie zobaczy. Był moim przyjacielem, a ja tak zwyczajnie go zostawiłem. Zostawiłem jego, Yuu, Kouyou i Yutakę samych sobie. Po tym wszystkim, co powiedział mi Tanabe, zacząłem czuć odpowiedzialność wobec nich wszystkich, wobec tego, co się stało. To w dużej mierze była moja wina.
W sumie, kiedy zerwałem z Yuu, myślałem sobie, że nie powinienem był nigdy żyć. Ułatwiłbym tym wszystko innym, a poza tym, nigdy nie byłem planowany. Moja matka zrobiła mnie niechcący ze swoim kochankiem. Dodatkowo, trafiałem na osoby, które tylko szukały okazji, by mnie skrzywdzić. Te rzeczy sprawiły, że gdy tylko minęło moje rozgoryczenie po wyjeździe z Tokio, przyszło mi na myśl samobójstwo. Z pojawieniem się tej myśli towarzyszyła Miho, która skutecznie mnie odciągnęła od idiotycznego pomysłu, którym było zabicie się. Nie zmieniło to jednak faktu, że żałowałem, że żyję. Gdybym nigdy się nie pojawił, wszystkie problemy, które wynikły przez te głupie kłamstwa, byłyby jak snute w ciszy rozważania artysty nad sensem własnej egzystencji. Brak tego sensu jest w tym przypadku w pełni zrozumiały.
Gdybym się nie urodził - wszystko byłoby po prostu łatwiejsze.
-Cieplej? - Yuu dotknął mojego policzka. Zatoczył na nim kółko kciukiem, a ja cicho westchnąłem. - Coś cię martwi?
-Nie o to chodzi. Po prostu myślę sobie, że w tym miesiącu minie pięć lat od naszego poznania. To zadziwiające, jak ten czas szybko płynie.
-Za pięć lat skończę trzydziestkę - mruknął z dozą przygnębienia.
Yuu miał dwadzieścia pięć lat. Był w kwiecie wieku. Powinien znaleźć sobie dziewczynę,ożenić się z nią oraz stworzyć piękne, mądre dzieci. Dwadzieścia pięć to liczba wręcz idealna do tego. Jednakże on wolał być ze mną. Z osobą, przez którą ludzie twierdzili, że był nienormalny, bo jest tej samej płci. Poza tym ze mną nigdy nie będzie mógł mieć swoich dzieci (Jak to nie? Już ja się o to postaram! dop. aut.).
Ale pomimo tego, kochał mnie, a ja kochałem jego. Byłem w nim beznadziejnie zadurzony i ta myśl nie przeszła mi nawet po naszym zerwaniu. Nie ważne jak długo twierdziłem, że go nienawidzę, wewnątrz mnie nadal jarzył się ten płomyk niewinnej miłości, który jedynie przygasł i został przeniesiony w jakieś delikatne miejsce mojej duszy. Drażnił to miejsce, wywoływał jeszcze większą złość, coraz większy ból. Tylko Yuu umiał znowu przenieść ten płomyczek w odpowiednie miejsce i ponownie go rozpalić w taki sposób, bym mógł się ogrzać.
-To wcale nie tak dużo.
-Dziesięć lat do czterdziestki - znowu westchnął. - To wszystko przemija szybciej, niż mógłbym chcieć. Mam wrażenie, że dopiero wyszedłem z podstawówki, a tak naprawdę jestem dorosły. Nie czuję się na dorosłego.
-Yuu, co cię wzięło na takie filozoficzne wywody? - zaśmiałem się. - Dla mnie to też minęło bardzo szybko, ale pomyśl, że takie jest całe życie. Przemija jak przesypujący się przez palce piasek i nim się człowiek obejrzy, nic po nim nie zostaje.
-Sam jesteś nie lepszy w filozoficznych wywodach. - pocałował mnie we włosy.
-No widzisz.
Przez krótki moment siedzieliśmy w całkowitej ciszy.
-Ale wiesz, tak sobie myślę, że nic nie jest w stanie zmienić jednej rzeczy. Nawet przemijające życie, myśli o jego kruchości, czy sama śmierć.
-Co masz na myśli? - zapytałem. Chyba trochę domyślałem się tego, co chciał mi powiedzieć.
-Ceny paliw. Ty wyobrażasz sobie, jakie one potrafią być kosmiczne?
Myślałem, że umrę ze śmiechu. Gdy tylko przestałem rechotać, cmoknąłem go w usta.
-Jak mam to rozumieć? - otarłem łezkę z kącika oka. - Mistrzu, w jaki sposób to zinterpretować?
-Na moje oko możesz to uznać jako najbardziej romantyczną i oryginalną formę wyznania miłosnego.
-To bez sensu - znowu parsknąłem śmiechem.
-A życie ma jakiś głębszy sens?
Nie. Życie nie ma ustalonego, głębokiego sensu.

Ale gdybym miał mówić o moim sensie, to odpowiedź byłaby prosta.

Znowu sprzedali wszystkie kremówki w cukierni.

Wieczorem Yuu odwiózł mnie do Satoru i Tary. Namówiłem go na zjedzenie z nami kolacji. Po posiłku poszliśmy do mnie do pokoju.
-To co robimy? - zapytał.
-A co chcesz robić? - usiadłem na łóżku. Poklepałem zachęcająco miejsce obok siebie. Mężczyzna przysiadł obok mnie.
-Hm... No nie wiem. Jest wieczór. Jesteśmy my dwaj w twoim pokoju i siedzimy na wielkim, miękkim łóżku - objął mnie w pasie. - Co można robić w takich warunkach?
-Chyba tylko jedno...
-No właśnie...
-Tak, sen to dobry pomysł.
Kolejny raz tego dnia parsknąłem śmiechem. Wtuliłem się w niego mocno.
-Czy jest coś jeszcze, co nie przyszło mi na myśl?
-A seks?
-Też dobre, naprawdę - teraz to on zaczął się śmiać. - A... Tak bardzo chciałbyś?
-Po tym ostatnim nieudanym razie? Oczywiście, a ty nie?
Yuu westchnął. Jego wzdychanie nigdy nie wskazywało na coś dobrego.
-A jak i tym razem się nie uda?
-Misiu, uda się - oparłem się o niego. Położyłem mu dłoń na kolanie i zacząłem je lekko masować. - Czemu miałoby się nie udać?
-No... Sam rozumiesz.
Pokręciłem lekko głową. Rozumiałem, że po tym ostatnim wypadku był z lekka zażenowany, jednakże musieliśmy ten problem poruszyć wcześniej, czy później.
-Rozumiem. Ale tym razem będzie lepiej - pocałowałem go w policzek. - Yuu, będzie dobrze.
Może na początku Shiro był niepewny swoich działań, jednak później się rozluźnił.

Później...

Było wspaniale.

*

W nocy miałem koszmar. Śniło mi się, że spadam w ciemnościach. W końcu w coś uderzyłem. Dotarłem do dna głębokiej dziury. Przez długi czas leżałem nieruchomo, patrząc w górę. Chciałem dojrzeć jakieś światełko, jednakże z każdej strony docierała do mnie tylko ciemność. Jakbym wpadł do głębokiej studni i ktoś zamknął ją wiekiem.
Rano obudziłem się przed Yuu. Leżałem przez pewien czas na brzuchu i patrzyłem na niego. Oddychał spokojnie i lekko obejmował poduszkę ramionami. Dotknąłem jego bladego policzka. Pogładziłem go po nim delikatnie, jednocześnie obserwując jego twarz. Mruknął coś, jednak spał dalej.
-Kocham cię, Yuu - powiedziałem.
Przesunąłem się bliżej niego, po czym pocałowałem go kącik ust.

Spał dalej.
Podniosłem się do siadu i wziąłem swój telefon z szafki. Wstałem z łóżka, narzuciłem na ramiona grubą bluzę, po czym wyszedłem na balkon. Przysiadłem na wiklinowym krzesełku, przeglądając notatki, w których miałem zapisany aktualny adres Akiry i jego numer. Chciałem do niego zadzwonić albo napisać. Już nawet starałem się wymyślić jakiś tekst na przywitanie, jednakże zaraz się poddałem.
-Ciekawe, jak zareaguje na mój widok - mruknąłem do siebie, patrząc na numer domu w podanym adresie.
Chciałem do niego pojechać. Nie, ja musiałem to zrobić. Musiałem się z nim spotkać i porozmawiać o wszystkim w cztery oczy.

Tylko jak to zrobić, żeby Yuu się o tym nie dowiedział...?


----


Witom wszystkich serdecznie. Tsukkomi przybywa do swoich kochanych Żuczków z Migdałkiem.
Stęsknił się ktoś? :<

Ostrzegam tylko, że mam ostatnio fazę na uruki, co chyba się odbije na Migdale. Ogólnie... to pragnę was powiadomić, że zacznę znowu trollować. 

AMEN


Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. Jaaaaaj! W końcu migdal! *.* Stesknilam się ;; oczywiście rozdzial, jak zawsze swietny ^^ tylko niepokoi mnie trochę to co napisalas o uruki... Uruki w migdale? Już się boje. XD

    Pozdrawiam i zycze weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje, ze Rukiego znowu nie pociagnie do Akiry, a zwlaszcza nie do Kouyou O.o Aoiki ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też tęskniłam! Czekam na kolejny rozdział! Ten był cudowny! Ale Ruki nie powinien mieć żadnych tajemnic przed Yuu. ;;

    OdpowiedzUsuń
  4. Ps. I nie chce uruki w migdale!

    OdpowiedzUsuń
  5. jak jak zawsze bosko i chce uruki

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tęskniłam :) I lubię paringi z Uru i komplikacje w opowiadaniach. I trolluj będzie ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uruki tak *-*
    Migdał robi sie coraz ciekawszy ,czy tylko mi sie tak zdaje?

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne to opowiadanie. Mam nadzieję, że Kou znajdzie sobie kogoś, bo szkoda mi go. Nawet psa stracił :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkiem przyjemnie się czytało. W sumie lepiej byłoby gdybyś już zrobiła też pobocznie aoihę a nie uruki ;;

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka,
    wspaniały rozdział, jest trochę nie ciekawie, powinien spotkać się z Akira ale i Yuu powinien o tym wiedzieć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Yuu powinien wiedzieć, że Taka chce się spotkać z Akim. Mimo, że Taka nie ma złych zamiarów to szczerość jest ważna, bo jeśli coś się między nimi wydarzy to Yuu wpadnie w szał.

    Uruki? Takiego połączenia nie czytałam jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty