Migdałowe serce IV 10
O wypadku i wyjawionym sekrecie
Dzień
przed moim wyjazdem Yuu wylądował w szpitalu. To wcale nie tak, że
znalazł się tam po części z mojej winy. Nieuważnie przechodziłem
na pasach, a Yuu, jak to Yuu. Odepchnął mnie, a samochód, który
gwałtownie hamował, uderzył go w bok. U mnie skończyło się na
przetarciach, ale Shiroyama...
-Ma
pęknięte dwa żebra oraz prawy piszczel, silny obrzęk na ramieniu,
poza tym, ma naruszone kręgi szyjne. Musi leżeć.
Zamrugałem
kilkakrotnie, słuchając lekarza. Pewnie, gdyby mnie nie odepchnął
i to we mnie uderzyłby ten samochód, to byłbym cały połamany.
-A
kiedy będzie mógł stąd wyjść?
-Najwcześniej
jutro, ale raczej przetrzymamy go dłużej.
Westchnąłem
głośno.
-A
rehabilitacja jakaś?
-O
to pan Shiroyama będzie już musiał zadbać we własnym zakresie.
Znając
Yuu, to pewnie nie będzie chciał iść na rehabilitację. Będzie
mi wciskał kity, że on to tego nie potrzebuje i ma się dobrze.
Tak, jasne. Nie ze mną takie numery. Wiedziałem, że będę musiał
go zmusić siłą do pójścia na wszelką rehabilitację.
Poszedłem
do sali, w której leżał Yuu. Prócz niego był tam jeszcze jakiś
starszy pan, który aktualnie spał w swoim łóżku. Był podobno po
jakiejś operacji, ale nie wnikałem w to, co mu dokładnie było.
Obchodził mnie tylko Yuu. Mężczyzna uśmiechnął się ba mój
widok, a ja przysiadłem zaraz na krześle obok niego.
-Jak
się czujesz? - zapytałem, odgarniając mu włosy z czoła. - Lekarz
powiedział, że musisz iść na rehabilitację, jak już ci się
wszystko poskleja - powiedziałem od razu.
-Nie
pójdę - westchnął. - Niech o tym zapomni.
-Musisz,
słyszysz? Masz iść na tę głupią rehabilitację.
Shiro
przewrócił oczami, a ja wypuściłem głośno powietrze ustami.
-Nawet
Sora nie jest tak bardzo uparta jak ty - założyłem ręce na
siebie.
-Porównujesz
mnie do dziecka?
-Słuchaj,
to przeze mnie tutaj jesteś. To moja wina, Yuu - oparłem się
rękoma o jego łóżko. - Proszę cię, pójdź na tę
rehabilitację.
-Taka,
nie potrzebuję rehabilitacji - chciał dotknąć mojego policzka,
ale odchyliłem głowę, by uniemożliwić mu dostęp do mojej
twarzy. Zamiast tego złapał mnie za rękę.
-Potrzebujesz.
Będziesz potrzebował.
Shiro
znowu westchnął.
-Ty
mi mówisz o rehabilitacji, a ja się martwię, że najbliższe
tygodnie będę musiał leżeć.
-Przeze...
-Dobra,
daj już spokój. Nic nie jest przez ciebie. Razem przechodziliśmy
przez ulicę - zacisnął na moment usta w cienką linię. - Cieszę
się, że tobie nic się nie stało. To jest dla mnie najważniejsze
i nie mów mi jużo tej rehabilitacji. Im dalej od szpitali, tym
lepiej. W szpitalach ludzie umierają, a ja chcę jeszcze pożyć.
-Ale
masz mi na to pójść chociaż raz - również zacisnąłem swoją
dłoń na jego. Czułem silne wyrzuty sumienia, był w szpitalu
przeze mnie i przeze mnie wcisnęli go w kołnierz i jakieś okropne
bandaże.
-Raz
mogę zrobić wyjątek.
Siedziałem
przy nim jeszcze kilka minut, aż przyszła ciocia Akiko. Kobieta
była wyraźnie zszokowana na widok swojego syna i jeszcze bardziej
zszokował ją mój widok. Jakby Yuu jej nawet nie powiedział, że
znowu jesteśmy razem.
-Ja
już pójdę - puściłem rękę Shiro. - Przyjdę jutro przed
wyjazdem.
-No
dobrze. Uważaj na siebie, jasne?
-Jak
słońce - pocałowałem go w czoło. - Zdrowiej - ruszyłem do
wyjścia.
-Takanori,
może poczekałbyś chwilę na korytarzu? - Akiko zadrżał głos.
Stanąłem i obrzuciłem ją uśmiechem.
-Oczywiście.
Wyszedłem
na korytarz i usiadłem na jednym z wielu krzesełek stojących pod
ścianą, które ciągnęły się tak niemal do samego jego końca.
Nie zastanawiało mnie mocno, o czym Aki-san chciała ze mną
rozmawiać. Domyślałem się, jednak nie przejmowałem się tym.
Bardziej obchodziło mnie to, czy dam radę jutro dotrzeć do Akiry.
Miałem jego dokładny adres, kupiłem sobie nawet już bilet na stacji. Mimo wszystko czułem silny ucisk na myśl o wyjeździe i
spotkaniu z Akirą. Trochę się obawiałem jego reakcji na mój
widok.
Obrzuciłem
spojrzeniem drzwi, które lekko się uchyliły. Akiko wyjrzała przez
nie i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem gest. Kobieta
zamknęła za sobą drzwi, po czym oparła się o nie. Po korytarzu
przeszła młoda pielęgniarka. Kilka metrów za nią szedł jakiś
starszy pan w pasiastej piżamie. Z drugiej strony przeszedł lekarz.
Rozmawiał z kimś głośno i żywo przez telefon. Dookoła chodzili
pacjenci i personel, a Akiko tak stała przez dłuższy czas oparta o
drzwi i milczała, wlepiając we mnie ciemne, przepełnione troską
oczy.
-Coś
się stało? - zapytałem niepewnie, gdy upływała już któraś
minuta.
Wzięła
głęboki wdech, po czym pokręciła głową. Oderwała się od drzwi
i zajęła miejsce na krzesełku obok mnie. Jeszcze chwilę milczała.
Gdy się odezwała, jej głos przyniósł mi na myśl jakąś mocno wypłowiałą, starą tkaninę.
-Co
tutaj robisz? - spytała. Nie patrzyła na mnie, tylko gdzieś w
przestrzeń.
-W
szpitalu? Przyjechałem kare...
-Nie,
Takanori, nie o to mi chodzi. Jesteś tu w ogóle, na dodatek z Yuu.
-Nie
rozumiem - przyznałem po dłuższej chwili.
Akiko
przygryzła dolną wargę, po czym poprawiła włosy.
-Wyjechałeś.
-Wyjechałem
- pokiwałem głową.
-I
jesteś tutaj, w Tokio.
-Jestem.
Wzięła
głęboki wdech.
-Po
prostu jestem zaskoczona. Yuu nic mi nie powiedział, że wróciłeś.
-To
nie do końca tak, jutro wyjeżdżam. Wracam do Matsue.
-Ach
- pokiwała głową. Chciała pewnie zapytać, co ze mną i Yuu,
jednak nie miała chyba do tego siły.
-I
przyjadę za tydzień do Yuu - mruknąłem. - To okropne, że teraz
go zostawiam w takim stanie, ale jeśli tego nie zrobię, to później
będzie mi trudniej wracać do Matsue. Tam też mam bliskie osoby.
-Wydaje
mi się, że za bardzo przejmujesz się Yuu - założyła nogę na
nogę. - On nie ucieknie, a jak go znam, to prędzej by za tobą
pobiegł.
-Uhm,
chyba tak...
Tu
nie chodziło tylko o Yuu. Tu chodziło o wszystko dookoła. O
zabudowania, ludzi, atmosferę, zapachy. On sam nie był aż tak
ważny. Przestał taki być.
-Jesteście
znowu razem? - zapytała dla pewności.
-Jesteśmy.
I to już ponad miesiąc.
Akiko
zaśmiała się dźwięcznie.
-Odwiedźcie
mnie kiedyś. Porozmawiamy sobie o waszej przyszłości - złapała
mnie za dłoń, na której miałem pierścionek od Yuu. - Bardzo
ładny. Od Yuu, prawda? - spojrzała znacząco na obrączkę.
-Od
Yuu - pokiwałem niepewnie głową.
-Jest
śliczny. Naprawdę pasuje do ciebie. On to jednak wiedział, co
wybrać. Ale... To rozmawialiście już chociaż o zawarciu związku?
Moja
twarz pokryła się soczystym rumieńcem. To pytanie było zbyt
bezpośrednie, nie spodziewałem się takiego. Kobieta wyczuła moje
zakłopotanie.
-Chyba
nie myślisz sobie, że nie zauważyłam, że Yuu ma taki sam?
Wcześniej się zastanawiałam, po co mu ta obrączka, ale teraz już
wiadomo. Jest z was naprawdę ładna para. Aż dziwne, że dopiero po
tym wszystkim się zaręczyliście.
-To...
To nie tak. Byliśmy wcześniej, ale potem zerwaliśmy, a raczej to
ja z nim zerwałem... Z Yuu w sensie. I teraz do siebie wróciliśmy.
I się znowu zaręczyliśmy.
-Ojejku,
to już czas najwyższy wysyłać zaproszenia i pora na jakieś
przymiarki do...
-Nie!
- niemalże krzyknąłem. Spojrzała na mnie zaskoczona. - Nie chcemy
hucznego wesela. Chcemy tylko podpisać papierek w urzędzie -
wyjaśniłem ciszej.
-Ale
tak nie można, Takanori - zmarszczyła brwi.
-Wiem,
dlatego to miało być tylko dla nas, nikt więcej nie miał o tym
wiedzieć - westchnąłem. Wszystko się skomplikowało.
Akiko
westchnęła głośno, po czym założyła ręce na siebie.
-I
co teraz zrobicie z tym wszystkim?
-Nie
mam zielonego pojęcia - pokręciłem głową.
*
-W
domu?
-Uhm,
w domu. Ale wiesz, wcisnęli mnie w jakiś kaftan i nie mogę się
ruszać.
-No
z uszkodzoną szyją, żebrami i nogą, to bym cię nawet siłą do
łóżka przypiął. Ale leżysz, tak?
-Leżę
i się potwornie nudzę - wypuścił powietrze ustami. - Nie mam
nawet co czytać.
Zaśmiałem
się. Oj, biedny Yuu.
-Podrzucę
ci jakąś książkę, jak przyjdę.
-Ty
nie masz gustu do książek...
-Chyba
ty, ciamajdo - odgryzłem się. - Thrillery psychologiczne są
najlepsze na świecie. Jeszcze ci się spodoba.
-Nie
sądzę. Raz pożyczałem od ciebie książkę i była denna.
-Yuu,
jak możesz tak mówić - pociągnąłem nosem, po czym położyłem
się plecami na łóżku.
-Kotku,
taka jest prawda. Nie podobają mi się takie książki.
-Nie
gadam z tobą - burknąłem. - Okej, kończę się pakować. Satoru
powiedział, że mnie do ciebie podrzuci. Chciałby też pogadać z
twoją mamą.
-Ciekawe
o czym - westchnął. - No to ja będę na ciebie czekał, kotku.
-Grzej
łoże, misiu.
Rozłączyłem
się, po czym rzuciłem komórkę niedbale na łóżko. Zaraz
zabrałem się do tego, by skończyć się pakować. Zbyt dużo czasu
mi to nie zajęło. Po prostu powrzucałem jakieś ubrania do
walizki. Gdy się z tym uporałem, zszedłem na parter.
-Jestem
gotowy - powiedziałem, wchodząc do salonu. Satoru i Tara siedzieli
pochyleni w swoją stronę i rozmawiali o czymś cicho. Gdy tylko
wszedłem do salonu, odskoczyli od siebie. Tara zaczęła nerwowo
bawić się swoimi włosami, a Satoru założył ręce na siebie, po
czym zaczął się rozglądać niczym obserwator ptaków.
-Coś
się stało - zabrzmiało to jak stwierdzenie, chociaż z początku
chciałem, by było to pytanie.
-Nie,
nie. To nic takiego.
Pokiwałem
powoli głową, po czym usiadłem w fotelu i podkradłem cukierka z
miski na stoliku. Zaraz znalazłem się pod ostrzałem zaskoczonych
spojrzeń.
-No
co? - odpakowałem cukierka, po czym włożyłem go do ust. Galaretka
otoczona ciastem pokrytym czekoladą. Pycha.
-Jesz
słodycze? - zapytała niepewnie Tara.
-Jem
- pokiwałem głową. Zgniotłem szeleszczący papierek, po czym
wsunąłem go do kieszeni.
-I...
Dobra, posłuchaj teraz, Takanori - Satoru pochylił się lekko.
Dłonie złączył czubkami palców, a wzrok utkwił gdzieś w
podłodze. Odchrząknął lekko, by zaraz zacząć mówić. - Ty i
Yuu jesteście razem...
-Znowu
- wtrąciłem.
-Znowu
- pokiwał głową. Tara położyła dłonie na kolanach, a usta
zacisnęła w wąską linię. Obydwoje byli zdenerwowani. - I wiesz,
to chyba zmierza do tego, że ty i on... No... Weźmiecie ślub...
Czy... No... Coś takiego.
-Kiedyś
na pewno to zrobimy - sięgnąłem po ciasteczko. - Ale nie teraz.
-Chcecie
wziąć ślub? - głos Tary był pełen niepewności.
Wystawiłem
tylko dłoń z obrączką. Żaden z nas miał o tym nikomu nie mówić,
ale matka Yuu już wiedziała, a poza tym, jak już pytali, to czemu
by im nie powiedzieć.
-Obrączka?
- Satoru był zaskoczony.
-Tak,
to obrączka - włożyłem ciasteczko do ust. - Do obląncka od Yuu - powiedziałem z pełną buzią. Zaraz przełknąłem ciastko i
kontynuowałem już normalnie. - Mówiłem ci w zeszłym roku, że
chcemy wziąć ślub. Zaraz potem stało sę jednak tak, a nie
inaczej.
-No...
Mówiłeś. Rzeczywiście.
-To
kiedy weźmiecie ślub? - Tara stała się nagle dziwnie
podekscytowana.
-Nie
wiem. Zrobimy to wtedy, kiedy uznamy, że chcemy to zrobić. Nie
spieszy nam się.
-Trzeba
ustalić listę gości, zamówić salę, jakieś noclegi, stroje.
-Tak,
stroje przede wszystkim! - Tara klasnęła w dłonie.
-Nie,
nie, nie. O czym wy mówicie? Żadnych gości, sal i strojów! -
przerwałem im. - Nie chcemy hucznego wesela na miliard osób.
Chcieliśmy to zrobić we dwóch, po cichu.
-To
wy się pobierzecie po cichu, a my będziemy hucznie świętować.
Westchnąłem
ciężko. To nie powinno było wyjść na jaw.
*
Zapukałem
do drzwi od pokoju Yuu, po czym zajrzałem do niego. Wychyliłem
lekko głowę. Yuu leżał na łóżku i czytał coś. Oderwał się
od lektury na mój widok.
-Cześć,
misiu - wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą starannie drzwi i
oparłem się o nie plecami. - Jak się czujesz?
-Dobrze
- uśmiechnął się szeroko. - Kotku, siadaj.
Powoli
podszedłem do łóżka, po czym przysiadłem na nim. Po chwili
położyłem się obok niego i przylgnąłem do jego boku, który nie
był poszkodowany.
-Nie
masz książki.
-Ano
nie mam - pogłaskałem go po policzku. - Shiro, wiesz, Tara i Satoru
siedzą na dole z twoją mamą i planują nam ślub i wesele.
-Jak
to? - objął mnie lekko.
-No...
Tak wyszło...
-Powiedziałeś
im?
-Domyślali
się już sami, a mnie się zapytali dla pewności. Jesteś zły?
-Nie
dadzą nam teraz spokoju - westchnął.
-Przepraszam.
Przez
chwilę leżeliśmy w ciszy.
-Kiedyś
i tak musieli się dowiedzieć. Mówi się trudno.
Zacząłem
sunąć dłonią po torsie Yuu. Zatoczyłem delikatne kółeczka
wokół jego sutków, a on zamruczał.
-Może
zrobić ci dobrze? - spytałem, masując jego brzuch. Moja ręka
powili zsunęła się na jego podbrzusze i zaraz znalazła się
idealnie na jego kroczu. Masowałem je przez materiał cienkiego
dresu Shiro. Mężczyzna wydał z siebie dźwięk zadowolenia.
-A
jeśli ktoś wejdzie? - zapytał, podczas gdy ja coraz mocniej
zaciskałem dłoń na jego kroczu.
-Są
zajęci rozmową na nasz temat.
Yuu
nie protestował. Zsunąłem z niego dres i bieliznę, a następnie
mocno zacisnąłem rękę na jego twardej erekcji. On mruczał z
zadowolenia, a ja leżałem na boku i zajmowałem się nim.
-Yuu-chan,
wiem, że masz swoje potrzeby - mruknąłem mu do ucha. - I chętnie
bym poszedł na całość.
Po
kilku szybszych ruchach, Yuu doszedł w moją dłoń. Wytarłem jego
nasienie chusteczką, którą zaraz wyrzuciłem.
-Co
cię tak naszło? - zapytał.
-Nie
będzie mnie teraz, a poza tym, pewnie trudno ci w takim stanie robić
to samemu.
-Wiesz,
powiem ci, że jeśli to nie jest z tobą, to nawet sam nie będę
tego robił.
Wtuliłem
się w jego zdrowy bok, a on mnie objął.
-Yuu,
po ślubie zamieszkamy razem, prawda?
-Zamieszkamy
razem wplątał dłoń w moje włosy, a ja zamknąłem oczy.
-W
domku w górach, nad jeziorem.
Zaśmiał
się dźwięcznie. Wizja wspólnego mieszkania w takim miejscu była
jednak zbyt piękna.
*
Okolica,
w której mieszkał Akira była spokojnym osiedlem domków
jednorodzinnych i szeregowców robionych na jedną modłę znudzonego
architekta. Chodząc między wyłożonymi kostką brukową uliczkami,
miałem wrażenie, że błądzę w jakimś labiryncie o mdłych
barwach żółci i pomarańczy. Każdy domek miał brukowaną dróżkę
pod same drzwi i każdy miał niski żywopłot tuż przy niej. Miałem
wrażenie, że trafiłem do jakiegoś świata, gdzie wszystko i
wszyscy są tacy sami, jednak co do tego drugiego nie miałem okazji
się przekonać. Na zewnątrz nie było ani żywej duszy, jakby
wszyscy umarli albo siedzieli w domach i kryli się za szczelnie
zasłoniętymi oknami. To było przerażające. Szedłem sam w upalny
dzień po rodzinnym osiedlu i nawet nie spotkałem żadnego dziecka.
Szedłem
powoli, uważnie obserwując zmieniające się numery na domach. 10,
12, 14... Wszystkie budynki miały liczbę parzystą. Powoli
zaczynałem wątpić w to czy na pewno jestem we właściwej
miejscowości lub ulicy. Monotonność krajobrazu stawała się
przytłaczająca, a ja sam byłem z lekka przerażony jednolitością
ogarniającą mnie niemal z każdej strony.
Nagle zauważyłem przed sobą całkiem wysoki, niebieski domek. Już nie
wnikałem w to, że ktoś otynkował ten dom na tak zimny i
niepasujący do reszty kolor. Podszedłem bliżej, po czym zdałem
sobie sprawę, że właśnie tego domku szukałem. Numer się
zgadzał, ulica też. Wziąłem głęboki wdech, po czym przeszedłem
przez wysoką, czarną furtkę. Wszedłem po kilku stopniach,
targając za sobą torby i zadzwoniłem do drzwi. Poczułem zżerający
mnie od środka stres. Co mam niby powiedzieć Akirze? A ci jeśli on
tu nie mieszka? Rozejrzałem się nerwowo i chciałem się już
gdzieś schować, jednakże w ogrodzie przed domem nie było ani
jednej roślinki, która mogłaby mnie ewentualnie zakryć.
Usłyszałem
rozchodzące się po drugiej stronie kroki. To teraz już na pewno
nie zdążyłbym uciec. Zamek w drzwiach wydał z siebie ciche
kliknięcie, a drzwi uchyliły się zaraz. Przede mną stał siwy,
pochylony staruszek. Mrużył oczy, przyglądając mi się przez
kilka chwil. To chyba jednak nie tutaj - pomyślałem.
-Dzień
dobry - starałem się mówić głośno i wyraźnie. - Czy mieszka
tutaj Suzuki Akira?
-Mieszka
tutaj - odparł staruszek zachrypniętym głosem.
-Ach...
Bo ja chcia...
-Wejdź,
wejdź - mężczyzna złapał mnie za nadgarstek, po czym wciągnął
mnie do mieszkania. Prawie przewróciłem się z tymi torbami.
Staruszek miał sporo siły nie ma co. - Akira, dziewczyna do ciebie
przyszła!
Spojrzałem
na starca zaskoczony. Dziewczyna...?
Po
mieszkaniu rozeszły się szybkie, głośne kroki.
-Jaka
dziewczyna?! - do przedsionka weszła znajoma mi postać. Starzec
szybko wycofał się, zostawiając swojego wnuka ze mną.
Reita
stał przez dłuższy czas z szeroko otwartymi oczami. Patrzył na
mnie i nie dowierzał temu, co widzi.
-T-taka...?
- wykrztusił z siebie po dłuższym czasie.
-Cześć,
Aki - uśmiechnąłem się do niego.
Akira
zaraz doskoczył do mnie. Puściłem moje walizki, a on objął mnie
mocno, po czym zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałem.
Aki pocałował mnie.
----
Po prostu to napisałam, nie wiem jak, ale to zrobiłam. Margarecia po dowiedzeniu się, że skończyłam rozdział, od razu kazała mi go wrzucić. Well... macie!
A teraz rzucam specjalnymi podziękowaniami dla Korniczka, która ostatnio chciała mnie pobić za mój brak chęci do życia, ale bez niej na pewno bym nic nie napisała. Dziękuję Ci bardzo uprzejmie i przesyłamy z Taką buziaki~
Kolejne podziękowania dla pewnego informatyka i jednocześnie mojego współautora na innym blogu, który niemal codziennie mi powtarza, że beze mnie wszystko byłoby nudne.
I kolejne podziękowanie dla mojego kolegi z klasy. Obiecuję, że przestanę bawić się w zombie, zacznę żyć, rozmawiać z innymi. Dziękuję, za czułe objęcie mnie ramieniem i dźgnięcie w żebra oraz rysowanie po podręczniku od polskiego. Kolego, chyba znalazłeś sobie crasha w nieodpowiedniej osobie.
I chyba ostatnie podziękowania dla wszystkich cierpliwych Żuczków.
I co by tu jeszcze? Nawet nie czytałam tego rozdziału po napisaniu. Błędów jest pewnie sryliard jak nie więcej, dlatego wybaczcie za nie. Może następny będzie lotr. Trzymajcie kciuki!
Do następnego rozdziałuu~!
Super rozdział
OdpowiedzUsuńW koncu migdal... Stesknilam sie. ;_; tak w ogole... Mam jakies dziwne przeczucia, ze Taka juz nie dazy Yuu takim samym uczuciem, jak kiedys i, ze cos tu sie jeszcze namiesze... Zaniepokoilo mnie tez to, ze Aki pocalowal Take... Nie powiniem, boje sie, ze to zle sie skonczy.;;
OdpowiedzUsuńA tak ogolnie, to rozdzial cudny. ;3
Trzymaj sie, Tsukkomi, pozdrawiam, zycze duzo weny :3
Świetnie!
OdpowiedzUsuńTak się ucieszyłam gdy zobaczyłam rozdział :) Kocham to opowiadanie.
Och my, wszystkie słodkie ksywki zazwyczaj toleruje, tylko nie misiu. Tylko nie misiu *wkłada palce do garła*
OdpowiedzUsuńŁa, też na miejscu ich rodziców zaczęłabym planować wesele xD Nie mogę się doczekać!
A Aki... co wy chcecie, stęsknił się! D:
Bardzo sie ciesze z tego, ze dodalas rozdzial
OdpowiedzUsuńOczywiacie nie zawiodlam sie i byl cudowny. Ciesze sie na "powrot" Reia
I jestem ciekawa, co sprawilo, ze nie tylko usciskal Take ale jeszcze pocalowal
To jest cudowne. Tsukkomi, uwielbiam Cię i cieszę się, że nadal piszesz... Po prostu skaczę z radości i akwodnwlwlxnw! :3 Trzymaj się, kochana i duuuużo, dużo weny życzę!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jakiego miałam banana na twarzy, gdy zobaczyłam następną notkę :D Biedy Yuu, szkoda mi go :c A to wszystko dla Taki *^* <3 I Akira... Jestem taka ciekawa co będzie dalej *^* Życzę weny i mam nadzieję, że szybko wrzucisz cd :D
OdpowiedzUsuńSkarbie dziękuje Ci za nową notkę! Uwielbiam Cię i czekam na next. Piszesz cudownie. <3
OdpowiedzUsuńXYZ
Akira Ty frajerze!
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na następną część! <3
OdpowiedzUsuńA to łobuz z Akiry, tak spontanicznie Takanoriego całować nu nu nu bad boy :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Yuu jak dobrze że nic poważniejszego się nie stało, ha chcieli po cichu wziąść ślub... ale jak już się rodzice dowiedzieli to nie ma żadnych szans na ciechy ślub...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wiedziałam, że Aki go pocałuje na dzień dobry :D Yuu go w końcu zabije xD
OdpowiedzUsuń