Migdałowe serce IV 11

O Skazanych na Shawshank i roztopach 


Przez dłuższy czas patrzyłem zaskoczony na Akirę, który uśmiechał się do mnie. Dotknąłem lekko swoich ust. Aki pocałował mnie bardzo czule. Ta pieszczota, którą mnie obdarował była pełna tęsknoty i delikatności. Mogłem nawet powiedzieć, że w pewnym sensie podobało mi się to.
-A-akira...
-Chodź, Taka - mężczyzna złapał mnie za rękę, po czym pociągnął mnie za sobą na schody. - Tak dawno cię nie widziałem, musimy porozmawiać.
Zacisnąłem wąsko wargi, gdy ciągnął mnie na piętro. Po chwili znaleźliśmy się w jego pokoju. Akira zamknął za nami drzwi, po czym mnie przytulił.
-Takanori, stęskniłem się za tobą - powiedział cicho. Położył głowę na moim ramieniu, a ja przez moment nie wiedziałem, w jaki sposób się zachować.
-Ja za tobą też.
Trwaliśmy tak jeszcze przez moment, aż Aki mnie puścił. Gestem pokazał mi, żebym usiadł w fotelu. On zajął miejsce na swoim łóżku.
Pokój Akiry był średniej wielkości. Był w całości pomalowany na odcień niebieskiego, który przywodził na na myśl bezchmurne niebo w letni dzień. Po prawej stronie od drzwi stało szerokie łóżko i szafa. Naprzeciwko był stolik z dwoma fotelami po bokach. Przy przeciwległej do drzi ścianie stało biurko oraz dwa regały z książkami i płytami. Był to raczej skromny pokoik. Nie było w nim żadnycn ozdób ani niepotrzebnych bibelotów.
-No to, Taka, mów coś - Akira uśmiechnął się do mnie szeroko. Przez chwilę poczułem się jak taka papużka - No Polly, mów coś.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć - przyznałem. Zacząłem nerwowo wykręcać sobie dłonie, śmiejąc się. - Powiedz najpierw, co u ciebie.
-U mnie jest dobrze - uśmiechnął się. - Mieszkam u dziadka, pracuję. To nic ciekawego. Naprawiam samochody.
-Jesteś mechanikiem? - zainteresowałem się.
-To nie do końca tak. Bardziej pomagam przy naprawie. Ale składam drobne części w motorach. Jestem takim lekarzem silników, bo praktycznie tylko to mi wychodzi. Doradzam też niektórym w wyborze motocyklów - zacisnął na chwilę wąsko wargi. - Powiedz, Takanori... Bo ty... Powiesz mi, jak to było? - spuścił wzrok na moment. - To rok temu.
-To, że wyjechałem?
-Tak.
Westchnąłem cicho.
-Nikt ci tego wcześniej nie opowiadał?
-Nie.
Zamknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki wdech. W głowie pojawiły mi się obrazy sprzed kilku miesięcy, kiedy to na jaw wyszły wszystkie kłamstwa, które oplotły moje życie niczym bluszcz starą budowlę. Przypomniało mi się to, jak wykrzyczałem Yuu, że go nienawidzę, jak zerwałem nasze zaręczyny, wsiadłem do samochodu, po czym wyjechałem. Wyjechałem i zostawiłem za sobą ten cholerny bluszcz, wyrwałem go. Ale on odrósł i znów mnie trzymał. Po raz pierwszy od dawna poczułem, że popełniłem w swoim życiu tak poważny błąd, że będę go żałował aż do śmierci.
-To nie jest ciekawa historia - otworzyłem oczy, uśmiechając się do niego krzywo. - Aki, po prostu rozstałem się z Yuu.
-Ty z nim, czy może raczej on z tobą? - wyczułem pretensję w jego głosie.
-Ja z nim - zamrugałem gwałtownie. - Wątpię, że chciałbyś o tym słuchać.
Akira zaśmiał się, kręcąc głową.
-Tak nagle wyjechałeś, z nikim się nawet nie pożegnałeś i to tylko przez to, że zerwałeś z Yuu. Myślisz, że w to uwierzę? Jak sądzisz, że mi wmówisz, że cała ta afera była tylko przez jakieś durne zerwanie, to się mylisz. Bo wy mielibyście tak nagle się rozstać? I to jeszcze ty z nim? No błagam cię.
Nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Zaniemówiłem i to na kilka długich minut. Aki patrzył na mnie przez ten czas swoimi czekoladowymi tęczówkami.
-Wiesz, ja i Yuu byliśmy zaręczeni - zacząłem cicho. Pustym wzrokiem patrzyłem na swoje nogi. - Byłem najszczęśliwszą osobą na świecie, mając go przy sobie. Ale Yuu zaczął się dziwnie zachowywać. Chciał ze mną porozmawiać, ale nie miał do tego odwagi...
-Zdradził cię? - zapytał, a ja zacisnąłem usta. Milczałem. - Zdradził cię - oznajmił po dłużej chwili. - Skurwysyn. Pieprzony skurwysyn. Pewnie jeszcze z Kouyou, co? Na pewno z nim.
-Aki, to nie tak, że mnie zdradził. I Kouyou w niczym tu nie zawinił, posłuchaj mnie.
-To z jakąś przypadkową dupą, tak?
Westchnąłem.
-Posłuchaj dalej - spojrzałem na niego. - Byłem w nim tak szaleńczo zakochany, że ignorowałem te wszystkie jego dziwne zachowania. Aż pewnego dnia poszliśmy do Satoru i Tary. Wszystko miało być pięknie. Mieliśmy im powiedzieć, że chcemy wziąć ślub. Ale wszystko się skomplikowało. W salonie siedział mężczyzna, powiedział mi, że jest moim ojcem, rozumiesz? Uznałbym to za żart, ale Satoru powiedział, że to prawda. I jeszcze później ten sam mężczyzna oznajmił mi, że moja matka popełniła samobójstwo. Nie mogłem w to uwierzyć, to...
-I dlatego wyjechałeś? - przerwał mi Si. - To na pewno był szok, ale...
-Nie do końca dlatego wyjechałem - ściszyłem głos. - Wyjechałem, bo powodem, przez który moja matka się zabiła, był Yuu.
Akira otworzył szeroko oczy, a mi przypomniała mi się scena, kiedy to wybiegłem na podjazd, a Yuu chciał mnie zatrzymać.
-Teraz to nabiera sensu, ale dlaczego...
-Ona go kochała - wypaliłem szybko. - Zabiła się, bo była w nim zakochana, a nie mogła z nim być. Miała tego dość i chciała się odciąć od Yuu, ale on ją też... - urwałem. Do oczu napłynęły mi łzy. - Jun, mój prawdziwy ojciec zaproponował, żebym z nim pojechał do Matsue. Zaraz na drugi dzień wyjechałem z nim. I to cała historia.
Suzuki przez dłuższy czas patrzył na mnie oniemiały całą tą historią. Takie rzeczy dzieją się przecież w dramach, a nie w życiu ( A ty Taka to taki żywy jesteś... dop. aut. ).
-Z kim ty się zadawałeś - Akira pokręcił głową. - Oszukiwał cię przez cały czas.
-Bał się powiedzieć. Nie mam już o to do niego żalu.
-Zwyczajnie mu wybaczyłeś, tak?
-No... No tak.
Suzuki westchnął.
-To i tak w sumie dobrze, że już ze sobą nie jesteście. Ten związek by nie przetrwał.
Zamrugałem kilkakrotnie.
-Aki, ale on i ja... Wróciliśmy do siebie.
Akira zamilkł. Miałem wrażenie, że ta krępująca cisza zaraz mnie udusi.
-Pieprzysz chyba - odezwał się nagle. Jego głos był pełen złości. Wzdrygnąłem się.
-Nie, naprawdę - głos mi zadrżał. - To było dawno.
-Słuchaj, Takanori, zawsze miałem cię za inteligentnego gościa, ale właśnie pokazujesz mi, jak głupi naprawdę jesteś. Przez tego faceta nie żyje twoja matka, a ty twierdzisz, że to nic takiego, że to było dawno. Posłuchaj chociaż siebie! Jak możesz kogoś takiego kochać? Nie widzisz, że on cię zwyczajnie wykorzystywał? Bawił się tobą. Naiwnie wierzysz we wszystko, co ci mówi - pokręcił głową. - Obudź się i w końcu wyrwij z tego toksycznego związku. Raz, a dobrze.
Zacisnąłem wąsko wargi, po czym wstałem. Poczułem się, jakby ktoś mi wbił nóż w brzuch.
-Wiesz co, Akira, o ile dobrze pamiętam, chciałeś mnie kiedyś wykorzystać. Ale ja dalej chciałem się z tobą przyjaźnić. Masz rację. Jestem cholernie głupi. Głupi, ślepy i naiwny - westchnąłem. - A co do Kouyou...
-Kouyou? - parsknął. - Nawet mi o nim nie wspominaj. Nigdy więcej nie chcę słyszeć o tym popaprańcu.
Stałem tak jeszcze chwilę, aż wybiegłem z jego pokoju. Dopadłem do wyjścia, chwytając swoje bagaże i pobiegłem przed siebie.
Chyba dopiero dotarło do mnie, że Akira nigdy nie był moim prawdziwym przyjacielem.

*

Przyjechałem do Yuu dopiero po dwóch tygodniach. Nie chciałem wracać do Tokio, nie miałem ochoty spotykać się z nim lub z kimkolwiek innym. Jedynie wychodziłem z Miho. Tylko jej powiedziałem o swojej wizycie u Suzukiego. Tylko jej na tyle ufałem, by o tym powiedzieć. Nawet do Yuu nie miałem już takiego zaufania, a poza tym, gdybym mu powiedział to rozpętałby wojnę. Wiedziałem o tym doskonale.
-Taka, mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego mnie unikasz? - zapytał Yuu podczas naszej rozmowy telefonicznej. Siedziałem na łóżku i przeglądałem atlas od anatomii.
-Nie unikam cię - mruknąłem bez jakiejkolwiek nuty zainteresowania lub przejęcia w głosie. - Przygotowuję się na kolejny rok i pomagam w domu.
-Ale nawet nie odbierasz ode mnie telefonu i nie odpisujesz na smsy.
-Bo nie mam czasu.
Shiro westchnął.
-My się chyba powinniśmy rozwieść przed ślubem - rzuciłem nagle. - Oszczędzilibyśmy sobie nerwów.
-Taka o czym ty mówisz? - wyczułem zdenerwowanie w jego głosie, chociaż starał się zachować względny spokój.
-Mówię o tym samym, o czym mówiłem, gdy przyjechałeś do Matsue. Oni sobie szykują ślub, wesele, wszystko ma być pięknie, ale, do cholery, nie będzie. Weźmiemy ślub i co? Powiemy sobie do zobaczenia za tydzień, dwa? Tak to sobie wyobrażasz?
-Mieliśmy zamieszkać razem.
-Doskonale wiesz, że tego nie zrobimy. Yuu, w końcu ty zajmiesz się swoimi sprawami w Tokio, a ja swoimi sprawami tutaj. Staniemy się dla siebie obcy.
-Nie będzie tak. Mogę ci obiecać, że tak się nigdy nie stanie - starał się mnie zapewnić o niemożliwym. - Słuchaj, znajdę jakiś sposób, żeby być z tobą zawsze.
-Przeprowadzisz się tu? - rzuciłem.
-Wiesz, że nie mogę.
-Innej możliwości nie widzę. Ja nie mogę się przenieść do Tokio, ty nie możesz do Matsue. To bez sensu, tracimy tylko czas i pieniądze na dojazdy do siebie.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Przekręciłem kolejną stronę w atlasie.
-Stało się coś? Wcześniej nie byłeś taki zdenerwowany - mruknął po jakimś czasie. Moje słowa w jakimś stopniu go przybiły.
-Nic się nie stało. Po prostu... Myślę o tym wszystkim i mam chyba większe wątpliwości niż na samym początku. No powiedz mi sam, musiałeś też się nad tym wszystkim zastanawiać, prawda? Nie uważasz, że to bez sensu? Nie przeszło ci to przez myśl?
-Wiesz, z reguły rzeczy, które wiążę z tobą nie uważam za bezsensowne.
-Och, dzięki - burknąłem, a on westchnął.
-No o co ci chodzi? Takanori, jesteś dla mnie kimś ważnym, nie rozumiesz? Będziesz szczęśliwy, jak ci powiem, że masz rację, chociaż ja tak nie uważam? Słuchaj, jeśli nie chcesz ze mną być, to powiedz mi to wprost, a nie zasłaniasz się czymś takim.
-Nie wiem czy chcę z tobą być.
-Och, nie wiesz?
-Nie wiem! - podniosłem głos.
-Czyli przy ołtarzu, kiedy będziesz musiał powiedzieć tak, bo wszyscy będą tego oczekiwali, to ty rzucisz nie wiem, chociaż będziesz chciał powiedzieć nie. Dobrze zrozumiałem?
-Tak. Zrozumiałeś mnie doskonale.
Shiro westchnął.
-Nie kochasz mnie? - zapytał.
Zamknąłem z hukiem atlas.
-Yuu, nie uważasz, że rozmowy przez telefon na taki temat są niepoważne?
-Wcale tak nie uważam.
-Ale ja tak uważam.
-Nie odpowiesz mi na coś tak prostego?
-A co mam ci, do cholery, odpowiedzieć?! Jakiej odpowiedzi oczekujesz, co?! Nie rozumiem niczego, nie wiem nic, pojęcia nie mam, co ze sobą robić, a ty chyba starasz się mnie dobić!
-No to mi odpowiedz.
Zacisnąłem wąsko wargi.
-Kocham cię, zadowolony? Wiesz o tym, to po co się jeszcze pytasz.
-Po prostu... Takanori, obiecuję ci, że zaraz po ślubie zamieszkamy razem. Zamieszkamy w...
-W domku nad jeziorem w górach.
-Dokładnie. Zamieszkamy w takim miejscu, obiecuję ci.
-Chciałbym ci wierzyć.
Po tej rozmowie miałem szczerą ochotę już nigdy więcej nie spotykać się z Yuu. Przyjechałem jednak i załagodziliśmy całą sytuację. Shiro uznał, że zwyczajnie musiałem mieć zły dzień, gdy się pokłóciliśmy, a ja starałem się go utrzymać w tym przekonaniu, by nie drążył dziury w całym. Nie było to wcale takie trudne.
-Mam ciastka! - wpadłem do pokoju Yuu prosto z kuchni. Trzymałem tackę z pachnącymi wypiekami.
-Dawaj je - Shiro momentalnie się ożywił, a ja dopadłem do jego łóżka. Postawiłem na niej tackę i wziąłem pilota, szybko włączając telewizor i film na dvd. Przysiadłem się do Yuu i obaj oglądaliśmy film, jedząc ciasteczka od cioci Akiko. Opierałem się lekko o ramię Shiro, a on trzymał dłoń na mojej i lekko je o siebie pocierał.
-Myślisz, że zaczną nam niedługo ględzić o ślubie? - zapytałem.
-Już to robią. Chcieli robić pierwsze przymiarki do strojów, ale mnie się teraz nie da zbytnio zmierzyć. Poza tym, ciebie nie było.
-Jednak mądrze z mojej strony, że pojechałem - wymamrotałem pod nosem. Yuu to oczywiście usłyszał. - Myślisz, że dadzą sobie z tym spokój?
-Nie. Nie dadzą spokoju.
-Pocieszyłeś mnie - stwierdziłem sarkastycznie.
Parsknął, a ja wtuliłem się w jego zdrowy bok.
-Jesteśmy teraz skazani na małżeństwo - mruknął.
-Jak to okropnie brzmi - stwierdziłem. - Prawie jak Skazani na Shawshank!
Shiro wybuchł gromkim śmiechem na to porównanie. Ja również zacząłem się śmiać.
-Nasz stały związek będzie jak więzienie?
-Każdy związek jest taki. Nie odejdziesz ode mnie, nawet gdybyś tego bardzo chciał. To dożywotni wyrok bez możliwości zwolnienia za dobre zachowanie.
-Dożywotni wyrok z powodu miłości - Yuu chyba zupełnie przestał śledzić poczynania bohaterów na ekranie. Ja  zresztą też.
-Wiesz, tak mnie ciekawi, czy myślałeś o tym, że będziemy tak długo razem - mruknąłem. - Nigdy bym nie powiedział, że ty i ja będziemy planować ślub.
-Stało się i teraz nie ma odwrotu.
-To co o mnie myślałeś, gdy się poznaliśmy? - przygryzłem lekko dolną wargę.
-Co sobie myślałem? Hmm... - zamruczał. - "Cholera, jaki on jest niski".
-No ej! - parsknąłem śmiechem, uderzając go w ramię. Shiro mi zawtórował.
-Bo mi drugą rękę złamiesz!
-Na pewno tak nie myślałeś, przyznaj się.
-No dobra. To było coś takiego w stylu "Jaki uroczy dzieciak". W sumie, to wtedy nie myślałem sobie, że tyle ze sobą będziemy. Miałeś siedemnaście lat. Spodziewałem się, że rozejdziemy się po miesiącu albo dwóch, bo w takim wieku raczej nikt się nie angażuje w poważne związki. Ale im bardziej cię poznawałem, im więcej czasu z tobą spędzałem, tak utwierdzałem siebie w świadomości, że różnisz się w pewnym stopniu od rówieśników... I nie patrz tak na mnie!
-No co? - jeszcze mocniej zmarszczyłem brwi, by go speszyć. - Mów, mów. Ja cię słucham.
-Po prostu stwierdziłem w pewnym momencie, że moje życie bez ciebie byłoby nudne. Wniosłeś do niego trochę radości i... No zwyczajnie się zakochałem.
-To takie słodkie... Aż tak, że zaraz się porzygam, misiu.
-Kotku.
-Ptysiu.
-Chomiczku.
-Okej, rozumiem, wystarczy - zaśmiał się. - Ale teraz już poważnie, to nigdy bym nie przypuszczał, że wyjdzie nam z tego coś bardziej poważnego. Teraz w sumie te trzy lata różnicy między nami wydają się być niczym.
Czas przy Yuu momentami naprawdę przestawał mieć znaczenie. Jednakże był on czymś, o co obaj powinniśmy byli dbać. Wtedy jednak żaden z nas o tym nie wiedział.
Po sierpniu zaczął się wrzesień, a po nim, ponury październik. Oba miesiące przeleciały mi bardzo szybko, za szybko. Yuu zdążył wyzdrowieć i ostatecznie zrezygnował z dalszej nauki. Z początku nie byłem z tego zadowolony, ale to była jego decyzja. Zatrudnił się w jakiejś firmie, a po godzinach robił jako korepetytor. Czasami on przyjeżdżał do mnie, a ja do niego. Sprawa ślubu zeszła na drugi plan i w sumie rzadko poruszaliśmy ten temat podczas rozmów. Nic się konkretnego nie działo między nami. Wszystko dookoła powoli przemijało. Miesiące upływały, zmieniały się pory roku i dopiero w grudniu spędziliśmy wraz z Yuu więcej czasu ze sobą. W swoją rocznicę pojechaliśmy sobie na dwa dni w góry. Na te dwa dni świat przestał istnieć.
Po nowym roku nastąpiły silne roztopy i nie dotyczyły one śniegu, który cały czas utrzymywał się przez mroźne powietrze. 

Komentarze

  1. Co z tą końcówką? D:

    OdpowiedzUsuń
  2. Boję się juz co dalej bedzie z nimi ojjj ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Cos niedobrego dzieje sie w zwiazku Taki i Yuu... Przeraza mnie to... I ten Akira... Grr... ><

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    o Akira i to jego zachowanie, , a ta końcówka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Yuu powinien spełnić swoją obietnice wobec Akiry a pro pos kastracji :}
    A ta końcówka? Mam wrażenie, że będzie drama.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ

Popularne posty