Migdałowe serce IV 10

O wypadku i wyjawionym sekrecie



Dzień przed moim wyjazdem Yuu wylądował w szpitalu. To wcale nie tak, że znalazł się tam po części z mojej winy. Nieuważnie przechodziłem na pasach, a Yuu, jak to Yuu. Odepchnął mnie, a samochód, który gwałtownie hamował, uderzył go w bok. U mnie skończyło się na przetarciach, ale Shiroyama...
-Ma pęknięte dwa żebra oraz prawy piszczel, silny obrzęk na ramieniu, poza tym, ma naruszone kręgi szyjne. Musi leżeć.
Zamrugałem kilkakrotnie, słuchając lekarza. Pewnie, gdyby mnie nie odepchnął i to we mnie uderzyłby ten samochód, to byłbym cały połamany.
-A kiedy będzie mógł stąd wyjść?
-Najwcześniej jutro, ale raczej przetrzymamy go dłużej.
Westchnąłem głośno.
-A rehabilitacja jakaś?
-O to pan Shiroyama będzie już musiał zadbać we własnym zakresie.
Znając Yuu, to pewnie nie będzie chciał iść na rehabilitację. Będzie mi wciskał kity, że on to tego nie potrzebuje i ma się dobrze. Tak, jasne. Nie ze mną takie numery. Wiedziałem, że będę musiał go zmusić siłą do pójścia na wszelką rehabilitację.
Poszedłem do sali, w której leżał Yuu. Prócz niego był tam jeszcze jakiś starszy pan, który aktualnie spał w swoim łóżku. Był podobno po jakiejś operacji, ale nie wnikałem w to, co mu dokładnie było. Obchodził mnie tylko Yuu. Mężczyzna uśmiechnął się ba mój widok, a ja przysiadłem zaraz na krześle obok niego.
-Jak się czujesz? - zapytałem, odgarniając mu włosy z czoła. - Lekarz powiedział, że musisz iść na rehabilitację, jak już ci się wszystko poskleja - powiedziałem od razu.
-Nie pójdę - westchnął. - Niech o tym zapomni.
-Musisz, słyszysz? Masz iść na tę głupią rehabilitację.
Shiro przewrócił oczami, a ja wypuściłem głośno powietrze ustami.
-Nawet Sora nie jest tak bardzo uparta jak ty - założyłem ręce na siebie.
-Porównujesz mnie do dziecka?
-Słuchaj, to przeze mnie tutaj jesteś. To moja wina, Yuu - oparłem się rękoma o jego łóżko. - Proszę cię, pójdź na tę rehabilitację.
-Taka, nie potrzebuję rehabilitacji - chciał dotknąć mojego policzka, ale odchyliłem głowę, by uniemożliwić mu dostęp do mojej twarzy. Zamiast tego złapał mnie za rękę.
-Potrzebujesz. Będziesz potrzebował.
Shiro znowu westchnął.
-Ty mi mówisz o rehabilitacji, a ja się martwię, że najbliższe tygodnie będę musiał leżeć.
-Przeze...
-Dobra, daj już spokój. Nic nie jest przez ciebie. Razem przechodziliśmy przez ulicę - zacisnął na moment usta w cienką linię. - Cieszę się, że tobie nic się nie stało. To jest dla mnie najważniejsze i nie mów mi jużo tej rehabilitacji. Im dalej od szpitali, tym lepiej. W szpitalach ludzie umierają, a ja chcę jeszcze pożyć.
-Ale masz mi na to pójść chociaż raz - również zacisnąłem swoją dłoń na jego. Czułem silne wyrzuty sumienia, był w szpitalu przeze mnie i przeze mnie wcisnęli go w kołnierz i jakieś okropne bandaże.
-Raz mogę zrobić wyjątek.
Siedziałem przy nim jeszcze kilka minut, aż przyszła ciocia Akiko. Kobieta była wyraźnie zszokowana na widok swojego syna i jeszcze bardziej zszokował ją mój widok. Jakby Yuu jej nawet nie powiedział, że znowu jesteśmy razem.
-Ja już pójdę - puściłem rękę Shiro. - Przyjdę jutro przed wyjazdem.
-No dobrze. Uważaj na siebie, jasne?
-Jak słońce - pocałowałem go w czoło. - Zdrowiej - ruszyłem do wyjścia.
-Takanori, może poczekałbyś chwilę na korytarzu? - Akiko zadrżał głos. Stanąłem i obrzuciłem ją uśmiechem.
-Oczywiście.
Wyszedłem na korytarz i usiadłem na jednym z wielu krzesełek stojących pod ścianą, które ciągnęły się tak niemal do samego jego końca. Nie zastanawiało mnie mocno, o czym Aki-san chciała ze mną rozmawiać. Domyślałem się, jednak nie przejmowałem się tym. Bardziej obchodziło mnie to, czy dam radę jutro dotrzeć do Akiry. Miałem jego dokładny adres, kupiłem sobie nawet już bilet na stacji. Mimo wszystko czułem silny ucisk na myśl o wyjeździe i spotkaniu z Akirą. Trochę się obawiałem jego reakcji na mój widok.
Obrzuciłem spojrzeniem drzwi, które lekko się uchyliły. Akiko wyjrzała przez nie i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem gest. Kobieta zamknęła za sobą drzwi, po czym oparła się o nie. Po korytarzu przeszła młoda pielęgniarka. Kilka metrów za nią szedł jakiś starszy pan w pasiastej piżamie. Z drugiej strony przeszedł lekarz. Rozmawiał z kimś głośno i żywo przez telefon. Dookoła chodzili pacjenci i personel, a Akiko tak stała przez dłuższy czas oparta o drzwi i milczała, wlepiając we mnie ciemne, przepełnione troską oczy.
-Coś się stało? - zapytałem niepewnie, gdy upływała już któraś minuta.
Wzięła głęboki wdech, po czym pokręciła głową. Oderwała się od drzwi i zajęła miejsce na krzesełku obok mnie. Jeszcze chwilę milczała. Gdy się odezwała, jej głos przyniósł mi na myśl jakąś mocno wypłowiałą, starą tkaninę.
-Co tutaj robisz? - spytała. Nie patrzyła na mnie, tylko gdzieś w przestrzeń.
-W szpitalu? Przyjechałem kare...
-Nie, Takanori, nie o to mi chodzi. Jesteś tu w ogóle, na dodatek z Yuu.
-Nie rozumiem - przyznałem po dłuższej chwili.
Akiko przygryzła dolną wargę, po czym poprawiła włosy.
-Wyjechałeś.
-Wyjechałem - pokiwałem głową.
-I jesteś tutaj, w Tokio.
-Jestem.
Wzięła głęboki wdech.
-Po prostu jestem zaskoczona. Yuu nic mi nie powiedział, że wróciłeś.
-To nie do końca tak, jutro wyjeżdżam. Wracam do Matsue.
-Ach - pokiwała głową. Chciała pewnie zapytać, co ze mną i Yuu, jednak nie miała chyba do tego siły.
-I przyjadę za tydzień do Yuu - mruknąłem. - To okropne, że teraz go zostawiam w takim stanie, ale jeśli tego nie zrobię, to później będzie mi trudniej wracać do Matsue. Tam też mam bliskie osoby.
-Wydaje mi się, że za bardzo przejmujesz się Yuu - założyła nogę na nogę. - On nie ucieknie, a jak go znam, to prędzej by za tobą pobiegł.
-Uhm, chyba tak...
Tu nie chodziło tylko o Yuu. Tu chodziło o wszystko dookoła. O zabudowania, ludzi, atmosferę, zapachy. On sam nie był aż tak ważny. Przestał taki być.
-Jesteście znowu razem? - zapytała dla pewności.
-Jesteśmy. I to już ponad miesiąc.
Akiko zaśmiała się dźwięcznie.
-Odwiedźcie mnie kiedyś. Porozmawiamy sobie o waszej przyszłości - złapała mnie za dłoń, na której miałem pierścionek od Yuu. - Bardzo ładny. Od Yuu, prawda? - spojrzała znacząco na obrączkę.
-Od Yuu - pokiwałem niepewnie głową.
-Jest śliczny. Naprawdę pasuje do ciebie. On to jednak wiedział, co wybrać. Ale... To rozmawialiście już chociaż o zawarciu związku?
Moja twarz pokryła się soczystym rumieńcem. To pytanie było zbyt bezpośrednie, nie spodziewałem się takiego. Kobieta wyczuła moje zakłopotanie.
-Chyba nie myślisz sobie, że nie zauważyłam, że Yuu ma taki sam? Wcześniej się zastanawiałam, po co mu ta obrączka, ale teraz już wiadomo. Jest z was naprawdę ładna para. Aż dziwne, że dopiero po tym wszystkim się zaręczyliście.
-To... To nie tak. Byliśmy wcześniej, ale potem zerwaliśmy, a raczej to ja z nim zerwałem... Z Yuu w sensie. I teraz do siebie wróciliśmy. I się znowu zaręczyliśmy.
-Ojejku, to już czas najwyższy wysyłać zaproszenia i pora na jakieś przymiarki do...
-Nie! - niemalże krzyknąłem. Spojrzała na mnie zaskoczona. - Nie chcemy hucznego wesela. Chcemy tylko podpisać papierek w urzędzie - wyjaśniłem ciszej.
-Ale tak nie można, Takanori - zmarszczyła brwi.
-Wiem, dlatego to miało być tylko dla nas, nikt więcej nie miał o tym wiedzieć - westchnąłem. Wszystko się skomplikowało.
Akiko westchnęła głośno, po czym założyła ręce na siebie.
-I co teraz zrobicie z tym wszystkim?
-Nie mam zielonego pojęcia - pokręciłem głową.

*

-W domu?
-Uhm, w domu. Ale wiesz, wcisnęli mnie w jakiś kaftan i nie mogę się ruszać.
-No z uszkodzoną szyją, żebrami i nogą, to bym cię nawet siłą do łóżka przypiął. Ale leżysz, tak?
-Leżę i się potwornie nudzę - wypuścił powietrze ustami. - Nie mam nawet co czytać.
Zaśmiałem się. Oj, biedny Yuu.
-Podrzucę ci jakąś książkę, jak przyjdę.
-Ty nie masz gustu do książek...
-Chyba ty, ciamajdo - odgryzłem się. - Thrillery psychologiczne są najlepsze na świecie. Jeszcze ci się spodoba.
-Nie sądzę. Raz pożyczałem od ciebie książkę i była denna.
-Yuu, jak możesz tak mówić - pociągnąłem nosem, po czym położyłem się plecami na łóżku.
-Kotku, taka jest prawda. Nie podobają mi się takie książki.
-Nie gadam z tobą - burknąłem. - Okej, kończę się pakować. Satoru powiedział, że mnie do ciebie podrzuci. Chciałby też pogadać z twoją mamą.
-Ciekawe o czym - westchnął. - No to ja będę na ciebie czekał, kotku.
-Grzej łoże, misiu.
Rozłączyłem się, po czym rzuciłem komórkę niedbale na łóżko. Zaraz zabrałem się do tego, by skończyć się pakować. Zbyt dużo czasu mi to nie zajęło. Po prostu powrzucałem jakieś ubrania do walizki. Gdy się z tym uporałem, zszedłem na parter.
-Jestem gotowy - powiedziałem, wchodząc do salonu. Satoru i Tara siedzieli pochyleni w swoją stronę i rozmawiali o czymś cicho. Gdy tylko wszedłem do salonu, odskoczyli od siebie. Tara zaczęła nerwowo bawić się swoimi włosami, a Satoru założył ręce na siebie, po czym zaczął się rozglądać niczym obserwator ptaków.
-Coś się stało - zabrzmiało to jak stwierdzenie, chociaż z początku chciałem, by było to pytanie.
-Nie, nie. To nic takiego.
Pokiwałem powoli głową, po czym usiadłem w fotelu i podkradłem cukierka z miski na stoliku. Zaraz znalazłem się pod ostrzałem zaskoczonych spojrzeń.
-No co? - odpakowałem cukierka, po czym włożyłem go do ust. Galaretka otoczona ciastem pokrytym czekoladą. Pycha.
-Jesz słodycze? - zapytała niepewnie Tara.
-Jem - pokiwałem głową. Zgniotłem szeleszczący papierek, po czym wsunąłem go do kieszeni.
-I... Dobra, posłuchaj teraz, Takanori - Satoru pochylił się lekko. Dłonie złączył czubkami palców, a wzrok utkwił gdzieś w podłodze. Odchrząknął lekko, by zaraz zacząć mówić. - Ty i Yuu jesteście razem...
-Znowu - wtrąciłem.
-Znowu - pokiwał głową. Tara położyła dłonie na kolanach, a usta zacisnęła w wąską linię. Obydwoje byli zdenerwowani. - I wiesz, to chyba zmierza do tego, że ty i on... No... Weźmiecie ślub... Czy... No... Coś takiego.
-Kiedyś na pewno to zrobimy - sięgnąłem po ciasteczko. - Ale nie teraz.
-Chcecie wziąć ślub? - głos Tary był pełen niepewności.
Wystawiłem tylko dłoń z obrączką. Żaden z nas miał o tym nikomu nie mówić, ale matka Yuu już wiedziała, a poza tym, jak już pytali, to czemu by im nie powiedzieć.
-Obrączka? - Satoru był zaskoczony.
-Tak, to obrączka - włożyłem ciasteczko do ust. - Do obląncka od Yuu - powiedziałem z pełną buzią. Zaraz przełknąłem ciastko i kontynuowałem już normalnie. - Mówiłem ci w zeszłym roku, że chcemy wziąć ślub. Zaraz potem stało sę jednak tak, a nie inaczej.
-No... Mówiłeś. Rzeczywiście.
-To kiedy weźmiecie ślub? - Tara stała się nagle dziwnie podekscytowana.
-Nie wiem. Zrobimy to wtedy, kiedy uznamy, że chcemy to zrobić. Nie spieszy nam się.
-Trzeba ustalić listę gości, zamówić salę, jakieś noclegi, stroje.
-Tak, stroje przede wszystkim! - Tara klasnęła w dłonie.
-Nie, nie, nie. O czym wy mówicie? Żadnych gości, sal i strojów! - przerwałem im. - Nie chcemy hucznego wesela na miliard osób. Chcieliśmy to zrobić we dwóch, po cichu.
-To wy się pobierzecie po cichu, a my będziemy hucznie świętować.
Westchnąłem ciężko. To nie powinno było wyjść na jaw.

*

Zapukałem do drzwi od pokoju Yuu, po czym zajrzałem do niego. Wychyliłem lekko głowę. Yuu leżał na łóżku i czytał coś. Oderwał się od lektury na mój widok.
-Cześć, misiu - wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą starannie drzwi i oparłem się o nie plecami. - Jak się czujesz?
-Dobrze - uśmiechnął się szeroko. - Kotku, siadaj.
Powoli podszedłem do łóżka, po czym przysiadłem na nim. Po chwili położyłem się obok niego i przylgnąłem do jego boku, który nie był poszkodowany.
-Nie masz książki.
-Ano nie mam - pogłaskałem go po policzku. - Shiro, wiesz, Tara i Satoru siedzą na dole z twoją mamą i planują nam ślub i wesele.
-Jak to? - objął mnie lekko.
-No... Tak wyszło...
-Powiedziałeś im?
-Domyślali się już sami, a mnie się zapytali dla pewności. Jesteś zły?
-Nie dadzą nam teraz spokoju - westchnął.
-Przepraszam.
Przez chwilę leżeliśmy w ciszy.
-Kiedyś i tak musieli się dowiedzieć. Mówi się trudno.
Zacząłem sunąć dłonią po torsie Yuu. Zatoczyłem delikatne kółeczka wokół jego sutków, a on zamruczał.
-Może zrobić ci dobrze? - spytałem, masując jego brzuch. Moja ręka powili zsunęła się na jego podbrzusze i zaraz znalazła się idealnie na jego kroczu. Masowałem je przez materiał cienkiego dresu Shiro. Mężczyzna wydał z siebie dźwięk zadowolenia.
-A jeśli ktoś wejdzie? - zapytał, podczas gdy ja coraz mocniej zaciskałem dłoń na jego kroczu.
-Są zajęci rozmową na nasz temat.
Yuu nie protestował. Zsunąłem z niego dres i bieliznę, a następnie mocno zacisnąłem rękę na jego twardej erekcji. On mruczał z zadowolenia, a ja leżałem na boku i zajmowałem się nim.
-Yuu-chan, wiem, że masz swoje potrzeby - mruknąłem mu do ucha. - I chętnie bym poszedł na całość.
Po kilku szybszych ruchach, Yuu doszedł w moją dłoń. Wytarłem jego nasienie chusteczką, którą zaraz wyrzuciłem.
-Co cię tak naszło? - zapytał.
-Nie będzie mnie teraz, a poza tym, pewnie trudno ci w takim stanie robić to samemu.
-Wiesz, powiem ci, że jeśli to nie jest z tobą, to nawet sam nie będę tego robił.
Wtuliłem się w jego zdrowy bok, a on mnie objął.
-Yuu, po ślubie zamieszkamy razem, prawda?
-Zamieszkamy razem wplątał dłoń w moje włosy, a ja zamknąłem oczy.
-W domku w górach, nad jeziorem.
Zaśmiał się dźwięcznie. Wizja wspólnego mieszkania w takim miejscu była jednak zbyt piękna.

*

Okolica, w której mieszkał Akira była spokojnym osiedlem domków jednorodzinnych i szeregowców robionych na jedną modłę znudzonego architekta. Chodząc między wyłożonymi kostką brukową uliczkami, miałem wrażenie, że błądzę w jakimś labiryncie o mdłych barwach żółci i pomarańczy. Każdy domek miał brukowaną dróżkę pod same drzwi i każdy miał niski żywopłot tuż przy niej. Miałem wrażenie, że trafiłem do jakiegoś świata, gdzie wszystko i wszyscy są tacy sami, jednak co do tego drugiego nie miałem okazji się przekonać. Na zewnątrz nie było ani żywej duszy, jakby wszyscy umarli albo siedzieli w domach i kryli się za szczelnie zasłoniętymi oknami. To było przerażające. Szedłem sam w upalny dzień po rodzinnym osiedlu i nawet nie spotkałem żadnego dziecka.
Szedłem powoli, uważnie obserwując zmieniające się numery na domach. 10, 12, 14... Wszystkie budynki miały liczbę parzystą. Powoli zaczynałem wątpić w to czy na pewno jestem we właściwej miejscowości lub ulicy. Monotonność krajobrazu stawała się przytłaczająca, a ja sam byłem z lekka przerażony jednolitością ogarniającą mnie niemal z każdej strony.
Nagle zauważyłem przed sobą całkiem wysoki, niebieski domek. Już nie wnikałem w to, że ktoś otynkował ten dom na tak zimny i niepasujący do reszty kolor. Podszedłem bliżej, po czym zdałem sobie sprawę, że właśnie tego domku szukałem. Numer się zgadzał, ulica też. Wziąłem głęboki wdech, po czym przeszedłem przez wysoką, czarną furtkę. Wszedłem po kilku stopniach, targając za sobą torby i zadzwoniłem do drzwi. Poczułem zżerający mnie od środka stres. Co mam niby powiedzieć Akirze? A ci jeśli on tu nie mieszka? Rozejrzałem się nerwowo i chciałem się już gdzieś schować, jednakże w ogrodzie przed domem nie było ani jednej roślinki, która mogłaby mnie ewentualnie zakryć.
Usłyszałem rozchodzące się po drugiej stronie kroki. To teraz już na pewno nie zdążyłbym uciec. Zamek w drzwiach wydał z siebie ciche kliknięcie, a drzwi uchyliły się zaraz. Przede mną stał siwy, pochylony staruszek. Mrużył oczy, przyglądając mi się przez kilka chwil. To chyba jednak nie tutaj - pomyślałem.
-Dzień dobry - starałem się mówić głośno i wyraźnie. - Czy mieszka tutaj Suzuki Akira?
-Mieszka tutaj - odparł staruszek zachrypniętym głosem.
-Ach... Bo ja chcia...
-Wejdź, wejdź - mężczyzna złapał mnie za nadgarstek, po czym wciągnął mnie do mieszkania. Prawie przewróciłem się z tymi torbami. Staruszek miał sporo siły nie ma co. - Akira, dziewczyna do ciebie przyszła!
Spojrzałem na starca zaskoczony. Dziewczyna...?
Po mieszkaniu rozeszły się szybkie, głośne kroki.
-Jaka dziewczyna?! - do przedsionka weszła znajoma mi postać. Starzec szybko wycofał się, zostawiając swojego wnuka ze mną.
Reita stał przez dłuższy czas z szeroko otwartymi oczami. Patrzył na mnie i nie dowierzał temu, co widzi.
-T-taka...? - wykrztusił z siebie po dłuższym czasie.
-Cześć, Aki - uśmiechnąłem się do niego.

Akira zaraz doskoczył do mnie. Puściłem moje walizki, a on objął mnie mocno, po czym zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Aki pocałował mnie.


----


Po prostu to napisałam, nie wiem jak, ale to zrobiłam. Margarecia po dowiedzeniu się, że skończyłam rozdział, od razu kazała mi go wrzucić. Well... macie! 

A teraz rzucam specjalnymi podziękowaniami dla Korniczka, która ostatnio chciała mnie pobić za mój brak chęci do życia, ale bez niej na pewno bym nic nie napisała. Dziękuję Ci bardzo uprzejmie i przesyłamy z Taką buziaki~

Kolejne podziękowania dla pewnego informatyka i jednocześnie mojego współautora na innym blogu, który niemal codziennie mi powtarza, że beze mnie wszystko byłoby nudne.

I kolejne podziękowanie dla mojego kolegi z klasy. Obiecuję, że przestanę bawić się w zombie, zacznę żyć, rozmawiać z innymi. Dziękuję, za czułe objęcie mnie ramieniem i dźgnięcie w żebra oraz rysowanie po podręczniku od polskiego. Kolego, chyba znalazłeś sobie crasha w nieodpowiedniej osobie. 

I chyba ostatnie podziękowania dla wszystkich cierpliwych Żuczków.

I co by tu jeszcze? Nawet nie czytałam tego rozdziału po napisaniu. Błędów jest pewnie sryliard jak nie więcej, dlatego wybaczcie za nie. Może następny będzie lotr. Trzymajcie kciuki!

Do następnego rozdziałuu~! 

Komentarze

  1. W koncu migdal... Stesknilam sie. ;_; tak w ogole... Mam jakies dziwne przeczucia, ze Taka juz nie dazy Yuu takim samym uczuciem, jak kiedys i, ze cos tu sie jeszcze namiesze... Zaniepokoilo mnie tez to, ze Aki pocalowal Take... Nie powiniem, boje sie, ze to zle sie skonczy.;;

    A tak ogolnie, to rozdzial cudny. ;3

    Trzymaj sie, Tsukkomi, pozdrawiam, zycze duzo weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie!
    Tak się ucieszyłam gdy zobaczyłam rozdział :) Kocham to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och my, wszystkie słodkie ksywki zazwyczaj toleruje, tylko nie misiu. Tylko nie misiu *wkłada palce do garła*

    Ła, też na miejscu ich rodziców zaczęłabym planować wesele xD Nie mogę się doczekać!

    A Aki... co wy chcecie, stęsknił się! D:

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo sie ciesze z tego, ze dodalas rozdzial
    Oczywiacie nie zawiodlam sie i byl cudowny. Ciesze sie na "powrot" Reia
    I jestem ciekawa, co sprawilo, ze nie tylko usciskal Take ale jeszcze pocalowal

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest cudowne. Tsukkomi, uwielbiam Cię i cieszę się, że nadal piszesz... Po prostu skaczę z radości i akwodnwlwlxnw! :3 Trzymaj się, kochana i duuuużo, dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiesz, jakiego miałam banana na twarzy, gdy zobaczyłam następną notkę :D Biedy Yuu, szkoda mi go :c A to wszystko dla Taki *^* <3 I Akira... Jestem taka ciekawa co będzie dalej *^* Życzę weny i mam nadzieję, że szybko wrzucisz cd :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Skarbie dziękuje Ci za nową notkę! Uwielbiam Cię i czekam na next. Piszesz cudownie. <3

    XYZ

    OdpowiedzUsuń
  8. Akira Ty frajerze!

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, czekam na następną część! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. A to łobuz z Akiry, tak spontanicznie Takanoriego całować nu nu nu bad boy :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    wspaniale, och Yuu jak dobrze że nic poważniejszego się nie stało, ha chcieli po cichu wziąść ślub... ale jak już się rodzice dowiedzieli to nie ma żadnych szans na ciechy ślub...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałam, że Aki go pocałuje na dzień dobry :D Yuu go w końcu zabije xD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty