Migdałowe serce IV 13
O przymiarkach i drogiej restauracji
Gdy się obudziłem, na dworze było już całkiem jasno. Czułem, że spałem o
wiele za długo, jednak po seksie byłem naprawdę zmęczony i odczuwałem ból w
szlachetnej części pleców. Zajęczałem, przekręcając się na bok.
-Dzień dobry - powiedział Yuu. Leżał odwrócony w moją stronę. Dotknął
mojego policzka, delikatnie głaszcząc mnie po nim. - Jak się czujesz?
-Trochę boli, ale jest dobrze - dotknąłem jego dłoni na moim policzku.
Yuu nie wyglądał dobrze. Od razu zauważyłem, że nie spał całą noc. Był
blady, miał podkrążone oczy, a ogólne zmęczenie mieszało się na jego twarzy z
głęboką troską.
-Kto do ciebie dzwonił? - zapytałem, dotykając jego policzka.
Zacisnął wargi. Przytulił mnie nagle mocno, czym zostałem całkowicie zbity
z tropu.
-Yuu...?
-To już nieważne - powiedział mi do ucha. - Nie przejmuj się tym.
Objąłem go za szyję.
-Powiedz - wplątałem dłoń w jego włosy i zacząłem mu lekko masować skórę
głowy. - Kochanie, proszę.
Shiro przez chwilę milczał, przytulając się do mnie. Z jakiegoś powodu
denerwowałem się tym, co mógłbym usłyszeć.
-Dzwonił do mnie znajomy. Dostałem od niego zaproszenie na wycieczkę.
-Wycieczkę? I tym się tak zdenerwowałeś? Na pewno będzie fajnie, powinieneś
jechać.
-Mam cię zabrać ze sobą - kontynuował. - I ta wycieczka nie będzie wyglądać
tak, jak myślisz. To mój bardzo stary znajomy. Znajomy, którego wcale nie
chciałem nigdy poznać.
-Nie rozumiem - przyznałem. Gubiłem się już w jego słowach.
-Znał też Rena - mruknął cicho, a ja zesztywniałem momentalnie. W końcu
zdałem sobie sprawę, o czym Yuu do mnie mówił. Jeśli chodziło o jego starych
znajomych po fachu, których nigdy w życiu nie miałem ochoty poznać, to wolałem
już skonać, niż do nich jechać. Yuu wielokrotnie zapewniał mnie, że z jego
gangsterskiej młodości poznałem tylko Rena, ale coś mi się wydawało, że nie
tylko on w tym siedział.
-Nie! - niemal krzyknąłem, odrywając się od niego. Całkowicie zignorowałem
ból w dolnej partii ciała. - Nigdzie nie jedziesz, rozumiesz?
-To nie zależy ode mnie.
-Mówiłeś, że nie masz z tym już nic wspólnego!
-Bo nie mam, ale uspokój się. Po prostu sprawa Rena i tego, co ci... -
urwał, gdy zobaczył moją minę. - Pozostaje otwarta - dodał spokojniej.
W oczach stanęły mi łzy. Z Yuu rozmawiałem o tym tylko na początku, gdy
musiałem to z siebie wyrzucić. Mówiłem mu wtedy o wszystkim. O tym, co Ren mi
robił, jak to robi. Płakałem przy tym, ale Yuu dawał mi powiedzieć oraz pokazać
wszystko do końca. Często po tym brałem długi prysznic, chcąc zmyć z siebie
uczucie czyjegoś dotyku. Ale to nie pomagało. Miałem wrażenie, że Ren ciągle
gdzieś jest i tylko czeka na to, by się znowu do mnie dobrać.
-Nie, Yuu, nie - pokręciłem głową. - Nie możesz tam jechać. Nie możesz,
rozumiesz? Nie możesz, nie możesz, nie możesz...
-Kotku, uspokój się - ujął moją twarz w dłonie. - Nic mi nie będzie.
Obiecuję ci. To tylko zwykłe spotkanie i znajomy poprosił mnie, żebym wziął cię
ze sobą. Wszystko będzie dobrze.
-Yuu...
-Cii - pocałował mnie czule. - Nic mi się nie stanie.
*
-Dzień dobry! - powiedziałem, wchodząc do domu Tary i Satoru. Trzymaliśmy
się z Yuu za ręce.
Rozebraliśmy się, po czym pozwoliliśmy sobie rozgościć się w salonie, gdyż
nikt nie przychodził. Ogólnie cały dom wydawał się być lekko opustoszały. Jakby
wszyscy wyszli wczoraj i do tej pory nie wrócili.
-Może ich nie ma? - powiedział Yuu, kiedy już kilka minut siedzieliśmy sami
w salonie. Cisza panująca między nami zdawała się mu ciążyć.
-Zostawiliby otwarty dom? - pokręciłem głową. - Na pewno nie.
Yuu wstał i zaczął się przechadzać po salonie. Czasami przystawał przed
tarasowym oknem i patrzył przez nie na ośnieżone podwórze. W końcu nie
wytrzymał i krzyknął;
-Jest tu ktoś?!
Odpowiedziała mu tylko głucha cisza. Utkwiłem wzrok w blacie stolika.
-Może faktycznie wyszli. Ale to dziwne. Wiedzieli, że przyjdziemy.
Yuu westchnął jedynie, siadając obok mnie. Oparłem się wygodnie o jego
ramię i zamknąłem na chwilę oczy.
-Powiedz mi prawdę, na pewno nic ci nie będzie, kiedy tam pojedziemy? -
spytałem cicho.
Shiro nie odpowiadał przez kilka minut. Cierpliwie siedziałem i czekałem,
wsłuchując się w rosnącą ciszę. Czułem silny niepokój w środku. Chciałem już
powiedzieć Yuu, by mi odpowiedział, ale sam to zrobił.
-Nie jestem tego pewny - przyznał. - Nie jestem nawet pewny tego, czy jutro
się obudzę.
Położyłem swoją dłoń z pierścionkiem na jego. Pomyślałem, że teraz to pora
na mnie, by go wesprzeć i podnieść na duchu. Zawsze to ją się na nim opierałem.
Teraz jednak musiałem dać mu to samo.
-Yuu, wiesz, od chwili, kiedy poprosiłeś mnie o rękę, zostałem z tobą
magicznie złączony. Stałem się nieodłączną częścią ciebie, a co za tym idzie,
ty stałeś się cząstką mnie. Może nie okazuję ci tego tak, jak ty mi, ale
strasznie mi na tobie zależy. Dlatego, jeśli ty potrzebujesz pomocy, to cię nie
zostawię. Będę z tobą, pomogę ci, jak tylko będę umiał. Zrobię dla ciebie
wszystko, dlatego nie proś, tylko po prostu powiedz.
Yuu przez chwilę milczał. Chciałem na niego spojrzeć, ale nie zrobiłem
tego. Z jakiegoś powodu bałem się spojrzeć mu prosto w oczy. Pozostawało mi
czekać, aż się odezwie, jednak, gdy już miał to zrobić, usłyszałem, jak otwierają
się drzwi frontowe. Odwróciliśmy się niemal jednocześnie.
-Wy już tutaj? - Tara weszła do salonu, trzymając kilka ogromnych pokrowców.
Za nią szła ciocia Akiko, która targała kilka pudeł. Tuż przy nich stała lekko
zmęczona krawcowa. Zamrugałem gwałtownie na ten widok.
-Może wam pomóc? - Yuu już wstał, a ja poszedłem jego śladem, by odciążyć
biedne mateczki.
-Nie, nie, nie, nie, nie! - ciocia Akiko szybko pchnęła Tarę w bok, gdy Yuu
chciał wziąć od niej jeden z pokrowców. - Siedźcie, same sobie z tym poradzimy.
-Ale to jest chyba ciężkie - stwierdziłem, stając obok Yuu. Objąłem jego
rękę.
-To nic, siedźcie sobie. Potrzebni nam będziecie za chwilę.
Krawcowa, Tara i Akiko poszły zaraz na górę, a my z Yuu spojrzeliśmy po
sobie.
-Myślisz, że to...?
-Tak mi się wydaje.
-O cholera - przygryzłem wargę.
Kilka minut później z pracy wrócił Satoru. Była z nim Sora, którą musiał
pewnie odebrać z przedszkola.
-Mama! - krzyknęła dziewczynka na wejściu. Z Yuu przysłuchiwaliśmy się
wszystkiemu z salonu.
Po chwili z góry zbiegła Tara. Sora pisnęła z radości na jej widok i z
zapałem zaczęła jej opowiadać, co robiła w przedszkolu.
-Dziękuję, że ją odebrałeś - powiedziała Tara, gdy Sora zmęczyła się już
mówieniem.
-To przecież nic wielkiego - zaśmiał się Satoru.
Coś mnie ścisnęło za serce. Zacisnąłem wąsko wargi.
-Yuu, możemy cię prosić na górę? - Tara weszła do salonu. Trzymała na
rękach Sorę, która ucieszyła się na nasz widok i wyrwała się Tarze. Przytuliła
nas obu mocno. Cóż za pocieszne stworzenie pełne takiej dozy niewinności.
Shiro poszedł na piętro, trzymając Sorę za jej drobną rączkę. Dziewczynka
gaworzyła mu o czymś, a on jej przytakiwał z lekkim rozbawieniem. Musiałem
przyznać, że Aoi ją lubił, chociaż momentami była męcząca. Nie wyobrażałem
sobie jednak świata bez niej. Sora stała się motorem tego domu i otaczającego
jej świata. Dawała nadzieję i wszystkich rozweselała. Była jak taki mały
promyczek słońca w pochmurny dzień.
-Wszystko dobrze? - zapytała Tara.
-Tak - podniosłem na nią wzrok. - To nic, zamyśliłem się.
-Chodzi o Yuu? - zapytała, a widząc moją minę utwierdziła się w tym. -
Chodzi o niego.
-Nie, to nie chodzi o niego - pokręciłem głową. - Nie tylko o niego. Moje
ogólne samopoczucie jest po prostu dzisiaj złe.
Tara jedynie kiwnęła głową.
-Zaraz ciebie weźmiemy na przymiarki. A swoją drogą, to na kiedy ustalacie
datę ślubu?
Zacisnąłem wąsko wargi.
-Musimy to razem ustalić. Pewnie jakoś w wakacje się pobierzemy.
Kobieta zatarła dłonie.
-I bardzo dobrze. To my ciebie zaraz zawołamy.
-Nie spieszcie się z nim. Wymierzcie go wszędzie, żeby wszystko pasowało i
dobierzcie mu coś eleganckiego. Znając jego, to pewnie zaraz będzie się chciał
od tego wymigać.
-Yuu nie lubi się ładnie ubierać? - zapytała z lekkim rozbawieniem.
-Powiedziałbym raczej, że mu się zwyczajnie nie chce. Nie przykłada do
stroju zbyt dużej uwagi.
-Cóż, oddajesz go teraz w dobre ręce. Przyjdź za jakiś czas zobaczyć, jak
ci się podoba. W końcu on ma pasować do ciebie.
Kilka minut później postanowiłem sprawdzić, jak przechodzą przymiarki dla
Yuu. Zakradłem się po schodach na górę i poszedłem do garderoby Tary i Satoru.
Wejrzałem do środka. Yuu stał bez koszulki, a krawcowa ponownie zbierała od
niego wymiary.
-Musiałeś jeszcze trochę przypakować - burknęła ciocia Akiko.
-No ładnie - wszedłem do środka, a Yuu posłał mi błagalne spojrzenie.
Parsknąłem na ten widok.
-Tak mógłby zostać, prawda? - zaśmiała się krawcowa, która miała okazję z
bliska podziwiać piękne ciało mojego Yuu.
-Oczywiście, nie miałbym nic przeciwko.
-Zdrajca - burknął Yuu.
Kobiety jeszcze przez długi czas zbierały od Yuu wymiary, bo, rzeczywiście,
przybrał na masie. Trochę się tym zdziwiłem, bo wcześniej nawet nie zwróciłem
na to uwagi. Jego ramiona stały się jakby bardziej masywniejsze, a mięśnie na
brzuchu tworzyły ten tak zwany kaloryfer. To znaczy, Yuu już wcześniej miał
szerokie ramiona i abs na brzuchu, ale teraz był on jakby poprawiony.
-Taka, jak ty go pilnowałeś? - Tara westchnęła.
-On po prostu chciał, żebyście miały na co popatrzeć.
-I za co potrzymać.
Zaśmiałem się, a Yuu lekko się skrzywił. Posłałem mu uśmiech, by go chociaż
trochę wesprzeć.
Chwilę później kobiety kazały mu zdjąć spodnie. Pomierzyły go i chwilę
potem padło stwierdzenie, że już wiadomo, dlaczego jestem z Yuu. Parsknąłem na
to śmiechem.
-Wydało się - mężczyzna pokiwał na mnie palcem.
-Myślałem, że nikt się nie zorientuje.
W końcu przyszła kolej na mnie. Yuu został wyrzucony za drzwi, gdyż Tara i
Akiko stwierdziły, że nie może on mnie zobaczyć w tym, w czym będę, przed
ślubem.
-Ale to chyba nie działa w małżeństwach jednopłciowych! - protestował, gdy
ciocia go wywlekała na zewnątrz. - Też chcę popatrzeć! Czemu ja nie mogę, co?
-Bo tak - mruknęła ciotka, zatrzaskując drzwi za Yuu. - No, wyciągaj to
cudo!
Wśród kobiet zapanowało podekscytowanie, a mnie ogarnął swego rodzaju lęk.
Zapragnąłem znaleźć się za drzwiami wraz z Aoim.
Krawcowa zaraz wyciągnęła z pokrowca białą tkaninę, która po dłuższym
przyjrzeniu okazała się być... Sukienką.
-Chyba sobie jaja robicie! - zaprotestowałem. - Nie mam zamiaru się w czymś
takim pokazywać nikomu.
Akiko podniosła wysoko wieszak, na którym była kiecka, a Tara uniosła w
górę dziwną pelerynkę, pod którą były skryte spodenki złączone z koszulą.
-Kombinezon? - skrzywiłem się.
-Seksownie byś w nim wyglądał - stwierdziła krawcowa, a ja otworzyłem
szeroko oczy ze zdziwienia. Nigdy bym nie pomyślał, że usłyszę coś takiego od
kogoś, kto nie jest Yuu ani Miho. - Dodatkowo, twoja mama miała podobny krój
sukni, kiedy brała ślub. To będzie takie symboliczne.
Szczerze, to średnio mi się podobał ten pomysł, jednakże po założeniu
całości, byłem w pewnym sensie zauroczony tą kreacją. Kombinezon był od spodu
zrobiony z cienkiej, bawełnianej warstewki. Na luźny dół stroju naszyta była
koronka, a obcisła góra miała rządek drobniutkich guzików na plecach.
Obejrzałem się dookoła, nie do końca rozumiejąc potrzebę wszycia pelerynki na
plecy. Po jakimś czasie doszedłem do tego, że to był welon, który ciągnął się
po podłodze i przypominał kaptur.
-Sam nie wiem - przyznałem. - To dość... Ekscentryczny kostium.
-Welon można odpiąć i wtedy mógłbyś założyć marynarkę.
-Ta opcja bardziej mi się podoba - pokiwałem szybko głową.
Chwilę później kobiety odpięły welon i zarzuciły na mnie marynarkę.
Krawcowa poprzypinała szpilkami miejsca, w których ubiór nieestetycznie się
układał, a Tara i Akiko patrzyły na mnie z boku.
-Wiesz, Taka, nigdy bym nie powiedziała, że taki szkrab jak ty wyrośnie na
takiego atrakcyjnego mężczyznę.
-Atrakcyjnego...?
-Pomijając fakt, że ty i Yuu jesteście tej samej płci, to naprawdę mu się
nie dziwię, że wybrał sobie ciebie do dalszej drogi w życiu. Jesteś mądry i
masz śliczną buźkę. Połączenie po prostu idealne - ciotka westchnęła. - Aż
trudno mi w to uwierzyć. A pamiętam, jak potrafiłeś dokazywać, gdy byłeś mały.
Biegałeś wszędzie i zawsze musiałeś być w centrum uwagi. Teraz tak strasznie
wydoroślałeś - pokręciłam głową. - To takie... Takie wzruszające.
Akiko łzy stanęły w oczach. Kobieta zaraz się rozpłakała. Podbiegłem do
niej, by jakoś ją podnieść na duchu.
-Ciociu, nie płacz.
-Na bogów, Takanori. Yuri byłaby z ciebie strasznie dumna - Shiroyama
zakryła twarz dłońmi.
*
Wróciliśmy do mieszkania dopiero wieczorem. Po drodze zrobiliśmy drobne
zakupy. Yuu nie mówił wiele, ja zresztą też. Obaj byliśmy zmęczeni po
dzisiejszych przymiarkach.
-Yuu, dlaczego mnie kochasz? - zapytałem cicho. Opierałem się o boczną
szybę i miałem na wpół przymknięte oczy. Słowa Akiko rozbrzmiewały ciągle w
mojej głowie.
Shiro przez jakiś czas się nie odzywał.
-Powodem powodem, dla którego cię kocham, jesteś ty.
-Ja?
-Trudno jest mi powiedzieć, dlaczego cię kocham. Po prostu tak jest i już.
Kocham cię tak mocno, że nie wiem, co ze sobą zrobić, gdy ciebie nie ma. Bez
ciebie wszystko traci sens, czuję się taki pusty i wypompowany ze wszystkich
sił, że momentami mam ochotę zacząć płakać nad tym, że tak bardzo cię
potrzebuję.
Spojrzałem na Yuu i niedowierzałem, że coś takiego padło z jego ust.
Mężczyzna zaciskał wąsko wargi, a dłonie kurczowo zaciskał na kierownicy. Wzrok
miał wbity w jezdnię.
-A ty, dlaczego mnie kochasz?
Pokręciłem głową.
-Bo jeszcze nikt w całym moim życiu nie kochał mnie tylko dlatego, że
jestem sobą. Yuu, to dokładnie ten sam powód i... Ja nie wiem. Umarłbym, gdyby
coś ci się stało.
Gdy Yuu zaparkował samochód i wyłączył silnik, objął mnie mocno. Położył mi
głowę na ramieniu, a ja pogładziłem go po plecach.
-Moja miłość nie ma limitu. Kocham cię, bo jesteś po prostu Yuu. Jesteś
kimś, kogo potrzebuję, o kogo chcę się martwić i, z kim chcę spędzić resztę
życia - wplątałem dłoń w jego włosy, masując skórę jego głowy. Czułem się
trochę, jak matka zapewniająca swoje zasmucone dziecko, że go nigdy nie opuści.
Yuu chyba właśnie tego potrzebował teraz. Potrzebował chwili, w której ktoś
mógł go przytulił i z czułością powiedzieć coś, co go podniesie na duchu.
-Taka, mógłbyś mi coś obiecać?
-Co takiego?
-Nie odejdziesz ode mnie nigdy, dobrze? Mogłoby się palić i walić, ale
proszę cię, nie odchodź ode mnie. Ja od ciebie nigdy nie odejdę. Będę przy
tobie zawsze. Obiecuję ci to.
-Nigdzie nie pójdę, Yuu - zapewniłem go. - Będę cię kochać do końca. Do
końca i dalej, dobrze?
Nie wiem, ile jeszcze tak siedzieliśmy. W samochodzie zrobiło się w końcu
naprawdę zimno, a z nieba zaczął padać śnieg. Poszliśmy do mieszkania.
Trzymaliśmy się za ręce, idąc przez ciemny parking i dalej po schodach na
klatkę. Gdy znaleźliśmy się pod drzwiami, myślałem, że mam jakieś zwidy.
Omi siedziała na schodkach i opierała się głową o ścianę. Na widok Yuu,
ożywiła się. Jej oczy rozbłysły, a na twarzy pojawiła się nienaturalna radość.
Wszystko to zaraz zgasło, kiedy dojrzała, że Yuu trzymał mnie za rękę. Jej usta
uchyliły się z szoku, a nogi jakby się pod nią ugięły. Zaczęła lekko drżeć.
-O-omi... - Yuu chciał coś powiedzieć, ale zwyczajnie nie wiedział, co.
Miał jej się zacząć tłumaczyć? Przepraszać, że nie powiedział, a może kazać jej
iść?
-T-t-to... To j-jest. Ja właśnie... W-wy dwaj...
-Nie chciałem, żebyś o tym wiedziała - powiedział Yuu. Nie puszczał mojej
dłoni. - Nie widziałem w tym potrzeby.
-Yuu, ale przecież to...! Ja myślałam, że ty mnie kochasz!
Spojrzałem niezrozumiale na Yuu, a on w taki sam sposób patrzył na Omi.
Atmosfera była gęsta, a ja miałem gęsią skórkę na całym ciele.
-Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytał. - Posłuchaj, może wejdziemy i
spokojnie porozmawiamy? Na pewno już tu długo czekasz.
-Myślałam, że mnie kochasz! - krzyknęła tak głośno, że aż mnie uszy
zabolały. Jej głos nabrał piskliwego tonu. - Cały czas tak się o mnie
troszczyłeś, myślałam, że coś do mnie naprawdę czujesz, że mnie kochasz, tak
jak ja ciebie.
-Omi, nigdy ci nawet nie dawałem tego do odczucia. Nie kocham cię.
-Wolisz mężczyzn, tak? - dziewczynie łzy stanęły w oczach. Prawie się
rozpłakała. Jej głos drżał żałośnie. - Mogę się dla ciebie zmienić, mogę stać
się bardziej męska, naprawdę. Zrobię to dla ciebie.
Zaczęło mnie zastanawiać, że żaden z sąsiadów jeszcze nie wyszedł
sprawdzić, co to był za hałas. Miałem wrażenie, jakby wszyscy wyszli z mieszkań
specjalnie, bo wiedzieli, że dojdzie do czegoś takiego.
-Nie musisz się dla mnie zmieniać.
-Chcę, żebyś mnie pokochał, to tak wiele?! To tak wiele, naprawdę?
-Omi, posłuchaj mnie - Shiro starał się brzmieć spokojnie. -Ja mam już
osobę, którą kocham.
-Mnie też tak możesz mocno kochać.
-Omi, wraz z Taką bierzemy ślub, rozumiesz? Pobieramy się.
-Nie możesz mi tego zrobić - zacisnęła wąsko wargi.
Przez moment zrobiło mi się jej szkoda. Zakochała się bez wzajemności w
Yuu. Był o dziesięć lat starszym, dojrzałym mężczyzną. Był dodatkowo całkiem
przystojny, miał poczucie humoru i przy nim czuło się bezpiecznie. Ale to był
mój Yuu. Nie miałem zamiaru się nim dzielić.
Kiedy Omi chciała odejść, Yuu ją zatrzymał i kazał wejść do mieszkania, w
którym miała poczekać na swojego dziadka. Usiadła w salonie, a ja zrobiłem jej
herbatę, której nawet nie tknęła. Zdawało mi się, że jest naprawdę na mnie
wściekła, że zabrałem jej sprzed nosa takiego wspaniałego mężczyznę.
Usiadłem naprzeciw niej w fotelu. Yuu wyszedł na moment z salonu,
zostawiając mnie samego z nastolatką.
-Długo się spotykacie? - zapytała cicho, a mnie coś ścisnęło w środku.
Miałem jej się niby tłumaczyć? Z czego?
-Jesteśmy razem już sześć lat. Z pewną przerwą, ale jednak.
Omi spojrzała na mnie z niedowierzaniem w oczach. Na jej twarzy malował się
równocześnie głęboki smutek i rozgoryczenie, którego za nic nie była w stanie
ukryć. To wszystko na pewno wywołało u niej wiele emocji, ale i tak dzielnie
siedziała, znosząc już najgorszą i najbardziej bolesną prawdę.
-Nigdy bym nie powiedziała, że Yuu... Że on... On na takiego nie wygląda.
-Nie ocenia się książki po okładce - stwierdziłem.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? Wtedy, w kawiarni. Mogłeś mi
to wyznać.
-Mogłem. Ale tego nie zrobiłem. Co by ci to dało? Powiedziałem, że nie masz
co liczyć na Yuu.
-Myślisz, że nie byłby w stanie pokochać kogoś innego? Myślisz, że jak jest
teraz z tobą, to nie będzie umiał zainteresować się kimś innym? Kimś lepszym?
Kiedy to powiedziała, po raz pierwszy w moim życiu miałem ochotę uderzyć
kobietę. Dopuszczałem do siebie tę myśl, bo w końcu obaj byliśmy tylko ludźmi i
zawsze coś się mogło wydarzyć. Zawsze mogliśmy się rozstać, jednakże, póki się
kochaliśmy i chcieliśmy być ze sobą, nie było nawet takiej opcji.
Pochyliłem się do przodu i ściszyłem lekko głos, by brzmieć spokojniej i
jednocześnie groźniej. Spojrzałem dziewczynie prosto w oczy.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie, Omi-chan. Nie mam ci za złe tego, że się w
nim zakochałaś. Kochaj go sobie do woli, w swoim własnym zakresie, to niczemu
nie zaszkodzi. Prawda? Kochaj go platonicznie i tyle. Bo, jeśli tylko
spróbujesz choćby zbliżyć się do niego bardziej niż powinnaś, to może być mały,
malusieńki kroczek, to ja osobiście dopilnuję, byś go nawet nigdy więcej nie
zobaczyła, rozumiesz? Yuu-jest-mój i wbij to sobie do głowy. Kocha tylko mnie,
nikogo więcej i nie pozwolę, by ktoś mu zawracał sobą niepotrzebnie głowę.
Zauważyłem, że na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, a źrenice lekko się
rozszerzyły. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym oparłem się wygodnie o fotel.
-Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. Osobiście nic do ciebie nie mam,
naprawdę. Nie znam cię w ogóle.
Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo. Zamknęła oczy, a spod jej powiek
wypłynęło kilka łez.
*
W nocy Shiro nie mógł znowu spać. Położył mi głowę na kolanach, a ja
głaskałem go pieszczotliwie po włosach, opierając się wygodnie o kanapę i
popijając lampkę czerwonego wina. Patrzyłem na jego zmartwioną twarz i w ciszy
podziwiałem lekko zarysowane na niej zmarszczki. Normalnie nie zwracało się na
to uwagi, ale teraz miałem okazję się temu przyjrzeć. Delikatne zmarszczki
okalały jego oczy, tworząc kurze łapki oraz przebiegały po jego czole. Yuu
lekko zmarszczył nos, kiedy przesunąłem palcem po jego skroni. Otworzył oczy i
spojrzał w moje.
-Może weźmiesz coś nasennego? - położyłem dłoń na jego policzku. - Męczysz
się.
-Taka, spróbuj zasnąć.
Zaśmiałem się.
-To ty musisz spać. Jesteś zmęczony, a poza tym, jutro idziesz do pracy.
-Dam radę.
-Ale, Shiro...
-Dam radę - powtórzył pewniej.
Zacisnąłem wąsko wargi.
-Yuu, ranisz mnie taką postawą - odłożyłem kieliszek na bok. Granie na
uczuciach było najlepszym sposobem do przekonania go do czegokolwiek. -
Rozumiem, że jest ci trudno, ale chociaż spróbuj dla mnie.
-Dla ciebie...?
-Tak, Yuu, dla mnie. Przykro mi, że nawet nie chcesz próbować.
Nagle rozległ się dzwonek komórki Shiro. Mężczyzna sięgnął po urządzenie do
stolika i odebrał, wstając.
-Słucham - wyszedł z salonu. Ruszyłem za nim do kuchni.
Shiro stanął przy oknie, zastygając na kilka chwil w bezruchu. Patrzyłem na
niego uważnie. Słuchał tego, co ktoś do niego mówił. Słyszałem męski głos, ale
nie byłem w stanie dokładnie wychwycić słów.
-I potem co? - głos mu zadrżał. - Co mam niby zrobić?
Zamilkł, a głos w słuchawce znów rozpoczął swój monolog. Shiro stał tyłem
do mnie, dlatego nie widziałem jego miny.
-Nie - rzucił nagle ostro Yuu. Głos w słuchawce zamilkł. - Nie zrobię tego,
bo ja...
Głos gwałtownie się ożywił. Zdenerwował się. Yuu odwrócił się na pięcie w
moją stronę, po czym podszedł do mnie i dotknął mojego policzka. Głos stał się
dla mnie bardziej zrozumiały, a przynajmniej poniektóre słowa. Dialekt, którym
posługiwała się osoba dzwoniąca, był jak stary, zużyty i zapomniany mop
odnaleziony po latach w składziku podczas robienia porządków.
-Wezmę... Musisz... Staraj się... Uciekaj.
Nagle, ni stąd ni z owąd, w dłoni Yuu pojawił się pistolet. Uśmiechnął się
do mnie, a ja zamarłem.
-Kocham cię, Taka - powiedział, przykładając mi lufę do skroni.
Pociągnął za spust.
Otworzyłem oczy wraz z głuchym wystrzałem. Z moich ust wydobył się
stłumiony krzyk. Leżałem na boku w łóżku. Shiro leżał przy mnie, obejmując mnie
silnym ramieniem.
Odwróciłem się w stronę swojego partnera. Przylgnąłem do jego torsu,
niemalże się w nim kryjąc. Shiroyama mruknął coś przez sen.
-Yuu - zacząłem cichutko. - Miałem zły sen. To chyba jeden z najgorszych
złych snów w całym moim życiu.
-Co ci się śniło? - niemal podskoczyłem na dźwięk jego głosu. Więc nie
spał.
Pokręciłem głową.
-Strzeliłeś do mnie - powiedziałem.
-Do ciebie? - był wyjątkowo zdziwiony.
-Do mnie.
-Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, wiesz o tym. Taka, nigdy bym nawet w
ciebie nie celował. Kotku, za bardzo cię
kocham.
-Wiem, ale to... To okropne. Wystraszyłem się.
Shiro przycisnął mnie do siebie.
-Nie lubię, kiedy masz koszmary - oznajmił. Jego zachrypnięty głos
rozpływał się w ciemnym pokoju i wnikał w ściany. - Nie umiem ci w nich pomóc.
Jesteś sam, beze mnie.
Podniosłem się do siadu. Patrzyłem na zarys sylwetki Shiro, który krył się
w ciemnościach. Mężczyzna leżał, przykryty do połowy kołdrą. Przesunąłem dłonią
po prześcieradle, aż znalazłem jego rękę. Ścisnąłem ją, jakby w ten sposób miał
zniknąć mój wewnętrzny niepokój.
-Spałeś? - zapytałem.
-Nie.
Uniosłem jego rękę i ucałowałem ją.
-Dlaczego? Musisz spać.
Westchnął.
Przysunąłem się do Yuu, przytulając się do niego. Głowę ułożyłem na jego
torsie. Wyraźnie słyszałem bicie jego serca oraz to, jak oddychał. Mężczyzna
objął mnie mocno, jakbym miał się zaraz rozpaść na kawałki niczym sklepowy
manekin.
-Przetrwamy to razem - zapewniłem go. - Yuu, jestem z tobą.
-Wiesz, że to niebezpieczne.
-Wiem - zacisnąłem wargi. - Ale obiecałeś mi, że nic ci się nie stanie.
Yuu zaśmiał się. Jego klatka piersiowa zadrżała przy tym.
-Boję się o ciebie, nie o siebie. Jeśli coś ci się stanie, to się
zastrzelę. Nie wytrzymałbym na świecie bez ciebie.
-Też bym to zrobił.
-Nie zrobiłbyś. Nie mógłbyś się zabić.
-Niby dlaczego?
-W przeciwieństwie do mnie, masz po co żyć. Masz Sorę, Miho, Chie, Noriko.
Chcesz być lekarzem, pomagać ludziom, co jest niezwykłe. Jesteś tak niesamowitą
osobą, że aż trudno w to uwierzyć. A ja? Ja mam tylko ciebie. Jestem tu dla
ciebie.
-Bez ciebie nie byłoby mnie - zacytowałem. - Nie wiem kto to powiedział,
ale w tym przypadku to bardzo trafne. Nie byłbym tym samym Taką, gdybym nie
miał ciebie, a ty nie byłbyś tym samym Yuu, gdyby nie było mnie.
Obaj nie mogliśmy bez siebie żyć.
Rano Yuu wstał wcześniej niż zwykle. Chociaż przespał kilka godzin, to i
tak wyglądał marnie. Zrobiłem mu drugie śniadanie, którego zwykle nie brał do
pracy oraz przygotowałem dla niego mały termos z kawą. Wdzięczny Yuu obdarował
mnie za to tak namiętnym i czułym pocałunkiem, na jaki było go tylko stać. Jego
wargi pożądliwie wpijały się w moje. Mógłbym przysiąc, że mnie zaraz zje. Z
jawną dominacją przykrywał mnie swoim ciałem. Jedną ręką objął mnie w pasie,
bym się przypadkiem nie oddalił, a drugą położył na moim policzku. Yuu bardzo
dobrze wiedział, że lubiłem się całować. Uwielbiałem tę pieszczotę, a
zwłaszcza, gdy mogłem się poddać jego działaniom. Czułem się wtedy
bezpieczniej.
Yuu wpijał się zachłannie w moje usta. Pozwalałem mu niemal na wszystko, co
mu odpowiadało. W końcu postanowiłem mu się odwdzięczyć. Przygryzłem jego dolną
wargę, po czym przesunąłem po niej językiem. Mężczyzna zamruczał, a w tym samym
momencie dotknąłem jego krocza.
-T-taka...? - mruknął w moje usta.
-Ile masz czasu do wyjścia?
-Ze dwadzieścia minut.
-Tyle wystarczy - zacząłem rozpinać guziki jego koszuli. Yuu złapał mnie za
biodra, po czym przeniósł mnie do sypialni. Położył mnie na pościelonym łóżku.
Zdjąłem szlafrok, który miałem na sobie i poczekałem, aż Yuu rozepnie rozporek
spodni. Gdy to uczynił, wszedł na łóżko, a ja, leżąc plecami płasko na
pościeli, zgiąłem nogi, rozsuwając je i poruszyłem biodrami.
-Jesteś niemożliwy - stwierdził z rozbawieniem w głosie.
-Chcę tylko rozładować twoje napięcie przed pracą - znowu poruszyłem
biodrami. - No dalej, czekam na ciebie.
Yuu uśmiechnął się zadziornie. Zsunął spodnie do połowy ud i położył się na
mnie, pomiędzy moimi nogami. Jęknąłem, gdyż Yuu był trochę ciężki. Poruszył
biodrami, układając swoje krocze idealnie na moim. Ocieraliśmy się chwilę o
siebie, całując się lekko jednocześnie. W końcu podniósł się ze mnie, zsunął slipki,
które miałem na sobie, a następnie zaczął masować moje sutki. Wygiąłem się
lekko, na co Yuu kolejny raz się zaśmiał. Po wymęczeniu moich wrażliwych
brodawek, mężczyzna zsunął bokserki. Prącie Yuu było na wpół sterczące, kiedy
ja sam byłem już twardy.
-No co to jest? - burknąłem, dotykając palcem wskazującym jego żołędzia. -
Nie podoba mi się.
-Ucałuj go, może się obudzi.
Podniosłem się, ujmując jego przyrodzenie w obie dłonie. Powoli poruszałem
na nim rękoma, aż poczułem, że twardnieje. Gdy już się prężył przede mną, z
zadowoleniem rozchyliłem nogi.
-No dalej, czas ucieka - podparłem się z tyłu rękoma.
Yuu wziął prezerwatywę z szafki. Założył ją na swoje sterczące prącie, po
czym wszedł we mnie sprawnym ruchem do końca. Zrobił to tak nagle i gwałtownie,
że prawie krzyknąłem.
-Taka? - pogłaskał mnie po policzku. Odchyliłem głowę, biorąc kilka
gwałtownych wdechów.
-Nic mi nie jest. Zrób to mocno, jak chcesz.
-A ty znowu masz te swoje sadomasochistyczne zapędy.
Yuu pochylił się i podparł rękoma po moich bokach. Nasze twarze dzieliło
kilka centymetrów.
-Nie podoba ci się to? - spytałem. Zaczął poruszać biodrami. Patrzyliśmy na
swoje twarze, obserwując nawzajem nasze reakcje.
-Podoba, ale dla ciebie to niebezpieczne.
Yuu zmarszczył brwi, a na jego twarz wstąpiło pełne skupienie. Poruszał
biodrami, podrażniając moje wnętrze. Zamruczałem, delikatnie zaciskając
powieki. W końcu Shiro się zatrzymał. Pocałował mnie niczym coś świętego i
potarł policzkiem o mój.
-Otwórz oczy - zamruczał przy moim uchu. - Chcę patrzeć w twoje śliczne
oczy, kotku.
Uchyliłem powieki. Yuu poruszał się szybko, co już doprowadzało mnie do
szaleństwa. Tak dobry jak Yuu był podczas seksu, chyba nikt nie był. Sam w
sumie nie wiedziałem, jak on to robił, że odczuwałem przyjemność ze stosunku.
Seks to było coś.
-Yuu, mocniej! - jęknąłem.
Shiroyama naparł na moją klatkę piersiową i zmusił mnie tym samym, bym się
położył. Pochylił się nade mną, a jego ruchy zmieniły się w silne pchnięcia, w
rytm których zaczęło się kiwać łóżko.
W końcu Yuu trafił w moją prostatę. Wygiąłem się pod nim, a chwilę później
przeszedł przeze mnie słodki dreszcz orgazmu. Krzyknąłem z rozkoszy, dochodząc
chwilę przed nim. Shiro zacisnął powieki, mając wytrysk. Przez chwilę obaj
trwaliśmy w bezruchu. W końcu mój chłopak wyszedł ze mnie i od razu zdjął
zużytą prezerwatywę. Odłożył ją na szafkę. Palcem przesunął po swoim brzuchu,
zgarniając resztki mojej spermy. Wsunął palec do ust.
-Dobre? - podałem mu chusteczki. Wziął jedną, po czym zaczął wycierać
brzuch.
-Pyszne - stwierdził.
Podniosłem się i zacząłem zapinać mu koszulę. Gdy wszystkie guziki były już
zapięte, mężczyzna pocałował mnie gwałtownie i zaborczo. Przez chwilę zabrakło
mi oddechu. Gdy oderwał się ode mnie, ogarnęło mnie dziwne uczucie tęsknoty,
chociaż Yuu był tuż obok mnie.
-Co chcesz na obiad? - zapytałem, kiedy naciągał bieliznę na swoje miejsce.
Wstał, a ja położyłem się na boku. Nie chciało mi się ubierać.
-Nie musisz gotować - koszulę włożył do spodni. - Zjedzmy dzisiaj w
mieście, co ty na to?
-Pewnie - uśmiechnąłem się. Yuu odwzajemnił gest. - Ach, bo... Masz
urodziny za trzy dni.
-I? - rękoma zaczął na szybko układać włosy.
-Nie mam pojęcia, co ci dać.
-Możesz mi zaoferować swoje towarzystwo - zaśmiał się. - Taka-chan, zbliżam
się do trzydziestki, urodziny to ostatnia rzecz, jaką chcę świętować.
-A moją siedemnastkę to chciałeś bardzo świętować, chociaż nie chciałem
-wypomniałem mu.
-Siedemnaście lat, a dwadzieścia sześć to jednak różnica.
-Dla mnie toto samo.
Wywrócił oczami.
-No, kotku, to bądź grzeczny. Ja już pójdę - pochylił się, całując mnie w
policzek. - Ubierz się tylko.
-No jasne - zaśmiałem się. Podniosłem się do siadu. Shiro wyszedł z
sypialni. Szybko ubrałem swoje bokserki i szlafrok. Związałem go niedbale
sznurem, po czym poszedłem za Yuu. Mężczyzna już wychodził. Narzucił na siebie
płaszcz, szyję przewiązał szalikiem, a na głowę ubrał ciepłą czapkę.
Wyszedł z mieszkania, machając mi. Szybko się spostrzegłem, że nie wziął
drugiego śniadania i kawy. Chwyciłem zapakowane jedzenie i wybiegłem za nim na klatkę
schodową.
-Yuu, czekaj! - mężczyzna już schodził. Odwrócił się w moją stronę i szybko
się wrócił po jedzenie. Wyszedłem na chłodną klatkę schodową, wręczając mu
jedzenie.
-Na śmierć zapomniałem - wziął ode mnie pakunek.
-Gapcio - zaśmiałem się, na szybko poprawiając mu szalik. Zaraz ująłem
lekko jego twarz w dłonie, całując go w usta. Gdy się odsunąłem, Yuu obdarzył
mnie szerokim uśmiechem.
-Rozpieścisz mnie, a potem wrócisz do Matsue i co? - dotknął mojego
policzka.
-Bierzemy ślub - przypomniałem mu - po którym mamy się już nie rozstawać,
pamiętasz?
-Pamiętam, jak mam nie pamiętać - westchnął. - Wracaj lepiej do środka.
Jest zimno.
Yuu zanim odszedł, pomachał mi jeszcze. Oczywiście mu odmachałem. Jakoś
trudno było mi się z nim rozstać. Chciałem cały dzień przesiedzieć tylko z nim.
Już miałem wrócić do mieszkania, kiedy to zauważyłem, że ktoś stoi wyżej na
klatce schodowej. Spojrzałem w tamtą stronę, robiąc zaskoczoną minę. Omi stała
z miną wyrażającą coś na wzór smutku. Spoglądała w moją stronę, a ja w jej,
czując się trochę skrępowany tą sytuacją. Musiała widzieć i słyszeć mnie z Yuu.
-Co tu robisz? - zapytałem. - Powinnaś być już chyba w szkole.
-To obrzydliwe - zignorowała moje pytanie. - Jak możesz z nim tak to robić?
Nie uważasz, że on zasługuje na kobietę?
Wybuchłem gromkim śmiechem. Dziewczyna zacisnęła wąsko wargi, a dłonie
splotła przed sobą, by w ten sposób dodać sobie pewności siebie. Jej słowa,
chociaż przepełnione były smutkiem i goryczą, rozbawiły mnie.
-Co w tym zabawnego?
-Nie jesteś pierwszą i pewnie nie ostatnią osobą, która tak sądzi -
uśmiechnąłem się. - To jak nie idziesz do szkoły, to może wejdziesz? Napijesz
się herbaty.
Zgodziła się. Weszliśmy do mieszkania, ona zdjęła ubranie wierzchnie, a ja
poszedłem się szybko ubrać. Założyłem przylegające dżinsy oraz starą,
rozciągniętą koszulkę Yuu. T-shirt miał nadruk przedstawiający czołg. Yuu lubił
tę koszulkę, jednak z czasem wypłowiała, a jej naturalny, czarny odcień zmienił
się w szary, co spowodowało, że przestał ją nosić w ciągu dnia. Czasami w niej
spał. Na koszulkę nałożyłem jeszcze granatowy, długi kardigan. Podwinąłem jego
rękawy i poszedłem do kuchni, w której siedziała Omi. Dziewczyna podniosła na
mnie wzrok i przez chwilę analizowała mój wygląd. Kiedy ona na mnie patrzyła
(czułem to wyraźnie), ja robiłem herbatę. Gdy przygotowałem napój, podałem jej
go i usiadłem naprzeciw niej. Podziękowała mi, po czym wzięła kubek i zaczęła
powoli pić.
-Ile jesteś w nim już zakochana? - zapytałem. Patrzyłem w swój kubek z
herbatą.
-Mówisz o Yuu? - upewniła się. Potwierdziłem to mruknięciem. - Odkąd go
poznałam.
-Czyli to taka miłość od pierwszego wejrzenia.
-Czemu ciebie to obchodzi?
Wzruszyłem ramionami.
-Oboje go kochamy. To tak wiele, że chcę wiedzieć?
Omi zacisnęła wąsko wargi, po czym splotła dłonie wokół kubka.
-Jak mężczyzna może kochać drugiego w taki sposób? Dlaczego tak jest?
-Mnie się pytasz?
-Powinieneś wiedzieć to najlepiej.
-A wiem najmniej na ten temat. Kocham Yuu. Mam wrażenie, że tak ma po
prostu być i już, że nie jestem w stanie tego uniknąć i on też. Brzmi to dość
fatalistycznie, ale to jak wyjaśnianie dziecku tego, jak to jest, że słońce
świeci na niebie.
-Masz mnie za takie dziecko?
Wzruszyłem ramionami.
-Jesteś ode mnie młodsza, ale to nie znaczy, że gorsza i niczego ci nie
ujmuję. I powiem ci, że masz dobry gust, jeśli chodzi o mężczyzn.
Zacisnęła wąsko wargi.
-Zakochałam się w geju i twierdzisz, że mam dobry gust. To całkowicie bez
sensu. Czemu on musi kochać ciebie? Co ja mam gorszego?
-Nie masz nic gorszego. Tak po prostu jest.
Tak po prostu jest - powtórzyłem w myślach. - I nie chcę tego zmieniać.
*
Shiro tego dnia wrócił bardzo zmęczony. Niemal padł na mnie, gdy witałem go
w drzwiach. Poleciłem mu się umyć i przygotowałem dla niego coś ciepłego do
jedzenia. Omi cały czas siedziała w mieszkaniu, a Yuu, nieświadomy tego, brał
prysznic w łazience. Gdy skończył się myć, obwiązał się ręcznikiem i wyszedł
tak z toalety. Mocno się zdziwił, gdy zobaczył Omi siedzącą cichutko na krześle
kuchennym.
-Przygotowałem ci ubranie w sypialni. Ubierz się - powiedziałem.
Yuu nic nie odpowiedział. Odwrócił się i poszedł szybko do pokoju.
-Co mu się stało w plecy? - zapytała Omi. Pewnie zauważyła rany, które
zostawiłem Yuu na plecach przedwczoraj. Niektóre się wygoiły, a z niektórych
zrobiły się blizny. - To był jakiś wypadek?
-Nie, to byłem ja - odparłem lekko.
-Ty? Dlaczego to zrobiłeś?
-A chcesz wiedzieć, jak to jest uprawiać z nim seks?
Omi otworzyła szeroko oczy, a ja zaśmiałem się.
-No... No jak?
-Na żadnym filmie pornograficznym nie będzie czegoś takiego - przeszedł
mnie jawny dreszcz. - Mógłbym ci napisać książkę o tym, ale nawet ona nie
byłaby w stanie tego opisać.
Dziewczyna nie wydawała mi się być zniesmaczona tym, co jej powiedziałem.
Była bardziej... Zaciekawiona? Chyba tak. Patrzyła na mnie z dużym
zainteresowaniem.
Shiroyama przyszedł do kuchni w pełni ubrany. Potargał mi lekko włosy, na
co ja złapałem go za kozią bródkę.
-Ładnie to tak? - zapytałem.
-Masz po prostu mięciutkie włosy.
Parsknąłem śmiechem na tę uwagę. Yuu obdarzył mnie wówczas tak uroczym
uśmiechem, na jaki tylko było go stać. Nie pozwalaliśmy sobie jednak na żadne
czułości, nie przy Omi, która bacznie nas obserwowała i niechybnie umierała w
środku z zazdrości. Podałem Shiro tacę z ciepłym posiłkiem oraz herbatą dla
niego i Omi.
-Już, zmykajcie. Szybciej zaczniecie, szybciej skończycie. A my mamy wyjść
dzisiaj, pamiętasz?
-Ale wiesz, że przychodzi potem do mnie jeszcze jedna osoba.
-Rozprawisz się z nią i pójdziemy. Naprawdę, mam trochę dość ciągłego
siedzenia tutaj.
-Zacznij robić na drutach - mruknął Yuu kąśliwie, kiwając na Omi głową, by
poszła już do jego gabinetu.
-Zrobię ci sweterek w norweskie wzory - wywróciłem oczami, czego Yuu już
nie mógł zobaczyć, gdyż wyszedł z kuchni. Parsknął jeszcze, a ja westchnąłem.
Opadłem bezwładnie na krzesło, a twarz ukryłem w dłoniach. Drzwi od gabinetu
kliknęły, zamykając się.
Momentalnie poczułem przeszywający moje ciało chłód. W głowie miałem ten
piękny uśmiech Shiro. Lekko ściągniętą skórę i tworzące się wokół ust dołeczki
przypominające malutkie dołeczki. Ten uśmiech wydał mi się nagle tak bardzo
nierealistyczny jak krew w niskobudżetowych filmach. Nieważne, jak bardzo mógł
się postarać, zawsze wiedziałem, kiedy udawał. Starał się sprawiać pozory, że
wszystko było w porządku, kiedy sam odchodził od zmysłów, gdyż w każdej chwili
mógł dostać kolejny telefon, polecenie lub groźbę.
Jednak tak nie było.
Wieczorem poszliśmy na kolację. Yuu stawiał. Zjedliśmy jakieś europejskie
danie, popijając czerwone wino. Shiro musiał wcześniej zrobić rezerwację. Lokal
był zbyt elegancki, a poza tym, mieliśmy stolik za beżowym, papierowym
parawanem, który całkowicie oddzielał nas od reszty klientów. Gdzieś dalej
pogrywała jazzowa kapela, a zmęczony kelner przychodzi do nas co jakiś czas,
dolewając nam wina.
-Wiesz, chyba jednak wolę jeść w bardziej przyziemnych miejscach -
mruknąłem, błądząc wzrokiem po ciemnej boazerii, która do połowy okrywała
ściany. - Czuję się wtedy swobodniej.
Yuu uśmiechnął się.
-Ja też, ale wizyta w takim miejscu raz na sto lat nie powinna nam
zaszkodzić mocno.
Obaj parsknęliśmy śmiechem.
-Ale poważnie - upiłem trochę wina - czuję się tutaj jak zwierzę w klatce,
jeszcze ten parawan. Mam wrażenie, że jak tylko stąd wyjdziemy, to wszyscy będą
się gapić.
-Nikt na nas nie patrzy - dotknął mojej dłoni.
Spojrzałem na jego rękę. Nasze palce stykały się delikatnie.
-Ale nie złapiesz mnie za rękę - wypomniałem mu.
-No wiesz, ten kelner...
Wywróciłem oczami, a Yuu położył swoją dłoń na mojej.
-Lepiej?
-O wiele.
Spojrzałem Yuu w oczy. Mężczyzna przypatrywał mi się z dziwnym
zainteresowaniem. Zmarszczyłem brwi, przekrzywiając lekko głowę.
-No co? - zapytał z jawnym rozbawieniem.
-To ja powinienem o to spytać.
Shiro zacisnął wąsko wargi, po czym zabrał rękę z mojej. Odgarnął włosy za
uszy, po czym wypił do końca wino ze swojego kieliszka.
-Stało się coś dzisiaj?
-No właśnie nie - westchnął. - Nic się nie stało, a to mnie chyba jeszcze
bardziej doprowadza do szału. To jak cisza przed burzą.
-Cisza przed burzą - powtórzyłem pod nosem, przechylając lekko swój
kieliszek to w jedną, to w drugą stronę. Szkarłatna ciecz spływała po szklanych
ściankach, pozostawiając po sobie ledwo widoczne smugi. - Czyli co? Teraz
będziesz się trząsł nade mną jak nad jajkiem?
-Mam lepsze wyjście?
-Yuu, wiem, że się o mnie martwisz, ale tyle już przeszedłem, że to chyba
nie ma teraz najmniejszego znaczenia.
Twarz Shiroyamy momentalnie stężała i stała się poważna. Wziął głęboki
wdech. Chwyciłem kieliszek i wypiłem duszkiem alkohol. Przez kolejne długie
minuty żaden z nas się nie odzywał. Jedynie jazzowy kawałek pobrzmiewał gdzieś
dalej. Yuu nawet na mnie nie spojrzał, a gdy to zrobił, to zrobiło mi się
słabo. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
-Wiesz, specjalnie cię tu dzisiaj zabrałem - oznajmił łamiącym się głosem.
- Nigdy nie byliśmy razem w takim miejscu, prawda? Chciałem zjeść z tobą
kolację w drogim lokalu, popijając drogie wino przy świetle drogich świec. Raz.
I wiesz co? Wcale nie lubię takich miejsc. Też się w nich źle czuję. Ale co z
tego. Tak sobie pomyślałem, że wcale nie wiem, czy w ogóle dożyję jutra. Po tym
telefonie, po tym, co usłyszałem... - zawiesił głos, a ja zacisnąłem wargi,
patrząc w bok. - Takanori, za bardzo cię kocham, by przestać się kiedykolwiek o
ciebie martwić. Mógłbym konać w jakimś zaułku, a ostatnie o czym bym pomyślał,
toto, jak ci poszło kolokwium z histopatologii albo, czy na pewno ubrałeś się
ciepło.
Mógłbym pomyśleć (a autorka mogłaby napisać), że znów dotarło do mnie, jak
bardzo Yuu się o mnie troszczył i jak bardzo tego nie doceniałem. Mógłbym się
rozpłakać jak mała dziewczynka po utracie ulubionej zabawki i po prostu tonąć
we łzach, myśląc sobie „jak on mnie kocha!”. Mógłbym paść w jego ramiona,
powtarzając sobie, że nic więcej dookoła nie ma znaczenia, tylko my dwaj. Tak
by to pewnie wyglądało (gdyby nie autorka), ale tak nie było.
Utkwiłem spojrzenie gdzieś w przestrzeni. Yuu lekko potarł skronie, co
dostrzegłem kątem oka. Muzyka wydawała mi się grać jakby ciszej. Kelner
podszedł do stolika i spytał czy dolać nam jeszcze wina. Yuu odmówił i poprosił
o rachunek. Mężczyzna odziany w białą koszulę, odszedł.
-I? - odważyłem się na niego spojrzeć. - I co jeszcze mi o tym powiesz?
Podparł głowę obiema rękoma.
-Nic.
-Rozumiem cię i twoje zachowanie. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem dla
ciebie ważny. Przez prawie rok balansowałeś na krawędzi między życiem a
śmiercią, myśląc o tym, czy do ciebie wrócę. To już samo w sobie daje mi do
zrozumienia, że mnie naprawdę kochasz i wcale nie musisz mi tego udowadniać,
zabierając mnie gdzieś, gdzie obaj czujemy się jak dwa pajace. Po co to? Jeśli
chcesz mnie naprawdę przed czymś chronić, to rób to tak, jak do tej pory.
-Jak to się ostatnio skończyło?
-Szczęśliwie. Wszystko ma szczęśliwe zakończenie, w mniejszym lub większym
stopniu.
-Nie o tym mówię.
-Ale ja nie chcę mówić o tym, o czym ty próbujesz. O tym n i g d y nie będę
w stanie swobodnie rozmawiać. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Rozumiesz to
jak nikt inny.
-Kotku, wiem, że nie chcesz - wyciągnął portfel z kieszeni, po czym położył
go na stole. - I wcale nie chcę rozmawiać konkretnie o tym. Ale prędzej czy
później, będziesz musiał powiedzieć o tym innym.
-Nic IM nie powiem - warknąłem. Poczułem, że ogarnia mnie panika, a moje
myśli powróciły do tamtych strasznych wydarzeń. Porwanie, wykorzystanie,
znęcanie. Yuu to zauważył, dlatego szybko położył swoją dłoń na mojej i mocno
ją uścisnął.
-Kochanie, spokojnie. Jestem przy tobie. Nikt ci nie zrobi więcej krzywdy.
Poczułem zbierające się w moich oczach łzy. Yuu coś mówił, ale byłem już
zbyt daleko w swoich wspomnieniach, by go usłyszeć.
-Chcę wziąć prysznic - rzuciłem nagle, szybko podnosząc na niego głowę.
Zabrałem obie ręce i schowałem je pod stół.
W tym samym momencie przyszedł kelner z rachunkiem. Yuu zapłacił, a ja
opadłem swobodnie na krzesło jak wypompowany z powietrza materac.
-Teraz? - spytał. Kelner już odszedł. Yuu zostawił mu jakiś napiwek.
-Teraz - wyprostowałem się. - Muszę się umyć.
Yuu nie pytał. Doskonale wiedział, że gdy tylko poruszany był ten temat, ja
musiałem się umyć.
Do mieszkania wróciliśmy taksówką. Kiedy tylko przekroczyliśmy jego próg,
to niemal biegiem pognałem do łazienki. Zamknąłem się od środka, odkręciłem
kurek z ciepłą wodą i zrzuciłem z siebie ubranie. Wszedłem pod prysznic i
stałem tak przez pewien czas, jedynie pocierając nagie ramiona. Przez moją
głowę przelatywały wspomnienia, których nigdy tak naprawdę nie chciałem
pamiętać. Upokorzenie i zniewaga. Właśnie to próbowałem z siebie zmyć, ale to
nigdy nie chciało tak łatwo ode mnie odejść. Wszystko siedziało w środku mojej
osobowości, puściło korzenie. Było przyczepione do mnie jak piłka na sznurku.
Po wyjściu spod prysznica zdałem sobie sprawę, że nie miałem przy sobie
żadnego ręcznika. Uchyliłem drzwi, wystawiając głowę. Chłodniejsze powietrze z
korytarza nieprzyjemnie owiało moje ciało.
-Yuu? - mruknąłem. Światło paliło się jedynie w salonie. Za każdym razem,
kiedy tak się zamykałem, Yuu zostawiał mnie w spokoju. Wiedział, że i tak nic
nie zdziała, dlatego siadał w jednym miejscu i czekał aż skończę. Teraz musiał
się pewnie mocno dziwić, że po tak długim upływie czasu znowu miałem ten dziwny
atak.
Shiroyama wyszedł z salonu. Widząc mnie, od razu poszedł po ręcznik. Podał
mi go, a ja zaraz zamknąłem drzwi, nie wpuszczając go do łazienki.
-Jak się czujesz? - jego głos był przytłumiony przez drzwi. - Już lepiej?
-Lepiej - potwierdziłem, wycierając się ręcznikiem. - Już mi lepiej.
-Przepraszam cię za dzisiaj.
-Nie przejmuj się - oparłem się nagimi plecami o drzwi. - Może... Może jak
będę częściej próbował o tym mówić, to w końcu przestanę tak reagować. Wiesz,
jak to działa.
-Wiem. Zawsze możesz próbować.
Odchyliłem głowę i zacisnąłem wargi. Oderwałem się od drzwi i otworzyłem
je. Shiro stał tuż przede mną. Trzymał moje ubrania.
-Przeziębisz się - podał mi moje ciuchy.
Rzuciłem ubrania na podłogę i przylgnąłem do Yuu. Objął mnie zaskoczony. W
moich oczach zebrały się łzy.
-Powiedz mi, Yuu, co z tym życiem jest nie tak? Dlaczego niektórzy tak
krzywdzą innych, dzieje się tak, a nie inaczej... - zaszlochałem. Moje słowa
nie miały większej spójności.
Nic nie powiedział. Wplątał jedynie dłoń w moje mokre włosy, przyciskając
mą głowę do swojego torsu, a drugą gładził moje nagie plecy.
-Brakuje mi mamy - rzuciłem nagle. Powiedziałem to chyba pierwszy raz od
wielu lat. - Naprawdę. Mam wrażenie, że gdyby żyła, nigdy nie doszłoby do tego
wszystkiego.
Shiro zadrżał. Przełknął głośno ślinę.
-Wiem, że ty i ona to rozdział zamknięty. Wiem, że wcale nie czułeś do niej
prawdziwej miłości, a jedynie młodzieńczą fascynację. Jej już nie ma, prawda?
Zniknęła nagle, ale w liście napisała tak, jakby ciebie o wszystko obwiniała.
Ale ty jej nic nie zrobiłeś. To wszystko było kłamstwem. Wiem o tym doskonale.
Shiro milczał.
-Czasami mi się zdaje, że to wszystko, co się wokół mnie dzieje, jest
napędzane przez nią. Rozumiesz? Myślę sobie, że to ona mi podkłada te kłody pod
nogi, bo to ja jestem z tobą, a nie ona. Miałem cię nawet nigdy nie poznać -
parsknąłem. - Jak mogę wyobrażać sobie takie rzeczy. Mama zawsze kojarzyła mi
się z ciepłem i bezpieczeństwem, a czasami mam wrażenie, że cała jej miłość do
mnie była oblana lukrowym fałszem.
-Yuri bardzo cię kochała - powiedział cicho.
-Ale może teraz przestała mnie kochać? Odkąd jestem z tobą.
-Nigdy by tego nie zrobiła. Jestem tego pewny.
-Myślisz, że jest zazdrosna?
-Nie sądzę - Shiro przyłożył dłoń do mojego czoła. - Takanori, masz
gorączkę.
Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale wylądowałem w łóżku. Czułem, że
lecę do niego i nawet oznajmiłem to Yuu.
"Czy ja mam skrzydła?" - zapytałem go. Odparł, że nie, co mnie
zasmuciło.
Fajnie byłoby mieć skrzydła. Zupełnie niczym taki anioł.
----
Na cześć Migdałowego Taki nazwałam tak samo swojego kota. Dzisiaj moja mama przechrzciła go na Migdała. Myślicie, że moja mama potajemnie czyta moje gejporno?
Nie, spokojnie. Żyję. jeśli ktoś się o mnie martwił. Jakoś się trzymam. Wesołych świąt, szczęśliwego nowego roku, mokrego dyngusa... ajć, to nie te święta.
Chcę przeprosić wszystkich tych, którzy czekali na Life is beautiful. Opowiadanie miało mieć premierę jeszcze w tym miesiącu, ale wygląda na to, że pojawi się dopiero w przyszłym roku. Nie wiem dokładnie kiedy. Nie gniewajcie się na mnie mocno.
I... tęsknił ktoś za mną? Czasami mam wrażenie, że się na mnie obraziliście. Nie piszecie zbytnio długich komentarzy... Jak jest coś nie tak w opowiadaniu, to się nie pogniewam, jak o tym powiecie. Tsu was kocha i tak, i tak. <3
Btw, postanowiłam wskrzesić stacked rubbish. Niedługo coś się na nim pojawi, wyczekujcie tego~
Mam cichą nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. I przepraszam bardzo Korniczka. Nie gniewaj się na mnie, jeśli nadal się gniewasz. ;_;
Wybaczcie błędy, liczę na wasze opinie, Żuczki.
Do następnego rozdziałuu~!
Oczywiście, że tęskniliśmy (bynajmniej ja). Rozdział mi się wyjątkowo bardzo podobała. Jakoś nawet bardziej niż zwykle nie wiem dlaczego. Ta scena przymiarek był super :D Mogę im robić zdjęcia na ślubie? W ogóle było tak awww i wszystkiego innego po trochu. Mam nadzieje, że Rukiemu się już żadna krzywda nie stanie ;_; W ogóle to co tam u Twojego syneczka?
OdpowiedzUsuńDużo weny i szczęśliwego Nowego Roku
Tsukkomi~ Ty zyjesz! :D jak sie ciesze. T.T
OdpowiedzUsuńRozdzial, jak zwykle cudny! Troche mi ta cala Omi dziala na nerwy.. I jeszcze zostanawiam sie nad sprawa tego znajomego Yuu... Oby jemu i Tace nic sie nie stalo...
Duzo weny i szczesliwego Nowego Roku!!! :D
Oczywiście, że tęskniliśmy :c
OdpowiedzUsuńTroche sie naczekałam ale było warto
Coś czuje, że migdał ponownie się rozkręca *.*
Tęskniłam cholernie za toba myszko ty moja...co tydzien zagladalam i sprawdzalam czy cos jest..extra opko ci to wyszlo czekam na wiecej
OdpowiedzUsuń( ͡° ͜ʖ ͡°)
OdpowiedzUsuńNo to tak - nadrobiłam w końcu Migdała. Zawsze powtarzałam sobie "Skomentuję pod ostatnim rozdziałem!", ale wielkie nic z tego wychodziło, bo szybko zapominałam. Ale jak widzisz, teraz komentuję. Dobra, przestaję pisać od rzeczy. xD"
OdpowiedzUsuńCałe opowiadanie bardzo mi się podoba, wszystkie cztery serie, chociaż na początku myślałam, że po pierwszej nie powinno być już nic, bo straci swój urok. Całe szczęście, że tak się nie stało! Strasznie się boję o to, co wydarzy się z Yuu i Takanorim. Te telefony okropnie trzymają w napięciu. No w ogóle chyba nie zamierzasz zabijać mi Shiroyamy, co? XD Słyszałam, że masz potem zrobić z tego uruki i, o ile to prawda, nie posuwaj się do aż tak drastycznych środków! Plz, nope, nie zgadzam się. Nawet dla swojego otp nie zniosę śmierci mojego gazettowego fava. ;; Dobra Matsu, ogarnij się. *mentalnie daje sobie z liścia* Wracając do tematu - Omi. Na początku byłam nastawiona do niej neutralnie. Gdy pokazałaś, jak zachowuje się w stosunku do Yuu, zrobiło mi się jej szkoda. A potem, już na samym końcu, jak zaczęła być, łagodnie mówiąc, nieuprzejma, stała się moim wrogiem numer jeden. ;; Ale w sumie jej się nie dziwię, w końcu tu Yuu... OKEJ.
Na koniec chciałam ci powiedzieć tylko tyle, że piszesz naprawdę dobrze. Mimo tego gdzieś tam było w tym rozdziale takie zdanie, w którym jeden wyraz powtórzył się na początku. To było pewnie przez zwykłe gapiostwo, ale rzuciło mi się w oczy, więc mówię. :3
Tobie również życzę wiele natchnienia i wspaniałych pomysłów!
Napiszę komentarz dwa lata po publikacji, a co...
UsuńTakże, rozpoczynając pierwszy raz czytałam to z rok temu i nie wiem dlaczego, ale zawsze, gdy wracam do tego rozdziału wpadam w jakiś dziwny stan.
Czuję zimną pustkę, w której nie ma nic, kiedy wcześniej szarpały mną skrajne uczucia.
Rozdział po prostu uspokaja (mogę to tak nazwać?). Dobra nie jestem fanką długich komentarzy, bo wbrew pozorom to naprawdę trudne, a kiedy się jest takim kozłem z polskiego, jak ja, to aplauz powinno się dostać za dwa czy trzy poprawne zdania.
Akurat często urywam w środku pracy, więc dziś nie robię wyjątku, pozdrawiam cieplutko i kończę.
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, sen przerażający, i jednak dobrze że ich widziała i dowiedziala się wszystkiego...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Tobie też wesołych, spokojnych, rodzinnych i udanych świąt mimo obecnie panującej pandemii.
OdpowiedzUsuńOby Twoja wena była coraz większa, a chęci do pisania coraz silniejsze :D
Rozdział wspaniały. Wiesz, że nie jestem osobą, która się rozpisuje. Nie potrafię.
Bardzo mi się podoba migdał i boli mnie to, że dochodzę do jego końca. Mam nadzieję, że po nim znajdę coś co też mnie pochłonie równie mocno :)