Migdałowe serce: Untouched
Untouched
Huk rozchodzący się z głośników nieprzyjemnie
drażnił moje uszy. Głowa mnie pobolewała od tego wszystkiego. Dookoła było
mnóstwo tańczących ludzi. Rozmawiali, przekrzykiwali się, pili. Typowa domówka.
Przecisnąłem się między spoconymi ciałami i
wydostałem się na balkon, by zaczerpnąć powietrza. Jednak nawet tam ktoś palił
papierosy i marihuanę.
Świetnie - pomyślałem na widok znajomych ze
szkoły, którzy wymieniali się skrętem niczym fajką pokoju.
-Takanori, chodź do nas! - krzyknęła
koleżanka. Pokręciłem tylko głową i wróciłem do dusznego salonu. Chciałem iść
się napić, kiedy nagle wpadłem na kogoś. Chłopak złapał mnie lekko za
nadgarstki i uśmiechnął się, pochylając w moją stronę.
-Cześć, Taka - powiedział mój były. Wywróciłem
oczami na to wszystko. - Przyszedłeś kogoś wyrwać?
-Nie - odparłem chłodno. - W przeciwieństwie
do ciebie.
Pocałował mnie krótko w usta. Wyczułem od
niego alkohol. Gdy się ode mnie oderwał, popatrzył mi w oczy.
-Może spróbujemy jeszcze raz?
-Nie - wyrwałem mu się i szybko odszedłem.
Zabrałem puszkę piwa z szafki i ulokowałem się
na kanapie na uboczu. Na moje szczęście, nikt na niej nie siedział. Zająłem
miejsce i otworzyłem puszkę z alkoholem. Wziąłem kilka łyków i skrzywiłem się z
lekka. Nie przepadałem za piwem.
-Hej, można? - usłyszałem nad sobą. Podniosłem
wzrok na czarnowłosego chłopaka. W ręku trzymał otwartą butelkę piwa.
-Można - odparłem.
Zajął miejsce obok mnie i wyciągnął się
wygodnie.
-Co tak sam siedzisz? - zagadnął. Wziął łyk
piwa i odchylił lekko głowę.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie znam ludzi.
-Ja w większości też, ale zawsze można ich
poznać.
Spojrzałem na niego z ukosa.
-Jesteś pijany?
-Po dwóch piwach? Wątpię, że to takie możliwe.
Pokiwałem powoli głową. Chłopak był bardzo
szczupły i blady. Czarne włosy sięgały mu prawie ramion i były roztrzepane
niedbale. Skojarzył mi się z jakimś narkomanem.
-Jestem Yuu, a tobie jak na imię?
Ignoruj go, może się odczepi - pomyślałem,
uparcie patrząc w drugą stronę.
-Taka - odpowiedziałem mimowolnie.
-Co? Nie mów, że cię tak rodzice skrzywdzili i
dali damskie imię! Na pewno tak się nie nazywasz.
-Po co ci moje imię, jak go zaraz zapomnisz?
-A zakład, że nie zapomnę?
Wywróciłem oczami.
-Takanori. Nazywam się Takanori.
-Hm, Takanori... - zamyślił się nad czymś na
moment. - Znam, na pewno nie zapomnę.
-Możesz mi mówić Ruki, łatwiej zapamiętać.
-Czyli mam do wyboru Takanori, Taka i Ruki. No
to ciekawie. Wiesz, jakby coś, to wołają na mnie Aoi.
Tak, tak. Na pewno zapamiętam.
-Nie nudzi cię tak siedzenie samemu? - spytał.
-Lubię być sam - odparłem
-Huh - pokiwał głową. - Na dłuższą metę to
trudne. Każdy ma kogoś bliskiego, chociaż jedną osobę.
-Jestem gejem - wypaliłem do niego. Może teraz
się odwali.
-Okej - zaśmiał się. - Domyśliłem się już,
kiedy i ten tam - wskazał dziobem butelki w stronę mojego byłego. Aktualnie
stał przy ścianie i flirtował z młodszą dziewczyną. - pocałował cię.
Posłałem mu wymowne spojrzenie.
-A ty to co? Ludzi podglądasz?
-Nietrudno zauważyć, kiedy dwóch facetów mizia
się na środku pokoju.
-Z nikim się nie miziałem, okej? -
zareagowałem ostro. O wiele za ostro. - To on zaczął, nie moja wina. Nie mam
zamiaru się z nim zadawać.
Yuu uniósł znacząco brwi.
-Poszedłbym zapalić, ale na tarasie jest pełno
dzieciaków - westchnął.
-Masz jeszcze ogród.
-Nie wyjdę do ogrodu.
-Dlaczego?
-Boję się.
Otworzyłem szerzej oczy z zaskoczenia.
-Czego się boisz? To tylko ogród.
-Nie rozumiesz - pokręcił głową, pochylając
się w moją stronę. Chciałem się odsunąć, miałem już raz nieprzyjemności z
byłym, który właśnie tak się do mnie przysuwał. Rozumiem, że byliśmy parą, a
pary są z reguły blisko siebie, jednakże nie lubiłem, kiedy mnie zaczynał
obmacywać. Mówił wtedy, że ja to jestem taki delikatny, a zwłaszcza tam. Zawsze, kiedy próbował mnie dotykać
w miejscach intymnych, kazałem mu przestać albo uciekałem. Okej, byłem
prawiczkiem, ale to raczej nic złego, kiedy ma się szesnaście lat. Wolałem się
nie spieszyć z pierwszym razem.
-No to o co chodzi? - przełknąłem ślinę.
-Widziałeś te krasnale ogrodowe? Są straszne!
A poza tym, każdy wie, że one ożywają po zmroku.
Na krótki moment zapadła między nami cisza.
Nie wytrzymałem jednak i wybuchłem głośnym śmiechem.
-Poważnie? Nie rób jaj!
-Hej, to nie jest śmieszne! Nie chcę, by zabił
mnie jakiś krasnal ogrodowy. To paskudne stwory.
Wiedziałem, że się zgrywał. W kącikach jego
ust czaił się uśmiech, a oczy błyszczały ze śmiechem. Co za ciekawy człowiek -
pomyślałem.
-To może wyjść z tobą? - zaproponowałem. - Jak
coś, to cię obronię.
-Miałby mnie bronić facet, który przedstawił
mi się żeńskim imieniem - pokręcił głową. - Już wolę jednak umrzeć z rąk
krasnala.
Czas na rozmowie z Yuu zleciał mi bardzo
szybko. Dawno nie rozmawiałem z tak pozytywną osobą. Rzucał błyskotliwymi i
zabawnymi stwierdzeniami. Śmiałem się przy nim i odprężyłem. Kompletnie
zapomniałem o zawodzie miłosnym. Poza tym, widziałem, jak mój były czasami
patrzy w naszą stronę. Raz uśmiechnąłem się do niego szeroko, co miało być niemym
„patrz, mogę się dobrze bawić bez ciebie”. Yuu zauważył, że chłopak czasami
patrzy na nas, dlatego spytał, czy może jestem z nim.
-Nie. Już nie - pokręciłem głową.
-Patrzy tutaj, jakby któryś z nas zjadł mu
kanapkę. Masakra, co to za popapraniec.
Prawie się oplułem ze śmiechu.
-Świetnie go podsumowałeś.
Kilka minut po północy Yuu powiedział, że musi
już wyjść.
-Jak kopciuszek - stwierdziłem.
Chłopak wybuchł gromkim śmiechem.
-Poczekaj, zdejmę pantofelek.
-Mogę zabrać się z tobą? - zapytałem. - Wolę
już wrócić do siebie.
-No jasne. Może cię odprowadzić?
-Nie musisz. Dam sobie radę.
Wyszliśmy z Yuu cichaczem. Jak się okazało,
zmierzaliśmy w tym samym kierunku. Rozmawialiśmy po drodze o całej imprezie i o
tym, że byłem idiotą, bo nie wziąłem kurtki, tylko cienką bluzę i marzłem.
-Twe włosy odpowiadają zawartości twojej
czaszki - palnął.
-Jeszcze coś?
Yuu śmiał się ze mnie głośno. On miał kurtkę,
a ja nie. Czułem, że się przeziębię.
Zanim się rozdzieliliśmy, wymieniliśmy się
numerami. Aoi stwierdził, że chciałby pozostać ze mną w kontakcie. W sumie, to
fajnie byłoby mieć takiego starszego kolegę - pomyślałem, dając mu numer.
-Jak masz na nazwisko? - spytał przy
wpisywaniu mojego numeru. Staliśmy pod zapaloną latarnią. Żółte światło, wokół
którego zgromadziły się ćmy i komary, mrugało co jakiś czas, jakbyśmy byli w
jakimś horrorze.
-Matsumoto.
Spojrzał na mnie z pewnym zaskoczeniem.
-No co?
-Mógłbyś powtórzyć?
Zawiał zimny wiatr. Zatrzęsłem się z zimna.
-Ma-tsu-mo-to.
Podałem mu nawet znaki, jakimi zapisuje się
moje nazwisko.
-A ty jak masz na nazwisko?
-Shiroyama - odpowiedział. Podał znaki, jakimi
zapisuje się jego nazwisko.
Popatrzyłem na niego z niemym zaskoczeniem.
Nie skomentowałem tego jednak.
-To odezwę się do ciebie za jakiś czas -
powiedział Yuu. - Albo sam napisz lub zadzwoń.
-No dobra. To do usłyszenia.
-Uważaj na siebie, Taka.
Odwróciliśmy się i poszliśmy w swoje strony.
-Shiroyama - mruknąłem pod nosem. Bardzo
dobrze znałem to nazwisko.
Naciągnąłem na głowę kaptur bluzy i zaciskając
wargi, ruszyłem w stronę parku. Otuliłem się swoimi ramionami, szybko sunąc w
kierunku domu. Ciemność panującą na dworze rozjaśniały uliczne lampy i neonowe
szyldy sklepów, których ostre barwy przedzierały się przez krzaki i drzewa
rosnące dookoła. Z moim wzrokiem nietoperza jakoś udało mi się przejść przez
park. Na szczęście nikt mnie nie napadł i nie zgwałcił (jakaś nowość dop.
aut.). Bezpiecznie dotarłem do domu.
Wślizgnąłem się po cichu do środka i poszedłem
do pokoju. Położyłem się od razu spać.
Rano obudziłem się z bólem głowy. Nie
wiedziałem czy to był kac, czy może mnie przewiało w nocy. Leżałem przez jakiś
czas na brzuchu, usiłując zignorować chęć roztrzaskania sobie czaszki o szafkę
nocną. Nagle telefon, leżący gdzieś obok na ma materacu, wydał z siebie
wibrację. Jęknąłem, przykrywając głowę poduszką. Wyczułem, że urządzenie leży
gdzieś blisko. Wyciągnąłem rękę i na oślep wybadałem położenie komórki. W końcu
moje dłoń dotknęła zimnej, metalowej obudowy. Chwyciłem aparat, zrzucając z
głowy poduszkę. Odblokowałem szybko ekran i odczytałem sms.
Wiadomość była od operatora.
Westchnąłem, odrzucając komórkę na bok.
Wstałem ze sporym ociągnięciem i poszedłem się umyć. Położyłem się spać w tej
samej koszulce, w której byłem na imprezie. Tkanina była przesiąknięta zapachem
dymu papierosowego, marihuany i haszyszu, podobnie jak moje włosy. Wykąpałem
się, szorując dokładnie całe ciało. Miałem wrażenie, że brud wczorajszego
wieczoru trzymał się mnie jak klej. Dwa razy umyłem włosy, masując przy okazji
skórę głowy. Kiedy tak się szorowałem, myślałem o całej imprezie. Przypomniało mi
się jak były mnie pocałował. Uderzyłem się otwartą dłonią w twarz. Żem się dał
jak jakaś dziewica. Chociaż w sumie to byłem dziewicą... W każdym razie, miałem
nadzieję więcej go nie spotkać. On szedł do sportowego liceum, ja do ogólniaka.
Nasze drogi się rozchodziły i byłem z tego szczerze zadowolony.
Przypomniał mi się też Yuu. Yuu-narkoman,
Yuu-komik, Yuu-cholernie-boję-się-krasnali-ogrodowych. No mężczyzna o wielu
twarzach. Mógłbym na podstawie jego osoby stworzyć 50 twarzy Pana Yuu.
Gdy skończyłem poranną toaletę, ubrałem się.
Narzuciłem na siebie krótkie spodenki, bokserkę oraz cieniutki niczym kartka
papieru kardigan do połowy ud. Tak ubrany zszedłem coś zjeść.
Później spotkałem się z bratem. Poszliśmy z
Jiro na obiad i do kina. Brat miał dla mnie niewiele czasu, bo potem musiał
jechać po Yasumi, która wracała z ich córką ze wczasów. Cieszyłem się jednak,
że chociaż on chciał spędzać ze mną czas. Kto jak kto, ale brat potrafił być
pocieszny.
-No to już końcówka wakacji, a potem liceum,
no nie? - Jiro odwoził mnie pod dom. Stukał lekko palcami w kierownicę i
pogwizdywał.
-Szybko te wakacje zleciały.
-Za szybko, no nie?
-O wiele.
Popatrzył na mnie z lekkim niepokojem.
-Wiesz, rozmawiałem z ojcem - zaczął. - I
chyba się o ciebie martwią z Tarą.
-On i Tara mieliby się o mnie martwić? -
parsknąłem. - Co ci powiedzieli?
-Chodzi o to, że się tak zamknąłeś na innych.
-I?
-Słuchaj, wiem, że brakuje ci mamy, mnie
również, ale to ponad dwa lata. To trudne, ale musisz przywyknąć do takiej
sytuacji.
-Już dawno przywykłem do tego, że kiedy wracam
do domu, to wita mnie ten jazgot.
Jiro westchnął.
-No racja, Tara jak się denerwuje, to brzmi
jak taki pterodaktyl.
Parsknęliśmy śmiechem.
-No to nie wiem. Może masz jakieś problemy?
Taka, mi możesz powiedzieć.
Taka - powtórzyłem w myślach. Przypomniała mi
się wczorajsza reakcja Yuu, gdy mu się przedstawiłem.
-To nie do końca tak.
-A jak?
-No - zacząłem machać rękoma, jakbym próbował
rozgrzać nadgarstki i jednocześnie odlecieć. - No wiesz.
-No nie wiem.
-Bo ja ten... No rozumiesz no, jestem, no...
-Ach, no.
-No.
Uff, załapał.
-I?
-No jak może się czuć ktoś taki?
Jiro westchnął głęboko.
-W sumie to nie wiem.
Teraz to ja westchnąłem.
-Mam zjebane życie - podsumowałem.
-Naprawdę nie wiem, jak możesz się czuć.
Pewnie ci ciężko, kiedy inni się o tym dowiadują.
-Jiro, jestem jak jakiś ufolud w ludzkiej
skórze. Wcale się o to nie prosiłem, to nie moja wina.
Mężczyzna zacisnął wargi.
-Jakoś się wszystko ułoży - stwierdził.
*
Przez następne dwa dni siedziałem w domu,
niemalże zamknięty w swoim pokoju. Nie miałem ochoty nigdzie wychodzić. Ojciec
tego nawet nie zauważył, Tara również. Przy kolacji stwierdzili tylko, że
mógłbym być bardziej otwarty na innych. Średnio się tym przejąłem.
Stanąłem nago przed lustrem zawieszonym w łazience.
Przez krótki czas patrzyłem na swoje wiotkie, drobne ciało. Pod bladą skórą
odznaczały się żebra, które z łatwością dało się policzyć, a nawet zbadać ich
dokładny kształt. Obojczyk i miednica były tak mocno wystające, że mogłem wyczuć wszystkie nierówności kości.
Nogi i ręce miałem jak dwa, cienkie patyki, które z łatwością dałoby się
złamać. Wyglądałem i czułem się okropnie.
Dotknąłem swojego penisa. Ująłem go w dłoń
wraz z jądrami. Popatrzyłem z góry na swoje prącie, jakby to było coś wyjątkowo
obrzydliwego. Miałem wrażenie, że moje genitalia zrobiły się jeszcze mniejsze.
Wziąłem prysznic i poszedłem do pokoju.
Usiadłem w samych bokserkach na łóżku i opadłem na bok, lądując głową na
poduszce. Wziąłem do ręki telefon, odblokowałem ekran i uważnie popatrzyłem na
otrzymaną wiadomość. Na ekranie jasnymi znakami napisane było Od Shiroyma Yuu. Otworzyłem sms i przez
krótki moment wczytywałem się w jego treść.
Masz może
czas jutro popołudniu? Moglibyśmy wyskoczyć razem na obiad.
Zmarszczyłem brwi. Dwa zdania. Dwa zbiory
słów, które kompletnie do mnie nie trafiały.
Jutro. Popołudniu. Obiad.
Spodziewałem się raczej: jutro wieczorem,
bar/klub ze striptizem. Ewentualnie: jutro w nocy, w zaułku narkomanów.
A może obiad to była taka przenośnia do damy sobie w żyłę?
Mam czas.
O której i gdzie mielibyśmy się spotkać?
Dwa razy przeczytałem napisaną przez siebie
wiadomość, zanim ją wysłałem. Prosta odpowiedź niezawierająca żadnych kluczy i
podtekstów.
Po kilku minutach przyszła odpowiedź.
O 14, przy
tym parku, w miejscu, gdzie się rozdzieliliśmy.
Kropka na końcu zdania. Zamrugałem
kilkakrotnie. Facet postawił mnie przed sporym dylematem. Odpisywać na sms
zakończony kropką czy nie?
Okej.
Niech sobie nie myśli, a co.
Siedziałem jakiś czas i zastanawiałem się, co
ze sobą zrobić. W końcu zgasiłem światło i usnąłem.
Na spotkanie z Yuu przyszedłem kilka minut
spóźniony. Mężczyzna stał oparty o uliczną latarnię z rękoma włożonymi w tylne
kieszenie spodni. Mimowolnie powędrowałem tam wzrokiem. No, tył miał całkiem
zgrabny. Z przodu też było co podziwiać, gdyż spodnie lekko go opinały. Nie
miał na sobie jakiś rurek, to były proste dżinsy.
-Przepraszam za spóźnienie - powiedziałem, gdy
tylko się przy nim znalazłem.
-W porządku. Dopiero przyszedłem.
Yuu zmierzył mnie wzrokiem jak jakiś laserowy
czytnik z filmów science fiction. Otaksował mnie wzrokiem i uśmiechnął się. Nie
wiem, co go bawiło. Mój ubiór? - luźne spodnie, koszulka z nadrukiem i czapka,
pod którą ukryłem zbuntowane włosy. Nie, to go raczej nie bawiło.
-To dokąd idziemy? - zapytałem. Również
zmierzyłem Yuu wzrokiem. Miał na sobie czarną koszulkę i luźną bluzę z kapturem
oraz wcześniej wspomniane spodnie.
-Do przytulnej knajpki, którą prowadzi mój
znajomy - oświadczył.
No i poszliśmy. Yuu starał się mnie zachęcić
do mówienia. Jakoś nie byłem skory do rozmów. On był ewidentnie starszy i to
mnie trochę onieśmielało. Nie byłem pewny, czego on właściwie może ode mnie
oczekiwać. Od szesnastolatka, który z trudem radzi sobie z otaczającą go
rzeczywistością, woli pyskować do ludzi niż normalnie odpowiadać i jest gejem.
Patrzyłem na Yuu niepewnie. W świetle dnia nie
wyglądał jak narkoman, tylko jak zwykły człowiek. Przyjrzałem się dokładniej
jego twarzy. Zaznaczona, kwadratowa szczęka, pełne, kształtne usta, prosty i, w
porównaniu z moim, nieduży nos. Kształt oczu miał zwyczajny, skośny. Nie były
jednak jakieś malutkie. Czoło miał nie za duże, nie za małe.
W sumie - pomyślałem sobie, wracając do
studiowania menu - jest całkiem atrakcyjny. Poza tym, ma poczucie humoru i
potrafił ze mną rozmawiać.
Jeszcze raz zerknąłem na Yuu. Chłopak patrzył
teraz gdzieś w bok. Powędrowałem spojrzeniem w to samo miejsce i skrzywiłem
się, marszcząc mocno brwi. Nie to, że gapił się na kelnerkę w obcisłych
szortach i opiętej koszulce odsłaniającej dekolt. Cycki miała jak krowie
wymiona.
-Hej! - podniósł nagle rękę. Spojrzałem na
niego zaskoczony. Facet, co ty odwalasz?
Dziewczyna odwróciła się. Jej włosy związane w
wysoki kucyk zafalowały gwałtownie, a piersi podskoczyły, jakby nie miała na
sobie stanika. Dawna dziewczyna?
-Yuu! - ucieszyła się niczym piesek na widok
swojego właściciela. Podbiegła do nas i poczochrała Shiroyamie włosy. - Dawno
cię nie widziałam.
Dziewczyna poprawiła fartuszek z kieszonką
związany wokół jej talii. Pochyliła się, opierając się łokciami o nasz stolik.
Miałem jej piersi praktycznie przy twarzy. Podparłem się ręką i odwróciłem
głowę w drugą stronę.
-Cześć, dorabiasz sobie u brata?
-Muszę opłacić czesne - westchnęła. - A ty
jednak zostajesz w Tokio?
-Zostaję.
Spojrzałem na Yuu. Uśmiechał się do mnie
lekko.
-No to dla mnie bomba. Daj znać, kiedy
będziesz wolny, pójdziemy na piwo.
Shiroyama parsknął, lekko ciągnąc kelnerkę za
włosy.
-No nie wiem czy będę wolny.
Dziewczyna zerknęła na mnie z szerokim
uśmiechem. Posłała mi perskie oko, po czym wyprostowała się, wyciągając z
kieszonki w fartuchu notatnik i długopis.
-Rozumiem. No to co dla was?
Po obiedzie poszliśmy się przejść.
Opowiadaliśmy o sobie i żartowaliśmy. Głównie to Yuu mówił, ale nie
przeszkadzało mi to. Wprost przeciwnie, miałem wrażenie, że mógłbym w
nieskończoność słuchać tego lekko zachrypniętego głosu, który zabarwiony był
tonem optymizmu. Yuu starał się mnie rozruszać. Czułem to i byłem mu wdzięczny
za poprawianie humoru.
-Czekaj, twoja mama nazywa się Akiko? -
przerwałem mu historię rozwodu jego rodziców.
-Uhm. Dokładnie.
-I masz dwójkę starszego rodzeństwa?
-Brata i siostrę.
Zapadła między nami cisza pełna konsternacji.
-Jak to, do cholery możliwe, że ja ciebie nie
znałem? - wypaliłem. - Nie ściemniasz?
-Co ty. Chwilka, kiedy już idziemy na tym
tropem, twój ojciec to Satoru, no nie?
-No.
Wypuścił głośno powietrze ustami.
-A twoja mama...
-Nie żyje - przerwałem mu
Yuu zacisnął wargi. Odwróciłem od niego wzrok.
Poczułem się dziwnie.
-Wiem, że nie żyje - odparł cicho ze smutkiem.
- Yuri, no nie?
Pokiwałem głową. Poczułem, że oczy zaczynają
mnie piec. Nie lubiłem wspominać o mamie.
-No wiesz - klepnął mnie niespodziewanie w
plecy. Myślałem, że wypluję płuca przez siłę tego uderzenia. - Tak bywa. Ludzie
żyją obok siebie i nie mają o sobie zielonego pojęcia. To zabawny zbieg
okoliczności, nie sądzisz?
-Może i tak - uśmiechnąłem się lekko.
Kolejny raz spotkaliśmy się dwa dni później.
Znowu zjedliśmy razem obiad, a potem poszliśmy do oceanarium. Chodziliśmy
między ogromnymi akwenami i oglądaliśmy pływające ryby.
-Ty, patrz, ośmiornica - Yuu pochylił się obok
niewielkiego, owalnego oszklenia i zastukał w nie. Zwierzę uciekło w popłochu,
zostawiając za sobą czarną chmurę atramentu.
-Zgłupiałeś? Nie wolno tak robić!
Yuu uśmiechnął się do mnie szeroko i zdjął z
mojej głowy czapkę, z którą nie rozstawałem się już od dłuższego czasu.
-Dlaczego w tym ciągle chodzisz? - spytał.
-Sam nie wiem - wyciągnąłem rękę po czapkę.
Oddał mi ją bez dyskusji. - Chyba dlatego, że wydaje mi się, że nie lubisz
moich włosów.
Ruszyliśmy dalej, oglądając kolorowe rybki w
drobnych akwariach.
-Tak sądzisz? Masz fajne włosy, nie musisz ich
ukrywać pod czapką.
-Uśmiechnąłem się pod nosem.
-To dobrze.
Później poszliśmy na lody. Usiedliśmy z nimi
na ławce przed placem zabaw. Patrzyliśmy na bawiące się dzieci oraz plotkujące
ze sobą matki.
-Yuu, dlaczego tak ze mną wychodzisz? -
zapytałem. Zaczynałem mieć niewielki mętlik w głowie.
-Bo widzisz, nie tylko ty lubisz tę samą płeć
- oznajmił powoli, rozważnie dobierając słowa.
Spojrzałem na niego znad swojego loda i
przełknąłem ślinę. O matko. Gej.
-Ach, takie buty - pokiwałem głową. Z jakiegoś
powodu poczułem się, jakbym siedział obok seryjnego mordercy. Chociaż byliśmy
od siebie w znacznej odległości, to odsunąłem się od niego jeszcze bardziej.
Znalazłem się na samym skraju drewnianego siedziska.
-Co ty robisz? - zapytał, patrząc na mnie.
-Nie, nic.
-Widziałem to.
-Wydawało ci się.
-Odsunąłeś się.
-Musiało ci się przywidzieć.
-Raczej nie.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze.
-Słuchaj, Yuu - zacząłem cicho, patrząc
wszędzie, tylko nie na niego - jestem jak nieopierzony kurczak w tym wszystkim.
Poza tym, jesteś starszy, masz te swoje... Wymagania, potrzeby. Raczej temu nie
sprostam.
-I?
-Co „i”? No właśnie ci mówię...
-Czekaj. Jesteś prawiczkiem? - rzucił prosto z
mostu, a ja poczułem, że robi mi się gorąco. Nie miałem w zwyczaju rozmawiać z
nikim o takich sprawach.
-No - odchrząknąłem. - Z obu stron, że tak
powiem.
Yuu polizał loda i zamyślił się nad czymś.
-Czyli z nikim jeszcze nie spałeś i nie masz
doświadczenia.
-Chyba nie chcesz mnie wykorzystać? -
mruknąłem pod nosem. Usłyszał to jednak.
-Wykorzystać? Co ty mówisz? Po prostu lepiej
wiedzieć takie rzeczy na początku, żeby później nie było nieporozumień. Masz
mnie za jakiegoś napalonego zboczeńca?
Popatrzyłem na Yuu z ukosa. Uniósł wyczekująco
brwi.
-No wiesz... Tak troszkę.
-Auć - mruknął, krzywiąc się.
-Ale wiesz, jak się zamknie jedno oko i
przekrzywi trochę głowę, to wyglądasz całkiem normalnie.
Zaczął się śmiać.
-Taka, ja ci naprawdę nic nie zrobię. Jak nie
chcesz, to nie musisz się ze mną spotykać. Ale wiesz, polubiłem cię.
Uśmiechnąłem się.
-Ja ciebie też polubiłem.
Tak wyglądały nasze początki. Najpierw wychodziliśmy
ze sobą tylko na obiad, później wymyślaliśmy coraz to nowe miejsca na
spotkania. Kino, galeria sztuki, teatr. Gdy zaczął się rok szkolny, Yuu starał
się wyciągać mnie z domu tylko w weekendy. Byłem mu mimo wszystko wdzięczny za
to, że poświęca dla mnie swój wolny czas i nie ma mnie dość. Starał się nie być
nachalnym. Nie wysyłał do mnie miliona wiadomości w ciągu dnia, ale też mnie
nie ignorował. Czasami mówiłem mu, co mnie irytuje w rówieśnikach, dzieliliśmy
się spostrzeżeniami. Dogadywaliśmy się tak dobrze, jakbyśmy znali się od
urodzenia.
Aż w końcu, w pewien listopadowy wieczór
zrozumiałem, że się w nim zakochałem. Może to nie było jakieś wielkie „rzucam
szkołę i będę twoją ukochaną kurą domową”, ale z pewnością nie mógłbym już żyć
bez spotkań z nim i wiadomości od niego. Yuu stał się ważnym elementem mojego
życia. Był mi potrzebny jak tlen albo codzienny prysznic.
-Mam pytanie - zacząłem, kiedy Yuu odwoził
mnie raz do domu (szpaner, miał prawko i samochód). Był początek grudnia, cała
okolica pokryta była cienką warstwą śniegu, a nawierzchnia była oblodzona i
śliska. Shiroyama jechał powoli i ostrożnie. Nie należał do osób, które
popisują się przed innymi.
-Słucham.
Spojrzałem na ciemny zarys jego sylwetki.
Shiro uważnie patrzył na polną drogę, którą jechaliśmy. Wzdłuż asfaltu ciągnął
się las z wysokimi, strzelistymi sosnami, które rosły gęsto obok siebie.
Dochodziła dwudziesta pierwsza. Na dworze było już zupełnie ciemno. Blask
reflektorów odbijał się na idealnie białym śniegu przy każdym zakręcie.
-Lubisz mnie? - spytałem cicho.
-Lubię - odparł bez wahania.
-Jak mnie lubisz?
Dostrzegłem, że zerknął na mnie, jednak zaraz
na nowo spojrzał na drogę.
-Bardzo cię lubię. Lubię cię tak samo jak
śnieg lubi zimno albo ogień palenisko.
Uśmiechnąłem się. Przez dłuższy czas nie
odzywaliśmy się do siebie.
-Mógłbym dzisiaj zostać u ciebie? - spytałem
cicho.
Yuu miał niewielkie mieszkanko blisko centrum.
Byłem zaskoczony, kiedy mnie tam zabrał i z dumą oznajmił, że to jego. Żył
praktycznie sam i nie miał tam wielu sprzętów. Ale w tym całym mieszkaniu było
coś ciepłego. Cisza panująca w środku przyjemnie mnie uspokajała za każdym
razem, kiedy tylko przekraczałem próg. Bywałem tam nie raz, z każdym tygodniem
coraz częściej. Kilka razy zostałem tam nawet na noc. Yuu spał wtedy na kanapie
w salonie, a ja w jego łóżku (swoją drogą, to było wygodne, pachnące i, jak dla
mnie, za szerokie dla jednej osoby) albo na odwrót.
-No jasne - odpowiedział.
Zacisnąłem wargi, patrząc w okno i mijany
przez nas las, który zmienił się w czarną plamę. I tak jutro była sobota, nie
musiałem iść do szkoły.
-Stało się coś? - zapytał po dłuższej chwili
milczenia.
-Nie mam ochoty wracać do domu - odparłem
zgodnie z prawdą.
-Rozumiem.
Po nieco więcej niż pół godzinie dotarliśmy do
mieszkania Yuu. Po drodze zdążyło się rozpadać. Wielkie płaty śniegu sypały się
z nieba niczym inwazja obcych.
Weszliśmy do środka, zdjęliśmy wierzchnie
ubrania i wypiliśmy razem herbatę. Napisałem też sms do taty, że zostaję na noc
u kolegi. Dostałem tylko odpowiedź, żebym nie przeszkadzał mocno. Jak zwykle.
Wziąłem prysznic przed Shiroyamą. Czarnowłosy
pożyczył mi swoją koszulkę i luźne spodenki sportowe, które posłużyły mi jako
piżama. On sam spał zawsze koszulce i samych bokserkach. Nie krępował się
przede mną, dla niego to było całkiem normalne.
Przebrany do spania usiadłem po turecku na
jego łóżku. Przeczesałem palcami wilgotne włosy. Nakręciłem je lekko, by rano
obudzić się z jako-takimi falami, a nie z Szopenowską fryzurą. Słyszałem
przytłumiony odgłos wody lejącej się z prysznica. Yuu kąpał się w łazience
obok, a ja siedziałem na jego łóżku, w jego ubraniach. Poczułem dziwne
mrowienie w brzuchu. Przełknąłem ślinę, czując obezwładniającą chęć otwarcia
okna oraz wystawienia głowy na zimne powietrze, by ostudzić swoje gorące myśli.
Cholera. Przecież to się mogło skończyć jakimś zapaleniem płuc albo czymś
innym.
Spojrzałem w stronę okna. Śnieg sypał w
najlepsze. Miałem wrażenie, że jak tak dalej będzie padać, to rano zaspa będzie
sięgać okna, chociaż to było trzecie piętro.
Gdy Shiroyama wyszedł z łazienki, poczułem, że
robię się czerwony na twarzy. Sam nie wiedziałem dlaczego. Yuu nie zwrócił na
to zbytniej uwagi.
-No to ja śpię na kanapie - oznajmił, biorąc
zapasową kołdrę i poduszkę pod pachę. Stał już na progu drzwi sypialni. - Zgasić
ci już światło, czy jeszcze chcesz posiedzieć?
-Możesz zgasić - odparłem.
-Okej. No to dobranoc, Takanori.
-Dobranoc.
Zgasił światło. Momentalnie otoczyła mnie
ciemność. Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając za sobą przymknięte drzwi.
Siedziałem jeszcze jakiś czas po turecku. Przez szybkę w drzwiach widziałem,
kiedy zgasił światło na korytarzu i w salonie. Całe mieszkanie wypełniła zimna
ciemność. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, dlatego schowałem się pod kołdrę
i wtuliłem w poduszkę Yuu.
Już dawno zwróciłem uwagę na to, że mężczyzna
miał naprawdę ładny zapach. Chociaż palił, nie przeszkadzało mi to. Jeszcze
nigdy nie czułem czegoś takiego. Ta woń była tak cudowna, że aż trudno było mi
określić, co to dokładnie było. Posprawdzałem wszystkie jego żele pod prysznic
czy perfumy w szafce, ale żadna z tych rzeczy nie miała takiego zapachu. Długo
głowiłem się nad tym, co to może być. Co mogło powodować działanie podobne,
jakie wywołuje kocimiętka u kota? W końcu doszedłem do wniosku, że to był po
prostu Yuu i jego zwyczajny, naturalny zapach.
Przekręciłem się na bok i spojrzałem w
niezasłonięte okno. Widziałem tylko pustą, czarną plamę.
Tydzień później sytuacja się powtórzyła.
Poprosiłem Yuu, żebym mógł zostać u niego. Zgodził się. Tym razem, kiedy on już
miał iść na kanapę, poprosiłem, by spał ze mną. Popatrzył na mnie niepewnie.
-Nie wydaje mi się być to dobrym pomysłem -
stwierdził.
-Dlaczego?
Mężczyzna przysiadł obok mnie na łóżku. Oparł
się rękoma o kolana, jakby głowił się nad czymś mocno.
-Takanori, między nami są trzy lata różnicy.
Jesteś niepełnoletni i, nie ukrywajmy, jesteś jak taki drobny, niewinny
chłopiec - westchnął.
-Tyle razy zostawałem już u ciebie na noc
i nie raz byliśmy sam na sam. Nikt nie
musi wiedzieć, że spaliśmy obok siebie.
-Wiesz, tu nie chodzi o to.
-Chyba nie zrobisz mi krzywdy? - zapytałem.
Głos mi zadrżał. W tym momencie trochę się przestraszyłem.
Ufałem jednak Yuu. Chyba nikogo nie darzyłem
tak wielką sympatią i zaufaniem jak jego. Dałbym mu się nawet poprowadzić na
oślep przez pole minowe.
-Nie mam zamiaru cię krzywdzić. Za bardzo mi
na tobie zależy - powiedział, przesuwając dłonią po mojej. Przeszedł mnie
przyjemny dreszcz. - Lubię cię. Bardzo-bardzo cię lubię. Chyba nawet za bardzo
cię lubię, no wiesz.
Przełknąłem ślinę.
-Yuu, skoro obaj się lubimy, a nawet
bardzo-bardzo lubimy i to w dodatku tak aż za bardzo się lubimy, to czemu nie
położymy się razem?
-Nie chcę, by wyglądało to na jakieś
molestowanie, sypianie z nieletnim… Rozumiesz?
Przytuliłem się do Yuu z nagła. Zaskoczyłem go
tym i przez pewien czas nie wiedział, jak powinien się zachować. W końcu
również mnie objął. Przesunął dłonią po moich plecach, pogłaskał mnie po
włosach. Czułem się naprawdę bezpiecznie.
-Nic nikomu nie powiem, naprawę. Po prostu nie
rób mi krzywdy. Dobrze? Obiecujesz, że nic mi nie zrobisz?
-Obiecuję.
Położyliśmy się do łóżka, gasząc uprzednio
światło. Z początku leżeliśmy obok siebie jak kłody przykryte pierzyną. Yuu
dotknął niepewnie mojej dłoni. Jakby szukał przyzwolenia na to, że może to
zrobić, że nie będę protestował. Również dotknąłem jego dłoni. Zamknąłem oczy.
Yuu splótł palce z moimi i cicho westchnął. Przytuliłem się do niego. Było mi
tak cudownie ciepło.
-W sumie to zawsze chciałem się tak z tobą
położyć - oznajmił. - Ale obawiałem się twojej reakcji na taką propozycję.
-Zawsze?
-Odkąd pierwszy raz tutaj zostałeś.
Myślami wróciłem do momentu, kiedy pierwszy
raz zostałem na noc u Yuu. To było z dwa miesiące wcześniej. Wtedy nawet nie spodziewałbym
się, że będziemy leżeć tak blisko siebie w łóżku.
-Chyba nie dałbym wtedy rady się tak z tobą
położyć - powiedziałem cichutko, niczym nieśmiała myszka.
-Wiem - odparł. - Dlatego stwierdziłem, że
poczekam. I chyba opłaciło mi się to czekanie - zaśmiał się lekko. Objął mnie
ramieniem, odwracając się przodem w moją stronę. Miałem teraz przed sobą jego
twarz.
-Jestem powolny. Działam jak przestarzała
maszyna. Zanim wszystko wskoczy na swoje miejsce, musi minąć odpowiednia ilość
czasu. Nie mógłbym się z tobą od razu położyć do łóżka, bo bym się wystraszył.
Starszy facet, którego prawie nie znam. Teraz mam wrażenie, że ty i ja to dwa
brakujące elementy jakiejś wielkiej układanki. Nie mógłbym się teraz od ciebie
oddzielić.
Shiroyama westchnął.
-Taka – jego głos dobiegł do mnie jakby z
daleka. Czułem się już senny. - Mogę czekać tyle, ile będziesz chciał. Nigdzie
nie pójdę, nie znudzę się tobą i nie skrzywdzę cię.
-Bo mnie lubisz? - zapytałem sennie. Yuu chyba
wyczuł w moim tonie, że jedną nogą byłem już w krainie snów.
-Bardzo lubię.
-Tak bardzo-bardzo?
-Tak bardzo-bardzo, że aż za bardzo.
Uśmiechnąłem się do siebie.
-Jak miło, że lubisz mnie tak bardzo-bardzo,
że aż nawet za bardzo. To się chyba nawet jakoś nazywa.
Zamknąłem oczy. Czułem, że już odpływam. Nie
walczyłem z tym wcale.
-Uhm. To ma ładną nazwę - szepnął mi Yuu do
ucha, zanim kompletnie odleciałem. - Kocham cię, Takanori.
Rano obudziłem się przy Yuu. To było dziwne.
Pierwszy raz w życiu budziłem się w łóżku przy osobie, którą prawdopodobnie darzyłem
o wiele, wiele głębszą sympatią. To było coś więcej niż zauroczenie.
Czarnowłosy obejmował mnie w pasie. Nasze
ciała stykały się ze sobą w dosyć intymny sposób. Czułem ciepło, jakie biło od
Yuu. Słyszałem jego spokojny oddech tuż nad swoim uchem. Nasze klatki piersiowe
przylegały do siebie gładko, jego poranna erekcja dotykała mojej. Sam
obejmowałem go za szyję, jakbym był na nim uwieszony.
Spokojnie - pomyślałem, chcąc jakoś zmienić
pozycję, by nie napierać na jego twardą męskość. Nawet w taki sposób czułem, że
jego penis był duży. Widziałem czasami, jak odznaczał się pod bokserkami,
jednakże był wówczas w spoczynku. Teraz go nie widziałem, jednak czułem ten
kamień.
Niby powinienem był się na coś takiego
przygotować, ale kompletnie zapomniałem, że istnieje coś takiego jak poranny
wzwód.
-Nie śpisz? - doszedł do mnie cichy głos.
-Nie - pokręciłem głową. Musiał wyczuć to, jak
się wierciłem.
Yuu odsunął się lekko, co całkowicie
rozwiązało mój problem. Wyciągnął się wygodnie, układając ręce pod głową. Przez
dłuższy czas leżeliśmy w ciszy.
-Jesteś zły? - spytałem.
-Nie. Dlaczego?
Popatrzyłem na niego w znaczący sposób.
-Jestem tylko dzieciakiem - westchnąłem.
-Nie mów tak.
Objąłem się swoimi ramionami. Yuu podniósł
się, po czym wplątał dłoń w moje włosy.
-Zrobię śniadanie - mruknął, wstając.
Naciągnął na siebie spodnie i wyszedł z sypialni.
Nagle zrobiło się tak chłodno i pusto.
Przesunąłem dłonią po nierównościach prześcieradła, jakie zostawił po sobie
Yuu. Nie wiedziałem co czuję. Yuu wyraźnie powiedział mi, co siedzi w jego
głowie. A ja? Nie umiałem. Nie znałem się tak dobrze na uczuciach. Byłem jak
zagubione w centrum handlowym dziecko. Miałem ochotę panikować i płakać.
Pomocy, nie rozumiem siebie!
Yuu odwiózł mnie do domu. Kiedy stanął na
parkingu ulicę dalej, nie wysiadłem od razu. Przez krótki moment siedziałem ze
wzrokiem wbitym w kolana.
-Słuchaj, to co ci powiedziałem wczoraj...
Błagam, nie cofaj tego - pomyślałem sobie.
-Yuu, nie wiem co robić - przerwałem mu. - Nie
znam się na tym. Wydaje mi się jednak, że chyba czuję to samo.
Yuu uśmiechnął się blado.
-Wydaje ci się...?
Pochyliłem się w jego stronę i złożyłem
delikatny pocałunek na jego policzku. Popatrzył na mnie zaskoczony.
-O coś takiego.
Uśmiechnął się szeroko, dotykając mojej dłoni.
-To dobrze.
Gdy wróciłem do domu poczułem, że cały się
czerwienię. Ojciec, który, o dziwo nie był w pracy, posłał mi wymowne
spojrzenie. Tara siedziała obok niego na kanapie i czytała książkę.
-Co to za kolega, że tak u niego na noc
zostajesz? - rzucił bez przywitania.
-Może raczej dziewczyna? - wtrąciła się Tara.
Popatrzyłem na nich z ukosa.
-Zwykły kolega.
Poszedłem do swojego pokoju i zamknąłem się na
klucz. Przysiadłem na łóżku, zamykając oczy. Przypomniało mi się, kiedy leżałem
z Yuu w nocy. Kiedy obejmował mnie, a ja czułem to miłe ciepło wypełniające
mnie po koniuszki palców. Byłem przy nim bezpieczny, już dawno tak dobrze nie
spałem. Później poranek. Moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że jego erekcja
napiera na moją. Że jest duży i twardy.
Przygryzłem wargę, po czym przesunąłem po niej
językiem. To jednak było… przyjemne. Bardzo przyjemne. Nagle poczułem, że
mógłbym z nim to zrobić. To po prostu. Podejść do niego i powiedzieć „hej,
wiesz, fajnie byłoby, jakbym to z tobą miał swój pierwszy raz”.
Opadłem plecami na łóżko. Przesunąłem dłonią
po swoim kroku i zadrżałem. Nie przepadałem za masturbacją, jednak teraz miałem
wrażenie, że jeśli sobie nie ulżę, to wybuchnę. Nadal czułem na sobie ciepły
dotyk Yuu. Miałem przed oczami jego uśmiechniętą twarz. Wyobraziłem sobie, że
to on mnie dotyka. Bardzo tego w tej chwili pragnąłem. Żeby był tutaj przy
mnie, by to on rozpiął mi rozporek, wsunął dłoń pod moje slipy i ujął moje
prącie. Chciałem, żeby poruszał na nim dłonią. Najpierw powoli, w górę, w dół.
Potem chciałem, żeby lekko przyspieszył.
Jęknąłem cicho, rozchylając nogi. Pragnąłem go
całym sobą. Moje ciało było gotowe na to, by w każdej chwili go przyjąć.
Zacisnąłem wargi, czując ucisk w lędźwiach.
Wygiąłem się lekko, przyspieszając ruchy ręką. W końcu doszedłem w swoją dłoń z
głębokim jękiem. Poczułem nagle, jak cała energia ulatuje z mojego ciała.
Podniecenie momentalnie minęło, zostawiając za sobą coś w rodzaju wstydu.
Masturbowałem się, myśląc o Yuu. Spojrzałem na swoją dłoń, która teraz
oblepiona była spermą. Moje policzki płonęły.
Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić.
Sam już nie wiedziałem, czego oczekuję od
Shiroyamy. Chciałem z nim być, on ze mną chyba też, ale nawet nie powiedziałem
mu tak oficjalnie, że ja też go kocham. Oznajmiłem mu, że to jest chyba to
samo, co on czuje. Ale skąd, do cholery, mógł wiedzieć, że to na pewno, a nie
chyba, skoro nawet o tym później nie rozmawialiśmy? No fakt, wszystko było
pokręcone. Najpierw miałem go za ćpuna, później za jakiegoś zboczeńca, a teraz stwierdziłem,
że go kocham.
Okej. Spokojnie. Nie pali się. Kocha to
poczeka. Sam nawet oznajmił, że ma czas, a to lepiej dla mnie. Musiałem się
zebrać w sobie, by w końcu mu powiedzieć to wprost. Jeśli naprawdę chciałem się
z nim związać, to nie mogło być żadnych niedomówień.
Okazja pojawiła się w sylwestra. Yuu został
zaproszony na imprezę do znajomych i spytał, czy zechciałbym z nim iść jako
jego towarzysz. Oczywiście, że się zgodziłem. Głupie pytanie, jeszcze głupiej
zastanawiać się nad odpowiedzią. No w każdym razie, pojechałem z nim na jakąś
domówkę. Sam nawet do końca nie wiedziałem, gdzie byliśmy, ale trudno.
Trzymałem się blisko Yuu, bo tak było bezpieczniej. Nie przeszkadzało mu, że
się tak do niego przykleiłem, a wprost przeciwnie. Raz nawet poprosił, żebym
się za bardzo nie oddalał. Ten wyraz troski urzekł mnie tak mocno, że go
złapałem za rękę. Zaraz go jednak puściłem, gdy zdałem sobie sprawę, jak to
musiało wyglądać dla innych. Spojrzałem na Yuu przepraszająco, wcale nie
chciałem tego zrobić.
-W porządku - złapał moją dłoń. Spojrzałem na niego
z lekkim niedowierzaniem. - Tutaj nikt się nie będzie o to czepiał.
-To dobrze - spuściłem głowę. Czułem, że się
czerwienię. Tłum wokół nas tańczył, a my staliśmy we dwóch, trzymając się za
ręce. - Myślałem, że po prostu nie chcesz.
-Chcę. Nawet nie wiesz jak bardzo.
To był naprawdę wyjątkowy wieczór. Yuu i ja
byliśmy niemal nierozłączni. Ludzie patrzyli na nas może trochę zaskoczeni, ale
nie komentowali tego. Poznałem kilka nowych osób. Było miło.
W pewnym momencie poczułem, że mi słabo. W
całym mieszkaniu było duszno, kręciło mi się w głowie. Powiedziałem Yuu, że
wyjdę na chwilę na zewnątrz. Narzuciłem na ramiona kurtkę, na głowę włożyłem
czapkę. Wyszedłem chwiejnie na dwór. Chłodne powietrze od razu uderzyło we mnie
jak bokser w przeciwnika. Przenikliwe zimno szczypało moje policzki. Potarłem
dłonie i usiadłem na odśnieżonych, śliskich schodkach werandy. Nikogo tu nie
było, wszyscy, którzy wychodzili na zewnątrz, korzystali z tarasu, z którego
schodziło się na wewnętrzny ogród. Tam też zbierał się tłum, który wyczekiwał
nadejścia Nowego Roku. Słyszałem głosy, śmiechy i krzyki.
Wypuściłem ustami biały obłoczek. Pochyliłem
się do przodu. Zawroty głowy powoli mi mijały.
-Dobrze się czujesz? - usłyszałem głos Yuu za
sobą. Mężczyzna zaraz usiadł obok mnie.
-Już mi lepiej - oparłem się o jego ramię. -
Idziemy do ogrodu? Zaraz będą puszczać fajerwerki.
-Nie musimy - odparł. Objął mnie. - Nie jest
ci zimno?
-Może trochę.
Mężczyzna zdjął z siebie szalik i obwiązał go
wokół mojej i swojej szyi. Zaśmiałem się, gdy to zrobił.
-A teraz?
-Teraz jest mi cieplej.
Niepewnie złapałem za jego ciepłą dłoń.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
-No co?
-Yuu, bo chodzi, o to, że nie powiedziałem ci
tak dokładnie, co czuję - zacząłem drżącym głosem.
-No nie - zacisnął palce na moich.
-Też cię kocham - spuściłem wzrok.
W ogrodzie zaczęło się odliczanie. Od
dziesięciu w dół. Nowy Rok zbliżał się wielkimi krokami.
10, 9...
-Cieszę się, Taka.
...8, 7, 6...
Yuu pochylił się nade mną, odsunął lekko
szalik, który zasłaniał mi usta.
...5, 4, 3...
Wiedziałem, co chciał zrobić, dlatego
wyciągnąłem szyję w jego stronę. Położył ciepłe dłonie na moich zaróżowionych
policzkach, po czym przywarł swoimi wargami do moich.
...2, 1.
W tym samym momencie
Rozległy się donośne krzyki. Fajerwerki wystrzeliły w czarne, zimowe niebo.
Wszyscy radośnie celebrowali Nowy Rok.
Zaplotłem ramiona wokół
Yuu, zamykając oczy. Jego usta były miękkie i ciepłe. Całował mnie powoli,
delikatnie. Doskonale wiedział, że nie może na mnie naciskać.
Gdy odsunęliśmy się od
siebie, wtuliłem twarz w tors Yuu i zamknąłem oczy. Dawno nie czułem takiej
ekscytacji. Miałem wrażenie, że zaraz zacznę tańczyć z radości.
-No to… teraz już tak
oficjalnie, no nie?
-Tak - pokiwałem głową. -
Teraz już oficjalnie.
Od tamtej pory ja i Yuu
byliśmy parą w pełnym tego słowa znaczeniu.
Wszystko robiliśmy razem.
No, prawie wszystko. Ale kiedy tylko zdałem sobie sprawę, że ktoś taki
wspaniały jest tylko mój, czułem wielką ulgę. Jakby ktoś zdjął ze mnie ciężki
balast. Teraz mogłem się wznieść ponad wszelkie problemy. Zaczęliśmy z Yuu w
końcu otwarcie mówić, co nam się w sobie nie podoba, co nam się w sobie podoba.
Byliśmy tak szczerzy, na ile nam pozwalała nasza własna moralność. To mnie
chyba jeszcze mocniej umocniło w tym, że Yuu jest tą właściwą osobą.
Zaczęliśmy w końcu
rozmawiać o seksie. Na początku, wiadomo, było ciężko. Jak wcześniej czułem, że
mógłbym się mu oddać bez niczego, tak teraz się wahałem. To był jednak
niewyobrażalny ból i nie chciałem tak od razu wychodzić na łatwego. Z czasem
lody, które okrywały ten temat tabu, zaczęły topnieć. Dotykaliśmy się z Yuu,
poznawaliśmy swoje ciała. To był wspaniały okres, kiedy dopiero odkrywałem jego
czułe punkty, miejsca, w których najbardziej reagował na przyjemności.
Siadaliśmy przed sobą nago, masturbowaliśmy się, całując w jego łóżku.
Czułem, że to właśnie on
jest przeznaczony dla mnie, a ja dla niego. Nie chciałem go opuszczać. Nie
mogłem. Czas, jaki spędziliśmy we dwoje przez następne lata wypełniony był
radością i jednocześnie smutkiem. Yuu dojrzał, ja dorosłem. Żyliśmy jednak
razem i pewne rzeczy nigdy się nie zmieniły, a zwłaszcza jedna.
Kochałem Yuu. Kochałem
szczerze do końca. On również mnie kochał. Wszystko to płonęło między nami aż do
momentu, kiedy to, co było nim, zniknęło. Zostałem całkiem sam z płomiennymi wspomnieniami naszej młodości.
----
AYYY. Taki dodatek do Migdała. Wybaczcie mi błędy. u.u
No to jest tutaj tak dla umilenia wam świątecznych porządków albo kłótni z rodzinką
"NIE BĘDĘ SPRZĄTAĆ"
No coś takiego.
Do następnego~! <3
Cuudowne. Płacze. ;;
OdpowiedzUsuńOhayou :)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak zaczęłam interesować się j-rockiem. I wtedy po kolei, live, pv, wywiady, sesje... Aż do fanfiction i całego gejowego contentu w internetach. Mimo, że faza na yaoi minęła mi stosunkowo szybko (zaczęłam prowadzenie gejbloga, ale przekabaciłam go na komedie, o), to teraz jestem tutaj z posta na post i czytam wszystko, co piszesz. O ile oczywiście czas pozwoli. Zwykle jednak, szczęśliwie pozwala. Wracając... "Jeśli się odrodzę..." przeczytałam w jedną noc, nie mogąc oderwać oczu od laptopa. Ryku przy tym - co nie miara. Nienawidzę, gdy ktoś zabija członków zespołu, ale Ty robisz to w taki sposób, że nie da się być na Ciebie złym. Zdecydowanie, jeśli miałabym wybierać autorkę najlepszych opowiadań, wybrałabym Ciebie. Umiesz dosłownie złapać za kołnierz i przykuć do ekranu przy użyciu wyłącznie słów. Zawsze czytam z wielką przyjemnością, a później nerwami w stylu "I znowu nic nie zrobiłam" :'D
Tak więc udanych świąt i dużo weny. Żebyś nie traciła zapału do pisania, a wszystkie nieprzyjemności wyprostowały się. Po prostu - szczęścia. ^^
No i oczywiście wybaczamy błędy *w*
Nie wierze, że migdał się skończył ;;
OdpowiedzUsuńbuuu szkoda że to juz koniec
OdpowiedzUsuńNa końcu moje serduszko znowu pękło (ostatnio pękło na poprzednim rozdziale) ;-; jak ja nie lubię jak ktoś kogo lubię umiera w opowiadaniu. Ale bardzo ładnie piszesz.
OdpowiedzUsuńWeny na dalsze pisanie.
Omg, to było cudowne, chyba zaraz będę kontynuować Migdała, no muszę no :-(
OdpowiedzUsuńNie lubię Rukiego, ale to było po prostu genialne. W pewnym sensie i urocze.Przeczytałam tego twojego tasiemca i szczerze nie żałuję.
Zazdroszczę tylu obserwatorów oraz czytelników komentujących twoje opowiadania, ale cóż się dziwić? Prowadzisz bloga bardzo długo.
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Akira
Witam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko dopiero teraz znalazłam Twój blog, przeczytałam ten tekst, tak, tak od końca... ale tym bardziej teraz wiem, że muszę teraz nadrobić zaległości... najprawdopodobniej zacznę od one-shotów, ale jeszcze się zastanawiam...
od teraz masz nową czytelniczkę ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Świetne, ale skoro Yuu zginął, to z kim zwiąże się Taka?
OdpowiedzUsuńNie pamiętam, kiedy zaczęłam czytać Migdała, jednak wiem, że nie było to jakoś bardzo dawno temu.
OdpowiedzUsuńOdkąd pierwszy raz zajrzałam na Twojego bloga, nie mogę przestać regularnie go sprawdzać.
Nie wiem jak, nie wiem dlaczego i po co, ale z jakiegoś powodu historia Taki i Yuu wywołuje u mnie specyficzne emocje. Wiem, że może to zabrzmieć banalnie i sztucznie, może Cię to rozbawić lub zirytować. Nie wiem.
Wiem, że lubię, gdy czyjaś twórczość działa na mnie właśnie w ten sposób.
Możliwe, że w pewnym sensie Twoje opowiadanie zawiera coś, czego bardzo brakuje w moim życiu. Ma to jakiś sens, ne.
W każdym razie nie chcę, abyś spojrzała na ten komentarz jak na wypowiedź idiotki (choć jest to bardzo możliwe).
Nie ukrywam też, że jest to pierwsze ff, któremu poświęciłam większą uwagę. Jedyne, które wciągnęło mnie w tak znacznym stopniu.
Dzięki, bardzo.
Dzisiaj będzie krótko, bo laptop mi szwankuje, co chwilę się tnie i jedno zdanie piszę przez pięć minut. ;;
OdpowiedzUsuńKońcówka mnie wzruszyła, srsly. Pięknie opisałaś ich całe love story! Mimo wszystko śmiać mi się chciało, jak Takanori zachwycał się naturalnym zapachem Yuu. XD No pls, Eau de Shiroyama? XD Z tt wiem, że to jeszcze nie koniec, więc czekam na kontynuację.
Chcę się cofnąć w czasie i przeczytać to jeszcze raz nie znając zakończenia :< Meh, całego Migdała, meh, właściwie wszystkie twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuńWzruszasz już po raz któryś dziewczynę, która się nie poryczała oglądając Clannad.