Migdałowe serce: To Build a Home
To Build a Home
Poranek nad jeziorem należał do mojej
ulubionej części dnia. Mgła rozpływała się w promieniach słońca przebijających
się ponad górami i koronami cienkich sosen. Cała natura wstrzymywała wówczas
oddech i czekała, aż słońce zawiśnie na horyzoncie. Łódka przymocowana do
pomostu uderzała o niego delikatnie, kołysana falami. Śpiące na niej kaczki
wyciągały drobne szyjki i wskakiwały do wody, przekrzykując się w kwakaniu. Kot
drapał do drzwi tarasowych, chcąc wyjść. Miauczał nieśmiało, jakby był
zachrypnięty. W końcu wszedł do sypialni. Zamiauczał donośnie, jakby chciał
mnie obudzić i wskoczył mi na kolana. Rudy kocur zaczął mruczeć i przymilać
się. Chciał mnie wyciągnąć z łóżka. Pogłaskałem go po grzbiecie. Wygiął się
mocno i zaraz wskoczył na osobę śpiącą obok. Skutecznie obudził tym mojego
partnera, który chciał pewnie jeszcze pospać. Uśmiechnąłem się tylko na widok
jego ciemnych, zaspanych oczu.
-Jest po szóstej - oznajmiłem mu. Jęknął,
przekręcając się na drugi bok.
Wsunąłem nogi w kapcie i otuliłem się miękkim
szlafrokiem. Miałem dzisiaj wolne, ale chciałem przygotować śniadanie dla całej
rodziny. Najpierw jednak wziąłem prysznic i ubrałem się. Zaparzyłem w dzbanku
kawy i nalałem jej sobie do kubka. Spoglądając przez okno na jezioro otoczone
górami, rozkoszowałem się ostatkami porannej ciszy.
Yuu wstał przed siódmą. Ubrał się i przyszedł
do mnie. Stałem akurat przy szafce, kiedy otulił mnie swoimi ramionami i
pocałował mnie w policzek. Odwróciłem się w jego stronę, zarzucając mu ręce na
szyję. Przytuliliśmy się do siebie mocno.
-Dzień dobry - powiedział.
-Dzień dobry - pocałowałem go w szyję.
Yuu zsunął ręce na moje biodra, a później wetknął
dłonie w tylne kieszenie moich spodni. Spojrzałem na niego rozbawiony.
-Misiu, no co ty - odchyliłem głowę w bok.
-Zanim dzieci wstaną - powiedział mi do ucha.
-Wieczorem...
-Będziesz zmęczony jak ja.
-Wieczorem - uciąłem. Zabrałem ręce Shiro,
odwróciłem się do niego tyłem i kończyłem przygotowywać śniadanie. Mój partner
westchnął.
-Taka, tak nie można. Wiem, że dzieci są ważne,
ale my też nie możemy o sobie zapominać.
-Wiem, Yuu.
Znowu mnie przytulił. Pocałował mnie w drugi
policzek.
-Obudzę dzieci.
Westchnąłem, kiedy wyszedł z kuchni. Nie
pamiętałem w sumie, kiedy po raz ostatni uprawialiśmy seks. Kilka tygodni,
miesiąc... może dwa temu? Odkąd dzieci były z nami, przestałem myśleć o seksie
i nie odczuwałem aż tak wielkiej potrzeby współżycia. Yuu jednak rozpierał
testosteron i miał potrzebę, by się w czymś zanurzyć. Wiedziałem, że się
masturbował, też to czasami robiłem, ale było mi źle z myślą, że mój facet robi
to sam.
Nagle rozległy się krzyki i cienkie piski
dzieci. Norma każdego poranka. Najpierw do kuchni wpadła na boso mała Yoshi.
Obiegła stół i schowała się za nim, kucając w kącie. Tuż za nią wbiegła Haruna.
Z piskiem schowała się za moimi nogami, łapiąc się nich. Na końcu tego wężyka
był Yuu, który wbiegł do kuchni na barana z bliźniakiem Haru, Hiroshim.
Spojrzałem na swojego męża z rozbawieniem. Jako ojciec spełniał się znakomicie.
Dzieci go kochały i uwielbiały się z nim bawić. Był zawsze wtedy, kiedy go
potrzebowały. Kiedy ja go potrzebowałem.
-Cudnie - klasnąłem w dłonie. Haruna podniosła
się i złapała mnie za rękę. Yoshi również to uczyniła. - Kto jest głodny?
-Ja! - cała trójka oznajmiła chórkiem. Shiro
postawił synka na podłodze, a ten niezgrabnie do mnie podbiegł. Hiroshi był z
nich wszystkich najmłodszy i jednocześnie najsłabszy. Miał problemy z
chodzeniem i ogólnym poruszaniem się. Ja i Yuu martwiliśmy się o niego.
Chłopiec nie chciał się odzywać. Potrafił mówić, ale robił to niezwykle rzadko.
-Hiro, jesteś głodny? - kucnąłem przy chłopcu.
Uśmiechnął się, energicznie kiwając głową. - Zjadłbyś kanapkę? - znowu pokiwał
głową. - z czym?
Chłopiec zacisnął malutkie wargi. W tym
czasie, kiedy ja próbowałem zmusić Hiroshiego do mówienia, Shiro pomagał usiąść
Harunie i Yoshi przy stole. Yoshi miała 4 lata, natomiast Hiro i Haru nie tak
dawno skończyli trzy lata. Cała trójka była swoim biologicznym rodzeństwem.
-Z serem - odparł cicho chłopczyk. Pogłaskałem
go po głowie w nagrodę, że się odezwał.
Hiroshi był takim naszym rodzynkiem. Jedyny
chłop w rodzinie, że tak to ujmę.
Zjedliśmy z dziećmi śniadanie. Potem Yuu
odwiózł nasze pociechy do przedszkola, a ja zostałem sam. Posprzątałem trochę w
całym mieszkaniu, a później zabrałem się za papierkową robotę. Gdy skończyłem,
była dwunasta. O tej też godzinie, rozpocząłem przygotowanie obiadu. O ile
dobrze pamiętałem, Yuu kończył dzisiaj wcześniej i od razu po pracy miał
odebrać dzieci. Był jednak sam, gdy wrócił.
-A dzika zgraja? - zapytałem go, wyłączając
gotującą się zupę.
-Przedszkole jest otwarte do siedemnastej.
Spokojnie.
-Miałeś odebrać dzieci zaraz po pracy -
wytknąłem mu. - Nie przed zamknięciem przedszkola.
Yuu wywrócił oczami, wzdychając. Podszedł do
mnie powoli i zaczął masować mi ramiona.
-Kotku, spokojnie - pocałował mnie w czoło. -
Nie masz ochoty na pobycie ze mną sam na sam? - spytał.
Spojrzałem na niego wymownie.
-A jak sądzisz?
-W takim razie - zaczął sunąć dłońmi w dół, aż
złapał mnie za ręce - postaramy się skupić uwagę wyłącznie na sobie. Jesteśmy
sami. Mamy piękne, szerokie łóżko i...
W tym momencie zatkałem mu usta swoimi. Dawno
się nie całowaliśmy. Shiro wziął mnie na ręce, nie przerywając pieszczoty.
Wpijaliśmy się nawzajem w swoje wargi, jakbyśmy już kompletnie zapomnieli
smaków swoich ust. Yuu zaniósł mnie do sypialni. Byłem pełny podziwu, że mógł
mnie w ogóle unieść. Od czasu naszej przeprowadzki tutaj przytyłem prawie
dziesięć kilo. Wszystko przez tę regionalną kuchnię… Yuu twierdził, że
przesadzam, że ważę tyle, co zawsze. Cóż, on nie wiedział, do jakiego stanu
schudłem kilka lat wcześniej, ale to nawet lepiej.
Usiadł na łóżku, a ja oplotłem go ramionami.
Czułem silną ekscytację i podniecenie. Yuu zsunął wargi na moją szyję,
składając na niej motyle pocałunki. Zrobił mi malinkę blisko obojczyka.
-Jak ja to zakryję? - zaśmiałem się, kiedy on
zsuwał się coraz niżej. Przez koszulkę przygryzł mój lewy sutek, po czym naparł
na niego językiem. Jęknąłem cicho.
-Coś wymyślisz - odparł, patrząc na mnie z
uśmiechem.
Miałem właśnie zdjąć mu koszulkę, a on odsunął
się nieznacznie, by mi to ułatwić, kiedy zadzwonił mój służbowy telefon. Leżał
w torbie, którą rzuciłem niedbale na podłogę obok drzwi. Westchnąłem tylko,
zsuwając się z nóg męża. Odszukałem telefon, po czym szybko odebrałem, gdy
zobaczyłem, że ordynator do mnie dzwonił.
-Słucham?
-Był wypadek, chłopcu wbił się metalowy pręt w
brzuch - oznajmił bez przywitania mój przełożony. - Poza tym ma otwarte
złamanie na przedramieniu.
-Ile czasu temu? - zerwałem się z miejsca.
Szybko wpakowałem najpotrzebniejsze rzeczy do torby
-Około pół godziny. Przed chwilą do nas
trafił. Dasz radę dojechać?
-Będę najwcześniej za piętnaście minut.
Podajcie mu środek przeciwbólowy i postarajcie się go unieruchomić. Ile ma?
-Cztery lata.
Przełknąłem ślinę. Był w wieku Yoshi.
-Za niedługo będę.
Rozłączyłem się. Spojrzałem na Yuu, który w
dalszym ciągu siedział na łóżku. Patrzył na mnie, czekając na wyjaśnienia.
-Nagły wypadek - oznajmiłem, wychodząc z
sypialni. Zostawiłem Yuu samego. Wybiegłem z domu i pojechałem do szpitala.
Ordynator był wdzięczny, że w swój wolny dzień
tak szybko się zjawiłem w pracy. Trzeba było wyciągnąć pręt z brzucha chłopca,
uważając przy tym, by nie uszkodzić żadnych narządów wewnętrznych. Została
podjęta decyzja o operacji. Przy okazji musiałem poskładać chłopcu rękę.
Strasznie płakał, wyrywał się. Nic nie mogłem na to poradzić. Przez blisko trzy
godziny walczyłem o to, by pozbyć się ciała obcego i nie doszło do żadnych
powikłań oraz, by nastawić kości. Po wszystkim, usiadłem na schodach przed
szpitalem i pochyliłem się do przodu, próbując uspokoić nerwy. Ordynator
przysiadł obok mnie, poklepał mnie po plecach, po czym zaproponował papierosa.
Odmówiłem.
-Dobra robota - oznajmił. - Wybacz, że
ściągnąłem cię tutaj w dzień wolny. Tylko ty masz odpowiednie kwalifikacje do
tego typu działań.
-W porządku. Cieszę się, że udało mi się mu
pomóc.
-Było gorąco - zaśmiał się. Uśmiechnąłem się
blado.
Na dworze już zmierzchało, zerwał się silny,
chłodny wiatr. Dym z papierosa ordynatora leciał prosto na mnie.
-Chyba nie byłeś dziś specjalnie zajęty?
-Nie. Byłem w domu.
-To dobrze. Jeszcze raz - dobra robota.
Wróciłem do domu około osiemnastej. Yuu
siedział z dziećmi w ich sypialni i bawił się z nimi. Akurat układali wieżę z
klocków, gdy wszedłem do środka. Maluchy zerwały się do mnie, szczęśliwe, że
mnie widzą. Objąłem całą trójkę. Chciałem mieć dzieci blisko siebie i chronić
je, choćby własnym ciałem.
-I jak? - spytał Yuu. Dzieci wróciły do
zabawy. Yoshi złapała mnie za rękę, ciągnąc do wieży z klocków.
-W porządku - usiadłem obok męża. Pocałowałem
go w policzek. Haru podała mi klocek, po czym wskazała miejsce, gdzie mam go
położyć. - Chłopcu wbił się metalowy pręt w brzuch i miał złamanie otwarte.
-O matko - Yuu zamrugał kilkakrotnie. - I jak
z nim?
-Już dobrze. Teraz tylko trzeba czekać, aż
będzie można zdjąć szwy, a kość się zrośnie. Potem czeka go rehabilitacja, z
tym zajmie się już ktoś inny.
Yuu popatrzył na mnie z dumą, po czym
pocałował mnie czule w usta.
-Fuuuuj! - oznajmiły chórkiem Yoshi i Haru.
Hiro zakrył sobie oczy dłońmi, jakby oglądał coś strasznego. Odsunęliśmy się od
siebie z Yuu.
Na zajmowaniu się dziećmi minęła nam reszta
dnia. W końcu nastał czas na kąpiel. Dzieci jeszcze nie czuły skrępowania przed
sobą, chociaż wyraźnie widziały między sobą różnice.
-Piana! - krzyknęła Yoshi, rozdmuchując
wszędzie mydliny.
Haruna pisnęła coś, a Hiroshi trzymał się grzecznie
z boku. Siedziałem na krześle i pilnowałem, by te dwie nie próbowały utopić
Hiro. Nie zapowiadało się na to jednak. Chłopiec cichutko bawił się palcami.
-Hiro, lubisz pianę? - zagadnąłem chłopca,
głaszcząc go po wilgotnych włosach.
Pokiwał głową, ale nic nie powiedział.
Yuu wszedł do łazienki z ręcznikami. Chwała
mu, bo sam byłem już strasznie śpiący i zasypiałem przy dzieciach.
-Koniec tego dobrego - oznajmił Shiro.
Yoshi wyskoczyła na raz z wanny. Yuu od razu
okrył ją ręcznikiem.
-Tatuś, tatuś! - złapała go za nogawki spodni.
Yoshi uwielbiała Yuu. Mężczyzna kucnął przy niej. Cmoknęli się w usta.
-No, księżniczko, zaraz musisz iść lulu.
-Nie chcę lulu.
Wyciągnąłem z wanny Haru i Hiro. Zaraz
zabrałem się za ich wycieranie.
Przebraliśmy dzieci w piżamki i
zaprowadziliśmy je do łóżek. Yuu poszedł przodem z dziewczynkami, a ja
prowadziłem Hiro za rękę. Chłopiec szedł powoli, ale się starał.
W końcu uśpiliśmy dzieci, czytając im bajkę.
Potem sami poszliśmy się wykąpać, po czym położyliśmy się do łóżka.
-Idziesz jutro do gabinetu? - zapytał Yuu.
-Mhm, jutro przyjmuję prywatnie.
Yuu przesunął ręką po moim ramieniu.
-Możemy pobawić się w doktora - stwierdził.
-Kręcą cię takie erotyczne gierki?
-Hah, a czemu nie.
Westchnąłem. Shiro objął mnie ramieniem.
-Mhm - oparłem się o niego. - Martwię się o
Hiro - powiedziałem.
-Musimy dać mu po prostu więcej czasu.
-Wiem, ale to mnie i tak martwi. Haru jest
taka żywiołowa, a on nie chce chodzić. Nawet jedzenie idzie mu opornie.
Yuu westchnął, pocierając skronie.
-Może umówmy się, że jeśli w ciągu miesiąca
nie będzie żadnej poprawy, to wtedy zabierzemy go do psychologa.
-To trzyletnie dziecko.
-Które nie chce chodzić, odzywać się i jeść.
Rozmawiałem ostatnio z jego przedszkolanką, Hiro woli bawić się sam, unika
dzieci.
Westchnąłem.
-Sam nie wiem, co robić. Mieliśmy podstawy
psychologii pedagogicznej, ale to mi nic nie daje.
-Takanori, jakoś damy radę.
Cały następny dzień spędziłem w gabinecie i
przyjmowałem swoich małych pacjentów. Byłem tak bardzo zaabsorbowany pracą, że
nawet nie zauważyłem, kiedy zegar wskazał szesnastą.
-Można? - jakaś kobieta wetknęła głowę do
mojego gabinetu. Skinąłem głową na potwierdzenie. - Przepraszam, nie byłyśmy z
Mio umówione, ale to nagłe - weszła, trzymając dziewczynkę na rękach.
-Proszę. W czym problem?
Kobieta posadziła lekko wystraszoną
dziewczynkę na kozetce. Podszedłem do niej.
-Spadła ze schodów i teraz nie może chodzić.
-Uhm, rozumiem - zapisałem szybko na kartce. -
Nazwisko?
-Tamura Ginzo.
-A nie Mio? - zaśmiałem się w stronę kobiety.
-To znaczy... Mio - zaśmiała się nerwowo. - Ja
jestem Ginzo.
-Miło mi panią poznać. Czyli panienka spadła
ze schodów i coś jej się stało. Kuleje?
-Na lewą nogę.
Uśmiechnąłem się do dziewczynki.
-Cześć, Mio - podałem jej rękę. Dziewczynka
speszyła się, ale zaraz dzielnie złapała mnie obiema rączkami. - Jestem
Takanori. Możesz mi powiedzieć, gdzie cię boli?
Dziewczynka wskazała na piszczel.
-Tu? - dotknąłem jej nogi. Delikatnie
przesunąłem po jej udzie, dopóki nie złapała mnie za nadgarstek. - Tutaj?
-Tak - pisnęła.
-Spadłaś ze schodów? Na pewno musiało boleć.
Musisz teraz bardzo uważać na tę nóżkę, wiesz? Za chwilę pójdziesz do pokoju
obok i tam będziesz musiała usiąść na stole. Pani zrobi ci prześwietlenie.
Poświeci ci specjalną lampką na nóżkę i zrobi zdjęcie twojej nodze. Dzięki
niemu dowiemy się, co ci się stało.
Dziewczynka spojrzała na mnie ze strachem w
oczach.
-Będziesz dzielna, prawda? Potem będziesz
mogła chwalić się koleżanką, że byłaś taka odważna, że zrobiono ci
prześwietlenie.
Zabieg przeszedł całkiem sprawnie. Wtedy,
kiedy Mio siedziała w sali, ja uciąłem sobie pogawędkę z matką dziewczynki.
-Tacy lekarze są potrzebni - stwierdziła.
Spojrzałem na nią z góry. Byłem wyższy od niej o prawie głowę. - Tak sprawnie
pan z nią sobie poradził. To niezwykłe.
-Lata praktyki obcowania z dziećmi - zaśmiałem
się. - Praktycznie wychowałem swoją młodszą siostrę.
-Och, to niezwykłe - stwierdziła, trzepocząc
rzęsami. - Wydaje mi się być pan znajomy - stwierdziła. - Ma pan może czteroletnią
córkę?
-Mam.
-Yoshi?
-Dokładnie.
-Ach! Już wiem, kim pan jest. To pan się
wprowadził do tego domku nad jeziorem?
-Tak, to ja.
-Tam jest naprawdę pięknie. Zazdroszczę
okolicy.
-Dzieciom się podoba.
-Dzieciom?
-Prócz Yoshi, mam jeszcze bliźniaki.
Uwielbiają ten dom.
-Ojej! To całe przedszkole - zaśmiała się. -
Pana żona musi mieć ręce pełne roboty.
-Właściwie, to nie mam żony - odchrząknąłem.
Rozmowa schodziła na nieprzyjemny tor. Wolałem nie mówić, że jestem gejem.
-Och... Przepraszam. Nie wiedziałam.
-Nic nie szkodzi.
-Ważne, żeby dzieci były szczęśliwe. To dla
pana pewnie trudny okres. Sama rozwiodłam się z mężem, ale to pewnie nie jest takie
bolesne, jak strata ukochanej osoby. Z mężem nie mogliśmy się dogadać i tyle.
Nie dałem po sobie poznać, że kompletnie jej
nie rozumiałem.
-Mio trzyma się jednak. Daje radę.
-To dobrze.
-Wie pan, zawsze mogę pomóc, jeśli zajdzie
taka potrzeba. Dam panu swój numer, dobrze? I niech mi da pan swój. Dobrze?
Zamrugałem kilkakrotnie.
-No dobrze.
Wcale nie dobrze.
*
Wszedłem do domu, oznajmiając to głośnym już
jestem. Yuu robił akurat kolację, a dzieci bawiły się w salonie. Wyprzytulałem
urwisy i poszedłem pomóc ukochanemu.
-Co robimy? - podwinąłem rękawy bluzki.
Zajrzałem mu przez ramię.
-Zupa krem z grzankami - odparł. Uśmiechnął
się do mnie, po czym lekko ucisnął płatki mojego nosa. - Jak tam mali pacjenci?
Ktoś wszczynał rewolucję?
-Nie, panie profesorze - przysiadłem na szafce
i założyłem nogę na nogę. - Ale przyszła do mnie matka koleżanki Yoshi.
Dziewczynka spadła ze schodów i pękł jej piszczel.
-Ugh, no to nieprzyjemnie.
-Nawet bardzo. Szkoda mi jej. Ale wiesz,
uciąłem sobie z jej mamą pogawędkę. To dosyć... Bezpośrednia i nadgorliwa
kobieta.
-Tak? - zamieszał w zupie.
-No. Dała mi swój numer i wręcz wymusiła, bym
podał jej swój. Poza tym, zachwycała się okolicą, w której mieszkamy.
-Hmm - Yuu spróbował zupy, nabierając jej
niewielką ilość na łyżkę. Zaraz ją odłożył i spojrzał na mnie. - Nie wydaje ci
się, że cię kokietowała?
-Może - wzruszyłem ramionami. Shiro uniósł
brwi. - No co?
-Nie dziwię jej się. Gdybyśmy nie byli
małżeństwem, sam bym wyciągał od ciebie numer telefonu, robił maślane oczy i
trzepotał rzęsami.
-O tych dwóch ostatnich nie mówiłem!
-Ale pewnie tak robiła - wyłączył zupę.
Podszedł do mnie i złapał mnie za biodra. - Panie doktorze, może umówimy się na
wizytę prywatną? Zdaje się, że mnie coś uciska po środku miednicy, troszkę
nisko. Mógłby pan rzucić na to okiem? Ewentualnie dokładnie wybadać, co mi
dolega? Czasami jest mi tam mokro – powiedział, naśladując kobiecy ton głosu. -
Pewnie to miała na myśli.
Złapałem Yuu ręką za policzki i ścisnąłem je
kilkakrotnie.
-To ty tylko o seksie myślisz.
-Ja? Tylko podałem objawy, nie mówiąc nawet
tego słowa. Ale jak widać, dobry z ciebie lekarz, bo bez dokładniejszych badań
podałeś poprawną diagnozę. Mąż jej pewnie nie zaspokaja.
-Rozwiedli się.
-Nawet to ci powiedziała? - pokręcił głową. -
Tym bardziej będzie chciała, żebyś ją zbadał.
-A może to ty masz jakąś ukrytą chorobę? Co ci
dolega?
-Od jakiegoś czasu mam coś twardego między
nogami i nie mam pojęcia, jak się tego pozbyć.
-Cóż, wiem doskonale, co ci dolega. Ale mogę
się tym zająć później, w godzinach nocnych.
-Pasuje.
Po kolacji poszliśmy z dziećmi na spacer. Yuu
niósł na rękach Hiro, a ja prowadziłem nasze dwie córki. Wraz z dziećmi
podśpiewywaliśmy piosenkę dla przedszkolaków i śmialiśmy się. Po drodze
widzieliśmy wiewiórki i zająca. Dzieciaki oznajmiły, że też chciałyby zająca. Z
Yuu jedynie spojrzeliśmy po sobie. Dzieci miały przeróżne zachcianki, a my
mieliśmy już kota.
Po powrocie do domu, wykąpaliśmy dzieci i
położyliśmy je spać. Yoshi miała problem z zaśnięciem, ale jakoś zapadła w sen.
Gdy wyszliśmy z pokoju, złapaliśmy się z Yuu za ręce i poszliśmy to do
sypialni.
[Yuu]
-Referaty musicie oddać do piątku -
powiedziałem w stronę klasy. Przysiadłem na krawędzi biurka. - Jakieś pytania?
Zgłosiła się jedna dziewczyna. Kiwnąłem głową,
by mówiła.
-A gdyby ktoś...
-Wyjątkowe przypadki już omawialiśmy. Można
donieść w poniedziałek, wysłać mailem lub przynieść mi do domu.
-Ale pan daleko mieszka - jęknął jakiś
chłopak.
-Dlatego lepiej donosić mi wszystko na czas -
uśmiechnąłem się. - To tyle. Zajmijcie się czymś do dzwonka.
Nagle rozległ się dźwięk mojej komórki leżącej
na biurku. Kilku uczniów posłało mi spojrzenia pełne udawanej dezaprobaty.
Telefon podczas lekcji? To się nie godzi! Odebrałem.
-Taka, mam jeszcze lekcje - usiadłem za
biurkiem i podparłem głowę na dłoni.
-Wiem - usłyszałem głos swojego ukochanego. -
Ale mam twoje sprawdziany.
-Ach. No tak.
-Prosiłeś, bym je przyniósł. Pamiętasz?
-Tak, tak.
Wysłałem na powszedniej przerwie sms Tace w
sprawie sprawdzianów.
-Poczekam do przerwy. Stoję pod klasą.
Zerknąłem w stronę drzwi. Taka był tak blisko.
Chciałem wyjść i mocno się do niego przytulić. Ale nie mogłem. Czasami wydawało
mi się, że w takich momentach Taka jest silniejszy ode mnie.
Gdy uczniowie opuścili klasę po dzwonku, do
środka wszedł Takanori. W sumie niczym się od typowego ucznia nie różnił. Wciąż
miał swój nastoletni wygląd.
-Panie profesorze - zaczął, nieśmiało wtykając
głowę do środka.
-Proszę wejść.
Wszedł, zamknął za sobą drzwi.
Spojrzałem na Takę. Miał na sobie szorty przed
kolana, luźną, miętową bluzkę i kardigan. Uśmiechnąłem się na jego widok.
-Huh, w tej klasie miałeś sporo ładnych
dziewczyn.
-Naprawdę? Nie zwróciłem uwagi.
Podszedł do mnie. Wyciągnął z torby starannie
złożony plik kartek i położył go na biurku. Nieśmiało usiadł mi na lewym
kolanie. Objąłem go w pasie.
-Jakoś nie skupiam się na wyglądzie uczniów.
-Ale kręcą cię młodsi - zauważył.
-Mam ciebie. Jestem z tego powodu szczęśliwy.
Pocałował mnie w szyję.
-To dobrze - odparł. - Misiu.
-Hm?
Taka pocałował mnie czule. Oddałem od razu
pieszczotę. Dotknął mojego krocza i zsunął się, nurkując pod biurkiem, między
moimi nogami.
-Takanori!
Rozpiął mi guzik i rozporek. Wysunął mojego
penisa z bielizny. Jęknąłem gardłowo, czując jak bierze mnie w swoje ciepłe i
wilgotne usta. Ssał mnie, a ja zacisnąłem powieki.
-Ktoś wejdzie.
Taka działał szybko. Zrobił mi dobrze,
doprowadzając mnie do wytrysku. Połknął moją spermę. Zapiął mi spodnie i wstał.
-Panie profesorze - powiedział niewinnie.
Stanął przed biurkiem.
-Zaliczone. Masz 6.
Parsknął śmiechem.
-Odbiorę dzieci - pogłaskał mnie po policzku.
-No dobrze.
Przez resztę dnia myślałem o wizycie Taki. Na
samą myśl o jego sprawnym języku i głębokim gardle dostawałem dreszczy. Z
trudem skupiałem się na opowiadaniu uczniom o wojnie północy z południem w
dziewiętnastym wieku. O wpływach, jakie wywarła na Japonię Europa, w tym
głównie Francja, o końcu samurajskich kast.
-Naprawdę noszono kimona z garniturami? -
odezwała się uczennica siedząca w drugiej ławce.
-Głównie tyczyło się to powracających zza
granicy Japończyków - wyjaśniłem. - Kraj powoli zaczynał się otwierać na wpływy
zewnętrznych państw. Nastąpiła zupełnie nowa moda. Kobiety zaczęły wybielać
zęby, każdy, kto chciał być na czasie, musiał jeść smażoną wołowinę. Dla
tamtejszych ludzi było to coś paskudnego. Przestawić się z ryby na krowę? No
ale każdy udawał, że to najpyszniejsza rzecz na świecie.
Po klasie rozszedł się szmer. Wszyscy
komentowali nowe ciekawostki od swojego wspaniałego sensei, czyli mnie.
-Ale wracając do zawiązanego w Tokio spisku
przeciw cesarzowi...
Jęk niezadowolenia.
-Oj, przestańcie. To jest tylko trochę
pokręcone. Przejdziemy przez to, a na następnej lekcji zrobimy inscenizację.
Poprzebieracie się. Zaraz wybierzemy ochotników.
Po lekcji podeszła do mnie dziewczyna z
drugiej ławki. Zaczęła mnie zasypywać pytaniami odnośnie konfliktu północy z
południem i na temat tamtejszego społeczeństwa. Starałem się jej odpowiadać w
miarę swoich możliwości i wiedzy.
-Panie profesorze - szła ze mną równo. Stanęła
przy mnie, gdy zamykałem klasę. To była moja ostatnia lekcja, jej chyba
również. - Mam do profesora prośbę.
-Słucham cię - wsunąłem swój klucz od klasy do
kieszeni.
-Dałby się profesor zaprosić na kawę? -
uśmiechnęła się szeroko. Spojrzałem na nią zaskoczony.
-Z reguły nie umawiam się z uczennicami -
odparłem.
-Od reguł są odstępstwa - ruszyła ze mną równo
w stronę głównego wyjścia.
-W tym wypadku nie mam żadnych. Przykro mi.
-Shiroyama-sama, co panu zależy? To tylko
kawa.
Przez myśl przeszedł mi obraz wściekłego Taki.
Ty zboczeńcu! Umawiasz się za moimi
plecami ze swoimi uczennicami?! Aż się wzdrygnąłem na samą myśl o tym.
-Posłuchaj, nie chcę mieć problemów.
-Jestem legalna. A pan mnie chyba lubi?
-Lubić kogoś a czuć pociąg do tej osoby to
różnica. Nie jestem zainteresowany. Wybacz.
W domu Taka siedział z naszymi dziećmi i
czytał im bajkę. Uśmiechnąłem się szeroko na ten widok.
-Odgrzejesz sobie obiad? - spytał,
przerywając. Dzieci jęknęły niezadowolone.
-Tak, tak. Nie przerywaj - machnąłem na niego
ręką.
Odgrzałem sobie obiad i go zjadłem Taka w tym
czasie zabawiał nasze pociechy.
Później i ja dołączyłem do zabawy z dziećmi.
Tak zleciała nam reszta dnia. Wieczorem, kiedy Taka stał w kuchni i zmywał naczynia,
podszedłem do niego. Objąłem go od tyłu w pasie.
-Co tam? - mruknął, odchylając głowę.
Pocałowałem go w szyję.
-Zmęczony jestem.
-Na pewno. Z tyloma ładnymi uczennicami.
Położyłem mu głowę na ramieniu. Zamknąłem
oczy, a on coś zanucił.
-Chcesz mi coś powiedzieć, nie?
Zacisnąłem wargi.
-Dzisiaj jedna uczennica zaprosiła mnie na
kawę. Odmówiłem.
Przez jakiś czas milczeliśmy. Naczynia
szczęknęły o siebie. Woda kapnęła z kranu.
-To dobrze. Umawianie się z uczennicami nie
przyniosłoby ci nic dobrego.
Znów coś zanucił. Odetchnąłem.
-Kocham cię, Taka - powiedziałem mu do ucha.
Zaśmiał się.
-Ja ciebie też kocham, Yuu.
Odwrócił się lekko z moją stronę.
Pocałowaliśmy się.
Pomogłem mu zmywać.
Jakiś czas później położyliśmy się do łóżka.
Taka wtulał się w mój tors, a ja głaskałem go po plecach. Mruczał coś, a mi
przypomniało się, jak kiedyś często tak spał na mnie. Mały, słodki Taka. Nie chciałem
go wypuszczać ze swoich objęć. Strasznie go kochałem.
-Yuu - zamruczał w mój tors. Jego ciepły
oddech podrażnił moją skórę. - Martwię się o Hiro.
-Coś się stało? - wplątałem dłoń w jego włosy.
-Przestał się dzisiaj odzywać.
-Całkiem?
-Mhm.
Westchnąłem ciężko.
-Nie radzę z nim sobie. Coś się dzieje, a ja
nie wiem co.
-Będzie dobrze. Niektóre dzieci nie mówią
jeszcze w wieku czterech lat.
Takanori milczał. Chyba się nad czymś
zastanawiał.
-Sam nie wiem - westchnął.
-Taka-chan, spokojnie. Jeśli się nie chce
odzywać, to go nie zmuszajmy.
Zsunął się ze mnie. Kołdra zaszeleściła cicho,
w bardzo intymny sposób. Obaj byliśmy nadzy, w pokoju było ciemno.
-Dobranoc.
-Dobranoc, kochanie.
Rano wstałem przed Taką, co było jakąś
nowością. Zawsze to on wstawał wcześniej. Tym razem jednak, obudziłem się sporo
przed nim. Ubrałem się, spaliłem papierosa i zrobiłem śniadanie. Dzieci jeszcze
spały, ale ich nie budziłem. Była sobota. Na tacce ułożyłem gorące naleśniki,
kubek kawy i szklankę soku z czarnej porzeczki. Zaniosłem to do sypialni.
Taka już nie spał. Leżał na boku i patrzył w
okno tarasowe.
-Kotku - mruknąłem.
-Misiu? - podniósł się.
Zamknąłem za sobą drzwi. Taka miał zaspany
głos, musiał się przed chwilą obudzić.
-Mam śniadanie - ułożyłem mu tackę na
kolanach.
-Jakaś specjalna okazja?
Usiadłem obok niego.
-Nie.
-Dziękuję - pocałował mnie w policzek.
Zaraz zabrał się za jedzenie. Przedzielił
jednego naleśnika i mi go podstawił pod nos. Rozchyliłem usta, a on włożył mi
go do buzi. Jadł później w ciszy.
-Dobre - stwierdził.
-Cieszę się, że ci smakuje.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. To był piękny,
serdeczny uśmiech. Położyłem mu głowę na ramieniu.
-Kotku.
-Hm?
Pocałowałem go w szyję.
-Lubię być z tobą sam.
-Dzieci...
-Śpią.
Uśmiechnął się.
-Zajmiesz się nimi wieczorem? Mam zmianę w
szpitalu.
-No jasne.
Po śniadaniu Taka poszedł pod prysznic, a ja
zajrzałem do dzieci. Dochodziła ósma, całe pomieszczenie przeznaczone dla nich
wypełniały spokojne oddechy i lekkie pochrapywanie. Maluchy zawsze spały dłużej
w weekend, bez wyjątku.
Kiedy tak kręciłem się po domu, usłyszałem
dźwięk dzwonka do drzwi. Byłem zaskoczony tak wczesną porą wizyty. Otworzyłem i
zdziwiłem się, widząc uczennicę, która ostatnio chciała zaprosić mnie na kawę.
-Dzień dobry - przywitała się. Otaksowała mnie
ciekawskim spojrzeniem. Miałem na sobie dresy i znoszoną koszulkę.
-Dzień dobry - nie kryłem zaskoczenia.
-Chciałam przynieść referat - odparła.
Popatrzyłem na nią z ukosa. Termin nie dobiegł
jeszcze końca, poza tym, nikt nigdy nie fatygował się z tym, by przynieść mi
jakąkolwiek pracę do domu.
-No dobrze. Daj mi go.
Dziewczyna wcisnęła się do środka. Naparła
klatką piersiową na mój tors, dlatego szybko się odsunąłem. Chciała wślizgnąć
się w głąb domu, ale zagrodziłem jej drogę ręką.
-Nie zaprosi mnie pan?
-Miałaś mi dać referat - przypomniałem jej.
Siliłem się na uprzejmy ton.
-Panie profesorze... - chciała uwiesić mi się
na szyi.
-Yuu? - doszły do mnie kroki Taki. Zajrzał do
przedsionka. Miał wilgotne włosy, a na ramionach wisiał mu ręcznik. - O, dzień
dobry.
-Dzień dobry - mruknęła dziewczyna na jego
widok.
-Coś się stało? - spytał.
-Nie. Uczennica przyszła mi oddać referat.
Taka spojrzał najpierw na dziewczynę, a potem
na mnie. Podszedł, objął mnie ręką w pasie i pocałował mnie w policzek.
-Wracaj do łóżka, misiu - mruknął mi do ucha,
wsuwając jedną dłoń pod moją koszulkę. Zaraz oderwał się ode mnie.
-Już idę - powiedziałem, podążając za nim
wzrokiem.
Wyszedł z przedsionka. Dziewczyna popatrzyła
na mnie jakby wściekle.
-Dasz mi ten referat?
-Co to, kurwa, było?
-Wszystkie tak reagują - westchnąłem, kręcąc
głową.
-Kto to? Co to miało znaczyć?
-Daj mi referat.
-Kim on, do cholery, jest?!
Popatrzyłem na nią beznamiętnie. W oczach
stały jej łzy, trzęsła się jak galareta. Nie wiedziałem za bardzo, w jaki
sposób mam ją teraz uspokoić. Takanori też musiał teraz wejść i z premedytacją
zamanifestować fakt, że jesteśmy parą. Zrobił to z czystej zazdrości i
złośliwości.
-Nie muszę ci się tłumaczyć.
-Ale on...!
-Dość - syknąłem. - Albo dasz mi ten pieprzony
referat, albo wyjdź stąd. Rozumiesz?
Wyciągnęła z torby teczkę i rzuciła nią we
mnie. Teczka spadła z hukiem na podłogę, z jej środka wypadły kartki z
referatem.
-Jestem pełnoletnia, mam miękkie piersi, a gdy
tylko pomyślę o panu, to robię się wilgotna. Jestem tak mokra, że to aż nie do
pomyślenia. Mogę zrobić, że będzie panu dobrze, lepiej. Mam dwie dziurki,
mógłby pan z nich korzystać, robić, co chce.
Zachlipała.
-Uważasz, że chodzi mi o seks?
-A nie? On przecież...
-Wyjdź już.
Wyszła. Zamknąłem za nią drzwi, pozbierałem
kartki z referatem, włożyłem go do teczki i chciałem pójść do Taki. Jak się
okazało, stał przy drzwiach, opierając się o ścianę.
-Kiepskim byłbyś wychowawcą - stwierdził z
drwiną w głosie. - Uczennice włażą ci na głowę, są wilgotne na twój widok i
chcą z tobą uprawiać seks.
-Taka, wiesz...
-Wiem - objął mnie. - I tak jestem z ciebie
dumny.
Resztę dnia zajmowaliśmy się dziećmi. Taka
wyszedł z Yoshi na spacer, a ja zostałem z bliźniakami. W pewnym momencie Hiro
zaczął płakać. Nie wiedziałem, o co chodzi. Chłopiec nie odzywał się, kiedy się
go pytałem, tylko wpadał w jeszcze większą histerię. Nie wiedziałem, co robić,
dlatego zadzwoniłem do Taki.
-Pieluchę mu sprawdziłeś?
-Nie...
-Pewnie walnął klocka.
-To kiedy wrócisz?
-Sam mu zmień pieluchę.
-Wiesz przecież jak mi to wychodzi.
-Słuchaj, zostawiłem ci przecież instrukcję
kiedyś. To nie filozofia zmienić dziecku pieluchę.
Zostałem sam. Faktycznie, zmienianie pieluchy
nie było takie skomplikowane. Jednak musiałem jednocześnie pilnować Haru, która
zaczęła biegać po pokoju.
-Haru, nie biegaj! - zagrodziłem jej drogę
nogą, kiedy chciała wybiec z pokoju. Złapała za moją nogawkę i zaczęła mnie
ciągnąć.
-Tata!
-Chwilę.
-Tata!!
-No już, słyszę.
-Sikuuu!!
Spojrzałem na Haru. Dziewczynka pisnęła.
-Spokojnie, już idziemy siku.
-Tatuś.
Naciągnąłem na Hiro świeżą pieluchę i z nim
pod pachą i Haru w jednej ręce, pognałem do łazienki, do nocnika. Pomogłem
zdjąć dziewczynce spodnie, posadziłem ją
na nocnik.
Ciężko być ojcem, ale za szczęście dzieci,
warto przejść przez wszystko.
*
[Takanori]
Ulubionym kolorem Yuu był
zielony. Sam nie wiedziałem, co on widział w tym kolorze takiego ładnego.
Zieleń jasna, zieleń ciemna, chłodna zieleń, zgniła zieleń… Już wiele lat
spieraliśmy się w tym, jak urządzimy nasze mieszkanie i teraz, kiedy mieliśmy
swój własny dom, poszliśmy na kompromis. Z mojej strony było to wielkie
poświęcenie, że zgodziłem się na to, by część elementów wystroju była w
odcieniu zieleni.
Zaczęliśmy od sypialni i
chyba właśnie tutaj stoczyliśmy największy bój. Uparłem się, że ściany mają być
alabastrowe. Drewniana rama łóżka była ciemnobrązowa, wręcz wpadała w heban. W
podobnym odcieniu były szafki nocne, komoda oraz szafa. Uparłem się jeszcze na
brązowe rolety oraz karnisz. Reszta rzeczy była zielona. Jasnozielone zasłony,
zielone lampki na szafkach, lampa wisząca, lampa stojąca w rogu, dywan przed
łóżkiem…
Tak wyglądało to na
początku. Później trochę się na siebie podenerwowaliśmy, a przynajmniej ja się
podenerwowałem na Yuu. W ten oto sposób zielony zastąpiły fiolet oraz róż.
Cyklamenowe zasłony oraz
dywan, lampy w odcieniu lila, lawendowa narzuta na pościel…
-Wolałem zielony -
burknął Shiro, pomagając mi zawiesić zasłony.
-Na dworze masz pełno
zielonego – odparłem. Zszedłem z drabinki i popatrzyłem z daleka na nasze
dzieło. Westchnąłem, zadowolony. Zasłony były równo powieszone i idealnie
wkomponowały się w całość. Za to Yuu był niepocieszony.
-Zimą spadnie śnieg i nic
nie będzie zielonego – wypomniał mi.
-Zimą są święta, a wtedy
wszystko przystraja się na czerwony i zielony, więc nie narzekaj.
Z łazienką nie mieliśmy
takiego problemu, postawiliśmy na minimalizm. Białe kafelki, hebanowe meble,
przezroczysta, szklana kabina prysznicowa. Postanowiliśmy zaszaleć i, gdy tylko
oszczędziliśmy więcej pieniędzy, kupiliśmy dodatkowo szeroką, kwadratową wannę.
Salon i kuchnia też poszły nam gładko. Wszystko było jasne i przestronne.
Inną kwestią był gabinet,
który po części chcieliśmy urządzić na biblioteczkę. Zdecydowaliśmy się pójść w
klasycyzm (to znaczy, ja zdecydowałem, Yuu dał mi już wolną rękę, bo nie chciał
znowu się kłócić). W składzie z antykami znaleźliśmy szeroki regał na książki,
rzeźbione biurko i krzesło. Shiro ucieszył się, gdy na biurku, honorowe miejsce
zajęła lampa z ciężką, zdobioną nóżką w odcieniu brudnego złota oraz zielonym
abażurem.
Cały ten remont zajął nam
praktycznie dwa miesiące. Większość prac wykonaliśmy sami. We dwóch
pomalowaliśmy wszędzie ściany i sufity, sami dobraliśmy meble, które później
składaliśmy i instalowaliśmy. Co innego było z łazienką, bo na kanalizacji i
układaniu płytek nie znał się żaden z nas. Mieliśmy też szczęście, bo nie było
potrzeby, by wymieniać podłogi. Praktycznie wszędzie były dębowe panele o
odcieniu kasztanowym. Okna również były całkiem nowe. Poprzedni właściciel
musiał kilka lat wcześniej wykonać gruntowny remont całej tej posiadłości. Dom
otynkowany był na biało, dachówki (tak, dachówki!) były ciemnobrązowe, a całe
podwórze otaczał zadbany, drewniany płot, który bardziej pełnił funkcję
dekoracyjną niż zabezpieczającą przed włamaniem.
Pamiętam ten dzień, gdy
pierwszy raz położyliśmy się spać w naszym łóżku. Materac wydawał mi się być
zbyt miękki, chociaż sami sobie taki wybraliśmy. Pościel była gładka, śmierdziała
jeszcze sklepem i sterylnym, plastikowym opakowaniem, w konsekwencji czego,
czułem się nieswojo. Przewalałem się z boku na bok, nie mogąc usnąć przez długi
czas. Yuu też nie mógł zasnąć. Wierciliśmy się obaj, aż w końcu Shiroyama wstał
i zaproponował, żebyśmy napili się herbaty. Z gorącymi kubkami i okryci kocami,
przysiedliśmy na schodkach betonowego tarasu, które posłużyły nam za krzesła.
Wiatr szumiał cicho nad wodą, drobne fale kołysały żaglówką przycumowaną do
małego pomostu, jakby próbowały uśpić siedzące na niej kaczki. Komary cięły nas
w odsłonięte nogi, gdzieś obok przemknął nasz kot, który pewnie wymknął się
przez uchylone drzwi.
-Głowa mnie boli -
oznajmił Yuu, pochylając się do przodu. Pogładziłem go po plecach.
-Mnie też.
Nie odzywaliśmy się zbyt
wiele. Po około godzinie wróciliśmy do sypialni, gdzie już normalnie
zasnęliśmy.
Żyliśmy tak we dwóch
przez kilka miesięcy, obdarzając się wzajemnie platoniczną miłością. Minęło
całe lato, jesień, przyszła zima i święta. Właśnie tej zimy wszystko nabrało
kolorów czerwonej namiętności i ulubionego zielonego Yuu. To był pierwszy raz
od dawna, kiedy poszliśmy razem do łóżka, kiedy Shiro trzymał mnie tak mocno w
swoich ramionach, a ja oddałem mu siebie w całości. Gdy później leżeliśmy we
dwoje w łóżku, przytulając się do siebie, popłakałem się. Yuu gładził mnie po
plecach, przycisnąłem twarz do jego torsu, wdychając całą piersią zapach tego
męskiego, silnego ciała. Nie pytał, dlaczego płaczę.
-Jestem przy tobie -
szepnął, całując mnie we włosy.
To jestem przy tobie, było jednym z najpiękniejszych kocham cię na
świecie.
Na początku stycznia
wzięliśmy ślub. Tylko on, ja i urzędnik. Było tak, jak od początku
planowaliśmy. Nie było gości, wesela, nikogo niepotrzebnego. Zrobiliśmy dwa
zdjęcia samowyzwalaczem, by jakoś zachować ten dzień. Na obu fotografiach
mieliśmy na sobie proste, czarne garnitury, które wybraliśmy w przeddzień
ceremonii. Na pierwszym zdjęciu staliśmy przed naszym domem i trzymaliśmy się
za ręce, patrząc prosto w obiektyw. To była okropna, a zarazem prześmieszna
fotografia. Obiektyw uchwycił mrugającego Yuu i mnie, gdy zaczynałem kichać,
nabierając powietrza ustami. Lampa błysnęła nam po oczach, myślałem, że
oślepnę. Drugie zdjęcie było o wiele bardziej udane. W dalszym ciągu trzymaliśmy
się za ręce, jednak dawaliśmy sobie buziaka w usta. Obaj uśmiechaliśmy się pod
wpływem pieszczoty. Te dwa zdjęcia spoczęły na pierwszej stronie w naszym
nowym, zupełnie pustym albumie.
Aż pewnego dnia…
-Yuu! - krzyknąłem,
wpadając do domu. Byłem cały zmachany, ledwo mogłem oddychać. Ból chwycił mnie
za bok. Jak ja nienawidziłem biegać…
-W kuchni!
Pobiegłem do kuchni, Yuu
popatrzył na mnie zaskoczony. Stał przy wyspie, kroił warzywa.
-Coś się stało? - spytał.
-Tak!
-Co?
Rzuciłem się mu na szyję.
Stanął jak wryty, zupełnie nie spodziewając się mojego zachowania.
-Co się stało? - spytał
pieszczotliwie. Odłożył nóż, który trzymał, po czym wplątał dłoń w moje włosy.
Przyjemnie pomasował skórę mojej głowy.
Pokręciłem głową.
-Yuu, pamiętasz to… kiedy
rozmawialiśmy… o dzieciach…?
-Mhm – pocałował mnie w
policzek. - Pamiętam.
-Chciałbym. Już, teraz.
Chciałbym je mieć.
-I mówisz to, bo…?
-Do miejscowego
sierocińca przewieziono trójkę rodzeństwa. Rodzice zginęli w wypadku.
Yuu nic nie mówił. Pewnie
czekał na to, aż będę kontynuował. Nie powiedziałem już jednak nic, dlatego się
odezwał:
-I?
-No domyśl się.
Westchnął.
-Takanori, wiesz, że
takie rzeczy nie są proste. Przyznawanie praw rodzicielskich, opieka nad
dziećmi… i to trójką dzieci! Poza tym, pewnie odeślą je do krewnych.
-Nie możemy chociaż pójść
i dowiedzieć się konkretniej, jak to wszystko wygląda?
-Przyznawanie praw?
-Sytuacja tych dzieci.
Shiro odsunął się ode
mnie. Wyglądał teraz tak obojętnie.
-Jednak nie chcesz dzieci
- z początku miało to brzmieć jak pytanie, jednak jego mina skutecznie dała mi
do zrozumienia, że o byciu rodzicem mogę zapomnieć.
-Nie to, że nie chcę.
-A co?
-To troje dzieci. To
potrójna odpowiedzialność.
-Myślisz, że temu nie
sprostamy?
Specjalnie użyłem tego
my, by podkreślić fakt, że wszystko robimy razem, jako partnerzy, którymi
byliśmy już oficjalnie. Yuu westchnął znowu.
-Tak właśnie myślę.
-Myślisz, że nie
moglibyśmy wychować trójki dzieci?
-Tak.
-Tak?
-No tak.
-Ty nie dałbyś rady? Ty?
Wspaniały Yuu Shiroyama! - prychnąłem. - I to jeszcze ze mną u boku? To brzmi
śmiesznie.
-Nie wjeżdżaj na moje ego
- warknął, domyślając się, jakiej taktyki chciałem użyć, by go przekonać.
Czasami wystarczyło po prostu zachwalać męską wyższość Yuu, by go do czegoś
nakłonić lub rzucić jakieś wyzwanie. Jednak nie tym razem. Znał już zbyt dobrze
moje zagrywki i z czasem nauczył się je odpierać.
Tym razem była to ostra
ofensywa. Yuu postawił twardo na swoim.
Jednak po kilku dniach
udało mi się go złamać. Jakieś dwa tygodnie później skończyliśmy remontować
dziecięcą sypialnię i mniej więcej po trzech tygodniach przyznano nam prawa
rodzicielskie. To była wiosna, rok po naszej przeprowadzce. Yuu i ja zostaliśmy
rodzicami.
Początki wcale nie były
złe, a przynajmniej nie aż tak złe, jak się obaj spodziewaliśmy. Był płacz,
krzyki, nocne bieganie po schodach do dziecięcego pokoju. Nieprzespane noce,
porozrzucane pieluchy, zabawki, karmienie o szalonych godzinach, chodzenie do
lekarza przy każdym, najgłupszym syndromie jakiejkolwiek choroby.
Aż w końcu nadszedł taki
jeden dzień, kiedy udało nam się całą trójkę uśpić niemal jednocześnie.
Usiedliśmy Yuu na kanapie w salonie i przez jakiś czas nic nie mówiliśmy. W
końcu Yuu oznajmił słabym, zmęczonym głosem:
-Jestem chyba
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – oznajmił. To były dwa miesiące, od
kiedy Yoshi, Haruna i Hiroto byli z nami.
-Naprawdę?
-Tak. Właśnie zdałem
sobie z tego sprawę tam na górze, w pokoju dziecięcym. Niczego innego nie chcę,
niczego więcej nie potrzebuję. Chcę tylko waszą czwórkę. Zrobię wszystko, by
mieć was zawsze blisko.
-Nie wierzę, że to mówisz
- oparłem się o niego wygodnie. – Kochasz je.
-Kocham. Naprawdę je
kocham. Dokładnie tak, jakby to były nasze dzieci.
Uśmiechnąłem się pod
nosem.
-Są nasze.
Dzieciaki rosły jak na
drożdżach. Trzeba była kupować nowe ubranka, regularnie odwiedzać lekarza i
pilnować terminów szczepień. Największą blagą była dla nas wizyta pracownika
socjalnego. Pamiętam, jak pani z urzędu wpadła do nas bez zapowiedzi. Akurat
była pora karmienia, gdy nasz spokój został przerwany. Na szczęście, była to
zwykła kontrola. Nie do końca jednak ufano parze gejów, która sama miała
wychowywać trójkę dzieci. Wizyta przebiegła bez zbędnych komplikacji i od
tamtej pory nasza pięcioosobowa familia miała spokój.
-Tata - mruczałem do
Hiro, trzymając go za pulchne rączki. Chłopiec siedział mi na nogach i burczał
coś po swojemu. Z ust wychodził mu balonik śliny, który nagle pękł. Wytarłem mu
brodę chusteczką. - Hiro, powiedz tata.
-Bu - burknął, wydymając
dolną wargę. Haru spała obok , zawinięta w kocyk, a Yoshi siedziała na dywanie
i układała budowle z klocków. Obok walały się lalki, miśki i pluszaki. Yoshi
akurat wolała zabawę klockami. Przewidywałem jej karierę inżyniera lub
architekta. Mała już w wieku prawie dwóch lat była taka zdolna.
-Tata.
-Bubu.
-Ta-ta.
-Bub.
Parsknąłem śmiechem. Hiro
ziewnął, a ja przytuliłem go do torsu. To było leniwe, czwartkowe
popołudnie. Była późna jesień, końcówka
listopada. Yuu został dłużej w szkole na radzie pedagogicznej. Zgadywałem, że
pewnie wróci około osiemnastej albo dziewiętnastej. Będzie zmęczony i pierwsze,
co zrobi, to pójdzie do łóżka. Sam zajmowałem się dziećmi, co mi nie
przeszkadzało. Siedzieliśmy całą czwórką w salonie, czytałem im bajki i razem
organizowaliśmy zabawy.
-Hiro chce spać? - pogłaskałem
synka po drobnej główce. - Pójdziesz spać z siostrzyczką, tak?
Upewniłem się, że Yoshi
jest maksymalnie zaabsorbowana klockami i czym prędzej poszedłem położyć
bliźniaki do łóżeczek. Gdy wróciłem do salonu, Yoshi w dalszym ciągu bawiła się
klockami. Przysiadłem obok niej, a ta popatrzyła na mnie, jakby obrażona, że
śmiem jej przeszkadzać w budowaniu. Chciało mi się śmiać na widok tych
zmarszczonych brewek i czoła. To kompletnie nie pasowało do zachowania
półtorarocznej dziewczynki.
-Co budujesz? - spytałem.
-Domek - odparła.
-Pomóc ci? - spytałem.
Energicznie pokręciła
głową na boki, po czym położyła kolejnego klocka na swojej konstrukcji. Jej
ruchy były w pełni przemyślane, każdy klocek leżał w danym miejscu nie bez
powodu. Cała budowa była dokładnie zaplanowana, na co świadczyło ułożenie
wszystkich elementów kolorami.
-Ładnie ci to wychodzi -
powiedziałem pełen podziwu.
Nie odpowiedziała,
starała się mieć naburmuszoną minę, jednak widziałem, jak w kącikach jej
drobnych usteczek zagościł uśmiech. Pogłaskałem ją po włosach, po czym wstałem
z podłogi. Przysiadłem na kanapie z książką i przez następną godzinę czytałem,
przerywając tylko na doglądanie dzieci.
Yuu wrócił o osiemnastej.
Był nachmurzony, jakby stało się coś naprawdę złego.
-Akurat jemy kolację -
powiedziałem, widząc go w progu kuchni. Bliźniaki zajadały się kaszką, a Yoshi
jadła wraz ze mną malutkie kanapki z pomidorem.
-Mhm - zamruczał, rozpinając
guziki koszuli. Westchnął i wyszedł z kuchni. Wrócił zaraz, przebrany w luźne
ubrania.
-Coś się stało? -
spytałem, podając Haru chusteczkę, by sama wytarła sobie buzię. Dziewczynka
odrzuciła ją na podłogę. Westchnąłem tylko, gdy zaczęła płakać. Podniosłem
chusteczkę, a Yuu przysiadł obok mnie. Yoshi wyciągnęła ręce do Yuu, mąż wziął
ją ode mnie. Przytulił córkę i pocałował ją w główkę.
-Tata!
-Jestem po prostu
zmęczony - odpowiedział, podając Yoshi kanapkę.
-Zrobię ci coś ciepłego
do jedzenia.
-Tata, tata!
-Nie rób.
Popatrzyłem na niego
niepewnie.
-Wiesz, jak jesteś
zmęczony…
-Tata!!
-Takanori, musimy
porozmawiać.
-Tato!
Poczułem, jak krew
odpływa mi z twarzy. Mina Yuu była bardzo poważna, a ton jego głosu suchy,
pozbawiony uczuć. Patrzyliśmy na siebie jakiś czas, nic nie mówiąc. Hiro
zrzucił talerzyk z kaszką na podłogę, Haru dalej płakała, a Yoshi bez przerwy
powtarzała tata, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
To była ciężka noc, nie
zmrużyłem nawet oka. Yuu oznajmił mi pewną rzecz, na którą nie zareagowałem
dobrze.
-Chcą cię zwolnić dyscyplinarnie?
- siedziałem na kanapie, podciągając kolana pod brodę. Yuu siedział obok mnie i
patrzył w sufit pustym wzrokiem. - Co takiego zrobiłeś?
-Mieszkam z tobą,
wzięliśmy ślub i adoptowaliśmy dzieci.
Zacisnąłem dłonie w
pięści.
-To nie jest powód do
zwolnienia dyscyplinarnego - warknąłem w zburzeniu - i nie ma nic wspólnego z
twoją pracą!
-No nie ma.
-To o co chodzi?
-Jestem w związku z
mężczyzną, co jest… niepożądane? Złe, deprawujące. Demoralizuję młodzież,
propaguję działania mające na celu promowanie dewiacji seksualnych.
-Nie jesteś chyba
panseksualistą i nie obnażasz się przed uczniami, posuwając szafkę szkolną. Nic
z tego nie rozumiem.
-Chodzi o to… Niektórzy
nie rozumieją, że bycie gejem, to wcale nie jest… nie jest czymś złym. Wcale
nie biegam po klubach nocnych, nie uprawiam seksu z kim popadnie i nie dobieram
się do dzieci. A tak właśnie ludzie postrzegają homoseksualizm.
-Mam im może udowodnić,
że trzymam cię pod butem i żaden z nas nie tyka dzieci?
Uśmiechnął się do mnie
blado, po czym pochylił się ku mnie. Wtulił twarz w mój tors. Objąłem go, a on
westchnął ciężko. Był zmęczony, roztrzęsiony. Już nawet nie pytałem, skąd
doszła do dyrekcji informacja, że Yuu był ze mną.
Następnego dnia, około
godziny siedemnastej, Yuu zadzwonił do mnie. Akurat skończyłem obchód po
szpitalu, miałem się zbierać po dzieci.
-Przyjechać? - nie kryłem
zaskoczenia. - Do ciebie do pracy?
-Słuchaj, to może być
jedyna okazja, żeby pokazać innym, że jesteśmy normalni. Poza tym i tak chcą
mnie zwolnić.
-Może w ten sposób udałoby
się uratować twoją pracę - zastanowiłem się na głos.
-No widzisz!
-W porządku, ale muszę
jeszcze odebrać dzieci. Przyjdę z nimi.
-Nie ma sprawy. A tak
swoja drogą, jak ci poszła dzisiejsza operacja? Mówiłeś, że będziesz się
dzisiaj zajmował jakąś dziewczynką z nierównymi nogami.
-Wszystko poszło gładko.
Jakieś dwie godziny temu się obudziła.
-To w porządku.
-Uhm. Do zobaczenia.
I przyjechałem do Yuu
wraz z dziećmi. Czekał na mnie na szkolnym dziedzińcu. Wytłumaczył mi, że
rozmawiał dzisiaj ze swoim dyrektorem, który nie mógł zrozumieć, że Yuu ma
stałego partnera i nigdy w życiu nie skrzywdziłby dzieci. Shiroyama wziął hardo
bliźniaki na ręce, a ja trzymałem Yoshi. Obaj wkroczyliśmy do gabinetu
dyrektora, który siedział przy swoim biurku, przeglądając jakieś papiery.
Gabinet był ciasnawy,
zastawiony regałami z segregatorami i książkami. Pośrodku stało szerokie,
masywne biurko, na którym leżały dwie kupki, równiutko poukładanych papierów.
Po lewej były dokumenty nieprzejrzane, po prawej te rozpracowane. Przed
biurkiem stało jedno krzesło. Było to metalowe krzesło, obłożone na oparciu i
siedzisku pianką oraz jakimś drapiącym materiałem. Takie krzesła zawsze
stawiało się w starych urzędach lub salach konferencyjnych. Nawet teraz te
krzesła nie uległy wyparciu, co świadczyło jego obecność tutaj i o ile się nie
myliłem, takie krzesła były też u mnie w szpitalu. Nowoczesne, miękkie
siedziska nie miały jednak szans ze staromodnymi, trwałymi krzesłami.
-Tak? - dyrektor oparł
się wygodnie o swój fotel. Rozległo się skrzypnięcie. Był to okręcany fotel na
kółkach, który zupełnie nie pasował mi do masywnych, drogich regałów i biurka.
Pewnie ten fotel został wybrany do pomieszczenia tylko z tego względu, że był wygodny.
-Prosił pan, żeby… - zaczął
Yuu.
-Ach, tak - przerwał mu
dyrektor. - Panie Yuu, zdaje sobie pan sprawę z tego, że idę panu w tej chwili
na rękę? Wątpię jednak, by to coś dało. Zważając na sytuację…
-Sytuację? - wtrąciłem
się. Zerknąłem na Yuu, który pobladł, patrząc na mnie. Jego wzrok wręcz błagał,
bym nie wdawał się w żadne pyskówki słowne z jego szefem. Bardzo mu zależało na
tej pracy. - Mógłby pan jaśniej?
Wybacz, Yuu - pomyślałem.
Yoshi, którą trzymałem na
rękach, patrzyła na wszystko uważnie. Wierciła się i rozglądała dookoła. Była w
nowym miejscu, pewnie chciała wszystkiego dotknąć. Podobnie bliźniaki, które
spoczywały na rękach Shiroyamy. Haru wręcz wyrywała się z uścisku mojego męża.
Zlustrowałem uważnie
dyrektora. Był starszy ode mnie przynajmniej o jakieś piętnaście lat. Czarne
włosy miały przebłyski siwizny. Twarz jego była ogolona, szara i zmęczona. Miał
lekką nadwagę, przymały garnitur rozchodził się mu na brzuchu. Patrzył na mnie,
to na Yuu z dozą niesmaku wymalowaną na twarzy.
-Chodzi o preferencje
pana Shiroyamy - wytłumaczył, cedząc słowa w moją stronę. Uniosłem jedną brew.
-Mhm – spojrzałem kolejny
raz na Yuu. Zdaje się, że już na nic dobrego nie liczył. - To… były jakieś
skargi na Yuu? Zachował się w nieodpowiedni sposób?
-Chodzi o całokształt.
-Całokształt czego?
Dyrektor zmarszczył brwi.
Miałem wrażenie, że zaraz splunie na mnie z obrzydzeniem.
-Nauczyciel musi dawać
dobry przykład swoim podopiecznym. Powinien mieć odpowiednie kwalifikacje,
zachowywać się w należyty sposób.
-Daj pana nie rozumiem -
oznajmiłem.
-Niech pan usiądzie - mężczyzna
wskazał na metalowe krzesło przed biurkiem. Przysiadłem bez jakiegokolwiek
skrępowania. Yuu stanął obok mnie. Czułem się teraz, jakbym był matką Yuu, a on
uczniem, który narozrabiał i chciano go wyrzucić ze szkoły. - Preferencje…
seksualne pana Shiroyamy nie są zbyt… nie są zbyt odpowiednie.
Prychnąłem. Dyrektor
popatrzył na mnie z lekka zaskoczony i jednocześnie oburzony.
-Od kiedy preferencje
seksualne są czymś, co dotyczy pracy lub uczniów?
-To dawanie złego
przykładu.
-Złego przykładu do czego?
Orientacja seksualna nie powinna decydować o zajmowanej pozycji,
umiejętnościach. Nie powinna też być powodem do zwolnienia z pracy. To rzecz,
która nie dotyczy wizerunku publicznego.
-Tak pan myśli?
-Z całym szacunkiem, ale
tak. Twierdzenie, że ktoś nie nadaje się więcej do danej pracy, bo jest gejem,
to głupota. Czy ktokolwiek skarżył się na Yuu? Czy był pan niezadowolony z
pracy Yuu?
-No cóż…
-Rozumiem niechęć. Wiem,
jak ludzie reagują na takie rzeczy. Jest pan jednak starszy, bardziej
doświadczony i zakładam, że mądrzejszy również. Powinien pan dostrzec fakt, że
Yuu jest dobrym, odpowiedzialnym człowiekiem, który nigdy w życiu nie
skrzywdziłby żadnego dziecka, ucznia.
-Jest jakaś pewność?
-A miał pan tę pewność do
tej pory, kiedy Yuu pracował u pana, a pan nie miał pojęcia o fakcie, że jest
homoseksualistą?
Zapadła cisza. Zegarek na
nadgarstku dyrektora tykał cicho. Spojrzałem na Yuu. Zaciskał wąsko wargi,
spoglądał to na mnie, to na swojego szefa. Miałem mu pomóc, to fakt. Nie mogłem
jednak znieść tych wszystkich wąsko myślących ludzi. Musiałem działać.
-Mogę poręczyć, że Yuu…
-Nic mnie to nie obchodzi
– fuknął dyrektor. Przełknąłem ślinę. - To się powinno leczyć.
-Homofobię też powinno
się leczyć.
-Proszę pana! Dosyć tego.
Nie mam zamiaru z panem dyskutować. Za kogo pan się w ogóle uważa?! - uderzył
dłonią w blat biurka. Patrzyłem na to nieporuszony. Hiro zaczął cicho łkać,
zapewnie wystraszony tym, że mężczyzna tak gwałtownie podniósł głos. Odwróciłem
się do Yuu, który trzymał bliźniaki. Haru była wystraszona, drgały jej wargi.
Yoshi również wydawała mi się być bardzo zlękniona. Yuu przycisnął Hiroshiego
bardziej do siebie. Pogłaskał go po głowie.
-Za męża Yuu -
powiedziałem spokojnie.
Mężczyzna wziął głęboki
wdech, po czym pochylił się ku mnie, zniżając ton głosu. Próbował zastosować
chwyt, który nie był mi obcy.
-Za męża? - powtórzył,
unosząc brwi.
-Tak. Za męża.
Wyprostowałem się na
krześle, biorąc głęboki wdech. Było mi naprawdę niewygodnie.
-Niech mnie pan posłucha
- zacząłem. - Przyszedłem tutaj, żeby udowodnić panu, że Yuu w żaden sposób nie
deprawuje dzieci i nic im nie robi. To człowiek jak każdy inny.
-Niech pan zrozumie, że
niewiele mnie to obchodzi. Wszelkie odchylenia nie są tolerowane, a takie
patologiczne rodzinny nie powinny istnieć.
Uchyliłem usta, by już
odpowiedzieć, gdy coś mnie tknęło. Patologiczna rodzina…
-Przepraszam bardzo, ale co
takiego? Yoshi, idź do taty - postawiłem córkę na podłodze. Dziewczynka
podbiegła do Yuu. Pochyliłem się ku facetowi. - Czy pan właśnie nazwał moją
rodzinę patologiczną?
-Nie inaczej.
-Zdaje pan sobie sprawę z
tego, co to znaczy? Rozumie pan, jakie te słowa niosą ze sobą konsekwencje?
-Słucham? - zamrugał
kilkakrotnie.
-To może inaczej. Wie
pan, ile lat temu homoseksualizm został wykreślony z listy chorób psychicznych?
Podpowiem tylko, że to było tak dawno, że niedługo zaczną o tym pisać w
podręcznikach do historii. Poza tym, z czysto medycznego punktu widzenia…
-Kim pan niby jest, by
mówić mi o medycznym punkcie widzenia? Panie… - przerwał mi. Uśmiechnąłem się
ironicznie.
-Matsumoto. Jestem
lekarzem. Jeśli już mamy wchodzić w konkrety, to jestem chirurgiem dziecięcym.
Dyrektor jakby pobladł,
uchylił wargi.
-Matsumoto? - powtórzył
moje nazwisko.
-Tak.
Po skroni mężczyzny
spłynęła kropla potu. Wytarł się materiałową chusteczką.
-Czy pan operował dzisiaj
moją wnuczkę?
Zmarszczyłem brwi.
-Furuda?
Mężczyzn padł na fotel.
-Dobry Boże. Niech pan
wyjdzie.
-Słucham? Jeszcze nie…
-Proszę natychmiast stąd
wyjść. Panie Matsumoto, panie Shiroyama, żegnam panów.
Wstałem. Ruszyłem do
wyjścia. Już byłem w połowie na zewnątrz, gdy usłyszałem jeszcze, jak dyrektor
mówi do Yuu:
-Widzimy się jutro na
zajęciach.
Później Yuu miał jeszcze
dwie wizytacje podczas zajęć. Jedna zapowiedziana, druga niezapowiedziana. Obie
przeszedł znakomicie i nikt więcej nie groził mu już utratą pracy. Mało tego!
Dostał premię, a dyrektor szkoły, w której pracował, kłaniał mi się nisko za
każdym razem, gdy tylko mnie widział.
-Jesteś niesamowity! -
Yuu porwał mnie w objęcia, po oświadczeniu mi, że zostaje w szkole. Objął mnie
mocno, całując mnie namiętnie w usta. Okręcił się kilkakrotnie wokół własnej
osi
-Nie przeczę - zaśmiałem
się.
-Naprawdę. Dzięki tobie
mnie nie zwolnili. Takanori… Dziękuję.
Postawił mnie na
podłodze. Przytuliliśmy się do siebie.
-Nie ma za co, misiu.
Od tamtej pory układało
nam się dobrze. Minął rok, potem kolejny i nim się obejrzeliśmy, obchodziliśmy
naszą jedenastą rocznicę. Jak zwykle w Nowy Rok. Yuu puszczał fajerwerki, a ja
stałem z boku z dziećmi, które piszczały i krzyczały za każdym razem, gdy
kolorowe iskry szły ze świstem i hukiem w niebo. Zaraz poszliśmy położyć nasze
pociechy spać. Wykąpaliśmy je i poczytaliśmy bajki. Maluchy szybko zasnęły z
nadmiaru wrażeń. Gdy tylko zamknęliśmy drzwi od dziecięcej sypialni, zaczęliśmy
świętować naszą rocznicę. Niemal od razu poszliśmy wziąć razem kąpiel,
popijając schłodzonego szampana. Leżeliśmy obok siebie w gorącej wodzie i
rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o pracy i dzieciach. Mówiliśmy o tym, co
było. Jacy my byliśmy kiedyś. Śmialiśmy się, czasami któryś dźgał któregoś w
bok. Dawno nie czułem się taki odprężony.
-Czuję się tak staro -
wymamrotał nagle Yuu.
-Ty staro?
Spojrzał na mnie
znacząco.
-W tym roku skończę 31
lat. Nigdy nie sądziłem, że w ogóle uda mi się dożyć trzydziestki.
-Ale dożyłeś, a nawet
dalej i to ze mną.
Uśmiechnął się, biorąc
łyk szampana. To był bardzo smutny uśmiech.
-Z tobą.
-Hej, co się stało? -
wyprostowałem się, patrząc na niego.
-W zasadzie, to nic się
nie stało.
-Tak się tym wiekiem
przejmujesz?
Spojrzał na mnie czule,
po czym pogłaskał mnie po policzku.
-Po prostu mam wrażenie,
jakbyśmy poznali się dopiero kilka dni temu. Wciąż nie może do mnie dotrzeć, że
to już tyle lat. Czas leci zdecydowanie zbyt szybko.
Dotknąłem jego policzka,
przesunąłem dłonią na jego brodę. Yuu był niegolony, ostry zarost drapał moją
rękę. Przyłożyłem swój policzek do jego brody i lekko go potarłem. Nie wiedzieć
czemu, ale lubiłem to uczucie. Zawsze przechodziły mnie wówczas przyjemne
dreszcze. Pocałowałem go w brodę, włoski podrażniły moje wargi. Musnąłem jego
usta, nos, czoło, kości policzkowe, powieki. Zamknął oczy, odchylając lekko głowę,
a ja całowałem go po twarzy. Kawałek po kawałku, milimetr po milimetrze. Jakbym
był niewidomy, a jego twarz była wyznaniem miłosnym zapisanym Braillem, które
mogłem odczytać wyłącznie dotykiem swoich warg. Nie mogłem się powstrzymać i
objąłem go jedną ręką za szyję. Masowałem mu kark, doskonale wiedząc, że było
to jego erogenne miejsce.
Gdy przestałem go
całować, zdałem sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczony. Odłożyłem kieliszek
po szampanie na brzeg wanny. Oparłem się o ramię Yuu, zamykając oczy. Mógłbym
teraz tak zasnąć.
-Wiesz, to nic nie
szkodzi - powiedziałem cicho. Sunąłem palcem wskazującym po jego nagim torsie. -
Nie ważne, ile będziemy mieć lat, naprawdę. Chcę być z tobą tak długo, jak to
tylko możliwe.
-Jak to tylko możliwe -
powtórzył.
Pocałowałem go na oślep w
szyję.
-Mhm… Jeśli ty
odejdziesz, ja też to zrobię. Bez względu na konsekwencje.
-Bez względu na wszystko,
nigdy nie wolno ci opuścić dzieci - odparł. Miał rację.
Słowo się rzekło -
pomyślałem, wstając z wanny. Wytarłem się, przebrałem w miękką piżamę i
położyłem się do łóżka. Zasnąłem, nim Yuu do mnie przyszedł.
***
Doskonale pamiętam dzień,
kiedy poznałem tę osobliwą grupkę. Było ich cztery. Ruda, Okularnica, krótko
ścięta, w konsekwencji czego była Jeżem oraz Pulchna. Siedziały u nas na
kanapie i rozmawiały z Yuu. Wszedłem do salonu, będąc odrobinę zbity z tropu.
-W końcu poznałem twoje
nastoletnie kochanki! - wypaliłem do Yuu z uśmiechem na ustach, choć do śmiechu
nie było mi wcale. Spojrzałem na te cztery dziewczyny bardzo uważnie. Wszystkie
miały na sobie takie same mundurki szkolne. Nie były brzydkie, chociaż do
piękności z okładek też nie należały. Proste nastolatki.
-No jasne - wymamrotał
Yuu.
Przysiadłem obok męża.
Spodziewałem się, że zaraz się dowiem, iż każda z nich jest z nim w ciąży. One
jednak milczały. Patrzyły na mnie niepewnie, jakby chciały się o coś zapytać,
jednak nie miały odwagi.
-Takanori…
Spojrzałem na niego,
marszcząc brwi. Cokolwiek miało znaczyć to zebranie kółka różańcowego,
chciałem, żeby już się skończyło. Musiałem pilnie porozmawiać z Yuu w cztery
oczy.
-No mów - Jeżyk dźgnęła
Rudą w bok. Ta fuknęła coś na koleżankę. Zaczęło mnie zastanawiać, która z tych
dwóch mogłaby być liderką tej grupy. Po dłuższym namyśle, stwierdziłem, że
Ruda. Twarz miała całkiem dorosłą, żeby nie powiedzieć poważną. Siedziała
prosto, zimne spojrzenie kierowała w oczy rozmówcy, jakby chciała go przejrzeć.
Swoim usposobieniem i kolorem włosów przypominała mi starego przyjaciela.
Dlatego też czułem, że nie dogadam się z nią od razu.
-To głupie - wymamrotała
okularnica, wbijając wzrok w kolana. Jeżyk wywróciła oczami, drapiąc się w tył
prawie łysej głosy, a Pulchna zacisnęła wąsko wargi. Pulchna wcale nie była
gruba, miała po prostu pyzate policzki, jak to się czasami zdarza. Z twarzy
przypominała chomika.
-Mamy problem, proszę
pana - zwróciła się do mnie Ruda ostrożnie. - Problem… natury etycznej. Chyba.
-Etycznej? - otworzyłem
szerzej oczy w zdziwieniu. O co tu chodziło?
-Chyba bardziej natury
kobiecej - dodała Jeżyk.
-Nie rozumiem - pokręciłem
głową. Spojrzałem na Yuu. - Może ty mi wytłumaczysz, o co chodzi?
-Dziewczęta… mają pewien
problem. I chyba tylko ty potrafisz im pomóc.
Uniosłem jedną brew.
-Może mi ktoś powie w
końcu, co to za problem?
Pulchna wstała
gwałtownie, po czym podeszła do mnie. Krótka spódniczka falowała pod wpływem
jej ruchów i odsłaniała delikatne, gładkie uda. Aż nabrałem ochoty, by dotknąć
tych nóg, by przekonać się czy były prawdziwe. To były doprawdy nieziemskie
nogi.
-A jeśli nie będę umiał
pomóc? - popatrzyłem z dołu na dziewczynę przed sobą. Z tej perspektywy jej
piersi wydawały się być naprawdę duże.
-Kto jak kto, ale jeśli
chodzi o facetów…
-Ach! - zerwałem się na
równe nogi. - Która ma problemy sercowe?
Wszystkie spojrzały na Okularnicę.
Pokiwałem uważnie głową. Mogłem się tego spodziewać.
Gdy wyszły, przysiadłem
Yuu na kolanach. Objął mnie w pasie, a ja oparłem głowę na jego ramieniu.
-Co to było? - spytałem.
-Opinia publiczna wie, że
jestem gejem, w tym uczniowie.
-Poważnie?
-Mhm - pogładził mnie po
plecach. Przeszedł przeze mnie przyjemny dreszcz. - Poza tym, w ogóle się nie
chwaląc, mam dobry kontakt z uczniami. Poważnie.
-No jasne.
-No i przyszły do mnie
dzisiaj. Rozumiesz, że byłem męczony o rzeczy, o których nie mam bladego
pojęcia? Moda, makijaż, faceci…
-O tym ostatnim masz
chyba jakieś pojęcie.
-Może i jakieś mam, ale
niezbyt rozległe.
-Niezbyt rozległe? -
przesunąłem ręką po jego torsie. Rozpiąłem dwa pierwsze guziki jego koszuli. –
Może mam ci pomóc w poszerzaniu horyzontów? – rozpiąłem kolejne trzy guziki.
Wsunąłem dłoń pod materiał koszuli, dotykając jego nagiej klatki piersiowej.
-A masz jakieś
propozycje?
Przełożyłem jedną nogę,
tak, że usiadłem na nim okrakiem. Złapał mnie za biodra, a ja musnąłem wargami
jego ucho.
-Mam i to propozycja nie
do odrzucenia.
-Ach tak?
-Tak.
Pocałowaliśmy się czule.
Rozchyliłem lekko wargi podczas pieszczoty. Yuu nieznacznie zsunął dłonie na
moje pośladki, rozpiąłem do końca jego koszulę. Już dawno nie całowaliśmy się z
Yuu w taki wyjątkowo erotyczny sposób. Czułem przepływające przez nas obu
pożądanie oraz głęboką tęsknotę za namiętnymi pieszczotami. Moje ciało łaknęło
bliskości Yuu, ciepła jego męskiego ciała, czułego dotyku. Teraz, gdy
obdarowywaliśmy się pocałunkami, nie mogłem znieść myśli, że cała ta
przyjemność szybko minie. Po wszystkim wrócimy do swoich zajęć i znów będziemy
w takiej sytuacji za jakiś miesiąc, może dwa. Czasami trwało to nawet dłużej.
Oderwałem się od niego w
momencie, kiedy chciał wsunąć dłoń pod moją koszulkę. Spojrzał na mnie
zaskoczony.
-Pobawmy się dzisiaj
wieczorem - zaproponowałem. - Ty, ja, łóżko i świńskie zabawy.
-A już mnie prawie
rozebrałeś - cmoknął mnie w szyję.
-Przepraszam. Teraz po
prostu… to by nie wyszło.
-Wyszłoby - objął mnie
mocno. Musnąłem nosem jego policzek. - Ale nie tak, jak wieczorem.
-Mhm - pocałowałem go w
czoło. - Wiesz, dzisiaj była u mnie pani od złamanego piszczela.
-I? - pogładził mnie po
plecach.
-No wiesz, dostałem
zaproszenie na randkę.
-O, naprawdę?
-Naprawdę.
-Powinieneś iść.
-Tak, też tak myślę. Ale
wiesz, wykręciłem się tym, że mój mąż byłby bardzo zazdrosny.
Yuu zamrugał
kilkakrotnie, po czym wybuchł śmiechem.
-Powiedziałeś jej?!
-A jak myślisz?
-Naprawdę?! Chciałbym
zobaczyć jej minę!
Jeszcze tego samego dnia
odwiedziły nas Pulchna i Ruda. Akurat bawiłem się z dziećmi na dywanie w
salonie, gdy weszły. Leżałem na plecach i podnosiłem Hiro. Udawał, że jest
samolotem. Synek śmiał się głośno, a ja razem z nim, przy okazji naśladując
odgłosy lecącego samolotu. Tak też mnie zastały dziewczęta. Nawet nie zwróciłem
na nie uwagi, gdy weszły do salonu. Dopiero Yuu odchrząknął znacząco.
Spojrzałem na nastolatki, Hiro krzyknął coś radośnie. Samolot chyba się rozbił…
-Tak? - opuściłem i
uniosłem Hiro. Haru podeszła do Yuu, a Yoshi zaprzestała zabawy lalkami i
popatrzyła uważnie na gości.
-Tata, kto to? - Haru
złapała Yuu za rękę. Schowała się za jego nogami.
-Dziewczęta przyszyły
porozmawiać z tatusiem - Yuu wziął Haru na ręce. - Yoshi, Hiro, chodźcie na
kakao.
-Kakao! - wykrzyknęła
radośnie Haru. Hiro również się ucieszył. Wyrwał mi się i podbiegł do mojego
męża. Yoshi (bardzo dojrzale, jak na swój wiek) spokojnie podeszła do Yuu i
wzięła go za rękę. Całą czwórką poszli do kuchni. Wstałem z podłogi.
-Coś się…?
-Ma pan może czas w
sobotę? - rzuciła Ruda. Zamrugałem zdziwiony.
-Czy mam czas?
-Mhm.
-Popołudniu.
Pulchna uśmiechnęła się
do mnie szeroko. Nie mogłem przestać patrzeć się na jej nogi i biust. Coś
takiego zwracało uwagę nawet homoseksualistów.
-Dobrze się składa -
oznajmiła Pulchna. Nasz przyjaciółka potrzebuje pomocy. Ten chłopak… on jej
kompletnie nie dostrzega. A ona jest strasznie mądra, zabawna, ale…
-Ale nie nadrabia wyglądem?
- podsunąłem.
-To te okulary. Ma wadę
wzroku i twierdzi, że nie zainwestuje w soczewki.
Wskazałem im kanapę.
Usiadły, a ja zająłem miejsce w fotelu. Czułem przeszywające spojrzenie Rudej
na sobie.
-Jeśli nie chce, a ten
chłopak nie widzi, jaka jest wspaniała, to znaczy, że nie jest dla niej.
-To nie do końca tak -
burknęła Ruda.
-Nie? - zdziwiłem się.
-On też jest całkiem
inteligentny, naprawdę. Nie jest wybitny, ale głupi też nie. Jest przeciętny w
dziedzinie umysłowej. On ją traktuje jak młodszą siostrę.
-Młodszą siostrę?
-Jest rok starszy.
-Tylko rok?
-Aż rok!
Westchnąłem w duchu. No
tak, w takim wieku rok to przepaść. Co ja sobie myślałem, gdy umawiałem się z
Yuu, który jest trzy lata starszy?
-No tak, wśród
nastolatków to funkcjonuje inaczej, już zapomniałem - odchrząknąłem. - Ale co w
związku z moim czasem wolnym w sobotę?
-Chodzi o zakupy. Z nami.
Uniosłem brwi w
zaskoczeniu.
-Zapytam się męża o
zgodę.
Obie wyszczerzyły się do
mnie w uśmiechu.
Yuu się zgodził.
Oczywiście, nie miał wyboru, ale musieliśmy uzgodnić, jak będziemy się zajmować
dziećmi. Wychodziło na to, że Yuu miał się zajmował naszymi krewetkami przez
cały dzień. Nie mógł się za bardzo sprzeciwić. Wieczorem, gdy dzieci już spały,
zafundowałem mu namiętny, perwersyjny seks. Dałem mu się związać. Skrępował mi
nadgarstki i tak mnie posuwał. Raz leżałem na plecach, raz na boku, na brzuchu.
Już dawno nie mieliśmy takiej gimnastyki w łóżku. W końcu Yuu usiadł na swoich
piętach, a ja ułożyłem mu się na biodrach. Pomógł mi się dobrze usadowić na
sobie, położyłem mu ręce na ramionach. Przez to, że miałem związane nadgarstki,
nie mogłem go objąć tak, jak zawsze to robiłem. Wsunął się we mnie, jęknąłem mu
do ucha.
-Yuu, kochanie -
pocałowałem go w policzek.
-Taka… - zaczął poruszać
biodrami. Prawie krzyknąłem.
-Bądź moim tatusiem,
proszę - jęknąłem mu cienko do ucha. - Proszę, Yuu… proszę…
-Powtórz.
Przyspieszył. Trzymał
mnie za biodra, wchodząc we mnie do końca. W oczach stały mi łzy. Ruchy Yuu
były silne, niemal agresywne. Był władczy, dominujący, pewny siebie. Penetrował
mnie, jakby była to jedyna rzecz, na jakiej się znał. Pojękiwał gardłowo,
męsko. Wbijał mi palce w skórę.
-Proszę - powtórzyłem. -
Proszę, bądź… ach!
-Co takiego?
Odchylił się w tył.
Oparłem się o jego tors, ugryzłem go w szyję. Zacząłem lizać to miejsce i ssać.
Nagle wyszedł ze mnie. Rzucił mnie na łóżko, czego kompletnie się nie
spodziewałem. Odwrócił mnie na brzuch. Dał mi porządnego, silnego klapsa w
pośladki. Stłumiłem krzyk na poduszce. Czułem, jak mój tył pulsuje z bólu. Ale
podobało mi się to. Chciałem, by zrobił to jeszcze raz, był bił mnie, gryzł,
robił wszystkie te świństwa, bylebym czuł, że żyję, że jestem z nim.
-Jeszcze raz - jęknąłem.
Po policzkach spłynęło mi kilka łez.
-Głośniej. Nie słyszę.
-Jeszcze raz… proszę.
-Naprawdę, mów głośniej.
Usadowił się nade mną.
Przesunął twardym penisem po moich pośladkach.
-Jeszcze… uderz mnie,
Yuu. Proszę, zrób to - podniosłem głos. Nie mogłem być nie wiadomo jak głośno,
mogłem obudzić dzieci.
Uderzył mnie kolejny raz,
nieco mocniej. Zdawało mi się, że Yuu nie ma jednak serca do tego, by znęcać
się nade mną w taki wynaturzony sposób.
-Mocniej, mooocniej!!
Znowu mnie uderzył, tym
razem było to naprawdę mocno. Krzyknąłem w poduszkę. Wsunął się we mnie kolejny
raz, niemal położył się na mnie. Poruszał się, a ja czułem, że zaraz zemdleję
ze tego wszystkiego.
-Tak, tak, tak -
jęknąłem, mając orgazm. Yuu gryzł i całował moje ramiona i szyję. W końcu też
szczytował.
Rano obudziłem się cały
obolały. Moje ciało pokrywały malinki, siniaki, zadrapania i jakieś inne
obrażenia, które powstały w wyniku namiętnego seksu. Leżałem obok Yuu, który
obejmował mnie w pasie. Odwrócił się z trudem w jego stronę. Pocałowałem go w
usta, otworzył oczy.
-Dzień dobry -
powiedziałem, obejmując go za szyję. Yuu pocałował mnie w policzek.
-Dzień dobry - odparł.
-Chyba dziś nie wstanę -
zaśmiałem się.
Obejrzałem swoje ciało w
lustrze. Wyglądałem jak dalmatyńczyk. Yuu tym razem naprawdę się postarał, bym
zrezygnował z prześwitującej koszuli i krótkich rękawów. Wziąłem prysznic,
przebrałem się w dopasowane spodnie oraz bluzkę z długim rękawem. Mój mąż
zrobił mi śniadanie, które pospiesznie zjadłem. Gdy zobaczyłem, jak stoi w
samych bokserkach przy szafce w kuchni, nie mogłem się powstrzymać i złapałem
go za pośladki. Podskoczył zaskoczony. Odwrócił się do mnie, a ja zaplotłem
ramiona wokół jego szyi. Pocałowaliśmy się namiętnie, splatając się językami.
Moje usta były jeszcze nabrzmiałe i obolałe od wczorajszych pocałunków oraz
obciągania Yuu.
-Dzisiaj jest twój dzień
- powiedziałem w jego usta, na krótki moment przerywając pocałunek.
-Mhm - zamruczał,
kontynuując pieszczotę. Przymknąłem powieki, zatracając się w pocałunku. - Cały
dzień z krewetkami.
Odsunęliśmy się od
siebie, jak gdyby nigdy nic. Yuu dał mi kawę i kanapki. Dodatkowo zapakował mi
jedzenie do śniadaniówki. Przytuliliśmy się na pożegnanie i pocałowaliśmy.
Czułem, że ten dzień będzie mi ciężko spędzić bez Yuu.
Po pracy poszedłem z
Rudą, Okularnicą, Pulchną i Jeżykiem na zakupy. To było dziwne. Ja i
nastolatki. Dziewczęta chodziły podniecone po sklepach i bardzo prosiły mnie o
porady. Miały szczęście, że jakoś udawało mi się śledzić wszystkie najnowsze
trendy i miałem wspaniały gust. Poza tym, jako gej wiedziałem, co jest naprawdę
ważne dla nastolatek: zakupy, narzekanie i kuta… męskie narządy płciowe.
-Pasuje ci - oznajmiłem,
gdy Okularnica wyszła z przymierzalni w błękitnej sukience przed kolana. Teraz
zauważyłem, że miała całkiem zgrabne łydki.
-Tak? - spojrzała na mnie
z nadzieją. - Nie jest zbyt wyzywająco?
-Czy ja wiem. Nie żyjemy
w średniowieczu. Sukienka jest ładna, prosta. Nie wyglądasz wulgarnie. Brakuje
ci jeszcze jakiś dodatków.
Ucieszyła się. Już dawno
nie widziałem takiego zadowolenia na kobiecej twarzy. Pomogłem jej jeszcze
dobrać buty. Upierała się, że nie założy obcasów, dlatego wybrałem jej baleriny
z kokardkami.
-Ja nie wierzę, że ten
chłopak nie patrzy na ciebie jak na kobietę, tylko jak na młodszą siostrę -
oznajmiłem, odpisując Yuu na sms. Pytał się o to, co dać dzieciom do jedzenia
na obiad.
-Tak bywa - odpowiedziała
mi Jeżyk.
-Mhm. Mężczyźni są
okrutni - dodała Ruda.
-I przy okazji napaleni -
podsumowała Pulchna.
Popatrzyłem na nie,
unosząc brwi. Bez szkolnych mundurków nie wydawały się być takie niewinne. Były
naprawdę atrakcyjne.
-No tak - spojrzałem na
Okularnicę. Spuszczała wzrok. - Mam pytanie.
Pulchna, Jeżyk i Ruda
spojrzały jednocześnie na Okularnicę, a ta popatrzyła na mnie.
-Tak?
-Zdejmiesz na chwilę
okulary?
Uchyliła wargi, by coś
powiedzieć. Zaraz jednak zamknęła usta i pokręciła szybko głową.
-Nie, nie widzę bez nich.
-Tylko na chwilę. Chcę
zobaczyć, jak wyglądasz bez okularów.
Niepewnie ściągnęła
cienkie oprawki i popatrzyła na mnie. Bez okularów była naprawdę piękna.
Niewinna, drobna, słodka…
-Jesteś śliczna -
oznajmiłem. Dziewczyna zaczerwieniła się, szybko zakładając okulary. Miałem
wrażenie, jakby ktoś zgasił światło, jakby cały jej blask znikł, gdy tylko
włożyła oprawki na miejsce. Westchnąłem.
-Mówiłam ci! - Jeżyk
pchnęła Okularnicę w bok. Pulchna uśmiechnęła się do niej, a Ruda zrobiła minę,
jakby chciała powiedzieć, że to nic nowego.
Poszedłem jeszcze z nimi
na kawę. Nastolatki były strasznie żywe. Jedna mówiła przez drugą, a ja czułem
się zmęczony. Wszystko mnie bolało i
chciałem tylko położyć się spać. Podparłem się ręką na stoliku, przymykając
powieki.
-Coś się stało? - spytała
Jeżyk. Zerknąłem na nią.
-Nie wyspałem się -
odparłem.
-Nie, to… o - Ruda
pokazała na swój nadgarstek.
Wyprostowałem się i
spojrzałem na swoje ręce. Teraz zrozumiałem, o co im chodziło. Miałem strasznie
otarte nadgarstki po ostatniej nocy z Yuu.
-To nic takiego -
uśmiechnąłem się lekko. Naciągnąłem rękawy bluzki, odchrząkując.
Pulchna spojrzała na mnie
w znaczący sposób. Dziwiłem się, że jeszcze żadna nie powiedziała nic na temat
mojej malinki na szyi.
-Nie wygląda to za dobrze
- oznajmiła Ruda.
-No nie wygląda -
zaśmiałem się lekko. Czułem, że robię się nieznacznie czerwony. - W każdym
razie… to nic istotnego.
-To jakaś choroba?
-Zaraźliwe?
-Od tego się umiera?
Zaśmiałem się tylko,
kręcąc głową.
-Jutro go zaszokujesz! -
Pulchna złapała Okularnicę za rękę. Ta się speszyła, spuszczając wzrok.
Pokiwała głową, na jej ustach gościł nieśmiały uśmiech.
-W końcu przestanie
patrzeć na ciebie jak na małą dziewczynkę - dodała Ruda.
-Tak się teraz
zastanawiam - przerwałem im. - Ty naprawdę chcesz z nim być?
Dziewczęta zamilkły i
spojrzały na mnie z lekka zaskoczone.
-N… no tak - wydukała
Okularnica.
-Posłuchaj, nie chcę cię
straszyć, ale lepiej coś sobie zapamiętaj. Facetem trzeba się zajmować. Karmić,
wyprowadzać, pielęgnować, bawić się z nim i tresować. Zupełnie jak z psem. Z
tym, że pies nigdy cię nie zostawi. No ba! Będzie zawsze wtedy, gdy będziesz go
potrzebować i po rodzicach to jedyna istota, która kocha obdarza cię
stuprocentową miłością. A z facetem nie jest tak zawsze.
-To sugestia, że lepiej
by było, gdybyśmy wszystkie kupiły sobie psy? - burknęła Jeżyk.
-Nie, nie - zaśmiałem
się, kręcąc głową. - Nie można dać się zwariować. To po pierwsze, a po drugie,
trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Czasami tacy lubią zrywać się z łańcucha.
Ruda uniosła znacząco
brwi.
-To jakaś sugestia z
życia wzięta?
-W pewnym sensie -
posłałem jej serdeczny uśmiech.
Yuu zadzwonił do mnie, że
ugotował cały makaron jaki mieliśmy i zrobił cały gar sosu do spaghetti.
-Zwariowałeś? Dzieci w
Afryce głodują, a ty tak marnujesz jedzenie. Wiesz, że tego nie zjemy.
-Starczy na kilka dni…
-Zepsuje się! -
zaprotestowałem. - Dlaczego, zawsze wtedy, gdy zostawiam cię samego, to ty
zaczynasz gotować jak nienormalny?
-Tak, no… nie wiem. I
wiesz, właśnie skończyłem lepić pierożki ze szpinakiem i w ogóle… Chyba z sosem
je podać, no nie?
-Yuu, co my z tym
jedzeniem zrobimy?
-Nie wiem.
I dlatego zaprosiłem
dziewczęta na obiad do nas. Przysłuchiwały się mojej konwersacji z Yuu w
głębokim skupieniu. Czasami się śmiały, gdy go wyzywałem albo podnosiłem głos.
-Dziećmi miałeś się
zająć!
-Zajmuję się nimi ciągle.
Jestem mobilny, tak? Zajmuję się dziećmi i gotuję. Gotuję i zajmuję się
dziećmi. Tak?
-Nie - burknąłem.
Potarłem skronie. - Słuchaj, szefie kuchni. Następnym razem, gdy coś takiego
zrobisz, to sam to wszystko zjesz.
Nie mówiłem Yuu, że wezmę
do domu dziewczęta. Był kompletnie zbity z pantałyku, gdy ujrzał swoje
uczennice. Ubrany w rozciągnięty podkoszulek, spodnie dresowe i znoszone kapcie
oraz fartuszek typowej kury domowej, popatrzył na mnie, a następnie na
dziewczyny.
-Oto i mój najwspanialszy
na świecie mężczyzna! - oznajmiłem, podchodząc do zaskoczonego Yuu. Odłożył na
bok łyżkę. Ująłem jego twarz w dłonie i stając na palcach, pocałowałem go w
usta. - Ubierz się ładnie, a ja się zajmę resztą.
-Dzięki - mruknął.
Szybko wycofał się do
sypialni. Dziewczęta powiodły za nim wzrokiem i przywitały się słowami; dzień
dobry, sensei!
Zaraz do kuchni wpadły
dzieci, które musiały nas usłyszeć. Poprzytulałem je, po czym poprosiłem
dziewczęta o pomoc. Pulchna wzięła Hiro, Okularnica Haru, a Jeżyk Yoshi.
Usiadły z dziećmi przy stole, a ja nakładałem całe jedzenie.
-Tyle dzieci -
powiedziała Ruda. - To naprawdę… to odpowiedzialność. Tym się trzeba zajmować.
-Lubię nasze krewetki, więc
to nie problem.
-Krewetki - parsknęła
Jeżyk.
Przyszedł Yuu. Był ubrany
w czarną koszulkę i dżinsy. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.
-Możesz mi powiedzieć,
dlaczego za każdym razem, gdy zostawiam cię w domu samego, to gotujesz jak dla
całej afrykańskiej wioski? - rzuciłem w jego stronę, stawiając talerze i miski
na stole.
-Zapełniam pustkę -
odparł poważnym tonem.
Zjedliśmy w dziewiątkę
obiad. To była dziwnie miła i rodzinna atmosfera. Dziewczyny wcale nie czuły
się skrępowane przed Yuu, nawet jeśli był ich nauczycielem. Siedemnastolatki
mówiły przez siebie, śmiały się, żartowały i zajmowały się naszymi dziećmi.
-Pamiętam, gdy ja miałem
siedemnaście lat - westchnąłem do Yuu, gdy dziewczyny bardziej skupiły się na
naszych dzieciach, niż na nas.
-Też pamiętam, gdy miałeś
siedemnaście lat - odparł z uśmiechem. - Wiesz, tak w zasadzie, nic się nie
zmieniłeś.
-Tak myślisz?
-Mhm - pocałował mnie w
policzek. Uśmiechnąłem się pod wpływem tej pieszczoty. Musnął wargami moje
ucho. - Dla mnie całe życie będziesz miał siedemnaście lat.
-A ty dla mnie
dwadzieścia - odpowiedziałem.
Yuu splótł nasze dłonie
pod stołem. Popatrzyłem na Rudą, Jeżyka, Okularnicę i Pulchną, które już
zupełnie o nas zapomniały i bawiły się przy stole z naszymi dziećmi. W tej
jednej chwili pomyślałem, że nigdy nie chciałbym zmieniać swojego życie na
żadne inne. Wszystko to, co miałem teraz, było moim największym szczęściem.
----
Panie i... Panie. (???) Dzisiaj bawię się w Świętego Mikołaja i oto specjalnie dla moich kochanych Żuczków, obiecany fragment z piątej serii Migdała. Nie ma Kouyou, nie ma Akiry, nie ma Yutaki, nie ma nikogo z powszednich czterech serii, oprócz Yuu i Taki. Tak jakoś mi smutno z tego powodu.
Do następnego~!
To było przeurocze. ♥
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Bardzo ucieszył mnie ten rozdział. Ciekawe czy Kou albo Aki jeszcze będą mieszać... XD Wesołych Świąt Tsu! <3
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt <3
OdpowiedzUsuńRozdział był cudowny i mam nadzieję, że nie ostatni~ :3
To jest takie idealne, aż się wzruszyłam z tego wszystkiego ;-; Cieszę się ich szczęściem. Tsukomuś sprawiłaś nam cudowny prezent na święta <3
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ Tak kocham tą serię. Właśnie za tyle słodkości. To cudowny prezent na święta. Już straciłam nadzieję na Migdała. Rozczuliły mnie dzieci. Tyle słodkości! Cud, miód, orzeszki. Dziękuję za rozdział i życzę spóźnionych Wesołych Świąt.
OdpowiedzUsuńTo było cudne. Takie niby zwykłe ale jednocześnke niezwykłe. Przede wszystkim dobrze napisane, z kilkoma naprawdę zabawnymi fragmemtami. (^ω^)
OdpowiedzUsuńW życiu nie chciałabym spotkać takiej uczennicy jak ta pierwsza ヽ( ´¬`)ノ straszne
uwielbiam to <3 kiedy będzie następny??
OdpowiedzUsuńOd czerwca nie ma dnia, kiedy nie wchodzę i nie patrzę, czy nie ma nowego rozdziału Migdała. To cudowna seria. Uwielbiam ją. :) Mam nadzieję, że niedługo będzie nam dane oczekiwać kolejnego rozdziału Migdała (także opowiadania, które jak sama napisałaś, ma być twoją najważniejszą pracą). Podziwiam twoją chęć do pisania i to, że ciągle masz wenę! :)
OdpowiedzUsuń